OGŁOSZENIA

-

22 grudnia 2012

You shouldn't have to shout for joy!







Gabriel Sanders
Murine Town, Anglia
24 lata


Żywiołowy, zawsze uśmiechnięty, po prostu dusza towarzystwa.
Takiego Gabrysia można spotkać praktycznie wszędzie, z wyjątkiem kilku miejsc, ale o tym dalej. Tak więc główne ulice Murine, a nawet te zawiłe, z dala od centrum miasta, niosą jego donośny i jak zawsze szczery śmiech. Zapewne przykuwa uwagę tym swoim niepoprawnym wręcz optymizmem i wiecznym uśmiechem na twarzy, ale dobrze mu z tym i nie ma zamiaru się zmieniać. Zbawiłby cały świat, gdyby tylko miał taką możliwość, lub posiadał jakieś nadprzyrodzone moce, z czym się nie kryje i ani trochę nie przejmuje się tym, że w oczach poniektórych ludzi wychodzi na wariata. Bo przecież wariat, w dość pokrętny sposób brzmi pozytywnie, czyli można to traktować jako swoisty komplement. I właściwie, to czy ktokolwiek widział go kiedyś zmartwionego?


Zrównoważony psychicznie, ale wciąż wesoły, odkładający wulgaryzmy, oraz wszelkie małe nałogi, a nawet własną orientację seksualną na bok.
Tak wygląda porządny synek mamusi, kiedy przekracza próg rodzinnego domu, który mieści się na obrzeżach Murine. Przecież mama wcale nie musi wiedzieć, jak jej syn zachowuje się poza zasięgiem jej wzroku. Ważne, by w oczach rodzicielki pozostał tym samym, grzecznym i uczynnym Gabrysiem, jakiego wychowywała. Dla niej istotne jest też, że jej chłopiec ukończył akademię muzyczną z wielkim wyróżnieniem i spełnia się zawodowo, oraz samodzielnie utrzymuje mieszkanie w jednej z kamieniczek, niedaleko centrum.




(Nie)nałogowy palacz, trochę uwodziciel, ale z pewnością nie romantyk, zdeklarowany gej.
Oto i trzecia odsłona Gabrysia. Najczęściej zauważalna jest ona wieczorami, kiedy przychodzi czas na pojawienie się w okolicznym barze, czy klubie i brylowanie w towarzystwie znajomych i przyjaciół. Tam Sanders nie musi się kryć z tym, że jest homoseksualny, a jeżeli znajduje się ktoś, kto ma z tym problem, to zostaje zbyty ładnym uśmiechem, albo prawym sierpowym - jeżeli wymaga tego sytuacja... bo generalnie Gabryś głosi pokój i na pozyskiwaniu wrogów mu nie zależy.



Poważny, elegancki, po prostu odmieniony nie do poznania.
To już ostatnia odsłona Gabrysia... albo Gabriela, bo tak brzmi odpowiednio. Drogi, markowy garnitur, czy też frak, to z pewnością nie jest strój, w jakim można go spotkać na mieście, czy we wcześniej wspomnianym klubie. Ubiór ten, to nic innego, jak część umowy jaką Sanders zawarł z właścicielem tego pięknego, trzygwiazdkowego hotelu w centrum miasta. Jego robota, to nienaganna prezencja i przyjemna dla ucha gra, na dokładnie wypolerowanym fortepianie. Idzie mu to pięknie i nawet lubi to robić, i choć czasem musi przesiedzieć tam cały wieczór, to nigdy nie narzeka.






Czy jest sens robienia skrótu? Przecież już na pierwszy rzut oka widać, że Gabriel to zwyczajny, cieszący się życiem młody mężczyzna. Lubi słuchać muzyki, rocka przede wszystkim, pali papierosy i czasem upija się w ulubionym pubie. Często rozpiera go energia, jednak potrafi ogarnąć się względnie i w większości powstrzymać się przed podejmowaniem decyzji w spontaniczny sposób. Nie wyobraża sobie stworzenia związku z kobietą, bo od zawsze woli facetów. Gdyby znalazł się w pobliżu jakiś psychiatra, pewnie rzuciłby oklepaną tezą, że zawinił ojciec, którego Gabryś nigdy nie miał okazji poznać. I... to tyle. Bo to, że mieszka sam, pracuje w hotelu i trzepie z tego niezłe pieniądze, chyba wszyscy wiedzą.

