OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

Truth or happiness. Never both.


Spencer Hoult Rough

Spencer Aria Lucy Weber Collins Hoult, 27lat, urodzona 27.04 w Murine Town. 
Z wykształcenia behawiorystka oraz interpretatorka mikroekspresji. Sporadycznie wykładająca na uczelni i pracująca w firmie zajmującej się mikroekspresją. Kiedyś zajmowała mieszkanie po dziadkach, które znajduje się w jednej z murinskich kamienic. Aktualnie lokum jest wynajmowane, a Spencer mieszka wraz ze swoim mężem i ich dzieckiem, James'em na obrzeżach Murine w ich wspólnym domu.
~.~
Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tu wróci. Przecież tak nienawidziła tej dziury, jak zwykła ją nazywać. Pamiętała jak bardzo cieszyła się, gdy rodzicie oświadczyli jej, że muszą się przeprowadzić i jak bardzo byli zdziwieni gdy z zadowoleniem pakowała swoje ulubione zabawki do torby. Siedmioletniej dziewczynce nie było szkoda Murine Town, domu, koleżanek i kolegów, których tutaj pozostawiała, bo tak naprawdę nie miała ich zbyt wielu. Niczego nie żałowała. No może było jej przykro, że pozostawia tu dziadków, ale przecież istnieją telefony, prawda? [...] Nie mogła uwierzyć, że mieszka w Londynie. W mieście swoich marzeń! Tutaj miała tyle możliwości! Nie to co tam.. To tutaj Spencer zaznała szczęścia; znalazła prawdziwych przyjaciół, poznała miłość swojego życia, dostała się na wymarzone studia, zdobywała doświadczenie w tym co uwielbiała – interpretowaniu uczuć wyrażanych poprzez mowę ciała.Co więc sprawiło, że powróciła do Murine Town po dwudziestu latach rozłąki? Nie wiesz? Och, to przecież takie oczywiste, że przygnała ją tu przeszłość. To ona spowodowała, że zaszyła się w swoim rodzinnym miasteczku. Ale nie powinno cię to zaskoczyć. Przecież każdy przed czymś ucieka.
~.~
Nie wyróżnia się w tłumie, nie stara się zwracać na siebie uwagi. Jest kobietą mierząc metr sześćdziesiąt o jadowicie zielonych oczach i włosach koloru ciemnej czekolady. Jej sylwetce, poza lekką niedowagą nie można nic zarzucić. Lekko zadarty nosek przyozdabiają delikatne piegi, które dodają jej uroku i na swój sposób odmładzają. To i jeszcze parę innych kwestii jak na przykład nieskazitelna cera jak u niemowlaka, duże oczy, sprawiają, że wiele osób przypisuje jej wiek o wiele młodszy niż w rzeczywistości ma.
Spencer jest osobą wrażliwą, choć zazwyczaj bardzo się z tym afiszuje, nie chcąc wychodzić na postać za bardzo podatną na urazę i zranienie. Skryta, zazwyczaj kłębi w sobie wiele uczuć, by nie dać nikomu satysfakcji z tego, że zadał jej ból.  Zalicza się do ludzi, którzy wyrobili sobie manię robienia wszystkiego jak najlepiej i najdokładniej oraz niesamowitej pracowitości, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że każdy błąd może znacznie zaważyć na jej przyszłości. Gdy wymaga tego sytuacja – niezwykle uparta, konkretna i nieubłagana. Ewidentna delikatność może wielu ludzi zmylić. Dość często przypisuje się jej plakietkę osoby naiwnej i łatwej w obejściu, jednak wrodzona zaradność i inteligencja chroni ją przed takimi osobnikami. Ma na to wpływ również jej wykształcenie, które bardzo łatwo pozwala jej rozszyfrować kłamstwa i niecne zamiary, choć od dzieciństwa miała do tego talent. Potrafi być mściwa i nieprzyjemna, choć na co dzień zalicza się ją do osób otwartych, uśmiechniętych i komunikatywnych, które lubią od czasu do czasu rzucić jakąś złośliwą uwagę. Pomimo tego, że Spencer jest przyjazna, bardzo szybko traci cierpliwość do ludzi przez co bardzo łatwo się irytuje. Trudno narzucić jej własne zdanie, gdyż w zwyczaju ma bronienie własnych racji, poglądów i ideologii do upadłego. Bywa marudna, wręcz nieznośna. Fanatyczka dobrych książek i filmów. Pasjonatka jazdy konnej i malarstwa. Fanka klasycznego rocka i bluesa. 







`Please let me take you
of the darkness and into
the light..`

W związku małżeńskim z Leo Rough'em. 









_________________________________________________
hello.

2 348 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   1801 – 2000 z 2348   Nowsze›   Najnowsze»
Leo Rough pisze...

[no jeszcze nie jestem pewna, czy wiem... ;> xD tak? nic? ;> ;p mhm ^^
kiedy to, że nie zdasz, jest kompletnie abstrakcyjnie! to się po prostu nie stanie, bo naprawdę jesteś przygotowana, a już na pewno te 30% z matmy to będzie dla Ciebie bułka z masłem! cała reszta - pikuś :> i to jest bzdura, że teraz musi być trudna, będzie taka, jak zwykle, z podobnie zbudowanymi zadaniami i tym samym zakresem materiału. spokojnie! o widzisz, właśnie, doświadczona jestem, więc Ci mówię, że nie ma co świrować i stresować się na zapas. serio-serio :)
jeszcze mogłaś powiedzieć, że Ci się podoba, ale spoko, tyle mi też wystarczy ;p no ale powiedz mi, proszę Cię, bo dostanę kota! xD
:D ;p dobra, dobra... ;p
a teraz już zmykam, bo się na mnie zdążyli wkurzyć, że za długo siedzę ;p Ty też musisz rano wstać, więc może mnie nie zabijesz, nie? ;> ja jutro będę jakoś sensownie, pewnie koło trzeciej ^^ dobrej, spokojnej nocy z miłymi (mhmmm.... ;>) snami! do jutra :*]

Leo Rough pisze...

[1800 <3 :D]

Jasne, była w ich związku taka sytuacja, że przez kilka miesięcy powstrzymywali się od seksu, ale to oczywiste, że wtedy żadne z nich nie miało wtedy w głowie takich rzeczy! Chodziło przecież o życie Spencer i ich synka, więc wszystkie potrzeby schodziły na dalszy plan - to wtedy wydawało się i rzeczywiście było zupełnie naturalne. Ale żeby teraz mieli powstrzymywać się od tego, co sprawiało im taką frajdę? Nie, nie potrafił tego zaakceptować, tym bardziej, że nie istniał żaden logiczny argument, dla którego ewentualnie mógłby zgodzić się na ten układ. Bo samo to, że po takim poście noc poślubna będzie smakować im lepiej, właściwie nic dla niego nie znaczyło - to i tak miało być wyjątkowe przeżycie, niezależnie od tego, czy ostatnio będą razem miesiąc czy tydzień przed. Bez przesady! Nie zamierzał rezygnować z tego niezawodnego sposobu na wyłączenie się, odstresowanie i naładowanie baterii, tym bardziej, że czekał ich niezwykle pracowity miesiąc. Nie, po prostu nie!
I wszystko byłoby w porządku, gdyby jeszcze potrafił tak zdecydowanie sprzeciwić się Spencer. Niestety, coś go blokowało, a Leo mógł tylko pluć sobie w brodę, że tak łatwo dał jej okręcić się wokół małego palca. Cieszyło go to, ale nigdy nie przyznałby się, że jest pantoflarzem! To przecież nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie... Więc tylko spojrzał na ukochaną dość wymownie, by sama domyśliła się, co o tym sądzi, ale zanim zdążył zrobić coś jeszcze, padły jej kolejne słowa. Tym razem w głosie Spencer zabrzmiał jedynie upór i znajoma nutka zaciętości, której Leo miał pełne prawo się obawiać! Skrzywił się lekko, natychmiast protestują.
- Nie, nie chcę i nie będę się z tobą zakładał. - odparł, starając się mówić spokojnie i poważnie, by Spencer znów nie wyciągnęła z jego słów czegoś więcej, choćby tego, że nie traktuje jej serio, a przecież teraz wiedział już, że nie wolno mu sobie na to pozwolić w żadnym wypadku. - Daj spokój, kotku. - wymamrotał, teraz znów łagodnie i miękko, a jego dłoń z kierownicy powędrowała na udo brunetki. Zaczął podrażniać je paznokciami, doskonale wiedząc, że również ona nie pozostaje obojętna na podobne drobne pieszczoty, choć, oczywiście, na niego działały one zawsze mocniej. Wiedział, że trudno mu będzie powstrzymać się przez całe tygodnie, ale jeśli Spencer miała zamiar upierać się przy swoim, był gotowy nawet odpuścić sobie dzisiejszą, podobno ostatnią przed ślubem noc. A co! Niech i ona cierpi, skoro tego sobie życzy.

[a fe.
ja też! xD ale my głupie ;p OK, to ja czekam, bo i tak jestem tak padnięta, że chyba na razie nie biorę się za nic ;p a jak tam Twój dzień? ;>]

Leo Rough pisze...

[na pewno ;p
wiem! ;D widziałam :> OK, bez spiny ;) ojku, jak cudnie! ale Ci zazdroszczę! to oglądaj sobie, oglądaj :> i jak, rzeczywiście bez problemu siebie znajdujesz? ;>
wyobrażam sobie. haha, BOSKO! ;D nie wątpię xD w sumie nic specjalnego - wszyscy się za mną stęsknili, więc dostawałam buziaki i ogólnie dużo miłości :D :>> ale zmęczona jestem tak, że na oczy ledwo widzę, więc nie wiem, jak będzie wyglądać moje odpisywanie dzisiaj :/
no, może wiem :> mam ochotę się jeszcze trochę z Tobą podroczyć, bo coś dużo buziaków dzięki temu dostaję, ale nie, wiem, już OK ;p ahaaa... ;p
a proszę Cię bardzo! siedziałam dzisiaj przez godzinę w informatorach maturalnych z niezdecydowaną kumpelą i sprawdziłam, że przeliczniki na całe mnóstwo kierunków są bardzo korzystne, więc i z tym nie ma co świrować. a jeśli chodzi o matmę, to tak sobie myślałam, że te 30% to naprawdę niewiele i z całą pewnością zaliczysz je bez najmniejszego problemu! ogarnięta jesteś wystarczająco, by zdać maturę, nawet tę, której się boisz, o! :> no właśnie, w tych kwestiach możesz mi zaufać ;p
no dobrze, skoro twierdzisz, że oczywiste... ;p spoko ;p haha, no weeź, przypomnij sobie! xD
haha ;p
zdecydowanie :D]

Leo Rough pisze...

Leo z rozbawieniem pomyślał, że na każdego znajdzie się odpowiedni sposób, wystarczy tylko wiedzieć, gdzie szukać. Na szczęście on miał ułatwioną sprawę, jeśli chodzi o Spencer, bo znał ją na tyle długo, by nauczyć się już wszelkich możliwych sztuczek, jakie tylko mogły na nią podziałać. Niski głos był zawsze ostatecznym wyjściem, kiedy nie działały już prośby i groźby, bo temu nigdy nie mogła się oprzeć. Teraz także, obserwując ją kątem oka, dostrzegł, że mięknie pod wpływem jego tonu i drobnego dotyku w odpowiednim miejscu. Uśmiechnął się pod nosem, nie chcąc triumfować zbyt wcześnie, bo to nie było w jego stylu. A potem, zupełnie nagle, ten grymas zniknął z jego twarzy. Był z siebie za bardzo zadowolony, by mógł wytrwać w tym niesamowitym poczuciu, że wszystko jest w porządku. Nie, bo przecież jest złym, okrutnym człowiekiem. A pomyślał tak, bo nagle przypomniało mu się, jak zmuszał Spencer do wyjazdu... Na samo wspomnienie tamtego poranka wciąż robiło mu się słabo i zwyczajnie wstyd, bo wiedział, że zachował się źle. Przez całe dwa tygodnie zadręczał się tym, że nie przeprosił ukochanej za swoje zachowanie tak, jak powinien był to zrobić, a choć wiedział, że to nie jest odpowiedni moment, czuł jednocześnie, że nie wolno mu się za bardzo cieszyć z innych, drobnych sukcesów. Poczuł się po prostu nieswojo w swojej skórze, bo tamten Leo to był ktoś, kogo zupełnie nie poznawał. A teraz jest zupełnie fair ze Spencer? Wiedział, że nie, ale tak bardzo chciał ją chronić!
Z zamyślenia wyrwał go jej głos, a raczej cichy, kuszący pomruk, na który mimowolnie zareagował lekkim uśmiechem. Starał się nie pokazać po sobie, że ruszyło go to w jakikolwiek sposób, choć wyobraźnia natychmiast zaczęła działać, podsuwając mu wiele stymulujących obrazów. Marnie szło mu jednak granie niewzruszonego, gdy Spencer zadziałała również dłonią w okolicach jego uda - spiął się cały, a oddech na moment przyspieszył mu, aż nie był w stanie nad nim zapanować. Na szczęście cofnęła rękę odpowiednio wcześnie, by nie stracił całego skupienia, choć znów nieco zwolnił, by nie powodować zagrożenia na drodze. Zerknął na nią, ledwo kryjąc rozbawiony uśmieszek, by zaraz roześmiać się w głos, gdy nie mógł już dłużej ze sobą walczyć.
- Myślę, że szybko o tym zapomnisz. - odparł, gdy udało mu się już nad sobą zapanować, a choć przybrał podobny, zaczepno-kuszący ton, efekt był słabszy, bo wszystko zepsuł swoim nieopanowanym rechotem. Teraz przekręcił więc tylko oczami i ponownie skoncentrował się na drodze, odpychając od siebie pobudzające wyobraźnię myśli. Niedługo będą w domu, a wtedy w tej kwestii będzie miał już zupełną swobodę. Przynajmniej dzisiaj - wciąż nie był pewien, czy Spencer żartowała, czy nie.

[nie, na pewno nie ;p
:D na pewno! :>> haha xD doobre ;p oj, no tak, raczej nie chciałabyś oglądać tam swojego tyłka xD ojku, ale Ci dobrze! mówiłam już, że zazdroszczę? ;> ;p
prawda? :>>> OK, dzięki ;)
ojejku! ale cudnie, gratulacje! widzisz, Ty się maturą przejmujesz, a tu się po konkursach szlajasz! xD więc już bez spiny, okej? właśnie, tylko 15 punktów, z palcem w... nosie je zdobędziesz, o! tak, tak sobie właśnie powtarzaj :D ^^ no właśnie! ;p
nie wiem, poszukaj w komentarzach wcześniej, czy coś ;p
no w sumie nie, ale jeszcze parę dni na to poczekam ;p]

Leo Rough pisze...

Leo wcale nie potrzebował dodatkowej zachęty w postaci tego drobnego szantażu, by w sypialni zaskoczyć ukochaną czymś nowym - choć po kilku wyjątkowych nocach miał już niewielkie pole do popisu. Pomysły jednak z całą pewnością jeszcze mu się nie kończyły, bo choć wiedział, co sprawia Spencer najwięcej przyjemności, uwielbiał tworzyć wariacje na ten temat. Więc nie, wcale nie musiała dręczyć go niepewnością, by ten nocy postarał się bardziej, niż zazwyczaj! Wystarczyło jedno słówko albo bardziej drapieżny gest, by obudzić w Leo prawdziwego zwierzaka! I dlatego to jej "się okaże", choć ubrane szaleńczym chichotem, wcale mu się nie spodobało, bo sugerowało, że ma zamiaru jeszcze trochę go pomęczyć. Chociaż, gdy tak się zastanawiał, to właściwie nie mógł mieć nic przeciwko, jeśli tylko zechce z nim współpracować. Oj, już wiedział, że będzie się działo, i cały wprost drżał!
Ale zaraz zmienili temat, co właściwie powinno go ucieszyć, bo przynajmniej mógł znów w pełni skupić się na drodze, nie narażając ich bezpieczeństwa, choć nawet wcześniej nie miał z koncentracją specjalnych problemów. A kwestia ślubu, choć, jak mu się dotąd wydawało, przedyskutowana dokładnie, wciąż interesowała go i prawdziwie zajmowała. I tylko miał nadzieję, że wszystko się uda, bo póki co byli w rozsypce! Ślub za miesiąc, a oni nie mieli tak naprawdę nic. Na dodatek Spencer zapragnęła gorąco rozmawiać z nim o zespole, który zagra na ich weselu, choć doskonale wiedziała, jaki ma do tego stosunek - w tę sprawę nie zamierzał się w ogóle wtrącać. Ona sama miała robić przesłuchania czy co tam będzie chciała, a potem sama wybierze kapelę, on tylko im zapłaci. Wiedziała przecież, że jego wrażliwe uszy nie zniosą wiele... I zaraz ze śmiechem wypomniał jej to, przypominając jednocześnie hit wakacji sprzed roku, którym katowali się przez długie miesiące, wyjąc za każdym razem, gdy z radia leciało irytujące i cudowne zarazem "call me...". Oczywiście, że w tej chwili ktoś w ich ulubionej rozgłośni musiał przypomnieć sobie o tym kawałku, bo jak na zawołanie popłynął z głośników. Ze względu na Jamesa powstrzymali się przed śpiewaniem na cały głos, ale na nieopanowane ataki śmiechu nic już nie mogli poradzić.
I tak minęła im właściwie cała podróż do Murine - w radosnej atmosferze powrotu do domu po trudnych chwilach. Leo nie czuł już jednak ich rozłąki, bo to wszystko bardzo szybko odeszło w niepamięć. Teraz liczył się tylko ich zbliżający się wielkimi krokami ślub, może też święta, a raczej jedynie wigilijna kolacja, którą również musieli starannie zaplanować. Były to przecież pierwsze święta w ich synkiem, święta po bardzo trudnym roku - musieli odpowiednio to uczcić. Leo najchętniej świętowałby tylko z ukochaną i Jamesem, a choć trudno będzie to tak zorganizować, nie zamierzał się poddawać. Kłócąc i przekomarzając się o to dotarli do domu, nie czując wcale, że kilka ostatnich godzin spędzili w samochodzie.

[jakoś tak nie wyszło, wybacz ;p
ehe ;p
hihi ^^ hahaha xD jeżu, wyobraziłam to sobie xD e tam... ;p
no widzisz! słodko, nie? :>> tak, tak... :)
haha, jaasne, ja i tak wiem, że jesteś po prostu genialna :D mhm ^^ no a ja Ci mówię, że z maturą też pójdzie tak łatwo! jeszcze się przekonasz! oczywiście, że bez spiny, a jakoś inaczej? ;> poprawnie :>
nie wiem ;p pewnie nie, więc ewentualnie mogę Ci to odpuścić ;p
haha, tak, czy coś xD ;p]

Leo Rough pisze...

[no kurwa, miałam taką piękną odpowiedź na metrze, a mi ją skasowało -.- UGH!!! nie mam pojęcia, jak to się stało - kliknęłam "opublikuj", a tu mi okno zniknęło i się pojawiło, że dokument wygasł czy coś -.- KURWAAAA :/ :/ pierdole, nie robię, nie piszę tego drugi raz. wybacz.]

Leo Rough pisze...

[wcale nie :>
spadaaaj ;p
no właśnie nie wiem ;p ale w moich wyobrażeniach miałaś ładny tyłek, nie wiem tylko, jak to się ma do rzeczywistości xD no właśnie, dokładnie! ;p
hahaha, spooko ;p no przecież mówię właśnie ;p
no już nie bądź taka skromna, Aguś! :>> jesteś genialna i to był tego kolejny przejaw, oczywiście! ^^ przekonasz się, przekonasz, wierz w to po prostu! :> dlaczego nie? ;p mhm ^^
jeżu, to ja już się nawet podroczyć z Tobą nie mogę? ;p dobrze, że nie szukasz, bo jeszcze wyszłoby z tego coś złego, dla mnie, oczywiście xD
ja pierdole, ale się wściekłam. napisałam to, chociaż wyszło paskudne, gorsze, niż to poprzednie -.- a teraz to już sobie odpuszczę, bo jutro muszę wstać na siódmą i nie mam pojęcia, jak tego dokonam, choć tak mi się marzy, żeby jeszcze odpisać... cóż, jutro wieczorem - będę pewnie koło siódmej dopiero, niestety :/ dobrej nocy, kolorowych! :*]

Leo Rough pisze...

[o widzisz, jak się zgrałyśmy pięknie! nie, nie jest piękna, ale już mniejsza o to ;p i jasne, odpoczywaj, a za Twoją bolącą głowę trzymam kciuki (tak, będę chciała, żebyś też trzymała niedługo... ;D) jeszcze raz - do spisania jutro, 3m się ^^]

Leo Rough pisze...

[Ok... ;p
bardzo dobrze :D ^^
cichaj! xD ahaha, wierzę! :D oczywiście, że tak! :>>
e tam, coś Ci się przywidziało w ogóle ;p
ja tam nie wiem... ;> ;p no oczywiście, że oczywiście, przecież! :D poprawnie :> oj tam, ja jestem kompletnie odosobnionym przypadkiem, także wiesz, nie możesz tego porównywać ;p skoro tak... ;p
a ja nie wiem, wyczytałam między wierszami, jak nigdy xD hah, no dzięki ;p
serio? no dobrze :> spoko, ja dopiero siadłam przed kompem. dkk? no rozumiem, zabiegany wtorek ;p ja póki co nie odpisuję, bo mam naprawdę dużo nauki na jutro - wybaczysz? pewnie pojawię się za jakieś dwie godziny, jak już wszystko ogarnę :)
tak, w sobotę dziewiątego - będę zdawać CAE i przydadzą się wszystkie kciuki świata :>>]

Leo Rough pisze...

Leo z ulgą zauważył, że również jego ukochana nie ma zamiaru wracać myślami do tych dwóch długich tygodni, które spędzili razem. Miał nadzieję, że nie powstrzymuje się przed tym jedynie teraz, bo chce w spokoju dojechać do domu, nie denerwując go ani nie rozpraszając w żaden sposób (no, prawie...), ale także później odpuści sobie wszelkie pytania. Nie było tak właściwie o czym mówić, jeśli chodziło o sam proces i kwestie z nim związane, a całą resztę Leo wolałby zostawić dla siebie - z tego powodu wierzył, że Spencer odpuści mu jakiekolwiek przesłuchania. Znał już wszystkie jej wątpliwości, pytania i reakcje, bo raz już przez to przechodzili, ale wtedy także nie odpowiedział zupełnie szczerze na wszystko. Nie chciał jej martwić i pewne kwestie wolał zwyczajnie przemilczeć, by nie cierpiała, wiedząc, jak bardzo było mu trudno. Chronił ją. To samo chciał zrobić teraz, choć wiedział, że dużo trudniej niż wtedy byłoby mu udawać, że wszystko było w porządku, że nie działa mu się krzywda.
Dlatego dość niepewnie zerkał na Spencer, gdy przekroczyli próg ich domu, bo choć wiedział, że nie zaatakuje go już, teraz, zdążył zastanowić się, jak zawczasu uniknąć jej pytań. Zaraz jednak uspokoił się nieco, uznając, że dziś pewnie już nie będą mieć czasu na rozmowę - było dość późno, a musieli zająć się Jamesem, rozpakować bagaże, trochę posprzątać, bo towarzysząca mu przez ostatnie dni ekipa zostawiła ślady swojej obecności, może przygotować jakąś odświętną kolację. Gdy jednak wszedł do salonu, zostawiając wcześniej przy schodach ich walizki, poczuł się zwyczajnie zmęczony. Napięcie ostatnich dwóch tygodni dopiero teraz dało mu się we znaki bólem w kręgosłupie i napięciem karku, o którym pomyślała natychmiast: morderca. Miał ochotę paść na kanapę i nie ruszać się z niej choćby i przez miesiąc - gdyby tylko było to możliwe. Zamiast tego, wciąż w kurtce i butach, opadł na oparcie sofy, wodząc spojrzeniem za ukochaną, w której ramionach wiercił się marudzący James. Pewnie powinien odgrzać mu słoiczek ze spóźnionym nieco obiadem albo znaleźć pieluszkę na zmianę, ale nie miał siły się ruszyć ze swojego wygodnego zakątka. I tylko opuścił luźno ręce, wzdychając leniwie.
- Błagam, tylko nie mów, że wyślesz mnie jeszcze na zakupy... - jęknął cicho, widząc, że Spencer wchodzi do kuchni. Bał się momentu, w którym otworzy lodówkę - spodziewał się, że pewnie niektóre rzeczy niedługo wyjdą stamtąd o własnych siłach. A on był w tej chwili zbyt wyczerpany, by ruszyć w ślad za ukochaną i powstrzymać ją przed zapoznaniem się ze stanem tej części ich domu, którą policjanci dość chętnie sobie "pożyczali" z braku innych opcji. I tylko sapnął, wreszcie odpychając się od oparcia sofy z cichym pomrukiem, że już bierze się za sprzątanie, a ona niech spokojnie zajmie się Jamesem.

[;p
:> ;D
wiem właśnie xD no wierzę, wierzę, przecież mówię! ;p dopisz, nie wstydź się, Aga! :D ;>> haha xD
oczywiście :>>
no i bardzo dobrze :> hah, dzięki xD
ciesz się, że w ogóle czytam, czy coś xD dobra, wiem... ;p ;D
OK... ;p o, jaki bajer! u mnie się to nazywa "kawiarenką literacką", takie cuda :D oł, to niespecjalnie. ale ja i tak jestem lepsza - dzisiaj mi powiedzieli, że mam kartkówkę z fizyki i też właśnie się uczę, ale z zeszytu mojej siostry sprzed... dziesięciu lat xD widziałam właśnie - mówiłam już, że się jaram naszym wątkiem tam? ;> postaram się odpisać i siadam dalej, więc... powodzenia ;)
wiem! :D dziękuję :*
o, ale Ci dobrze! haha, humorki zawsze spoko, nie? ;D ;p]

Leo Rough pisze...

Nie rozumiał zupełnie, co stało się nagle z jego ukochaną. Jasne, jemu też nie podobał się panujący w domu bałagan, jego też drażniły odciski butów i pleśniejące kanapki w lodówce, ale nie widział w tym powodów do tak gwałtownej reakcji, z jaką Spencer oceniła wszystkie szkody. Drżące dłonie i złość malująca się na jej twarzy nie były dobrym znakiem, a na dodatek Leo nie wiedział, o co dokładnie chodziło - to z kolei znaczyło, że natychmiast ogarnął go niepokój. Nie miał pojęcia, jak pomóc ukochanej, przede wszystkim od strony emocjonalnej, bo nagle okazało się, że powrót do domu był dla niej trudniejszy, niż oboje się tego spodziewali. Chciał coś zrobić, powiedzieć, jakoś ją przeprosić, że nie zadbał o to wszystko wcześniej, by teraz nie musiała się już niczym martwić, ale żadne słowa nie przeszły mu przez gardło. Nieuważnie zabawiał wiercącego się w jego objęciach Jamesa, jednocześnie obserwując jedynie Spencer i śledząc każdy jej ruch. Dlaczego się tak zachowuje? Dlaczego tak bardzo ją to rozdrażniło? Sam nie wiedział, jakie dokładnie uczucia dostrzegł w jej oczach, gdy na moment spojrzała na niego, ale z całą pewnością nie było to nic dobrego. Poważnie martwił się o nią, szczególnie po tym jej "nie", któremu nie potrafił się sprzeciwić. A może powinien. Może miał znów przekazać jej Jamesa i wysłać na górę, gdzie wstęp miała właściwie jedynie Kate, może wtedy odzyskałaby spokój i radość sprzed chwili. Coś jednak powstrzymywało go przed, była w postawie Spencer jakaś zaciętość, której nie chciał wchodzić w paradę. Obawiał się jej. W tej chwili bał się kobiety, z którą zamierzał spędzić resztę życia, a właściwie bał się jej gniewu, który z całą pewnością miał być skierowany w niego. Bo nie posprzątał, nie zadbał o ich zakątek, nie przypilnował...
I rzeczywiście zajął się Jamesem, najpierw podgrzewając mu pospiesznie marchewkę, a potem znikając na górze, gdzie miał go nakarmić i przebrać. Nie chciał zostawiać Spencer z tym wszystkim samej, ale również nie mógł patrzeć jej na ręce, a póki ich synek nie spał - a po długiej drzemce w samochodzie raczej zbyt szybko nie zamknie znów oczu - któreś z nich musiało się nim opiekować. Czuł wyrzuty sumienia, ale jednocześnie ulgę, że nie musi patrzeć na to, co dzieje się na dole, a co z całą pewnością nie jest normalne. Wreszcie jednak wygrał w nim niepokój o Spencer. Zszedł po schodach, trzymając synka na biodrze, by mieć wolną jedną rękę. Już wcześniej zaniósł do sypialni ich walizki i zdążył rozpakować torbę Jamesa, a teraz zostało mu tylko znaleźć sposób, by zaciągnąć tam również ukochaną. Zatrzymał się na ostatnim stopniu schodów, niepewnie rozglądając się, by wreszcie po prostu zawołać imię kobiety i ruszyć na jej poszukiwanie. Nieważne, że pewnie w jakimś stopniu niszczy rezultaty pracy, którą zdążyła już wykonać.

[dla zasady, o! ;p nie, wcale! móów... ja tak lubię głupie gadki! :>> prooszę? ;> :D
e tam... ;p
;D ;p
no weź, uczę się, czy coś xD ;p
;) no jasne, a materiał zupełnie inny, ale pieprzyć to ;p oj tam, i tak sobie poradzisz, przecież jesteś geniuszem! :D wierzę w Ciebie! ^^
oj tam, oj tam - to trzeba podkreślać :D poprawnie :> dzięki ;)
:>>
no może nie :> to niech Ci to wypali - baw się dobrze i wróć do domu cała ^^ ja już spadam, bo mam jeszcze trochę tego do ogarnięcia, a zmęczona jestem strasznie -.- jutro będę na chwilę gdzieś koło drugiej, może trochę później, więc na coś postaram się odpisać ^^ dobrej nocy, do jutra! :))]

Leo Rough pisze...

[hihi ^^ ;p ja, mhmm, chyba ściebie! xD spooko ;p
no właśnie, że mówisz - narzekasz! ;p
;p o, no to super ^^ mówiłam, że jesteś genialna! :D to ja w ogóle nie miałam tej kartkówki, babeczka sobie o tym zapomniała, całe szczęście! :D ;p
oczywiście :D bardzo dobrze ^^
o, super :) to Ciebie już nie ma, a ja dopiero dotarłam :/ mam nadzieję, że bawisz się dobrze i w ogóle masz przyjemny dzień ^^ miałam być wcześniej, ale wybiło mi korki, a komputer wczoraj wieczorem rozładowałam, więc dupa, nie dotarłam ;p a teraz jadę z siorą na jakieś mega zakupy, co sobie wymyśliła, więc będę dopiero wieczorem, pewnie przed dziesiątą, choć mam nadzieję, że wcześniej. w każdym razie - dzisiaj za dużo nie popiszemy... :/ przepraszam, że nie zorganizowałam tego jakoś inaczej. miłego wieczoru, do spisania! :>]

Leo Rough pisze...

Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo dziwiła go złość Spencer, bo choć rozumiał ją i dostrzegał jej źródło, nie potrafił pojąć jej gwałtowności. Dlaczego od razu musiała wiązać się z całym wachlarzem innych emocji, niejednokrotnie niszczących, nie tylko ją, ale także jego? Nie, nie mógł tego zrozumieć, nie w chwili, gdy tak dobrze szło mu przestawianie się na jej system oparty na rozmowach i szczerości. Przecież sama zawsze sądziła, że każdą kwestię mogą załatwić w ten sposób: dyskutując, choć wiedział, że równie bardzo ceni sobie fizyczną bliskość. Widział to połączenie i stosował się do niego. To Spencer wydawała się odchodzić od swoich własnych zasad, które z takim uporem starała się dotąd wprowadzać do ich związku. Zamiast powiedzieć wprost, by posprzątał, bo to jego wina, że ich dom wygląda jak chlew, odwracała się do niego plecami, najwyraźniej obrażona. Drażniło go to szczególnie dlatego, że jeszcze kilkanaście minut temu, w samochodzie, była zupełnie inną kobietą - radosną, roześmianą, pełną nadziei. Tutaj nagle zmalała, straciła się, ale zrobiła to na własne życzenie.
Swoje kroki skierował niepewnie najpierw do kuchni, mając wrażenie, że to stamtąd dochodzą dźwięki krzątania się jego ukochanej. Gdy jednak zajrzał tam, dostrzegł tylko wyszorowane na błysk blaty i czarny worek leżący w kącie. Natychmiast zrozumiał, że hałasy wydawała pracująca zmywarka. I dopiero wtedy, gdy obrócił się, by poszukać Spencer gdzieś indziej, dostrzegł czubek jej głowy ukryty za poduszkami kanapy. Siedziała twarzą do kominka, ale coś w jej postawie mówiło mu, że jest w pełni świadoma jego spojrzenia na sobie. Poprawnie. Podszedł do niej, poprawiając sobie na biodrze zajętego jakąś zabawką Jamesa, ale zawahał się, zanim zajął miejsce obok niej na sofie. Wcześniej nie rozumiał, dlaczego przerwała swoje szalone sprzątanie, ale teraz dostrzegł wreszcie na jej twarzy ślady łez. Posadził sobie synka wygodniej na kolanach, a ją przygarnął do siebie ramieniem bez słowa, modląc się, by nie przyszło jej do głowy go odepchnąć. Chyba nie zniósłby tego teraz...
- Co się dzieje, Spencer? - zapytał najprościej, jak tylko mógł, nie potrafiąc zmusić się do niczego innego, do żadnej bardziej wyrozumiałej reakcji. Czuł się po prostu zmęczony i nawet nie myślał jasno, nie wspominając już o dochodzeniu, co takiego siedzi w głowie jego narzeczonej. Miał nadzieję jednak, że sama wszystko mu wyjaśni, by mógł jej pomóc. A już z całą pewnością nie miał jej pozwolić, by kontynuowała sprzątanie - sam się tym zajmie, bo to ona musi porządnie odpocząć.

[mniejsza ;p po prostu jestem przekonana, że doskonale wiesz, o co akurat w tej sprawie chodziło ;> xD
właśnie, że prawda! ;p
haha, no tak, tylko jedno... xD spoko, ja tam siedzę na sprawdzianach z otwartymi zeszytami xD oj, sporo tego, ale ogarniesz, jak zwykle ^^ hah, spoko ;p ale to już powtórzyłaś cały materiał, tak? i teraz już robisz testy? ale Ci dobrze... :>
;p
ojej, no katastrofa! ;p wynudziłaś się, nie wiem, jak to przeżyłaś ;p no to super, bardzo się cieszę ^^ to dobrze ;) nic nie kupiłam. znaczy w sumie jechałam bardziej jako doradca dla kumpeli mojej siostry, a ona się nieźle obłowiła, więc swoje zadanie wypełniłam, ale i tak... chciałam BUTY -.- xD no to super :) mam nadzieję, że się pouczyłaś i w ogóle miło minął Ci ten wieczór :) ale ja już spływam, bo padam na twarz, a jeszcze muszę się pouczyć trochę :/ jutro będę pewnie koło siódmej, raczej nie wcześniej, ale się jeszcze okaże ;p miłego, ciao! :*]

Leo Rough pisze...

Chciał tylko, by wyrzuciła z siebie wszystko, co ją dręczy i z czym nie może sobie poradzić, bo tylko w ten sposób był w stanie jej pomóc. Nie był jasnowidzem, choć czasem żałował, że nie może posiąść umiejętności przewidywania przeszłości - uchroniłoby go to przed wieloma błędami i z całą pewnością pomogło chronić cierpiącą bez swojej winy Spencer. Martwił się o nią i jedynie to kierowało jego zachowaniem, choć mogło wydawać się inaczej. A Leo po prostu nie wiedział, jak się zachować, co zrobić, by do końca nie zepsuć sytuacji, którą sam wcześniej spieprzył. Czasu nie cofnie, ale może próbować powstrzymywać powstające szkody. I z tym właśnie pragnieniem opuścił bezpieczny zakątek w sypialni na górze, gdzie tak naprawdę mógłby spędzić już cały wieczór - bo chciał ochronić Spencer przed konsekwencjami swoich błędów.
Zastanawiał się, czy jego ukochana znów nie odbierze tego pytania źle, czy nie doczyta się w nim głębszego znaczenia, które ich oboje zrani. Na szczęście ona była już dość spokojna, a właściwie Leo nie dostrzegał w nich tych emocji, które niepokoiły go wcześniej, więc, uspokojony nieco, wsłuchał się w jej słowa, wciąż rozważając, jak jej pomóc. Widział, że wciąż coś jest nie tak, że coś ją dręczy, a serce wręcz mu się krajało, gdy obserwował ją taką, trzymał w ramionach, nie mogąc dać łatwej, natychmiastowej ulgi. Powstrzymał ciężkie westchnienie, uznając, że ona wzdycha za nich oboje.
- To ja przepraszam. - wymamrotał ze skruchą, gdy wreszcie z ust Spencer popłynęły dokładniejsze wyjaśnienia, raniące go bardziej, niż mógł się tego spodziewać. Trafiła w najczulszy punkt, w winę, której wstydził się najbardziej, więc nie rozumiał, za co ona przeprasza. I tylko pogładził ją z czułością po ramieniu, a potem po policzku, z trudem powstrzymując cisnące się na wargi kolejne przeprosiny. Nie chciał się w tym pogrążać, bo nie chciał mówić o czasie, gdy nie byli razem, a był pewien, że w tym kierunku w takim wypadku podążyłaby ich rozmowa. Na to nie mógł sobie pozwolić, nie w chwili, gdy tak bardzo pragnął spokoju, choćby w ten jeden, jedyny wieczór...
- Nie. - odparł gładko, opowiadając bladym uśmiechem na rozbawienie w jej głosie. - No, może troszeczkę... - rzucił po chwili, teraz już pozwalając sobie na nieśmiałą wesołą nutkę, z którą trącił nosem policzek Spencer. I zaraz odetchnął w duchu z ulgą, uznając, że problem został rozwiązany: wiedział już, o co chodzi, więc sam mógł zadbać, by wszystko wróciło do dawnego porządku, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Miał zamiar umyć podłogi i uporządkować ich rzeczy, ale także przywrócić ich relacjom pełen ład i zwykły spokój. Teraz mogą sobie na to pozwolić.

[nie, było w sam raz ^^ no jasne! :) chociaż ja nie wiem, czy będę dziś odpisywać, bo jestem zawalona po uszy... :/
nie wiem, przeczucie? ;p no dobrze, skoro tak twierdzisz, to muszę Ci uwierzyć ;>
wcale, że tak ;p
pojęcie, że jedno ;p oj tam, szczególik ;p no to bardzo się cieszę, że ogarnęłaś :) tak, tak, wiem, rozumiem ^^ o, no to super! gratuluję :D :>> mhm :)
ojej, ale słodko! (czy mówiłam, że teraz się podniecam zakochańcami? xD) no jasne ^^ i jak wrażenia? ;>
ja póki co nigdzie więcej nie odpisuję, bo muszę ogarnąć polski i powtórzyć chemię - jak mi wystarczy czasu, to naskrobię coś na metrze, ale na NYC brakuje mi weny :/ musimy mieć jakiś większy dramat czy coś ;p propozycje? ;>]

Leo Rough pisze...

Cieszył się, że mogli zamknąć ten temat, odepchnąć od siebie jakieś pozbawione sensu sporu i zapomnieć o winach, które oboje mieli. To znaczyło, że choć minęła euforia powrotu do domu, towarzysząca im przez całą drogę z Londynu, na jej miejsce miało pojawić się coś innego - bardziej spokojna i stateczna radość, ale także ulga, która zawsze towarzyszyła chwilom tuż po trudnych przeżyciach. I Leo wiedział, że choć tym razem mniej docenili to uczucie, to wciąż potrafią je docenić, że nie zatracili tego gdzieś w codziennym życiu, na które tak naprawdę dotąd nie mieli zbyt wiele czasu... Właściwie to czuł, że ciągle coś szło nie po ich myśli, ciągle borykali się z jakimiś problemami. W ich związku tak niewiele było prawdziwe spokojnych momentów - może kilka tygodni po tym, jak usłyszeli dobrą wiadomość o jego wynikach, ale to przerwało coś gorszego: diagnoza dotycząca choroby Spencer. I właściwie trudno mu było znaleźć więcej takich tygodni, gdy było im dobrze i nic nie wisiało nad ich głowami, bo te chwile mijały szybko, niemal niepostrzeżenie. Doceniali je, ale kolejne ciosy pozbawiały ich radości. Z prawdziwym przerażeniem zaczął zastanawiać się, czy czasem nie stali się zgorzkniali - ale wtedy spojrzał na Spencer, poczuł na sobie jej usta i wszystkie te myśli minęły.
A potem z dobrze ukrywanym rozbawieniem słuchał, jak podpuszcza go, tak samo, jak wcześniej, gdy chciała, by porozmawiał z krawcową na temat koloru sukni. Oczywiście nie miał jej odmówić, ale jeszcze przez dłuższą chwilę droczył się z nią, udając, że nie ma pojęcia, o czym myśli, czego takiego od niego chce. Wreszcie jednak ze śmiechem przytaknął, mówiąc, że zrobi wszystkie potrzebne zakupy, choć nie miał pojęcia, na co się pisze, dopóki nie zobaczył na własne oczy, że lodówka jest puściusieńka, nie została nawet kostka masła czy nieotwarte mleko, które zostawiał tam przed tygodniem. Nie miał zamiaru jednak się wycofać ze swojej obietnicy, więc tylko upewnił się, że pod jego nieobecność ona nie będzie niczego więcej sprzątać - zapewnił ją, że góra ich domu jest "czysta", choć nie wspomniał, że w gościnnym ulokował Kate. Nie zważając na protesty Spencer, zaprowadził ją do sypialni, by dopiero tam odebrać od niej synka, gdy zdecydowanym tonem głosu nakazał jej wzięcie długiej, relaksującej kąpieli. Pocałował ją, sięgając pod jej bluzką do stanika, którą wprawnym ruchem rozpiął, zanim zdążyła się zorientować, co robi. Ze śmiechem stwierdził, że skoro właściwie jest już rozebrana, to nie ma innego wyboru, jak zniknąć na przynajmniej godzinę w łazience - nie chciał widzieć jej na dole, gdy wróci. Wymamrotał coś o malowaniu paznokci i innych bzdurach, tłumacząc, że skoro ma wolne od niego i od Jamesa, powinna zająć się sobą. Z czułością pocałował ją raz jeszcze i zniknął, zagadując pogodnie synka, gdy szedł z nim po schodach, podskakując, na co chłopiec reagował wesołym, piszczącym śmiechem. Również Leo był w o wiele lepszym humorze, więc wtórował mu, gdy ubierali się, starannie zawiązując szaliki. A potem już tylko zapakował Jamesa do wózka i wyszedł, uznając, że spacer to jest to, czego potrzebuje.

[ech, nie pytaj, co to takiego jest... -.- hah, spoko ;p mhm, OK :)
niemożliwe ;p taa, niestety... ;p
wcale, że tak! chociaż mniejsza, już nie pamiętam, o co chodziło xD
tak właśnie ;p nie wątpię :D tego Ci życzę, oczywiście, nie musisz mnie upominać! ;p
a nie? ;p (już mówiłam ;p) fajno ^^ ojejku, jak cudnie! :D ;p
ech, a mi się nie chce... ;p no dobrze, to pomyślimy jeszcze albo napiszemy to, jak mi się zachce wreszcie ;p ;))
ołł... :>> cóż, to było w sumie do przewidzenia, nie? xD]

Leo Rough pisze...

[jakoś się zmotywowałam, ale nie ma sprawy, sama powinnam już iść spać, bo muszę wcześnie wstać i jeszcze powtórzyć materiał ;p jasne, idź, ucz się - powodzenia ze wszystkim, oczywiście :) no tak, z całą pewnością będziesz wcześniej, bo ja mam jutro randkę, więc będę dopiero wieczorem :> bo się stęskniłam! ale w tym tygodniu mam taki zapieprz, że w sumie nie wiedziałam dzisiaj, jak mam na imię przez moment - dostałam kartkę i nie umiałam się podpisać xD jutro postaram się już wyczarować dla mojej kochanej Andro odpowiedź ^^ o tak, L&S 4ever czy coś xD
tak, tak, zmykaj! Tobie również dobrej nocy i miłego piątku! 3m się ^^]

Leo Rough pisze...

[mam bardzo zły dzień, jestem zmęczona, zła i już do niczego nie mam głowy, więc naprawdę nie dam rady na nic odpisać, ale, jak widzę, Ciebie i tak już dziś nie będzie. mam nadzieję, że wybaczysz mi, jeśli blogami zajmę się dopiero jutro po angielskim, może zdążę przed Twoim powrotem z konkursu - na którym, oczywiście, życzę Ci dużo, dużo powodzenia! :> i baw się dobrze! dobrej nocy, do jutra ^^]

Leo Rough pisze...

[uch, daj spokój. moje kochanie poinformowało mnie wczoraj, że się przeprowadza i trochę się wściekłam. no i było mi strasznie przykro, że dowiaduję się tak późno, bo w sumie chce się przenieść już pod koniec miesiąca, do innego miasta i w ogóle. i tak jakoś próbuję się po tym pozbierać do teraz, w ogóle nie mogę się skupić ani nic.
dzięki :) postaram się zebrać i już dziś odpisać wszędzie, ale nie wiem, czy mi się to uda :>
no to super ^^ haha, a dlaczego go tak spławiłaś? ;p mhm, rozumiem. ale nie było katastrofy, nie? ;p no i dostałaś słuchawki - gratuluję ^^ :> 3małam kciuki! :D
no przecież miałaś nie pytać! to była marna wątkowa odpowiedź, może dziś będą lepsze ;p
nie, niemożliwe! ;p oczywiście ;D
oj, no tak, tak, ofc... ;p
życzyłam właśnie! xD
no to dobrze ;p (mhm ;p)
coś wymyślę! ;D w sumie... może ten wypadek? ;>
oj tam, oj tam... ;p]

Leo Rough pisze...

[znalazł to mieszkanie dwa tygodnie temu podobno, ale coś kręcił, także wiesz, nie mogę mu wierzyć. i już chyba nie chcę. 50 kilometrów - dla niego, samochodem, to nie jest katastrofa, ale ja pociągiem czy jakimś autobusem to mam chyba z dwie godziny, bo nawet nie mam bezpośredniego połączenia, może jakieś jedno na dzień -.- jasne, że nie, masz rację. więc już się ogarniam :>
kochana jesteś, wiesz? :*
haha, definicja wszystkiego xD ojej, biedny... i Ty biedna! xD ;p a kto wie? może jednak? ;> oj tak, też to znam... ;p haha, bardzo dobrze! xD jakieś dobre przynajmniej? ;>
ech, zawsze wiedziałam, że jesteś zołza... ;p
nie! ;p xD
mhm, tak właśnie ;p
to zauważ! ;D
no to dobrze, będzie trochę dramatów ^^ Andro miała mieć amnezję z tego, co pamiętam, ale w sumie nie wiem, czy nie wymyśliłybyśmy czegoś innego... ;>>
xD]

Leo Rough pisze...

Chciał, by Spencer odpoczęła i zrelaksowała się tak, jak na to zasłużyła. Od dawna nie miała wolnej chwili, nie wspominając już nawet o ostatnich dwóch tygodniach, gdy opieka nad synkiem była tylko na jej głowie - a samo to potrafiło porządnie wymęczyć człowieka, gdyż taki maluszek potrzebował wiele uwagi i poświęcenia. Na dodatek wyczerpał ją stres, wiedział to, choć grała twardą, a może nawet przez chwilę taka się czuła: niepokonana. Teraz chciał, by wzięła głęboki wdech i wyłączyła się na cały świat, by rozluźniła ciało i oczyściła umysł. Najchętniej sam pomógłby jej w tym - choćby relaksującym masażem spiętych pleców czy przyniesieniem lampki wina do wanny wypełnionej wonnymi olejkami, ale po namyśle uznał, że lepiej zabrać od niej Jamesa i zostawić ją samą. W tym czasie mógł przynajmniej wypełnić wszystkie jej obowiązki, by odciążyć ją choćby w niewielkim stopniu przed kolejnymi trudnymi tygodniami. Teraz czekały ich wyczerpujące przygotowania do ślubu, choć miał być to wyjątkowy i szczęśliwy dla nich dzień, wiele pracy wymagało przygotowanie go. Już teraz obawiał się, jak im to wyjdzie - czy nie będą się kłócić albo czy zmęczenie nie da im popalić. Miał jednak nadzieję, że wszystko pójdzie gładko, że pokonają wspólnymi siłami wszelkie ewentualne przeszkody. Jak zawsze.
James z początku nie wydawał się zbyt zadowolony, że tata zabiera go na dwór, ale gdy wreszcie został ulokowany w wózku razem ze swoimi ulubionymi zabawkami, to wszystko przestało mieć znaczenie. Gaworzył radośnie, gdy pokonywali uliczki swojego osiedla, by dostać się do najbliższego sklepu, a na miejscu zaczepiał wszystkich mijanych ludzi, wyrzucając do góry rączki i krzycząc coś do nich po swojemu. Leo z czułością obserwował synka, który najwidoczniej żył wciąż wcześniejszą radością rodziców z powrotu do domu. A może po prostu był wyspany, miał czystą pieluchę, a wyrzynający się ząbek aż tak mu nie przeszkadzał? Nieważne. Szatyn cieszył się po prostu, że nie marudzi, a on może spokojnie zrobić starannie przemyślane zakupy - potrzebowali wszystkich podstawowych produktów oraz czegoś specjalnego na dzisiejszą kolację. Do tego zestawu dołożył słoiczki dla synka i butelkę wina dla siebie, a gdy zapłacił, na osobny rachunek kupił też kilka paczek papierów, które, jak już wiedział, będzie musiał starannie ukryć przed Spencer. Na szczęście miał kilka sprawdzonych schowków na swoje "wspomagacze".
A potem wrócili do domu, który, ku zaskoczeniu Leo, rozbrzmiewał muzyką i śpiewaniem jego ukochanej. Z rozbawieniem spoglądał w kierunku schodów, gdy rozpakowywał zakupy, trzymając na biodrze synka, zastanawiając się przy tym, czy warto przerywać Spencer, skoro najwyraźniej dobrze się bawi. Zrezygnował z tego, postanawiając najpierw ulokować Jamesa w kołysce, gdzie chłopiec sam zajął się zabawą, a potem jeszcze trochę posprzątać. Nie spodziewał się, że ich dom jest aż tak brudny - warstwa kurzu, piasku i błota na podłodze w korytarzu szczerze go przeraziła, gdy na kolanach szorował ich piękny, lakierowany parkiet. I gdy wyczyścił podłogę, a także wyszorował wszystkie inne płaskie powierzchnie, wreszcie zrobił sobie chwilę przerwy. Nalał do kieliszka czerwonego wina, wyłożył na talerz świeże winogrona i taki zestaw zaniósł ukochanej, zostawiając przysypiającego Jamesa na dole.

Leo Rough pisze...

[ble. jak Ci się chce, to możesz przyspieszyć ;p
podejrzewam, że szukał już wcześniej, tylko się bał mi o tym powiedzieć, bo doskonale wiedział, że będę przeciwna. i mimo wszystko zrobił, jak postanowił -.- tam studiuje, więc to dla niego wygodniejsze, a jeszcze zamknęli klub, w którym pracował, więc w ogóle nic go tu już nie trzyma. no tak, tylko jak dotąd widywaliśmy się codziennie - przychodził albo przyjeżdżał po mnie do szkoły, przynosił kawę, wpraszał się na obiad i w ogóle. a teraz to pewnie jak się zobaczymy raz w tygodniu to będzie dobrze. mam gdzieś taki związek, wiesz?
oczywiście ;p
hihihi xD tak, całe szczęście :D ;p ojku, nadzieja matką głupich, sama tak mówisz ;p a ja się przyznaję bez bicia, że jestem głupia, więc wierzę, że nie było aż tak źle ^^ mhm ;p haha, spoko xD
hah, OK ;p
nie ;p
było no! ;p
właśnie xD myślałam, że mogłaby na przykład stracić chwilowo wzrok. chociaż, jak tak myślę, to ta amnezja też nie byłaby taka zła ;p]

Leo Rough pisze...

[hah, spoko ;p OK, to rób, co tam musisz, ja i tak mam teraz zajęcie, nie wiem, kiedy znów się pojawię :)
wątpię, szczerze. to już nawet nie chodzi o to, że się przyzwyczaiłam czy jest mi wygodne, bo mi to wisi tak naprawdę, ale powiedziałam mu wprost na samym początku: żadnych związków na odległość. niech sobie siedzi na tej polibudzie choćby i całe dnie, ale ja się w to nie pakuję, bo szkoda mi marnować czasu. a teraz sądzi, że nagnę swoje zasady, bo on miał takie widzimisię! no właśnie może będę mieszkać tutaj i dojeżdżać, też nie byłoby tragicznie, także wiesz. ale on się nagle zmęczył -.- w ogóle: bronisz go! ;p
hah ;p
hihi, nie no, serio? xD aż tak źle? ;p no tak, oczywiście ;p spoko ;p
nie. ;p
no tak! ;p
tylko takie, żeby ten wzrok niedługo odzyskała - może jakiś uraz głowy, krwawienie do mózgu ;>]

Leo Rough pisze...

[ale do czego? xD ;p
ja już sama nie wiem, Aguś. póki co jeszcze jestem na niego wściekła i nie myślę do końca jasno, więc trudno mi powiedzieć, czy w ogóle chcę próbować. nie, nie mylisz się, ale właśnie tym też się martwię - wiem, jaki jest, wiem, do czego jest zdolny. taak, a mówiłam Ci kiedyś, że jestem leń? związki mnie nigdy nie jarały i od zawsze mówię sobie, że nie będę wkładać w nie więcej energii niż to absolutnie konieczne. nie wiem. nie chcę o tym myśleć. a do Krakowa mam 85 kilometrów. i z tym pewnie też masz rację, ale to nie zmienia faktu, że stanęłaś po jego stronie! ;p ja po prostu jeszcze tego nie ogarniam.
haha, no tak, oczywiście! xD hihihi, ło jeżu, aż to sobie wyobraziłam, trochę zbyt dokładnie xD
nie ;p
ja też już nie wiem... ;p
mhm ^^ no oczywiście, że nie! :D to co, jak będą wracać z imprezy? ;>
a ja teraz jeszcze na trochę znikam, mam kilka spraw do ogarnięcia ;)]

Leo Rough pisze...

Obrazek, który zastał po przekroczeniu progu sypialni, jednocześnie rozbawił go i skłonił do refleksji. Mimo wszystko nie mógł powstrzymać cichego rechotu i późniejszego figlarnego uśmiechu, który sugerował, że kiedyś wypomni Spencer tę scenkę. W tym samym czasie jednak w jego głowie panowała prawdziwa burza - nie wiedział, na czym się skupić, by uporządkować ją, a następnie się jej pozbyć, żeby tylko kontynuować ten spokojny wieczór z rodziną. Na pierwszy plan wysuwała się bolesny fakt, że od dawna nie widział jej takiej - tak szczęśliwej, pozbawionej wszelkich trosk, zwyczajnie cieszącej się chwilą. Nie potrafił przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz miał przy sobie taką właśnie Spencer, co zaraz nasunęło mu oczywisty wniosek: to jego wina, że cierpi, że nie jest szczęśliwa, że ma czym się martwić. Póki nie pojawił się w jej życiu, nie musiała martwić się białaczką, tramadolem, zagrożoną ciążą, "śmiercią" ukochanego. Co, idąc dalej, przypomniało mu Noaha. Pewnie byłaby teraz z nim, nosząc w ramionach dziecko, którego urodzenie nie niosło dla niej ryzyka śmierci... I choć on był szczęśliwy, tak głęboko, prawdziwie szczęśliwy, to wiedział, że jednocześnie nigdy nie osiągnie na dłużej tego stanu, w którym Spencer była teraz - właśnie z tego powodu, że tak bardzo rani ją samym byciem obok. Może nawet ona sama nie była tego świadoma, nie myślała w ten sposób, ale która zakochana kobieta potrafi obiektywnie ocenić sytuację? I właśnie dlatego to on musiał ją chronić, musiał o nią dbać, pilnować jej szczęścia. Tylko jak? Dla niego życie nigdy nie było łaskawe... Kłamstwem? Może...
Spojrzał na Spencer, ze zdziwieniem rejestrując, że szlafrok ma na sobie właściwie jedynie dla ozdoby, która przecież i tak nie jest jej potrzebna - gładka skóra wychylająca się spod niego była wystarczająco kusząca. Starał się jednak nie skupić za bardzo na tym fakcie, bo doskonale wiedział, że musi jeszcze wrócić na dół, by dokończyć sprzątanie, przygotować kolację i zająć się Jamesem. Nie mógł się rozproszyć, choć było to praktycznie niewykonalne zadanie, gdy brunetka niespodziewanie przylgnęła do niego tuż po tym, jak zdążył ostawić na bok kieliszek wina i owoce. Odwzajemnił jej gwałtowny pocałunek z błogim pomrukiem, z którym niemal natychmiast powędrował dłońmi po ciele ukochanej, ostatkami silnej woli powstrzymując się przed wtargnięciem pod szlafrok i odnalezieniem jej najczulszych miejsc. Odsunęła się stanowczo zbyt szybko, a jej pytanie natychmiast zrzuciło go z powrotem na ziemię. Westchnął, kręcąc przecząco głową, choć wszystko w nim rwało się, by powiedzieć "tak!". Wtedy mógłby zostać już na górze, nic więcej nie liczyłoby się... W tej sytuacji nie zostało mu nic więcej, jak tylko ponowne złączenie ich ust w gorącym pocałunku, którym pożegnał się z nią jeszcze na jakiś czas. Zabronił jej schodzić na dół, wymieniając kolejne zabiegi, które może w tym czasie wykonać. Z zaczepnym uśmiechem zatrzymał się jeszcze przy drzwiach, gdy miał już zniknąć na schodach, a potem wrócił do niej, przesuwając dłonią po jej karku i całując w zagłębienie za uchem, by wyszeptać kilka słów:
- Gdy wrócę, zaspokoję wszystkie twoje apetyty...
A potem zniknął znów na dole, tym razem pełen energii i szczerze chętny do pracy nad przywracaniem ich lokum dawnego porządku. Bo im szybciej to zrobi, tym szybciej wróci do Spencer!

Leo Rough pisze...

[mniejsza o to, nie było tego xD bo ja też nie wiem! ;p
byłoby jeszcze dobrze, gdyby to było takie proste - naprawdę nie wiem, ile mi to zajmie. ten miesiąc to mało! -.- nie wiem, może rzeczywiście jest wart, ale już, teraz? jesteśmy ze sobą niewiele ponad pół roku, więc naprawdę nie wiem, czy to ma sens. dojeżdżają ludzie, więc i ja dałabym radę! ;p oczywiście. no dobrze, to jednak masz dobre serduszko :) powiedzmy, że lubi różne rzeczy, więc pewnie bez moich motywacyjnych gadek przestanie się uczyć albo odpuści sobie pracę nad projektami, albo zasyfi swoje mieszkanie, albo będzie sprowadzał do niego panienki, albo będzie robił setki innych złych rzeczy.
tak właśnie, wolisz nie wiedzieć xD
nie! ;p
no ale dlaczego nie? ;p
OK! ale to już chyba jednak nie dziś, jestem padnięta :/ nawet nie wiem, czy na metrze odpiszę, wybaczysz?]

Leo Rough pisze...

[no wyyybacz ;p
chyba nie zmienił się aż tak - dalej jest flejtuch i do książek czasem zaganiam go siłą, więc aż tak na niego nie wpłynęłam, nie przypisuj mi takich wielkich zasług. może. cholera, to się robi coraz bardziej skomplikowane. muszę sobie to na spokojnie przemyśleć, już bez niego, bo póki co dość uparcie wmusza we mnie swoje argumenty "za". ja Ci wierzę, Kochana! :>> mogłaś się nie przyznawać, że czasami ;p
no wyobraziłam sobie takie mega ciacho, jak Jon, pachnącego jak milion dolców i w ogóle, który siada obok Ciebie jak... wieśniak, a potem zaczyna oddychać przez usta i drapać się po innych dziwnych rzeczach xD albo wyjadać kozy z nosa. a jak się odzywa, to ma taki nosowy głos i przeklina, i chrumka... xD
niee ;p
skoro tak twierdzisz... ;p
no zaraz się zbiorę, bo strasznie mnie bierze. odpisałam na metrze, może jeszcze gdzieś coś zlepię, jeśli nie padnę ;p]

Leo Rough pisze...

[w sumie to nie miałaś większego wyboru, ale spoko ;p
no, niech tak będzie. hah, jak Ty mnie dobrze znasz! xD dobrze, nie mogę mu tego odmówić: stara się. i nawet nie najgorzej mu to wychodzi, więc nie wolno mi narzekać, chyba. jak dla mnie to on teraz się boi mojego gniewu po prostu, ale może Ty też masz trochę racji, oby! tak zrobię, a on może posłucha, zobaczymy. dziękuję, Aga :* ale że co, boisz się, że ludzie odkryją tę dobrą część Twojego charakteru? ;> ;p bo bym myślała, że zawsze, tylko się z tym kryjesz! ;p
WIEDZIAŁAM xD ;p o jeżu, normalnie nie wierzę xD :D
nieeee! ;p
okej... ;p
idę właśnie, bo się zorientowałam, że nie mam pojęcia, co napisałaś w wątku po jego dwukrotnym przeczytaniu ;p więc odpiszę na wszystko (albo prawie wszystko...) już jutro. swoją drogą, tata mnie kiedyś znalazł śpiącą na komputerze, choć wtedy to się akurat uczyłam - a najlepsze jest to, że mnie nie obudził o tej drugiej czy trzeciej, jak wrócił z pracy, ale mi tak pozwolił spać do rana xD także nie dopuszczę do tego dzisiaj - zmykam do łóżka. dobrej nocy i kolorowych snów! nie erotycznych, bo mógłby Ci się ten pan, o którym mówiłyśmy nieco wyżej, przyśnić... xD do spisania :)]

Leo Rough pisze...

Świadomość, że na górze czeka na niego rozochocona Spencer dodała mu skrzydeł. Już nic nie było mu straszne - znienawidzone odkurzanie dywanu z długim włosiem w salonie ani ściąganie pajęczyn, podczas którego zawsze niesamowicie się namęczył, podskakując przy ścianach, by za pomocą szczotki rozprawić się ze złośliwymi pajęczymi sieciami. Może i całe to przesadnie dokładnie sprzątanie nie było potrzebne, bo tak naprawdę nigdy nie mieli zwrócić uwagi na kłębek kurzu w zagłębieniu desek przy kominku albo zabrudzone fugi w przedpokoju, ale wiedział, że tylko dzięki temu będzie mógł z czystym sumieniem oddać się przyjemnościom. Chciał, by wszystko błyszczało, by nawet jednak plamka na blacie czy nadprogramowa niteczka na oparciu kanapy nie wyprowadziła w najbliższych dniach z równowagi jego ukochanej. Mieli spokojnie wracać do dawnego porządku, potrzebowali więc doskonale czystego domu, w którym nie będzie już ani śladu po tym, co zaszło przez ostatnie dwa tygodnie. I tego właśnie sam starannie dopilnował - cały parter wprost lśnił, włącznie z gabinetem Spencer, do którego i tak nikogo nie wpuścił, ale wysprzątał go tak samo, jak resztę pomieszczeń. Leo jednak starannie zaplanował sobie czas, wiedząc, że szkoda marnować choćby chwilę. Jeszcze zanim powrócił do sprzątania, wstawił do piekarnika lazanię, która niedługo potem sprawiła, że cały dom zatonął w zapachu sera i ziół. W międzyczasie pilnował też, by James miał odpowiednie warunki do zaśnięcia, co, jak miał nadzieję, nastąpi dość szybko. Poił go więc jego ulubioną herbatką i sprawdzał stan pieluszki, ale synek nie chciał zamknąć oczu, najwyraźniej wyspany po kilku godzinach podróży z Londynu. Gdy więc Leo posprzątał już wszystko, wziął go na ręce i chłopiec wreszcie zasnął, trzymając w ustach maleńkiego kciuka. Na palcach poszedł z nim do pokoiku na górze, gdzie ulokował Jamesa w łóżeczku razem z jego ulubionymi zabawkami - w razie, jakby miał obudzić się trochę za wcześnie. I już biegiem wrócił na dół, by wyciągnąć cudownie pachnące, włoskie danie, rozłożyć je na talerze i przyozdobić świeżą bazylią, którą kupił z myślą o tej kolacji. Ustawił wszystko na tacy wraz z butelką wina i kieliszkiem dla siebie, a potem ruszył z powrotem na górę, nucąc coś wesoło pod nosem.
W progu sypialni zamarł, nieomal wypuszczając z dłoni tacę ze starannie przygotowaną kolacją. W jednej chwili zaschło mu z ustach, aż nie mógł wydusić z siebie słowa, a jedynie zdołał pociągnąć za sobą drzwi, by zamknęły się, a potem odstawił wszystko na najbliższą płaską powierzchnię. Już nawet nie był w stanie skupić się na fakcie, że przyniósł jedzenie, które skazane było teraz na wystygnięcie - miał inne zadanie. W dwóch krokach pokonał dzielącą go od łóżka odległość, a potem niemal wskoczył na nie, natychmiast znajdując odpowiednią pozycję, pochylony nad Spencer, która zmuszona była obrócić się na plecy. Z nieco oszołomionym uśmieszkiem na ustach pocałował ją gwałtownie, nie mogąc powstrzymać się ani chwili dłużej - wyglądała wprost nieziemsko, aż nie mógł uwierzyć, że to rzeczywiście jego narzeczona! Na kilka chwil zatonął w pieszczocie, póki co nie pozwalając sobie na nic więcej.
- Odwołaj ten post... - wymruczał swoim najlepszym głosem, gdy po chwili oderwał się od ust Spencer i wraz z pocałunkami zsunął na jej wrażliwą na pieszczoty szyję. Owiewając skórę w tym delikatnym miejscu swoim oddechem, kątem oka zerkał na twarz ukochanej, zastanawiając się, w którym momencie zmięknie...

[to dopiero jest fe! metro wyszło Ci super ^^ i w ogóle: gościa masz dziś, nie? ;>>
prawda, że kochany? xD (no w sumie też racja... ;p :D) dzięki ;) rzeczywiście trochę mi już dzisiaj lepiej, przynajmniej pozbyłam się, hm, gniewu, czy coś w ten deseń ;p
ale teraz muszę się zająć nauką, będę pewnie koło siódmej dopiero :/ może w międzyczasie pojawię się i gdzieś odpiszę, tak, żeby nie dostać na głowę ^^]

Leo Rough pisze...

[dobra, już, bez marudzenia miało być! ledwo dwa miesiące minęły, a my już odchodzimy od noworocznych postanowień! złe jesteśmy! ;p oczywiście, w to nie wątpię ^^ w porządku ;) oj, jak słodko :D ale Ci dobrze! ;)) w porządku, ja odpisałam na metrze i znowu znikam - już zdążyłam zrobić sobie przerwę xD
też tak myślę. a najbardziej to się barman cieszy ;p]

Leo Rough pisze...

Rzeczywiście w tej chwili dla Leo nie istniała już cała reszta świata, bo wszystko skupiło się jedynie na leżącej pod nim kobiecie, na jej opiętym zniewalająco seksowną bielizną ciele, cudownych pocałunkach, palcach odnajdujących magiczne punkty na jego karku i skórze głowy... To wszystko sprawiało, że już kręciło mu się w głowie, a świadomość odpływała w rejony, gdzie nie istniały troski i zmartwienia, gdzie była tylko czysta rozkosz, uniesienie, a potem ten specyficzny rodzaj radości i satysfakcji. Właściwie nawet ledwo zarejestrował otaczającą ich scenerię, wszystkie te świecie i stłumione światło, choć to pewnie miało wpływ na sposób odbierania bodźców, które mimo wszystko do niego docierały - przede wszystkim wzrokowych. Natychmiast, gdy tylko zobaczył Spencer, doszedł do wniosku, że jednak uwielbia kobiecą bieliznę, choć jak dotąd przywykł mówić, że jest ona jedynie niepotrzebnym elementem, szczególnie w sypialni. Nie wiedział wtedy jednak, jak kusząco jego ukochana może wyglądać w gorsecie i pończochach... I teraz żałował nawet, że wcześniej nie wysłał jej ze swoją kartą do sklepu z bielizną, by kupiła sobie takie cuda! Więc tylko teraz chłonął to, jak nieziemsko prezentowało się w tych zaledwie szczątkowych ubraniach jej ciało, jak każda haftka i koronka eksponowała jego doskonałość... Aż zamruczał, gdy jednocześnie dotarł do jego nozdrzy zapach ciała Spencer - wspaniała mieszanina jej specyficznej woni z olejkami, którymi pokryła skórę podczas kąpieli. I już nie miał zamiaru odsuwać się od jej szyi, zupełnie zapominając o prośbie, którą szepnął chwilę wcześniej, bo ona nagle przestała być ważna. Ledwo zarejestrował też odpowiedź brunetki, zsuwając się w dół jej szyi. Docierał właśnie do obojczyka, gdy znów przyciągnęła go do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku, który z entuzjazmem odwzajemnił. I dopiero wtedy powoli dotarło do niego, co takiego powiedziała; natychmiast zrozumiał, że było to dla niego zachętą. Zamierzał sprostać jej oczekiwaniom, by podobne udziwnienia jak miesięczny post poszły w niepamięć.
A potem zatonęli w namiętnych pieszczotach, których odgłosy na długie minuty wypełniły pogrążoną w półmroku sypialnię, jednocześnie napełniając ich ciała rozkoszą, jakiej dawno nie zaznali. Byli tak blisko siebie, jak to tylko możliwe, w tym samym czasie sprawiając sobie nawzajem ból i przyjemność, pocałunki przeplatając kąsaniem, na przemian krzycząc i szepcząc sobie do ucha czułe słówka. Zdecydowanie nie mogło im być ze sobą już ani odrobinę lepiej!

