OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

W małym ciele wielki duch. POSTAĆ USUNIĘTA





TAK TAM SOBIE CZEKAM, GRZECZNIE, AŻ MNIE Z AUTORÓW WYWALĄ.

 

37 komentarzy:

Sailah pisze...

Hahahah, dobry tekst. ;]
Może autorka o wygórowanych potrzebach miałaby pomysł i chęć na wątek ze zwyczajnym Alexem Forcem?

Unknown pisze...

[ Witać chyba nie muszę, choć cieszę się bardzo, że i Ty się z nami przeniosłaś ;) Myślę, że można by spróbować z nowym wątkiem. Poprzedni stał się w pewnym momencie "o niczym". ]

Unknown pisze...

[ Nic dziwnego, bo na Onecie nie idzie już funkcjonować. O ile jeszcze powolne dodawanie komentarzy można przeżyć, o tyle sprawy moderacyjne to jakaś miazga była -.- nawet nie wiesz, ile czasu teraz oszczędzam pomimo, że nie znam tego systemu i się uczę na błędach xd
Ale że jakie potwierdzanie, bo nie wiem o co chodzi? ]

Unknown pisze...

[ Weź mi nic teraz o szkole nie gadaj, dobra? Bo już mnie szlag trafia (by brzydko nie powiedzieć). Ogólnie, uwielbiam to, jak zawsze wszystko mi się układa - albo nie dzieje się nic, albo nie ogarniam w co ręce włożyć i to dotyczy się zarówno spraw prywatnych, jak i tych szkolnych -.-
dobra, dawno nie zaczynałem, zobaczymy co z tego wyjdzie xd ]

Tony nie miał czystego sumienia. Chyba nawet nie wiedział, jak to jest czuć się dobrym człowiekiem. Zaaferowany całym tym przyjazdem do Murine, rozpoczęciem nowego życia i tych wszystkich bredni, które wtedy wydawały mu się takie przełomowe, narzucił sobie pewną pokutę, która idealnie wpisywała się we wszystkie wzniosłe idee, które wtedy mu się napatoczyły do głowy. Zapisał się więc do wolontariatu. I już nawet nie chodziło o to, że nie lubił bezinteresownie pomagać, ale o to, że kompletnie nie miał na to czasu. Uparcie jednak w tym trwał, "bo tak". Teraz, jakby na dopełnienie tego wszystkiego miał dodatkowo, w ramach przydzielonego mu zadania, zajmować się bandą bachorów, których szczerze nie lubił, a przynajmniej większości z nich. Stał więc pod sierocińcem, z pudłem wypełnionym zabawkami, po czym ruszył za pozostałymi wolontariuszami, przybierając na twarzy sztucznie szeroki uśmiech. "Nie więcej, niż kilka godzin" powtarzał sobie w głowie, co by poprawić sobie jakoś nastrój.

Unknown pisze...

[ Ej, spoko, pierwszy raz jestem na blogspocie i wielu rzeczy nie mam jeszcze ogarniętych i żadnego pieprzonego potwierdzenia też nigdzie nie widzę -.-

Że tak powiem, masz czego chciałaś, raczej sama się decydowałaś i to teraz Twoja sprawa, jak podejdziesz do ogarnięcia wszystkiego. Akurat ja nie jestem odpowiednią osobą, której można się "żalić", bo nie toleruję takiego zachowania, po prostu. ]

Spojrzenia pełne litości i współczucia? Nie, w jego przypadku to był raczej pewien niesmak i jawna niechęć. I nawet nie chciało mu się udawać, a aktorem był całkiem dobrym. Jedyne na co sobie pozwolił to sztuczny uśmiech, którego nawet najgłupsze dziecko nie uznałoby za szczery, czy co gorsza, godny zaufania. To była pewna taktyka, bo może to sprawi, że się go wystraszą, a co za tym idzie, będą go omijały szerokim łukiem, zaś on w spokoju odbębni swoje i wróci do domu, bez jakichkolwiek zobowiązań.
Wszedł za pozostałymi wolontariuszami do świetlicy, do której skierowała ich dyrektorka i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, podczas gdy inni jak zwykle przynudzali o tym, jakie to miłe, jaki to zaszczyt i jak bardzo wdzięczni są za ten gest. Typowe słodzenie o niczym, każdy przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że już następnego dnia zapomni o całym zdarzeniu.
- A to taki drobny upominek od dzieciaków z ogólniaka i podstawówki - powiedział najsympatyczniejszym tonem, na jaki było go stać i postawił pudełko na środku pokoju. Natychmiast wysypało się z niego kilka pluszaków, które do tej pory przytrzymywał dłońmi.

