OGŁOSZENIA

-

27 maja 2012

Hold me like you held on to life...


  
Urodzony w domu dobrze sytuowanych, choć rozwiedzionych z sobą rodziców.
Od dziecka rozpieszczany przez matkę, pisarkę.
Jego ojciec jest konserwatorem dzieł sztuki, oraz właścicielem dobrze prosperującej firmy administracyjnej mieszczącej się we Włoszech.


Szasta pieniędzmi na lewo i prawo, często imprezuje do białego rana i za nic nie ponosi konsekwencji. Jest przekonany o tym, że może mieć dosłownie wszystko, z wyjątkiem prawdziwej miłości. Nie wierzy, że ktokolwiek mógłby go pokochać, nie patrząc przedtem w jego portfel. W gruncie rzeczy nie jest złym facetem. Bywa skory do poświęceń, ale tylko wobec osób, które darzy ogromnym zaufaniem i szacunkiem. – i dokładnie takimi słowami mógł opisać siebie jeszcze przeszło rok temu, kiedy jego życie wydawało się względnie proste i beztroskie. Wiele się pozmieniało, odkąd pojawił się tu, w Murine (a to z kolei stało się tuż po ukończeniu lat osiemnastu). Znalazł dla siebie cudowny domek na obrzeżach miasta, poszedł na studia, poznał wielu świetnych ludzi, organizował seanse spirytystyczne u siebie, na poddaszu, nie obyło się również bez spontanicznych imprez i przelotnego seksu z ledwo co poznanymi mężczyznami… wszystko było pięknie, aż wreszcie przyszedł czas na miłość.

Diego bez reszty zakochał się w heteroseksualnym facecie. I choć był to okres naprawdę burzliwy, to równocześnie sądził, iż było to najlepsze, co mogło go w życiu spotkać, bo koniec końców – ten facet odwzajemnił jego uczucie i nawet się do tego przyznał. No, ale ta sielanka mogła trwać do pewnego momentu, oczywiście, bo właściwie wszystko zaczęło się sypać, kiedy Diego dowiedział się, że przez cztery lata, kiedy w najlepsze korzystał sobie z życia, zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego najlepsza przyjaciółka, która została w Barcelonie, urodziła dziecko. Jego dziecko, ażeby było zabawniej. Jego facet niełatwo to przyjął, choć z czasem okazał się w tatusiowaniu lepszy, niż sam Morales. Pomimo wspólnego domu, jaki razem (chcąc, czy też nie) prowadzili, bezustannie się o coś sprzeczali, aż jednego dnia mężczyzna jego życia po prostu znikł. Wyszedł i nie wrócił. Bez słowa. Nie odbierał telefonu, ani nie dał się namierzyć w żaden sposób, zatem Diego wziął dzieciaka pod pachę i wrócił do Hiszpanii, by tam też odetchnąć, spróbować zapomnieć. Naprawdę tego chciał, twierdził że właśnie to mu się należało, bo zbyt wiele razy wybaczał każde przewinienie, wierząc że nic podobnego się nie powtórzy. Tak minęło kilka względnie spokojnych miesięcy, a gdy stwierdził, że jest gotów wrócić do Murine, zrobił to.

Javier (syn) i Lestat
Diego Angelo Morales | 23 lata | Barcelona, Hiszpania 
matka – Hiszpanka, ojciec – Włoch | zamieszkuje jeden z domów na obrzeżach Murine | od jakiegoś czasu walczy z cholernym zaburzeniem odżywiania | wieczny student | opętania, duchy i inne paranormalne sprawy, to jego bajka | facet po przejściach | śmieje się z siebie, że odziedziczył homoseksualizm po mamusi | pięcioletni syn, oraz kot na głowie
 niewyobrażalnie wielkie zamiłowanie, oraz talent do fotografii | papierosy, oraz mocna, czarna kawa mogłyby z powodzeniem zastąpić mu pożywienie
 często zgrywa zakochanego w sobie ignoranta – bo tak łatwiej odepchnąć od siebie ludzi | pod pępkiem heartagram, na łopatkach niewielkie skrzydła
 183cm wzrostu, 60kg 65kg wagi | kolor oczu nieokreślony: w świetle bursztynowy, bez niego niemalże czarny | wygodne ciuchy, to dobre ciuchy 


Facebook'owy status związku: wolny



Wpisy:

172 komentarze:

Julian Marshall pisze...

[Dobrze widzieć stare nazwiska. Witam z powrotem! :)]

Unknown pisze...

[ Już kurwa myślałem, że się wypiąłeś i w dupie mnie masz xD
Weź, ja też nie ogarniam, ale podoba mi się o wiele bardziej, niż na Onecie i w chuj czasu już zaoszczędziłem :P
wiedziałem, że tak będzie... xd dobra, to pisać o tym, jak już wrócił do Diego, czy chcesz w ogóle już coś innego? ]

Unknown pisze...

[ Możemy się o to założyć! :P
ja pierdolę, na tym blogspocie wszystko muszę zaczynać xd w ogóle, to przez Ciebie znowu nie będę po kolei odpisywał i pewnie znowu przestanę ogarniać te wszystkie komentarze.
Aha, bo zapomnę! Drogi kolego, napisałem nowy tekst, którego nie zauważyłeś, nad czym ubolewam, bo się tyczył Diego i Tony'ego, a stworzony został przeze mnie w autobusie, co uratowało mnie od przespania przystanku ^^ ]

Nie miał zamiaru wracać do Diego tamtej nocy. Miał w planach raczej ostro zabalować, co też mu do końca nie wyszło. Ostatecznie siedział na plaży, prawie się utopił i próbował przespać się na tylnym siedzeniu, co jednak nie było możliwe, gdyż nie mogły się od niego odczepić obrazy tego, co kilka godzin wcześniej tam robili.
Przyjechać chciał rano, jednak nie potrafił się do tego zmobilizować. Gdy minęło południe podjechał tylko do jakiegoś baru, zjadł przyzwoitą pizzę i przez następnych kilka godzin włóczył się po mieście. Najzwyczajniej w świecie się wstydził, co w połączeniu z jego dumą powodowało, że tylko się zadręczał, nie mogąc podjąć jakiejkolwiek decyzji.
W końcu usiadł jednak za kółkiem, gdy już było grubo po dziesiątej w nocy i podjechał pod rodzinny dom Diego. Wszedł na palcach po schodach, by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi i wszedł do sypialni, w tej chwili myśląc o tym, by przebrać się w coś czystego. Dalszego planu nie miał.

Tempest pisze...

Emil może zostawić w domu portfel czy telefon i nic sobie z tego nie zrobi, ale zupełnie inna sprawa jest z papierosami. Nigdy nie wie kiedy dopadnie go paląca potrzeba wypełnienia płuc trującym dymem. Dlatego zawsze ma je przy sobie. Jednak tragedia jest wtedy, gdy zapomni portfela, a papierosy się skończy. Włóczył się po mieście cały dzień, szukając czegoś wartego utrwalenia na papierze. Przeliczył się i nie znalazł kompletnie nic. Przy okazji wypalił, jak się teraz okazało, całą paczkę papierosów. Teraz czuł naglącą potrzebę zapalenia, ręce zaczynały mu drżeć, co nie działo się nigdy wcześniej. Czyżby przeszedł na jakiś dalszy etap uzależnienia? Jako, że nie miał zbytnio wyboru, postanowił kogoś zaczepić. Niedaleko, na wieczornym niebie odznaczała się łuna jakiegoś klubowego szyldu. Pognał w tamtym kierunku, licząc, że spotka jakichś palaczy przed wejściem. Ku jego uldze, nie przeliczył się. Przycisnął mocniej szkicownik łokciem do boku i podszedł do stojącego samotnie mężczyzny, który palił.
- Przepraszam, masz może użyczyć papierosa? - spytał, starając się nie brzmieć desperacko.

[Postanowiłam od razu napisać, a nie przerzucać odpowiedzialności za zaczęcie wątku. Mam nadzieję, że pasuje ci moja koncepcja.]

Unknown pisze...

[ To się faktycznie załóżmy :P
no i dobrze, po takiej długiej przerwie to Ty się powinieneś trochę wysilić ;P czuję się kurwa wyróżniony xD ale wciąż nie ogarniam, dlaczego akurat ze mną piszesz. No i jakim cudem Tony stał się przez Ciebie w pewnym stopniu gejem o0 weź, ja też ostatnio miałem już takie tyły ze wszystkimi, że aż mi głupio było xd
to się mogłeś przynajmniej wypowiedzieć jakoś konkretniej, bo w sumie nie miałem tego publikować, ale sobie pomyślałem "No nie, Patrykowi mówiłem, że coś wrzucę, no to dobra, niech będzie" ;P ]

Gdy wchodził do pokoju, od razu spojrzał na łóżko licząc na to, że zastanie tam drzemiącego chłopaka i tym samym uniknie konfrontacji do rana. Nawet nie próbował sobie wmówić, że Diego nie skomentuje jego nieobecności i tak po prostu powie mu "dzień dobry" i wszystko będzie w porządku.
Jedynym co teraz zobaczył była lekko wymięta pościel i nic więcej. Rozejrzał się więc i zatrzymał wzrok na drzwiach balkonowych, gdzie dostrzegł zarys sylwetki chłopaka. Przełknął głośno ślinę i nerwowo oblizał usta.
- Nie powinieneś już spać? - spytał odruchowo, bo to było jedyne, co w tej chwili przyszło mu do głowy. Po chwili podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej szczoteczkę do zębów i ręcznik. Chciał jak najszybciej się ogarnąć i wreszcie położyć. Kolejna forma ucieczki, chyba faktycznie był w tym mistrzem.

Tempest pisze...

- Dzięki, ratujesz mi życie - sapnął tylko, wyjmując papierosa z paczki. Nieznajomy pali mocniejsze od Emila, ale teraz to nie miało znaczenia. Wsunął papierosa między wargi i odpalił. Z widoczną na jego twarzy ulgą zaciągnął się mocno. Dym przyniósł niesamowite ukojenie dla zmysłów chociaż ogólnie jest bardzo szkodliwy. Gdy zaczął go wypuszczać z ust nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Wyciągnął z paczki jeszcze jednego, licząc, że tamten nie będzie miał mu tego za złe. Chciał założyć go za ucho, bo tylko stamtąd nic mu nie znikało, ale napotkał ołówek. Spojrzał na przedmiot po czym wsunął pomiędzy strony szkicownika. Tu też powinien być bezpieczny. Oddał pudełko i zapalniczkę nieznajomemu. - Jeszcze raz dziękuję.
Znów się zaciągnął, tym razem dłużej, bardziej z przyjemności niż z potrzeby.

Unknown pisze...

[ ahaha, no spoko xd z czysto egoistycznych pobudek nie będę więc od Ciebie nic wymagał, a to dziwne, bo zazwyczaj oczekuję od ludzi aż zbyt wiele ;p
taaa, kurwa nie gadaliśmy jakiś czas i jakie sympatyczne w chuj wyznania się posypały xd
wiem, że jestem :PP Ale inni o tym wiedzieć nie muszą ;p ]

Przerzucił ręcznik przez ramię i wyciągnął czyste bokserki. Jeszcze przez jakiś czas grzebał w swojej torbie, tak naprawdę tylko po to, by jakoś zagrać na zwłokę. W końcu wyprostował się, ale nawet nie spojrzał na Diego.
- Prawie cały czas w Barcelonie - odpowiedział. - Wezmę szybki prysznic i pogadamy, dobra? - powiedział, siląc się na spokojny ton i skierował się ku łazience. Zdawał sobie sprawę z tego, że Diego ma prawo o wszystkim wiedzieć i że on sam, zamiast zachowywać się jak gdyby nigdy nic, powinien go teraz przepraszać, albo przynajmniej okazać jakąkolwiek skruchę. W końcu byli w tym pieprzonym związku, tyle tylko, że Tony wciąż musiał sobie o tym przypominać, aby zachowywać się tak, jak wypadało w takiej sytuacji.

Diego Morales pisze...

[doceniam. ;d
hahah xD no widzę właśnie, jak miło się robi. kto by pomyślał, że wystarczy zniknąć na parę dni. ;D
okej, nikomu nie powiem. xd
http://www.youtube.com/watch?v=-mieXVkSGb4 słuchaj, jaki czad.

Mruknął tylko coś pod nosem, wychodząc znów na balkon, kiedy Tony zniknął w korytarzu.
Już któryś raz z kolei tego wieczora, zastanawiał się nad tym, dlaczego to wszystko musi tak wyglądać. Czemu relacje między nimi są tak strasznie skomplikowane i żeby przez chwilę mogło być między nimi naprawdę dobrze, coś wcześniej musi się spieprzyć. Ze sprzeczki na sprzeczkę, coraz bardziej zaczynało go męczyć to błędne koło, w jakim tkwili od dłuższego czasu.
Drgnął niekontrolowanie, w momencie gdy zawiał nieco silniejszy wiatr i mimo, że klimat tutaj był o niebo cieplejszy, niż w Anglii, to nie wiedzieć czemu, zrobiło mu się chłodno. Zgasił niedopałek w popielniczce i wrócił do pokoju, od razu sięgając po pierwszą z brzegu koszulkę i włożył ją, po czym rozłożył się na łóżku w oczekiwaniu na Tony'ego.

Unknown pisze...

[ Spróbowałbyś nie ;p
haha, spoko, 9.06 bodajże wyjeżdżam na tydzień to może zdążysz zatęsknić xd
Ty też o tym zapomnij xd
to jest kurwa zajebiste! :D ]

Mimowolnie zamruczał pod nosem, gdy poczuł ciepłą wodę pod prysznicem. Uwielbiał to, zwłaszcza teraz, gdy był tak zniszczony. Postanowił się nawet ogolić, pierwszy raz od kilku dni, bo już zaczął poważnie zarastać. Poza tym wydawało mu się, że w ten sposób chociaż minimalnie sprawi Diego przyjemność tym razem nie drapiąc jego twarzy. Gdy przejechał dłonią po gładkim policzku, aby upewnić się, że jednak pamięta, jak posługiwać się maszynką, wbił spojrzenie w swoje odbicie w lustrze i skrzywił się lekko. Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, jak wiele się w jego życiu pogmatwało ostatnio i jak on beznadziejny był w tym wszystkim. Bo przecież to on był problemem i to on sobie nie radził a co gorsza, nie pozwalał sobie pomóc. Ale przed chłopakiem się przecież nie przyzna, przecież to on miał być jego wsparciem, nigdy nie odwrót.
Założył jedynie bokserki i z jeszcze mokrymi włosami wrócił do pokoju. Odrzucił swoje rzeczy w kąt, po czym natychmiast położył się do łóżka.
- Jestem wykończony - mruknął, czując tę przyjemną miękkość poduszki pod głowę. Przekręcił się na bok i objął Diego. Chciał go przeprosić, ale w efekcie tylko pocałował go w policzek. Słowa jakoś nie przeszły mu przez usta.

Unknown pisze...

[ ahaha, nie wątpię xd Londyn, Oxford, itd :P
chyba raczej na pewno tak :PP i mówię tutaj bardzo poważnie.
jak nie oglądam tego teledysku to to też mi się podoba xd ]

Westchnął cicho, gdy nie spotkał się z żadną reakcją chłopaka. Przejechał dłonią po jego policzku i przez jakiś czas wpatrywał się w niego. W końcu jednak przymknął powieki i obrócił się na plecy, głowę wygodniej układając na poduszce. Faktycznie, powinni wreszcie normalnie pogadać, a chyba jak do tej pory nigdy im się to nie udało.
- Mógłbym powiedzieć to samo - odparł i zsunął z siebie kołdrę, czując, jak się pod nią dosłownie gotuje. - I nie czuję się z tym dobrze, ale coś sprawia, że ciągle chcę do ciebie wracać - dodał po chwili i przełknął głośno ślinę. Zanosiło się na temat, w którym on się raczej nie czuł zbyt pewnie.

Unknown pisze...

[ Ja się nie śmieję z Ciebie, tylko z Tobą xdd ej, kurwa, bo coś czuję, że mógłbyś to kiedyś wykorzystać przeciwko mnie, także lepiej wymarz to ze swojej pamięci i po sprawie ;pp
no bo wysyłasz mi coś, co mnie zawsze albo śmieszyło, albo odstraszało, to aż nie mogłem się powstrzymać od komentarza xd haha, ja mam na treningach kolesia, który wygląda jak Jezus xdd ]

Sam nie był pewien, czy jego serce w tym momencie stanęło, czy niespodziewanie przyspieszyło. W każdym bądź razie, poczuł pewien ucisk w klatce piersiowej, a po jego ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Chyba się wystraszył. I w jakiś sposób zrobiło mu się tak po prostu przykro. Wydawało mu się, że faktycznie spierdolił to wszystko całkowicie, a chłopak wymyka mu się z rąk. Do tej pory był pewien, że będzie miał go na każde zawołanie, ale najwidoczniej był tylko skończonym idiotą z przerośniętym ego.
Milczał przez jakiś czas, próbując jakoś ułożyć sobie w głowie sensowną wypowiedź. Podniósł się do siadu i objął zgięte nogi rękoma, jedną dłonią łapiąc się za nadgarstek, by jakoś utrzymać się w tej pozycji. Leżenie tylko sprawiało, że czuł się jeszcze słabszy.
- Nie chcę ci niczego obiecywać, bo ja sam nie wiem, co ze mną będzie za kilka godzin. I byłbym skończonym dupkiem, gdybym oczekiwał od ciebie, że to wytrzymasz, bo ja sam mam tego często dość - powiedział beznamiętnie, wpatrując się w ścianę przed sobą. Przejechał dłonią po twarzy i zatrzymał ją na wysokości łuku brwiowego. Odwrócił się od Diego i zacisnął powieki, przeklinając siebie w duchu za własną głupotę. - Ale ja naprawdę chciałem, żeby to wyszło - szepnął w końcu, bardziej do siebie, niż do chłopaka.

Unknown pisze...

[ haha, ja też, zwłaszcza jak już z kogoś tak cisnę, że leżę na podłodze, tak jak dzisiaj z Ewy, kiedy odliczaliśmy sobie na pp podatek od płacy (po tym aż się kurwa boję do roboty iść) xd ja ogarnąłem w 3 minuty wszystko, a ona siedzi nad tym i siedzi, wszyscy skończyli, a ona dalej i taka skupiona, że ja pierdolę. A w końcu i tak wszystko pochrzaniła xdd ale żebyś Ty widział jej mimikę, jest kurwa jedyna w swoim rodzaju xd
weź idź ;p
ten nasz też. A co lepsze, koleś ma ponad 2 metry i nawet ja się przy nim czuję jak kurdupel xd
ahaha, mówiłem, że długo nie wytrzymasz! :P Całego nie odsłucham, bo mocuję się z zadaniami z matmy i potrzebuję ciszy, ale i tak co jedno odświeżam bloga xd Coraz bardziej się przekonuję do ich muzyki, ale kurwa strasznie mi się nie podoba, jak ona wchodzi w wyższe dźwięki jak śpiewa. ]

Teraz był przekonany, że to wszystko zmierza ku końcowi. Właściwie był pewien, że Diego już dawno podjął tę decyzję, a teraz chciał go o tym tylko poinformować. Nie miał do niego żalu, właściwie uważał to nawet za rozsądne rozwiązanie. Ale jakoś sobie teraz nie wyobrażał, jak mógłby sobie teraz wszystko ułożyć, bo choć może to wszystko nie trwało długo to tak na niego wpłynęło, że już normalnym dla niego było to, że Diego wciąż był w jego podświadomości. Miałby z tym skończyć? Już by nie potrafił i może nie od razu, ale po pewnym czasie i kilku głębszych pewnie zdolny byłby nachodzić chłopaka tylko po to, by nie pozwolić mu o sobie zapomnieć. Popaprało mu się w głowie od tego wszystkiego.
Odchylił się trochę i oparł tył głowy na ramieniu Diego. W końcu odwrócił się w jego stronę.
- Czego byś chciał? - wbił spojrzenie w jego twarz. Inaczej nie potrafił sformułować tego pytania.

Unknown pisze...

[ nie chcę, wiesz przecież ;p
a się zarzekałeś, że już nigdy o niej nie wspomnisz! :PP
weź mi kurwa takich rzeczy nie wysyłaj, bo się prawie pod koniec wzruszyłem, no ja pierdole... ;p w ogóle to oglądałem właśnie Fakty i tam było o takim pośle, Pięcie, który zaczął jeździć po homoseksualistach dzisiaj w sejmie i tak na koniec tego reportażu sobie powiedziałem pod nosem, że nienawidzę tak ograniczonych ludzi. I się zaczęła dyskusja z mamą i tłumaczę jej, że homoseksualiści nie chcą wpływać na nasze życie, to jakim prawem my chcemy ingerować w ich. I teraz obczaj najlepsze - w końcu spoważniała i walnęła do mnie z takim tekstem: "Michał, ale czy ty mi chcesz o czymś powiedzieć?" xd
znajome robią akcję charytatywną niedługo to powiedziałem, że jakoś tam mogę pomóc (chciałem być miły) i w efekcie skończyłem kurwa z takim kawałkiem do zaśpiewania xd
http://www.youtube.com/watch?v=VASbtWejos0 ]

Mimowolnie uśmiechnął się, gdy wsłuchiwał się w jego słowa. Nie spodziewał się, że chłopak zareaguje w taki sposób, ale był mu za to cholernie wdzięczny. Przez jakiś czas po prostu wpatrywał się w niego, jak w jakiś obrazek i zdawał sobie sprawę z tego, że ma przy tym dość idiotyczną minę, ale jakoś się tym nie przejmował.
- A może ja bym chciał tak na zawsze? - mruknął i uśmiechnął się łobuzersko, przy okazji posyłając mu wyzywające spojrzenie.
Przejechał dłonią po jego policzku i nachylił się ku niemu, by delikatnie pocałować go w usta.
- Przepraszam - szepnął mu do ucha i przytulił go mocno do siebie.

Unknown pisze...

[ ahaha, no nie przesadzaj xd na pewno ktoś by się zainteresował Tonym :P
ja co innego pamiętam ;p
w ogóle ostatnio jakiś dziwny jestem. Nawet w szkole się do mnie przywalają, że już taki złośliwy nie jestem i prawie same miłe rzeczy mówię xd
to jak to się w końcu skończyło? I czemu tamten koleś pojechał w pizdu?
dobrze, że ojca nie ma teraz xdd no przez to, że się trochę ścięliśmy wcześniej i byłem poddenerwowany to powiedziałem, że "teraz nie, ale może kiedyś będę miał" i poszedłem do siebie i tak siedzę do tej pory xd
chujowo mi wychodzi.
fajne :) a od kiedy koleżanka mi to puściła to łazi za mną to - http://www.youtube.com/watch?v=akvu1AOnUIw i teledysk mi się zajebiście podoba. ]

Pogładził go po plecach i pocałował w skroń. Jednak po jego słowach, uśmiech zniknął z jego twarzy. Westchnął cicho i oblizał wargi.
- Do niczego nie doszło - powiedział i spojrzał Diego w oczy. - Chciałem, ale... po prostu nie mogłem - pokręcił głową i uciekł gdzieś wzrokiem, trochę obawiając się reakcji chłopaka. To ostatnie zdanie mógł sobie w gruncie rzeczy podarować. Prawda była jednak taka, że umówił się z tą dziewczyną, ba! znalazł się w jej mieszkaniu już do połowy rozebrany. Tyle, że jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa, wciąż czując na sobie dotyk Diego. Zdarzyło mu się to pierwszy raz i miał nadzieję, że już ostatni, bo to w gruncie rzeczy wcale nie było przyjemne. Może uchroniło go to od popełnienia wielkiego błędu, ale też w jakiś sposób ugodziło w jego dumę.

Unknown pisze...

[ haha, ta, wmawiaj sobie, że nudna ;pp
Chyba Ty :P
a bo jak mnie nie było ostatnio na blogu (a później Ciebie) to tak mi się trochę popieprzyło znowu. Znaczy się, jednego z lepszych kumpli mi pobili i go okradli, a godzinę wcześniej się z nim widziałem i zostawiłem go na ulicy w sumie dlatego, że się pokłóciliśmy i w jakiś sposób się czuję odpowiedzialny. Szukałem z innymi tych gnoi, ale mówił, że ich w ogóle nie kojarzył. A wiesz, jak to w małym mieście, chcesz, czy nie, wiesz kto tu mieszka. I taki nabuzowany chodziłem, że tydzień temu sam się ustawiłem z takim wkurwiającym kolesiem z równoległej klasy i trochę mnie poniosło, ale przynajmniej jakiś honor miał i się do mnie nie przypierdolił i nie mam kłopotów. Ale po tym wszystkim stwierdziłem, że się jak chuj zachowywać nie będę. To tak w skrócie ;p
Ty, ale powiem Ci, że właśnie takie weekendowe sprawy mnie zawsze najdłużej trzymały, jeśli chodzi o psychikę, także coś w tym jest ;pp
weź nawet tak nie gadaj, do facetów mnie wciąż nie ciągnie i tak ma pozostać! Tylko chciałem ją wkurzyć xD
no na serio. już w ogóle śpiewanie mnie nie kręci.
http://www.youtube.com/watch?v=I-v3sVWT8pA wysłała mi to jakaś nasza nowa autorka i w chuj się tym jaram, nie pytaj dlaczego o0 ]

Gdy ich spojrzenia się spotkały, natychmiast spuścił głowę, by chociaż po części uniknąć konfrontacji. Co miał mu powiedzieć? "Tak, kochanie, nigdy cię nie zdradzę"? Tyle, że on sam nie był tego pewien. Znał siebie na tyle, że nawet najgłupsza sytuacja mogłaby sprawić, że chciałby w ten sposób dać nauczkę Diego. Zwłaszcza, gdy poczułby się choć trochę zazdrosny, a o to w jego przypadku nie było trudno.
- Nie myśl o tym - mruknął i przejechał nosem po linii jego szczęki, by w końcu pocałować go w policzek. Naparł lekko na niego, by zmusić go do położenia się. Jedynym o czym marzył w tej chwili był sen, który wybawiłby go od zmęczenia i kolejnego niekomfortowego tematu.

Unknown pisze...

[ dobra, pozostawię Cię w tej błogiej niewiedzy ;p
pewnie z jakiejś wiochy okolicznej. W promieniu 20 km nie ma żadnego miasta. Mecz jakiś był w weekend, a poza tym, taki klimat zadupi polskich ^^
U mnie był taki okres, że trzy osoby jebły się z bloków. A jedna baba to zamiast z okna wyskoczyć to wyskoczyła na klatce schodowej z chyba 4 piętra. I sobie obczaj, że wracasz po robocie, a tu ścierwo, które się rozbryzgało nawet na 2 piętro.
Ty lepiej tak nie gadaj, bo się jeszcze wystraszę i się skończy moja działalność tutaj w obawie o własną orientację seksualną xd
kurwa, myślałem, że powiedzą: "dzięki wielkie, ale wiemy, że masz dużo na głowie, po prostu wpadnij i kup cegiełkę i będzie ok", a nie... xd
mi się taka muzyka nigdy nie podobała, a ostatnio jakoś nawet polubiłem. ]

Przyglądał mu się, lekko już nie przytomnym spojrzeniem, przy okazji uśmiechając się lekko. Diego chyba po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ważny był dla niego i jak cholernie mu na nim zależało. Na razie jednak nie chciał mu się do tego przyznawać, bo wydawało mu się, że to może jakoś obrócić się przeciw niemu.
Odwzajemnił ten pocałunek, delikatnie napierając na chłopaka, ale nie przesadnie. Czuł się teraz dobrze i nie chciał tego zmieniać.
- Powiesz mi czym się tak zadręczasz? - zapytał po chwili.

befitt. pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Unknown pisze...

[ I dobrze, bo by Ci jeszcze wpierdolili i musiałbym zapierdalać do Bydgoszczy, co by się odegrać na nich ;p
a co lepsze, była kurwa w ciąży, a jej facet od roku siedział w Anglii ^^
nie musiałbyś sobie wmawiać, bo to by była TWOJA wina xd
miałem nadzieję, że się zlitują ;p
http://www.youtube.com/watch?v=lqwyTH8D2y0
pamiętasz tego mojego kuzyna, który chciał się zabić, o którym Ci opowiadałem? Ma kurwa schizofrenię paranoidalną i nie chce brać leków, a jakiś zjebany głos mu pierdoli, że jest beznadziejny i powinien ze sobą skończyć. I jeszcze babcia się na maksa rozchorowała. Ojciec wczoraj wrócił ze Strzegomia (bo to jego strona rodziny) taki zniszczony, że jeszcze nigdy go takim nie wiedziałem. A mama do mnie przed chwilą (bo dopiero wróciłem z treningu), że zaczął się też o mnie martwić. Jakoś od wczoraj nie mogę przestać o tym wszystkim myśleć. ]

Westchnął cicho i przez chwilę jedynie głaskał go po policzku zewnętrzną stroną dłoni. Nie wiedział jak może poprawić mu nastrój i nie wiedział, jak w ogóle powinien się zachować. Pierwszy raz był w takiej sytuacji.
- Nawet nie wiesz, jaki jesteś dla mnie ważny - powiedział i wbił w niego pewne spojrzenie. - I nie jestem pewien, czy w ogóle pozwoliłbym ci odejść - dodał i położył dłoń na jego karku, delikatnie ją zaciskając, jak gdyby na potwierdzenie swoich słów.

Unknown pisze...

[ Każda okazja jest dobra, by dać komuś wpierdol :P a w sprawie kumpla to już rzecz honorowa ;D
ostatnio wszyscy walą do mnie z tekstem, że "głupi to, głupi tamto". Króluje oczywiście, głupi ma szczęście ^^
tego konkretnego nie, bo sam przypadkiem obczaiłem go na iPodzie dzisiaj. Ale tego kolesia to już ze cztery Ci wcześniej wysłałem ;p
a jego nie wiem dlaczego, w psychiatryku nie zamykają i jest chujnia. I najbardziej w tym wszystkim szkoda mi ojca. Jedyny się uchował - pozostała część rodziny od jego strony jest pojebana.
Ja mam teraz "Potop" i się wkurwiłem, bo baba dała nam 2 tygodnie na całość, czaisz? A ja akurat byłem w połowie książki Kinga i się wszystko zaczynało rozkręcać -.- ]

Uśmiechnął się lekko i objął go wygodniej ramieniem.
- To teraz myślę, że spokojnie możemy już pójść spać, co? - mruknął i przetarł oczy, chcąc jeszcze na moment rozbudzić powieki, które mimowolnie same mu opadały. Choć targało nim teraz tyle emocji, jego ciało wykończone zarwaniem poprzedniej nocy, odmawiało mu posłuszeństwa.
- I choćbym nie wiem, co odpierdolił, pamiętaj o tym, co ci wcześniej powiedziałem - szepnął mu do ucha i podsunął się trochę, by znaleźć się wyżej, niż Diego. Oparł brodę o jego głowę i objął go ramieniem. Nawet nie wiedział kiedy usnął.

Unknown pisze...

[ pojebało Cię. Chociaż ja to średnio raz w tygodniu prawie wpadam po auto xd Ale zawsze ktoś za koszulkę mnie ciągnie do tyłu i kończy się na tym, że jakiś obcy człowiek mnie opierdala za nieuwagę.
a on nie chce, bo jest kretynem. Ta, witamy w Polsce xd
ja niby mam zdawać rozszerzoną maturę z polskiego i tak chciałem zachować się jak poważny uczeń... ^^ ale jak dwa dni przed terminem dalej będę w dupie to polecę ze streszczeniem i kiedyś najwyżej doczytam (ta, już to widzę xd)
To ci z tego serialu, który mi pokazywałeś! :D kilka odcinków udało mi się obejrzeć xd
poszedłem od razu, bo miałem taki wycisk na nogi, że normalnie mięśnie mi nie pracują od wczoraj. Dzisiaj też, zwłaszcza te udowe, całe są sztywne od połowy w górę i nie mogę po schodach normalnie schodzić, tylko skaczę, licząc na to, że się nie wypierdolę xd ]

Obudził się jak na swoje standardy dość późno. Słońce już mocno grzało, co dość nieprzyjemnie odczuwał przez jego promienie, które padały prosto na jego twarz.
Już chciał się zerwać z łóżka i zapalić papierosa, a później pójść pobiegać, ale stwierdził, że może choć raz spróbuje w nim poleżeć dłużej, niż kilka sekund. Odwrócił się więc w stronę Diego i objął go. Brodę oparł o zagłębienie między jego szyją a ramieniem i pocałował go delikatnie w policzek. Miał nadzieję, że temat poprzedniej nocy został zakończony i wszystko będzie już między nimi w porządku.
Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał nagle skrzypienie drzwi. Odwrócił się w ich stronę i dostrzegł tego małego chłopca, który biegał zawsze po całym domu. Spojrzał na niego zdezorientowany i tak się sobie przyglądali przez dobrych kilka minut.

Unknown pisze...

[ E tam, i tak stąd wypierdalam, nawet nie wiem, czy studia będę jakieś kończył.
haha, tak samo miałem francuski nadrobić xd
ja to już nie pamiętam, co to telewizja ;p
Ty się śmiej, a jest coraz gorzej. W szkole jak jakiś paralityk się zachowywałem xd a dzisiaj jak poszedłem do dziadków po szkole, pomimo, że z dworca jest jakieś 5 minut drogi, to myślałem, że się wyjebię na tym chodniku, bo te mięśnie mi coś w ogóle nie działają i nogi mam całe sztywne i się uginać nie chcą xd ]

Nie przepadał za dziećmi. Teraz jednak mimowolnie roześmiał się cicho, widząc zachowanie tego małego chłopca. Przetarł swoje zaspane oczy i przeciągnął się lekko. W końcu zsunął się z łóżka na podłogę i usiadł po turecku na przeciw niego.
- Tony - uśmiechnął się, dłońmi wskazując na siebie. Nigdy nie przykładał się do lekcji hiszpańskiego i nie miał pojęcia, jak ma się z nim dogadać.

Unknown pisze...

[ Ja kurwa będę miał chyba najlepszą średnią w klasie, więc się nie czepiaj xd
Ej! Słowny to akurat jestem, tylko względem siebie samego mam problem ;p
Tym bardziej, że mam do swojego pokoju do pokonania 17 jebanych stopni i jakoś tak się składa, że rodzice co chwilę coś ode mnie chcą i tak sobie zapierdalam w tą i z powrotem. W końcu się wkurwiłem i na dupie zjechałem, jak za dawnych lat xd ale ojciec mnie przynajmniej rozumie - kiedyś trenował nogę, więc zna ten ból ;p
fajna :D ale u kobiet wolę takie... głębsze głosy ;)
http://www.youtube.com/watch?v=DNG_lFShmkE cały dzień za mną łazi ]

Potakiwał co chwilę głową, usiłując wyłapać choć jedno znane sobie słowo, ale skończyło się na tym, że rozumiał jedynie "ja" i "tak", więc w pewnym momencie odpuścił sobie i po prostu szczerzył się do tego dzieciaka jak głupi. Trzeba było przyznać, że był całkiem... uroczy.
Odruchowo podążył spojrzeniem za ręką chłopca, a gdy dostrzegł, że Diego już się obudził i przygląda się im, niekontrolowanie się roześmiał i ukrył twarz w dłoniach.
- Ratuj - jęknął po chwili, zerkając na niego spomiędzy palców.

[ jaka kurwa... sielanka xd ]

Unknown pisze...

[ Moja edukacja wygląda dokładnie tak jak Twoja, tylko zdolniejszy jestem ;pp Ale weź nic nawet nie mów, ostatnio koleś od angielskiego się do mnie przypierdolił i mnie gnoi w każdy możliwy sposób.
Wiesz jaką mam taktykę? Jedna ręka na poręcz, jedna płasko na ścianie i się podciągam, licząc na to, że grawitacja mnie w chuja nie zrobi xd windy są do dupy, nigdy z nich nie korzystam ;p
ja miałem chujowy poranek, ale gdzieś po 2 lekcji się rozkręciłem i już nie pamiętam kiedy miałem takie napady śmiechu xd a że śmieję się głośno to aż inni ogarniali, co się dzieje, na co kumpel do wszystkich, że "jak można w takiej klasie zostać normalnym?" po czym sam zaczął cisnąć ze mną, a już nawet nie wiem, o co chodziło xd
Nie lubię tego typu dziewczyn. Ale głos ma dobry. Tylko, że przy tym "show must go on" to "on" powinna zacząć z wyższych tonów i pociągnąć, a nie tak w chuj poleciała w dół. ]

Posłał mu mordercze spojrzenie, które nabrało mocy, gdy dostrzegł w ręce Diego papierosa. Natychmiast podniósł się z podłogi i podszedł do niego, sprawnie wyrywając mu go z dłoni i gasząc w popielniczce, która leżała na szafce obok.
- To nawet ja wiem, że się przy dzieciakach nie pali - powiedział ostro i lekko popchnął go w ramię, jak to miał w zwyczaju, gdy kogoś upominał.
Gdy usłyszał przetłumaczone słowa, spojrzał z wyrzutem na chłopca i teatralnie pociągnął za bok swoich czarnych bokserek, które w momencie, gdy je puścił, nieprzyjemnie plasnęły o jego udo. Roześmiał się jednak i przysiadł na krawędzi łóżka, spoglądając na Diego łobuzersko.
- Nie wiem jak ty, ale ja tam jestem ubrany - wyszczerzył się.

Unknown pisze...

[ no ba! :D a teraz powiedz, o co Ci naprawdę chodzi ;p
taaa... kurwa dzisiaj na wf-ach graliśmy w rugby xd ja nawet nie mogłem biegać i tak się wkurwiłem, że się zmobilizowałem i co prawda, jak paralityk, ale w końcu się rozruszałem i wygraliśmy :D
haha, to ja w szkole mam tak codziennie xdd
wiesz jaki jest mój typ? Monica Bellucci - kobieta idealna! :D
nie znam się, ale to akurat wyłapałby byle kretyn ;p
jestem u cioci, głośniki dalej nie działają xd ]

Pokiwał poważnie głową i przez jakiś czas śledził spojrzeniem Javiera. On by się na ojca nie nadawał. W sumie, wiedział, jak dbać o dzieci i gdyby coś takiego się zdarzyło, na pewno zatroszczyłby się o swojego potomka. Tyle tylko, że nie byłby szczęśliwy, a to prędzej czy później dałoby o sobie znać.
- Dlatego cieszę się, że jestem z tobą i o żadnej wpadce nie ma mowy - roześmiał się i spojrzał na niego przez ramię.
Uśmiechnął się do niego łobuzersko w odpowiedzi na tę zaczepkę, ale postanowił go w żaden sposób nie ripostować. Za wcześnie było, aby mógł się pochwalić swoją błyskotliwością.
- W dwa dni nie ogarnie tego języka, także nie muszę się martwić - mrugnął do niego i znów spojrzał na chłopczyka. - W ogóle to jakiś twój kuzyn, czy ktoś? Cholernie podobni do siebie jesteście - powiedział obojętnym tonem. Po prostu dopiero teraz to dostrzegł.

