OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

"Jes­tem oder­waną cząstką ciebie, cho­ciaż uda­jesz, że ona nie is­tnieje, ale ja nią jes­tem - wyłącznie nią, przez cały czas. "


Uwielbiałam zapach błyszczącego się parkietu i światła rozświetlające całe pomieszczenie. Krzesła ustawione równo, jak żołnierze wyruszający na wojnę. Mój świat, do którego nikt nie miał wstępu. Wiecznie zamknięte drzwi. W końcu  do środka mógłby wejść jakiś nieproszony gość, kolejny idiota po uszy zakochany w kłamstwie.Stanęłam na środku sali, czekając aż moich uszu dobiegnie słodki dźwięk muzyki. Rozpoczęłam taniec. Czułam się tak, jakbym unosiła się delikatnie nad podłogą, dryfowała w powietrzu. Wiatr nie pozwalał mi upaść. Melodia płynęła równo, razem z moimi gestami. Nie musiałam nawet otwierać oczu. Niestety, z góry zaczęłam żałować, gdy to zrobiłam. Dwie blond główki siedziały centralnie przede mną. W dodatku jedna z nich trzymała w ręku aparat, pragnąc uchwycić każdy mój ruch. 


Może i byłam głupia, nieokrzesana i szalona, ale musiałam wyjść. Przerwać taniec. Zastanawiałam się, dlaczego tam przyszli. Kazałam im? Nie, ta opcja odpadała zaraz na początku. Chcieli zrobić mi łaskę i zobaczyć mój występ? Najprawdopodobniej . Prosiłam, by sobie odpuścili, przestali mnie zadręczać swoją obecnością. Czułam się jak ścigana przez kłamstwa. A podobno te chodzą parami. Bzdura. One uzależniają, nie można się od nich uwolnić. Stają się potrzebne bardziej niż powietrze. Są rutyną, tak jak w moim przypadku. 
Uciekłam, nie zważając na mojego "ojca'', zwanego przez moje myśli Jackiem i moją trenerkę. Mogli do woli krzyczeć, bym została, zaczekała. Byłam głucha na ich protesty. Wolałam mieć własne zdanie. Uczyłam się od najlepszych. 
Na zewnątrz panowała deszczowa pogoda, typowa dla tego kraju. Było zimno, jednak takowy ból w pewnych momentach przestawał mieć znaczenie. Można powiedzieć nawet, że był przyjemny. Usiadłam na trawie, nie martwiąc się tym, jak będzie wyglądał mój kostium, gdy wstanę.
"Tata" mnie dogonił. Stanął nade mną i wlepił we mnie swoje duże, zielone oczy. 
- Czego ty chcesz, Grace?!- Zapytał, choć mógł spodziewać się mojej odpowiedzi.
- Prawdziwego życia - odpowiedziałam krótko.


Grace 

(w papierach) Monaco, choć woli, gdy nazywa się ją Forest

Urodzona w 1993 roku, 15 maja, w dniu, w którym zmarła jej biologiczna matka.
Tancerka w pobliskim teatrze.
Przeprowadziła się do Murine Town w poszukiwaniu "Prawdy", cokolwiek to znaczy. 
Nie ma stałego miejsca zamieszkania. 
Uwielbia nocne przechadzki, białą herbatę, sport, muzykę i taniec, imprezy.
Arogantka bez wyczucia czasu, potrafi być chamska i nieprzyjemna. Zawsze stawia na swoim. 

----------------------------------------
Na zdjęciu Alison Lohman.
Wita się z wami autorka Lucy Dalon. Postawiłam na pewną odmianę, nową postać. Cytat jest autorstwa Jodi Picoult. 
Nie zawsze odpisuję po kolei.
Zachęcam do zaczynania wątków i proponowania powiązań.


87 komentarzy:

Unknown pisze...

[ Jaaa... nie przestawię się na tą Grace, nie ma opcji, dla mnie zawsze będziesz Lucy :P ]

Tempest pisze...

[ O kurde, wszyscy się zmieniają. Gdzie jest Lucy z sąsiedztwa? Nie przyzwyczaję się do brunetki, rudowłosa bardziej wyróżniała się z tłumu. Kto by pomyślał, że chłopak, którego codziennie mijam w szkole zrobi zdjęcie, które od teraz będę mieć często przed oczami. Ale teraz to nie mam pomysłu. Mogę zacząć, ale coś podrzuć, jakiś pomysł ;]

Unknown pisze...

[ W sumie to ja tutaj też zaczynam same nowe wątki, ale nie potrafiłbym zamienić Tony'ego na jakąś inną postać. Ma zbyt wiele moich cech i się przywiązałem xd
Ale weź proszę Cię zmień swoją nazwę z "wwwwwww" na nazwisko postaci, proszę ;) ]

Julian Marshall pisze...

[Julian akompaniuje jej podczas jednego z występów w teatrze. Co ty na to? :D]

Anonimowy pisze...

[Masz może ochotę na wątek z Alexem Forcem? :)]

Frances Patterson pisze...

[Specjalnie nie podałam kilku faktów, na przykład jego wieku czy daty urodzenia, ani faktu jak się w miasteczku znalazł. Co do wątku - bardzo chętnie. Może jakiś imprezowy?]

Frances Patterson pisze...

[Bo z Louisa to wręcz pozorom bardzo tajemniczy facet jest. :D No ale zacząć nie zacznę, bo po prostu nie mam na to pomysłu i siły, przyznaję się bez bicia.]

Julian Marshall pisze...

Julian był jaki był, natomiast do gry przykładał się wręcz przesadnie. Rzadko akompaniował, gdyż ludzie uważali, że próbuje zwrócić uwagę widowni na swoją grę, przyćmiewając tymczasem solistę. Prawda, choć gorzka, była inna: Marshall odznaczał się wyjątkową wrażliwością i wkładał w grane dzieła całe serce. Słuchacz to czuł, koncentrując się na nim. Rzadko który muzyk mógł mu dorównać biegłością. Mimo, że był przypadkiem dosyć osobliwym; nie ukończył przecież akademii muzycznej!
Co innego, jeżeli miał akompaniować tancerzom. Tutaj muzyką mógł napędzać solistę do dalszych ruchów, który oddawał energię zdwojoną; energię muzyki i tańca.
Kiedy więc akompaniator muryńskiego teatru poważnie zachorował, kierownik poprosił o zastępstwo Juliana, który już w całym hrabstwie zaskarbił sobie uznanie i szacunek.
Utwór opanowany miał już kilka dni temu, chociaż i czytanie a vista nie byłoby dlań problemem. Nie przy sześciu godzinach ćwiczeń. Codziennie.
Spojrzał na tancerkę, która patrzyła nań wyczekująco i kiwnął głową, biorąc głęboki wdech. Uderzył z cicha w klawisze, grając wstęp. Nadał rytm, do którego dziewczyna mogła się dostosować. Palce unosiły się szybko w górę, schodząc to w wyższe, to w niższe partie klawiatury.
Julian grał z zamkniętymi oczyma, zawsze. Powietrze wciągał przez nos, głęboko i spazmatycznie, kiwając się na stołku. Spięte miał jedynie mięśnie szyi, palce zaś zupełnie rozluźnione, a nadgarstki wyginały się niemal z każdą stronę; można by rzec, że to idealna postawa pianisty.
Mało rzeczy w życiu mu wychodziły. Pomijając muzykę, która wypełniała go od stóp do głów. I robił z tego największy pożytek jaki mógł; grał. Ponadprzeciętnie pięknie.

[Strasznie dumny mi ten opis wyszedł :D
Grace tańczy balet, prawda? Przyda mi się to do kolejnych opisów, może]

Tempest pisze...

