OGŁOSZENIA

-

1 czerwca 2012

If it's going to be a world with no time for sentiment... it's not a world that I want to live in.


music

Doreen Adele Walker

urodzona 27.05.1982,
trzydziestoletnia pisarka,
znana jako Caitlin Brooks,
autorka trzech bestsellerowych
powieści psychologiczno- obyczajowych,
z zamiłowania reżyserka,
stara się o posadę felietonistki
w lokalnej gazecie;
obecnie zamieszkała od dwóch miesięcy
w jednej z urokliwych kamienic
w centrum miasta.





Wyklęta przez własną rodzinę, pokochana przez świat. Skomplikowana i tajemnicza kobieta, która zachwyciła tysiące czytelników swoją dosadną szczerością i barwnym opisem zwykłych przeżyć, chwil, które pozornie nic nie znaczą, a potrafią zmienić tak wiele w naszym nędznym życiu. Rozmiłowana w analizie psychologicznej postaci, wątkach samobójczych, bądź też ich nieudolnych próbach, przez najbliższych uznana za wariatkę. Od zawsze towarzyszyło jej miano odmieńca. Od dzieciństwa w oczy rzucał się wyrazisty, rudy kolor jej włosów i kontrastujący z porcelanową cerą błękit tęczówek, które zawsze wnikliwe lustrowały otoczenie. Przed Doreen nic nigdy nie mogło uciec; wiedziała jaki masz dzisiaj humor, potrafiła w mig ocenić, czy kłamiesz, czy też mówisz prawdę, bez trudu umiała odgadnąć, czy twój uśmiech jest faktycznie szczery. Zbyt poważna jako dziewczynka, zbyt dziwaczna jako nastolatka, zupełnie niezrozumiana kobieta. Mając dość życia w świecie dalekim od jej ideałów, w mieście, gdzie nikt nie był w stanie zrozumieć jej osobliwego indywiduum, postanowiła przenieść się gdzieś daleko, wierząc, że może w końcu uda jej się odnaleźć upragniony spokój i akceptację. Tak własnie zamieniła rodzinny Londyn na Murine Town.
Spokojne, niesławne miasto zdawało się jej idyllą, idealnym miejscem na osiedlenia się w celu odnalezienia może nie tyle radości życia, ile samej siebie. Tutaj mogła rozpocząć nowe życie, zacząć wszystko od początku, nikt bowiem nie wiedział nic o pewnej rudowłosej kobiecie, która niedawno co wykupiła mieszkanie w jednej z tych przepięknych kamienic rozpostartych nad brzegiem rzeki. Skryta, małomówna, niechętnie dzieliła się swoją historią, ani tym bardziej opinią na jakikolwiek temat, choć miała wiele do powiedzenia. Nie ważne jak bardzo chciała, szczerze pragnęła wykrzesać z siebie słowa, to zawsze brakło jej odwagi, a głos wiązł w gardle ilekroć miała zamiar powiedzieć coś na głos przed większą grupą ludzi. Zdecydowanie łatwiej przychodziło jej spisywać myśli na papierze, przelewać całe swoje wywody za pomocą pióra, bądź długopisu, uwieczniając je w swoim notatniku, który był chyba jej najwierniejszym przyjacielem. Wciąż trudno jej się przełamać i zacząć nawiązywać kontakty, przeszłość pozostawiła zbyt dotkliwe piętno na duszy tej delikatnej istoty, która stara się jednak pracować nad swoją niedoskonałością. Stąd też i pomysł na zatrudnienie się w redakcji lokalnej gazety, by nie tylko dawać tutejszej społeczności coś od siebie, ale i być może zasymilować się z tutejszymi dziennikarzami, którym chyba najłatwiej będzie ją zrozumieć, jak mniemała. W końcu trudnili się podobnym zajęciem, wszyscy oni pisali, a to jej zdaniem powinno stanowić gwarancję porozumienia, akceptacji, jeśli nie zalążek znajomości.