Unknown pisze...

[ no właśnie nie wiem, ale to dziwne, że od tak przyznałeś mi rację ;p
na samą myśl mnie wszystko rozbolało xd ta, ciekawe jak będziesz z nim wyglądał jako stary dziadek ;p a ja w ogóle dopiero dzisiaj (przez mamę) obczaiłam, że po tym, jak mi kumpel na ostatnim treningu przypadkiem nadepnął na ścięgno Achillesa (bolało w chuj), to mi wszystko napuchło i mam taką gulę tam xd pierdolę, własnego ciała nie ogarniam ;p
Dla takiej to mógłbym zostać monogamistą ;p
a co Cię na Guns N'Roses wzięło? ja średnio za nimi przepadam, zależy od mojego humoru.
http://www.youtube.com/watch?v=fiGRoy5SPK8 ]

Uniósł brwi i spojrzał to na Diego to na chłopca.
- No to mnie teraz wystraszyłeś - powiedział i uśmiechnął się dość sceptycznie, po czym podniósł się z łóżka i sięgnął po paczkę papierosów, która leżała na szafce nocnej. Wyciągnął jednego i włożył go do ust, zapalniczkę biorąc ze sobą. - To w takim razie ty się nim zajmij - uśmiechnął się szeroko na tyle, na ile pozwalał mu zaciśnięty pomiędzy wargami papieros. Podszedł do drzwi balkonowych i jeszcze raz uważnie przyjrzał się Diego i Javierowi.
- Najwidoczniej taka hiszpańska uroda - wzruszył ramionami i wyszedł na zewnątrz. Niespecjalnie się na tym znał, ale drążyć też nie miał zamiaru. Postanowił się nie czepiać o byle rzeczy, tak jak w przypadku tego głupiego jedzenia. Dopóki faktycznie czegoś nie dostrzeże, nie będzie kierował się swoimi podejrzeniami, bo cały ten ich związek ległby w gruzach już na wstępie.

Unknown pisze...

[ Tak myślałem, ale liczyłem, że jednak nie ;p
to łaź w taką pogodę z wywalonym brzuchem, spoko xd Jestem pewny, że skoro tak gadasz to dożyjesz szczęśliwej, późnej starości ;pp
haha, wybacz ;p jeszcze mam podbite oko, jak się dzisiaj okazało xd
Ona grała w takim filmie "Malena", na którym się wychowałem, dlatego dla niej mógłbym wszystko :D
jak możesz znać ode mnie, jak ja to dwa dni temu pierwszy raz słyszałem? xd ]

- Za to bez nas byś zginął! - odkrzyknął mu z balkonu, po czym wychylił głowę przez drzwi i wyszczerzył się do Diego. - Dobrym agentem byś nie był, bo za głośno mówisz - pokręcił głową i spojrzał na Javiera. - Co nie, młody? Ja tego nie widzę - zaśmiał się i jeszcze mrugnął do Diego zaczepnie, po czym znów zniknął na zewnątrz.
Oparł się o balustradę i powoli palił papierosa. W sumie, czuł się tutaj bardzo dobrze i wyjątkowo na siebie swobodnie. Przyzwyczajony był do ciągłej czujności i pewnego spięcia, które pozostały mu po pracy dla ojca. Ale tutaj? Czego mógł się obawiać? Dziecka, które ledwo zaczęło chodzić do przedszkola, czy chłopaka, którego mógłby położyć jedną ręką? Zresztą, na tym drugim cholernie mu zależało i nawet jeśli miałoby się to dla niego źle skończyć, nie dbał o to.

Unknown pisze...

[ trochę już znam, ale nadzieję zawsze można mieć xd właściwie to myślałem, że mnie wreszcie czymś zaskoczysz ;p
haha, to ja zawsze łażę w samych bokserkach, ewentualnie jak są goście to założę jakieś luźniejsze i koszulkę. A jakby mnie ktoś w nocy nawiedził to już w ogóle by się zdziwił, bo wtedy najczęściej nie mam nic xd
pierdolisz ;p
już mi trochę przybladło, także nie jest źle ;) ale ogólnie dzień z dupy.
niestety, urodziłem się zbyt późno i w złym kraju...
znam. Miałem kumpla, który ciągle słuchał Mansona.
http://www.youtube.com/watch?v=AGdyRihp1Qg
A to też znasz ode mnie? xd zawsze jak mi coś nie idzie po myśli (a dzisiaj tak jest) to ich słucham, nie wiem dlaczego ;p
w ogóle, chłopie, błagam, powiedz, że znasz się na maszynach do pisania, bo zaraz kurwicy dostanę. ]

Wzdrygnął się lekko, gdy poczuł dotyk na swoich plecach, ale gdy zorientował się, że to Diego, od razu się rozluźnił i delikatnie uśmiechnął, nawet nie próbując ukryć swojego zadowolenia.
W pierwszej chwili nie odpowiedział na jego pytanie, tylko obrócił się w jego stronę i przyciągnął go do siebie, by go pocałować. Zaskoczył tym samego siebie, bo raczej nie przywykł do tego typu gestów. Teraz jednak miał na to tak cholerną ochotę, że nawet się nad tym nie zastanawiał. Uśmiechnął się lekko i odchylił głowę, by wypuścić dym z ust i przypadkiem nie dmuchnąć nim chłopakowi w twarz. Sam nie lubił, gdy ktoś tak robił, bo jego oczy były na to wyjątkowo wrażliwe.
- Chciałem wyjechać jutro wieczorem - powiedział i zmarszczył lekko brwi. - Po prostu muszę ogarnąć te wszystkie sprawy, o których ci mówiłem - mruknął i odwrócił głowę, by znów wbić spojrzenie w linię horyzontu. Nie chciał wyjeżdżać. Ale teraz akurat nie miał innego wyboru.

Unknown pisze...

[ o kurwa, a myślałem, że w zaledwie dwóch ;p to Ty mnie kiedyś zaskoczyłeś? xd spoko, ostatnio mam za dużo na głowie, żeby przeżywać, także możesz śmiało walić ;D
oszczędź szczegółów xd
ja jednak sądzę, że pierdolisz. Jakbyś miał umrzeć młodo to byś przed samą śmiercią się ogarnął, że jednak masz co jeszcze robić na tym świecie ;)
nic mi nie mów, dobra? Muszę jutro wstać najpóźniej o 6 i pchać się do autobusu i do Wrocławia jechać na weekend, więc już widzę, jaki śnięty będę.
ta, będę sobie walił przy filmach z nią i jej zdjęciach, dzięki za taką przyszłość... xd
haha, ale ten koleś jest przypałowy xd ale dobry, dobry :D ]

Objął go i przytulił swój policzek do jego skroni, przez chwilę w milczeniu przyglądając się budzącemu się do życia miastu, majaczącemu w oddali.
- Spokojnie, jeszcze tu wrócimy - szepnął mu do ucha i uśmiechnął się lekko. Ta perspektywa całkiem go cieszyła, ale zapewne tylko dlatego, że tak mało czasu tutaj spędzili. Wiedział jednak, że będzie miał do tego miejsca pewien sentyment. Jakoś pozwoliło mu się zbliżyć do Diego, a z drugiej strony uświadomiło mu, jak łatwo może go stracić. Dotarło do niego, jak cholernie mu na nim zależy i jak bardzo nie chce tego wszystkiego zepsuć swoją głupotą, czy niepohamowanymi emocjami. Być może dlatego starał się, by wszystko było w porządku, być może stąd pojawiły się te wszystkie jego drobne, ale czułe gesty.
- Ale ja takie pożegnanie z przyjemnością bym zobaczył - roześmiał się i zgasił papierosa o barierkę.

Unknown pisze...

[ eee tam, tym razem wyjątkowo się mylę ;p nie pamiętam xd a może to o Ciebie chodziło? xd
ale mojej wyobraźni to już wystarczyło ;p
no i bardzo dobrze, że się ogarniasz, bo to przynajmniej dowód na to, że nie jesteś pierdolonym idiotą i jebanym tchórzem, proste. Jakiej 30-stki? Mi zostało raptem 6 lat życia ;p a z tym urywaniem się kontaktu - na pewno faza na blog mi przejdzie jak pójdę na studia, ale wtedy to bym Cię chciał poznać w realu :D
do tego Lichenia to na jakieś kurwa nauki przedmałżeńskie? xd
On się wkręca każdemu xd i nie uwierzę, że Ty go sobie chociaż raz nie zanuciłeś ;pp
aż sobie sprawdziłem, ona ma dwie córki, także spoko, nic nie jest stracone, bo są ode mnie o 9 i 15 lat młodsze :PP ]

Pokręcił głową i roześmiał się.
- Dlaczego od razu idiotek? Nie doceniasz ich pewnie - wyszczerzył się, ale po chwili, pomimo, że wciąż się lekko uśmiechał, jego spojrzenie przygasło. - W sumie jeszcze nikt mi jeszcze nie wyprawił żadnego pożegnania i jestem ciekaw jak to jest - wzruszył ramionami. Po wyjeździe z Londynu rodzice nawet do niego nie zadzwonili, choć przez kilka miesięcy specjalnie trzymał kartę z tym samym numerem w nadziei, że jednak dadzą mu jakikolwiek znak. Ale nie zrobili tego.
Odchrząknął i przeciągnął się lekko.
- Chodź na śniadanie - dźgnął go palcem w bok i uśmiechnął się zaczepnie, po czym wszedł do pokoju i założył jakieś krótkie spodenki i bluzkę, co by nie paradować niemal nago po cudzym domu.

Unknown pisze...

[ pewnie tak xd
Kurwa, oswajam się jeszcze, dobra? ;p
ale chyba nie aż takim, skoro jakoś potrafisz się ogarnąć ^^ ahaha, mówiłem, że będziesz żył dłużej niż ja ;pp Z Tobą i jakimiś 2,3 osobami to jeszcze mogę, ale na żaden kurwa zlot nie idę, bo nienawidzę takich takich rzeczy.
"Ciecie recie, ciecie recie" :DD
ale za 10 lat już nie, i wtedy wkraczam ja xd
Ty kurwa, włączyłem sobie zaraz po tym, jak Ci odpisałem, Wojewódzkiego i walnąłem się do łóżka i prawie natychmiast zasnąłem i przed chwilą się obudziłem tylko przez szum komputera. Pierdolę, zaraz znowu się kładę i nie idę jutro do szkoły. ]

Nawet nie pomyślał o czymś typowo na pokaz, może dlatego, że nikogo tutaj nie znał i po prostu nie miał pojęcia, kogo mogłyby chcieć zaprosić. Raczej wyobrażał to sobie jako przyjemną kolację jedynie dla domowników i to wszystko.
Uśmiechnął się mimowolnie szerzej, gdy Diego przytulił się do niego jeszcze bardziej. Pocałował go w czubek głowy i rozczochrał trochę jego włosy. O rodzinie nie opowiadał, bo po prostu nie miał o czym mówić i nie wydawało mu się, by chłopaka to w jakikolwiek sposób mogło zainteresować.
Właśnie chował część pieniędzy do kieszeni torby, gdy Diego zjawił się w pokoju. Natychmiast się wyprostował i spojrzał na niego przerażony, gdy ten zadał mu pytanie.
- Mam nadzieję, że nie - pokręcił głową. - Chodź, po zaraz tu padnę - pociągnął go za rękę i skierował się ku wyjściu. Jakby na potwierdzenie tych słów, głośno zaburczało mu w brzuchu. Teoretycznie godzinę po jedzeniu powinien pójść pobiegać. Ale dziś, wyjątkowo, chciał posiedzieć na ogrodzie i przypomnieć sobie, jak to jest nic nie robić.

Unknown pisze...

[ Ten po lewej to rozumiem, że Tony? xd
ano fakt, do wątków trzeba się psychicznie nastawić xd
haha, a później wpierdol od wszystkich niezaproszonych xd spoko, jak najbardziej, ale po zakończeniu działalności bloga. Znam siebie za dobrze - jak Was poznam to już nie będzie mowy o żadnych wątkach. A na razie się za bardzo do Tony'ego przyzwyczaiłem, żeby go teraz zabić ;)
to mnie Daga nakręciła, jak o drugiej w nocy w bokserkach tańczyłem i śpiewałem to, bo akurat trafiliśmy na to, jak skakaliśmy po kanałach xd
nie wkurwiaj mnie nawet. Zawsze jak gdzieś wyjeżdżam muszę być chory. Na Ukrainie przecież jeszcze antybiotyk brałem. W ciągu 24h przespałem więcej, niż w ciągu 3 dni o0 i po tym nie jestem w stanie nic robić, tylko Morrowind nakurwiać, bo jak czytam to mi się oczy same zamykają, to samo przed TV. A że Tobie odpisuję to jakiś cud kurde.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=OmLNs6zQIHo#! Dominika mi wysłała, zajebiście się z tym pije Fervex ^^ tak sobie myślę, że coś rozkminię do tego z Tonym i Diego, ale jak się coś spierdoli, na razie mają za dobrze ;p ]

Nigdy nie potrafił "brylować w towarzystwie". Na wszystkich przyjęciach, kolacjach, czy spotkaniach, w jakich uczestniczył w ciągu swojego życia, raczej trzymał się na uboczu i nie wdawał w te wszystkie sztuczne rozmowy o niczym. Tak samo było w klubach - albo upijał się w samotności, albo odszukiwał jedną, interesującą go osobę i na niej się skupiał. Większej uwagi wolał nie skupiać.
- To ty masz ich więcej? - spojrzał na niego przerażony i skrzywił się trochę. - Teraz to jestem już pewien, że żadnego nie wziąłeś - powiedział, z naciskiem na "nie" i przyciągnął go do siebie. Przelotnie pocałował go w usta i zaczął szybko schodzić, a właściwie zbiegać po schodach. Nie potrafił tego robić powoli.
- Dzień dobry! - przywitał się po hiszpańsku, gdy dostrzegł przy stole wszystkich mieszkańców i uśmiechnął się, najładniej jak tylko potrafił. Natychmiast nalał sobie kubek kawy i niemal od razu zaczął jeść pierwszą lepszą rzecz, która wpadła mu w ręce.

[ Oni mają może w tej zajebistej willi basen? :P ]

Unknown pisze...

Cholernie się starał, by wszystko było w porządku. Zbyt wiele myślał na temat siebie i Diego, by teraz pozwolić na to, by jego natura i przyzwyczajenia wszystko zepsuły. I choć wiele go to kosztowało, starał się zachowywać w miarę swobodnie i uprzejmie. Poza tym, z niewiadomej mu przyczyny, pojawiła się w nim pewna iskra nadziei, że może jednak ma jeszcze szanse na jakąkolwiek rodzinę. Jeśli nie biologiczną, to może przynajmniej taką? Z Londynem musiał się już definitywnie pożegnać, zbyt wiele się wydarzyło, by ot tak mógł wrócić, bez jakichkolwiek konsekwencji.
Właśnie nakładał na połówkę bułki jakąś sałatę, wędlinę, pomidora i praktycznie wszystko, co wpadło mu do ręki, gdy usłyszał słowa Diego. Spojrzał na niego pytająco, po czym od razu zwrócił się w stronę Javiera i mimowolnie jęknął cicho.
- Ja ciebie bardzo proszę, zepsuj to - powiedział i ściągnął brwi, przeszukując swoją głowę w poszukiwaniu resztek z lekcji języków obcych. - Zepsuj - powiedział dobitniej, tym razem po hiszpańsku i wskazał palcem na aparat, przy okazji mrugając do dzieciaka porozumiewawczo.

Unknown pisze...

[ A ja się już kurwa wystraszyłem, że coś powiedziałem, czy cokolwiek, bo pamiętam, jak kiedyś stwierdziłeś, że jak będziesz miał mnie dość to przestaniesz odpisywać na kwadratowe xd
haha, a wiesz, że to ostatnie też kiedyś zapisałem z myślą o Tonym i Diego? xd
spoko, przynajmniej raz dziennie o tym myślę, by mój mózg to ogarnął, bo w końcu nie mogę Tony'ego wpakować w jakiś pieprzony celibat xd
ja bym po prostu widział Ciebie, a nie Diego i chujowo bym się z tym czuł.
To pieprzmy, bo Ty za mało piszesz ;pp ale do tego kawałka, to musiałoby się im chyba już tak konkretnie spierdolić. ]

Unknown pisze...

[ Ty zapomniałeś, a ja tak się gapiłem chwilę w ekran i tylko "ale... ale jak to?" i strzeliłem swoją popisową minę zbitego psa xd jednak jak już doszedłem do odpisywania Ci to stwierdziłem, że coś Ci się musiało popierdolić i nie umiałbyś mnie tak olać ;p
dobrze widać proporcje ich mas ^^
ahaha, a myślałem, że mnie xdd
no a ja właśnie Cię widzę nie tyle jak Diego, ale jakoś tak podobnie i jest spoko ;p ja tak samo nie potrafię poważnie traktować dziewczyn, które prowadzą męskie postaci. łapię się na tym, że przestawiam swój mózg na ich tok rozumowania, z czystego przyzwyczajenia, że z kobietą ot tak się nie dogadasz ^^
gratuluję, kurwa ;p Ja dzisiaj opublikowałem swoją 10 notkę! :P ]

Takie dystansowanie się, zwłaszcza względem miejsc i ludzi, było Tony'emu bardzo potrzebne. Z czasem przyzwyczajał się do tego co miał i przestawał to doceniać, zabiegać o to by wszystko było dobrze, wręcz usilnie wszystko psuł, bo się najzwyczajniej w świecie nudził. Zastanawiał się, czy z Diego będzie podobnie. Ale spędzili już ze sobą tak wiele czasu, a jemu wciąż było mało. Miał nadzieję, że już tak zostanie, ale dla bezpieczeństwa starał się nie przywiązywać do tej myśli.
W pośpiechu przełknął dwa kęsy bułki, przy okazji wystukując nerwowo jakiś rytm palcami. Uniósł rękę, jakby zgłaszał się do odpowiedzi w szkole, gdy przypomniał sobie więcej słów.
- Zepsuj, a dam ci nagrodę - wyszczerzył się, licząc na to, że jego składnia nie będzie aż tak kiepska i dziecko go zrozumie, a co ważniejsze - posłucha.

Unknown pisze...

[ haha, wiedziałem xd te 5 (2?) procent to faktycznie tak dużo? xd
Zawsze :D
to tak myślę, że ze dwa lata i będzie spoko ;p
zrobimy tak - Ty coś w niedługim czasie opublikujesz, a ja dokończę Londyn. A jak nie to się kurwa zamykam w sobie i nic nie będę publikował xd i w ogóle, to czekałem na jakąś kurwa konstruktywną krytykę, a nie...
Nie lubię Jacksona. I jedyne z czym mi się kojarzy to to, że byłem w Paryżu jak umarł.
Możesz mnie wyśmiać, ale w chuj podoba mi się ten teledysk: http://www.youtube.com/watch?v=HBxt_v0WF6Y zresztą, zawsze miałem słabość do ciemnych kobiet xd
Włączyłem sobie wczoraj, jak położyłem się spać, Władcę Pierścieni i tak łazi za mną ten kawałek dzisiaj (idealny do pogody -.-) http://www.youtube.com/watch?v=XOykCYDMKBs ]

Zmarszczył czoło ze zdziwienia. A więc nie było aż tak źle? W sumie uczył się przez kilka lat, ale średnio się do tego przykładał. Wolał ten czas poświęcać na udoskonalanie języka ojczystego, którym posługiwał się tylko w domu.
- Ty jeszcze nie wiesz, co potrafię - wyszczerzył się, również i te słowa wypowiadając po hiszpańsku. Sięgnął po kubek z kawą i upił kilka łyków, po czym zaczął przygotowywać sobie jeszcze jedną kanapkę. - Ale jak będę gadał zbyt długo to mi się język poplącze - przyznał, już po angielsku. Wtedy albo nie potrafiłby się wysłowić i ostatecznie zmieszałby oba te języki, albo na koniec, wściekły zacząłby kląć po grecku i już kompletnie nikt by go nie zrozumiał.
Mimowolnie uśmiechnął się na widok Diego, który trzymał Javiera na kolanach.
- Normalnie jak przykładny tatuś z synusiem - roześmiał się. Skojarzyło mu się to z taką relacją pewnie dlatego, że ojciec zawsze brał go na kolana, gdy sobie na to zasłużył, gdy był z niego dumny. Miał do takich gestów cholerny sentyment.
Po chwili jednak jego uśmiech zniknął. Przetarł zdezorientowany oczy i już miał coś powiedzieć, ale w porę ugryzł się w język. Spojrzał z dezaprobatą na Diego i pokręcił głową.
- No to teraz przegięliście - powiedział i wstał od stołu, powoli go obchodząc z zamiarem dopadnięcia aparatu i utopienia go w najbliższej toalecie.

Unknown pisze...

[ haha, to spoko xd a tak poważnie rzecz ujmując - niedawno zdałem sobie sprawę z tego, jak ludzie mało o mnie wiedzą. I że w sumie nie mam żadnej osoby, którą chciałbym bliżej do siebie dopuścić.
a to chuj z tego będzie, bo jak z nim zamieszkasz to się przestaniesz udzielać ;pp ja za dwa lata o tej porze? ja pierdolę, gdzieś w świecie, bo już będę po maturze i zacznę realizować swój projekt podróży ;D
sensowne to wcale nie musi być - weź przykład ze mnie, piszę o jakichś pierdołach ;)
ale tu mi nie o muzykę chodziło, tylko o teledysk, kurwa xd
No, to też lubię. I jeszcze to - http://www.youtube.com/watch?v=e82VE8UtW8A&ob=av2e kiedyś mnie w chuj wkurwiało, ale wystarczyło kilka miłych sytuacji, żebym polubił ;d
Władcą pierścieni nigdy się nie jarałem, a w dodatku od lat zbieram się, żeby przeczytać ;) Przed chwilą wygrzebałem w kompie I część Pottera w oryginale to sobie w nocy puszczę ;d
Net mi muli, zaraz dokończę słuchać, na razie pykła mi tylko minuta, ale podoba mi się :) ]

- Ja? - spojrzał na niego jak na wariata, po czym zerknął na obie kobiety, szukając w nich jakiegokolwiek wsparcia. - Akurat ja jako ostatni mógłbym zostać posądzony o ojcostwo - pokręcił głową z dezaprobatą. W ogóle sobie tego nie wyobrażał. Tak wielka odpowiedzialność była ponad nim. Zresztą, nie chciał sobie dodatkowo komplikować życia. Raz od wielkiego święta mógł pobawić się z jakimś dzieckiem, ale na dłuższą metę by się wykończył, głównie psychicznie.
- Ty tchórzu, dzieckiem się zasłaniasz? - roześmiał się i szybko podbiegł w ich stronę. Wyciągnął ręce w kierunku Javiera i jednym ruchem go podniósł. Jedną dłonią zabrał mu aparat i wsunął przedramię w pasek, żeby mu przypadkiem nie upadł, bo już wyobraził sobie wściekłość Diego. Pochylił się trochę, żeby łatwiej było mu posadzić chłopca na barana, a gdy upewnił się, że ten jest bezpieczny, wyprostował się i odszedł na kilka kroków.
- Zemsta będzie słodka - wyszczerzył się i zrobił Diego kilka zdjęć. - Jeśli zepsuję, to nie moja wina - pokręcił głową i zaczął naciskać na wszystkie możliwe guziki, co sprawiało mu niewymowną radość.

Unknown pisze...

[ kurde, nawet nie wiem, czy potrafiłbym się jakoś otworzyć. Jak czasem się spiję, albo mam naprawdę chujowy nastrój i się przypadkiem uwywnętrznię, to mam takiego kaca moralnego, że ja pierdolę. Dlatego Tobie też o niczym już staram się nie gadać xd
ahaha, już to widzę: szczęśliwa rodzinka, jeden przed TV ogląda jak się napierdalają, a drugi przy kompie pisze ckliwą historyjkę xdd
jeśli chodzi o podróżowanie to nigdy nie żartuję ;) a mnie właśnie zawsze dziwili ludzie, którzy nie mają pomysłu na siebie, a znam takich aż za dużo. Bo... jak to tak? Ja bym nie potrafił nie wiedzieć, co ze sobą zrobić.
może spróbuj, zamiast tylko pierdolić o tym, że nie potrafisz? Ja tam lubię Ciebie czytać :P Proponuję Ci nawet coś dzisiaj już wydusić z siebie ;D
kurwa, nie znasz się. Jakby tam byli faceci to inaczej byś na to patrzył ;p
W piątek jest na TVN jedynka! :D
haha, zauważyłem ;pp też spoko. A mnie z kolei znowu na smooth jazz wzięło. http://www.youtube.com/watch?v=c-mwwAoGB9g ]

Kątem oka dostrzegł, że Diego przygląda mu się uważnie i wydawało mu się, że na moment jakby się spiął. Było to trochę dziwne, ale z drugiej strony mu się nie dziwił. Dzieci i jego nadpobudliwość raczej nie były dobrym połączeniem. Tyle tylko, że wbrew pozorom naprawdę był odpowiedzialny i cholernie uważał, żeby nic się nie stało. W końcu to był tylko mały chłopiec, w dodatku lekki jak piórko.
- O nie, nie, nie ma tak dobrze - roześmiał się i odszedł na kilka następnych kroków. - Nie damy się, co nie, młody? - zadarł głowę i spojrzał na Javiera.

[ Patrz jakie zajebiste zdjęcie obczaiłem ;D http://i48.tinypic.com/2lwx9qe.jpg ]

Unknown pisze...

[ haha, ojej... xd nie mogę, mam chujowy charakter, jak już coś komuś gadam, to się automatycznie zaczynam do niego przywiązywać, a przywiązywanie się do kolesia z internetu byłoby śmieszne, no kurwa.
to ja czasami mam taki atak śmiechu, że potrafię osunąć się po ścianie i leżeć z dobrych kilka minut na ziemi, wciąż się śmiejąc xd to często jest tak, że ludzie przestają się śmiać z tego, co nas rozbawiło, tylko śmieją się ze mnie xd
"artyści" w cudzysłowie, rozumiem? :P opierdalasz się, po prostu, więc ja też zacznę ;p
o ja pierdolę. Nawet się nie potrafiłem zaśmiać, tylko z przerażeniem patrzyłem o0 się dobrali ^^
hmm... no to już wiesz jaki typ dziewczyn mi się nie podoba ;p ale wokal ma świetny, muszę przyznać ;)
od kiedy zobaczyłem reklamę Tymbarka (czyt. dzisiaj, bo mam czas TV oglądać) to za mną w chuj chodzi http://www.youtube.com/watch?v=33uIiOHlttE ]

Nawet nie zdążył się zorientować, kiedy Javier zasłonił mu oczy. Później jedynie poczuł, że aparat wymyka mu się z rąk, co skomentował jedynie głośnym jęknięciem zawodu.
- Ej, no co to w ogóle ma być? - powiedział, jednocześnie łapiąc chłopca za ręce, żeby móc cokolwiek zobaczyć. - Ale z ciebie mały oszust - mruknął z wyrzutem i spojrzał na dziecko, które najwyraźniej świetnie się bawiło. Położył dłonie na jego bokach i podniósł go, a następnie bezpiecznie odstawił na ziemi.
- Koniec tego dobrego - pokręcił głową i podszedł do Diego. Objął go ramieniem w pasie i obrócił go plecami do siebie. Złapał za pasek aparatu i powoli zaczął go unosić.
- A teraz, kochanie, wykasujesz to wszystko i już więcej nie będziesz go przy mnie używał - uśmiechnął się do niego szeroko i pocałował go w policzek.

[ Zapomnij! Nie ma takiej opcji! ]

Unknown pisze...

[ tak sobie z przerażeniem uświadomiłem, że ja już się chyba kurwa przywiązałem o0 udam, że nie zauważyłem i będzie spoko xd
ja ogólnie na każdej przerwie mam taką głupawkę i to tylko po to, żeby na lekcji siedzieć w miarę spokojnie, bo zawsze jestem wykończony po czymś takim xd najgorsze jest to, że ja się ponoć w chuj głośno śmieję (chociaż mi się wydaje, że śmieję się normalnie) i nawet jak staram się jakoś ogarnąć w trakcje zajęć, to zawsze nauczyciel z końca sali "Michał, czy ty się wreszcie uspokoisz?!". Mój wychowawca to mnie już w ogóle przesadził i mi kurwa jakąś izolatkę zrobił i nie mam do kogo gęby otworzyć w promieniu trzech ławek.
Mam to samo, więc Cię rozumiem. Nie zmienia to jednak faktu, że historię Tony'ego sobie teraz odpuszczam i skupiam się na książce. Dzisiaj 2 godziny siedziałem z kuzynem i wreszcie naprawiliśmy tą pierdoloną maszynę do pisania i już trzy godziny przy niej siedzę, przed chwilą wbiłem tylko bloga ogarnąć :P jaram się niesamowicie, żałuj, że mnie nie widzisz xd
omijam takie rzeczy szerokim łukiem, a na YT nie mam czasu w ogóle. Wczoraj ogarnąłem kilka zajebistych kawałków :D
http://www.youtube.com/watch?v=R7c1P-NPOpM
może zapytaj, co mi się w niej podoba, to szybciej będzie xd
wiedziałem, że Ci się nie spodoba ;p ja ich ogólnie nie słucham i z kolei ten mi jakoś nie podszedł. W ogóle coś mi się we łbie poprzestawiało po tych warsztatach w weekend, a to też się na muzyce odbiło ^^
http://www.youtube.com/watch?v=OQM5-Ks64is ]

Przez głowę przemknęła mu myśl, aby jednak powalczyć o ten aparat. Doszedł jednak do wniosku, że nie ma teraz na to ochoty, głównie przez swoje łakomstwo, bo kątem oka dostrzegł niedojedzoną jeszcze kanapkę. Nie mógł jeszcze trenować tak, jakby chciał, bo szwy były względnie świeże, ale to i tak nie poskromiło jego apetytu. Nic nie mógł na to poradzić, miał to w genach.
- Masz na myśli każde zdjęcie, na którym jestem, prawda? - uniósł lewą brew i uważnie mu się przyjrzał. Po chwili jednak się roześmiał i pokręcił głową, odprowadzając go spojrzeniem. - I teraz możemy się przekonać, który z nas jest większym dzieciakiem - wyszczerzył się i wrócił na swoje miejsce. Po chwili jednak podniósł głowę i przez jakiś czas obserwował chłopaka.
- Znowu nic nie zjesz? - rzucił mimochodem i wbił spojrzenie w swój kubek z kawą. Nie wiedział dlaczego, ale w ogóle mu się to nie podobało.

[ I będę mówił cały czas. Bo chyba Diego nie chce go zabrać do Anglii? Albo zostać w Hiszpanii? o0 A tak w ogóle to kiedy on Tony'ego łaskawie poinformuje o tym, że jak się okazało, jest tatusiem? xd ]

Unknown pisze...

[ spadaj ;p nie powiesz, że Ty nie xd
to takie skrzywienie, bo się zawsze do mnie wszyscy przypierdalają o to, jak trwa to dłużej niż kilka sekund.
nieee... nie mogę zapeszać. Kiedyś tak robiłem, miałem koleżankę, która czytała wszystkie moje teksty. I co jej coś wysłałem to mi się kończyły pomysły i chuj z tego wychodził. W ten oto sposób mam zaczętych dobrych 10 tytułów + kilkanaście luźnych opowiadań.
ahaha xd
fajne, fajne :D
http://www.youtube.com/watch?v=HU0AHsAmjBQ ]

Znając Tony'ego, gdyby był w gorszym humorze i nie daj boże natrafił u Diego na jakieś jego zdjęcie, z pewnością wylądowałoby ono od razu w koszu, ewentualnie odbyło spotkanie bliskiego stopnia z ogniem jego zapalniczki, o ile ta raczyłaby odpalić, bo z tym akurat miał zazwyczaj problem.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko, gdy Diego sięgnął chociaż po te pomarańcze. Nie wiedzieć czemu, podświadomie niepokoił go jego styl życia, a to tylko dlatego, że według niego naprawdę wyglądał niezdrowo. I choć jakoś już się do tego próbował przyzwyczaić, to mimo wszystko nie umiał się z tym pogodzić.
- Czeka nas jakaś poważna rozmowa? - uniósł brwi, po czym uśmiechnął się lekko i wstał od stołu, zabierając ze sobą kubek z kawą.

[ A weź spierdalaj z tym poronionym pomysłem! Dla Tony'ego to za wcześnie -.- mogą go zaadoptować w następnym kurwa sezonie xd
hmm... to ja się już chyba żegnam nie? To pa ;p ]

Unknown pisze...

[ Dobra, i tak wiedziałem, że Ty nie.
się przyczepiłeś ;p mogę Ci wysłać kilkanaście stron nawet, ale dopiero wtedy, gdy przeczytam tyle samo od Ciebie :D
Iron to w ogóle jest już coś przezajebistego, ale ogólnie rzecz biorąc, im częściej słucham kawałków tego kolesia, tym mocniej się w niego wkręcam.
nie mogę teraz posłuchać, ale kiedyś pewna osoba zarzucała mi jej kawałkami, tylko, że niekoniecznie dobrze to wspominam.
Rozpierdolił mi się komputer, na szczęście twardy dysk ocalał. Normalnie będę funkcjonował na blogu gdzieś w przyszłym tygodniu, jak laptopa kupimy. I ogólnie mam takie zapierdol w szkole, że głowa mała. Idiotą byłem, że z tej Anglii wróciłem -.- ]

Gdy wyszli na zewnątrz, a Diego przysiadł na ławce, Tony zaczął spokojnie spacerować w jego pobliżu, przyglądając się ogrodowi. Można było o nim powiedzieć wszystko, ale akurat na naturę był cholernie wrażliwy.
Roześmiał się, gdy usłyszał słowa chłopaka.
- Wiedziałem, że jest zbyt pięknie - pokręcił głową i z rozbawieniem odwrócił się w jego stronę. Dostrzegł jednak, że ten ma dość poważną minę. Wziął od niego papierosa i pochylił się, by odpalić swojego od żaru jego. W końcu wypuścił dym z ust i usiadł obok niego, podbródek opierając na jego ramieniu.
- Masz kogoś innego, chcesz ze mną zerwać, umierasz, czy może chcesz tu zostać jeszcze dłużej? - mruknął, kątem oka spoglądając na niego zaczepnie. Nawet jeśli przeczuwał, że to nie będzie błaha rozmowa, jak zwykle starał się wszystko obrócić w żart. Głównie dla własnego dobra.

[ No ja pierdolę, no kurwa, chłopie, wszystkie moje plany związane z Tonym rujnujesz! Przez Ciebie musi się stać porządnym obywatelem, ja jebie xd ]

Unknown pisze...

[ Nie chciałem stawiać Cię w niezręcznej sytuacji, dlatego zrobiłem to za Ciebie ;p
nie mój problem xd pierdolisz ;pp
kurwa, dalej nie mogę odsłuchać. W przyszłym tygodniu może się ogarnę, to nadrobię zaległości. Obczaj sobie MGMT "Time to pretend" (pewnie znasz). Dzięki temu jako tako się ogarnąłem, bo dzięki burzy i mojemu wspaniałemu "chojrakowi" w postaci Goldiego nie mogłem spać od 2:30 do 4:30, czyli w sumie ogarnąłem jakieś 2,5 h + wymuszone 1,5h snu. Zaraz też się zawijam i się zdrzemnę u cioci, bo mnie na treningu zamordują, z moją koncentracją. I tak już mnie na wfie dzisiaj faulowali i mam całą rękę zdartą, od połowy bicepsu po dłoń xd
to może już zamieszkajcie razem, co? ;p ale najpierw wróć do siebie i dokończ notkę ;d
czytałem o tym wczoraj na dworcu i od razu pomyślałem sobie o tym, czy może Patryk go nie zajebał? xd weź, na Twoim miejscu to bym strefy kibica nie opuszczał! Gdybym był starszy to na wolontariusza bym poszedł. A tak to tv tylko ;/
ZAJEBIŚCIE! Teraz rozumiem wszystkich emigrantów ;p na każdym rogu coś fajnego, każda ulica zupełnie inna, WSZYSTKO I TANIO! (Kupiłem oryginalny szalik Barcelony kurwa! A nawet nie wiedziałem, bo w innym sklepie oglądałem tańszą podróbę czarną, ale ten w ich klubowych barwach mi się bardziej podobał i dopiero przy pakowaniu obczaiłem, że to oryginał i to w dodatku made in UK :D). Generalnie towarzystwo pustaków, ale my w jakieś 6 osób jakoś się trzymaliśmy i wywalczyliśmy dwa dni intensywnego zwiedzania (dwa pozostałe były na zasadzie coś tam i centrum handlowe -.-). Książki można kupić 3 po 5 funtów. Ja przywiozłem 5. I już wiem, że w poprzednim wcieleniu byłem z Oksfordu! Mogłem się zgubić i tam zostać ;pp ]

Roześmiał się w najlepsze, sądząc, że Diego podchwycił jego zaczepkę. Już miał coś powiedzieć, ale dopiero wtedy podniósł na niego spojrzenie i dostrzegł, że ten jednak mówi poważnie. Przełknął ślinę i na chwilę zamilkł, analizując wszystko w głowie.
- Ale w sensie, że na tydzień albo dwa, na wycieczkę krajoznawczą? - spytał, próbując sobie wmówić, że to właśnie o to chodzi. I z całego serca pragnął, aby tak właśnie było. - To nie ma problemu, możemy go zabrać, później też odwieźć bezpiecznie, tylko, że w Anglii ci z nim nie pomogę, bo dograłem wczoraj swoją pracę i od jutra zaczynam po jakieś 12 godzin dziennie i nie dam rady - powiedział i odsunął się od Diego, prostując się przy tym. Zaciągnął się dymem i wbił spojrzenie w dom. Coś mu zdecydowanie w tym wszystkim nie pasowało.

[ A kogo? Diego, kretyna który gumek nie umie używać? ;p czy Doriana za wybitny pomysł, kurwa? Nie wiem, co ćpa, ale nie dawaj mu tego więcej, bo zaraz skończą z gromadką dzieci, trzema żonami i chuj wie z czym jeszcze xd ]

Unknown pisze...

