OGŁOSZENIA

-

23 lipca 2012

Cokolwiek potrafisz lub myślisz, że potrafisz, rozpocznij to. Odwaga ma w sobie geniusz, potęgę i magię.



Nadszedł dzień podróży, kiedy Viktoria miała się wyprowadzić do Murine Town. Miała wszystko spakowane, niektóre meble miała przewieźć firma transportowa. Dziewczyna za nim wsiadła do taksówki pożegnała się ze swoimi rodzicami i rodzeństwem. Pożegnała się ze swoim pokojem. Kiedy siedziała w aucie, pomachała do swoich bliskich i odjechała. Viktoria wiedziała, że będzie bardzo tęskniła za krewnymi. Z nią podróżuje jej ukochany pupil. Fado był jeszcze szczeniakiem rasy owczarka niemieckiego. Kochała go za to, że gdy Viktoria potrzebowała kogoś bliskiego, on zawsze przy niej był. Viktoria leci do Murine Town, aby poznać kogoś, ale i odpocząć od tego wszystkiego, co działo się w jej życiu. Pragnęła zaznać spokoju. Od bardzo dawna go potrzebowała. Dojechała na lotnisko, wysiadła z samochodu i poszła na odprawę. Po jakiś 30 minutach była już samolocie. Po długiej i wyczerpującej podróży samolotem, odebrała swoje osobiste rzeczy i pojechała miejską taksówką pod podany adres , który mieścił się w wiadomości zawartej w SMS’ie. Gdy go zobaczyła, szczęka jej opadła na dół. Była zakochana z tym domu. Minęła furtkę, otworzyła drzwi kluczem i weszła do tego uroczego miejsca, które od tej chwili był jej własnością. Ponieważ zbliżał się późny wieczór, Viktoria położyła się na łóżku i zasnęła. Następnego dnia nadszedł piękny dzień. Viktoria postanowiła, że posprząta i umebluje swoje własne cztery kąty. Zaczęła wszystko od łazienki kończąc na przedpokoju. Po kilku męczących godzinach, dziewczyna upiększyła swój dom. Firma, która transportuje meble, przywieźli nowe meble i dodatki. Viktoria zadbała o nowe firanki i zasłony, które powiesiła przy oknach w przeróżnych pomieszczeniach. Młoda kobieta, gdy zobaczyła efekty swojej pracy, mogła wreszcie odpocząć w swoim nowym, umeblowanym i odświeżonym mieszkaniu. Zbliżał się wieczór, Viktoria wzięła relaksującą a za razem głęboko oczyszczającą kąpiel. Kąpiel ukoiła jej ciało. Jej pupil, też miał swój kąt i mógł mieszkać w pięknym zamku, który kupiła w Internecie. Bardzo się ucieszył Fado, ponieważ mógł rządzić w swym królestwie. Viktoria zgłodniała, więc poszła do nowej kuchni i zrobiła sobie pyszną kolację. Oczywiście szczeniak też miał możliwość skosztować rarytasów, które Viktoria przywiozła ze sobą. Dziewczyna dowiedziała się, że w tym mieście jest ta karma, ale jest bardzo droga, więc muszą jej kupować rodzice w NY i wysyłać kurierem, bądź pocztą do niej. Ponieważ nadeszła noc, położyła się spać. Kiedy się obudziła, zawitał nowy dzień.  Viktoria zrobiła poranną toaletę. Ubrała na siebie rurki, t-shirt z kolorowym nadrukiem oraz bransoletki. Zjadła śniadanie, oraz nakarmiła szczeniaka. Dziewczyna uwiązała psa na smyczy i poszła na poranny spacer. Kiedy stanęła przed drzwiami, zauważyła gazetę i od razu ją podniosła. Położyła ją na komódce, która stała na przedpokoju i zamknęła za sobą drzwi. Kierowała się w stronę parku razem z Fado. Ponieważ było rano, przewijało się obok niej wiele ludzi, spieszących się do pracy. Viktoria myślała, aby dorabiać sobie, ale nie wiedziała za bardzo gdzie i jakie lokale znajdują się w nowym miejscu. Po godzinie, wróciła z psem do domu. Usiadła w jadalni przed laptopem i poszukała o historii tego miasta. Znalazła wiele interesujących ją informacji. Po chwili przypomniała sobie, że gdy wychodziła z domu, na komodzie zostawiła gazetę. Poszła po nią i po chwili siedziała na krześle i przeglądała, aby dowiedzieć się, czy są jakieś oferty pracy.