22 komentarze:

YourFuckingSunshine pisze...

Oliver już miał dni, że po prostu siedział i jego szczytem produktywności było wciągnięcie swoich zwłok pod prysznic, ale ostatnio te dni się przedłużały. Zaczął sobie zdawać sprawę, że zaczyna być bardzo niedobrze, więc najbezpieczniej było zostać pod kołdrą i najlepiej nie wyściubiać palca zza łóżka, które dawało zbawienne poczucie bezpieczeństwa. Tak, jakby świat poza nim, był jakiś gorszy.
Dzisiaj czuł się na tyle dobrze że w miarę się ogarnął (wliczając w to zjedzenie jednego i pół posiłku) i w sumie czekał na Mayę. Zabawne, to on tu był dorosły, a to ona wydawała się radzić sobie ze wszystkim.
Starał się skupić na trzymanej przed oczami książce, ale w sumie od godziny była ona otwarta na tej samej stronie, głaskanie Haszysza wydawało się zdecydowanie bardziej absorbujące.
Kiedy usłyszał szczęk zamka intuicyjnie spojrzał w stronę wejścia do salonu, w którym powinien się pojawić cudownie kościsty rudzielec i zjawił się, uśmiechając się na powitanie.
Oliver odłożył książkę którą czytał i poprawił sobie kota na kolanach, który był już gotowy do wbicia mu pazurów w skórę, bo przecież przestał go głaskać.
-No cześć siostra, jak Ci minął dzień? – zapytał, bo w stosunku do niej chociaż trochę go to obchodziło, innej osoby by nie zapytał.

YourFuckingSunshine pisze...

Otaksował mężczyznę spojrzeniem nawet nie zdobywając się na wymuszony uśmiech, po prostu nic mu się nie chciało.
-Oliver, miło mi poznać – wypowiedział grzecznościową formułkę której człowieka uczono zasadniczo od zawsze. Spojrzał na Haszysza, który wyraźnie obrażony postanowił przypodobać się gościowi i zaczął mu się pałętać pomiędzy nogami.
Posłałby siostrze pytające spojrzenie, ale ta oznajmiła, że idzie przygotować herbaty, oczywiście Oliver wątpił w to, by dziewczyna była zadowolona, gdyby sobie poszedł.
W gruncie rzeczy, mógł się trochę poświęcić, żeby Maya się tak nie martwiła.
Zgarnął więc koc, który leżał poskręcany na kanapie jednocześnie robiąc miejsce, oczywiście Gabryiel miał jeszcze do wyboru fotel i w sumie nic dziwnego gdyby usiadł tam, zamiast zajmować miejsce obok dzieciaka, który widać nie miał zamiaru ubierać spodni, bo wolał chodzić w wielkiej koszulce i bokserkach. Po co miałby się obierać, skoro i tak zaraz się położy, a czarny materiał i tak stawiał go w sytuacji komfortowej, bo zakrywał blizny.
Maya weszła do salonu utrzymując w dwóch rękach trzy kubki, robiła za swoiste przeciwieństwo Olivera, przynajmniej w tej chwili.

YourFuckingSunshine pisze...

-No coś ty! Gabryś, ja bym rady nie dała – powiedziała rudowłosa, jakby trochę oburzona tym brakiem wiary w nią, szczerze powiedziawszy to miała w planach ich sobie zostawić, może w ten sposób wyciągnąć brata z dołka, ale na to się tak szybko nie zapowiadało.
Postawiła kubki na stoliku, który zagracony był przez jakieś „rzeczy”, do których się zaliczała też cukiernica.
Maya usiadła na fotelu, naprzeciwko dwójki przedstawicieli płci męskiej.
Oliver jakoś nie przejawiał chęci do rozmowy, prędzej do ucieczki (na co wskazywało rzucone przed chwilą tęskne spojrzenie na drzwi do sypialni), chociaż w normalnych warunkach, to rwałby się do Gabryela w te pędy. To jednak dla niego nie były normalne warunki, więc milcząc wziął swój kubek (nikt inny nie miał prawa z niego pić, bo był czerwony i mieścił w sobie bardzo dużo napoju). Dmuchnął na gorącą herbatę rozwiewając trochę parę.
Nie był zły, że Gabryś tu jest, zastanawiało go raczej, po jaką cholerę został tutaj ściągnięty.

