OGŁOSZENIA

-

25 stycznia 2013

Niech żyje Bóg i jego poczucie humoru...


Simon Murray
27 lat
Komiksiarz ze skończonym zarządzaniem


Po pierwsze, dzieciństwo... 
Okres do którego najchętniej powraca się wspomnieniami. Nie trzeba się niczym martwić, można biegać, zdzierać kolana i chować się za mamę, a jeśli ma się rodzeństwo (brata bliźniaka na przykład) to można z nim budować fort z poduszek i kołder. Jest to czas pełen beztroski.
Tak to wszystko wygląda w teorii, bo rodzice mogą się okazać ludźmi zapracowanymi, po prostu. Chcą zapewnić swojemu dziecku dobrą przyszłość, więc pracują. Tylko rodzeństwo nie zawodzi.
Dlatego niektóre dzieci zamiast budować domek na drzewie razem z własnym tatą, są zmuszone do siedzenia w domu pod okiem nadopiekuńczej babci i nawet brat może już wtedy być po prostu bardziej towarzyski i spędza czas z rówieśnikami.
To nie jest takie dzieciństwo, które się chce wspominać, bo przecież się niewiele z niego przeżyło. Dobrze, jeżeli ma się jakieś zainteresowanie, chociażby komiksy, czy rysowanie.

Po drugie, dojrzewanie... 
Chwila na bunt, trzaskanie drzwiami i noszenie ciężkich, skórzanych buciorów. Zasadniczo, to trudno sobie z byciem nastolatkiem poradzić, gdy jako dziecko miało się minimum znajomych, do których zaliczyć można głównie starszego o te kilka minut brata i maksimum dodatkowych zajęć, jak karate, czy lekcje gry na skrzypcach, do których było się zniechęconym już na wstępie.
Jak ma się problem z odnalezieniem, to jest się nieszczęśliwym, a kiedy człowiek czuje się właśnie tak, to można nabrać wrażenia, że jest się przegranym. To uczucie znowu jest wyniszczające, nie znika tylko czai się na chwile słabości danej osoby i nawet rodzeństwo, z którym łączy silna więź nie jest w stanie pomóc. 
Bardzo często wybawieniem okazuje się coś, co się kocha. Może komuś się spodoba narysowany komiks, może tym razem będzie okazja do tego, aby pokazać się przed rodzicami z chłopakiem, a może brat po prostu pojawi się na czas... ale to nie wystarcza.
Kiedy nie ma się za dużo znajomych życie biegnie jednostajnie. Szkoła, dom, zajęcia dodatkowe i tak w kółko, a później przychodzi pełnoletniość.  

Po trzecie, dorosłość... 
Nikt nie powiedział, że po studiach i kiedy ma się absolutnie wszystko, to jest już dobrze. Cudowne mieszkanie, dobrze płatna praca, pokaźna suma na koncie w banku, no i co z tego…
Mieszkanie może być nieznośnie puste pomiędzy kolejnymi wizytami brata, pracy można nie lubić, a pieniądze można chcieć oddać w zamian, za zapełnienie dziury gdzieś pomiędzy drugim, a trzecim żebrem, odrobinę po lewej stronie.
To wszystko doprowadza do ułożenia pigułek w równym rzędzie, tak że stwarzają wrażenie małej, kolorowej armii.
Pastylkowi żołnierze giną w ustach, jeden po drugim, przechodzą przez przełyk popychani alkoholem.
Chce się umrzeć, bo to jest lepsze niż branie udziału w zbiorowym szaleństwie tego świata.
Jeśli nie wyjdzie to trafia się do wariatów, w końcu próba samobójcza to nie jest byle co. Nie można tego zlekceważyć.
Człowiek chce się zabić nadal, ale coś się zmienia. Może terapia przynosi skutki, może psychiatra w końcu zaczyna mówić do rzeczy. Coś w tym wszystkim jest.
Wyjść i stworzyć sobie szczęście, jakkolwiek by miało wyglądać. Nie przyszło samo, to trzeba je sobie samemu zrobić.
Kiedy w końcu się udaje, zakład psychiatryczny żegna i w ogóle… trochę jest dziwnie, a wiara w to, że wszystko się ułoży ulatnia się niczym papierosowy dym. Czas na to, aby znowu odnaleźć w otwartym świecie, a skoro wszystko wydaje się obce to można zrobić cokolwiek.
Spakować manatki, pożegnać matkę i ojca. Wyjechać do miejsca wybranego losowo, robić to w czym się jest po prostu dobrym.
Dwie torby, skończone studia, własne pieniądze, które dawały odpowiednio dużo niezależności, tęsknota za bliźniakiem już w dniu wyjazdu i nic ponad to.

