OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

Truth or happiness. Never both.


Spencer Hoult Rough

Spencer Aria Lucy Weber Collins Hoult, 27lat, urodzona 27.04 w Murine Town. 
Z wykształcenia behawiorystka oraz interpretatorka mikroekspresji. Sporadycznie wykładająca na uczelni i pracująca w firmie zajmującej się mikroekspresją. Kiedyś zajmowała mieszkanie po dziadkach, które znajduje się w jednej z murinskich kamienic. Aktualnie lokum jest wynajmowane, a Spencer mieszka wraz ze swoim mężem i ich dzieckiem, James'em na obrzeżach Murine w ich wspólnym domu.
~.~
Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tu wróci. Przecież tak nienawidziła tej dziury, jak zwykła ją nazywać. Pamiętała jak bardzo cieszyła się, gdy rodzicie oświadczyli jej, że muszą się przeprowadzić i jak bardzo byli zdziwieni gdy z zadowoleniem pakowała swoje ulubione zabawki do torby. Siedmioletniej dziewczynce nie było szkoda Murine Town, domu, koleżanek i kolegów, których tutaj pozostawiała, bo tak naprawdę nie miała ich zbyt wielu. Niczego nie żałowała. No może było jej przykro, że pozostawia tu dziadków, ale przecież istnieją telefony, prawda? [...] Nie mogła uwierzyć, że mieszka w Londynie. W mieście swoich marzeń! Tutaj miała tyle możliwości! Nie to co tam.. To tutaj Spencer zaznała szczęścia; znalazła prawdziwych przyjaciół, poznała miłość swojego życia, dostała się na wymarzone studia, zdobywała doświadczenie w tym co uwielbiała – interpretowaniu uczuć wyrażanych poprzez mowę ciała.Co więc sprawiło, że powróciła do Murine Town po dwudziestu latach rozłąki? Nie wiesz? Och, to przecież takie oczywiste, że przygnała ją tu przeszłość. To ona spowodowała, że zaszyła się w swoim rodzinnym miasteczku. Ale nie powinno cię to zaskoczyć. Przecież każdy przed czymś ucieka.
~.~
Nie wyróżnia się w tłumie, nie stara się zwracać na siebie uwagi. Jest kobietą mierząc metr sześćdziesiąt o jadowicie zielonych oczach i włosach koloru ciemnej czekolady. Jej sylwetce, poza lekką niedowagą nie można nic zarzucić. Lekko zadarty nosek przyozdabiają delikatne piegi, które dodają jej uroku i na swój sposób odmładzają. To i jeszcze parę innych kwestii jak na przykład nieskazitelna cera jak u niemowlaka, duże oczy, sprawiają, że wiele osób przypisuje jej wiek o wiele młodszy niż w rzeczywistości ma.
Spencer jest osobą wrażliwą, choć zazwyczaj bardzo się z tym afiszuje, nie chcąc wychodzić na postać za bardzo podatną na urazę i zranienie. Skryta, zazwyczaj kłębi w sobie wiele uczuć, by nie dać nikomu satysfakcji z tego, że zadał jej ból.  Zalicza się do ludzi, którzy wyrobili sobie manię robienia wszystkiego jak najlepiej i najdokładniej oraz niesamowitej pracowitości, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że każdy błąd może znacznie zaważyć na jej przyszłości. Gdy wymaga tego sytuacja – niezwykle uparta, konkretna i nieubłagana. Ewidentna delikatność może wielu ludzi zmylić. Dość często przypisuje się jej plakietkę osoby naiwnej i łatwej w obejściu, jednak wrodzona zaradność i inteligencja chroni ją przed takimi osobnikami. Ma na to wpływ również jej wykształcenie, które bardzo łatwo pozwala jej rozszyfrować kłamstwa i niecne zamiary, choć od dzieciństwa miała do tego talent. Potrafi być mściwa i nieprzyjemna, choć na co dzień zalicza się ją do osób otwartych, uśmiechniętych i komunikatywnych, które lubią od czasu do czasu rzucić jakąś złośliwą uwagę. Pomimo tego, że Spencer jest przyjazna, bardzo szybko traci cierpliwość do ludzi przez co bardzo łatwo się irytuje. Trudno narzucić jej własne zdanie, gdyż w zwyczaju ma bronienie własnych racji, poglądów i ideologii do upadłego. Bywa marudna, wręcz nieznośna. Fanatyczka dobrych książek i filmów. Pasjonatka jazdy konnej i malarstwa. Fanka klasycznego rocka i bluesa. 







`Please let me take you
of the darkness and into
the light..`

W związku małżeńskim z Leo Rough'em. 









_________________________________________________
hello.

2 348 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   2201 – 2348 z 2348
Leo Rough pisze...

[nie, wcale nie było, ale nieważne, wieczorem pójdzie mi lepiej, mam nadzieję :D wiem, wybacz ;p no nie zdałam jej tego tak, jak sobie wymyśliła, no i mi nie dała szóstki na koniec, chociaż zasłużyłam :/
w porządku ;) w takim razie ja mam czas na zregenerowanie sił :>
aa, dobra, wiem już wszystko ;p wybacz, ale naprawdę jest już ze mną źle dzisiaj xD
a skąd wiesz, co? ;p dobrze, że nieważne, bo też bym nie ogarnęła xD
haha, dokładnie tak :D e tam, musi Ci się podobać, cichaj ;p
nie mówiłaś, że skończyli, a przynajmniej nie pamiętam ;p
przecież wieeesz :> ale, kurde, dobrze ogarnęłam, że dzisiaj się z nim widzisz, nie? tylko dopiero teraz poszłaś? ;> bo już mi się wszystko myli - 40 stopni jest u mnie teraz -.- rozumiem ;) haha, rozumiem, że wolisz facetów tak samo świrniętych jak Ty, spoko ;p ale nie no, żartuję, wiem, o co Ci chodzi ;) tak, mówiłaś, pamiętam ;)
nie, fuj, nienawidzę opalania, nienawidzę piasku, włazi WSZĘDZIE! ;p ja to tam jadę głównie dla klubów, może też dla porannych spacerów po plaży i... fajnych facetów? coś w ten deseń :D ale tak, zgadzam się, dzięki temu będzie jeszcze ciekawiej :>
w porządku ;) to ja, jak mówiłam, odpocznę sobie trochę, pouczę się, coś tam porobię i też zjawię się po ósmej ^^]

Leo Rough pisze...

Chciał móc zachowywać się, jakby była to zwykła sprzeczka, jakich już kilka w życiu mieli - wystarczyło wtedy właśnie znaleźć drogę do dotyku, do przypomnienia sobie, co on oznacza, a potem wszystko było już o wiele łatwiejsze. Rozmowa nie sprawiała im aż takich trudności, przyznawanie się do błędów wcale nie było niemożliwe, bo przecież mieli siebie. Tak, magia bliskości w ich przypadku sprawdzała się zawsze, nie zawiodła ich jeszcze nigdy, a była to zasługa wyłącznie Spencer, która nauczyła go tego. Dzięki niej niemal polubił kłótnie, bo wspaniałe były te chwile tuż po, gdy obejmowali się, a świat przestawał istnieć - w takich momentach nie potrzebowali wiele, nie potrzebowali właściwie nic poza sobą nawzajem. I to było wspaniałe.
Liczył, że tym razem także pójdzie im łatwo, choć nie był naiwny. Doskonale wiedział, że to nie jest problem, który mogą rozwiązać w jeden wieczór, w czasie jednej rozmowy. Potrzeba im było do tego dużo więcej: oboje musieli wykazać się dużą wyrozumiałością, musieli być cierpliwi, no i Leo musiał wreszcie naprawdę zechcieć coś z tym zrobić. To nie było dla niego łatwe, Spencer wiedziała o tym, ale chyba był gotowy próbować. Miał jednak nadzieję, że ona nie będzie za bardzo na niego naciskać, że da mu czas i przestrzeń na oswojenie się ze wszystkim. Każde słowo miało być dla niego prawdziwą katorgą, wiedział to. Ale wiedział już też, że podejmie się wyjaśnień, choć nie mógł obiecać, że odpowie na wszystkie pytania.
Na pewno jednak spełni jej prośbę: skłamie ten jeden, jedyny raz. I postara się, by ona o tym nie wiedziała.
Gdy odsunęła się, a jej dłonie zawędrowały na jego twarz, niemal odetchnął z ulgą. Od dawna nie miał jej w ramionach, od tak dawna, że niemal zdążył zapomnieć, jak wyglądają z bliska jej piegi, jakie wymyślne konstelacje tworzą na jej drobnym nosku. Teraz z rozczuleniem wpatrywał się w nią i zastanawiał, jak mógł być takim idiotą, że odepchnął od siebie tę wspaniałą kobietę. Może i opamiętał się, ale ona zdążyła już wylać przez niego łzy, stanowczo za dużo łez. Znów miał się tym zadręczać, ale wiedział, że nie wolno mu pozwolić sobie na to już teraz - miał inne priorytety. Teraz musiał upewnić się, że porozmawiają, ale... na jego warunkach.
Na jej słowa zareagował podobnym, lekkim, rozbawionym uśmiechem, z którym w następnej chwili cmoknął ją lekko w nos, zaraz odsuwając się i wstając, by już nie dręczyć jej tym swoim nieprzyjemnym zapachem. Rzucił tylko, że już idzie coś ze sobą zrobić, a potem zawahał się, zanim ruszył w kierunku łazienki. Zerknął na Jamesa, a potem na nią, kucając znów i sięgając jeszcze po jej dłoń, pokrzepiająco miękką i ciepłą, jak zawsze.
- Porozmawiamy wieczorem, jak uśpimy naszego szkraba, OK? - zapytał cicho, a potem wygiął raz jeszcze wargi w bladym uśmiechu i zniknął za drzwiami łazienki.

[nawias później, bo muszę ogarnąć parę rzeczy, ale jak nie chcesz odpisywać na wąciaka, to się nie krępuj, czy coś ;p]

Leo Rough pisze...

[wiedziałam, że Ci się spodoba właśnie :D ;p spoko :/ ;p kurczę no, zależało mi na tej ocenie akurat, bo będzie przepisana na świadectwo maturalne, nie? ale już trudno ;<
ano miałam i zregenerowałam ;p
cichaj xD
właśnie wiem ;p
no pisałam, ale i tak nie wiem, o co chodzi xD no widzisz! ;p
chyba będziesz zmuszona polubić, bo ja mam już w tym pewną wprawę i nie zamierzam się powstrzymywać przed wykorzystywaniem tej umiejętności :D ;p no tak, nie mogę się nie zgodzić ;p a to jest norma akurat ;p ja mam z jedną kumpelą taki układ, że jak coś powiemy w tym samym czasie, to jest tekst "stawiasz piwo", a zdarza nam się to przynajmniej kilka razy dziennie :D teraz jest mi winna cztery, niedawno się wyrównało xD
no w sumie ;p aa, to nie masz takiego rozpierdzielu jak ja, szczęściaro! ;p o, no nie, do pokoju Ci się już nie będą próbować włamać xD mhm ^^
ale ja w to nigdy nie wątpiłam, że Twoja intuicja pracuje jak należy :D no widzisz :>> haha, normalnie wiedziałam, że ulegniesz, a przynajmniej, że się będziesz nad tym poważnie zastanawiać xD ale jasne, idź, bo właśnie, czemu nie? ;> haha, spoko, rozumiem ;) ale właśnie, fajny kolega, więc czemu masz się nie zabawić, co? ;>
no wiem ;p ja też, zawsze do Dźwirzyna, w tym roku mam pewne urozmaicenie ;p taak ^^
spoko, rozumiem. odpoczywaj, i w ogóle :>> ja jutro mam randkę z moim kochaniem, ale chyba zaraz po szkole, więc pewnie na blogu będę koło siódmej ;) do spisania!]

Leo Rough pisze...

[:D jasne, że możesz, a właściwie powinnaś, no przecież! ;p a dupa, pieprzyć ją ;p już mi przeszło w sumie zadręczanie się, tym bardziej, że dzisiaj się spokojnie już z ruskiego urwałam i poszłam na chemię :D maturę z chemii zawaliłam, ale chyba, o dziwo, i tak dostanę szóstkę na koniec :>> normalnie w szoku byłam ;p
:>>
haha, spoko xD
tak, musisz, więc nie jęcz już ;p no właśnie, więc wiesz, co mam na myśli :>> ;p
szczęściara ;p no przecież! a może byli tak jacyś przystojniacy, co? ;> xD
nie miałam ku temu powodów :>> aaa, że tak to się teraz nazywa... xD spoko, spoko :D fajnie, cieszę się ;) haha, no to nieźle, możesz zacząć swatanie xD
ale Ci dobrze, też bym tak chciała pozwiedzać! ;p hah, no widzisz, będę Cię potem dręczyć, że dużo straciłaś ;p wiem :D to przyjedź do mnie, nocleg Ci załatwię na podłodze gdzieś albo coś :D ;>
o jak słodko :> dzięki, wszystko się w sumie dzisiaj udało, tyle tylko, że jest jeszcze cieplej, niż było dotąd - nawet rano, jak wstałam, a wstawałam po piątej, termometr pokazywał jakieś temperatury w kosmosu xD także ja teraz muszę, po prostu muszę wziąć prysznic i wlać w siebie jakieś hektolitry zimnej wody, a dopiero potem siądę do odpisywania ;)
no nie, nie chciałam nic w trakcie, może być ^^]

Leo Rough pisze...

Rzeczywiście, cała wściekłość opuściła go po tym krótkim "starciu" ze Spencer, ale na pewno nie pozbył się innych emocji, wręcz przeciwnie - dręczyły go różne lęki i obawy, których nie potrafił uciszyć. Przede wszystkim dlatego, że nie mógł pozbyć się wrażenia, że to, co wydarzyło się w sypialni, było rzeczywiście starciem, ich małą bitwą, którą oboje przegrali, a może wręcz przeciwnie - wygrali. Nie podobało mu się jednak to, że jakimś cudem dopuścili do takiej sytuacji, choć przecież nigdy dotąd nie kłócili się tak... dziwnie. Nie znał innego określenia na to, co zaszło między nimi, ale na pewno nie było to naturalne czy normalne. Przecież oni nawet nie potrafili się porządnie pokłócić, bo zwykle kończyło się na tym, że Leo w kulminacyjnym momencie wychodził, by ochłonąć, a gdy wracał, Spencer wdrapywała mu się na kolana i już razem dochodzili do kompromisu. I właściwie tym razem nie było inaczej, a jednak coś się zmieniło, coś w nich, w ich zachowaniu względem siebie, nie było takie, jak zawsze. On starał się nie widzieć winy po żadnej ze stron, bo gdyby zaczął się nad tym zastanawiać, z pewnością doszedłby do wniosku, że tylko on jest winny, że wszystko to zrobił im on sam. A wiedział, że wtedy już nic nie wyszłoby z ich rozmów.
Do wieczora było jeszcze dużo czasu, ale czas płynął mu w zastraszająco szybkim tempie. Ani się obejrzał, a już zaczynało się ściemniać, choć śnieg, zalegający na każdym skrawku płaskiej powierzchni, jeszcze przez długie godziny miał odbijać resztki światła i rozjaśniać mrok. W tym czasie Leo zdążył zrobić mnóstwo mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy - jak choćby naprawienie cieknącego kranu w łazience na górze czy dwukrotne odśnieżenie podjazdu, choć przez cały dzień spadł może centymetr białego puchu, nie więcej. Resztę dnia poświęcił na pracę, choć i tak przez większość czasu nie potrafił się skupić i tylko wklepywał do pustego dokumentu słowa pozbawione znaczenia: "mysz" albo "przypadkowo".
Aż wreszcie w korytarzu rozległy się ciche kroki Spencer, a potem w progu pojawiła się jej sylwetka, drobna i delikatna, co natychmiast wywołało w Leo rozczulony uśmiech. Nie potrafił ranić tak wrażliwej osóbki, a jednak robił to wciąż, i znów, i na nowo... Poczuł nagłe ukłucie złości na samego siebie, które szybko stłumił, wiedząc, że teraz musi być opanowany, by nie popełnić jakiejś gafy. Jednocześnie uderzył w niego nagły niepokój, z którego wcześniej nie zdawał sobie zupełnie sprawy, a który teraz niemal odebrał mu oddech. A jednak uśmiechnął się lekko, gdy Spencer pojawiła się w zasięgu jego wzroku, a jednak odłożył na bok zamknięty komputer i otworzył szeroko ramiona, chowając w nich ukochaną. Niemal z ulgą objął ją i przytulił do siebie, zastanawiając się, dlaczego wcześniej tak trudno było mu to zrobić. Cmoknął czubek jej głowy, a potem westchnął cicho, odsuwając ją od siebie na tyle, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Przepraszam, Kochanie. Za to, jak zachowywałem się wcześniej, za wczoraj też. To po prostu... to po prostu jest dla mnie bardzo trudne i kompletnie nie umiałem... nie umiem sobie z tym poradzić. - powiedział po chwili milczenia, podczas której zbierał myśli. A choć głos miał cichy i spokojny, to jednak zacinał się, jakby dławiły go w gardle jakieś emocje, którym nie chciał dać teraz ujścia.

Leo Rough pisze...

[haha, no jasne, a przecież do tego nie możesz dopuścić, nie? ;p mhm, wiem ^^ no tak, babka ma niezłe tempo sprawdzania naszych prac, chyba zarwała nockę ;p zresztą biologię pisałam dzisiaj i też nam kobieta zapowiedziała, że na jutro nam przyniesie wszystko sprawdzone, a nas 33 osoby w klasie jest teraz xD dzięki ^^
bo lubisz, tak? ;p mhm ;p
no nie gadaj! przecież przystojniacy rzucają się w oczy od razu xD
cieszę się ;) haha, spoko xD nooo dooobra, niech będzie, że rozumiem xD hah, wiem coś o tym ;p podoba mi się takie podejście, u know? ;> hahaha, Ok xD
dobrze, że jesteś tego świadoma ;p właśnie tak słyszałam ;p no przecież Ci mówiłam ;p a czemu nie? ;> Barman stwierdził, że chyba się wyrwie na weekend i dotrze do nas :D
mhm, też się cieszę :>> o jaa, ale lipa. no to siadaj do michy lodów, jak to zaleca moja matematyczka xD
na metrze odpiszę dopiero później, teraz muszę jeszcze dokończyć ogarnianie projektu, jutro prezentacja, już cała się trzęsę ;p]

Leo Rough pisze...

[wypadło mi coś (oczywiście, uroki robienia wszystkiego na ostatnią chwilę) i już nie dam rady na nic odpisać, przepraszam Cię bardzo ;< jutro postaram się pojawić najwcześniej, jak się będzie dało, aczkolwiek niczego nie mogę obiecać, bo jeszcze nie wiem, co robię po szkole (mam ten projekt właśnie, ten, o którym Ci mówiłam, z chemii, przedstawiać w auli przed całą szkołą i nie wiem, czy wrócę zaraz potem do domu, czy co, także to takie ruchome bardzo ;p). w każdym razie - dobrej nocy, Aguś, i miłego dnia jutro, do spisania! :*]

Leo Rough pisze...

Czuł, że Spencer nie rozumie, wbrew temu, co powiedziała i co sądzi. Nie, nie mogła tego rozumieć, bo nigdy nie była w takiej sytuacji, więc z całą pewnością nie potrafiła postawić się na jego miejscu. Bo zastanawianie się, jakby to było, gdyby nie Leo, a ona była niedoszłym samobójcą, nie miało nic wspólnego z tym bałaganem, który on miał w głowie. Jasne, nie wątpił, że stara się zrozumieć, że chce go wspierać, bo rzeczywiście wie, że jest mu bardzo trudno, ale nie potrafił zgodzić się ze stwierdzeniem, że Spencer to rozumie. Poza tym jej własne odczucia z pewnością przysłaniały jej prawdziwy obraz sytuacji - wiedział, że jest zraniona, że wciąż cierpi po tym, jak zachowywał się w stosunku do niej przez ostatnie dni. Jego też to dręczyło, ale wiedział, że jakoś jej to niedługo wynagrodzi, sprawi, że o wszystkim zapomni. Musiał. Nie chciał już nigdy więcej być w jej oczach tym zimnym, nieczułym i oschłym facetem, którym był ostatnio, nie chciał, by o tym w ogóle pamiętała. To miało kosztować go wiele pracy, ale był gotowy. Kochał ją i z całego serca pragnął, by czuła się dobrze, by była szczęśliwa. A wiedział, że jest jej do tego potrzebny jej czuły, ciepły i wyrozumiały mąż, cokolwiek by się miało nie wydarzyć musiał taki pozostać.
Na jej słowa, mimo tego, że w głowie urodził mu się protest, jedynie skinął nieznacznie głową, niemal z ulgą witając dotyk delikatnych palców Spencer na swoim policzku. Nie mógł odwzajemnić uśmiechu, ale patrzył na nią z czułością, którą musiała zobaczyć w jego oczach. Pogładził ją po ramionach i odsunął z czoła pojedynczy kosmyk włosów. Gdy jednak słuchał jej dalej, uderzył w niego dziwny niepokój, mający niewiele wspólnego z samym tematem ich rozmowy, a raczej z całą tą sytuacją. Dotarło do niego, jak bardzo się zmienili w ciągu kilku ostatnich miesięcy, od jego powrotu "zza grobu". Wszystko było inaczej. Ciągle tkwili na huśtawce, ciągle popadali ze skrajności w skrajność. To było wyczerpujące. Ale chcieli i jeszcze mogli to naprawić, więc tylko znów skinął głową na słowa ukochanej, uznając, że o ratowaniu ich związku w bardziej ogólnym sensie porozmawiają później. Chyba nie unikną tej rozmowy.
A potem padło jedno imię, którego z całego serca nie chciał usłyszeć tego wieczora. Modlił się, by Spencer pominęła temat jego siostry milczeniem, ale chyba prosił o zbyt dużo, bo okazało się, że był to pierwszy temat, jaki chciała poruszyć. Właściwie to rozumiał. Było jasne, że jeśli już rozmawiają ze sobą, to wszystko będzie w porządku, bo to są oni, Leo i Spencer, i ze wszystkim sobie poradzą. Z Kat była to jednak zupełnie inna bajka i oboje zdawali sobie z tego sprawę. Nie podobało mu się jednak to, że jego żona uznała za stosowne wspominać o tym akurat teraz, gdy naprawdę chciał zachować spokój - musiał przecież, by przypadkiem czymś jej nie zranić. Ale jak miał tego dokonać, skoro na samo wspomnienie siostry krew zaczynała się w nim gotować? Cały spiął się, a zaciśnięte szczęki wskazywały na to, że o niczym innym nie myśli, jak tylko o tym, by szybko zakończyć temat wywołujący zbyt wiele emocji. Na dłuższą chwilę odwrócił wzrok gdzieś w bok. Chciał protestować i z początku nawet próbował to robić, ale teraz nie miał już siły. Próbował więc uspokoić się na tyle, by móc chociaż odpowiedzieć, ale zajęło mu to dużo czasu.
- Zastanowię się nad tym. - odparł wreszcie, wracając spojrzeniem do twarzy Spencer. Szczęki wciąż miał zaciśnięte, a w policzku drgał mu nerwowo jakiś mięsień; było właściwie jasne, że ani myśli poświęcać podobnym rozważaniom choćby chwili. Nie zamierzał ani marnować czasu, ani tym bardziej psuć sobie humoru. - Ale nie rozmawiajmy już o tym, OK? - rzucił zaraz, nieco łagodniej, przesuwając palcem po nosie Spencer, zupełnie tak, jakby myślał, że drobna pieszczota wystarczy, by odsunąć jej myśli od tego tematu.

Leo Rough pisze...

[wiem, znowu nic nie przyspieszyłam, zła ja ;p
byłam wczoraj w rozsypce strasznej, ale dzisiaj wstałam o piątej i jest nieźle, wszystko ogarniam, no, powiedzmy :D nie musisz mi powtarzać, bo nie ma co strzępić sobie języka (czy tam klawiatury), bo do mnie to i tak nie dotrze ;p dzięki, nie trzeba, rozgromię tam wszystkich :D w porządku - no to odpisałam tutaj, metro zostawiam na później ;) a wieczorem może mnie nie być, ale nie wiem, jeszcze zobaczę ;) miłego! ^^]

Leo Rough pisze...

Leo liczył, że wiele zmieni się dla nich po ślubie, że w pewien sposób dojrzeją, a ich związek jedynie na tym zyska. Już widział ich spokojne wieczory, wszystkie podobne, ale jednak cieszące ich tą nudą, która wkrótce wkradnie się we wszystkie dni, ale z pewnością nie dotrze do sypialni. Marzył o patrzeniu, jak z dnia na dzień rośnie ich synek, jak w jego buzi pojawiają się kolejne ząbki, jak stawia pierwsze nieporadne kroki. To wszystko miało wydarzyć się już niedługo, miało stać się ich codziennością. Mieli dostać spokój, o którym marzyli przez wiele miesięcy, bo los im go poskąpił. Ale teraz wszystko miało być już w porządku. Jednak już na początku nie wszystko poszło po ich myśli, gdy okazało się, że pierwsze tygodnie po ślubie, które miały być najpiękniejszym okresem ich związku, spędzą w Londynie, mieście, z którego oboje uciekli. Noah znów pomieszał im plany, a Leo miał wrażenie, że teraz znów wiele czasu zajmie im powrót do równowagi. Nie, już nie był naiwny i nie marzył, że będzie zupełnie dobrze, to im się nie zdarzało, a nawet jeśli, to nie trwało długo. Chciał tylko móc położyć się do łóżka wieczorem, objąć Spencer i zasnąć spokojnie, nie myśląc o niczym, nie martwiąc się o jutro. Naprawdę prosił o tak wiele?
Dotyk Spencer naprawdę go cieszył, bo brakowało mu jej przez ostatnie dni. Teraz nawet drobna pieszczota, nieznaczne muśnięcie delikatnych palców sprawiało, że cały się topił i wszystko w nim miękło. Może nie było tego widać na zewnątrz, ale jej bliskość działała na niego kojąco - powstrzymywała wybuchy, tłumiła reakcje, po prostu uspokajała. Pod dotykiem jej palców rzeczywiście po chwili rozluźnił się, próbując wyrzucić z głowy imię siostry. Nie rozumiał, za co Spencer mu dziękuje, ale nie wnikał w to, zbyt skupiony na zamykaniu targających nim emocji w osobnej części umysłu. Udało mu się to dopiero, gdy ukochana znów oparła głowę o jego tors, a on mógł wrócić do gładzenia jej ramienia. Wydawało się, że wszystko jest już w porządku, ale nie był naiwny, wiedział, że na tym się nie skończy. Były rany, które sięgały głębiej, a które trzeba będzie zaraz odkopać.
I nie pomylił się. Zielone oczy Spencer i czająca się w nich niepewność szybko sprawiły, że żołądek ścisnął mu się boleśnie, ale i tak skinął krótko głową, pilnując, by jego twarz nie wyrażała już żadnych więcej emocji. Dla niej chciał zachować pozory tego, że wszystko jest w porządku, a przynajmniej, że niedługo się ułoży. Ale gdy wreszcie wyartykułowała swoje pytanie, nieco go zatkało. I sam nie wiedział, czy wystarczy, by podał imię, czy może miał się tłumaczyć ze wszystkich okoliczności, mówić, jak ta osoba mu pomogła, co się wydarzyło. Nie chciał do tego wracać, wybrał więc unik.

Leo Rough pisze...

- Spencer, dlaczego tak ci zależy, by o tym rozmawiać? Naprawdę tego chcesz? Dlaczego nie możemy zostawić tego w przeszłości, tak jak wszystkich innych spraw? - zapytał, a choć z początku jego głos znów zabrzmiał ostro, szybko opanował się i z cichym westchnieniem złagodził jego brzmienie. Nie potrafił powiedzieć wprost, o czym rozmawiając, nie potrafił nazwać tego na głos, bo nawet nie znał odpowiedniego określenia. "Próba samobójcza" brzmiało bardzo źle.
- Przecież wiesz, że nie zrobię tego znowu, póki jesteś ze mną. Nie mógłbym pozwolić... Nie mógłbym pozwolić, żebyś na to patrzyła. Już raz byłaś na moim pogrzebie, to wystarczy ci na resztę życia. - mówił dalej, teraz zupełnie łagodnie, wręcz miękko, bo wiedział, że porusza tematy trudne z kolei dla Spencer. Może nie powinien, ale chciał, by wiedziała. Chciał, żeby potraktowała to jak obietnicę, której nie zdołała wymóc na nim wcześniej, a którą on zmodyfikował po swojemu. Wiedział po prostu, że jeśli ona będzie obok, nigdy nie zajdzie potrzeba, by musiał powtarzać tamten błąd, a ona powinna o tym wiedzieć. Cała reszta przypadków nie powinna jej zajmować, bo wtedy... no cóż, z całą pewnością nie będzie jej przy nim. A wtedy przed oczami stanęła mu kartka z wynikami badań, podkreślony na czerwono zbyt niski poziom płytek krwi, zbyt duży - leukocytów. Szybko odsunął od siebie ten obraz.

[fee, blee, a fuj.
wybacz, że dopiero teraz, ale to był dla mnie długi i trudny dzień - jak przyszłam do domu, to od razu padłam do łóżka, wstałam przed chwilą i od razu wzięłam się za odpisywanie :) a jak Tobie minął dzień? jak się bawiłaś z siostrą? ;> czemu głos straciłaś?]

Leo Rough pisze...

[haha, pewnie od hormonów, jak to moja biologica dzisiaj stwierdziła xD no, nieźle, nieźle ;) polski piszemy we wrześniu, bo teraz odwołali przez te szyby, a matma poszła mi świetnie - 90%, najlepszy wynik w klasie, oczywiście :D dużo straciłam na zadaniach zamkniętych, ale już wiem dlaczego, więc do następnej próbnej matury zdążę uzupełnić braki :> no i biologię też napisałam najlepiej w klasie, chociaż mnie ten wynik ani trochę nie satysfakcjonuje, na szczęście też wiem, jakie błędy zrobiłam i czego się jeszcze muszę nauczyć - 66%, przy czym punktacja nie była na 50pkt tylko na mniej :))
ahaha, spoko xD chyba? ;p
nie no, jak tylko się wydawał, to lipa ;p ale znowu jak młodzi, to możliwe, że coś przegapiłaś taka zaspana, szkoda xD
no może dlatego, że ja to się zawsze jakimś impulsem kieruję, nie umiem robić sobie tabelek na za i przeciw, a potem podejmować rozsądnej decyzji ;p mhm ;p
haha, spoko ;p no pewnie tak, ale się w życiu do tego nie przyzna! może go podpuszczę jutro :>> spoko, zapraszam! :D
o jakie złe wszystkie ludzie! ;p]

Leo Rough pisze...

[nie było, ale nieważne ;p
no to super, zazdroszczę Ci! :>> aa, no tak, mówiłaś, że coś Cię pobolewa. leczysz się jakoś? bo to szkoda, żeby Cię teraz rozłożyło! nieźle poszło nawet, wszyscy się spisali, także jestem zadowolona po tym dzisiejszym przedstawieniu :D powtórka we wrześniu ;p
mhm ;p dzięki :D no tak, wiem, ale w sumie cieszy mnie ten wynik, bo klasę mam dobrą z biologii i nie spodziewałam się, że może być tak, że taki mały procent będzie najlepszy, no ale bywa ;p nie martw się, Kochana, na pewno poszło Ci świetnie! a polski też pewnie rozgromiłaś, nie przejmuj się tym na zapas :) kiedy będziesz miała te wyniki? :>
hah, no może, chyba nie mogę się nie zgodzić, nie? ;p
tak mówisz? jeżu, mój brat przez całe studia pracował na budowie, myślisz, że też tak robił? o.O xD aa, no tak, to wszystko wyjaśnia ;p
wiem, wiem, ale Ty też ogarnęłaś chyba, o co mi chodzi ;p haha, no właśnie, więc wiesz, o czym mówię :> :D
hah, jasne ;p spoko :D
głąb? xD dobrze Ci, ja nie mogę, dieta, czy coś ;p
to ja już nie odpisuję, OK? postaram się rano, bo teraz nie mam pomysłów. tak głupio, że już kończą rozmawiać ;p na metrze coś może jeszcze naskrobię, ale na razie zmykam na trochę ;)]

Leo Rough pisze...

[xD
mhm ^^ no to obyś się wykurowała szybko :) tutaj też spali, ale spora część była zainteresowana, bo w sumie pewnie nie widzieli czegoś takiego jeszcze ;p klasa była podzielona na pięć grup i każdy robił doświadczenia i ćwiczenia w laboratorium odnośnie innej, hm, dziedziny - ja miałam na przykład toksyczność detergentów, były jeszcze leki, jedzenie, środowisko i kosmetyki. potem dodatkowo była lekcja na polskim o Paracelsusie, Christie i Szymborskiej, tak odnośnie tematu. na matmie przeliczaliśmy dawki, na biologii robiliśmy plakaty, na fizyce badaliśmy metale, na angielskim uczyliśmy się słownictwa. ja to wszystko koordynowałam, potem zbierałam obserwacje, wnioski, wrażenia, no i powstała z tego piękna, cudowna, boska prezentacja w Prezi z mnóstwem zdjęć, taka mega rozbudowana :D pani dyrektor i nauczyciele, którzy nam tam pomagali, byli zachwyceni :D arr, musiałam się pochwalić xD wybacz! ;p
no wiem, wiem ;p nam nauczyciele sami budowali, więc to w ogóle był kosmos, chyba jeszcze gorzej nawet niż na tych normalnych próbnych ;p zresztą zobaczę w październiku ;) no tak! ej, trochę optymizmu! :> dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? i tak się dowiem ;p
no tak ;p
wolę nie wiedzieć chyba xD mhm ;p
haha, spoko xD o jeżu... xD nieźle, masz nowego przyjaciela! :D ;D
no wiem właśnie, ale to jakoś tak leosiowo po prostu wyszło ;p dobra, coś wymyślę ;) w porządku ;) zapomniałam o tym weselu w sumie, ale to postaram się odpisać rano, żebyś zdążyła ;) tak, do spisania w niedzielę ;) no i baw się dobrze - jakbym tak jednak nie zdążyła ^^ ciao!]

Leo Rough pisze...

[ach, no tak, to na chorobę nie ma miejsca, jasne :> a co ciekawego będziesz porabiać? ;> no tak, właśnie razem ze zdjęciami, dokładny opis tych doświadczeń i wszystko :D hah, no wiem właśnie, że tak to napisałam, ale nie umiałam inaczej Ci tego, hm, przedstawić xD nie było dużo, no, może trochę, ale i tak było dość spore zainteresowanie, aż się zdziwiłam :D no ba! pół roku harówy... a teraz się byczę. normalnie jak przyszłam dzisiaj do domu, to najpierw się poryczałam, bo musiały ze mnie zejść te stresy, a potem poszłam spać xD nie same, tylko cztery mam w tym roku, no i czwórka z geografii mi wpadła, bo nienawidzę tego przedmiotu. ale w sumie tak, jestem tą prymuską :>
o, to mnie straszysz teraz. przecież ja się załamię, jak mi nie pójdzie ta próbna matura jesienią ;< ;p wiem, kiedy trzeba być optymistą, no hej, aż tak źle ze mną nie jest! ;p czyli mi nie powiesz? no spoko.
mhm ;p
haha, spoko xD a co, nie? ;> ;p
spoko, ja też coś tam jeszcze oglądam, no i wyspałam się wcześniej, teraz mi się nie chce ;p papa! :>
dobrze Ci... ;p]

Leo Rough pisze...

[no, jestem w trakcie pisania odpowiedzi tutaj, ale już nie zdążę jej dokończyć, bo mnie Barman do siebie porywa - bawimy się dziś w Gliwicach, o :D :D :D także jutro będę pewnie koło południa, dokończę Leosia, metro już masz jakby coś, ale pewnie i tak nie wstaniesz wcześniej :> oczywiście, podziel się ze mną wrażeniami z wesela! do spisania, mua!]

Leo Rough pisze...

[oj, bawiłam się świetnie! co chyba widać po tym, że jestem na blogu dopiero teraz ;> znaczy wieczorem bawiliśmy się na jakiejś imprezie, potańczyliśmy trochę, ale byłam strasznie zmęczona, więc pojechaliśmy do niego. no a dzisiaj podlizywał się moim rodzicom - przyjechaliśmy na takie późne śniadanie i w ogóle, później pojechaliśmy do Bielska na zakupy (obłowiłam się jak nigdy! spodnie, krótkie spodenki, buty, kilka bluzek, jakaś koszulka, koszula... :D) i w sumie dopiero teraz go wygoniłam! chciał jeszcze zostać, ale przypomniałam mu, że musi się uczyć xD ;p także odchamiłam się, stresy po projekcie już ze mnie zeszły, mogę zaczynać coś nowego xD
no to świetnie! :D w sumie często tak bywa, że się bawisz raczej z całą ekipą niż z osobą, z którą idziesz, nie? więc dobrze, że trafili Ci się fajni ludzie ^^ czyli można powiedzieć, że apetyt na wesele zaspokoiłaś? ;> o, to rzeczywiście nie wyspałaś się za bardzo ;p a o której wróciłaś? ;>
ja, oczywiście, muszę zaliczyć prysznic i trochę się ogarnąć na jutro do szkoły, a potem siądę i gdzieś Ci ładnie naskrobię odpowiedź :>]

Leo Rough pisze...

Nie wiedział już, jak inaczej miałby uspokoić Spencer, gdyby ta jego obietnica, niepełna, ale stanowiąca wszystko, co mógł jej dać, miała być dla niej niewystarczająca. Nic więcej nie przychodziło mu go głowy - mógł tylko powtarzać, że nie powinna o nic się obwiniać. I że to się nie powtórzy, bo ona nigdy go nie opuści. Liczył, że w którymś momencie ziemia pod jej nogami przestanie drżeć, a właściwie wiedział, że ten moment wreszcie nadejdzie, ale nie chciał, by męczyła się długo, by zadręczała się wyrzutami sumienia, najróżniejszymi obawami czy nawet złością na niego. Pragnął, by była szczęśliwa, jak przystało na nowożeńców, by wydarzenia przeszłości nie wisiały nad nią jak jakieś mroczne duchy, których nie potrafi się pozbyć.
Więc gdy usłyszał jej słowa, brzmiące już dość swobodnie, a w oczach dostrzegł przebłysk czegoś ciepłego, odetchnął z ulgą, bo przeczuwał, że to oznacza koniec jego udręk. Ale gdy po chwili znów spoważniała, on także spiął się, wystraszony, że jednak nie będzie chciała go słuchać, że będzie miała dość jego marnych wymówek. Przez moment mocniej zacisnął ramiona wokół jej drobnego ciałka, by zaraz rozluźnić uścisk, gdy padły jej słowa, mimo wszystko uspokajające. Nie potrafił jednak pozbyć się niepokoju, który ogarnął go chwilę później, gdy poczuł na wargach pocałunki Spencer, przepełnione uczuciami, których nie potrafił do końca nazwać i określić. Zatrzymał jej dłonie, wyraźnie planujące zupełnie rozproszyć jego uwagę, a potem poprawił się nieco na poduszce, próbując usiąść. Wreszcie zrezygnował z tego i tylko przyciągnął do siebie twarz ukochanej, obejmując ją dłońmi, palcami wyznaczając na jej policzkach kręte ścieżki.
- Chciałbym, żebyśmy teraz zamknęli to tam, gdzie jest miejsce wszystkich paskudnych wydarzeń naszego życia, w przeszłości, OK? - szepnął, nieprzerwanie wędrując opuszkami palców po delikatnej skórze na twarzy Spencer, uspokajając tym przede wszystkim samego siebie. Jednocześnie patrzył jej w oczy, jakby potrafił wszystkie myśli przekazać jej telepatycznie, bez zniekształcania ich słowami. - Ale ty, Spencer, musisz być na to gotowa. Dla mnie to już jest przeszłość, a ona już jest martwa, ale wiem, że ty dopiero się o wszystkim dowiedziałaś, potrzebujesz czasu... Nie przejmuj się mną, nie spiesz się. Po prostu zastanów się, co chcesz wiedzieć i co chcesz ode mnie usłyszeć, a ja zrobię wszystko, żebyś odzyskała spokój. Tak będzie w porządku?
Przez cały ten czas mówił cicho, miękko i łagodnie, jakby bał się, że może czymś ją urazić, choć przecież uważał na każde słowo. Nie było jednak tak, że wszystko wcześniej starannie przemyślał, wręcz przeciwnie - zdania płynęły same, ale były powolne i leniwe, więc miał czas, by dobrać ton głosu i zastanowić się, czy w ogóle mówi do rzeczy. Mówił. A przynajmniej tak mu się wydawało, więc nie pozostawało mu już nic innego, jak tylko czekać na reakcję Spencer, na jakieś jej słowa, na pytania, których bał się najbardziej.

[nie pytaj, co to jest - wczoraj napisałam sobie to, co Leoś mówi, ale reszta mi się nie chciała już zlepić w całość i powstało coś takiego, wypocone i wymęczone xD
mhm ^^ :D
no tak, oczywiście, ale, cytując Ciebie, "widziały gały co brały" xD ;p haha, wiedziałam, że Tobie to nigdy mało ;p aa, no to w sumie i tak nieźle ;) spoko, odpoczywaj, ja już też zmykam, nawet mi się nawiasu nie chce szukać, więc na niego nie odpisuję ;p także niech będzie, do jutra! :> powinnam pojawić się koło pierwszej albo drugiej, ale nie musisz spinać się z odpisywaniem ani nic ;) dobrej nocy! :>>]

Leo Rough pisze...

[o, czyli dzisiaj masz ognisko? a jak pogoda? ;> aktywny tydzień się zapowiada, trochę Ci zazdroszczę, ale tylko trochę ;p haha, spoko xD
no nie miałaś wyboru, musiałaś przeżyć, nie? ;p nie no, spoko, miło.
nie pamiętam ;p
(tylko tyle było w tym nawiasie? bo mam nieogar, jak zwykle xD)
no to ja w sumie teraz znikam, bo idę na zakupy (tak, znowu! :D), ale będę później, mam nadzieję, że będę mieć na co odpisywać ;p ale wiesz, bez spiny, jak zwykle ;p baw się ^^]

Leo Rough pisze...

[no spoko, pomyśl sobie, czy coś :D ja też już odpisałam na metrze, tam się wątek rozwinął w sposób, którego się nie spodziewałam, ale się JARAAAAAM :D i mam nadzieję, że Ty też ;>> o jaa, no to rzeczywiście, powodzenia xD jak dobrze, że u mnie są wszyscy i normalnie sprzątają, czy coś xD haha, no tak, w niedzielę się nie sprząta, jasne :> ;p
muszę ;p xD wieem, dałaś mi to do zrozumienia :D także spoko, w sumie jestem w stanie to zrozumieć ;p
aa, no tak, to niezbyt przyjemnie w jakimś błocie siedzieć, nie? ;p także fajnie będziecie się bawić ^^ tylko trochę, bo ja się lenię i jest mu cudownie :D
no i po co ja się w ogóle przyznawałam, co? :/ a dupa. powiedz po prostu, że jestem kujon i mną gardzisz, a nie...
;p
(spoko ;p)
no miałam :> spoko, nie ma sprawy, ogarniaj się, odpoczywaj czy co tam chcesz ^^ nie no, ale nie masz co robić, nie? xD dzięki, nic nie kupiłam, ale nieważne, mam czas do niedzieli xD]

Leo Rough pisze...

[w porządku, no to biegnij do sklepu, susz włosy, czy z czym tak jeszcze przyjdzie Ci walczyć, 3mam kciuki, czy coś :>> zła mama w ogóle, nie? xD ja to zawsze walczę, żeby mi wszystkiego nie kradły moje baby xD
mhm ^^ no to super, ale tym razem chyba mniej niż ja, co? xD chyba specjalnie to napisałaś, nie? ;> z początku miałam w planach zostawić po tym jej pierwszym tekście, ale stwierdziłam, że on by ją jakoś bez problemu, hm, "złagodził", o xD no właśnie, biedulka. haha, no to super :D no wiem właśnie ;p
no to chcę i lubię, o ;p no bo ja nie przepadam aż tak za weselami i do obcych ludzi bym nie poszła, więc się musiałam wysilić trochę, żeby to zrozumieć, ok? ;p
właśnie :> mhm ^^ haha, wiem, wiem xD już Ci nie muszę zazdrościć ;p
taa, na pewno. nie wiem, nie o to mi chodziło, zapomnij, czy coś.
haha, wiedziałam xD nie narzekam przecież ;p spoko :> dyfuzor to się nazywa, o ile dobrze ogarnęłam, o co Ci chodzi xD w porządku, walcz tam z życiem, a ja... ja coś zjem w tym czasie :> powodzenia? ;> xD]

Leo Rough pisze...

[:D no jasne, rozumiem, że to są takie sytuacje, że nie bardzo był wybór :) spoko ;p o, poprawnie, popieram :D wiem, wiem, ogarniam :)
haha, spoko xD ale nie no, dobrze jest, ciekawie przynajmniej, nie? ;> tak, napisałaś :D ej, w ogóle weź, jaka presja, nie dość, że musiałam pisać szybko, to jeszcze nie miałam pomysłu, co ta Iya miała zrobić, by pękł ;p i jak, i jak, może być? ;> a jak nie, to dasz jej jeszcze szansę, hm? ;> :)
bo ja jestem dzikus taki, o ;p nie wiem no, do jakichś znajomych to bym poszła, ale jakbym zupełnie nie znała nikogo poza moim partnerem, to już pewnie byłoby gorzej ;p chociaż nie wiem, właściwie nie zastanawiałam się nad tym jakoś specjalnie, teraz się zmieniłam, może bym się jednak zgodziła xD no to super ^^
przepraszam, nie chcę się czepiać, wiem, zła ja. to takie moje przewrażliwienie, bo... no, moja klasa się przyzwyczaiła do Karoli-kujona, tym bardziej, że nie jestem jedyna taka w naszym farm-chemie, ale już na rosyjskim, gdzie mam grupę mieszaną, a radzę sobie też najlepiej, to traktują mnie jak mutanta. rozumiesz, dlaczego to dla mnie bardzo niewygodny temat? ale w porządku, nie chcesz mi mówić o swoich wynikach, to nie mów, już nie będę naciskać (postaram się :>).
haha, spoko xD no właśnie, po co Ci? xD haha, można też tak ;p no dzięki, pyszne miałam kanapeczki :D
ok, może być na jutro ;) na metrze odpisałam, ale jak masz nie zdążyć czy coś, to też sobie opuść :))]

Leo Rough pisze...

