OGŁOSZENIA

-

3 września 2012

I simply run, simply run I don't wanna stay


François de Guise
urodzony 6 listopada 1978 roku w Nantes
rodowity Francuz, posiadacz podwójnego obywatelstwa francusko-brytyjskiego 
nauczyciel języka angielskiego w publicznym liceum ogólnokształcącym
po prostu 
FRANK

Nigdy nie był lokalnym patriotą. Nigdy nie był dumny ze swojego pochodzenia. Nigdy nie utożsamiał się z własnym narodem. Zawsze śmieszył go jego ojczysty język, jego pretensjonalność i przesadna wymyślność. Dlatego już w wieku szesnastu lat wyjechał, tak po prostu. Bez pożegnania, bez wyjaśnienia, bez zbędnego komplikowania wszystkiego. Nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej. Tułał się po całej Europie i Ameryce Północnej. Był buntownikiem. Popełniał wiele błędów, o których przypominają mu liczne tatuaże zdobiące jego ciało. Walczył o prawo do wolności, o prawo do słowa i prawo do rozwoju. Jedynym czego w życiu chciał, pragnął z całego serca, były podróże i sztuka. J e g o sztuka opierała się na słowach, na tworzeniu z nich zdań, akapitów, rozdziałów. Pisanie stało się jego uzależnieniem, jego ucieczką od świata, który często go rozczarowywał. Na życie zarabiał przez dorywcze prace - często pomagał w budowach, albo w kuchni jakiejś turystycznej knajpki. Nigdy nie narzekał na swój los. Nigdy nikogo nie obwiniał o swoje niepowodzenia. Nigdy też nikomu nie dziękował za sukcesy. Od zawsze żył w przekonaniu, że na tym świecie ma siebie. I tylko siebie.


W pewnym momencie postanowił zapewnić sobie stabilizację. Wtedy wyjechał do Anglii na studia. W tamtym kraju też się zakochał, dlatego zmienił również swoje obywatelstwo. Nigdy nie zdobył się na całkowite zerwanie ze swoimi korzeniami. Mimo wszystko, ma w sobie trochę sentymentalizmu, by nie powiedzieć, że aż nadto wiele. Ale o tym nikt przecież nie mus wiedzieć. 
W Amsterdamie wylądował przypadkiem, jak zresztą w każdym miejscu na świecie. Jako nauczyciel chciałby zrobić coś więcej, niż wystawić dobrą ocenę na koniec roku. Chciałby zaszczepić w choć jednym młodym człowieku pasję i radość. Chciałby przekazać to wszystko, o co sam walczył, co każdego rozczarowującego dnia musiał w sobie umacniać. Chciałby jakoś pomóc, bo sam pomocy nigdy nie otrzymał. 

Tylko idioci mówią prawdę. Ja jestem inteligentny, więc nie mówię prawdy. – Salvador Dali

Mierzy sobie 187cm wzrostu, waży niemal 85kg. Atletyczną sylwetkę zawdzięcza latom ciężkiej pracy, jak i zamiłowaniu do sportu. Każdego poranka, przed zajęciami, przebiega 12km, a wieczorem często odwiedza siłownię albo basen. Nie lubi się golić, ale stara się to robić regularnie, by trzymać się szkolnego regulaminu. Nie lubi eleganckich ubrań, ale rzadko kiedy można go spotkać bez marynarki, czy koszuli. Lubi natomiast swoje perfumy, które w jakiś sposób podkreślają jego indywidualność. Swoje tatuaże raczej stara się ukrywać przed światem, bo są dla niego bardzo osobiste. Zobaczyć je można najczęściej tylko, gdy trenuje. 

Gdy się na coś zdecydujesz. To odważnie naprzód idż. Puść młodości swojej wodze, nie szczędź jej, nie bój się żyć. – "Grek Zorba"

Jest bardzo porywczy. Szybko się denerwuje i podczas sprzeczki nie szczędzi przykrych słów. Ale nie jest też pamiętliwy, nie wytyka błędów z przeszłości, nie mści się, nie planuje żadnych intryg. Bywa natomiast ironiczny, często dystansuje od siebie ludzi, choć ci mogą nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. Jest świetnym aktorem. O sobie opowiada niewiele, wspomina o raczej niezobowiązujących sprawach. Łatwo nawiązuje kontakt z ludźmi, ale też bardzo łatwo ich od siebie odsuwa - ma problem z zaangażowaniem się w jakąkolwiek relację, począwszy od koleżeństwa, na miłości kończąc. 

Śmierć jest niczym – jedno dmuchnięcie i świeca gaśnie – ale starość to straszna hańba! – "Grek Zorba"


Boi się starości. Chciałby zostać wiecznym chłopcem, który nie jest odpowiedzialny za jakikolwiek swój czyn. Każdego wieczoru wychodzi do klubu i choć jest zazwyczaj o dekadę starszy od pozostałych ludzi, nigdy tego nie dostrzega. Nic nie jest w stanie go onieśmielić. 
Uzależniony jest od kawy, od papierosów. Od alkoholu, choć tego nigdy nie przyzna. Może to dlatego, że rzadko upija się do nieprzytomności. Ale nie pamięta już dnia, w którym byłby trzeźwy. Codziennie pisze na wiekowej maszynie. Nie ma komputera. Z komórki korzysta z konieczności. Mieszka w średniej wielkości lofcie niedaleko centrum. Czasem gra na gitarze. Czasem w środku nocy włóczy się samotnie po ulicach miasta. Kocha książki. Kocha piękne zdjęcia. Kocha swoją niezależność. Są dni, kiedy za czymś bardzo tęskni. Ale nie wie za czym. Są chwile, w których nie poznaje samego siebie.

Hedonista.


5 komentarzy:

Grace Monaco pisze...

[Witam :) Pomysł na wątek lub powiązanie?]

Anonimowy pisze...

[W Amsterdamie? ;)]

Unknown pisze...

[dokładnie tak ;)]

Grace Monaco pisze...

[Jasne, pozwolę sobie zacząć :)]
Czar teatru, czar tańca. Gracie była iluzjonistką, potrafiącą zahipnotyzować niemal całą salę, która zwykle była po brzegi wypełniona ludźmi. Uwielbiała swoją pracę. W zasadzie traktowała to jako rozrywkę, pasję. Tylko na parkiecie mogła być prawdziwa, choć wcielała się w różne role, idealnie ukazywała także własne oblicze.
Tego wieczoru jak zwykle tańczyła na deskach miejscowego teatru. Po bardzo wykańczającym występie postanowiła wstąpić jeszcze do parku, by odpocząć, zaczerpnąć świeżego powietrza. Miała nadzieję, że nikt ani nic jej w tym nie przeszkodzi. Przebrała się, rozpuściła włosy, włożyła na siebie kurtkę. Pożegnała się z pozostałymi tancerzami i aktorami, by następnie zniknąć za drewnianymi drzwiami.
[Mam nadzieję, że może być :)]

Simelon pisze...

[Jakiś pomysł na powiązanie lub wątek?:)]

_Anna