Po czwarte, samodzielne życie...
Nowe miejsce jawić się może jako wybawienie, ale trafienie do niego było jedynie formą ucieczki. Wystarczyło się już tylko odgrodzić grubym murem od tego co minęło i jest niechciane, a po tym żyć po swojemu. Nie wszystkiego jednak człowiek jest w stanie się wyzbyć. Niektóre pragnienia czają się i chociaż ma się świadomość, że one gdzieś tam są to i tak można sobie wmówić, że jest w porządku.
Wystarczy drobny impuls i wszystko wraca, a wtedy znowu jest tak cholernie źle, że nie trzeba długo się zastanawiać co należy w tej sytuacji zrobić.
Do czegoś, co w kimś siedzi potrzeba tylko głupiego pretekstu.
Jest cięcie. Jedno, a później drugie i oba biegną wzdłuż wewnętrznej strony przedramion.
Najgorszą z możliwości zakończenia wszystkiego jest pobudka w szpitalu ze sporą ilością szwów na dodatek.
Człowiek wtedy chce się schować, bo ma dość swojej żałosności.
Mieć nieudane życie? W porządku, ale nieudane samobójstwa to już przesada.
Obecny stan jest zły, ale w miarę stabilny.

Po piąte, plany na przyszłość...
1. Nie zabiję siebie (w to nie wierzy samemu sobie)
2. i nikogo innego też nie (na to ma nadzieję)
3. Nadrobię stracone lata (tu się okłamuje)
4. Będę chwytał ten cholerny dzień (tego lepiej nie komentować)
5. Przestanę się przywiązywać do ludzi (będąc nim to niemożliwe)
6. Nauczę się rosyjskiego (najpierw musiałby znaleźć motywację do czegokolwiek)
7. Wydam coś własnego (jak wyżej)

8. w całości... (ta...)
9. Nie zacznę błagać swojego brata, żeby tu przyjechał (w sumie wykonalne)
10. Kupię sobie jakiegoś zwierzaka, (dobry pomysł)
11. albo znajdę faceta, który lubi być głaskany (bardzo, bardzo zły pomysł)


one... two... three... four... five...
OkayOkayOkayOkay...