[ok, ok, to jak tam dasz radę ^^ spoko :> dzięki i wzajemnie! baw się dobrze! :))]

Leo Rough pisze...

[dobrze było :> tylko teraz mi się nie chce odpisywać, bo, kurczę, jakoś źle się czuję - głowa mnie boli i spać mi się chce od samego rana :/ tyle dobrze, że w szkole się nie musiałam męczyć, bo już nie chodzę xD więc naskrobię coś później, ok? ;>
no jasne, że trzeba :> ;p
taak, już wiem, ale, w sumie, nie narzekam, bo się fajnie rozwinęło nawet :D ciekawe, co teraz jej odpowie, aż mnie już skręca xD nad czym się tu zastanawiać, co? ;p
bo Ty to taki otwarty człowiek jesteś i w ogóle, ja wiem, Tobie łatwiej! ^^ no i bardzo dobrze :>> mhm ;p
o ile ciągle mówimy o mnie, to po pierwsze: nie uczę się dużo i nigdy niczego nie umiem na pamięć, a stawiam raczej na logikę właśnie i inteligencję, co w mojej klasie jest bardzo dziwne, ale mniejsza już z tym. i chyba mam życie towarzyskie, a przynajmniej tak mi się wydawało do tej pory xD a jeśli chodzi o to uznanie nauczycieli i całą resztę, to zależało mi na tym tylko teraz, bo... no cóż, ten projekt to taka moja duma, pierwszy na tyle duży sukces, że spokojnie mogłam się nim chwalić, nie bojąc się, że będę wyśmiana czy coś. ale lizusem nie jestem, przynajmniej nie bardziej, niż inni ;p zresztą nieważne, już wakacje, nie ma co gadać o szkole, o :) OK, mówię, jak chcesz, dałaś mi już do zrozumienia, że nie mam co naciskać, bo uparty człowiek jesteś i sama musisz mieć ochotę się ze mną tym podzielić :) dotarło! :>
spoko ;)]

Leo Rough pisze...

[:)
no napisałam "nawet", bo wcześniej się bałam, że nie wyjdą takie cudnie dramaty, ale jednak wyszły :D kurczaki, przecież ja tu umrę z ciekawości! xD ale spoko, rozumiem, nie naciskam, czy coś... ;> ;p aaa, spoko ;p
właśnie, widać to po Tobie :D w sensie nawet przez tych "kilka" komentarzy, które wymieniłyśmy ^^ haha, no jaaasne ;p tyle dobrze, że masz taką Paulę, która Cię uświadomiła :D
aha, OK, ogarnęłam (sukces!). to już jest zgrywanie się, nikomu niepotrzebne. pewnie nie jestem obiektywna, bo przecież chodzi o mnie, a nie jestem w stanie spojrzeć na siebie z boku, ale... no tak, zależy mi, ale nie przesadnie, bo zawsze staram się, żeby stopnie szły w parze z wiedzą. nie lubię na przykład, jak ktoś ściąga, a potem jara się swoimi piąteczkami - już wolę dostać zasłużone trzy i wiedzieć, że jestem w stanie poprawić na pięć, jeśli trochę bardziej przysiądę. ale to też trochę wina mojej szkoły i klasy, mojej własnej nad-ambicji, no i minimalnie rodziców, którzy lubili wysyłać mnie na konkursy i wszelkie zajęcia dodatkowe. zresztą, mniejsza już o to, zły temat, poproszę o zmianę :> (wiem, sama go niepotrzebnie ciągnę, wybacz...) mhm :)]

Leo Rough pisze...

[wiem, widziałam i jarałam się strasznie! :D ja odpisałam i od razu mnie mama porywała na zakupy, więc wybacz, że takie to było brzydnie, bez zakończeniu i w ogóle ;p wiem, wiem, tak sobie gadam ;p haha, no jasne, że nie ;p
no serio :D wierzę Ci, wierzę, bo ja też tam mam, rozumiem Twój ból, czy coś :D ;p
taa ;p hah, to u mnie jest tak samo, na historii to nam czasem nawet sam facet podpowiada, jak już ma dosyć naszego szeptania czy tam szperania po ściągach xD ale to u mnie w sumie ten jeden przedmiot, no i z tego co słyszałam, to na niemieckim też trochę kombinują ;p no to już jest kompletny idiotyzm, ale bywa, tacy ludzie też się znajdą. haha, no tak, nie masz się już czym wkurzać, czy coś :D teraz czekają Cię studia i jeszcze większe kombinowanie xD ;p]

Leo Rough pisze...

[no, dobra, mogę przestać, ewentualnie ;p
tak właśnie :D u mnie to zależy od sytuacji, ale nie aż tak, czerwienię się na zawołanie w sumie xD ale nie zawsze to wynika z zawstydzenia, czasem też z innych głupich emocji czy... cokolwiek xD
haha, jak fajnie ;p tak to chyba jest w każdej klasie, nie? ;) no z tym to też się zgadzam, jak jest język przez trzy lata to nikomu się już potem nie chce tego uczyć - dlatego u mnie był drugi język tylko przez dwa, a angielskiego jest więcej w trzeciej klasie :) o, to my na matmie mamy ten luksus, że babka albo czasem zapisze wzory na tablicy, albo pozwala mieć karteczkę, albo daje nam tablice maturalne :D to jest chyba logiczne, że jak się nie trzyma terminów, to nie ma co liczyć na taką ocenę, zresztą z doświadczenia wiem, że jak się nauczyciel wkurzy, to po terminie zaczyna ocenianie od czwórki albo i niżej. także rozumiem, że miałaś prawo się wściec, jak się postarałaś, a potem za jedną taką bezczelną Cię pokarało. no tak ;p
spoko, smacznego :D]

Leo Rough pisze...

Nie spodziewał się, że Spencer znów będzie reagował łzami na jego słowa, bo sądził, że będzie już potrafiła porozmawiać z nim spokojnie i bez zbędnych emocji. Nie oczekiwał, że od razu będzie w stanie usiąść z nim przy stole i porozmawiać o jego próbie samobójczej tak, jakby mówili o obiedzie, ale miał nadzieję, że zostaną im oszczędzone kolejne nerwy. Gdy to się jednak nie udało, nie mógł obwiniać ukochanej, bo, oczywiście, rozumiał, jakie to wszystko jest dla niej trudne. Zresztą może nawet nie chodziło o to, a po prostu o sam fakt, że jej emocje były jeszcze bardzo świeże, nie miała czasu się z nimi oswoić, bo jeszcze kilka godzin temu atmosfera między nimi była napięta i nic nie wskazywało na to, by miało dojść do takiej właśnie, dość spokojnej rozmowy. Liczył jednak, że z każdą chwilą będzie Spencer trochę łatwej, że powoli zacznie zapominać.
Póki co jednak zdziwił się, że jego słowa, tak łagodne i ciepłe przecież, mogły znów wywołać w jej oczach łzy. Nie rozumiał, co takiego powiedział, że oczy Spencer znów rozbłysły znajomą wilgocią, ale natychmiast zaczął ją uspokajać, najpierw gładząc łagodnie jej plecy i ramiona, a potem znów wędrując palcami po jej twarzy, rysując wszystkie znane sobie szlaki po jej policzkach, czole, brodzie i nosie. A gdy odezwała się, pokiwał ze zrozumieniem głową, szepcząc, że, oczywiście, ma rację, że już wszystko będzie dobrze i że o nic nie powinna się martwić. Wiedział jednak, że słowa do niej nie dotrą, co potwierdziła w następnej chwili, spuszczając wzrok. A jeszcze chwilę później wszystko stało się dla niego jasne, gdy zadała swoje pytanie, pod którym z łatwością wyczuł cień złości, dobrze zamaskowany. Zmarszczył brwi, wysłuchując jej do końca i nie mając bladego pojęcia, co odpowiedzieć. A gdy po chwili dodała cichym i już spokojniejszym niż poprzednio głosem, że ma być szczery, wiedział, że nie zostało mu nic innego, jak wyznać jej całą prawdę. To przecież jej obiecał. Westchnął jeszcze cicho, przesuwając szybko dłonią po karku w geście pokazującym jego zagubienie, a potem oparł obie ręce na plecach Spencer, przyciągając ją do siebie odrobinę bliżej, jakby to mogło pomóc mu zebrać myśli.
- Nie potrafię tak do końca odpowiedź na to pytanie, Spencer. To było tak dawno temu, że nie pamiętam już, co dokładnie mną kierowało. - zaczął, mówiąc cichym i łagodnym głosem, jakby to mogło złagodzić brzmienie jego słów, które przecież nie mogły dzięki temu zmienić swojego znaczenia, mówić o czymś innym. - Ale wiesz, dlaczego od ciebie odszedłem, gdy dowiedziałem się o chorobie: chciałem cię chronić. I wtedy chyba też to mną kierowało. Nie chciałem, żebyś widziała mnie w takim stanie, nie mogłem pozwolić, żebyś zapamiętała mnie takiego... zniszczonego. Zdewastowanego. Poza tym myślałem, że już kogoś sobie znalazłaś i jesteś szczęśliwa z innym mężczyzną. Nie chciałem psuć ci życia, wywracać go do góry nogami. - mówił dalej, a argumenty przychodziły mu, wbrew wszystkiemu, dość łatwo, bo przecież już raz to przerabiali. Nie mógł powiedzieć nic odkrywczego. - No i bałem się, że nie odpowiesz na ten telefon, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać, bo przecież cię rzuciłem, nie miałem żadnych praw. Teraz wiem, że to było głupie, że pomogłabyś mi ze wszystkim, ale wtedy wydawało mu się, że wybrałem najlepsze możliwe wyjście, że tylko w ten sposób mogę sprawić, że będziesz miała szansę na szczęście. - zakończył, szukając spojrzenia Spencer; wreszcie, zniecierpliwiony, sięgnął dłonią po jej brodę i podniósł ją, posyłając ukochanej nikły uśmiech, dość nieadekwatny do sytuacji, ale potrzebny mu, by mieć choćby nadzieję, że ich świat niedługo wróci do równowagi.

[a fee!
i chyba już będę się kłaść, bo padnięta jestem strasznie, ale nie wiem, może jeszcze mi się zachce odpisać na metrze, jak już wezmę prysznic i się ogarnę ;) a jeśli nie, to dobrej nocy Ci życzę i udanego dnia jutro! papa! :))]

Leo Rough pisze...

[a czemu tak? ;> ;p za to ja miałam aktywny poranek - biegałam po mieście szukając kogoś, kto naprawi mi moje zepsute aparaty. kurwa, takie duże miasto, a tu normalnego serwisu nie ma nigdzie -.- wreszcie trafiłam do jakiejś speluny, ale facet okazał się tam mega miły i w ogóle, chociaż sprzętu u niego nie zostawiłam, muszę pojechać jutro z tatą ;p
dobrze, w końcu to nasze postanowienie noworoczne, nie? ;> :D
no można właśnie ;p wszyscy się ze mnie śmieją xD mhm ^^
to już od nauczyciela głównie zależy, od grupy w sumie trochę też, bo jak się da ją lubić, to i nauczyciel jest łagodniejszy ;p no dokładnie! :) aaa, no chyba, że tak, to już jest inna bajka ;p a to spoko ;p hah, no tak, bo to było całe wieki temu xD
kurczaki, to na metrze wyszło Ci świetne, tu w sumie też (chociaż znowu nie wiem, co mam odpisać, myślę o jakichś mrocznych sekretach Leosia xD), ale nie mogę teraz się zabrać za odpowiedź, bo mam gości, obiad zaraz, a potem siostrzenica mnie męczy, żebym z nią zagrała w eurobiznes czy coś takiego xD więc będę za jakieś... dwie godziny pewnie, może trochę później nawet ;< a pomysł z tym, żeby Dymitrowi twarzyczkę obić, jest świetny! i może wtedy zostałby na Pawieleckiej jeszcze jeden dzień, coś więcej mogłoby się podziać... <3 a Ty jak myślisz? teraz, później, kiedy? ;>>
no to do spisania później ^^]

Leo Rough pisze...

[no tak, bałam się, bo on coś kręcił, że zaliczka, ale że jak się nie będzie dało naprawić, to jej nie odda... i w sumie zgłupiałam xD haha, nie no, wiedziałam normalnie, że zaspałaś! :D no spoko ;p o jejku, biedna z tą ospą jest, jeszcze teraz. a to dopiero jej się zaczęła czy jak?
a widzisz, jednak z tą moją sklerozą nie jest tak źle :D
OK, nie ma sprawy ;p pewnie jak się będę miała z Tobą spotkać to w ogóle będę czerwona przez cały czas ;p
no właśnie, to było oczywiste ;p aha, no to dobrze Ci z nią było ^^ haha, dokładnie tak :D
mhm, serio :>> ale dobre było, o, a już na pewno to pytanie Spencer :D (btw. "BYŁAM" xD to dopiero by była rewolucja xD ale już mam pomysł :>>) no weź, wygrałam, chyba po raz pierwszy w życiu :D hahaha, spoko ;p jasne, po co się wysilać, jak można sałatkę zjeść, nie? ;p no ja myślę, że przetrwałaś, tym bardziej, że jeszcze się spóźniłam, ale gra mi się przeciągnęła. już piszę zaraz ^^ no i bardzo dobrze, że Cię tak naszło! super, jestem za :D taaak, teraaaaz! :D]

Leo Rough pisze...

[przepraszam Cię, że takie robię cuda dzisiaj z tym odpisywaniem, ale zaraz po tym, jak Ci odpowiedziałam na nawias, napisała do mnie przyjaciółka, cała ześwirowana, pewna, że jej facet miał wypadek i w ogóle, no i teraz idę się z nią spotkać, bo taka jest roztrzęsiona, że jej nawet telefon z rąk wypada. nie będę późno, pogadam z nią trochę, odprowadzę do domu i wrócę, pewnie koło dziewiątej. przepraszam, sama rozumiesz, siła wyższa. miłego wieczoru!]

Leo Rough pisze...

[no poukładało się wszystko. znaczy on się wkurzył, jechał jak wariat, potem nie odpisywał i nie odbierał telefonów, ale jak się spotkałyśmy, to tam jakiegoś esa dostała, potem się przeprosili i już było OK. to była chyba ich najgorsza kłótnia normalnie, aż mi dziwnie było o tym słuchać. dzięki za zrozumienie :)
jak się bawiłaś? ;> o ile się bawiłaś, a nie za obowiązkami wyszłaś ;p
nie, miły był po prostu ;p a, no tak, zapomniałam ;p i, jak widać, Ty też xD a, no to rzeczywiście czeka ją teraz trochę męczarni. o jeżu, no to musisz uważać, bo ta różyczka też się małej zaraz może przypałętać - moje dziewczyny tak miały, że jedno po drugim, plus jeszcze jakaś świnka, po prostu wszystko na raz ;p i ja też swoją drogą xD
hah, dzięki ;p
ale to tak raczej właśnie z podekscytowania, przejęcia i w ogóle ;p
mhm ^^ (haha, no właśnie xD wiem! :D dobra, ale najpierw metro, bo mnie tamten wątek bardziej jara póki co, wybacz ;p) dzięki xD wiem, znam to aż za dobrze ;p o, jak Ci dobrze... a ja dalej żyję o wodzie i jabłkach xD
no ba! jak ktoś ma być pokrzywdzony i obolały to ja jestem zawsze za, przecież wiesz! :D]

Leo Rough pisze...

Tak, kwestię źle pojętego przez Leo pojęcia ochrony ukochanej osoby mieli już przedyskutowaną na wszelkie możliwe sposoby, aż wreszcie dotarło do niego, że przede wszystkim - nie wolno mu za nią decydować. Wbiła mu też do głowy tę drugą prawdę, tę, w którą jeszcze ostatnio było mu trudno uwierzyć: że nikt inny nie potrafi uszczęśliwić jej tak, jak on. Wiara w to osłabła w nim w chwili, gdy pojawił się Noah, ale Spencer potrafiła odbudować ją z gruzów. Zresztą, wcale nie zajęło jej to aż tak dużo czasu, a przynajmniej tak wydawało mu się teraz, z perspektywy tych kilku miesięcy, które minęły od jego powrotu do domu. Bo tego małego kryzysu, który miał ostatnio w Londynie, to już nie liczył. W każdym razie - dotarło i pamiętał o tym teraz, wiedząc, że po prostu są sobie przeznaczeni.
Jego uśmiech przygasł, gdy z ust brunetki padło jedno małe słówko, którego nie chce usłyszeć żaden mężczyzna. Tchórz. Nieważne, że pewnie miała rację, nieważne, że powiedziała to żartobliwym tonem, nieważne, że pewnie nawet naprawdę nie myślała w ten sposób. Uderzyło to w niego bardziej niż jakakolwiek inna obelga, którą mogła w niego wycelować, ale, oczywiście, niczego po sobie nie pokazał. Przełknął gorycz, a potem pokiwał głową, gorliwie przyznając Spencer rację, choć w tej chwili było to ostatnie, na co miał ochotę. Na szczęście zaraz znów się odezwała, a on zmarszczył brwi, z początku nie rozumiejąc, skąd w niej ta zmiana. Zadała kilka pytań, ale jednak podjęła decyzję, że nie chce znać na nie odpowiedzi. Nie wnikał w to jednak głębiej, a tylko szepnął cicho, że jest bardzo rozsądna, tonem, który wskazywał na to, że cieszy go to. A gdy zakończyła, nadając swoim słowom ostrzegawcze brzmienie, tylko poważnie pokiwał głową, tym razem wiedząc, że i ona mówi serio, choć stara się to przykryć tą żartobliwą nutką, o którą się postarała. I wreszcie mógł odetchnąć z ulgą, trzymając ją ciasno w ramionach, czując ciepło jej ciała i słysząc szmer oddechu. Miał nadzieję, że to już naprawdę koniec - że teraz zamkną ten temat i już nigdy do niego nie wrócą, tak, jak chcieli. Wiedział, że po takiej rozmowie im się to uda, o ile Spencer była szczera sama z sobą, ale czuł, że tak właśnie było, więc sprawa jego próby samobójczej już nigdy nie powinna zburzyć ich spokoju. Za kilka dni zapomną o wszystkim i znów będzie między nimi zupełnie dobrze. I Leo może nawet pogodzi się z siostrą. Kto wie?
A potem z ust Spencer padły słowa, których szatyn bał się chyba najbardziej. Zastanawiał się, dlaczego padły dopiero teraz, skoro spodziewał się ich już całe wieki temu, na samym początku, kiedy rozmawiali o tym dwóch latach, a potem postanowili, że będą udawać, że ten czas w ogóle nie istniał. Miała wtedy okazję... Więc dlaczego teraz? Nie rozumiał, choć też nie potrafił się dziwić. I wiedział, że musi odpowiedzieć, bo była jedna sprawa, która dręczyła go już od jakiegoś czasu. Więc choć w pierwszej chwili chciał powiedzieć, że tak, to wszystko, że już nic więcej się nie wydarzyło, to jednak zawahał się. Zwlekał zbyt długo, by móc potem odpowiedzieć, że nie, jednak nic nie ma, więc gdy przeciągnął swoje milczenie, musiał już powiedzieć ukochanej prawdę - nawet mimo tego, że była ona niewygodna i najpewniej nie miała przynieść niczego dobrego. Pewnie nawet nie musiała wiedzieć, ale nie potrafił jej teraz okłamać.
- Spałem z Valerie. - powiedział wreszcie, gdy już zdołał zmusić się do mówienia. Nie potrafił przy tym patrzeć Spencer w oczy, więc odwrócił wzrok gdzieś w bok, jednocześnie zagryzając wargę, czując wyrzuty sumienia. To nawet nie było ścisłe określenie.

[nawias za... jakieś całe wieki, wątek pewnie też, bo muszę teraz zrobić sobie kanapkę (jednak... ale to dlatego, że byłam na spacerze bez kolacji xD) i zadzwonić do Agnieszki :>>]

Leo Rough pisze...

Wiedział, że Spencer będzie na niego zła, że nie powiedział jej wcześniej, a może nawet poczuje się z tego powodu zraniona, ale liczył też, że łatwo jej to wyjaśni. Sądził, że to, co powiedział jej zaledwie chwilę wcześniej, znajdzie teraz potwierdzenie w jej działaniach, i ukochana pokaże mu, że rzeczywiście jest rozsądną kobietą. Nie mógł jednak w tej chwili okazać większej naiwności, bo okazało się, że jej reakcja była dużo gorsza, niż mógłby przypuszczać. Wyczytał wszystko najpierw z jej ruchów, ze sposobu, w jaki uciekła z jego ramion, a potem także z oczu, z wyrazu twarzy. Dopiero na końcu przemówiły słowa, ale właściwie nie były one już potrzebne, bo Leo wszystko wiedział, wszystko już w tej chwili było dla niego jasne. Chociaż nie, nie wszystko... Na pewno wciąż nie spodziewał się po Spencer aż takiej złości, która, jak przypuszczał, mogłaby wypalać dziury w ścianach.
- Spencer... - rzucił błagalnie, a w jego spojrzeniu kryło się wciąż ogromne zaskoczenie, ale teraz też dziwna, choćby zraniona nutka. Naprawdę sądził, że Spencer mu ufa, byli przecież małżeństwem, a to powinno chyba występować razem. Okazywało się jednak, że miała jakieś wątpliwości, a więc nie ufała mu tak, jak powinna, zawsze i w każdej sytuacji, bezgranicznie, bez najmniejszego zawahania. On jej ufał. Jeszcze nie powiedziała słowa, ale już wiedział, co usłyszy, już wyobrażał sobie wszystkie te zarzuty, a póki co zdobyła się tylko na wyzwanie go od dupków. Ale to wystarczyło. Dopowiadała sobie całą historię, której tam przecież nie było! Słuchał jej więc dalej, zaciskając wargi w wąską linię i kręcąc nieznacznie głową, ale nie będąc w stanie jej przerwać. Wiedział, że powinna to z siebie wyrzucić, choć nie chciał, by psuła sobie nerwy. Gdy więc zakończyła swój monolog, urywając w momencie, w którym Leo chciał już wkroczyć, niemal odetchnął z ulgą. Poprawił się na poduszkach, podciągając pod siebie nogi, ale nie ruszając się z miejsca, pewny, że jeszcze teraz Spencer go odepchnie. Ale tak trudno było mu patrzeć na nią, gdy siedziała na drugim końcu łóżka!
- Nie kłamałem. To, co wtedy powiedziałem, było prawdą. - zaczął, wiedząc, że jego ukochana właśnie to chce i potrzebuje usłyszeć, bo nie byłaby w stanie znieść jego kłamstwa. Obiecał jej szczerość. - Przecież zacząłem z nią pracować długo po tym, jak przestaliśmy ze sobą sypiać. Nie mogłem przewidzieć, że do tego dojdzie. I niby kiedy miałem ci powiedzieć, co? Jak? "Wiesz, kochanie, kilka miesięcy temu byłem stałym bywalcem sypialni mojej nowej szefowej"? - rzucił, z każdym kolejnym słowem coraz bardziej tracąc cierpliwość. To nie miało sensu, Spencer wydała już wyrok, widział to w jej oczach, widział, jak już płonie nienawiścią, choć nie miał pojęcia, czy skierowana była w niego, w Val, czy może w nich oboje. A potem go olśniło. - Czy ty myślisz, że mamy romans? - zapytał, nagle zmrożony tą myślą, którą natychmiast przelał na słowa, chcąc przekonać się, że jest tak nieprawdopodobna, jak sądził.

[a fee... no widzę właśnie :D ale się jaram! :D ^^ haha, a właśnie miałam pytać, co Ty sobie myślałaś, że ja wymyślę xD
to co, zabiorę się za metro, a nawias odhaczę na końcu, coby czasu nie marnować czy coś :D mam nadzieję, że mi poodpisujesz, to będę miała na rano, ale jak nie, to też się nic nie stanie ^^]

Leo Rough pisze...

[niee, boskie, arr, jaram się! <3 no wiem, widać! :D ja też lubię takie chwile! i w ogóle mamy kolejne wątki, wiesz? ;> bo teraz S. mogłaby się zrobić właśnie taka przesadnie zazdrosna, to by było niezłe :D co myślisz? ;> haha, no ba! :>
widziałam! a mogę być zła i niedobra i na nawias teraz już też nie odpisać? xD bo zaraz tata z pracy wróci, a ja jestem jeszcze nieogarnięta, zły będzie ;p nie wiedziałam, że jest już tak późno! xD jutro będę rano, budzik mam nastawiony na dziewiątą :> do spisania! :*]

Leo Rough pisze...

[no ja myślę! :D jeszcze zobaczymy, czy mu się będzie chciało ;p no w sumie tak, chyba, że w drugą stronę właśnie, czyli Leoś zazdrosny o Noasia :>> ale z bankietem to jest dobry pomysł, jeżu, ale by awantura była! <3 :D
a teraz też mogę sobie odpuścić? ;> bo na metrze naskrobałam na szybko odpowiedź, ale nie mam czasu na nic więcej, mama na mnie krzyczy, a jeszcze muszę pobiegać po mieście trochę dzisiaj, zakupy zrobić i w ogóle... znaczy tu to ja nie wiem, co mam napisać, bo mam kilka pomysłów i nie umiem się zdecydować xD będę koło... piątej? ;> wtedy coś ładnego Ci naskrobię, postaram się, obiecuję ^^ tak, Aguś, było świetne, głównie w ogóle językowo, tak się to przyjemnie czytało, że aż zaznałam nowego rodzaju ciarów, wiesz? :D było widać, że sprawiało Ci to jakąś frajdę ^^
do spisania :>]

Leo Rough pisze...

[no właśnie może się skurwielowi nie chcieć, bywa xD jak najbardziej :D zresztą znowu się zgubiłam - to będzie teraz następny, hm, motyw, nie? to z Noasiem? ;> OK ^^
hah, wiem, że Ty to być chciała protestować, ale nie miałaś, niestety, wyboru. a ja jeszcze obsuwę miałam, dłużej mi zeszło na mieście, niestety :/ a jeszcze nie załatwiłam wszystkiego! ;p już zdecydowałam, zaraz piszę ;) tylko głowa mnie trochę boli i zrobię sobie teraz z pół godzinki przerwy na kawę i ciacho, a co, nagroda mi się należy xD znaczy no, taki mały kawałek mi kochana mamusia zostawiła, więc zjem ;p prawda, że czad? ;> strasznie się jarałam! powinnaś napisać jakąś notkę, wiesz? ;>
btw. mam pytanie odnośnie naszego mejlowego wątku Oskar&Martyna. mogę tam zacząć pisać coś nowego? bo ostatnio siedziałam chyba z godzinę, próbując naskrobać odpowiedź na tamto, ale to było tak dawno temu, że już kompletnie zmienił mi się klimat ;p najchętniej przesunęłabym akcję z jego operacją na jakiś maj lub czerwiec, a te wcześniejsze miesiące opisała jakoś... w skrócie. można tam wrzucić jakiś fajny wątek jeszcze z wózkiem czy coś, nie wiem, czy też zazdrość, może zdradę Martynki, może jakiś wypadek, nie wiem. jakieś propozycje, hm? ;>>]

Leo Rough pisze...

- Spencer, błagam Cię, odpuść. - rzucił zrezygnowany, nie mając już nadziei, że cokolwiek zdziała, gdy tylko jego żona znów zaczęła swoją litanię zażaleń. Nie szczędziła mu nieprzemyślanych oskarżeń, bezpodstawnych zarzutów i pytań, na które tak naprawdę nie potrafił odpowiedzieć. Przede wszystkim wcale nie powinien być zmuszany do wyjaśnień, bo tu nie było co wyjaśniać! Sprawa według niego była jasna: przez jakiś czas sypiał z Val, rozstali się w przyjaznych stosunkach, a potem ona zaproponowała mu pracę, ale nie dlaczego, że się znali, a dlaczego, że jest świetny w tym, co robi. Nie czuł potrzeby tłumaczenia się z tego, na pewno nie w takiej sytuacji i nie w takich warunkach, gdy Spencer nie potrafiła nawet myśleć logicznie. Nie miał pojęcia, skąd biorą jej się te wszystkie podejrzenia, że niby wciąż ze sobą sypiają, że ona mu nie wystarcza. Seksu miał w domu wystarczająco dużo, a zresztą nawet gdyby nie, to nigdy, przenigdy nie mógłby szukać dla siebie rozkoszy gdzie indziej niż w ramionach swojej żony! Nie był zdolny do zdrady i ona musiała o tym wiedzieć, bo... to przecież byli oni! Kto jak kto, ale oni, ze wszystkimi swoimi przeżyciami, z ludźmi, którzy nieomal zniszczyli ich związek, z chorobą, z jego "śmiercią" - nie, oni nie potrafiliby zranić się nawzajem w taki sposób. Bo gdyby jednak doszło do zdrady, cierpieliby oboje przez długi czas. Pokutowaliby za kilka chwil rozkoszy...
- Przestań, po prostu przestań! - wybuchnął wreszcie, nie mogąc znieść całego tego koszmaru. Bo to, ta kłótnia, te ostre, raniące słowa Spencer, było jak zły sen. - Proszę cię, nie udawaj, że nie wiesz. To jest... to jest jakaś kpina! - rzucił jeszcze, zrywając się z łóżka. Poduszka, którą oberwał chwilę wcześniej, leżała teraz tuż obok, więc sięgnął po nią i cisnął ją tam, gdzie powinna leżeć, tym samym próbując wyładować swój gniew, który nagle sprawił, że dłonie zaczęły mu drżeć. Zacisnął je w pięści, podchodząc do okna, walcząc z pokusą odpalenia papierosa. Odetchnął kilkakrotnie głęboko, już żałując, że nie powstrzymał swojego wybuchu. Ale jak inaczej miał zareagować, gdy Spencer ciskała w niego samymi bezpodstawnymi zarzutami, nie dając mu nawet czasu, by jakoś się obronił. Jednak gdy pokonał drogę od łóżka do okna, jego gniew odrobinę osłabł. Obrócił się w stronę brunetki, wzdychając ciężko.
- Sądziłem, że mi ufasz. - rzucił, cicho, prawie słabo, jakby rozczarowany, że jednak Spencer nie jest w stanie obdarzyć go zaufaniem. Tak, był zawiedziony, bo jak dotąd zawsze szczycił się tym, jak udany jest ich związek, jak szczęśliwi są ze sobą, jak bardzo sobie ufają. Teraz to wszystko okazywało się fikcją, przynajmniej ze strony jego żony. A to sprawiało, że zaczynał zastanawiać się nad wieloma innymi kwestiami.

Leo Rough pisze...

[dobra, krótkie, bo nie mam o czym pisać, Ty jesteś w lepszej sytuacji ;p rozkręcę się, głowa już mnie przestaje boleć ^^
będzie jej się chciało, będzie, no przecież... a jak nie, to Leoś zacznie, jakoś xD no to spoko ^^ nie, nie zdążymy ;<
właśnie ;p tylko trochę, bo w weekend są dni mojego miasta, koncerty i w ogóle :D karuzele! <3 barman przyjeżdża w sobotę, w niedzielę też, chociaż noc spędza w Oświęcimiu, jedzie na Stinga :D dzięki ;p no właśnie wiem ^^ no dokładnie! :> powinnaś, jestem tego pewna! ;)
nie musiałaś, pamiętam ;p OK, to może później, jak będę w nastroju, czy coś ;p no właśnie wiem :> oooo tak, byłoby cudnie! ja chcę zdradę martynkową, chcę, chcę! :> tym bardziej, że on nie mógłby się za bardzo wkurzać ani nic, tylko zraniony by był, bo wiesz, przecież on nie może... :D ale się jaaaaram! :> to co, mogę od razu jakiś ranek, jak wraca po takiej imprezie? ;> czy jak to chcesz? :>>
no ja się też cieszyłam wczoraj, bo to jednak było... straszne ;p no mogłabyś nie zrozumieć mimo wszystko... wszystkiego ;p
ha, spoko, no to rzeczywiście się bawiłaś, jak trza :>
taak, tak to sobie tłumacz, że pamiętałaś ;p no spoko ;p haha, jak fajnie xD o, no jasne, że lepiej teraz, ale też głupio się tam męczyć, stara baba ;p biedulka. no tak się mówi :) o jeżu, no tragedia ;p
;p
(ZAWSZE! <3) haha, spoko ;p nie no, dobrej pizzy to chyba nigdy za dużo, co? ;p o wiem, niespecjalne są ;p a jakie lubisz? ;>
czy coś ;p
o, to kawał drogi! jeżu, mój facet też chciał do Gdańska, coś wiem o dystansach po tym jego straszeniu ;p
tak, możesz przyspieszyć, wybacz, że nie napisałam wcześniej, ale jakoś mi to umknęło ;p ja teraz znikam znowu na trochę ;)]

Leo Rough pisze...

Widział, że po jego ostatnich słowach wreszcie zaszła w Spencer jakaś zmiana, choć nie potrafił się z tego cieszyć. Może, gdyby uspokoiła się i po prostu przyznała mu rację, że trochę przesadziła, wszystko byłoby w porządku - porozmawialiby już normalnie, bez zbędnych emocji, wszystko sobie wyjaśniając i nareszcie zamykając wszystkie te dramaty w przeszłości, pozwalając im odejść w niepamięć. Ale nie, nie mogli tak zrobić, bo Spencer wyglądała po tym na... na co najmniej nieco zagubioną. Leo nie potrafił inaczej określić tego stanu, w którym była teraz jego ukochana, bo ledwo potrafił przypomnieć sobie sytuacje, gdy ją taką widział. Było tak, jakby ogarniał ją wstyd, choć przecież nie miała ku temu powodów. Nie rozumiał więc, dlaczego w jej oczach znów stanęły łzy, a cała sylwetka wyglądała nagle na skuloną. Wystraszył się nawet, że może coś jej jest, że źle się poczuła, w czym z kolei nie byłoby nic dziwnego po wszystkich tych stresach, których ostatnio doznała. Ale nie. Spencer wyszeptała swoje przeprosiny, a potem opadła na brzeg łóżka, a on w pierwszym odruchu chciał natychmiast rzucić się w jej kierunku, usiąść tuż obok i po prostu przygarnąć ją do siebie, szepcząc, że nic się nie stało i wszystko będzie już dobrze. Nie potrafił jednak nawet drgnąć, więc tkwił przy oknie jak wrośnięty, słuchając jej kolejnych słów, które dotykały tematów dość delikatnych. Z każdą kolejną chwilą z jego twarzy znikało rozczarowanie i resztki złości, a w ich miejsce pojawiało się zdziwienie i... zrozumienie. Nagle wszystko nabierało sensu - gniew i wyrzuty Spencer, jej bezpodstawne oskarżenia. Tak, to brzmiało nieco bardziej rozsądnie.
- Głuptasie... - rzucił czule, gdy Spencer nagle zamilkła, a w następnej chwili już siedział obok niej, przyciągając ją do siebie i gładząc po włosach. Pocałował czubek jej głowy, a potem odsunął się, chcąc patrzeć jej w oczy, jak zawsze, gdy pragnął, by wiedziała, że jest z nią kompletnie szczery. - Nie masz żadnych powodów, żeby być zazdrosną o Val. Powiedziałem ci o tym, bo sam na początku źle się czułem, pracując z nią, ale możesz być pewna, że ona w redakcji zawsze zachowuje się w pełni profesjonalnie. Tylko raz rozmawialiśmy o tym, a od tamtego czasu jeszcze nie zdarzyło jej się wspomnieć czy choćby zasugerować, że znaliśmy się wcześniej ani że ze sobą sypialiśmy. Możesz być o to spokojna. Sądziłem, że po prostu powinnaś wiedzieć... - zakończył dość kulawo, bo było jeszcze wiele rzeczy, które chciał powiedzieć, jak choćby to, że jego szefowa jest w związku, co więcej - w szczęśliwym związku, ale Spencer doskonale o tym wiedziała, bo na wszystkich bankietach pojawiała się z mężem, który niemal nie opuszczał jej na krok. I chciał powiedzieć, że między nimi tak naprawdę nigdy nie było specjalnej chemii, ot, wylądowali w łóżku po jakiejś imprezie, a potem uznali, że było im ze sobą dobrze i można by to pociągnąć trochę dłużej - choć o takich szczegółach wolał już nie wspominać, by tylko nie pogorszyć humoru Spencer. Westchnął więc cicho, uznając, że musi teraz wyjaśnić tę drugą kwestię, o której wspomniała jego ukochana.
- I wiesz, Spencer... Ja nie przepadam za blondynkami. - rzucił, siląc się na żartobliwy ton, choć wyszło mu to raczej marnie. - Kocham twoje piegi. - dodał już poważnie, chwytając twarz ukochanej w dłonie. - Kocham cię całą, Spencer. Ubóstwiam każdy centymetr kwadratowy twojego ciała, każdą rzęsę z osobna, każdego małego piega. Chyba się powtarzam, co? - znów uśmiechnął się zaczepnie, gdy wspomniał o piegach, ale co mógł poradzić, że tak bardzo je lubił?! A potem, na potwierdzenie swoich słów, zaczął obcałowywać jej policzki, powoli, zupełnie tak, jakby chciał pocałować każdą małą, ciemną plamkę na jej skórze osobno.

Leo Rough pisze...

blee. jednak się nie rozkręciłam ;p
no przecież tak ładnie Cię prosiłam! :> hah, mam inny pomysł, zobaczysz :D chociaż lepiej by było, jakby Spencer zaczęła ten temat, nie ukrywam ;p lipa.
miałaś imprezę w parku, ej xD ja będę mieć tylko te koncerty i trochę fajnych atrakcji ;p no nie jadę, bo mnie to nie jara tak, jak jego ;p zresztą w prezent był wliczony wieczór wolny ode mnie xD dobrze jest przecież :> ale w sumie wczoraj to, hm, urywało dupę :D
aaaaaale cudnie! i jeszcze nie będzie mógł obić gościowi mordy, biedny Oskarek! ;p to już chyba jutro, bo dzisiaj mi się nie chce, znowu mnie głowa zaczyna boleć :/ odpiszę na metrze, jeśli dam radę, a potem spadam :)
mhm ;) przeważnie, właśnie ;p
taa ;p
e tam, kto Cię tam wie ;p no jasne, że tak. haha, taaa ;p też racja ;p nie no, aż tak źle nie może być! to moja siora mieszka na drugim końcu miasta, to jest zadupie dopiero! xD (nieprawda, mam do niej jakieś 10 minut... ;p) a, no to lajtowo ;)
(xD) rozkminiałam to Twoje "przejść" przez jakieś dwie minuty xD ale masz rację, może się przejść ;p nie wiem czym ;p o, też je uwielbiam! chociaż ja to ogólnie jestem maniakalny zjadacz płatków xD
głupia.
cudnie to wyszło, w sensie ta sytuacja na metrze :) i tak, Iya ciągle beczy, zresztą jej łez nie koniec, więc... no, mam jej trochę dość ;p ale spoko, przejdzie mi, jak już będzie sielanka i w ogóle :D TAK. WIEM. znaczy widzę się jutro z moją kochaną maturzystką i mnie zdążyła uświadomić, że kawkę wypije ze mną dopiero po tym, jak już odbierze pewien papierek ze szkoły ;>>]

Leo Rough pisze...

[transakcja wiązana, Iya i sielanka, sielanka i Iya, proste :D hah, no właśnie ;p aa, spoko. o, jaki bajer. i jak, dałaś radę przez internet? ;>
no i właśnie nie wiem, co z jutrem, bo plany mam bardzo luźne i nie wiadomo, co z nich wyjdzie, więc... tak, do spisania jakoś, już w sumie dzisiaj :D 3maj się, dobrej nocy i udanego piątku ;*]

Leo Rough pisze...

[dobrze było, mała aż tak źle na Ciebie nie wpłynęła :D mniam! ^^
spoko ;p hah, OK. zadowolona? ;>
pogoda średnia? ;) ja jadę na piana party :D więc nawet nigdzie nie zdążę Ci odpisać, bo tyle, co weszłam do domu, a za półtorej godziny wychodzę, muszę się zacząć szykować :D i jutro pewnie będę dopiero po południu, bo rano muszę się zerwać z łóżka i pobiegać znowu trochę po mieście ;) kupiłam buuuutyyyy :D xD znowu znaczy ;p
miłego wieczoru, baw się, Aguś :* do spisania niedługo! ^^]

Leo Rough pisze...

[mhm ^^
jest lepiej czy gorzej niż się spodziewałaś?
i jak było? ;> nie, właśnie nie z barmanem, bo to kumpele mnie namówiły i w sumie wyszło tak całkiem spontanicznie ;p on sobie dzisiaj pojechał na Stinga ;p widziałam, że zdążyłaś, ja dopiero niedawno dotarłam do domu, ale tę moją odpowiedź na metrze tworzę już od rana i dlatego taka z dupy, wybacz ;p jak się ochłodzi i wypiję kawę, to będzie ze mną lepiej :D o ile gdzieś znowu dzisiaj nie pójdę ;p haha, spoko ;p no wieeeem, że super, takie cudne sandałki z paseczków na koturnie, boskie są <3 :D
także tutaj odpiszę za chwilę, jak się jeszcze trochę ogarnę :>]

Leo Rough pisze...

[no tak, wybacz, moja powalająca logika (piłam wczoraj alkohol, to mnie usprawiedliwia trochę? ;>). i tak uczyłaś się dużo, więc nie gryź się tym za bardzo. i nie martw na zapas, bo przecież za dwa tygodnie dowiesz się, gdzie się dostałaś, wtedy będziesz myśleć, gdzie chcesz najbardziej iść :) właśnie, nie wiadomo, jak z progami, więc naprawdę nie zakładaj już teraz, że tu się dostaniesz, a tam nie - może być różnie. 3mam za Ciebie kciuki :) nie wątpię.
hah, spoko ;p bosko! piany było do pasa, wróciłam cała mokra, o makijażu nie wspominając - spłynął w tej samej chwili, w której piana zaczęła się lać xD trochę miałam końcówkę zjebaną, bo kumpela zaczęła mnie podrywać, przystawiać się i w ogóle, ale w autobusie już wytrzeźwiała i było OK, chociaż w sumie nie wiem, jak to teraz będzie. dziwna sytuacja w każdym razie ;p i pojechał ;< cokolwiek napisz, i tak dramaty są póki co OK :D o jaka lipa ;p mhm ^^
no nie wyszło, bo miałam trochę obowiązków, musisz mi wybaczyć, Aguś ;< postaram zaraz się do tego zabrać :>]

Leo Rough pisze...

Cieszył się, że Spencer opamiętała się i uspokoiła, a teraz nawet dotarło do niej, jak głupie było jej wcześniejsze zachowanie, ale nie przestał być czujny. Uważał po prostu, że musiała być jakaś głębsza przyczyna jej wybuchu, bo w innym wypadku z pewnością nie zareagowałaby aż tak emocjonalnie i gwałtownie. Coś mu umykało, a on kompletnie nie wiedział, co to takiego, i czuł się z tym źle. Chodziło przecież o jego ukochaną - coś ją dręczyło, z czymś miała problem, a on nie potrafił jej pomóc! Nie mógł też zapytać wprost, bo wątpił, by powiedziała mu o czymś takim, zresztą może nawet nie była tego świadoma. Najlepiej świadczył o tym sposób, w jaki zachowywała się teraz - skruszona i zawstydzona, jakby zrobiła coś złego, choć on właściwie był w stanie zrozumieć, że mogła stracić cierpliwość. Tym bardziej, jeśli rzeczywiście coś ją dręczyło.
Na jej pierwsze słowa skinął głową, czując falę gorąca. Miała rację - powinien był powiedzieć jej już wtedy, gdy zorientował się, że jego szefową będzie kobieta, z którą kiedyś sypiał. Tyle tylko, że potem odbył z Val poważną, ale też niezwykle krótką rozmowę, podczas której zgodnie ustalili, że tamto jest już przeszłością, do której nie ma potrzeby więcej wracać. Od tamtej pory stosunki między nimi były... po prostu normalne. W pracy dogadywali się świetnie, a i na gruncie prywatnym ich układy były dość przyjazne. Czuł się więc spokojny, bo wiedział, że tak już zostanie, ale mimo to bał się reakcji Spencer. Nie miał pojęcia, czy ona zdoła to zrozumieć i czy będzie mu ufać, także wtedy, gdy będzie musiał zostać dłużej w pracy albo wyjechać gdzieś z Val służbowo. Teraz wiedział, że będzie z tym dość trudno, nawet mimo tego, że Spencer, jak twierdziła, ufa mu.
Ale gdy usłyszał jej kolejne słowa, czerwona lampka w jego głowie zabłysła jaśniej. Nienawidził pytań, na które odpowiadał już wcześniej, tym bardziej takich, które dotyczyły jego uczuć. Według niego Spencer powinna to wszystko po prostu wiedzieć - to, ze kocha ją najbardziej na świecie, że jest dla niego najważniejsza i już zawsze będzie, że nigdy jej nie opuści, nie zdradzi i umyślnie nie zrani. Nie rozumiał więc, dlaczego znów o to pyta, ale nie mógł jej nie odpowiedzieć, gdy w jej głosie brzmiała powaga. Potwierdził więc swoje słowa sprzed wielu miesięcy, mówiąc, że nie, nie kłamał, a wszystkie te kobiety - jak raczył poprawić z lekkim uśmiechem ukochaną - nic dla niego nie znaczyły. Nic a nic. Ale słysząc kolejne pytanie Spencer, zadane, gdy leżał już na łóżku, niemal bezbronny, poddany jej woli, drgnął niespokojne. Jak miał odpowiedzieć?
- Tak wyszło, Spencer. Nie chodziło o nic specjalnego. - odpowiedział po chwili wahania, tak naprawdę nie wiedząc, czy mówi prawdę. Nie pamiętał już, jak to było, kto kogo zaprosił do tańca i o czym rozmawiali, leżąc w łóżku już "po". - Kochanie... - zamruczał, uśmiechając się, gdy przeszedł do odpowiedzi na jej drugie pytanie. - Z tobą jest mi najlepiej. Robisz takie cuda... - szepnął jeszcze wprost w jej usta, by zaraz potem pocałować ją, gwałtownie i mocno, by wiedziała, że nie chodzi mu o cuda, które przygotowywała w kuchni czy też akrobacje, jakie wykonywała na parkiecie. Rozmawiali przecież o łóżku...