Unknown pisze...

[ Mi się to nigdzie nie pokazuje i inni też mi się nie skarżyli.
Ja to mam żal do tej reformy edukacyjnej. Ta, dawno takiego szajsu nie widziałem.
Na razie nawet nie kombinuję z autorskim szablonem, ale podoba mi się to, że mogłem na mailu do Tony'ego zrobić administrację i nawet teraz przeglądając blog mogę wszystko edytować. Oszczędzam przynajmniej dużo czasu. ]

Spojrzał przelotnie na dziewczynę, gdy usłyszał słowa, jakie wypowiedziała i zaśmiał się cicho pod nosem. On by po kolei odkrawał każdy kawałek kończyn tego dzieciaka, centymetr po centymetrze. Owszem, miał skłonności sadystyczne, z których niekiedy był nawet dumny.
Koleżanka jednak szturchnęła go w bok, by w ten sposób przywołać go do porządku, więc odchrząknął cicho i posłał jej mordercze spojrzenie, po czym podszedł do dziewczyny, która przed chwilą zwróciła jego uwagę.
- Cześć, pomóc ci w czymś? - powiedział machinalnie, wygłaszając w ten sposób standardową formułkę, którą wbijali mu do głowy tego poranka. Taką mieli umowę, że zajmie się najstarszymi. Dali mu wybór między większym i mniejszym złem, na coś musiał się zdecydować.

Unknown pisze...

[ W wolnym czasie (czyt. za może dwa tygodnie jak dobrze pójdzie) spróbuję sam ogarnąć ten szablon. Na razie wydaje mi się, że ten jest spoko, ale wraz z rozwojem chciałbym nadać Murine indywidualny charakter ;) ]

Odruchowo wyciągnął ręce w stronę dzieciaka i lekko go objął, gdy ten upadał. Nie panował nad tym, treningi zbyt wyćwiczyły jego refleks. Gdy jednak się zorientował, co się dzieje, od razu go puścił, a dłonie schował do kieszeni spodni. Nie miał ochoty na to, by jakaś "spragniona miłości niewinna istota" przyczepiła się do niego na resztę dnia.
Zignorował jej ton, powtarzając sobie, że ma być uprzejmy i znów się sztucznie uśmiechnął.
- Będę tu przez kilka godzin, także jeśli masz problem z zadaniem domowym, czy czymkolwiek innym to mogę ci pomóc - powiedział, w duchu licząc na to, że odmówi.

Sailah pisze...

[Powierzasz mi zbyt odpowiedzialne zadanie, śmiem twierdzić. Ale przynajmniej mam odpowiedni fragment piosenki:
Nic nie przychodzi do głowy
Nic nie poprawisz, choćbyś chciał. :)
Czasami sama siebie nie rozumiem, więc, gdybyś i Ty miała z tym problemy, zignoruj odpowiednią część mojej wypowiedzi.
Dobrze. Wysilę swe szare komórki. Oby efekty nie były tragiczne w skutkach ;D]
Ludzie. Gitary. Śpiew. Ogień. Śmiech.
Nie nawykł do bywania na ogniskach, przynajmniej nie na takich. Wszyscy się tu znali, byli dla siebie życzliwi. Cieszyli się swoim towarzystwem.
Alex czuł się wśród nich dziwnie obco. Niczym postać, koślawo wyciętą przez dziecko z jednego zdjęcia i wklejoną na inne, do którego nijak się nie ima. Jak zahipnotyzowany patrzył na twarze oświetlone czerwonawym blaskiem z płonącego drewna. Wszyscy tu byli oderwani od prawdziwego świata.
Jak tu trafił? Szedł spokojnie ulicą, z głową spuszczoną i rękami w kieszeniach. Nie zwracał na nikogo uwagi. Zastanawiał się, co by było, gdyby. Gdyby nie pokłócił się z ojcem. Gdyby został w Nowym Jorku. Gdyby nie zrobił tego, co zrobił. Gdyby dalej był harcerzykiem.
Szedł, zżerany przez poczucie winy, gdy dostrzegł płomienie. Nie były wielkie, ale wyglądało, jakby coś się paliło. Dopiero po chwili zobaczył zwyczajną grupkę znajomych, doskonale się bawiących. Zaproszony do grona, nie bardzo wiedział, co zrobić, ale w końcu usiadł między dwiema dziewczynami.
- Hm, jestem Alex. – Przedstawił się jednej z nich.