20 stycznia 2013

We need to wake up

Junip - Rope and summit


Jesteś moim prywatnym bólem.
Cząstką nieuchwytnej codzienności, która z dnia na dzień jest mi coraz bliższa, mimo że się oddala. Chcę zapomnieć. Nie mogę. Nie chcę. Nie pozwalasz mi. Twoje śliwkowe usta cicho szepcą tuż przy moim uchu. Ciszej niż wirujące płatki śniegu za oknem. Ciszej niż koła wirujące po autostradzie. Ciszej niż mój płacz w środku bezgwiezdnej nocy. Jesteś. Nie ma cię. Trwasz. Znikasz. Jesteś w mojej pamięci. Moim sercu, ramionach, włosach. Czuję twój smak na ustach, zapach kręci mnie w nosie, dłonie wyczuwają najmniejsze zgrubienie, nierówność. Jesteś wszystkim, co mam. Jedynym, co mam. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Kamienny murek i bolesność upadku, kiedy Cię spotkałem. Byłaś niesamowita. Jedyna w swoim rodzaju. Pamiętam jak mnie w sobie rozkochałaś. Pamiętam ostre pieprzenie na pralkach, samochodach, pamiętam wspólne palenie zioła, pamiętam wypady do galerii. 
Wszytko pamiętam. Pamiętam Ciebie. Jesteś moim życiem. Bez Ciebie nie istnieję. A ty, właśnie teraz mnie opuszczasz. Właśnie teraz. Kiedy mam własne mieszkanie, kiedy znalazłem pracę i kiedy Cię potrzebuję, żeby się opamiętać. Dajesz mi szczęście. Dajesz mi pewność życia. I chcesz to zniszczysz. Chcesz mnie zostawić, zostawić te wspólne przeżycia. I co? Znajdziesz sobie innego? Uwiesisz się na jego szyi i przesuniesz wargami po wargach? Będzie twój. Każdy jest twój. Masz wszystkich. A ja tylko Ciebie. Zostań. Proszę.
Na kolanach. Połykam gorzki smak życia. Pozwalam wylewać na siebie pomyje XXI wieku. Dla Ciebie. Doceń to. Jeszcze nam się ułoży. Postaram się. Tylko daj mi szansę. Nie umiem żyć bez Ciebie. Brak twojej obecności sprawia mi ból. Wiję się. Łkam w poduszki, bo Ciebie nie mam. Podbudowałaś mnie. Pokazałaś moją prawdziwą wartość. Więc nie uciekaj. Nie teraz, kiedy całe moje życie podyktowane zostało Tobie.
Umierał. Umierały jego knykcie. Jedyne, co utrzymywało go przy życiu. I ratowało od nudy. Siedział, przy oknie, wystawiwszy bose stopy na zewnątrz i palił piętnastego papierosa.
Zostało jeszcze pięć do zachodu słońca.
I dwadzieścia do zaśnięcia. 
Plus cztery kawy. To jedyne, co jego rozdygotane ręce były w stanie przygotować. Nawet nie potrafił ułożyć nut na fortepianie. Pieprzone życie. 
Przemyśl to. Nie chcę na Ciebie naciskać. Cholera, ale muszę. Jeśli mnie zostawisz, znajdę Cię. Zabiję. Zniszczę. Poświęcę moje prywatne szczęście. Nie pozwolę Ci, Porażko, mnie zostawić. Jesteś mną.
Twój, na wieki
JM

Przecież nic się nie działo. To tylko kontuzja. Lekka. Ale musi się ograniczyć. Nie może. Przez dwa tygodnie. Przecież klawisze uschną bez dotyku jego rąk. Wygną się od starości. Nie mogą mu tego robić. Zabraniać. To niehumanitarne. Bestialskie. Co on miał począć? Co mógł robić bez tego? To niemożliwe, żyć w takich warunkach. Nie, nie. On przecież nie żyje. To tylko namiastka egzystencji. Wszyscy myślą, że umarł. Nie wyszedł z domu od czterech miesięcy. Popadł w paranoję. Lekarza kazał przyzwać do siebie, a zakupy zamawia przez internet. Słońce mu szkodzi. Ludzie mu szkodzą. Albo on im zaszkodzi. Musi się chować. 
Musi, bo nie przeżyje.
Nie umie żyć bez niepowodzeń. A te ostatnio o nim zapomniały. 

***
Ja żyję. On - egzystuje. Propozycje wątków chętnie, pod kartą. Może się wreszcie obudzę.

12 stycznia 2013

he will be.

