OGŁOSZENIA

-

7 czerwca 2012

My girl, my girl Don't lie to me

My girl, my girl Don't lie to me

Drodzy państwo, wi­tamy w dwudzies­tym pier­wszym wieku... - w roz­ciągłości cza­sowej, gdzie kroczy­my po uli­cach z ser­cem na dłoni, między tłumem ludzi, którzy bacznie się mu przyglądają, a następnie uj­mują w plu­gawe dłonie. Prze­myka z ręki do ręki, stop­niowo zmieniając swój kształt. Ścis­ka­ne, zgniata­ne, oz­do­bione od­ciska­mi mi­liar­da li­nii pa­pilar­nych. Upuszczo­ne, zdep­ta­ne, a na­wet sko­pane. Wra­ca do właści­ciela, bo swoją formą nie przy­pomi­na or­ga­nu budzące­go sza­cunek, jest w opłaka­nym sta­nie, wyśmiewa­ne, wy­zywa­ne od be­zużytecznych, ser­ce, które dla te­go sa­mego tłumu nag­le przes­tało nim być. Leży w cen­trum zeb­ra­nych, na zim­nej uli­cy o wyglądzie pad­li­ny, już nie ob­le­gane.



RITA APPLEBY




 
Na zewnątrz dziew­czy­na zła, wred­na, cham­ska, nie dająca się kochać.. a w środ­ku miała ser­duszko z luk­ru tyl­ko ze strachu przed od­rzu­ceniem otoczyła je dru­tem kol­czas­tym aby nikt więcej jej nie zranił.

     Otacza mnie tandeta. Tandeta, która mówi o sobie, jako o czymś, co piękne i beztroskie. Tandeta, która nigdy piękna nie dozna, a z beztroskością dzielą ją kilometry, których nigdy nie przebędzie. Bo utkwiła w swoim pojęciu tych dwóch bliskich sobie cech, a ono nigdy się nie zmieni; ten człowiek się nie zmieni. Osoba próżna pozostanie w swej dumie, a sama duma będzie dla niej standardem, komplementarnym do powietrza tlenem; nigdy nie spojrzy na nią, jak na coś nieodpowiedniego, bo nie patrzy moimi oczami. Oczami wielu. Patrzy swoimi i widzi je,  jako rzecz nieszkodliwą, tak jak ja swoje czyny. Jakie by nie były są mi potrzebne do zaspokojenia swoich dziennych oczekiwań. One muszą być. Ja dzięki nim istnieję. Moje uosobienie, to, jak na mnie patrzysz, to wszystko zawdzięczam temu, co robię z dnia na dzień. Opinia społeczeństwa jest nieunikniona, jest bezwzględna. Każdy patrzy na świat inaczej. Tak powstają konflikty, tak powstają wojny, a rozejmy wcale nie świadczą o zmiennym punkcie widzenia. To wszystko dzieje się dla czystego spokoju, bo my, ludzie nie zmieniamy się z dnia na dzień, to, co czytamy w książkach, widzimy w telewizji, bzdurne filmy o przemianach licealnych koszmarów w grzeczne dziewczyny są wyimaginowanym tworem reżysera, mającym… cóż, są na pewno stworzone po to, by widz spojrzał na parę spraw z zupełnie innej perspektywy. Uważam to za zwykłe mydlenie oczu, oszukiwanie człowieka. Bo świat wygląda inaczej, nikt nie jest idealny, wszyscy się o coś obwiniamy, kochamy się i nienawidzimy. To popieprzone, lecz ludzkie. Tak ma to wszystko wyglądać.
Więc po co wszyscy staramy się zmienić? Po co do cholery? To irytujące.
To dobrze.

  
 
Mam ta­ka szczególną chęć wyk­rzycze­nia To­bie i całemu światu, że wszys­tko jest nie tak. że przer­wy między bu­dyn­ka­mi są zbyt małe i nie wi­dać nieba. że kwiaty pachną spa­lina­mi. mo­tyle też nie mają gdzie la­tać, a ja prze­cież przes­trze­ni w brzuchu już im nie udos­tepnie. rozumiesz? 




Zamieszkałam w Murine Town na pewien okres czasu.
Konkretnie w małym mieszkaniu, w bocznych uliczkach miasta.

Pracuję na zmywaku w restauracji Wenecja.
W mieszkaniu piszę powieść.

Mam 22 lata.

[ Od autorki na szybko: Na zdjęciach modelka Ashley Smith.  Tytuł pochodzi z piosenki Nirvany 'My girl'. Bardzo proszę o rozpoczęcie wątku, to mi ułatwia sprawę. Nie chciałam dużo pisać o Ricie, wolałam skupić się na jej rozwodzeniach, byście mogli z tego wywnioskować jaka jest - z resztą wszystko przyjdzie w wątkach, do których zapraszam. Liczę na to, że dobrze mnie tu przyjmiecie. :) 
Edit: Karta ulegnie zmianie, gdyż w obecna wersja już mi się nie podoba.
Opowiem za to historię Rity (a to wszystko, gdy natchnie mnie wena).]







9 komentarzy:

Unknown pisze...

[ podoba mi się Twoja postać i chętnie bym zaczęła jakiś wątek, tylko musiałabyś mi podsunąć jakieś okoliczności, w których dziewczyny mogłyby na siebie wpaść (fakt, możliwe że są sąsiadkami, bo mieszkają w bocznych uliczkach, dlatego nie wiem czy tandetnie by to nie wyszło, że dopiero się na siebie natknęły ;)) no chyba, że wymyślisz jakieś powiązanie :> ]

Anonimowy pisze...

[ Od Rity: proszę nie usuwać mnie z listy autorek, wrócę po załatwieniu pewnych spraw prywatnych. Pewnie za niedługo, także jeżeli jesteście chętni na wątek to piszcie, a ja niebawem wam odpowiem :) ]

Unknown pisze...

[ haha, jesteś pierwszą konkretną osobą na tym blogu xd zazwyczaj nie mam problemów z zaczynaniem wątków (ha! tu Cię zaskoczyłem ;p) tylko, że dzisiaj faktycznie średnio idzie mi odpisywanie (może wieczorem będzie lepiej). Ja bym jednak proponował może spotkanie w klubie, gdzie Tony pracuje jako barman? Bo on jest teraz tak zawalony robotą, że nawet nie miałby czasu na ewentualną pogawędkę pod restauracją. Jeśli chcesz, możesz zacząć, albo też poczekać, aż ja to zrobię ;) ]

beatrix pisze...

[Uwielbiam pisać bez weny.;d Zastanawiam się nad każdym zdaniem pół godziny. Okej, może będzie żebrać o pieniądze pod restauracją, w której pracujesz?:D Haha, nie no. I nie! Nawet o tym nie myśl. Beatrycze nie będzie grzebać w śmieciach. Dobra, pójdę na łatwiznę. Będzie starać się o pracę na zmywaku, tak jak wcześniej zakładałyśmy. Zacząć?]

beatrix pisze...

[Włączyłam sobie odprężającą muzykę, jestem w stanie napisać wszystko.:D Pamiętaj, że i tak nie dostanie pracy.]

Spojrzała na swój ubiór z mieszaniną uczuć. Dotąd nie przejmowała się opinią innych, lecz w dzień rozpoczęcia nowego życia powinna być bardziej przygotowana. Czarne spodnie z niezamierzonymi dziurami wisiały na niej, a na znalezionej w pośpiechu bluzce znajdowała się plama tuż nad biodrem, więc jej ręce sztywno trzymały się boków. To absurdalne, że oczekiwała przyjęcia nawet na zmywak. Nikt, spojrzawszy na nią, nie przyjąłby jej do pracy. Jednakże naiwna strona Beatrycze dawała o sobie znać. Nogi same zawędrowały do tutejszej restauracji "Wenecja". W głowie kłębiło jej się milion pytań, a ona sama nie była pewna czy jest w stanie zjawić się na miejscu bez większych nerów. Zacisnęła usta i zdecydowana pchnęła drzwi restauracji. Było lepiej niż się spodziewała. Muzyka płynęła z głośników, ludzie zajęli praktycznie wszystkie mieszczące się tu stoliki, zaś wnętrze owej knajpki utrzymywało się w dobrym guście. Rozejrzała się dookoła poszukując pracowników i dostrzegła jedynie cherlawego chłopca w okularach. Ruszyła w wybranym kierunku chcąc dowiedzieć się gdzie można znaleźć szefa. Nim zdążyła o cokolwiek zapytać przez drzwi do kuchni wdarła się blond włosa dziewczyna, krzycząc na chłopaka, który jak się dowiedziała z plakietki na fartuchu nazywał się Pete. Wydawała jej się lepszą osobą na rozmowę.
- Mogłabym się dowiedzieć gdzie znajdę szefa? - skierowała pytanie do dziewczyny przy, której czuła się jak obrzydliwie wynaturzony robak. - Jestem w sprawie pracy - wyjaśniła siląc się na przyjemny uśmiech.


[Proszę o brawa.:D W końcu napisałam!]

beatrix pisze...

[Okej, czas na moje cztery zdania:D]

Biedny, rudy Pete wycofał się bez choćby złośliwej uwagi co nie było dosyć zadziwiające. Przypominał jedną z grup szkolnych. Ci odtrąceni na boczny tor w towarzystwie kpin i wrednych żartów na temat wyglądu. Jeszcze pamiętała lata, w których męczyła się z matematyką po nocach. Wmawiała sobie i swojemu zmęczonemu po ciężkim dniu mózgowi, iż wyjedzie stąd z wykształceniem. Być może i uciekła lecz samochodem i pięcioma dolcami.
Powstrzymała się od dalszego wspominania przeszłości i skupiła się na miejscu, w którym przyszło jej się męczyć. Wiedziała, że nie wytrzyma dłużej przed wszystkimi spojrzeniami osób znajdujących się w pomieszczeniu. Postanowiła przybrać obronę, którą zawsze stosowała w chwilach słabości. Dokładnie taką jaką nauczył ją psycholog Philippe, do którego zmuszona była iść przez "samookaleczenie się", które zdecydowanie mijało się z zadawanymi ciosami przez kochanego ojca. Usiadła na krześle tuż przed ladą i ostentacyjnie rozejrzała się po wszystkich twarzach z doczepionym uśmiechem. Och, tak, jeszcze stać mnie na pastę.
- Zadziwiające. Mówimy w tym samym języku, a nadal nie potrafi mnie pani zrozumieć. Powtórzę więc wolniej - zaczęła mówić głośno i wyraźnie szacując dania wpisane w menu. - Przyszłam w sprawie w pracy, którą mam zamiar omówić z pani szefem, lecz potrzebna mi informacja gdzie aktualnie się znajduję. Więc? Nie ma już pani problemów z większym zrozumieniem?

Anonimowy pisze...

[Cieszę się, że moja Idka komuś przypadła do gustu. Chciałam zacząć już wczoraj, ale wypadło mi nieplanowane wybycie z chaty. Mam jedynie cichą nadzieję, że wątek jaki wpadł mi do głowy spodoba Ci się w chociaż najmniejszym stopniu. Z góry ostrzegam, że mam tendencję do lania wody. Enjoy.]

Leniwie budzącemu się tuż nad dachami budynków w Murine słońcu gdzieniegdzie udawało się przebić przez pozostałości po burzy w postaci olbrzymich kłębów ciemnych chmur, które nadal uparcie krążyły nad miastem. Strużki światła bijące z góry odbijały w sobie każdą namokniętą powierzchnię brukowanych uliczek, które prowadziły wzdłuż niewielkiego deptaka rozciągającego się wzdłuż rzeki płynącej w samym centrum Murine. Blask odbijającego się w tafli wody słońca oraz mieniące się, jeszcze mokre od deszczu listki przyrzecznych drzew, zapowiadał kolejny, cichy poranek oraz starał się przywrócić, jeszcze wtedy zaspane miasteczko do życia. Przez wysokie, aczkolwiek dość wąskie, drewniane okno to właśnie jeden z tych cienkich, figlarnych promyczków upatrzył sobie twarz, nikogo innego jak właśnie nowo przybyłej rudowłosej. Był on tak intensywny, że pomimo faktu, iż pobudka o tak, jak to miała w zwyczaju mawiać "nieludzkiej godzinie" był jedyną przyczyną wyrwania dziewczyny z objęć jej ukochanego, niejakiego Morfeusza. Jeszcze wtedy zaspana srebrnooka wykorzystując moment, w którym upierdliwe światło ponownie znalazło się za jedną z chmur kłębiących się na niebie, otworzyła zaspane oczy. Jak jednak mogła się tego spodziewać, w momencie, w którym zdecydowała się, aby wyjrzeć ledwo przytomnym wzrokiem za okno, kolejny z rażących strumieni światła wycelował dokładnie w twarz niewinnej dziewczyny powodując przy tym już całkowite jej przebudzenie się. Poirytowana zerwała się z miejsca i usiadła na swoim, rozłożonym na drewnianej podłodze kocu przecierając intensywnie jej szczypiące oczy. Starając się do reszty obudzić poklepała się lekko po policzkach, po czym rozejrzała się wzdłuż ścian całkiem sporego pomieszczenia. Na ścianach, tuż pod sufitem, jak i na dość sporym kawałku sufitu widać było przeraźliwe zacieki. Ściany same w sobie były stare, pozbawione jakichkolwiek tapet, pokryte jedynie odchodzącą szarawą farbą, która najprawdopodobniej kiedyś była biała. Wzdłuż najdłuższej ściany widniały cztery wąskie okna, prawdopodobnie pod styl wiktoriański, który był bardzo popularny w niemalże całej Anglii, które ciągły się od samej podłogi aż do sufitu. Okiennice same w sobie były stare, liche, przez które zimne powietrze bezproblemowo przedostawało się do wewnątrz pokoju przyprawiając dziewczynę o gęsią skórkę. Pomieszczenie to było jednak całkowicie puste. Nie licząc starej, może nawet zabytkowej kuchenki oraz stojącej w rogu, lekko zardzewiałej, żeliwnej wanny. Jedyną oznaką życia był rozłożony niedaleko okna koc, na którym rudowłosa odbyła swoją pierwszą noc, a także olbrzymia walizka, która pod wpływem nadmiaru wolnej przestrzeni jaka panowała w mieszkaniu, o ile można było nazwać to pomieszczenie mieszkaniem, wcale już nie sprawiała wrażenie takiej dużej. Co jednak przykuło uwagę dziewczyny były trzy, po brzegi wypełnione wodą wiadra. No tak, w końcu to przy dźwięku odbijających się od blaszanych ścian wiaderek kropel przyszło jej zasnąć tej felernej nocy. Zaraz po tym, jak oczywiście była zmuszona załatwić od pozostałych lokatorów kamienicy, którzy postanowili się nad nią zlitować i pożyczyć jej wcześniej wspomniane wiaderka, to jedyne co jej wtedy pozostało to ratowanie swojej, już i tak zrujnowanej posadzki przed ewentualnym zalaniem. O tak, ta noc jak najbardziej zapisze się w pamięci rudej, czy by tego chciała, czy nie. No, ale czego innego można się było po tym miejscu spodziewać? Od samego początku doskonale zdawała sobie sprawę w jaką ruderę się pakuje i chociaż jej niezawodna intuicja, jak i naleganie jej rodziców nie odwiodły ją od chęci wynajmu tego zrujnowanego "mieszkania". I chociaż dziewczyna bywała czasami dziecinnie naiwna to nie było to jednak przyczyną, przez którą zdecydowała się na to, a nie inne miejsce.

Anonimowy pisze...

[Jezu... tutaj druga część tego cholernego wątku. Przepraszam, że taki długi i musiałam go na 2 części rozwalić. Napisałabym krótszy, ale nie mam już go siły poprawiać...]

Może i była absolwentką uniwersytetu w Bristolu, do którego tak trudno się dostać, a ukończenie go, w dodatku z wyróżnieniem oraz zyskując uznanie kadry nauczycielskiej, jak i samego dyrektora, także nie było tak łatwe jak można się było z początku wydawać, niestety nie niosło za sobą tak ogromnych pieniędzy na jakie rudowłosa liczyła. Owszem, z papierem w ręce, z tak bogatym CV miała olbrzymie szanse na znalezienie sobie dobrze płatnej, a także satysfakcjonującej pracy, gdyby tylko zaczęła takowej szukać. Ta jednak, na przekór wszystkim postanowiła zaszyć się gdzieś w Anglii i postarać się dojrzeć żyjąc na własną rękę. Co jej jednak z tytułów i akademickich dokumentów jak nawet nie zdążyła ich wykorzystać? Dlatego też, kiedy oczom byłej studentki rzuciła się TAKA, a nie inna cena, do strzału wykonała telefon i jeszcze tego samego dnia podpisywała dokument, żwawa i gotowa na wynajem. Teraz była tutaj i powoli zaczynała żałować podjętej przez siebie decyzji. Cóż było jednak począć? Zwlekanie z nieuniknionym dołączeniem do życia miasteczka było bezcelowe, dlatego Ida podniosła się rozprostowując nogi i rozmasowując swoje obolałe od drewnianej posadzki kości. Spędzenie nocy na podłodze nie było jednym z najmilszych doświadczeń. Podeszła leniwym krokiem do swojej wielkiej walizki i zaczęła szperać w niej nieudolnie w poszukiwaniu zegarka, który dostała od swoich rodziców na jej osiemnaste urodziny. Drobny, srebrny zegarek wskazywał dokładnie godzinę szóstą trzydzieści. "No to zajebiście..." - przeszło jej przez myśl, po czym zarzucając na siebie dodatkowy, obszerny, sięgający jej za uda, wełniany sweter powolnym krokiem ruszyła w kierunku wiader z wodą. W najbliższym czasie, pierwsze co zrobi to postara się coś z tymi zaciekami zrobić, w końcu tak żyć nie można. Zabrawszy pierwsze z brzegu wiadro ostrożnie, zważając na każdy swój krok tak, aby przypadkowo nie wylać jego zawartości na już i tak lekko wilgotne, drewniane dechy postanowiła skorzystać z odpływu stojącej w rogu wanny. Ku jej zdziwieniu po wlaniu całej zawartości blaszanego wiaderka do jej wnętrza ta, zamiast posłusznie zniknąć w odpływie, kurczowo trzymała się żeliwnych jej ścian. "Czy może być jeszcze gorzej..?" - pomyślała patrząc na najwyraźniej zatkany odpływ, po czym z wymalowanym na jej twarzy zrezygnowaniem wyjrzała za okno. Było zimno, mokro i nieprzyjemnie. A ostatnia nadzieja na miły, ciepły, słoneczny dzień w postaci prześwitów słońca, rozmyły się wraz z ponownie, całkowicie zachmurzonym niebem. Ostatnie na co miała w tej chwili ochotę było wyjście na zewnątrz. W tej właśnie chwili do głowy wpadł jej znakomity pomysł. Niewiele myśląc wzięła dwa pozostałe wiadra i postawiła je tuż przy jednym z okien, po czym otworzyła je na oścież i rozejrzała się, czy nikogo nie ma w pobliżu. "I tak jest przecież mokro..." - pomyślała, po czym zamachnęła się i wylała zawartość drugiego wiadra z nadzieję, iż doleci ona do samej rzeki, która znajdowała się zaledwie parę metrów od kamienicy. Zadowolona z podjętych przez nią kroków, bez wcześniejszego upewnienia się, iż deptak w dalszym ciągu będzie pusty, pochwyciła trzecie, a zarazem ostatnie wiadro i z triumfem wylała całą jego zawartość przez okno. W końcu, co mogłoby się stać? Kto o tak wczesnej godzinie przechadzałby się akurat pod jej oknami, prawda? Przynajmniej tak rudowłosa wtedy myślała. Jednakże cała jej pewność, iż jej poczynania nikomu nie wyrządzą żadnej krzywdy prysnęła wraz z rozlegającym się, te trzy piętra w dół, iście poirytowanym, przeraźliwym krzykiem. "Drogi Boże, energio, kosmosie, losie, czy jak tam się zwiesz... Jeżeli jeszcze raz zadam sobie pytanie, czy możesz jeszcze bardziej uprzykrzyć mi życie to wiedz, że było to jedynie pytanie retoryczne. Twoja ulubienica, Idka."

Unknown pisze...

[może wąteczek ze Smithem? :D ]