YourFuckingSunshine pisze...

Maya powoli się denerwowała i Oliver to zauważył, żyli w końcu ze sobą, więc musieli się już poznać przez taki szmat czasu. Marszczyła nos, miała ochotę coś powiedzieć, była zniecierpliwiona.
Oliver pociągnął łyk lekko przestudzonego napoju rozgrzewając sobie tym przełyk. Udał, że nie zauważył zachowania siostry, może jak się wścieknie, to go pogoni, a on ją pierwszy (albo może już nawet drugi) raz w życiu posłucha. Marne szanse – jak sam uznał.
Upił kolejny łyk już sam zdenerwowany tym nudnym, nieprzyjemnym milczeniem. Nawet teraz nie przepadał za ciszą, dlatego Maya okazywała się czasami przydatna.
-Ja tu wam na rękę, gejuchy, poznałam was, a tu zero jakiejkolwiek inicjatywy – wymamrotała jawnie oburzona, widać liczyła na to, że chociażby Gabriel okaże się mężczyzną i cokolwiek zrobi, przecież to jej brat był! Ładny, trochę kościsty i stuknięty, ale do zapoznania w sam raz.
Oliver przewrócił oczami, tak jak robił bardzo często kiedy ktoś wydziwiał, albo jego słowa po prostu nie były zbyt warte uwagi. Maya wydziwiała. Przecież mu przejdzie, zawsze przechodziło, więc teraz też nie będzie inaczej.

YourFuckingSunshine pisze...

-A rzucaj się, ja i tak miałam w planach iść po tym, jak wam już wieczorek zapoznawczy zrobię – oznajmiła Maya podnosząc się, liczyła na to, że Oliver nie wyrzuci Gabriela z mieszkania zaraz po tym, jak wyjdzie ona, a nawet jeśli, to sobie przewali u naprawdę fajnego faceta. –To trzymajcie się, nie bawcie się za długo – wypowiedziała i już zniknęła, by ubrać się i trzasnąć drzwiami, przynajmniej spróbowała braciszka wyleczyć.
Oliver nie bardzo był zainteresowany, opcja rzucania się była dość kusząca, ale można ją na razie było odstawić, na później zawsze się przyda, jak będą lepsze prochy w zasięgu ręki.
-Ja pierdolę – skwitował, dochodząc do wniosku, że mieszka z młodocianą wiedźmą, która szlaja się po nocach na jakichś sabatach pewnie.
Nie chciał milczeć, ale jak na złość nie miał też nic konkretnego do powiedzenia.
-nie ma jak zostawić obcych ludzi, żeby się poznali – podsumował, przewrócił oczami i popił tą całą sytuację herbatą.
Jeśli Gabriel faktycznie nie okaże się lepszym towarzyszem niż Haszysz, to zawsze można takiego wyprosić.

YourFuckingSunshine pisze...

Jakoś tak nie bardzo kontaktował, co można było nazwać po prostu nie słuchaniem, ale Oliver nie widział pomiędzy tymi czynnościami większej różnicy. Niemniej, pociągnięty przez Gabriela utrzymał kubek i nawet nic nie rozlał, co wydawało mu się sprawę priorytetową.
Dopiero po chwili dotarło do niego w jakim położeniu się znalazł, nie bardzo mógł jeszcze ocenić, czy mu się to podoba, czy też nie skoro to było zaledwie objęcie.
Miał teraz swoją siostrę za kompletną kretynkę, miał ochotę się jej wyprzeć, a później spakować i wywalić i ich mieszkania.
-Co robisz? – zadał pytanie, nie miał ochoty rozwijać, więc miał nadzieję, że samodzielnie się zorientuje, że chodzi o zawód, jakiekolwiek zajęcie wykonywane w życiu, bo był dorosły, musiał coś robić.
Cóż, obaj byli osobami dorosłymi, z tą różnicą, że Robinson jednak nie robił nic, a nawet się nie starał jakkolwiek zadziałać. Nie myślał o przyszłości, bo jego jedynym planem było jak na razie ogarnięcie się i wyjście gdzieś, gdziekolwiek. Nie lubił siedzieć sam, nie lubił się nudzić, bo już tak był skonstruowany, że stale trzeba go było czymś interesować.
Przechylił się i odstawił kubek, herbata już nie była gorąca, więc nie chciało mu się jej pić. Zaczął się bawić materiałem czarnej koszulki, w którą zmieściłyby się z dwa takie egzemplarze jak on.