[ Ja na przykład podpisywałam posty Daniel, a nie Emil. Znam to uczucie. A co do wątku to jesteś pewna, że chcesz skręcić kostkę tancerce? Myślałam może, że Emil chciałby ją narysować, gdy tańczy. Tylko nie wiem gdzie, bo w teatrze jest za ciemno na rysowanie. Chyba, że wolisz swój pomysł, to okej, zacznę tamto. ]

Unknown pisze...

[ Jak ogarniesz to powodzenia ;P
nie rozumiem Twojej logiki xd też nie ogarniam, sam muszę się wszystkiego uczyć. Chyba trzeba wejść w swój profil na google i tam zmienić. ]

Tempest pisze...

[ Miło mi, że się spodobał. Tylko teraz już naprawdę ostatnie pytanie: Gdzie będzie Grace tańczyła, żeby Emil mógł ją zobaczyć i narysować. ]

Tempest pisze...

[ O. Podsunęłaś mi pomysł. Już piszę. ;]

Emil urodził się i wychował w Murine. Tutejsza szkoła stanowiła początek jego kariery artysty. Tu zaczął się kształtować. Dlatego ostatecznie zgodził się przyjść do starej szkoły na dodatkowe zajęcia z malarstwa. Nie spodziewał się, że może dojrzeć tu całkiem niezłe talenty.
Teraz wracał do domu, zmęczony, ale zadowolony. Teczka majtała u jego boku, a on sam pachniał terpentyną oraz miał usmarowane farbami ubranie. Wyznaję zasadę, że sztuka wymaga poświęceń, więc ubrudzenie się farbami było dla niego czymś oczywistym. W ogóle trudno znaleźć u niego coś czystego, bo Emil zawsze kładzie rzeczy na podłodze, na której porozwalane są przeróżne farby pastele czy pędzle.
Postanowił, że przed wyjściem zwiedzi szkołę i sprawdził ile się zmieniło od kiedy ją skończył ładnych parę lat temu. Mijał właśnie salę gimnastyczną. Dowiedział się, że jest ona wynajmowana szkole tańca. Właśnie teraz musiała się chyba odbywać jakaś próba, bo zauważył tam tańczącą dziewczynę. Zatrzymał się, zaintrygowany. Dawno nie rysował nikogo, ani niczego w ruchu. Jego mózg zaczął pracować szybciej, rysując swoje szkice i sprawdzając czy da radę namalować taki dynamiczny obraz, bez uszczerbku na urodzie. Bo owa tancerka tak ową się odznaczała. Oparł się o framugę drzwi, patrząc na nią, ale jakby trochę nieobecny.

[Może tak być?]

Tempest pisze...

Patrzył przerażony jak dziewczyna zderza się z podłogą. Nie wyglądała jednak jakby coś ją bolało. Nie mógł wydobyć z siebie głosu. Nie wiedział co ma zrobić. Pomóc je? Powiedzieć coś? Odejść? Westchnął, po czym wziął głęboki oddech.
- Ja, ja - poddał się, bo wiedział, że nastąpi teraz jeszcze seria niedobranych, nieskładnych słów. Skrzyżował ręce na piersi, patrząc na nieznajomą. - Ja tylko tędy przechodziłem.
Spuścił wzrok z niezwykłym zainteresowaniem obserwując czubki swoich trampek, które teraz miały barwę intensywnego fioletu. Jakiś uczeń żywo gestykulował pędzlem, który wcześniej zamoczył w tej farbie. Chciał teraz tylko wrócić do pracowni, tam zawsze czuł się bezpiecznie, swobodnie. Właśnie, teraz może tylko pomarzyć o namalowaniu tej dziewczyny.

[ Właśnie, patrząc na te fachowe terminy, tańczysz prywatnie? ]

Anonimowy pisze...

[Witam! Ciekawa karta:) Masz ochotę na wątek lub powiązanie z Jonathanem? Jeśli tak to podrzuć mi miejsce spotkania lub ewentualne relacje między naszymi postaciami, a postaram się coś naskrobać.]

Unknown pisze...

[Dzień dobry!
Przechodząc do rzeczy; może wątek? :3
Propozycji specjalnej nie mam, może prócz tego, żeby panienki się przyjaźniły i wynajmowały wspólnie mieszkanie. Jest to jedynie luźna propozycja, czekam na odpowiedź, hoho!]

Unknown pisze...

[A jasne, może być i tak.]
Klejn lubiła wiosnę. Była chyba jedną z nielicznych, którzy się do tego przyznawali, ot tak. Szczęście miała, że natura nie obdarzyła ją alergią, co często było powodem nienawiści tejże pory roku przez wielu.
Spędzała dużo czasu na dworze, delektując się ciepłem i krzepiąc w myślach, że i tak się nie opali, co by się nie działo. Może to i dobrze, bo lubiła swoją jasną skórę.
Rozejrzała się po parku, gdzie aktualnie czekała na Gracie. Takie przezwisko zyskała, czy jej się to podobało, czy nie. Deborah pod wieloma względami była nieugięta, tak jak ona zresztą. Nigdy nie próbowała się jednak z nią konfrontować, nie zależało jej przecież na napiętych stosunkach między nimi.

Sailah pisze...

[W szoku jestem po przeczytaniu Twojego komentarza oO. Dżizas krajzys, rumienię się, normalnie ;D. Ostatnio usłyszałam, że styl mam banalny i mogę się pożegnać z karierą pisarki i/lub felietonistki. A tu taka niespodzianka. Dziękuję za komplement.
Tańczysz? Bo świetnie opisałaś taniec. Tak muszą się czuć tancerki-pasjonatki. Teraz zrobiłam się zazdrosna ;D
Hm, wybieram opcję z występem. Imprez aż nadto.]

Jakiś tydzień temu Aleks nie mógł wytrzymać w domu i wybiegł na ulicę, by przejść się w kierunku rynku. Musiał ochłonąć. Jeszcze kilka minut wcześniej toczył sztywną, ale uprzejmą rozmowę telefoniczną z ojcem, kiedy – chcąc, nie chcąc – napomknął o wydarzeniu, przez które uciekł aż na angielską prowincję. Dorian Force odznaczał się charakterem godnym Godzilli, szczególnie gdy uznawał, że ktoś go prowokuje. Nie odpuszczał nawet – a może raczej szczególnie – swojemu jedynemu dziecku, i teraz nad Aleksandrem widniała groźba utraty źródła utrzymania.
Ale w jego wyjściu z domu było ważniejsze to, dokąd zawędrował. Właściwie nie wiedział jak, ale stał akurat pod afiszem wywieszonym na miejscowym teatrze, mówiącym o „niesamowitym widowisku tanecznym”, na które bilety miały się właśnie kończyć.
W sumie, czemu nie?, pomyślał, i podszedł do kasy biletowej, by zakupić jedną wejściówkę. Przecież o kulturę trzeba dbać, a odkąd tu przyjechał, bywał tylko na co poniektórych imprezach.

Teraz znów stał pod teatrem i znów przyglądał się afiszowi. Wokół niego kręcił się tłum ludzi w eleganckich strojach, ze zniecierpliwieniem widocznym na zmęczonych twarzach. Ten spektakl musiał być naprawdę wielkim wydarzeniem dla mieszkańców Murine Town. Sam wolał opery, ale gdy gong wybił po raz trzeci, potulnie wkroczył na salę i usiadł na swoim miejscu.
Było warto. Zdecydowanie. Tancerze poruszali się z wielką gracją, przyciągali wzrok, doskonale odgrywając swoje role. Nie potrzebowali słów, by wyrazić emocje, uczucia. Muzyka i gesty były o wiele skuteczniejsze.
Jak zahipnotyzowany śledził ruchy jednej z tańczących dziewcząt: był w nich ogień, ale nie taki, który niszczy i nie daje nic w zamian. To był ten rodzaj ognia, który daje nam ciepło w zimową noc, chroni, nie zabija.
Zwyczajnie miała talent. Ktoś, kto wychowywał się w środowisku takim, jak on, umiał to nie tylko dostrzec i docenić. Umiał też wykorzystać.

