OGŁOSZENIA

-

7 października 2012

It is never too late to mend


Joshua Josh Harrison

W tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym-drugim roku trzeciego marca około godziny szóstej, zaraz przed brzaskiem na świat przyszedł pierworodny syn państwa Harrison po całej nocy męczarni matki oraz położnych.  Addison, piękna pani doktor, przywitała go ze łzami szczęścia i z delikatnym uśmiechem, choć niesamowicie wycieńczona, a David, niespełniony muzyk, resztkami sił próbując nie zemdleć obejmował małżonkę i patrzył z dumną na swego syna.  Josh, bo tak nazwali tego uroczego chłopczyka, wychowywał się w pełnym miłości i radości domu, w Bristolu. Dwa lata później dołączyła do niego siostra. Gdy skończył siedem lat rodzice zginęli w wypadku samochodowym, osieracając dwójkę dzieci, które trafiły pod opiekę dziadków.  Zaczął studia na wydziale muzycznym, w Bristol University. Tam poznał JĄ. Był to bardzo namiętny romans, a może nawet miłość? Nagle wyjechała, zostawiając Josha bez żadnych wyjaśnień, a po pół roku doszła do niego wiadomość, że jest w ciąży. Rzucił studia i ruszył na poszukiwania. Przez długi czas walczył o prawa rodzicielskie, teraz widuje synka co drugi weekend. Chcąc odciążyć dziadków wyjechał z Bristolu i zamieszkał na przedmieściach Murine Town. Właściciel sklepu muzycznego Helvete.  


Pomimo okrutnych zdarzeń uważa swoje dzieciństwo za szczęśliwe, był kochany i zadbany, nigdy niczego mu nie brakowała. Od małego był tym mniej odpowiedzialnym i ostrożniejszym dzieckiem. Jednak bardzo troskliwy i opiekuńczy, szczególnie względem młodszej siostry. Obdarzony również niesamowitym poczuciem humoru i pewnością siebie, przez którą czasem wychodzi na aroganta. Uważa się za trzeźwo myślącego i taki jest w istocie – przynajmniej dopóki się nie wścieknie, jednak mało komu udaje się go wyprowadzić z równowagi. Lubiący być w centrum zainteresowania, szczególnie pięknych  kobiet. Kiedyś flirciarz i łamacz damskich serc, uwodziciel, jednak ze względu na synka zrezygnował z wiecznych podboi.  Miłość? Nie rezygnuje z poszukiwań damy swego serca. Chcę się ustatkować, by stworzyć Lukowi dobre warunki. Wciąż walczy o pełne prawa rodzicielskie, wielkim wsparciem jest jego siostra, ambitna pani adwokat.  Kiedy ma zły humor, a zdarza mu się wstać lewą nogę, bywa złośliwy, szorstki i chłodny. Nie brakuje mu odwagi, a za bliską osobę jest gotów poświęcić życie. Szczery do bólu czego oczekuje w zamian, kłamstwa nie toleruje.  Inteligencje odziedziczył po matce, jednak nie ma takiej łatwości w nauce jak jego młodsza siostra, jednak pomaga mu nabyty przez lata spryt. 
Pasją zaraził go ojciec. Muzyka jest jedną z najważniejszych i najświętszych rzeczy w życiu Josha. Jest to rzecz, którą dzielił ze zmarłym ojcem, oprócz tego na widok jego z gitarą mało która kobieta jest w stanie mu się oprzeć. Gra również na klawiszach, dorabia sobie ucząc dzieciaki gry. Często można usłyszeć go w The Six Pence Pub. Nigdy nie był typem sportowca, jednak nie potrafi sobie odmówić porannej przebieżki.



Jego pewność siebie nie wzięła się znikąd. Średniego wzrostu, mierzący prawie metr osiemdziesiąt.. Jasnowłosy mężczyzna przyciągający spojrzenia jak magnez. Ciemno brązowe tęczówki obramowane długimi rzęsami, rzucające przeciągłe spojrzenia na płeć przeciwną. Właściciel niskiego, nieco chropowatego głosu. Nie przywiązujący większej wagi do ubioru,  jednak ma bardzo specyficzne poczucie smaku, uwielbia kapelusze. Wąskie usta, najczęściej wykrzywione w szerokim uśmiechu, przez który w policzkach ukazując się dołeczki. Najczęściej z trzydniowym zarostem Na prawej dłoni ma tatuaż.