Musisz także wiedzieć, że nie jest jedną z tych sław, które masz okazję oglądać każdego dnia na okładkach czasopism w przydrożnym kiosku, bądź niszowej gazecie. Niewiele przeczytasz o niej w sieci, z trudem znajdziesz zdjęcia. Ceni sobie prywatność i zawzięcie ukrywa swoją prawdziwą tożsamość, w obawie przed wścibskimi dziennikarzami. Nie interesują ją wywiady, rozmowy, kampanie reklamowe. Od tego są odpowiedni ludzie, ona, jako pisarka, zajmuje się jedynie swoim zawodem- tworzeniem powieści. A skoro cieszą się popularnością, nie pozostaje jej nic innego, jak pisać dalej. Ale choć się nie przyzna, sprawia jej to niemałą radość i napawa dumą, podbudowując niską samoocenę i kiepskie morale.
Na ogół trudno ją zdenerwować, a przynajmniej ciężko zauważyć ku temu oznaki. Jedynie wprawny obserwator dostrzeże, że ilekroć coś ją irytuje, zaciska wtedy mocno lewą dłoń, nieomal wbijając paznokcie w skórę. Nie piśnie słówka, będzie tylko siedziała z poważną, równie smutną miną, jak chwilę wcześniej. Jedynie w przypływie rozgoryczenia i prawdziwej frustracji wykrzyczy co myśli, klnąc straszliwie. Zdziwiłbyś się jeszcze słysząc tą rozwścieczoną kobietę, która z pozoru wydaje się niegroźną istotą, wręcz pozbawioną głosu dostojną porcelanową laleczką. Zdarzają się jednak chwile, gdy mówi i to nawet niemało, ale tylko kiedy jest pijana. Wtedy możesz wyciągnąć od niej każda informację, z największa przyjemnością wyjawi Ci swoje tajemnice i jeszcze pośle w miarę przyjazny uśmiech, choć nieprzyzwyczajona jest do tego typu wyrazu twarzy. Niestety niechętnie odwiedza bary, a do jej mieszkania stanowiącego swoisty azyl, jeszcze trudniej się wkraść. Tak jak i w łaski jego właścicielki.
Wierzy, że zdecydowanie lepsi są pisarze, którzy nie doświadczyli zbyt wiele w życiu, bowiem mają zdecydowanie lepszą imaginację, od fantazji tych, którym przyszło się zetknąć z pewnymi wydarzeniami, często rozczarowującymi. Wyznaje kult słowa, uwielbia ironię, uznając ją za pewną oznakę inteligencji. Cierpi na nieuleczalną chorobę, objawiającą się tym, że zarówno muzyka, jak i każda najmniejsza chwila, czy osoba stanowią dla niej fascynację i pretekst do wymyślania kolejnego opowiadania; zawsze układa zdania w głowie, dopasowując barwne przymiotniki, szukając odpowiednich czasowników i nadając każdemu zdaniu ogłady. Jest niezwykle tolerancyjna, gardzi stereotypami. Kocha muzykę, najbardziej utwory instrumentalne, które jej zdaniem najlepiej pobudzają wyobraźnię. Niestety nie wierzy w miłość, uczucie, którego nigdy nie miała zaszczytu dostąpić, niemniej twierdzi, że jeśli faktycznie dane by jej było zasmakować tego upajającego doznania, mącącego umysł i zmysły, pewnie nie obchodziłaby ją płeć osoby, która zapałałaby względem jej nędznej osóbki uczuciem. Ciężko jej jednak uwierzyć, by taka chwila kiedykolwiek nadeszła.

