Imię i Nazwisko: Viktoria Spencer
Wiek: 18 lat ( 25 luty 1993 rok)
Pochodzenie: Nowy Jork, Stany Zjednoczone
Aktualne miejsce zamieszkania: Obrzeża miasta Murine Town
Nauka: absolwentka liceum w Murine Town, studentka germanistyki (I rok) na Uniwerstytecie Muryńskim
Lubi: trampki, książki, gumy do żucia, jogging, wiosnę, przytulać się, pływać, lato, komedie romantyczne, chłopaków, pomadki, lody o smaku truskawkowym, moda, fotografia, płatać figle, sukienki, rurki, przeróżne t-shirt'y, bransoletki
Nie lubi: sztucznych osób, jesieni, gimnastyki, dużego upału, burzy, udawanej przyjaźni
Charakter: BYWA odważna, śmiała, uśmiechnięta, pilna, szczera do bólu, realistyczne podejście do świata, ma poczucie humoru, uprzejma, troskliwa
RZADKO nieśmiała, zamknięta w sobie, nieuprzejma
Motto życiowe: "Życie wydaje się kochać paradoksy - kiedy człowiek sądzi, że jest zupełnie bezpieczny, wtedy jest zawsze śmieszny i w każdej chwili grozi mu wypadek - ale kiedy wie, że jest stracony, życie zasypuje go prezentami. Nie trzeba wcale o to zabiegać - chodzi za człowiekiem jak pies."
Erich Maria Remarque
_________________________________________________________[Hej ! Postanowiłam, że karta postaci będzie taka sama jak na onecie. Wstęp będzie niedługo, ponieważ mam znowu wolne w szkole, więc możliwe jest to, że będzie jakaś notka w tym tygodniu.]
8 komentarzy:
[Pewnie, bardzo chętnie ;)
Niestety nie mam żadnego pomysłu.. Ale jeśli Ty jakiś masz, wal śmiało ;p]
[Spoko, jest dobrze ;d.
Przepraszam, że odpisuje tak późno ;)]
Jeżeli chodziło o język niemiecki.. Cóż Spencer osobiście go nie znosiła. Zawsze wydawał jej się taki twardy i oschły. Ba! Nawet "kocham Cię" w tymże języku brzmiało tak obojętnie. Ich liebe dich, wypowiedziane z odpowiednim akcentem, przynajmniej dla niej, wydawało się takie bezuczuciowe.
Aktualnie jednak myśli Spencer błądziły w kompletnie innym kierunku niż języki obce. Jej głowę zaprzątały problemy z którymi się ostatnio borykała, jednak niestety, na dzień dzisiejszy nie miała jak się z nimi uporać. Przecież nie były to jakieś błahostki, a bardzo poważne sprawy. Wszak jednak w tym momencie nawet nie miała jak być przy osobniku, który był główną przyczyną jej zmartwień.. Tkwiła na uniwersytecie starając się ogarnąć zaniedbanych studentów. Jakby nie patrzeć, trzeba żyć normalnie, prawda? Pracować, jeść, dbać o sobie. Tak więc priorytetem w rzeczach odstawionych jeszcze jakiś czas temu na bok stał się Uniwersytet.
Brunetka starała się nadrobić zaległości, przygotować kolejne wykłady, przez co niemal non stop była w biegu. Chwilę oddechu udało jej się złapać w głównym holu, gdzie spotkała starą, dobrą znajomą. Przystanęła by z nią chwilę porozmawiać; ona opowiedziała co u niej, Spencer odwdzięczyła się tym samym. Umówiły się, że się zdzwonią, wybiorą kiedyś na kawę. Pomachała za odchodzącą szatynką i już miała ruszyć z miejsca, gdy obok siebie usłyszała czyjś głos. Przeniosła wzrok na ową istotę, która ją zagadała. Na jej usta wypłyną lekki uśmiech.
- Pierwszy raz tutaj? - Uniosła nieznacznie brew do góry, przyglądając się dziewczynie. Nie trudno było poznać, zwłaszcza osobie z jej wykształceniem, że blondyneczka jest tu po raz pierwszy i czuje się nieco zagubiona. - Chodź, zaprowadzę Cię. Sama też się tam właśnie wybierałam - dodała zakładając za ucho jakiś niesforny kosmyk włosów.
[A cóż to za pomysl? :)]
Jasmine kochała naturę. uwielbiała być z nią blisko, przebywać w jej otoczeniu, dlatego jak najczęściej starała odwiedzać się pobliski park. Który, swoją drogą, uwielbiała. Tak i tego wieczora. Tuż po pracy, wracając, postanowiła przysiąść na jednej ze zdobionych ławek, tuż przy głównej alejce. Park był dobrze oświetlony, więc nie niewiele robiła sobie z faktu, że słońce już powoli zachodziło. Usiadła i wyciągnęła z torby książkę, którą aktualnie czytała. Zatopiła się we własnych myślach, zaczytała, przenosząc się do fantastycznego, bajkowego świata. W takich chwilach niewiele do niej docierało.
[Dziękuję bardzo i z chęcią. Czekam na propozycje ;)]
[A bardzo chętnie, jakieś propozycje?]
[dzień dobry wieczór :D może wąteczek ze Smithem? ]
Jak co dzień, próbowałem pozbyć się natłoku złych myśli poprzez spacer. Często mój umysł nawiedzały myśli o Michelle, mojej byłej żonie, które przez żadnych ceregieli potrafiła mnie zostawić. Cóż, niektorym przychodzi z łatwością ranienie swoich bliskich osób. Weszła w moje życie nagle i odeszła jak gdyby nigdy nic. Westchnąłem cicho kierując swoje szanowne cztery litery w swoje ulubione miejsce; tutejsze jezioro. Zazwyczaj mogłem posiedzieć tam w ciszy i spokoju, gdyż nawet teraz, w lato, mało osób tam przebywało. Za pewne nieliczni wiedzieli o uroku tego miejsca, co bardzo mnie cieszyło. Gdy dotarłem nad linię dzielącą wodę od brzegu, zdjąłem buty i podwinąłem długie spodnie, po czym wszedłem po kostki do wody i usiadłem na dużym, wystającym kamieniu.
Prześlij komentarz