[ Opisałam tu kilka dni z życia Viktori. Jestem tu po to, aby nauczyć się czegoś nowego, więc oczekuję od Was szczerych wypowiedzi na temat mojego tekstu. Wszystkie uwagi będę brała pod uwagę, lecz bardzo nie miłe komentarze, są nie mile widziane. ;) ]















































13 lipca 2012

M.D Smith

Micheal David Smith
Brytyjczyk
27 lat
(ur. 23.02.1985)



David, bo tak mówią na niego wszyscy znajomi, nie jest kolejnym typem podrywacza, który pragnie spędzić każdą noc z inną kobietą. Nie jest również chamskim, wulgarnym mężczyzną, pragnącym złamać wszystkim kobietom ich kochane serduszka. Nie, o nie. Pan Smith jest ułożonym i kulturalnym przedstawicielem płci brzydkiej, choć sam urodą niegrzeszy.



Smith jest nieco skrytą osobą, nie mówi o swoich problemach zwykłym osobom. Możesz czuć się więc wyjątkowo, gdy wyjawi Ci jeden z licznych sekretów. Na pewno musisz wiedzieć, że Dave jest rozwiedziony. O tak, Smith miał już swoją wybrankę serca, jednakże odeszła ona, zostawiając biednego Davida samego. Co było przyczyną odejścia żony? Cóż, powodów jest wiele, aczkolwiek najważniejszym jest jej zdrada. Pani Smith kochała innego. Zdradzała go co dzień, a głupiutki David i tak wybaczał jej każdy wybryk. Zakochany głupiec.

Jaki więc jest Smith? Jest idiotą, jeśli chodzi o uczucia. Zawsze gdy poczuje coś do drugiej osobie, kryje to w sobie długi czas, a gdy już wyjdzie wszystko na jaw potrafi zgodzić się na wszystko - byle było dobrze ukochanej. Cóż, może określenie idiota tutaj nie pasuje, ale zaklasyfikowanie go do osób naiwnych, na pewno. Ponadto David jest uparty jak osioł, zawsze trwa przy swoim zdaniu i nie często ustępuje. Jednakże Smith ma jedną, wspaniałą cechę: szczerość. Stroiłaś się przed lustrem przez 3 godziny z marnym skutkiem? Ah, ale wszyscy i tak Ci mówią, że wyglądasz cudownie. Widzisz, a Smith po prostu powiedziałby Ci prawdę.

Ciekawostki + ogólnie:1.  Smith woli by nazywano go jego drugim imieniem, gdyż pierwszego nienawidzi.
2. Można powiedzieć, że Smith ma dwa wcielenia jeśli chodzi o zawód. Jest wokalistą lokalnego zespołu "Freaking Out", a zarazem gra na deskach teatru (choć to drugie traktuje bardziej jako hobby).
3. Jest rozwiedziony.
4. Ma rodzeństwo: brata i siostrę.
5. Ponad życie kocha dziecko swojego brata (swoją chrześnicę).
6. W wolnych chwilach komponuje albo spotyka się ze znajomymi.
7. Uwielbia siedzieć nad pobliskim jeziorem.


[Cześć wszystkim! :) Wątki? Powiązania? Wszystko mile widziane. Sama też chętnie będę zaczynała.]

9 lipca 2012

I somehow found it adorable when you judge me but you have no clue how I actually am.




Adelaida "Ida" Nożycka

01 grudnia 1987, Wisła, Polska | 24 zimy | absolwentka uniwersytetu w Bristolu o kierunku plastycznym z naciskiem na malarstwo, rzeźbę oraz ilustrację | autorka ilustrowanych książeczek dla dzieci | wieczorami kelneruje w pubie "The Six Pence" mieszczącym się w bocznych uliczkach miasta | zamieszkuje niewielkich rozmiarów, lekko zrujnowane mieszkanko na poddaszu jednej ze starszych kamienic z widokiem na doki rozciągające się w centrum Murine Town | przyjezdna podróżniczka szukająca swojego miejsca w świecie | pierwsze i jedyne dziecko niejakich państwa Nożyckich mieszkających na Kornwalii w Wielkiej Brytanii




