No i jest pierwszy. Nie lubię pisać początków, trzeba wszystko wyjaśniać, a wychodzi na to, że wyjaśnianie tego wszystkiego zajmie mi trochę rozdziałów, dlatego będzie dużo retrospekcji. Powodzenia ^^ Błędy mi wytknijcie bo są na pewno. A poza tym to pozdrawiam!
Okno na poddaszu skrzypnęło. Poszły ciężkie,
zardzewiałe zawiasy, a potem do
maleńkiego pokoiku wpadło świeże, klarowne powietrze. Była pełnia lata.
Naścienny zegar wskazywał piątą nad ranem. Zamek Evertoon budził się właśnie do
życia. Na parterze krzątała się służba, z dołu dolatywały ku górze smakowite
zapachy z kuchni. Kucharki musiały zacząć już swoją pracę. Słońce dopiero co
pięło się nad malowniczym lasem, muskając promieniami, niczym paluszki małego dziecka.
Sfora niezdarnych bernardynów przebiegła przez
ogrody zamkowe z głośnym ujadaniem, który kojarzył się jednak tylko ze
szczęściem. Konie w stajniach prychały z zadowoleniem, a Travis wymykał się
cichcem ze stodoły. Niezgrabnie naciągał na siebie spodnie i pokracznie zapinał
guziki od swojej marynarki, zdradzając tym samym, co miało miejsce jeszcze
chwile temu.
Lila oparła się łokciami o parapet poddasza i
z uśmiechem patrzyła na tętniące, zamkowe życie. Tuż przed nią widniała donica
z posadzonymi małymi kwiatkami, które kiwały główkami w rytm wiatru, który
zaczepiał je zalotnie. Nie pachniały wcale, ale były na swój sposób urocze.
Lila trąciła je palcem i oderwała się od
parapetu. Wiedziała, że powinna już dawno być na dole, ale nigdy nie darowałaby
sobie, gdyby chociaż przez chwile nie podziwiała rześkiego poranka. Kiedy zegar
wybije dwunastą świat zaleje upalne słońce i skwar przyćmi naturę. Tylko
rankiem mieni się ona w swej świeżości niczym rozrzucone drobinki diamentów. To
chyba rosa musiała sprawiać takie wrażenie.
Był 1 Czerwca 2012 roku. Prawie miną tydzień
odkąd zostawiła za sobą mroki i cienie Tajlandii. Miała wrażenie, że od pobytu
w ojczyźnie minęły całe wieki, ogromne, długie lata, które rzuciły jej kraj w
odmęty dalekich wspomnień do których trudno już powrócić.
Anglia nie zagościła jednak w jej sercu. Lila
nie zdołała jeszcze polubić deszczowego klimatu, wiecznie zachmurzonego nieba i
dreszczy, kiedy smagał ją wiatr w zamkowych ogrodach. Dorastała wszak w
tropikalnych warunkach, gdzie słońce nie schodziło z widnokręgu przez wiele
godzin.
Kiedy więc dzisiejszego poranka dojrzała jego
blask nie potrafiła przestać się uśmiechać. Podekscytowana wytarła lepie dłonie
w nogawki jeansowych ogrodniczek i spojrzała na swoją młodszą siostrę – Nelly –
która smętnie wiązała biały fartuch – element stroju pokojowej.
- Rozchmurz się – poradziła jej Lila i
klepnęła ją w ramię – Jak będziesz zgorzkniała to zaszkodzić tylko sobie, wiesz
o tym?
- Jasne – skinęła, ale wciąż wpatrzona uparcie
w ten biały fartuch. Też coś! Przecież Lila i tak wszystko widziała, każdy
drgający mięsień na twarzy czternastolatki. To prawda, że Nelly była młoda,
zbyt młoda, aby podjąć się pracy, ale dzieci takie jak ona, wychowane w
patologicznych rodzinach, musiały wziąć życie w garść bardzo wcześnie – Dobrze wiem,
że to nie zwróci życia mamie – dodała jeszcze bardziej ponuro i przez chwile z
pod jej rzęs wyłoniły się ładne, ciemne oczy, pełne złości.
- To prawda – Lila z powagą przytaknęła – No wiesz…
nie da się ukryć, że samobójstwo to nic przyjemnego, ale… ale – jąkała się –
Mogliśmy jej wcale nie znać.
- Hm? – Nelly spojrzała na nią niewinnie
- Mogła nas oddać do przytułku – wzruszyła ramionami,
poprawiając na głowie paskudną czapkę z daszkiem, której miejsce już dawno
powinno znajdować się w śmieciach – Mało znaliśmy takich?
- No… - przytaknęła posępnie, nakrywając górną
wargę dolną - … ale i tak nienawidzę jej za to.
Trzasnęły drzwi. Lila lekko podskoczyła, a
potem zamknęła oczy, aby odgrodzić się od widoku poddasza i zapachu siostry,
który powoli ulatniał się z powietrza.
***
Ciemne auto powoli wjechało na teren
posiadłości Evertoon. Widok pół i lasów suną ponuro za szyb pojazdu, które
ociekały deszczem.
Na tylnym siedzeniu siedziały dwie, młode
dziewczyny, które trzymały się kurczowo w objęciach, zmierzając ku nieznanemu,
albo raczej to ta młodsza wciskała się dramatycznie w ramiona starszej, chcąc
zostać osłoniętą przed przyszłością.
- Zobacz Nelly – starsza starała się zachować
optymizm, dlatego wychyliła się lekko ku szybie i wskazała coś na krajobrazie –
Zobacz ile tu drzew i kwiatów. Tu muszą żyć bardzo bogaci ludzie…
- W Tajlandii też są drzewa i kwiaty – młodsza
nie dała się przekonać i nawet nie uniosła głowy, oporna na zachęty siostry –
Zostaw mnie w spokoju, Lilo.
- Nie jesteś już dzieckiem. Masz czternaście
lat i powinnaś zachowywać się dojrzalej.
- Nie chcę, słyszałaś, jak Anglicy mówią?
Rozumiesz chociaż jedno z ich słów?
- Tylko trochę, ale nie martwię się. Przecież
żyjąc tu nauczymy się języka bardzo szybko. Pomyśl Nelly, będziemy jedynymi
dziewczynami z wioski, które znają angielski.
- Też coś – burknęła – Nikt nam nie zazdrości.
Współczują nam…
- Nieprawda. Sami chcieliby przeżyć coś
takiego! – upierała się Lila, zaciskając rękę na rękawie podkoszulka siostry –
Zobaczymy zamek, najprawdziwszy zamek.
Szofer
nieustannie przyglądał się im z niepokojem, patrząc w przednie lusterko. Dwie
Tajki nie tylko wyglądały okropnie w tych swoich spranych ubraniach, ale też i były
mizerne. Nie podobało mu się, że dwie cudzoziemki – do tego prawie dzieci - będą pracować u Blackwood’ów. Każdy anglik
zgodziłby się, że to rodacy powinni dostawać te posady.
Nie miał również wątpliwości, że te dwie tutaj
są nielegalnie, nie mają wizy, ani żadnego prawnego dokumentu pozwalającego im
na spokojne przebywanie na terenie kraju. Zapewne jakimś niekonwencjonalnym
sposobem udało im się przekroczyć granicę razem z innymi, którzy przybywali tu
w poszukiwaniu roboty, którą w konsekwencji nie otrzymywali Anglicy.
W końcu z pomiędzy drzew wyłonił się zamek
Evertoon. Lila wstrzymała oddech i nawet Nelly, wyczuwając napięcie siostry,
uniosła głowę, zamierając z podziwu. Budowla była majestatyczna, imponowała
wielkością i ilością okien. Nawet ponura pogoda nie była w stanie przyćmić
piękna tego zamku.
- O Boże, ile tu musi być pokoi! – wyszeptała
Nell, całkowicie zapominając o strachu.
- Będziemy tu mieszkać… - dodała Lila z
niedowierzaniem, ale bardzo się myliła. Samochód nie zatrzymał się przed
zamkiem, ale skręcił w lewo w inną alejkę. Dziewczyny spojrzały po sobie
zdumione. Nawet Lila zaniepokoiła się tą zmianą sytuacji.
- Zamknął nas w lochach! – wykrzyknęła nagle
Nelly – Na pewno takie mają, to był podstęp – zaczęła płakać – To by było zbyt
piękne mieszkać w zamku.
Szofer krzyknął coś zdenerwowany z zamiarem
uciszenia tej mazgajowatej smarkuli, co jeszcze bardziej wzmogło niepokój
cudzoziemek. Przytuliły się obie do siebie i tkwiły tak nieporuszone do
momentu, aż samochód zatrzymał się przed ładnym domem, zbudowanym z podobnego
budulca co zamek.
- Tutaj są wasze pokoje – powiedział Szofer.
Lila starała się go zrozumieć, ale i tak większość informacji po prostu się
domyśliła – To domek dla służby…
Obie wysiadły z wozu i przyjrzały się domowi.
Był piękny, nie tak imponujący, jak zamek, ale z pewnością w ich wiosce nikt
takiego nie posiadał.
Szofer tymczasem wyjął ich bagaże i niedbale
rzucił na ziemię, zatrzaskując auto, które odjechało pośpiesznie. Zabrały swoje
walizki i chwilę moknąć w strugach deszczu patrzyły z lękiem na dom. W końcu Lila
wzięła siostrę za rękę i odważnie wmaszerowała na ganek. Zapukała ostrożnie w
drzwi, ale nikt nie otworzył. Drgnęły dopiero za którymś razem, a na progu
stanęła zniecierpliwiona kobieta o pulchnej sylwetce.
- Dzień dobry – Lila przywitała się niepewnie.
Używanie nowego języka przychodziło jej z trudem. Nagle wszystko to, co umiała
do tej pory wyleciało jej z głowy – My… my…
- Ach, rozumiem – kobieta kiwnęła głową i
wpuściła je do środka – Mam wrażenie, że pan najmuje coraz młodszych –
powiedziała do Lili, ale od razu było widać, że jej słuchaczka niczego nie
rozumie – No już dobrze małe, nie bójcie się – pogłaskała je czule. Nelly znów
miała łzy w oczach, ale połknęła je ze strachu, że oberwie się jej za płacz.
- Być ogrodem – powiedziała Lila – Ona sprzątać
– wskazała na siostrę.
- Rozumiem, widać nie mówicie dobrze po
angielsku – współczucie w oczach kobiety zmorzyło się.
-
Umieć mało – Lila zasępiła się – Nelly nie móc – chodziło jej oczywiście o to,
że młodsza siostra nie mówi po angielsku.
Potem zapadła cisza.