[na pewno? ;> xD hah, też racja, ale próbujemy znowu! :D oł, jak miło ^^ haha, skąd ja to znam? :> ;p
mhm ^^
tak :D ;p
oj, jasne, że stosuję, nie mogłabym się nazywać kobietą, gdybym tego nie robiła :D ale wiesz, nie trzeba tego rozgłaszać... ;p doceniam, doceniam, ale po prostu nie wydaje mi się, żeby na odległość miało to zdać egzamin. no pewnie nie tylko dlatego, że potrafię się wkurzyć, ale to też musiało na niego wpłynąć! oj, mojej złości boi się od zawsze xD powiedział, że posłucha, zobaczymy, jak długo. w poniedziałki się nie widujemy, więc ma ułatwione zadanie, ale we wtorek pewnie i tak po mnie do szkoły przyjedzie ;p mam, mam! :> może tak, może nie... nie wiesz tego :) no tak, też racja ;p
sama powiedziałaś, że był przystojny, niektórym to wystarczy! ;p :D
niee ;p
no nic ;p
i ja już nigdzie więcej nie odpisuję, bo muszę wkuwać Micka i Słowackiego :/]

Leo Rough pisze...

[ojej, jakie to było fajne, to wyżej :D OK, ale to się zastanów do czego, a ja to jutro postaram się napisać - dzisiaj już nie dam rady, bo muszę porządnie przysiąść do nauki, jeśli chcę przeżyć ten tydzień ;p
OK! ;p mhm ^^ no jasne, że tak! :D wiesz, dzisiaj godzinę jadłam z moim Rybką zupę, bo mu się makaron nie podobał, także sama rozumiesz - dramaty z niejadkiem, te sprawy ;p
;)
doceniam to! chociaż ostatnio mi już groził, że kiedyś tu zajrzy i poczyta, co o nim piszę xD a muszę? wiesz, że u mnie o optymizm trudno :/ pewnie masz rację, ale ja rzeczywiście potrzebuję trochę czasu, żeby to przyswoić. to jest jednak 50 kilometrów! ;< wiem ;p też się nad tym zastanawiałam ;p mam, nie wykręcaj się już tak, jesteś wielka! :D :* a gdzie wiara w ludzi, coś w ten deseń? mhm ;p
no właśnie! xD dobrze, że Ciebie to nie zaślepia... :>> ;D
niee!!! ;p chociaż, jak zwykle, już nie pamiętam, o co chodziło xD
oczywiście :>
ucz się! ja to mam właśnie jutro polski, we wtorek chemię, matmę i angielski (trzy sprawdziany w jeden dzień! ratuj!), w środę geografię, na czwartek referat z historii, a w piątek znowu chemia :/ no kurwa, to będzie jakaś masakra! a jeszcze powinnam "Lalkę" czytać, ciekawe kiedy! w sumie musiałam Ci się wyżalić, że czeka mnie ZŁY tydzień, co oznacza, że bloga sobie wkręcę jakoś zgrabnie w przerwy w nauce. uch, już się boję -.- w każdym razie - Ty też się ładnie ucz, żeby potem nie było na mnie, że Cię odciągam od książek czy coś ;p przepraszam, że zostawiam Cię bez wątków, nie chciałam tak :( ale powinnam być jutro wcześniej, pewnie koło drugiej, więc postaram się odpisać :) i dobrej nocy, żeby Ci się same cudowne cuda przyśniły :D przyjemnego poniedziałku, do spisania! :> :*]

Leo Rough pisze...

[właśnie, nie narzekaj ;p no kurwa, już zaczęłam, ale coś nacisnęłam i usunęło mi cały komentarz, normalnie UGH! a miałam taki ładny opis... ;( więc wybaczysz mi, jeśli to sobie teraz odpuszczę? mam masę roboty, niedawno wróciłam, a to mi zabrało tyle czasu, że szok :/ postaram się pojawić za dwie godziny i odpisać przynajmniej tutaj, bo jestem zła i niedobra, nigdzie więcej naprawdę nie dam dziś rady. mam po prostu nauki po uszy, a siostra mnie porwała i... dupa. wszystko mi się posypało. przypomnij mi czasem, że NIE MOGĘ ROBIĆ PLANÓW, dobrze? z góry dzięki :> przepraszam, że tak mi to blogowanie ostatnio nie wychodzi.
miłego wieczorka :)]

Leo Rough pisze...

Następnego ranka wciąż towarzyszył im sielankowy nastrój, w który wprawili się nocą - nie wypełnili jej, jak to mieli w zwyczaju, jedynie namiętnymi pieszczotami i rozkoszą, ale także rozmowami, w których niewiele było rzeczywistych planów, więcej marzeń, rozważań i gdybań. Leżeli w rozgrzanej pościeli i zastanawiali się, gdzie będą za pięć lat, za dziesięć, piętnaście... Nie wchodzili w szczegóły, wiedząc, że jeszcze wiele może się zmienić, ale jedno było pewne: będą razem na dobre i na złe, niezależnie od tego, co się wydarzy. Leo podsuwał ukochanej mniej lub bardziej mroczne wizje, ale odpowiedź ich obojga była zawsze taka sama - przetrwamy to razem. Niestraszne więc były im kłopoty finansowe czy zazdrość, bo doskonale wiedzieli, że ze wszystkim sobie poradzą. Co dziwne, pewnych tematów unikali, choć to akurat nie mogło mu przeszkadzać. Nie wspominali o jego chorobie, która na dobrą sprawę mogła mieć swój nawrót w dowolnym momencie, znów rujnując ich życie, ale również on sam starał się o tym nie myśleć, wiedząc, że to i tak niczego nie zmieni - białaczka pewnie wróci, a on nie zdoła się przed tym ustrzec. Dyskretnie ominęli też temat powiększania ich rodziny, choć coś podpowiadało mu, że Spencer robi to w pewnym stopniu wbrew samej sobie; podejrzewał, że ona chciałaby kolejnego dziecka, ale ze względu na niego nie wspomina o tym. To również było mu na rękę, choć modlił się, by wcale nie było tak, jak sądził, by jego ukochana nie myślała już o zajściu ponownie w ciążę. Dla niego było za wcześnie... Nie, o tym także nie myślał, tak samo jak o procesie, który właśnie zakończyli. Zresztą, było wiele tematów, które ominęli mniej lub bardziej świadomie, ale to tylko wpłynęło na ich nastroje - mogli zupełnie oddać się radości, jaka płynęła z prostego bycia razem. Mieli swój spokój i swoją sielankę. Niczego więcej nie potrzebowali.
Z samego rana byli jednak zmuszeni rozpocząć już zaplanowane starannie przygotowania do ślubu i przyjęcia weselnego. Tego dnia koniecznie musieli odwiedzić sale i natychmiast wybrać jedną, by jeszcze wieczorem mogli zamówić odpowiednio wypełnione zaproszenia. Zapakowali więc Jamesa do fotelika, a potem wyruszyli pełni entuzjazmu na poszukiwanie idealnego miejsca na swoje wesele. Spencer ustaliła spotkania w kilku lokalach, ale żaden z nich nie przypadł Leo do gustu, być może dlatego, że od początku wiedział, jakie miejsce będzie dla nich idealne. Nie żeby miał narzekać, gdyby jego narzeczona mimo wszystko wybrała inną lokalizację, bo tak naprawdę nie na tym mu najbardziej zależało, ale sądził, że ona również będzie zachwycona. Gdy więc zjeździli już wszystkie sale w Murine i stare dworki tuż za miastem, Leo zabrał ją nieco dalej. Tam, kilka kilometrów za miasteczkiem, znajdował się niewielki pałacyk z obszernym ogrodem. A jednak ściana sali, w której miałoby się odbyć wesele, była przeszklona i wychodziła na jezioro... I gdy dodać do tego zimową scenerię - stojącą w kącie choinkę, girlandy ostrokrzewu i jemioły, śnieg za oknami - było wprost idealnie. Wracali do domu, nie podejmując wcześniej ostatecznej decyzji, choć Leo uśmiechał się już pod nosem, wiedząc, co wybiorą. Przecież nie było innej opcji!

Leo Rough pisze...

[nie umiem, wiesz przecież. spoko, to wyżej i tak wyszło mi lepiej ;p ech, nic mi z tej nauki w sumie nie wyszło, bo to za dużo materiału i w połowie się zniechęciłam, ale może jeszcze to ogarnę ;p póki co żyję imprezami, na które wybieram się w tym miesiącu - tak, wiem, że post, ale tak strasznie trudno powiedzieć "nie"! xD grzesznica ze mnie, czy coś w ten deseń ;p no właśnie nie, niestety, ale obiecuję poprawę :D
:)) ^^
chwaliłaś się ;( ;p ech, Ty to masz zawsze szczęście! bo u mnie już na przykład nie ma rekolekcji, są wieczorami, więc zajęcia w szkole mamy normalnie -.- ;p
no tak, najlepiej, jak można się tylko przyglądać ;p
:) może to robi, ale się dobrze ze swoją wiedzą kryje? ;> kto go wie! ;p och, no dobrze, pewnie znowu masz rację, ale ta szklanka to mi się akurat wcale nie widzi! mhm, sama mi to podpowiedziałaś! :) może nie, ale to już trochę bardziej będzie zależało od niego, a ja nienawidzę oddawać w ten sposób swojej władzy, jeśli wiesz, co mam na myśli. (oczywiście, że tak! przecież to widać, że stoisz po jego stronie xD) hah, oczywiście, że możesz udawać :) ;p oj tam, głupoty gadasz! dziękuje się! :> czasem są to tylko odosobnione przypadki, kochana! :)
haha ;p
hihihi, to chyba mamy mały problem... xD ;p spoko, w sumie jak zwykle ;p
no właśnie nie była wina klasy, w sumie moja wina, że nie chodziłam na zajęcia ;p i to mam jeden zaległy, a drugi na grupówce znowu, więc, jak mówią nauczyciele, nie liczy się :/ nie czaję tego ich systemu ;p
to ja wracam do książek... Metro już jutro, ale tu się jeszcze pojawię ^^]

Leo Rough pisze...

[jasne, noł problem :) w takim razie Tobie również życzę dobrej nocy i... do jutra ;) miłego! ^^]

Leo Rough pisze...

[i w ogóle strasznie gryzie mnie to dzisiaj... przepraszam, że jestem tak strasznie niezorganizowana i nic nie można ze mną zaplanować. zła ja po prostu. naprawdę przepraszam.
a żeby już nie było niespodzianek: jutro, jak zwykle zresztą, będę dopiero koło siódmej, więc już po Twoim angielskim - także w tym osamotnionym wątkiem bez spiny :)
jeszcze raz: dobranoc, powodzenia z nauką :)]

Leo Rough pisze...

Tłumaczył się ukochanej, jak zwykle w takich chwilach używając swojego najlepszego głosu, by nieco ją udobruchać. Nie chciał, żeby pomyślała, że ukrywał przed nią ten dworek - po prostu dopiero później przypomniał sobie o jego istnieniu, więc zaraz zawiózł ją tam. A nie mógł odezwać się ani słowem choćby chwilę wcześniej, bo przecież niemal nie dopuszczała go do głosu! Nie to, żeby miał narzekać, że taka jest zajęta przygotowaniami, bo jak najbardziej mu to odpowiadało - cieszył się razem z nią i odczuwał na skórze jej entuzjazm, więc tylko szukał sposobów, jak zatrzymać go na dłużej, jak lepiej wykorzystać go na swoją korzyść. Chciał jej pomagać i to robił, studząc jej zapał czy podsycając go w odpowiednich chwilach, ale tak naprawdę na niewiele więcej mógł się przydać. Niestety, ona znalazła mu zajęcie - wypisywanie zaproszeń. Miał nadzieję, że unikną tego przykrego obowiązku, zamawiając wypełnione już druczki z wybranych wzorów, ale to najwyraźniej nie wchodziło w rachubę. Wszystko musiało być napisane odręcznie, więc spędzili nad tym całe popołudnie, aż Leo wkrótce przestał czuć dłoń. Żałował chwilami, że ma czytelny charakter pisma - gdyby nie to, że nie pisał jak kura pazurem, mógłby spędzić ten dzień jakoś... inaczej. Może produktywniej, bo choć Spencer powtarzała mu, że to bardzo ważne, on czuł, że marnuje czas. Ale ona mogła się wykręcać, prawda?! Telefon rozdzwaniał się co chwilę w jej kieszeni, a zaraz potem następował potok słów, w większości dotyczący rzeczy, o których Leo nie miał zielonego pojęcia...
I tak minęły im następne dni - na intensywnych przygotowaniach do ślubu, który zbliżał się już ogromnymi krokami. Ciągle było coś do roboty, wciąż trzeba było gdzieś dzwonić, gdzieś jeździć, coś załatwiać. To wszystko zostawało głównie na głowie Spencer, choć on towarzyszył jej we wszystkich spotkaniach i próbował wyrażać swoje zdanie, ale wiedział już, że zbyt długo tego nie zniesie. Pojechał do Londynu, by załatwić kwestię koloru sukni, ale na tym miała zakończyć się jego praca, a przynajmniej tak zakładał plan. W następnym tygodniu chciał już wrócić do pracy po niezwykle długiej przerwie, a choć ukochana mówiła, że to bez sensu, wracać na dwa tygodnie, on nie mógł odpuścić sobie takiej możliwości na chwilę oderwania od obowiązków przyszłego pana młodego. No, może jeszcze zorganizuje obrączki, ale całą resztę mógł sobie z czystym (no, prawie!) sumieniem odpuścić. Spencer i tak miała zrobić to lepiej, szybciej, a jeśli tylko będzie chciała, jeszcze jej pomoże, ale już... nie na pełny etat. Na szczęście Leo wiedział, jak przekonać ją, że to najlepsze wyjście - nie opierała się zbytnio, raczej zgadzając się z jego propozycją, choć chyba nie była zbyt zadowolona z tego, że tak szybko się poddał.