MURINE TOWN, THE SIX PENCE PUB, 09 LIPCA 2012

Nad miasteczkiem unoszą się ciężkie, groźnie wyglądające burzowe chmury, które zapędzane niczym stada dumnych, czarnych baranów przez chłostający je zimny, porywisty wiatr zapowiadają nic innego jak nieuniknioną, zbliżającą się wielkimi krokami ulewę, której towarzyszyć będą najprawdopodobniej jakże bajeczne błyskawice kontrastujące z ciemnym, gniewnym niebem. W powietrzu unoszą się figlarne iskierki, które wraz z odbijającymi się głośnym echem o ściany budynków miasta Murine grzmotami jedynie zwiastują nadchodzący pokaz jaki miała odstawić dla wszystkich mieszkańców miasteczka nikt inny jak sama matka natura. Słychać grzmot. Następny, tym razem głośniejszy. Znak, iż burza przemieszcza się w wyjątkowo szybkim tempie. Zaledwie parę, marnych sekund pomiędzy trzecim, a czwartym grzmotem, do szyb niewielkiego pubu mieszczącego się w bocznych uliczkach Murine zaczynają dobijać się nachalnie dość duże krople deszczu, które zarazem malują brukowane uliczki swoim nakrapianym wzorem tylko po to, aby następnie pokryć całą ich powierzchnię, których już ich teraz cała mokra nawierzchnia tak magicznie odbijała w sobie światła pobliskich ulicznych świateł. W pubie nastaje nagła cisza. Wszyscy wsłuchują się w symfonię błyskawic nawet nie zauważając, iż mimowolnie wstrzymują oddech. Nagle otwierają się drzwi wpuszczając tym samym do środka dźwięk kolejnego donośnego wyładowania, który natychmiast odbił się echem o ściany pomieszczenia przyprawiając przy tym co poniektórych do nieplanowanego poskoczenia. Do pubu wchodzi przemoczona dziewczyna niosąca ze sobą ogromną walizkę oraz wypchany po brzegi skórzany plecak. Wszyscy wpatrują się w nią z litością, jak i zaciekawieniem, bowiem nikt nigdy dziewczyny na oczy wcześniej nie widział.

"Biedactwo... cała przemokła."
"No patrz to na nią! Taka z niej wychudzona sierota!"
"Gówniarze się uciekać z domu zachciało to niech ma!"
 "Toż ona wygląda na wygłodzoną..."
"Co robić? Może zaprowadzić ją na komisariat?"
 "Ta walizka taka wielka się przy niej wydaje. Sama by się w niej pewnie zmieściła."
 "Racja, wypadałoby to zgłosić!" 

