OGŁOSZENIA

-

4 czerwca 2012

Better watch your step, she's a diamond on a landmine...*



 http://25.media.tumblr.com/tumblr_lyk5i3w8mZ1r8rx02o1_250.gif http://25.media.tumblr.com/tumblr_lyk5i3w8mZ1r8rx02o6_250.gif
Valentina Flowers
ur.23 października 1986r w Londynie
 redaktor naczelna miejscowej gazety „That’s Murine Town”
oprócz tego dziennikarka, podróżniczka, pisarka

http://24.media.tumblr.com/tumblr_ltylz2YNmf1qahf2mo7_400.jpgDrobna instrukcja jak rozpoznać pannę Flowers na mieście? Najczęściej biegnie, na szpilkach, czy w balerinach leci chodnikiem balansując z kubkami kawy między przechodniami, którzy z reguły nie śpieszą się aż tak jak ona. Pracuje w miejscowej gazecie jako naczelna, ale wciąż lubi od czasu do czasu sprawiać pozory pracoholika. Dlatego sama dostarcza sobie porannej dawki kofeiny, sama biegnie do pracy i stara się nie spóźniać. Podchodzi do swoich obowiązków bardzo sumiennie. Nigdy nie ma parasolki, więc gdy pada najczęściej numer porannej gazety traktuje jako ochronę przed deszczem. Zabawne, biorąc pod uwagę że jeszcze kilkanaście godzin temu sama zatwierdzała dobór artykułów do dzisiejszego numeru.
http://24.media.tumblr.com/tumblr_ltylz2YNmf1qahf2mo2_400.jpgNajczęściej ma na sobie wygodne szpilki, na których radzi sobie dobrze. Jedynie przemierzanie brazylijskich lasów zmusza ją do zakładania wygodniejszych butów. Raz zdarzyło jej się założyć baleriny, dlatego że miała akurat uraz kostki. Do pracy ubiera się elegancko, odpowiednio do swojego stanowiska. Najczęściej zakłada damską wersje garnituru, ze spódnicą lub spodniami. Zdecydowanie rzadziej nosi pastelowe sweterki, jeansy i koszulki. Na szczęście to tylko praca. Ponieważ preferuje zdrowy tryb życia aktywnie spędza każdą wolną chwilę. Codziennie z samego rana można spotkać ją biegającą w miejscowym parku, albo na przedmieściach. Z kolei wieczorami trenuje kickboxing, głównie ze względu na własne samopoczucie. Dzięki ćwiczeniom utrzymuje dbałość o figurę. Jest szczupła, raczej drobnej postury, nie jest też za wysoka. Jej atutem są chyba nogi, dość długie często podkreślane wysokimi obcasami, stają się powodem dla których panowie nie raz nadwyrężają sobie karki na ulicach.

Co lubi? Dobrą książkę, mocną kawę, cienkie papierosy, cieliste szpilki, zapach szczeniaków, czerwone róże, mocną wódkę, albo słodkie wino, czekoladę oczywiście. Lubi pisać, opowiadać historię, wpadać w tarapaty, pić w zaciszu domu do utraty przytomności, długie spacery, wrażliwych mężczyzn, rodzinne domy z równo skoszoną, zieloną trawą. Także deszcz, ogólnie wodę, czuć zmęczenie.
Czego nie lubi? Kłamstwa i zuchwalstwa, starych podrywaczy, bezczelności, niewrażliwości, chamstwa. Nie potrafi znieść brudu, niedbałości, rasizmu i braku tolerancji. Nienawidzi głupich ludzi.
Gdzie można ją znaleźć? W okolicy jej mieszkania, w centrum. Na spacerach z psem – Muffy’m, na porannym bieganiu, w kawiarni. Możesz się z nią pobić o taksówkę wcześnie rano, lub złapać gdy przez zmęczenie potknie o chodnik wieczorem. Na siłowni, na basenie, w redakcji, idącą na trening, jedzącą samotnie sushi lub czytającą książkę w parku, albo w klubie pijącą drinka przy barze, na firmowym bankiecie.

 http://25.media.tumblr.com/tumblr_lwd30kkU9f1qeqpbco26_r6_250.gif http://25.media.tumblr.com/tumblr_lwd30kkU9f1qeqpbco3_r5_250.gif http://25.media.tumblr.com/tumblr_lwd30kkU9f1qeqpbco19_r2_250.gif


