OGŁOSZENIA

-

20 stycznia 2013

We need to wake up

Junip - Rope and summit


Jesteś moim prywatnym bólem.
Cząstką nieuchwytnej codzienności, która z dnia na dzień jest mi coraz bliższa, mimo że się oddala. Chcę zapomnieć. Nie mogę. Nie chcę. Nie pozwalasz mi. Twoje śliwkowe usta cicho szepcą tuż przy moim uchu. Ciszej niż wirujące płatki śniegu za oknem. Ciszej niż koła wirujące po autostradzie. Ciszej niż mój płacz w środku bezgwiezdnej nocy. Jesteś. Nie ma cię. Trwasz. Znikasz. Jesteś w mojej pamięci. Moim sercu, ramionach, włosach. Czuję twój smak na ustach, zapach kręci mnie w nosie, dłonie wyczuwają najmniejsze zgrubienie, nierówność. Jesteś wszystkim, co mam. Jedynym, co mam. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Kamienny murek i bolesność upadku, kiedy Cię spotkałem. Byłaś niesamowita. Jedyna w swoim rodzaju. Pamiętam jak mnie w sobie rozkochałaś. Pamiętam ostre pieprzenie na pralkach, samochodach, pamiętam wspólne palenie zioła, pamiętam wypady do galerii. 
Wszytko pamiętam. Pamiętam Ciebie. Jesteś moim życiem. Bez Ciebie nie istnieję. A ty, właśnie teraz mnie opuszczasz. Właśnie teraz. Kiedy mam własne mieszkanie, kiedy znalazłem pracę i kiedy Cię potrzebuję, żeby się opamiętać. Dajesz mi szczęście. Dajesz mi pewność życia. I chcesz to zniszczysz. Chcesz mnie zostawić, zostawić te wspólne przeżycia. I co? Znajdziesz sobie innego? Uwiesisz się na jego szyi i przesuniesz wargami po wargach? Będzie twój. Każdy jest twój. Masz wszystkich. A ja tylko Ciebie. Zostań. Proszę.
Na kolanach. Połykam gorzki smak życia. Pozwalam wylewać na siebie pomyje XXI wieku. Dla Ciebie. Doceń to. Jeszcze nam się ułoży. Postaram się. Tylko daj mi szansę. Nie umiem żyć bez Ciebie. Brak twojej obecności sprawia mi ból. Wiję się. Łkam w poduszki, bo Ciebie nie mam. Podbudowałaś mnie. Pokazałaś moją prawdziwą wartość. Więc nie uciekaj. Nie teraz, kiedy całe moje życie podyktowane zostało Tobie.
Umierał. Umierały jego knykcie. Jedyne, co utrzymywało go przy życiu. I ratowało od nudy. Siedział, przy oknie, wystawiwszy bose stopy na zewnątrz i palił piętnastego papierosa.
Zostało jeszcze pięć do zachodu słońca.
I dwadzieścia do zaśnięcia. 
Plus cztery kawy. To jedyne, co jego rozdygotane ręce były w stanie przygotować. Nawet nie potrafił ułożyć nut na fortepianie. Pieprzone życie. 
Przemyśl to. Nie chcę na Ciebie naciskać. Cholera, ale muszę. Jeśli mnie zostawisz, znajdę Cię. Zabiję. Zniszczę. Poświęcę moje prywatne szczęście. Nie pozwolę Ci, Porażko, mnie zostawić. Jesteś mną.
Twój, na wieki
JM

Przecież nic się nie działo. To tylko kontuzja. Lekka. Ale musi się ograniczyć. Nie może. Przez dwa tygodnie. Przecież klawisze uschną bez dotyku jego rąk. Wygną się od starości. Nie mogą mu tego robić. Zabraniać. To niehumanitarne. Bestialskie. Co on miał począć? Co mógł robić bez tego? To niemożliwe, żyć w takich warunkach. Nie, nie. On przecież nie żyje. To tylko namiastka egzystencji. Wszyscy myślą, że umarł. Nie wyszedł z domu od czterech miesięcy. Popadł w paranoję. Lekarza kazał przyzwać do siebie, a zakupy zamawia przez internet. Słońce mu szkodzi. Ludzie mu szkodzą. Albo on im zaszkodzi. Musi się chować. 
Musi, bo nie przeżyje.
Nie umie żyć bez niepowodzeń. A te ostatnio o nim zapomniały. 

***
Ja żyję. On - egzystuje. Propozycje wątków chętnie, pod kartą. Może się wreszcie obudzę.

2 komentarze:

Grace M. pisze...

[Notka naprawdę mi się podobała. Wiele w niej emocji i metafor.
Naprawdę dobrze ;)

Grace M. pisze...

[No i ja jestem oczywiście chętna na wątek :)]