Już w wieku piętnastu lat stwierdzono u niej zaburzenie odżywiania. Sisko dobrze pamięta jak jej matka, Edna, często zmuszała ją do jedzenia, czy to groźbami czy krzykiem. Ojciec za to nie potrafił nigdy nic powiedzieć; dla niego liczył się tylko hazard. Jednak ta mała dziewczynka, z lodowato niebieskimi oczami patrzyła na niego jak w obrazek; był idealny. Bo Mettälä darzyła miłością ludzi, którzy jak najbardziej na to nie zasługiwali. I tak, gdy doszliśmy do czasów dzisiejszych, Sisko wciąż walczy z głodem. Znajomi jednak zawsze jej wybaczali; robiło im się jej żal. Taka miła osoba, a kto by pomyślał że kryje tyle problemów?
Pewnego dnia, razem z paczką przyjaciół do jej mieszkania zawitała zupełnie obca jej osoba. Nazywała się Mar. była baletnicą – kimś wyjątkowym i oryginalnym w tych czasach, gdzie liczy się najwyżej zawód prawnika czy doktora. Jej włosy – delikatnie tańczyły w rytm wiatru, jej oczy – chowały się za wachlarzem czarnych rzęs, jej policzki – rumieniły się za każdym razem, gdy ktoś ją komplementował, jej palce – zawsze gotowe do bawienia się pojedynczymi kosmykami włosów. Cóż, pojawiała się coraz częściej, jednak nigdy nie zwracała uwagi na Sisko, co oczywiście jej nie przeszkadzało. Z czasem jednak Mettälä zauważyła że przebywanie w pobliżu Marianny stawało się coraz bardziej niebezpieczne. Za każdym razem, gdy Mar o coś pytała Sisko nie wiedziała co odpowiedzieć, a na jej twarzy pojawiał się lekki rumieniec. Tak, widocznie Mettälä się zakochiwała. Tylko czemu akurat w kobiecie?
Czas mijał, a najwidoczniej Mar zaczynała interesować się Sisko. Zdarzało jej się przychodzić w nocy, gdy Finlandia już dawno zapadała w sen. Była ciekawa, chciała rozmawiać. Dowiedzieć się o niej wszystko; od ulubionego koloru po numer buta. Takie rozmowy zdarzały się coraz częściej; Sisko naprawdę wydawało się, że się w niej zakochiwała. A było to niewiarygodnie dziwne uczucie, którego Mettälä nie doznała wcześniej. Wiedziała o Mar praktycznie wszystko, co zresztą było tak samo w drugim przypadku. Jednak wciąż nie mówiły o sobie jako przyjaciółki.
Aż dochodzimy do dnia, kiedy Mar popełniła samobójstwo. Policja znalazła ją leżącą martwą w swoim pokoju, trzymającą szklankę wody i opakowanie po tabletkach. Zabiła się. I to w dzień, kiedy Sisko wyznała jej miłość. Kilka godzin po wydarzeniu Mettälä spakowała walizkę i wyjechała. Znalazła mieszkanie w Anglii, w Murine Town. Małe, na bocznych ulicach. Czas było zacząć nowe życie.
Kiedy poznasz Sisko szybko staniesz się uzależnionym od jej towarzystwa. Widzisz, jak bardzo potrzebuje kogoś do rozmowy, nawet jeżeli nic o tym nie mówi. Uśmiecha się, bardzo często. Chociaż przyzwyczaiła się do samotności, nie raz zdarzyło jej się rozmawiać z nieznajomymi, i to przez długie godziny. Po stracie Mar łatwiej ukrywa swoje uczucia.
Sisko Mettälä
23.04.1991
Finlandia.
12 komentarzy:
[cześć i czołem!
masz ochotę na wątek? między naszymi postaciami jest duża różnica wieku, ale myślę, że coś na to poradzimy ;)]
[powiązaniom mówię stanowcze: tak. będzie nam trochę łatwiej ;) powiedz mi, gdzie ona wcześniej mieszkała? tylko w Finlandii? bo pomyślałam, że mogła przyjaźnić się z jego siostrą, która jest od Sisko tylko rok starsza. nic więcej na razie nie przychodzi mi do głowy, nie jestem dziś zbyt kreatywna.]