OD AUTORKI:
Witam znajome i nieznajome twarze. Tak, to nie jest mój debiut na Murine Town. Karta jest taka ot na szybko i do poprawki, ale raczej chodziło mi o dołączenie z powrotem do nowej odsłony. Nie będę się rozckliwiać, pokazywać wam Val w każdym drobnym szczególe, bo zbyt dokładne i długie notki to nie najlepszy pomysł  jak na pierwsze liznięcie postaci. Reszta i tak sama układa się w praniu i z doświadczenia wiem, że wykreowany charakter w wątkach czasem nie trzyma się opisu. Zapewniam, że nie gryziemy i nawet jestem skłonna zacząć kilka wątków, ale nie nadużywajcie mojej dobroci jeśli łaska. Wyznaje zasadę TY rzucasz pomysł, JA zaczynam i odwrotnie. Odpisuje w znanej sobie kolejności i nie siedzę przed komputerem 24 na dobę, nawet jeśli zbliżają się wakacje, w szkole jest luźno itp. No i to by było na tyle jeśli o mnie chodzi.
* Billy Talent - Diamond on a landmine

11 komentarzy:

Leo Rough pisze...

[o, ja chcę wątek! nawet mam pomysł: nasi bohaterowie mogą się spotkać na jakimś oficjalnym bankiecie czy kolacji ;) w sumie dobrze by było, jakby już się znali, co w końcu nie jest nieprawdopodobne. zaczniesz? ;)]

Tempest pisze...

[Właśnie. Tak patrzyłam na to imię i wiedziałam, że już gdzieś widziałam tę postać. Ja bardzo chętnie zapoznam Emila z Valentiną, bo jak widać postać Daniela zamieniłam na lepszy model. Muffy to raczej grzeczny piec czy może 'przypadkiem' zerwie się ze smyczy? ;]

Leo Rough pisze...

[nie, jasne, że nie! po prostu miałam masę na głowie. już odpisuję ;)]

Leo Rough pisze...

Leo nie przepadał za imprezami dla dziennikarzy. Nie przepadał - to mało powiedziane. Z całego serca nienawidził tego typu spędów, nie potrafił znieść panującej tam atmosfery, nudnych rozmów o polityce i jeszcze nudniejszych - o pracy. A raczej było tak, dopóki nie stracił okazji, by na takich bankietach bywać. Gdy zrezygnował z pracy w radiu, na jakiś czas jego życie uspokoiło się i ucichło, przede wszystkim dlatego, że nie miał już obowiązku pokazywania się na firmowych kolacyjkach. Potem do tego zatęsknił. Ludzie, obcy czy znajomi - to oni dawali mu motywację, by każdego dnia wstawać z łóżka. A podczas takich imprez można nawiązać bardzo wiele nowych, często interesujących znajomości.
Tym razem jednak pojawił się na bankiecie nie po to, by nasycić się towarzystwem, ale by wrócić do gry. Brakowało mu adrenaliny prawdziwego dziennikarstwa, zdecydowanie chciał już rzucić pisanie felietonów, choć można było uznać, że dopiero się rozkręca. Tak było w istocie, ale nie zamierzał się tym przejmować - potrzebował odmiany jak tlenu! Wiedział, że na tego typu imprezie uda mu się spotkać odpowiednich ludzi, którzy mogliby mu w tym pomóc. Więc gdy w którymś momencie dostrzegł w tłumie znajomą twarz, niesiony dobrym przeczuciem ruszył w tamtym kierunku. Zatrzymał się przed blondynką z lekkim uśmiechem na ustach, ściskając pewnie jej dłoń.
- Dzięki. Ciebie też miło widzieć. - odparł, a pewien rodzaj podniecenia załaskotał go w gardle. Tak, ona mogła być kluczem do spełnienia jego pragnień...

[trochę marnie, wiem, ale jestem odrobinę nieżywa.]

Tempest pisze...

Park to zdecydowanie jedno z najbardziej obleganych miejsc w Murine. Gdy tylko słońce wyjrzy zza burzowych chmur, wszyscy pędzą łapać tam promienie słoneczne. Emil także się do nich zalicza. Gdy dziś na niebie pojawiło się zaledwie kilka obłoczków, długo się nie namyślał. Liczył, że w parku będzie dużo ludzi i zdoła kogoś naszkicować. Może uda mu się znaleźć kogoś, kto zostanie jego modelem na dłużej. Oprócz szkicownika i papierosów zabrał też kocyk w czerwoną kratkę, która zawsze zabawnie kojarzyła mu się z piknikami z amerykańskich filmów. Dlatego w dobrym humorze, pogwizdując, dotarł do parku. Nie pomylił się, mimo całkiem wczesnej pory było tu wiele spacerowiczów. Rozłożył się blisko alejki, chcąc obserwować ludzi. Nie był jedyną osobą, która się rozłożyła. Gdy tak rozglądał się dookoła, na jego kocu wylądował patyk. Podniósł go, zdziwiony jego pojawieniem. I to był błąd. Nagle nadbiegł wielki dalmatyńczyk, który naskoczył na Emila, przewracając go na plecy. Zamiast zabrać swój patyk, psina zaczęła go lizać po twarzy.
- Hej, hej, hej! Stój psinko - próbował ją od siebie odciągnąć, ale słowa niewiele dawały.