[taa, bo masz o czym pisać, nie? xD wymyśl coś! tylko nie przyspieszaj jakoś specjalnie, bo Leoś musi o coś ważnego zapytać, ale w sumie może po seksie też, więc... jak wolisz ^^]

Leo Rough pisze...

[noo, wiem, wstyd mi ;p 29. października :D a w ogóle imprezę robię 27. sierpnia xD wpadasz? ;> miałaś przecież i korki, i tyle nad tymi arkuszami siedziałaś, że szok! zresztą, nieważne już przecież, ile się uczyłaś, nie? :> no tak, pamiętam, że się zastanawiałaś. rozumiem. no szkoda, ale masz też tę drugą biomedyczną, prawda? przecież wiesz, ze nie to miałam na myśli! ;p hah, no i dobrze, biomedyczna jest super ^^ a może jeszcze Ci się coś widzi, kto Cię tam wie ;p o jaa, to rzeczywiście masakra! kurde, ale jak to tak? o.O naprawdę nie rozumiem, jak można tej matmy nie zdać - bo polski to OK, zrobisz błąd kardynalny w wypracowaniu i już nie masz tych 30%. ale tak?
mhm, naprawdę polecam, nie wiem, czy kiedyś byłaś na takiej imprezie w pianie, ale WARTO :D no właśnie ciężko stwierdzić, nie znamy się za długo i nie wiem w sumie ;p ale wygląda na to, że jest bi, bo o męskich tyłkach gada z jeszcze większym zaangażowaniem niż ja xD no właśnie ;p widziałam! :D ja zaraz, znowu muszę poogarniać parę rzeczy w domu, bo cała trójka dzieciaków u nas dziś nocuje i się trochę tłoczno zrobiło xD
wiem, taki Leoś jest boski! :D
hah, no tak ;p nie no, nie ściemniam. ale pomyśl, w jakiej sytuacji mógłby zacząć panikować, że jego żonka chciałaby mieć kolejne dziecko? ;> wiem, wiem, będę się pilnować, czy coś ;p OK, będę pamiętać, no i postaram się ^^
aha, spoko ;p no tak, w sumie racja. e tam, to możesz zawsze gdzieś jechać dalej, jak Ci się atrakcje marzą ;p jaka lipa. ale i tak napiszesz tę notkę kiedyś, wyproszę ją u Ciebie, zobaczysz :>
no tak, biedaczysko ;p ;)
to nie usprawiedliwienia, tylko prawdziwe sytuacje, z którymi trza sobie poradzić ;p nie czepiam się, wdzięczna jestem bardzo właśnie :>
zobaczysz, Ciebie też to czeka na starość ;p haha, taak, to samo powiedziałam dzisiaj mojej siorze, jak przywoziła dzieciaki xD no jasne ;p
haha, spoko xD no właśnie ;p haha, kobiece hormony, co? xD]

Leo Rough pisze...

[bo się Karoli nie chciało więcej pisać xD ok, spoko ;)
dlaczego nie? ;p no bo robię z kumpelą z mojej klasowej paczki, a też chciałam w wakacje, wymarzyło mi się ognisko, taka duża impreza na działce i w ogóle ;p więc robię dwa miesiące wcześniej :D a potem i tak będę miała imprezę-niespodziankę, jak się ostatnio moja przyjaciółka wygadała xD zapraszam ^^ no tak, racja. zobaczysz jeszcze, a nóż widelec! :)) o, jaa, o tym nie pomyślałam w ogóle. głupio tak.
mhm ^^ w sumie nie wiem. najwyżej ją na następnej imprezie podpuszczę czy coś xD ha! barman by się z trójkąta ucieszył na pewno xD
ojaa, no to róbmy częściej takie wątki, żeby mógł być słodki, co? ;> najlepsze jest to, że ja z Dymkiem mam tak przez cały czas... on jest po prostu idealny! <3 nawet, jak jest wredny ;p
na przykład, jak jej przyjaciółki zaczną mówić dużo o dzieciach albo rodzina będzie dopytywać, kiedy pojawi się następny maluszek. ale mam jeszcze lepszy pomysł, ten zostawiam na wątek ;> a jaki masz pomysł, uchylisz rąbka tajemnicy? ;>
tak, jasne ;p no oczywiście, że tak! :D
;p
ej noo ;<
haha, jasne, wie xD mhm ;p
czy coś ;p
ok ;)]

Leo Rough pisze...

[cuudnie zakończyłaś :> zapyta, wiem nawet jak, ale to już jutro napiszę, bo muszę rano wcześnie wstać :/ jeszcze się nie zaczęłam pakować, a już miałam dzisiaj, zła ja ;p
haha, no tak, zapomniałam xD właśnie, wszyscy tak reagują xD haha, dokładnie! ;p OK :> no jasne! :) hah, no bosko. ale to co ona teraz? poprawkę będzie miała czy musi powtórzyć rok, bo się nie orientuję?
haha, no dokładnie ;p no właśnie! wiedziałam, że to dobry pomysł ;p normalnie mu jutro tym opowiem xD
no to super! ^^ a wiesz, że jak o tym dziecku będą rozmawiać, to też potem będzie słodki? jak się S. poryczy albo coś xD no wiem ;<
mhm, zostawiam :> no to trudno, wtedy pomysł przepadnie ;p o nie, nie ma tak! niech będzie niespodzianka... tym bardziej, że tak strasznie, strasznie się jaram tym wątkiem <3 ;p
no właśnie ;) a co? ;p
taak, jasne ;p
haha, dokładnie tak xD
to ja już teraz zmykam i postaram się odpisać rano, żebyśmy jutro jakoś te wątki zamknęły. Oskarkiem też chciałam coś napisać, ale to zależy, czy będę miała czas, nie obiecuję. dobrej nocy i do spisania jutro! :)]

Leo Rough pisze...

[odpisałam na metrze i na mejlu :D a teraz muszę znikać, bo trzeba się pakować i szykować, ale będę jeszcze później, tak po obiedzie, na trochę ^^ do spisania, miłego dnia :>]

Leo Rough pisze...

[postaram się, jak rodzice sobie pójdą, bo idą właśnie na te dni miasta z wnuczką, moja siostra ma tam spektakl :D naprawdę, będę walczyć o ten wątek ;> xD
dobrze, dobrze, zobaczymy ^^ mamy trochę czasu :> no nie, tylko mnie nie szantażuj! jeszcze czymś takim, jak wiesz, że mi też przykro i w ogóle ;< don't really like u now. no ale dobra. ja myślałam, że mogłyby mu się przypomnieć ich plany sprzed lat - dom, pies i gromadka dzieci. i tutaj mam kilka pomysłów, jak miałoby mu się to przypomnieć ;> no i można by to połączyć z wizytą jego matki albo Mary z dzieciakami, a potem już by poszło :D czyli w sumie nasze wizje się łączą ^^
odpisz :D jak będą dramaty, to odpiszę ;) serio uważasz, że jest kochany? ;> ja wolę, jak wchodzi w rolę playboya xD
OK ;) no nie spiesz się, bo rodzice jeszcze nie wyszli, a ja próbuję się spakować xD]

Agnes pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Leo Rough pisze...

[no właśnie nie, bo barman przyjeżdża dopiero wieczorem, teraz kaca leczy xD a ja biegam po domu w maseczce z glinką, przez którą wyglądam jak murzyn xD
bo małpa jesteś i tyle! ;p poproszę, nie wiem w sumie, co się głupio wahasz w ogóle xD oo, jak słodko, miło takie rzeczy przed wyjazdem na drugi koniec świata usłyszeć :D (a jak nie wrócę, to skasuj moje komentarze, OK? nie chcę, żeby barman się za dużo dowiedział xD) no to super, mogę się jarać :D ^^ o taak, to będzie boskie! :> a powiedz mi jeszcze, o co chodziło z tym, co pisałaś ostatnio, że ona tego do siebie nie dopuszcza, ale ją to dręczy...? ;p
jeżu, boskie Ci to wyszło! szczególnie ta końcówka, taka klimatyczna bardzo :D a ja już wiem, co odpiszę, arr, ale się jaram! :>>> haha, spoko ;p smaczny był? ;> o właśnie tak, taki z pazurem, czy coś :D hah, no wiem, bo to mój chłopczyk, musisz go uwielbiać! :>
znikam znowu, ale za jakąś godzinę powinnam przyjść i Ci odpisać :>]

Leo Rough pisze...

[no właśnie :D ;p
Ty to powiedziałaś, Moja Droga ;> opowiedz mi o obu! proszę ;> :>> mhm, właśnie ;p (dla tragicznie zmarłej koleżanki byś tego nie zrobiła?! ;< ale w sumie wystarczy skasować moją kartę, nie? :D) nie potrzebowałam Twojego pozwolenia ;p no taaaak :D nie, tylko troszkę, minimalnie! bo może mi to napiszesz w następnym komentarzu, ale ja już go pewnie nie odczytam, no i... lipa ;p
no ba! :D wiem :>> tak :D
to super ;) ja potrzebuję jeszcze z pół godziny xD]

Leo Rough pisze...

[bez komentarza xD o jaaaaaaaa, jaki bajer! jestem za! nawet miałam proponować jakieś dramaty z Jamesem, ale mi było maluszka szkoda ;p super :D a ten drugi? ;> pooowiedz :>> (kurde, rzeczywiście, jaka lipa :/ ;p) dobra, dzięki xD zołzaaa ;p ale spoko, odpiszę zaraz, dobra? spakuję się najpierw i w ogóle wyszykuję do wyjścia, a potem przyjdę i tutaj odpiszę. metro i na mejlu już masz, jak zauważyłaś pewnie, ale w sumie nie wiem, czy tutaj zdążę ;< w każdym razie jest, jak prosiłaś, wątek bez dramatów ^^]

Leo Rough pisze...

[o jeżu, jeżu, jak Ty sobie słodzisz, taka cudna Aga xD no tak ;p
e tam, nic dziwnego, cichaj ;p OK. muszę pamiętać o wielu rzeczach, niestety, przed tym naszym spotkaniem ;p wiem, na to jestem przygotowana już :D aa, no to tyle dobrze, że nie musi całego roku powtarzać.
hah, no wiesz, ja może też nie będę narzekać, nie? ;>>
dobrze, będzie słodki, mega słodki, jak już nam wyjdzie tak, jak powinno :D no wiem :/
nic, nic ;p
tak.
OK, zapamiętam xD

no widzę właśnie ;>> no i dobrze, niegroźne dramaty, o których oni nie wiedzą, że są niegroźne, są super ^^ OK, to jak tam chcesz ;)) dobra, będę czekać ;p (no dobra, to jest jakiś argument! jak to samo powiedziałam Bartkowi, to stwierdził, że muszę wrócić, bo mam uratować jakieś dzieci, ale wątek ważniejszy ;> xD) no może chciałam, nie wiem, to było dawno temu :> aha, OK, to rozumiem w sumie :D e tam, jeszcze będą mieć dzieciaka jakiegoś, na pewno xD no właśnie nie zdążę, Kochana, przepraszam Cię bardzo, ale Barman właśnie przyszedł, a ja jeszcze nie jestem do końca spakowana ;< i tak masz gdzie pisać, nie? ;> nawet możesz pomyśleć nad jakimś nowym blogiem, o! bo już szukałam ostatnio, ale blogosfera świeci pustkami - jak coś znajdziesz, to się nie krępuj wymyślić nam wątki, powiązania, wszystkie takie bzdurki, serio mówię! nawet mam nadzieję, że będą tu na mnie czekać oszałamiające propozycje... ;>> znaczy bez presji, nie? xD :* miał zapytać mój Leoś kochany o Lenę, ale w sumie już nie wiem, czy zapyta, zobaczymy, jaką będę miała wizję po powrocie xD znaczy dokładnie miało paść pytanie: "Czy to przez tę sprawę z Leną?", takie wiesz, bardzo domyślne, że mi chłopaczka oświeciło czy coś :D
no, także zmykam, bo na mnie krzyczy pewien przystojniak, że nie zdążę na pociąg, że NIE MA NA TO SZANS. są. tylko musi mi pomóc. ale jeszcze o tym nie wie xD 3maj się cieplutko, baw dobrze (ale nie za dobrze, skoro nie będziesz mnie o tym na bieżąco informować :D), MYŚL O MNIE! czy coś... :* i wiesz... jeśli nie masz nic przeciwko, wyślij na numer, który zaraz dostaniesz na mejla, swój adres, OK? ;> chciałabym wysłać Ci kartkę, tak jakbyś się nie domyśliła, ale jeśli nie chcesz podawać mi swojego adresu, to nie ma sprawy, wyślę tylko w Twoją stronę buziaka z Łeby :D albo i dwa, a co! numer należy do mojej siostry, bo ja nie odbieram teraz smsów, zepsułam telefon - tak dla informacji :) no, to do spisania w okolicach 11. lipa! papa! :* :* :*]

Leo Rough pisze...

[no to wysłałam Ci słodkie buziaki z Łeby, nawet więcej niż dwa, bo kilka razy sprawdzałam metro i pocztę i mi się przypominałaś :D a Agnieszka mnie chciała zamordować, ale to nic ;p dotarła przynajmniej do Ciebie ta moja miłość? ;> xD
w domu jestem od rana, ale niewiele spałam przez kilka ostatnich dni, bo aktywnie było, więc musiałam trochę odespać po powrocie do własnego łóżka ;p teraz się rozpakuję, posprzątam i poogarniam, a wtedy siądę do blogów, bo już mnie palce swędzą jak myślę o tych cudnych rzeczach, które trzeba napisać *.* Dymek mnie wkurzył, ale Martynkę to ja taką uwielbiam... :D do spisania, mam nadzieję ^^]

Leo Rough pisze...

Zwykle nie przepadał za tymi ich poważnymi rozmowami, które wymagały od niego cierpliwości, wyrozumiałości, ale też otwarcia się zarówno na rozterki i obawy Spencer, jak i na swoje uczucia. Najtrudniejszą częścią była zawsze diagnoza problemu, której często unikali jak ognia, bo było to jak przyznanie się do porażki: nie dopilnowaliśmy tego, pozwoliliśmy, żeby zepsuło się tamto, a tę sprawę głupio przemilczeliśmy. A dążenie do poprawy wszystkiego bywało... różne. Czasem wystarczyła chwila rozmowy, wdrapanie się na kolana i kolejna chwila spędzona na drobnych czułościach. A czasem, jak teraz, potrzebowali wyjaśnień i starannej analizy sytuacji. To tej właśnie części nie lubił najbardziej, bo zawsze czuł, że coś mu umyka. Gdzieś znikała zwykła mu podzielność uwagi, bo gdy myślał o swoich uczuciach, próbując ubrać je w odpowiednie słowa, gdzieś w międzyczasie umykały jego uwadze emocje targające Spencer. Wtedy czuł znowu, że rani ją, choć przecież walczył o to, by przywrócić jej spokój ducha. Ale potem godzili się wreszcie i wszystko prędzej czy później wracało do równowagi. Zawsze. Tak musiało być i tym razem.
Z zadowoleniem przyjął więc taki obrót spraw - uspokojenie ukochanej, zmianę jej nastroju, słowa, które nie miały już wcale tak wielkiego znaczenia, jak jeszcze chwilę wcześniej, choć tamte, wypowiedziane w gniewie, wciąż bolały. Czuł, że pozostało jeszcze coś niejasnego, coś, co powinni omówić, bo znów może wyjść na światło dzienne w najmniej odpowiednim momencie. Ale nie potrafił też o to zapytać, bo... jak? Nie chciał zranić Spencer, nie chciał, by czuła się skrępowana, zakłopotana, osaczona. Teraz pragnął już tylko chronić ją przed całym złem świata. Najchętniej zamknąłby ją w domu i nie wypuszczał, by nikt, Kat, Noah czy ktokolwiek inny, nie mógł jej więcej zranić. To oczywiście nie było możliwe, ale i tak czuł pokrzepiające ciepło, gdy myślał o tym, że przynajmniej tej nocy, w przeciwieństwie do kilku poprzednich, będzie zupełnie bezpieczna w jego ramionach. Odpocznie.
Nie spodobało mu się natomiast jej ostatnie pytanie, bo wydawało mu się, że po tym wszystkim, co zaszło dzisiejszego wieczora, daruje mu już podobne słowa. Starał się jednak rozumieć, że chodzi jedynie o to, by wreszcie zamknąć ten drażliwy temat i już nigdy nie wracać do tamtych dwóch lat, jak to planowali. Nie musieli, bo Leo już z czystym sumieniem, choć nie bez chwili zastanowienia, odpowiedział, że tak, to już wszystko, że nie ma dla niej żadnych więcej zwalających z nóg rewelacji. Tak naprawdę nie mógł mieć pewności, że to prawda, bo nie wiedział, czy Spencer nie chciałaby wiedzieć czegoś więcej, niż on uznał za konieczne jej przekazać, ale liczył, że to im obojgu wystarczy, by spać spokojnie. Poza tym... po tej rozmowie, gdy na światło dzienne wyszła sprawa jego próby samobójczej, te spędzone osobno dwa lata przestały przerażać go tak, jak wcześniej. Teraz zdawało mu się raczej, że były czymś w rodzaju potężnego kopniaka w cztery litery, po którym nareszcie mógł wziąć się w garść i doprowadzić swoje życie do początku. Przedtem był... śmieciem. Nie robił nic pożytecznego, miał leniwe, pozbawione sensu życie. Spencer odmieniła go. Teraz miał rodzinę, dobrą pracę, dom. I nareszcie był szczęśliwy.

Leo Rough pisze...

Znów poczuł na ustach wargi ukochanej, choć tym razem to on przyciągnął ją do siebie, nie na odwrót, ale nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Po prostu zbierał się na odwagę, by powiedzieć coś, co znów może nieco zepsuć im nastroje, choć miał nadzieję, że zupełnie nie zniszczy im wieczoru. Tłumaczył sobie, że koniecznie muszą porozmawiać i lepszej chwili już nie będzie, bo nie zdoła poruszyć tego tematu w chwili, gdy wszystko będzie idealne - to byłaby zbrodnia, czuł to. Musiał zapytać teraz i liczył, że Spencer nie spławi go, nie przełoży tego na później, wymawiając się zmęczeniem, na co on będzie musiał przystanąć bez słowa skargi, bo miała prawo po tym wszystkim czuć się wyczerpana. Mimo to zebrał się wreszcie na odwagę, odsunął ją nieznacznie od siebie i, zagryzając wargę, założył za jej ucho zbłąkany kosmyk włosów.
- Kochanie... Czy w tym wszystkim chodzi o Lenę? - zapytał wreszcie, ostrożnie dopierając słowa i pilnując, by także ton jego głosu był łagodny i delikatny.

[dobra, teraz tylko tyle, bo jeszcze walczę z walizką ;p
tak Ci uciekło? ;> mi się dłużyło, ale w taki przyjemny sposób :D co takiego porabiałaś przez ten czas, że Ci zleciał tak szybko, hm? ;> no spoko -.- ;p
o, no to super, że się zajmiesz, bo ja właśnie rozkminiałam w pociągu, co niby mam napisać, skoro on wychodzi już któryś raz... xD no tak, bo się Oskar może teraz swoim misiem pochwalić, choć zwykle nawet nie widać, że jakiś misiu może w nim siedzieć, nie? ;p spoko, dobrze było, a jeszcze się wczujesz ^^
nawias za jakiś czas :)]

Leo Rough pisze...

Nie mógł przypuszczać, że to jedno imię podziała na Spencer aż tak źle. Jasne, wiedział, że wspomnienia związane z jego przyjaciółką nie były czymś, co chcieliby przywoływać, ale nie spodziewał się, że niechęć jego żony sięga tak daleko. Chociaż nie, właściwie to, co zobaczył w jej spojrzeniu, to nie była niechęć. To było zaskoczenie i ból, jakby nie spodziewała się, że Leo może zupełnie świadomie zadać jej tak dotkliwy cios. A on po prostu nie miał pojęcia, jak źle może to na nią zadziałać! Już prędzej zrozumiałby jej złość, nienawiść skierowaną w niego lub Lenę, ale nie to...
Skruszony, w pierwszej chwili skulił się w sobie, nie mając pojęcia, jak zdoła cofnąć lub zamazać słowa, które już padły. Wiedział, że nie ma na to szans, ale i tak szukał w głowie czegoś, co mogłoby im teraz pomóc, co zatrzymałoby Spencer przy nim, gdy wiedział, że zaraz się odsunie, a wraz z tą chwilą odejdą nadzieje na spokojny wieczór, na chwilę odpoczynku, na głęboki oddech i westchnienie ulgi. Ona jednak jakimś cudem zdołała powstrzymać się przed ucieczką, a Leo spojrzał na nią z prawdziwym podziwem. Najwyraźniej nauczyła się lepiej panować nad sobą i swoimi odruchami. Kiedy to się stało? Dlaczego mu to umknęło?
A gdy zaczęła mówić, wszystko spięło się w nim gwałtownie, bo widział, jak w jej oczach zbierają się łzy, a wargi zaciskają się w cienką, białą kreskę. Miał ochotę sięgnąć do nich i sprawić, że się rozluźnią. Chciał pocałunkami zetrzeć z policzków ukochanej słone kropelki wędrujące w dół jej twarzy. Pragnął po prostu przyciągnąć ją do siebie i zapewnić, że to nic takiego, że już nieważne, że nie musi mówić. Chciał ją uspokoić, to wszystko, ale zdobył się na to dopiero, gdy zamilkła. Usiadł, natychmiast przygarniając ją do siebie ramionami i potrząsając lekko głową, zatrzymując tym samym kolejne słowa - zarówno swoje, jak i jej. Bo chciał coś powiedzieć, ale to było nie na miejscu, musiał się powstrzymać. Chyba nie był do tego tak przyzwyczajony, jak sądził.
- Już dobrze, Skarbie. - szepnął w jej włosy, gładząc je delikatnie, samymi opuszkami palców. Potem odsunął ją od siebie, ujmując jej twarz w dłonie, by spojrzała mu w oczy i wiedziała, że nie tylko mówi szczerze, ale mówi z samej głębi serca, jak zawsze zresztą, gdy mówił o swoich uczuciach do niej. - Kocham cię najbardziej na świecie, Spencer. To się nigdy nie zmieni, cokolwiek się nie wydarzy. Nikt, żadna kobieta ani żaden mężczyzna, nie może stanąć między nami, rozumiesz? Miałaś prawo czuć inaczej, ale teraz dopilnuję już, żebyś nigdy więcej nie musiała obawiać się w ten sposób o nasze małżeństwo, dobrze? Obiecuję. - mówił, z pasją i prawdziwym zaangażowaniem. Miał wyrzuty sumienia, ale nie dlatego zdobył się na tę obietnicę. Musiał walczyć o nich, walczyć na każdym kroku. I chciał tego. Wciąż jeszcze przeklinał dzień, w którym Lena pojawiła się w jego życiu, choć przecież na początku wprowadzała do niego dużo światła i radości. Do czasu, aż przestała być to tylko przyjaźń. Czy to znaczyło, że miał rezygnować z kontaktów ze wszystkimi kobietami poza Spencer? Na pewno nie zamierzał o żadne zabiegać. I wiedział, że będzie dużo ostrożniejszy.

Leo Rough pisze...

[dobra, wiesz, że muszę się jeszcze wkręcić, nie? ;p także wybacz jakość tego czegoś. no i przypomnij mi znowu, co teraz piszemy, po tym wątku? ;> bo ja jestem myślami już przy tej rozmowie o dzieciaczku... :D
aa, no to i tak aktywnie spędziłaś ten czas ;) i jakie masz plany na następne tygodnie, hm? znalazłaś już jakąś pracę, zaplanowałaś wyjazd? ;> no i jak ze studiami? wiesz już coś? :)
ech, trudno, następnym razem postaram się bardziej :D
jasne, wiem, ale dobrze, że coś wymyślisz ;p będzie misiu, wygadałam się, no ale będzie ;p tak będzie ;)
może zawitam, prawie na pewno zawitam ^^ w przyszłym tygodniu jadę jeszcze do Gliwic zobaczyć się z kumplem, którego poznałam w Łebie, a potem mogę jechać do Krakowa, nawet rozmawiałam już z Agnieszką i ona jest chętna mi potowarzyszyć, choć chyba faceta sobie weźmie, zobaczymy :D mogę się już jarać? ;>
Ty zawsze jesteś boleśnie szczera, przywykłam ;p
hah, spoko ;p nie, nie na karteczce - w kalendarzu :D no tak, w sumie racja, jakoś nigdy o tym nie myślałam za bardzo ;p
no chyba, że my z koleżanką zajmiemy się sobą, a on zostanie taki bidny, tylko patrzeć będzie mógł ;p chociaż i tak nieźle, pornos na żywo, nie? xD
no... czy coś ;p oj, dobra, zapamiętam - będzie słodki, skoro może w ten sposób odzyskać Twoją przychylność :D
ale co przemyślałaś, bo nie pamiętam? tego chorego Jamesa, tak? ;p nie wiem... ;p (hah, no właśnie! ;p jakoś tak wyszło wtedy, bo nade mną wisiał xD) oo, jak cudnie ^^ :D no dobra, nie ma sprawy ;) o, czyli jednak było aktywnie ^^ nie, nie wyszły penisowe ani nic, nie martw się ^^ no dobra, masz rację, do takich samych wniosków sama doszłam ;p
haha, ta, czy coś ;p a jak dokładne? ;> bawiłam się cudnie, pogodę miałyśmy świetną, bo cały czas świeciło słońce, Agnieszka nauczyła mnie skakać na falach i korzystałam z nowej umiejętności do czasu wypadku. w sumie prawie zginęłyśmy we wtorek, bo wpadłyśmy na takie ukryte pod wodą falochrony i... no, ja prawie utonęłam, bo średnio pływam, ale poza tym, że się nałykałam morskiej wody, to tylko nogi i ręce mam poranione. ale wróciłam :) no i poznałam mnóstwo ludzi, facetów głównie, bo jak takie dwie laski poszły na miasto, to się wszyscy oglądali ;p a ostatnie dni spędziłyśmy z Kordianem (tak go przechrzciłam z Krystiana, bo się okazało, że nie mam pamięci do imion ;p), tym, z którym się widzę w Gliwicach właśnie. taki zajebisty facet, jakich mało, serio! megaprzystojny, zabawny, ale z takimi manierami, że aż byłam w szoku! dżentelmen po prostu, no i dżolero też, ale to już swoją drogą :D i bawiłyśmy się w takim klubie przy plaży co wieczór, gdzie serwowali jedyne w Łebie drinki ze świeżych owoców, takie wiesz, robione na naszych oczach, prawdziwe drinki - aż mi moje kochanie zazdrościło, musiałam zdjęcia robić xD a te dni Łeby to w sumie nie było nic specjalnego - ot, więcej ludzi na ulicach, że się nie dało przejść, jakiś koncert w centrum, no i taki fajny kiermasz, że można było trochę pamiątek i w ogóle fajnych rzeczy nakupić ;p i byli poprzebierani ludzie, ale tego to akurat nie ogarnęłam xD]

Agnes pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Leo Rough pisze...

[to nawet pocieszające ;p aa, no tak. a zrobimy to następnego ranka? znaczy wiesz, Leoś się będzie chciał jeszcze godzić, kawka, słodkości, te sprawy, a S. się spakuje i pojedzie, hm? ;> bardziej dramatycznie ;p no właśnie...
no, ale to i tak wiesz, o co mi chodzi ;p o, szkrab! :D moje dzisiaj były wszystkie trzy, musiały się przywitać z ciotką, nie? ;p haha, no spoko ;p a czemu nie możesz ćwiczyć? to szukaj, szukaj, ja już też dzisiaj zaczęłam ;p to gratuluję pani studentce, znaczy tak, hm, wstępnie, czy coś ;p ja tam się na tym nie znam, ale skoro zawsze może wyciągnąć papiery i potwierdzić gdzieś indziej, to tak chyba najbezpieczniej, nie? :>
mhm ;p
o, jak słodko! wabiona tą obietnicą już tam odpisałam, wiesz? ;> ;p spoko ;p noo... :>
ale Ty się nie jarasz, a to wszystko psuje ;p no weź, nie mów, że tylko z grzeczności mi powiedziałaś o tym Krakowie, bo się obrażę ;p a jak mnie tam nie chcesz, to po prostu powiedz - o to akurat się nie obrażę xD
mhm ;p
spoko ;p no też tak myślę :D haha, właśnie ;p
no nie, może nie tylko, sama nie wiem ;p hah, ok ;p
aa, o to chodziło. e, zołza jesteś ;p postarzałaś się po prostu, spoko, byłam na to przygotowana ;p ale mnie nie zostawiasz? i naszych wątków ;> no bo, kurczaki, za dużo tam tych penisów używałam i musiałam teraz się na łagodniejszą wersję przerzucić ;p a w domu w ogóle mówię "ciałka jamiste", bo mamę nawet "penis" albo "prącie" razi xD no tak ;p
weź, daj spokój, plaża była pełna ludzi, tak samo w morzu się mnóstwo cielsk kąpało, a jak tam wpadłam, to nikt mi nie pomógł, myśleli, że se jaja robię. sama się uratowałam, o, ale z wody wychodziłam na miękkich nogach. i zostawiałam na piasku zajebiste czerwone ślady xD nie mogę nosić długich spodni, bo mnie boli xD ale nie no, serio, nawet nam ten Kordian mówił, że jak szłyśmy razem po plaży, to się wszyscy faceci obracali, niezależnie od wieku czy stanu cywilnego :D no, ja też :D tylko te pamiątki na nogach trochę lipne, ale może zejdą niedługo, mam nadzieję ^^
to spadaj już do łóżka! ja idę, bo w pociągu mi nie dali spać ;< postaram się wpaść rano i poodpisywać ^^ kolorowych!]

Leo Rough pisze...

[no to super :) że coś tam wiesz, nie wiem, nie chce mi się sprawdzać ;p
no jasne ^^ CO?! dlaczego masz SZEW na BRZUCHU?! wtf? no nie dziwię się. poza tym trzeba o takie rzeczy, jak szwy, dbać, a nie ćwiczyć i w ogóle, także dobrze, że siedzisz na dupie ;p mhm ;) dopiero za rok, całe szczęście! ;p no tak. to już musisz to sobie dokładnie przemyśleć :>
marudzisz, że miało być inaczej, a było świetnie! podjarałam się i odpisałam już, resztę na razie zostawiam, bo zgłodniałam i muszę sobie zrobić kanapkę ;p i w sumie to chyba na mejlu odpiszę teraz, bo tutaj znowu będę pisać to samo xD
no dobrze, może być też tak, chociaż i tak zraniłaś moje biedne serduszko... jutro będę wiedziała coś więcej :) tylko powiedz mi, kiedy Tobie najbardziej pasuje? :> postaram się znaleźć najlepszy termin ^^
;p
nie no, nie tylko dlatego, przecież to Leeeeeooooooś :D
e tam, nie słodź se tak xD nie czepiaj się już ;p raczej nie? znowu łamiesz mi serce... ;<< ja nie przeklinam właśnie, tylko tam jakoś mi się te penisy spodobały xD już mi przeszło w sumie, jak w domu trochę posiedziałam ;p można ;p
pewnie masz rację, mam nauczkę już teraz. bo chciałabym te szramy zakryć! ;< nie, to nie ten typ, który się podlizuje :D no właśnie xD dzięki za pocieszenie -.- póki co tylko o traumie przypominają, niestety.
... a ja dotarłam dopiero teraz, bo przez cały dzień miałam takiego lenia, że prawie z łóżka nie wychodziłam xD jutro dopiero wychodzę na miasto pozałatwiać wszystkie sprawy ;p także teraz kanapka i mejl ^^ :D]

Leo Rough pisze...

[;p
o jeżu, weź, wystraszyłaś mnie -.- zrobiłaś tę swoją wyliczankę wczoraj i o żadnych wypadkach ANI zabiegach nie wspominałaś, więc skąd mogłam wiedzieć? no ale teraz już wiem, zresztą wspominałaś kiedyś o tych pieprzykach. ten pod pachą to rzeczywiście nie dziwne, że boli, ale też uważać musisz na to, nie? :> więc uważaj, no. haha, jasne ;p nie strasz, proszę! ;p no tak.
no to mi opowiedz, wyobrażę sobie ;p trzeba było powiedzieć, że ma być wściekła xD ale spoko, dobrze było, słooodko :D haha, spoko ;p odpisałam ^^
och, no tak, spoko, ogarniam ^^ no to wtorek albo piątek, skoro weekend odpada :>> super :D
nieprawda ;p
dużo, wiesz przecież, że mam problemy z pamięcią! xD no to całe szczęście, że póki co mi nie uciekasz :> o jaaa, jak słodko... <3 dobra, już mi się humor poprawił :D dzięęęęęęki :D mhm ;p
tak właśnie ;p bo to brzydkie jest! xD dużo szram właśnie, jedną bym przeżyła chyba. zresztą nieważne ;p no pewnie, nie miała wyboru! ;p taa ;p
OK, to odpoczywaj, czy coś ;p no wieem, wybacz. po prostu lepiej mi się wieczorami pisze, mam spokój i w ogóle :) poczekam, poczekam, może jeszcze tu odpiszę, jak mnie wena najdzie ;p]

Leo Rough pisze...

[zołza ;p o większości ważniejszych rzeczy, a to nie była przecież bzdura, nie? ;> oj tak, w poniedziałek, no to rzeczywiście, całe wieki temu! mam nadzieję, że wiesz. o, no to spoko ;p kurde, przydałaby mi się taka siostra xD no nie, wcale nie straszysz, tak tylko na początku wakacji pieprzysz mi o wrześniu, maturze i innych takich -.- ;p wiem, że wiesz :>
żebym się mogła pojarać, po to! :> spoko, niech będzie, że ogarniam ;p no wiem, bo Ty miłe dziewczę jesteś czasami, znaczy zdarza Ci się ;p mhm ^^
OK :D a ja się muszę jeszcze ze znajomymi dogadać, także wiesz, też nie do końca ode mnie ;p hah, spoko xD to może klina ze sobą przywiozę? ;> xD haha, spoko, OK, to postaram się zmieścić przed weekendem :D
;p
e tam, nie pomoże xD już mam tyle tych karteczek wszędzie, że nie ma szans, żeby pomogło ;p no ba! :D a co, że niby dla Ciebie nie? ;> no miałam, chociaż nie przez Ciebie, możesz mieć spokojne sumienie :>
haha, no świetnie, bosko po prostu xD ale w sumie masz rację, do wesela się zagoi, jakoś to teraz przecierpię :>
no właśnie mówisz, ale już trudno ;p ale czemu "niby"? ;> xD spoko, spoko ^^ o, złe ludzie. a ja spałam caaaały dzień, tylko jutro będę biegać :/ raczej się nie musisz spieszyć ani nic, bo jak coś, to tutaj mogę jeszcze odpisać, nie? ;> więc miłego dnia jutro i w ogóle, do spisania, ciao! ;*]

Leo Rough pisze...

[oczywiście, jak zawsze ;p ;) no dobrze, ale mogłaś o tym wspomnieć, jak miałaś zamiar później na szwy narzekać! a nie mnie straszyć... :/ tak mi się właśnie wydawało, że głupia nie jesteś :> haha, no widzę właśnie ;p spadaj -.-
jeżu, jak ja nie lubię, jak piszesz "peszek" -.- xD no właśnie! lubię brutalnego Dymka, szczególnie jeśli chodzi o Iyeczkę, która to strasznie przeżywa :D oczywiście, skoro wolisz tak myśleć... :>> no widzisz! prawda, że słodziak? ;> chociaż miało być jeszcze trochę inaczej, ale to może mi wyjdzie później ^^
no tak, bo się boję, że się okażesz jakimś mordercą albo wampirem, albo czymś równie strasznym... ;> nie no, barman mnie nie puści samej po prostu, więc sobie wezmę kogoś do towarzystwa :D tak się mówi, że na kaca najlepszy klin, nie? ;> :D a co, zależy Ci może? ;>>
wiem, ale co poradzę? ;p a, no tak, rzeczywiście ;p mhm ;)
;p no tak... ;p
haha, jasne xD spoko ;p no właśnie zauważyłam wczoraj... ;p ale spoko, ogarniam, że musisz odespać :> a mi się nie chce... ;p widziaaaałam <3 spoko, mówiłam, nie spiesz się ani nic :> ja teraz też mam trochę roboty, jakieś śniadanko i inne bzdury, a potem siądę do metra :>]

Leo Rough pisze...

[:D niee, ja się nie czepiam, coś Ty! ;p ach, no tak, bo Ty zły człowiek jesteś, w sumie, czego ja się spodziewałam? -.- xD spoko ;p małpa! xD
no właśnie dlatego, że jest takie ironiczne i lekceważące, a fe! ;p 3mam za słowo! :D ^^ e tam ;p no jasne, że strasznyyy! :D bo miało być takie bez wahania, ale nie wyszło xD
właśnie tak myślałam... no właśnie ;p ale nie, ja się z Tobą zobaczę sama, oni sobie pójdą połazić po Krakowie osobno ;p nie gadaj! ;p ja nie mówię, że na siłę, pytam, czy Ci zależy... ;>
haha, taa, tyle tylko, że ja nie jem wcale xD ;p
a to źli ludzie! ;p nie wolno Ci się rzucać, ej, nitki masz! -.- ;p ej no... nie bądź taka! ;p a, no tak, dobra, to ja jednak spinam dupę i odpisuję :D czyli przez cały tydzień nie będzie Cię na blogu, tak? ;< (jeszcze tego śniadania nie zjadłam... xD)]

Leo Rough pisze...

[nigdy! :> ja też nie ;p haha, jakie rozdwojenie jaźni xD e tam, nie zrobiłabyś mi tego :>>
ech, zołza jesteś... ;p pamiętam, pamiętam, już się nauczyłam przy Tobie, że na takie drobiazgi muszę zwracać uwagę ;p jak mogłaś?! przecież to było jasne, że taki zakochany jest po prostu... kochany :D no ;p
ale wiesz, przynajmniej będą w tym samym mieście, nie? xD to jak będziemy kiedyś razem pić, to Cię nauczę xD nie wiem... może ;> e tam ;p
nie smaruję ;p albo majonezem, jak mam smak xD
właśnie po to, żebym na Ciebie pokrzyczała i żebyś bardziej na siebie uważała, o! tak! znaczy nie, ale możesz się bać ;p :* taka! xD spoko, jakoś to przeżyję ;p tym bardziej, że ten przyszły tydzień i tak mam dość zajęty, także tylko wieczorami mi będzie smutno i pusto ;< ;p (już! zjadłam i odpisałam na metrze! i mejla widziałam :D kurde, weź, nie odpisuj nigdzie, bo muszę iść sprzątać i nie dam rady nic naskrobać ;< a właśnie, potem obiad xD)]

Leo Rough pisze...

[to się nazywa: FAZA WYPARCIA, Moja Droga ;** spokojnie, dotrze to do Ciebie w swoim czasie, a wtedy... no cóż, sądzę, że coś się będzie dało z tym zrobić :D xD powiedziałabym raczej,że mam taką nadzieję :>>
nie przywykłaś do tego? ;p dobra, postaram się ;p noo... haha, no tak, więc w sumie nic się złego nie podziało :D ;p
niby? xD spoko :D to "może" to była moja forma obrony, a Ty tutaj takie... ;< ;p
e tam suche, plasterek sera, pomidor i gra! :D ja nie ogarniam ludzi, którzy jedzą masło, fuj! xD
weź, nie rób mi tego, już będę grzeczna! ;p hah, no powinnaś ;p jeśli nie będziesz czuła takiej potrzeby, to nie widzę powodu, żebyś się miała zmuszać, aczkolwiek byłoby miło, gdybyś mi odpisała :> dostatecznie to dyplomatycznie zabrzmiało? ;> xD to uwierz! ;p (mhm ^^ spoko Ci wyszło :>> no to się napatrz :D ja zjadłam obiad, posprzątałam i jeszcze zdążyłam się na godzinkę zobaczyć z moim kochaniem, bo zaraz do pracy biegł ;p a teraz jeszcze muszę skończyć prasowanie i dopiero siądę do wątków, niestety ;< ale Ty znajdziesz sobie zajęcie, a ja postaram się odpisać jak najszybciej ^^)]

Leo Rough pisze...

[PRZYJĘŁAŚ DO WIADOMOŚCI? xD ja jestem, ale akurat nie teraz, o niee :D ;p serio tego chcesz? ;> ech, no wiem ;p
na kochaną zołzę to sobie trzeba zasłużyć, a w stosunku do mnie to Ty sobie tylko zołzujesz tak zwyczajnie, wrednie, o xD (a ja dalej się na to nie przestawię, przykro mi ;p) no tak ;p
hah, spoko, będę pamiętać ;p weź, spadaj xD
no to jest ogórków, kiełków albo serka topionego xD a wiesz, teraz mi się przypomina, że już miałyśmy rozmowę o maśle i się też upierałaś, że z jest "smaczniejsze" xD
ejjj ;< ;p o fuck, serio? o.O to lecz się jakimś wapnem, nie? masakra. nie miała być oficjalna tylko dyplomatyczna właśnie, nie ogarnęłaś? ;p spoko ;) ale myślałam o Tobie i o naszych wątkach! :>> a to się liczy, chyba xD nie, nie jesteś aż taka zła, przecież jesteś kochana zołza... :D jak to nie widzisz? ;< (no i gites, dobrze było ^^ haha, spoko, i tak nie ogarniam tego... napatrzania się, czy coś xD a ja miałam taki dziwny wieczór, że szok. normalnie robiłam wszystko i mi czasu brakowało, jeszcze teraz będą chyba w książkach sprzątać, no i tutaj postaram się odpisać, skoro moich rodziców i tak nie ma ;p)
dobranoc :))]

Leo Rough pisze...

Niesamowicie trudno było mu patrzeć na taką Spencer - zrozpaczoną, rozbitą, zranioną. Szczególnie gdy wiedział, że to tylko i wyłącznie jego wina. Całe ciało bolało go, a w gardle narastał głuchy jęk, który z trudem powstrzymywał, wiedząc, że teraz nie wolno mu obarczać ukochanej czymś takim. Miał być dla niej oparciem i pocieszeniem, a nie dodatkowym ciężarem, gdy na swoich barkach niosła już tyle problemów. Nie powinna być z nimi sama, powinien odciążać ją zawsze wtedy, gdy był w stanie to zrobić, a czuł, że kilkakrotnie zawiódł Spencer w tej kwestii. Chciał to naprawić, ale błędów z przeszłości nie mógł już cofnąć ani wymazać - mógł tylko starać się sprawić, by jego żona o nich zapomniała, skoro już zdołała mu to wybaczyć. To nie miało być łatwe, ale walczył o to. Może teraz nie było tego widać, bo znów, lekkomyślnie, wspomniał o Lenie, ale zwykle rzeczywiście kierował się tylko dobrem ukochanej. I teraz też tylko to miał w planach.
Słysząc jej słowa, a potem gorzki, nieprzyjemny śmiech, Leo cały spiął się, podenerwowany i zaniepokojony. Nie spodziewał się z jej strony takiego wyznania, bo też chyba nigdy nie dała mu odczuć, że dręczą ją podobne myśli. Była niezastąpiona od samego początku, była wszystkim, czego pragnął i potrzebował, o czym marzył. Z żadną kobietą nie mógłby być tak szczęśliwy jak z nią, żadnej nie mógłby pokochać tak szaleńczo jak jej. Więc gdy poprosiła, by jeszcze raz powiedział jej, jak bardzo ją kocha, zaczął szeptem opowiadać jej o tym, jak wiele jej zawdzięcza, ile światła wniosła do jego życia, jak go odmieniła. I mówił coś o jej piegach, jak zwykle, wiedząc, że to nieodmiennie wywoła na jej ustach uśmiech, i o Jamesie, przypominając, że tylko ona mogła dać mu tak wspaniałego syna. Jednocześnie swoim dłoniom pozwolił błądzić po jej plecach i ramionach, aż wreszcie zsunął jej niżej, na talię Spencer, by jednym zgrabnym ruchem obrócić się razem z nią na łóżku, aż ona opadła na materac, a on zawisł tuż nad nią. Wsparł się na łokciu tuż przy jej głowie, a wolną ręką odsunął z czoła kosmyk włosów, z leciutkim uśmiechem nawijając go na palec. Głos miał teraz jeszcze cichszy i bardziej chropowaty, jak zawsze, gdy chciał swoimi słowami sprawić ukochanej jeszcze większą przyjemność.
- Kocham cię, kocham, mój Chochliku...
A potem pozwolił, by ich wargi, które dotąd ocierały się o siebie, gdy mówił, wreszcie połączyły się w pocałunku. Na początku pieścił usta ukochanej delikatnie, wkładając w swoje ruchy całą czułość, na jaką było go stać, by z każdą chwilą napierać na nią coraz mocniej, z coraz gwałtowniejszymi emocjami. Jeszcze nie pozwalał, by opętała go żądza, bo wiedział, że wtedy wszystko potoczy się za szybko. A tej nocy chciał, by Spencer poczuła się dopieszczona, by do samego rana niczego jej nie brakowało. Pozwolił więc ciągnąć się ich pocałunkom w nieskończoność, dłonią jedynie dyskretnie pobudzając jej ciało, aż poczuł pod palcami, jak drży i wibruje, spragnione czegoś więcej.

Leo Rough pisze...

[nie widziałam, a właściwie już tak ;< cholera, bez niego ten serial nie będzie już taki sam! i w ogóle szkoda kolesia, miał się hajtać z Leą... ;<<
odpisałam na metrze, a teraz muszę ogarnąć do końca obiad i na 16 idę do kościoła :> także do spisania później ^^]

Leo Rough pisze...