W pomieszczeniu da się słyszeć fragmenty świeżo zaczętych rozmów, które mieszały się ze sobą tworząc mało zrozumiany jazgot oraz plątaninę wyrazów, które wymawiane naraz w różnej tonacji i z różnych części pubu nie tworzyły żadnego, zrozumiałego dla przyjezdnej sensu. Wie jednak, że ponownie zostaje właśnie poddana bacznej, przeważnie krytycznej ocenie. W końcu to naturalna kolej rzeczy, że w tak małym miasteczku pojawienie się nowej twarzy będzie doskonałym powodem dla miejscowych, aby pierwsze plotki były puszczone w świat zakłócając tym samym porządek dnia co dziennego każdego, ciekawskiego mieszkańca. Jej krótko ścięte, rude, mieniące się w świetle barowych lamp ciepłym odcieniem rdzy kosmyki pod ciężarem wody uparcie przylegają do jej bladej twarzyczki. Dzięki jej dość niecodziennej urodzie trudno jest stwierdzić, czy rudowłosa jest prześliczna, czy zwyczajnie brzydka. Bynajmniej w ocenie nie pomagają dziewczynie jej rozmazane oczy, których ich gruba warstwa maskary i czarnych cieni przyodziały delikatną twarz rudej w długie, rozmazane linie ciągnące się aż do jej podbródka. Jedyną, niemal nienaruszoną częścią jej mocnego makijażu jest czarna jak węgiel szminka podkreślająca i jeszcze bardziej uwydatniające jej już i tak wydęte, pełne usta. Przemoczone, przylegające do jej szczupłego, żeby nie powiedzieć zwyczajnie chudego ciała ubranie, w którego skład wchodzą poszarpane jeansy, długi, obszerny, wełniany sweter oraz najzwyczajniejsze w świecie trampki sprawiają, że nieznajoma wygląda jak świeża, zbuntowana szesnastolatka. Wygląda tak niepozornie, niewinnie, a biorąc pod uwagę obecny stan to niestety  także dość żałośnie. Wzrok każdego nadal skupia się na rudowłosej. Ta nic nie mówi, jedynie penetruje każdego swoim bez emocjonalnym spojrzeniem, od którego bije dziwna siła, a także chłód. Jej wzrok zatrzymuje się na barmanie, który czuje już na sobie ciężar jej stalowego spojrzenia. Jej oczy są dziwne, takie metaliczne, niczym prawdziwe srebro. Pewnym krokiem, z uniesioną głową zmierza w jego kierunku nie zważając na szepty oraz pojedyncze drwiny ze strony jakichś nic nie znaczących, miejscowych pijaczków. Stąpa tak delikatnie, z taką gracją, a jednocześnie dość mocno kołysząc biodrami co dodaje jej tej dziwnej zadziorności pokazując każdemu niezłomną pewność siebie rudowłosej. Nagle zatrzymuje się tuż przed ladą i zgrabnym ruchem odgarnia swoją rdzawą czuprynę tak, aby ukazać lepiej swoją twarz. W pubie ponownie zapada cisza, każdy ją obserwuje nasłuchując uważnie i jedynie czekając aż z jej ust ujdą słowa. Nie czekają długo, a na ich twarzach maluje się lekkie zszokowanie.

- Potrzebuję pracy. Znajdzie się coś dla mnie?

Pada pytanie, a donośny, niski, niemal basowy jej głos wypełnia powoli całe pomieszczenie wzbudzając nie byle jakie zdziwienie wśród ludzi wokół. Taka niepozorna, mała istotka, a posiada taki stanowczy, czy raczej władczy, kobiecy głos. Barman jest lekko zszokowany, ale odpowiada niemal natychmiast, chociaż jego głos trochę drży powodując nieznaczne zająknięcie się.

- T-tak. Brakuje nam kelnerki. Jeżeli byłabyś chętna to pracowałabyś wieczorami na sali. Twoja pensja byłaby...

- Nieważne. Biorę. A teraz daj mi jakiegoś drinka.

Rudowłosa nie czeka na pytanie o jej wiek. W jej drobnej dłoni już widnieje jej dowód osobisty, który otwiera przed mężczyzną pokazując swoją wdzięczną datę urodzenia, której rok wzbudza jeszcze większy szok od jej niskiego głosu. Zadziwiony barman wypowiada rok "1987" na głos powodując tym samym kolejną falę niezrozumiałych szeptów, która zalewa całe pomieszczenie. Zanim jednak jej zamówienie zostaje zrealizowane ona wstaje odlepiając przemoczone jeansy od swoich drobnych ud, po czym ponownie podnosi swoje bagaże.

- Zmieniłam zdanie. Skończyłam z piciem zaraz po moich osiemnastych urodzinach. 

Pewnym krokiem podchodzi do drzwi pubu. Zza szyb spogląda na zewnątrz. Burza ustała udając się do kolejnego miasteczka. Zanim jednak kobietka znika za drzwiami odwraca się ponownie w stronę barmana. 

- Dzięki za pracę. Zgłoszę się tutaj ponownie jak się trochę ogarnę.

Jej basowy głos wypełnia ponownie wnętrze pubu, ale coś się zmienia. Ruda się uśmiecha pokazując szereg jej śnieżnobiałych zębów. Uśmiech jest ciepły, przyjazny. Jakby cała ta surowa otoczka mijała wraz z odchodzącą burzą. Odwraca się ona, ponownie podnosi swoją ciężką walizkę i zarzuca swój skórzany plecak na ramię. Jej drobna sylwetka znika powoli za zakrętem jednej z bocznych uliczek. Nadal nie wie gdzie zmierza. Ma jednak pracę. Jedyne co musi jeszcze zrobić to znaleźć drogę do doków znajdujących się w samym centrum Murine gdzie było jej, ówcześnie wynajęte mieszkanie. Kieruje nią jednak intuicja, która jeszcze nigdy jej nie zawiodła. Zza ciemnych chmur wyłania się promień słońca, który teraz tak cudnie odbija każdą pozostawioną przez burzę kropelkę deszczu. 




Przeszłość | Powiązania


[ Witam wszystkich. Mam nadzieję, że postać jest znośna. Nie chciałam od razu odkrywać wszystkich kart toteż o charakterze i sposobie bycia mojej Idy dowiecie się dzięki ewentualnym wątkom, na które jak najbardziej jestem chętna. Jak najbardziej mogę zacząć, byle tylko odpowiedzialność za rozpoczynanie nowych wątków nie spadła na mnie na stałe. Na blogspocie jestem po raz pierwszy prawdę powiedziawszy, dlatego za wszelkie moje niedociągnięcia z góry przepraszam, ale po prostu jestem zielona... Oczywiście wraz z upływem czasu i rozwijaniu się mojej postaci będę aktualizowała oraz uzupełniała jej kartę. Na zdjęciach cudna Tasha, którą znalazłam tutaj: NerySoul ]

7 lipca 2012

Why the fuck why the fuck are you looking at me?


 Bet you sleep like a child with your thumb in your mouth
 I could creep up beside put a gun in your mouth.

Wielka Brytania, Londyn, 2005.

- Dokąd jedziemy? – skierowała pytanie w stronę ojca, prowadzącego samochód. Zegar wskazywał późną godzinę. Dokładniej dwudziestą trzecią czterdzieści pięć. Zmięła w rękach fałdy sukienki niepewna co do tego, gdzie się znajduję i gdzie podróż ma koniec.
- Czy to ważne? Licz się z tym, że to miejsce wywrze na Tobie niesamowite wrażenie. Twój pomysłowy tatuś raz na zawsze pokarzę Ci co robi się z takimi ladacznicami – patrzyła jak gwiżdże pod nosem, pod wpasowując rytm kołysanki śpiewanej w dzieciństwie przez jej matkę. Na ostatnie słowa skuliła się w sobie wiedząc, że po raz kolejny zostanie ukarana za nic. Oparła czoło o szybę, marząc o tym by cierpienie jakie jej zafunduje skończyło się jak najszybciej.
Stawiając stopę na wilgotnej ziemi rozejrzała się wokół nie będąc pewną co do określenia ojca. Z racji tego, iż minęła północ wszystko zdawało się być zbyt ciemne i niewidoczne dla oczu. Jedynie dostrzec można było  zarysy ogromnych drzew, kołyszących się za pomocą wiatru. Konary przybierające podobiznę potworów z wyciągniętymi szponami, kłaniały się ku glebie. Poczuła zimne podmuchy chłostające jej twarz. Potarła dłońmi gołe ramiona, besztając się w myślach z własnej głupoty. Mogła nałożyć na siebie kilka warstw ubrań, ale nie wiedziała, że zawiezie ją do lasu. Nikt jej nie usłyszy. Nikt nie przybiegnie z pomocą. Nikt nie pociągnie w górę, gdy zacznie tonąć we własnej zmąconej psychice.
Dopiero mocny uścisk przerwał przemyślenia Beatrycze. Z każdym krokiem niepokój wzrastał. Długo jeszcze? Chciała zapytać, jednak usta miała jakby zaszyte.
- Wiesz czemu tatuś jest zły? Och, możesz być pewna, że jest bardzo, bardzo zły. A to tylko przesz naszą małą Beatrycze, która znowu zapomniała do kogo należy. – obrócił się na pięcie patrząc na nią z góry, dominując, pokazując, że on tu rządzi. – Jak smakują jego usta? Hmm? Czy lubisz jak Cię dotyka? – na potwierdzenie swych słów przejechał delikatnie paznokciem po jej szyi, zatrzymując się przy wcięciu w dekolcie sukienki. Odsunęła się z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Przestań! Nie jestem Twoją własnością! Jak długo masz zamiar mnie więzić? Nie wystarczyło Ci posuwanie matki? – ręka ojczyma śmignęła jej przed oczami. Poczuła ostry ból prawego policzka. Zignorowała go z satysfakcją dostrzegając, iż doprowadziła ojca do szału. Ciągnęła dalej, niewzruszona. – Po niej odziedziczyłam krew szmaty? Czy tak jak ona mam wypisane na czole: „gwałć do woli”? – kolejne uderzenie. Tym razem mocniejsze. Nie wysilając się na odpowiedź, ojciec przyciągnął ją do siebie władczo. Wycisnął brutalny pocałunek na ustach dziewczyny i pociągnął za sobą. Gdyby nie ciągnięto Beatrycze, na pewno stałaby w miejscu z otwartymi ustami. Postawiła mu się. Pierwszy raz. Jaką dostanie za to karę? Bała się pomyśleć.