[ Aha, no może ;p ja tam nie znam ich kawałków za bardzo, a od dwóch tygodni lecę na tym samym zestawie, który zgrałem na Londyn na iPoda i jakimś trafem jeszcze nie wszystkie kawałki mi się znudziły. Mój ojciec jak zwykle wybitnie ogarnia się z kupieniem czegokolwiek xd
Obczaj Groove Armada - Superstylin'. Ogarnąłem z kuzynem zajebisty melanż we Wrocławiu, który był moim swoistym pożegnaniem się z towarzystwem, bo już myślami siedzę w książce i przez to robię się aspołeczny. Odbiję sobie dopiero na dwa ostatnie tygodnie sierpnia. Ale generalnie tamten kawałek był idealny, ogólnie impreza całkowicie w moim stylu, aż zapomniałem jak można się fajnie bawić, bo teraz towarzystwo mam... jak fajni to na imprezę nie pójdą. A jak zjeby, pustaki, nie ma o czym gadać, to bawić się potrafią. Taki chuj.
też zacząłem tak wstawać, bo biegam rano, ale jutro do szkoły nie idę, bo dzisiaj nas w połowie 3 lekcji do domu zwolnili, bo było 8 na 28 osób xd
ahaha xd czyli macie udany związek i tak trzymać :P
i tak bym siedział ;pp wkurwia mnie czasem to, że mieszkam na takim zadupiu i wszystko mnie omija. A z kolei rodzice mnie puścić nigdzie nie chcą, i chociaż chciałem kilka razy postawić ich przed faktem dokonanym, to nasze relacje nie są warte jednego mojego wyskoku ^^ chcę te kurwa studia.
haha, chłopie, ja znam kolesia, który nudził się w NYC, także no... xd
i po chuj zostałeś? o.0 ]

Odwrócił głowę w jego stronę. Na początku nie mówił nic. Uniósł jedynie brwi i patrzył na Diego jak na kompletnego wariata.
- Co? - w końcu się odezwał, ale głos mu się jakoś załamał. Odchrząknął głośno i pokręcił głową. - Chyba w to nie wierzysz - prychnął, a na jego usta wkradł się szyderczy uśmiech. Przecież to było niemożliwe. Chociaż... ponownie uderzył go fakt, że nic o sobie nie wiedzą i tak naprawdę nie ma pojęcia o tym, co Diego robił w przeszłości, kim był, jaki był. Wcześniej go to męczyło, w końcu o tym zapomniał, a teraz znów do niego dotarło, że w ogóle się nie znają. I to chyba było dla niego najgorsze.
Wymamrotał pod nosem wiązankę greckich przekleństw i w końcu wstał. Zrobił kilka kroków w stronę domu, ale odwrócił się i rozłożył ręce w pytającym, a jednocześnie wciąż niedowierzającym geście.
- A nawet jeśli to prawda, to co masz zamiar zrobić? Zabawić się w przykładnego tatusia, stworzyć mu wspaniałą rodzinkę, zadbać o świetlaną przyszłość? Przecież sam jesteś jeszcze gówniarzem, dopiero niedawno zacząłeś studiować... jak ty to niby chcesz pogodzić? - ostatkiem sił powstrzymywał się, by nie wybuchnąć i nie zacząć krzyczeć, ale w jego głosie i tak słychać było ogromny wyrzut. - I gdzie w tym wszystkim mam być ja, co? - dodał ciszej i schował ręce do kieszeni spodni. Zadarł głowę i wbił spojrzenie w niebo, które w tej chwili przecinał samolot. Jak wiele by dał, by w tej chwili się w nim znaleźć.

[ ale ja mówiłem bardzo poważnie. ]

Unknown pisze...

[ Nudziło mi się u cioci, bo ani tv nie działało, ani głośniki, ani książek nie widziałem ciekawych, to zacząłem szperać po weheartit i z jednego zdjęcia wlazłem na stronę źródłową, ale co to było, to nie pytaj xd
haha, no teraz to mnie akurat nie zaskoczyłeś :pp
http://youtu.be/zX1C9YRDYus
pierdoleni monogamiści... xd ja bym na Waszym miejscu nie siedział w Bydgoszczy tylko wziął urlop w robocie i gdzieś wybył na tydzień przynajmniej.
HISZPANIAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!! co Ty, deszcz jest spoko ;p gorzej z burzą, bo pies świruje. Dzisiaj w nocy to było mistrzostwo. Od 23 do ciul wie której, bo o 3:30 zmęczenie wzięło nade mną górę i po prostu padłem. Waliło bez przerwy i to był istny raj dla fotografów, bo błyskawice były piękne. Rano chciałem pobiegać i chuj, bo o 6 również była burza. Wróciłem przed chwilą do domu, znowu chciałem iść i znowu zaczęło grzmieć, więc sobie odpuszczam, bo pogoda jest taka, że nie wiadomo, czy zaraz lunie, czy błyśnie, a moja trasa to droga po lekko falowanym terenie w polu, także ten... trochę się dygam, że coś jeszcze we mnie jebnie xd a przy tym kawałku to się biega iście zajebiście wręcz :D http://youtu.be/hN5X4kGhAtU
weź idź, nie ogarniam Cię. Różnimy się pod tym względem. ]

Przez dłuższy czas wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, licząc na to, że jednak jakoś zaraz wytłumaczy swoje słowa i powie coś konkretniejszego. Tak się jednak nie stało, co było dodatkowym impulsem, który w końcu przełamał wszelkie jego hamulce. Ogarnęła go niesamowita wściekłość.
- Jakoś to będzie? - powtórzył za nim i nieprzyjemnie się skrzywił. - Jakoś to będzie?! Co ty kurwa w ogóle wygadujesz?! Nic się samo nie robi tak samo jak nic ci się samo nie poukłada. I zamiast jak prawdziwy facet stanąć na głowie, żeby wszystko naprawić to ty siedzisz i pierdolisz, że jakoś to będzie. Ale tutaj nie chodzi teraz o ciebie, ale o Javiera, który ma prawo dostać wszystko to, co ty miałeś. Byłeś taki cwany, kiedy zmajstrowałeś jej dzieciaka i spierdoliłeś to teraz wykaż się godnością i załatw to - powiedział z niekrytą pogardą.
- Co ja sobie w ogóle o tobie myślałem? - dodał ciszej, a jego głos nie był już wypełniony agresją, ale zwykłym smutkiem. Pokręcił głową i wycofał się do domu. Ruszył w stronę pokoju, pragnąc w tej chwili jak najszybciej się spakować i wyjechać. W tej chwili nic go już tutaj nie trzymało.

Unknown pisze...

[ ahaha, to było z czystą premedytacją, co by posłuchać Twojej krytyki ;dd no ale się zawiodłem, myślałem, że bardziej zjedziesz, coś w stylu tych różowych włosów Twojej koleżanki xd
NIE :P
o ja pierdolę, już zacząłeś mówić o Was w liczbie mnogiej o0 xd
Chłopie, ja do tej pory się cieszę! I jeszcze Polacy rozpierdalają wszystkich na Lidze Światowej z siatkówki! :DD I Jordi Alba (obrońca Hiszpanii) przeniósł się do mojej Barcelonki, no lepiej być nie może :P
U mnie był wczoraj armagedon. Nawet na stronie tvn i innych piszą o moim mieście ^^ grad większy od złotówek, dwa powalone na ogrodzie drzewa (dzisiaj się bawiłem piłą z ojcem), zalana po kostki piwnica, wszystkie rośliny poharatane, krajówka (którą do szkoły zawsze jeżdżę) zalana 30cm wody, staw w parku wszystko pozalewał, żyć nie umierać ;) Dzisiaj jeszcze dziadkom pomagałem, bo ich zalało też i musiałem z dziadkiem zbijać kafelki w ich piwnicy, bo normalnie woda pod nie wsiąkła. I ponoć znowu mają być burze (dzisiaj już była jedna) i trwać mają do 9 jutro.
ale i tak mnie lubisz xd
dlaczego Twój wybór mnie nie zaskoczył? ;p spoko nawet. A widziałeś to: http://www.youtube.com/watch?v=66molzUEkWI ? ależ jestem z nich dumny! :D może kawałek średni, ale przy którymś odsłuchaniu już się wkręca.
W ogóle to zapisałem się na Art College, bo Murine coś zdycha, a ja nie mogę pisać książki i muszę się jakoś wyżyć słownie. I nawet nie wiesz, jak jaram się nowym laptopem, np. w chwili takiej jak ta, gdy siedzę sobie na oknie, podziwiam góry, ostatnio przeszła mi pod nosem sarna i mogę jeszcze poodpisywać :D ]

Pokonał schody w rekordowym tempie, skacząc po kilka na raz. Wpadł do pokoju i od razu wziął do ręki swoją torbę, do której zaczął zgarniać wszystkie swoje rzeczy. Następnie udał się do łazienki, skąd zabrał swoją szczoteczkę do zębów i maszynkę do golenia. Jeszcze raz wrócił do sypialni, by upewnić się, czy aby na pewno wszystko wziął. Na jakiś moment jego uwagę przykuł plik kartek, które leżały na stoliku. Przemknęło mu przez myśl, by zostawić Diego jakąś wiadomość, ale w porę się powstrzymał. Znów zbiegł po schodach i z torbą przewieszoną przez ramię wszedł do kuchni. Wcześniej wygrzebał ze swoich spodni kilkadziesiąt euro, które w tej chwili przekazał matce Diego, prosząc ją, by kupiła Javierowi coś fajnego. Przeprosił ją za nagły wyjazd, tłumacząc się nagłą sprawą rodzinną. Na chwilę zerknął jeszcze przez szklane drzwi na ogród i wbił spojrzenie we wciąż stojącego tam chłopaka. Pokręcił tylko głową i westchnął, po czym pożegnał się, pocałował Javiera w czubek głowy i wyszedł na zewnątrz, zmierzając do samochodu.

Unknown pisze...

[ ahaha, no właśnie o to mi mniej więcej chodziło xd
ja pierdolę, a jeszcze miesiąc temu się zarzekałeś, że nie myślisz o przyszłości i w ogóle nic nie planujesz i chuj, nic z tym związanego, a tu proszę! xd coś mi się wydaje, że ładnie rocznicę obchodziliście ;p
ktoś musi nas godnie reprezentować ;) ale ja jeszcze szczypiornistów lubię.
wypierdalaj z tym końcem świata ;p
ta, musiałem się doprosić ^^
mam zaprzeczyć? xd
no tak, ale nic ciekawego nie ma. Dlatego w ogóle powstało Murine. Ta, no może. Ale coś czuję, że ja będę miał to w dupie w roku szkolnym, bo się zapierdol zapowiada. ]

W normalnej sytuacji po prostu by go zignorował i tylko dla podkręcenia atmosfery odjechał z piskiem opon. Ale coś w nim pękło, więc zatrzymał się i wypuścił torbę z ręki. Gdy ta upadła na ziemię, odwrócił się w stronę Diego i przez ułamek sekundy tylko na niego patrzył.
- A może to ty tego chcesz, co?! - odkrzyknął i zaczął iść w jego stronę, robiąc przy tym charakterystycznie długie kroki, które zawsze towarzyszyły jego wściekłości.
- Po cholerę mnie tu ściągałeś? Po cholerę w ogóle tak mi namieszałeś w głowie? Dobrze się pobawiłeś i co, jak jest problem to już udajesz, że mnie w ogóle nie ma? - mówił wciąż głośno, nawet nie próbując ukryć żalu w swoim głosie.
- Myślisz, że nie chcę ci pomóc? Powiedz mi tylko co mam do cholery zrobić, a ja to zrobię! - powiedział i odwrócił się od niego. Przetarł twarz dłońmi i znów zwrócił się w jego stronę.
- Wiesz, tej nocy postanowiłem sobie, że będziesz dla mnie kimś więcej, niż tylko głupią przygodą. Ja zacząłem o tobie myśleć naprawdę poważnie! I gdy już wydawało mi się, że wreszcie w moim życiu zapanuje spokój to ty zachowujesz się jak ostatni gówniarz i umywasz ręce od własnych błędów. Co to w ogóle ma być? - rozłożył ręce w rozpaczliwym geście i spojrzał mu prosto w oczy. Po chwili jednak znów odwrócił głowę, bo już sam pogubił się w swoich sprzecznych uczuciach.

[ Ej, jest Potter na TVN ;p ]

Unknown pisze...

[ Nie no, przegiąłeś, kurwa ;p od tygodnia mam od całego tego towarzystwa spokój i nawet nie wiesz, jak moja psychika się raduje!
ta, ta, z ironią ^^ już nie wkręcaj ;p takich rzeczy nie da się ogarniać, ale to dobrze, że poznałeś kogoś zajebistego i tyle ;) Ale jak spierdolisz to Ci kurwa krav magę zrobię xd
nie żebym się o coś dopraszał i w ogóle, ale Ty wiesz, że ja to chcę zobaczyć? :PP
ta, to może mam być Ci wielce wdzięczny? Och, Ty Łaskawco! xD
nie xd
ale w tym roku myślę o olimpiadzie z polskiego no i chcę się do matury już przygotowywać, co by się na UJ dostać.
Później posłucham, bo teraz kątem oka oglądam Pottera z rodzicami.
Mama przed chwilą zapytała, co tak stukam w klawiaturę, a ja tak sobie pomyślałem "A nic, mamuś. Taki tam wątek gejowski piszę" xd ale ograniczyłem się do "daj mi trochę prywatności" z wielkim wyrzutem. Na co ona z jeszcze większym "ale ja o żadne szczegóły nie proszę" xd ]

Pokręcił głową i spojrzał na niego z lekkim zrezygnowaniem, które pojawiło się na jego twarzy tylko dlatego, że był już zmęczony natłokiem tak sprzecznych emocji.
- Jak mogłeś tak w ogóle pomyśleć? Aż takim dupkiem nie jestem - powiedział, ale nie udało mu się nawet uśmiechnąć. - Nie po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło, myślałem, że o tym wiesz - ściszył głos i oblizał spierzchnięte wargi. Trochę zabolały go słowa Diego. Zawsze był odpowiedzialny i uważał to za swoją jedyną pozytywną cechę. Chłopak natomiast chyba w ogóle tego nie zauważył.
Wypuścił głośno powietrze i oparł ręce na biodrach, po czym zupełnie neutralnie spojrzał na Diego.
- Masz dwa wyjścia: albo zostajesz z nim tutaj, albo wracasz ze mną do Murine, ale zabierasz go ze sobą. Nie możesz go teraz zostawić. Tyle, że on ma tutaj już swój dom i to jego ojczyzna. Anglia będzie dla niego zupełnie obca i pewnie się będzie bał, tym bardziej, że jeśli chcesz dalej studiować to musisz mu załatwić przedszkole. I potrzebujesz pieniędzy na jego utrzymanie - rozważał na głos, ale to wcale mu nie pomagało. Wręcz go dobijało. - Chciałbym ci pomóc, ale mam swoje zobowiązania, a żeby z nich się wywiązać, potrzebuję gotówki, dlatego ogarnąłem robotę, którą zaczynam jutro. Muszę więc dzisiaj wracać, ale to już od ciebie zależy, czy pojedziesz ze mną, wrócisz za jakiś czas, czy zostaniesz tutaj - wzruszył ramionami. Wcale nie chciał go z tym zostawiać, ale nie miał wyboru. W tym jednym przypadku naprawdę nic od niego nie zależało.

Unknown pisze...

[ Żebym ja kiedyś czegoś nie musiał... ;pp
no aż takiego chuja byś sobie nie mógł wziąć, tak myślę... chociaż. Masz tendencje masochistyczne? xd
w sensie, że znów zaczniesz pierdolić o tym, że młodo umrzesz?
no i patrzcie, nawet nie podziękował... xd
mi chodzi głównie o miasto, dlatego. Do Wrocławia mam za blisko, Warszawa mnie nie jara. Zastanawiałem się, żeby w razie "w" złożyć papiery albo do Gdańska, albo do Poznania, ale sam nie wiem.
haha, taaaa... no tak to wyglądają nasze rodzinne wieczory ;d
Cofam wszystkie swoje dotychczasowe narzekania na burze. To co się dzieje teraz przerosło wszystkie moje najśmielsze oczekiwania o0 ]

Spuścił głowę, ale trudno mu było nie przyznać racji. Sam przecież go przed takim zachowaniem ostrzegał. Tyle, że coś się chyba jednak zmieniło.
- Może i tak, ale bym się powstrzymał. A wiesz dlaczego? Bo mnie dzisiaj w nocy cholernie nastraszyłeś i byłem pewien, że mnie zostawisz. Nie masz pojęcia ile o tym dzisiaj rano myślałem i ile o tym ciągle myślę - pokręcił głową i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
Mimowolnie zaśmiał się cicho i spojrzał na niego zaczepnie.
- Wystarczy, że już jeden z nas olał edukację - mruknął, ale po chwili jego oczy posmutniały. Jeszcze jakiś czas przyglądał się chłopakowi, po czym odchrząknął i przesadnie się wyprostował.
- To daj znać, jak już wrócisz - uśmiechnął się niemrawo, po czym odwrócił się i znów ruszył w stronę samochodu. Na chwilę jeszcze przystanął i spojrzał na Diego przez ramię.
- Ja po prostu nie lubię się żegnać - powiedział, a następnie schylił się po torbę i wrzucił ją na tylne siedzenie samochodu. Jakoś wyjątkowo nie uśmiechała mu się samotna podróż. A jeszcze kilka miesięcy temu oddałby za nią swoje ostatnie pieniądze.

Unknown pisze...

[ yyy... informuję, sugeruję? ;P
ahaha, no to możesz mieć problem xd ale tak poważnie, skoro koleś tak o Ciebie zazdrosny to wszystko spoko. Chociaż, ja często tak miałem, że byłem zazdrosny, ale w związku też być nie chciałem. Taki ze mnie trochę pies ogrodnika xd
taaaa ;D muszę sobie wykombinować jakiś kalendarz, co by z 10 lat objął i zapisać sobie, że muszę Ci życzenia złożyć ;p
taaa, przepraszam, Jaśnie Pana ^^
W Bydgoszczy ^^ też mnie utopisz, jak tego Irlandczyka? chociaż nie, za dwa lata to Ty już po ślubie będziesz, to nawet na piwo ze mną nie pójdziesz xd
u mnie duszno, gorąco, wali, ja pierdolę, dlaczego akurat u nas?! I do czego to doszło, żebym o Gryfowie czytał na pasku tvn24 o.0 ]

Zaskoczyło go zachowanie Diego. Wydawał mu się raczej powściągliwy i już zdążył się przyzwyczaić do tego, więc nawet niczego nie oczekiwał. Nie mógł jednak powstrzymać uśmiechu, gdy poczuł jego ciepło. Odczuł też pewną ulgę. Przymknął powieki i przytulił go mocno. Nie wiedział, ile czasu to trwało, ale zapewne znacznie dłużej, niż mogłoby mu się wydawać. Ścisnął kluczyki w dłoni i głośno przełknął ślinę. Wciąż nie mógł pozbyć się wrażenia, że Diego jednak zostanie w Hiszpanii. Miał tu przecież wszystko. Dom, matkę, syna. Żadnej z tych rzeczy Tony nie byłby w stanie mu zapewnić.
Pogłaskał go po policzku i przejechał nosem po linii jego włosów, jak gdyby próbował jakoś uchwycić w pamięć jego zapach.
- Kocham cię - szepnął, najciszej jak tylko potrafił, choć i tak wydawało mu się, że to i tak było za głośno. Wyplątał się z jego objęć i od razu usiadł za kółkiem. Odpalił samochód i szybko odjechał, ostatni raz zerkając na sylwetkę Diego odbijającą się w lusterku. Gdyby został ułamek sekundy dłużej, na pewno by nie wyjechał. A na to nie mógł sobie pozwolić.

[ http://www.youtube.com/watch?v=9Xg6g7Akgjo ależ mi to teraz pasuje xd ]

Unknown pisze...

[ Ale jest zazdrość i zazdrość. Jak nie pozwala Ci nic robić to jest to pojebane. Ale jak się wkurwia, bo gadasz z innym kolesiem i przez to ma ochotę go zamordować (nie ważne, czy się przystawia, czy nie) no to ok, bo mu zależy ;p
nie wiem, czy mnie zaprosisz xdd
nie wiem dlaczego, ale od razu sobie jeszcze pomyślałem o "Perfekcyjnej Pani Domu" xd to może lepiej nie jedźcie do Holandii xd
ej, co robimy z wątkiem? ]

Unknown pisze...

[ no wiesz, nie chciałem się tak wpraszać xd
ahaha, dzięki xd ale mówiąc to myślałem o Tobie, a nie Dorianie xdd
kurwa, spóźnię się przez Ciebie na ślub xd ]

Gdy wrócił do Murine, oddał się w wir pracy, biorąc dodatkowe zmiany w barze i przyjmując jeszcze więcej klientów w siłowni. W efekcie, miał dla siebie może godzinę w ciągu dnia, którą i tak poświęcał na poranne bieganie. Dzięki temu nie myślał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Tak naprawdę chodził wciąż śnięty i całą swoją świadomość skupiał na swojej głowie i swoich uczuciach, które wbrew jego oczekiwaniom, wcale nie ustabilizowały się po wyjeździe z Hiszpanii. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się w nich pogubił.
Nie wiedział, czy cieszyć się, czy też nie, że Diego wraca. Z jednej strony ulżyło mu, bo naprawdę był przekonany, że to nie wypali. Ale z drugiej bał się. Bo jak oni to wszystko poukładają, dodatkowo z dzieckiem? Przecież to nie była żadna zabawka. I jakby tego było mało. Cholernie się wstydził słów, które wypowiedział, gdy odjeżdżał. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić ich konfrontacji po tym wszystkim, dlatego stanął raczej na uboczu hali przylotów, z kubkiem kawy w ręce i tabliczką czekolady dla Javiera. Jakoś to będzie, jakoś... powtarzał sobie, z pewnym przerażeniem spoglądając na telebim, który ogłosił, że samolot już wylądował.

beatrix pisze...

[Jestem zmuszona przerwać ciąg wiadomości od Tony'ego. Po pierwsze dlatego, że chcę rozpocząć wątek z Diego. Po drugie przeprosić Cię za wręcz brutalne zepchnięcie Cię z pierwszej strony.:D Jakiś pomysł na wątek? Czy ja mam zacząć? O ile w ogóle chcesz jakikolwiek zaczynać.]

Unknown pisze...

[ Ta zniewaga krwi wymaga xd ale ostrzegam, z nim się nie da prowadzić normalnych wątków, lepiej uważaj, bo już mojemu Tony'emu wszystko popaprał xd WITAMY! :D ]

Unknown pisze...

[ Nawet jeśli to i tak bym się wprosił xd i przynajmniej średnią wieku tam zaniżył ;PP
Patryś, no przykro mi, ale Ty w mojej głowie zawsze będziesz chyba takim drobnym chłopcem xd
MÓJ, KURWA xD
ale jest jakaś miazga, bo spałem 3h i jeszcze jestem lekko podpity, a w obcym domu nie mam co ze sobą zrobić, to odważyłem się tylko Tobie odpisać, bo Adze zacząłbym głupimi tekstami lecieć xd ]

Mimowolnie roześmiał się, gdy usłyszał krzyk Javiera i szybkim krokiem do nich podszedł. W sumie, był to całkiem przyjemny obrazek, ale gdzieś w jego podświadomości kotłowała się myśl, że będzie musiał się cholernie nagimnastykować, by to wszystko jakoś ogarnąć. No i jeszcze przerażało go to, że już mogą nigdy nie zostać z Diego sam na sam. I tutaj by prędko ujawnił się egoizm Tony'ego, którego w pewnym momencie szlag by już zaczął trafiać z powodu braku zainteresowania jego osobą.
Gdy już znalazł się przy chłopakach, dał Javierowi czekoladę i zaraz po tym, wziął od Diego torbę. Podał mu kubek z kawą i od razu przejął dziecko, które sprawnym ruchem posadził sobie "na barana", bo tak mu było najwygodniej.
- Ja tam nie jestem w stanie przełknąć nawet łyka, a więc myślę, że idealnie wybrałem dla ciebie - uśmiechnął się. Dziewczynie kupiłby kwiaty, ale w tym przypadku, nie miał pojęcia, jak się zachować.

Unknown pisze...

[ ej, ja już bym był mężczyzną w podeszłym wieku, jakieś... 24 lata by stykły xd
ahaha, to przez tego fryzjera xdd
hmm... co ja mogę? jedynie rozbrajająco, szeroko się uśmiechnąć w odpowiedzi ;D
to z jakimiś samymi słabymi głowami imprezujesz ;p
http://www.youtube.com/watch?v=8ONdbjKDDBA jak oni to napierdalali, już po weselu, no kurwa, nie może to się ode mnie odczepić ;p ]

Uśmiechnął się lekko, po czym przeniósł spojrzenie na trzymanego przez Diego kota.
- No ale jego to mogłeś przypadkiem jakoś zgubić - mruknął i jeszcze przez chwilę sceptycznie przyglądał się zwierzęciu. W końcu, gdy tłum zaczął się przerzedzać, objął chłopaka w pasie i ruszył z nim powoli do wyjścia.
- Zawiozę was do swojego mieszkania - powiedział, dwa ostatnie słowa akcentując aż przesadnie dumnym głosem, przy czym uśmiechnął się szeroko i posłał Diego łobuzerskie spojrzenie - bo tam przygotowałem wam coś do zjedzenia. Później was jednak muszę zostawić, bo muszę wracać do pracy i już się raczej dzisiaj nie zobaczymy, bo skończę gdzieś po drugiej, trzeciej w nocy - dokończył już normalnym tonem. Wciąż nie mógł sobie wyobrazić, jak mogliby to wszystko pogodzić.

Unknown pisze...

[ Ty, nie no, kurwa, ja już przecież nie będę żył. No i chuj, będziesz musiał zrobić imprezę z okazji swojego 28 lecia ;p ahaha, nie żebym Ci ten podeszły wiek sugerował xd
niby wiem, że nie jesteś, no ale... no ale nie mogę xd
to już wiesz xd
ależ zmulasz, Chłopie! http://www.youtube.com/watch?v=mj70mXG3E1M to mi się jeszcze wkręciło ostatnio ;p ]

W odpowiedzi roześmiał się aż nadto głośno i spojrzał na niego ze swego rodzaju kpiną.
- A co ty, w cuda jakieś wierzysz? Dobrze, że takie zwierzęta żyją nie dłużej niż kilkanaście lat - powiedział i w tym momencie poczuł, jak ogon kota ociera się o dłoń, którą trzymał na boku Diego. Zabrał ją więc i ostentacyjnie włożył do kieszeni spodni, krzywiąc się przy tym trochę. Nie było chyba nic gorszego od sierści kota.
- No wiesz, to nic specjalnego, jeszcze nie zdążyłem się urządzić, ale przynajmniej mam wytłumaczenie dla bałaganu i sterty pudeł - roześmiał się. - Wydaje mi się, że padniesz do tej pory - uśmiechnął się lekko. Zresztą, on też wróci ledwo przytomny.
Nacisnął odpowiedni przycisk na kluczykach i otworzył bagażnik, chowając do niego torbę. Ściągnął Javiera ze swoich barków na ziemię i otworzył tylne drzwi od strony kierowcy.
- A teraz patrz i podziwiaj! - roześmiał się i wskazał na dziecięcy fotelik, który pomogła mu wybrać przesympatyczna ekspedientka. Posadził na nim chłopca i przypiął go pasami bezpieczeństwa, upewniając się, że wszystko jest ok.
- A wracając do mieszkania - kontynuował, gdy już wysunął się z samochodu - naprawdę nie oczekuj wiele, bo to jest tylko jeden duży pokój plus łazienka. I chyba opcja spania w trójkę jest jedyną możliwą, o ile się pomieścimy na materacu, bo nawet łóżka jeszcze nie mam i nawet nie wiem, czy będę inwestował - wzruszył ramionami, choć mimowolnie opowiadając o czymś, na co sam zapracował, uśmiechał się coraz szerzej. Jemu to wystarczyło.

Unknown pisze...

[ ej, no moja wybitna śmierć w dżungli z małpami musi dojść do skutku, no kurde ;p
chyba to JA muszę z tym żyć xdd a to jest straszne xd
Ty weź no, on jest spoko :P
ale że co to, kurwa? xd rozumiem, że to ma pokazać, że jednak nie jesteś takim zniewieściałym, małym fryzjerczykiem? (jak to w ogóle kurwa brzmi xd) ;pp zjebałeś mi w tym momencie psychikę xd
http://www.youtube.com/watch?v=Ku-O4UgdkY8
POOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOLSKA! :DDDDDD ]

- Mi teraz też jest przykro - powiedział i spojrzał na niego z wyrzutem, który jednak skwitował szerokim uśmiechem. Myślał, że będzie gorzej, ale aż dziwnie swobodnie czuł się i przy Diego i przy Javierze. No, może przy tym drugim średnio, ale pracował nad tym. Tylko, że wciąż nie mogło do niego dotrzeć, że ten dzieciak już zawsze będzie. I chyba to mu najbardziej w tym wszystkim dokuczało.
- O teraz jest lepiej, bo jest większa przestrzeń - wyszczerzył się. - No i zainwestowałem w kilka wieszaków, ale półki chyba sobie daruję - zaśmiał się. Jakoś nie wyobrażał sobie uporządkowanego mieszkania. W pewnym momencie zacząłby się dusić w takim miejscu.
- No wiem - pokiwał głową i głośno wypuścił powietrze. - Czy ja naprawdę właśnie wsadziłem dziecko do fotelika i jeszcze ja zapiąłem? - uniósł lewą brew i spojrzał pytająco na Diego. - Chyba pora umierać - mruknął i usiadł na swoim miejscu.
Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem i tylko oblizał wargi, co by powstrzymać się od jakiegoś głupiego tekstu.
- Mam się czuć zaproszony? - spytał, jednocześnie wyciągając komórkę, by jakoś zapobiec obrazom, które wbrew jego woli zaczynał mu podsuwać umysł. - Dobra, jedziemy, bo za czterdzieści minut muszę być w robocie - stwierdził i odpalił silnik.

Unknown pisze...

[ ahaha xd
ahahaha, o kurwa, taaaaaaaaaaaa xdd moja wyobraźnia podsuwa mi dziś jakieś popierdolone obrazy xd ciesz się, że nie "widzisz" teraz tego co ja xd Ty byś mi próbował przypierdolić z glana, a ja już dawno bym się tarzał po ziemi ze śmiechu xd
bo ja mam takie fazy - im bliżej lata, tym bardziej chujowa muzyka. A na jesień znowu coś ambitniejszego ;d poza tym, Patryś, to z czystą premedytacją, co by Ci banię zryć do końca xd
happysad to moje najbardziej przełomowe momenty w życiu :)
chuj, już nic Ci nie będę wysyłał xd ]

- Ta, kochanie - powtórzył za nim ciszej z lekką kpiną w głosie, ale i tak się uśmiechnął. W ogóle dużo się teraz uśmiechał i w ciągu tych kilku minut już kilkakrotnie przeszło mu przez myśl, że mógłby jednak nie szczerzyć się jak głupi do sera.
- Jeśli spocony, cuchnący mieszanką alkoholi i dymem z najgorszych papierosów, które te wszystkie gówniarze jarają, i w dodatku padający na twarz facet ci nie przeszkadza, to jasne, mogę wpaść - pokiwał głową, jakby na potwierdzenie tych słów. Spędził na razie tak trzy wieczory. Po powrocie do domu nie miał nawet ochoty brać prysznicu. Od razu rzucał się na materac i gdy tylko jego głowa dotykała poduszki, od razu usypiał.
Po kilkunastu minutach zajechali pod jedną z kamienic, która znajdowała się dość blisko centrum, ale w jednej z mniej uczęszczanych ulic, co Tony'ego bardzo cieszyło. Pomógł Javierowi wyplątać się z pasów i wysiąść z samochodu, a gdy weszli na trzecie piętro, przekręcił kluczyki w drzwiach i otworzył je na oścież.
- Panie przodem - kiwnął głową w stronę wejścia i uśmiechnął się do Diego szeroko.

[ w ogóle, co za dzień, śmieję się sam do siebie, gadam sam ze sobą, dawno nie było mi tak zajebiście ;d ]

beatrix pisze...

[No cóż, mnie już dawno temu opuściła ale spróbuję coś wymyślić. Skoro Beatrycze jest złodziejką mogłaby zainteresować się portfelem Diega. Spotkają się koło klubu, a później jakoś się potoczy dalsza akcja.:D I jak? W miarę zadowolony pomysłem? Czy mam się bardziej postarać?]

Unknown pisze...

[ no chciałbym xd tylko, że nie wiem o co teraz chodzi xd
do usług xd
nie mów mi co mam robić! ;p
http://youtu.be/LGmOz2MQPh4 w tym to się kurwa zakochałem. I w muzyce i w tekście i tak to magluję, że ja pierdolę xd
Synuś się wyprowadził to się samotna czuje ;p
haha, jaki zajebisty :D ale dlaczego on nie ma sierści? xd i w ogóle, już kiedyś to mówiłem, ale nie mogę się powstrzymać i powtórzę - ale z Ciebie kurwa dres xd
za to ja mojego ostatnio biorę na bieganie. Generalnie cały czas pada i się kurwa czuję jak mieszkaniec lasu deszczowego. I tylko wieczorem się rozpogadza (i przyznaję, zachody są wtedy zajebiste jak nigdy!). Za pierwszym razem było zajebiście, dreptał sobie obok mnie, ja specjalnie dla niego zwolniłem i w ogóle. Następnego dnia to myślałem, że go zamorduję, bo musiałem go ciągnąć (dosłownie) za sobą, a w końcu się wziął i uparł i nie chciał się już ruszyć, chyba, że w stronę domu xd ale przedwczoraj jak go wziąłem to normalnie inny pies - nawet sobie porobiliśmy sprinty, w ogóle gadałem z nim i cały czas tylko "Dalej Golduś, dalej. No dawaj morda, jeszcze kilka sekund" jak już opadał z sił i wtedy tak przyspieszał i normalnie go kocham ;D
mojej mamie też coś odwaliło i zaczęła robić remont w domu. A mi jeszcze podrzucają dwa szkraby prawie codziennie, bo są u dziadków i się bawię w niańkę ^^ ]

Już chciał mu coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język i tylko odwzajemnił ten zaczepny uśmiech. Na razie ten temat, nawet jeśli w żartach, wolał zostawić na później. W innym wypadku nie mógłby się skupić na pracy, a tego chciał uniknąć.
Uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową.
- Wydaje ci się - mruknął i wszedł za nim do mieszkania. Oparł ręce na biodrach i z dumą rozejrzał się po pokoju. - Tutaj zrobię sobie prowizoryczną szafę, czyli raczej znajdę kilka wieszaków. Łóżka raczej nie będę kupował, na materacu jest mi naprawdę dobrze. Telewizora i komputera nie potrzebuję, ale będę musiał dokupić jeszcze ze dwa głośniki do wieży, nawet jeśli sąsiedzi mnie zamordują. Myślałem też o półce na książki, ale w końcu zostawię je chyba poukładane w stosy - za każdym razem pokazywał mu ręką inny kąt, a oczy coraz bardziej mu błyszczały. Naprawdę się tym cieszył. - W sumie chyba nic nie będę zmieniał. Dobrze się tu czuję. Poprzyczepiam zdjęcia, plakaty, pocztówki i inne mapy i jestem w domu - podsumował z szerokim uśmiechem.
Podszedł do prowizorycznej kuchni i zaczął podgrzewać swoje popisowe spaghetti, które przygotował głównie z myślą o Javierze. Gdy był w jego wieku zawsze zajadał się makaronem.
- Myślę, że nie wytrzymałbyś tutaj. Nie ma nawet czego porównywać z twoim domem - wzruszył ramionami i przykrył patelnię pokrywką, żeby wszystko szybciej doszło. Odwrócił się w stronę Diego i oparł o blat. - Mieszkać w trójkę... - powtórzył po nim i pokręcił głową z rozbawieniem. - To brzmi jak jakaś cholerna, szczęśliwa rodzinka - roześmiał się cicho i zaczął grzebać w szafce, w poszukiwaniu dwóch talerzy. - I w dodatku brzmi cholernie poważnie - dodał już ciszej.
- Smacznego - uśmiechnął się do nich, gdy już podał wszystko do stołu.

Unknown pisze...

[ ja nie chciałem, samo się do mnie przypałętało xd
pewnie dłonie Ci się skurczyły ^^
no bo kurwa widziałem dwa "Twoje" zdjęcia i na obu masz dres xdd
mój też świrował, ale już się wyrobił. Wczoraj nawet 6km ze mną zaliczył po 10 dniowej przerwie, jak mnie nie było.
mojej już całkiem odwala. Od wczoraj się do mnie nie odzywa ^^
co to kurwa jest? xd naprawdę się starzejesz ;p
http://youtu.be/YHIgyZoT28c tym żyłem niedawno :D
ta, no ja już myślałem, że masz całkiem wyjebane ^^ i powinienem Cię opierdolić, bo przez 10 dni byłem 2h drogi od Bydgoszczy i co sobie jeździliśmy to wszędzie były znaki na Twoje wspaniałe miasto i kurwa bym sobie tam z chęcią pojechał, ale nie miałem się z Tobą jak kurwa skontaktować ]

Roześmiał się i spojrzał na niego, kręcąc przy tym głową.
- Widzę, że ty też nie wiesz co z tym zrobić - mruknął i podszedł do patelni, na której znajdowały się resztki pasty. Wziął do ręki jeden sznurek makaronu i z zadowoleniem włożył go sobie do ust. - Tak się to je - mrugnął porozumiewawczo do Javiera i wytarł dłonie w ręcznik papierowy. Czymże było dzieciństwo bez upaprania się sosem i tej radości z wciągania makaronu do ust? Nie mówiąc już o bitwach na jedzenie.
Spojrzał na zegarek w komórce i zgarnął z blatu swój portfel.
- Dobra, ja spadam do klubu. Między drugą a trzecią powinienem do ciebie wpaść - powiedział do Diego i musnął go ustami w policzek, gdy wychodził. Kluczyków do samochodu nawet nie brał. Pewnie sam trochę wypije, jak zwykle. - Pozamykaj wszystko - rzucił na odchodne.

Unknown pisze...