[no pewnie nie ;< właśnie, ten serial już nie będzie miał prawa bytu! chociaż tych nowych można lubić, szczególnie tak teraz, już po zakończeniu sezonu ;p
widziaaaałam :D w ogóle mam teraz problem z Iyą, ale to coś wymyślę, na mejlu odpisałam :>> w porządku, możesz sobie odpuścić, jeśli chcesz, może się nie obrażę ;p
ja zaraz znowu będę musiała wyjść, ale to tak tylko na pół godzinki, bo tacie w pracy muszę coś tam pomóc z komputerem :> więc metro gdzieś tak w międzyczasie odhaczę ;)
FAZA WYPARCIA W PEŁNI! xD e tam, nie znasz się ;p ju low mi :D a, no to tak, choćby wcale xD
a to jest jakaś różnica między tymi pojęciami? ;> xD (do tego też przywykłam ;p)
haha, już zapomniałam i musiałam sprawdzać, o co chodziło xD ja też nie ;p ok ;p
ech, dobra, nieważne, i tak się nie dogadamy przecież xD masło jest po prostu NIEDOBRE i tyle ;p taa xD
nieprawda, kłamczucha! ;p wyobrażam sobie - mnie swędzą moje strupki, bo się goją NARESZCIE <3 zejdzie, tylko nie drap ani nic! haha, spoko xD to na przykład, że teraz w większości przypadków wiem, co pisać, o! :D :>> NO UDAŁO MI SIĘ, BRAWA DLA MNIE! :D spoko ;p bo ślepa jesteś! ;p (nie, weź, nie ogarnę tego NIGDY! no chyba, że chodzi o koszykówkę i przystojniaków poruszających się tak szybko, że nawet tego nie widać, i jeszcze jak można sobie w pierwszym rzędzie posiedzieć i piłką oberwać <3 xD nie chce mi się go googlować ;p już spakowana? ;>)
btw. nie wiem, czy pamiętasz, ale ja teraz nie odczytuję smsów, więc jak coś, to będę do Ciebie pisać od kogoś :) bo w sumie dalej nie wiem, kiedy przyjadę, a trzeba się będzie jakoś dogadać, nie? ^^ chyba, że już mnie w tym Krakowie nie chcesz... ;p]

Leo Rough pisze...

[zdecydowanie. o ile jeszcze będzie... ;< haha, zaległości w serialach, wieeem xD no, to już zależy. zobaczysz i sama ocenisz ^^
no bo właśnie nie wiem, jaka ma teraz być. podobał mi się pomysł, żeby zrobić taką biedną, zahukaną Iyę, trochę tak, jakby Dymek się nad nią znęcał - oczywiście nie tak świadomie, tylko ona by sobie za dużo dopowiadała, jak teraz :D oczywiście miałaby chwile tej takiej dawnej, radosnej Iyeczki. zresztą zobaczę, jak mi to wyjdzie, nie będę się spinać ;p naprawdę sądzisz, że nie mogę? :/ no właśnie nie luzik, bo nie lubię, jak mnie zostawiasz bez dramatów ;< ;p
;)
ZNAM ;p nieprawda ;p będę :D mniejsza ;p
jak tam wolisz ;p (próbowałam, ale nie wyszło, więc się poddałam ;p Ty zawsze tak tylko ostrzegasz ;p)
;p
no właśnie ;p e tam, bzdura ;p
niee, nie ma mowy, wiedziałabym xD mhm ^^ no właśnie tak myślałam, że się boisz, że z takimi do ślubu pójdziesz... a tu - do wesela się zagoi! :>>> mniejsza... ;p DZIĘKI :D pewnie jestem ;p (wiem, zauważyłam ;p ogólnoświatowych to ja też nie, oglądam moją miejską drużynę, jak już :D WIEM ;p haha, no właśnie ;p o, to i tak nie przebije perypetii z soczewkami mojej kumpeli w tej Łebie, jeżu, czego ona pod nimi i na nich nie miała... xD jeżu... xD o jaaaaaaaa! jaki słodziak, taki w moim typie też :D lubisz wysokich? ;> ;p haha, no spoko ;p)
staram się, ale Ty jakoś nie łapiesz moich aluzji... ;p teraz się okazało, że nie mam z kim jechać ;<]

Leo Rough pisze...

[w ogóle, kurde, szkoda faceta. weź, jak ja to przeżywam :/ brawo ;p
no dokładnie xD na początku może nie być, czemu nie? ;> zawsze mamy takie sielanki, sranie serduszkami i te sprawy, teraz możemy mieć trochę, hm, poważniejsze dramaty, czy coś ;p zobaczy się ;)
żebyś się nie przeliczyła ;> o widzisz, to ja właśnie wolę się jarać, a tak... łe, nie mam nawet o czym myśleć w poczekalni u lekarza czy w autobusie jak zapomnę wziąć książkę ;p ale niech będzie... ;p
ZNAM! ;p ściema... ;p dzięki? ;> ehe ;p
(tylko w takich drobiazgach :D aż, aż, niech będzie ;p)
taa ;p
mogę, mam wakacje! :D haha, leń! ;p weź, ja też jestem w biol-chemie, co więcej, w FARM-CHEMIE, widzisz, nawet farmakologicznie jestem to w najgorszym wypadku w stanie poprawić, czy coś ;p no nie wiem, lubię to słówko ;p NO DZIĘKI! :D taa ;p (no widzisz :D ech... ;p haha, no właśnie ;p och, no to idealnie! rwij go! xD)
złośliwa, kochana zołza! ;p nie tym razem właśnie ;< jak nie da, to najwyżej nie pojadę pociągiem, tylko busem, barman się nie będzie miał czego przyczepić :D przyjadę no, przyjadę ^^ ale mogłabyś jednak okazać minimum entuzjazmu... ;<
OK, widziałam już metro, będę miała teraz nad czym myśleć :D może do zobaczenia - jak to cudnie wygląda, takie o, napisane! :D bezpiecznej podróży, no i dobrej zabawy! do piątku (oby!) :*]

Leo Rough pisze...

Seks nigdy nie był dla nich najważniejszy, ale nie mogli zaprzeczyć, że był w ich związku istotny. To w ten sposób zwykle przekazywali sobie, jak bardzo się kochają, bo tutaj nic nie zmieniało się od samego początku - zawsze było im ze sobą doskonale, nieważne, co się działo poza sypialnią. Także po kłótniach szukali siebie w ten sposób, bo dzięki temu mogli poczuć się bliżej, przypomnieć sobie, ile dla siebie znaczą. Dlatego też Leo nie dziwił się specjalnie, że ostatnio było między nimi tak źle, skoro ostatni raz kochali się... jeszcze przed Nowym Rokiem! Widać było po nich, że brakowało im bliskości, siebie nawzajem - gdyby nie to, pewnie nie doszłoby do kłótni o wizyty Spencer u Noaha, Leo nie poleciały do Murine, Kat nie miałaby okazji, by się wygadać, a w rezultacie wszystko byłoby w porządku. W domu jego matki nie mieli ku temu okazji, bo jej sypialnia znajdowała się za ścianą, zresztą Leo przez długi czas miał blokadę, zestresowany wszystkim tym, co się działo. A wystarczyłoby tak niewiele, by uzdrowić ich związek, by wszystko było w porządku...
Teraz jednak jakimś cudem panował nad tęsknotą, która obudziła się w nim, gdy tylko zwolnił hamulce i pozwolił sobie na oddanie się rozkoszy. Chciał dopieścić Spencer tak, jak na to zasługiwała, choć nie zamierzał sobie szczędzić przyjemnych doznań. Zresztą i tak nie miał zbyt długo wytrzymać w ubraniach... Kolejne części ich garderoby tworzyły na podłodze dywan, powietrze szybko wypełniły ich rozkoszne westchnienia, a pościel z szelestem przyjęła ich ciała, ciasno splecione, rozgrzane. Zdecydowanie właśnie tego im brakowało! Byli świeżo po ślubie, a tak naprawdę jeszcze się sobą nie nacieszyli, więc czekała ich długa, bardzo długa noc... A przynajmniej tak sądził, dopóki po kilku długich chwilach nie opadli na łóżko, spoceni, z bijącymi mocno sercami i przyspieszonym oddechem. Bo gdy wtedy przyciągnął do siebie Spencer, całując czubek jej głowy i odsuwając z policzka kosmyk włosów, poczuł, jak ogarnia go senność. Nie potrafił z nią walczyć - poprzednia, źle przespana noc, długa podróż, męcząca rozmowa z ukochaną, to wszystko było nie bez znaczenia. A teraz jeszcze jego wspaniała żona zadbała, by rozluźnił się i odstresował - jak mógł po tym wszystkim nie zasnąć? Wtulił nos we włosy Spencer, szepcząc raz jeszcze, że bardzo ją kocha, a potem odpłynął, nie mając siły już więcej otworzyć oczu.
Wstał jednak bardzo wcześnie, dobrze przed świtem, bo niebo było jeszcze szaro-granatowe, różowiejące gdzieś daleko, za drzewami, stanowiącymi linię lasu. Z początku nie wiedział, co go obudziło, a potem uświadomił sobie, że to James płacze cichutko, wołając rodziców. Ostrożnie wyplątał się z pościeli, by nie obudzić wciąż śpiącej słodko Spencer, ubrał się i ruszył w stronę pokoju synka. Okazało się, że maluszka obudziła mokra pieluszka, więc przebrał go i ukołysał do snu, zasłaniając okna, by mógł pospać nieco dłużej. Potem zszedł prosto na dół, wiedząc, że i tak nie zaśnie - dawno nie spał tak mocno, więc czuł się teraz w pełni wypoczęty. Zrobił sobie kawy i wyszedł przed dom, by usiąść w fotelu z kubkiem gorącego napoju i papierosem. Spencer nie miało się to spodobać, bo nie lubiła, gdy palił, wolał więc grzeszyć, zanim ona wstanie i będzie mogła to zobaczyć, a potem zafundować mu kazanie albo coś w ten deseń. A potem wrócił do kuchni, wyszorował ręce i starannie wypłukał usta, by nie było już od niego czuć papierosowego dymi, i zabrał się za przygotowywanie śniadania. Na szczęście pomyślał o tym, że lodówka będzie pusta, więc w drodze z Londynu zrobił podstawowe zakupy - wystarczający, by teraz mógł wyczarować dla ukochanej śniadanie, które miało czekać na nią, gdy wstanie i zejdzie na dół...

Leo Rough pisze...

[ja tam wolę w ogóle o tym nie myśleć, bo to po prostu przykre. Lea ;p na szczęście nie widziałam, bo bym się chyba poryczała. szkoda mi strasznie i jego, i jej teraz.
no było sranie serduszkami ;p ale już nie będzie, także spoko :D no tak ;p
ja też już nie pamiętam ;p myślałam, myślę, czy coś ;p
(łotewer ;p)
weź, spadaj, uczę się, cicho ;p (tak, wiem ;p)
;p]

Leo Rough pisze...

Nie miał pojęcia dlaczego, ale czuł niepokój, ilekroć pomyślał o ich najbliższej przyszłości. Powrót do dawnej normalności wydawał mu się zupełnie nierealny, bo nie pamiętał już, jak to jest wychodzić z domu, rozstawać się z rodziną na cały dzień. Przecież przez ostatni miesiąc całe dwie spędzał z Jamesem, nie zajmując się praktycznie niczym innym, jak tylko przebieraniem go, karmieniem i zabawą. Z bliska i na bieżąco obserwował postępy synka, jak coraz sprawniej się porusza, raczkuje, gaworzy, je coraz bardziej "dorosłe potrawy". Wiedział, że będzie mu tego brakowało, szczególnie, że wciąż nie potrafił zapomnieć o wszystkich tych miesiącach, które spędził z dala od niego i Spencer. Nie było go wtedy, umknęły mu ważne, przełomowe momenty z tamtego okresu i nie wyobrażał sobie przegapić czegoś jeszcze. A co, jeśli James postawi swój pierwszy krok, kiedy Leo będzie w pracy? Tak, ta chwila z pewnością nie mogła go ominąć. Ale co z resztą? Co z tymi wszystkimi drobiazgami, do których tak przywykł? Nie, nie chciał wracać do pracy, choć z drugiej strony z pewnością miało mu to dobrze zrobić. Brak interakcji z dorosłymi sprawiał, że Leo odrobinę dziczał ostatnio, musiał więc wrócić do pracy, by odzyskać równowagę. Ale tak naprawdę to kiedy ostatnio mieli ze Spencer taki zwyczajny tydzień? Nie pamiętał. Powrót do redakcji miał wiec być dla niego trudny.
Zresztą nie chodziło już tylko o to. Myślał także o swojej relacji ze Spencer, o rozmowie, którą odbyli poprzedniego wieczora, a która, jak sądził, wiele im rozjaśniła. Ale czy też miało się między nimi coś zmienić? Mogło, oczywiście, ale liczył, że nie na gorsze. Szczerość była dla nich ważna, ale ostatnio Leo miał wrażenie, że nie zawsze wychodziła im ona na dobre. Miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej, bo naprawdę zależało mu, żeby wszystko było po staremu. Potrzebowali tego. Potrzebowali zwykłych, nudnych rozmów o rachunkach, zakupach i pracach ogrodowych. Chyba nie mógł się już tego doczekać.
Przygotowywanie śniadania dla ukochanej było naprawdę przyjemne, gdy już pozbył się z głowy wszystkich nieprzyjemnych myśli, choć zajęło mu to większą część poranka do czasu, aż Spencer wstała i zeszła na dół. W tym czasie był już jednak dużo bardziej pozytywnie nastawiony do świata, choć sam nie wiedział, z czego do końca to wynika. Wstający za oknem dzień na pewno odrobinę pomagał. Wiedział, że za chwilę zobaczy ukochaną, może z ich synkiem na rękach, a może nie, może będzie mu wolno od razu przyciągnąć ją do siebie i pocałować... Jego marzenia się spełniły. Usłyszał kroki Spencer i posłał jej swój najlepszy uśmiech, który nie zdążył zadomowić się na jego ustach, bo już ona się nimi zajęła. Nie narzekał. Przyciągnął ją do siebie i odwzajemnił namiętną pieszczotę, mrucząc z zadowoleniem. Tak, powtórka z nocnych rozkoszy nie mogła być złym sposobem na rozpoczęcie dnia. Tyle tylko, że jego wspaniała żona miała inny pomysł.
Na dłuższą chwilę zatkała mu usta tymi słowami, które wcale mu się nie spodobały. Wiedział po prostu, co one oznaczają, choć większość wyjaśniły mu wszystkie te szczegóły: ton jej głosu, sposób, w jaki go obejmowała, czy też spojrzenie, którym śledziła jego reakcje. Z trudem powstrzymał złość. Względnie opanowany wyplątał się z jej ramion, a potem bez słowa wrócił do krojenia pomidorów, czym zajmował się chwilę wcześniej.
Najchętniej zabroniłby jej jechać, ale nie wolno mu było tego robić. Miała prawo decydować sama i nie zamierzał jej w żaden sposób ograniczać. Znała jego zdanie. Nie chciał się powtarzać, ale po chwili stwierdził, że nie może już dłużej tłumić w sobie wszystkich tych słów.
- Naprawdę? Musisz? - rzucił, a jego głos, choć cichy i pozornie spokojny, miał dość nieprzyjemne brzmienie. - Bo co? Noah zadzwonił i od razu biegniesz do niego, bo potrzebuje pomocy, bo jest biedny i samotny? Czy to cię naprawdę niczego nie nauczyło? - dodał jeszcze, obracając się z powrotem w jej stronę, bo chciał widzieć jej reakcję i patrzeć jej w twarz, gdy będzie odpowiadać.

[:/]

Leo Rough pisze...

Tak naprawdę sam już nie wiedział, co tak bardzo rozdrażniło go w tej chwili. Czy to, że runęły w gruzach jego plany na ich idealny, spokojny dzień, czy może to, że ustalenia z poprzedniego wieczora nagle stawały się nieważne? A może coś jeszcze innego? To jednak nie miało żadnego znaczenia, bo liczyło się przede wszystkim to, co się działo: Spencer znów go opuszczała, by pobiec Noahowi na ratunek. Chociaż nie, ona nie opuszczała go, ona po prostu jeszcze do niego nie wróciła, choć Leo łudził się nadzieją, że jest inaczej. Chciał mieć swoją żonę z powrotem, ale okazywało się, że nie mógł na to liczyć. Przegrywał z mężczyzną, który... który... Brakowało mu słów. Który niszczył ich związek. Który nie potrafił uczynić Spencer szczęśliwą. Który ją ranił i czerpał korzyści z jej wyrzutów sumienia. Leo nie potrafił tego przecierpieć. Noah nigdy nie chciał jej dobra, był zwyczajnym egoistą, zapatrzonym w czubek własnego nosa, choć mamił ją innym obrazem siebie - czułym i opiekuńczym przyjacielem, przy którym nie może stać się jej nic złego. To było kłamstwo, iluzja... Ale Spencer tego nie widziała, a ich małżeństwo cierpiało.
Chciał wierzyć, że to już naprawdę ostatni raz, ale czuł, że byłoby to z jego strony bardzo naiwne. Już kilkukrotnie mówili sobie, że zapominają o nim i o tym, co się wydarzyło, ale to wracało, tak samo raniące, jak wcześniej, a może nawet bardziej. Spencer sama to zauważyła. Targały nią wyrzuty sumienia, a to było gorsze i bardziej niszczące niż ciepło i troska, które żywiła do niego wcześniej. A przynajmniej Leo chciał wierzyć, że już nic podobnego do swojego przyjaciela nie czuje, że już jej na nim nie zależy, a jedynie obwinia się za to, co się wydarzyło. Z tym mógł pomóc jej się uporać, bo miał już pewną wprawę w kojeniu wyrzutów sumienia. Ale jeśli Spencer wciąż żywiła do niego jakieś cieplejsze uczucia... Tego by nie zniósł. Przecierpiał to, że z nim spała, że przez jakiś czas byli razem, bo to tak naprawdę była jego wina, ale teraz był przy niej, kochał ją, zapewniał ją o tym. Czy mogła wciąż kochać Noaha? Przypomniał sobie Lenę. Tak, mogła...
- Rób, co chcesz. - rzucił oschle, czując, jak zalewa go gorycz. Zignorował jej przeprosiny, bo uznał, że to i tak nie ma żadnego znaczenia. Telefon zadzwonił, wiedziała już, co dzieje się w Londynie, co dzieje się z jej Noahem, więc nawet, gdyby została i nic mu nie powiedziała, byłaby nieobecna, myślałaby tylko o tym. Musiała tam być. Leo znał ją na tyle, że wiedział, że właśnie to musi zrobić: wsiąść do samochodu i pojechać do Noaha, być przy nim, skoro mówi, że jej potrzebuje. I gdy to sobie uświadomił, zdołał odetchnąć głęboko, uspokoić się, ułożyć sobie myśli.
- Sprawdź, czy załapiesz się na lot. Będę się czuł lepiej, jeśli polecisz do Londynu. - mruknął, obracając się z powrotem do pomidorów, które teraz miał ochotę po prostu wyrzucić do kosza. Nie zrobił tego: pokroił je do końca, wrzucił do miseczki i schował do lodówki z myślą, że może jutro rano będą jeszcze zdatne do jedzenia.
W następnej chwili rozdzwonił się jego telefon. Było w nim teraz tyle gniewu, że miał ochotę cisnąć nim o ścianę i patrzeć, jak rozbija się na kawałki. Zamiast tego na moment pochylił się nad zlewem, dłonie zaciskając z całych sił na brzegu blatu, a dopiero potem sprawdził, kto dzwoni do niego z samego rana. Był to nieznany numer z australijskim kierunkowym, który z miejsca wzbudził jego czujność. Spiął się i odebrał, modląc się, by Spencer już sobie poszła; brakowało im przecież tylko Leny. Ale w słuchawce zamiast jej znajomego głosu odezwał się inny, męski, ochrypły, choć ze znajomo brzmiącym akcentem. A po kilku chwilach Leo opuścił telefon, który wysunął mu się z dłoni i upadł na podłogę z głuchym łoskotem, obrócił się i zsunął na chłodne kafelki z plecami przyciśniętymi do szafki. Spojrzał na Spencer.
- Lena nie żyje. - wychrypiał.

[:/]

Leo Rough pisze...

Dla Leo ta wiadomość nie była szokiem. W żadnym wypadku! To było coś niewyobrażalnego, wprost niemożliwego do objęcia jego małym rozumkiem, to było... jak głupi żart, w który po prostu nie da się uwierzyć! Bo to nie mogło być prawdą, Lena nie mogła umrzeć, nie w ten sposób - nie oznajmiając tego całemu światu, nie robiąc wokół siebie szumu. Tak bardzo to do niej nie pasowało, że wręcz nie wolno było mu w to uwierzyć. Nie jemu, który znał ją tak dobrze, który był przy niej w najtrudniejszych chwilach jej życia, który znał ją jak własną kieszeń. Więc nie, to nie był szok, z całą pewnością nie to uczucie sprawiało, że Leo nie potrafił złapać oddechu, a dłonie drżały mu gwałtownie. To była... panika. Krew w żyłach zmroziło mu jedno zdanie, które usłyszał, a które tłumaczyło wszystko. Już nic nie mogło go dziwić. Nic nie mogło widzieć mu się jako żart. Magiczne słówko nie padło, bo nie używa się go w takich rozmowach - stosuje się specjalne kody, zrozumiałe tylko dla wybranych. Spencer także do nich należała, co w tej chwili było prawdziwym błogosławieństwem. Nie musiał jej wiele wyjaśniać. Nie musiał mówić jej prawie nic.
- Jej ojciec powiedział, że... zmarła... w klinice. - wydukał w końcu, zacinając się na tym okropnym słowie, którego w tym domu także nie wolno było wypowiadać, przynajmniej kiedyś. Pierwszym i najgorszym było "białaczka". Pojawiło się teraz w jego głosie jak neonowy napis, krzyczący tak głośno, że Leo miał ochotę zatkać uszy, zupełnie, jakby to mogło mu pomóc. Białaczka. Lena umarła, przegrywając z chorobą, która przyszła niespodziewanie, a którą potem udało się pokonać, jak wszyscy sądzili, już na zawsze. Białaczka... wróciła. Wróciła i zabrała Lenę, różowowłosą Lenę, która była z siebie taka dumna, bo znalazła sposób, by przechytrzyć tego potwora, który dręczył także Leo. A on aż za dobrze wiedział, co to znaczy. Też był z siebie dumny. Też był pewny, że nic go już nie tknie, że jest właściwie niezniszczalny, skoro choroba została pokonana. Był, bo teraz wszystko uległo zmianie. Nie czuł się bezpieczny. W jednej chwili runęło wszystko, a jemu nie pozostało nic innego, jak walka o kolejne oddechy i łapczywe chwytanie się tego, co pewne i stałe, tego, co nie runie - Spencer. Miał ją obok siebie i tylko to ratowało go teraz przed prawdziwą paniką. Czuł się brudny, skażony, gorszy. Na moment nawet zapomniał, że jego choroba nie jest zaraźliwa, i już chciał krzyczeć, by Spencer chwytała Jamesa i uciekała jak najdalej się da. Zamiast tego zacisnął palce na jej dłoni, ze świstem wciągając powietrze przez nos, kompletnie nie panując nad dygotaniem swojego ciała. Miał wrażenie, że cała kuchnia wiruje, więc zamknął oczy, a wtedy jeszcze bardziej zakręciło mu się w głowie, obrócił się wolno w stronę Spencer i prawie osunął na nią. Oparł czoło na jej ramieniu, tym sposobem prosząc ją, by jakoś mu pomogła, by zrobiła coś, by zniknął ucisk na sercu i rozproszył się paniczny strach. Modlił się o jakieś magiczne moce dla niej, by była w stanie dać im obojgu spokój, jakiego potrzebowali, bo ten, który dla siebie znaleźli, został im odebrany. Ale to też nie mogło się stać. Spencer była tak samo bezradna, jak on, tak samo w tym wszystkim zagubiona i przerażona, wiedział to. I wiedział też, że nie powinien jej tak obciążać, że powinien raczej jej pomagać, zapewniać ją wciąż, zawsze i niezmiennie, że wszystko będzie w porządku, że sobie poradzą, ale... Nie potrafił. Nie teraz. Nie, kiedy czuł, że... umiera.

Leo Rough pisze...

W tej chwili naprawdę trudno mu było uwierzyć w to, że dadzą sobie radę. Wydawało mu się raczej, że ich życie, wszystko, co razem zbudowali, legnie w gruzach, gdy tylko zdobędzie się na odwagę i zgłosi na kontrolne badanie krwi... Niepotrzebne zresztą, bo przecież wiedział, jak wyglądało ono pół roku temu, wiedział więc też, co zobaczy teraz. Białaczka znów atakowała, w tej chwili, bo tej okropnej wiadomości, niemal czuł, jak choroba wyżera go od środka, jak zaburza pracę organizmu, jak go zabija z każdą mijającą sekundą. Najgorsza była jednak świadomość, jak wiele wysiłku kosztowało ich pokonanie tej zdradzieckiej choroby ostatnim razem. Chwytali się tylu metod, tylu różnych leków i lekarzy, że aż wydawało się nieprawdopodobne, by mogli to powtórzyć. Tym razem choroba miała go zabrać, bo nie wystarczy im sił, pieniędzy, czasu... Myśl ta była okropna, wstrętna, aż Leo krzywił się, z twarzą wtuloną w zakątek przy szyi Spencer, ale jednocześnie nie chciał jej odpychać. Musiał być realistą, optymizm na nic im teraz się nie zda. O to samo chciał prosić swoją żonę, ale nie potrafił, jej nie mógł odebrać nadziei, którą najwyraźniej wciąż żywiła.
I nagle poczuł, że musi się stąd wyrwać. Musi zostawić Spencer samą, by nie skazić jej swoją rozpaczą i swoim strachem, by ją przed tym uchronić, a choć wydawało mu się to najtrudniejszym zadaniem świata, czuł, że to najodpowiedniejszy ruch. Poza tym, potrzebował pobyć przez chwilę sam, w spokoju opłakać to wszystko, co utracił tym jednym telefonem. Odsunął się od brunetki, nie patrząc na nią, bo wiedział, że oczy ma teraz zaczerwienione i wilgotne, a nie chciał jej się taki pokazywać. Wymamrotał coś cicho o tym, że ma rację, oczywiście, a potem, już bez słowa wyjaśnienia, wstał i ruszył w stronę schodów. W połowie drogi opamiętał się i rzucił w stronę Spencer jakieś niepewnie przeprosiny, nie wiedząc nawet, czy zrozumie, za co ją przeprasza... On sam przecież tego nie wiedział! Czy za to, że znów ucieka i chowa się przed nią, czy może za to, że potrzebuje w spokoju opłakać kobietę, której ona tak bardzo nienawidziła? Pewnie za wszystko, po prostu. Powlókł się po schodach na górę, ledwo podciągając nogi na kolejne stopnie; jakoś udało mu się dotrzeć do sypialni, gdzie od razu rzucił się na łóżko. W inne sytuacji pewnie przebrałby się w dres i poszedł pobiegać, by pozbyć się wszystkich negatywnych emocji, ale teraz czuł się zbyt wypompowany i pusty w środku, by włóczyć się po lesie. Ułożył się na plecach, wpatrzony w sufit, czując, że wciąż drży na całym ciele, i myśląc o tym, jaki jest głupi. Chciał mieć Spencer przy sobie, potrzebował jej, bo tylko ona mogła go uspokoić i pocieszyć, ale nie mógł jej tym obarczać. Tym bardziej, że chodziło o Lenę. Teraz jednak łzy nie płynęły, Leo oczy miał suche, i tylko to nieznośne drżenie i dreszcze, przesuwające się po jego ciele nieustającą falą, wskazywały na to, że coś jest z nim nie tak.
Na szczęście jakiś czas później Spencer postanowiła do niego zajrzeć, a gdy nie protestował, weszła i usiadła obok. Był jej za to wdzięczny do tego stopnia, że znów wróciły do jego oczu łzy, ale szybko pozbył się ich, mrugając zawzięcie. Gdy dotknęła jego dłoni, zacisnął na niej palce, a potem spojrzał na nią, wiedząc, ze rozumie... Czuł więź między nimi wyraźniej niż zdarzało im się to ostatnio, choć chyba tak to wyglądało zawsze, gdy któreś z nich cierpiało. Pamiętał, że Spencer miała jechać do Londynu, ale nie dziwił się, że z tego zrezygnowała, on sam też nie wahałby się w takiej sytuacji, chociaż teraz czuł się trochę tak, jakby wymógł na niej taką decyzję szantażem... Szybko przemówił sobie do rozsądku: to nie była jego wina. Nic z tego nie było jego winą...

Leo Rough pisze...

Pozwolił sobie na tę rozpacz jeszcze tylko przez kilka godzin. Wieczorem zszedł na dół z kluczykami od samochodu w dłoni, ubrany trochę niechlujnie, w jeansy i bluzę, i w swoje ulubione trampki. Twarz miał zaciętą, a kąciki ust drżały mu, zdradzając targający nim niepokój.
- Jadę do Kat. Musi dowiedzieć się ode mnie. - oznajmił Spencer, a potem pocałował ją w czoło, musnął główkę Jamesa i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
A gdy wrócił w środku nocy, rozebrał się w pośpiechu i od razu wsunął w rozgrzaną przez Spencer pościel, przytulając się do niej, całując jej czoło, policzki, szyję, a potem usta. Jego dłonie od razu zaczęły błądzić po jej plecach, bardzo wymownie zsuwając się w dół, na pośladki i uda. Musiała wiedzieć, że to jego stara sztuczka, i miał nadzieję, że dziś mu nie odmówi, że nie zacznie próbować wyciągać z niego jakichś słów, bo rozmowa była ostatnim, czego chciał po tym wieczorze z Kat, gdy nie robił nic innego, tylko mówił, mówił, mówił...

Leo Rough pisze...

W tak trudnych momentach ich wspólnego życia, bliskość nabierała innego znaczenia. Szukali siebie zawsze, gdy coś było nie tak, gdy coś ich męczyło, gdy działo się coś złego, ale gdy przydarzały im się naprawdę okropne rzeczy, uścisk czy pocałunek to było za mało. Musieli wtedy trwać przy sobie, czuć siebie nawzajem, by wiedzieć, że nie są sami, ale przecież to nie zawsze było możliwe. Jak dziś, gdy Leo zwyczajnie potrzebował pobyć przez chwilę sam i ułożyć sobie w głowie myśli, powalczyć w samotności ze swoją rozpaczą i ze strachem. I teraz to z niego wychodziło, te godziny, gdy był sam i czuł się samotny, choć doskonale wiedział, że tak musi być. Potrzebował mieć Spencer przy sobie, ale bliżej i bardziej niż zwykle, czuć ją mocniej niż tylko jako uścisk dłoni czy nawet ciepłe ciało w objęciach ramion. I już nie chodziło tylko o bliskość, którą musiał czuć, by wrócić do równowagi i by się uspokoić, ale też o rozkosz, która w tym wypadku miała być jedynie narzędziem w drodze do zapomnienia. Potrzebował się wyłączyć, zresetować myśli, by móc choć przez chwilę odpocząć, i tylko ona mogła mu to dać.
Gdy Spencer nie odtrąciła go, a wręcz przeciwnie, odwzajemniła jego pieszczoty, zalała go fala wdzięczności do niej, do kobiety, która zawsze wiedziała, co dla nich najlepsze. Nie myślał o tym, że może robić to z litości, że może jest jej go po prostu żal. Nie zastanawiał się też nad tym, czego może oczekiwać po tej nocy, bo doskonale wiedział, że żadne z nich nie powinno mieć złudzeń - seks był w tym wypadku jedynie drogą do osiągnięcia wyższego celu, czyli spokoju. Nie było w tym więc zbyt wielu uczuć, bo Leo wyłączył je, pozwalając działać pierwotnym instynktom. Był zachłanny, momentami wręcz brutalny, choć nigdy nie przekraczał granicy, za którą rozpoczynała się już przemoc. Dbał tylko o swoją rozkosz, ale pewnie to nawet nie był ścisłe określenie, bo wydawać się mogło, że nie chodzi o przyjemność, jaką z tego czerpał. Starał się przeciągać ten ostatni moment jak najdłużej, ale gdy Spencer wpiła się paznokciami w jego plecy, a jej ciało zadrżało, pozwolił sobie odpuścić ostatnie powstrzymujące go hamulce.
Opadł na pościel zupełnie zmęczony, zlany potem, z cudownie obolałymi z wysiłku mięśniami; czuł się jak po długim biegu, rażony nadmiarem endorfin. I być może dlatego wcale nie chciało mu się spać, co samo w sobie może nie byłoby dziwne, bo przecież zwykle nie sypiał za dobrze, ale po seksie zwykle padał jak mucha. Nie tym razem. Objął Spencer i przyciągnął ją do siebie, całując czubek jej głowy, a potem podnosząc za brodę jej twarz do góry, by na niego spojrzała. Posłał jej niemrawy uśmiech, gładząc jej policzek, chcąc w ten sposób, bez słów, podziękować jej, że pozwoliła mu na to wszystko, że była przy nim. Nie chciał teraz mówił. Pocałował ją raz jeszcze, a potem oparł głowę na poduszce, przymykając oczy, mając w planach udawać, że idzie spać. Zaraz jednak powieki same uniosły mu się ku górze, zupełnie, jakby wypił ogromny kubek kawy. Postanowił jednak, że nie ruszy się z łóżka, choć na to właśnie miał teraz ochotę - na długi prysznic i pracę, dopóki nie zmorzy go sen. Teraz jednak myślał o Spencer. Nie chciał, by niepotrzebnie się o niego martwiła, a to właśnie miała robić, gdyby zniknął z łóżka na resztę nocy. Postanowił przemęczyć się do rana dla jej spokoju. Był jej coś winny, a przynajmniej tak teraz czuł.

Leo Rough pisze...

Nie minęła nawet minuta, odkąd podjął swoją decyzję, gdy nagle poczuł, że jednak powinien wstać... Na jego górnej wardze pojawiła się niespodziewanie jakaś wilgoć, którą w pierwszej chwili wziął za kropelki potu; otarł dłonią skórę pod nosem, by w półmroku sypialni dostrzec, że na ręce została mu jakaś ciemna plama... Przesunął językiem po ustach, a gdy wyczuł specyficzny, metaliczny posmak, spiął się cały, a potem w panice wyplątał z pościeli i ramion Spencer i chwiejnym krokiem ruszył do łazienki. Światło oślepiło go, ale od razu zauważył czerwoną plamę na swojej twarzy. Ciepła krew płynęła mu z nosa dwoma cienkimi strumyczkami, z których drobne kropelki zaczęły zaraz spadać do umywalki, barwiąc ją w makabryczny sposób, aż po chwili zaczęła wyglądać jak z horroru...

Leo Rough pisze...

Może to dlatego, że nie rozmawiali ze Spencer o tym, co się wydarzyło, może dlatego, że nie potrafił przeżywać tego z nią, że nie był w stanie podzielić się z nią swoim bólem, a wcześniej nazwać go, określić i zlokalizować... Bo momentami sam nie był pewien, co przeraża go bardziej, co przeżywa mocniej: śmierć przyjaciółki czy wspomnienie białaczki i strach przed jej powrotem. I właśnie dlatego nie potrafił zaangażować w to Spencer: bał się, że zrani ją, zastanawiając się na głos, jak bardzo go to poruszyło. Bo że cierpiał, to było jasne. Czuł się z tego powodu winny, bo doskonale pamiętał, co zrobiła im Lena, pamiętał, ile oboje przez nią wycierpieli, i miał wrażenie, że ze względu na to nie wolno mu przeżywać teraz żałoby. Miał jednak na swoje usprawiedliwienie wspomnienie twarzy ukochanej w momencie, gdy dostała telefon z Londynu, że Noah próbował popełnić samobójstwo. Sytuacja była nieco inna, Leo był tego świadomy, że po prostu szukał dla siebie jakiegoś wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Uznał wreszcie, że porozmawia z żoną dopiero, gdy upewni się, że śmierć Leny nie będzie głównym tematem zaprzątającym jego myśli, gdy będzie potrafił mówić o swojej chorobie i o tym, co powinni teraz zrobić. Nie pomyślał nawet, że Spencer może przejmować się, jak on, obiema tymi sprawami. Z góry założył, że śmierć Leny jej nie obeszła, że skupiła się tylko na tym, jak zmarła i co to dla nich znaczyło. Błąd. Powinien był porozmawiać z nią, upewnić się co do tego, być w stanie ją uspokoić we wszystkim, co mogło ją teraz dręczyć. A on nie mógł nawet zmusić się do głupiego "będzie dobrze", które w tej sytuacji naprawdę mogłoby pomóc, przynajmniej odrobinę. Skupił się na sobie... Tak, był egoistą, a na dodatek czuł, że ma do tego pełne prawo! Przede wszystkim w łóżku. I okazywało się, że był to najgłupszy błąd świata.
O ile zwykle w takich sytuacjach modliłby się, żeby Spencer nie widziała go w takim stanie, by za bardzo się nie martwiła, tak teraz z niepokojem czekał na nią, mając wrażenie, że ona po prostu nie chce do niego przyjść, nie chce tego widzieć... To zabolało, ale rozumiał ją, sam najchętniej wyparłby to ze świadomości, wrócił do łóżka i poszedł spać, gdyby tylko tak się dało. Zamiast tego stał naprzeciwko lustra, pilnując, by krew kapała z nosa wprost do umywalki, a nie na podłogę, i katując się widokiem swojego odbicia. Aż wreszcie zjawiła się Spencer, a on z ulgą obrócił się w jej stronę, czując jednocześnie ulgę i wyrzuty sumienia, że znów na niej polega, że nie potrafi być dla niej wsparciem, choć bała się tak samo, jak on. Z niepokojem patrzył na jej mokre policzki, ale milczał, pozwalając jej przejąć kontrolę nad sytuacją, z czym radziła sobie świetnie. Przycisnął ręcznik do nosa, tamując krwawienie, a potem posłusznie usiadł i czekał, aż krew przestanie płynąć. Na szpital nie mógł się zgodzić; czuł, że to zupełnie by ich rozbiło, bo już nie mogliby udawać, że wszystko jest w porządku. Gdyby pojechali na ostry dyżur i powiedzieli, że zaczął krwawić, a on przyznałby się, że ma białaczkę, nie wypuściliby go stamtąd. A jeśli pojedzie rano, odeślą go do onkologa, pobiorą krew, zrobią wszystkie badania i zwyczajnie odeślą go do domu, bo nie będzie wyglądał jak umierający człowiek. Już nigdy nie chciał się tak czuć, a teraz miał wrażenie, że nigdy nie pozbędzie się tego cholernego uczucia.
Wreszcie krew przestała lecieć, a Leo mógł umyć się i wrócić do łóżka. Umywalka znów zabarwiła się na czerwono, ale szybko opłukał ją, a ręcznik wrzucił do miski tak, by nie było widać na nim czerwonych plam - teraz mogli udawać, że nic się nie wydarzyło.

Leo Rough pisze...

Wrócili do łóżka. Objął Spencer, ciasno ją do siebie przyciągając, chcąc teraz przejąć rolę tego, który panuje nad sytuacją. Czuł się na siłach. Przytulił policzek do jej włosów i zaczął gładzić ją delikatnie po ramionach, po plecach, nie mogąc póki co zdobyć się na żadne słowa, zresztą czuł, że nic nie zabrzmi w tej sytuacji dobrze. A potem przypomniał sobie o tym, jak zobaczył ją zapłakaną w drzwiach łazienki. Wyglądała na zaskoczoną, więc chyba nie chodziło o to, że domyślała się, co się stało...?
- Spencer... Dlaczego płakałaś? - szepnął, nie wiedząc nawet dlaczego poczuł potrzebę poruszenia tego tematu akurat teraz. Może po prostu wiedział, że póki co żadne z nich nie zaśnie, a może nie myślał zbyt jasno... A może po prostu był nieczułym chamem, kto wie?

Leo Rough pisze...

Czuł, że poruszył odpowiedni temat już w chwili, gdy Spencer podniosła głowę, zerkając na niego, a w jej oczach wykwitło zaskoczenie i zaraz potem pojawiły się łzy. Było to coś, co ją dręczyło, a więc zdecydowanie powinni o tym porozmawiać, niezależnie od tego, o co dokładnie chodziło. Więc tak, chciał o tym rozmawiał właśnie teraz, na świeżo, póki jeszcze miał wystarczająco dużo sił, by przejmować się każdym drobiazgiem, choć na drobiazgi dotyczące Spencer tych sił nigdy nie mogło mu zabraknąć. Liczył jednak, że ona będzie chciała z nim współpracować, że nie zamknie się teraz, gdy nie zniósłby walki z nią, gdy próby utrzymania jej przy sobie mogłyby okazać się tak trudne, że niemal niewykonalne. I dlatego tak bardzo przeraził się, gdy brunetka odsunęła się od niego. W ciemności wyraźnie słyszał czające się w jej głosie emocje i łzy, nad którymi starała się zapanować. Teraz jednak najbardziej przejął się tym, że go odtrąciła, że uciekła od niego w chwili, gdy wydawało mu się, że oboje potrzebują siebie równie mocno. Jednak nie. To bolało, cholernie bolało, ale mimo wszystko głównie martwiło, bo chciał być przy niej, chciał jej pomagać przejść przez to wszystko, przez powtarzające się piekło. Musieli być razem. Wierzył w to z całego serca.
I dlatego jej wyjaśnienia zdziwiły go. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, na pewno nie teraz, gdy zdawało mu się, że są ze sobą tak blisko, jak tylko dwoje ludzi może być... Najwidoczniej była to tylko jego subiektywna ocena, Spencer czuła inaczej, a to go tak bardzo raniło! To, że nagle okazywało się, że nie rozumiał jej tak dobrze, jak sądził... Skupił się jednak na niej i tylko na niej, swoje emocje odkładając na bok. Jeśli ona będzie spokojna, jeśli znów będzie przy nim, gotowa walczyć u jego boku z tym, co ich czeka, on także odzyska równowagę. Podniósł się na łokciu i niepewnie dotknął jej ramienia, nie chcąc, by od razu go odtrąciła. Wszystko mógł jej wyjaśnić.
- Przepraszam, Spencer. Nie chciałem, żebyś tak to odebrała... Nie mógłbym... - mówił, a targające nim emocje sprawiły, że trudno mu było ująć myśli w słowa. Czuł się zażenowany, ale jednocześnie urażony, bo sądził, że Spencer zna go na tyle, by wiedzieć, że nigdy nie mógłby jej tak potraktować! To chciał jej powiedzieć, ale szybko uznał, że to i tak bez sensu, bo nie mógł już teraz wpłynąć na to, jak jego ukochana się czuje. Postanowił obrać inną drogę. Przysunął się do niej i znów objął ją, tym razem delikatnie, czule. - Przepraszam, kochanie. Nigdy nie sądziłem, że mogłabyś ubzdurać sobie coś tak głupiego... Kocham cię. To się nie zmienia, niezależnie od tego, co robię, ale... obiecuję, że już nigdy nie będziemy kochać się w ten sposób. Nie pozwolę, żebyś znów się tak poczuła. To się powtórzy. W porządku? - zapytał, podenerwowany, z zaciśniętymi w wąską linię wargami, zaniepokojony. Ten zarzut dotknął go do żywego, ale rozumiał obawy Spencer, rozumiał, że mogła mieć do niego żal... Ale jeśli nie chciała się z nim kochać, jeśli jej to nie odpowiadało, mogła go odepchnąć, powiedzieć, że czuje, jakby ją wykorzystywał. A teraz było już po wszystkim i Leo czuł, że trudno mu będzie zadośćuczynić za zło, które jej wyrządził.

Leo Rough pisze...

["to się powtórzy" - no zajebiście ją Leoś pocieszył, nie? xD]

- Oczywiście, że tak. - odparł natychmiast, gdy tylko Spencer ujęła w słowa swoje wątpliwości; nawet nie musiała kończyć tego zdania, wiedział, co miała na myśli, a było to tak oczywiste, że dziwił się sobie, że wcześniej na to nie wpadł! Powinien był, bo przecież znał swoją żonę i wiedział, co takiego mogło ją męczyć. - Tutaj nic się nie zmieniło... i nie zmieni. Nigdy, rozumiesz? - szepnął, a w jego głosie brzmiała już tylko czułość, ciepło, wszystkie te ciepłe uczucia, które żywił do Spencer, a które, jak mówił, nigdy nie uległy zmianie. Mieli swoje wzloty i upadki, kłócili się, nawet rozstawali, ale kochał ją przez cały ten czas, kochał bardziej niż kogokolwiek innego na świecie. Musiała o tym wiedzieć. A jeśli czasem wątpiła, to on właśnie po to był obok, by jej przypomnieć, by wskazać na obrączkę na jej palcu i powiedzieć, że wszystko to jej przyrzekł, a nie ma w zwyczaju nie dotrzymywać obietnic. Więc teraz tylko jeszcze mocniej oplótł ją ramionami, przyciskając ją do siebie tak blisko, że już bliżej nie mogli być. Wtulił nos w jej włosy i rozkoszował się ich zapachem, myśląc tylko o tym, jakim jest szczęściarzem, że ma przy sobie tak wyjątkową, wspaniałą kobietę. Wszystkie zmartwienia stopniowo traciły znaczenie, rozpływały się, bo przecież Spencer była przy nim i nic nie mogło stać się ważniejsze od tego, co mieli. A gdy jeszcze szepnęła to swoje przypomnienie... cóż, nie mogła chyba zrobić w tej chwili nic lepszego, by go uspokoić. Teraz tylko musiał jej się za to odwdzięczyć.
- Nie, Spencer. Nie masz za co przepraszać. Po to tutaj jestem... Musisz mówić mi o tych głupotach, żebym mógł ci je zawsze wybijać z głowy, OK? - szepnął, a w jego głosie brzmiał uśmiech, który zaraz mogła zobaczyć na jego twarzy, gdy odsunął się, ujmując w dłonie jej policzki, by na niego spojrzała i miała pewność, że mówi szczerze. To właśnie miał na myśli - chciał odstraszać wszystkie jej lęki i koić niepokoje, niezależnie od tego, czego dotyczyły. Taki był jego obowiązek jako jej męża, ale też chciał to robić. Chciał, by czuła się spokojna i bezpieczna, bo wtedy on również mógł dążyć do równowagi. Jak teraz. Starannie okrył ich pościelą i ułożył się nieco wygodniej, by Spencer mogła wciąż leżeć blisko niego; tak, jak zwykle zasypiali. Pocałował czubek jej głowy, a potem pogłaskał ją po włosach i ramieniu.
- Spróbuj zasnąć. Będę tutaj. - szepnął w półmrok sypialni, a było jasne, że w tych dwóch krótkich zdaniach kryje się wiele obietnic. Przede wszystkim ta najważniejsza: że tej nocy nie opuści boku Spencer, że będzie przy niej, gdy się obudzi. I ta, która się za nią ciągnęła: że kiedy wstanie, wszystko będzie w porządku, jego nos będzie czysty i suchy i nic nie zaburzy ich spokoju. I myślał też o tym, że skoro sam nie zaśnie, to po prostu zadba, by Spencer miała spokojny sen - odgoni koszmary, o ile będzie to możliwe, i poprawi kołdrę, jeśli zawinie się w niewygodny sposób. Od tego tutaj był.

Leo Rough pisze...

Leo zamierzał za wszelką cenę dotrzymać obietnicy złożonej ukochanej. Wiedział, że nie mógłby sobie wybaczyć jej rozczarowania i żalu, gdyby obudziła się w pustym łóżku, wbrew temu, na co była nastawiona. Z niejakim gorzkim rozbawieniem myślał o tym, że z miejsca u boku Spencer nie wyrwie go nawet kolejny krwotok - w jego głowie pojawił się obraz zakrwawionej pościeli, wyglądającej co najmniej makabrycznie. I choć była to tylko krótka myśl, która miał przejść bez echa, dotarło do niego, że to przecież może się wydarzyć. Uznał jednak, że wtedy po prostu od razu obudzi brunetkę. Był jej to winien. Pamiętał wszystkie te chwile, gdy ukrywał przed nią chorobę - na samym początku, kiedy sam jeszcze nie wiedział, co się dzieje, i potem, gdy wyrok już nad nim ciążył. I gdy wróciła do niego też nie zawsze mówił jej, gdy coś było nie tak, choć wtedy ukrywanie niepokojących objawów było już dużo trudniejsze. Zastanawiał się, co zrobi teraz, jeśli okaże się, że białaczka wróciła. Czy powinien być z nią szczery i mówić jej o wszystkim, jak obiecywał, czy raczej próbować ją chronić i radzić sobie samemu? Nie miał pojęcia, jak to wyjdzie w praktyce. Potrzebował mieć Spencer obok, ale jak miał się na tym skupiać, jednocześnie ukrywając coś przed nią? Nie, wolał się nad tym nie zastanawiać. Nic nie było jeszcze przesądzone. Na podobne rozmyślania będzie jeszcze czas.
Trzymając ukochaną w ramionach, miał wrażenie, że jest w stanie odczytać każdą myśl, jaka przemyka jej przez głowę. Czuł, jak porusza się w jego objęciach, nieznacznie, najwyraźniej nie chcąc pokazać, że coś jeszcze ją dręczy, że nie może spać, ale nie mógł zrobić wiele. Trzymał ją mocno przy sobie, gładził wolnym, uspokajającym ruchem po włosach i wsłuchiwał się w jej rytm jej oddechu, by wiedzieć, kiedy wreszcie zaśnie, po prostu zmęczona lub nareszcie spokojna. Wiedział, że to nie jest dla niej łatwe. Znał ją przecież na tyle, by móc nawet odtworzyć to, co działo się w jej głowie! Rano chciał jeszcze z nią porozmawiać i wejść w rolę, która powinna być jego od początku. Musiał zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze, uspokoić tak, jak ona uspokajała go rano, gdy spadła na niego wiadomość o śmierci przyjaciółki i myśl o powrocie choroby zaczęła go opętywać. To nie miało być dla niego łatwe, ale dla Spencer mógł zrobić wszystko.
Ona wreszcie, ale Leo do samego rana nie zmrużył oka. Myśli miał rozproszone ze zmęczenia i na niczym nie potrafił się skupić. Mrok przeszkadzał mu. Miał ochotę wstać i zapalić światło. Chciało mu się palić. Myślał nawet o zrobieniu sobie drinka. Nic z tego jednak nie doszło do skutku, bo tkwił uparcie przy boku Spencer, co jakiś czas spoglądając na jej uśpioną twarz, cmokając ją w czoło lub czubek głowy albo poprawiając pościel, spod której ciągle uciekała. Myślał o Jamesie i o tym, jak wyglądałoby jego dzieciństwo bez ojca. Spencer w niczym nie przypominała matki Leo, więc mógł spodziewać się również, że te lata dla jego syna wyglądałyby inaczej niż jego. Historia też była inna. I myślał o tym, że zawsze pragnął mieć dużą rodzinę, ale warunkiem, jaki stawiał przy tych marzeniach, było to, że nikogo w niej nie zabraknie. James miał mieć rodzeństwo, tak zakładał plan, ale plany się zmieniają. Dla Leo było to coś, co towarzyszyło mu nieustannie, sprawiając, że jakiś tępy ból ściskał jego serce. Ich życie nie potoczyło się tak, jak powinno... Ale wciąż mieli szansę na szczęście. Tego się trzymał.

Leo Rough pisze...

Nie zorientował się nawet kiedy nastał ranek, aż do momentu, w którym nie uświadomił mu tego płacz Jamesa. W pierwszym odruchu chciał od razu pobiec do niego, by nie obudził Spencer, ale zamiast tego najpierw pochylił się nad nią i sam zaczął ją budzić. Pocałował jej policzek i pogładził go dłonią, szepcząc cicho jej imię, aż spojrzała na niego odrobinę nieprzytomnie. Powiedział, że idzie po ich maluszka, a potem odsunął na bok pościel i ruszył do sypialni Jamesa. Zmienił mu mokrą pieluszkę i od razu wrócił do Spencer, czując jakiś dziwny niepokój, że ona zdąży się w tym czasie wystraszyć. Wszedł do pokoju z uśmiechem, przytulając synka do piersi; zaraz wpakował się z nim z powrotem do łóżka i znów pocałował ukochaną w policzek.

Leo Rough pisze...

To z pewnością była dla nich trudna noc, choć dla każdego z innych powodów. Jedno było niepodważalne: musieli teraz radzić sobie z tym wspólnie. Spencer poprzedniego dnia uzmysłowiła mu z zabójczą błyskotliwością, że znów uciekł od niej, a powinien był zostać, podzielić się z nią swoimi przeżyciami, emocjami, obawami. Zamiast tego zostawił ją samą, wybierając rozmowę z Kat, choć wiedział doskonale, że to ze swoją żoną powinien przeżywać tak trudną chwilę. To, że w ten sposób starał się ją chronić, nie miało teraz znaczenia, bo ona sama odebrała to zupełnie inaczej. Cierpiała przez niego, przez jego spaczone widzenie świata. Oddałby wiele, by zawsze podejmować właściwe decyzje, ale zamiast tego ciągle błądził. I zamierzał to wszystko Spencer wynagrodzić. Nawet już zaczął, choć to na niewiele się zdało, czego Leo był boleśnie świadomy. Mimo jego nieprzerwanej obecności u boku ukochanej, nawiedzały ją koszmary - wiedział to, bo czuł, jak co jakiś czas gwałtownie przyspiesza jej oddech, widział, jak na czoło wstępują kropelki potu albo wczepia się z całych sił palcami w pościel, zupełnie jakby próbowała się przed czymś obronić. Nie mógł jej pomóc w tych walkach, które prowadziła przez sen, jedynie przytulał ją wtedy mocniej do siebie albo łagodnie przebudzał, by wyrwać ją z koszmaru. I miał wyrzuty sumienia, bo była to tylko jego wina. Tego, że zniknął na cały dzień, i tego, że pozwolił, by nos zakrwawił mu przy niej. Tak, za to też się winił, bo czuł, że gdyby trochę lepiej o siebie zadbał, może odpoczął, zamiast przez cały dzień krzątać się przy jakichś nieistotnych sprawach, nie doszłoby do tego, nie wystraszyłby Spencer i siebie. Białaczki bali się oboje, choć każde z nich w inny sposób, innych jej aspektów, co było całkowicie normalne, ale znów budziło między nimi nieporozumienia. Jak choćby teraz - Leo przez całą noc zastanawiał się, czy istnieje sposób, by uniknąć pobytu w szpitalu, długotrwałych badań i całego tego stresu, który towarzyszył wizytom na oddziale onkologicznym. Wiedział jednak, że tylko w ten sposób uspokoi Spencer, o ile, oczywiście, wyniki okażą się w porządku... A jeśli nie? Dopiero wzięli ślub. Mieli maleńkiego synka. Potrzebowali odrobiny spokoju, zwykłego życia, rutyny! To nie był im dane od tak dawna, że Leo prawie zapomniał już, jak to jest wieść to normalne życie. A tu znów stawali przed groźbą spędzenia kilku kolejnych miesięcy w szpitalu. Żałował też, że nie potrafi się modlić - miałby wtedy coś, co mógłby robić w czasie tej bezsennej nocy, która nie przyniosła mu niczego dobrego poza potwornym zmęczeniem...

Leo Rough pisze...

Odetchnął odrobinę, gdy zobaczył, jak Spencer z uśmiechem bawi się z ich synkiem, jaka jest spokojna i odprężona, kiedy tak wtulała się w jego bok i robiła miny do gaworzącego radośnie Jamesa. Trochę bał się, że rano od razu wrócą do niej wszystkie straszne chwile z poprzedniego wieczora, to, o czym on sam naprawdę wolałby nie pamiętać. Dlatego cieszył się z każdej kolejnej minuty, w której w ich życiu panowała niezmącona niczym sielanka. Okłamywał się, że tak może już zostać, że jeśli niczego nie zepsuje, Spencer pozostanie w dobrym nastroju, porozmawiają na spokojnie, razem ustalą, co dalej. To były jednak złudne nadzieje, bo Spencer niedługo potem wydostała się spod pościeli i wyszła z sypialni, zostawiając Leo z jakąś marną wymówką. Nie ruszył jednak za nią, bo uznał, że potrzebuje tej chwili samotności. Nawet jej się nie dziwił, miała prawo być na niego zła, czuć żal czy gorycz, ale wolałby, gdyby wyżyła się na nim, a nie cierpiała sama. Może mógłby jej pomóc? Zamiast tego został na górze, cały spięty i przejęty, zabawiając Jamesa, który zaczynał domagać się śniadania. Chłopiec rozpromienił się na widok mamy z butelką w progu, a Leo także odrobinę odetchnął. Podał synkowi mleko, a potem zagryzł spieczoną wargę, nie wiedząc, co powiedzieć, nie mając pojęcia, czy w ogóle powinien się odzywać! Poczuł ulgę, gdy Spencer uwolniła go od tego obowiązku. Żałował jednak, że musiało to być akurat to pytanie, choć najwyraźniej domyślała się odpowiedzi.
- Nie. Ale wszystko w porządku. - zapewnił ją od razu, by wiedziała, że to nie dlatego, że źle się czuł albo dokuczał mu jakiś ból. Spencer już dawno przywykła, że Leo po prostu czasami nie sypia. - A jak ty się czujesz? - zapytał po chwili, cichym i łagodnym głosem. W jego oczach błysnęły ciepłe ogniki troski i czułości, z którymi oparł dłoń na kolanie Spencer, nie mając odwagi zrobić tego, na co miał naprawdę ochotę, a więc pogładzić ją po policzku, objąć, może pocałować. I zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Na to miał nadejść czas później, a przynajmniej tego spodziewał się Leo.

Leo Rough pisze...

To Spencer w ich związku zwykle była tą, na którą można było liczyć w trudnych chwilach - szczególnie, jeśli chodziło o sprawy optymizmu i wiary, że wszystko się ułoży. Była niewyczerpanym źródłem niesamowitej wręcz siły i Leo od zawsze ją za to podziwiał. Kiedy zachorował i postanowił od niej odejść, nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że trafił na prawdziwy skarb. Jest wyjątkowa, co do tego nie miał nigdy wątpliwości, ale nie doceniał jej możliwości radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Była w tym naprawdę świetna - nieustępliwa, zdecydowana, pewna siebie, niezależenie od wszystkiego. Jeśli chodziło o jego chorobę, były to jak najbardziej pożądane cechy, których u Leo można by szukać ze świecą! On łatwo się poddawał, tracił wiarę i chęci, by walczyć. To ona go motywowała, wręcz zmuszała, by nie dawał za wygraną. To ona znalazła tamte badania kliniczne, którego go uratowały, ona wyciągnęła go z tarapatów, w które wpakował się wcześniej, uzależniając się od tramadolu. Zawsze była przy nim i zawsze ratowała mu tyłek, bo wierzyła, że wreszcie wyjdzie na prostą i wszystko się ułoży. Leo mógł wtedy już tylko pilnować, by nie padła przy tym ze zmęczenia, by czuła się doceniana, kochana, by wiedziała, że troszczy się o nią. Był jej niewyobrażalnie wdzięczny, bo robiła dla niego więcej, niż ktokolwiek inny, dawała mu wszystko, czego tylko mógł potrzebować zanim jeszcze zdążył o tym pomyśleć, uszczęśliwiała go. Dzięki niej był zdrowy. Tego nie można przebić.
Chciał z nią porozmawiać. Poprzedniego wieczora zwyczajnie nie był już w stanie, wcześniej nie chciał tego robić, bo emocje były zbyt świeże i nie potrafił jej tym obarczać. Teraz jednak czuł się gotowy, trochę spokojniejszy. Przede wszystkim ochłonął i wiedział już, skąd brały się uczucia, które zawładnęły nim wczoraj. Nie chodziło o Lenę, to Kat płakała za nią i za tym, co miały, choć większość tamtego związku była kłamstwem, które miało zbliżyć ją do Leo. On bał się tylko jednego: takiej samej śmierci. Nieoczekiwanej, nagłej, pewnie w samotności. To go paraliżowało: myśl, że białaczka mogła wrócić, nie dając żadnych objawów, jeszcze groźniejsza niż wcześniej, bo jego organizm nawet do końca nie pozbierał się po leczeniu sprzed roku, nie wrócił w zupełności do formy. Na dodatek był po operacji usunięcia śledziony, a to też nie było bez znaczenia. Wiele rzeczy mogło pójść teraz nie tak i Leo był tego aż nazbyt świadomy. Pamiętał, ile różnych leków przyjmował, jak bardzo się truł, ile wycierpiał, zanim wreszcie znalazło się coś, co wyciągnęło go z tej zdradliwej choroby. Próbował wszystkiego, wreszcie zadziałała jakaś nowa, eksperymentalna mieszanka, po tym, jak interferon prawie go zabił. A co, jeśli tym razem nawet to nie podziała? Jeśli będą jeszcze bardziej agresywni, ale mimo to odeślą go do domu z kolejnym opakowaniem tramadolu? Przerażało go to, niszczyło już teraz, a minął zaledwie dzień, odkąd zdążył o tym pomyśleć! Nie wyobrażał sobie podejmować leczenia w samotności. Nie wyobrażał sobie, by Spencer miała mu pozwolić tego nie zrobić. On miał tylko sprawić, by była spokojna, a póki co... zawodził. Nie potrafił jej pomóc.
Nie zamierzał jej okłamywać. Sytuacja wydawała się poważna i Spencer zasługiwała na to, by wiedzieć o wszystkim, co się z nim dzieje, choć osobiście Leo wolałby zachować większość z tego dla siebie, byle tylko jej nie martwić, byle tylko mogła myśleć, że nic się nie zmieniło. Ale on czuł zmianę - w atmosferze między nimi, w tym, jak na niego patrzyła, a nawet, jak dotknęła go, przechodząc do łazienki. Posłał jej blady uśmiech, mimo wszystko czując ulgę, że nie jest wcale tak źle, jak się tego obawiał, ale wciąż bojąc się... wszystkiego. Że nie zdołają spokojnie porozmawiać. Że Spencer będzie miała do niego żal. Że nie znajdzie odpowiednich słów, by ją przeprosić, ani gestów, którymi wynagrodzi jej cierpienie.

Leo Rough pisze...

Póki co jednak nie mógł siedzieć tak zupełnie bezczynnie, więc gdy Spencer brała prysznic, on zrobił mnóstwo rzeczy. Trzymając Jamesa na biodrze, zdołał zaścielić ich łóżko i z grubsza sprzątnąć sypialnię, a potem ubrał chłopca. Chciał jeszcze przepakować jego torbę ze wszystkimi podstawowymi rzeczami, ale zamiast tego usiadł z nim w fotelu pod oknem w jego pokoiku i zaczął rozmawiać z nim w jego gruchającym języku. Cudownie było patrzeć na niego tak szczęśliwego! Ożywił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył w progu swoją mamę - wyciągnął do niej pulchne rączki i krzyknął coś radośnie, a strużka śliny popłynęła po jego brodzie. Leo starł ją pieluszką i wstał, podchodząc do Spencer. Podał jej chłopca, który od razu wplótł paluszki w jej wilgotne po kąpieli włosy. Nie odsunął się od nich, ale objął te dwie najważniejsze osoby w swoim życiu i stał tak przez chwilę, przyciskając wargi do czoła Spencer.
- Kocham cię. - powiedział, odsuwając się od niej. Tak po prostu, w zasadzie bez powodu. Bo teraz nie myślał o białaczce, nie myślał o niczym, poza tym, że jest cholernym szczęściarzem. Jego żona i synek byli zdrowi i bezpieczni - nic innego się nie liczyło. Uśmiechnął się do Spencer, a potem pocałował główkę Jamesa i ruszył do łazienki, nie mówiąc już nic więcej. Potem. Kiedy oboje będą gotowi.

Leo Rough pisze...

Jego pobyt w łazience w dziwny sposób niepokoił tego ranka, być może dlatego, że ciągle jeszcze bardzo wyraźnie pamiętał tę nocną scenę, krew na swoich dłoniach, poczerwieniałą od niej umywalkę i dwa ręczniki, które od razu poszły do kosza, zawinięte szczelnie w czarny worek, byle tylko żadne z nich nie musiało więcej na nie patrzeć. Wziął szybki prysznic i miał właśnie zacząć się golić, bo zdecydowanie zaniedbał tę czynność przez ostatnie dni, ale kiedy stanął przed lustrem i spojrzał na swoje odbicie, miał ochotę stamtąd uciec. Szczotkując zęby unikał patrzenia na siebie - dopiero potem odważył się zbliżyć twarz do powierzchni lustra, tym razem z pełnym namysłem. Szukał w sobie oznak choroby, wszystkich szczegółów, które kiedyś pominął i później słono za to zapłacił. Nie znalazł jednak nic podejrzanego, bo wszystko, co mogłoby budzić jakikolwiek niepokój, spokojnie mógł zrzucić na coś innego. Próbował uspokajać się w ten sposób, ale na niewiele się to zdało, bo wciąż widział w lustrze tę samą zmęczoną, poszarzałą twarz, spieczone usta, ciemne cienie pod powiekami.
Niemal uciekł z łazienki, by tuż za progiem odetchnąć z ulgą. Ubrał się szybko, jeszcze na schodach zapinając guziki koszuli i starannie podwijając rękawy do łokcia. Zanim znalazł się w zasięgu wzroku Spencer, którą bezbłędnie zlokalizował dzięki gaworzeniu Jamesa, poklepał szybko policzki, licząc, że dzięki temu odzyskają trochę koloru, a potem uśmiechnął się i pokonał ostatnie schody z nieco większą, choć wymuszoną energią. Zajął miejsce obok nich i dopiero wtedy zwrócił uwagę na przygotowane na stole śniadanie. Kawa kusiła go, kanapki, choć wyglądały apetycznie, trochę mniej, ale zdecydowanym ruchem odsunął od siebie filiżankę. Widząc, że Spencer chce zaprotestować, posłał jej blady uśmiech.
- Powinienem jechać do szpitala na czczo. - rzucił tylko, a potem westchnął cicho, pocierając czoło nerwowym ruchem. - Nie chcę, żeby zostawiali mnie tam na noc. Oddam tylko krew i zrobię, co będą ode mnie chcieli, a potem wracam do domu. - stwierdził zdecydowanie, doskonale wiedząc, że takie zatrzymanie na noc na oddziale onkologicznym źle podziałałoby na jego psychikę. Nie chodziło jednak tylko o to, bo z tym mógłby sobie poradzić, ale przede wszystkim nie chciał teraz zostawić Spencer samej. Widział po niej, że nie jest w porządku, zresztą nie mogło być i Leo wcale się temu nie dziwił, ale potrzebowali czasu, by wszystko sobie powoli połatać i naprawić. I gdyby teraz zniknął na kolejnych kilkanaście godzin, nic nie byłoby lepiej, przeciwnie, mogliby tylko znowu oddalić się od siebie. Dlatego nie zamierzał zgodzić się na pozostanie w szpitalu ani chwili dłużej, niż było to absolutnie konieczne. A druga sprawa mogła spodobać się Spencer jeszcze mniej...
- Pojadę sam, co? Nie potrwa to długo, zaraz będę z powrotem w domu. - rzucił jeszcze, wpatrując się w profil Spencer, która ciągle zajęta była karmieniem ich synka. James jednak dużo bardziej wolał bawić się jej włosami niż posłusznie połykać kolejne porcje bezpostaciowej papki. Leo oparł dłoń na kolanie brunetki i pochylił się nieco nad nią, kiedy na moment przeniosła na niego spojrzenie. Nie wyczytał z niego dużo, w ogóle trudno było mu dziś rozpoznać, co dzieje się ze Spencer, ale z pewnością widział w nim ten niepokój, który sam odczuwał. Musiał ją uspokoić.
- Spencer, Kochanie... Nie powinnaś się martwić. Wszystko będzie dobrze. Wiedziałbym, gdybym był chory, czułbym to. - zapewnił ją i uśmiechnął się lekko, by podkreślić, jak bardzo jest tego pewny. Nie był, ale przecież nie mógł się do tego przyznać! I liczył tylko, że Spencer nie będzie go dzisiaj analizować i uwierzy mu, tak po prostu, ten jeden raz.

Leo Rough pisze...

Trudno mu było przyznać to nawet przed samym sobą, ale takiej Spencer nie chciał mieć obok w chwili, gdy niemal umierał z niepokoju. Wydawała mu się chłodna i prawie obojętna, a choć wiedział, że to tylko jej gra, że w głębi duszy boi się i denerwuje tak samo jak on, to jednak to, co pokazywała na zewnątrz, wcale mu się nie podobało. Była zdystansowała i był w stanie zrozumieć, dlaczego przybierała tę pozę, ale nie zmieniało to faktu, że w trudnej chwili wolałby mieć przy sobie tę cudowną, wspierającą i pełną optymizmu Spencer, dzięki której wcześniej zdołał przejść przez całe to piekło. Wiedział jednak, że nie prawa oczekiwać od niej niewyczerpanych pokładów cierpliwości i siły, bo sama także miała prawo do okazania słabości, a przede wszystkim do szukania wsparcia i pociechy w jego ramionach, ale tym razem to nie było to. Strach zamieniała na wewnętrzny bunt, którego zewnętrznym objawem był jej dystans, swego rodzaju wycofanie. Leo nie nazywał tego w myślach, bo nie był w stanie określić ukochanej żadnym złym słowem, ale wolał już jechać tam sam i cierpieć w samotności, niż myśleć tylko o tym, jak udobruchać Spencer. Na to miał nadejść czas później, gdy wrócą już wyniki i będą wiedzieli, na czym stoją. Albo zwyczajnie, wieczorem, gdy emocje opadną i będą mogli spokojnie porozmawiać. Z pewnością jednak nie zaproponował, że pojedzie sam, tylko z tego powodu. Chodziło o więcej rzeczy, jak choćby o to, że nie chciał w najbliższym czasie widzieć Jamesa w murach szpitala w innych sytuacjach, niż kontrolne badania. Przeżyli swoje, kiedy ich synek zachorował, i Leo modlił się, by już nigdy nie musieli przechodzić przez coś podobnego. Tamten strach był nieporównywalny z niczym innym! Nie chciał też robić Spencer kłopotu, bo taka wizyta w szpitalu wiązała się dla niej z przesiedzeniem kilku godzin, może mniej, na niewygodnym krześle w poczekalni, a ich energiczny synek nie miał znieść tego najlepiej. Więc zdecydowanie to nie było miejsce dla nich. Leo rozumiał jednak, dlaczego Spencer nawet o to nie pytała, ale przyjęła za oczywistość, że jedzie z nim. On w żadnym wypadku nie puściłby jej samej, choćby miał tylko w drodze tam i z powrotem dodawać jej otuchy ciepłym słowem czy drobnym gestem. Wystarczyłoby więc, żeby "nie, jadę z tobą!", a Leo nie upierałby się dłużej. Ona jednak potraktowała jego propozycję jak coś wręcz obraźliwego, więc brunet tylko westchnął cicho, wodząc za nią wzrokiem do kuchni. Obrócił się na krześle i patrzył na nią z kolejną porcją ciepła w oczach. Nie chciał, by tam się tym wszystkim zadręczała i martwiła.
- Wiem, Spencer. W porządku. - odparł cicho. Podniósł się z krzesła dopiero po chwili i ruszył w stronę schodów, mówiąc, że zbierze się już do wyjścia i pytając, czy potrzebuje spodni na zmianę albo czegoś innego. Niedługo potem wychodzili już w domu, nie mówiąc wiele, jedynie tyle, ile było absolutnie niezbędne: dziękuję, wezmę to, zamkniesz drzwi, masz dokumenty, nie płacz, Jamie. Leo postanowił, że póki co da jej spokój, chwilę na to, by mogła odetchnąć i poukładać sobie wszystko w głowie. Jego podenerwowanie nie było teraz ważne, radził sobie z nim sam, a raczej póki co trzymał je w ryzach i pozornie zachowywał pełne opanowanie. W środku jednak cały aż się skręcał ze strachu, pierwotnego, zwierzęcego lęku. Teraz, kiedy myślał już tylko o badaniach, białaczce i tym wszystkim, nagle widział wszędzie objawy choroby. Blada, prawie sina skóra, ból głowy, kołatanie serca. A ostatnio przecież zdobył kilka brzydkich, fioletowych siniaków, choć ledwo uderzył się w te miejsca... Zanim dotarli na miejsce, był już kompletnie spanikowany, ale mocno trzymał kierownicę, więc bezpiecznie dojechali na miejsce. Dopiero, gdy wysiadł z samochodu i miał ruszyć do tylnych drzwi, by pomóc Spencer z wyciągnięciem fotelika Jamesa, nogi niemal się pod nim ugięły. Odetchnął głęboko, uspokoił się i zrobił, co do niego należało. Musiał przede wszystkim zachować spokój. Dla dobra Spencer.

Leo Rough pisze...

Zaraz, gdy dotarli do poczekalni, zjawiła się przy nich pielęgniarka. Gdy Leo podał nazwisko swojego lekarza i przyczynę zjawienia się w szpitalu, niemal od razu zaprowadziła go do pokoju zabiegowego, gdzie pomęczyli go dobrą chwilę: pobrali mu krew, zmierzyli ciśnienie, poziom cukru, nawet zważyli go i zmierzyli, a kiedy przyszedł lekarz, zrobili mu także EKG. W międzyczasie w zabiegówce panowała dziwnie napięta atmosfera i Leo, jeszcze bardziej przez to zestresowany, miał ochotę uciec. Zamiast tego usiadł, jak mu przykazano, na kozetce w kącie i czekał, choć sam nie wiedział na co. A potem mógł tylko dziękować, że jednak nie wyszedł na korytarz: z nosa znów pociekła mu krew. Ciemna kropla skapnęła na jego jeansy, a w tej samej chwili poczuł na górnej wardze znajome ciepło. Zrobiło mu się słabo, ale na szczęście zaraz zjawiła się przy nim pielęgniarka, podając mu najpierw ligninę, która miała wchłonąć krew, a potem zimne kompresy na kark i czoło. Gdy po kilkunastu minutach wciąż krwawił, lekarz zaczął zastanawiać się nad przypaleniem naczyń. Wreszcie jednak Leo odsunął od nosa wacik, na którym była tylko zaschnięta krew. Wciąż z kompresem na karku wyszedł na korytarz w eskorcie pielęgniarki, upierając się, że doprowadzi się do porządku w toalecie, bo nie będzie brudził im połowy pokoju. W całym tym zamieszaniu kompletnie jednak zapomniał o tym, że Spencer czeka tuż za drzwiami, a on wyszedł wprost na nią z nosem umazanym zaschniętą krwią i kilkoma plamami na koszuli.
- To nic takiego. Ze stresu. - zapewnił ją, zaraz ruszając do łazienki, starając się opanować chód, który w tej chwili wydawał mu się nieco chwiejny.

Leo Rough pisze...

Głupio mu było przyznać, choćby przed samym sobą, że odczuł ogromną ulgę, gdy Spencer mimo wszystko ruszyła za nim i weszła w swoją dawną rolę troskliwej opiekunki. Wiedział przecież, że powinien być silniejszy i radzić sobie z takimi rzeczami sam, że nie wolno mu obciążać jej swoim lękiem i swoimi słabościami. Ale kiedy już znalazła się przy nim i niejako przejęła dowodzenie, to tak cudownie było na moment przestać się martwić! Jej dotyk koił nerwy, jej spokój, choćby pozorny, był zaraźliwy. Zalała go fala ulgi i wdzięczności do Spencer za to, że jest przy nim, że znalazła sposób, by przezwyciężyć wcześniejsze opory, czegokolwiek one nie dotyczyły. Nie miał słów, by dziękować jej za to, ale przecież musiała wiedzieć, jak wiele to dla niego znaczy. I choć on zrobiłby dla niej bez zastanowienia to samo, więc nawet nie musiałby nic mówić, ale chciał i planował odwdzięczyć jej się później. Jej troska, ciepło, opanowanie - to wszystko działało na Leo niezwykle kojąco, aż czuł, jak jego ciało stopniowo rozluźnia się, oddech wraca do normalnego rytmu, serce zaczyna bić znów równo. A gdy potem zdobyła się jeszcze na tę drobną pieszczotę, kilka szybkich buziaków, wszystko było już po prostu idealnie. Znów miał w niej niezawodnego sojusznika, znów walczyli razem.
Ściskał mocno jej dłoń, gdy wyszli już na korytarz, w międzyczasie całując przelotnie jej policzek, nie wiedząc, na ile rzeczywiście jest świadoma, jak wiele dla niego właśnie zrobiła. Słysząc jej pytania, uśmiechnął się blado, bo rzeczywiście wytrzymała długo, nie dręcząc go żadnymi znakami zapytania. Odpowiedział więc krótko, że tak, czuje się dobrze, a już na pewno teraz jest dużo lepiej, a potem, że nie wie, czy jeszcze coś od niego będą chcieli. Postanowił zajrzeć raz jeszcze do zabiegowego i zapytać, czy może już iść oraz kiedy dostanie wyniki, ale zanim zdążył dojść do odpowiednich drzwi, usłyszał swoje imię wypowiadane gdzieś w głębi korytarza. Rozległ się energiczny stukot butów na lśniącym linoleum, a chwilę potem zmaterializowała się przed nimi drobna, ciemnowłosa kobieta w śnieżnobiałym fartuchu, pod którym miała zwykłą szarą koszulkę i jasne jeansy. Była trochę starsza od Leo, o czym świadczyły dość wyraźne już zmarszczki wokół jej oczu i kilka pojedynczych siwych włosów, których chyba wcale nie próbowała ukryć. Oto zjawiła się jego ulubiona lekarka.
- Powiedzcie, że tylko kogoś odwiedzacie. - rzuciła tonem pełnym nadziei, a potem uśmiechnęła się do nich smutno, jakby podejrzewała, że to nie to. Przycisnęła do brzucha podkładkę ze szczelnie zapisanymi kartkami, a potem westchnęła cicho, kiedy Leo niechętnie pokręcił głową.

Leo Rough pisze...

- Krwawienie z nosa w nocy i nasze przewrażliwienie. - odparł, siląc się na swobodny ton, ale jednocześnie nieco mocniej ścisnął dłoń Spencer. Gdy pani doktor usłyszała o tym, zaraz zapewniła ich, że spróbuje jak najszybciej uspokoić ich przewrażliwione głowy, by mogli zabrać synka do domu. Oczywiście musiała przez chwilę rozczulić się nad śpiącym słodko Jamesem i to na niego patrzyła z szerokim uśmiechem, gdy energicznie ruszyła w kierunku pokoju zabiegowego. I rzeczywiście - gdy pojawiła się chwilę później, obiecała im, że badania wykonają na cito i powinni teraz iść na dobrą kawę i ciacho. A nawet wzięła Spencer pod rękę i zapewniła ją, że nie powinna się o nic martwić, a potem pociągnęła ich w stronę szpitalnego bufetu, żegnając się z nimi przed wejściem krótkim: widzimy się za godzinę. Zarówno to spotkanie, jak i wcześniejsze zachowanie Spencer, dodały Leo otuchy. Może nie tyle poczuł się lepiej, co wróciła mu nadzieja, że jeszcze nie wszystko stracone, że choroba wcale nie zrujnuje im życia!
Usiedli przy stoliku, stosując się do rady pani doktor, choć Leo zamówił dla siebie po prostu kanapkę, wiedząc, ze pewnie tego potrzebuje jego organizm, choć wciąż mając żołądek ściśnięty ze zdenerwowania. Musiał jednak słuchać tej niesamowitej kobiety, swojego pierwszego onkologa. Była mądra, szybko podejmowała decyzje, ale doskonale wiedziała, kiedy się wycofać i nie wstydziła się przyznać, że czegoś nie wie i nie umie. Kiedy skończyły się standardowe metody leczenia, nie ciągnęła dalej nieefektywnej terapii, ale sama wysłała Leo do kogoś innego, wciąż śledząc jego postępy. Miał do niej ogromne zaufanie i wierzył, że teraz także mu pomoże.

[fe.]

Leo Rough pisze...

Był to chyba wpływ białego fartucha i jakiegoś nie do końca logicznego przeświadczenia, że skoro zalecił to lekarz, to na pewno pomoże, że Leo w końcu wmusił w siebie większość kanapki i czuł się całkowicie pełny, a nawet jakby odzyskał siły, co było miłą odmianą po dość "słabym" poranku. Nerwy jednak nie ustąpiły, bo nie miały szans ustąpić, gdy ciągle miał świadomość, że właśnie teraz ktoś bada próbkę jego krwi, odczytuje wartości parametrów, porównuje z normami, wpisuje do jego karty... I choć nie mógł w żaden sposób wpłynąć na wyniki tych testów, czuł, że miał szansę zrobić więcej, ale jej nie wykorzystał. Mógł lepiej się odżywiać, trochę bardziej przyłożyć do biegania, by wreszcie odzyskać kondycję sprzed choroby, wcześniej zwrócić uwagę na siniaki i długie krwawienie nawet bardzo drobnych zadrapań. To wszystko zależało od niego, ale wtedy był przecież zdrowy, czuł się dobrze i nie myślał wcale, że to może się zmienić! A teraz oddałby wszystko, byle tylko nie musieć siedzieć w dusznym szpitalnym bufecie i czekać na wyniki tych badań...
Ale miał obok siebie Spencer, która w takich sytuacjach była niezawodna! Zawsze wiedziała, co zrobić lub powiedzieć, by go uspokoić, jak dodać mu otuchy albo pomóc myśleć pozytywnie. Była jego ratunkiem w trudnych chwilach i z żalem myślał teraz o początkach choroby, kiedy odepchnął ją od siebie, choć tak bardzo potrzebował mieć obok dobrą duszę! Niby miał Lenę, ale to nie było to samo, co być w towarzystwie takiego ognika, jak Spencer, który potrafi rozjaśnić każdą ciemność, wskazać w niej drogę i odważnie poprowadzić w przerażający mrok. Bez niej był nikim i szczerze błogosławił tamto spotkanie na uniwersytecie, kiedy jej dokumenty i włosy rozwiał podmuch wiatru... Od tamtej chwili minęło już trochę czasu, ale Leo wciąż pamiętał tamte emocje, tamtą tęsknotę. Nie mógł jej stracić, nie mógł bez niej żyć.
Chwycił jej dłoń, wspartą na jego udzie, i uśmiechnął się, blado, ale szczerze. Ton jej głosu i bijąca z niego pewność działały na Leo wręcz magicznie, bo choć ucisk w brzuchu nie zmniejszył się, poczuł się odrobinę pewniej. To były fale, które przychodziły i odchodziły, a tylko Spencer potrafiła je kontrolować, on był w tym beznadziejny. Ale mógł próbować odwdzięczać jej się tym samym, dlatego pochylił się w jej stronę i pocałował ją krótko, przelotnie, bo James nie chciał mieć teraz taty tak blisko. A potem podziękował jej cicho, szeptem, patrząc jej z czułością prosto w oczy. Poradzą sobie ze wszystkim. To dawało mu nadzieję nie tylko, jeśli chodziło o wyniki badań, ale także o to, co działo się między nimi wcześniej, o kłótnie z poprzedniego wieczora i napiętą atmosferę rano. Wciąż czekała ich poważna rozmowa, ale liczył, że już przynajmniej będzie chciała i potrafiła z nim spokojnie porozmawiać, kiedy opadną emocje związane z wizytą w szpitalu.
A potem to Leo próbował podtrzymywać niezobowiązującą rozmowę, choć nie wychodziło mu to najlepiej, bo jego myśli krążyły wokół kilku tematów. Poddał się po chwili, urywając w pół zdania, wpatrzony w twarzyczkę Jamesa, który był w tej chwili szalenie zafascynowany światłami na suficie. A potem podniósł spojrzenie na Spencer i uśmiechnął się lekko.
- Wiem, że przełożyliśmy naszą podróż poślubną na maj, ale pomyślałem, że może... może moglibyśmy wyrwać się gdzieś na kilka dni, jak już to wszystko się skończy. Tylko my, we troje, żadnych telefonów, pracy, niczego. Żeby odetchnąć. Co ty na to? - rzucił, wiedząc, że nie ma powodów, by Spencer nie zgodziła się na jakiś krótki wyjazd. Na pewno dobrze by im to zrobiło! Ale zanim zdążył usłyszeć jej odpowiedź, rozdzwonił się jego telefon i odsunął się, wyciągając go z kieszeni. Zmarszczył brwi, a potem potarł czoło nerwowym ruchem, pokazując wyświetlacz brunetce: dzwoniła Kat, a on nie miał siły z nią rozmawiać, ale nie mógł też odrzucić połączenia. Po chwili jednak odebrał i rozłączył się bardzo szybko, mówiąc tylko do telefonu, by wstrzymała się kilka godzin.
- Chce jechać do Londynu. - wyjaśnił Spencer, a potem znów potarł czoło, bo... naprawdę nie wiedział, co ma teraz zrobić.

Leo Rough pisze...

Wiedział, że to on będzie musiał podjąć większy wysiłek niż Spencer, by naprawić ich związek, bo to z jego przyczyny wszystko się posypało. Popełnił kilka dużych błędów i wiedział, że będzie za nie pokutował jeszcze przez długi czas, bo choć ukochana wybaczyła mu wszystko, nie mogła o tym tak łatwo zapomnieć. Musiał się porządnie postarać, by przywrócić im równowagę, uspokoić Spencer i zapewnić o swoich uczuciach tak, by nie miała już powodów w nie wątpić. Do tego także mogli wykorzystać ten krótki wyjazd - by zbliżyć się do siebie i przypomnieć sobie, jak wiele dla siebie znaczą. Nie potrzebowali nikogo innego i oboje potrzebowali upewnić się w tym stwierdzeniu, bo... Tak, Lena namieszała w ich życiu, ale Noah także. Leo wciąż był o niego zazdrosny, choć ukrywał to przez ostatni miesiąc, jak tylko potrafił, nie chcąc dokładać Spencer zmartwień. To jednak nadal bolało, bo ona żyła z tym mężczyzną, kochała się z nim, pozwalała mu opiekować się Jamesem. A teraz spędziła ich miesiąc miodowy, całe dnie siedząc przy jego łóżku i trzymając go za rękę. To go bolało, ale starał się być wyrozumiały i cierpliwy, bo wiedział, że to dla niej ważne. A teraz byli tu i to wszystko nie miało już żadnego znaczenia.
A sprawa z Kat... cóż, była zwyczajnie bardziej kompleksowa, niż mogłoby się wydawać, a Leo nie miał serca obarczać Spencer wszystkimi szczegółami. Postanowił, że poradzi sobie z nią sam, by nie dokładać ukochanej zmartwień, tym bardziej, że to prawdopodobnie wiązałoby się z mówieniem o Lenie, a chyba żadne z nich nie miało na to ochoty. Na pewno nie zamierzał jednak pozwolić Kat wyjeżdżać w tym momencie, bo musiała zacząć walczyć ze swoimi instynktami ucieczki, które on sam zdołał prawie całkowicie u siebie zwalczyć i był z tego bardzo dumny. Ona była po prostu słaba, ale nie była już teraz sama i musiała radzić sobie z takimi sytuacjami jak dorosła osoba. Na pewno było jej trudniej, bo nie miała kogoś bliskiego, kto wspierałby ją na każdym kroku, ale miała Ninę i dla niej musiała się starać. Ale potem Spencer odezwała się, a on nie mógł jej nie wyjaśnić przynajmniej tego. Westchnął jednak głęboko i przez chwilę zbierał myśli, ale zanim zdążył się odezwać, zadała to swoje pytania, a sądząc po jej minie, zagryzionej wardze, sama nie była pewna, jak wiele chce usłyszeć. Bał się o tym mówić, ale nie mógł też nie odpowiedzieć.
- Jest z nią... źle. - odparł z wahaniem, bo to było chyba mało powiedziane. - I właśnie dlatego nie powinna jechać. Znam ją, wiem, dlaczego to robi: chce zostawić Ninę u mamy, żeby móc pogrążyć się w rozpaczy. To ostatnie, co powinna zrobić. - wymamrotał, krzywiąc się lekko i wpatrując się w kubek z herbatą stojący przed nim. Dopiero po chwili podniósł spojrzenie na Spencer, a w jego oczach kryło się jakieś nieme pytanie: jakby chciał wiedzieć, czy na pewno może mówić.
- Jej też nie chodzi o Lenę. A przynajmniej nie tylko. Uważa, że teraz już nikt jej nie będzie chciał. Nie mam pojęcia, skąd jej się to bierze, ale jest kompletnie załamana. Dobrze, że Nina wczoraj większość dnia przespała, bo Kat nie była w stanie się nią zająć. - dodał jeszcze, chcąc na tym zakończyć. Spojrzał jednak na Spencer, zastanawiając się, czy chciałaby wiedzieć coś więcej, bo nie mógł jej odmówić prawa do zadawania pytań, a sobie - obowiązku do odpowiadania na nie.

Leo Rough pisze...

Trochę bał się o tym mówić, wciąż mając w pamięci swoje przerażenie z poprzedniego ranka, ale też wszystko, co wydarzyło się później. Nie chciał denerwować Spencer, nie chciał jej ranić mówieniem o Lenie, dlatego starał się jak mógł, by było to dla niej jak najmniej dokuczliwe. Nie miał pojęcia, czy w jakikolwiek sposób jej to wszystko ułatwia, ale próbował postawić się w jej sytuacji i zastanowić, czego on potrzebowałby najbardziej na jej miejscu. Bo on był w stanie sam poradzić sobie z tą częścią siebie, która w jakimś stopniu opłakiwała śmierć dawnej przyjaciółki, tej Leny, która była przy nim, gdy chorował. Ale teraz miał obok Spencer, która była dla niego wszystkim - wspierającą przyjaciółką, powierniczką, kochającą i czułą żoną. Nie potrzebował do szczęścia niczego więcej, ale ona...? Wiedział, że musi zapewnić ją o swoich uczuciach, by nie miała możliwości w nie wątpić, szczególnie teraz, gdy znów wyszła sprawa, która kiedyś zburzyła podwaliny ich związku, a Leo walczył, by to naprawić. Dlatego chciał, by wyjechali, by na moment oderwali się od tego szaleństwa, którym w ostatnich tygodniach było ich życie, i znów skupili się tylko na sobie. Jeśli zauważy, że zależy mu tylko na niej, tylko na jej szczęściu, być może poczuje się znów pewnie. A jeśli nie, to zamierzał starać się dalej. Teraz nie było już Leny, żadna inna kobieta nie stanowiła zagrożenia (choć Leo nie był jeszcze pewien, czy ze względu na Val nie będzie musiał zmienić pracy, ale na to także był gotowy, by tylko zapewnić swojej rodzinie, swojemu małżeństwu spokój).
- Nie wiem jeszcze. - odparł krótko, bo póki co poprosił tylko Kat, by poczekała trochę. Pomyślał, że może dzisiaj zdoła z nią porozmawiać, bo wczoraj nie dało się z nią zamienić choćby słowa, żeby nie wpadała w płacz. Przez telefon brzmiała już lepiej i Leo miał nadzieję, że ten stan już się utrzyma. Uważał, że nie powinna wyjeżdżać. To był czas, w którym powinna zacząć zachowywać się jak dorosły, odpowiedzialny człowiek, a nie jak dziecko. Chciała pozbyć się obowiązków i oddać rozpaczy, a Leo chciał, by zamiast tego znalazła sobie inne zajęcie. Uważał, że Nina jest już na tyle duża, że jego siostra mogłaby zacząć rozglądać się za pracą, opiekunką dla córki i może mieszkaniem na stałe? Ale on nie mógł jej tego powiedzieć, bo już wcześniej, kiedy o tym wspominał, robiła mu awanturę. Miał nadzieję, że Spencer zdoła przemówić jej do rozsądku, przecież przyjaźniły się, a Kat na pewno była bardziej skłonna posłuchać jej, niż brata, ale teraz nie śmiał jej o to prosić. Zresztą to i tak nie był dobry moment na mówienie jej, jak powinna żyć. Ale na pewno nie mógł zgodzić się na wyjazd do Londynu.
Siedział przez dłuższą chwilę ze zmarszczonymi brwiami, wpatrzony w blat stolika przed swoim nosem, zastanawiając się nad całą tą sprawą z Kat. Może rzeczywiście nie powinien mówić jej, co ma robić? Może pojedzie do Londynu i wcale nie będzie tak, jak to przewidział, może dobrze jej to zrobi? Nie zdążył jednak zastanowić się nad tym dłużej, bo kiedy podniósł wzrok na Spencer, by zapytać ją o zdanie, ona wpatrywała się w jakiś punkt za jego plecami. Obrócił się, czując nagły ucisk w żołądku, bo w drzwiach bufetu stała jego lekarka, uśmiechając się nikle. Jak na komendę zebrali się, zostawiając na stoliku niedokończone śniadanie, i ruszyli za nią. Kobieta poprowadziła ich bez słowa do swojego gabinetu, a kiedy usiedli, nie czekała dłużej, by nie przeciągać ich niepokoju.

Leo Rough pisze...

- Twoje wyniki są niepokojące, Leo. Na tym etapie powinny być bez zastrzeżeń, jak dobrze wiesz, ale są podwyższone. - zaczęła, ale Leo od razu jej przerwał.
- Czy to znaczy, że znowu jestem chory? Tak szybko? Powinniśmy mieć co najmniej trzy lata spokoju...
- To znaczy, że powinieneś od razu wznowić leczenie, najlepiej tak agresywne, jak to tylko możliwe. Być może wystarczy jeden cykl chemioterapii i znów będziesz w remisji. Być może taki twój "urok". Ale to nie jest wyrok śmierci. Musicie o tym pamiętać. - zapewniła ich oboje, a potem jeszcze przez chwilę mówiła o tym, ze nie mogą się poddawać, że na pewno wszystko będzie dobrze. Przepisała mu witaminy, zaleciła odpoczynek i wizytę w klinice, a potem dała mu jeszcze swój prywatny numer, w razie gdyby czegoś potrzebował. Mówiła dużo, ale chyba wreszcie spostrzegła, że przestali jej słuchać, więc pożegnała ich ciepło, mówiąc, że powinni być dobrej myśli...

Leo Rough pisze...

Potrzebował chwili na przetrawienie tego, co usłyszał. Mimo swojej pesymistycznej natury, ciągłego przewidywania tylko tego, co najgorsze i tendencji do zadręczania się głupawymi drobiazgami, nie sądził, że usłyszy dzisiaj coś takiego. Nie docierało to do jego świadomości - owszem, bał się i denerwował, ale w sposób, jak się okazywało, który niewiele miał wspólnego z rzeczywistym lękiem. Tamten ciągle jeszcze pamiętał i nie miał nigdy zapomnieć, bo takiego strachu nie sposób wyprzeć z pamięci. A kiedy teraz okazywało się, że jednak jest znów chory, że znów czeka ich to piekło, z którym dopiero co się rozprawili i jeszcze nawet nie zdążyli wrócić po nim do równowagi... cóż, miał w głowie mętlik. Sam nie wiedział, co myśleć, bo rzeczywiście to, co usłyszeli, nie oznaczało dla niego wyroku. Wyniki nie były jeszcze tragiczne, on sam czuł się przecież nieźle i tak mogło pozostać. Ale właściwie... nie, nie mogło. Wiedział już, co oznacza leczenie, co przynosi każda dawka chemii, wiedział, że wtedy nie sposób funkcjonować, bo myśli się tylko o tym, by to wszystko już minęło. I chyba tego bał się bardziej niż samej choroby, to była ta przerażająca część, o której nie chciał być zmuszony myśleć nigdy więcej, a na pewno nie chciał więcej przez to przechodzić.
Im bardziej oddalali się od szpitala, tym większe czuł wyrzuty sumienia z powodu myśli, która kiełkowała w jego głowie. Coraz wyraźniej dostrzegał, że nie jest ona taka zupełnie nielogiczna, jak wydawała się na początku, ale jednocześnie doskonale wiedział, że nie tak łatwo będzie przekonać do niej Spencer. Nie, wcale nie będzie łatwo, pewnie w ogóle się nie zgodzi! Dlatego zamiast mówić o tym, potulnie kiwał głową, jeszcze nie będąc w stanie zmusić się na słowa pocieszenia dla niej. Ale kiedy zmusiła go, by się zatrzymał i spojrzał w jej oczy, przywołał na twarz blady uśmiech.
- Wiem, Spencer. Spokojnie. Damy sobie radę. Przechodziliśmy już przez gorsze rzeczy. - zapewnił ją tonem pełnym ciepła, ale też niezachwianej pewności, że ma rację. Delikatnie powiódł palcem po jej policzku, a potem cmoknął krótko jej nos. Nie chciał, by się martwiła, więc zaraz jeszcze raz powtórzył to, co mówiła im lekarka: wyniki są podwyższone, ale zaledwie nieznacznie przekroczyły granice normy. To jeszcze nic nie znaczyło, nic nie było przesądzone. Mówił o tym z takim przekonaniem, że sam zaczynał w to wierzyć i już wyobrażał sobie, jak ich życie niedługo wraca wreszcie do upragnionej normy.
Po drodze do domu zrobili jeszcze zakupy, choć Leo widział po żonie, że wolałaby wracać prosto do ich bezpiecznego gniazdka. Zamiast tego podrzucił jeszcze torbę z kilkoma rzeczami do Kat, rozmawiając z nią zaledwie chwilę, w drzwiach. Gdy wrócił do samochodu, szybko zreferował, że wygląda dzisiaj już lepiej, miała na twarzy tonę makijażu i trzymała na biodrze wesolutką Ninę. I zgodziła się zostać w Murine, sama przyznała nawet, że po namyśle odechciało jej się jechać do Londynu. Leo pomyślał, że może jednak wydoroślała trochę, ale zaraz stwierdził, że chyba jednak powinien wstrzymać się z ostateczną oceną i zobaczyć, jak będzie radzić sobie dalej.
A kiedy wrócili do domu, Leo jak gdyby nigdy nic ruszył do kuchni, mówiąc, że przygotuje dla nich na obiad coś pysznego, a ona powinna odpocząć. Z torbami pełnymi zakupów i pewnie bardzo pracochłonnym daniem do przygotowania miał co robić przez co najmniej kilkadziesiąt minut - na tym mu zależało. Byle nie uciekać z domu, nie zostawić Spencer samej, nie dawać jej powodów do niepokoju.

[ble.]

Leo Rough pisze...

Zajęcia, które sobie znalazł, nie mogły w pełni zapełnić jego umysłu, bo mimo wszystko nie były tak wymagające, jak liczył. Przygotowywał obiad według przepisu, więc nie miał za bardzo na czym się skupiać, może tylko na tym, by odmierzyć odpowiednie ilości składników, ale co to znaczyło w porównaniu do wyzwań, przed jakimi stawał? Myślami błądził wokół wielu różnych tematów, ale wszystkie w jakiś sposób powiązane były z jego chorobą, czemu w obecnej sytuacji trudno było się dziwić. Niemal zupełnie pozbył się jednak lęku i to podziałało na niego oczyszczająco. Jedyne, czego się teraz obawiał, to reakcja Spencer na jego propozycję. Niczego nie postanowił jeszcze, to, o czym myślał, to był póki co luźny plan, który, to prawda, bardzo mu odpowiadał, ale nie miał wejść w życie bez aprobaty ze strony Spencer. A o to mogło być trudno. Miał jednak jeden potężny argument i kilka sielankowych wizji do rozsnucia przed jej wyobraźnią, by jakoś ją przekonać. Czuł, że tego nie pożałują... On natomiast miał żałować podjęcia innej decyzji, jeśli Spencer w rezultacie zmusi go do tego, czego ona chce i uważa, że będzie dla nich najlepsze.
Usłyszał jej cichy tupot, kiedy zbliżała się do niego od tyłu, i uśmiechnął się lekko pod nosem. Objęła go, a on wyszczerzył się, zerkając na nią przez ramię, choć dostrzegł tylko plątaninę jej ciemnych, gęstych włosów. Nie przerywał mieszania w garnku swoich pyszności nawet, gdy próbowała go rozproszyć, bo on myślał już tylko o tym, że przecież zaraz kończy i poda na stół prawdziwy, aromatyczny, domowy obiad, jakiego nie mieli od... cóż, od miesiąca. Jego matka bardzo marnie gotowała.
- To tylko sos. Tarta dochodzi w piekarniku. - rzucił, zaraz obracając się do niej, by pocałować ją krótko i opowiedzieć o truskawkach z bitą śmietaną, które chłodzą się w lodówce na deser, i włoskich kanapkach z rukolą i suszonymi pomidorami, które chciałby zrobić wieczorem. A potem zapiszczał minutnik i Leo tylko szybko cmoknął czubek nosa Spencer, by zaraz wygonić ją do stołu, gdzie były już przygotowane nakrycia. Salon czasem przywoływał w nim złe wspomnienia, ale część jadalnianą bardzo lubił. Cenił sobie celebrowanie wspólnych posiłków, spędzanie czasu z rodziną w najprostszy i najprzyjemniejszy sposób, a czasem także wspólną pracę, kiedy można oderwać oczy od papierów i uśmiechnąć się do żony albo spojrzeć na bawiącego się tuż obok synka. Podał na stół tartę, uśmiechając się przy tym wesoło, a potem niemal w podskokach wrócił do kuchni po pachnący intensywnie sos. Przy obiedzie mówił o jakichś nieważnych sprawach, tylko po to, by zapełnić ciszę albo upewnić się, że Spencer nie zacznie tematu leczenia. Sam nie wiedział, czego obawia się bardziej. A potem, jakby nigdy nic, wrócił do przerwanego dużo wcześniej tematu kilkudniowego wyjazdu. Zaczął się zastanawiać na głos, gdzie najlepiej zaszyć się dla chwili spokoju i odpoczynku - nie chciał jechać nigdzie daleko, bo podróż ukradłaby im sporo czasu i dodatkowo wymęczyła, przede wszystkim Jamesa. Stwierdził jednak, że niewiele podróżował po okolicach Murine, a słyszał o wielu pięknych miejscach, o wszystkich tych magicznych jeziorach i rozległych, czystych lasach, urodziwych wioskach, uroczych domkach z kolorowymi ścianami i małych, drewnianych kościółkach... Mówił z entuzjazmem, który nie wydawał się być udawany, jednocześnie sprzątając ze stołu i przygotowując deser, z którym postanowił przenieść się na kanapę przy kominku. Pociągnął ze sobą Spencer, nadal rozwodząc się nad urokami okolicy, której wcale nie znali, choć przecież powinni!

Leo Rough pisze...

Miał nadzieję, że uda mu się odwlec tę chwilę w czasie. Potrzebował tego, by znaleźć odpowiednie argumenty, które miałyby szansę dotrzeć do Spencer, ale sam także musiał zyskać stuprocentową pewność, że to właśnie tego chce. Krótkich wakacji i normalnego życia zamiast tygodni spędzonych w szpitalnym łóżku. To, co miało nastąpić później, nie było już wcale tak obiecujące, ale Leo podświadomie czuł, że to właściwe, że właśnie tak powinien postąpić: odsunąć w czasie terapię, dać im jeszcze kilka dobrych, spokojnych dni. Wątpił jednak, by ten argument miał przekonać Spencer; znał ją na tyle, by wiedzieć, że w myślach już pewnie planuje wizytę w klinice, zmianę swojego rozkładu zajęć, może nawet małe przemeblowanie w domu, bo przecież on nie będzie w stanie sam dojść do sypialni... Nie chciał tego dla niej. Byli świeżo po ślubie i potrzebowali poczuć to wreszcie! Potrzebowali czasu dla siebie, odpoczynku, spokoju, odcięcia od wszystkiego i wszystkich. Jeśli zacznie się leczyć, nie będą mieli tego jeszcze przez długie miesiące, o ile w ogóle będzie im dane jeszcze trochę normalności...
Nie mógł w żaden sposób odmówić Spencer odpowiedzi, gdy wprost zadała pytanie i wyraźnie obawiała się tego, co on odpowie. Był już w tej kwestii przewidywalny, wiedział to, ale czy to sprawiało, że było im łatwiej? Chyba nie do końca. Z westchnieniem odłożył ledwo napoczęty deser na stolik, a potem obrócił się w stronę Spencer, przysuwając się do niej tak, że ich twarze znalazły się blisko siebie. Delikatnie przesunął palcami po jej ramieniu, a potem zaczął bawić się kosmykiem włosów tuż przy jej policzku.
- Dlaczego nie? - zapytał cicho, łagodnie. Nie chciał na nią naciskać, nie chciał niczego na niej wymuszać. Chciał ją przekonać, ale był przygotowany na jej stanowczą odmowę. Mimo to liczył, że uda mu się udowodnić, że ma naprawdę dobry plan. - Szpital nam nie ucieknie. Choroba nigdzie sobie nie pójdzie. A zima zaraz się skończy i nie zobaczymy naszego jeziora w takiej scenerii. - rzucił pogodnie, posyłając jej lekki uśmiech. To nie było do końca poważne i wiedział, że mogło jej się nie spodobać, skoro mieli do przedyskutowania tak ważne rzeczy, ale Leo zwyczajnie nie chciał do tego przechodzić! Obawiał się jej reakcji. Już wiedział, że żadne drobne pieszczoty i czułe słówka jej nie załagodzą.
- Nie chcę się leczyć. Nie teraz. - powiedział, wreszcie zupełnie poważny, na moment odwracając wzrok. Z westchnieniem znów spojrzał na Spencer, nie chcąc, by mu przerywała. - Chcę spędzić z Tobą i Jamesem trochę czasu, póki czuję się dobrze i mam dość siły, by dotrzymać wam tempa. Nie mówię, że w ogóle zrezygnuję z chemioterapii. Myślałem po prostu, że moglibyśmy poczekać kilka tygodni, powtórzyć badania i zobaczyć, czy wyniki będą już wtedy "złe", czy ciągle jeszcze jedynie "niepokojące". I mielibyśmy tych kilka tygodni dla siebie. - wyjaśnił wreszcie, na koniec przeczesując nerwowo palcami włosy i pocierając kark. Nie chciał jej ranić, ale już to powiedział i czuł, że bardzo jej się to nie spodobało.

Leo Rough pisze...

Właśnie takiej reakcji się po niej spodziewał: niedowierzania i złości. Nie było w tym nic dziwnego, bo na jej miejscu pewnie także nie potrafiłby zachować spokoju, ale i tak martwiło go to, bo miało być trudniej, niż przypuszczał. A chciał tylko odwlec leczenie kilka tygodni, nacieszyć się swoją rodziną, której wciąż było mu mało! Wiele przeszli i uważał, że naprawdę potrzebują przynajmniej miesiąca absolutnego spokoju, wakacji, cieszenia się życiem, robienia tego, na co wcześniej nie mieli czasu. Ich wspólne życie nie było złe, momentami tylko stawiało przed nimi wyzwania, niejednokrotnie takie, o których sądzili, że nie zdołają ich pokonać, a później okazywało się, że wszystko idzie po ich myśli. Tym razem mogło być... różnie. Leczenie mogło równie dobrze pomóc Leo, co go zabić. W świetle tego kilka tygodni nie wydawało się wcale tak długim czasem. To było to, co miało dla niego największe znaczenie. O całej reszcie starał się nie myśleć, ale wiedział, że Spencer i tak wyciągnie z niego wszystkie argumenty, bo sama będzie miała ich o wiele więcej za tym, by z miejsca zacząć leczenie.
- Choroba nie postępuje tak szybko, żeby tych kilka tygodni miało aż tak ogromne znaczenie. Jeśli chcesz, mogę się badać choćby co dwa tygodnie, żadna zmiana nam wtedy nie umknie. - odparł niemal od razu, starając się zachować pełny spokój, skoro Spencer nie potrafiła. Widząc jednak, że nie jest w stanie zapanować nad emocjami, wstrzymał się z kolejnymi słowami, dając jej chwilę na oddech. Patrzył na nią, a w jego oczach czaiła się teraz jedynie troska; przecież nie chciał dla niej źle, musiała o tym wiedzieć! Pragnął tylko jej szczęścia i bezpieczeństwa, a wiedział, że jeśli zdecyduje się na leczenie, żadna z tych rzeczy nie będzie zaspokajana przez długie tygodnie.
- Pomyśl o tych wszystkich rzeczach, które możemy zrobić. Albo o tych, których nie będziemy musieli robić, bo będziemy mieli wakacje w lutym. - rzucił po chwili przerwy, przywołując na twarz lekki uśmiech, z którym pochylił się w jej stronę. To był akurat dla niej dość słaby argument, jak podejrzewał, ale przywoływał wiele miłych wspomnień i sam myślał o tym właśnie z takim rozmarzonym uśmiechem. Rzeczywiście mieli już historię takich skradzionych chwil i zawsze dobrze na tym wychodzili - w końcu wciąż tu był, więc nie stało się nic złego. I przechodzić przez to piekło było potem trochę łatwiej. Jednak gdy o tym pomyślał, mina mu zrzedła. Przed oczami przebiegły mu te wszystkie okropne chwile, gdy czuł w żyłach ogień, a szpitalna sala robiła się duszna i ciasna. Był wtedy sam i to wszystko bolało jeszcze bardziej. Nie sądził jednak, by teraz, ze Spencer u boku, mogłoby to być choć odrobinę łatwiejsze. Może potrafiłaby ukoić jego lęk, uśmiechnąć się i trochę go uspokoić, ale potem sam poczułby wyrzuty sumienia, bo ona także miała się bać, także miała potrzebować pocieszenia! Nie chciał tego dla nich, nie teraz...
- Nie mogę, Spencer. Nie teraz, kiedy tyle może mnie ominąć. - dodał po chwili, tym razem cicho i smutno. - Widziałaś, ile James nauczył się przez ostatni tydzień? Trzyma ten swój kubeczek i próbuje się przez niego uśmiechać. I zaczyna sam wstawać, i cały się przy tym tak zabawnie trzęsie, bo czuje, że rozjeżdżają mu się stópki. Jeśli pójdę do szpitala, to wszystko mnie ominie. Nie umiem wyobrazić sobie, że będę gdzieś indziej, kiedy postawi swój pierwszy krok. - zakończył, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. O innych rzeczach wolał już nie wspominać. Chciał zobaczyć przynajmniej to, tych kilka drobiazgów, skoro być może James miał dorastać bez ojca...

Leo Rough pisze...

Z każdą chwilą, gdy Spencer reagowała coraz bardziej emocjonalnie, czuł, jak bardzo egoistycznie postępuje. Ona także cierpiała, ale przez myśl, że może nie podjąć leczenia - on bał się tego, że zacznie się leczyć. Nie mógł przyznać tego na głos, bo czułby się wtedy słaby, ale bał się bólu. Za dobrze pamiętał te mroczne chwile, ledwo pomagający tramadol i swoje późniejsze od niego uzależnienie, bo bóle głowy stały się nie do zniesienia. A to i tak nie było najgorsze, co z jego organizmem mogła zrobić chemia. Bał się tego, co już znał i to było chyba gorsze, niż strach, który odczuwał na początku, gdy po raz pierwszy usłyszał diagnozę. Spencer nie mogła tego zrozumieć, bo nie przechodziła przez to, za co dziękował Bogu - miał nadzieję, że nigdy nie spotka jej nic podobnego. Bo to nie było podanie tabletki czy zrobienie zastrzyku, ale wypalanie organizmu truciznami, które poza tym, że niszczyły chorobę, niszczyły też zdrowe komórki. Nie chciał tego, zrobiłby wszystko, by się przed tym ustrzec! Ale wszystko wskazywało na to, że prędzej czy później wróci do kliniki...
- Wiem, Spencer. Wiem, że jestem wam potrzebny... - odparł tylko zupełnie cicho, ale wiedział, że go usłyszy. Nie ruszył się z miejsca, dawał jej przestrzeń, by mogła trochę ochłonąć, przywyknąć do pewnych myśli, zastanowić się nad wszystkim. Sam też zaczął się wahać, bo mimo wszystko miała rację - tych chwil ich synek i tak nie miał pamiętać, to, co później, było dla niego ważniejsze. Ale Leo chyba nie wierzył w to "później", Spencer miała rację, sądząc, że odzywa się jego wrodzony pesymizm. Był zwyczajnie zrezygnowany, a pozory wiary, że jeszcze z tego wyjdzie, zachowywał tylko dla niej. Obiecał jej kiedyś, że się nie podda, że jej nie zostawi. Nie czuł już, że zdoła dotrzymać obietnicy. Czy nie chciała zebrać jeszcze kilku dobrych wspomnień, nacieszyć się tą pełną rodziną, skoro niedługo mogła ją stracić? Wiedział, że jest uparta, ale sam w tej sytuacji wybierał dom, ją i Jamesa, a nie szpital i igły wbite w ciało.
A potem powiedziała coś, co sprawiło, że zamarł na dłuższą chwilę. Trawił jej słowa i ważył swoje, by nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Wcześniej nawet nie pomyślał o niej, nie połączył tych dwóch rzeczy, ale chyba podświadomie rzeczywiście ta myśl przekradła się do jego umysłu i nią kierował się dziś przez cały dzień. Jej się nie udało, więc dlaczego mi ma się udać? Dlaczego ja powinienem czuć się pewnie? To było rozumowanie rozsądnego, realnie myślącego człowieka. Leo przecież nigdy nie należał do optymistów.
- Myślała, że pokonała chorobę. I my też tak myśleliśmy. - zaczął, starając się ubrać swoje chaotyczne myśli w słowa. W głowie miał mętlik i już sam nie wiedział, co robić. - Nie sądzisz, że to mogła być dla nas jakaś wskazówka? Przecież gdyby nie ten telefon wczoraj, nawet nie połączylibyśmy krwotoku z nosa z białaczką. Poczuliśmy się zbyt pewnie. - Urwał nagle, wiedząc, że za bardzo się odsłonił. Miał nie mówić, że nie wierzy w powodzenie ewentualnego leczenia, miał nie mówić, że się boi. Ale do tego to wszystko się sprowadzało.

Leo Rough pisze...

Nie potrafił słuchać spokojnie tego, jak Spencer mówi o jego szansach i narzeka na przyrodzony mu pesymizm. Wiedziała, że tak będzie, znała go najlepiej ze wszystkich ludzi, więc musiała być na to przygotowana, ale i tak mamiła go szansami i mówiła, że powinien wykrzesać z siebie więcej optymizmu. Nie potrafił i nic nie mógł na to poradzić, a ona nie mogła się o to złościć! To nie była jego wina, że strach zaciemniał mu obraz sytuacji, że wspomnienia tak mocno na niego wpływały. Na nią nie? Przecież była przy nim, gdy zabijał go interferon, gdy wszedł we wstrząs septyczny i ledwo uszedł z tego z życiem, gdy poddał się eksperymentalnej terapii, która także omal go nie zabiła. O całej reszcie opowiedział jej i nie wątpił, że pamięta ogromną liczbę leków, które przyjął i które nie zadziałały, a sprawiły, że nie mógł ruszyć się z łóżka i miał ochotę umrzeć. Leczenie nie było łatwe i przyjemne - to był koszmar. A ona mówiła o nim z taką nadzieją!
A jednak szybko stało się dla Leo jasne, że jej ulegnie i pojedzie do kliniki choćby zaraz, a potem podda się leczeniu. I nie poskarży się już ani słowem, nie skrzywi się i nie zmieni zdania gdzieś po drodze, bo... bo chodzić będzie o Spencer, jej spokojny sen i świadomość, że mają jeszcze o co walczyć. Mógł dać jej przynajmniej tyle. Dlatego kiedy kucnęła przed nim, jego zacięta poza zniknęła. Wcześniej było w nim dużo nieukierunkowanej złości i buntu, teraz już tylko czułość i trochę smutku, bo mimo wszystko nie chciał jej na to skazywać. Ale nie miał wyboru. Patrzyła na niego tymi wielkimi, błyszczącymi oczami i nie mógł powiedzieć "nie", bo wiedział, że to złamałoby jej serce. W świetle tego, co przecierpiała przez ostatnie dni, nie mógł dołożyć na jej barki czegoś takiego. Więc po chwili pokiwał głową, robiąc to z pełnym namysłem i świadomością na co się, niestety zgadza. Wiedział jednak, że ten ruch głowy nie znaczy nic, bo ona musiała to usłyszeć, więc westchnął cicho, a potem pociągnął ją do siebie, na swoje kolana. Dotknął opuszkami palców jej twarzy i znów pokiwał głową.
- Masz rację, Spencer. Powinienem to zrobić dla was. - odparł wreszcie, posyłając jej blady uśmiech, z którym pocałował ją delikatnie, a potem odsunął się, by znów na nią spojrzeć. - Jutro? - zapytał jeszcze, chcąc wiedzieć, czy nie będzie naciskała, by jechali już, zaraz. To w zasadzie nie miało dla niego większego znaczenia, bo chyba nawet wolał nie odsuwać tego w czasie zbyt długo. Obawiał się, że może znów zwątpić w słuszność tego, co robi, a wtedy Spencer miałaby po raz kolejny ten sam problem. Chciał mieć to już za sobą.
- Spencer... A jak ty sobie poradzisz z Jamesem, domem i mną w szpitalu jednocześnie? - zapytał po chwili, jak już poukładał to sobie w głowie i pogodził się z myślą, że najbliższe tygodnie spędzi w jakiejś sterylnej szpitalnej sali, z dala od Spencer i Jamesa. O ich synku myślał szczególnie dużo, by było to w jakiś sposób nowy "element" w całej tej układance. Poprzednim razem byli tylko oni i Spencer całe dnie spędzała przy jego łóżku. Teraz miał być sam i to może nawet lepiej, że nie będzie musiała na niego takiego patrzeć, ale skupi się na ich energicznym Maluszku, któremu na pewien czas, jeśli wszystko pójdzie po ich myśli, zostanie tylko mama.

Leo Rough pisze...

Teraz tym bardziej nie mógł szczerze porozmawiać ze Spencer, bo doskonale wiedział, że będzie czuła się w jakimś stopniu winna. Było wiele rzeczy, które dusił w sobie, wcześniej przygotowane argumenty, o których nie miał szansy wspomnień, ale teraz musiał to zachować dla siebie, by już bardziej jej nie ranić. Co innego znaczyłoby to, gdyby w ten sposób próbował ją do czegoś przekonać, a co innego, gdyby mówił to tak po prostu, bo czuł taką potrzebę. To nie byłoby wobec niej fair i Leo planował ochronić ją przed tą częścią choroby: przed swoim strachem i swoim bólem. To, że on miał białaczkę i on potrzebował wsparcia, nie oznaczało, że ona także go nie potrzebuje! Dla niej to nie była prosta sprawa, ona także się bała, a Leo był jej mężem, więc jego obowiązkiem było trwać przy niej, pocieszać ją i uspokajać. Wiedział, że tak samo będzie starała się go chronić i zgrywać twardą, ale chciał pokazać jej, że nie musi. Postanowił, że będzie walczyć, to było chyba najważniejsze. Całą resztą nie powinna się przejmować, a już na pewno nie tym, żeby przed nim udawać, że wszystko jest w porządku. Nie potrzebował tego ani teraz, ani nie będzie potrzebował później. Największą chwilę słabości miał już za sobą, a ona była wtedy obok i ocierała jego twarz z krwi. Wiedział, że jest w stanie robić to zawsze, ale nie musiała. Miała prawo do zmęczenia, do smutku, do chwili słabości. Chciał upewnić się, że będzie o tym pamiętać.
Na jej "mną się nie martw" pokręcił więc tylko nieznacznie głową, bo z pewnością mieli do tego jeszcze wrócić. Potrzebowali trochę dokładniejszego planu, przynajmniej jakiejś wizji, jak to wszystko będzie wyglądać, bo bez tego Leo nie miał być w stanie ich zostawić, zwiać do szpitala. James potrafił być wyczerpujący, lubił mieć uwagę wszystkich wokół i w zasadzie nie potrafił spędzić chwili, bawiąc się samemu, a jeśli będzie tylko z mamą, mogło być jej naprawdę trudno. I Leo nie oczekiwał, że będzie przy nim. Nie byłoby w tym nic złego, nie mógłby narzekać, że trzyma go za rękę, ale nie musiała. Chyba nawet wolałby, żeby nie patrzyła na niego... To było przecież takie trudne!
- Rozumiem, Kochanie. I nie przejmuj się. - szepnął, z czułością odgarniając z jej czoła kosmyk włosów. - Nie masz za co przepraszać. W zasadzie masz rację, to jest to, co powinienem zrobić, ale... jestem tchórzem. Ty jesteś odważniejsze. - dodał zaraz, a w jego głowie kryła się nutka podziwu, z którą uśmiechnął się ciepło i znów pocałował ją krótko, tym razem w sam czubek nosa. - No, już, rozchmurz się. Przecież wierzymy, że będzie dobrze, prawda? Ze wszystkim sobie poradzimy. Tyle już przeszliśmy... Z tym też damy radę. - mówił dalej, nabierając znów energii do tego, by być tym wspierającym mężczyzną, o którym myślał już wcześniej. Nie poddającym się, walczącym z chorobą do ostatniego tchu, a może raczej do ostatniej zakażonej nią komórki.
- I wiesz... Nie musisz przez cały czas zgrywać twardzielki. Ja też mogę ci pomóc, też mogę być przy tobie, jeśli mi pozwolisz. Siedzimy w tym razem, prawda? - dodał jeszcze na koniec, uśmiechając się do niej lekko, ale już zupełnie szczerze. Było mu trochę lżej, trochę mniej się bał i dobrze było znów czuć taki spokój, być może pozorny i chwilowy, ale zawsze...

Agnes pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Leo Rough pisze...

Była mu najbliższą osobą na świecie, bo znała go, jak nikt inny i wcale nie musiał tłumaczyć jej, jak się czuje. Nie oczekiwała od niego, że będzie wiedział, skąd się to bierze, by analizował to, dlaczego być może przeżywa pewne sytuacje inaczej, niż jest to powszechnie przyjęte, by mówił w prost, jak ma mu pomóc. Był facetem, nie było mu łatwo określać się jeśli chodziło o emocje nie należące do skrajności, mniej intensywne czy rzadziej odsuwane. Ona odbierała to inaczej, ale on miał wrażenie, że każdą skrzywioną miną już daje jej sygnał o tym, co się dzieje, a i tak zwykle uważał, że to zbyt dużo, że za bardzo ją obciąża. Więc to jego zamknięcie w sobie nie zawsze wynikało z tego, częściej chodziło o to, że nawet nie wiedział, że powinien o czymś powiedzieć na głos albo nie miał pojęcia, co tak naprawdę czuje i dlaczego! A kiedy chodziło o białaczkę, było nawet jeszcze trudniej, bo dochodziła ta chęć chronienia Spencer przed wszystkim, przed czym tylko się da! Już i tak przez wiele przechodziła, była taka silna, nie potrzebowała więcej zmartwień. Jeśli będzie jej potrzebował, będzie wiedział, że może jej powiedzieć o wszystkim, ale póki radził sobie sam... nie mógł jej tak ranić.
Wiedziała, że jest niesamowicie dzielna i silna, bo to właśnie udowadniała w kolejnych dniach na każdym kroku, a Leo nie szczędził jej ciepłych słów na ten temat. Bo była absolutnie niesamowita, począwszy od chwili, w której Leo zgodził się na leczenie, aż po dzień, w którym wyszedł ze szpitala. Sprawiła, że ten ostatni dzień przed koszmarem był spokojny i sielankowy, bo spędzili go razem, nie robiąc może nic specjalnego, ale też nie myśląc już za dużo o tym, co czeka ich przez najbliższe tygodnie. Poszli z Jamesem na spacer, obejrzeli razem film, cieszyli się sobą w najprostszy możliwy sposób, a choć popołudnie to było dla nich mało, mieli też dla siebie całą noc. A rano nie potrzebowali słów, by wiedzieć, co powinni zrobić. Zaczął pakować tę swoją małą torbę, którą kiedyś zawsze trzymał przygotowaną na dnie szafy, jednocześnie wymuszając na Spencer, by spróbowała na głos zaplanować, jak będzie radzić sobie podczas jego pobytu w klinice i później, kiedy wróci do domu i mimo wszystko będzie potrzebował dużo pomocy. Wiedząc, że nie będzie miała ochoty dzwonić po swoją matkę, by poprosić ją o pomoc, zasugerował, że powinni porozmawiać z Kat. Dla niej byłoby to jakieś zajęcie, gdyby miała na głowie dwójkę rozrabiających brzdąców, a przez te dwie godziny dziennie na pewno nie zdążyłaby się za bardzo zmęczyć. Oczywiście jeszcze nie było o czym rozmawiać, ale już kilka godzin później okazało się, że Leo jednak od razu zostanie na oddziale i zaczną go przygotowywać do podania chemii. Zrobili mu jeszcze kilka badań, Spencer wróciła do domu, choć musiał obiecać jej, że zadzwoni, jak będzie po wszystkim, i dokładnie jej opowie o wynikach i co powiedzieli lekarze. Tak też zrobił. Potwierdziło się to, co usłyszeli od znajomej pani doktor poprzedniego dnia: wyniki nie były jeszcze tragiczne. Miał dostać standardową mieszankę cytostatyków na początek, potem kontrola i leczenie uzupełniające lub kolejna tura chemii, w zależności od wyników.

Leo Rough pisze...

Było trudno. Spencer trwała obok niego w momentach szczególnie źle działających na jego psychikę, ale z fizycznymi dolegliwościami nie mogła już nic zrobić. Trzymała go za rękę, kiedy w żyły wlewała mu się trucizna, ale kiedy kaszlał i krztusił się, nie mając już czego zwrócić, a raczej sądząc, że zaraz pozbędzie się wnętrzności, jej gładzenie po głowie i powtarzanie, że to zaraz minie, niewiele pomagało. Bo nie minęło wcale zaraz, a tylko pogorszyło się, gdy pielęgniarka wmusiła w niego porcję jakiejś papki, która miała dodać mu sił. Na szczęście potem nadszedł wieczór i Spencer musiała wyjść, więc cierpiał już w samotności, przed jej wyjściem jeszcze zmuszając się do uśmiechu i zapewnienia jej, że wszystko w porządku. Zadzwonił do niej nad ranem, by powiedzieć, że jest już lepiej i nie powinna się spieszyć z wizytą w klinice. I rzeczywiście - najgorsze miał już za sobą, noc ledwo przespał, ale i tak czuł się lepiej, bo przynajmniej nudności ustąpiły. Czuł ulgę, że przetrwał tę pierwszą dawkę, bo już wiedział, że w jego wyobraźni wszystko to było przesadzone, przerysowane - rzeczywiście było strasznie, ale nie tak okropnie, jak pamiętał. Może też miały na to wpływ inne czynniki, ale bardzo starał się być optymistą. Dla Spencer, która wyglądała, jakby także nie spała zbyt wiele poprzedniej nocy. Kazał jej wywiesić na klamkę zawieszkę, która mówiła, że odpoczywa - oznaczało to, że nikt nie będzie im przeszkadzał, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne - a potem poklepał miejsce na łóżku obok siebie. Ucięli sobie krótką drzemkę, która dała im więcej niż noc przespana w osobnych łóżkach.

Leo Rough pisze...

Kryzys nadszedł stosunkowo szybko, ale też samopoczucie Leo z każdym dniem znacznie się pogarszało. Miał rację, przewidując, że będzie z nim źle, bo w niczym nie przypominało to pierwszej dawki chemii z początków choroby. Wtedy był w stanie wracać do domu po każdej dawce, radził sobie sam, a czasem, kiedy miewał lepsze dni, nawet biegał. Ale nie było co się temu dziwić - miał wyniszczony organizm, który nie zdążył jeszcze wrócić do równowagi po wszystkim, co przeszedł przez ostatnie lata. Poza chorobą był przecież także postrzał i tamte trudne miesiące z dala od Spencer i ich synka, kiedy wcale nie czuł się najlepiej - dużo wtedy schudł i dokuczały mu straszne bóle głowy. Chemia dawała więc o wiele więcej skutków ubocznych niż u osoby, u której dopiero wykryto białaczkę. A to bardzo źle działało na jego psychikę, gdy widział innych pacjentów spacerujących po korytarzu, jedzących normalne posiłki albo nawet wychodzących na weekend do domu! On utknął w szpitalnym łóżku, szorstka pościel uwierała go i niemal kaleczyła suchą, zniszczoną skórę, każdy dźwięk drażnił go i wywoływał ból głowy, nie wspominając już o dolegliwościach ze strony układu pokarmowego, który kompletnie odmawiał współpracy. Mimo to ciągle jeszcze starał się zachowywać optymizm, wypatrywać z entuzjazmem chwili powrotu do domu, ale ona wydawała się zbyt odległa. I choć przed Spencer udawał, że wszystko jest w porządku, uśmiechał się i kłamał, że nic go nie boli, ona wiedziała swoje. Znała go, wiedziała co zrobić, by mu pomóc, jak zawsze. Wizyta Jamesa zadziałała jak restart: Leo wrócił do stanu z początku leczenia. Ta krótka chwila z synkiem przypomniała mu, o co walczył - o całe lata dla nich, o wszystkie pierwsze razy. Ale jednocześnie bał się, że przegapi jego pierwszy krok, moment, przy którym tak bardzo chciał być! Ale kończył się już marzec, a Leo nie wiedział, kiedy wróci do domu, co oznaczało, że może go to ominąć. Póki co jednak cieszył się jego obecnością, bo choć normalnie nie byłby zbyt zadowolony z tego, że Spencer przywiozła go do szpitala, to w tym momencie bardzo tego potrzebował i był jej ogromnie wdzięczny. To była tylko chwila, stanowczo zbyt krótka i niewystarczająca, ale jakże przyjemna! Od razu poczuł się lepiej, odzyskał energię i chęci do dalszej walki, a to było chyba najważniejsze. Jednak kiedy Kat zabierała Jamesa, trudno mu było na to patrzeć. Pożegnał się z nim, wiedząc, że lepiej, by nie był dłużej narażony na żadne paskudne choroby, a potem po prostu ścisnął dłoń Spencer, którą odnalazł w pościeli. Wiedział, że go zrozumie, że nie musi mówić jej, jak się teraz czuje, bo nawet, gdyby był w stanie wypowiedzieć cokolwiek przez ściśnięte gardło, nie potrafiłby ubrać swoich emocji w słowa. Dlatego tylko trzymał jej ciepłą dłoń w swoich szorstkich, zimnych dłoniach.

Leo Rough pisze...

Kolejne dni były nieco łatwiejsze. Leo czuł nowy przypływ motywacji i każdego dnia wypytywał lekarzy na obchodzie o swoje wyniki, ale oni nie chcieli nic powiedzieć. Wiarygodne dane mieli uzyskać dopiero kilka tygodni po zakończeniu chemioterapii, a póki co nie było nawet wiadomo, kiedy to nastąpi. Czekało go jeszcze przynajmniej kilka dawek, a to oznaczało kilka kolejnych tygodni spędzonych w szpitalnym łóżku. Ale nagle - cud! Leo kilka dni z rzędu czuł się lepiej, siadał i rozmawiał ze Spencer bez konieczności przerywania nawet krótkich zdań na oddech, wybrał się nawet na krótki spacer po oddziale. Po takim powrocie energii lekarze postanowili wysłać go na weekend do domu. Był tak zaskoczony, że najpierw im nie uwierzył i oskarżył, że wzbudzają w chorym, cierpiącym człowieku nadzieję. Ale nie! Spencer przyjechała po niego w piątek wieczorem i aż do niedzielnego popołudnia był z nią i ich synkiem w domu. Nie dał rady dostać się do sypialni, ale nawet kanapa we własnym domu była lepsza niż najwygodniejsze szpitalne łóżko. Liczył się czas, który mógł spędzić z nimi, te najprostsze rzeczy, drobne pieszczoty, patrzenie na bawiącego się Jamesa, znajome zapachy... Było dużo drobnych spraw, za którymi zatęsknił, gdy zmuszony był już wrócić do szpitala i poddać się dalszej chemioterapii. I już sam nie wiedział, czy ta wizyta w domu była dobrą decyzją, bo to tym potrafił myśleć już tylko o powrocie na swoją kanapę, co udało się dopiero po kilku kolejnych tygodniach. Tyle tylko, że wtedy czuł się znów gorzej i wcale nie miał ochoty ruszać się nigdzie; był na to zbyt słaby. Widząc jednak radość Spencer, nadzieję w jej oczach, sam zmusił się do uśmiechu i wykrzesał z siebie minimum entuzjazmu. Patrzył, jak krząta się po szpitalnej sali, pakując jego rzeczy, i mówiąc o jakichś nieważnych sprawach. Ta radość mogłaby być zaraźliwa, gdyby nie to, że był tak bardzo zmęczony! I przez kolejne dni, już w domu, głównie spał. Bo wtedy nie czuł bólu ani strachu, nie myślał o wynikach badań, dalszym leczeniu, dniach z życia Jamesa, które uciekały mu, gdy "wracał do zdrowia"...

Leo Rough pisze...

Życie toczyło się dalej i Leo robił wszystko, co w jego mocy, by na nowo się w nie wdrążyć. Tyle tylko, że "co w jego mocy" nadal oznaczało zaledwie kilka krótkich chwil rozmowy ze Spencer albo zajęcie się Jamesem przez parę minut. Zwyczajnie nie dotrzymywał im tempa i to przerażało go, ale nic nie mógł zrobić - był słaby, siły odzyskiwał bardzo powoli i tylko dbał o to, by nikt nie powiedział o nim, że jest "schorowany". Nie był i nie zamierzał być, bo wyniki najbliższych badań miały już być w normie. Mówił sobie, że nie ma białaczki, a tym razem głęboko wierzył w siłę takiego przekazu i wsłuchiwał się w słowa Spencer, która powtarzała to wszystko, ale na głos. Albo kiedy mówiła, co będą robić, kiedy ten koszmarny sen się skończy. Wolał, kiedy oboje podchodzili do tego jako do stanu przejściowego, krótkiego przerywnika normalnego życia, kiedy mogli spokojnie planować urodziny Jamesa, wyjazd do Paryża, jej powrót do pracy. Czasem jednak było to wręcz niewyobrażalnie trudne, bo gdy czuł się gorzej, nie potrafił już zmuszać się do pozytywnego myślenia. Na szczęście Spencer zawsze wiedziała, jak mu pomóc, a w takich chwilach wystarczyło, że dawała mu potrzebną przestrzeń, mimo to będąc gotową, by zjawić się przy nim, gdyby jej potrzebował. Te tygodnie w domu miał więc dość spokojne, choć nie mógł powiedzieć, że jest dobrze. Z utęsknieniem czekał na chwilę, w której wreszcie poczuje się lepiej i będzie mógł wrócić do normalnego funkcjonowania, bo dopiero wtedy życie miało dla niego ruszyć.

Leo Rough pisze...

Ale póki co czekali na wyniki. Pojechali do szpitala, modląc się, by był to ostatni raz, kiedy muszą prosić Kat o opiekę nad synkiem z powodu białaczki. Leo już pewniej szedł w stronę wejścia do kliniki, pokonując kolejne metry nagrzanego słońcem parkingu skupiony jedynie na tym, by stawiać kolejne kroki. Chodziło oczywiście o to, by nie myśleć o niczym innym, a kiedy dostrzegł lekki, choć pełen nadziei uśmiech goszczący na twarzy Spencer, gdy widziała go pokonującego własne słabości, wiedział, że nie robi tego tylko dla siebie. Objął ją ramieniem i przez chwilę oboje mogli czuć się prawie normalnie. Ale potem twarze owiał im podmuch z klimatyzacji w szpitalnym holu i Leo i znów poczuł się mały, słaby... zniszczony. Dotarli pod drzwi gabinetu, a potem weszli do środka, trzymając się za ręce, teraz już oboje po równo przerażeni, szepczący jeszcze przed progiem ostatnie słowa modlitwy. A kiedy podnieśli oczy na siedzącego za biurkiem lekarza i dostrzegli jego lekki, ale wiele mówiący uśmiech, odetchnęli równo, zaraz potem padając sobie w ramiona. Oczywiście, że czekało go jeszcze leczenie uzupełniające, oczywiście, że musiał jeszcze raz pojawić się na badaniach kontrolnych za miesiąc, i tak, wiedział, że ten nagły powrót choroby oznacza, że będzie musiał badać się o wiele częściej niż normalny pacjent z białaczką w remisji, ale... tak, znów mu się udało. Dostał receptę i mógł iść.
Mogli się cieszyć, mogli świętować - to był właśnie ten moment, na który czekali, koniec ich zawieszenia, pobudka z koszmarnego snu. Chyba jednak oboje nie do końca w to wierzyli, więc ich radość była nieco opóźniona. Przynajmniej Leo potrzebował trochę więcej czasu, by jakoś sobie poukładać to w głowie. Wykupili leki, wrócili do domu, opowiedzieli o wynikach Kat, wyściskali ją, a potem zostali sami. Kompletnie wyczerpany Leo opadł na kanapę i zakrył oczy dłonią, czując, jak pieką go w sposób, który zwiastował zbliżający się ból głowy. To wcale nie był koniec jego cierpień, jego męczarni, ale mimo to starał się okazać, jak bardzo się cieszy - dla Spencer. Nie musiał jednak zgrywać się wcale; ona znała go, wiedziała, że nie ma teraz na to siły. Pomogła mu dostać się na górę i na resztę popołudnia zostawiła go samego. Był jej za to wdzięczny. Przez większość tego czasu spał, ale obudził go płacz Jamesa, którego mama próbowała uśpić. Niedługo potem zjawiła się jednak w sypialni. Leo czuł potrzebę, by przeprosić ją za swoje zachowanie, za to, że tak zniknął, choć w zasadzie to ona po prostu wyszła, dając mu trochę czasu dla siebie. Mówił też o tym, że te dni, gdy ma wszystko na swojej głowie, niedługo miną, że on już zbiera się, bo skoro choroba nie jest już ich problemem, z resztą sobie poradzi. I zamierzał tego słowa dotrzymać, bo nie chciał już dłużej patrzeć, jak Spencer sama się ze wszystkim męczy.

Leo Rough pisze...

Przez kolejne tygodnie z dnia na dzień było z nim lepiej - zaczął schodzić na dół, bawił się z Jamesem, a nawet jadł normalne rzeczy, nie tylko jogurty i papki. Dobrze reagował na leki, które teraz przyjmował, więc szybko wracał do zdrowia, nawet mimo tego, że w zasadzie wciąż się truł. Wszystko powoli wracało do normy - ktoś z zewnątrz powiedziałby, że dzieje się to w żółwim tempie, ale oni dostrzegali wszystkie, nawet najdrobniejsze postępy i cieszyli się z nich, choć Leo wolał już udawać, że nie były wszystkich tych tygodni, które spędził najpierw w szpitalnym łóżku, a potem zamknięty w sypialni. Pod koniec kwietnia funkcjonował już w zasadzie normalnie, choć schodów nadal nie lubił, a część jedzenia przyprawiała go o mdłości. Dlatego to on gotował kolację w dniu urodzin Spencer, które postanowili spędzić we dwoje, jej rodziców i przyjaciół zapraszając tylko na urodziny Jamesa, które przecież i tak były za kilka dni. Rano tego dnia wstał wcześnie; spała na tyle czujnie, że obudziła się, kiedy tylko Leo poruszył się, by wstać, ale kazał jej zostać w łóżku i odpoczywać. Była przemęczona, to stało się dla niego jasne, kiedy tylko zaczął znów normalne funkcjonować, bo wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy, ile ma na głowie. Były to tylko pojęcia: James, dom i on. Ale składało się na to tyle drobnych rzeczy, że w zasadzie biegała od świtu do nocy, chcąc by wszystko było jak należy. Teraz on czuł się gotowy, by ją odciążyć. Jej przyjaciółka przyjechała niedługo po śniadaniu, które zjedli w łóżku - zabierała Spencer na kilka godzin do Spa, Leo nie mógł się oprzeć, by nie zafundować jej czegoś takiego. Zdecydowanie jej się należało. Kiedy wróciła, zjedli kolację przy świecach, tylko raz przerwaną płaczem Jamesa, ale mimo to cudowną, a potem Leo sam sprawdził, czy jej skóra jest po tych wszystkich zabiegach tak gładka, jak twierdzi...
Nie dał się usadzić na kanapie pod pretekstem, że ma odpoczywać, w dniu urodzin Jamesa i w czasie przygotowań do przyjęcia. Miał dowód na to, że radzi sobie już całkiem nieźle, więc nie zamierzał być odsunięty od prac przy organizowaniu roczku synka. Wreszcie jednak wyszło na to, że cały dzień i tak spędził z dala od kuchni i głównych przygotowań, którymi zarządzała Spencer, bo z samego rana przyjechała Mara z dziećmi i jego zadaniem było zajęcie się nimi. Miał więc zaopiekować się Jamesem, swoją chrześnicą Rose i jej starszym bratem; nastoletnia Lucky sama zajęła się sobą, znajdując jego komputer. Z trójką radził sobie świetnie, ale kiedy przyszła też Kat z Niną, musiał wymyślić coś innego. Okupowali centralną część salonu, gdzie wybudowali dla siebie zamek z poduszek i narzuty, do którego weszli wszyscy, łącznie z zaśmiewającym się zaraźliwie Jamesem i drepczącą nieporadnie Niną, która patrzyła na nich tak, jakby miała ich za idiotów. Ale Leo leżał na podłodze i czuł się jak wyśmienicie, choć może i wyglądał głupio, próbując zrobić dla małej Rosie okienko, bo ona koniecznie chciała zrobić do niego firankę ze swojego różowego szaliczka. Wkrótce potem zobaczył, że James zasnął z buzią przyciśniętą do dywanu, a chwilę później padła też Nina, zwijając się tuż obok kuzyna. Leo zaniósł ich na górę i wrócił do dzieciaków Mary z bajką w ręce. Było to "Brzydkie kaczątko", ulubiona bajka Leo od momentu, w którym poznał Spencer. Usiedli w kącie przy kominku, bo jego siostrzeniec koniecznie chciał się schować przed resztą rodziny, a Leo przystał na to, równie zadowolony, co mała Rosie, która wdrapała mu się na kolana i z błyszczącymi oczami wodziła paluszkami po ilustrowanej książeczce.

Leo Rough pisze...

To był długi, męczący dzień, ale Leo wcale o tym nie myślał. Nie obchodziło go rwanie w dole pleców, lekko pulsujący ból głowy ani piekące oczy czy cokolwiek innego. Mimo wszystko był to dobry dzień, wspaniały wręcz, bo udało mu się dotrzymać tempa dzieciakom. Jemu, który jeszcze kilka dni temu ledwo był w stanie zwlec się z łóżka! Gdyby nie to, że właściwie zmusili go, by na trochę usiadł z rodziną i przyjaciółmi przy stole, pewnie do późnego wieczora buszowałby z maluchami. Nie potrzebował przerwy, przez cały dzień ani razu nie powiedział, że musi odpocząć - to przecież rozczarowałoby jego małych towarzyszy! Wytrwał i był to powód do dumy, choć Leo starał się nie robić z tego wielkiej sprawy, mimo że czuł się teraz niemal niezniszczalny. Nawet sprzątanie sprawiało mu niejaką przyjemność, bo było późno, a on nadal nie czuł tego zmęczenia, które towarzyszyło mu jeszcze niedawno. Mógł zrobić wszystko, ale tylko na jedno miał teraz ochotę. Zaproponował wspólny prysznic, wiedząc, że rano wstaną niewyspani, ale przecież... było warto! Sądził, że Spencer jest tego samego zdania, kiedy wymruczała, że zaraz do niego dołączy, ale kiedy po kilku zachęcających okrzykach i kolejnych minutach czekania na nią w zaparowanej kabinie nadal nie widział jej w drzwiach łazienki, szybko owinął wokół bioder ręcznik i wyjrzał do sypialni, przez moment obawiając się, że coś złego stało się albo jej, albo Jamesowi. Ale nie, Spencer stała przy lustrze i wpatrywała się w nie uporczywie; dopiero. kiedy podszedł do niej bliżej i obróciła się w jego stronę, dostrzegł, że jej oczy lśnią w charakterystyczny sposób. Wystraszył się wtedy nie na żarty. Mocniej zawiązał ręcznik wokół bioder, by móc go puścić, a potem dotknął jej nagiego ramienia, patrząc na nią z troską. Martwił się, to było oczywiste. Już wcześniej miał wrażenie, że coś jest nie tak, ale ono minęło, bo Spencer zachowywała się normalnie - żartowała razem ze wszystkimi, pilnowała, by niczego nie brakowało na stole, a kiedy zostali sami, wobec niego także nie okazała niczego niepokojącego. A teraz stała pośrodku pokoju i nadal próbowała udawać, że nic się nie dzieje. Ale znał ją, znał te jej gierki i nie zamierzał odpuścić, bo wiedział, jak to się kończy. Zależało mu, by niczego jej nie brakowało, więc jeśli mógł jej jakoś pomóc, coś dla niej zrobić...
- Spencer, kochanie, co się dzieje? - zapytał, wyraźnie zaniepokojony, marszcząc brwi i w myślach już rozsnuwając swoje teorie. Może coś ją boli? Może wystraszyła się, że to coś poważnego? W świetle tego, co działo się ostatnio w ich życiu, pewna doza lęku nie byłaby niczym złym. Ale o czymś takim chyba powiedziałaby mu od razu, poza tym pewnie reagowałaby inaczej. Zakładał więc, że chodzi o coś mniej fizycznego, ale to nie sprawiało, że martwił się mniej. To musiało dręczyć ją już jakiś czas, na pewno nie przyszło nagle, więc walczyła z tym sama przez ile? Kilka godzin, cały dzień, dwa, tydzień? Nie miał pojęcia. Ważne, że teraz miał się już dowiedzieć.
- Może weźmiesz prysznic i wtedy porozmawiamy, co? Poczujesz się dzięki temu lepiej? - zapytał, delikatnie muskając jej czoło opuszkami palców, potem sunąc po policzku i brodzie. Może to zwykłe zmęczenie? Albo właśnie ono spotęgowało jej stan, sprawiło, że jej oczy wypełniły się łzami? Może wystarczyła dobrze przespana noc i ranek miał rozwiać to, co ją dręczyło? Nie miał pojęcia. Ale szczerze chciał jej pomóc.

Leo Rough pisze...

Nie myślał o niczym podobnym przez kilka ostatnich miesięcy, nawet dzisiaj, w otoczeniu tych wszystkich dzieciaków, żadna taka myśl nie przeszła mu przez głowę. Było fajnie patrzeć na Jamesa ożywiającego się w obecności innych dzieci, szczególnie Niny, z którą byli w zasadzie nierozłączni, choć ona stawiała już swoje pierwsze kroki, a on ciągle był za nią w tyle, bo sam dopiero wstawał przy pomocy mebli albo w łóżeczku, podciągając się na szczebelkach. Cieszył się też, że miał szansę spędzić trochę czasu z siostrzeńcami, bo kiedyś był z nimi naprawdę blisko, ale od powrotu do Murine już tak nie było. Ale o rodzeństwie dla Jamesa nie myślał na poważnie odkąd dowiedzieli się dokładnie, czym jest choroba Spencer. Pogodził się z tym, że będą mieć jedynaka, i nie zamierzał dopuścić, by był rozpieszczony albo kiedykolwiek czuł się samotny - miał kuzynkę w swoim wieku, kolejną trochę starszą, na pewno nie miała mu się stać krzywda. I jasne, że pamiętał o planach, które robili ze Spencer, ale to było lata temu, zanim dowiedzieli się, że ciąża stanowi dla niej zagrożenie. Nie chciał jej więcej na to narażać. Myślał, że teraz wezmą szczeniaka, jeszcze trochę nacieszą się dzieciństwem Jamesa, a kiedy podrośnie, będą mogli znów zająć się sobą - więcej podróżować, może zrobić coś innego, spełniać jakieś swoje marzenia. Przecież nie ograniczały się one do rodziny. Wiele razu rozmawiali o tym, jak ona będzie wyglądać, a choć nie przewidywali opcji, w której mają tylko jedno dziecko, to przecież ich życie wcale na tym nie traciło. Nawet tego dnia wysłuchiwali Mary, która, jasne, opowiadała o tym, jak cudownie mieć dzieci, które przez większość czasu świetnie się dogadują, gdy najstarsze opiekuje się najmłodszym, ale narzekała na to, że nie czasu dla siebie, od wieków nie była na randce, o zrobieniu sobie paznokci czy wizycie u fryzjera nawet nie wspominając, bo przy dzieciach staje się to nieważne. Wszyscy się z nią zgodzili! Oni przez wiele wieczorów rozmawiali o trojgu dzieci, pomiędzy którymi byłaby tylko niewielka różnica wieku, żeby mogły się razem bawić, uczyć, potem chodzić na imprezy i pożyczać ubrania. Spełniła się nawet przepowiednia Spencer, że pierwszy będzie chłopak, żeby mógł chronić i opiekować się młodszym rodzeństwem.
Ale nie. Minusów było więcej i Leo odciął się od tego, wiedząc, że będą szczęśliwi, mając tylko Jamesa. Albo aż Jamesa, biorąc pod uwagę, jakie było ryzyko dla niego i Spencer podczas porodu. Leo za dobrze pamiętał swoje przerażenie z tamtego dnia, nawet nie chciał tego wspominać! I nie chodziło tylko o to. Sam przecież także był chory, a to nie było bez znaczenia. Nie mógł jednak mówić o tym wprost, bo wyraźnie coś niedobrego działo się ze Spencer i nie mógł jej obciążać podobnymi rzeczami. Musiał być delikatny, bo wyglądało na to, że wchodzą na grząski grunt. Sam zresztą nie spodziewał się właśnie takiego pytania. Czy byli gotowi na poważną rozmowę o tym? Po zachowaniu Spencer - sądził, że nie. Jeszcze nie zaczęli, a ona już miała łzy w oczach, a jej głos drżał tak, że Leo bał się odezwać. Dał jej chwilę, by się pozbierała: ubrała, trochę uspokoiła. Sam też pozbył się ręcznika i założył spodnie, a potem też koszulkę; wróciły do niego kompleksy, bo znów znacznie schudł i żebra wyraźnie rysowały mu się pod skórą, a stare blizny po postrzale znów wydawały się bardziej wyraziste. Dopiero wtedy obrócił się znów w jej stronę, marszcząc brwi.
- Chcesz mieć więcej dzieci? - odpowiedział pytaniem na pytanie, doskonale wiedząc, że nie chce o niczym decydować, niczego przesądzać swoim zdaniem. Po prostu jak dotąd sądził, że to jasne...

Leo Rough pisze...

Leo nie rozumiał tego, przez co przechodziła i co siedziało w jej głowie nie dlatego, że się nie starał, nie chciał, był zamknięty na jej emocje i przeżycia, ale dlatego, że nigdy wcześniej nie poruszyła tego tematu. Nigdy nie powiedziała mu o tym wprost, nawet nie próbowała uświadomić mu, że niektóre jej dziwne zachowania mają głębsze podłoże, ale kłamała, że to zwykłe wahania nastroju spowodowane hormonami. Wierzył jej i robił wszystko, czego od niego oczekiwała, bo ufał jej - sądził, że mówi szczerze. Może gdyby przyszła z tym do niego wcześniej, poradziliby sobie z tym inaczej? Nie urosłoby to do rangi problemu z jej samooceną? Nie wiedział, ale i tak było mu w jakiś sposób przykro, że nie zaufała mu z tym, nie widziała w nim przyjaciela. Sam też czasem się tak zachowywał, więc nie winił jej, pewnie to była nawet jego wina, bo nie stworzył przyjaznego otoczenia, by mogła porozmawiać z nim o tym, co ją dręczy. Mimo to było mu przykro, choć wiedział, że nie o niego dziś chodzi. Nie chodziło nawet o to dziecko, czuł to podskórnie, bo Spencer z pewnością nie zaczęłaby tej rozmowy w taki sposób. Może w jakimś stopniu chciała to także mu zaalarmować, jakoś go przygotować, ale Leo sam się już w tym wszystkim gubił.
Słuchał jej, wciąż marszcząc brwi, ale nie pokazując po sobie żadnych więcej emocji. Spencer nie potrzebowała wiedzieć, co działo się w jego umyśle, kiedy myślał o tym, że ona jednak może mieć rację, że chce dzieci, zawsze chciał, ale po prostu to wypierał. Chociaż nie, to też nie było tak! Zwyczajnie nie potrafił wyjaśnić tego inaczej, jak tak, że pogodził się z obecnym stanem rzeczy. Ale tego nie mógł powiedzieć na głos, nie zabrzmiałoby to dobrze w chwili, gdy jego żona najwyraźniej sądziła, że ma do niej żal o to, że mają tylko jedno dziecko. Zajął miejsce obok niej, kiedy nie dokończyła zdania, a gdy spojrzała na niego wymownie, dając mu do zrozumienia, że powinien się domyślić, westchnął cicho. Wiedział, o co jej chodziło. Dotknął jej ramienia najpierw niepewnie, później trochę bardziej zdecydowanie, by obrócić ją w swoją stronę, a kiedy nadal nie chciała na niego spojrzeć, ujął w palce jej podbródek. Posłał jej blady uśmiech i pokręcił zdecydowanie głową.
- Nie przepraszaj, Spencer. Nie masz za co. - szepnął, wolną dłonią odsuwając z jej czoła kosmyk włosów. - Gdybyś wiedziała wcześniej, nic by się nie zmieniło. Zrobiłbym wszystko, żebyś została ze mną. Bylibyśmy szczęśliwi bez dzieci, Spencer, ale mamy naszego cudownego synka i to wystarczy. Będzie jedynakiem, ale co z tego? Jest bezpieczny, zdrowy, kochany, a to najważniejsze. Dałaś mi wspaniałego syna, ale nie tylko, bo dałaś mi też dużo, dużo więcej. - mówił, coraz bardziej angażując się w swoje słowa, wiedząc, że nie okłamuje jej, ale mówi to, co naprawdę czuje. Nie był to model rodziny, w którym dorastał, nie o tym marzył, gdy był młody i naiwny, ale wcale nie przeszkadzała mu zmiana planów, bo był szczęśliwy, mając Spencer i Jamesa, zdrowych, mogących wieść w miarę spokojne, uregulowane życie. W tej sferze niczego mu nie brakowało i sądził, że w tej kwestii jest bardzo jasny.
Ale nagle coś innego przyszło mu do głowy. Spencer zapytała, czy będą mieć dzieci, a potem mówiła o nim, o tym jak bawił się z dziećmi, ale to nie o niego chodziło, nawet nie o nich, ale o nią! Był głupi, sądząc, że uspokoi ją zapewnieniami, że cieszy się z życia, które ma, z domu, który razem stworzyli, choć po drodze napotkali wiele kłopotów. To nie było ważne, jeżeli...
- Nie jesteś szczęśliwa. - stwierdził, a cała energia uszła z niego w jednej chwili. Nie było dla niego w tym momencie nic gorszego niż ta właśnie myśl: że Spencer jest z nim źle, że chętnie zamieniłaby go na kogoś innego, że zwyczajnie męczy się w ich związku. Bo chyba o to chodziło, prawda? Tyle czasu tłumiła w sobie te swoje obawy, dlaczego? Bo nie czuła się przy nim dosyć swobodnie, bezpiecznie, by mu o nich opowiedzieć. Nie była z nim szczęśliwa...

Leo Rough pisze...

Więc jeśli nie chodziło o to, że czuła się z nim źle, że była nieszczęśliwa, to Leo chyba zaczynał tracić rachubę. Wynikało z tego, że ta rozmowa dążyła donikąd. Jasne, mógł uspokajać ją, zapewniać, że jego uczucia są szczere, że na nikogo by jej nie zamienił, że jest szczęśliwy z życiem, które wiodą - bo właśnie od tego był obok, by poprawić jej nastrój w trudnej chwili, pocieszyć, przypomnieć o swoim uczuciu. Nie miał z tym problemu, wręcz przeciwnie, doceniał chwile, w których mógł to robić bez zbędnego zakłopotania, które towarzyszyłoby mu, gdyby miał zacząć mówić ot tak, po prostu. Wiele jej zawdzięczał. Wiele był jej winny. Ale nawet nie o to chodziło, bo po prostu: jeśli się kogoś naprawdę kocha, nie szczędzi się energii, by o tym mówić. Szczególnie, gdy druga osoba właśnie tego potrzebuje, by odzyskać wiarę w siebie, spokój ducha. Kiedy uspokoiła go, uwierzył jej od razu, bo jej zaskoczenie i późniejszy ciepły uśmiech z pewnością były szczere, nie zamierzał wątpić w to, co mówiła. Ale potem nastąpił dalszy ciąg i znów zrzedła mu mina, bo w zasadzie wracali do punktu wyjścia: coś w ich związku nie grało. Cieszył się, że załatwiają to w ten sposób, spokojną rozmową, a nie kłótnią, jak często im się to zdarzało, ale mimo wszystko obawiał się, że temu nie sprosta. Jak miał jej wyjaśnić, jak bardzo się myli, kiedy jego uczucia były proste, zwyczajne, a przez to trudne do nazwania. Towarzyszyły mu zawsze i sądził, że okazuje jej to, ale okazywało się, że nie.
Objął ją, kiedy skończyła, z czułością całując czubek jej głowy i gładząc krzywiznę pleców. Nie wiedział, naprawdę nie miał pojęcia, jak na to odpowiedzieć, co chciałaby od niego usłyszeć ani do czego w ogóle dąży. Zaczęła od dziecka, czy zamierzała jeszcze do tego wracać? Leo ciągle nie wiedział, czy miała wtedy na myśli rzeczywistą chęć podjęcia starań o rodzeństwo dla Jamesa, czy może mówiła czysto hipotetycznie, myśląc raczej o jakimś punkcie w przyszłości, w której byłoby to odpowiednim posunięciem. On sam nie sądził, by kiedykolwiek miał być jeszcze na to gotowy, ale ostateczna decyzja należała do niej...
- Nie mógłbym być szczęśliwszy, Spencer. Dzięki tobie wszystko jest na swoim miejscu. Dwa razy wyciągnęłaś mnie z choroby, tylko dzięki tobie jeszcze tu jestem i mogę cieszyć się moją wspaniałą rodziną. - mówił, a głos zadrżał mu nieznacznie, bo teraz w grę wchodziły inne, silne emocje, nad którymi nie panował i do których nawet nie chciał się przyznawać. Było to chyba wzruszenie i coś jeszcze, czego nie był w stanie nazwać.
- Nie mam do ciebie żalu. Raczej podziwiam cię i trochę się dziwię, bo... ja też jestem chory. Do końca życia będę miał białaczkę, a ty chciałaś mnie takiego, pomagałaś mi, wspierałaś mnie. Przez ostatnie tygodnie radziłaś sobie ze wszystkim tak świetnie, że zacząłem się bać, że już w ogóle mnie nie potrzebujesz! - Uśmiechnął się lekko, a potem znów pocałował czubek jej głowy; był to pewien rodzaj podziękowań, do których miał wracać jeszcze wielokrotnie, bo za coś takiego nie można podziękować tylko raz i uważać, że to wystarczy. - Twoja choroba jest nie fair. Przytrafiła się tobie, dobrej, cudownej kobiecie, ale już z nami jest i nic na to nie poradzisz. Ja też nie. Ale możemy z nią żyć, prawda? Niczego między nami nie zmienia. - dodał na końcu, prawie szeptem, próbując dostrzec twarz Spencer przez kotarę jej gęstych włosów. Czekał jednak, aż sama podniesie na niego wzrok, bo to ona była jak małe, płochliwe zwierzątko, które musi najpierw poczuć się bezpiecznie, by się zbliżyć, odsłonić.

Leo Rough pisze...

To chyba nie było nic dziwnego, że takie rozmowy zwykle nieco go rozstrajały. Były przerywnikiem normalnego, toczącego się swoim tempem życia, choć stopniowo zaczynały mieć pewien swój rytm, zwykle przebiegając w podobny sposób. Nie były to typowe kłótnie, ale właśnie chwile, w których otwierali się przed sobą zupełnie. I nie, nie przeszkadzało mu to, ale po prostu nie robili tego na co dzień, nie siadali razem co wieczór i nie analizowali w ten sposób każdego dnia. Miał więc prawo czuć się tak, jakby stąpał po cienkim lodzie, bo nie zawsze wiedział, co powiedzieć, by uspokoić Spencer, by dać jej to, czego akurat potrzebowała. Ale ona zawsze dawała mu znać, kiedy trafił w ten czuły punkt, kiedy wreszcie znajdował odpowiednie słowa. Tym razem także - padły dwa najważniejsze słowa, potem pocałowała go, a Leo z entuzjazmem odwzajemnił namiętną pieszczotę. W głębi siebie zwyczajnie odetchnął z ulgą, że najtrudniejszą część mają już chyba za sobą. Bo teraz jeszcze musiał wyciągnąć z niej, czy chodziło tylko o to, czy jednak rzeczywiście chciała porozmawiać o dziecku. Do tego nie doszli, a Leo sam nie wiedział, czy jest to dobra chwila na podobne dyskusje. Przede wszystkim byli już zmęczeni, a to mogło zaburzyć im prawdziwy obraz sytuacji. Poza tym Leo nie mógł pozbyć się porównania, że temat dziecka znów wyszedł chwilę po tym, jak zwalczył swoją chorobę, a nie z tego powodu powinni decydować się na powiększenie rodziny. Musieli się nad tym porządnie zastanowić i z pewnością nie była to rozmowa na jeden wieczór.
Ale potem Spencer mówiła dalej - o jego białaczce i swojej chorobie - a Leo cały spiął się, słuchając tego. Nie chciał więcej myśleć o tym, jak wyglądało ich życie przed diagnozą, po której zostawił ją i uciekł do Murine, ale ona zupełnie nieświadomie przywołała te wspomnienia. To zabolało. Tak samo jak myśl o tym, że już na przybycie Jamesa mogliby być przygotowani, gdyby nie to, że jemu zachciało się starać o dziecko, ot tak, spontanicznie. Jasne, decyzja była wspólna i to pewnie powiedziałaby Spencer, gdyby opowiedział jej o swoich wyrzutach sumienia, ale to on w pewien sposób wymusił ją. A gdyby tego było mało, jego czujne już teraz ucho wyłapało od razu zdanie o "kandydatkach", wiedział bez zastanawiania się, o kim mówi Spencer. Nie rozmawiali jeszcze o tamtym telefonie, o pogrzebie, na który nie pojechał, bo nawet nie chciał, nie wyobrażając sobie samotnej podróży na drugi koniec świata, ale... nie wiedział jeszcze, czy chce o tym rozmawiać. Powinien, bo Spencer mogła czuć, że coś przed nią ukrywa, a on już po prostu pogodził się z tym, co się stało. Dzięki niej nie miał skończyć jak jego była przyjaciółka, bo Spencer była uparta i gotowa za wszelką cenę o niego walczyć. Uwielbiał ją za to!
- To ja jestem. Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że mnie kochasz. - odparł, uśmiechając się wesoło i cmokając czubek jej nosa. Zaraz potem jednak spoważniał, bo miał coś innego jeszcze do powiedzenia. - Ale nie możesz mówić o swojej chorobie "defekt", jasne? Nie jesteś przez nią gorsza, mniej warta czy cokolwiek ci tam przychodzi do głowy. - dodał, siląc się na trochę bardziej surowy ton, by wiedziała, że nie żartuje. Nie chciał, by tak się tym dołowała i zadręczała.
- A co do rzeczy, które teraz bardziej doceniamy... Myślę, że możemy cieszyć się z tego telefonu, który dostałem pod koniec stycznia. Jedyna rzecz, za którą możemy być jej wdzięczni, to to, że poszedłem na badania. Miałaś rację. Nie powinienem być aż takim pesymistą. - rzucił po chwili, marszcząc nos i krzywiąc się lekko, ale jednocześnie zerkając nieco niepewnie na Spencer. Od niej zależało, czy będzie chciała o tym rozmawiać, wiedzieć coś więcej... Och, sam już po prostu nie wiedział!

Leo Rough pisze...

Wiedząc, że wchodzą na o wiele bardziej delikatny temat, Leo był wyczulony na każdą reakcję Spencer. Nie to, żeby rozmowa o jej chorobie była błahostką, by traktował ją po macoszemu, ale zwyczajnie przy niej czuł się nieco pewniej, bo podświadomie wiedział, co powiedzieć, by pomóc ukochanej, ukoić jej obawy i sprawić, by sama zbliżyła się znów do niego, otworzyła przed nim. Był czuły, dawał jej przestrzeń i mówił prosto z serca, a to, jak się okazywało, wystarczało w zupełności. Przy rozmowie o Lenie miało być o wiele trudniej. Już przy tej pierwszej wzmiance wyczuł, jak Spencer odsuwa się nieznacznie od niego, a potem próbuje zamaskować to kilkoma innymi gestami, które jednak nie były już tak wymowne, jak ten jej pierwszy odruch. Docenił jednak, że zwalczyła go w sobie, znów cmoknął z czułością czubek jej głowy, teraz z niepokojem czekając na to, co powie. Kiedy padło tylko to jedno, które słówko, stwierdził, że chyba nie było najrozsądniejsze wspominać o niej właśnie teraz, kiedy oboje byli zmęczeni i woleliby po prostu iść spać. Ale potem dostrzegł, że jednak z czymś się czai i był pełen podziwu dla jej instynktu, ale też wewnętrznej siły: zwalczyła swoje uprzedzenia, by porozmawiać z nim na spokojnie, najwyraźniej nie mając w tym żadnej korzyści dla siebie. Choć to akurat pytanie mógłby podejrzewać o pewne niepokojące podteksty, ale ton jej głosu, spojrzenie, które mu posłała, to, że nie przerwała ruchu dłoni na jego udzie - świadczyło o tym, że nie była złośliwa, ciekawska, nie robiła mu wyrzutów. I był jej za to ogromnie wdzięczny.
Potrzebował chwili, by zastanowić się dokładnie nad jej pytaniami, choć odpowiedź znał od chwili, w której zorientował się, że pogrzeb już się odbył. Nie poczuł wtedy żalu, nie poczuł w zasadzie nic, zmówił tylko w myślach krótką modlitwę, mówiąc sobie, że żegna ją po raz ostatni. Sam nie wiedział, czy brzmi to rozsądnie, ale był wtedy w szpitalu i cierpiał już po dawce chemii, nie miał więc czasu na zastanawianie się nad nabożeństwem odbywającym się na drugim końcu świata. A kiedy było już po, nie wracał do tego. Nie czuł potrzeby. Jeśli Kat już o tym nie mówiła, on tym bardziej nie miał powodów.
- Nie. Pożegnałem się z nią już dawno temu. Nie żałuję. Nie chciałem jechać. - odparł, a jego głos brzmiał zdecydowanie i był z tego powodu bardzo zadowolony. Powiedział to na głos i wiedział, że mówi zupełnie szczerze, ale Spencer mogła podejrzewać, że mówi to tylko dlatego, by jej nie rozzłościć. Nie mógłby jej tego zrobić, nie po tym, co przeszli. Chciał, by mu ufała, by wiedziała, że nie kłamie i nie ma zamiaru jej oszukiwać. Nawet w tak trudnym temacie, nawet gdyby miało to być dla niej trudne - obiecywał jej szczerość niezależnie od wszystkiego.
- Czy tobie... jest trochę łatwiej? Teraz, kiedy jej już... nie ma? - zapytał ostrożnie, próbując podłapać jej spojrzenie. Nie chodziło o to, że szukał dla siebie wymówek - martwił się o nią, o to jak ona sobie z tym radzi, bo przecież tamten telefon przywrócił dawne demony. Leo mógł i chciał koić je za każdym razem, ale zależało mu, by znaleźć trwałe rozwiązanie, coś, co raz na zawsze uspokoiłoby obawy Spencer. Sądził jednak, że ma niczego takiego, bo nawet to, że ona odeszła, niewiele zmieniało. Już nie wisiało nad nimi to, że jeszcze kiedy może stanąć na progu ich domu albo mijać ich w muryńskim parku, gdy byliby na spacerze z Jamesem, ale Leo nie sądził, by to było największym problemem Spencer. To, co najbardziej ją raniło, tkwiło z nim, w jego zachowaniu. Wiedział to. Zmienił się, nie było w nim już tego, czym tak ją skrzywdził, ale zaleczenie ran, którymi ją obarczył, miało jeszcze potrwać.

Leo Rough pisze...

Spencer bardzo długo zwlekała z odpowiedzią i było to wyjątkowo niepokojące, biorąc pod uwagę, że było jasne, jaka odpowiedź padnie. Skoro nie było to szybkie, pewne "tak", oczywistym było dla Leo, że zaraz usłyszy równie zdecydowane "nie". I musiał się z tym także pogodzić, nie mógł na nią bardziej naciskać, wymagać czegokolwiek. Miała prawo czuć się zraniona, miała prawo ciągle potrzebować od niego zapewnień o niesłabnących uczuciach... do wszystkiego miała prawo, to on był tym złym i doceniał już sam fakt, że pociągnęła ten temat i pozwalała mu się trochę wygadać. Nie chciał tego w sobie tłumić, tym bardziej, że w takiej sytuacji Spencer mogłaby pomyśleć, że ma przed nią coś do ukrycia. Nie miał, bo też nie przeżywał tego bardziej niż śmierci jakiegoś dalekiego znajomego. Może na początku było inaczej, ale wtedy chodziło o chorobę i jego własny strach przed śmiercią z ten sam sposób - te ponure przepowiednie się nie spełniły, więc i pewnie uczucia minęły, dały mu spokój. Chciał zamknąć ten temat, teraz, kiedy był znów zdrowy i ich życie miało na nowo odzyskać równowagę po kilku trudnych miesiącach.
Powinien był jednak domyślić się, że odpowiedź na jego pytanie będzie bardziej kompleksowa niż krótkie "tak" lub "nie", chociaż z tym dużo łatwiej byłoby mu sobie poradzić, niż z jej słowami pełnymi jakiegoś żalu i smutku. Naprawdę trudno się tego słuchało, kiedy wiedział, że jeszcze przez długi czas będzie to do nich wracać mimo jego usilnych prób, by tak się nie działo. A jednak podświadomie przeczuwał, że na tak zadane pytanie Spencer jeszcze przez wiele lat będzie odpowiadać w podobny sposób: trochę tak, ale głównie nie. Dlatego teraz, nie chcąc zdradzać, że mimo wszystko jest mu przykro, jedynie pokiwał głową, starając się nie wyglądać na tak zdruzgotanego, jak się czuł. Oddałby wiele, by cofnąć tamte swoje słowa, by cofnąć wiele chwil, które doprowadziły ich do punktu, w którym nie wiedzieli nawet, czy zdołają ze sobą być. Teraz znów tworzyli rodzinę i na co dzień było im ze sobą świetnie, ale Leo przypomniał sobie teraz swoje słowa sprzed kilku chwil i odpowiedź żony. Mówiła, że jest szczęśliwa, ale znów zaczynał w to wątpić. Miała w sercu zadrę, którą on jej zadał, a nic się jej póki co nie pozbędzie.
Próbował pozbierać się po tym, co usłyszał, by jakoś gładko zakończyć ten temat; zdecydowanie byli zmęczeni i powinni już iść spać, ta sprawa i tak nie zniknie, więc będą mogli do niej wrócić kiedy indziej. Już miał powiedzieć, że tak właśnie powinni zrobić, kiedy spojrzeniem napotkał zagryzioną wargę Spencer i natychmiast zrozumiał, że zbiera się, by powiedzieć coś jeszcze. A raczej zapytać o coś, co najwyraźniej było dla niej bardzo trudne. Jemu wcale nie łatwiej było słuchać tego i widzieć jej oczy, wiedząc, że próbuje sama przygotować się na jego odpowiedź, gdyby miała być ona dla niej bolesna. Pod taką presją miał ochotę uciec, wyjść na papierosa albo zwyczajnie zakończyć ten temat twardym słowem. Ale zaraz poczuł, że znów może normalnie oddychać, rozluźnia się, a na jego usta wstępuje delikatny, czuły, pocieszający uśmieszek. Spoważniał chwilę później, wiedząc, że Spencer będzie szukać w jego twarzy potwierdzenia bezwzględnej szczerości.
- Nie. - odparł zdecydowanie, kręcąc głową, a dłonią delikatnie muskając włosy Spencer. - Nie wiem, jak to wyjaśnić. Tamto było nieodpowiednie i okropne i myślę, że już w chwili, w której uświadomiłem sobie, że doszło to do punktu, w którym powinnaś się dowiedzieć, znienawidziłem siebie i ją. Zraniłem cię w sposób, które nigdy sobie nie wybaczę... więc nie, to uczucie nie mogłoby wrócić. - zakończył, a oddech znów mu przyspieszył, bo były to prawdziwie bolesne spojrzenia. Spojrzał na Spencer ze zmarszczonymi brwiami.
- Zrozumiałaś coś z tego? Bo zabrzmiało tak, jakbym próbował kręcić, a ja po prostu... nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Ale nie, nie miałoby szansy wrócić w żadnej sytuacji. - dokończył, mając nadzieję, że przynajmniej w znacznym stopniu rozwiał jej wątpliwości.

Leo Rough pisze...

Martwiło go to, w jakim kierunku podążała ich rozmowa, bo było jasne, że kiedy skończą, najbardziej pokrzywdzona będzie Spencer. On chyba zdążył przywyknąć do tego, że po podobnych dyskusjach jest zwyczajnie wyczerpany, zarówno fizycznie, jak i psychicznie - był to przecież duży stres, niepokój o to, czy skończą, wydzierając się na siebie, czy może położą się spać obrażeni. Zresztą i tak nie mógłby martwić się o siebie, kiedy to Spencer miała prawo to przeżywać, złościć się na niego. Mogła pytać o wszystko i zwykle wybierała najtrudniejsze pytania. Żałował, że przez chwilę poczuł się zupełnie swobodnie, rozmawiając z nią tak, jakby nie było całej ich przeszłości związanej z jego byłą przyjaciółką. Chciał spróbować opowiedzieć o swoich uczuciach, o tym, jak to wszystko przeżył na swój pokrętny sposób, ale i tak skończyli tam, gdzie zawsze: kłócąc się o jego nieprzemyślane wyznanie, o jego idiotyczne "nie wiem", które, przynajmniej w większej części, powinno już dawno stracić na znaczeniu. Ale nie, Leo rozumiał - zranił ją w okropny sposób i to nie mogło zostać zapomniane, ale mimo wszystko bał się, że w pewnym momencie nie wytrzyma presji, jaką to za sobą niosło. Bo może byłaby szczęśliwsza bez niego, układając sobie życie z kimś innym, z kimś, kto nigdy nie zrobiłby jej czegoś takiego? Już sam nie wiedział, co o tym myśleć. Było mu momentami bardzo trudno to wszystko przetrwać.
Widział, jak w jej głowie pracują małe trybiki, jak próbuje sobie coś poukładać w logiczną całość. Rozumiał doskonale, że szuka w jego słowach jakiejś luki, znał ją i mógł się domyślić, że coś znajdzie, mimo że był z nią absolutnie szczery i sam nie wiedział, co czego mogłaby się przyczepić. Dlatego też nie rozumiał, skąd wziął jej się ten wniosek, którym sprawiła, że Leo przez dłuższą chwilę nie potrafił się odezwać. Wracali niejako do początku, miał wrażenie, że już przerabiali zarówno to pytanie, jak i wszystkie jego warianty, ale może było to tylko jego znużenie. Dlatego kiedy już doszedł do siebie, natychmiast pokręcił zdecydowanie głową, obejmując twarz Spencer dłońmi, by nie mogła się odsunąć, by musiała patrzeć mu w oczy i być pewną, że jej nie okłamuje.
- Nie, Spencer. Niczego między nami nie było, nic dla mnie nie znaczyła, a na pewno nie więcej niż Jane czy Lizzie. - odparł poważnie, nie wiedząc nawet, czy cokolwiek to dla niej znaczy. Ale to była prawda! Gdy poznał Lenę, była dla niego zwykłą znajomą, potem zaprzyjaźnili się trochę bardziej, była przy nim w kilku trudnych chwilach, ale wszystko to się urwało, kiedy wyjechała. Czy gdyby znaczyła dla niego więcej, jak sądziła Spencer, pozwoliłby jej wyjechać? O uczucia się walczy, Leo wiedział to przecież nawet wtedy, choć pozornie zrezygnował ze swojej wielkiej miłości, ale tylko po to, by ją chronić. Liczył, że wyzdrowieje i wróci do Londynu, a wtedy wszystko jej wyjaśni, przeprosi i będzie liczył, że Spencer go znów przyjmie, że nie będzie wtedy z nimi związana na poważnie.
- Przecież myślałem tylko o tobie. Tęskniłem za tobą. Kochałem ciebie. - dodał jeszcze, a potem uśmiechnął się blado, gładząc kciukami jej policzki. Nie chciał, by się dłużej nakręcała, by dręczyła się tym i martwiła, że coś jest nie tak. Uczucia Leo do niej były jasne i nie mogła w nie więcej wątpić, choćby dlatego, że sam odczuwał je teraz o wiele silniej i miał zamiar jej to okazać na każdym kroku.

[fe.]

Leo Rough pisze...

To nie była prawda, że miał tylko przyjaciółki czy znajome, a żadnych kumpli. Może rzeczywiście więcej było w jego otoczeniu kobiet, ale zawsze uznawał to za stan normalny, bo też w takim świecie się wychował - w domu był jedynym mężczyzną wśród trzech kobiet, nie licząc wiecznie odwiedzających ich ciotek i przyjaciółek matki. Tak mu już zostało. Nie dogadywał się zbyt dobrze z facetami, z nielicznymi był w stanie spędzić więcej niż dwa wieczory w miesiącu, nawet podczas studiów wolał iść na imprezę z kumpelą z roku niż pić piwo w tanim barze z facetami, którzy wtedy wydawali mu się nudni i monotematyczni. Teraz też miał kilku kumpli, ale z nimi raczej spędzał czas w pracy, czasem wychodził na lunch - ale to było przed Jamesem. Teraz zdecydowanie wolał spędzać czas w domu, ze swoją rodziną, szczególnie po tych ostatnich miesiącach, które cudem przetrwał z dala od nich. Cały świat na zewnątrz tracił znaczenie, kiedy tu, w środku, coś zaburzało ich szczęście. Zresztą, kiedy wszystko było na swoim miejscu, nic innego także nie miało znaczenia.
Użył przykładów Jane i Lizzie, bo były to kompletnie neutralne znajome, przez krótki czas może przyjaciółki, ale obie je Spencer znała i, zdawało się, lubiła. Jane poznali w Murine w jakiś absolutnie przypadkowy sposób, a Lizzie była ich dawną towarzyszką wieczornych wyjść w Londynie. To na tym szczebelku umiejscowiłby swoją znajomość z Leną, przynajmniej jej większą część. Przez chwilę, do tego przyznał się i pokutował za to, znalazła się wyżej. A zaraz potem spadła na sam dół i później nic już dla niego nie znaczyła. Gdy jednak usłyszał dalsze słowa Spencer, zrozumiał, że wcale nie pomógł, że niczego jej nie ułatwił. I też nie dziwił jej się! Gdy mówiła o stanie, w jakim się znajdowała, czuł się tak samo, choć doskonale wiedział, że i tak nie ma porównania. Kiedy była sprawa z Tonym, wszystko było zupełnie jasne, może potem z Noahem było mu trochę trudniej, ale mimo wszystko Spencer udzielała mu zawsze jasnych odpowiedzi. Sądził, że jego też są takie, ale nie, nie były, zbyt wielu rzeczy zwyczajnie nie potrafił jej wyjaśnić. Wydawało mu się, że to niewiedza dręczy ją najbardziej...
Zawsze liczył, że nadejdzie wreszcie punkt, w którym jego zasługi, dobre rzeczy, które robi na co dzień, wszystkie jego starania, przewyższą winy. Nie, nie wierzył w to, by kiedykolwiek miały być zapomniane, inne rzeczy przecież także miały boleć, ale wybaczone, w pełni wybaczone. Rozumiał, dlaczego Spencer miała z tym problem, nie winił jej i był cierpliwy, ale to tak bardzo bolało! Teraz wydawało mu się wręcz, że więcej nie zniesie, że zaraz pęknie od nagromadzonych w nim winy, żalu i bezbrzeżnego smutku. Zacisnął zęby i przetrzymał to, gładząc plecy Spencer z niezmienną czułością i szepcząc cicho, że to nie jej wina, że nic nie zrobiła złego, że to on jest tym złym i jego powinna winić. Godził się na to, bo widział, że mimo wszystko go potrzebuje, że go nie odpycha i nie ucieka od niego. Kocha go... Miał więc na każde przeprosiny reagować czułym "nie trzeba" i "nie masz za co przepraszać", a każdą jej prośbę spełniać bez mrugnięcia okiem. Dotknął jej policzków i spojrzał jej głęboko w oczy, a gdy był pewien, że panuje nad swoimi emocjami, buzującymi teraz wezbraną falą w jego sercu, pocałował ją, delikatnie i z pełnym skupieniem. Był to jeden z tych dojrzałych, pełnych pocałunków, których mieli na swoim koncie niewiele, bo zwykle zwyciężały w nich instynkty. Teraz także pieszczota pogłębiła się, a Leo na moment oderwał się od jej warg, by podłapać jej spojrzenie i bez słów zapytać, czy właśnie tego chce. Czy o to rozproszenie właśnie teraz jej chodziło.

Leo Rough pisze...

Zdarzają się w życiu takie chwile, gdy zupełnie niespodziewanie człowiek czuje się wręcz zabójczo szczęśliwy. Chodzi wtedy o jakiś drobiazg, o coś, co nie poruszyłoby prawdopodobnie nikogo innego, ale w tym szczególnym momencie, w tej scenerii, z tymi emocjami, a przede wszystkim: z tą osobą, znaczy nieporównywalnie dużo. Dla Leo był to wieczór pierwszych urodzin jego syna, skąpana w świetle nocnej lampki sypialnia i Spencer, siedząca tuż przy nim. A drobiazgiem, który sprawił, że w jednej chwili zniknęły wszystkie jego troski, że poczuł się spokojny i szczęśliwy, było ciepło jej dłoni na jego policzku. Wiązało się to z tym cudownym, dodającym siły poczuciem, że nie ma przeszkód nie do pokonania. Oni, a raczej ich historia była tego najlepszym przykładem, a w tej chwili Spencer potwierdzała to po raz kolejny. Pełen podziwu dla jej wyrozumiałości i niezwykłego wyczucia Leo nie był w stanie znaleźć słów, które oddałyby to, jak bardzo jest jej wdzięczny za te słowa, za jej dobroć, za miłość, którą potrafiła wyrazić najpiękniej właśnie w taki sposób, bez używania wzniosłych słów, układania wyznań jak z łzawych filmów. Cudowna była też świadomość, że w ten sposób ruszają dalej, zostawiają za sobą kolejną rzecz, która mogła ich zniszczyć, ale tego nie zrobiła i już nie zrobi. Może tylko zbliżyć ich do siebie, sprawić, że w którymś momencie będą szczęśliwsi.
Zdołał tylko pokiwać lekko głową, gdy zadała to ostatnie pytanie, na nic więcej nie było go stać, zresztą Spencer i tak nie dała mu okazji, by odpowiedział. Uśmiechnął się nikle, a zaraz potem coś błysnęło w jej oczach i niczego niespodziewający się Leo padł na łóżko, patrząc na nią pytająco. Odpowiedziała mu pomrukiem, który doskonale znał, nie spodziewał się jedynie, że usłyszy wzmiankę o zazdrości. Z pewnością nie było to coś, co chciała przyznawać na głos, sam chyba też nigdy nie powiedział, że jest zazdrosny o Noaha, choć był, nawet teraz, gdy zagrożenie z jego strony w zasadzie minęło. Demon jednak obudził się w nim dzisiaj, bo usłyszał przez przypadek jego imię. A Spencer mimo to użyła właśnie tego słowa, ale przekonał się już chwilę później, że był to zabieg celowy. Nie znał jej takiej, ale właśnie miał poznać i ta nowa Spencer mogła kojarzyć mu się tylko z tym słowem - na szczęście w bardzo pozytywny sposób. W tej chwili jeszcze nie przypuszczał, jak bardzo...

Leo Rough pisze...

Przeszła samą siebie. Była drapieżna i dzika, przekraczała granice, choć Leo zawsze dotąd sądził, że gdzie jak gdzie, ale w ich sypialni to pojęcia nie istnieje. Okazało się jednak, że mogą robić wiele nowych rzeczy, tym razem była to kompletnie nowa, odmieniona Spencer, która jednym gestem potrafiła sprawić, że nie wiedział, jak się nazywa. To nie miało znaczenia! Ona była jak żywioł, którego nie można poskromić, któremu trzeba się po prostu poddać. Porwała go ze sobą już w chwili, gdy poczuł na wargach jej drapieżny pocałunek. A kompletnie przejęła nad nim kontrolę, kiedy jej dłoń zsunęła się po jej brzuchu. Doskonale wiedziała, jak to na niego zadziała, jakim pokazem jej władzy będzie. Kontrolowała swoją rozkosz, kontrolowała jego, a to było zabójczo podniecające.
Uważał, że po takim seksie należy coś powiedzieć, jakoś go... nie tyle podsumować, co... Cóż, Leo sam nie wiedział, co takiego mógłby powiedzieć, by określić TO. Ziemię trzęsącą się w posadach i mokrą od potu pościel leżącą na podłodze. Ich splątane ciała, nierówne oddechy, obolałe od pieszczot wargi, skórę, która dopiero rano pokaże nowo powstałe siniaki. I to niesamowite drżenie gdzieś w środku, mówiące: a więc czegoś jeszcze brakuje. Słowa? Pełnego czułości spojrzenia, by upewnić się w stu procentach, że nie był to tylko fizyczny akt, ale podmurowane głębokim uczuciem i napędzane silnymi emocjami zbliżenie dwojga dojrzałych ludzi? Ale czy dało się dołożyć coś do wypełnionej po brzegi czary? Wydawało się, że nie. Wciąż objęci ciasno, znaleźli dla siebie wygodne pozycje, przymknęli oczy, zmęczeni chyba jednak bardziej wydarzeniami nocy niż tym, co działo się za dnia. I tylko w chwili, gdy miał już wrażenie, że odpływa w sen, coś przemknęło przez jego myśli. Uśmiechnął się lekko, przysunął wargi do jej ucha i przygryzł je lekko. Na dobranoc.

Leo Rough pisze...

Bardzo frustrowały go chwile, w których zmuszony był odpoczywać, bo rzeczywiście czuł się zmęczony, a nie tylko dlatego, że Spencer mu kazała. Choroba sprawiała, że dużo spał, a już samo to ogromnie go irytowało, nie wspominając już nawet o tym, co czuł, gdy ktoś wspominał ten stan na głos! Nie można było mu się dziwić, skoro przywykł do tego, że wystarcza mu zaledwie kilka godzin snu, że wstaje o świcie, a czasem nawet wcześniej, i czuje się wypoczęty i rześki. A choć tego ranka wcale tak nie było, budził się z szerokim uśmiechem na ustach. Zmęczenie, które czuł w kościach, nie miało nic wspólnego z chorobą, choć i tak później nie ustrzegł się przed myślą, że gdyby wszystko było z nim już w porządku, poranek wyglądałby inaczej. Gdy jednak budziły go usta Spencer i łaskotanie jej włosów na skórze, czuł się absolutnie szczęśliwy - czuł się tak, jakby nic nigdy nie mogło już naruszyć ich szczęścia. Tak działała na niego jego zniewalająca żona i gdy już miał wolne usta i wolną chwilę, szepnął jej do ucha kilka nieprzyzwoitych komplementów. Od razu przyszło mu też do głowy, że nie wie, w którym momencie przestała się rumienić, słysząc takie rzeczy. Uśmiechnęła się tylko w ten wiele mówiący sposób, a potem poczuł, jak jej dłoń przesuwa się w dół po jego udzie... I w następnej chwili dobiegł ich płacz Jamesa. Jednak ani to, ani nic innego nie mogło zepsuć im dzisiaj humoru, choć to Spencer wręcz kipiała entuzjazmem, a on tylko czerpał z jej niewyczerpanej energii. Posłusznie wypełniał jej polecenia, bo też pasowało mu to, choć zdecydowanie wolałby, gdyby razem z nim leniła się w łóżku albo bawiła z Jamesem jego nową grzechotką. Zamiast tego dostawali przelotnego buziaka, szybki uśmiech i jej szybko oddalającą się ku kolejnym obowiązkom sylwetkę. Oczywiście ona miała w tym także swój cel - niedostępna, ale nieustannie kusząca, sprawiała, że serce Leo nie zwalniało przyspieszonego rytmu, utrzymując go w stanie ciągłej gotowości. Sprawiała, że był w stanie zrobić dla niej wszystko, podążać za nią jak posłuszny piesek, a na dodatek doskonale zdawała sobie z tego sprawę! Była niezwykle ponętna w tej nowej roli, a Leo mógł tylko stwierdzić w myślach, że w fartuszku seksownej pokojówki byłoby jej bardzo do twarzy...
Mimo, że nie robił przez cały dzień nic wielkiego, czuł się tak, jakby bardzo wiele się wydarzyło. Nie, nie był zmęczony, ale w podobny sposób działał na niego nadmiar energii, której nie miał gdzie spożytkować! Nie wolno mu było pomagać Spencer przy sprzątaniu, spacer nie był ani trochę wyczerpujący, a zrobienie kolacji, nawet z Jamesem opartym na biodrze, wykorzystało tylko część tego napięcia, które czuł w mięśniach. Ale Spencer niedługo potem zrobiła z niego doskonały pożytek - spędzili kolejny upojny wieczór, tym razem nie napędzany zazdrością, ale innymi, równie silnymi uczuciami, po których kładli się do łóżka wręcz rozanieleni. Leo trzymał w ramionach miłość swojego życia, szczęśliwą, jakiej nie widział jej od dawna, i niczego więcej nie potrzebował. Uświadomił sobie z cieniem goryczy, że zbyt mało mają takich dni, zbyt rzadko widzi Spencer właśnie taką, beztroską, spokojną.

Leo Rough pisze...

Pamiętał jej pytanie, w pierwszej chwili jednak od razu uderzyło go podejrzenie, że cały ten dzień był właśnie po to, by go urobić, by teraz nie mógł już wydusić zdecydowanego "nie, nie będziemy mieć więcej dzieci". Zaraz potem poczuł się jak idiota, uświadamiając sobie, że Spencer z pewnością nie zrobiłaby mu czegoś takiego, nie pogrywałaby z nim w tak bezczelny sposób. Kiedy napotkał spojrzeniem jej uśmiech, lekki i chyba trochę niepewny, utwierdził się tylko z swoim przekonaniu. Przez chwilę trawił jeszcze w myślach jej słowa, a potem wolno skinął głową, przenosząc spojrzenie na sufit. Po raz pierwszy dzisiaj marszczył brwi, po raz pierwszy czuł, że coś może zepsuć ich radość. Zaraz jednak otrząsnął się, postanawiając, że do tego nie dopuści. Czoło rozluźniło mu się, a kiedy spojrzał znów na Spencer, w jego oczach była czułość i tylko odrobina smutku. Pogładził ją po plecach, a potem pocałował czubek jej nosa, uśmiechając się nikle.
- Nadal nie mam ochoty na nie odpowiadać. - odparł półżartem, wiedząc, tak jak i Spencer, że poprzedniego wieczora świadomie unikał odpowiedzi. To nie było łatwe pytanie i ciągle nie potrafił odpowiedzieć jednoznacznie, czego sam chce. Musiał więc wyjaśnić jej wszystko, po kolei, choć nie miał pewności, czy do czegokolwiek w ten sposób dojdą. Ale musiał spróbować.
- Mam poczucie, że nie mogę przyznać, że chciałbym drugiego dziecka, bo to by było tak, jakbym... chciał, żeby stała ci się krzywda. - zaczął, poruszając się niespokojnie, niepewny, jaka będzie reakcja Spencer. - Powinienem cię chronić, więc powinienem powiedzieć "nie". - dodał, wzdychając cicho i na moment uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

Leo Rough pisze...

Spencer wiedziała, że od zawsze pragnął mieć dużą rodzinę. W takiej się wychował i zawsze była w nim świadomość, jakie to ogromne szczęście, że ma dwie siostry, na których może polegać w każdej sytuacji, w których znajdzie oparcie niezależnie od wszystkiego. Nie chciał jednego dziecka, nie chciał rozkosznej dwójki - marzyło mu się co najmniej troje dzieci, najlepiej czworo, dwie dziewczynki i dwóch chłopców, żeby znowu nie było tak, jak u niego, że był w domu jedynym przedstawicielem płci brzydkiej, jak mówiła o nim mama. Kiedy poznał Spencer, pomyślał, że to nie może być prawda, ale ona podzielała tę wizję! Spędzili całe dnie na rozmowach o tej hipotetycznej gromadce, o imionach, ich relacjach, dodatkowych zajęciach w szkole, na które mogliby chodzić. Odkąd zachorował stawiał jednak w myślach warunek, dopowiadał go sobie po każdym zdaniu wypowiedzianym na ten temat, by nigdy nie zapomnieć o swoim postanowieniu. Zapomniał, ale nie żałował, przynajmniej przez większość czasu: mieli Jamesa, który był absolutnie idealny, rozkoszny i teraz już całkowicie zdrowy. Gryzł się jednak tym, że jest chory, a jednak ma dziecko, niczemu winnego chłopca, który może, tak jak on, wychowywać się bez ojca. Dużo o tym myślał i zawsze starał się pocieszać myślą, że Spencer znalazłaby kogoś, kto zastąpiłby go w tej roli, ale to nie mogło go uspokoić. Myślał też wtedy o Noahu, który być może właśnie to robiłby teraz, gdyby nie udało mu się wrócić do domu, do rodziny. Dlatego też nie do końca rozumiał, skąd u Spencer ta radość, że jednak Leo chce dziecka, że nie mówi "nie" - przecież znała go i wiedziała, że to się nigdy nie zmieni. Może jedynie zdarzyć się tak, że wygra w nim zdrowy rozsądek. Powinien był już dawno temu...
- Nie złym mężem, ale złym człowiekiem w ogóle. - wymamrotał, słysząc, jak stara się uspokoić jego wyrzuty sumienia. Tak, miała ten swój instynkt i wiedziała, co go gryzie najbardziej, ale na to akurat nie mogła nic poradzić. Trwało to już od jakiegoś czasu i nie miało minąć, a z pewnością nic nie mogło się zmienić, jeśli wciąż będą o tym rozmawiać, jeśli zdecydują się coś zrobić.
Usiadł, zanim zdecydował się odpowiedzieć, bo słowa jakoś nie chciały przejść mu przez gardło. Trzymając jej dłoń, pogładził kciukiem delikatną skórę na jej wierzchu, a wolną ręką potarł nerwowo policzek. Znów miał zmarszczone brwi i znów wzdychał ciężko, czując się teraz bardzo zmęczonym. Dobry nastrój prysł jak bańka mydlana, bo wróciło poczucie winy, wróciła gorycz. Nie potrafił się sam z tym uporać, na pewno nie w tak krótkim czasie, by odpowiedzieć Spencer już bez tego, by zachować obiektywizm.
- Myślę, że samo to, że istnieje jakiekolwiek ryzyko, że musimy pytać o "szanse", świadczy o tym... - urwał, czując, że posunął się za daleko. Nie chciał się kłócić, nie chciał psuć atmosfery, po prostu dla niego było już po całej atmosferze i najchętniej poszedłby spać. Jednocześnie nie wyobrażał sobie, by mieli wracać do tego tematu po raz kolejny jutro wieczorem, wolał to jakoś zakończyć, dojść razem ze Spencer do porozumienia. Chciał jednak, by wiedziała, że on też ma swoje racje, że nie chodzi tylko o niego, o to, że czuje się jak bydlak ze swoim pragnieniem dużej rodziny.
- Pomyślałaś o tym, że może to taki znak od świata, że dostaliśmy już dużo, bardzo dużo i nie powinniśmy prosić o więcej? Mieliśmy tyle cudów, tyle było problemów, z których wyszliśmy cało, że może wystarczy już kuszenia losu? - dopytał zaraz, nieco łagodniej, starając się ukryć wszystkie inne emocje, choć i tak wiedział, że w tej sytuacji Spencer czyta z niego jak z otwartej księgi.

Leo Rough pisze...

Poprzedniego wieczora było kompletnie inaczej i to nie do końca była jego wina, że również odpowiadał w innym tonie na podobnie zadane pytanie. Bo właśnie - to nie było to samo, nie zapytała tak, jak wczoraj, zupełnie niespodziewanie, w jakiś smutny i nieco niepokojący sposób. Dzisiaj leżeli obok siebie, odprężeni i zadowoleni, a ona sprawiła, że poczuł się na tyle bezpiecznie, że był w stanie bardziej otwarcie mówić o sobie, swoich emocjach i pragnieniach. Był z nią szczery, choć chyba nie mówił tak jako, jakby sobie tego życzył, ale zwyczajnie trudno mu było ubrać w słowa myśli, które niezmiennie sprawiały mu ból. Wczoraj wygrało w nim to, o czym powiedział jej na początku: chęć chronienia jej przed całym złem, przed tym złem w szczególności. Czuł, że byłby złym człowiekiem, mówiąc, że pragnie kolejnego dziecka, skoro wiedział, że ona ucieszyłaby się i zaraz zaczęła wszystko planować, a to sprowadziłoby na nią zagrożenie. Mówił o Jamesie jako o jedynaku, bo chciał przekonać ją, że tak też może być dobrze, może być świetnie. Nadal tak sądził, nadal uważał, że w takiej małej, trzyosobowej rodzinie też mogą być szczęśliwi. Nie zmieniał zdania. Zwyczajnie próbował z nią porozmawiać, bo sądził, że właśnie na tym jej zależało. Na dojściu do czegoś, dowiedzeniu się, co myśli druga osoba, na szczerości. Wkrótce jednak przekonał się, że jego szczerość to dla niej za dużo, że nieuważnie dobrał słowa, jak zwykle zresztą i również jak zwykle - zranił ją, choć bardzo starał się tego uniknąć. Temat mimo wszystko był trudny, rozumiał, że było to coś, co szczególnie dotykało Spencer, ale nie sądził, by w jego słowach tym razem doszukała się czegoś, co odebrałaby jako przytyk, obwinianie jej. Nie! Na każdym kroku starał się udowodnić, że zależy mu tylko na jej szczęściu i bezpieczeństwu.
- Spencer, Kochanie, przestań. - szepnął łagodnie, przysuwając się do niej niemal natychmiast, gdy tylko sama przerwała ich nikły kontakt, odsunęła dłoń. W jego oczach jaśniała czułość i troska, ale też zmartwienie, bo czuł się jak skończony idiota. Psuł ich idealny dzień, ranił ją, robił tyle głupot, a wszystko to nieumyślnie, nieświadomie! - Nie przepraszaj, bo nie masz za co. Ja przepraszam. Mogłaś to źle odebrać... - urwał, krzywiąc się, a potem drapiąc nerwowo po karku. Wreszcie jednak uznał, że musi posunąć się do ich starej sztuczki, tej, której sama go nauczyła. Przyciągnął ją do siebie i objął, gładząc po plecach i całując w czubek głowy. Magia dotyku. Odsunął się odrobinę i opuszkami palców przesunął po jej policzku.
- Rozmawiamy, tak? To nasza bezpieczna przestrzeń, oboje musimy powiedzieć szczerze, co myślimy. Nie zrażaj się, dobrze? Po prostu powiedz mi, że jestem idiotą i... kontynuujmy. - rzucił, przy ostatnim zdaniu uśmiechając się lekko. Ale wiedział, że ma rację. Skoro już zaczęli i zrobili jakieś postępy, szkoda było to zaprzepaszczać. Powinni dojść do porozumienia, jeśli nie dzisiaj, to jutro albo pojutrze, ale nie mogli tak po prostu zakończyć tego tematu, teraz było to już dla niego jasne. Oboje chcieli dziecka, ale po drodze musieli zastanowić się nad wieloma kwestiami, wszystkie starannie przedyskutować. To nie miało być łatwe, już okazywało się, że nie jest, ale chyba warto było się starać?

Leo Rough pisze...

On wcale nie chciał podejmować tej decyzji. Bał się odpowiedzialności, tak po prostu, choć sądził, że już wiele lat temu dorósł do tego, by walczyć o to, czego pragnie i nigdy niczego nie żałować. Ale teraz było inaczej, miał wiele do stracenia i świadomość, że Spencer czeka teraz, aż on jednoznacznie podejmie decyzję w tej kwestii, niemal doprowadzała go do szaleństwa. Sam gubił się w tym wszystkim, a jego prywatna terapeutka i przyjaciółka w jednym nie potrafiła mu pomóc, bo przecież była jednocześnie osobą, która kazała mu po prostu mieć zdanie. To chyba nie było nic dziwnego, ale on i tak wolałby tego uniknąć - dostosować się do niej, zrobić to, co ją uszczęśliwi. Miała rację, to było błędne koło, ale nie pomagała mu wcale, podkreślając to! Trochę ulżyło mu jedynie, gdy poczuł jej łagodny dotyk na ramieniu, ale zaraz potem wrócił ten dziwny niepokój.
I wtedy uświadomił sobie coś, czego wcześniej nie chciał przyjąć do świadomości. Oznaczało to, że jest słaby, niezdecydowany i dziecinny, więc wcale nie zamierzał przyznać tego na głos, ale zdawało mu się, że od początku chodziło o to: czekał, aż Spencer zacznie go namawiać. Sam nie mógł zadecydować, a jej pewność i zdecydowanie pomogłyby mu się przekonać i poczuć, że to właściwe posunięcie. Tak byłoby może bardziej naturalnie, na pewno prościej, ale czy rozsądniej? Nie, zdecydowanie nie! Nie mógł jednak pozbyć się wrażenia, że w takim wypadku Spencer wcale nie chce tego dziecka - nie jest przekonana, nie namawia go, a więc nie zależy jej tak, jak sądził na początku. Sama zresztą zaraz to potwierdziła, mówiąc, że chodzi o niego, o to, by był szczęśliwy i niczego nie żałował. Nie zamierzał. Zrozumiał przy okazji, że to właśnie podjęcie decyzji sprawi, że nie będzie żałował swoich posunięć. A przynajmniej taki był plan.
Westchnął ciężko, a potem przesunął dłonią po wilgotnych jeszcze po prysznicu włosach Spencer, przywołując na twarz krzywy uśmiech. Teraz żałował jedynie tego, że tak kończył się ich piękny, idealny dzień, ale pozwolił sobie na krótką myśl, że jeśli za rok, za dwa będą rodzicami dwójki cudownych brzdąców, z rozrzewnieniem wspomną ten dzień. Nie będą pamiętać tego, jak trudno było podjąć tę decyzję, skupią się na tym, że uwieńczeniem pięknego dnia była decyzja o kolejnym dziecku, ich idealnym, rozkosznym maluszku.
Najpierw jednak chciał jeszcze o coś zapytać. Zastanawiało go to już od wczorajszego wieczora i nie mógł przez to pozbyć się wrażenia, że coś mu umyka.
- Dlaczego rozmawiamy o tym właśnie teraz? Dlaczego wczoraj zaczęłaś ten temat? - zapytał, marszcząc lekko brwi. Zaraz potem potrząsnął szybko głową i uśmiechnął się lekko, jakby chciał powiedzieć: ach, głupi ja, zapomniałem! - Oczywiście, skoro tego właśnie chcesz, to rano umówimy się na wizytę u twojego lekarza i dowiemy się trochę więcej. Zastanawiam się tylko... - urwał, bo przecież wiedziała, co teraz nie dawało mu spokoju.

Leo Rough pisze...

Oczywiście, że nie miał jej znienawidzić, jeśli po wizycie u lekarza sama odrzuci możliwość zajścia w kolejną ciążę. Właśnie tak miało być, dopiero wtedy powinni podjąć ostateczną decyzję, a jeśli ryzyko okaże się zbyt duże, nie będzie nawet o czym rozmawiać. Pewnie mieli to później odchorować, bo choć mówili sobie, że nie robią sobie dużych nadziei, że podchodzą do tego bardzo ostrożnie, to jednak było jasne, że już trochę, minimalnie się na to cieszyli, jak to oni. Nie znaczyło to jednak, że Leo miał znienawidzić ją za zwyczajną chęć chronienia siebie i w ten sposób także swojej rodziny. Miał być jej za to wdzięczny, bo wybrałaby jego i Jamesa, a nie hipotetyczne dziecko, którego mogłaby nawet nie zobaczyć. Rozsądnie postanawiali poczekać, aż dowiedzą się czegoś więcej, ale to też trochę go niepokoiło, bo... w którym momencie z całą pewnością stwierdzą, że ryzyko jest zbyt duże? Kiedy będzie większe niż to, że dziecko urodzi się z zespołem Downa? Czy będą porównywać to z innymi wadami genetycznymi, innymi rzadkimi schorzeniami? Ale tym mieli martwić się już później, nie sami, ale w asyście doświadczonego lekarza.
Poczuł, jak Spencer spina się w jego ramionach, więc natychmiast zaczął gładzić ją uspokajająco po plecach. Przecież cokolwiek by to nie było, mieli sobie z tym poradzić, jak zawsze. Czekał cierpliwie, aż odpowie na jego pytanie, licząc, że nie powiedział czegoś nieodpowiedniego i jej nagłe podenerwowanie nie wynika z jego błędu, ale z czegoś innego, najlepiej błahego, z czym szybko sobie poradzą. Nie chciał widzieć jej takiej, podenerwowanej, chyba nieco nawet wystraszonej. Czekał jednak cierpliwie, aż otworzy się przed nim, a kiedy to zrobiła, starał się nie pokazywać po sobie zbyt wielu emocji. Pierwszej części się spodziewał, powiedziała mu to poprzedniego wieczora i to rozumiał doskonale - zadziałały emocje, pewnie w jakimś stopniu hormony, to było nieuniknione. Ale cała reszta zbiła go z pantałyku. Nie spodziewał się, że Spencer wyciągnie tak pragmatyczny argument, ale też nie obwiniał jej o to. Mieli synka, dom, o to wszystko trzeba było zadbać i martwić się o bardziej praktyczne sprawy, niż emocje i reakcje zachodzące z organizmie. Pogładził ją uspokajająco po włosach, widząc, że właśnie emocje, konkretniej złość, przejmują nad nią kontrolę. Pokręcił lekko głową, jakby chciał powiedzieć, że nie powinna się przejmować, a potem cmoknął ją szybko w czoło.
- Tym się nie zadręczaj, Kochanie. Jeśli cię zwolnią, dostaniesz całkiem ładną odprawę, a inną pracę szybko znajdziesz. Na uczelni przyjmą cię z otwartymi ramionami, zresztą... Będziesz robić, na co będziesz miała ochotę. A póki co nie musisz się tym przejmować. - zakończył, posyłając jej lekki uśmiech. Skoro już postanowili, że pójdą do lekarza, Spencer jeszcze nie miała się czym martwić. Nie mogli zwolnić jej w trakcie macierzyńskiego, a jeśli w tym czasie zajdzie w ciążę, także nie będą mogli wręczyć jej wypowiedzenia. Będą myśleć, co dalej, kiedy ich sytuacja będzie bardziej jasna, bo póki co naprawdę sądził, że nie powinna się tym zadręczać.
- Gorące mleko na dobranoc? - zapytał, jednocześnie chcąc się dowiedzieć, czy jest coś jeszcze, o czym chciałaby porozmawiać. Bo jeśli nie, pójdzie przygotować jej magiczny napój na dobry sen i zadba, by miała spokojną noc po cudownym dniu. Jeszcze mogli odbić sobie tę, mimo wszystko, nie najprzyjemniejszą rozmowę.

Leo Rough pisze...

Od razu dotarło do niego, że odpowiedział źle i to dotknęło Spencer, bo znał ją za dobrze, by nie dostrzec czegoś takiego. Oczekiwała po nim innej reakcji, innej odpowiedzi, a dostawała coś, co jej nie wystarczało i chyba trochę rozczarowało. Nawet nie mógł jej się dziwić, bo sam na jej miejscu pewnie zachowałby się tak samo, ale wiedział też, że ma rację - nie było czym martwić się na zapas! Rozumiał, że to dla niej trudne, że to jej wymarzona praca i już boi się, że nie znajdzie takiej samej, ale to nie był jeszcze żaden problem. Od tego dzieliły ich ciągle miesiące, wtedy zaczną się zastanawiać, ale tak naprawdę Leo nie wykluczał możliwości przeprowadzki do Londynu. Tak, tutaj mieli dom, tu chcieli wychowywać dzieci, ale plany się zmieniały, życie je zmieniało. Nie byłaby to żadna katastrofa - niewiele trzymało ich w Murine, jeśli rzeczywiście ją zwolnią. Leo z pewnością mógł znaleźć lepszą posadę w Londynie, większość przyjaciół i rodzinę mieli także w stolicy, James poszedłby do lepszej szkoły. Więc nie, Leo się nie przejmował, był spokojny o zawodową przyszłość Spencer - wiedział, że doskonale sobie poradzi, niezależnie od tego, gdzie i co będzie robić.
Miał tylko nadzieję, że nie będzie miała do niego żalu o to, że nie przejął się jej problemem, bo to też nie było tak! Było mu przykro, że miała stracić pracę, którą szczerze kochała, ale po prostu starał się zachować co najmniej realne spojrzenie na tę sytuację, skoro z optymizmem wciąż miał problemy. W każdym razie sądził, że będą mieli jeszcze czas o tym porozmawiać, jeśli tylko Spencer będzie tego chciała i zdecyduje się przyjść do niego. Teraz mieli już tylko odespać dzień pełen wrażeń i z pewnością nawet to miało rano wyglądać odrobinę inaczej. Ale potem zatrzymała go, a choć najpierw przypomniała mu, by dodał miodu, widział, że chodzi o coś więcej. Przykucnął przy niej, uśmiechając się nikle.
- Głuptasku... Nie, nie będę miał żalu. I będę cię kochał dalej. Zawsze i pomimo wszystko. - odpowiadał jej, cicho i poważnie, a potem uśmiechnął się nieco szerzej, ciepło i czule. Pocałował czubek jej głowy, troskliwie wygładził kołdrę i dopiero wtedy zostawił ją samą.
Tej nocy, jak sobie obiecał, czuwał nad jej spokojnym snem, samemu ledwie drzemiąc, jak zwykle, gdy coś dręczyło jego umysł. Myślał dużo o ich wieczornej rozmowie i zbliżającej się wizycie u lekarza, która nieoczekiwanie stresowała go bardziej, niż te u onkologa w ostatnim czasie. W nocy sam wstawał do Jamesa i czerpał przyjemność z ciepła jego małego, kruchego ciałka, które mógł trzymać w ramionach. Myślał o tym, co zawsze powtarzała mu Mara: że dzieci bardzo szybko rosną i trzeba cieszyć się właśnie tymi chwilami, gdy jeszcze można chronić je w swoich objęciach, bo w pewnym momencie zwyczajnie przed rodzicielskimi ramionami uciekają. Widział to po Lucky, jej najstarszej córce, która przechodziła właśnie bunt. Zawsze go to bawiło, ale teraz zastanawiał się, jak to będzie z Jamesem... Czy też zrobi im z życia piekło? A jeśli nie on, to może jego młodsza siostra czy brat? Wolał o tym nie myśleć.
Rano obudził się wcześnie, a widząc, że Spencer śpi jeszcze głęboko, na palcach wyszedł z sypialni i z synkiem na biodrze zszedł na dół, by przygotować śniadanie dla żony. Było takie, jak w filmach, z pojedynczym goździkiem w maleńkim wazoniku pośrodku tacy, świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy i idealnie wypieczonymi, puszystymi omletami.

Leo Rough pisze...

Jakimś cudem poradził sobie zarówno ze śniadaniem, jak i Jamesem, który obudził mamę radosnym śmiechem, gdy tylko przekroczyli próg sypialni. Leo tylko puścił jej oczko, a dopiero, gdy odsłonił rolety i uchylił okno, by wpuścić do pokoju odrobinę świeżego powietrza i wesołe ćwierkanie ptaków, przywitał się ze Spencer czułym pocałunkiem. Zjedli śniadanie, podczas którego bardzo starał się utrzymać dobry nastrój: dużo mówił, bawiąc się z Jamesem, a potem z zaczepnym uśmiechem komplementując malinkę na szyi brunetki i kilka innych śladów po dwóch ostatnich wieczorach pełnych wrażeń. Wreszcie wygonił ją pod prysznic, a sam posprzątał szybko w sypialni i zszedł z Jamesem na dół. Pozmywał, starł okruszki, ale nie miał wiele więcej do roboty, bo po szale sprzątania Spencer poprzedniego dnia wszystko błyszczało. Upewnił się więc tylko, że nie nakrzyczy na niego za zostawienie czegoś w już nie tak nieskazitelnym stanie, a potem znów zajął się Jamesem, który bawił się na macie w salonie. Odwrócił się tylko na moment, by sprawdzić w telefonie nową wiadomość, a wtedy wydusił z siebie stłumiony okrzyk. Zaraz potem zerwał się na równe nogi i zaczął wołać Spencer, krzycząc, by się pospieszyła. Chwilę później jej szybkie kroki rozległy się na schodach; była wyraźnie przerażona, że stało się coś złego, ale to z pewnością nie było nic takiego. Leo siedział na brzegu kanapy z kamerą wycelowaną w ich synka, który stał przy stoliku, sięgając po leżącą na nim zabawkę. Słysząc głos Spencer, która pytała, co się dzieje, obrócił się, uśmiechnął promiennie i ruszył w jej stronę, kołysząc się zabawnie na boki. Jego pierwsze kroki. Nikogo nie ominęły. Ze wzruszenia miał łzy w oczach, bo przed kilka długich miesięcy wydawało mu się, że tego nie zobaczy, a jednak stało się, był świadkiem pierwszego kroku swojego syna, miał nawet drogocenne nagranie, a którym uwiecznił też przepiękny uśmiech, z jakim Spencer patrzyła na ich wspaniałego, idealnego chłopczyka.

Leo Rough pisze...

Może powinni byli zostać tego dnia w domu, z Jamesem, nacieszyć się nim, jak tylko mogli. Może wizyta u lekarza akurat dzisiaj nie była dobrym pomysłem, ale Leo wolał mimo wszystko patrzeć na tę kwestię z drugiej strony. Jeśli ryzyko będzie niewielkie, jeśli zdecydują się na dziecko, ten dzień stanie się jeszcze piękniejszy, jeszcze bardziej docenią to, że w ich życiu pojawi się jeszcze jeden mały człowiek. Ale jeśli będzie wprost przeciwnie, to wcale nie powinni rozpaczać! Mają wspaniałego, zdrowego synka, z którym przeżyją jeszcze niejedno, z którego będą dumni, który będzie szczęśliwy. To naprawdę mogło im wystarczyć, mogli być wręcz szaleńczo szczęśliwi, będąc we troje. Pojadą do schroniska po psa, przeprowadzą się do Londynu, pojadą na długie wakacje... Zrobią, na cokolwiek będą mieli ochotę! Nie to, żeby Leo widział dzieci jako przeszkodę w prowadzeniu innego trybu życia, bo to nie było tak. Mimo wszystko bardziej pragnął dużej rodziny niż egzotycznych wakacji dwa razy w roku czy lepszej pracy w stolicy. Ale bardzo chciał, by także Spencer widziała to w ten sposób, by nie żyła tym, że tylko mając kolejne dziecko mogą być szczęśliwi. Tak, oboje tego chcieli, ale nie za wszelką cenę. A nawet jeśli... To przecież istniały także inne opcje. Nie rozmawiali o tym, ale Leo nie wykluczał adopcji. I nie, nie oznaczałoby to, że coś jest nie tak ze Spencer, nie winiłby jej, że nie mogła dać mu drugiego dziecka. Nie wiedział nawet, skąd coś takiego mogło jej przyjść do głowy... Kochał ją, to nie mogło ulec zmianie, niezależnie od wszystkiego.
Nie przejmował się, przynajmniej na zewnątrz. Uznał, że Spencer potrzebuje całego wsparcia, jakie tylko mógł jej dać, a lekki, ciepły uśmiech, z którym zerkał na nią co jakiś czas podczas jazdy i szybki uścisk na jej kolanie miały być na początek. Potem trzymał jej dłoń, próbując dodać jej otuchy, a kiedy to nie pomogło, objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy, powtarzając cicho, by nie zamartwiała się na zapas. Spencer skinęła głową, ale on wiedział, że i tak ciągle roztrząsa każdy możliwy scenariusz, planuje, zastanawia się i... boi. To chyba o to chodziło, ale Leo sam nie wiedział, przed czym Spencer czuje strach. Przed zbyt małym czy przed zbyt dużym ryzykiem? Bo tego, że lekarz da im zielone światło, także miała prawo się bać, ale chyba wolałby wiedzieć, że chodzi właśnie o to. Trudno mu było jednak samemu stwierdzić, więc tylko po raz kolejny powtórzył, by się nie martwiła, a potem weszli do szpitala, owiani zimnym podmuchem klimatyzacji, kierując się od razu na odpowiednie piętro. Przed gabinetem musieli chwilę poczekać, a wtedy także Leo poczuł nagłe ukłucie niepokoju. Nie było w tym nic dziwnego, ale zwalczył je w sobie, wiedząc, że jest tu dla Spencer, dla jej spokoju ducha. Zmusił ją, by odwróciła się w jego stronę, a potem pocałował ją szybko, gładząc palcami jej policzek.
- Wszystko nam się poukłada tak, jak powinno. Zobaczysz, Spencer. Będziemy zabójczo szczęśliwi, niezależnie od tego, co zaraz usłyszymy. Wszyscy będą nam zazdrościć. - rzucił, uśmiechając się lekko, chcąc, by i ona miała szansę się rozluźnić, uśmiechnąć i wejść do gabinetu bez presji, bez strachu. Co ma być, to będzie!

Leo Rough pisze...

Zaskakująco trudne i kłopotliwe było dla Leo już samo słuchanie o leczeniu, więc wolał póki co nie zastanawiać się, jak to wszystko będzie wyglądać w praktyce. W teorii nie było różowo - lekarz nie obiecywał im, że ryzyko zupełnie zniknie, mówił, że skutki uboczne przyjmowania pierwszej terapii są niezbyt przyjemne, a potem i tak nie wiadomo, czy będzie możliwe przejście do kolejnych etapów. Dochodziły też do tego kwestie, o których lekarz nie wspominał, jak choćby to, że o dziecko mogą starać się przecież latami. Z Jamesem poszło szybko, ale potem Spencer zaczęła brać pigułki i nie wiadomo, za jaki czas jej organizm będzie gotowy na ciążę. Może od razu, może po wielu miesiącach. Przez ten czas będzie truła się lekami, które znów mogą mieć jakieś działania towarzyszące. Leo zastanawiał się też nad innymi sprawami, jak choćby tym, że należałoby przed tym wszystkim przeprowadzić dokładniejsze badania - sprawdzić, czy Spencer jest absolutnie zdrowa, czy ma odpowiednie poziomy przeciwciał, by zwalczać groźne infekcje, czy ciąża nie zagrozi jej w jakiś inny sposób. Nie znał się na tym do końca, ale pamiętał, jak gryzł się o takie rzeczy w czasie poprzedniej ciąży. Pamiętał też, jak Mara bardzo przeżywała starania o dziecko - dużo wcześniej przestawała pić alkohol czy kawę, przyjmowała witaminy i zdrowo się odżywiała, wyrzuciła swój telefon komórkowy, mówiąc, że nie wiadomo, jak promieniowanie wpływa na organizm jej i jej przyszłego dziecka. Świat był pełen niebezpieczeństw, na które powinni się przygotować. Nie mógł pozbyć się gorzkiej myśli, że gdyby to zrobili, James nie urodziłby się przedwcześnie, nie zachorowałby później... Zakiełkowała w nim też inna myśl, która teraz, pod wpływem słów lekarza, zaczęła nabierać kształtu.
Koniecznie musieli to wszystko dokładniej przedyskutować, nie mogli jednak zrobić tego w gabinecie. Wzięli więc receptę, na wypadek, gdyby zdecydowali się podjąć leczenie, obiecali, że zapiszą się na następną wizytę, jeśli to zrobią, a potem wyszli, trzymając się za ręce. Przez korytarz przeszli w milczeniu, dopiero na zewnątrz Leo uśmiechnął się lekko, całując czubek głowy Spencer.
- Pójdziemy na spacer i porozmawiamy, dobrze? Kat jeszcze trochę posiedzi z Jamesem. - zaproponował, ruszając przez parking w przeciwnym kierunku, niż stał ich samochód. W pobliżu znajdował się niewielki, gęsto porośnięty drzewami skwer, gdzie czasem chodzili z Jamesem na spacery, bo było tu pusto i cicho, prawie jak w lesie, ale z asfaltowymi alejkami i ławeczkami co kilka metrów. Szli znów w ciszy, oboje pochłonięci swoimi myślami. Leo zbierał się w sobie, by wydusić to, o czym myślał, ale wreszcie ugryzł się w język. Za chwilę.

Leo Rough pisze...

- Myślę, że powinniśmy najpierw zadbać o kilka szczegółów. Wiesz, jak choćby zrobienie pakietu dokładnych badań, kupienie witamin, takie rzeczy. No i chyba powinniśmy poczekać z tym przynajmniej do powrotu z Paryża. Chciałbym, żebyś mogła się nacieszyć tym wyjazdem, a nie leżała w łóżku i źle się czuła. - mówił, a z każdym kolejnym słowem nabierał pewności, że jego argumenty brzmią sensownie. Starał się też, by jego głos brzmiał łagodnie, bo wiedział już, że mimo wszystko jest to drażliwy temat. - I wcale nie mówię, że musimy to robić. Powinniśmy jeszcze się zastanowić... Ryzyko nie zniknie całkowicie. To z pewnością nie będzie łatwe. - dodał po chwili, marszcząc czoło i odwracając wzrok. Myślał w tej chwili o niej, o tym, jak trudny będzie to dla niej czas. Wolał się nie zastanawiać, jak sam będzie się czuł, bo miał wrażenie, że to z jego strony bardzo egoistyczne. W końcu to ona miała nosić ich dziecko, cierpieć przez nudności, puchnące nogi czy co tam się jeszcze może przydarzyć. I to w najlepszym scenariuszu. Poza tym on chciał prosić ją o coś innego, z czym także nie czuł się w stu procentach komfortowo. Czuł się gorszy i wadliwy, i nic nie mógł na to poradzić.
- Jest jeszcze jedna rzecz... - zaczął, a potem, zagryzając wargę, znalazł szybko najbliższą ławkę. Usiedli i przez chwilę kopał czubkiem buta jakieś małe kamyczki. Wreszcie obrócił się w stronę Spencer, wiedząc, że jest tym jego zachowaniem pewnie zaniepokojona. - Chciałbym zrobić sobie... mapowanie genów. - wyjaśnił wreszcie, a potem wstrzymał powietrze, czekając na jej reakcję.

Leo Rough pisze...

Pomysł z mapowaniem genów przyszedł mu do głowy już jakiś czas temu, ale zwyczajnie nie poświęcał mu więcej uwagi niż to było absolutnie konieczne. Dopiero teraz, gdy w perspektywie pojawiały się nowe okoliczności, zmusił się do przypomnienia sobie wszystkich trudnych chwil związanych z jego chorobą. Wszystko, począwszy od problemów z dobraniem odpowiednich, działających leków, po stanowczo zbyt szybki nawrót białaczki, świadczyło o tym, że coś może być z nim zwyczajnie nie tak. Coś w jego genach, co sprawiało, że choroba miała doskonałe pole do popisu. W jakimś stopniu był ciekawy, czy ma rację, ale z drugiej strony - już i tak żył z pewnością, że wie, na co umrze. Na dodatek stosunkowo niedługo. Przyjście Jamesa na świat było ogromną niespodzianką - nie przygotowali się na niego jak należy. Być może przekazał mu ten felerny gen, choć starał się nie dręczyć tym na zapas. Tłumaczył sobie, że jest tak podobny do mamy, że z pewnością po niej odziedziczył także brak tego genu. Jeśli jednak chodziło o kolejne dziecko, Leo nie wybaczyłby sobie podobnej sytuacji. Nie wolno im było zostawić wszystkiego przypadkowi.
Wiedział, że nie musi. Doceniał jednak ten gest z jej strony, bo mimo wszystko podniósł go na duchu. Nie robił tego jednak dla niej, nie bezpośrednio, bo przecież mimo wszystko i tak była w to zaangażowana. Robił to dla siebie. W tej chwili nie potrafił opisać słowami, jak bardzo był na siebie wściekły o to, w jaki sposób James przyszedł na świat. To badanie mogło go uspokoić, dać mu tak potrzebne ukojenie dla nerwów. I, co wydawało się w tej chwili ważniejsze, wynik badania miał być także ważnym argumentem w dyskusji nad kolejnym dzieckiem.
Było oczywiście, że będzie się martwił - tak już miał, że przejmował się wszystkim, niejednokrotnie przesadnie i na zapas. Skinął jednak głową, mrucząc, że spróbuje, choć już teraz był kłębkiem nerwów, gdy tylko o tym pomyślał. Wreszcie miał szansę zdobyć odpowiedź na pytanie, czy to z nim jest coś nie tak, czy może świat jest tak zły i pokręcony. Dobrze było jednak mieć wsparcie Spencer, bo wiedział, że nie zostawi go, niezależnie od wszystkiego. Bał się tylko, że jeśli okaże się, że jednak ma chorobę w genach, i przez to nie zgodzi się na dziecko, ukochana będzie miała do niego o to żal. Mogła mówić co innego, mogła nawet sądzić, że tak nie jest, ale wiedział, że trudno jej będzie mu to wybaczyć, zapomnieć. Jej choroba nie wykluczała, że urodzi zdrowe dziecko - mogli zaryzykować, jeśli tylko zdecydują, że naprawdę tego chcą. On jednak nie mógłby się na to zgodzić, jeśli istniałaby choćby najmniejsza szansa, że ich dziecko także kiedyś zachoruje na białaczkę.
- Tak, całkiem sporo. - przytaknął, przywołując na twarz również nieco weselszy uśmiech, z którym pocałował lekko Spencer, a potem podniósł się z ławki i pociągnął żonę za sobą. Nagle zapragnął znaleźć się znów w domu, wziąć na ręce synka, zobaczyć jego uszczęśliwiony uśmieszek. I tak też zrobił zaraz po przestąpieniu progu - przytulił mocno Jamesa, próbując jednak udawać, że to nic takiego, że zwyczajnie się za nim stęsknił, a nie znów umiera ze strachu, że przekazał mu swoje przekleństwo.
Pojechał do kliniki następnego dnia, a choć oboje ze Spencer wiedzieli, o co chodzi, nie rozmawiali o tym. Wyszedł, jakby nigdy nic, i wrócił dwie godziny później, wyglądając tak, jakby spadł mu z serca jakiś ciężar. Do wyników było daleko, ale odczuł ulgę, że ma to już za sobą. Teraz musiał tylko czekać...

Leo Rough pisze...

To był cudowny dzień. Tak błogo i spokojnie Leo nie czuł się już od wielu tygodni - nawrót choroby wyczerpał go i wyssał z niego te resztki optymizmu, które wcześniej starannie wyszukiwała w nim Spencer. Teraz jednak stan beztroski zdawał się wracać, a on czuł, że tak właśnie miało zawsze wyglądać ich życie. Idealne życie z małymi, codziennymi problemami, do których potrafią podejść ze spokojem i pozytywnym nastawieniem. Dostrzegali raczej dobre strony, scenki wyjęte z opowieści, którymi umilali sobie kiedyś wieczory na zdartej kanapie małego mieszkanka w Londynie albo potem, gdy odnaleźli się w Murine. Kłócili się wtedy w rozkoszny sposób o takie szczegóły jak to, czy będą mieć otwartą kuchnię, czy w łazience zamontują wannę czy kabinę prysznicową albo czy w ogrodzie będą pielęgnować murawę do gry w piłkę z ich synem czy raczej obsadzą go kwitnącymi roślinami i krzaczkami, z których będą mogli zrywać w lecie soczyste owoce. To była teraz ich rzeczywistość, ich codzienność - ten wspaniały dom, który urządzili razem, który razem przemienili z pustego budynku w ich własną bezpieczną przystań. A najpiękniejsza była świadomość, że w tym domu są razem, że są szczęśliwi, a James ma spokojne, beztroskie życie. Był takim wspaniałym dzieckiem! Jego uśmiech rozświetlał cały dom, a gdy śmiał się głośno, żadne z nich nie mogło się powstrzymać, by mu nie zawtórować! Mieli cholerne szczęście, że znaleźli siebie, a świat obdarzył ich jeszcze tym małym skarbem.
Wyniki badań Leo zdołał odsunąć na dalszy plan. Zamiast tego z radością zabrał się do przygotowań do ich wyjazdu, w skład których wchodziły w zasadzie wyłącznie zakupy. Najpierw postanowił zrobić żonie niespodziankę, i oddając synka pod opiekę Kat, porwał ją do najlepszego sklepu w mieście, gdzie kazał ekspedientce tylko donosić kolejne sukienki. Szybko uświadomił sobie, że choć Spencer była przeszczęśliwa, on trochę przesadził z tą dobrocią, dlatego po buty i inne drobiazgi wysłał ją już z Kat, dając jej jednak wolną rękę w dysponowaniu saldem ich konta. Jednak kiedy wychodziła, obiecał jej jeszcze zakupy w Paryżu, więc liczył, że do wieczora nie zostanie bankrutem. Podobał mu się jednak moment, gdy zadowolona Spencer prezentowała mu swoje nowe zdobycze, wdzięcząc się przed nim w ubywających skrawkach garderoby...
A potem zostało im już tylko pakowanie siebie i synka na czas, który miał spędzić w Londynie z babcią i ciocią, także z pomocą rodziców Spencer. Trudno im było się z nim rozstać, ale wreszcie udało im się pojechać na lotnisko, zgodnie wyłączając telefony. Oczywiście, był to tylko symbol, bo po lądowaniu mieli znów je włączyć, na wszelki wypadek. Ale wiedzieli, że teraz nic nie może im przeszkodzić. Podekscytowani, zachowywali się w samolocie jak prawdziwe młode małżeństwo - zamówili drinki i z zachwytem wyglądali przez okno, podziwiając zapierające dech w piersiach widoki, całowali się i przekomarzali, nie mogąc się już doczekać momentu, gdy zostaną sami w hotelowym pokoju...

Wojciech Roszkowski pisze...

Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

Adrian Moczyński pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

Anonimowy pisze...

Fajnie to wszystko zostało tu opisane.

Anonimowy pisze...

Fajnie to wszystko zostało tu opisane.

Anonimowy pisze...

Fajnie to wszystko zostało tu opisane.

«Najstarsze ‹Starsze   2201 – 2348 z 2348   Nowsze› Najnowsze»