OGŁOSZENIA

-

6 czerwca 2012

Cudzoziemki (1)


 No i jest pierwszy. Nie lubię pisać początków, trzeba wszystko wyjaśniać, a wychodzi na to, że wyjaśnianie tego wszystkiego zajmie mi trochę rozdziałów, dlatego będzie dużo retrospekcji. Powodzenia ^^ Błędy mi wytknijcie bo są na pewno. A poza tym to pozdrawiam!

  
Okno na poddaszu skrzypnęło. Poszły ciężkie, zardzewiałe zawiasy,  a potem do maleńkiego pokoiku wpadło świeże, klarowne powietrze. Była pełnia lata. Naścienny zegar wskazywał piątą nad ranem. Zamek Evertoon budził się właśnie do życia. Na parterze krzątała się służba, z dołu dolatywały ku górze smakowite zapachy z kuchni. Kucharki musiały zacząć już swoją pracę. Słońce dopiero co pięło się nad malowniczym lasem, muskając promieniami, niczym paluszki małego dziecka.
 Sfora niezdarnych bernardynów przebiegła przez ogrody zamkowe z głośnym ujadaniem, który kojarzył się jednak tylko ze szczęściem. Konie w stajniach prychały z zadowoleniem, a Travis wymykał się cichcem ze stodoły. Niezgrabnie naciągał na siebie spodnie i pokracznie zapinał guziki od swojej marynarki, zdradzając tym samym, co miało miejsce jeszcze chwile temu.
 Lila oparła się łokciami o parapet poddasza i z uśmiechem patrzyła na tętniące, zamkowe życie. Tuż przed nią widniała donica z posadzonymi małymi kwiatkami, które kiwały główkami w rytm wiatru, który zaczepiał je zalotnie. Nie pachniały wcale, ale były na swój sposób urocze.
 Lila trąciła je palcem i oderwała się od parapetu. Wiedziała, że powinna już dawno być na dole, ale nigdy nie darowałaby sobie, gdyby chociaż przez chwile nie podziwiała rześkiego poranka. Kiedy zegar wybije dwunastą świat zaleje upalne słońce i skwar przyćmi naturę. Tylko rankiem mieni się ona w swej świeżości niczym rozrzucone drobinki diamentów. To chyba rosa musiała sprawiać takie wrażenie.
 Był 1 Czerwca 2012 roku. Prawie miną tydzień odkąd zostawiła za sobą mroki i cienie Tajlandii. Miała wrażenie, że od pobytu w ojczyźnie minęły całe wieki, ogromne, długie lata, które rzuciły jej kraj w odmęty dalekich wspomnień do których trudno już powrócić.
 Anglia nie zagościła jednak w jej sercu. Lila nie zdołała jeszcze polubić deszczowego klimatu, wiecznie zachmurzonego nieba i dreszczy, kiedy smagał ją wiatr w zamkowych ogrodach. Dorastała wszak w tropikalnych warunkach, gdzie słońce nie schodziło z widnokręgu przez wiele godzin.  
 Kiedy więc dzisiejszego poranka dojrzała jego blask nie potrafiła przestać się uśmiechać. Podekscytowana wytarła lepie dłonie w nogawki jeansowych ogrodniczek i spojrzała na swoją młodszą siostrę – Nelly – która smętnie wiązała biały fartuch – element stroju pokojowej.
 - Rozchmurz się – poradziła jej Lila i klepnęła ją w ramię – Jak będziesz zgorzkniała to zaszkodzić tylko sobie, wiesz o tym?
 - Jasne – skinęła, ale wciąż wpatrzona uparcie w ten biały fartuch. Też coś! Przecież Lila i tak wszystko widziała, każdy drgający mięsień na twarzy czternastolatki. To prawda, że Nelly była młoda, zbyt młoda, aby podjąć się pracy, ale dzieci takie jak ona, wychowane w patologicznych rodzinach, musiały wziąć życie w garść bardzo wcześnie – Dobrze wiem, że to nie zwróci życia mamie – dodała jeszcze bardziej ponuro i przez chwile z pod jej rzęs wyłoniły się ładne, ciemne oczy, pełne złości.
 - To prawda – Lila z powagą przytaknęła – No wiesz… nie da się ukryć, że samobójstwo to nic przyjemnego, ale… ale – jąkała się – Mogliśmy jej wcale nie znać.
 - Hm? – Nelly spojrzała na nią niewinnie
 - Mogła nas oddać do przytułku – wzruszyła ramionami, poprawiając na głowie paskudną czapkę z daszkiem, której miejsce już dawno powinno znajdować się w śmieciach – Mało znaliśmy takich?
 - No… - przytaknęła posępnie, nakrywając górną wargę dolną - … ale i tak nienawidzę jej za to.
 Trzasnęły drzwi. Lila lekko podskoczyła, a potem zamknęła oczy, aby odgrodzić się od widoku poddasza i zapachu siostry, który powoli ulatniał się z powietrza. 