Podobno na taką kobietę zwraca uwagę każdy. Nie sposób przecież przeoczyć tego ognistego odcienia delikatnych fal subtelnie opadających na plecy. Bystre spojrzenie szafirowych tęczówek nie pozwala pozostać obojętnym wobec tak śmiałego gestu. Alabastrowy kolor skóry przywodzi na myśl bezbronność i łagodność, wobec których nie sposób przejść obojętnie. A mimo to ginie gdzieś pośród tłumu, niezrozumiana, samotna, niewidzialna. Nie jest pięknością z okładek, brak jej zarówno wysokiego wzrostu jak i idealniej szczupłej sylwetki. Wiecznie smutne oblicze i wrogie spojrzenie, raczej zniechęcają do bliższego kontaktu, niż rodzą w sercu współczucie, czy wzbudzają choć nikłe zainteresowanie. Uznasz, że jest tylko kolejną, wiecznie niezadowoloną kobietą, która wymyśla sobie problemy. Miniesz ją bez słowa i nawet nie zapamiętasz, by przy kolejnym spotkaniu przypisać jej dokładnie to samo określenie. Kobiety niedoskonałej.
Na owy brak idealizmu wpływają w głównej mierze różnego rodzaju uzależnienia i swoiste nawyki. Choć będzie uparcie zaprzeczać jakoby coraz bardziej dopadało ją uczucie głodu nikotynowego, to i tak zazwyczaj zobaczysz ją samotnie siedzącą na jednej z parkowych ławek, z notatnikiem na kolanach, długopisem w prawej dłoni i papierosem w lewej. Potworny nałóg zaczął dopadać ją zwłaszcza w ostatnim czasie, gdy jej życie zaczynało się coraz bardziej komplikować. Nie stroni także od alkoholu, choć w ostatnim czasie stara się ograniczać jego ilość. Bo nawet jeśli powolne uśmiercanie własnego organizmu jest w jakiś sposób inspirujące, to jednak Doreen nie chce wyjść na kobietę godną pożałowania, na prawdziwą wariatkę, która w żaden sposób nie potrafi zapanować nad własnym życiem. Chce być odważna i dumna, z podniesioną głową stawiać czoła przeciwnościom losu, lecz to tylko piękne marzenia, które ulatniają się ilekroć przyjdzie jej się zmierzyć z ludźmi, chociażby mijając anonimowy tłum. Wychowana w rodzinie, mieście, gdzie zawsze traktowana była jako odmieniec, żyje w poczuciu własnej odrębności, która śmieszy innych, może odrobinę przeraża, ale przede wszystkim jest doskonałym pretekstem do określania jej mianem wariatki.
Rzadko kiedy wda się w słowną konfrontację, równie nieczęsto pośle Ci uśmiech, czy postara się zacząć rozmowę. Paradoksalnie, choć fascynują ją ludzie, niemal każde, wydawałoby się błahe, istnienie jest dla niej czymś niezwykłym i inspirującym, to jednak jej historia nauczyła ją jedynie strachu, nieufności i dystansu do ludzkich istot. Mimo to nie lubi siedzieć sama w domu przerażona wszechogarniającą ją samotnością. Bez względu na pogodę ujrzysz ją spacerującą uliczkami miasta, siedzącą w parku, bądź też bacznie obserwującą otoczenie przez szybę kawiarni, gdzie przy akompaniamencie filiżanki ukochanej kawy, będzie układała w myślach kolejne zdania, tworzyła akapity, stanowiące zalążek czegoś nowego, być może lepszego życia, choć może to tylko barwny opis Twojej osoby, na której zatrzymało się na dłuższą chwilę jej smutne spojrzenie szafirowych tęczówek. Kto wie...

For the first time in my life I can't see my future. Everyday goes by in haze.


[ Na zdjęciach Lotte Verbeek. Ja się pięknie witam, kłaniam w pas i pozdrawiam serdecznie. Wiem, że moja postać jest dość dziwna i raczej trudna w nawiązaniu kontaktu, niemniej jestem chętna na każdy wątek, a także skłonna ku różnego rodzaju powiązaniom. Mam nadzieję, że ktoś zainteresuje się Doreen i będę miała okazję na pisanie długich komentarzy, które stety, bądź nie, zdarzają mi się dosyć często.
Cytaty z filmu "A Single Man".]

4 komentarze:

Julian Marshall pisze...