[ ej, no tutaj to mi akurat o bluzy chodzi, chłopie ;p
ja mojego chcę rozbiegać na razie. Myślę, że za 2-3 miesiące już go zabiorę na 10km ;D
ja tam jednak jestem za teorią o starości xd
no spoko, ale ja ostatnio nie jestem w tym klimacie w ogóle.
http://youtu.be/w7ym0-UImuA
ja załamany byłem xd a tak serio, to nawet Agnieszce się żaliłem, że masz mnie w dupie i chociaż mnie to nie dziwiło, to myślałem, że się chociaż ze mną pożegnasz, jakby co ^^
w Prostynii kurwa xd niedaleko Kalisza Pomorskiego. A czemu nie? ;p i tak sobie jeździliśmy, bo kumpel ma prawko, a ojciec mu dawał samochód. I tak byliśmy z dwiema koleżankami to oni by sobie poszli na piwo, a ja bym się z Tobą spotkał ;p poza tym, zawsze chciałem zobaczyć Bydgoszcz ^^ ;P ]

Co jakiś czas zerkał w pracy do swojego portfela i jak głupi szczerzył się do zdjęcia, które dał mu Diego. Na szczęście ruch był jak zwykle duży, więc ograniczał się do oglądania go przez raptem kilka sekund w ciągu kilku godzin. Sam nie wiedział, dlaczego tyle radości mu to sprawiało, ale to było tak... dziwnie miłe, że nawet szarpnął się i postawił kilku osobom drinki.
Gdy skończył pracę od razu poszedł do Diego, marząc tylko o ciepłym prysznicu i położeniu się choć na chwilę. Był wykończony.
Jak zwykle drzwi były otwarte, więc wsunął się do domu cicho, by nie obudzić Javiera i ściągnął buty w przedpokoju. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu chłopaka, choć był pewny, że ten od dawna już śpi.

Unknown pisze...

[ no! xD
7 lat już ma. Ale weterynarz mnie pochwalił, że w bardzo dobrej kondycji jest ;D
ahaha xd
namiętnie ostatnio słucham open.fm Alt freszzz, bo zajebista muzyka tam jest :D
a weź spierdalaj ;p więcej mi nie będzie ;p
weź, tam nic nie było o0 w Kaliszu trafiliśmy na jakieś Święto Ogórka i na koncert Bednarka przypadkiem xd ta. Była taka ładna pogoda, że nam się nie chciało kisić w aucie, tylko nad jeziorem siedzieliśmy, a wyjeżdżaliśmy tylko wieczorem po jakiś prowiant ^^
w ogóle, obczaj jaki zajebisty dzieciak, to musi być Javier :D http://i47.tinypic.com/n3oy86.jpg i domyśl się dlaczego xd ]

Przeszedł przez korytarz prosto do salonu, ale zamiast Diego, dostrzegł w nim śpiącego Javiera. Oparł się o framugę i przez jakiś czas mu się przyglądał. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Nie pamiętał kiedy miał do czynienia z tak małym dzieckiem i nawet nie przypuszczał, że tyle radości mu to sprawi. Podszedł do niego i pocałował go lekko w czubek głowy i nakrył kocem, który w połowie zjechał już na podłogę. Sam w dzieciństwie strasznie się rozkopywał, często budził się obrócony nawet o 180 stopni.
Wszedł na piętro z zamiarem skierowania się prosto do sypialni, ale dostrzegł palące się światło w łazience. Gdy podszedł bliżej, usłyszał szum wody, więc uśmiechnął się szeroko, bo o tym właśnie marzył. Uchylił drzwi i wsunął się do środka. Ściągnął koszulkę, którą rzucił na podłogę i zapukał w kabinę, żeby dać Diego o sobie znać, po czym zaczął rozpinać swoje spodnie. Był przepocony i cuchnął mieszaniną alkoholi i tytoniu.

Unknown pisze...

[ yyy... mam powiedzieć, że Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem? ;>>
ja tego radia słucham, bo poszukuję nowych kawałków, co by mieć na iTunes więcej niż tylko 70 utworów ^^ jakoś się nie mogę nawet zebrać, żeby płyty pozgrywać.
Patryś, nie igraj ze mną ;p
pierwsze co tam zobaczyliśmy to były bele siana xdd myśleliśmy na początku, że to jest święto od nazwy jeziora. Ale chuj, ono się inaczej nazywało, więc nie wiemy, dlaczego akurat z ogórkami wyskoczyli xd nawet był konkurs wyławiania i zatapiana beczek z ogórkami xdd
już niedługo zaczyna się sezon :D
Właśnie spędziłem 3h ze swoją koleżanką z gimnazjum i tak się zajebiście bawiłem, że ja pierdolę :D a teraz to mnie w ogóle jakiś sentymentalny nastrój ogarnął.
Swoją drogą - Ty mnie ostrzegaj kiedy nie będzie Cię przez dłuższy czas, to nie będę na bloga codziennie zaglądał i się wkurzał ;p ]

Już mu chciał odpowiedzieć, że przecież jest już po drugiej, ale nawet nie zdążył otworzyć ust. Najpierw poczuł tę cholernie przyjemną wodę, a po chwili już przygwoździł chłopaka do ściany, odwzajemniając przy tym pocałunek. Ogarnęło go niesamowicie dziwne uczucie, którego doświadczył chyba po raz pierwszy. Coś pomiędzy tęsknotą i radością. Choć był tak blisko niego, to i tak wydawało mu się, że wciąż są zbyt daleko.
- Dobrze, że już jesteś - mruknął i przejechał nosem po jego policzku. Był cholernie zmęczony, a jednocześnie tak cholernie szczęśliwy.

Unknown pisze...

[ ciiiicho xd
kurwa, już drugi raz w jednym komentarzu mnie zagiąłeś, spierdalaj xd
haha, to popieprzmy razem ;p chociaż w sumie mam raczej takie bardziej pozytywne, niż negatywne rozkminy, także spoko ;D ale na zmianę słucham tego http://youtu.be/165RVtUhEvk i tego http://youtu.be/KALQnBzKqVw i już mnie chuj strzela, ale nie mogę przestać -.-
to jak znowu tak będzie, że długo się nie będziesz pojawiał to napisz pieprzone "nie ma mnie przez tydzień" i będzie dobrze ;p ok, ja i tak mam weekend zajęty przez urodziny dziadka. I w przyszły też mnie nie ma. ]

Patrzył na niego z dość głupkowatym uśmiechem, a to wszystko tylko dlatego, że po raz pierwszy od naprawdę dawna, poczuł, że wszystko jest tak, jak powinno być. I faktycznie przemknęło mu przez myśl, że w sumie mogłoby tak już zostać i że chyba nie wyobraża już sobie innego życia. Coś mu się poprzestawiało w głowie, ale na tym etapie, nie miał zamiaru z tym walczyć. Chociaż i tak wiedział, że w końcu zacznie się buntować, nawet wbrew samemu sobie. Taka już była jego natura.
Mimowolnie jednak spiął się, gdy usłyszał jego ostatnie słowa. Nie potrafił jeszcze do nich przywyknąć i odczuwał jeszcze wstyd z powodu tego, że sam jeszcze niedawno wyznał mu miłość. Jakoś nie potrafił się jeszcze z tym jednym przełamać, dlatego uśmiechnął się lekko i miękko pocałował go w usta, po czym sięgnął po szampon do włosów. Chciał mu jakoś odpowiedzieć, tylko, że głos jakby ugrzązł mu w gardle.

Unknown pisze...

[ wmawiaj sobie ;pp
oj, jebie Ci się w mózgu ;p ale ten kawałek dobry jest, pewnie kiedyś w nocy przyjdzie mi na niego faza ;p
http://youtu.be/GVm5HhBPe20
kurwa, głupio tak trzymać coś w tajemnicy. Mój dziadek to jakoś powoli zaakceptował to, że do kościoła nie chodzę, a uwierz mi, to jest baaaardzo ciężki przypadek ^^ ]

Zdawał sobie sprawę z tego, że pewnego dnia może przegiąć i Diego z pewnością w końcu przestanie to akceptować. Przecież nie był idiotą. Dlatego Tony się pilnował, co jednak było dla niego cholernie trudne, zwłaszcza, gdy tak długo się nie widzieli. W klubie pojawiały się naprawdę piękne kobiety, a on, jak inni barmani, miał już pokaźną kolekcję numerów telefonów. Ale się nie złamał. Póki co ćwiczył swoją silną wolę.
Nie krył swojego zawiedzenia, gdy chłopak wyszedł spod prysznica. Odprowadził go spojrzeniem i sam szybko się umył. Opasał biodra ręcznikiem, w drodze do sypialni mierzwiąc jeszcze włosy, żeby pozbyć się nadmiaru wody.
- Liczyłem na jakiś masaż, czy coś - powiedział z wyrzutem, gdy dostrzegł Diego na schodach. - Należy mi się za tak długi, pieprzony celibat - mruknął i usiadł koło niego. Gdy jednak to zrobił, z jego ust wydobyło się niekontrolowane, głośne ziewnięcie.

Unknown pisze...

[ a jednak to robisz xd
zajebiste ;D
http://youtu.be/co1AT-Rr0cc ależ mi to koleżanka to wkręciła xd
kuźwa, no nikt nie każe wam się obściskiwać na ich oczach xd to tak jak ja się teraz w weekend nasłucham o nawróceniu ^^ i znów padnie temat homoseksualistów i ja znów będę ich bronić i znowu wyjdą śmieszne podejrzenia odnośnie mnie no i w ogólnym rozrachunku wyjdzie, że jestem głupi i się posprzeczam ze wszystkimi wokół, bo nie umiem odpuszczać ^^ uwielbiam zagorzałych katolików. Wiesz, że nie mogą robić zakupów w Lewiatanie? Bo to od imienia szatana ^^
no może trochę... ;p
ale się nim jarasz xd ]

Jedno już wiedział. Nawet jeśli by zaliczył skok w bok, przed czym się jednak bronił jak tylko mógł, to z pewnością by o niczym nie powiedział Diego. A przynajmniej tak zakładał. Choćby dla jego dobra, żeby go nie zranić, a z drugiej strony z czysto egoistycznych pobudek - żeby się znów nie poczuć jak skończony dupek. Planowanie wychodziło mu świetnie. Tylko z praktyką bywało czasem gorzej, szczególnie ostatnio.
Wziął od niego papierosa i zaciągnął się nim, choć delikatnie.
- Może nie zasnę - uśmiechnął się łobuzersko, po czym znów cicho ziewnął. - A nawet jeśli - wyprostował się - to wolałbym być mniej spięty, niż teraz - powiedział i przejechał dłonią po swoim karku.

[ Zaraz grają Polacy kurwa!!!!!!!!!!!!! :D ]

Unknown pisze...

[ no właśnie się zdziwiłem, że oni o Was wiedzą, bo ostatnio jak o nich mi opowiadałeś, to Wasz związek był tajemnicą ^^ haha, wystarczy, że jestem hetero i pokażę się z koleżanką ;p
moja rodzinka ^^
e tam, wydaje Ci się ;)
ja pierdolę, moja mama zaczęła grać w gry na laptopie i teraz muszę o niego normalnie walczyć xd
POOOOOOOOOOOOOLSKAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :DDDDDDD ]

Również podniósł się ze schodów, a w międzyczasie, gdy Diego poszedł do Javiera, Tony zgasił papierosa w łazience, wyjątkowo nie mając ochoty na dopalanie go do końca. Nie lubił być biernym palaczem, a w klubie nawdychał się dymu aż za dużo. Czasem przemykało mu przez myśl, że jak tak dalej pójdzie, to nabierze wstrętu do papierosów. Może to i dobrze?
Gdy Diego wrócił, spojrzał na niego z wyrzutem w odpowiedzi na jego ostatnie słowa.
- No wiesz co, to już mogłeś na mnie poczekać i bym ci pomógł - powiedział. Jakoś wciąż nie mógł się przekonać do jakiejkolwiek siły chłopaka, a to ze względu na jego posturę.
Odwrócił się i wszedł do sypialni, a gdy tylko dostrzegł łóżko, od razu rzucił się na nie z głośnym stęknięciem.
- Boże, kiedy ja się tak zestarzałem? - jęknął i obrócił się na brzuch, brodę podpierając na rękach.

Unknown pisze...

[ to chujnia.
do jakiejś wspólnoty wstąpili i jak słuchasz, to normalnie sekta jakaś, tyle, że mają poparcie jakiegoś biskupa, czy coś. Ale ogólnie to pranie mózgu im zrobili. Dobrze, że mój najstarszy kuzyn się uchował, bo z kolesiem zawsze miałem zajebiste kontakty.
kiedyś dużo z nimi dyskutowałem i w ogóle, ale uwierz, że się nie da, naprawdę. Musiałbyś sam to zobaczyć, no normalnie mają klapki na oczach. Wiesz co mój kuzyn robił przez całe święta? Najpierw szukał dziewczyn z problemami w internecie, a później wydzwaniał do nich i głosił im fragmenty z pisma i kazania o0
coś mi YT nie chce działać normalnie -.- ale generalnie - "All in white" the Vaccines
idealnie pasuje do napierdalającej teraz burzy ;D ]

- No a nie? - spojrzał na niego ze zdziwieniem, bo to akurat było dla niego sprawą oczywistą. Jakoś już się przyzwyczaił do tego, że to on przez całe swoje życie zajmował się najcięższymi, dosłownie, sprawami i w sumie mu to odpowiadało. Przynajmniej czuł się potrzebny, a i mógł wykazać się swoją siłą. Nic tak nie podbudowywało ego, jak właśnie to.
Roześmiał się głośno i obrócił trochę głowę, by móc chwilę na niego spojrzeć.
- A co jak się zbuntuję? - wyszczerzył się, po czym znów przylgnął do materaca i przymknął oczy. Musiał przyznać, że to był jeden z najlepszych masaży jakie doświadczył i zrozumiał, że tego właśnie najbardziej potrzebował, dlatego zamruczał cicho pod nosem z zadowolenia.

Unknown pisze...

[ aha, no to pewnie to to ich jest czymś w tym stylu ;p ja mam przejebane, bo kravkę trenuję, a to też jest na liście zakazanych rzeczy kościoła ^^ a najśmieszniejsze jest to, że ta ciocia jest moją chrzestną i zawsze mi kupowała książki o Harrym, bo generalnie krucho u nich z kasą i chociaż tak chciała o mnie zadbać. A dwa lata temu powyrzucała z domu wszystkie swoje egzemplarze i jej dzieciaki, które wcześniej się w tym zaczytywały, zaczęły go wyklinać ^^
no bo w sumie jest, zajebisty ;D
mi się tak na szpitalu zrobiło, znaczy się, z mojej głupoty, bo chciałem zmienić kartę, żeby upewnić się co do tego, co napisałeś i przypadkiem odświeżyłem stronę ze swoim komentarzem ^^
Co Ci się tak zmienił styl muzyki? xd próbujesz się odmładzać?? xdd
ale lecisz z tym serialem ostatnio xd
http://youtu.be/fjEnZ0J-fvI ale miałem na to wczoraj/dzisiaj fazę o 3 w nocy ^^ ]

Oblizał wargi i uśmiechnął się pod nosem.
- Nawet nie wiesz, jak uwielbiam się buntować - powiedział i obrócił się powoli na plecy, żeby nie zrzucić z siebie chłopaka. Co prawda nie przepadał za sytuacjami, w których ktoś nad nim górował, ale teraz wyjątkowo mu to odpowiadało. Uniósł się trochę na łokciach i spojrzał na Diego z tym swoim zawadiackim uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Nie potrafiłbyś mnie stąd wyrzucić - wymruczał i musnął ustami wargi chłopaka.

Diego Morales pisze...

[z Potterem to pamiętam była jazda u mnie w podstawówce. ogólnie w planach było, że miał nam niby wejść w spis obowiązkowych lektur i wszystko fajnie do czasu. jakaś matka, zagorzała katoliczka wywaliła z tekstem, że Potter ma w sobie dużo szatańskich motywów. chociażby to, że dzieci w Hogwarcie chodzą w czarnych szatach. czaisz? i nie wprowadzili nam tego ;p
weź, jak mnie to wkurwia. na onecie było z tym lepiej, bo jak się cofało stronę, to tekst zostawał nieruszony ;p
nie wiem właśnie co mi odjebało. xd
The xx są zajebiści ;)
http://www.youtube.com/watch?v=LXEKuttVRIo
chyba ostatni raz odpisuję, bo niedługo stąd spadam i tak mnie korci, żeby przed wyjściem napisać Ci maila, ale ciągle sobie odpuszczam.]

- Trochę cię już znam i zdążyłem to zauważyć - mruknął, kiedy Tony przekręcał się pod nim. Spojrzał w jego oczy i uśmiechnął się w podobny sposób, co on. Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy tak cholernie się w nim zakochał. W odpowiedzi przygryzł jego wargę lekko i odsunął głowę, by móc ponownie spojrzeć w mu w oczy.
- Teraz może nie, ale poczekam aż zaśniesz i wtedy cię stąd wytargam - zaśmiał się cicho, wyobrażając go sobie, przebudzającego się na schodach.

Unknown pisze...

[ ahaha xd to ja zawsze jak mieliśmy lekcje, na których mieliśmy przedstawiać ulubione książki, targałem ze sobą wszystkie tomy i taki podjarany byłem xd
zależy jaką się ma przeglądarkę ;p ale na Chromie z którego korzystam to na szczęście działało. No ale tutaj jest chujnia. Tak samo na komórce już nie mogę sprawdzać, czy mi odpisałeś, bo za dużo komentarzy mam pod kartą ^^ ale ogólnie, wolę blogspot.
no, to już mi bardziej do Ciebie pasuje ;P dobre :)
http://youtu.be/qbn0142p8jQ
ale że jakiego maila? pisz, pisz, bo to akurat ja zawsze się miesiąc zbieram, jak mam się do kogoś odezwać xd od dwóch tygodni mam napisać do Ewci z podziękowaniami za kartkę, w której mnie opieprzyła, że nie daję znaku życia, ale dalej jakoś mi to nie wychodzi xd
ahaha, geniusz xd
Myślałem, że może zdążę Cię jeszcze złapać przed Twoim wyjściem, bo akurat trochę po 16 wbiłem na bloga, no ale po chwili okazało się, że ojciec powyłączał wszystkie gniazdka przez remont i mi internet padł ^^ taaaakie moje szczęście ;D ]

- I tak wiesz już o mnie za dużo - powiedział i zmrużył trochę oczy, by uważniej mu się przyjrzeć. - A tylko spróbuj to jakoś wykorzystać - pogroził mu i dźgnął go lekko palcem w bok, przy okazji uśmiechając się do niego łobuzersko.
Czuł się teraz niesamowicie dobrze, a to wszystko wydawało mu się być czymś zupełnie naturalnym. Ale mimo wszystko coś wciąż siedziało z tyłu jego głowy, co w jakiś sposób go blokowało. Zmienić się po ponad dwudziestu latach wcale nie było tak łatwo.
Słysząc słowa chłopaka roześmiał się aż nadto głośno, więc od razu zasłonił twarz dłońmi, by jakoś stłumić ten dźwięk i nie obudzić Javiera.
- Gdybyś zrzucił mnie z łóżka to już byłbym z ciebie dumny - wymamrotał pomiędzy głębszymi oddechami, bo wciąż nie mógł opanować swojego rozbawienia.

Unknown pisze...

[ aż słuchawki podłączyłem sobie, żeby był lepszy dźwięk, no ale sorry, nie mogłem śmiechu powstrzymać xdd co to kurwa jest?! xdd
za to ja wczoraj bawiłem się z dzieciakami, a właściwie głównie z Mikołajem. Szkoda, że nie jest moim bratem ;D w ogóle, ogarnij co sobie Dziadek zażyczył na te urodziny - wszyscy musieliśmy mu laurki porobić xd więc wyobraź sobie mnie ślęczącego nad jakimiś wycinankami, usiłującego wymyślić "kompozycję" xd większego beztalencia niż ja nie znam xd
a przed chwilą wróciłem ze Świeradowa, jakieś 20 minut od mojego miasta i jestem zajebistym szczęściarzem, że mieszkam na takich terenach :D
to teraz mnie tylko kurwa zaciekawiłeś xd nie lubię jak ktoś coś zaczyna pieprzyć, a później nie kończy ;p
http://youtu.be/0ok0glLJsr4 ]

Odchylił trochę głowę i przez jakiś czas przyglądał się tylko chłopakowi, po czym mina trochę mu zrzedła i uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Zaczął powoli gładzić palcami lewej dłoni przedramię chłopaka, na czym skupił całą swoją uwagę.
- Wolałbym raczej, żeby niektóre sprawy inaczej w mojej przeszłości wyglądały, tak, żebym mógł ci opowiadać o czymś innym - powiedział cicho, po czym uśmiechnął się lekko do chłopaka, choć wciąż trochę głupio się czuł.
- No... trochę - roześmiał się i wyszczerzył się do niego. Jakby na to nie patrzeć, był z jakieś 30 kilo cięższy od niego.

Unknown pisze...

[ kurwa, ale mam zajebiste wyczucie jeśli o Ciebie chodzi xd już któryś raz wbiłem jakieś 5 minut po Twoim komentarzu xd
hmmm, ja zaczynam "grać" jak się najebię xd
mi nawet kurwa kwiatek nie wyszedł tak, jak miał xd
co za chuj... xd
ostatnio tego kolesia zajebiście polubiłem. Już Ci kiedyś wysyłałem jego kawałek "Paddling out". ]

Spojrzał na niego łobuzersko i uśmiechnął się szeroko.
- No wiesz, zawsze mógłbym być przystojniejszy, bardziej błyskotliwy... chociaż nie, jestem i tak wystarczająco zajebisty - zaśmiał się i przetarł dłonią swoje zaspane oczy, by móc chociaż jeszcze przez chwilę pogadać z Diego. Jednak cholernie się za nim stęsknił i w sumie w ich relacji zawsze brakowało mu nawet takiego głupiego gadania o niczym.
- Ale z ciebie naiwny dzieciak - roześmiał się i czule pogłaskał go po włosach. - No ale nie będę wyrywał cię ze świata twoich fantazji - mruknął, ale i tak parsknął pod nosem, gdy wyobraził sobie, jak to mogłoby w ogóle wyglądać.

Unknown pisze...

[ Ty patrz, znowu się sprawdziło!
nie, dzięki ;)
zabij mnie, no ale ni chuja nie lubię kawałków Jacksona.
http://youtu.be/dOogkFUdm2k
a myślisz, że dlaczego musiał się do roboty zaciągnąć? bo go kurwa znaleźli, ale na razie haracz ich satysfakcjonuje ^^ xd tyle, że w sumie, skoro teraz jeszcze Javier się pojawił no to Tony nie może dłużej tak ryzykować i chyba będzie musiał wszystko pozałatwiać do końca ;p swoją drogą, jeszcze trzeba załatwić ten wątek z bulimią Diego - bo to tak nie może być ;p
dobra, to nawet zacznę ^^ ]

- No ba - powiedział z dumą i uśmiechnął się w jego usta, po czym objął go ramieniem i znów głośno ziewnął. Jeszcze raz spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się do niego lekko.
- Dobranoc - mruknął pod nosem i zamknął oczy. Niewiele potrzebował, by zasnąć. Nie oznaczało to jednak, że spał dobrze. Znów śniły mu się te wszystkie sceny z przeszłości, które prześladowały go każdej nocy. Nauczył się już nie budzić z krzykiem, ale nad zrywaniem się z łóżka z zimnym potem jeszcze nie mógł zapanować. Tym razem też tak było, tyle, że doszło do tego kilka głęboko go niepokojących wyobrażeń.
Przez chwilę głośno oddychał, wspierając się na dłoniach, po czym spojrzał na śpiącego Diego, co wcale mu nie pomogło. Zsunął się z łóżka i poszedł do łazienki, by założyć na siebie spodnie. Następnie zbiegł po schodach, po drodze zaglądając do Javiera, i skierował się do kuchni, gdzie jednym haustem opróżnił szklankę zimnej wody. Następnie pochylił się nad zlewem i przepłukał oczy. I tak stał, opierając się o jego krawędzie. Nie miał nawet pojęcia przez ile czasu.

Unknown pisze...

[ ta, to Tony zrobiłby rzeź niewiniątek xd
no nie bądź tego taki pewny ;p ]

W momencie, kiedy wychodził z kuchni, żeby pójść do łazienki jeszcze po swoją koszulkę, natknął się na Diego, którego niemal staranował, bo myślami był zupełnie gdzie indziej. Zatrzymał się na chwilę i popatrzył na niego dość mętnym spojrzeniem.
- Ja... ja chyba będę musiał jeszcze na chwilę skoczyć do Londynu - wymamrotał, po czym wyminął chłopaka i wbiegł po schodach. Jakoś nigdy nie miał problemu z podejmowaniem decyzji. I jakoś nigdy się nad nimi nie zastanawiał, tak jak teraz. Najwyżej dopiero po fakcie.

Diego Morales pisze...

[no weź, to była dobra wizja ;d
dlaczego? ;p]

Oparł się o ścianę, kiedy chłopak tak po prostu go wyminął. Dopiero po chwili, gdy dotarło do niego, co właściwie usłyszał, zrobiło mu się niedobrze na samą myśl, że Tony znów zamierza pakować się w kłopoty. Mimo, iż chłopak niewiele i niechętnie mówił o tym wszystkim, to i tak Diego do tej pory żył w przekonaniu, że sprawa z Londynem jest już zamknięta i że wszystko będzie w porządku. Zaciągnął się dymem parę razy pod rząd, po czym ruszył do góry, chcąc odciągnąć go od tego głupiego pomysłu.
- Popieprzyło cię do reszty, czy co? - wymruczał sennym jeszcze głosem, kiedy stanął mu na drodze, w progu łazienki.

Unknown pisze...

[ ta, kurwa xd no już melodramat totalny xd
dlatego ;p
nieee, Ty jesteś po prostu zdolny inaczej :)) ]

Tony już całkiem przebudzony, zdążył się ubrać i jeszcze raz opłukać twarz, nim Diego zatrzymał go w łazience. Trochę go to zdziwiło, tym bardziej, że właśnie miał wychodzić. Uniósł lewą brew i chwilę mu się przyglądał, po czym sprawdził coś w swojej komórce i odchrząknął.
- Nie - powiedział spokojnie i podszedł do niego. Położył dłonie na jego obu ramionach i tak po prostu go przesunął, by zrobić sobie miejsce. Znów zbiegł po schodach i poszedł do salonu, gdzie najdelikatniej jak tylko potrafił, pocałował Javiera w czoło, po czym udał się do przedsionka, gdzie zaczął szybko zakładać swoje adidasy.

Unknown pisze...

[ Ja jebie xd to trzeba się streszczać, bo ja niedługo wyjeżdżam i nam się dramaturgia urwie xd
dopiero teraz? ;p ]

Miał nadzieję, że Diego zrozumie aluzję i zostawi go w spokoju, ale najwidoczniej się pomylił. Chciał wyjść jak najszybciej, bo wiedział, że im dłużej tu będzie, tym mniejsze szanse na to, że faktycznie jeszcze dzisiaj tam pojedzie. Że w ogóle pojedzie. A chciał tylko wreszcie poczuć pełen komfort psychiczny, po raz pierwszy w życiu najzwyczajniej w świecie wyluzować. To przecież nie było dużo.
- O co ci chodzi? - syknął i zaczął wiązać jeden z butów, a właściwie upychać sznurówki do środka tak, by nie potknąć się o którąś już przy pierwszym kroku.

Unknown pisze...

[ ja jebie, oglądasz mecz? kurwa, dwie szklanki rozbiłem o0 a ciśnienie mi skacze tak, że ja pierdole, chyba zaraz zejdę normalnie o0 to Ci odpiszę, żeby się trochę ogarnąć ^^
nie poganiaj mnie ;p ]

Spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym naciągnął nogawkę spodni i podniósł się. Zaśmiał się cicho i z pewnym politowaniem na twarzy podciągnął koszulkę, żeby pokazać swój lewy bok, na którym była niewielka, jeszcze nie do końca wygojona blizna.
- Widzisz, nic takiego się nie stało - powiedział i pokręcił głową z dezaprobatą. - Naprawdę nie takie rzeczy już mi się zdarzyły - może nie było to całkowicie zgodne z prawdą, bo pierwszy raz ktoś go tak załatwił, niemniej, nawet sobie nie wyobrażał, że ponownie mogłoby mu się coś stać. Bez przesady.
- Muszę dokończyć to, co zacząłem - mruknął, jednocześnie przeglądając zawartość swojego portfela, by zorientować się, czy musi jeszcze podjechać do bankomatu. - Dwa, trzy dni i powinienem wrócić - uśmiechnął się do niego lekko.

[ sorry za ewentualne literówki, ale gapię się w tv, a jednocześnie piszę xd ]

Unknown pisze...

[ Się domyśliłem, że gdzieś Cię wywiało ;p no chujowy mecz był. Nawet do tej pory nie mogę do siebie dojść, pomimo, że nawet taki zajebisty trening sobie odwaliłem, żeby wyładować złość i zająć czymś myśli. Teraz jest mi po prostu tak cholernie smutno... dobrze, że za chwilę grają w plażówkę, może będzie lepiej. A z tymi szklankami to było tak, że w pewnym momencie nie wytrzymałem i się zerwałem z kanapy i tak jakoś rękoma machnąłem nad stolikiem, na którym akurat stały xd dobrze, że pies był na dworze, bo on zwykle koło mnie leży i jeszcze by mu się coś stało.
spierdalaj ;p ]

- Daj spokój, na pewno nie było tak źle - powiedział i spojrzał na niego z lekkim politowaniem. Pewnie był przewrażliwiony, jak zresztą większość osób, które nie miały do czynienia z głębszym rozcięciem.
Roześmiał się i położył dłonie na jego biodrach, by przysunąć go do siebie.
- To chyba dobrze, co nie? - mruknął i przez chwilę uśmiechał się do niego zawadiacko, po czym mocno go pocałował.
- Postaram się nie stracić ani ręki, ani nogi, narządy też spróbuję oszczędzić - powiedział tonem takim, jakim zawsze odpowiadał swojej matce, gdy ta za bardzo czymś się przejmowała. Jakoś nigdy się o siebie nie martwił.

Unknown pisze...

[ też bym tak chciał.
skoro chcesz... ;p
Mama mi zajebała kompa na 4h! nawet ja tyle nie potrafię na nim grać xd
http://youtu.be/O-6OTjycUMU mam depresję dzisiaj. Ale! Przynajmniej wymyśliłem trochę dramaturgii na wątek, skoro tak Ci na niej zależy! ;D ]

- Zadzwonię jak dojadę - mruknął i musnął ustami jego czoło, po czym cicho wyszedł z domu.
Od razu skierował się do akademika, gdzie już czekał jego kolega ze studiów, który zawsze pożyczał mu samochód. Czerwony Fiat, którym między innymi pojechał z Diego do Hiszpanii, jeszcze nigdy go nie zawiódł i bardzo wygodnie mu się go prowadziło. Lubił szybkie, sportowe samochody, ale wiedział, że nie potrafiłby się powstrzymać i szalałby na drodze.
Teraz jechał dość spokojnie, o tej porze był niewielki ruch, bo dopiero świtało. Deszcz padał jak zwykle, co jednak nie zmobilizowało Tony'ego do zmniejszenia prędkości poniżej 80 km/h, choć i tak, swoim zdaniem, już się wlókł. Nie ujechał jednak daleko, bo zaledwie piętnaście kilometrów od Murine, kierowca ciężarówki przysnął za kierownicą i zjechał na niewłaściwy pas. W strugach deszczu Tony dostrzegł go w ostatniej chwili i zdążył tylko odbić kierownicą na pobocze, którego w zasadzie nie było. Stało tam natomiast drzewo, które stanowczo zatrzymało prowadzony przez niego samochód.
Poranne wiadomości wstrząsnęły Brytyjczyków informacją o kolejnym już tego typu wypadku. Tym razem, kierowca miał szczęście. W szpitalu wciąż walczono o jego życie.

[ Ja jebie. A to wszystko przez te mecze! ]

Unknown pisze...

[ No ale żeby ta gra miała jakiś sens. Ale jakieś kurwa kulki?!
to przez siatkarzy. Się przejąłem za bardzo, a jeszcze deszcz pada i tak sobie w ciszy siedziałem na parapecie no i mnie natchnęło kurwa xd
wiesz... dzięki. Iść i się pociąć po prostu -.-
w ogóle, to zajebiście wątek wymyśliłem, tak, że nie mam pojęcia jak odpisać xd i jakiś kot mi jęczy pod oknem, jakby go zarzynali o0 ja pierdole, co za dzień. ]

Nigdy nie przypuszczał, że ponownie trafi do tego szpitala. Znał go już na pamięć, ze względu na odbywane tutaj praktyki, a właściwie to podawanie kawy lekarzom i sprzątanie korytarzy. To miało pomóc im w oswojeniu się z pracą w takim miejscu. Za dobre sprawowanie pozwalali im nawet sporadycznie założyć gips, czy prosty szew, a czasem i podglądać niektóre operacje. Nawet przez myśl mu nie przemknęło, że kiedyś to jego osoba będzie oglądana i to wcale nie na miejscu chirurga.
Ostatnią rzeczą jaką widział, był zbliżający się konar drzewa. Potem poczuł ostre szarpnięcie i świat zniknął. Następnie, kilkakrotnie zamajaczyły mu szpitalne jarzeniówki i znów stracił przytomność. Cholernie głupie uczucie.
Obudzić się miał dopiero za kilkanaście godzin.

Unknown pisze...

[ dzisiaj? wybitnie, ech.
co? ale czemu on chce go rzucić? xd ]

Uchylił trochę powieki, ale jedynym co zobaczył była biało-czarna, w dodatku kompletnie rozmazana plama. Zamrugał więc kilkakrotnie, usiłując złapać ostrość, po czym stęknął, bo poczuł tępy ból głowy, który aż wzdrygnął całym jego ciałem. Przyłożył więc rękę do głowy, ale zamiast swoich włosów, poczuł dobrze sobie znany materiał, z którego wykonywane były bandaże. Następnie dostrzegł pochylających się nad nim ludzi, najpewniej lekarza i dwie pielęgniarki. Był zaskoczony, cholernie. Tym bardziej, że ich usta się ruszały, a on nie słyszał nic. Dopiero po kilku następnych mrugnięciach i ciężkich oddechach, wreszcie dotarły do niego dźwięki.
Ale żeby wypadek? Jaki wypadek? I operacja? Jaka do cholery operacja?
Podniósł się trochę na łokciach, wciąż będąc jeszcze zamroczonym, ale nie był w stanie się ruszyć.
Śledziona? Co z jego śledzioną? O co w ogóle tym wszystkim ludziom chodzi? Zaczął więc bredzić coś od rzeczy w swoim ojczystym języku i nawet chciał się zacząć z nimi szarpać. Dopiero wspomnienie o jakiejś pieprzonej opuchliźnie uciskającej na jego rdzeń jakoś go zmroziło. Niedowład nóg powinien minąć w ciągu kilkudziesięciu godzin. Powinien, ale nie musiał. Wtedy Tony opadł na poduszki i wbił spojrzenie w ścianę przed sobą. Jak zwykle musiał się wpakować w jakieś bagno.

Unknown pisze...

[ Ale przecież to nie była jego wina! xd poza tym, Diego nie wytrzyma bez niego ;pp ]

Tępo wpatrywał się w ścianę przed sobą, czując na przemian przyspieszone bicie serca wywołane krótkimi atakami paniki i kompletne rozluźnienie i zobojętnienie. Dopiero teraz docierało do niego to, co usłyszał od lekarza i choć zazwyczaj wszystko bagatelizował to tym razem nie był w stanie. Bo to brzmiało tak... cholernie poważnie. I nagle się okazało, że chyba nie jest niezniszczalny, tak jak mu się do tej pory wydawało.
Przełknął głośno ślinę i zacisnął palce na prześcieradle, którym był przykryty. Chciał podnieść nogę, albo chociaż poruszyć palcami u stopy, ale zamiast tego czuł tylko cholerne mrowienie. Niby się powinien cieszyć, bo to oznaczało, że nie jest uziemiony, że przy nakładzie pracy wszystko będzie w porządku. Ale dla niego w tej chwili świat się skończył.
Pociągnął nosem i zacisnął mocniej szczęki, żeby zaraz nie rozkleić się jak jakaś ciota. Wtedy rozejrzał się po pokoju i dostrzegł stojącego w drzwiach Diego. I to podziałało na niego jeszcze gorzej.
- Wyjdź stąd - powiedział cicho, ale stanowczo i odwrócił głowę. Kto jak kto, ale chłopak nie miał prawa widzieć go w tak beznadziejnym stanie.

Unknown pisze...

[ ahaha, dokładasz swoje trzy grosze do dramaturgii? xd
ale jestem genialny xd wyszedłem z domu wcześniej, żeby się przespacerować i w efekcie 20 minut czekałem na autobus xd ale rozkminiłem blogspota na telefonie! :D będę wieczorem ;) ]

- Nikt cię o to nie prosił - warknął, a gdy chłopak do niego podszedł, zamknął oczy, żeby móc jakoś zebrać myśli. Normalnie pewnie sam by stąd wyszedł, ale nie miał jak. Brakowało mu nawet siły, żeby krzyknąć na Diego, bo był pewien, że to może na niego jakoś podziała.
Po jakimś czasie znów na niego popatrzył i zrobiło mu się go cholernie szkoda. Niedawno sam wiózł go do szpitala, do jego przyjaciółki, a teraz sam w nim leżał.
- to przez tego pieprzonego tirowca, który wjechał na mój pas. Lało, w ostatniej chwili go zobaczyłem i nie miałem już co zrobić. Gdybym uderzył w niego to zostałaby ze mnie kompletna miazga - powiedział, licząc na to, że to jakoś pocieszy Diego.

Unknown pisze...

[ ahaha, dokładasz swoje trzy grosze do dramaturgii? xd
ale jestem genialny xd wyszedłem z domu wcześniej, żeby się przespacerować i w efekcie 20 minut czekałem na autobus xd ale rozkminiłem blogspota na telefonie! :D będę wieczorem ;) ]

- Nikt cię o to nie prosił - warknął, a gdy chłopak do niego podszedł, zamknął oczy, żeby móc jakoś zebrać myśli. Normalnie pewnie sam by stąd wyszedł, ale nie miał jak. Brakowało mu nawet siły, żeby krzyknąć na Diego, bo był pewien, że to może na niego jakoś podziała.
Po jakimś czasie znów na niego popatrzył i zrobiło mu się go cholernie szkoda. Niedawno sam wiózł go do szpitala, do jego przyjaciółki, a teraz sam w nim leżał.
- to przez tego pieprzonego tirowca, który wjechał na mój pas. Lało, w ostatniej chwili go zobaczyłem i nie miałem już co zrobić. Gdybym uderzył w niego to zostałaby ze mnie kompletna miazga - powiedział, licząc na to, że to jakoś pocieszy Diego.

Unknown pisze...