[Dobra, nie wiem, czy Ann bywa na ogniskach. Jeśli nie, wymyślę co innego.]

Tempest pisze...

[ Zacznę, podtrzymuję to co napisałam, ale podrzuć mi jakiś pomysł. Bo nie wiem gdzie ich ze sobą spotkać, tym bardziej, że Emil jest o dziesięć lat starszy ]

Tempest pisze...

[ Co za sprecyzowane żądania. Tylko nie wiem jakby to skleić. Znajdziesz jakieś miejsce, albo po prostu zacznij. ]

Unknown pisze...

[ Dałem Onetowi dwa miesiące, minęły trzy, jest coraz gorzej, także dziękuję serdecznie. Z każdą godziną coraz bardziej przekonuję się do blogspotu. ]

Uniósł brwi i odsunął się na kilka kroków, żeby stworzyć dystans, w którym czułby się w miarę komfortowo. "Nie jestem twoim pieprzonym sługą, żebyś mnie mogła wzywać" przemknęło mu przez myśl, ale nie wypowiedział tego na głos, obawiając się kolejnej reprymendy ze strony koordynatorki projektu, więc tylko odchrząknął cicho.
- Oczywiście - mruknął i znów wykrzywił wargi w uśmiechu.
Po chwili poczuł, jak coś się od niego odbija i dopiero gdy przeniósł wzrok na podłogę dostrzegł, że to niewielkie klocki lego, którymi sam lubił się bawić w dzieciństwie.
- Za co? - jęknął i nie miał tu na myśli tego niespodziewanego ataku.

Anonimowy pisze...

[Witam! Ciekawa karta:) Masz ochotę na wątek lub powiązanie z Jonathanem? Jeśli tak to podrzuć mi miejsce spotkania lub ewentualne relacje między naszymi postaciami, a postaram się coś naskrobać.]

Unknown pisze...

[ Ja z kwadrans siedziałem nad tym, jak ustawić zdjęcia obok siebie i w sumie przypadkiem mi to wyszło, jak już straciłem nadzieję xd ]

Co właściwie się tutaj działo? Nie miał pojęcia. Co on tutaj robił? Też nie wiedział. Jak długo miał zostać? Miał nadzieję, że jak najkrócej. Liczył też na to, że wreszcie zrozumie to wszystko, co miało teraz miejsce dookoła niego. Słowa, które wypowiadała dziewczyna były dla niego abstrakcyjne i nie mógł się w nich doszukać sensu. Nic dziwnego, nigdy nie bawił się tak, jak dzieci mają w zwyczaju to robić - stąd jego niewiedza.
W milczeniu więc tylko obserwował, zdając sobie sprawę z tego, że wszelkie jego wypowiedzi są teraz zbędne.

Unknown pisze...

[ Ja na razie w ogóle nie robiłem szablonu, wziąłem gotowy. A z html nawet się nie będę brał, nigdy komputery mnie nie kręciły i nie za bardzo ogarniam ten temat. Ale żeby ustawić nagłówek to chyba wystarczy tylko obrazek wrzucić tam w projekcie i jest spoko. ]

Unknown pisze...