Po spektaklu czekał na dziewczynę pod drzwiami, którymi wychodzili inni artyści. Przyglądali mu się z zaciekawieniem, ale o nic nie pytali; on odpowiadał tym samym. W końcu pojawiła się i ona.
Dopiero z bliska mógł docenić, jaka jest ładna. Długie, brązowe włosy, intensywne oczy i piękne kości policzkowe, robiły z niej modelkę. Tak, zdecydowanie miała fotograficzną twarz.
- Dobry wieczór – powiedział, podnosząc się z barierki, na której wcześniej przysiadł. – Nazywam się Alex Force i mógłbym mieć dla pani pewną propozycję. Czy mogę zaprosić panią na kawę lub herbatę? – Jego słowa, w istocie, mogły brzmieć dziwnie, ale szczery uśmiech i hipnotyzujące, zielone oczy sprawiały, że wiele osób nie mogło mu odmówić. Czy i Tancerka do nich należała?

ΖΟΣ AΝDΣRSΟΝ pisze...

[Pomysły są, gorzej z zaczęciem... Wspólnymi siłami możemy coś zdziałać.]

Julian Marshall pisze...

Julian zakończył, gładząc długimi palcami klawisze i następnie przeciągnął się leniwie w swoim siedzeniu, wzdychając cicho. Obserwował postać dziewczyny.
Jeżeli czekała na jakieś pochwały, to nie ten adres, gdyż Julian nie zwykł widzieć dobrych stron, jedynie złe. I wolał się nie odzywać, żeby po prostu kogoś nie urazić.
W trakcie, kiedy dziewczyna robiła sobie przerwę, Marshall zaczął przygrywać cicho Sonatę Księżycową, zawieszając wzrok w lustrach, gdzie swobodnie mógł obserwować dziewczynę.
Obiektywnie rzecz biorąc była urokliwa, niesamowicie urokliwa. Obdarzona ciekawą, niebanalną urodą. A przecież wygląd to nie wszystko i Julian zamarł, niemal zapominając o grze, rażony myślą że dziewczyna mogłaby być głupia. Nie pasowało to do wewnętrznego przekonania o jej osobie, ale któż może wiedzieć? Julian nie był nieomylny. Często się mylił. I to go dręczyło, że nie mógł przewidzieć. Niczego nie mógł przewidzieć. A on tak bardzo pragnął władzy nad losem, nad zdarzeniami. Chciałby być manipulatorem, człowiekiem pociągającym za sznurki. Decydującym o tragicznym losie innych. Dotychczas tylko jego tragicznie doświadczano, bawiono się nim i stawiano w nieprzyjemnych sytuacjach niczym zwykłą, głupią kukiełkę. A on się na to nie godził, przecież.

Adam Vogel pisze...

[Mało pomysłów, choć chęć jest xD Mogą się spotkać w schronisku może?]

Adam Vogel pisze...

Siedział na trawniku, bawiąc się z trzema szczeniakami, co sprowadzało się do pozwalania im na ganianie własnych dłoni i pozwalanie na gryzienie ich małymi igiełkami zębów. Rudy piesek rozszczekał się wesoło, skacząc mu na kolano i szarpiąc wesoło jego koszulkę, na co chłopak zareagował śmiechem. Czuł się tu idealnie. Mógł pomagać, mógł być ze zwierzakami i mógł robić coś, co zajmowało jego uwagę. Idealne miejsce dla niego.

[Wybacz ograniczoną długość, nie umiem zaczynać długo, odpowiedź będzie, obiecuję, dłuższa xD Muszę zacząć używać synonimów... ;p]

Tempest pisze...

Westchnął cicho, przyglądając się dziewczynie z bliska.
- Czy to, że jestem brudny od farby, oznacza, że cię malowałem? - spytał, uśmiechając się blado. Gdy rozmowa zbiegała na takie tory od razu czuł się pewniej. Nie zdążył co prawda wyciągnąć szkicownika, ale oczyma wyobraźni widział dokładnie szkic. Już nie mógł się doczekać, gdy przeniesie go na płótno, a potem pokryje farbą. Uniósł głowę, przestając patrzeć na nią spode łba. - Nic się nie stało. Przecież to ja zachowałem się jak podglądacz.
Sam był pod wrażeniem jak łatwo przychodzi mu konstruowanie dłuższych zdać. Teraz liczył, że dziewczyna pozwoli mu jeszcze trochę popatrzeć.

[ To jakieś fatum. Wszyscy tu znają się na muzyce! ]

ΖΟΣ AΝDΣRSΟΝ pisze...

[Hmm... Skoro nie masz stałego miejsca zamieszkania, włóczysz się po mieście to może jakimś dziwnym trafem wejdziesz do sklepu muzycznego w którym pracuje Am.?]

Unknown pisze...

[ Ano faktycznie, u Ciebie nigdy nie ma logiki xd
Nic mi nie mów. Właśnie skończyłem pisać esej po angielsku, dzięki któremu może zakwalifikuję się na obrady młodzieżowego parlamentu europejskiego i myślałem o nim cały weekend. Ostatecznie olałem wszystko inne i już się zastanawiam, jak wyrobię do końca roku, bo jest miazga, a w następny weekend mnie nie ma, później na tydzień jestem w Londynie i... nie wiem. Gdybym olał bloga byłoby spoko, ale jakoś ponownie się w niego wkręciłem, gdyż rozsadza mnie chęć tworzenia :D
Mam średnią 4,3 - myślałem, że będzie gorzej xd
Widzę, widzę ;) ]

Norah Promise pisze...

[ zacznij i zobaczymy :) ogólnie myślałam o Norah, że tańczyłaby jedynie dla siebie, chodząc do szkoły po godzinach, by nie natykać się na żadnych ludzi. Ale nigdzie jeszcze o tym nie napisałam, więc to dość elastyczny wątek i możesz robić co chcesz ;)]

Tempest pisze...

Uśmiechnął się szeroko i szczerze, gdy kobieta wróciła do tańca. Wszedł za nią na salę, oglądając się dookoła zaciekawiony. Oparł teczkę o ścianę, po czym sam się o nią oparł. Wyciągnął z torby szkicownik i stalowe pudełko pełne różnych ołówków. Chwile się wahał, spoglądając na pustą kartkę. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na tancerkę i ołówek zaczął śmigać po papierze. Teraz czuł się naprawdę wolny. Uwielbiał ten stan, gdy nic innego się nie liczyło. Potrafił być naprawdę wkurzony, gdy ktoś mu wtedy przeszkadzał.

[Teraz tylko tak krótko. Poza tym chcę zwrócić uwagę, że Emil naprawdę wcześniej nic nie szkicował. Był tam jedynie opis pracy jego mózgu. ;]

Unknown pisze...

[ Mam tylko jednego nauczyciela w szkole, któremu chcę zaimponować i to on wyskoczył z tą propozycją to nie mogłem odmówić ;)
Na 5 dni to się nie opłaca urlopu Ci dawać :P Baw się dobrze!
A co w pociągach niby takiego fajnego? xd
My mamy proponowane, a do 23.06 końcowe i się teraz przypierdalają z klasówkami i już mam na dwa tygodnie wypełniony kalendarz...
też jestem z niego zadowolony :D
Ej, ej! Wypraszam sobie! Ja nie mówię "tępo", aczkolwiek jeśli chodzi o Ciebie to już bym się skłaniał ku tej tezie xd ]

sleepwalker pisze...