[ Ja się tylko dostosowałem do Twoich pragnień xd
ahahaha, Patryś poszedł z pieseczkiem na spacereczek? xdd
no a ja się widziałem z koleżanką ze szkoły, bo się w końcu zmobilizowałem, żeby pojechać do JG ;p Epoka lodowcowa 4 - polecam ;DD
co zmulasz? ;p ]

- Byłem w telewizji? - powiedział z przesadnym entuzjazmem i uśmiechnął się do niego szeroko, choć do śmiechu wcale mu nie było. Ale już tak miał, że gdy czuł się niezręcznie, albo był zawstydzony, wszystko obracał w żart. Teraz tak było, bowiem nienawidził swojej słabości, która, jego zdaniem, ujmowała mu męskości. Nie mówiąc już teraz, gdy był przykuty do łóżka. W chwili obecnej miał się za nic i naprawdę nie chciał, by Diego widział go w takim stanie.
- Lepiej by było, gdybyś się nie dowiedział - powiedział cicho i odwrócił głowę.

Unknown pisze...

[ yyy... nie xd
ahaha xd
ja w ogóle nie oglądałem, znaczy się, tylko po kawałkach, ale ta 4 jest zajebista ;D
czemu? ]

Przełknął głośno ślinę i po czym odwrócił głowę w jego stronę i przez chwilę na niego patrzył.
- Bo zachowałbym resztki godności i mógłbym za jakiś czas udać, że nic się nie stało. I nie dręczyłoby mnie to, że oglądasz mnie w takim stanie. A najgorsze jest to, że pewnie budzi to w tobie jakąś litość, a może i pewne zniesmaczenie, co w sumie mnie nie dziwi - wzruszył lekko ramionami, co skwitował tylko cichym stęknięciem. Nawet taki niepozorny ruch był dla niego problematyczny.
Splótł palce dłoni na swoim brzuchu i wbił w nie spojrzenie.
- Trochę mnie pogruchotało, miałem lekki wstrząs mózgu, coś tam sobie rozciąłem na głowie. No i mieli ze mną jakiś tam problem na bloku, prawie im zszedłem, wycieli mi śledzionę - mówił spokojnie, tak jakby opowiadał o jakimś obcym pacjencie. - I jeszcze coś mi się spieprzyło w plecach i tak jakoś spuchło, że generalnie to chwilowo nie mogę chodzić, ale bardzo optymistyczne prognozy mówią, że za kilkadziesiąt godzin to minie - uśmiechnął się sztucznie.

Unknown pisze...

[ osiągnąłem mistrzostwo xd 22:08, mam kurwa szósty zmysł xd
no dawaj ;p ja też Ci kiedyś żałośnie pieprzyłem ^^
pod? myślałem, że aż na ;pp Ty weź, przez Ciebie mi się chyba normalnie wkręcą xd ]

- Cholera, wiedziałem, że już za dobrze mnie znasz - mruknął pod nosem i spojrzał na niego. - Po co miałbym ci o tym mówić? To przecież bez znaczenia - stwierdził i odchylił trochę głowę, żeby wziąć głębszy oddech. Wszystko go cholernie bolało, ale nie chciał być jeszcze bardziej otumaniony lekami. Zbyt dobrze znał ich działanie, dlatego milczał, gdy pielęgniarka kilka razy pytała go o zwiększenie ich dawki. Przynajmniej jeszcze czuł, że żył. - To wszystko jest idiotyczne - warknął, bardziej do siebie, niż do Diego. Odruchowo zacisnął palce na prześcieradle. Nienawidził takiej bezsilności.
Spojrzał na chłopaka ze zdziwieniem, gdy usłyszał jego słowa i pewnie parsknąłby w tym momencie, gdyby nie fakt, że nie miał na to siły.
- Żartujesz sobie? Chuj wie na ile jestem wyłączony z roboty, a muszę spłacić samochód i inne sprawy - powiedział z wściekłością.

Unknown pisze...

[ Dobra, teraz tak zajebiście już mi nie wyszło, ale i tak byłem blisko xd
spoko, jak chcesz. Zawsze możesz mi maila wysłać ^^ ;)
łohoho, jaki szpaner xdd ]

- Nie przesadzaj - skrzywił się. - Na pewno byś się czymś zajął, a poza tym, nie mam zamiaru tutaj leżeć nie wiadomo ile. Jak tylko zacznę znowu chodzić to się stąd wynoszę - powiedział stanowczo. Wiedział, że to idiotyczne, ale nawet nie wyobrażał sobie zmiany tej decyzji. Najwyżej, jeśli szczęście mu nie dopisze, wyląduje tutaj ponownie. Trudno.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy poczuł jego dotyk, bo podświadomie cholernie tego potrzebował, choć w życiu by się do tego nie przyznał. Ale nie trwało to długo, bo dotarły do niego słowa Diego. Wyrwał swoją rękę i spojrzał na niego z wściekłością.
- Nie będziesz za mnie płacić! - powiedział ostro. - Nigdy.

Unknown pisze...

[ ahaha xd jebnę sobie kulę, kupię kilka świeczek, ubiorę się jak i dziwak (na początku mi wyszło dziwka xd) i zrobię karierę, yeah! ;D
o Ty, a jednak się odezwałeś ;)
http://youtu.be/iC-_lVzdiFE jak to się do mnie przyjebało! ]

- Tego wcale nie powiedziałem - warknął, czując jak już całkiem traci nad sobą panowanie, bo chłopak zupełnie wytrącił go z równowagi. Właściwie to nie była jego wina, po prostu za dużo rzeczy kumulowało się teraz w głowie Tony'ego i kompletnie nie mógł sobie z tym poradzić.
- Nie chcę od ciebie żadnej pieprzonej pomocy, rozumiesz?! - powiedział ostro i nawet podniósł się trochę na łokciach, żeby dobitniej to zaznaczyć. Po chwili opadł jednak ciężko na poduszki i poczuł ostre szarpnięcie w boku, gdzie zapewne miał szwy.
- Gdzie jest Javier? - spytał szybko, by odwrócić uwagę Diego od swojej skwaszonej miny.

Unknown pisze...

[ ahaha, jakoś wątpię w swój talent w tej dziedzinie xd żebyś Ty widział jakie ja pojebane rzeczy czasem piszę xd jedno myślę, drugie stukam na klawiaturze, dlatego raczej pilnuję się, żeby sprawdzać komentarz przed wysłaniem, bo czasem to są takie pierdoły, że sam się gubię xd
ja tam nie żałuję. A Ty?
wcześniej za nią nie przepadałem, ale chyba dojrzałem i się wkręcam ;) ]

Zmrużył oczy i spojrzał na niego z jawną rządzą mordu. Było w tym jednak więcej ironii, niż powagi, bo już był zmęczony nawet własną wściekłością.
- I tak jutro pewnie stąd wyjdę - powiedział spokojnie, aczkolwiek dość pewnie. Znów spróbował ruszyć swoją stopą i całą uwagę skupił przez moment na jej odbiciu na prześcieradle, ale oczywiście nic z tego nie wyszło. - Kurwa mać - syknął pod nosem i głośno wypuścił powietrze, zasłaniając przy tym twarz dłońmi.
- Sam? - spojrzał po chwili na Diego ze zdziwieniem, a nawet lekkim przestrachem. Przecież to był tylko dzieciak, nie wiadomo, co mogłoby mu strzelić do głowy.

Unknown pisze...

[ pamiętam jak nam robili jakieś śmieszne testy psychologiczne, żeby sprawdzić, której półkuli więcej używamy xd i tylko ja i kumpel mieliśmy, że prawej, artystycznej xd czy jakoś tak. Chociaż mi w sumie wyszło, że obu po równo ;p i coś w tym jest, bo jestem oburęczny i się zawsze chłopaki na treningach wkurzają, bo nie wiadomo, którą ręką zaatakuję xdd
no to widzisz. ]

Na pewno by nie skończył na wózku inwalidzkim. Prędzej skończyłby z samym sobą, bo tak żyć by nie potrafił. I może byłoby to tchórzostwo, ale lepsze to, niż zawodzenie samego siebie przy nawet najdrobniejszym ruchu. Tym bardziej, że to wszystko to naprawdę nie była jego pieprzona wina. Chyba to go najbardziej bolało.
Ściągnął brwi, próbując sobie przypomnieć, o kogo może chodzić, aż w końcu cofnął się do prawie samego początku ich znajomości. I wtedy poczuł to paskudne ukłucie zazdrości, to samo, co wtedy, tyle, że teraz ze zdwojoną siłą, bo i jego uczucia względem Diego się znacznie zmieniły.
- No to idź do niego - powiedział szorstko i znowu odwrócił głowę.

Unknown pisze...

[ A drugie najlepsze testy to są te o osobowościach xd mam wszystkie poza flegmatykiem xdd
Jeśli o mnie chodzi to się nie martw - ja tam Ci niczego nie będę wypominał, jak będzie trzeba to mogę nawet zapomnieć, także spoko. ]

Był to w sumie jedyny kolega Diego, jakiego poznał, więc nietrudno mu było go zapamiętać, tym bardziej, że akurat imiona i twarze szybko wchodziły mu do głowy. Ot, londyńskie przyzwyczajenie.
Cicho westchnął i lekko ścisnął jego dłoń, po czym znów na niego spojrzał. W tej chwili w sumie nawet czuł się jak dzieciak. Taki jakiś... bezbronny był.
- Ja się po prostu boję, że nie jestem dla ciebie dość dobry. I ciągle cię zawodzę - powiedział cicho, mając w gruncie rzeczy nadzieję, że chłopak tego jednak nie dosłyszy.

[ Ty, a Diego to nie miał z nim zerwać? ;p ]

Unknown pisze...

[ Zrobiłem test i mi wyszło, że jestem 7w8. A co gorsza - jakbym kurwa czytał o sobie o0
chyba nie będzie takiej potrzeby ;)
fajnie koleś śpiewa, ale nie lubię takiej łupanki jak na początku ;p ]

Położył dłoń na jego karku i przycisnął go do siebie, żeby móc go mocniej pocałować. Przymknął oczy i westchnął cicho. Przejechał nosem po jego policzku i odsunął go od siebie, po czym znów wbił spojrzenie w swoje nogi.
- Tak cholernie się boję, że to się nie poprawi - powiedział cicho i poczuł ten nieprzyjemny ucisk w gardle. - Dlatego nie chciałem, żebyś tu przychodził. Żebyś mnie takim widział - popatrzył na niego niepewnie. W sumie, chłopak przecież mógł go w każdej chwili zostawić. Przecież nie to Tony mu obiecywał.

[ ale w sumie byłoby ciekawiej ;pp ]

Unknown pisze...

[ no... takie dziwne w sumie, no bo ile tam jest, z 9 tych typów osobowości? No to co, co 9 człowiek jest taki jak Ty? pojebane xd
ja to w sumie jeszcze nie wiem ;p czuję się w bliżej nieokreślony sposób xd
nieee ]

Parzył na niego przez dłuższy czas z lekkim uśmiechem , bo chyba takich słów właśnie potrzebował.
Wyciągnął rękę w jego kierunku, ale z tego miejsca mógł co najwyżej położyć dłoń na jego kolanie. Rozejrzał się dookoła, żeby sprawdzić, czy aby na pewno są sami.
- Ja naprawdę cię kocham - powiedział cicho i znów się do niego lekko uśmiechnął. - A teraz możesz wezwać pielęgniarkę i powiedzieć jej, że jednak wezmę ten cały syf, bo dłużej tak nie pociągnę. Z kolei ty spadaj do domu. Jak będę czegoś potrzebował to zadzwonię - dodał już normalnym tonem i wygodnie położył głowę na poduszce i zamknął oczy.

Unknown pisze...

[ e tam, pierdolisz xd są ludzie wyjątkowi i myślę, że my się do nich zaliczamy ;pp
no już jest nawet całkiem, całkiem okej ;p
I kto to mówi?! xd ]

W normalnej sytuacji pewnie by się spłoszył. Ale wciąż bardziej przerażała go wizja skończenia na wózku, dlatego tak cholernie doceniał to, że Diego wciąż przy nim był. Kiedyś sam śmiał się z ludzi, którzy potrzebowali czyjegoś wsparcia. A teraz sam był jednym z nich i już nie było mu tak do śmiechu.
Pokiwał tylko głową z lekkim uśmiechem pod nosem. I tak nie miał zamiaru do niego dzwonić. Nawet nie wiedział, czy jego komórka ocalała. Wystarczył mu portfel, który za chwilę miała przynieść mu pielęgniarka. W nim było zdjęcie Diego, na które będzie się mógł bezkarnie gapić przez cały pobyt tutaj. Więcej mu nie było trzeba.

[ Ej, to może zrobimy, że on stąd wyjdzie, tak po dwóch tygodniach gdzieś, co? ;p i wtedy możemy załatwić tę bulimię Diego ;D ]

Unknown pisze...

Tygodnie spędzone w szpitalu były dla niego najgorszym i zarazem najdłuższym okresem w jego życiu. Spędził je na bezczynności, przykuty do łóżka, otumaniany przez leki przeciwbólowe, w dodatku pozostawiony sam ze swoimi myślami. A te akurat najbardziej go męczyły, bardziej, niż ćwiczenie nóg, żeby powróciły do pierwotnej sprawności, czy gojenie się ran. Miał problem. I to cholernie duży problem, który nie wiedział, jak ma rozwiązać. W robocie fizycznie jeszcze nie da rady ustać, myślał nawet o powrocie do Londynu, ale tam też, przynajmniej na razie, nie da rady. Musiał się przyznać do swojej słabości, musiał przyznać, że sobie nie radzi. Tylko nie mógł tego zrobić teraz, gdy wychodził wreszcie ze szpitala i jedyną osobą, do której mógł się skierować był Diego. Jemu nie mógł powiedzieć nic. Tak jak i nie był w stanie nawet zadzwonić do niego, że już go wypisują. Po prostu zamówił taksówkę i pojechał pod jego dom. Wciąż lekko utykając i wciąż mając dość skwaszoną minę, zastukał do drzwi jego domu. Wiedział, że są otwarte, ale jakoś nie mógł się przemóc, by wejść.

Unknown pisze...

Stał pod drzwiami przez dłuższy czas i zastanawiał się, czy w ogóle jest jakikolwiek sens w tym, że tu przyszedł. Nie był jeszcze do końca wyleczony, rana po operacji paskudnie mu się goiła i nie potrafił wciąż normalnie chodzić. Ale coś w środku powodowało, że nie chciał być teraz sam i czuł jakąś bliżej niewytłumaczalną potrzebę spotkania się z Diego, nawet jeśli ponownie miałby mu się pokazać w opłakanym stanie. Próbował sobie wmówić, że faktycznie chłopak był z nim szczery mówiąc, że chce być przy nim w każdej chwili. Tego się trzymał.
- No, to chyba wracam do świata żywych - mruknął i uśmiechnął się do niego lekko. Był zmęczony, ale szukał w sobie resztek energii.

Unknown pisze...

Gdy Diego się do niego przytulił, stęknął głośno, bo momentalnie wszystko go rozbolało. Wydawało mu się, że uda mu się powstrzymać jakimkolwiek zająknięciem się, ale jak zwykle się przeliczył. Ostatnie tygodnie były dla niego cholerną lekcją pokory.
Ten dyskomfort nie uniemożliwił mu jednak odczuwania przyjemności z bliskości Diego. Tak bardzo się za nim stęsknił, że aż się z tym nieswojo czuł. Pogładził go po plecach i oparł czoło o jego skroń, po czym przymknął lekko powieki.
- Ja też - mruknął i uśmiechnął się pod nosem. - Trochę niefajnie się to mogło skończyć - dodał ciszej i choć starał się przybrać beztroski ton, to raczej średnio mu to wyszło.

Unknown pisze...

W tej chwili był zbyt zmęczony, żeby zauważyć, że chłopak jest jeszcze chudszy niż wcześniej. Właściwie to wydawało mu się to niemożliwe, bo jego ciało i tak dość już go przedtem przerażało. Ale prawda była taka, że pod jego luźnymi ubraniami niewiele mógł dostrzec, a nago nie widział go już od dawna. Od zdecydowanie zbyt długiego czasu. Póki jednak wszystko mu się nie wygoi, nie zanosiło się na to, by mógł zakończyć swój celibat, co tylko dodatkowo go irytowało.
- Czy wyjdę na skończonego dupka, jeśli powiem, że jestem cholernie głodny, ale nie mam siły nigdzie iść i najchętniej zamówiłbym do ciebie pizzę? - odchylił trochę głowę i spojrzał na niego z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.

Unknown pisze...

Spojrzał na niego z pewnym wyrzutem i cicho jęknął, bo może to było idiotyczne, ale taka odpowiedź w jakiś sposób go zawiodła.
- W mojej kulturze wspólne posiłki do siebie zbliżają - powiedział cicho i spojrzał Diego prosto w oczy. - A ja nie znam dzieciaka, który by nie chciał pizzy. Tobie też chociaż jeden kawałek nie zaszkodzi - mruknął i uśmiechnął się do niego zaczepnie. Dźgnął go lekko palcem w bok, a na jego twarzy pojawiło się pewne zaskoczenie.
- Cholera, chyba wcisnę w ciebie więcej niż jeden - powiedział, ściągając brwi. Nie pamiętał, żeby przy takim geście od razu natrafił na jego kość, więc mimowolnie, z zaciekawienia, zaczął podciągać jego koszulkę, by zobaczyć, czy może mu się tylko wydawało.

Unknown pisze...

Westchnął cicho i uniósł lewą brew, przy okazji posyłając Diego dość niezadowolone spojrzenie. Ta, jak zwykle coś kombinował, a Tony tego cholernie nie lubił. Tym bardziej nie lubił takich zmian tematu, jak w tej chwili.
Teatralnie sięgnął po swoją komórkę i wybrał numer dobrze sobie znanej pizzerii, nawet na moment nie spuszczając wzroku z chłopaka. Po chwili zamówił dwie największe i najbardziej wypchane dodatkami pizze, a rozmowę skwitował bardzo szerokim, choć nieszczerym uśmiechem.
- Wcisnę to w ciebie - powiedział poważnym tonem, a następnie odwrócił się w stronę schodów i zaczął powoli po nich wchodzić. W tęsknotę Javiera mało wierzył, ale jemu samemu w sumie trochę tego dzieciaka brakowało.

Unknown pisze...

Przez chwilę po prostu rozglądał się po pokoju, trochę żałując, że nie mógł w żaden sposób w nim pomóc. W gruncie rzeczy lubił taką robotę, sprawiała mu niesamowitą przyjemność, bo na chwilę odrywał się od codzienności. No i czuł się potrzebny, a to było dla niego ostatnio cholernie ważne.
Ze śmiechem złapał chłopca w pasie i uniósł go, bo czym kilka razy obrócił się z nim wokół własnej osi. Ale szybko go postawił na podłodze, gdy poczuł rwący ból w miejscu niedawno ściągniętych szwów. Wolał nie ryzykować.
- No wiesz co, zamiast z dzieciakiem pograć w piłkę na dworze, to ty go przed komputerem sadzasz - powiedział i spojrzał na Diego z lekkim uśmieszkiem.

Unknown pisze...

Tony sam był zdziwiony tym, jak dobrze się tutaj czuł i jak Javier bardzo szybko stał się mu tak bliski. Właściwie za każdym razem, gdy patrzył na Diego i tego dzieciaka to myślał sobie, że w sumie mogłoby już tak zostać, że mógłby się jednak jakoś ustatkować... ale potem dopadały go myśli, z którymi męczył się w szpitalu i to całe kolorowe życie, które układało mu się w głowie, pryskało od razu jak bańka mydlana. No, ale na razie miał prawo sobie ten temat odpuścić, przynajmniej do czasu, w którym wszystko będzie z nim w porządku.
- Chłopie, jak tylko się doleczę, to go normalnie zamęczę na boisku - roześmiał się i podążył za chłopcem w stronę komputera. Przez kilkanaście minut przyglądał się temu, jak gra i sam nawet próbował mu jakoś pomagać. Gdy tylko jednak usłyszał dzwonek do drzwi, od razu się wyprostował i klasnął dłońmi z zadowoleniem.
- Pizza! - krzyknął i uśmiechnął się do Javiera szeroko, po czym zbiegł na dół, by zapłacić.

Unknown pisze...

Naprawdę nie miałby nic przeciwko temu, żeby bawić się z Javierem. Właściwie, nawet cieszyłaby go ta perspektywa, że po długim i ciężkim dniu, jeśli znajdzie sobie porządną, normalną pracę, będzie miał szansę się jakoś rozerwać, ale nie z obcymi ludźmi, ale z kimś bliskim. Poza czasami przyjaźni ze Stevem, nigdy czegoś takiego nie czuł. A trochę ciepła było potrzebne nawet i jemu.
Zapłacił dostawcy i od razu pobiegł z Javierem do kuchni. Posadził go na blacie i sam usiadł obok niego. Nie było nic lepszego od jedzenia prosto z kartonu. Tylko w restauracji zmuszał się do używania sztućców.
- Diego! - zawołał i ugryzł spory kęs. - No chodź!

Unknown pisze...

[ eeej! kurwa, blondynki nie kręcą Tony'ego! ]

W zaledwie kilka kęsów udało mu się pochłonąć cały kawałek pizzy. Nic nie mógł poradzić na to, że tak łapczywie jadł, gdy był głodny. Normalnie wolał rozkoszować się smakiem, ale w tym przypadku tracił jakąkolwiek kontrolę nad samym sobą.
Oblizał wargi i przetarł brodę dłonią, by upewnić się, że nie ma na niej jedzenia. Momentalnie roześmiał się, gdy zobaczył, że Javier zdążył się już cały upaprać. Diego go zabije, z pewnością. Tyle, że jego wciąż nie było i raczej nie zanosiło się, by pojawił się w ciągu kilku następnych sekund. Tony'ego zdążyło to już poirytować, więc zszedł z blatu i powoli wspiął się po schodach, co jakiś czas sycząc z powodu bólu w miejscu rany pooperacyjnej.
- No co ty odpierdalasz, że każesz mi w takim stanie łazić po siebie, co? - sapnął, gdy już stanął w progu.

Unknown pisze...

[ Dziękujemy! ;D ]

Tak właściwie to Tony chciał go kontrolować. A może nie tyle kontrolować, co chciał, by wszystko szło po jego myśli i raczej normalnie tak było. A przynajmniej do tej pory.
Zupełnie nie wiedział, o co może Diego chodzić. Gdy tak się mu przyglądał, do głowy przychodziła mu tylko jedna myśl - po tym wypadku przestał być dla niego atrakcyjny. W sumie, nic dziwnego. Niewielka blizna przecinała jego policzek, schudł, wciąż utykał na jedną nogę. Jak w ogóle mógł się w obecnej chwili komukolwiek podobać?
- Mam sobie pójść? - spytał cicho i spuścił głowę. Potrafił wyczuć sytuację, w której nie był mile widziany.

Unknown pisze...

Najbardziej w ich relacji obawiał się tego, że jest ona oparta na czystej fizyczności. Bo przecież to od łóżka właśnie się zaczęło, a później ich losy tak jakoś się potoczyły, że wciąż w ich życiu pojawiała się jakaś rewolucja. Dzięki temu nie było nudno. Ale co później? Gdyby już się mieli ustatkować, gdyby wszystko się uspokoiło... prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, prawie się nie znali. To najbardziej martwiło Tony'ego.
Westchnął głośno i spojrzał na niego z pewnym zniecierpliwieniem widocznym na twarzy.
- A ja właśnie wróciłem z tego pierdolonego szpitala i jestem cholernie głodny. I chciałbym z tobą spędzić chociaż trochę czasu i myślałem, że moja obecność cię ucieszy - powiedział oschle, po czym odepchnął się od framugi i zaczął powoli schodzić po schodach.

Unknown pisze...

Tony też nie miał pojęcia, jak wygląda dojrzały związek. Mógł bazować jedynie na opowieściach swoich znajomych, czy idiotycznych filmach. Ale tak właściwie to robił tylko to, co mu podpowiadała intuicja. Nigdy go nie zawiodła i w tej chwili jasno mu tłumaczyła, że zrobił błąd pojawiając się tutaj.
Gdy usłyszał Diego, od razu odwrócił się do niego i spojrzał na niego z jawną dezaprobatą.
- Ale ja do cholery jasnej nie chcę, żebyś był idealny, nie rozumiesz?! - powiedział zdecydowanie zbyt głośno i zbyt ostro.

Unknown pisze...

W tej akurat chwili Tony kompletnie zapomniał o Javierze, a to dlatego, że ważniejszym było dla niego to, co się działo teraz w jego własnej głowie. To wszystko nie tak miało wyglądać.
Westchnął głośno i pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Co miał mu powiedzieć? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Gdyby wysilił się na całkowitą szczerość to padłoby zdanie o kobiecie o krągłych kształtach, a nie o wychudzonym facecie. A w kwestii charakteru? Przecież gdyby go nie lubił to by tu nie stał.
- Ja bym po prostu chciał, żebyś spędzał ze mną czas z przyjemnością. I żebyś nie wymigiwał się od wspólnych posiłków, żebyś nie uciekał przede mną na strych, jak coś nie wychodzi - powiedział spokojnie i oparł się dłonią o balustradę. - A przede wszystkim, chciałbym, żebyś zdrowo wyglądał, bo to nawet nie chodzi o to, czy mi się podobasz, tylko o to, że mnie to po prostu martwi. I tak było od samego początku.

Unknown pisze...

Wcale nie chciał się z nim kłócić. Chciał po prostu, żeby wszystko sobie wyjaśnili żeby wszystko wreszcie stało się dla niego jasne. I żeby wreszcie się wszystko poukładało - tego teraz potrzebował najbardziej.
Słuchał go uważnie i ściągnął brwi, bo nie do końca rozumiał, o co może mu chodzić. To przecież było tylko pieprzone żarcie, jeden idiotyczny posiłek! Jaki facet, by tego w siebie nie wcisnął? Ale potem znów spojrzał na jego wychudzone ręce i nogi i zaczął w głowie odtwarzać wszelkie wcześniejsze wydarzenia. Po chwili głośno przełknął ślinę i przechylił lekko głowę.
- Co masz namyśl mówiąc, że nie jesteś w stanie ruszyć czegokolwiek? - spytał.

Unknown pisze...

[A wiesz, że miałam w planach pytać Cię o to samo? :). Liczyłam, że masz z nim jakiś kontakt, ale widzę, że niestety nie.
I.. Cóż. Szczerze nie mam pojęcia kiedy Michał wróci i czy w ogóle wróci. Ostatnia jego wiadomość, którą mi tu wysłał, to taka, że nie ma na nic czasu, nie wyrabia i w ogóle, i.. I od tej pory już się nie odzywa, także nie mam pojęcia.]

Unknown pisze...

[Ale to chyba w jego stylu, nie? Zawsze mówił, że nie lubi się żegnać, tylko właśnie - to nastąpiło tak z dnia, na dzień, ale trudno się mówi i tyle. I nie powiem, mi też było, może nadal trochę jest[?] przykro.
Hej, ja nawet starałam się Murine rozkręcić jeszcze raz, myśląc, że jak Michał zobaczy, że jego blog żyje to i sam wróci, bo będzie miał do czego. Ale.. Ja najnormalniej w świecie nie mama na to wszystko czasu. Więc masz racje, Murine było fajnym miejscem.]

Unknown pisze...

[Ach, ja też nie. Nie potrafiłabym. Ale najwidoczniej nie każdy tak ma. Zresztą, nie wierzę, że kompletnie nie ma czasu; robisz pieprzone zadanie do szkoły przy którym potrzebny jest Ci internet, tak trudno zajrzeć, odpisać? Ja tego nie ogarniam. I tak masz racje, nie ma się co użalać. Też już nie będę.]

Vuko Vaeltaja pisze...

[Zgodnie z obietnicą...]

Musiał przyznać, że mimo wszystko dom dziadka mu się spodobał. Zniszczony, z zapadniętą podłogą w dwóch pokojach na górze i wielką dziurą w ścianie między salonem a kuchnią, ale na swój sposób po prostu własny. Zachowały się jakieś zakurzone meble, trochę rzeczy niepasujących do niczego i nawet dwie ramki ze zdjęciami, które miał w planach postawić na kominku, obecnie nieco zawalonym u samej góry komina. Ogólnie, dom sprawiał wrażenie raczej rudery, niż czegoś, w czym można było zamieszkać, ale nie zrażał się. Zamierzał wpierw tutaj posprzątać na tyle, na ile może sam, a potem z pomocą jakiejś ekipy wykończyć podstawowe rzeczy, takie jak dziury w podłodze czy porządne ogrzewanie budynku, które na chwilę obecną było dość mizerne. Jakby sobie zrobił ognisko na środku pokoju, to byłoby jak w normalnym domu z mocno grzejącym kaloryferem. Tyle dobrze, że o dziwo była tam doprowadzana woda, prąd i gaz, chociaż temu ostatniemu nie ufał do czasu kontroli, przeprowadzonej ledwie przedwczoraj. Stwierdzono, że wszystko jest w porządku po dokładnym sprawdzeniu i od tego czasu mógł w końcu korzystać z przedwojennej kuchenki.
Załatwił sobie również kontener na gruz, wywożony w taczkach. Musiał zniszczyć fragment wysokiego ganku, bo sprowadzanie tego wszystkiego po schodach byłoby kłopotliwe, toteż wysypywał to prosto do kontenera. Wysokość była akurat odpowiednia.
Wbrew pozorom, nie czuł się tutaj samotny, chociaż jego głównym towarzystwem były drzewa. Ot, pracował, w tej chwili usiłując uprzątnąć nieco trawnik z chaszczy i drzewek - samosiejek, powoli zapuszczających drobne korzenie. Tych dorodniejszych na razie nie ruszał.
Stare zabawki, jakie znalazł w paru dziwnych miejscach (między innymi - w kanapie) ustawił na skrzynce, która kiedyś zapewne służyła do przechowywania ich, a obecnie znajdowała się przy schodach wejściowych. I nawet początkowo nie zauważył, że ktoś zaczął się nimi bawić.
Tutaj możnaby wytłumaczyć, że dość zarośnięta furtka, prowadząca do jego domu przez lata stała lekko przymknięta, jak nie otwara. Stary, opuszczony po wojnie dom - to wystarczało, by młodzież unikała go, w przekonaniu, że są tam duchy. W chwili, gdy Vuko się odwrócił i ujrzał małego chłopca, sam przez chwilę był tak przekonany. Ale z drugiej strony, tutaj nikt nie zginął, a dzieciak wyglądał aż nazbyt realnie. Otrząsnął się z zaskoczenia i podszedł do niego, przykucając. Jako, iż był w Anglii, z odruchu odezwał się po prostu po angielsku.
- Co tutaj robisz, mały?

Vuko Vaeltaja pisze...

Mimowolnie uśmiechnął się lekko. Jako dzieciak robił podobnie, zarówno w Rennes, jak i później w Aachen w Niemczech, które było kolejnym przystankiem na ich drodze. Znajdywał opuszczone domy na obrzeżach i bawił się tam, jak gdyby nigdy nic. W domu całą uwagę rodziców zgarniał nowonarodzony brat, więc tym weselej było. Miasto prawie graniczne, więc połowa dzieciaków rozumiała coś po francusku, a nawet jeśli nie, to dzieci jak to dzieci - dogadały się. Felernego razu poszedł do jakiejś rudery sam, wspiął się nierozważnie na piętro, spadł i nogę złamał, całkiem solidnie. Krzyczał, wrzeszczał, płakał w różnych językach, ale ewidentnie nie w niemieckim. W końcu przysłano pomoc i w sumie cud, że nogi nie stracił, bo lekarze porozumieć się nie potrafili. Dopiero po chwili ktoś skojarzył w jego krzykach francuski i spytał to magiczne, spokojne Tu t'appelles comment? Znajoma mowa podziałała niemal jak lek i mógł spokojnie odpowiedzieć, że Vuko Drakkeinen. A wtedy znalezienie jego rodziców i upewnienie się, że można się nim normalnie zająć, nie ma alergii ani nic, było kwestią chwil. Chyba tylko dzięki temu wciąż miał dziś obie nogi w stanie nienaruszonym.
- Jestem Vuko i od paru dni tutaj mieszkam - stwierdził spokojnie, siadając na zwalonym pniu drzewa. Naprawdę, w tym miejscu było co sprzątać, by w końcu powstał jakiś ładny, przyjazny dom, a nie coś czego rzeczywiście można się było bać. Szczególnie w nocy, gdy obecnie jedynym oświetleniem było to, które sam postawił, i jedna lampa przy prowadzącej tutaj drodze. Kolejna była tuż za zakrętem. - Mieszkasz gdzieś w okolicy? - spytał, nie przestając się delikatnie uśmiechać, ale w taki sposób, jak też uśmiechał się do przyjaciół swojego najmłodszego brata. Żeby nie wyjść na jakiegoś podejrzanego starucha. Zaproponowałby dzieciakowi jakiejś czekolady czy coś, ale wątpił, by ten ją przyjął, a na dodatek potem miałby sporą krechę u jego rodzica. Niezbyt rozsądna propozycja. A poza tym, najlepiej teraz się dowiedzieć jak najwięcej o Młodym z tak ciekawym, niepełnym akcentem.

Vuko Vaeltaja pisze...

Vuko był niemal rozczulony uśmiechem malca. Lubił dzieci, chociaż niekoniecznie zależało mu na własnych, szczególnie przez te ostatnie lata. Nie chciał robić swoim tego, co zrobili mu jego rodzice, pozbawiając możliwości zyskania prawdziwych przyjaciół, urywając kontakty z wszystkimi, których poznał. Nie pamiętał już, skąd wyjeżdżał, zdradzając dzień wcześniej swojemu... Właściwie, najbliższemu przyjacielowi z wtedy, że jest biseksualny. I że w sumie, to się chyba w nim zakochał, ale i tak wyjeżdża jutro, więc nie musi się martwić i go wyzywać od pedałów. Może mu oszczędzić tego w ostatni dzień pobytu... I podczas ich ostatniego spotkania. Nigdy nie pamiętał kolejności krajów, w których mieszkał i nie chciał pamiętać. Wolał się mylić, zapominać, a wszystko po to, by nie tęsknić za tamtymi ludźmi. To było zwyczajnie bolesne.
Teraz zaś, gdy w ogrodzie zjawił się mężczyzna, zapewne ojciec chłopca, wstał z pnia. Tak byłoby chyba kulturalniej, niż rozsiadać się jak władca tego miejsca, chociaż teoretycznie nim był. To raczej nie wpłynęłoby pozytywnie na relacje. A potem mentalnie zbeształ się, w niezbyt wybrednych słowach, za swój strój, ewidentnie przygotowany do prac w ogrodzie i ogólnie, przy sprzątaniu. Spodnie dresowe i t-shirt niekoniecznie były w pełni odpowiednie na tę pogodę, ale akurat jemu nie robiło to większej różnicy. A przy okazji, zdecydowanie były brudne, przez co nie tworzył najlepszego wrażenia. Trudno. Zdjęte dopiero co rękawice powinny wskazywać jasno, czym się właśnie zajmował. Westchnął w duchu, delikatnie się uśmiechając. Dobre wrażenie, tak?
- Dzień dobry - przywitał się kulturalnie. - Jestem Vuko Vaeltaja i od paru dni jestem właścicielem tego domu - stwierdził, by nie było niejasności, co on takiego do cholery wyrabia na tym terenie... W takim stroju na dodatek.

Vuko Vaeltaja pisze...

- Właściwie, to nie zdążył - przyznał spokojnie, chociaż nie ruszył się z miejsca. Nie ma sensu zachęcać kogokolwiek do zostania tutaj, szczególnie, iż ewidentnie nie było to miejsce, w którym ktoś więcej niż małe dzieci do lat dziesięciu chciały przebywać. A na pewno nie nadawało się do przyjmowania gości z sąsiedztwa. Nawet salon, który zapewne kiedyś był wyjątkowo reprezentatywny, obecnie przedstawiał cień dawnej elegancji. Zionąca dziura w ścianie także nie poprawiała jego wyglądu, chociaż nie było aż tak źle, odkąd przynajmniej umył podłogę. Ogólnie wyglądem całość nawiązywała do starej kawalerki i wcale nie był pewien, czy powinien się z tego cieszyć. Miał nadzieję zrobić z tego całkiem w porządku dom, który mógłby przepisać jakiemuś bratankowi albo bratanicy. Bo o własnych dzieciach nawet nie tyle nie myślał, co już przestał w nie wierzyć, tak samo jak nie ufał temu całemu bi w swoim seksualiźmie. Ot, przekonywało go do tego życie, podczas którego sobie jakoś specjalnie i wyjątkowo uciech cielesnych nie szczędził. Z nim szło się do łóżka, pieprzyło, i zapominało, bo miało się go już zazwyczaj nie zobaczyć nigdy więcej. I nie wierzyć w to, że spotykając go spotka się własną miłość życia. Bo on sam w to, jakże nieszczęśliwie, nie wierzył.
- Będąc szczerym, nie przeszkadza mi to specjalnie, pod warunkiem, że teraz będzie bardziej uważał. Bo, jak widać, zaczynam powoli doprowadzać to wszystko do jako-takiego porządku, a to trochę może potrwać. Jeśli chce, może też jak najbardziej korzystać z tych zabawek. Co prawda większość pamięta pewnie jeszcze wojnę, ale zapewne bardziej mu się przydadzą niż mi - uśmiechnął się, tak po prostu, zgarniając część włosów z twarzy na bok. Wygoda. Gdyby miał oceniać, rzeczywiście postawiłby na ich pokrewieństwo, po samym tym uśmiechu. Czy mniejsze, czy większe wydanie, oba uznał za przyjemne. Językowo mógłby już u nich celować w Hiszpanię, ale wolał nie strzelać i nie wyskakiwać jak skończony debil z obcym językiem w środku rozmowy. - Poza tym, miło poznać sąsiadów - dodał, bez specjalnego związku. Przypomniał sobie po prostu o grzecznościowej formułce, którą zawsze odstawiali jego rodzice.

Vuko Vaeltaja pisze...