Oliver Robinson

YourFuckingSunshine pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
YourFuckingSunshine pisze...

Kiedy w końcu otrzymał odpowiedź na nowo skoncentrował całą swoją uwagę na Gabrielu, który był niezrozumiale optymistyczny. Jakby wypalił nie wiadomo ile i czego. Ciągły uśmiech, który był w sumie ładny, chociaż Oliver nie zwykł oceniać po uśmiechu, zazwyczaj w ogóle nie oceniał, bo można się było przecież pomylić.
Zagryzł wargę, aż ta nabrała nieco intensywniejszego koloru, powinien cokolwiek odpowiedzieć.
-W sumie ostatnio „non stop siedzę w domu” – odpowiedział i wzruszył ramionami, nic szczególnego, takie zamykanie się w domu chyba większość ludzi w swoim życiu przechodziła. –Poza tym, mamy też znacznie odmiennych znajomych – dodał po chwili, co jakoś tak przywołało wspomnienia jeszcze za czasów, gdy faktycznie się po prostu dobrze bawił. Pewnie niedługo znowu zacznie, więc będzie dobrze.
Nie miał jednak zamiaru mówić o sobie, zazwyczaj było to irytujące i przechodził już przez to gdy był w wariatkowie, wystarczy, teraz mógł posłuchać (albo udawać, że słucha).
-A jako kto pracujesz? – Wolał jak na razie zostać w sferze neutralnych pytań, chyba tradycyjnych przy poznawaniu kogoś. Poza tym, skoro już przy tym byli był odrobinę ciekawy, bo jakoś nie był w stanie konkretnego zawodu przypasować do osoby Gabriela.

YourFuckingSunshine pisze...

Nie czuł się urażony pod żadnym pozorem, zwyczajne pytanie, jak wszystkie inne. Gdyby za bardzo zakrawało o jego prywatność to po prostu by nie odpowiedział, ładnie by zmienił temat i po prostu uniknął odpowiedzi.
Między słowami Gabriela zdążył dojść do wniosku, że niewygodnie mu go tak słuchać, więc po prostu, bez jakichkolwiek precedensów, wpakował mu się na kolana. Zdecydowanie wolał siedzieć twarzą do rozmówcy. I miał nadzieję, że Gabriel uzna go za wystarczająco lekkiego, by się go z kolan nie pozbywać.
-Weź, nie udawaj skromnego – odpowiedział przewracając tymi swoimi oczyskami, wydawał się już odrobinę bardziej ożywiony. – Poza tym, masz plusa, muzycy mają zazwyczaj zręczne palce – oznajmił, co jak co, ale dłonie u człowieka były bardzo ważne, u dłoni mogły być na przykład zaostrzone paznokcie, które pozwalały na mocne zadrapania, albo i nawet rozcięcia.
Oliver się uśmiechnął, nie bardzo można było jednak odczytać, co ten grymas może znaczyć, bo z wariatem nigdy nic nie wiadomo. Tylko, że Gabriel jeszcze żył w nieświadomości i nie miał pojęcia z kim przyszło mu obcować, chyba że Maya wszystko wyśpiewała już wcześniej.

YourFuckingSunshine pisze...

Już kiedy Gabriel położył ręce na jego nogach wiedział, że zaraz coś będzie mu nie odpowiadało, w końcu to nie był psychol, który by polubił dotykanie jego blizn, a szkoda, bo może i by mu nawet na to pozwalał częściej. Gdyby tylko chciał, a nie zechce.
Pstryknął mężczyznę w czubek nosa.
-Faktycznie, do skromnych to ty nie należysz – skomentował i wydął wargi, jakby się nie przejmując tym, co zaraz przyjdzie.-Jak mogłem się tak pomylić… - dodał jeszcze po czym postanowił zamilknąć.
W sumie, zabawnie było czuć tak spokojny, nienachalny dotyk, szczególnie że to było czymś, czego brakowało od dłuższego czasu.
No i przyszło pytanie, na które do tej pory zazwyczaj mu trudno odpowiedzieć. Nawet jeżeli chciał być szczery. Nie chciał odpowiadać, wolał fakt zbagatelizować, poza tym, on już zaczął tolerować swoje blizny, nie były niczym szczególnym.
-Ej, to nic takiego, chyba że jest to wystarczający powód, byś spierdolił – wypowiedział i swoimi dłońmi złapał Gabriela za nadgarstki, po czym przesunął jego ręce na właściwe miejsce, czyli nieco dalej od zasklepionych rozcięć.