[ Może po prostu szerszy nagłówek zróbcie? xd
ja tam blogspot już lubię ;P ]

Mimowolnie roześmiał się, słysząc słowa tego dzieciaka. Jakoś nikt go do tej pory nie nazwał bohaterem, a nawet jeśli to raczej uznawany by za ten "czarny charakter" co w sumie nie było niczym dziwnym, zważywszy na jego poprzednią profesję.
- Myślę, że nawet większym niż ja - uśmiechnął się do niego, po czym przeniósł wzrok na dziewczynę. Chwilę się w nią wpatrywał, po czym pokiwał głową.
- Ach tak, pamiętam. Próbowałaś powalić to drzewo w parku - roześmiał się, przypominając sobie, jak komicznie dla niego to wyglądało. - Tony - uścisnął jej dłoń.

Unknown pisze...

[ Ej, co chcesz? W porządku wygląda. Ale ta czcionka jest miażdżąca -.- ]

Sailah pisze...

Szatyn uśmiechnął się i, chcąc przełamać lody, puścił do Ann perskie oko.
- To co świętujemy? – spytał, ciekawie rozglądając się dookoła. - Gdybym wiedział, że jestem zaproszony, przyniósłbym coś do picia albo jedzenia. A tak, niestety, nic przy sobie nie mam. – Zrobił minę niczym kabaretowy komik i teatralnie wywrócił kieszenie swojej bluzy i spodni na lewą stronę. – Niestety, nic się przede mną nie uchowało. No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej mogę teraz swobodnie prowadzić z tobą wspaniałą konwersację na temat...
Aleksander zawiesił głos, czekając aż Ann podsunie temat rozmowy. Doprawdy, nie miał pojęcia, dlaczego robi z siebie takiego idiotę, ale jak się powiedziało „a”, to trzeba też powiedzieć „b” i modlić się, by następne zamiast „d” padło „c”.
[I nie przejmujmy się, że moje ostatnie zdanie jest kompletnie bez sensu. ;D]

Unknown pisze...

Uśmiechnął się i pokiwał głową z uznaniem.
- Ktoś tu jest obyty ze światem kultury - uśmiechnął się lekko. Tego akurat się nie spodziewał, raczej mało który dzieciak interesowałby się tego typu rzeczami. - Nie trafiłaś jednak. Imię to mam po słynnym podróżniku. Tak właściwie to po dziadku, ale ja utożsamiam się raczej z tym pierwszym panem - powiedział, po czym przeniósł spojrzenie na małego chłopca.
- To biegnij i ratuj kogoś - roześmiał się i popchnął go zachęcająco w stronę innych dzieci. Obawiał się, że przypadkiem mógłby się jeszcze do niego w jakiś sposób przywiązać.

Sailah pisze...

Szatyn szybko oceniał ludzi i robił to nadzwyczaj dobrze, dlatego też, gdy rzekoma Yvonne wtrąciła swoje trzy grosze do jego rozmowy, potraktował ją może nieco zbyt szorstko.
- Pytałem Ann – powiedział, z naciskiem na drugie słowo, jednocześnie szacując zielonym spojrzeniem dziewczynę. Uznał ją za osobę płytką, sztuczną, niewartą jego uwagi. Dlatego też wstał i poszedł pomóc Ann w poszukiwaniach piwa.
Znalazł ją stojącą przy niemalże pełnej beczce browaru; zatopiona we własnych myślach najwyraźniej nie usłyszała, jak do niej podszedł. Postarał się więc zachować jak najbardziej fair i chrząknięciem uprzedził ją o swojej obecności.
- Ekhem, ekhem... To na czym stanęła nasza rozmowa? – spytał, nalewając złocistego płynu do kubka i podając go dziewczynie.

Sailah pisze...

[A, zapomniałabym znowu. Karta wyszła Ci świetnie ;D]

Większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wiele zdradza o nich ich ciało. Nie chodzi tu tylko o strój, poziom zadbania/zaniedbania czy stan fryzury. Ludzkie ciała mają swój własny język. Część znaków jest dla wszystkich oczywista, część nie, ale – na ogół – potrafimy się z nich dowiedzieć o człowieku więcej, niż gdyby opowiadał nam o sobie całą wieczność. Poza tym, taka opowieść w większości przypadków byłaby śmiertelnie nużąca.
Wracając do tematu, Alex, znając mowę ciała – i będąc obeznanym z ludzką mimiką – z łatwością stwierdził, że piwo nie jest jednak odpowiednim napojem dla Ann i wręczył jej puszkę coli, którą wyłuskał z przenośnej lodówki.
- Ach, taak... – odparł cicho, zabierając od dziewczyny kubek i upijając z niego łyk. – Cóż, nie poszło nam z tym zbyt dobrze. Masz może jakiś pomysł, żeby temu zaradzić? – Niczym etatowy czaruś uniósł do góry brew i uśmiechnął się jednym kącikiem ust, w sposób, który powalał kobiety na kolana. A on zwyczajnie chciał okazać swoją sympatię.