- O tym, w jakim stanie jest to wszystko, dowiedziałem się dopiero, jak tu przyjechałem. Ot, to tylko spadek po dziadku, który ostatnio był tutaj gdzieś trochę po wojnie, i to na krótko. A skoro już tu przyjechałem, to mogę w końcu przestać przenosić się z miejsca na miejsce co tydzień i w końcu się gdzieś osiedlić na stałe - stwierdził, całkiem szczerze. Nie zamierzał ukrywać, że dotychczasowe życie spędził w ruchu, bo to było częścią jego osoby, po prostu.
Sam z siebie, Vuko również bał się związków, chociaż tak naprawdę, nigdy w żadnym nie był. Bo chociaż na każdym krańcu świata potrafił znaleźć kogoś, w kim mógłby się zakochać, wyznał to maksymalnie dwa razy i zaraz też się ulatniał z czyjegoś życia, pełen wyrzutów sumienia, że w ogóle się odezwał. Nie pamiętał twarzy, albo i nie chciał pamiętać, ludzi, o których myślał, śnił i wszystko inne, co nie pozwalało mu się skupić. W takich chwilach tęsknił za medycznymi, gdzie nie miał czasu myśleć o czymkolwiek, skupiając się na tym, by zaliczać wszystko jak najlepiej. Jednak nawet doskonałe wyniki go nie zatrzymały. Chciał uciec od myślenia, a podczas podróży miał na to, niestety, całą masę czasu. I dochodził tylko do wniosku, że jest zdziecinniałym idiotą, uciekającym przed wszystkim, co go przeraża. Ale nic nie mógł na to poradzić, tak sądził. Dopiero teraz, powoli, zaczynał myśleć nie o tym, do jakiego kraju się udać i czy wziąć pociąg, czy próbować autostopu, tylko o tym, jak urządzić dom, jakie rozwiązania zastosować w łazience czy jaki płot postawić, zamiast tego, którego już prawie nie było. Czuł się z tym jakoś cholernie zwyczajnie... I równie cholernie dobrze.
Chciało mu się kaszleć, ale stwierdził, że nie będzie nikogo straszył. Ostatnio ataki nieco mu się pogorszyły i rozważał wzięcie mocniejszych leków, ale po trzech latach nie był takim idiotą, by robić coś takiego bez konsultacji z lekarzem. Pomijając fakt, że i tak już był do niego umówiony.
- Z chęcią wpadnę, chociaż może niekoniecznie teraz. Wolałbym nic nie pobrudzić, o co nie trudno w tym stroju, a skoro już coś tu robię, to od razu dokończę. Dziękuję za zaproszenie. Tutaj raczej na razie nie ma gdzie przyjmować gości, więc może w przyszłości się odwdzięczę - uśmiechnął się, sięgając po rękawice. Wszystko rozrosło się tak, że trochę szkoda było mu tych róży, bo chciałby zobaczyć je na wiosnę, ale zdecydował się i tak na przycięcie, by rosły w nieco bardziej uporządkowany sposób i to nie robiąc zagrożenia, że jak chociażby Javier miał tutaj łazić, nie nadział się przypadkiem na kolce, których nie brakowało. Naprawdę nie przeszkadzało mu, że chłopiec się tu zjawił. Przynajmniej jakieś, chociażby mizerne, towarzystwo. Chociaż, jeśli miałby być szczery, tak przed samym sobą, wolałby towarzystwo jego ojca, ale to już zupełnie inna sprawa.

Vuko Vaeltaja pisze...

Prawdę mówiąc, to Vuko nigdy nie planował osadzania się gdzieś na stałe. Właściwie, to chciał być w ruchu cały czas, bo taki był z niego tchórz. Języki znał, dawał sobie radę w wielu kulturach, umiał się zachować, więc równie dobrze mógł tak egzystować wiecznie, przemieszczając się to tu, to tam. Jednak, idea zostania teraz tutaj, w Murine Town, była w nim dość silna, chociaż wiedział, że niedługo wola ucieczki będzie w nim silna. Silnie uświadomił go w tym chociażby ten, tak przyjemnie brzmiący, śmiech. Wręcz drastycznie wskazał mu, przed czym dotąd zwiewał z jednego końca świata na drugi.
Javier go rozczulał tym swoim dziecięcym zachowaniem, ale nie było czego roztrząsać w tym temacie. Po prostu lubił małych chłopców, którzy przypominali mu dawno niewidzianych braci. Gdy rodzice go wydziedziczyli, najmłodszy miał ledwie pięć lat i od tamtego czasu się nie widzieli, do niedawna, gdy spotkali się na odczytywaniu testamentu. Przekonał się wtedy, jak bardzo wszyscy wyrośli... I że nie podzielają zdania rodziców, co do wydziedziczenia, ale tak naprawdę nic nie mogli poradzić na to, że to już nie jest Vuko Drakkeinen. Nowe nazwisko dobierał sobie sam, uznając, że będzie zabawnie. Wędrowiec. Jakże uroczo to brzmi.
Dokończył prace w ogrodzie, co zajęło mu jeszcze sporo czasu, tak, że gdy skończył, było już dość ciemnawo. Ale że uprzątnął wszystkie niepotrzebne drzewka na terenie całego trawnika, przystrzygł masę gałęzi, roślinek, powyznaczał nawet jakieś swoiste rabatki, to był z siebie całkiem zadowolony.
Uznał, że w sumie mógłby jeszcze dziś odwiedzić szanownego pana Moralesa, niezależnie od tego, czy matka Javiera jest może w domu. Czy w ogóle jest. Dlatego też przebrał się w coś bardziej normalnego, a na pewno czystego, wziął prysznic i, zamykając już dom na klucz, poszedł w odwiedziny.
Rzeczywiście, do domu sąsiadów nie było daleko, a tabliczka z nazwiskiem upewniła go, że to tu, więc po prostu kulturalnie zadzwonił do drzwi. Właściwie, nie wiedział, czemu to robi, czemu nawet mu zależało na tym, by tu przyjść. Ale pozwolił sobie zadziałać instynktownie. A instynkt kazał mu to zrobić. Proste.

Vuko Vaeltaja pisze...

Zdążył spokojnie wejść do środka i dyskretnie się rozejrzeć. Lubił oglądać domy, chociaż w ostatnim czasie, tuż po przeprowadzce, obejrzał ich już setki, by się w końcu zdecydować, co zrobić ze swoim. Bo jak na razie, jedyną podjętą decyzją było to, że dziura w ścianie zostaje i będzie robić za łuk przejściowy, a salon połączy się z jadalnią. Tutaj było dość przestronnie i nowocześnie, a mimo to przyjemnie. Vuko nie potrafił się zdecydować, czy u siebie powinien zorganizować nowoczesność, czy jednak nieco staromodności, byle w dobrym guście. Cóż, na razie nawet nie miał co podejmować takiej decyzji, gdy sam obawiał się nieco wchodzić na piętro, a co dopiero uważnie tam wszystko wymierzać. Nie, ten dom musiał wrócić niemalże do poziomu zero. A dopiero wtedy mógł podejmować jakieś decyzje.
Ten uśmiech... i ten śmiech, tak właściwie przypomniały mu, dlaczego zdecydował się tutaj przyjść i jednocześnie sprawiły, że bardziej tchórzliwa część jego natury domagała się wykonania taktycznego zwrotu w tył. I ucieczki, byle daleko. Na jej nieszczęście, cała reszta odparła zdecydowanie, że zostają, a jedna część nawet przypomniała, że równie dobrze mogą się widywać nawet codziennie. Miałby się wygłupić, a potem wyprowadzić przez taką głupotę? Niedoczekanie.
- Małe jak małe, ale zdecydowanie królestwo - stwierdził, również nie bez uśmiechu i z uznaniem. Moralesowi nie można było odmówić uroku, tego czy innego. Vuko nie znał się specjalnie na nazewnictwie w takich sprawach, dlatego uznał, chociażby we własnych myślach, być swobodnym. Łatwiej. A potem niemalże z ochotą skorzystał z zaproszenia do salonu. I już nawet nieważne, czy pchała go do tego ciekawość, co się wydarzy, czy może cokolwiek innego.

Vuko Vaeltaja pisze...

Tak na dobrą sprawę, to Vuko nie wiedział, jak powinien wyglądać taki dom. Taki specyficznie rodzinny, z atmosferą, taki, do którego chce się wracać. Bo jemu nigdy się nie chciało wracać i nigdy nie uważał tego, co miał, za dom. To było miejsce, w którym nocował i jadł posiłki. Nic więcej. Dlatego też godzinami włóczył się po miastach i ich okolicach, co było zawsze ciekawsze, niż powrót. Rodziców zazwyczaj i tak nie było do późna, a bracia albo byli odbierani przez nich, albo sami się włóczyli, jak już byli starsi. Takie życie. Z tym, że oni zazwyczaj robili to z kolegami. Vuko wolał sam, bo też jego znajomi zazwyczaj szybko wymiękali. Bo ile dni tak można było, w maksymalnie trzy osoby? Nie winił ich za to, tak samo jak oni jego. Po prostu utrzymywali kontakty głównie w szkole. Wiedzieli, że nie chce wracać.
Każdego takiego dnia wolał wrócić do dziadków. Do małej wioseczki pod Ivalo, gdzie "pieszo" znaczyło "na nartach", a w zimie inaczej nie dało się tam dostać. Gdzie oglądał zapierające dech w piersiach i odbierające mowę zorze polarne, śnił lekkie i piękne sny, a wcześniej siedział z dziadkami przed kominkiem, owinięty ciepłym kocem, popijając glogg i słuchał opowieści z ich życia. Czasem wręcz całymi godzinami, gdy usypiał już na siedząco, ale nie chciał, by przerywano historię. Taki dom chciałby mieć. I może to dla tej wizji nie miał zamiaru zostawiać tego, co ofiarował mu dziadek w testamencie.
- Wina, jeśli można, najlepiej czerwonego - stwierdził, pozwalając sobie usiąść na kanapie. Całkiem wygodna, to musiał przyznać, chociaż nie mógł na razie ocenić jej zmienności. Głównie dlatego, iż był tu pierwszy raz. - Tak, na dziś tak. Przy takim oświetleniu w ogrodzie już i tak nic bym nie zrobił, chociaż właściwie skończyłem. Zaś w domu już bez fachowców nie zrobię, a oni są umówieni na jutro - wytłumaczył, uśmiechając się lekko. Nie poruszał na razie tematu tego, co można się o nim dowiedzieć. Bo uważał, że niewiele, i to nie dlatego, że mało mówił. Po prostu nie uważał się za kogokolwiek ciekawego. Jego życie było, jak dotąd, podróżą. I ciężko mu było zaakceptować, że będzie inaczej.

Vuko Vaeltaja pisze...

Niemalże z ochotą również wypił łyk w imię powodzenia całej tej imprezy. Naprawdę tego chciał, chociaż z drugiej strony, remont mógłby się przeciągać. Wtedy na pewno by tutaj się utrzymywał, dopóki tego nie zrobi. Może zostawi w domu taki jeden pokój, kącik, w którym będzie coś robił co jakiś czas, a będzie usprawiedliwiał sam przed sobą, że wciąż tam siedzi, właśnie tym kącikiem. Przecież jeszcze nie skończył remontu, prawda? Rany, to było straszliwie dziecinne. Do takiego wniosku doszedł ledwie chwilę później, chociaż nie była to kwestia wina. Kto by się upił po łyku wina, nawet tak dobrego, jak to?
- Nie na tyle totalnej, by nie dało się tam jakoś żyć, prawdę mówiąc. Pierwsza noc to był namiot, ale potem ogarnąłem już na tyle, by móc nocować w salonie. I owszem, na piętro dalej się tam nie da wejść. Właściwie, to się nie da jeszcze bardziej, niż się nie dało. Dlatego też czekam na ekipę, oni to wszystko usztywnią od dołu i dopiero wtedy wejdziemy tam posprzątać - wytłumaczył. Zresztą, nocował przecież nie raz w gorszych warunkach. Jego przemieszczanie się z miejsca na miejsce rzadko działało na zasadzie przejścia w jeden dzień z punktu A do punktu B. Nawet poruszając się po drogach i w ich okolicy (co niekoniecznie często robił) wciąż utrzymywał tempo iście średniowieczne. Oczywiście, zdarzały mu się podróże różnymi środkami lokomocji, ale nie aż tak często, jak by mógł. Miał dość życia i czasu na to, by dreptać sobie z miejsca na miejsce, a pieniądze wolał wydawać na pamiątki, które później wysyłał do mieszkania w Oslo. Mieszkający tam studencik odkładał wszystkie paczki do wyznaczonego pokoju i w tym grzecznie nie grzebał - dlatego też go Vuko specjalnie nie kontrolował, już pomijając fakt, że i tak by nie miał jak.
- Z ochotą je zobaczę - uśmiechnął się, szczególnie widząc ten entuzjazm ich autora. Zazdrościł ludziom mającym talent do fotografii. Jego zdjęcia zazwyczaj były dość przeciętne, chociaż zdarzały się takie ładniejsze. Wszystko zależało od sytuacji, w jakiej je zrobił. A już zupełnie inna sprawa, że miał ich masę, bo jak dotąd nie miał specjalnie czasu zrobić jakiejś porządnej selekcji.

Vuko Vaeltaja pisze...

Vuko w ogóle nie utrzymywał kontaktów z rodzicami ani nie czuł takiej potrzeby. Mimo wszystko, miał do nich żal, że stracił kontakt z braćmi, którzy, wbrew pozorom, byli dla niego głównym pozytywnym aspektem życia. Z nimi zawsze mu zależało na dobrych relacjach i się starał, więc w sumie... Chyba mógł do Diego podejść jak do brata. Ledwo to pomyślał, przeżył dobrze ukryty mentalny wybuch śmiechu, a potem walnięcie siebie samego w łeb. To był bardzo idiotyczny pomysł. Przecież nawet żyjąc gdzieś dwa lata, potrafił się do kogoś przywiązać, zakochać, i jeszcze w tym wszystkim przez półtora roku cierpieć, dusząc do w sobie. Więc dlaczego teraz robił z tego taki mentalny dramat? Nie rozumiał tego kompletnie. To wręcz do niego nie pasowało, jak sobie uświadomił po chwili. Ale myśl o rodzicach dała mu kolejne pocieszenie. Oni w końcu osiedli w jednym miejscu. Teraz, od kiedy poszedł na studia, wciąż mieszkają w Finlandii. Tak długo jeszcze nigdy nie mieszkali, a podczas krótkich rozmów z braćmi dowiedział się, że nie planują żadnej przeprowadzki czy podróży. Skoro oni potrafili usiedzieć w jednym miejscu, to on też będzie potrafił. To była naprawdę pocieszająca myśl.
Vuko o tyle wolał polowe warunki, że zazwyczaj miał tam miejsce na jedną i tylko jedną osobę, nie więcej. Nie czuł się samotny w środku nocy na pustkowiu, jak sądził, właśnie dzięki temu. Bo to nie było tak, że nie lubi ludzi, wręcz przeciwnie. Po prostu umiał sobie zapewnić samotność kontrolowaną.
Spojrzał za okno, milczeniem komentując ulewę, która właśnie się zaczęła. A pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno mógł gwiazdy oglądać, idąc tutaj po dróżce. Uśmiechnął się spokojnie do gospodarza. Jego entuzjazm do wielu spraw, jak to się na razie odbywało, działał na Vuko bardzo pozytywnie. Zastanawiał się o wiele krócej, niż zwykle, i nawet tych decyzji nie żałował.
- Jak się aktualna pogoda nie zmieni, to nie wiem, czy nie będę musiał skorzystać z tej propozycji już dziś, jeśli nie masz nic przeciwko temu - stwierdził, a potem również wstał, z kieliszkiem wina w ręku.
- Nie ma problemu - dodał, idąc za nim. Dom dalej mu się podobał, a im dalej w niego wchodził - tym bardziej. Poza tym, ciekawiła go kolekcja zdjęć Diego, tak czy inaczej.

Vuko Vaeltaja pisze...

Vuko, gdy już znalazł się w pokoju, rozglądał się po nim może niekulturalnie, ale bez większych zahamowań. Ilość zdjęć zrobiła na nim niemałe wrażenie, głównie dlatego, że wszystkie wyglądały bardzo dobrze. Albo i wyśmienicie. On sam może i zrobił więcej, ale takich prawdziwie dobrych uzbierałby może, mocno naciągając, jedną trzecią tego, co tutaj było. I wciąż nie byłby pewien, czy dorównałyby one dziełom Diego.
Zamierzał, jak już skończy prace w domu, przekopać się przez wszystko, co tutaj ze sobą przywiózł, czyli wszystkie te paczki pamiątek, karty pamięci pełne zdjęć i masę innych, drobnych rzeczy. Zamiast lecieć samolotem, jego transport z Oslo odbył się na statku, bo inaczej nie byłoby mowy o transporcie wszystkiego, czego chciał. Obecnie czekały w wynajętym pomieszczeniu w Murine. Zamierzał przynajmniej część rzeczy wykorzystać do ozdobienia domu, wierząc, że to nada mu jakiś charakter. Taki bliższy temu, jaki on sam ma, gdyby w ogóle było o czym mówić w tym temacie.
Gdy dostał zdjęcie do ręki, przez moment nie był pewien, co powinien powiedzieć. Odebrało mu mowę, tak naprawdę. Naprawdę, nie było szans, by on, nawet stojąc w tej samej chwili i w tym samym miejscu, dał radę to tak uchwycić. Cały ten jego zachwyt był też widoczny w jego oczach, których nie odrywał od fotografii.
- Niesamowite - przyznał w końcu z uznaniem, po czym pociągnął łyk wina. - Naprawdę niesamowite. Gdyby nie to, że trochę już tam ogarnąłem i spędziłem kilka nocy, to rzeczywiście bałbym się tam pójść - zaśmiał się lekko. Bać się domu ze zdjęcia, huh? Cóż, to może było dziecinne, ale szczere. - Nie sądzę, by mnie się udało kiedykolwiek coś tak dobrze uchwycić na zdjęciu - dodał, oddając mu fotografię. Naprawdę był pełen uznania dla niewątpliwego talentu Diego. Cóż, zawsze zazdrościł ludziom, którzy potrafili coś zrobić, a w szczególności artystycznego. On jako takiego talentu żadnego nie posiadał i musiał z tym jakoś żyć. Nawet się przyzwyczaił, że nie jest dzieckiem, z którego rodzice mogą być jakoś wyjątkowo dumni.

Vuko Vaeltaja pisze...

Z każdą chwilą, którą spędzał w tym domu, coraz bardziej dochodził do wniosku, że z takim sąsiadem jak Diego łatwo mu będzie tutaj się zatrzymać. Oczywiście, pod warunkiem, że po drodze czegoś nie zawali. I już nawet nie chodziło o to, że przypominał mu kogoś, kogo znał dawno temu. Nie pamiętał, kogo, ale kogoś. To było jego kolejne postanowienie - przypomnieć sobie ludzi. Siedząc w jednym miejscu mógł tęsknić, mógł nawet rozpaczać, ile to rzeczy zawalił, mógł wracać do przeszłości i wspominać. Podróż nie była do tego odpowiednim miejscem, mimo iż teoretycznie miało się masę czasu. Można było bez problemu rozważać całe tony najróżniejszych filozofii, odkrywać prawdy rzeczywistości, pisać niewiarygodne artykuły, ale wspominanie nie szło zupełnie. A przynamniej, nie Vuko.
Rozejrzał się po strychu z niemalże zadowoleniem. Podobało mu się tutaj chyba nawet bardziej, niż w salonie czy pokoju wypełnionym fotografiami. Klimatycznie, wygodnie, cicho, spokojnie i miejscami z widokiem na niebo, czyli same cudowności. Był wręcz szczęśliwy, że tutaj przyszli. Mógł, za pozwoleniem gospodarza, wygodnie rozsiąść się na poduszkach. Przez moment, gdy to zrobił, poczuł się, jakby był co najmniej w kilkunastu miejscach świata, w których praktykowało się ten sposób siedzenia. A potem uśmiechnął się. Nie, to nie jest sytuacja jak dziesiątki innych. Teraz jest w domu Diego, na jego strychu i zaraz zobaczy więcej zdjęć, od których pewnie zaniemówi z niejakiego zachwytu. A potem znów zobaczy ten uśmiech i też wiele więcej nie powie, poza wyrażeniem swojego podziwu. Chyba zaczynał się robić monotematyczny, ale, szczerze mówiąc, pieprzył to, popijając w oczekiwaniu wino. Miał ochotę spytać o matkę Javiera, ale przeczucie mówiło mu, że to nie najlepszy temat na rozmowę.
- Od dawna zajmujesz się fotografią? - spytał, by nie milczeć.

Vuko Vaeltaja pisze...

Atmosfera przy świeczkach, na takim strychu, wyjątkowo mu się spodobała. I równie wyjątkowo, od kiedy się na to uparł - nie wywoływała żadnych wspomnień, tylko tworzyła nowe. Jak miłe było to uczucie! Zresztą, całe to miejsce wyglądało jak swoisty azyl, którego chyba mógł Diego pozazdrościć. Nie wiedział, czy w jego domu znajdzie się miejsce na to, ale jeśli tak, to chyba będzie wniebowzięty. I wróci na ziemię, bo za dużo rzeczy czeka go do zrobienia. Nawet nie tylko budowę domu miał już w tej chwili na myśli.
Z zainteresowaniem przyglądał się pudłu pełnemu zdjęć. Sam nigdy nie miał cierpliwości, by wywołać te, które zrobił, zresztą większość nie była tego ani trochę warta. Jednak, te wszystkie leżące teraz na kolanach Diego zdjęcia, część też na podłodze, wydały mu się o wiele ciekawsze, niż gdyby miały być pokazywane na ekranie komputera. To go popychało w stronę wywołania tych, z których będzie naprawdę zadowolony. Ograniczona ilość, ale w paru miejscach domu zawsze można postawić, czyż nie?
Fotografia imprezy sprawiła, że zamilkł na dłuższą chwilę, popijając jedynie wino. I wcale nie chodziło o jakiś wyjątkowy kunszt przy robieniu zdjęcia, szczególnie, że to musiał robić ktoś inny, niż gospodarz. Uświadomił sobie nawet ich różnicę w wieku, niby nie aż tak dużą, ale jednak zauważalną. Pomijając fakt, że miał ją szczerze gdzieś, gdyby go o to zapytać. Bo tak naprawdę, co to jest - trzy lata. Tyle to on zmarnował, a stwierdzenie, czy na studiach medycznych, czy na podróżach, było już kwestią osoby.
Otrząsnął się w końcu z lekkiego zamyślenia i uśmiechnął się, oddając Diego fotkę.
- Wiedziałem, że znam skądś ten uśmiech... Ja byłem wtedy po pierwszym roku medycznych i jeszcze mi się chciało, chociaż i tak wyglądam na nieco... Oderwanego od rzeczywistości - zaśmiał się z samego siebie, ale to była prawda. Po przekopaniu pamięci mógł nawet przypomnieć sobie tą imprezę, na którą namówili go kumple z roku. Chodź, Vuko, będzie fajnie. Pojedziemy do Hiszpanii, pójdziemy na imprezy do naszych znajomych, będzie mnóstwo pięknych Hiszpanek do podrywania...
I kij z tym, że tak naprawdę chodziło im głównie o to, że kiepsko znają język, a on tam jednak trochę mieszkał. W ostateczności i tak bawił się lepiej niż oni, Francuzi z manią wyższości.
Był nawet ciekaw, czy Diego zauważy go na tym zdjęciu, chociaż był dobrze widoczny. Miał wtedy trochę krótsze włosy, prawie krótkie, ale oczy te same, akurat patrzące w obiektyw. Sam ich kolor sprawiał, że wyglądały, jakby zachodziły mgłą, ale samego zainteresowanego tylko to bawiło.

Vuko Vaeltaja pisze...

Sam, w pierwszej chwili, nie skojarzył tego wydarzenia i próbował sobie zdecydowanie przypomnieć, zarówno całą sytuację, jak i wszystkie motywy. Dlatego też po prostu nalał mu tego wina, wpatrując się w nie tak, jakby nagle miało zmienić barwę albo coś takiego. Podał mu kieliszek, a do swojego dolał więcej i przez jeszcze jedną chwilę nie odrywał wzroku od szkła. Nawet, gdy już przypomniał sobie sytuację, co uważał za niezły wyczyn, to starał się jeszcze przypomnieć motyw. Bo nie mógł sobie uwierzyć, że tak po prostu by się z kimś całował, a potem ot tak poszedł gdzieś z kumplami.
- Pamiętam - rzucił w końcu, nie odrywając wzroku od szkła. - Wpierw im przeszkadzało, że bawię się bardziej z wszystkimi, niż konkretnymi osobami. Sami mnie w ogóle na tą imprezę przywieźli. Mieli nadzieję, że jak znajdę sobie jakąś Hiszpankę, to oni dostaną jej koleżanki. Dlatego też byli niepocieszeni - zaśmiał się cicho. - Gorzej, że jeden z tych idiotów był wnukiem dziekana na uczelni, gdzie wtedy byłem, i obiecał narobić mi kłopotów, jak z nimi dalej nie pójdę. Zniknąłeś mi z oczu mniej-więcej wtedy, gdy zaczął mnie o tym informować. Głośno, irytująco i w całości po francusku - upił łyk wina, skupiając się na tym, co było dalej, bo głupio byłoby teraz tak przestać, skoro już zaczął się tłumaczyć. Tylko winny się tłumaczy, przemknęło mu przez myśl i chyba rzeczywiście był winny. O ile przez całe późniejsze lata nie musiał żałować tej sytuacji, szczególnie, że zlewała się ona z innymi wydarzeniami, to teraz jakoś było mu głupio. Ciekawe uczucie. - Miałem potem całkiem niezły ubaw, bo oni beznadziejnie mówili po hiszpańsku i mieli jakąś manię wyższości, przez co chyba każda Hiszpanka, którą podrywali, wyglądała, jakby nie wiedziała, czy powinna się śmiać, czy być oburzona. Rzucali przy tym masę nieciekawych tekstów po francusku, do czasu, aż okazało się, że trafili na dziewczynę, która ich zrozumiała. I wezwała swojego narzeczonego, wymiary dwa na dwa. Oni zwiali z imprezy nawet nie patrząc, czy za nimi idę, a ja próbowałem cię wtedy jeszcze znaleźć. Jak widać, wyszło mi, ale trochę długo mi to zajęło - znów się zaśmiał, chociaż już nie tak symbolicznie, i napił się.
Teraz, gdy już się na tym skupił, pamiętał całość, a także ten wyrzut do samego siebie, że nie spytał kolesia o imię, zanim się zagadali i nawet pocałowali. Przez to później nie mógł go nigdzie znaleźć. Diego. Cóż, zapewne, gdyby je znał, wspominałby je potem długo, a przynajmniej chciał sobie teraz coś takiego wmówić. To przecież nie była jego pierwsza impreza, po niektórych też lądował z kimś w łóżku, i też nie potrafiłby sobie przypomnieć twarzy. Imion. Faktów. Morales, razem z dokładnym wskazaniem sytuacji, sprawił, że w jego pamięci coś przeskoczyło, przysuwając mu wszystko jak na tacy. Ale gdyby miał przypominać inne takie rzeczy, to zajęłoby mu godziny, nim doszedłby do wszystkiego. I nie chodziło nawet o to, że tego było dużo. Vuko wielu rzeczy nie chciał pamiętać i niestety, razem z tymi rzeczami tracił te, na których mu nawet mogło zależeć. Pech.
- Chyba powinienem cię za tamto przeprosić, bo rzeczywiście wyszedłem na dupka - zauważył, spoglądając w stronę Diego. Tak, to było odpowiednie. Nie mógł stwierdzić, że by nie przypuszczał, bo nie pamiętał. To było... naprawdę idiotyczne.

Vuko Vaeltaja pisze...

Prawdę mówiąc, niezbyt się przejął tym brakiem zainteresowania. Tak było nawet lepiej, gdy nie musiał się przejmować, jak to wszystko zostanie odebrane. Co prawda, i tak go słuchał, czego efektem było to całkiem słuszne zdanie. Pieprzył zupełnie od rzeczy i powinien w tym przystopować, tak. Właściwie, już teraz zamierzał to zrobić, rozważając jedynie, co teraz. Powoli dopijał wino, znajdujące się w jego kieliszku, i dalej rozważał.
Rozgrzebywanie przeszłości obecnie nie byłoby najlepszym rozwiązaniem, bo pewnie byłoby przygnębiające. Przypadków takich jak Diego było więcej i na którymś etapie mógł się zacząć zastanawiać, o ile ciekawsze byłoby jego życie, gdyby wtedy z nimi został, poświęcił się, w swoisty sposób ustatkował. Oczywiście, takie ciągłe podróże też były ciekawe, ale życie w pojedynkę nie obfitowało w zmienne uczucia, reakcje innych ludzi, pogłębianie relacji z nimi. Był trochę jak dziecko w tym temacie, a przynajmniej tak sądził, skoro nigdy jeszcze nie był w żadnym, nawet żartobliwym, związku.
Ale też nigdy nie był korzystną partią, nie był specjalnie bogaty czy nad wyraz wysportowany; poświęcał się prędzej sztukom walki, niż koszykówce czy siatkówce, i tylko w Japonii ktokolwiek doceniał jego zainteresowanie kendo. Trzymał się raczej na uboczu, nie starał się o pozycje w samorządzie ani ogólnie o uczestniczenie w życiu szkoły czy innego miejsca, w którym był, bo uważał, że to nie ma najmniejszego sensu. I tak lada dzień się stamtąd wyniesie, prawda? Więc, rzeczywiście, nie ma co pieprzyć.
Uśmiechnął się lekko do resztki wina, po czym wypił ją duszkiem. Nie wiedział, czy to jego własna inwencja, czy owe wino mu pomogło, ale uznał, że przecież w sumie mógłby dokończyć to, co się działo na tamtej imprezie. Nic poważnego, tak naprawdę, a gdyby Diego to w jakikolwiek sposób przeszkadzało, wypieprzyłby go stąd na zbity pysk i zapewne oczekiwałby, że idąc do domu będzie starannie omijał ten kawałek ulicy. Cóż, tak też można.
Podniósł się, odstawiając kieliszek, by nic mu się nie stało, po czym przysunął się do Moralesa i bez większego zastanawiania się, po prostu go pocałował.
Mając serdecznie i głęboko gdzieś wszystko to, co mogło się zaraz wydarzyć.

Vuko Vaeltaja pisze...

Vuko nie mógł się pochwalić posiadaniem szczególne wyczulonej lampki ostrzegawczej. Zresztą, nawet gdyby mógł, zapewne miałby ją dość głęboko, szczególnie w tej chwili. I nawet nie prowadził mentalnych dyskusji z samym sobą na temat pocałunków, moralności czy, do cholery, czegokolwiek innego. Miał też w poważaniu to, czy może Diego przypadkiem nie ma żony, chociaż ta wizja była tak niedorzeczna, że o mało nie zaczął się śmiać. Już prędzej narzeczona albo dziewczyna, ale, sądząc po zaangażowaniu Diego w ten pocałunek, raczej nie był to szczęśliwy związek. Dlatego też Vuko pozwolił sobie wierzyć, że niczego takiego nie ma, a Javier to tylko pamiątka sprzed paru lat.
Poza tym, podobał mu się taki obrót wydarzeń i głupio byłoby teraz to wszystko tak po prostu przerywać. Przysunął się bliżej, przybierając wygodniejszą pozycję i bezceremonialnie wpakował Hiszpanowi dłoń pod koszulkę, by zaraz go jej pozbawić jednym, płynnym ruchem. Wino dodało mu pewności, że nic się nie stanie, a te części świadomości, które jeszcze nie zostały przez nie opanowane, westchnęły ostentacyjnie, stwierdzając, że w najgorszym wypadku dostanie w pysk, a na to się już w tej chwili nie zanosiło.
Oczywiście, nie musieli się od razu pieprzyć, chociaż też mogli. Po prostu, czemu by nie spędzić tego wieczoru zwyczajnie przyjemnie. Z koszulkami czy bez, cóż to za różnica...?

Vuko Vaeltaja pisze...

Vuko nawet nie pomyślał o tym, by poruszyć temat tego, jak bardzo Diego był chudy. Nie mógł powiedzieć, że mu to jakoś specjalnie przeszkadzało, wręcz nie zwracał na to uwagi. Właściwie, to było wręcz ciekawe, mieć przy sobie, do dotykania, tak delikatną skórę. I tak mało drugiej osoby. Wizja kruchego ciałka była tak rozczulająca, że zaraz ją przegonił ze swojego umysłu. Zbyt głupie, nawet jak na niego.
Sam siebie nigdy nie widział w roli kochającego męża u boku dobrej żony, wychowującego gromadkę uroczych dzieci. W wersji ślubnej widział siebie tylko jako udzielającego owego ślubu, a i to trwało tylko przez parę lat. Nachodząca go podstępnie wizja udzielania ślubu Diego i jakiejś kobiecie, gdzie obrączki przyniósłby Javier, narzuciła mu się brutalnie i równie brutalnie ją odepchnął, postanawiając zająć się czymś zupełnie innym.
Ręce zsunęły mu się niżej, gdzieś w okolice bioder Moralesa i złapały go za szlufki od spodni, by spokojnym ruchem zacząć je zsuwać. Albo zostały podstępnie rozpięte w którejś chwili, albo trzymały się na nim na słowo honoru, bo nie było z tym większego problemu. I wciąż nie przerywał pocałunku. To było cholernie przyjemne.

Vuko Vaeltaja pisze...

Może Vuko miał za dużo taktu, by o tym mówić, a może po prostu mu to nie przeszkadzało. Na medycynie różne mieli przypadki już na trzecim roku, wiec można było się przyzwyczaić. Tak samo, jak jedną z zasad, którą im wbijano do głowy, było to, że każdy jest inny. Ktoś może być chudy, bo tak go stworzyła natura i nie ma co próbować w to nadmiernie ingerować, jeśli drugiej osobie na tym nie zależy albo nie zagraża to jej życiu. Koniec, kropka, resztę zabawy zostawiamy dietetykom, niech oni się martwią, a państwo teraz pójdą za mną... Tak, le professeur Dupont zdecydowanie był specyficzny, a przynajmniej tak go wspominał.
Podróżując po świecie i przy okazji, mimo wszystko, korzystając z życia, pieprzył się już z tak różnymi ludźmi, że nie robiło mu to różnicy. Zresztą jakoś w tej chwili nie wyobrażał sobie, że Diego miałby być więcej, że zamiast przejechania palcami po kościach, tak, że czuł każdą po kolei, miałby poczuć jakieś wyrobione mięśnie. To nie pasowało do jego obecnego obrazu Moralesa.
Coraz bardziej podobał mu się rozwój sytuacji, a przynajmniej do takiego wniosku doszedł, gdy przygryziono mu wargę. Lubił to, zwyczajnie to lubił. Nie jakoś specjalnie uwielbiał, ale przyjemne było. Niemniej jednak, w końcu oderwał się od jego ust, by zjechać niżej, powoli coraz niżej, wzdłuż linii szczęki aż do sutków, przy których na chwilę się zatrzymał, ssając i przygryzając je. Niższe partie na razie zostawił w spokoju.

Vuko Vaeltaja pisze...

Kiepski był z niego moralizator. Może to był powód, dla którego rzucił oba rodzaje studiów. Nie potrafił wbić komuś dosadnie do głowy, że źle robi, nie potrafił nawet poruszyć tego tematu, bo notorycznie uważał, że to nie jego sprawa. Być może było to winą tego, że nie miał specjalnie bliskich mu ludzi. Może takim potrafiłby wbić coś do głowy, ale że ich nie było - trudno. Niemniej jednak ani na księdza, ani na lekarza się z takim podejściem nie nadawał.
Właściwie, może nawet nie chciałby wiedzieć, że w tej chwili Diego myśli, a przynajmniej próbuje, o kimś innym. Ale cóż mógł poradzić, gdy dla wielu wcześniejszych partnerów był tylko odskocznią od codziennego życia. W domu często czekali kochający mąż albo żona, dzieci czy ktokolwiek, a Vuko po prostu był przejezdnym. Ktoś kto przyszedł i pójdzie, kogo rano nie będzie. Nawet, gdyby zostawił niechcianą niespodziankę u jakiejś kobiety, to i tak znalezienie go graniczyłoby z cudem. Chociaż i tak, z zasady, się zabezpieczał. Nie miał oczekiwań, po prostu chciał się zabawić. A później, jak zwykle, prawie jak idiota, grzecznie iść do kościoła i wyspowiadać się. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest pełna spowiedź, skoro wciąż popełnia z własnej woli te same grzechy. Ale na szczerą i czystą wciąż było dużo za wcześnie.
Sam nie czuł się jakoś specjalnie nieodpowiedzialny, a przynajmniej - nie bardziej niż zwykle. I nawet wpakowanie mu łap pod bokserki i umiejscowienie ich prosto na tyłku Diego dalej nic nie zmieniało w jego odczuciach co do sytuacji. Mieli się teraz dobrze bawić, czyż nie? Powoli zaczął zjeżdżać językiem niżej, zostawiając jak na razie w spokoju jego sutki.

YourFuckingSunshine pisze...

Skoro był już w tym Murine Town, miał mieszkanie i w ogóle, nawet się w miarę ze wszystkim rozłożyć i pomieszczenia nie wyglądały tak, jakby nikt ich nie zamieszkiwał, to skoro udało mu się ogarnąć z tym, to teraz wypadałoby ogarnąć siebie.
Kiedy siedział sam był po prostu rozbity, nie potrafił w nic rąk włożyć, więc przesiadywanie w mieszkaniu ograniczał do minimum, poznawał zakątki swojego nowego miejsca zamieszkania, ale to jeszcze nie było to. Myślał, że jeśli zmieni środowisko to będzie lepiej, był naiwny bo wierzył, że wszystkie jego niechciane, ale jakże natrętne, myśli sobie odejdą, albo chociaż zostaną w Sligo. Na tym polu jednak nie skończyło się nic, więc często pałętał się od godzin porannych do późnej nocy, zaznajamiał się z nowymi ludźmi i starał się żyć, tak normalnie.
Dziś mu było po prostu… nijak, nie mógł jednoznacznie stwierdzić jak się czuje, chociaż nic nie było po nim widać. W końcu był facetem, nie zaszyje się gdzieś pod kołdrą żeby ryczeć i użalać się nad sobą skoro nie taki był jego plan.
Rano był w parku, było chłodno więc na zewnątrz kręciło się niewiele ludzi, co najwyżej rodziny się dotleniały urządzając sobie wspólny spacer. Później trafił do jakiejś kawiarni z niej zawędrował nigdzie indziej jak na dach stosunkowo wysokiej, jak na taką mieścinę, kamienicy.
Płaski dach był pokryty śniegiem, gzyms był śliski, a on wędrował sobie po nim jakby to była równoważnia, po której chodziły nieraz dziewczyny na zajęciach sportowych (za czasów kiedy jeszcze chodził do szkoły). Wystarczyło pokonać schody pożarowe by tutaj wejść, zabawne, że nikt nie zwrócił na niego uwagę gdy się wdrapywał.
Ręce miał w kieszeniach, bo wcale nie wymuszał na sobie utrzymania równowagi. Może spadnie, pośliźnie się, albo potknie, to nieważne. Po prostu oznaczałoby, że jednak powinien umrzeć jakiś czas temu, gdy łyknął tabletki.
Miał w ustach niedawno zapalonego papierosa. Ostatnio wypalał nieco ponad paczkę dziennie w nadziei, że wystarczająco zniszczy sobie płuca, żeby się kiedyś udusić, mógłby też dostać raka, nieważne.
Zawrócił gdy doszedł do końca swojej równoważni, wyciągnął papierosa z ust i strzepał popiół, by zaraz znowu wędrować.
Można by go uznać za wariata, który chce się zabić.
Teoretycznie, była to prawda, ale jakoś sam z siebie tego dziś zrobić nie chciał (wcale nie zamierzał się do skoku, gdzie tam), a jeśli spadnie… Cóż, taka wola Boża (to nic, że był zupełnie niewierzącym człowiekiem).