YourFuckingSunshine pisze...

Dziwnie się w tej chwili poczuł, więc zmarszczył brwi, po jaką cholerę Gabriel zwrócił na to uwagę. Mógł się zachować jak normalny człowiek i od tego tematu uciec, a nie ciągnąć Olivera za język, czego oczywiście nie lubił.
Może Gabriel jednak powinien się właśnie ruszyć, oznajmić nagle, że musi gdzieś iść, bo czegoś zapomniał, cokolwiek.
-Oczy mam tutaj, a nie na nogach – sformułował spokojnie po czym naciągnął trochę materiał koszulki, skoro Gabrielowi blizny nie odpowiadały, to Robinson nie rozumiał dlaczego im się tak przypatruje. –Widzisz mnie pierwszy raz w życiu, ja ciebie też, nie rób z siebie kretyna, nie będę ci się spowiadał – wypowiedział poddenerwowany, jakby wyczuwając intencje mężczyzny. Nie potrzebował pomocy, jak zwykle z resztą, tylko że osoby z jego otoczenia już sobie to przyswoiły i mało kto się starał. Tylko Maya czasami przejawiała coś w rodzaju zmartwienia, ale ona miała swoje problemy, taką szkołę na przykład, a nie starszego brata, który był po prostu, stuknięty (przecież nie bez powodu znalazł się w zakładzie psychiatrycznym).
-Odpuść – polecił mu i uniósł w uśmiechu kąciki ust, teraz to już nawet mógł się wysilić i zdobyć na to, byle by przekonać swojego rozmówcę, że nie jest osobą godną jego (jakiejś specjalnej) uwagi.

YourFuckingSunshine pisze...

Nie rozumiał go, tak bardzo go nie rozumiał, że to aż go irytowało. Chyba jak każdy człowiek wolał nie przyznawać się, że coś jest dla niego niejasne, ale teraz to było zbyt ciekawe, by się nie dowiedzieć.
-No i po co ci to, lepiej się z tym poczujesz? – zapytał unosząc lekko brwi. Nie miał w swoich zamiarach planu, ażeby cokolwiek o sobie opowiadać, już się nagadał o sobie za wszystkie czasy. –Serio, byś odpuścił, nie zwracał uwagi, pomacał mnie jeszcze po nogach, bo to było fajne i wszyscy byliby szczęśliwi, szczególnie ja – wymamrotał i wzruszył ramionami, po czym spojrzał na Gabriela całkowicie beznamiętnie, temat był nie skończony, więc ten pewnie jeszcze do niego wróci.
Uparta cholera- pomyślał Oliver, najwyżej coś na niego wymyśli, jakąś bajkę o tym, jak to był po prostu żałosnym nastolatkiem, który mówił (trzy po trzy, swoją drogą), że mu to pomaga, albo coś w ten deseń. To było wiarygodne i do przełknięcia (szczególnie do przełknięcia dla takiego grzecznego chłopca jakim był Gabryś).

YourFuckingSunshine pisze...

-Moja siostra to mnie chyba nie zna, jeśli uważa, że cokolwiek z tego będzie– stwierdził powstrzymując uśmiech przygryzieniem wargi. Był szczerze rozbawiony, Maya go właśnie znała, więc jeśli chciała mu szybciej poprawić nastrój mogła przyciągnąć do domu jakiegoś sadystę, ewentualnie mogła zostawić sprawę tak jak jest, czyli w miarę dobrze.
Dla Olivera to cały świat mógłby się odwalić i zostawić go w spokoju, bo teraz miał nastawienie inne niż wtedy, kiedy był smarkaczem, który starał się ściągać na siebie uwagę, niemniej jednak… nadal tym smarkaczem mentalnie był.
-Super – stwierdził i przewrócił oczami, w rzeczywistości to Oliver miał przewagę, zawsze mógł urwać temat wypraszając Gabriela, to, że Maya go lubiła nie znaczyło, że on również musi. Mieli innych znajomych, na całe szczęście dla jego siostry. –Właściwie to ile ci Maya o mnie mówiła? – zapytał unosząc brwi, zazwyczaj było to niewiele, nie lubiła wyciągać takich spraw na światło dzienne, ale zazwyczaj też nie ściągała mu do domu towarzystwa.