Wreszcie mogła pozwolić sobie na chwilowy odpoczynek. Chwilowy. Bo obraz jaki  ujrzała sprawił, że spięła wszystkie mięśnie na nowo. Otworzyła szeroko oczy nie wierząc w to co widzi. Czy tu, na środku lasu leżała łopata, a koło niej wykopany otwór? Nie chciała podejść bliżej. Jednak została zmuszona popchnięciem w kierunku dziury. Jeszcze gorzej. Trumna. Brązowa wykonana z drewna trumna. Z małym otworem, zapewne na łapczywe łapanie oddechu w czasie zbliżającej się śmierci. Tylko dla niej. Leżała tutaj, otwarta. Miała wrażenie, że z niej szydzi. Jakby chciała powiedzieć: „ Masz szczęście, Beatrycze. Tylko Ciebie dostąpi zaszczyt. Już wkrótce, a ja czekam.”. Cofnęła się przerażona, na granicy płaczu.
- Nie-e, możesz mi tego zrobić – wyszeptała w przestrzeń, powierzając słowa potworowi.
- Moja dziecinko, ja mogę wszystko. Wiesz dlaczego? Bo jesteś moją własnością. Tylko moją! I czas byś to zrozumiała. Przyjadę jak zastanowisz się nad swym postępowaniem – zrobił kilka kroków w przód zbliżając się do niej, jednak powstrzymała go zaciśnięta dłoń na koszuli, którą zaraz odprawił uderzeniem.
- Przepraszam, ja-a, więcej tego nie zrobię. Obiecuję! Tylko nie zostawiaj mnie – upokorzona spuściła wzrok na buty, które pokryte były błotem.
- Za późno – usłyszała te dwa słowa zanim siłą została wrzucona do trumny. Z niesamowitą szybkością wyprostowała się, uderzając głową o drewno. Tak, miał rację. Było za późno. Wieko zostało zamknięte. Wychwyciła uchem dźwięki zapalającego się silnika. Ostry pisk. I już go nie było. Została sama. Całkowicie. Wepchnęła nos w dziurę nabierając powietrza, przedostając je do płuc. Oddychała coraz z szybciej. Dusiła się. Serce waliło o jej klatkę piersiową. Dudnienie przysłoniło wszystko inne. Słyszała tylko „bum, bum, bum, bum”.
Waliła zaciśniętymi pięściami w każdą dostępną część. Krzyki wydobywały się z ziemi, zatrzymując w powietrzu i rozprzestrzeniając po lesie. Miała dość. Uspokoiła się na moment, póki nie poczuła jak coś obślizgłego wije się na jej nosie. Teraz zostały tylko jęki, szlochanie i wielkie obrzydzenie. Wycofała się w głąb trumny, pocierając nos. Ugryzła rękę, nie chcąc krzyczeć. Miała wrażenie, że jeszcze jeden raz, a jej gardło pęknie. Zacisnęła mocniej zęby. Na pewno po nią przyjedzie. Była jego jedyną zabawką. Nie mógł zmarnować okazji.
Po kilku godzinach nadzieja wyparowała, serce uspokoiło się, a świadomość tego, iż umrze nie doprowadzała jej do szaleństwa. Zamknięta, nie zdolna wyprostować nóg ponieważ ledwo mieściła się w środku trumny, przyswajała się z nową myślą. Tak będzie lepiej. Już nigdy nie dozna uczucia bezradności, cierpienia. Świat skurczy się o jeszcze jedną osobę i zapewne da miejsce nowym początkom ludzkości. Szczekała zębami z powodu chłodu. Całe ciało drżało. Na tą chwilę zmieniła się w jedną, przerażoną galaretę. Niemal zaśmiała się z własnego porównania. Już miała wstrzymać oddech i zakończyć wszystko szybszym tempem, ale usłyszała z daleka ryczący silnik, który podobny był do ryku samochodu ojca. Wybuchła w niej naiwność, że może, jakimś cudem zlitował się nad nią i nie pozwoli oddać jej śmierci.
Usta zacisnęła w wąską linię, świadoma, iż kroki są coraz bliższe. Modląc się usłyszała zgrzyt otwieranego wieka. Zamrugała oślepiona światłem z zewnątrz. Wyczuła nosem własny pot, który od tak dawna spływał po ciele. Spojrzała spod kurtyny rzęs na górującą postać. Podniosła się z wolna czując jak we wszystkich miejscach kości protestują. Pomyślała, że rodzi się na nowo. Wychodzi z grobu jak cholerny zombie. Tyle, że ona miała uczucia. Świadomość. I brak mocy by wyssać mózg ojcu, pozbawiając go życia. Stanęła na nogach, oparta rękoma o ‘ścianę’ ziemi. Kolana drżały niesamowicie. Niemal upadła jak pozbawiona tchu marionetka. Pozwoliła sobie na kilka głębszych oddechów, doprowadzając się do stanu człowieczeństwa.