Simonek

YourFuckingSunshine pisze...

Nie spodziewał się tutaj nikogo, oczekiwał tylko na święty spokój, który miałby też w swoim mieszkaniu, gdyby tak uparcie go nie unikał, a przecież co robić miał. Komiks sam się nie narysuje, bo zarys fabularny dostał już dawno, a teraz tylko czekano na niego. Przy okazji też dostawał demotywujące maile, które uświadamiały go w tym, że jakiś inny rysownik go może spokojnie zastąpić. Nikt przecież nie uważał, że jest na tyle dobry, ażeby nie móc go wykopać i wstawić na jego miejsce jakiegoś cholernego żółtodzioba, który pewnie więcej się naczytał mangi, niżeli klasyków gatunku…
No nic, teraz nie miał myśleć o pracy. Teraz miał myśleć o tym, jakby chciał, żeby jego głowa roztrzaskała się o kostkę brukową.
Swoją drogą, jako że miał dość plastyczną wyobraźnię, a filmów wszelakich naoglądał się w życiu sporo, właśnie nawiedziła go wizja jego własnego truchła, z którego roztrzaskanej głowy wypływa mózg.
Nawet jeśli nikogo tutaj nie oczekiwał spotkać, to ktoś przyszedł, więc Simon zatrzymał się w połowie drogi po swojej równoważni i spojrzał w kierunku nieznajomego, młodego mężczyzny.
Złapał papierosa pomiędzy palce, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Nigdy nie opanował sztuki mówienia z tą używką w ustach, udawało się to jedynie w ekstremalnych (czyli wymagających tego) sytuacjach. Głównie wtedy, gdy ręce miał po prostu zajęte.
-Tak, tak, w porządku – odpowiedział beznamiętnie, tak na odczepnego.
Kurewscy Samarytanie, kogo obchodzi wariat chodzący po oblodzonym gzymsie, powinno to być przyjmowane jako swoista norma. Nic nadzwyczajnego. Z resztą, jeśli przywołać wspomnienie pierwszej próby i jego wątpliwe szczęście, to teraz i tak nie zleci… a na to, że się facet z aparatem okaże psychopatą, który lubi spychać ludzi z budynków chyba nie mógł liczyć.
-Rób to… co zamierzałeś robić – wypowiedział, zlustrował nieznajomego od stóp po oczy i to na tyle by chyba kontaktu wzrokowego było, bo przeniósł swoje spojrzenie na panoramę mieściny. Że też akurat tutaj go przywiało… -Chyba, że ci przeszkadzam – dodał, strzepał popiół z papierosa, a ten zaraz trafił pomiędzy jego wargi.
Nawet jeśli przeszkadzał, to Simon nie wyglądał na kogoś, kto miałby sobie zamiar stąd iść. Po prostu sterczał z dłońmi wpakowanymi w kieszenie jeansów.

YourFuckingSunshine pisze...

No i co miał zrobić, gdyby chciał skoczyć nie bałby się świadków, ale to nawet gdy tutaj chodził nie było jego zamiarem. Spaść mógł, bo to byłby przypadek, zrządzenie losu, czy nawet karma (był z niego zły człowiek to zleciał, bo wszystko co złego uczynił wróciło do niego), ale skakanie to już była inna bajka. Przecież sam sobie obiecywał, że sam z siebie się nie zabije, a nie był babą, żeby zaraz zmienić zdanie i nie dotrzymać własnej, złożonej przed samym sobą, obietnicy.
Psychologowie byli od potakiwania i ciągnięcia za to pieniędzy, często okazywali się mierni, a co za tym idzie, zupełnie nie pomagali. Simon miał wszelakich psychologów i psychiatrów (mimo, że ci to przynajmniej mogli prochy wypisać) dość, więc gdyby przyszło mu teraz z takim obcować pewnie by się wycofał, podziękował za chęci i zaczął się wywijać, że to chodzenie po śliskim gzymsie to tylko ćwiczenia były, bo jest gimnastykiem wyczynowym, albo wykonuje inną, wymyśloną na poczekaniu profesję.
Niestety, pojawia się taki przypadkowy facet, myśli, że zrobi dobrze, więc przyjemnie by było go w tym przekonaniu utwierdzić. Natomiast przypadkowy facet wciągnął się w coś (czego bliżej określić nie można było) zupełnie nieświadomie i skazywał swoje zdjęcia, które zapewne przyszedł zrobić, na wykonanie dopiero za jakąś chwilę.
Kiwnął głową w odpowiedzi niemal od razu wyciągając z kieszeni spodni metalową zapalniczkę z grawerunkiem. Podał ją swojemu średnio-chcianemu-towarzyszowi (chociaż i to wydawało się niezłym naciągnięciem faktu).
Usiadł na nieszczęsnym gzymsie, z którym zdążył się już zaznajomić i zwiesił swoje nogi w dół.
Dopalał sobie spokojnie papierosa, a kiedy ten postanowił się skończyć ugasił go w śniegu. Nie sięgnął już po następnego, prawie paczka w ciągu niecałego dnia, to było dużo nawet jak na niego, szczególnie że używka w niczym nie pomagała, poza tym, że miał czym gębę zająć.
A, jeśli można wrócić do rzeczonej zapalniczki, to wygrawerowane na niej słowa głosiły całkiem składne hasło, mianowicie: „if you want to fuck smile when you give this lighter back”. Co było dość sugestywne, ale większość ludzi (w tym on sam) traktowała to po prostu jako przygłupi dowcip. W końcu całkiem sporo znajomości zaczynało się od wspólnej fajki, a coś takiego to zawsze było przełamanie pierwszych lodów, no tak, czy nie…

YourFuckingSunshine pisze...

Niektórzy po prostu okazywali się silni, nawet gdy czuli się nieszczęśliwi nie robili sobie nic, nie podcinali żył, nie łykali tabletek, nie wiązali stryczka, nie skakali z budynków czy mostów. Byli albo silni, albo za bardzo przywiązani do tego co mieli, wiadomo że konsekwencją odebrania sobie życia było pozostawienie rodziny samej sobie.
Najgorzej jest wtedy, gdy ktoś jest jednocześnie słaby, a i nie ma nikogo, kogo nie chciałby zostawić. W takiej sytuacji był Simon. Kiedy próbował po raz pierwszy odebrać sobie życie nie trzymało go zupełnie nic, natomiast teraz przynajmniej robił to, co lubił, jakkolwiek by na wykonywaną pracę i trzymanie terminów nie narzekał. Gdyby nie miał tego swojego rysowania, albo by zwariował, albo by spróbował coś sobie zrobić po raz kolejny, ale tym razem wszystko poszłoby po jego myśli.
Zamachał nogami patrząc w dół, na uliczkę znajdującą się zaraz przy budynku na którym się znajdowali.
Była odśnieżona, jednak nikt się po niej nie przechadzał. Większość ludzi była po prostu odstraszona przez zimę, albo po prostu brakowało im czasu na spacery po miasteczku.
Z zamyślenia wyrwał go głos chłopaka, od którego odebrał swoją zapalniczkę. Spojrzał na nią intuicyjnie dopiero teraz kojarząc fakt.
-Taa… Najciekawsze jest to, że w niektórych przypadkach działa – wypowiedział. Nie, to nie było żartem.
Jeśli już ta znajomość zacznie się od papierosa, to może się rozwinąć (tudzież skończyć) w innym miejscu, albo sytuacji. Czasami miejscem okazywało się czyjeś łóżko, po prostu tak samo z siebie wychodziło. Zabawnie było opowiedzieć później o takiej znajomości i oznajmić coś w stylu „poznaliśmy się przez zapalniczkę”.
Przeszło mu przez myśl, że skoro już tu obaj siedzą to wypadałoby poznać swoje imiona, jednocześnie jednak uznał, że nie chce mu się wysilać i wchodzić w jakąś większą interakcję z siedzącym tutaj chłopakiem.

YourFuckingSunshine pisze...

-No przecież, w końcu który by się takiej zapalniczce oparł – wypowiedział intuicyjnie już mówiąc o mężczyznach, skoro przedstawicielek płci żeńskiej najzwyczajniej w świecie nie brał pod uwagę, jako adresatki hasła na zapalniczce, to zostawali mu tylko faceci do wyboru. Niestety specjalnie dla niego kolejna płeć przecież nie powstała.
Jeśli już rozprawiać o przypadkach znajomości niczym z filmów to takie, zdaniem Simona (wielkiego realisty, który tworzy komiksy… gdzie tutaj logika), po prostu nie istniały. Samo to, że coś było jedynie zdarzeniem filmowym obniżało prawdopodobieństwo zaistnienia tego w rzeczywistości praktycznie do zera.
Swoją drogą, to człowiek miałby niezły bałagan w życiu, gdyby coś takiego, jak w hiszpańskich telenowelach miało szansę się stać. Ten przespał się z tamtą, tamta obudziła się z tą, a w tym wszystkim ojciec okazał się matką, tak żeby jakoś ten krąg wzajemnej adoracji zamknąć.
Niemniej, to, że on w filmowe zdarzenia nie wierzył nie oznaczało, że takowe nawet jemu się nie zdarzały, ale po prostu w życiu oglądał więcej kreskówek niż takich pouczających, życiowych filmów (chyba, że te o zombie, opętaniach i apokalipsach się liczą) i tego nie zauważał… tudzież ignorował.
-Simon – przedstawił się. No już jak mus, to mus… -Często tak spotykasz ludzi, myślisz że się chcą zabić i postanawiasz im w tym przeszkodzić? – zapytał trochę zgryźliwie, a trochę, żeby cokolwiek palnąć.
Dobra, poznał imię swojego towarzysza z bożej łaski (swoją drogą, Diego, brzmiało ciekawie) to teraz wypadało się jakkolwiek odezwać, pokazać jakim się jest wariatem, dzieciakiem i udowodnić, że takiego to dobrze by było jednak zepchnąć z tego dachu, a nie zatrzymywać przed skakaniem z niego.

YourFuckingSunshine pisze...

Podniósł wzrok i spojrzał na Diego, całkowicie neutralnie, bo ani nie miał powodu do posyłania mu pociągłych spojrzeń, ani niczego w tym stylu.
-Och, no coś ty, czy wyglądam na kogoś, kto by sobie tak rekreacyjnie chodził? Tnę się kilkanaście razy dziennie, niedługo zacznie mi na to brakować miejsc, ćwiczę sobie wiązanie stryczka i szukam miejsca odpowiedniego na zawieszanie liny, a stąd po prostu dobrze wszystko widać – ironizował, oczywiście że nie robił żadnej z tych rzeczy, a zawędrował tutaj całkowicie przypadkiem i oczekiwał jakiegoś pozytywnego zrządzenia losu. Najwyraźniej los uznał takiego Diego za rzecz pozytywną, skoro go tutaj przygnało. –Więc jedynie odwlekasz moją niechybną autodestrukcję – dodał beznamiętnie i przewrócił oczami. Zawsze było łatwiej podejść do tego z jakąś prześmiewczością niżeli uświadomić samemu sobie, jakie te wszystkie zamiary są żałosne, ale na pewno nie będzie się z tego wszystkiego spowiadał obcej (raczej niezainteresowanej) osobie.
Gdyby dziś był akurat ten dzień, w który poczułby, że powinno go nie być nawet by nie krążył po cholernym gzymsie tylko pozwoliłby swojemu ciału opaść na uliczkę i się roztrzaskać chwilę po tym, jak tutaj trafił.
-A ty przyszedłeś robić zdjęcia – stwierdził, to nie brzmiało, ani też nie było pytaniem. Dziwnie by było pytać o coś oczywistego, co może robić człowiek ganiający z aparatem… gotować?– Fotograf, czy traktujesz to jako… sposób na nudę?– zagadnął diametralnie zmieniając temat. Często tak robił, kiedy mówienie o czymkolwiek stawało się niewygodne dla niego odnajdywał jakikolwiek, ale inny, powód do rozmowy.
Przerwał kontakt wzrokowy i przeniósł swoje spojrzenie na panoramę mieściny, mniej więcej zdążył tutaj większość miejsc zwiedzić, ale miał na to jeszcze naprawdę dużo czasu na poznanie wszystkich zakamarków. Oczywiście o ile nic głupiego nie strzeli do tego pustego łba.

YourFuckingSunshine pisze...

-Biorę dobre prochy – odpowiedział swobodnie, ponieważ to był zdecydowanie żart. Chociaż niejedne opakowania z tabletkami znajdowały się w jego mieszkaniu, jeśli już należy być szczerym. Ale kto by się nimi przejmował skoro głównie były to te przeciwbólowe, albo nasenne.
Prychnął, no też coś, że taki Diego nie docenia jego wysublimowanej i subtelnej formy użycia ironii.
-Dobrze mamo, już będę grzeczny – wypowiedział i wysilił się na przymilny uśmiech nawet, a to już był ten wysiłek, którego z reguły nie podejmował. Jeśli nie miał ochoty się cieszyć, to tego nie robił, po prostu, bo przecież on nic nie musiał, a przynajmniej tak sobie wpierał, bo poniektórzy twierdzili jednak coś zgoła innego. Jednak, ten jeden raz mógł się postarać, żeby nie wyjść na całkowite chamidło, które tylko pluje żółcią na prawo i lewo.
-Przynajmniej będziesz później robił to co lubisz – stwierdził i chyba mógł mu tylko pozazdrościć. Otóż Simon może teraz robił to, co mu odpowiadało, tworzył tych swoich superbohaterów, z których to historiami tak chętnie się już w dzieciństwie zaznajamiał, ale jego studia, które skończył mówiły same za siebie. Z resztą, teraz sporo młodych ludzi nie pracowało w wyuczonym zawodzie, ale on znowu taki młody nie był… miał te swoje prawie trzydzieści lat jak uparcie stwierdzał od dwudziestych piątych urodzin. Przecież młodszy się nie zacznie robić, bo to by się mijało przecież z celem.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk migawki.
Spojrzał na Diego lekko unosząc brwi. No co on, ciekawszych rzeczy nie miał do fotografowania. Tutaj całe miasto jak na dłoni, a robi zdjęcie przypadkowemu facetowi.
Simon mógł śmiało stwierdzić, że nie rozumie ja=ego zamysłu artystycznego (o ile jakikolwiek był).
-Ale ja mam prawa autorskie do tej twarzy – stwierdził splatając ręce na wysokości klatki piersiowej jakby był zdenerwowany, jednak całkowicie spokojny wyraz twarzy mówił coś innego. –No dobra, przypadkowym ludziom często zdjęcia robisz? Bo coś czuję, że nie wszyscy tak się dają.

YourFuckingSunshine pisze...

Oszczędził sobie komentarz o tym, że niektórzy robią coś, czego nie lubią, bo tego się od nich wymaga w rodzinie, albo po prostu idą na kierunek studiów, po których mają zapewnioną pracę i przyzwoite wynagrodzenie. Po prostu czuł, że tego człowieka nie przekona.
Gdyby nie takie, czy inne naciski ze strony rodziny zapewne też byłby teraz absolwentem na pewno nie zarządzania, ale tak wyszło. Z tym, że u niego różne rzeczy, które wyszły w mniemaniu innych, a nie wyszły według niego samego były fatalne w skutkach…
-Ja jestem komiksiarzem, znaczy… ładniej brzmi rysownik komiksów, ale zdradzę ci w sekrecie – tutaj zrobił wprowadzającą dozę dramatyzmu pauzę w swojej wypowiedzi – to jedno i to samo – zakończył i przewrócił oczami. Kiedyś już, ktoś tam go poprawiał, że zwrot „komiksiarz” nie brzmi profesjonalnie i takie rzeczy. Szczerze bawiło go czepianie się takich szczegółów.
Przyjrzał się wykonanemu zdjęciu i zmarszczył nos, jakoś nie przepadał za oglądaniem samego siebie na fotografiach, ale też nie krzyczał czegoś w stylu „skasuj to i nikomu nie pokazuj”. Przeniósł swoje spojrzenie z aparatu na oczy Diego.
-Ten gość się z tego cieszy– powiedział i wymusił na sobie uśmiech, chociaż, jeśli należy już być szczerym, to ten grymas wyglądał zupełnie naturalnie. A ładnie mu było z uśmiechem, nawet ten zagrany pasował do jego osoby.
Nie był doszczętnym smutasem… ale to po prostu zależało od dnia. Dziś był jeden z tych, kiedy nie miał ochoty bezsensownie się szczerzyć do innych ludzi. Smutasem nie był, ale też nie buchał entuzjazmem, nie powinno się przechodzić skrajności w skrajność, ponieważ wtedy zaczyna się już psychiatra interesować.
Odwrócił spojrzenie od chłopaka, chociaż nigdy nie miał problemu z utrzymywaniem kontaktu wzrokowego, teraz po prostu mu to nie szło, a skoro tak to wolał wlepić bezmyślnie swój wzrok w jakiś inny obiekt, najlepiej architektoniczny, bo takowy, najzwyczajniej w świecie, nie rozpraszał.

YourFuckingSunshine pisze...

Simon uniósł pytająco brwi odwracając twarz w stronę Diego. Wzmianka o tym Javierze go zdziwiła, bo pierwszy i najbardziej prawdopodobny scenariusz jak mu przychodził do głowy, to taki, że się facet dorobił syna, ale z drugiej strony wydawał się strasznie młody. Nie na tyle, żeby była pomiędzy nimi dwoma jakaś rażąca różnica wieku, ale po prostu trudno było sobie wyobrazić takiego chłopaka z pięcioletnim synkiem.
Nie miał nic do dzieci, w jakiś sposób wizja mężczyzny ze szkrabem trzymanym na kolanach go rozczulała. Czasami z dzieckiem było łatwiej mówić niż z dorosłym, ponieważ dzieciaki nie ograniczały się jakimś konkretnym tokiem rozumowania, nie miały głowy zaśmieconej sprawami, które spadały na ludzi starszych.
-Javier? – zapytał w końcu, po prostu zainteresowany. Skoro Diego sam o nim wspomniał to nie powinien czuć się urażony tym, że Simon jednak podjął temat.
Zawsze rozmowa była lepszym wyjściem niż to całe skupianie się na swoich własnych myślach, w których potrafił niejednokrotnie tak bardzo się pogrążyć, że tracił kontakt z otaczającym go światem. Nawet psychiatra mu zrzędził, że powinien rozmawiać z ludźmi, nie izolować się, bo w tym wszystkim chodziło o to, żeby nie karmić powracającej wizji samobójstwa, jeśli Murray miał cokolwiek do roboty to o tym nie myślał, bo był zajęty. Najniebezpieczniejsze były dni, kiedy nawet gdy miał coś do zrobienia, nie był w stanie tego się podjąć.
Simon przyjął z ulgą tą całą radochę Diego, świadczyło to o tym, że uśmiech przeszedł w jakimś stopniu przez kontrolę jakości, że głos mu nie zadrżał, że nie zdradził tego, iż faktycznie chciałby teraz stąd zlecieć.
Spojrzał w dół. Chodnikiem maszerowała właśnie dwójka ludzi, prawdopodobnie mężczyzna z kobietą, trzymali się za ręce. To takie urocze, że nieodpowiednim byłoby roztrzaskać się tuż przed ich stopami. Może uznaliby to za złą wróżbę dla ich związku, cholera wie w co ludzie teraz wierzą.
Przewrócił oczami kiedy znowu usłyszał swojego towarzysza.
-Ty mnie po prostu chcesz stąd ściągnąć, bo myślisz, że jak sobie pójdziesz to stąd skoczę. Miałbyś wyrzuty sumienia? –zapytał wstając. To oznaczało zgodę, pójdzie, wypije z nim kawę, a później zobaczy co dalej. Może się rozejdą, wymienią numerami telefonów, albo pójdą do domu któregoś, warto było podjąć ryzyko i sprawdzić. – Wiesz, że byłeś, mogłeś wariata stąd ściągnąć, a odpuściłeś, bo po kiego marznąć. – kontynuował swobodnie. Cóż… gdyby on miał na to odpowiedzieć, stwierdziłby, że najzwyczajniej w świecie miałby ochotę takiego delikwenta zepchnąć z cholernego gzymsu, bo z reguły szkoda my było tak żałosnych ludzi.


Simon ♥

YourFuckingSunshine pisze...

-To żeś mnie zdziwił – oznajmił przyglądając się dzieciakowi na zdjęciu. Cóż, nigdy nie przepadał za porównywaniem dzieci do ich rodziców (z zupełnie niewiadomych powodów), więc nie szukał podobieństw pomiędzy Diego, a jego synem. Po prostu dzieciak, jakich wiele, nie mógł oceniać do czasu aż go nie poznał, nawet pięciolatek zasługiwał na to, żeby nie oceniać go po pozorach. Że dziecko, to że zaraz rozkrzyczane, rozpieszczone, albo nie wiadomo co, gdy Simon miał pięć lat był żywym przykładem na to, że dzieci wcale nie muszą o wszystko krzyczeć gdy im się odmawia.
Miał już się ruszyć ze swojego miejsca, ale zatrzymały go słowa chłopaka. Skwitował je z uśmiechem, ledwo zauważalnym, ale przynajmniej szczerym. Już teraz mógł spokojnie uznać, że na ciekawy typ człowieka się natknął. Bo jaki przeciętny człowiek przejąłby się obcym, żałosnym człowiekiem, który po prostu postanowił ukrócić swoje życie. Otóż nikt, kto tego samobójcy nie znał nie zwróciłby uwagi na to, że brak kogoś, kto pałęta się nocami po ledwo oświetlonych przez latarnie uliczkach, może sąsiedzi by odetchnęli z racji, że nikt nie puszcza o barbarzyńskich godzinach muzyki. Ale nikt nie miałby wyrzutów sumienia, że nie wszedł na cholerny dach, żeby zaciągnąć wariata na kawę.
-Już, już – odpowiedział idąc w stronę nieszczęsnych schodach pożarowych, które wyglądały stosunkowo dobrze, szczególnie zważając na fakt, że kamienica na zbyt nowy budynek nie wyglądała, ale takie właśnie miały swój charakter, często stanowiły ozdobę miasta, kiedy były utrzymane w dobrym stanie. Pewnie dlatego mieszkał właśnie w takim budynku, a nie zakupił jakiegoś domku na obrzeżach. Po pierwsze, tak było wygodniej, po drugie, lubił kamienice, a po trzecie… zwariowałby gdyby miał zajmować zbyt dużą przestrzeń w pojedynkę.
Schodził po schodach powstrzymując się, żeby nie zeskakiwać, tak żeby pokonywać dwa stopnie na raz. Oszczędził sobie tego tylko dlatego, że mógł się potknąć i zrobić coś z nogą. Już kiedyś kończynę w gipsie miał i nie miał cholernego zamiaru tego powtarzać.
-W takim razie prowadź – powiedział kiedy byli już na samym dole. Znał już Murine Town, ale mimo to wolał zdać się na Diego i to jemu pozwolić wybrać miejsce na wypicie nieszczęsnej kawy.

YourFuckingSunshine pisze...

On zapędy altruistyczne wprawdzie miał, ale skutecznie nauczył się hamować, a wynikało to głównie z tego, że jeśli ludzi przyzwyczaisz do siebie, jako kogoś, kto nie chce nic w zamian, a jeszcze zrobi coś kosztem samego siebie, to oni to później wykorzystują. Nie masz chwili spokoju… Taki Diego, robił właśnie teraz dobry uczynek, chciał być miły i poprawić komuś nastrój, jakkolwiek by tego nie nazwać robił to kosztem swojego czasu, czyli czegoś, czego już po prostu nie będzie w stanie odzyskać. Najgorzej, jeśli dojdzie do wniosku, że się niepotrzebnie wysilał, bo jeśli tak nie pomyśli to jeszcze pół biedy.
Kiedy Diego zrobił mu kolejne zdjęcie (Simon nadal kompletnie nie pojmował tego jego zamysłu artystycznego ale nie jęczał, tylko po prostu udał, że nie zwraca na to uwagi) naszła go zabawna myśl, której oczywiście nie mógł zachować dla siebie. Jako osoba twórcza potrzebował jakoś wyrzucić swoje myśli, a że nie miał teraz przed sobą kartki i ołówka… musiał więc zadowolić się opowiedzeniem tego.
-Wiesz, że robienie zdjęć nieznajomym ludziom jest dziwne? Masz taki przykład… idziesz wieczorem, na ławce siedzi niepozorna osoba, jakiś mężczyzna, robisz mu zdjęcie – zrobił krótką przerwę żeby sobie to wszystko dalej wyobrazić, a trzeba mu przyznać, że wizje to on miewał naprawdę różne. –Rano czytasz gazetę i okazuje się, że w rynsztoku odnaleziono ciało zabitego i wypatroszonego faceta – kontynuował idąc we wskazane przez Diego miejsce, najpierw chodnikiem, a później wystarczyło przejść przez uliczkę. Faktycznie blisko. –Kilka dni później, wielki nagłówek „Zabójca uchwycony” i niżej zdjęcie mężczyzny, któremu ty zrobiłeś zdjęcie, kiedy siedział na ławce, bo ci się spodobał po prostu – zakończył i przeczesał włosy palcami, by zatrzymać rękę na karku i rozmasować go. – Nie wiem jak ty, ale ja bym co najmniej z tego wszystkiego świrował – dodał po chwili, akurat kiedy przechodzili przez ulicę. –I chyba cieszyłbym się, że mam cholerne szczęście, w końcu to byłby ktoś pokroju Kuby Rozpruwacza – zakończył jeszcze nim weszli do kawiarni.
Lokal był miły, przyjemny i przytulny. Na ścianach wisiały jakieś obrazy, a w powietrzu po prostu było czuć zapach kawy, który Simon osobiście uwielbiał, szczególnie rano (krótki przerywnik, idealny poranek według Simona Murray’a, składniki: mocna kawa, łóżko, przystojny facet obok, który nie ucieknie zaraz po obudzeniu się, a do pełni zadowolenia można dodać jeszcze brak poczucia beznadziejności). Nie było zbyt tłoczno, większość stolików była pusta. I dobrze, ponieważ Simon nie przepadał za przeludnionymi miejscami, ale paradoksalnie do ludzi go ciągnęło.

Simon

YourFuckingSunshine pisze...

Spojrzał na chłopaka, tym razem szczerze rozbawiony. A mówili mu, że nie nadawałby się na wymyślanie fabuły do czegokolwiek! A tu proszę, idealny pomysł na jakiś krótki komiks (cóż, on w innych kategoriach nie potrafił myśleć, był nastawiony już od jakiegoś czasu dość jednotorowo).
-Ja cię nie chciałem tym wystraszyć… -odpowiedział marszcząc lekko brwi. –Ale to w sumie dobry pomysł, tylko przewiduję że pewnie będziesz miał z tym w cholerę roboty. Pewnie całą masę masz tych zdjęć – dodał jeszcze jakby w zamyśleniu. Najśmieszniej by było, gdyby za kilka dni wpadł jakoś przypadkiem na Diego, a ten oznajmiłby mu, że ma w domu zdjęcie jakiegoś skończonego psychopaty, który jest poszukiwany na co najmniej dwóch kontynentach, ponieważ podejrzewa się go o serię zabójstw. Oczywiście nic takiego się nie wydarzy, bo Murine Town to spokojna mieścina jest, ale to nie zmienia faktu, że samo wyobrażenie sobie podobnej sytuacji było dość dziwaczne.
No już miał mówić, że zapłaci za siebie, jakoś nigdy nie potrafił przywyknąć do tego, że ktoś mu coś stawia. Czy byłby to drink, piwo, czy właśnie kawa. Pewnie dlatego, że to utwierdzało go w swojej niezależności, a kto nie lubił się utwierdzać w tym, że jest samodzielny, nawet poprzez takie małe rzeczy. No ale nic, nie będzie się darł na cały lokal, żeby wyrazić swoje oburzenie czymś tak błahym. To byłoby co najmniej dziwne, a limit wyskoków chyba na dziś został wyczerpany przez to nieszczęsne chodzenie na krawędzi dachu.
Pozbył się swojego okrycia wierzchniego, a następnie przewiesił je przez oparcie krzesła i usiadł nie wszczynając kłótni czy zamieszek, więc można powiedzieć że potulnie.
-Następnym razem ja ci stawiam cholerną kawę – oznajmił spokojnie, kiedy Diego usiadł naprzeciwko. W swoim głupim przyzwyczajeniu zagryzł policzek od środka. –O ile kolejny raz będzie – zreflektował się przenosząc wzrok na okno, a raczej widok za nim (właśnie odnalazł plus siadania właśnie przy tak umiejscowionym stoliku, zawsze ma człowiek miejsce, w które może uciec wzrokiem i nie zostanie to źle odebrane). Teoretycznie widział teraz to samo, co mógł zobaczyć, gdy był na górze, tylko z innej perspektywy.

YourFuckingSunshine pisze...

Simon miał wręcz identycznie ze swoimi rysunkami. Miał zawalone kartkami naprawdę wiele miejsc swojego mieszkania, ale ponad to… nie umiał pozbyć się rysunków które tworzył jako nastolatek nawet. Pewnie gdzieś na półce po prostu leżał szkicownik jeszcze z tamtych czasów i czysty sentyment nie pozwalał mu się tego pozbyć. Poza tym… niby z jakiej racji miał sobie do staroci czasami nie zajrzeć po to, żeby się uśmiechnąć do własnych, prywatnych wymysłów, które rodziła młoda głowa. Mógłby przysiąc, że teraz na niektóre rzeczy by nie wpadł, mimo że potrafiłby je lepiej narysować, nie był jakimś talentem od urodzenia, a żeby dojść do tego, co potrafił zrobić teraz chociażby z ołówkiem i kartką musiał sporo popracować. Cóż, dobrze że się to przynajmniej opłaciło.
-Hę… - zareagował pierwotnie. Po prostu na chwilę się zamyślił i to wystarczyło by zgubił wątek, dopiero po chwili jego procesy myślowe powróciły do normy i był w stanie wypowiedzieć coś bardziej konkretnego. – Ta, mogłeś ostrzec, że powinienem uważać na słowa na początku – odpowiedział mu z czystej przekory. Pewnie mu się odwdzięczy za tę kawę, tylko u niego nigdy nie było wiadomo kiedy będzie miał na to wystarczająco dobry nastrój… więc będzie się zbierał bardzo długo, bo na jakąś znaczącą poprawę jego stanu się nie zapowiadało.
Nie zwrócił uwagę na kelnerkę, zwrócił uwagę na uśmiech Diego, nad którym już teraz, na początku znajomości z tymże człowiekiem mógł zacząć się roztkliwiać. To było niewytłumaczalnie, po prostu niektórzy ludzie wyglądali dobrze uśmiechając się, ale Simon wraz ze swoją zapobiegliwością nie powiedział temu młodemu mężczyźnie, że ładnie mu z uśmiechem. Po co to oznajmiać światku, skoro on sam o tym wiedział i to mu wystarczyło.
-Przewidując ile możesz mieć tych zdjęć… Zdajesz sobie sprawę, że w jeden dzień to pewnie nie będzie wykonalne, prawda? – zapytał unosząc lekko brwi. Naprawdę bawił go fakt, że z tak spontanicznej i niedorzecznej wizji mógł się narodzić powód do tego, żeby się spotkać. –Pewnie że bym mógł – odpowiedział (w końcu nie miał większych planów na życie poza tym jednym) biorąc filiżankę do ręki. Do kawy nie dodawał nic, twierdził że nie będzie psuł smaku czegoś, co smakuje dobrze bez niczego.

YourFuckingSunshine pisze...

Przewrócił oczami. No też coś, podstępy na nim będzie stosował, kreatura jedna.
-Więc rozumiem, że masz zamiar mnie przetrzymać przy przeglądaniu zdjęć tylko dlatego, że uznałem, że robienie zdjęć obcym osobom może być dziwne i może prowadzić do dziwnych sytuacji? – zapytał, chociaż było to po prostu podsumowanie całego, jakże genialnego, pomysłu na jaki wpadł Diego.
Simon upił łyk kawy, była mocna i przede wszystkim nie miała okazji ostygnąć, zimna, czy nawet letnia, nigdy nie smakowała tak samo, podobnie jak herbata i kakao z resztą.
-No, jak dla mnie spoko – dodał po tej chwili milczenia i przygryzł wargę. –A co, jak znajdziesz kogoś, kto będzie wyglądał identycznie jak ja i to ja okażę się być takim psychopatą? – zadał kolejne pytanie unosząc brwi, a jego kącik ust uniósł się nieznacznie. Ten pomysł był zabawny, on sam na psychopatę nie wyglądał i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, chociaż… z drugiej strony, jak wygląda psychopata? Przecież nie wszyscy plują pianą na prawo i lewo i nie wleką zwłok po chodniku w południe, tak dla rekreacji.
-Przy okazji zapamiętam, żeby się nie dzielić z tobą swoimi przemyśleniami – uznał. To było akurat trafne, ponieważ nie brał pod uwagę faktu, że ktoś mógłby wpaść na równie szalony pomysł, żeby zaprosić prawie obcego mężczyznę do przeszukiwania wykonanych zdjęć. To tak jakby podejść do obcego, chociażby idąc chodnikiem i powiedzieć coś w stylu: „cześć, lubię robić zdjęcia, ale boję się, że złapałem na jakimś seryjnego mordercę, chciałbyś mi pomóc to przeszukać?”, samo podchodzenie na chodniku do ludzi obcych mogło okazać się dziwaczne, a co dopiero takie pytanie… śliczny biały kaftan na wymiar, już się szył, tylko rękawy miały być przydługie.
Upił kolejny łyk kawy, tym razem znów patrząc na uliczkę za oknem, akurat brukowanym chodnikiem szła grupka młodych ludzi, może nawet studentów, kto ich tam wiedział.

YourFuckingSunshine pisze...

Spojrzał na Diego powątpiewająco. To, że mu wcześniej na tym nie zależało nie znaczyło, że teraz nie mogło zacząć. W końcu umysłowo nadal jeszcze trochę był dzieciakiem, a który dzieciak nie ma frajdy z tego, że wmówi komuś coś, co go napawa strachem.
-Ale ty tak zabawnie reagujesz na to moje straszenie cię – odparł całkowicie spokojnie, mimo że faktycznie bawiła go ta sytuacja. –Weź się nie przejmuj – uspokoił go przewidując najróżniejsze wyobrażenia, które mogły się teraz snuć po głowie tego młodego człowieka. –Nie jestem seryjnym mordercą, a resztę sprawdzimy – dodał po chwili. Nie lubił się do niczego zobowiązywać, kto wiedział, czy następnego dnia jeszcze będzie żył, skoro ni cholery nie widział swojego własnego życia nawet za kilka miesięcy, już nie mówiąc o roku.
Simon jako nawet student nie uczestniczył w większych imprezach. Czasami po prostu siadali z grupką lepszych znajomych, przy których był w stanie jeszcze się ogarnąć i udać szczęśliwego, pełnego życia młodego człowieka, ale przy szerszej publice wydawało się to już niewykonalne. Dlatego nie szlajał się ani po klubach, ani nie organizował większych imprez… Nie miał też nawet na studiach na to czasu, ze względu na kierunek jaki wybrał, to całe zarządzanie nie chciało mu nigdy jakoś wejść do głowy na tyle, ażeby zdać przy przyzwoitych ocenach. Po prostu się do tego nie nadawał, więc musiał nad wszystkim siedzieć dwa razy więcej niż ci, którzy wiązali z tym swoją przyszłość, żeby chociażby zdać. Na jakieś wspaniałe wyniki nie czekał, ponieważ to była nie jego działka. Nawet na wykładach, zamiast robić notatki gryzmolił na kartkach, a później wychodziło, że nie słucha profesora.
-To nie ja, to moja podświadomość każe mi to mówić – odparł odruchowo patrząc na twarz Diego. Miał nawyk wgapiania się w swojego rozmówcę, tylko czasami uciekał gdzieś wzrokiem, najczęściej gdy popadał w zamyślenie, albo nie wiedział co odpowiedzieć. –Poza tym, ty nie powinieneś się przejmować słowami stukniętego faceta, którego spotkałeś kiedy spacerował sobie po dachu – podsumował znów skupiając się na swojej filiżance, do której nalany był ciemny, aromatyczny napój.

YourFuckingSunshine pisze...

-Jesteś przekomiczny Diego – odpowiedział mu z lubością wsłuchując się w dźwięczny śmiech.
Jakoś dziś nie miał w planach zmieniania swojego światopoglądu. Mimo terapii, mimo że było już dobrze i miał jakieś tak inne plany na przyszłość wszystko się jakoś nie chciało w głowie Murray’a ułożyć, przez co czuł się tak irytująco bezsilny. A bezsilnością był już zdecydowanie za bardzo zmęczony.
-Sugeruję, że nie powinno się brać do serca głównie moich słów, bo o innych nie wspomniałem…– odpowiedział spokojnie, można by stwierdzić, że całkowicie beznamiętnie nawet. Jednak urwał na chwilę swoją wypowiedź. - Chyba że dużo ludzi łażących po dachu spotykasz, a to już inna sprawa – dopełnił i wysilił się unosząc lekko kąciki ust. Nie miał zamiaru tego drążyć, teraz się jakkolwiek ustosunkował, ale gdyby Diego miał zamiar to ciągnąć to pewnie by po prostu nic nie odpowiedział.
To, co myśli się o osobach jego pokroju to była indywidualna sprawa, siebie uważał za żałosnego i niesłownego, ponieważ bywały dni, kiedy po prostu nie miał zamiaru ściągnąć swoich zwłok z łóżka, a czasami w ten dzień obiecał coś zrobić i co? Nie robił tego, ponieważ jego to przerastało, bo lepiej było usiąść i udawać przed samym sobą, że się jeszcze trzyma i nie rozpada całkiem bez powodu.
Spojrzał na Diego, ach no tak… Javier, syn mężczyzny.
Numer, zdjęcia… cholera, po kiego on się na to zgodził? To już było zawieranie jakiejś bliższej znajomości, nie nadawał się do tego zdecydowanie. Nie chciał być sam, ale nie chciał też żeby ktokolwiek się do niego przywiązał, ponieważ później byłby powstrzymywany przed tym, co chciał zrobić.
-Okej – powiedział wbrew rozsądkowi, który mówił mu, że lepiej się będzie trzymać od tego faceta na dystans. Wyciągnął telefon z kieszeni i podał go mężczyźnie, rozsądek nadal wszczynał czerwony alarm. –Zapisz się jakkolwiek – mruknął. Rozsądek się zamknął, został najwidoczniej zmiękczony przez uśmiech nowego znajomego, świetnie… coś na zasadzie „no, wyszczerz się ładnie i jestem już cały twój”.