[Tririr, ładne zdjęcia. Z kartą się zaraz zaznajomię, natomiast na wątek z chęcią się piszę, więc jeżeli masz pomysł na takowy i/lub powiązanie - to uderzaj. ]

Julian Marshall pisze...

[No cóż, spróbujmy, zobaczymy co z tego wyjdzie. Mi samej żaden specjalny koncept się nie rysuje, więc mogę przystać na ten pomysł z kawiarnią, czy coś w ten deseń!]

Julian Marshall pisze...

[Hi, miałam nadzieję, że mnie wyręczysz, bo, szczerze powiedziawszy, mam masę wątków do odpisania]

Julian Marshall pisze...

Stanowczo nie doceniano w dzisiejszych czasach Glazunova za wybitny, zdaniem Juliana, koncert fortepianowy. Allegro moderato wręcz targało jego duszą, ilekroć zaczynał je grać. Słuchając utworu nagranego przez Nasedkina po raz pierwszy wcale nie krył łez, które wezbrały się w kącikach jego oczu. Melodia była mu bliska, darzył ją sentymentem. Stała się jednak za intymna, żeby wykonywać ją przed szerokim gronem publiczności. Dlatego Julian musiał odmówić występu. Proszono o właśnie ten utwór, na co jednak on się nie zgodził. Proponował w zamian nawet Taniec Śmierci, Liszta, w czym pobił by nawet Katina. Bogowie, tyle pięknych utworów, a jemu kazano grać ten jeden jedyny.
Niezbyt zadowolony był z tego, że pozbawił się niezłej sumki, którą mógł zgarnąć za ten występ w filharmonii. Ale nie mógł, po prostu nie mógł. Najwyżej będzie głodował w następnym miesiącu. Muzycy klasyczni mają się ciężko w tych czasach. Zawsze mieli.
Dzień spełzł mu na tym, co zawsze. Na grze. Równe cztery godziny rąbał w klawisze,aż wreszcie zwabiony głodem wypełzł z domu.
Kroki skierował do ulubionej kawiarni. U znajomej już kelnerki zamówił podwójne espresso i kawałek ciasta. Oto Marshall i jego dieta. Cały dzień nic nie jadł, a teraz wepcha w siebie kawałek ciasta. I na tym zapewne skończy się jego dzisiejsze menu. Nie był głodny, ostatnio. I na gotowanie też nie miał weny.
Siedział więc przy stoliku, rozmyślając nad czymś intensywnie, a zmęczenie z każdą minutą rysowało się na jego twarzy.
Gdyby chciała stworzyć jego historię, pewnie byłaby smutna. On cały był smutny. Jego ruchy, miny, słowa. Trzeba było świetnie go znać, żeby to wiedzieć. Albo być wprawnym obserwatorem. Bo na pierwszy rzut oka Julian niczym nie różnił się od innych ludzi. A dusza i serce drzemało w nim ogromne, nieposkromione i porywcze. Nikt jednak nie chciał tego dopuścić do siebie, że jest nieco inny niż reszta. W dobrym tego słowa znaczeniu.
Nagle zielone spojrzenie uniosło się znad dłoni i skrzyżowało z owym szafirowym. Marshall na ogół unikał kontaktu wzrokowego. A teraz jednak nie umknął, siedząc dalej spokojnie, z brodą wspartą na ręce i łyżeczką w dłoni i przyglądał się kobiecie, która posyłała mu już od dłuższego czasu spojrzenia.
Podobno ludzie wyczuwają podobnych do siebie. Może Julian właśnie tego doświadczył, kiedy po karku przebiegł mu nieprzyjemny dreszcz i resztkami sił powstrzymał wzdrygnięcie. A może po prostu to brak snu mącił w jego myślach. Po dłuższym czasie zreflektował się, że wpatrywanie się w obcą mu kobietę mogło spotkać się z jej dezaprobatą albo doprowadzić do skrajnej irytacji. Ludzie przecież byli różni.
Spuścił więc wreszcie wzrok, na filiżankę przed nim i zajął się jej zawartością.

[Aj, doceniam, nawet bardzo! (;]