[to nic, poszukamy czegoś innego. może mogli spędzić w zeszłym roku razem wakacje? wiesz, pili drinki przy barze i spędzali wieczory rozmawiając ;) nie wiem tylko, czy to pasuje do Twojej postaci.]
[Cieszy mnie iż przejawiłaś chęć do wątku, bo postać Sisko jest udana. Szczerze powiedziawszy, gdyby był w mej główce jakiś pomysł to byłoby niebiańsko, ale że takowego nie ma to cóż... jest jak jest. Bo pierwsze co przychodzi mi do głowy to poznanie podczas przeprowadzki Michaiła, jako iż ten zawitał tu stosunkowo niedawno, oczywiście. ]
Michaił, mimo iż już od jakiegoś czasu w Anglii przebywał to jakoś trudno było mu się odnaleźć, w końcu większość życia spędził w Rosji i do tej pory nieraz wtrącał do swoich wypowiedzi słowa w ojczystym języku.
Tym razem los zapędził go do Murine Town i Misza nie miał pojęcia jak długo zostanie w nowo wynajętym mieszkaniu.
-Spasiba... to znaczy dziękuję - wypowiedział najpierw nie patrząc na dziewczynę, bo wygrzebał w końcu klucze z kieszeni spodni i otworzył białe drzwi.
Pomieszczenie pełne jak na razie różnorakich kartonów, Misza nienawidził przeprowadzek, były zbyt męczące.
Odstawił torby i odebrał od dziewczyny tą którą ona wzięła, mieszkanie miało tą dogodność, iż był tu balkon, co Andriejew sobie cenił.
-Zaprosiłbym na herbatę, ale jak widać jestem w kompletnej rozsypce. - Micha westchnął teatralnie, rozkładając bezradnie ramiona, by dopiero teraz przyjrzeć się sąsiadce.
Misza bezwiednie przeczesał ciemne włosy wprowadzając na swej głowie jeszcze większy nieład, niżeli ten który panował tam dotychczas.
Słysząc słowa dziewczyny wymusił na swojej twarzy uśmiech, starając się by ten nie wyglądał niczym złośliwy grymas, którym zazwyczaj ludzi obdarzał.
-A ja dziękuję za propozycję, myślę że jakoś sobie poradzę - odpowiedział grzecznie, jak przystało na dobrze wychowanego młodego człowieka, którym podobno był.
Wyciągnął rękę przed siebie, w geście powitania.
-W takim razie, jestem Michaił - przedstawił się z całkowitym brakiem emocji w głosie.
[Więc uhm mogę się uhm poczuć zaszczycona.Postać Sisko także udana, bądź co bądź osobiście lubię wychudłe, drobne postacie z wiecznymi problemami na karku, ot co. Tak więc owy wątek z chęcią bym skleciła, a i owszem.]
[Ethanowi znajomy też by się przydał. I kurde wszystko gancy gal, gdyby nie to, że nie mam kompletnie mocy na rozpoczęcie wątku...]
Dzień, jak nigdy, zaczął się dla niego przerażająco wcześnie. Obudziło go ostre, rażące słońce i uporczywe wibrowanie telefonu gdzieś niedaleko. Nie chciał ruszać się z łóżka, nie miał na to najmniejszej ochoty, ale w końcu wygrało u niego poczucie obowiązku. Zerwał się jak oparzony i pognał, by odebrać połączenie, a zaledwie chwilę później stał już przy drzwiach, gotowy do wyjścia. Zbiegł po schodach i natarł na wejście do kamienicy, choć zwolnił znacznie, gdy dostrzegł, że na zewnątrz stoi po parasolem znajomo wyglądająca kobieta. Początkowo nie miał pojęcia, kto to taki, ale gdy dotarło do niego, że to właśnie Sisko, zaśmiał się pogodnie, wychodząc z budynku na deszczową ulicę. Od razu, spontanicznie, objął ją, zahaczając czubkiem głowy o brzeg jej parasola, a potem odsunął się, by spojrzeć na jej twarz. Na ustach miał szeroki uśmiech.