Unknown pisze...

[Nie, ale w zamian chcę wątek :P]

Adam Vogel pisze...

[Patrzę z rozdarciem w oczach, bo propozycja tak kusząca... Będzie można kupić domek w przyszłym tygodniu? Jak rozluźnią się sprawy szkolno-zdrowotno-rodznne? Bo tak to z chęcią przystanę na umowę kupna ;p]

Leo pisze...

[Oczywiście, że tak, ale muszę się nad nim trochę zastanowić. Może masz jakiś pomysł? Byłabym wdzięczna za pomoc ;))]

Leo Rough pisze...

[O, podoba mi się drugi pomysł. Zacznę później, jak będę miała trochę więcej czasu ;) Tymczasem.]

Unknown pisze...

[Trochę mi zeszło nim się domyśliłam o jakim wątku mówisz :P

A zacząć mogę, pewnie. Ale podsuń mi jakiś pomysł ;>]

Leo Rough pisze...

W każdej sprawie ufał decyzjom i radom swojej szefowej. Cenił jej niezawodną intuicję i zdumiewającą spostrzegawczość, dzięki której zawsze błyszczała - zarówno w pracy, jak i w towarzystwie. Ponadto była naprawdę niesamowitą kobietą; wiecznie uśmiechnięta i radosna, ciesząca się z każdego drobiazgu, a na dodatek niepoprawna marzycielka, bez trudu potrafiła zjednać sobie każdego. Kiedyś udało jej się nawet zachwycić swoim niezaprzeczalnym urokiem Leo i od tamtej pory stanowią świetny, dziennikarski duet.
Biorąc pod uwagę wszystkie te cechy Avy, mężczyzna postanowił zwrócić się właśnie do niej z prośbą o znalezienie asystentki. Po pierwsze wiedział, że szefowa zrozumie jego potrzeby, a po drugie szczerze wierzył, że wybierze kogoś odpowiedniego. Z niecierpliwością czekał na telefon od przełożonej. Gdy w końcu dostał wiadomość, że następnego dnia zjawi się u niego dziewczyna "idealna", wprost "doskonała", nie potrafił tłumić entuzjazmu. Nareszcie wraca do gry!
Od samego rana nie mógł sobie znaleźć miejsca. Krążył po mieszkaniu, podpierając się o sprzęty i potykając o koty, a gdy w którymś momencie zabrzęczał u drzwi dzwonek, stał właśnie w przedpokoju, niecierpliwie przebierając palcami po najbliższej szafce. Nie patrząc nawet, kto stoi na wycieraczce, nacisnął na klamkę i... zamarł, dostrzegając drobną nastolatkę. Przez chwilę po prostu na nią patrzył, zanim wykrztusił:
- Przysłała cię Ava?

[tak całkiem po mojemu, mam nadzieję, że Ci przypasuje ;)]

Leo Rough pisze...

Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę szeroko otwartymi oczyma, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Starał się nie okazywać niechęci, ale jego zdziwienie było wyraźnie widoczne w wyrazie twarzy. Trochę trwało, zanim opamiętał się i gestem zaprosił blondynkę do mieszkania, wciąż nie odzywając się słowem, analizując wszelkie możliwe rozwiązania tej zaskakującej sytuacji.
- No, dobrze. - wymruczał pod nosem, bardziej do siebie niż do dziewczyny, zaraz potem ruszając w stronę kuchni. Pomagał sobie, wspierając się o szafki i ściany, a gdy dotarli do celu, opadł ciężko na jedno z krzeseł, wskazując na miejsce naprzeciw siebie.
- No, dobrze. - powtórzył, patrząc na blondynkę z cieniem zainteresowania. - Jestem Leo. Wygląda na to, że spędzimy razem trochę czasu. - rzucił z krzywym uśmiechem.