Leo Rough pisze...

[źle się z tym czuję po prostu, a też nie byłam pewna, czy Ty się na mnie nie złościsz i czy nie masz żalu. tak, jasne, ale jednak z tego "obowiązku" też powinnam się wywiązać :> a widzisz, właśnie nie... ;)
ja dotarłam w sumie wcześniej dzisiaj, ale miałam takie dramaty w szkole, że szok, byłam padnięta i musiałam się położyć na chwilę - kumpela straciła przytomność i rąbnęła głową o posadzkę, a ja jako jakiś pierdolony naturalny lider przejęłam kontrolę nad sytuacją i teraz tylko się tym stresuję -.-
ja też! aż byłam zaskoczona ;p ogarnęłam! jestem genialna! :D ;p no wiem... ;p klubowe głównie, jeden koncert, jedna impreza całodniowa, takie cudo dziwne xD w sensie w blogowaniu, ogólnie :>
haha ;p no bywa - to przedsięwzięcie zazwyczaj jest z góry skazane na porażkę, niestety :/ ;p
mhm :D ;p
haha, no właśnie ;p oczywiście ^^ no widzisz. hah, OK ;p (nie, stwierdzam fakt, bez złości ani nic ;p podoba mi się to xD) :>> oj, czepiasz się... ;p
nie, masz rację, to w sumie norma xD!
ej! ;p nie no... ;p]

Leo Rough pisze...

Ostatnie, czego chciał tuż przed ich ślubem, to by Spencer odczuła, że o nią nie dba. Oczywiście, że wciąż troszczył się o nią i myślał o jej szczęściu i bezpieczeństwie, ale rozumiał też, że ona mogła odczuwać jego zachowanie wręcz przeciwnie. Jego powrót do pracy był nagły i pewnie wybrał na to najmniej odpowiedni moment, a tu, choć przychodziło mu to z trudem, przyznawał, że odezwał się jego egoizm. Nie potrafił już wysiedzieć w domu, bo choć z całego serca kochał swoją rodzinę, to jednak co za dużo to niezdrowo - szczególnie teraz, gdy towarzyszyła im napięta atmosfera w związku ze zbliżającym się ślubem. Leo zwyczajnie uciekł, a choć czuł z tego powodu palące wręcz wyrzuty sumienia, wiedział, że tak będzie najlepiej. Zasili ich konto kolejną wypłatą po długiej przerwie, jaką on również miał, bo przecież od lipca nie pracował, ale także da im trochę przestrzeni. I nie znaczyło to przecież, że zupełnie przestanie pomagać w domu - opiekował się wieczorami Jamesem, przejął na siebie obowiązek robienia zakupów i kiedy tylko mógł, starał się odciążać ukochaną w innych domowych sprawach. Przy ślubie też mógł załatwiać wszystko, o co by poprosiła, ale ona chyba wolała zostawić go już w spokoju, a zbrodnią byłoby, gdyby narzekał. Był więc w pewnym stopniu rozerwany pomiędzy tym, co powinien zrobić a tym, czego pragnął. Wiedział, co jest dobre i właściwe, ale... cóż, nie do końca mu to odpowiadało.
Starał się także, by wszelkie potrzeby Spencer były zaspokajane, choć cały ten tydzień był na tyle szalony, że ledwo mieli dla siebie czas. Dbał jednak, by choćby kilka chwil dziennie było tylko dla niej, nawet jeśli oznaczało to jedynie spokojną drzemkę dla odzyskania sił. I wiedział, że to niewiele, ale nic więcej nie przychodziło mu do głowy, bo naprawdę nie chciał wtrącać się w sprawy przygotowań. Tak naprawdę miała do pomocy jeszcze Kat, która chętnie, jak zawsze, zajmowała się podobnymi sprawami, liczył więc, że on nie będzie potrzebny. Wreszcie jednak zupełnie przestało mu się podobać niezadowolenie Spencer, bo choć dobrze skrywane, dla niego było aż nazbyt wyraźne. Może była nawet w pewnym stopniu zazdrosna, że on wrócił do pracy, a ona nie, ale jeszcze niedawno sama mówiła, że nie mogłaby zostawić Jamesa z obcymi ludźmi! Postanowił więc brać więcej pracy do domu, by móc jednocześnie zajmować się synkiem - chciał w ten sposób odciążyć ukochaną, licząc, że taki układ zda w najbliższych tygodniach egzamin. Do ślubu zostały już zaledwie trzy tygodnie - jakoś miał przecierpieć harówkę przy kuchennym stole z dzieckiem na kolanach, a jeśli tylko to miało pomóc Spencer, był gotowy na wszystko. Przeniósł się więc do domu, wyganiając brunetkę ze wszystkimi dokumentami związanymi ze ślubem do jej gabinetu, a sam zaczął okupować kuchenny stół. Stałym elementem ich domowego wystroju stała się więc kołyska stojąca tuż przy stole, a potem także mata edukacyjna leżąca nieopodal i cały stos zabawek Jamesa. Ich synek okazał się jednak bardziej absorbujący, niż Leo mógł to sobie wyobrazić - co innego, gdy miał pełną uwagę taty, a co innego, gdy on chciał, by trochę zajął się sam sobą... Zmuszony był więc spędzać całe dnie w synkiem, a pisać dopiero wieczorami, czasem zarywając też noce, by jednocześnie wylewać resztki weny na papier i nie zaniedbywać całej reszty zawodowych obowiązków. Nie chciał zawalać na żadnym froncie, a choć cierpiało na tym jego zdrowie, uznał, że tych kilka dni do Świąt jakoś przecierpi. Musi.

Leo Rough pisze...

[no właśnie coś mi ciągle nie gra, ale mam nadzieję, że to tylko moje przewrażliwienie. bo jeśli rzeczywiście coś nie gra, to krzyczysz, prawda? :) jest przyjemność, oczywiście, ale to też taka wewnętrzna potrzeba, więc wiążę to z takim mocnym "muszę", nie tylko z "chcę". rozumiesz? ;)) wiem, wiem, ludzie po prostu nie rozumieją naszej (naszej? ;>) fascynacji :D dobrze. ale jeśli będę miała, to dasz znać? ;> ;p
o jee, ale Ci dobrze ;( znaczy nie z tymi papierosami, ale z kąpielą, też mi się marzy, tylko nie mam czasu na nic poza szybkim prysznicem ;p nie, nabiła sobie na szczęście tylko ogromnego guza, ale jest w szpitalu na obserwacji, podłączona do kroplówek i w ogóle. już wszystko OK.
oczywiście :D gdzie? ;> xD wiem właśnie :D a nie? ;p
no tak ;p
w sumie jeszcze nie wiem. tak, nie złoszczę się, ale jakoś mi tak jest ciągle gorzko i cierpko, chociaż on już się zdążył ucieszyć, że jestem spokojniejsza ;p (w porządku, rozumiem, zauważyłam to także ^^ wiem, doceniam to, naprawdę :) mhm ;p) dobrze ;p
haha, spooko ;p
ale nie musiałaś tego tak podkreślać... ;p]

Leo Rough pisze...

Leo nie narzekał wcale na tę pracę po nocach, bo i tak nigdy nie sypiał dobrze, więc tych kilka godzin nie robiło mu różnicy, ale najwidoczniej za słabo krył się z fizycznym zmęczeniem. Zaczerwienione, podpuchnięte oczy i rozchodząca się dużo szybciej niż zwykle kawa szybko zaalarmowały Spencer, a ona natychmiast podjęła odpowiednie kroki, by zapobiec niebezpiecznym konsekwencjom. Nie do końca rozumiał jej decyzję, bo był zdania, że ze wszystkim sobie poradzi, ale ona miała inny plan - szkoda tylko, że znów nie wszyscy byli zadowoleni. Do tego stanu chyba jednak nie mieli teraz szans dotrzeć, bo okazało się, że to dla nich wręcz zaskakująco trudny okres. Leo zaczął wręcz zastanawiać się, czy nie powinni wszystkiego odwołać, dać sobie więcej czasu na przygotowania, ale także na bycie ze sobą jako narzeczeni, na co również nie mieli ani chwili, odkąd klęknął przed nią i wsunął na jej palec pierścionek. Znów robili wszystko w odwrotnej kolejności, ale nic nie można było już z tym zrobić. A jemu przeszkadzała ta bezradność, drażniła go, tylko znów nie było nic, co mógłby z nią zrobić. Podporządkował się więc bez szemrania woli Spencer, choć wcale nie podobały mu się jej rozwiązania. Nie wiedział, w czym zostawianie Jamesa z obcymi ludźmi jest lepsze od jego dwóch czy trzech zarwanych nocek? Bo odnosił wrażenie, że to już nie chodzi o jego sen - poczuł się zwyczajnie wykluczony z wszystkiego, choć tłumaczył sobie, że sam to wszystko rozpoczął, wycofując się z przygotowań do ślubu. Nie chciał jednak wtedy, by jego obowiązki jako ojca przejął ktoś inny! Mógł spokojnie zwalniać się z pracy albo brać część papierkowej roboty do domu, jeśli James potrzebował opieki. Nie był zadowolony, że zamiast tego Spencer wolała zaangażować w opiekę nad synkiem jakichś obcych ludzi - jasne, to byli jej przyjaciele, ale Leo ledwo ich znał! Nie miał pojęcia, jacy są, właściwie nic o nich nie wiedział, i miał powierzać im dziecko? Jasne, ufał swojej narzeczonej, ale nie podobało mu się to. Znów chodził naburmuszony i zły, ale jej pytania zbywał, uznając, że nie wolno mu się wtrącać. Twardo trzymał język za zębami, sądząc, że tak będzie najlepiej, skoro Święta już niedługo. Powtarzał sobie, że jakoś przetrwa te ostatnie dni, że jakoś da sobie z tym wszystkim radę. Wiedział jednak, że takie podejście jest błędne, bo przecież przygotowywali się do ślubu - do dnia, który miał połączyć ich już na zawsze, więc miał być dla nich szczęśliwy. Oni mieli stawać przed ołtarzem pewni swoich decyzji i uczuć, radośni, patrząc na przyszłość optymistycznie! Póki co Leo potrafił jednak myśleć tylko o tym, że wszystko się sypie, a on nie wie, jak to naprawić... Było mu przykro i było mu źle, ale Spencer chwilowo znajdowała się poza jego zasięgiem jeśli chodzi o tego typu kwestie.

[fe.
no właśnie nie wiem, Twoja kolej na wymyślenie, jak podtrzymać wątek - wcześniej ja kombinowałam z tym omdleniem ;p
całe szczęście :) cieszę się ;) oj, dobra, wiem, trochę za późno się skapnęłam ;p (dla zasady? ;>) ;) ale czemu tylko powinnaś, bo nie ogarniam znowu? ;p
hihi ;p ojku, ale Ci dobrze! ;D ;)) booosko... :> no, ale ile się strachu najadłam! była przez dziesięć minut nieprzytomna. dobrze, tak właśnie ;)
haha, spoko ;p ale było coś takiego, że niegrzeczne dziewczynki idą, gdzie chcą, nie? ;> ;p a ja nie wiem! ;p
;p
no, ja chyba też powinnam się cieszyć, nie? ;p taa xD (zauważyłam! droczę się z Tobą tylko, Kochanie! :D) ;p
więc jesteś zołza! ;p
i ja już się zbieram, bo rano trzeba wcześnie wstać :/ jutro mam trochę zajęć dodatkowych, więc pewnie pojawię się dopiero tak jak dzisiaj, po siódmej. dobrej nocy, kolorowych! i miłej środy ^^ ;)]

Leo Rough pisze...