Alexander James Watson
28 lat
bibliotekarz
Nikt nie spodziewał się, że Angelique Watson urodzi jeszcze jednego syna. Tak właściwie to i pierwsi dwaj byli nie małą niespodzianką. Pisarka nazwała najmłodszego synka po swoim dziadku i pradziadku, nie słuchając sprzeciwień męża, który chciał nazwać dziecko Bob. Alexander James był zdrowym dzieciakiem, lekko nadpobudliwym. Ale i tak każdy uwielbiał malucha, który przy każdej okazji tarzał się w błocie. Bracia zaczęli wołać go Piggy-James, ale Alexandrowi to raczej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, był niesamowicie odporny na każdego rodzaju obelgi i wyzwiska, nigdy nie pokazywał że był upokorzony lub skrępowany. Zwykłe, wesołe dziecko jak każde inne. Uwielbiał zwierzęta, ubłagał w matce trzy psy i kota, zapewne po głowie chodziło mu ich jeszcze więcej. Gdy poszedł do szkoły, nauczycieli byli wniebowzięci. Inteligentny, sprytny i oczytany. Wręcz idealny uczeń.

marsh my mellow, don't harsh it, i'm on vacation

A teraz? Wcale się nie zmienił. A po co. Na zewnątrz dorosły mężczyzna, a w środku dziecko bez jakichkolwiek granic. Jest tą osobą, którą każdy zna i toleruje, jest dosłownie wszędzie. A jeśli  się z nim zaprzyjaźnisz, już się go nie pozbędziesz. Alexander jest lojalny jak pies, mądry jak sowa, sprytny jak lis i tak ogólnie jest jak pluszowy miś. Tylko taki trochę inny. Pije dużo kawy z czterema łyżeczkami cukru, przez co jest nakręcony dwadzieścia-cztery na dobę. Często chodzi na długie spacery ze swoimi dwoma ukochanymi psami Lionem i Tekkenem. Kocha żartować, ma świetne poczucie humoru ale nie robi z siebie klauna. Jest szczery, czasami może zbyt szczery, ale nigdy nie ma zamiaru kogoś urazić, naprawdę. Od czasu do czasu ukazuje się jego zazdrość, ale rzadko zależy mu na kimś tak bardzo by być zazdrosnym przez cały czas. Już za dziecięcych czasów był marzycielem, chodził z głową w chmurach, dosłownie. Nie ma się czemu dziwić, że tak często powoduje wypadki zwykle przechodząc przez ulicę. Chodzące nieszczęście, cholerna niezdara. Ma dwie lewe nogi i dwie lewe ręce, zalicza gafy na lewo i prawo. No, w końcu duże dziecko.

i only read five books this week

Cztery lata temu otworzył bibliotekę w samym środku miasta. Dwupiętrowy, kamienny budyneczek mieści ponad 2000 książek dla każdego gustu. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, sam Alexander większość czasu przebywa w tym swoim prywatnym niebie i czyta. Szczerze czasami woli spędzać czas z książkami niż z ludźmi, ale to pewnie odziedziczył po matce, pisarce. Alexander czasami sam sięga po pióro, ale boi się komukolwiek pokazać swoje prace. Już szybciej obejrzysz jego obrazy wywieszone na wystawie biblioteki "Sherlock Old's". Jest artystą bardzo alternatywnym, możliwe że sam nie ma pojęcia co właściwie maluje. 


all i want is butterfly kisses in the morning, peanut butter sandwiches shaped like a heart, and to make you smile until it hurts

Nadal szuka kobiety idealnej. Po licznych romansach, nic nieznaczących  aferach oraz kilku poważnych związkach jeszcze bardziej stara się znaleźć . Szuka romantycznej miłości, tej jednej jedynej. Najlepiej kobietę o ciepłym sercu i dużym umyśle, kochającą i inteligentną, wierną i szczerą. Powinna chcieć założyć rodzinę, zbudować dom na przedmieściach Murino Town i razem z Alexandrem doczekać się wnuków. Czasami sam nie wierzy że taka kobieta istnieje, ale Watsonowie się nie poddają, racja? Jest pewny, że kiedyś znajdzie tą jedyną, nawet jeśli minie trochę lat. Czasami sam opowiada o sobie jak o "małej dziewczynce z dużą wyobraźnią". Ale może jest tylko nieuleczalnym romantykiem.


[więc witam. karta będzie ulegać ciągłym zmianą, proszę nie bić. na zdjęciach Matthew Gray Gubler.]