[Trochę zmodyfikowałam wątek z psem, może być? :)]

Leo Rough pisze...

Na jej słowa jedynie uśmiechnął się nikle, przeczuwając instynktownie, że kobieta już zna powód jego pojawienia się na bankiecie. Żeby zająć czymś ręce i jednocześnie ukryć swoje rosnące zmieszanie, ściągnął z niesionej przez kelnera tacy kieliszek szampana, choć doskonale wiedział, że nie upije z niego ani łyka. Przez chwilę uważnie obserwował osiadające na ściankach naczynia bąbelki, a potem przeniósł wzrok na blondynkę, na jej słowa kiwając nieznacznie głową.
- Chyba trochę za dobrze mnie znasz, co? - zaśmiał się cicho, na chwilę chowając nos w wysokim kieliszku.

[jak dobrych znajomych z nich robimy? bo nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić ;)]

Leo Rough pisze...

[o, przepraszam, tym razem zgubiłam Twój komentarz.]

Odpowiedział kobiecie uśmiechem, starając się powstrzymać przed podzieleniem się z nią swoimi planami. Na pewno nie byłoby to dobrze odebrane, powinien rozegrać tę sprawę inaczej. Sprytniej. Wiedział, że potrzebuje sposobu, by zdobyć to, po co tam przyszedł: posadę. I to nie byle jaką. Marzyła mu się właśnie ta praca - na miejscu, w niewielkiej gazecie z przyjemną atmosferą, z Val, na którą, miał nadzieję, mógł liczyć. Owszem, istniała oficjalna droga do objęcia stanowiska w „That’s Murine Town”, ale nie uśmiechało mu się pisanie podań, układanie resume i tym podobne bzdury. Potrzebował tej pracy już, zaraz teraz!
- Na razie knuję wyjście na papierosa. Idziesz? - zapytał, unosząc wysoko brwi i spoglądając wymownie w stronę wyjścia, od którego czuć było ciepły, wieczorny wiatr.

Leo Rough pisze...

Dworek, w którym odbywał się bankiet, ze wszystkich stron otaczał las, a prowadziła do niego tylko jedna droga ze spękanym z zużycia asfaltem. Leo jako dziecko poznał całą tę okolicę, gęsty zagajnik, nieutwardzone ścieżki wokół budynku. Wiązał z tym miejscem niejasne wspomnienia, do których nie przyznawał się nawet sam przed sobą.
Nogi prowadziły go gdzieś bez udziału świadomości. W kilku susach pokonał schody, a potem ruszył dalej, w cień drzew - tam, gdzie nie sięgało już światło lamp zapalonych przed dworkiem. Okazało się, że stała tam stara budka, na czas imprezy otwarta, z poustawianymi na wszystkich płaskich powierzchniach gustownymi popielniczkami. Na twarz mężczyzny wpłynął lekki uśmiech, gdy odnalazł w kącie ławkę, obitą miękkim materiałem.

Jasmine Delacour pisze...

[Ochota oczywiście jest, z pomysłami jednak bywa gorzej :c]

Jasmine Delacour pisze...

[Jasmine pracuje w księgarni, może więc coś z tym? :)]

Leo Rough pisze...

Uśmiechnął się z wyraźnym rozbawieniem, widząc paczkę czekoladowych papierosów w dłoni blondynki. Zdecydowanie pokręcił głową, wydobywając z kieszeni marynarki najpierw zapalniczkę, a potem także tekturowe pudełko. Przez chwilę bawił się nim, w końcu jednak, siadając na ławce, wyciągnął z paczki papierosa i odpalił go, zaciągając się głęboko dymem.
- Tego nie powiedziałem. - rzucił niechętnie. Doskonale wiedział, że kobieta będzie drążyć ten temat, ale nie zamierzał zbyt szybko się poddać; lubił się droczyć.