Spencer pisze...

[ No tak szczerze to ja też nie mam pojęcia xd. Chyba wszędzie. Na uczelni, w szpitalu, w księgarni, w sklepie muzycznym.. Kurde no nie wiem. Co sobie wymarzysz ;d]

Leo Rough pisze...

Poczuł się odrobinę nieswojo w towarzystwie tej dziewczyny, ale zwalczył wszelkie obawy i odruchy w zalążku. Posłał jej blady uśmiech, odpowiadając na pytanie jedynie skinięciem głowy. Nie miał czasu zastanawiać się nad tym, jak ona sama się przedstawiła, choć odrobinę go to zaskoczyło. A raczej nie powinno.
- Na razie pracuję tutaj, więc będziesz mi potrzebna do kontaktowania się z redakcją i załatwiania wszelkich spraw na mieście. Masz jakieś pytania? - rzucił. Zazwyczaj mówił niewiele, tak było i tym razem: nie miał ochoty wdawać się w szczegóły i miał nadzieję, że blondynka nie będzie zbyt ciekawska. Zdecydowanie nie był w nastroju na jakiekolwiek wyjaśnienia.

Leo Rough pisze...

[wiem, wiem, nie zapomniałam. cierpliwości :)]

Spencer pisze...

[Przepraszam! Ale miałam niezły zapieprz w szkole, kolejny tydzień też się tak zapowiada.. Ale na teraz trochę wolnego, więc spokojnie, odpiszę. Pewnie dzisiaj wieczorem, najpóźniej jutro ;)]

Leo Rough pisze...

Zdecydowanie nie czuł się najlepiej w roli szefa, bo wydawanie poleceń nigdy nie przychodziło mu zbyt łatwo. Tym razem jednak już wcześniej wiedział, jakiego rodzaju pomocy potrzebuje i co musi być zrobione "na już", a z czym on nie miał ochoty ani sił się męczyć. To miało ułatwić mu jego - mogłoby się wydawać, że całkiem przyjemne - zadanie.
- Mam tonę zaległych tekstów, napisanych odręcznie, więc trzeba je przepisać na komputerze, wydrukować w dwóch egzemplarzach, a potem zanieść do redakcji. Zajmie to parę dni. - mówił, siląc się na swobodny, ale pewny siebie ton, choć zachowanie dziewczyny wcale nie mu w tym nie pomagało. Jak to się stało, że nagle poczuł się jak intruz na swoim terenie? Nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić.

[już! ;) ;p]

Leo Rough pisze...

Skinął krótko głową, nieco niechętnie i z ociąganiem podnosząc się z krzesła. Nie miał zamiaru rozmawiać z dziewczyną o swoim stanie, ale podejrzewał, że musi ją zastanawiać to, dlaczego z takim trudem porusza się po mieszkaniu. Ręce lekko mu drżały, gdy, opierając się o ścianę, ruszył w kierunku wyznaczonego w salonie kącika do pracy. Wskazał na biurko i stertę leżących na nim papierów, w większości pogiętych i zaplamionych kleksami atramentu.
- Gdzieś pod tymi tekstami jest komputer. Redakcja znajduje się w centrum, niedaleko liceum, obok chińskiej restauracji. - odpowiedział jednym tchem, spoglądając na blondynkę. Uśmiechnął się blado, pocierając policzek, gdy próbował zebrać myśli i zastanowić się, co jeszcze musi jej przekazać.
- Nie krępuj się przed zrobieniem sobie herbaty czy czegoś innego do picia. Jeśli będziesz głodna, to zawołaj, coś nam przygotuję. Będę w pokoju obok. - powiedział, już obracając się w kierunku korytarza, by zaszyć się w sypialni. Czekał jeszcze na ewentualne pytania, więc nie ruszył się z miejsca, jedynie unosząc wysoko brwi, by zachęcić młodą kobietę do podzielenia się z nim jakimikolwiek uwagami.

Leo Rough pisze...