Pali sporadycznie, kiedy targają nim silne emocje.
Dumny posiadacz ładnej kolekcji płyt.
Uczulony na migdały i kokosy.
 Ojciec sześcioletniego Lucasa.


[ Karta z innego bloga, przekształcona na potrzeby tej postaci. Niezbyt zadowalające, jednak będzie poddawana ciągłym przeróbką. Wątki, powiązania? Jasne. Jeżeli jest ktoś chętny na przejęcie postaci siostry Harrisona, bądź matki Lucasa proszę o kontakt ;) Nie pozostaje nic innego jak: zaczynamy! ]

24 komentarze:

Grace Monaco pisze...

[Hej :D Pomysł na wątek lub powiązanie?]

Unknown pisze...

[Witamy w Murine :). Baw się dobrze i mam nadziej, że zostaniesz z nami na dłużej ;)
Co do Twojego pytania - pewnie, Harrison może być właścicielem sklepu muzycznego, nie widzę przeciwwskazań ;)]

Grace Monaco pisze...

[ O :) Świetny pomysł. Dobra, to ja zaczynam.]
Szczerze mówiąc taniec i muzyka były całym jej życiem. Wszystkim, co jej zostało. Tylko robiła to, co naprawdę kochała, mogła być sobą, nie zakładając żadnej maski, nie wstydząc się siebie. Dlatego wszystko, co miało związek z muzyką (niezależnie od jej rodzaju) przyciągało ją jak magnes. Opery, dyskoteki, sklepy muzyczne. Przebywała tam bardzo często.
W poniedziałek, po skończonym występie, gdy wyszła na zewnątrz, pokiwała głową z niedowierzaniem. Pogoda pozostawała niezmienna. Deszcz lał jak z cebra, a ona nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Wiedziała dobrze, że jeśli postoi tak jeszcze przez kilka minut, zmoknie do suchej nitki. Ruszyła się więc z miejsca, idąc w kierunku najbliższego sklepu muzycznego, w którym pracował jej znajomy. Gdy weszła do środka, uderzyła ją fala przyjemnego ciepła. Czuła się jak w domu.

Grace Monaco pisze...

Gdy weszła do środka, odetchnęła z ulgą. Cała ociekała wodą. Nie przejmowała się nawet tym, że zdążyła już zabrudzić podłogę sklepu.
- Hej - przywitała się, po czym rozebrała kurtkę. - Strzał w dziesiątkę - mruknęła, uśmiechając się szeroko. - Deszcz, ale mam zamiaru pożyczać od Ciebie parasola. Nie chcę teraz wracać do domu i spędzić wieczoru na bezczynnym gapieniu się w ekran telewizora - powiedziała zgodnie z prawdą. - Okropny dziś dzień - westchnęła.

Grace Monaco pisze...

- Racja. Mieszkam w Anglii już od roku i wciąż nie potrafię się przyzwyczaić do takiej pogody - wzruszyła ramionami zrezygnowana. Usiadła obok Josha. Zaczęła pocierać dłonią o dłoń, by jakoś się ogrzać.
Uśmiechnęła się, gdy usłyszała jego pierwsze pytanie.
- Może być herbata- odpowiedziała na jego pytanie. Ciepły napój był jedyną rzeczą, o której wtedy marzyła.
- Nic szczególnego. W zasadzie w kółko to samo.
Gracie mimo tego, że ktoś mógłby ją obudzić w środku nocy, a ona bez potknięcia zatańczyłaby dany układ, nie była nim znudzona.

Unknown pisze...

[no, ja też liczę, że to żadne fatum nie jest ^^, a jeśli nawet to tutaj wiesz się zakończy czy coś ;d]

Grace Monaco pisze...

- Dzięki - odpowiedziała z radością, szczęśliwa, że może napić się gorącej herbaty. Gdy upiła łyk, poczuła ten ulubiony smak. - Biała - mruknęła, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Jasne, jednak póki co nie wiem, kiedy to nastąpi - powiedziała szczerze. - Teraz wszyscy przechodzą w etap zimowego snu i lenia - zaśmiała się.
- To teraz mnie zdołowałeś. A ja miałam nadzieję, że za kilka miesięcy, zacznę uwielbiać deszcz - powiedziała, choć tak naprawdę jej nadzieja gasła z każdym dniem, ktoś w końcu musiał ją zabić.