YourFuckingSunshine pisze...

Oczywiście, że Gabriel myślał inaczej, ale co on mógł wiedzieć, skoro Oliver nie przejawiał chęci do współpracy. Nie wiedział, ani jak jest, ani dlaczego tak jest. Po prostu, pojawił się nagle, jak królik wyciągnięty z kapelusza iluzjonisty i najwidoczniej starał wyciągnąć jakiekolwiek wnioski.
-I jestem fajny? – zapytał rozbawiony łypiąc na Gabriela swoimi oczyskami, wyraźnie zaciekawiony.
No tak, bo przecież taki Gabriel nie poszedłby na łatwiznę, z resztą Maya by się nie wygadała, nie mogła, bo zdawała sobie sprawę z tego, że Oliver wziąłby to za swoistą zdradę. Przestałby jej ufać i mówić, cokolwiek.
-Nie powiedziałaby ci nic – odpowiedział kręcąc lekko głową, jakby chcąc umocnić tym swoją wypowiedź.- Może jest wkurwiającym nadpobudliwcem, ale nauczyła się czasami trzymać język za zębami, więc, nawet jakbyś próbował, wiele nie zdziałasz – wypowiedział spokojnie, jak zawsze trochę przeciągając samogłoski, ale to weszło mu już w nawyk, więc nic na to nie poradzi, a nawet nie miał zamiaru.
Teraz, gdy chyba doszedł do wniosku, że dół jego koszulki jest wystarczająco wygnieciony zaczął się bawić koszulą Gabriela. Skoro mężczyzna przeżył już trzymanie go na kolanach to nie powinien mu i taki drobiazg przeszkadzać, a nawet jeśli, to Robinson się tym nie przejmie.

YourFuckingSunshine pisze...

Przewrócił oczami, bo mu nie wierzył, wiedział jak wygląda i się sobie nie podobał, zdecydowanie. W swoim mniemaniu był o wiele za duży, ale waga miała na ten temat odmienne zdanie i jakkolwiek na nią nie patrzeć to wskazywała na niedowagę. Dość zauważalną nieddowagę, bo cały Oliver był po prostu kościsty.
-Przecież ci wierzę – powiedział. No dobrze, ufał Gabrielowi jedynie w tej kwestii, że nie poleci do jego młodszej siostry na skargę, jaki to jest zły, niedobry i nie chciał nic o sobie pozwolić, słowem, że stracił tylko czas.
Oliver zastanowił się chwilę i jakoś w cale nie przeszkadzała mu zmiana umiejscowienia rąk mężczyzny, na biodrach też jego dłonie pasowały.
-A co, jeśli by się okazało, że jestem seryjnym mordercą, którego jeszcze nie złapano, i moja siostra, po prostu mi cię tu przyciągnęła? – zapytał robiąc całkiem poważną minę, jakoś nie miał zbytniego problemu z udawaniem. Idealnie też zgrywał niewiniątko gdy chciał zwalić winę na kogoś innego. –Wtedy też tak bardzo chciałbyś mnie poznać? – zapytał. Cóż, mordercą nie był, do tego było mu dość daleko, chciał czasami zabić tylko siebie, ale to nie byłaby przecież seria zabójstw. Jednak mordercy zazwyczaj są szaleni, bo znajdują argumentację swoich czynów, tylko tutaj można było znaleźć jakiekolwiek podobieństwo.

YourFuckingSunshine pisze...