Leo naprawdę nie był bałaganiarzem. Więcej nawet! Przez ostatnie dwa lata obudził w sobie dawno uśpionego pedanta, który z uporem maniaka utrzymywał w największym porządku nawet takie bzdury, jak książki (ułożone na półkach alfabetycznie według autora) czy szklanki i kubki w szafce (dnem do góry, ucho zawsze odwrócone w lewą stronę). Nigdy nie zapominał o praniu czy wyrzuceniu z lodówki starego jedzenia, tak samo zresztą jak o pościeleniu łóżka, wypolerowaniu srebra i sprzątaniu pod szafami raz na dwa tygodnie. Jedyną jego słabością było to, że nienawidził czytać ponownie swoich tekstów. Z tego głupiego nawyku wynikał bałagan, panujący we wszystkich jego dokumentach (bo, nie daj Boże, został gdzieś pomiędzy papierami jakiś stary artykuł!). Od miesięcy obiecywał sobie, że się tym zajmie, ale za każdym razem kończyło się to na obietnicach.
Dostrzegłszy, że dziewczyna zabiera się już do pracy, Leo skierował swoje kroki do sypialni. Miał w planach zaszyć się w chłodnej pościeli i przeczytać jakąś książkę albo obejrzeć film, tak, jak nakazała mu Spencer. W końcu jednak usiadł przy parapecie, obłożony notatkami i fotografiami, z piórem w dłoni i zamglonymi oczyma. Pisał.

Spencer Hoult pisze...

Jeżeli chodziło o tego typu demony, ostatnio miały one u Spencer nadzwyczajną ucztę. Karmiły się jej nieopisanym strachem i lękiem. Całe szczęście brunetka postanowiła przestawić się na pozytywne i optymistyczne myślenie. Odgonić od siebie wszelkie nieporządna uczucia, a tym samym i demony. Chwycić się jasności, którą była nadzieja i rozgonić "nocne stwory". Aktualnie średnio jej to wychodziło, wszak liczył się fakt, że zaczęła robić postępy, prawda?
Przebywając któryś już dzień w szpitalu nie miała wyboru - musiała wybrać się do szpitalnego bufetu, bo nie miała już ochoty biec do pobliskiej kawiarni czy restauracji. Wybierając jednak coś do jedzenia pożałowała, że nie ruszyła swego leniwego dupska. Wszystko wyglądało tu mało apetycznie. Ostatecznie skusiła się na szklankę soku pomarańczowego i dwa kawałki szarlotki - najbezpieczniejszy zestaw no i zdecydowanie przyda jej się dawka cukru.
Zważywszy na to, że w szpitalnych bufetach dania zawsze były okropne, ba! nawet kawa smakowała jak smoła, panował tutaj nadzwyczajny tłok. Spencer dostrzegła jednak jeden wolny stolik w kącie. Niestety, gdy nim zdążyła do niego dotrzeć został on zajęty przez jakąś nieznajomą jej dziewczynę. Z cichym westchnieniem, nie mogąc dojrzeć nigdzie indziej wolnego krzesła podeszła do niej z lekkim uśmiechem.
- Mogę się dosiąść? Straszny tu tłok. - Spytała, znowu przeczesując pomieszczenie wzrokiem.

Serotonine pisze...

[Co do pomysłu, to nie mam. Ewentualnie jakaś impreza czy występ Grace. Powiązania - mogą być jakąś bliską rodziną i nawet o tym nie wiedzieć.]

Unknown pisze...

[Bardzo mi się podoba Twoja karta, a notka jeszcze bardziej :) Jeżeli jesteś chętna na wątek, to moja postać nie została jeszcze dodana do mieszkanek Murine; kartę znajdziesz w archiwum. Zazwyczaj ludzie nie mają pomysłu na wątek i na dodatek proszą o jego rozpoczęcie... cóż nie pozostanę alternatywna i zrobię to samo :) Rita pracuje w restauracji Wenecja na zmywaku, także można to wykorzystać. Z sierocińcem byłoby natomiast gorzej, gdyż nie wiem, co moja postać mogłaby tam robić. Najbardziej chętna byłabym na powiązanie, bo przypadkowe spotkania już mi się przejadły :)]