- Nie wierzę, że cię tu widzę! Co robisz w Murine?! - rzucił, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Gdyby nie to, że rzekomy "dom" wcale domem nie był, a jedynie nędzną, ciemną w dodatku zagraconą norą, wszystko byłoby w porządku. Bowiem mieszkanie na samej górze kamienicy, miało dwie komory i dziuplę, a przynajmniej właśnie tak nazywał owe miejsce panicz Wild. Kuchnia połączona z salonem, oddzielona jedynie drewnianym stołem i trzema nieskompletowanymi taboretami. W tym salonie miejsce na jedną, starą kanapę, telewizor i parę półek zapchanymi książkami. Plus maleńki korytarzyk i mini łazienka, ledwo mieszcząca prysznic. Tak, niebywale dogodne miejsce.
Mimo wszystko Ethan nie narzekał. Miał tu balkon, gdzie wiecznie przesiadywały gołębie, było miejsce dla Stancji jak i dla odwiecznych mieszkańców szczurów.
Miał dzisiaj wolne. Tak więc jak w każde wolne, mężczyzna nie uczynił nic wielce produktywnego. Odpalił właśnie kolejnego papierosa tak, że całe mieszkanko było niezwykle zaczadzone, a suka uciekła na balkon, by nie czuć smrodu. Otworzył kolejne piwo i pociągnął łyk, gdy usłyszał cichutkie pukanie.
Otworzył drzwi, ukazując w całej okazałości swoje ciało, bowiem na sobie miał jedynie dresowe spodnie.
Tylko i wyłącznie Sisko wiedziała jak do tej pory o jego istnieniu, tak więc nie zdziwił się widząc jej wychudłą personę.
Otworzył szerzej drzwi i wpuścił Ptaszynę do środka, jak zaczął ją nazywać w swojej przepijaczonej głowie.
-Wejdź Ptaszku - mruknął i zaciągnął się papierosem, czując uporczywe szczypanie w płucach. Tak... to zdecydowanie nie był jego dzień. Otarł przekrwione oczy i uśmiechnął się niemrawo.
Stancja wyczuwając dziewczynę jednym susem znalazła się tuż obok niej, zalizując dziewczę niemal na śmierć. Kochane psisko, doprawdy.
-Owszem - potwierdził i zamknął za dziewczyną drzwi. Skierował się ku lodówce i wyjął piwo. Rzucił je w stronę siedzącej na kanapie Ptaszyny i mrugnął do niej porozumiewawczo. Pogłaskał Stancję, która zaczęła przymilać się do jego nogi. Zgasił papierosa i wyrzucił przez balkon.
Spojrzał na Finkę. Była tak przeraźliwie chuda...Wzruszył ramionami i nastawił gramofon. Akurat zaczął lecieć utwór Boba Dylana.
Pędem ruszył do kuchni i wyjął z zamrażalnika warzywa. Rozgrzał patelnie, wylał resztki oliwy z oliwek, zaczął gotować ryż i rozpoczął pichcenie chińskiej potrawki. Gdy wszystko było już gotowe,podłożył talerz pełęn jedzenia pod nos dziewczyny.
-Wcinaj - powiedział donośnie - w s z y s t k o!
Zaśmiał się głośno i spojrzał z politowaniem na dziewczynę
-Dziecko drogie, alkohol nie zabija, a nie jedzenie owszem - powiedział donośnie, choć sam nie wierzył w te swoje durne słowa na temat używek. Doskonale wiedział, że nie dożyje głębokiej starości. Że tak naprawdę, wątroba wysiądzie mu przed czterdziestką i umrze w samotności. Z resztą, człowiek całe życie jest samotny, więc kto tam będzie za nim płakać.
Wzruszył nieznacznie ramionami i ucałował Sisko w czoło. Boże! Ileż to czasu minęło, nim odważył się na taki gest. Zupełnie tego nie przemyślał, więc spłoszony (a rzekomo jest facetem ) odsunął się i zaciągnął mocno papierosem.
Prześlij komentarz