[Dobry. Masz może jakieś pomysły na wątek?]

Tempest pisze...

Mimo tego, że melodia ucichła i dziewczyna przestała tańczyć, Emil nadal rysował. Widział ją w myślach. Odtwarzał ten taniec w myślach, niczym film. Z zadowoleniem obserwował powstającą postać, która wyglądała, jakby zamarła tylko na chwilę i zaraz miała tańczyć dalej. Jednak po dłuższej chwili wizja stawała się coraz mniej szczegółowa. Przestał więc rysować, nie chcąc popsuć pracy swoją wyimaginowaną wizją. Przeniósł wzrok na dziewczynę, która oddychała głęboko. Postanowił, więc nie prosić jej, aby znów tańczyła. Może po prostu przyjdzie tu jutro?
- Dziękuję - powiedział jedynie, podnosząc się z podłogi.

Sailah pisze...

Aleksander nieco się zdziwił jej zachowaniem, ale – po dłuższym zastanowieniu – wydało mu się ono całkiem logiczne. Zapewne też by odszedł, niemal uciekł, gdyby był śliczną, drobną tancerką, na którą za kulisami czyha jakiś obcy facet. Trochę go zirytowała, ale nie miał jej tego za złe.
- Już mnie pani zna, przed chwilą się przedstawiłem. – W zielonych oczach szatyna zabłysły figlarne ogniki. – Ale jeśli to nie wystarcza, mogę dodać jeszcze, że mam dwadzieścia lat, mieszkam w jednej z kamienic na obrzeżach centrum i pochodzę z Nowego Jorku. I niezbyt po męsku lubię cappuccino z czekoladą. Da się pani zaprosić? Wie pani, trochę tu zimno i wietrznie... – Teatralnie opatulił się czarnym płaszczem, niemalże biegnąc za dziewczyną.
„Tyle się natańczyła i dalej ma siłę, żeby pędzić? No, no, podziwiam”, myślał sobie cichutko, przyglądając się jej profilowi. Była bardzo ładna i, choć wyglądała na dorosłą, musiał (z żalem?) przyznać, że taka nie była.
„Idealna, stwierdził w myślach, idealna”.

Julian Marshall pisze...

Uniósł brew, obserwując jak się zbliża. Należał do ludzi, którzy najbezpieczniej czują się, kiedy mogą zatrzymać innych na dystans, kiedy ktoś nie naruszał jego prywatnej sfery.
Jego rodzice wydziedziczyli. Majętny ród Giroux'ów go wydziedziczył, wyparł się jedynego syna. Jemu oni do szczęścia nie byli potrzebni, nienawidził ich. Z wzajemnością, zresztą. Ludzie, którzy nie byli w stanie nawiązać jakiejkolwiek bliższej więzi między sobą czy trójką dzieci. I co z tego, że byli rozpoznawalni w całej Francji, że on sam był na językach wszystkich porządnych paryskich rodzin, że gazety rozpisywały się na temat jego talentu, skoro on był nieszczęśliwy? Dopiero wyjeżdżając do Budapesztu czuł, że to jego życie, nie jego rodziców. I to była najlepsza decyzja w jego życiu.

Norah Promise pisze...

[ może być :) jestem ciekawa, co z tego wyjdzie ]

Tempest pisze...

Czuł się przy niej pewniej. Nie była nachalna ani nie miła co pozwalało Emilowi czuć się swobodniej, a jego myśli nie zlewały się w szarą masę jak miały w zwyczaju, gdy się stresował. Nie był jednak w stanie patrzeć jej w oczy, gdy rozmawiali.
- Nie, jeszcze nie. Przyjdę dokończyć jutro. Jeśli mi pozwolisz - odpowiedział, bezsensownie kartkując szkicownik. Wiedział jednak, że jeśli chce o coś prosić powinien spojrzeć jej w oczy. Bardzo niechętnie uniósł wzrok znad kartek i spojrzał na dziewczynę. Uśmiechnął się delikatnie, niewymuszenie, co było u niego rzadkością. - Będę wdzięczny... ?
Nie znał jej imienia, więc nie mógł dokończyć zdania. Liczył, że odgadnie co chciał wstawić w tę przerwę.

Unknown pisze...

[ Nie wiem, bo jestem chory, ale dzisiaj powinien wysłać te eseje. Tyle tylko, że najpierw mieli je sprawdzić angliści, a że ja mam ze swoim na pieńku, to nie wiem, czy mnie puści. Koleś się mnie o wszystko czepia, a ja jako jedyny jestem spokojny na lekcji, bo się chcę czegoś nauczyć, jako jedyny wkuwam te wszystkie cholerne słówka i mam najlepsze oceny. A zaczęło się wszystko od tego, że na początku roku co lekcję mnie pytał, czy mieszkałem w Anglii. To powiedziałem, że nie, nigdy tam nawet nie byłem, tak samo jak nie chodziłem na żadne dodatkowe lekcje, po prostu dużo czasu w domu na to zawsze poświęcałem. I jak wszyscy chwalili mój akcent i swobodę wypowiedzi, to on nagle zaczął pierdolić, że niewyraźnie mówię i nikt mnie nie rozumie, a jakoś wszyscy ogarniali, co gadam. I od tej pory, co nie zrobię, to źle i za wszelką cenę udowadnia mi jak to ja nie potrafię tego języka. Także spoko, z wyjazdem mogę się chyba pożegnać ^^
nienawidzę jak ktoś się na mnie gapi, dlatego wolę więcej kasy dać i autobusem się przejechać. Chociaż nawet w autobusie człowiek nie jest bezpieczny. Kilka miesięcy temu jakiś koleś zostawił mi karteczkę ze swoim numerem telefonu xd pociągi są fajne tylko dlatego, że można łatwo nawiązać kontakt z drugim człowiekiem. Ale Polacy raczej kontaktowi nie są, także...
ja już mam w chuj zaległości przez tą cholerną chorobę, a teraz jeszcze wyjeżdżamy do Londynu, więc nie wiem, jak ogarnę to wszystko.
spokojnie, żartowałem przecież ;) hmm... a ja zawsze byłem nad wiek dojrzały i odpowiedzialny. A z drugiej strony mam taką dziecięcą naiwność, staram się ufać ludziom i wierzę w to, że świat jest naprawdę piękny i nikt mi źle nie życzy. No, ale z każdym dniem okazuje się, że jednak tak nie jest. Mimo to, ja staram się nikomu niczego nie uprzykrzać, wierzę w karmę, kiedyś los się do mnie w końcu uśmiechnie ;) ]

Unknown pisze...