Grace Monaco pisze...

- Tylko jeden moment - westchnęła, uśmiechając się smutno. W gruncie rzeczy życie składało się z takich właśnie momentów, od których zależało nasze szczęście. - Mam nadzieję - zaśmiała się. - Choć to bardzo mało prawdopodobne - dodała po chwili.- Rozumiem, ja też muszę się jakoś trzymać, bo inaczej wyląduję na bruku, a wtedy musiałabym wrócić do ojca, a tego nie chcę pod żadnym pozorem.

Grace Monaco pisze...

- Masz dla kogo walczyć - przypomniała mu, choć doskonale wiedziała,że mężczyzna to wie. - Mnie na szczęście póki co nie mają zamiaru wyrzucać - westchnęła z ulgą. "Chyba, że przyjdę pijana do pracy" powiedziała w myślach. Takie chwile zdarzały się niestety coraz częściej, a Grace wciąż nie miała dość zabawy.
- Ja? Aż tak bardzo jestem rozrzutna? - Zaśmiała się. W zasadzie do sklepu wpadała dość często, rzadziej coś kupowała. Zwykle tylko oglądała instrumenty, płyty i tym podobne.
- Jakieś trzy kilometry stąd. Trzeba iść prosto, potem skręcić w prawo. W takiej małej, ciasnej uliczce.

Cherry pisze...

[Cześć cześć i witam na blogu, choć sama dołączyłam stosunkowo niedawno!
Mogę może liczyć na jakiś wątek? :3]

Cherry pisze...

[Pomysł dobry, aczkolwiek nie potrafię wyobrazić sobie Jenny chodzącej ot tak z kimś na koncerty(ale to akurat nie jest ważne, szczególik :D), no i ogólnie rzecz biorąc to wolę zaczynanie z znajomością od zera, coby relacje i powiązania wyszły naturalnie i w praniu. ^.^
Więc proponuję dość zwyczajne zaczęcie, z jednakże małym zalążkiem CZEGOŚ: gocię me odwiedzi sklep którego właścicielem jest Josh, dajmy na to dzień po tym jak on nawiedził antykwariat i natknął się na jakąś płytę, która go zaciekawiła i ją kupił. No i może było to coś co w miarę lubi także Jenny, więc może(gomen za powtórzenia) chwile przy tym pogadali, pomijając fakt małotowarzyskości J., bo w kwestiach muzycznych da się ją zmiękczyć. : D
Co ty na to? ^.^]

Grace Monaco pisze...

- Rozumiem - dodała, uśmiechając się. Sama nie przepadała za czyimś towarzystwem, była typem samotniczki, jednak doskonale wiedziała, jak wiele czasem dany człowiek potrafi dla kogoś znaczyć.
- Tak, w centrum zdecydowanie dzieje się zbyt dużo, jednak to właśnie tam spędzam większość swojego czasu - oznajmiła zgodnie z prawdą. - Lubię hałas - odpowiedziała. Wolała nie słyszeć swoich myśli.

Jennifer Miller pisze...

[*cmoka* No nie wiem... muszę to przemyśleć...*wzdycha*
Nie no, spoko, lubię zaczynać, ale to jutro. XD Bo mnie na dziś wen twórczy opuścił.
Wiec spodziewaj się eposu. : D]

Grace Monaco pisze...

- Racja - zgodziła się z nim. W końcu miała wiele wspólnego z łagodnymi dźwiękami melodii, do których zwykle tańczyła. Tyle tylko, że tego rodzaju muzyka zmuszała ją do refleksji, co szczerze jej przeszkadzało. Czasem wydawało jej się, że jest jak robot, bez uczuć, bez emocji. Być może zachowywała się uprzejmie wobec niektórych osób, lecz gdy ktoś próbował się do niej zbliżyć, po prostu go odtrącała.
Grace doskonale znała piosenkę, którą było słychać już w całym budynku. Złapała dłoń Josha, również zaczynając tańczyć.

Jennifer Miller pisze...