YourFuckingSunshine pisze...

Dobrze, że już dłużej nie drążyli tego tematu. Simon byłby zdolny wyjść, podziękować za dotrzymanie towarzystwa i wrócić do mieszkania, żeby się w nim zamknąć na cztery spusty i odgrodzić na jakiś czas od ludzi.
Odebrał swój telefon od młodego mężczyzny. Powstrzymał chęć przejrzenia listy kontaktów, aby zorientować się jak się Diego zapisał i włożył urządzenie do kieszeni.
-Jasne – odpowiedział spokojnie. Obiecał przecież, że zadzwoni więc nie rozumiał tego upewniania się przez mężczyznę. Oczywiście, że był to bliżej nieokreślony odstęp czasu, ale kiedyś na pewno musiał nadejść dzień, że zbierze się w sobie i wybierze odpowiedni numer.
Diego dostał na pożegnanie kiwnięcie głową, nic więcej. Jakoś trudno było Simonowi pogodzić się z faktem, że zobowiązał się do czegoś względem drugiego człowieka i teraz to go w jakiś sposób powstrzymywało.
Chociaż nie, zaraz, wróć.
Nie powstrzymywało go nic, z Diego nie łączyła go w tej chwili żadna bliższa relacja. Ot, wpadli na siebie, wypili kawę i wymienili swoimi numerami telefonów. Już nawet pomijał fakt, że rozpływał się mentalnie przy uśmiechu tego faceta. Dobrze, może gdyby porozmawiali dłużej zdołałby go nawet polubić… Nie, to było zdecydowanie za mało żeby go powstrzymać, ponieważ był teraz niczym kulka w stanie spoczynku, jeśli coś się zdarzy i zostanie ona wprawiona w ruch to dąży do jakiegoś celu i tak do czasu, aż się nie zatrzyma. Właśnie to zatrzymanie się było celem, nic poza tym.
***
Numer znalazł, to nie było jakieś specjalnie wymagające. Niejednokrotnie w ciągu trzech dni miał wcisnąć „połącz” żeby się umówić na to przeglądanie zdjęć, które nadal wydawało się dość śmieszne i może nawet lekko absurdalne.
Ale po tych trzech dniach coś w nim pękło. Uczucie rozpadania się wywołał telefon od ojca i to wystarczyło. Sądził, że tak szczelnie odgrodził się od rodziny i tym samym dał do zrozumienia, że nie chce kontaktu z nimi i przypominania mu, że jest ich synem, który zachowuje się jak szczeniak. A przecież powinien mieć rodzinę, co najmniej dwójkę dzieci i, przede wszystkim, powinien zacząć pracować, a nie wygłupiać się bazgrając komiksy, a przy tym twierdzić, że właśnie to sprawia mu przyjemność.
Zwalniał coraz bardziej wraz z przecinaniem skóry na przedramieniu. Jedno, ale bardzo konkretne rozcięcie, a później drugie, odrobinę płytsze, ponieważ powoli się zatrzymywał. Czuł to, potrzebował tego, ponieważ to właśnie było jego celem.
Osunął się po ścianie i zatrzymał. Nareszcie.
Obudził się natomiast w szpitalu, przez jakiś czas był nawet nieprzytomny, a przedramiona były teraz nie dość, że owinięte opatrunkami, to na dodatek pozszywane.
Ktoś go znalazł, nieznajomy.
Nowa sąsiadka długo pukała do drzwi, chciała się przywitać, a że nikt długo nie odpowiadał i była osobą wścibską to weszła. Gdy zastała mężczyznę z podciętymi żyłami leżącego w krwi zadzwoniła po karetkę… Niestety zdążyli go uratować.
Do cholery.
Simon zastanawiał się wtedy dlaczego nie dość że życie, to jeszcze samobójstwa muszą być nieudane. Drugi raz, aż było mu wstyd z racji tego jak to żałosne było.
Zażądał wypisu, był dorosły, mogli mu co najwyżej radzić aby został w szpitalu. Został, na noc, a rano dostał świstek i tyle go było. Miał się tylko za jakiś czas zgłosić na wyciągnięcie szwów.
Kiedy trafił do domu po prostu się zamknął, postanowił tam egzystować do czasu, aż nie uzna, że trzeba wrócić do świata i przestać się ograniczać do pójścia do sklepu za rogiem po jakieś jedzenie i fajki. Nawet nie myślał o tym, żeby do kogokolwiek dzwonić, nic z tych rzeczy. On zrobi po swojemu i już, a mianowicie: odizoluje się, uspokoi i znowu będzie w porządku.
To już było sześć dni od spotkania z Diego, jak widać dużo się może stać przez niecały tydzień.
Zadzwonił telefon, akurat wtedy, kiedy przewracał się na drugi bok mimo, że było samo południe.

YourFuckingSunshine pisze...

Od razu gdy spojrzał na wyświetlacz wiedział z kim będzie miał przyjemność gdy już przyjmie połączenie. Odebrał, w końcu nie zacznie przecież mu robić wyrzutów, że nie dotrzymał obietnicy w ciągu tych kilku dni… Co to było sześć dni? Dla Simona był to strasznie krótki okres czasu.
-Diego – wymamrotał sennie. Jednak musiał się względnie rozbudzić, żeby przyswoić wypowiadane przez chłopaka słowa. –Tak – odpowiedział na pytanie. Miał mu to za złe, kiedy spał to było trochę tak, że nie nękały go przez krótką chwilę te wszystkie myśli.
Przesunął ręką po swoich włosach wsłuchując się w ten monolog i jakimś cudem rozumiejąc przy tym jego przesłanie, które jednak zostało przyjęte do świadomości z niejakim opóźnieniem.
-Dziś? – jęknął. Miał nadzieję, że Diego mu odpuści, zarówno dzisiaj jak i przez najbliższy czas, był zbyt do niczego żeby w tej chwili ogarnąć się i ot tak wyjść z mieszkania. Nie chciałoby mu się nawet uśmiechu do twarzy przykleić, a za tym szedł również fakt, że na towarzystwo to on się nie nadawał, szczególnie jeśli w planach miało się miłe popołudnie.
Zapamiętał adres przypominając sobie, że przecież obiecał i głupio byłoby teraz się wykręcać pomimo faktu, że życie było głupie, a on chciał spać.
-Mm… - mruknął jeszcze do słuchawki podnosząc się przy tym i rozciągając lekko. Spojrzał na zegarek wiszący na ścianie, było po dwunastej. –Sam przyjdę, przed drugą, może trochę po – oznajmił już trochę bardziej trzeźwo.
Pominął już nawet fakt, że Javierowi opowiedział o facecie, którego poznał gdy ten chodził sobie po krawędzi dachu. Gdyby miał to skomentować pewnie w swojej wypowiedzi uznałby, że Diego jest niespełna rozumu i tyle, a to przecież on sam siedział w wariatkowie, a nie tamten facet.
-To do zobaczenia – rzucił tylko na pożegnanie i rozłączył się.
Rozejrzał się po swojej sypialni, najlepiej byłoby zacząć od odsłonięcia okna czy coś, ale nie. Simon po prostu mało entuzjastycznie pociągnął swoje zwłoki do łazienki.
Podczas prysznicu starał się nie zwracać uwagi na szwy. Podczas ubierania się w koszulkę z długim rękawem też na tę niechlubną rzecz nie spoglądał, a podczas robienia sobie śniadania po prostu starał się o tym, że musieli go pozszywać nie myśleć.
Nie chciało mu się nigdzie tyłka ruszać, przez co wszystkie czynności wykonywał nieskończenie mozolnie. Nawet kiedy szukał szkicownika ominął miejsce gdzie przedmiot ten zazwyczaj leżał i szwendał się po domu, ale w końcu musiał uznać, że jest gotowy do wyjścia i już nic znaleźć dla siebie do zrobienia nie da rady.
I właśnie dlatego znalazł się pod drzwiami domu Diego zebrany i ogarnięty tylko na tyle, żeby nie rozpaść się zaraz w progu, tylko może trochę dalej.
Zanim pojawił się na ganku odrzucił papierosa, piątego od wyjścia z mieszkania.
Zadzwonił do drzwi, przez jakiś czas miał cholerną nadzieję, że Diego nie otworzy, a zaraz później otrzyma telefon, czy nawet wiadomość SMS z powiadomieniem, że coś ważnego mu wypadło i niestety będą musieli to przełożyć.
Wcisnął dłonie w kieszenie spodni i przymknął powieki.
W porządku, w porządku, w porządku… - uspokajał się w myślach tylko jakoś nie potrafił w to uwierzyć.
Otworzył oczy kiedy usłyszał, że drzwi się otwierają. Wysilił się jedynie na uniesienie kącików ust, niewprawny obserwator dałby może nawet się nabrać.
-Cześć – przywitał się.

YourFuckingSunshine pisze...

Wszedł do mieszkania wymijając mężczyznę w drzwiach. Wmówił sobie, że im prędzej rozpoczną przeszukiwanie tych nieszczęsnych zdjęć tym szybciej opuści mieszkanie Diego i wróci do siebie tylko po to, ażeby pogrążać się w swojej bezproduktywności, bo miał w planach kolejne kilka dni spędzić w łóżku, ponieważ samo ruszenie się aż tutaj wydawało się nie lada wyczynem.
Kiedy się rozbierał odłożył torbę ze swoimi rzeczami na podłodze. Powiesił płaszcz na wieszaku i ustawił swoje wojskowe buty pod ścianą, a bagaż ze swoimi rzeczami przewiesił sobie znów przez ramię. Tak dla pewności, że szwy zostaną niezauważone obciągnął w dół rękawy koszulki i przytrzymał materiał dłońmi.
Oszczędził sobie komentarzy na temat mieszkania, bo zwyczajnie nie chciało mu się za bardzo odzywać. Zdecydowanie powinien się jakoś wymigać, albo zwyczajnie odmówić zamiast tutaj przychodzić, bo w tej chwili czuł się zbyt żałośnie co tylko pogłębiało jego niechęć do wszystkiego ze sobą włącznie.
Wszedł bardziej w głąb mieszkania, ale równocześnie powrócił do niego Diego z kawą. No cóż, Simon musiał stwierdzić, że to miło z jego strony, więc przyjął kubek owijając go długimi, bladymi palcami. Spojrzał na Diego unosząc lekko brwi, ponieważ nie bardzo skojarzył o co chodzi z tym całym wyręczaniem, dopiero gdy chłopak rozwinął myśl w ogóle sobie przypomniał o tym, że obiecał mu rewanż w zamian za ostatnio postawioną kawę.
-Wypadło mi to z głowy trochę, wybacz – wypowiedział z niechęcią przyznając, że zasadniczo przez czas kiedy leżał i nic nie robił myślał głównie o tym jakie to wszystko jest bez sensu i jaki to on jest w tym wszystkim bezradny.
Powłóczył nogami idąc za Diego i nawet specjalnie się nie rozglądając po jego domu, spojrzał tylko w bok kiedy poczuł czyjeś spojrzenie na sobie, niemalże zawsze wyczuwał kiedy ktoś wlepia w niego swój wzrok, więc i tym razem podążył za tym tropem.
To musiał być Javier, nikt inny, więc uśmiechnął się do chłopca pomimo faktu, że ten mu tylko mignął. Dobre było chociaż to, że nie wymusił na sobie tego nieznacznego wysiłku przywołania przyjemnego dla oka grymasu, po prostu wyszło mu to czysto odruchowo, przecież nie chciał na dzieciaku wywrzeć złego wrażenia już na początku.
Diego poprowadził ich obu jeszcze wyżej, na strych, gdzie były pewnie składowane zdjęcia potencjalnych, seryjnych morderców. W sumie Simon miał nadzieję, że pudła zawierają coś innego poza zdjęciami, bo jeżeli miały być w nich tylko fotografie to pewnie nie było możliwości, żeby przejrzeli wszystko w ciągu jednego dnia.
Simon zmarszczył lekko brwi i spojrzał na Diego.
-Nie miałeś co robić i pstrykałeś zdjęcia każdemu człowiekowi na globie, czy jak? – mruknął, ponieważ nie bardzo wiedział od czego zacząć, szczególnie, że sam pomysł wydawał mu się doszczętnie… dziecinny. Przeszukiwanie zdjęć, nie powinien się na to zgadzać jako prawie-trzydziestolatek.

SIMON

Unknown pisze...

Od kilkudziesięciu minut kucał w jednym miejscu. Czuł na pośladkach chłód bijący od ziemi, a podmuchy wieczornego wiatru drażniły jego policzki. Wpatrywał się w zachodzące słońce i tak kompletnie się w tym zatracił, że nawet nie czuł, jak cierpną mu nogi.
Dopiero, gdy niebo już całkiem pociemniało, a spomiędzy chmur nie błyskała się żadna gwiazda, z wielkim bólem podniósł się do pionu. Odpalił papierosa i zaczął rozmasowywać mięśnie, by szybciej przywrócić im krążenie.
Westchnął ciężko i oparł się o maskę swojego samochodu. Ile czasu go tu nie było? Miesiąc, dwa... Rok. I od tygodnia próbował zapukać do drzwi domu, przed którym stał. Ale nie był w stanie. Więc tylko stał. I dopalał kolejnego papierosa.

Unknown pisze...

Zrzucił niedopałek i przydeptał go podeszwą wyjątkowo jak na siebie eleganckich butów. Zmienił się. Zaczął nosić koszule i marynarki. Jego trapery znajdowały się na dnie jednego z pudeł, które ciągle ze sobą woził. I zmienił się też jego charakter. Już prawie wszystko było mu obojętne, nie było w nim pasji, gwałtownych emocji. Nie miał bodźca, który by w nim to wszystko rozpalił.
Westchnął ciężko i podniósł głowę. Poczuł szybsze bicie serca, gdy dostrzegł, że drzwi domu się otwierają. Bez słowa odepchnął się nogą od samochodu, gdy zobaczył, że śmieci wysypały się Diego z rąk. Podniósł je i wyrzucił, po czym ściągnął z nosa okulary przeciwsłoneczne i wcisnął je do przedniej kieszeni marynarki. Miał podbite oko. Jak często ostatnio.

YourFuckingSunshine pisze...

Simon większość czasu spędzał w domu, ale ostatnio nie spędzał czasu na bezsensownym wgapianiu się w sufit, bo w końcu znalazł tę odrobinę, potrzebnej mu motywacji do rysowania, wykonywania zlecenia na stworzenie komiksu do którego fabułę miał szczegółowo opisaną na (chyba) dwustu stronach, które rzecz jasna były rozwalone po całym mieszkaniu.
Było dobrze, bo stabilnie i to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Tylko jakoś tego dnia niemal natarczywa stała się myśl o tym, więc za nic nie mógł się skupić, ale oto bojowe zadanie, jakim było zajęcie się synem Diego, Javierem pozwoliło mu się od tego odebrać.
Zdążył z chłopcem zaprowadzić jeszcze większy chaos w mieszkaniu, bo szukali laptopa, który okazał się być w dość osobliwym miejscu, bo pod kanapą. Laptop był potrzebny do tego, by podłączyć go do dużego telewizora, mającego swoje miejsce na antresoli i uruchomienie ulubionej bajki Simona.
Byli w trakcie najbardziej wzruszającego momentu, bo Stich miał zostać zabrany z Ziemi, od Lilo…
I akurat w tej chwili musiał zabrzęczeć dzwonek do drzwi, więc Simon westchnął i już miał mówić Javierowi, żeby dalej oglądał sam, ale usłyszał, że jednak ktoś postanowił do mieszkania wejść.
Jako, że Murray nikogo się innego nie spodziewał przewidywał, że to Diego.
Dotarł więc do krawędzi półpiętra i zawisł głową w dół niedaleko drabiny. Prawie uderzył w Moralesa, który wszedł do mieszkania, ale uznał, że to nic takiego.
- Cześć – powiedział, dalej wisząc głową w dół, co z perspektywy Diego musiało wyglądać dość zabawnie.

Wasz Simon

YourFuckingSunshine pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
YourFuckingSunshine pisze...

Przyglądał się uważnie Diego, kiedy ten ściągał buty i wpatrywałby się w niego dalej, starając się zapamiętać każdy z grymasów na jego ładnej twarzy, ale jak na złość ten musiał coś powiedzieć i przerwać bezmyślne kontemplowanie jego urody.
Chwilę potrwało nim przyswoił sens zadanego pytania, ale gdy już do niego dotarło o co chodzi trochę mu ulżyło, bo cały czas wpierał sobie, że Diego wejdzie, zabierze Javiera, a później razem opuszczą mieszkanie, robił to tylko dlatego, żeby się nie nastawiać, a później nie czuć zawodu. Jednak, skoro Morales chciał z nim trochę zostać, to on nie widział oczywiście żadnych argumentów przeciw.
- No pewnie Mary Jane – odpowiedział, a po jego twarzy przemknął cień szczerego uśmiechu. No bo jak miał tu się nie cieszyć przy Diego, który uśmiechał się ładnie jak zawsze. – Akurat trafiłeś, bo po bajce mieliśmy z Javierem zrobić coś do jedzenia. Głodny? – zadał pytanie unosząc lekko brwi. Potrzebował się czymś się zająć, chociażby przygotowaniem posiłku, zjedzeniem go, był gotów zrobić dziś wszystko, byle tylko nie myśleć, bo teraz nie był właściwy czas na to. – Się tak o niego nie martw – wypowiedział sięgając rękami do tyłu, aby przytrzymać chłopca. W następnej kolejności wyprostował się i usiadł, stawiając Javiera na podłoże.
Zszedł w dół po drabinie, a za nim poleciał oczywiście chłopiec, który w końcu postanowił należycie przywitać się z tatą po całym dniu.
A Simon skorzystał z tego, że chłopiec jest w tej chwili w odpowiedniej odległości i odnalazł na stoliku, na którym zalegał zarówno szkicownik, jak i luźne kartki, paczkę papierosów i zapalniczkę. Podpalił używkę, a dym wypuścił w bok, nie chcąc dmuchać nim na Diego i jego syna.
- To co, idziemy robić naleśniki, które obiecałem? – zapytał Javiera i jeszcze tylko podszedł do przysłoniętych okien i otwierając jedno z nich.

Simon

Unknown pisze...

Tony spokojnie przyglądał się Diego. Właściwie się nie zmienił. Może trochę dojrzał... nie widział już w jego oczach tego dziecinnego dość błysku. Ale tak właściwie nie powinien się go nawet spodziewać. Przecież minął rok. Chyba nie oczekiwał, że wszystko będzie takie, jakim to zostawił, prawda?
Myślał o tym wszystkim dużo, gdy nogi niosły go przed siebie. Myślał o miłości, o Diego, o związku... i o tym, że im bardziej się w to wszystko angażował, tym bardziej nienawidził samego siebie. Ale Diego nie potrafił znienawidzić. Tylko coraz mocniej się do niego przywiązywał i czuł nieodpartą potrzebę opiekowania się nim.
Czego się spodziewał przyjeżdżając tutaj? Teraz gdy na niego patrzył, nie mógł sobie przypomnieć o co właściwie mu chodziło. Miał kompletną pustkę w głowie.
- Stoję - powiedział zachrypniętym głosem i odchrząknął, po czym skrzywił się ni to w uśmiechu, ni to w grymasie.

[ Sorry, że tak późno, ale dzisiaj komunia kuzynki i się rodzina wczoraj zjechała. ]

Unknown pisze...

Tony spokojnie przyglądał się Diego. Właściwie się nie zmienił. Może trochę dojrzał... nie widział już w jego oczach tego dziecinnego dość błysku. Ale tak właściwie nie powinien się go nawet spodziewać. Przecież minął rok. Chyba nie oczekiwał, że wszystko będzie takie, jakim to zostawił, prawda?
Myślał o tym wszystkim dużo, gdy nogi niosły go przed siebie. Myślał o miłości, o Diego, o związku... i o tym, że im bardziej się w to wszystko angażował, tym bardziej nienawidził samego siebie. Ale Diego nie potrafił znienawidzić. Tylko coraz mocniej się do niego przywiązywał i czuł nieodpartą potrzebę opiekowania się nim.
Czego się spodziewał przyjeżdżając tutaj? Teraz gdy na niego patrzył, nie mógł sobie przypomnieć o co właściwie mu chodziło. Miał kompletną pustkę w głowie.
- Stoję - powiedział zachrypniętym głosem i odchrząknął, po czym skrzywił się ni to w uśmiechu, ni to w grymasie.

[ Sorry, że tak późno, ale dzisiaj komunia kuzynki i się rodzina wczoraj zjechała. ]

YourFuckingSunshine pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
YourFuckingSunshine pisze...

No cóż, szczerze powiedziawszy Simon często zapominał, że nie tylko on wypala całą armię papierosów, a Diego na dodatek prawie może się tym z nim równać.
- To bierz – podał Moralesowi paczkę papierosów i zapalniczkę, chociaż te dwie rzeczy można było spotkać niemalże w całym jego mieszkaniu. – Nie, nie paliłem, grzecznie wytrzymałem bez tego – odpowiedział i uśmiechnął się ze sztuczną, sparodiowaną słodyczą.
Do gotowania niestety musiał papierosa zgasić, bo palenie z petem pomiędzy wargami byłoby co najmniej niehigieniczne, więc zanim dotarł do kuchni zdążył się zaciągnąć jeszcze dwa razy, a później ugasił używkę w stojącej na szafce popielniczce, która jak na jego standardy była dość nadzwyczajna, bo opróżniona.
Kiedy Javier wszedł do kuchni Simon podwinął lekko rękawy, lekko, ale część dość świeżej blizny i tak była widoczna, dlatego spojrzał w stronę Diego, który… sprzątał.
- To słodkie, Diego, ale błagam zostaw mój bałagan w spokoju, bo jeszcze znajdziesz tam hodowlę jakichś dziwnych stworzeń, czy coś – wypowiedział rozbawiony, a później wzruszył ramionami i wyciągnął wszystko, co było potrzebne do stworzenia naleśników.
Javiera posadził na blacie i kiedy wrzucił wszystkie składniki do miski przydzielił mu jakże odpowiedzialne zadanie wymieszania wszystkiego dokładnie.

Simon

YourFuckingSunshine pisze...

Podczas gdy Javier energicznie mieszał ciasto obok niego, sam Simon przystąpił do rozgrzewania patelni, którą wyjął chwilę wcześniej z szafki, która znajdowała się zaraz przy kuchence.
Nalał na patelnię niezbyt dużą ilość oleju, wystarczającą, żeby ciasto nie przywarło podczas smażenia, a na tym się znał, naleśniki wychodziły mu jak mało komu i to pomimo faktu, że kucharz był z niego gorzej niż mierny, bo zazwyczaj nie chciało mu się spróbować i przygotować coś własnoręcznie.
Starał się nie rzucać już żadnych komentarzy w stronę układającego jego szkice Diego, chociaż oczywiście kilka uwag praktycznie cisnęło mu się na usta, bo był rozbawiony tym, że Morales sam z siebie postanowił mu posprzątać w mieszkaniu, przy czym chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że Murray i tak zaprowadzi na nowo swój własny ład.
Kiedy Diego chyba się poddał i zrezygnował z walki z wszechobecnym bałaganem Simon akurat odebrał od chłopca miskę z dokładnie wymieszanym ciastem i wylał jego pierwszą porcję na patelnię.
Usłyszał pytanie i zamarł, przez co o mało nie oparzył przy rozlewaniu ciasta po całej powierzchni naczynia kuchennego. Postanowił więc na razie dać naleśnikowi spokojnie upiec się z jednej strony i w międzyczasie zastanowił się nad tym, co powinien Moralesowi powiedzieć, bo nawet nie musiał na niego patrzeć, żeby wiedzieć o co mu chodzi.
- Nie przejmuj się, to było dawno temu – skłamał lekko, bo oszukiwanie w tej kwestii akurat wychodziło mu wybitnie wiarygodnie.
Mimo to, opuścił rękawy koszuli, nie chcąc, żeby Diego widział ślady jego kolejnej i równie nieudolnej próby, bo to było w jego mniemaniu tak bardzo żałosne jak on sam.
Powrócił do zajmowania się przygotowywaniem posiłku, przy czym oczywiście popisywał się przed synem Diego i obracał go poprzez podrzucanie.

Simon ♥

YourFuckingSunshine pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
YourFuckingSunshine pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
YourFuckingSunshine pisze...

Już naprawdę nie wiedział co może i co chce powiedzieć Moralesowi, zdenerwował się tylko tym, że chłopak się tym niepotrzebnie przyjmuje. Ponieważ Simon od obu swoich prób starał się odciąż, bo zamiarów, tego całego przymierzania się do definitywnego skończenia ze samym sobą nie umiał się pozbyć.
Przez chwilę jego taktyką było ignorowanie obecności Moralesa w jego mieszkaniu. Dokończył przygotowywanie naleśników, które zostały oblane obficie słodkim, lepiącym się sosem czekoladowym, który spośród wszystkiego wybrał Javier. I dopiero gdy chłopiec podreptał do salonu, czyli tam, gdzie obecnie znajdował się jego ojciec Murray doszedł do wniosku, że nici z jedzenia w kuchni i będzie musiał jakoś bardziej zgrabnie wywinąć się z tłumaczeń.
Wszedł do pokoju dzierżąc w rękach dwa talerze z identycznymi porcjami naleśników i w sumie nawet nie wziął sztućców, bo był wręcz przekonany, że jedzenie spożywane za pomocą palców jest znacznie smaczniejsze, jakby to, czym jemy wpływało na smak posiłku.
Usiadł na oparciu kanapy, dzięki czemu mógł patrzeć Moralesowi przez ramię i widzieć swoje własne prace, które były przeglądane przez chłopaka.
- Weź, jak już chciałeś coś przeglądać z moich rysunków, to mogłeś chociaż nie brać się za zwyczajne bazgroły– powiedział i oderwał pierwszy kawałek usmażonego ciasta, który włożył sobie zaraz do ust.
Rzecz jasna rysunki, a w mniemaniu Simona bazgroły, były całkiem przyzwoicie naszkicowane, czy to odrobinę niedbale wykonane nawet długopisem.
- I w sumie przy dziecku chyba też się takich rzeczy nie przegląda, czy coś – powiedział i zmarszczył lekko nos, kiedy to Diego doszedł do tych szkiców, gdzie to Simon rysował to co lubił najbardziej, czyli nagie, najczęściej wymyślone przez samego siebie kobiety.
Postanowił już nic nie mówić, a w zamian za to przystąpił do dalszego pałaszowania specjałów przygotowanych przez siebie i Javiera.

Simon (do trzech razy sztuka)

YourFuckingSunshine pisze...

Simon zasłonił usta, żeby nie parsknąć na słowa Diego, bo akurat konsumował kolejnego ze swoich naleśników, a te znikały z jego talerza w zastraszającym wręcz tempie. Dopiero gdy przełknął porcję słodkiego, bo polanego sosem czekoladowym ciasta postanowił cokolwiek powiedzieć.
- Żywiłem nadzieję, że ty mu pomożesz to wszystko zjeść. Wiesz, że skusisz się i zaraz pochwalisz ten kulinarny majstersztyk – odpowiedział i pewnie by jeszcze do Moralesa mrugnął, gdyby ten chociażby na niego spojrzał.
Miał nadzieję, że blizny jednak faktycznie pójdą w zapomnienie, że Diego pójdzie za jego przykładem i zacznie udawać, że ich tam nie ma, nie istnieją, a to, że je przez chwilę widział było tylko nieprzyjemnym przywidzeniem.
Simon nie lubił tych blizn, bo te były świadectwem jego życiowej i samobójczej nieudolności…
Zajadł wszystkie nieprzyjemne myśli kolejnym naleśnikiem, chociaż i tak było mu już stanowczo za słodko, a palce lepiły się wręcz niemiłosiernie przez nieużywanie sztućców.
Mimowolnie przyglądał się oglądanym przez Diego pracom, wszystkie były jego, a jak na złość, każdy rysunków był w jego mniemaniu niezadowalający. Ponieważ były to zwyczajne bazgroły, wynik całkowitego znudzenia lub kolejnej nocy, gdy nie mógł zasnąć, a o późnych (bądź wczesnych, zależy jak na to spojrzeć) godzinach raczej nie tworzył niczego, co byłoby jakkolwiek wymagające.
Zmarszczył nos na usłyszane pytanie. Już kiedyś mu je zadano, ale nie umiał na nie odpowiedzieć.
- Rysuję też mężczyzn – odparł spokojnie i zsunął się z oparcia kanapy, na miejsce zaraz przy Diego. – Tylko że mniej, a kobiety mi chyba po prostu lepiej wychodzą – wypowiedział jeszcze i wzruszył lekko ramionami. – Chyba, że po prostu podświadomość podpowiada mi, że powinienem urodzić się laską, wtedy mógłbym sobie spokojnie lecieć na facetów i to nie byłoby złe – wygłosił i miał ochotę wyśmiać swoje własne słowa.
Zjadł ostatniego naleśnika i uznał, że jednak trzeba się ruszyć, wrzucić talerz do zlewu i umyć ręce. Już szczególnie doszedł do wniosku, że należy umknąć gdy podążył za spojrzeniem Moralesa, które spoczywało na jego przedramionach.
- Idę łapy umyć, bo jak zacznę cię obmacywać to będziesz cały poklejony – powiedział i przewrócił oczami, bo oczywiście nie miał zamiaru obmacywać Diego. W końcu podniósł się i skierował swoje kroki do kuchni.

Simonek (prawie jak Danonek...)

YourFuckingSunshine pisze...

Simon uniósł brwi w geście zdziwienia gdy usłyszał wzmiankę o matce Diego, bo wcześniej jakoś się nie złożyło, żeby mówili o swoich rodzinach, dla Murray’a to był zdecydowanie niezbyt zachęcający temat, ale wiadomo, że nieuniknionym było nawiązanie jakkolwiek do tego, bo jakby nie patrzeć to rodzice też byli częścią jego historii, ważną częścią nawet, bo to przecież od nich zaczęło się nie tylko jego życie, ale zaczęło się też uczucie tej wiecznej, nieznośnej beznadziejności, którą odczuwał.
- Mój ojciec zabiłby ją, ale nie śmiechem – odparł Simon, trochę jakby mimochodem i lekceważąco. Chociaż nie mijał się z prawdą znowu aż tak bardzo, jego rodzice byli odrobinę negatywnie nastawieni do ludzi homoseksualnych, więc Murray oczywiście o sobie nie pisnął im ani słowa. Było to o tyle trudne, że większość jego znajomych, jeśli takowi kiedykolwiek mu się przytrafili, byli gejami czy lesbijkami.
I zaczął o tym myśleć myjąc dłonie, znowu powrócił do rozważania, co by było gdyby jednak powiedział rodzicom o tym, że jest homo i na dodatek ukrywał to przed nimi szmat czasu. Oczywiście nie brał przy tym nawet pod uwagę wyjawiania prawdy, było względnie dobrze tak jak teraz i nie chciał sobie dodatkowo życia komplikować.
Talerz nawet zdążył umyć i dopiero wtedy wytarł porządnie dłonie i wrócił do swojego zagraconego salonu i już w progu powitały go słowa Moralesa, na które drgnął mu lekko kącik ust i uniósł się w delikatnym półuśmiechu.
- Taa, pewnie, od razu tu nocujcie, nie mam nic przeciwko – odpowiedział i mrugnął do chłopaka jakby porozumiewawczo, chociaż nie chciał mu przekazać nic.
On się po prostu nie nadawał do jakichkolwiek zbliżeń, przynajmniej w swoim własnym, bzdurnym mniemaniu. Była jeszcze też kwestia blizn, których nie chciał pokazywać, a które byłyby całkiem odkryte gdyby wszystko zaszło odrobinę dalej niż w założeniach. To wszystko nie zmieniało faktu, że Diego w jakiś sposób go pociągał, ale to było wręcz naturalne, że podoba mu się młody, przystojny mężczyzna, tylko że w tym odczuwał coś ponad to i trochę go to przerażało, bo przecież znał Moralesa od niedawna.
- Pewnie, zrobię twój wielki akt, oprawię i powieszę sobie nad łóżkiem – oznajmił, przewrócił oczami i powrócił na miejsce na kanapie przy Diego. – To jak z tym nocowaniem? – zapytał dość głośno, żeby i do oblepionego sosem czekoladowym Javiera to dotarło.

YourFuckingSunshine pisze...

Simon po prostu kiwnął głową na odpowiedź Diego, nie to, że w jakikolwiek podziałała na niego ta przecież sensowna odmowa, ale po prostu nagle przypomniała mu o sobie chęć autodestrukcji. Jakby do tej pory zaszyła się i czekała na odpowiedni moment gdzieś u podstawy jego czaszki, a dopiero teraz postanowiła oznajmić, że tu jest i nadal czeka na to, żeby ze sobą coś zrobił.
- W porządku – powiedział dopiero po chwili, jakby ruchem Moralesa został wyrwany z jakiegoś dziwnego, ale za to dość charakterystycznego dla siebie letargu.
Zostawało mu w tej chwili albo poczekać, aż Diego wyjdzie i nawet nie zabić się, ale chociażby wbić ostrze w skórę, albo mógł teraz iść do chłopaka, błagać żeby został i wyjść na jeszcze bardziej żałosnego niż był w rzeczywistości.
Podniósł się z kanapy i zaskakującą wręcz łatwością wybrał drugą opcję, uznając, że już bardziej żałosnym nie mógł się w swoich oczach stać. Swoje kroki skierował w stronę łazienki, w której przy umywalce Diego, pomagał swojemu synowi z umyciem buzi i rąk.
- A nie dało by się jednak tego ogarnąć tak, żebyście zostali u mnie? – zapytał marszcząc odrobinę brwi i zaczynając rozglądać się wszędzie, byle tylko nie patrzeć na Diego.
Simon nie lubił o cokolwiek prosić, nie lubił poczucia, że kogoś potrzebuje, a przy tym wszystkim sam nigdy nie potrafił sobie wystarczająco dobrze poradzić.
Westchnął, coś mu podpowiadało, że powinien cofnąć swoje słowa, zrobić cokolwiek, byle nie dopuścić do uzależnienia się od takiego Diego, który pojawił się w jego życiu tak nagle, jak nagle mógł przyjść wtedy na dachu upadek.

Simon

YourFuckingSunshine pisze...

Simon mimo wszystko odetchnął w duchu w chwili, gdy usłyszał odpowiedź Diego na swoją prośbę. Może chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy, chociaż mógł się domyślać, ale w jakiś sposób go ratował tym razem. Tylko że z tą świadomością Murray czuł się dość nieprzyjemnie, bo wraz z nią nadchodziło przekonanie o własnej nieudolności w życiu, bo okazywało się, że nie potrafił się nawet kontrolować.
Powinien podziękować, ale jedno słowo nie chciało mu przejść przez gardło, bo Diego stanął przed nim i spojrzał w oczy, uśmiechając się. Simon więc po raz kolejny mógł uznać, jego uśmiech za piękny, już prawie swój ulubiony.
- W porządku – odpowiedział z nazbyt dużym ociąganiem, ponieważ Diego zdążył już opuścić pomieszczenie, a zaraz po tym i mieszkanie.
Poszedł do salonu, gdzie znalazł Javiera, który dorwał jakąś kartkę i bazgrolił po niej w tak dużym skupieniu, że prawie przyprawił Simona o atak śmiechu.
Potrzebował się czymś zająć na czas nieobecności Diego, więc wyciągnął sobie i Javierowi kartki i przybory do rysowania, rzecz jasna nie obyło się bez zrobienia przy tym jeszcze większego bałaganu.
I całe to wspólne rysowanie skończyło się na tym, że chłopiec zasiadł na jego kolanach, a później zaczął dyktować mu co jeszcze ma narysować, ale dzięki temu przynajmniej zleciał im czas oczekiwania na Diego. No, przynajmniej Simonowi, bo chłopiec tak czy siak znalazłby sobie jakieś zajęcie.

YourFuckingSunshine pisze...

Simon, ku własnemu zaskoczeniu, dopiero teraz mógł z czystym sumieniem uznać, że się z synem Diego dogaduje. Jakby wcześniej się nie liczyło, jakby właśnie wspólne rysowanie scementowało to, że polubił chłopca i mógłby tak siedzieć z nim dalej, gdyby nie fakt, że jego tata wrócił tak jak obiecał i tym samym oderwał zarówno jego jak i Javiera od ich twórczych zajęć.
Prześledził sylwetkę Diego, zaczynając od stóp, które przed chwilą przekroczyły próg, a skończywszy na oczach. I na tym poprzestał po to, aby jakby w chwilowym zamyśleniu zagryźć mocno wargę. Doszła do niego bowiem świadomość, że teraz się już nie wycofa, Morales będzie spał u niego, ba, nie tylko u niego a prawdopodobnie i z nim. A on sam nie do końca potrafił jeszcze zdecydować, czy mu się ta wizja podoba czy nie.
- Ale szybko wróciłeś – rzucił, całkowicie beznamiętnie, wciąż zastanawiając się nad kwestią dzielenia z kimś łóżka. Przeszło mu nawet przez myśl, by sypialnię zwolnić dla Javiera i Diego, a samemu ulokować się na kanapie i na niej walczyć przez kolejną noc o to, aby zasnąć.
Dopiero po chwili zwrócił uwagę na patrzącego na niego z wyrzutem chłopca, który był jawnie niezadowolony tym nagłym brakiem uwagi z jego strony.
- Nie patrz tak, też mogę być zmęczony rysowaniem – oznajmił mu Simon uśmiechając się łagodnie i odkładając ołówek na stolik.
Zmierzwił chłopakowi włosy, tak żeby nie miał przypadkiem do niego żalu.
- A jak znam życie to twój tata cię zaraz zagoni do kąpieli i spania – wypowiedział Simon do Javiera, jakby przekazywał poufne informacje, jednak nie ściszył głosu ani odrobinę.

Simon