[ No ale wiesz, co innego motywowanie, a co innego gnojenie za bóg wie co. Kiedyś jako jedyny go lubiłem, bo gościu dość specyficzny. Teraz jestem chory jak mam iść na lekcje, a przecież to mój ulubiony szkolny przedmiot. I w ogóle, on jedzie z nami do Londynu, także ten tydzień będzie albo zajebisty, albo się z nim w końcu pożrę i to poważnie.
Przecież rekolekcje są dość często, a wyjazd do Anglii to raczej rzadkość. Mamy inne priorytety.
Fakt, też nie lubię przesadnie rozchichotanych dziewczyn. Ale wiadomo, że ze znajomymi inaczej. Ja też czasami potrafię odwalić niezłą szopkę, jak ktoś mnie rozśmieszy ;) a z tym gapieniem się - no niestety na mnie zawsze ktoś musi zwrócić uwagę, czasem zagadnie, nawet w miejskim i to zazwyczaj wtedy, gdy nie mam na to nastroju. Także wtedy strzelam sztuczny uśmiech i modlę się, by już wysiąść, szczególnie w stosunku do starszych ludzi, a oni to już mnie kurde kochają po prostu. Kiedyś jakaś starsza pani mnie chciała wziąć na kolana, za to, że jej ustąpiłem miejsca w busie xd
ja pod tym względem uwielbiam stacje benzynowe - tam spotykają się skrajnie różni ludzie. Pamiętam, że jak zbieraliśmy pieniądze na WOŚP (Orlen to najlepsza miejscówka!) to spotkaliśmy zakochaną parę, narciarza biegowego, dwóch biznesmenów, którzy zostawili nam swoje wizytówki i kazali trzymać kciuki, bo mieli ważny przetarg, itd... i wszyscy z nami na lajcie rozmawiali i w ogóle ;d lubię coś takiego, w sensie, gdy traktuje się wszystkich równo. Jeśli ktoś się stara wywyższać to dla mnie jest skończony.
Środkowy palec to nic! U mnie w klasie dziewczyny wyzywają się od szmat, ot tak, dla zabawy ^^
Ja raczej nie ufam, nie przywiązuję się i raczej dobrze sobie żyję. Fakt, czasem chciałoby się mieć taką jedną osobę, której można powiedzieć wszystko, ale to są momenty, które szybko przemijają. Niektórzy ludzie stworzeni są do samotności. ]

Tempest pisze...

Wahał się chwilę nim uścisnął jej dłoń. Nie mógł się przyzwyczaić do takiego kontaktu fizycznego. Unikał go jak ognia, zwłaszcza z ludźmi, których praktycznie nie znał. Nie bał się go jedynie, gdy ustawiał modeli do pozowania. Ostatecznie uścisnął szczupłą dłoń tancerki, uśmiechając się blado, jakby dopiero co wysiadł z kolejki górskiej.
- Ładne imię - odrzekł zgodnie z prawdą, a nie z przymusu dobrego wychowania. - Jestem Emil. Jutro o tej samej porze?

Karzeł pisze...

[Tę panią pamiętamy i, z uśmiechem uroczym, oczkami słodkimi, o wątek prosimy :) Ann Hershel]

Alison Harsh pisze...

Aleksander uśmiechnął się zadowolony, po czym – zgodnie z naukami jego matki – złożył na dłoni Tancerki pocałunek.
- Aleksander Force – przedstawił się po raz kolejny i pozwolił sobie wziąć dziewczynę pod rękę. – Pięknie pani tańczyła. Byłem oczarowany. – Doprawdy („doprawdy”?!) nie miał pojęcia, skąd u niego takie słownictwo i zachowanie, przecież nie stosował go na co dzień. Chociaż… Od małego był uczony zasad savoir vivre’u i najprawdopodobniej właśnie doznał nagłego olśnienia w ich sprawie. Tak, czy siak, z roztrzepanego, charyzmatycznego młodzieńca zmienił się właśnie w czarującego dżentelmena.
Otworzył przed nią drzwi kawiarni i odsunął krzesło przy jednym z zaciszniejszych stolików. Sam, zgodnie ze swoim zwyczajem, usiadł plecami do ściany. Poczekał, aż podejdzie do nich kelnerka po czym złożył zamówienie zgodnie z tym, co podpowiedziała mu Grace. Kiedy zostali sami, uśmiechnął się do niej, wciąż zastanawiając, w jakie słowa ubrać to, co chciał jej zaproponować. Postanowił zacząć od pytania.
- Zawsze pani marzyła, by występować na muryńskiej scenie, czy może miała pani nieco inne plany?

Ethan Wild pisze...

[Szczerze pomysłu brak. Cichaczem liczę na Ciebie, boś postać urokliwą masz, a moja wena została niemal doszczędnie wyprana...]

Ethan Wild pisze...

[W porządku :)]

Ethan Wild pisze...

Każdy bar, ma swój charakterystyczny zapach. Ten przepełniony był wonią piwa, taniego martini i słonych orzeszków z puszki. Pijani mężczyźni po czterdziestce, nie mogąc znaleźć żony, rozhisteryzowane trzydziestki szukające męża. Młodzi mężowie, czyhający na szesnastoletnie naiwne dziewczyny, udające niemal do perfekcji gorące osiemnastki. I on. Ethan Wild, opierający się o bar, sącząc szóstego już browara. Owszem, był nieco podchmielony, ale nie żeby od razu udając trupa na podłodze. Przejechał odruchowo dłonią po swoich gęstych włosach i właśnie w tym momencie dostrzegł jeszcze kogoś. Nie była ani dzieckiem, ani mężem, ani żoną, ani alkoholiczką. Była wielką niewiadomą, a przynajmniej taką, która to w takich miejscach raczej się nie pojawia.
Jakoże Ethana dalej podtrzymywał na duchu fakt, że jest nowy i może robić co chce, z pijacką odwagą dosiadł się do tej drobnej dziewczyneczki, trzymając niemal pustą już butelkę po piwie
-Nie żal ci tak samej siedzieć tutaj ptaszyno? - sklecił zupełnie nieodpowiednie zdanie, wzruszając ramionami.

Ethan Wild pisze...

Podparł, lekko ciężką już głowę na otwartej dłoni i wbił swoje ciemne tęczówki w twarzyczkę dziewczyny. Widział, jak na niego patrzy. Ni to litość, ni to obrzydzenie. Jeszcze parę lat temu, sam spostrzegałby takie człowieka jak on, w dokładnie takich barwach.
W jednym momencie, przemknęło mu przed oczami mnóstwo twarzy. Matka, ojciec, siostrzyczka, a nawet ta kur.wa Susanne, która jako pierwsza zraniła jego uczucia. Uśmiechnął się, w dość smutny sposób. W taki, kiedy to oczy pogrążone są w najszczerszej żałości.
Pociągnął ostatni łyk piwa i beknął nieznacznie, odwracając głowę, mając nadzieję, że owa panienka niczego nie dostrzegła. Bowiem pozostały w nim jakieś ukryte ostatki dżentelmeństwa.
-Ile ty masz lat Ptaszyno, żeby tak sama pałętać się w świecie wiecznych pijaków? - zapytał cierpko, choć można było dosłyszeć się w jego głosie nuty opiekuńczości.

Misza pisze...

[My właśnie z powiązaniami kulejemy strasznie i jak tak przyglądam się karcie to dochodzę do wniosku iż w ich przypadku prawdopodobnym jest spotkanie się na nocnej przechadzce, mogą się skądś kojarzyć, albo nie znać.]

Misza pisze...

Misza cierpiał na bezsenność, definitywnie i niezaprzeczalnie. Dziś jednak nie chciał po raz wtóry zażywać tabletek, które przecież zawsze pomagały by odpocząć, zregenerować się.
Przechadzka po deptaku może i była dobrym wyjściem, świeże powietrze i mniej spacerowiczów niżeli za dnia, bo kto maszerowałby przez miasto w środku nocy.
Dobrze, minął kilka osób, ale były to nieliczne, niezwracające jego uwagi persony.
Po godzinnym kręceniu się po różnych miejscach opadł na ławkę znajdującą się naprzeciw wejścia do pokaźnego budynku, kościoła.
Na drugim końcu ławki siedziała dziewczyna, młoda, ładna, tyle Michaił mógł stwierdzić w mdłym świetle ulicznej lampy.
[Mam nadzieję iż ujdzie to gdzieś w tłumie.]