W sumie, dobrze, że na szaleńca nie wyglądał, bo kto by chciał mieć aparycję, która by wołała „to psychopata, spierdalaj”, chociaż i tacy byli, więc instynkt samozachowawczy samoistnie nakazywał wtedy zwiać (pomińmy fakt, że Oliver instynktu tego nie miał za grosz, albo po prostu był on jakiś upośledzony).
-Ja bym się na Twoim miejscu z tego nie śmiał i nie wyrażał przy mnie chęci spotkania psychopaty – powiedział spokojnie, jak przystało na siebie, po czym uśmiechnął się, już całkowicie po swojemu, czyli po wariacku. –Jak nie ja, to ktoś inny może być seryjnym mordercą, albo kimś kto ma na takiego zadatki, a ja go mogę na przykład, znać – wypowiedział z całkowitą, nawet nieudawaną powagą, bo wystarczyłoby odnowić nie tak bardzo stare znajomości.
Może też dlatego wolał zachować tą przewagę, że Gabriel o nim tak mało teraz wiedział, mógł te wszystkie słowa uznać za żart, zwyczajne podpuszczanie i oczekiwać salwy śmiechu. Mógł też okazać się kimś inteligentnym i wyciągnąć ze słów Robinsona jakiekolwiek wnioski, już nawet nie na temat przeszłości, a… barwnego towarzystwa z jakim miał chłopak do czynienia.
Przestał się na chwilę bawić koszulą Gabriela i odsunął swoje długie włosy za uszy, a przydałoby się wspomnieć, że włosy były jedną z niewielu rzeczy jakie w sobie, może nie zaraz lubił, ale za to tolerował, drugim z takich przymiotów były blizny, które w jego odczuciu w cale nie były takie brzydkie i zniechęcające. Potrafiły być irytujące ze względu na fakt, że zwracały uwagę takich osób jak Gabriel na przykład, który miał chyba jakieś altruistyczne zapędy, albo coś w tym rodzaju.

YourFuckingSunshine pisze...

-Znam – potwierdził, on nie mówił teraz o sobie teraz wprost, a skoro Gabriel miał olśnienie to nic się nie stanie, jak mu jeden fakt potwierdzi, przecież nie mógł na podstawie jednego szczegółu zgadnąć całej biografii jednego, niewiele znaczącego na dodatek, człowieka.
Przyglądał się temu całemu zamyśleniu ze śladowym rozbawieniem, chyba już przestał oczekiwać na odpowiedź tak bardzo, bo przestało mu zależeć na tym, by była ona dla niego tą dobrą.
-Bo nie jesteś w moim typie, nie możesz być skoro takiego czegoś po prostu nie mam, tak? Albo ktoś mi odpowiada, albo nie, nie ma czegoś takiego jak półśrodki, bo nikt ich nie lubi – powiedział całkowicie beznamiętnie i wzruszył ramionami, patrzył gdzieś, na jakiś punkt na ścianie, która znajdowała się za plecami Gabriela. – Poza tym, nie sądzisz, że to głupie ograniczać się jakimiś typami? – zapytał i przewrócił oczami znowu patrząc na twarz Gabriela.
Mężczyzna był przystojny, więc w sumie nie było co narzekać. Tylko Oliver już na wstępie mógł wyczuć konflikt osobowości, a później, wynikającą z tego niezgodność „interesów”. Gabriel nie był kimś, kto rwałby się do pocięcia mu rąk z uśmiechem na twarzy, więc oczywistym (przynajmniej dla Olivera) wydawało się, że niewiele zdziała na poprawę humoru wystarczającą, by Maya dała mu spokój.
Oliver

YourFuckingSunshine pisze...

-Nie chcę ci życia ułatwiać – odpowiedział i mrugnął do niego. – Pogryź się z tym trochę, wtedy się za szybko nie znudzisz – pouczył Gabriela i uniósł lekko brwi. Jeśli ten facet naprawdę sądził, że wyciągnie z niego to o co psychiatra musiał się szarpać to był wyjątkowo zabawnym człowiekiem. Historii od tak się nie wyjawia, nawet osobie której się bez oporów władowało na kolana i się domaga głaskania jeszcze.
Bo faktycznie lubił mieć rzeczy, o których nikt nie miał wiedzieć. Kiedy był na przykład w wariatkowie nie dopuszczał innych do wiadomości, że posiada siostrę, miał poczucie, że gdyby komuś o niej powiedział zostałaby mu odebrana, a zasadniczo była to jedna z nielicznych osób na których mu faktycznie zależało.
Z zaciekawieniem przyjrzał się reakcji mężczyzny na swoje słowa. Był trochę… dziecinny i z jego twarzy można było czytać jak z otwartej księgi, jeśli tylko chciało się jego reakcjom przyjrzeć.
-No widzisz, a pocieszę cię jeszcze, że odstajesz od takiej mojej normy – powiedział mu uśmiechając się tak po swojemu i niemal kokieteryjnie przygryzając dolną wargę. – Ale to dobrze – sprostował, żeby nie było żadnych wątpliwości ku temu.
No cóż, jego norma wśród mężczyzn była dość nienormalna w oczach przeciętnego człowieka. Już nawet swoją drogą szło to, że jakoś specjalnie nie zastanawiał się nad właściwością dobieranego „partnera”. Każda wymówka była dobra na seks, prawda? Prawda, nawet święta, więc tego się jak na razie trzymał, mimo że jego życie sobie trwało w tymczasowym zawieszeniu.