Korzystając z tego, że nie musiałam iść do pracy nie zamierzałam nigdzie wychodzić, chyba że w razie ewentualnego i mało możliwego napadu ochoty na coś ciekawego do jedzenia.
Więc zapewne zapytacie mnie teraz, dlaczego właśnie idę jedną z w sumie nie tak licznych ulic Murine Town, bynajmniej nie kierując się ku żadnej kawiarni, cukierni, czy restauracji?
Powiem tak: ta wyprawa była nieplanowana.
Leżałam sobie spokojnie na łóżku, rysując jakiś okaz natury w postaci półnagiego elfa płci żeńskiej, rozkminiając jaką płytę puścić, czy też jaką piosenkę. Po dłuższym czasie, dalej nie mogąc się zdecydować, sięgnęłam po całą mą, nie tak znów dużą kolekcję, dokładnie i po kolei wszystko przeglądając. W końcu uznałam, że nie ma tego co by mnie interesowało, a że zdałam sobie sprawę z tego, że jednego z mych ulubionych albumów jednego z mych ulubionych zespołów nie posiadam, uznałam iż trzeba to zmienić, i wiele nie rozważając tego zagadnienia wybrałam się do sklepu muzycznego.
Większość osób w dzisiejszym świecie zapytałoby zapewne: no a dlaczego nie ściągnęłaś, albo nie weszłaś na youtube i nie puściłaś sobie tego co chcesz? Odpowiedź jest z jednej strony prosta i najzwyklejsza, a z drugiej mądra i broniąca prawa. Część pierwsza to to, że laptop ostatnio odmawia współpracy(przydało by się oddać go do
jakiegoś serwisu) przy próbach włączania jakichkolwiek filmików czy muzyki, z resztą przy zwykłym korzystaniu z internetu też, a druga część... nie potrafię po prostu okraść ukochanego zespołu, który wprowadził mnie na ścieżkę bycia gotem, czy słuchania metalu symfonicznego, który w dodatku częściowo się rozpadł w ostatnich dniach.
W związku z tym, jedynym co zrobiłam to narzucenie na siebie czarnego, koronkowego swetra, który częściowo zakrył odsłonięte przez gorset ciało, oraz chwycenie również koronkowej torby, w której znajdowały się dokumenty, portfel, komórka i grono innych cudów zajmujących kobiecą torebkę.
Po dobrych dwudziestu minutach dotarłam na miejsce, dziękując bogom za to, że jednak nie zdecydowałam się na ubranie nierozchodzonych glanów(nowych! z klamrami i ćwiekami, na coś fajnego spożytkować wypłatę trzeba), tylko stare, dobre, białe-przecierane. Może nie pasują najlepiej do fioletowo-czarnej spódnicy, ale who cares?
Popchnęłam drzwi sklepu, wchodząc do środka w akompaniamencie dzwonka informującego o przybyciu klienta.
[Gomen że dziś a nie wczoraj, ale tak jakoś wyszło że nie miałam czasu. oO]

Simelon pisze...

[Witam! Jakiś pomysł na wątek lub powiązanie? :)]

_Anna

Grace Monaco pisze...

[Rozumiem :) Ale wpis wcale nie jest zły :)]
Z Gracie było jednak zupełnie inaczej. Kochała taniec, choć jednocześnie nie dostrzegała jego siły i potęgi.Wolała wyszaleć się na jakiejś imprezie, co nie przynosiło żadnych korzyści, jedynie dodatkowo pogłębiało jej frustrację. Dostała możliwość wyboru. Zdecydowała, teraz pozostało jej tylko jakoś się pozbierać.
Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy piosenka ucichła. Jej włosy na szczęście zdążyły już zdążyły
wyschnąć.
- Jesteś dzisiaj w dobrym humorze, widzę - potwierdziła.

Simelon pisze...

[dziękuję bardzo. Jak tylko znalazłam zdjecia tej dziewczyny wiedziałam, ze musi byc moim wizerunkiem, a jest taka cudowna,że nie mogłam dać jej innej osobowości.
No to może być, że sie znają i ona mu pomaga z Lukiem i w ogóle. Zacząć czy ty to zrobisz? :)]

_Anna

Grace Monaco pisze...

- W takim razie gratuluję - dodała z szerokim uśmiechem na twarzy. Były to te nieliczne chwile, gdy potrafiła cieszyć się cudzym szczęściem. - Chciałabym go kiedyś poznać - wymamrotała. - Musi być na pewno świetnym dzieciakiem - dodała. Gracie co prawda miała niezbyt przyjemne doświadczenia związane z dziećmi. Jej rodzeństwo nieraz dało jej nieźle popalić. Ufała jednak w głębi duszy, że każde dziecko jest inne,

Simelon pisze...