Ethan Wild pisze...

Przyglądał się jej nieco temperamentnemu oburzeniu z nutką zdziwienia. Wyciągnął papierosa z kieszeni i wetknął go sobie do ust. Odpalił,a po namyśle skierował paczkę w stronę dziewczyny.
-chcesz? - zapytał z resztą kultury w głosie. Zaciągnął się mocno swoim, po chwili wypuszczając dym wprost na twarzyczkę dziewczyny.
Po owej mało miłej czynność, zerknął na jej twarz.
Smukła, blada... i te długie brązowe włosy. Boże, ileż to już nie dotykał pędzlem płótna? Naszła go ogromna ochota, by owe stworzenie namalować, a co więcej, malować po n i e j.
-Jeszcze nie zdradziłaś mi swojego imienia - szepnął.

Unknown pisze...

[ na powiązanie nie mam, ale mam na wątek i chętnie zacznę.]

Unknown pisze...

[ No zobaczymy jak to wyjdzie ;)
A wakacje zajebiste :D nie wiem, kiedy mi zleciały. Wczoraj o tej porze dopiero wróciłem z Grecji ;)
A Tobie? ]

Unknown pisze...

[ no ja też, planuję tam osiąść na stare lata, jak już się wyszumię, dlatego zacząłem uczyć się języka, który jest tak popaprany, jak tamci ludzie, ale za to ich uwielbiam ;D
ja tam się cieszę, że spotkałem się ze znajomymi i w sumie, powiem Ci, że dalej do mnie nie dociera, że znowu będę musiał się tłuc autobusami i uczyć i nie dosypiać. Jakoś się szczerzę ciągle i jest mi z tym dobrze ;D ale może to też dlatego, że od jutra zaczynam też treningi ^^
Poznałem Bułgara, bo był barmanem w hotelu i wieczorem stawiał nam drinki ;D
Mi się udało napisać raptem kilka stron czegoś nowego. Powoli się odblokowuję przez publikowaniem na blogu, bo jakaś laska skopiowała moje teksty i mam awersję ^^ ]

Unknown pisze...

[ haha, a ja właśnie nie ;p i ciągle nawijałem po angielsku, bo moi znajomi nie potrafili xd
kumple własnie wrócili ze Złotych Piasków ;p
Nie ma żadnej ochrony. Po prostu jak zbyt dużo komentarzy piszesz to co jakiś czas proszą Cię o wpisanie kodu ]

Unknown pisze...

[ On uwielbia teatr, pewnego wieczoru może po prostu odwiedzić ją za kulisami z bukietem kwiatów, bo załóżmy, bardzo podobał mu się jej taniec ]

Anonimowy pisze...

[Hej:) Ochotę na wątek mam przeogromną jednak zero pomysłu. Jeśli Ty mi jakiś podrzucisz to chętnie zacznę:)]

Anonimowy pisze...

[Hej:) Ochotę na wątek mam przeogromną jednak zero pomysłu. Jeśli Ty mi jakiś podrzucisz to chętnie zacznę:)]

Unknown pisze...

[ Trzeba było do mnie dzwonić ;p
gdzie Ty w szkole jesteś?! ja jak się okazało będę miał do angielskiego teraz gówniane książki, które przerobiła już do połowy niższa od nas grupa ^^
jak wysyłałem wiadomości z sojuszami to też miałem ten problem. A tak to normalnie mi się pisze. ]

Leo Rough pisze...

[Pomysłów, niestety, brak, ale chęć jest ogromna ;) Może coś podpowiesz?]

Leo Rough pisze...

[Mhm. A może jakieś powiązanie? Wiem, różnica wieku, ale usłyszałam już dzisiaj, że to nie problem ;) Pomysły?]

Unknown pisze...

[ No a co? I tak teraz cholernie zmniejszyli stawki ;p jeszcze 7 lat temu było ponad 10zł za minutę.
Przynajmniej Cię dobrze przygotują do liceum, czyli w jakiś sposób do matury ^^
a ja mam, ahaha, potop za dwa tygodnie i pewnie zaraz jebnie z biologii klasówkę ]

Unknown pisze...

[ No a ja właśnie muszę, bo mam nowego kolesia i on robi sprawdziany z lektur, niestety ^^
góry są najlepsze! :D
padam na twarz, ogólnie to się zaraz rozpada, ale i tak muszę się zmobilizować i pójść pobiegać z psem. Ależ mi się nic nie chce ]

Unknown pisze...

[ Z normalnymi lekturami jest spoko, ale "Potop"?! Toż to ponad 1000str i to małym druczkiem!
Mały Książę - spoko
Kamienie na szaniec - to najbardziej zajebista lektura ze wszystkich! (tak jak Dywizjon 303)
reszty nie miałem.
Ja teraz wstaję o 5:30 i to jest masakra -.- i już nie wiem, jak wszystko pogodzę, bo bieganie z psem zajmuje mi min. 1h w ciągu dnia. Wczoraj to był pikuś, bo miałem tylko matmę. Ale dzisiaj? Już mi dowalili i zaraz do tego siadam, bo po treningu nie wyrobię.]

Leo Rough pisze...

[o, może być. czyli kuzynostwo. zaczniesz coś? tylko błagam, niech się dużo dzieje ;) i przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale prawdopodobnie tak to będzie wyglądać - w tygodniu jestem tak roztrzepana, zabiegana i wymęczona, że nie mam głowy do blogowania.]

Anonimowy pisze...

[Oj, pomysły się mnie jakoś za bardzo nie trzymają :c]

Leo Rough pisze...

[dobrze, że o sobie przypomniałaś, ale dzisiaj nie odpiszę - mam mały kryzys, nie umiem skleić jednego sensownego zdania. postaram się ogarnąć ;)]

Maybe pisze...

[Hmm... Mogą się znać od dawna, skoro Grace kocha muzykę tak samo jak Josh, może być częstym gościem w sklepie muzycznym, spora różnica wieku, ale mogą być dobrymi znajomymi? Wybacz, nie jestem na ten moment zbyt kreatywna, cokolwiek zaproponujesz- zgadzam się ;p ]

Maybe pisze...

Siedząc wygodnie w skórzanym fotelu, z nogami wyłożonymi na małym stoliku z gitarą, bezwiednie przesuwając palcami po strunach patrzył przez okno. Pogoda była paskudna, deszcz padał bez przerwy od paru dobrych dni. Szarość dnia udzielała się wszystkim w mieście, wszystko jakby zwolniło tempo, on sam najchętniej wróciłby do swojego łóżka i spędził tam całe dnie. Miał tylko nadzieję, że chociaż w weekend pogoda się polepszy, nie chciał by Lucas nudził się w domu.
Wzdychając ciężko wstał i odłożył gitarę na swoje miejsce, po czym sięgnął po kubek z kawą, trzecią tego dnia. Kiedy usłyszał dźwięk małego dzwoneczka przy drzwiach, zwrócił tam swój wzrok.
- Oo witam- przywitał się, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.- Co cię tu sprowadza? Powiedz proszę, że nie tylko deszcz i chęć pożyczenia parasola- powiedział patrząc na dziewczynę. Znał ją od dawna, chyba była nawet jego pierwszą klientką. Stała bywalczyni w tym jego malutkim świecie muzyki.

Maybe pisze...

Skrzywił się i ponownie spojrzał przez okno.
- Chciałaś chyba powiedzieć, okropny tydzień- powiedział, po czym ponownie spojrzał na ciemnowłosą.- Kawy? Herbaty?- zapytał, podnosząc elektryczny czajnik by napełnić go wodą. Cieszył się, że Grace dotrzyma mu towarzystwa. Uwielbiał swoją pracę, jednak większość czasu spędzał tutaj sam, tym bardziej w takie dni jak ten.
- Jak w teatrze? Wystawiacie coś ciekawego?- zapytał, opierając się o ścianę, z uśmiechem.