Oli ♥

Grace M. pisze...

[Witam :) Pomysł na wątek lub powiązanie?]

YourFuckingSunshine pisze...

-Może być jak najbardziej w porządku, zależy jakie kto ma te swoje normy – wypowiedział rozbawiony.
Musiał siostrze przyznać, że raz na milion razy wiedziała co robi, a teraz sama przynajmniej korzystała bo nie musiała siedzieć, ze swoim cholernym starszym bratem i mogła sobie gdzieś wyjść.
Chyba badziewny był z niego ten starszy brat jak tak na to wszystko spojrzeć. Jeśli wszystko podsumować, to Maya się musiała nim przejmować i być w stanie pomóc. Jakkolwiek to ukrywała, to też miała pewnie jakieś swoje problemy. Tylko, że to przecież Oliver był tym dzieciakiem, które koniecznie chciało ściągnąć na siebie uwagę, a wyszło jak wyszło.
Najciekawsze było to, że Robinson był ze wszystkimi wydarzeniami praktycznie pogodzony, ale też nie potrafił niczego zostawić za sobą. Tylko że… nawet gdyby tego wszystkiego nie roztrząsał to i tak prawdopodobnie wróciłby do tego jak żył, bo w jakiś sposób właśnie tak było mu dobrze. Prochy i promiskuityzm stanowiły doskonałe wręcz połączenie.
Z zamyślenia wyrwał go mężczyzna, a właściwie jego ręka, więc Oliver klepnął lekko Gabriela w dłoń i zaśmiał się lekko.
-A gdzie się rączka wybiera? – zwrócił się prawie jak do małego dziecka, a później uniósł brwi. Mimo wszystko wyglądał w tym wszystkim jak takie kompletne niewiniątko, które w swoim życiu kompletnie nic nie przeskrobało.
Cmoknął Gabriela w kącik ust uśmiechając się pogodnie.

Oli

YourFuckingSunshine pisze...

Oliver po prostu nie przyjmował umoralniających gadek, dlatego pomijał temat swojego trybu życia. Na co to komu było, skoro z jakichś głębszych znajomości i tak w jego przypadku niewiele wyjdzie, nie dążył do tego żeby znaleźć sobie jednego faceta na stałe, czy chociażby lepszą znajomą/lepszego znajomego. Po prostu nie i już, bo tacy ludzie często wymagali zmieniania się, a na to taki Oli nie był w stanie się zdobyć. Zbyt męcząco to dla niego po prostu było.
Właśnie dlatego nie trąbił na prawo i lewo co wziął, ani z kim się puścił (ba, żeby to w ogóle pamiętał).
Oliver prychnął, był teraz wielce urażony tym, że Gabriel nie zabrał ręki kiedy dostał po niej. Nie żeby to było na serio, Oliemu całkowicie odpowiadał fakt, że mężczyzna go sobie obmacuje.
-No wiesz… się bezwstydny robisz – skomentował i zacmokał z „dezaprobatą” dla poczynań swojego towarzysza.
On natomiast tego, że zostanie pocałowany spodziewał się. No na litość wszelaką, w końcu jego działania miały jakiś cel, a przynajmniej mieć musiały.
Przesunął dłonią od dołu klatki piersiowej Gabriela w górę oddając pocałunek stosunkowo mocno, ponieważ napierając na wargi Gabriela. Po prostu nienawidził się bawić w to delikatne muskanie warg, to było tak irytująco mozolne…

Oli

Unknown pisze...

[Świetna karta :O
Masz może chęć na wątek?]