***

 Ciemne auto powoli wjechało na teren posiadłości Evertoon. Widok pół i lasów suną ponuro za szyb pojazdu, które ociekały deszczem.
 Na tylnym siedzeniu siedziały dwie, młode dziewczyny, które trzymały się kurczowo w objęciach, zmierzając ku nieznanemu, albo raczej to ta młodsza wciskała się dramatycznie w ramiona starszej, chcąc zostać osłoniętą przed przyszłością.
 - Zobacz Nelly – starsza starała się zachować optymizm, dlatego wychyliła się lekko ku szybie i wskazała coś na krajobrazie – Zobacz ile tu drzew i kwiatów. Tu muszą żyć bardzo bogaci ludzie…
 - W Tajlandii też są drzewa i kwiaty – młodsza nie dała się przekonać i nawet nie uniosła głowy, oporna na zachęty siostry – Zostaw mnie w spokoju, Lilo.
 - Nie jesteś już dzieckiem. Masz czternaście lat i powinnaś zachowywać się dojrzalej.
 - Nie chcę, słyszałaś, jak Anglicy mówią? Rozumiesz chociaż jedno z ich słów?
 - Tylko trochę, ale nie martwię się. Przecież żyjąc tu nauczymy się języka bardzo szybko. Pomyśl Nelly, będziemy jedynymi dziewczynami z wioski, które znają angielski.
 - Też coś – burknęła – Nikt nam nie zazdrości. Współczują nam…
 - Nieprawda. Sami chcieliby przeżyć coś takiego! – upierała się Lila, zaciskając rękę na rękawie podkoszulka siostry – Zobaczymy zamek, najprawdziwszy zamek.
  Szofer nieustannie przyglądał się im z niepokojem, patrząc w przednie lusterko. Dwie Tajki nie tylko wyglądały okropnie w tych swoich spranych ubraniach, ale też i były mizerne. Nie podobało mu się, że dwie cudzoziemki – do tego prawie dzieci -  będą pracować u Blackwood’ów. Każdy anglik zgodziłby się, że to rodacy powinni dostawać te posady.
 Nie miał również wątpliwości, że te dwie tutaj są nielegalnie, nie mają wizy, ani żadnego prawnego dokumentu pozwalającego im na spokojne przebywanie na terenie kraju. Zapewne jakimś niekonwencjonalnym sposobem udało im się przekroczyć granicę razem z innymi, którzy przybywali tu w poszukiwaniu roboty, którą w konsekwencji nie otrzymywali Anglicy.
 W końcu z pomiędzy drzew wyłonił się zamek Evertoon. Lila wstrzymała oddech i nawet Nelly, wyczuwając napięcie siostry, uniosła głowę, zamierając z podziwu. Budowla była majestatyczna, imponowała wielkością i ilością okien. Nawet ponura pogoda nie była w stanie przyćmić piękna tego zamku.
 - O Boże, ile tu musi być pokoi! – wyszeptała Nell, całkowicie zapominając o strachu.
 - Będziemy tu mieszkać… - dodała Lila z niedowierzaniem, ale bardzo się myliła. Samochód nie zatrzymał się przed zamkiem, ale skręcił w lewo w inną alejkę. Dziewczyny spojrzały po sobie zdumione. Nawet Lila zaniepokoiła się tą zmianą sytuacji.
 - Zamknął nas w lochach! – wykrzyknęła nagle Nelly – Na pewno takie mają, to był podstęp – zaczęła płakać – To by było zbyt piękne mieszkać w zamku.
 Szofer krzyknął coś zdenerwowany z zamiarem uciszenia tej mazgajowatej smarkuli, co jeszcze bardziej wzmogło niepokój cudzoziemek. Przytuliły się obie do siebie i tkwiły tak nieporuszone do momentu, aż samochód zatrzymał się przed ładnym domem, zbudowanym z podobnego budulca co zamek.
 - Tutaj są wasze pokoje – powiedział Szofer. Lila starała się go zrozumieć, ale i tak większość informacji po prostu się domyśliła – To domek dla służby…
 Obie wysiadły z wozu i przyjrzały się domowi. Był piękny, nie tak imponujący, jak zamek, ale z pewnością w ich wiosce nikt takiego nie posiadał.
 Szofer tymczasem wyjął ich bagaże i niedbale rzucił na ziemię, zatrzaskując auto, które odjechało pośpiesznie. Zabrały swoje walizki i chwilę moknąć w strugach deszczu patrzyły z lękiem na dom. W końcu Lila wzięła siostrę za rękę i odważnie wmaszerowała na ganek. Zapukała ostrożnie w drzwi, ale nikt nie otworzył. Drgnęły dopiero za którymś razem, a na progu stanęła zniecierpliwiona kobieta o pulchnej sylwetce.
 - Dzień dobry – Lila przywitała się niepewnie. Używanie nowego języka przychodziło jej z trudem. Nagle wszystko to, co umiała do tej pory wyleciało jej z głowy – My… my…
 - Ach, rozumiem – kobieta kiwnęła głową i wpuściła je do środka – Mam wrażenie, że pan najmuje coraz młodszych – powiedziała do Lili, ale od razu było widać, że jej słuchaczka niczego nie rozumie – No już dobrze małe, nie bójcie się – pogłaskała je czule. Nelly znów miała łzy w oczach, ale połknęła je ze strachu, że oberwie się jej za płacz.
 - Być ogrodem – powiedziała Lila – Ona sprzątać – wskazała na siostrę.
 - Rozumiem, widać nie mówicie dobrze po angielsku – współczucie w oczach kobiety zmorzyło się.
- Umieć mało – Lila zasępiła się – Nelly nie móc – chodziło jej oczywiście o to, że młodsza siostra nie mówi po angielsku.
 Potem zapadła cisza.

Brak komentarzy: