OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

Zawieś swoje życie o jakąś gwiazdę, a noc ci nie zaszkodzi.




Aleksander Benjamin Force-McCoinath III

albo zwyczajnie 
Alex Force.

Urodzony 31 października 1991 roku w New York-Presbyterian University Hospital of Columbia and Cornell, pertraktujący z diabłem o własną duszę student pierwszego roku na Uniwersytecie Muryńskim.


Charakter - zjawisko rzadziej spotykane niż bohaterstwo.

Aleksander Force to osobnik na miarę dzisiejszego świata niezwykły. Taktowny dyplomata, wyposażony w niekończące się pokłady cierpliwości; pełen niewymuszonej gracji. Wszędzie, gdzie się pojawia potrafi zaprowadzić ład i harmonię, bez zbędnego podnoszenia głosu lub ręki.
Jako urodzony przywódca, Aleks bez większych starań utrzymuje dobre kontakty z innymi. Gdy jednak mu się to nie udaje, może narzucić komuś swoją wolę. Delikatny i pełen dobrego smaku, łatwo poznaje się na ludziach. Grono jego przyjaciół jest starannie dobierane i nie ma w nim miejsca na fałsz czy zdradę. 
Pełen współczucia jest wspaniałym przyjacielem, ale też… zręcznym manipulatorem. Odpowiednio do sytuacji i towarzystwa może być optymistą lub realistą; gadatliwym wesołkiem lub ponurym mrukiem. Dostosowuje się mimowolnie, pozostawiając jednak swoje główne cechy takimi, jakimi są w istocie.
Pracowity i odpowiedzialny, zamknięty w sobie, momentami nie tyle tajemniczy, co mroczny Aleks został obdarzony zdolnościami do prowadzenia wszelakich interesów. Potrafi być czuły i namiętny; kocha w ten sam sposób, w który nienawidzi – całym sobą. We wszystko angażuje się całkowicie. Jeśli naprawdę czegoś – lub kogoś – chce, potrafi długo czekać lub usilnie do tego dążyć. 

Historia - świadek czasu, światło prawdy, życie pamięci, nauczycielka życia, zwiastunka przyszłości.

Aleksander Benjamin Force-McCoinath III to syn Doriana Vernon’a Force’a II-iego i Alicii McCoinath, czyli pary, która biorąc ślub nie połączyła na wieki jedynie siebie. Zawiązując święty węzeł małżeństwa odprowadzili do wielkiej fuzji wiodącej korporacji kinematograficznej Force Corporation oraz niezbyt znanego, ale liczącego się producenta filmowego – McCoinath Productions.
Jak można się domyśleć, Aleksander dorastał w ściśle kontrolowanym środowisku elity. Na ogół nie wpływa to dobrze na dzieci, jednak ten chłopiec stanowił wyjątek. Dzięki matce, która zrezygnowała z kariery bizneswoman udało mu się wyrosnąć nie na snobistycznego dupka, lecz przystojnego i kulturalnego młodzieńca.
Studia są jednakowoż czasem, w którym młodość daje o sobie znać i zaczynamy szaleć. Czego matka nie widzi, tego jej nie żal, prawda? Aleks umie się bawić, choć nie robi tego przesadnie – nie pije na umór, nie uprawia orgii, ani nie ćpa. Piwko na imprezie, czy joint od czasu do czasu to jednak co innego.
Na uczelni jest bardzo popularny. Przystojny, charyzmatyczny, nieco tajemniczy, ale wciąż pełen uroku. Słodki drań. Ulubieniec nie tylko dam.



AKTA SZKOLNE

Uniwersytet Muryński, wydział weterynarii

~DANE OSOBOWE~
Nazwisko: Force-McCoinath
Imię(imiona): Aleksander Benjamin III
Data urodzenia: 31.10.1991
Miejsce urodzenia: New York City, USA
Miejsce zamieszkania: Murine Town, UK

~WYPIS Z KSIĘGI LEKARSKIEJ~
Wzrost: 181 centymetrów
Waga: 71 kilogramów
Kolor włosów: Jasny brąz
Kolor oczu: Szmaragdowa zieleń
Wady wrodzone: Wada wzroku(- 0,25 D) 
Znaki szczególne: Tatuaż na prawej łopatce( napis „all by myself”)



[Witam.
Z tej strony osobnik żeński, żeby nie było niespodzianek :). Karta już raz była gdzieś użyta, ale niezbyt wciągnął mnie tamten blog, więc... wracam tu.
Dlaczego z NYC Alex przeniósł się do Murine sama nie wiem, więc do historii nic na ten temat nie dodałam. Ale niech będzie.


Zapraszam do wątków.
Ja daję pomysł - ty zaczynasz wątek. 
Ty dajesz pomysł - ja zaczynam wątek]

60 komentarzy:

Julian Marshall pisze...

[jezusku nazareński, ale się zdziwiłam.
Nie wiem dlaczego, ale zazwyczaj ludzie wykorzystujący wizerunek Lachowskiego pisali kulawo i nieciekawie. A tu taka miła odmiana :D]

Julian Marshall pisze...

[W pierwotnej wersji Julek był gejem, a teraz sama się zastanawiam, jaki ma być... :D
Wątek barc chętnie, natomiast pomysłami ostatnio nie sypię jak z rękawa, niestety. Nie wiem, może być i banalnie, znajomi z uczelni, jakaś denna impreza, coś w ten deseń. Julian wprawdzie bywa na takich rzadko, ale znajdę jakiś powód, dla którego miałby to uczynić.]

Blair K. L. O'Hara pisze...

[Ja na to, że chętnie ;D Pomysł może być taki (marny, ale ja raczej nie mam dobrych pomysłów do wątków o tej porze dnia ;p): Mogą spotkać się na ulicy, kiedy to Blanka, biegnąc w stronę kwiaciarni z naręczem kwiatów i książek, niemal wpadnie pod samochód, nie bardzo widząc drogę przed sobą. Nie bij za brak kreatywności xD]

Unknown pisze...

[ O dziwo przyjemnie mi się czytało. Zazwyczaj pobieżnie przeglądam takie karty, bo najczęściej jest to "masło maślane" i w dodatku tak napisane, że szkoda mi na to czasu. Tutaj jednak było w porządku, choć nie przepadam za takimi szczegółowymi kartami. Tylko ta "popularność" mnie bawi, ale ona bawiła mnie zawsze, szczególnie w prawdziwym życiu, także na to można przymknąć oko ;) ]

Karzeł pisze...

[Zawsze, ale mogę nie mieć w tej chwili żadnych pomysłów na zaczynanie, bo próbuję napisać kartę, a woła do mnie kilkadziesiąt zadań z fizyki. A któż by się chciał opierać tak ponętnej kobiecie? ;D
Dlatego zdaję się na Ciebie. :) ]

Leo Rough pisze...

[w sumie możemy spróbować. niech się spotkają na uczelni, mój Leoś jest tam wykładowcą ;)]

Unknown pisze...

[Kurde, zważywszy na to, że dzieli ich dość spora różnica wieku to nie mam pojęcia. Mogą poznać się gdzieś przypadkiem, mogą się znać z uczelni, bo w końcu Spencer jest tam wykładowcą.. No serio nie wiem.. Zdaję się na Ciebie ;)]

Princess Zelda pisze...

[Pomysł... Pomysł... Lotta jest osóbką niemalże nieuchwytną i chadza własnymi ścieżkami, by jej nikt nie zobaczył. Ale Lottę można często spotkać pałętającą się po nocy, tak więc mógłby ją wywabić z opresji, w którą jak zwykle wpadła, a także mogą się spotkać na jakiejś uczelnianej imprezie, bo Lotta została tam przyjęta jako szkolny fotograf.]

Lotta

Serotonine pisze...

[W szoku jestem po przeczytaniu karty. Masz genialny styl, świetnie się czyta.
Co do wątku, to jasne, tylko z pomysłem trochę gorzej. Dwie rzeczy przychodzą mi do głowy: Alex przyjdzie na występ Grace lub poznają się na imprezie]

Hunter pisze...

[Witam. Wątek zawsze chętnie. Sęk w tym, że z interesującymi pomysłami jest u mnie krucho. No nie wiem... Może toaleta w jakimś klubie? Zupełnie losowe zdarzenie.]

Julian Marshall pisze...

[A dziękuję :) Paradoksalnie, dziewczynom łatwiej jest stworzyć postać homoseksualisty, z racji tego, że duża część prowadząca męskich bohaterów to przecież heteroseksualne dziewczyny.
Nie przesadzaj, ciężko jest dobrze zaczynać wątki, wiem z autopsji. Ale potem duża część z tych, które zapowiadały się nudno, rozwijają się fajnie - to zależy tylko od autorów!]

Z Julianem rzecz była taka, że z niewiadomych powodów zaskarbił sobie sympatię studentek wydziału filologii angielskiej. I nie przeszkadzało im nawet to, że mimo iż studiował zupełnie inny zakres, (no dobra, trochę się to pokrywało. Ale tylko w małym stopniu) miał większą wiedzę na ten temat niż one.
A on dzisiaj nie chciał nikogo. Żadnej z tych dziewcząt, choć każda urokliwa, każda kusząco kołysała biodrami. Nie chciał, bo był zmęczony. Uśmiechnął się więc sztywno i przeprosił kobiety, które napadły go przy szwedzkim stole, gdzie stała głównie wódka.
Wyjął papierosy z kieszeni spodni i utkwiwszy jednego między wargami przeszedł przez całe pomieszczenie, po czym usiadł na parapecie, obok kanapy i otworzył na oścież okno, zapalając peta. Leniwy był, nie chciał wychodzić przed budynek. Ale i z troską pomyślał o tych, którzy nie tolerowali dymu i dlatego otworzył to okno. Noc była zimna i po chwili już przeszył go dreszcz.
Co on tu robił, nie wiedział. Nudził się, póki co. Mimo, że człowiek spokojny i flegmatyczny, na wielu imprezach bywał. W większych miastach, bo z reguły na muryńskie nie przychodził. Mentalność małomiasteczkowych ludzi zabraniała im robić ciekawe zabawy, po prostu. A tutaj się pojawił z braku innego zajęcia, po prostu.
Zamknął okno, wyrzuciwszy uprzednio niedopałek na ulicę, zeskoczył z parapetu, otrzepał się i mruknął ciche "ja pierdolę" pod nosem, przenosząc się na kanapę.

Karzeł pisze...

[Mnie to tam pasuje ;D ]

Niełatwo było uzyskać zgodę na całonocne wyjście. Ile Hershel się namęczyła, żeby papierek uzyskać chyba nikt sobie nie wyobrażał. Wyszedłszy z sekretariatu zabrała swoją kurtkę z szatni i pognała na pole, gdzie miało odbyć się urodzinowe ognisko. Urodzinowe to pojęcie dość względne, bo Ann nie pamiętała, żeby ktokolwiek z nich niedługo się starzał o rok, ale każdy pretekst był dobry, by czasem się zabawić. Usiadła obok jakiejś dziewczyny, kto inny dobrał się do gitary i wszyscy śpiewali Queen i Kansas. Kiełbaski, piwo i ognisko.
- Ann. - przedstawiła się i skinęła mu głową na powitanie. Nie znała go. Zresztą, Ann mało kogo w tym mieście znała.

Leo Rough pisze...

[niczego nie przeoczyłaś, bo niczego w karcie nie ma ;p leniwa byłam, po prostu. Leoś prowadzi okazjonalne wykłady z etyki mediów i warsztaty z tworzenia komunikatów prasowych, radiowych i telewizyjnych.]

Unknown pisze...

[ Mnie próbowano wkręcić w "elitę" szkolną ^^ w tym (w zeszłym?) roku poszedłem do ogólniaka, 30km od swej mieściny, sam, bo powiedziałem, że muszę poszerzać horyzonty i tak się złożyło, że połowa mojej klasy do gwiazdeczki, które myślały, że owiną mnie sobie wokół palca i wkręcą w ten swój śmieszny blichtr. Wyśmiałem je i mam zajebistą ekipę, z którą można pogadać o czymś ambitniejszym, niż telefony komórkowe i facebook.
haha, ależ niestosowny pomysł również może być, ja się nie obrażę :P ]

Unknown pisze...

[Dzień dobry!
Przechodząc do rzeczy; może wątek? :3
Propozycji specjalnej nie mam, może prócz tego, żeby się znali, z uczelni. No, ewentualnie wchodzi w grę jakaś tam przyjaźń między nimi.]

Lotta pisze...

[Nie, oczywiście, że nie. W końcu Lotta zawsze w coś się pakuje, więc i taka opresja jest możliwa.]

Każdy ma czasami taki czas, gdy leżąc już w łóżku napada go masa myśli, nie może zasnąć i przekręca się z boku na bok nie wiedząc co ze sobą począć, by w końcu sen nadszedł. Taki moment właśnie napadł Lottę, która już od dawna leżała w swoim mięciutkim i cieplutkim łóżku, starając się zasnąć, jednak jak wiadomo, gdy czegoś się chce za bardzo i na siłę, to praktycznie nigdy to nie wychodzi. Do jej głowy napłynęło tak dużo myśli, że można powiedzieć iż jedna zaczęła przekrzykiwać drugą, a większość było na temat przyjaźni, że chyba czas najwyższy otworzyć się i znaleźć przyjaciół, a nie spędzać całe dnie, tygodnie, miesiące samotnie.
Nie chcąc dać się przygnębić tym myślom zerwała się gwałtownie z łóżka, szybko ubierając się w cokolwiek i chwytając swój aparat wyszła z mieszkania nie interesując się za bardzo, która jest godzina, a także to, że rano powinna być na równych nogach, świeża i wyspana, by być gotowa na kolejny ciężki dzień nauki.
Szła przed siebie nie za bardzo wiedząc gdzie idzie i szukała miejsca, którego jeszcze nie sfotografowała i do tego warta zdjęcia. Szukając takiego miejsca dotarła do jakichś magazynów, miejsce wyglądające dość niebezpiecznie, jednak ciekawość Lotty wygrała i weszła do środka, by zobaczyć co w takich magazynach się może kryć.
Niestety, odkryła tam zupełnie coś innego niż się spodziewała, nie spodziewała się, że spotka tam jakiegoś napakowanego gościa, który położył dłoń na jej ramionach, gdy ta buszowała wśród jakichś kartonów. Przerażona wydała z siebie tak głośny krzyk, że sama siebie zaskoczyła tym, że potrafi aż tak głośno krzyknąć. Jak oparzona odskoczyła od mężczyzny i bardzo wolno i ostrożnie zaczęła odsuwać się do tyłu w każdej chwili gotowa na ucieczkę, gdy nagle poczuła jak ktoś ją obejmuję, znów chciała krzyknąć, jednak zrezygnowała słysząc wypowiedź o swojej dziewczynie, uśmiechnęła się niepewnie do swojego wybawcy, a gdy tylko znalazła się za nim złapała go kurczowo za ubranie bojąc się nagłego ataku napastnika.

Serotonine pisze...

[Nie, ja nie tańczę :) Jedyna moja wiedza o tym bierze się z baletowego forum :D Nie ma za co, naprawdę masz świetny styl, kto Ci coś takiego powiedział? O_o Ale mnie zaskoczyłaś długością wątku, postaram się odpowiedzieć tym samym.]

Nadszedł wreszcie ten długo wyczekiwany przez nią dzień. Mogła pokazać to, czego nauczyła się przez wszystkie lata swojej tanecznej kariery. Co prawda nienawidziła wręcz dużej publiki, lecz musiała zrobić wyjątek - podzielić się swoim talentem. Nie wiedziała, co takiego robiła, jednak ludziom podobał się sposób, w jaki próbowała przekazać swoje emocje. Ruszała się tak płynnie, razem z wiatrem, rytmem, który nakreślała muzyka. To było jedyne, co wychodziło jej dobrze. Z wszystkim innym radziła sobie beznadziejnie - krótko mówiąc. Począwszy od zwykłych rozmów, kończąc na gotowaniu obiadów.
Teraz setki różnokolorowych oczu śledziło każdy jej ruch, a ona starała się nie zwracać na to uwagi, by przypadkiem nie wyjść z hipnotyzującego ją transu, niesamowitego natchnienia, za każdym razem, gdy wkładała swoje pointy.
Z czasem muzyka ucichła, a ona z powrotem powróciła do świata żywych. Stawała się kimś zupełnie innym. Nakładała na siebie kolejną maskę, jedną z wielu. Tym razem postawiła na obojętność. Wyszła zza kulis. Nagle przed oczami wyrósł jakiś wysoki brunet. Nie widziała go nigdy wcześniej, na żadnym ze spektakli.
- Dobry wieczór - przywitała się krótko, mierząc go wzrokiem. Był przystojny, fakt, jednak to nie był powód, dla którego Grace miałaby wypić z nim kawę. Nie ufała nieznajomym ludziom.
- Nie znam Cię - odrzekła krótko, odrzucając natychmiastowo jego propozycję. Mógł starać się bardziej lub dać za wygraną, dla niej nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Była obojętna, oschła, czasem wredna. Nadal szła przed siebie.

Unknown pisze...

[Ten pomysł też jest niezły ;d. Ale w sumie ciekawi mnie jaki miałaś pierwszy ;> ;D
ok, ok. W sumie moją Spencer można nawet pomylić ze studentem, bo ma generalnie wygląda na o wiele mniej lat niż w rzeczywistości ma ;d]

Ostatnimi czasy Spencer dość dużo czasu spędzała na uniwersytecie. Była do tego po prostu zmuszona, gdyż musiała po nadrabiać zaległości z dni gdy miała urlop. Ba! Dobrze pamiętała o obietnicy, którą złożyła pracodawcy biorąc dodatkowe dni wolnego - że gdy tylko wróci poprowadzi kilka dodatkowych wykładów. Nie bardzo jej się to teraz uśmiechało, aczkolwiek wtedy owa propozycja z ust dyrektora wydała jej się bardzo kusząca więc bez mrugnięcia okiem się na to zgodziła. Teraz więc była zmuszona przesiadywać na uczelni i w przerwach pomiędzy jednym, a drugim wykładem planować kolejne, godzinne pogadanki.
Między innymi w tymże właśnie celu udała się do uniwersyteckiej kawiarenki. Może kawa nie była tutaj najlepsza, aczkolwiek na jakikolwiek inny wypad Spencer nie miała czasu. Zamówiwszy kubek gorącej, aromatycznej cieczy, usiadła przy jednym ze stolików.
Niemal od razu zdała sobie sprawę, że w takich warunkach nie da się pracować; kręciło się tu zbyt wielu ludzi - co chwilę ktoś wybuchał głośnym śmiechem niosącym się po całym pomieszczeniu lub ktoś trącał ją przepychając się koło jej stolika. Ciągle docierał do niej szmer rozmów, niepozwalający się skupić.
Marszcząc niezadowolona brwi, położyła kubek z kawą na stosie książek, które ze sobą przytaszczyła i ruszyła do wyjścia lawirując między stolikami i pojedynczymi osobami. Gdy nareszcie dotarła do drzwi, ktoś otworzył je z niesłychaną energicznością i niemal nie zwalił jej z nóg. `Podręcznikowa wieża` niebezpiecznie zachwiała się, a wraz z nią czarna ciesz. Spencer już przygotowywała się na tragiczny koniec, gdy owy ktoś, uratował jej kawę przed rozlaniem.
- Dziękuje. - Wymamrotała. Spojrzała na nieznajomego z wdzięcznością i odwzajemniła jego łobuzerski i jakże uroczy uśmieszek.

Norah Promise pisze...

[ ochota jest zawsze :) tylko zacznij coś sama, bo z moją weną bywa różnie ]

Elaine | Marcus pisze...

[ Szczerze mówiąc średnio już u mnie z pomysłami na wątki. Może coś zaproponujesz?]

Adam Vogel pisze...

[Woody Allen ma same genialne cytaty xD I nie gej i nie kobieta, więc niestety muszę się z tym pogodzić, że nieosiągalny dla Vogela ;p A wątek z wielką chęcią zacznę ;)]

Jazda na deskorolce była jednym z jego ukochanych sportów, na który potrafił poświęcić wiele godzin i nawet nie zauważyć upływu czasu. Pochłonięty jazdą nie zwracał uwagi na takie drobnostki jak mijające minuty czy godziny. Tak było i tym razem, więc kiedy wreszcie usiadł na parkowej ławce w pobliżu właśnie opuszczonego skateparku, słońce już chowało się za budynkami. Każdy wolny od wykładów i zajęć dzień starał się wykorzystać w całości, więc miał w planach jeszcze odwiedzić schronisko, ale teraz, zlany potem i z obtłuczonym przedramieniem, nie mógł się zdecydować, co robić. Pochylił głowę obracając w dłoniach butelkę wody i stukając stopą o leżącą na ziemi deskę. Ciemne włosy zasłoniły mu połowicznie twarz, przyklejając się wilgotnymi kosmykami do policzka.

Elaine | Marcus pisze...

[ Jasne, nie ma sprawy :> A co do aktorki to się nie mylisz.]

sleepwalker pisze...

[Wątek? Bardzo chętnie. Z pomysłami niestety będzie tu trochę gorzej. Po mojej głowie kołacze się myśl, iż rodzina Alexa mogłaby zaopatrywać się w obrazy lub jakieś ozdóbki u Caroline. Czy takie coś mogłoby być? ;)]

Karzeł pisze...

Ann pogubiła się już na początku zdania. Popatrzyła na niego, z oczami jak pięciozłotówki i postarała się zebrać myśli w jedna całość, co okazało się nie lada wyzwaniem. Zanim jednak zdążyła chociaż otworzyć usta wyprzedziła ja Yvonne, siedzącą po drugiej stronie chłopaka. Jak były małe, to dziewczyny się kolegowaly, potem kontakt się urwał. Yvonne ktoś adoptowal.
- Podobno ktoś ma urodziny. Chyba dzisiejszy wieczór. - zaswiergotala, co przyprawilo Ann o jeszcze większe zdziwienie.
- No wiec właśnie... - wymruczała. Nie cierpiała, kiedy ktoś wcinal się w jej rozmowę, przy okazji ja z niej wyrzucając. Machnela na to ręką i pocierając lekko uda dłonmi, odeszła w poszukiwaniu piwa. Źle się ten wieczór zaczął. Może też powinna swiergotac i się przymilac do płci przeciwnej, żeby zdobyć znajomych?

Unknown pisze...

[ nie mam pojęcia kto na nim jest, znalazłem przypadkiem na loveit.pl ; ) ]

Unknown pisze...

[ Witam. Jasne, coś tam mogę naskrobać. Ale ustal relacje i może jakąś miejscówkę ? :) ]

Unknown pisze...

[ Da sie zrobić ! :D To dobra, ja biorę się do roboty. :D Tylko nie przestrasz się zachowania panny Raven. Ona strasznie dziwna jest ;D ]

Adam Vogel pisze...

[Stara się jednocześnie nie być natrętna i wskazać palcem, że jest sobie tam kilka postów wyżej. Rozumie brak natchnienia na dany wątek, więc tak tylko sobie łapą macha, jeśli brak odpisu to oznaka niezauważenia. A jeśli nie, to strasznie przeprasza i się kaja, bo wychodzi na hipokrytkę...]

Unknown pisze...

Po kolacji, jaką przygotowała dla niej tymczasowa kucharka - pani Ridley, wzięła w ramiona Prince'ya i szybko udała się do swojego pokoju. Była to jej pierwsza noc w zamku, co powodowało dzikie podniecenie. Chciała jak najszybciej poznać wszystkie jego zakamarki i tajemnice. Był to w końcu teraz jej dom. Tylko jej. Miała powód do dumy.
Położyła małego przyjaciela na jego łóżeczko tuż pod oknem, a kroki skierowała do masywnych, dębowych drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Musiała użyć dużo siły, by je otworzyć, lecz nie na marne - za nimi kryła się mała sala, która teraz miała służyć Ravenównie jako prywatna garderoba. Część rzeczy już wypakowano. Akurat te, na których jej w tej chwili zależało.
Ubrała na siebie czarny płaszczyk, a na nogi wciągnęła trampki do kostki. Ruch po kolacji ? Jak najbardziej wskazany. Czym prędzej pokonała więc dzielące ją schody i znalazła się koło frontowych drzwi. Postanowiła udać się do parku lub na plażę. Nie było jeszcze całkiem ciemno. Poza tym wstęp na te tereny jest ściśle zabroniony. Nie mała się więc czego bać.
Krążyła chwilę obok murów zamku, po czym udała się w stronę, gdzie drzewa rosły gęściej.
Spacerując tam wydawało jej się, jakby to tutaj mieszkała od zawsze. Czuła się naprawdę jak w domu. To tutaj należała. Teraz już była tego pewna.
I to właśnie wtedy coś usłyszała. Cichy, ale wyraźny wśród ciszy lasu dźwięk łamiącej się gałązki. Odwróciła się czym prędzej i omal nie zemdlała. Nagle zza drzewa wyłoniła się postać w czarnym płaszczu z naciągniętym na głowę kapturem... Melody nie wiedziała co robić. Była pewna, że nikt nie usłyszy jej krzyku, a nie mogła przecież stać jak wrośnięta w ziemię... "Zrób coś!" - odezwał się głos w jej głowie. Ta jednak nie mogła wykonać żadnego ruchu.

zgniły anioł pisze...

[Dla sprostowania: jestem dziewczyną. Choć ostatnio raczej przypominam jedną, wielką kupę, także raczej nic nie wymyślę.]

Lotta pisze...

Z każdym słowem napastnika Lotta mocniej zaciskała smukłe palce na ciele chłopaka, jakby bała się, że może zaraz zaatakować, a ta nie będzie miała jak się bronić. Słysząc pytanie na temat czy wygląda na strasznego pokiwała delikatnie głową przesuwając przy tym zupełnie nieświadomie głową po jego plecach.
Jaka była jej ulga, gdy w końcu się stamtąd wydostali, a ona mogła pójść do swojego domu i ukryć się pod kołderką, gdzie nic jej nie zaatakuje.
Świeże powietrze i świadomość tego, że są już w bezpiecznej odległości od mężczyzny sprawiała, że czuła się znacznie lepiej i można nawet powiedzieć, że dość komfortowo, dość, bo niestety nie czuła się najlepiej, gdy chłopak ją tak obejmował, jednak nie odezwała się ani słowem na ten temat, bo w końcu prawdopodobniej uradował jej życie.
W odpowiedzi pokiwała jedynie głową i uniosła na niego przerażone spojrzenie. -Dziękuję.- powiedziała cichutko idąc obok niego jakoś tak sztywno.

[Nie masz za co przepraszać, bo wszystko jest logiczne i zrozumiałe. Gorzej ze mną, bo już dwa dni siedzę w wypracowaniach na religię i mi się mózg zlasował, także i ja przepraszam za to powyższe.]

Karzeł pisze...

[Kocham Cię, że chociaż Ty odpisujesz <3]

Zareagowała na chrząknięcie natychmiastowo, unosząc na niego wzrok i odbierając kubek, z lekkim uśmiechem wdzięczności. W rzeczywistości Ann nie piła alkoholu zbyt często, właściwie to bardzo rzadko, bo wywoływało to u niej paniczny lęk. Niczego bardziej się nie bała, jak upadku do poziomu rodziców i obdarcia z godności. Upiła jednak jeden łyk, krzywiąc się gdy poczuła gorycz na języku. Dziś jednak nawet ona humor miała zmienny.
- Na wymyślaniu tematu do rozmowy. - odparła, z nieblednącym uśmiechem. Niektórzy myśleli, że ten wieczny uśmiech jest maską, iluzją, grą. W gruncie rzeczy Ann zawsze starała się być do ludzi jak najbardziej pozytywnie nastawioną i nie potrafiła na nich inaczej reagować. Nawet kiedy ją krzywdzili. Obróciła w dłoniach kubek z piwem, nie wiedząc, jak dalej pociągnąć temat. Chyba trochę się stresowała.

Lotta pisze...

Gdyby tylko wiedział co się w jej głowie kryje, to zapewne pożałowałby tego, że o tym wszystkim wie i jak najszybciej zechciałby wymazać to ze swojej pamięci, a to dlatego, że tyle mrocznych i strasznych rzeczy się w nie czaiło, że i ją samą często to przerażało.
Bacznie obserwowała wszystko dookoła bojąc się, że zaraz coś gdzieś wyskoczy, albo, co gorsze, on ją gdzieś zaciągnie i mimo tego, że przed chwilą uratował jej skórę, to teraz sam zrobi jej krzywdę. Gdyby wiedział o jej obawach, to z pewnością nie zdziwiłby się tym, że gdy ją puścił, to ona głośno odetchnęła z wyraźną ulgą.
Spojrzała uważnie na mężczyznę rozważając jego propozycję, chyba nic w takim lokalu jej się nie stanie. Niepewnie weszła do środka i skubiąc swój sweterek usiadła przy pierwszym lepszym, wolnym stoliku nadal z przerażeniem łypiąc na lewo i prawo.

[Tsa... Muszę napisać dwa wypracowania i jestem jeszcze daleko, daleko...]

Karzeł pisze...

Wzięła od niego puszkę coli, otwierając ją, ale nie od razu pijąc. To był znacznie lepszy pomysł. Zadziwił ją tym, choć tego na głos nie powiedziała.
- Nie mam pojęcia, szczerze powiedziawszy. - odpowiedziała, nie bardzo wiedząc, dokąd zmierza ta rozmowa. Bo, chyba tak na prawdę należała do tych "o niczym" i Ann nie odnajdywała się w niej. Postawiła na moment puszkę na ziemi.
- Jeszcze raz. Od nowa. - powiedziała. - Jestem Ann. - przedstawiła się, zupełnie wyrzucając wcześniejsze wydarzenie, bo Yvonne chyba wytrąciła ją z równowagi i zaburzyła prawowity rytm w dziewczynie, a Ann zawsze wszystko musiała mieć ułożone.

Karzeł pisze...

[Ach. A mnie karta jak zwykle się nie podoba. Mam tak, gdy postacią rzadko pisze. Aż wstyd się przyznać, że będąc na blogu od lutego dwa miesiące spędziłam na urlopie. Ale i tak dziękuję, bo komplementy pomagają w rozwoju ;)]

Adam Vogel pisze...

[Dlatego znów przepraszam, żem taka nachalna ;p Ja na szczęście mam tylko starszego brata, który komputer ma własny. Choć jest jeszcze tata, dlatego wykorzystuję częściej do bloga komórkę ;D
Szczwana! Przypadło do gustu - jest twoje ;p]

Słysząc jak ktoś siada na pobliskiej ławce, Adam podniósł odruchowo głowę. Na jego twarzy pojawił się zmęczony uśmiech, gdy zlustrował wzrokiem chłopaka, będącego w podobnym stanie co on sam. Odgarnął palcami włosy i roztrzepał je, odchylając się do tyłu na ławce i przymykając oczy. Podciągnął nogi ku sobie, aby usiąść w siadzie skrzyżnym i postawić butelkę wody na kolanie. Pomysł okazał się mało trafny, bo sama butelka przewróciła się niemal od razu po tym, jak straciła oparcie w postaci dłoni chłopaka. Poturlała się po ścieżce, przy okazji wylewając z siebie całą zawartość. To się nazywa pech. Westchnął cicho, drapiąc się w kark.
- Przepraszam? - Zawołał do siedzącego kilka kroków dalej nieznajomego, ale ten był odcięty od świata przez słuchawki, więc zbyt wiele to nie dało. Adam wstał z ławki, czując ból w przedramieniu, gdy podparł się na nim. Niefortunny wypadek i zdarcie ręki niemal do mięsa. Pewnie powinien pójść z tym do szpitala albo chociaż do domu, by opatrzyć ranę, ale jakoś mu się nie spieszyło. Krew już zaschła, co za różnica. Podszedł do chłopaka i zatrzymał się krok od niego, przygryzając lekko wargę i wplatając dłoń w wilgotne i sterczące we wszystkie strony włosy.
- Mogę przeszkodzić i poprosić o ratunek w postaci wody, bez której zaraz tu umrę, co byłoby niefortunnym zdarzeniem, biorąc pod uwagę, że zwłoki nie pachną lawendą i trzeba by mnie potem sprzątać... - Uśmiecha się lekko do nieznajomego, patrząc mu w oczy z prośbą w jasnobłękitnym spojrzeniu.

Unknown pisze...

[ Najmocniej przepraszam, dodawałam właśnie rozdział na bloga i musiało mi się coś pomylić ;D ]

Chłopak wydał się niewzruszony tym, że ją przestraszył, co niemal natychmiast sprowadziło Rosemarie na ziemię. Wyprostowała się, uniosła głowę nieco wyżej i udała, że ten strach nigdy nie gościł na jej bladej twarzy.
Zmierzyła chłopaka tak chłodnym wzrokiem, na jaki tylko było ją stać, po czym zaciskając zęby rzuciła:
- Nie, tylko omal nie dostałam zawału. W porządku, nie ma sprawy.
Było to całkiem normalne, że o tej porze jakiś facet chodzi sobie po jej parku jak po swoim. Nie, zdecydowanie nie było to coś naturalnego. Już teraz postanowiła porozmawiać z szefem ochrony jej posiadłości i nauczyć go porządku... Nie za to im płaci.
- Ja pana ? Niemożliwe. - powiedziała cicho starając się nie łamać doskonałego spokoju dookoła. - Może mi pan powiedzieć co pan tutaj robi ? - zwróciła się do niego patrząc mu prosto w oczy.
Miała tylko nadzieję, że wieść o jej przybyciu do miasteczka jeszcze się nie rozniosła. Chciała żyć w cieniu - najlepiej wcale nie rozpoznawana.

Unknown pisze...

[Oczywiście. Kto wymyśla wątek a kto zaczyna? XD]

Dyrekcja pisze...

DISTRICT-PARTY.blogspot.com
Chcesz wiedzieć więcej? Wejdź i przeczytaj wprowadzenie. Wierz mi, nie pożałujesz.

Leo Rough pisze...

[pominęłaś mnie, więc się grzecznie upominam. jeśli zrobiłaś to umyślnie, to się mną nie przejmuj, ja się i tak boję rozmów mojego Leośka z innymi facetami ;p a jeśli po prostu zgubiłaś mój komentarz, to się tym bardziej nie martw, jestem gotowa jeszcze poczekać ;)]

Spencer pisze...

- Nadworny tragarz mówisz.. - Powtórzyła za nim, lekko marszcząc brwi. - Może Ciebie zatrudnię na pełen etat! - Odparła po chwili uśmiechając się szeroko i rozbawiona zerkając na nieznajomego. - I piętro drugie. - Dodała nieśpiesznie ruszając wzdłuż korytarza, w stronę schodów.
Słysząc burczenie w jego brzuchu, zacisnęła mocno usta lekko zmieszana. Nawet nie pomyślała, że chłopak może być głodny! No a przecież zbliżała się pora obiadowa! Zatrzymała się gwałtownie i choć ciągle nieco zakłopotana roześmiała się głośno na jego kolejne słowa. Superbohater. Nieźle.
- Chyba po wykładach jestem Ci winna obiad. - Mruknęła, ona idealnie zdając sobie z kim ma do czynienia - ze studentem. Ale kto by się tym przejmował? Spencer nie zamierzała. W końcu odwdzięczenie się komuś w postaci obiadu to nic strasznego, czyż nie?
- A wykłady właśnie mam na drugim piętrze. - Dopowiedziała, zerkając na zegarek. Jej przerwa też dobiegała już końca. Rzeczywiście powinna się pośpieszyć.

[A widzisz, w sumie nie wiedziałam ;p
I przepraszam za jakość, ale od wczoraj nie jestem w stanie skleić nic porządnego.. ;x następnym razem będzie lepiej, obiecuje ;p]

Julian Marshall pisze...

[Nie szkodzi. Ja też mam czasem tak, że potrzebuję trochę czasu, żeby sensownie odpisać ;)]

Rzucił okiem na nieznajomego, lustrując dokładnie wzrokiem najdrobniejszy szczegół jego wyglądu.
- Nie. Chyba, że jak się naćpiesz. Ale wtedy to wszystko się człowiekowi podoba. - mruknął, obserwując zebranych. Większość zdawała się świetnie bawić. Tylko on i nieznajomy zdawali się kręcić nosami na atmosferę.
- Najbliższe porządniejsze imprezy znajdują się o godzinę podróży pociągiem stąd. - dodał jeszcze. Chociaż nic nie mogło się równać z imprezami w Londynie, o czym Julian niejednokrotnie się przekonał.
Nie bywał wprawdzie często na tego typu zabawach. Ale potrafił odróżnić dobrą od złej i miał nosa do porządnych lokali, gdzie faktycznie można było się zabawić i napić. I nawet ceny nie powalały na kolana.

Serotonine pisze...

Popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. Zatrzymała się, by przyjrzeć się mu nieco bliżej. W gruncie rzeczy nie miała żadnych planów na wieczór. Zastanawiało ją jedynie to, dlaczego chłopak tak uparcie chce się z nią spotkać. Westchnęła ciężko, przeczesując ręką swoje brązowe włosy.
-Grace - podała mu rękę, przedstawiając się. - Tak, dam się zaprosić na cappuccino z czekoladą - oznajmiła, jakby z łaską w głosie. Nie była zmęczona tańcem. No, może odrobinę. W gruncie rzeczy czerpała z tego nieogarnioną siłę, której sama nie rozumiała. Wysiliła się na delikatny uśmiech. Przecież mężczyzna nie był niemiły wobec niej, dlatego postanowiła, że będzie zachowywać się kulturalnie, przynajmniej w miarę jej możliwości.

Unknown pisze...

[ Haha, to ja poszedłem na łatwiznę i przypisałem Tony'emu 99% swoich cech, co by mnie ta postać nie przerosła. Może dlatego tak się już z nim śmiesznie zżyłem? W sumie to podziwiam ludzi, którym dobrze wychodzi kierowanie tak inną od siebie postacią. Najczęściej są one przerysowane, lub kompletnie niewiarygodne.
Kiedyś mnie strasznie denerwowali, teraz jestem ponad tym, chociaż przyznaję, że napięcia w mojej klasie są cały czas. Jesteśmy podzieleni na dwie grupy, które się nigdy nie połączą.

Wątek miałaś zacząć :PP ]

Jasmine Delacour pisze...

[Byłaś na noisy high school na onecie? :)]

Jasmine Delacour pisze...

[Może więc jakiś wątek tu? ;D Tamten zaczynał się całkiem przyzwoicie ;D]

Jasmine Delacour pisze...

[Z takim wyglądem Alexa, nie mam nic przeciwko :3]

Jasmine właśnie skończyła pracę. Porozmawiała chwilę z Michaiłem, po czym pożegnała go i ruszyła do wyjścia z księgarni. Na początku wszystko było dobrze. Tego dnia Jasmine kupiła sobie w owej księgarni 'trochę' książek. W efekcie, po kilku krokach, nie wiedziała już, jak ma złapać siatkę, by przestała jej ciążyć. A próbowała na naprawdę wiele sposób. W pewnym momencie, ku jej totalnej rozpaczy, siatka porwała się, a książki wyleciały na chodnik. Jasmine westchnęła cichutko i schyliła się, by zacząć je zbierać.

Grace Monaco pisze...

Nienawidziła wręcz, gdy ktoś traktował ją w ten sposób. Nie była nikim wyjątkowym. Kto wie, czy wynikało to z jej samooceny, czy z innego powodu. Przecież często lubiła, gdy ktoś ją chwalił, jednak tylko wtedy gdy wiedziała, że na to zasłużyła. Tym razem było inaczej. Mimo, że zatańczyła świetnie - jak zawsze, była myślami zupełnie gdzie indziej. Nie potrafiła skupić się na konkretnej czynności, którą powinna w danym czasie wykonywać. Ganiła się za to.
Gdy Alexander pocałował ją w rękę, odruchowo ją cofnęła. To wyglądało bynajmniej dziwnie. Podobnie czuła się ona sama. Prawie go nie znała. Nie była do tego przyzwyczajenia, dlatego zmierzyła go wzrokiem poważnie. Denerwowała ją również ta sztywna atmosfera, którą wytworzył chłopak. Miała szczerą ochotę przerwać tę całą szopkę. Grace już taka była - czasem nie potrafiła się pohamować, mówiła wszystko o czym myślała, nawet jeśli dana wypowiedź nie pasowała do sytuacji.
- Wiesz... nie chcę być niemiła i być może właśnie tak zostałeś wychowany, ale nie odpowiada mi to, że traktujesz mnie jakbym była ósmym cudem świata - wypaliła nagle. Nadal miała szczerą nadzieję, że nie uraziła tym mężczyzny. - A co do Twojego pytania... niczego nie planowałam. To przyszło samo. Nie tańczę dla kasy czy sławy, po prostu kocham to robić i nie mogłam wymarzyć sobie lepszej roboty.

Jasmine Delacour pisze...

[Oho, w takim razie nie pozostaje nam nic, jak ich popychać ku sobie <3]

Jasmine spojrzała z niemałym przerażeniem na chłopaka, już oczyma wyobraźni widząc, jak upada i robi sobie krzywdę. Przez nią, przez jej gapiostwo. Na samą myśl o tym, spłonęła uroczym rumieńcem, zerkając na chłopaka i będąc w gotowości, by udzielić mu pomocy. Na jej szczęście, chłopak utrzymał równowagę. Jasmine odetchnęła cichutko, układając książki na sobie, jednak ręce okropnie jej drżały, a uparty rumieniec nie chciał opuścić jej ślicznej buzi.
- Ja przepraszam... Gapa ze mnie, siatka mi się porwała... Po co w ogóle brałam tyle książek... - mówiła, nieco nerwowym i drżącym głosem, składając wciąż książki. Gdy chłopak jej pomógł, Jasmine spojrzała na niego z wdzięcznością, dostrzegając dopiero, że ma do czynienia z jednym z najbardziej urodziwych młodzieńców, jakich miała okazję spotkać w swoim krótkim życiu. Serce aż podskoczyło jej do gardła.
- Dziękuję... Muszę je jakoś zabrać... Do domu... - mówiła, próbując wziąć ten pokaźny stosik w swoje drobne, wątłe ramiona.

Jasmine Delacour pisze...

[Jak to tak? c: jest dobrze c:]

Jasmine nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Była tak onieśmielona i oczarowana tym obcym chłopakiem, że nie mogła się przemóc. Patrzyła na niego z uwagą, rumieniąc się, przygryzając nerwowo dolną wargę i starając się opanować drżenie rąk i kołatające serce. Ręce drżały jej już nie tylko z onieśmielenia, ale i przez ciężar książek, które trzymała.
Uśmiechnęła się uroczo, obserwując jego pomysłowość i nie protestowała, gdy zabierał jej książki i wkładał je do torby, którą wcześniej opróżnił. Gdy zabrał już wszystkie, opuściła ręce z westchnieniem ulgi. Była taka słabiutka.
Posłusznie ruszyła za nim, rumieniąc się jednak jeszcze bardziej, gdy tylko rzucił aluzję do jej urody, jakoby była piękna. Zatrzymała się równie gwałtownie, wpatrując w niego swoje jasnozielone, nieco przestraszone, ale wesoło iskrzące się oczy i zatrzepotała rzęsami, patrząc na niego pytająco.
- Ach, tak. Jasmine Delacour - przedstawiła się ze swoim uroczym, francuskim akcentem, wyciągając w jego stronę swoją delikatną, kruchutką rękę i patrząc na niego z uroczym uśmiechem i rumieniąc się, słysząc kolejny komplement. Nie potrafiła nad tym zapanować. Ale chłopak bardzo przypadł jej do gustu, starała się więc uśmiechać najładniej, jak tylko potrafiła.

Jasmine Delacour pisze...

[Oj, tam :3 ja lubię love stories <3]

Jasmine nie wiedziała, co się z nią dzieje. Zawsze była nieśmiała, łatwo ją było zawstydzić, ale to, co robił z nią ten chłopak, przechodziło ludzkie pojęcie. Jego oczy, jego głos i to, jak mówił... Jak wypowiadał jej imię. Jasmine miała wrażenie, że cała drży, a najbardziej drży jej serce.
- Ach, tak... - Zawstydziła się nieco, spuszczając wzrok, nakrywając oczy długimi, ciemnymi rzęsami. - Mieszkam kawałek stąd... Raczej z boku, musimy wyjść z centrum... To trochę zajmie... - mówiła, starając się nad sobą panować. Spojrzała na niego w końcu i raz jeszcze się uśmiechnęła. - Mam nadzieję, że się nigdzie nie spieszyłeś?

Jasmine Delacour pisze...

[Haha, to czasami można!:D]

Spojrzała na niego trochę zaskoczona, ale też urzeczona jego nieco dziwną deklaracją. Mimo to, uśmiechnęła się nieco szerzej, ukazując nawet nieco swoich białych, równych ząbków. Była ciut śmielsza, choć jej policzki nadal zdobił uroczy rumieniec.
- A czym zwykle jesteś taki zajęty? - zapytała, chcąc zacząć jakiś konkretny temat, a także dowiedzieć się nieco więcej na temat tego przystojnego, czarującego chłopaka, który przyprawił ją o szybsze bicie serca. Poza tym, nie wiedziała, co innego mogłaby odpowiedź na takie słowa. Patrzyła na niego chwilę, jednak spuściła wzrok. Takie ciągłe patrzenie w górę mogło być męczące. Jasmine była dużo niższa od chłopaka. Ale cóż, jej sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu nie było zbyt pokaźne.

Jasmine Delacour pisze...

Jasmine uniosła na niego swoje jasnozielone, wesołe oczy i wpatrywała się, słuchając go uważnie, gdy mówił. Poczuła do niego jeszcze większą sympatię i aż się ożywiła, oczy jej rozbłysły.
- Pracujesz w schronisku? Naprawdę? Jestem wolontariuszką - powiedziała, uśmiechając się szerzej i odwracając nieco w jego stronę, jakby to ją ośmieliło. - No to ja chyba nie jestem większością studentów. Studiuję architekturę wnętrz, pracuję w tamtej księgarni, przy której się spotkaliśmy, a moje pasje to sztuka, muzyka i literatura. No i kocham zwierzęta! - pisnęła uradowana, uśmiechając się radośnie. - A co studiujesz? - zapytała ciekawie, wpatrując w niego te swoje oczy.

Jasmine Delacour pisze...

Spojrzała na niego nieco rozbawiona i zachichotała uroczo, zakrywając przy tym ręką swoje pełne, czerwone usteczka. - Nie mam pojęcia dlaczego... - powiedziała, patrząc na niego, a jej śliczna buzia wręcz promieniała radością. - Weterynarię? O jeju, też chciałam to studiować! - nie mogło uwierzyć w to ile po kilkunastu minutach znajomości, już odkryli rzeczy, które ich łączyły. Patrzyła na niego, oczy jej błyszczały, była tym wręcz podekscytowana. - Też kocham zwierzęta... Są cudowne. Takie kochane i szczere. Mam kota. Wabi się Frodo i jest diabłem wcielonym, ale tak bardzo go kocham - powiedziała, uśmiechając się z czułością i rozmarzeniem na samo wspomnienie swojego ulubieńca i jego wybryków. Gdy stanęli na skrzyżowaniu, skinęła tylko głową i ruszyła w prawą stronę. - Sama maluję, z racji tego, że studiuję architekturę. Ciągle coś bazgrzę. A teatr kocham, tak samo jak film. Mogłabym codziennie chodzić do kina, opery albo teatru - powiedziała, śmiejąc się uroczo.

Jasmine Delacour pisze...

[tu miało być architekturę krajobrazu, ciii ;D]

Jasmine Delacour pisze...

Jasmine automatycznie zarumieniła się, zerkając na chłopaka z przeuroczym uśmiechem. Tak dużo to się już dawno chyba nie rumieniła. A teraz! Alex, nie dość, że był niesamowicie przystojny, to wciąż prawił jej komplementy. Jasnowłosa miała wrażenie, że zaraz będzie latać.
- Ach, daj spokój... - powiedziała skromnie, chichocząc uroczo i odwracając wzrok gdzieś w bok. - Myślę, że ty zachęcisz ich do tego równie mocno. Częściej to jednak kobiety dbają o swoich pupili - ponownie spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało. - Architektura krajobrazu wygrała. Ale staram się nie odcinać całkowicie od zwierząt, dlatego jestem wolontariuszką.

Jasmine Delacour pisze...

Jasmine ożywiła się, słysząc słowa chłopaka. Spojrzała na niego, jej jasnozielone oczy błyszczały radością. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując komplet swoich białych, równych ząbków.
- Pewnie, że masz szansę! - powiedziała żywo, patrząc na niego z uśmiechem, wciąż delikatnie zarumieniona. - A co chciałbyś sobie urządzić? - zapytała z ciekawością, nie spuszczając z niego nieco nieśmiałego wzroku. Miała nadzieję, że jej znajomość z tym chłopakiem nie urwie się na tym jednym spotkaniu. Zdążyła zapałać do niego ogromną sympatią.

Jasmine Delacour pisze...

- Z przyjemnością! - pisnęła z podekscytowaniem, uśmiechając się promiennie. Kochała to, co robiła, a właściwie to, co uczyła się robić, jak na razie. Sądziła, że z zajmowaniem się tym na serio będzie musiała poczekać przynajmniej do jakichś praktyk, a tu proszę! Będzie mogła tego nieco spróbować. Była szczęśliwa.
- O, tutaj mieszkam - powiedziała, gdy doszli do jakiejś starej, choć klimatycznej kamienicy. Weszli do środka i wdrapali się na drugie piętro. Jasmine wyciągnęła klucze i otworzyła swoje mieszkanie.
- Dziękuję za pomoc - powiedziała, stając przed chłopakiem. Zadarła główkę i patrzyła na niego swoimi wesołymi, zielonymi oczami. Uśmiechnęła się słodko. - Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?

Jasmine Delacour pisze...

[Ohoho, podoba mi się, nie powiem, że nie :D Mam nadzieję, że nie będziesz zła, że u mnie nie jest tak dłuuuuugo!]

Gdy Jasmine zauważyła, że chłopak się do niej zbliża, jakby zamarła. Nie była w stanie, a może nawet i nie chciała zareagować. Czuła tylko, jak coraz bardziej się rumieni, a gdy poczuła jego usta na swoim policzku, zadrżała. Wpatrywała się w niego tylko, a oczy jej błyszczały. Gdy pocałował ją prosto w usta... Miała wrażenie, że zaraz odleci. Nie chciała, by przestawał, chciała go już zaprosić do środka... Ale on uciekł. Nie zdążyła zareagować. Odprowadziła go tylko wzrokiem, stojąc oniemiała przed drzwiami swojego mieszkania. W końcu westchnęła ciężko i weszła do środka.
Nie mogła dojść do siebie. Cokolwiek zaczynała robić, zaraz odpływała myślami i odrywała się od owej czynności. Nie była w stanie przeczytać żadnej książki, żadnego artykułu. Nie mogła nawet rozpakować zakupów, bo wkładała cukier do lodówki. Zalewała samym mlekiem herbatę. Nie wiedziała, co się dzieje. Nikt nigdy tak na nią nie działał. Żaden chłopak, żaden mężczyzna. A tu nagle... coś takiego. Dlaczego on uciekł? Nie mogła pojąć. Wystraszył się? Rozmyślił?
Następnego dnia po raz pierwszy w życiu się gdziekolwiek spóźniła. Do pracy. Uciekł jej autobus. A raczej go przegapiła. Szef jednak nie był zły, na szczęście. Przez cały dzień była rozkojarzona i nie potrafiła się na niczym skupić. Rada była, gdy w końcu skończyła pracę i mogła wrócić do domu. Ledwo jednak zdążyła wejść i się przebrać, a ktoś zapukał. Powlokła się leniwie do drzwi, ubrana jedynie w króciutkie, domowe spodenki i jakąś bluzę, a gdy otworzyła, zamarła. Patrzyła na niego zaskoczonym, ale i radosnym wzrokiem, a gdy minął pierwszy szok, jej buzię rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Do opery? Ale teraz? Musiałabym się ogarnąć... - powiedziała, rumieniąc się, gdy zdała sobie sprawę z tego, jaki ma na sobie strój. A jej włosy były w naprawdę uroczym nieładzie.

Simelon pisze...

[to może jakiś pomysł na wątek lub powiązanie podrzucisz jak urlop zakończysz? :)]

_Anna