- No dalej, Beatrycze. Mam nauczyć Cię chodzić? – sarkastyczny ton wydobywający się  z okrutnych ust, które na co dzień zajmowały się całowaniem jej, w jakiś chory sposób zmotywowały ją do dalszego działania. Samodzielnie stanęła na trumnie, przyczepiła dłonie do gleby by wydostać się na wolność. Z dala od czterech, pustych zamknięć. Podciągnęła się nie licząc na jego pomoc. Była już tak blisko. Zgięła kolano by móc umieścić je na trawie i pociągnąć za sobą dalszą część ciała. Nie udało się. But ojczyma natrafił na rękę i zgniótł ją niczym robaka. Puściła się z krzykiem. Tyłkiem uderzyła o twardą powierzchnię ziemi. W tym momencie ból zawitał ze zdwojoną siłą, pozbawiając ją tchu.
- Poproś, Beatrycze. Poproś, a może pozwolę Ci wyjść. Błagaj o litość, a może pomogę Ci w wydostaniu się – wiedział, że nienawidzi wychodzić z sytuacji za pomocą ‘magicznego’ słowa. Bawił się jej łzami, które spływały po policzkach wyrabiając sobie drogę ku brodzie. Bawił się jej oczyma wypełnionymi strachem. Patrzył jak wbija sobie paznokcie w uda, spuszcza głowę i nie odzywa się ani słowem. Wzrastał w nim gniew. Ta mała, suka, wreszcie powinna go docenić. Złapał ją za włosy i pociągnął w górę wywołując upragnione krzyki, które mimo wszystko uspokajały go. Uśmiechnął się okrutnie widząc jak na jej twarzy gości grymas.
Odezwał się cicho, spokojnie, wręcz lodowato.
- Widać, że już tęsknisz za trumną. Nie chcę pozbawiać Cię przyjaciółki, więc co ty na to aby zostać tu na kilka dni? – przybrał zamyślony wyraz, kątem oka obserwując jej wahanie. Miał ją.
- Proszę...- z czerwonych ust wydobyła się mała prośba. Och, tak. Przeszył go dreszcz podniecenia.
- Nie słyszę, Beatrycze. Głośniej! – szarpnął jej włosy.
- Proszę! Słyszysz?! Proszę, błagam, błagam – ostatnie słowo przeszło w ryk. Zadowolony z efektu, chwycił ją pod pachy i wypuścił na zewnątrz.
Zgięła się wpół, przytrzymując rękę na brzuchu. Zwymiotowała. Nie obchodziło ją nic. Zwłaszcza to, że ojciec krzywi się z obrzydzenia. Wytarła drżącą ręką usta i znów utkwiła w nim spojrzenie. Popatrzyła mu w oczy. Nie zobaczył w nich nic. Były puste. Bezdenna studnia.
Wiedziała, że sukienka przybrała kolor brązu tak samo jak włosy. Chwiejnie dźwignęła się na nogi. Postawiła pierwszy krok, jakby dopiero co uczyła się chodzić. Pomyślał, że przesadził. Doprowadził ją do stanu szaleństwa. Przez chwilę miał ochotę ją uspokoić. Kazać przestać patrzeć tymi pustymi oczyma. Oblał go zimny pot. Obserwowała go, cały czas. Pierwszy raz bał się jej. Szła w jego kierunku, a on stchórzył.
- Skoro nauczyłaś się chodzić, nie będzie Ci potrzebna mała podwózka prawda? Po za tym zabrudziłabyś mi siedzenie – czmychnął w stronę auta, otworzył drzwi od strony kierowcy i odjechał, a ona znowu została sama. Diabeł przyszedł, odebrał jej życie i dał nowe. Nie miała pojęcia w, którą stronę iść. Na początku chciała  pobiegnąć za nim by nie zgubić się w drodze powrotnej, ale czuła, że byłby to zbyt wymęczający ruch. Żołądek domagał się jedzenia. Ciało wydzielało przykry zapach dla nosa, a ona miała przed sobą kilka kilometrów spacerem. Z samej wielkości drogi miała ochotę usiąść i zapłakać nad swym losem. Wzięła się w garść. Nie odwracając się by popatrzeć na ‘przyjaciółkę’ ruszyła przed siebie. Czuła, że Bóg ją opuścił. Nie ma w niej nikogo. Jest tylko skorupa nienawiści.