[oh jej jej. zacznę, ale ostrzegam, ze nie za dobrze radzę sobie z rozbudowanymi wypowiedziami w wątkach ;)]

Uwielbiała tego malca. Jego iskierki w oczach, które pojawiały się na jej widok. Uwielbiała się z nim bawić, spędzać z nim czas na zapleczu sklepu, podczas, gdy jego ojciec zajmował się klientami. Często bywało, że zabierała go do mieszkania Josha i tam przygotowywała mu kolację, organizowała czas przed pójściem do łóżka i usypiała go, po to, by później usiąść na kanapie z Tatusiem i wypić trochę czerwonego wina i spokojnie porozmawiać. Ceniła osobę Josha w swoim życiu, ze względu na to, ze dzięki niemu w końcu byłą ciocią i mogła spędzać czas z dzieckiem. Marzyła o własnym, ale to jeszcze nie był czas, choć wiedziała, że gdyby zdarzyło się tak, że zaszłaby w ciążę teraz, to chwila w której by się o tym dowiedziała, była najlepszą w jej życiu.
Ten dzień zapowiadał się niezwykle nudno. Miała wolne w pracy, więc gdy tylko wypiła poranne cappucino zabrała się za sprzątanie, swojego i tak sterylnego mieszkania. Później wyszła na miasto, chciała zmienić coś w swoich włosach. Czasem miała takie odruchy, kobiece odruchy, kiedy to szła do fryzjera i kosmetyczki, by po wydaniu fortuny na niepotrzebne dla jej pięknej cery i zdrowych włosów zabiegów, stwierdzić, że straciła tylko czas, bo mogła przecież jechać do Domu Dziecka i pobawić się trochę z dziećmi. Była już w drodze do samolu fryzjerskiego, kiedy odebrała telefon od zdenerwowanego Josha. Chodziło o to, że przyjechał Luke, a Josh miał dostawę w sklepie i nie miał jak zajmować się małym. Przyszła najszybciej jak mogła i już na wejściu miała szeroki uśmiech. Stał się on jeszcze szerszy, kiedy mały chłopiec rzucił się jej na szyję.

[mam nadzieję, że może być]

_Anna

Simelon pisze...

Zabawa z malcem była czystą przyjemnością. Siedzieli w ciasnym zapleczu chwilę, ale później zapragnęli iść na spacer. Było dzisiaj nieco pochmurno i zbierało się na deszcz. Ubrała chłopcu kurteczkę, później naciągnęła mu na głowę czapkę. Sama też owinęła się grubym brązowym szalem i zapięła płaszczyk w kolorze kawy z mlekiem.
-Odstawię ci go na obiad do domu-powiedziała i złapawszy chłopca za rękę wyszli ze sklepu jego ojca. Co robili i gdzie chodzili wiedzieli tylko oni. Była na takim etapie z chłopcem, że mieli już swoje sekreciki przed Tatusiem. Zrobiła tak jak obiecała i w godzinach, kiedy sklep był już zamknięty zapukali do drzwi mieszkania Josha.

_Anna

Simelon pisze...

[tylko jeszcze mi powiedz ile dokłądnie Luke ma lat.]

_Anna

Grace Monaco pisze...

- No jasne - zaśmiała się. - Geny najlepsze na świecie - potwierdziła jego słowa. I po raz kolejny zaczęła się zastanawiać nad tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby Bella przeżyła. Może fakt, że nie jest prawdziwą córką Jacka nie drażniłoby jej aż tak bardzo. Westchnęła ciężko, a na jej twarzy ponownie pojawił się delikatny uśmiech. - Z chęcią go poznam - odrzekła.

Simelon pisze...

Uśmiechnęła się do niego i przekroczyła drzwi mieszkania. Musnęła policzek mężczyzny wargami i zdjęła płaszczyk. Zawiesiła go na wieszaku przy wejściu. Zdjęła buty i poszła do kuchni. Ledwie usiadła malec przybiegł do niej z jakimiś zabawkami. Podekscytowany opowiadał jej skąd je ma, i co można z nimi robić.
-Jak po dostawie?-zapytała Josha z uśmiechem

_anna