Maybe pisze...

Gdy tylko woda się zagotowała zalał białą herbatę wrzątkiem, bo wiedział, iż taką dziewczyna pije, a sobie zrobił kolejną kawę. Nie zbyt zdrowo, jednak nie przejmował się tym, nie mógł funkcjonować bez tej czarnej cieczy.
Podał dziewczynie kubek i usiadł obok niej.
- Jak będzie pracować nad czymś nowym daj znać, przyjdę- oznajmił kiwając głową.- A co do pogody... Nigdy się do niej nie przyzwyczaisz. Ja mieszkam tu całe życie czyli kawał czasu, a dalej z niedowierzaniem patrze na zalane deszczem szyby- wzruszył ramionami i upił łyk gorącego napoju.

Unknown pisze...

[hm, liczę na jakieś pomysły z Twojej strony ;p ;)
Ach, no ja w sumie zainspirowałam się właśnie pewnym serialem ;p. a mianowicie Lie to me ;)]

Maybe pisze...

- Wiesz, ani słowa nie powiedziałem o tym, że nienawidzę deszczu. Lubię ten moment zaraz, gdy przestaje padać i wychodzi słońce, wszystko wygląda tak... świeżo- zaśmiał się.- Znam wiele ludzi, którzy przyjechali tutaj, bo kochają deszcz, może i ty go kiedyś pokochasz- uniósł brwi i uśmiechnął się do niej ciepło. Westchnął i odstawił kubek na mały stolik.- Ja też najchętniej zapadłbym w sens zimowy, ale nie mogę sobie ta to pozwolić. Dorabiam to tu to tam, boje się, że jak tak dalej pójdzie będę zmuszony zamknąć sklep- zasznurował usta w geście zmartwienia. Gdy sklep upadnie nie będzie miał stałych dochodów, co automatycznie skreśla go z listy zdolnego do wychowania i tworzenia godnych warunków życiowych dla dziecka.

Maybe pisze...

- Ja też nie chce wracać do Bristolu albo iść na garnuszek mojej siostry, bo wyjdę na nieudacznika co będzie na rękę mojej byłej- pokręcił lekko głową.- Nie zostaje nam nic innego jak walczyć o przetrwanie i nie poddawać się- powiedział, a kąciki jego ust uniosły się lekko.- Więc mam nadzieje, że będziesz się trzymać, bo jesteś osobą, która dostarcza mi regularny zysk, musisz podtrzymywać ten sklep przy życiu- zażartował i przejechał dłonią po zarośniętych policzkach.
- Grace, gdzie ty właściwie mieszkasz?- zapytał, marszcząc czoło.

Unknown pisze...

[Ach, czyli miałaś na myśli ten sam :> / Serio?:c szkoda! :C
a wątek, jasne może taki być :). tyle że ja już dzisiaj nic nie naskrobie, ale padam po pielgrzymce, także.. :) postaram się jutro o choroba mnie totalnie nie rozłoży ;p]

Maybe pisze...

Rzeczywiście dziewczyna nie musiała przypominać mu dla kogo to wszystko robi, dla kogo trzyma się kupy i próbuje jakoś wszystko ułożyć.
Zaśmiał się wesoło i pokręcił głową.
- Dobra, może nie jesteś najlepszym klientem, ale za to dotrzymujesz mi towarzystwa, a to wielki plus- sprostował z uśmiechem ponownie biorąc łyk kawy. Zmrużyła oczy próbując wizualizować to co mówiła.- Czyli gdzieś bardziej na obrzeżach miasta... Nigdy nie chciałem mieszkać w centrum, jakoś za dużo tu wszystkiego, a w domu chce być jak najdalej- powiedział, sam nie wiedział czemu.

Maybe pisze...

Pokiwał głową ze zrozumieniem i odstawił kubek. Wstał z fotela i ruszył ku półce z płytami winylowymi.
- Też większość czasu spędzam w mieście, jednak od hałasu wole...- obrócił się na pięcie w kierunku dziewczyny i wskazał na regały za nim.- Muzykę- uśmiechnął się szeroko i ponownie zwrócił się do poukładanych alfabetycznie płyt. Grzebał chwilę, aż w końcu wyciągnął jeden z krążków.
- Generalnie to za nimi nie przepadam, ale ta piosenka wyjątkowo wpadła mi w ucho- powiedział, podchodząc do gramofonu i nastawił płytę, a po chwili było słychać Friday I'm In Love. Blondyn zaczął poruszać w rytm muzyki i podszedł do Grace, podając jej dłoń, by do niego dołączyła, śmiejąc się.

Simelon pisze...

[hm, cóż. nie bardzo wiem jakby można je powiązać. no i nie wiem gdzie mogłyby się spotkać.
btw tu autorka Adama z London high school :d]

Simelon pisze...

[eh...Indra to ja-Anna C.]
_Anna

Simelon pisze...

[Podoba mi się. Zaczniesz? O_O ]

Jennifer Miller pisze...

[Prawdę mówiąc nie mam. XD
Powiązań z góry założonych nie lubię, więc może, najzwyklej w świecie, Grace nawiedzi antykwariat? I jakoś to się tam rozwinie.
Nawet bym zacząć mogła. :>
A jak chcesz coś ciekawszego na sytuację w której się spotkają, to niestety musisz sama wymyślić. XD]

Maybe pisze...

Dla Josha muzyka była, jest niewyobrażalnie ważną rzeczą. Towarzyszy mu od zawsze i pomaga, choć czasem ciężko to wytłumaczyć. Niektórzy, gdy są źle wychodzą na pustkowie i wrzeszczą wyrzucając z siebie całą frustrację albo płaczą gdy jest źle, on przychodzi do swojego domu, zamyka się w małym pokoju i włącza muzykę, która oddaje to co dzieje się w jego wnętrzu, bądź sam znęca się na gitarą. Jak niesamowicie zbawienny pływ może mieć muzyka? Niewyobrażalny.
Uśmiechnął się ciepło do dziewczyny i przyciągnął ją do siebie, kładąc dłoń na jej lędźwiach, wciąż poruszając się w rytm muzyki. Lubił tańczyć, ale bardzo rzadko miał do tego okazję. Okręcił dziewczynę wokół jej osi i ukłonił się, całując ją w dłoń gdy piosenka ucichła.
- Od razu jakoś weselej.

[ Wybacz, to...coś. W ogóle nie potrafię pozbierać ostatnio myśli. ]

Simelon pisze...

Spacerowała po korytarzach szpitala. Czasem zdarzało jej się pomagać pielęgniarką, kiedy ona nie miała pacjentów, a było wiele przyjęć na chirurgii czy też ortopedii. Stała przy recepcji i rozmawiała z pielęgniarką. Do szpitala weszła dziewczyna wyraźnie utykająca na nogę. Znała ja. To znaczy z widzenia, często odwiedzała teatr by pooglądać tańczących ludzi. Odstąpiła recepcji, a kiedy dziewczyna była gotowa by iść do lekarza Anna z uśmiechem podjechała do niej z wózkiem inwalidzkim.
-Siadaj tancereczko-powiedziała przyjaźnie

_Anna

Simelon pisze...