Przycisnęła trzęsące się dłonie do twarzy. Paznokciami wyryła czerwone ślady, coraz głębsze, doprowadzające skórę do krwi. Wspomnienia bombardowały jej umysł. Narzucały się. Nie miała sił by z nimi walczyć. Przeżyła swoją śmierć po raz kolejny. Dusiła się jak w tamtym dniu, rzucając swym ciałem po trumnie. Choć była w bezpiecznym mieszkaniu, poczuła zapach ziemi, potu i strachu. Nawet jeśli uciekła by przed nim na drugi koniec świata, on nieżywy, gnijący pod ziemią nadal trzymałby ją w zamknięciu przed wszystkimi. Miał nad nią władzę – po śmierci i za życia.
Usłyszała jego śmiech. Jakby w niej był. Ciągle. Jakby chciał powiedzieć, że przed nim nie ma ucieczki. Przypomniała sobie jego słowa „Moja dziecinko, ja mogę wszystko. Wiesz dlaczego? Bo jesteś moją własnością. Tylko moją!” i zapłakała.

.

Beatrycze

21.03.1990

Nadal nie rozumiem jednej rzeczy. Ludzie wymyślają coraz to nowe potwory - wilkołaki, wampiry, zombie, zmiennokształtni. Chcą grozy, dreszczu, mianują ich sukinsynami. Dlaczego nikt nie pomyśli, że ludzie są prawdziwymi (i jedynymi) potworami?


Beatrycze nie jest istną pięknością, która kręci biodrami krocząc ulicą. Włosy nie powiewają jej przy każdym ruchu oraz nie skaczą delikatnie opadając na łopatki. Można je raczej określić mianem zniszczonych. Nie odsłania swoich walorów urody. Mieszka w samochodzie wręczonym przez wujka. Pieniądze zdobywa poprzez kradzież, dzięki czemu starcza jej na jedzenie i przedmioty potrzebne do codziennego użytku. Nie wstydzi się swoich starych spodni, poplamionego swetra czy obgryzionych paznokci. Do wszystkie przywykła z czasem. Edukację porzuciła w wieku siedemnastu lat. Zamiast mądrości, pozostała jej wrodzona inteligencja. 
 

  [Witam. Nie skupiałam się na charakterze Beatrycze, lecz umieściłam w karcie jej historię, dzięki której możecie po części zinterpretować jej osobowość. Dalsza część tej opowieści zostanie przedstawiona w notkach. Zachęcam do wątków (rozpoczynania, byłabym wdzięczna, choć czasem mogę zacząć pierwsza),  mam nadzieję, że dotrwaliście do końca i przeczytaliście całą kartę.]