-W takim razie niech pani idzie korytarzem w lewo i czekać na swoją kolejkę do doktora-powiedziała nadal się uśmiechając bo nie miała zamiaru przejmować się tym, że dziewczyna miała niemiły ton głosu.
Na nieszczęście dziewczyny po wyjściu z gabinetu czekała na nią znowu Anna z wózkiem, miała ją zawieźć na prześwietlenie. Ubrana była w swój biały kitel, w którym wyglądała tak okropnie, że koleżanki porównywały ją do wygłodzonego więźnia w pasiaku. Tylko ten pasiak był biały i miał plakietkę z jej imieniem i nazwiskiem.

_Anna

Nane pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Jennifer Miller pisze...

Tik tak, tik tak, mijają kolejne sekundy naszej nędznej egzystencji. Chociaż nie będę wypowiadać się za wszystkich, powiem, że tak mijają sekundy mojej nędznej egzystencji. Gdyby tak dogłębnie zastanowić się nad tymi słowami, okazało się że ta egzystencja nie jest egzystencją, a i nędzną nie, ale po cóż? Lepiej zając swe myśli czym innym, i to zapewne sensowniejszym.
Pracując w antykwariacie raczej nie ma co liczyć na jakieś ciekawe zdarzenia, a i ruch jest mały - szczególnie przy tak niewielkim miasteczku jakim jest Murine Town. Czasem zastanawiam się, czy przeprowadzenie się tutaj było na prawdę dobrym wyborem, ale w gruncie rzeczy żyje się mi dobrze. Mały ruch też nie jest tak do końca minusem, w końcu nie muszę ciągle użerać się z klientami, i mogę spokojnie siedzieć sama, bez zbędnego przymusu na kontakty międzyludzkie, za którymi, nawiasem mówiąc, nie przepadam. Mogę czytać różne książki, których tu w końcu nie brakuje, oglądać stare meble i biżuterię, słuchać muzyki i najzwyczajniej w świecie rozmyślać. Poza tym, jak to już od dawna wiadomo, ludzkie czyny można podzielić na dwie grupy: na te, które można zrobić, i te, których nie można. Z jednej strony mogę się wyprowadzić, ale z drugiej nie mogę tak po prostu rzucić pracy i znaleźć tanie mieszkanie w innym mieście. taki tok myślenia rozwiązuje zdecydowaną większość dylematów, i pokazuje że przeważająco są niezbyt sensowne.
Tego dnia owy ruch był jednak wyjątkowo mały, ale ja nie prosiłam o zesłanie mi na głowę żadnego klienta - miałam co robić. Ukryta w głębi pomieszczenia siedziałam na jakimś krześle, najprawdopodobniej przeznaczonym do sprzedaży i zabytkowym, zasłoniona dwoma stosikami książek i czytająca jedną z nich. Czemu nie za ladą? Najzwyczajniej w świecie jej nie lubię. jest meblem bez duszy, pustym i prostym, w dodatku na widoku.
Nagle łagodne nuty jednej z płynących z odtwarzacza piosenek przerwał natarczywy dźwięk dzwonka, obwieszczający przybycie jakiegoś Wszechmocnego, inaczej zwanego klientem.
Z głośnym westchnieniem ruszyłam swoje szanowne cztery litery, szeleszcząc atłasową suknią(tym razem granatowo-czarną), stukając glanami i poprawiając gorset podeszłam na odległość paru kroków do przybyłej.
- Dzień dobry jak dla kogo, pomóc w czymś? - powiedziałam na powitanie, niezbyt kryjąc się z tym co sądzę o przerwaniu tak ważnej czynności jak czytanie kolejnej książki.
Wiem, wiem, powinnam być miła, od teraz będę. Obiecuję.
[Amo i jest. :D]

Maybe pisze...

Pokiwał głową przyznając kobiecie rację.
- Po telefonicznej wojnie z byłą, która oczywiście kolejny raz próbowała odwlec albo najlepiej sprawić by nie doszedł do skutku mój weekend z Lukiem, wygrałem i przyjeżdża- powiedział z uśmiechem.- Nawet nie tylko na weekend, bo ona ma jakiś wyjazd z pracy, a mały miał zostać z jej nowym facetem na co się nie zgodziłem, więc od środy do poniedziałku będę pełno etatowym tatą- oznajmił, a jego oczy błyszczały. Nic nie sprawiało mu większej radości niż możliwość spędzenia czasu z synem. Nawet muzyka.

Simelon pisze...

Jechała sprawnie w stronę windy. Kiedy nią jechały na pierwsze piętro zagadnęła:
-Świetnie tańczysz, na prawdę-mówiła to szczerze, z głębokiego serca. Mimo, że jej nieco męskim głosem wszystko brzmiało jak lekko ironia. Drzwi windy się otworzyły. Zawiozła ją pod odpowiednie drzwi.

_Anna

Nane pisze...

- To dobrze - mruknęłam, licząc na to że niesłyszalnie.
Jako iż od dawna powszechnie wiadomo, rzeczy które ludzie robią można podzielić na dwie kategorie: rzeczy, które można zrobić, i nie można. Idąc tym tonem myślenia mogę narzekać, dogryzać i komentować klientów, ale nie mogę szybko znaleźć dobrej, w miarę fajnej i interesującej mnie pracy. Posługiwanie się takim tokiem myślenia rozwiązuje większość ludzkich problemów, czy raczej: powinno. Kolejny z prostych podziałów to rzeczy przynoszące korzyści i ich nie przynoszące: komentowanie może przynieść korzyść w postaci jakobej zabawy, ale także wręcz przeciwnie w postaci obcięcia zarobków. Proste? Proste.
Nagle łagodne nuty piosenki płynącej z małego odtwarzacza zmieniły się w ostre riffy, co dość nagle przeszyło powietrze w pomieszczeniu. Wymamrotałam jakieś niemrawe przeprosiny, bo znając życie lekko przestraszyło to obecną osobę, i ruszyłam z celem przyciszenia.
[Don't worry, pisz ile możesz, ja tak mam że się rozpisuję na Jenny, bo...tak jakoś. XD Jest moją ukochaną postacią i częściowo mną, więc łatwo idzie. :D]

Maybe pisze...

- Najlepszym na świcie- przyznał kiwając dumnie głową.- W końcu jak może być inaczej, skoro ma TAKIE geny?- zapytał, wskazując na swoją pierś. Naturalnie żartował, choć to nie znaczyło, że brakowało mu pewności siebie, bo każdy wiedział, że tak nie jest.- To aż dziwne, że jeszcze go nie poznałaś... Tym razem już się nie wywiniesz- powiedział z uśmiechem.- Tylko ostrzegam: to bardzo... żwawe dziecko i czasem ciężko za nim nadążyć.

Simelon pisze...

-Jeżeli to zwichnięcie to za miesiąc powinnaś już zacząć tańczyć-powiedziała i kiedy otworzyły się drzwi wjechała wózkiem do pomieszczenia. Później zaczekała na tancerkę i wzięła ją z powrotem do lekarza. WIedziała, że istnieje ryzyko złamania, ale wierzyła, ze to tylko zwichnięcie. Złamanie dla tancerki to trochę jak wyrok śmierci.

_Anna

Simelon pisze...

Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Mój zawód polega na tym, że jakby źle nie było, to sprawię, że będzie dobrze-powiedziała
-Anna, przyszedł ten chłopak po zerwaniu ścięgien-powiedziała do niej pielęgniarka. Anna skinęła głową i położyła dłoń na ramieniu tancerki. -Mam nadziję, że się nie spotkamy, ale gdyby jednak, to do zobaczenia.

_Anna

mrówka pisze...

[no niestety nie mam jakiegoś genialnego pomysłu.. Alex mógłby spotkać Grace w jakiejś kawiarence, i on zaczyna ją rysować. dobra, nie, nie wiem. może ty masz jakiś pomysł? za to ja zacznę:)]