Leo był już po prostu... zmęczony. Nie jedynie fizycznie, choć tu także katował się, chcąc mieć kontrolę nad wszystkim i ze wszystkim doskonale sobie radzić. Na tym cierpiało jego zdrowie, ale póki co wciąż nie przejmował się tym przesadnie, mimo wszystko czując, że robi za mało, za słabo się stara. Głównie chodziło jednak o to, że nagle znów wrócił do niego dawny, tłumiący emocje Leo, a to bardzo szybko okazało się niszczące dla niego. Nie spał nie tylko dlatego, że stresował się tym, co działo się w pracy, ale także sytuacją w domu. Już nawet ślub nie przerażał go tak, jak to, co działo się między nim a Spencer. Bał się, że stanie się coś niedobrego, ale wiedział również, że do tego nie dopuszczą. To tylko teraz nie mieli czasu na rozmowę ani nawet na to proste bycie razem, bycie obok, które dotąd zwykli wysoko sobie cenić. Coś się zmieniło, coś w tym biegu zatracili, ale nie wątpił, że niedługo wszystko wróci do normy.
Pracował nad nowym artykułem, jak zwykle z trudem znajdując dla siebie spokojne miejsce. Zaczynał żałować, że nie zadbał o kącik do pracy dla siebie, a jedynie ukochanej urządził gabinet, ale to nie był dla niego aż taki wielki problem - ot, refleksja nad klawiaturą, gdy wena na moment gdzieś mu umknęła. Pocił się nad kolejnymi zdaniami, mając wrażenie, że nic mu nie wychodzi, bo tekst, który wpływał na ekran wprost spod jego palców, był niespójny i pozbawiony logiki. Gdy w sypialni zjawiła się Spencer, miał właśnie usunąć całość artykułu i zacząć od nowa, wcześniej aplikując sobie lampkę wina czy kieliszek tequili, obojętne - musiał się odrobinę odurzyć. Spojrzał na ukochaną przelotnie, zauważając, że mały "pasożyt", jak ostatnio pieszczotliwie nazywał Jamesa, zniknął z jej ramion. Niemal natychmiast wrócił do swojego tekstu, próbując znaleźć w nim lepsze fragmenty, cokolwiek, co nadawałoby się do publikacji. I nagle palce przycięła mu klapa komputera, a on ze zdziwieniem spojrzał na Spencer, nie mając pojęcia, co się dzieje. Jej zagryziona warga już dała mu do myślenia, ale w najmniejszym stopniu nie rozjaśniła sytuacji. Obserwował więc ją, licząc na wyjaśnienia, z którymi ona zdecydowała się zwlekać. Gdy wyłączyła również swój telefon, poczuł, że robi się poważnie. Dopiero, gdy poczuł ją przy sobie, wszystko przestało wydawać mu się aż takie dziwne. Zaczął gładzić z czułością jej włosy, nie mogąc przypomnieć sobie, kiedy ostatnio mieli taką chwilę dla siebie. W chwili, gdy już miał odnaleźć jej usta, ona odsunęła się, wypowiadając słowa, które zaskoczyły go. Nie spodziewał się, że poruszy ten temat, bo sądził, że tak samo jak on Spencer nie ma ochoty poruszać tak kłopotliwych kwestii, tym bardziej, że same niedługo się rozwiążą. Westchnął więc cicho, przebiegając palcami po twarzy ukochanej, by zyskać dla siebie odrobinę czasu.
- To tylko stres, kochanie. Przecież wiesz. - odparł również szeptem, z czułością, którą w tej chwili uznał wręcz za konieczną. Czuł jej łzy, choć nic jeszcze ich nie zapowiadało, ale za dobrze znał Spencer, by nie wiedzieć, jak reaguje. Chciał ją chronić, choćby tym drobnym kłamstewkiem, którego w tej chwili nie mogła wyczuć. Właściwie nie mijał się w prawdą - zaczynała dręczyć go zwykła, przedślubna trema. Tyle tylko, że to nie był jedyny powód tej napiętej atmosfery pomiędzy nimi, ale Leo nie potrafił określić całej ich reszty, niestety.

Leo Rough pisze...

[a wszystko irytowało Cię wczoraj, bo...? :)
to był tylko... wyraz dźwiękonaśladowczy, czy coś xD żadne narzekanie! ;p
oj no, mam już pomysły tam później, jak rozwinie się ta ich znajomość, ale póki co sama mam problem! chyba jednak nie lubię pisać tych początków... choć ich teraz w tym tunelu zamkniemy - będą skazani na siebie, więc powstanie ta więź czy coś w ten deseń ;p hm? ;>
haha, no właśnie ;p (;p) aa, spoko ;p
phi... xD no tak ;)
nie mówiłam, że ich nie lubię, nie lubię mroku i potworów, potem mam koszmary xD ;p taa ;p
nie, już dzisiaj nie, bo były babeczki po nieudanej poprawie z gery :> no co? ;p (zauważyłam! ale Tobie znowu te moje droczenia umknęły, tak? :/ ;p)
ech, widocznie to za mało... ;p
wybaczysz mi, jeśli nigdzie więcej nie będę dziś odpisywać? mam do napisania pracę na historię, a trochę mi to zajmie :/ za to jutro będę mieć wolny wieczór, więc już normalnie będę pisać ^^ ;)]

Leo Rough pisze...

Oczywiście wiedział, że nie wolno mu teraz niczym niepokoić ukochanej, więc to głównie kierowało jego poczynaniami - a przynajmniej starał się ze wszystkich sił, by nic innego go nie zaślepiało. Nie chciał być egoistą i nie chciał w jakikolwiek sposób krzywdzić Spencer, więc robił, co w jego mocy, by utrzymać wszystko we względnym porządku. Błędem z jego strony był powrót do pracy, wiedział to, ale w całej reszcie podjętych w ostatnich dniach decyzji nie widział nic złego. Miał nadzieję, że również ona go nie obwinia, a właściwie liczył, że gdyby tak było, dowiedziałby się o tym. Skoro potrafiła przyjść i zapytać, z całą pewnością mogła także sama ująć w słowa swoje wątpliwości, uwagi czy emocje, cokolwiek ją teraz dręczyło. A on chciał jej pomóc, tyle tylko, że bez jej wskazówek niewiele mógł zrobić.
Lekko skinął głową, gdy usłyszał jej pytanie, a na usta wstąpił mu łagodny uśmiech. Nie ująłby tego w ten sposób, ale pewnie miała rację - także wcześniej, gdy tak gorąco protestowała przeciwko jego zarywaniu nocek. Sam nie widział w tym problemu, ale ona miała inne zdanie. Teraz też miał wrażenie, że odrobinę świruje, czemu nie mógł się dziwić, ale chciał, by uspokoiła się i odzyskała równowagę. Rzeczywiście trochę bał się jej łez, ale gdyby tylko to mogło przynieść jej ulgę, zniósłby każdy szloch i każdą słoną kropelkę, choć znów, jak zwykle, sprawiłyby mu one ból. Pragnął jednak ponad wszystko, by Spencer bez stresu przetrwała ostatnie dni przed ich ślubem, bo potem będzie już jedynie lepiej. A widząc, że teraz może jedynie dać jej tę swoją bliskość, bez wahania przyciągnął ją do siebie, gładząc jej plecy, muskając włosy, całując czubek głowy. Wszystko, byle tylko zdołała się uspokoić i przeżyć spokojnie wieczór, noc, a potem także nadchodzące tygodnie.
Gdy już ukochana wydawała się wracać do siebie, Leo zagaił jakąś swobodą rozmowę, by odciągnąć jej myśli od nieprzyjemnych, stresujących tematów. I tylko sprawdzał, czy wszystko z nią w porządku, czy na pewno nie dzieje się już nic złego, a gdy zauważył, że oczy zaczynają się jej zamykać, wygonił ją do łazienki, by wzięła szybki prysznic i zaraz wskakiwała do łóżka. Wiedział, że ona teraz także nie sypia najlepiej, ale postanowił, że będzie lepiej o nią dbał. Gdy więc zniknęła za drzwiami łazienki, sam pobiegł na dół, by przygotować dla niej gorące mleko, które miało pomóc jej szybko zasnąć. Pierwszy raz od kilku dni położyli się do łóżka w tym samym czasie, by razem zasnąć - dotąd Leo albo wychodził jeszcze na papierosa, albo pisał przy stole, albo zajmował się rachunkami, właśnie o tej porze. Teraz czekał na ukochaną, widząc, że wciąż bardzo niewiele brakuje jej, by się rozpłakać, a więc także nieco się rozsypać...

[kurczę, nie wiem, co mam pisać ;p
w porządku :) wystraszyłam się, że Cię czymś wkurwiłam, ale jeśli nawet, to przez pmsa, więc spoko ;p
powinnaś się raczej bać xD podoba Ci się? normalnie nie wierzę ;p no tak, tak... teraz mnie wyzwij od leni xD a nie? okej... ;p czyli co, piszemy dalej powoli? a wiesz, że zajmie nam to całe wieki? ;p i jeszcze ta moja nijaka Iya, normalnie nie wiem, jak mam nią pisać -.- ;p
;p
wcale nieprawda! Ty po prostu za bardzo przyzwyczaiłaś się do tego zestawu ;p
no że się przykulał, jak mu napisałam, że poprawę znowu napisałam na trzy xD ok? ;p (a ze mnie jest taki wyjątkowy człowiek, że się wcale o to nie złoszczę, tylko mi się to podoba! obiektywizm i te sprawy ^^)
hah ;p
masakra, mam już tego po dziurki w nosie -.- o, ale Ci fajno :D haha, spooko! znaczy teraz pewnie masz czym szantażować znajomych, nie? xD OK, to zobaczymy jutro, jak to wyjdzie ;) ja teraz się zbieram, będę pewnie tak, jak zwykle, chociaż jeszcze nie wiem dokładnie - jadę na wykłady o Holocauście do tej mojej pracy maturalnej, więc nie wiem, ile mi to zajmie. w każdym razie - dobrej nocy, słodkich snów! miłego dnia jutro ^^]

Leo Rough pisze...

[o jeżu, ale jak do ślubu? będziemy ten dzień cały dokładnie opisywać czy jak? bo trochę mnie to przeraża... ;p cichaj! bez marudzenia, super było ^^
a wiedziałam to wtedy? ;p
bo tak! tym razem moje pomysły są zryte xD tak jakoś, trochę Cię znam po prostu ;p ta, jasne ;p nie podobało Ci się, ale teraz już się podoba? nie ogarniam ;p no narzekam, bo nie mam co pisać w tych długich komentarzach i do końca nie wiem, jak Iya powinna się zachować - za każdym razem sobie powtarzam, jaka jest, wracam do karty, żeby się nie zgubić. i to już nie chodzi o to, że ją taką stworzyłam, tylko o to, że się nie wczułam jeszcze ;p no właśnie stwierdziłam, że wszystko poszłoby szybciej, gdyby utknęli, powiedzmy na cały dzień, w tym tunelu. wiesz - bez jedzenia, z jedną butelką wody, z jakimiś potworami, z którymi Dymek by tam walczył i w ogóle. to by ich tak połączyło czy coś ;p ale Ty mnie tylko wyryłaś! xD
jak dyplomatycznie :D ;p
no że barman! podlizuje się trochę ;p nie wiem... xD (podkreślałam, bo tak to wyglądało, ale naprawdę nie widziałam w tym niczego złego. zresztą - on przesyła Ci podziękowania, a ja znów się do nich dołączam: dzię-ku-je-my! :>)
o Ty szczęściaro, znowu Ci się upiecze! xD ucz się, ucz, spokojnie, ja dopiero weszłam do domu, więc coś zjem, może się przygotuję trochę do szkoły, a dopiero potem na wszystko powoli podpisuję :) dobre było! :> no to świetnie! w sumie: dopiero dzisiaj? ja już wiedziałam od tygodnia... xD ale jakoś nie ogarnęłam, że Ty zdajesz w tym samym czasie xD ale Ci dobrze :>>]

Leo Rough pisze...

Bez wahania przygarnął ją do siebie, wiedząc, że spełniły się jego przewidywania - Spencer chwilowo była w rozsypce. Nie wiedział, jak ma jej pomóc, więc tylko objął ją, szepcząc coś uspokajająco, choć i tak był pewien, że jego słowa ledwo do niej dotrą, jak zwykle w takich sytuacjach. Miał nadzieję, że sama bliskość ukoi jej nadszarpnięte nerwy, choć wolałby zrobić coś znaczącego, coś ważniejszego. Póki co mógł jednak z bólem serca patrzeć, jak jej policzki giną pod strumieniami łez, które ścierał najpierw opuszkami palców, najdelikatniej jak potrafił, a później także pocałunkami, gdy przepraszał ją za te swoje papierosy. Nie powiedział wprost, że stara się rzucić palenie, raczej kręcił coś z nadzieją, że Spencer niedługo porzuci ten temat, że to tylko jakiś jej chwilowy kaprys. Nie mogła przecież płakać z powodu zapalniczki, prawda? Uspokajał więc ją, jak tylko potrafił, by w którymś momencie stwierdzić, że ona się... śmieje! Z zaskoczenia zamarł na moment, by dopiero później pozwolić sobie na lekki uśmiech, z którym obserwował ją uważnie, znów gładząc jej plecy i włosy. Odwzajemnił jej pocałunek, wciąż nieco zdziwiony, by zbyć jakoś jej przeprosiny - to była przecież bzdura, a skoro jej przyniosło to ulgę, nie miał nic przeciwko, choć patrzenie na jej łzy wcale nie było przyjemne. Tym razem jednak był na to w pewnym stopniu przygotowany, więc nie odczuł tego z taką siłą. A potem już tylko wpakowali się do łóżka, Spencer z kubkiem mleka, a on z zapalniczką w dłoniach. W zamyśleniu bawił się nią przez chwilę, by wreszcie odłożyć ją do szuflady, zgasić lampkę i znaleźć wygodne miejsce w chłodnej pościeli z ukochaną kobietą u swojego boku.
Kolejne dni rzeczywiście były już lepsze niż te, które mieli za sobą, pełne dziwnego napięcia i niepokoju. Teraz to wszystko zniknęło, ustępując miejsca przygotowaniom bardziej entuzjastycznym i radosnym. Szykowali się nie tylko na swój ślub, ale także na wigilijną kolację, którą mieli spędzić we troje, tylko z Jamesem, by uczcić te pierwsze Święta razem. Ich bliscy uszanowali to, choć pewnie wydawało im się to dziwne - nikt jednak nie narzekał, a jedynie zaplanował sobie Wigilię jakoś inaczej. Dla nich była to chwila wytchnienia tuż przed ważnym dniem w ich związku. Był to wieczór spokojny i ciepły, tak spokojny i tak ciepły, jakich nie mieli dawno - jedli przygotowane wspólnie pierogi, popijali je winem, a po kolacji Leo rozpalił w kominku ogień i przez kilka długich godzin siedzieli na dywanie, mówiąc niewiele, bardziej ciesząc się swoją bliskością i rozmyślając w ciszy o nadchodzącym dniu. Położyli się wcześnie, by do rana wypocząć, choć pewnie nie była to najspokojniejsza noc ich życia. Po raz ostatni zasypiali jednak jako dwoje obcych ludzi - następnego dnia mieli być już małżeństwem.

Leo Rough pisze...

Leo zerwał się z łóżka wcześnie, pewnie nawet zbyt wcześnie, choć był tak zdenerwowany, że nie robiło mu to żadnej różnicy. James obudził się również, ale leżał spokojnie w łóżeczku, przyciągając do ust miniaturową stópkę, choć na widok ojca wykrzyknął coś wesoło. W jego ustach jarzyły się już dwa ząbki, które wyglądały przezabawnie, gdy malec uśmiechał się, odsłaniając je, jakby chciał się pochwalić. Tego dnia Leo wiedział jednak, że nie będzie miał zbyt wiele okazji nacieszyć się uśmiechem synka - rano miał być pod opieką rodziców Spencer, później przejąc go miała matka Leo, choć on nie był z tego zbyt zadowolony. Wieczorem Kat obiecała, że zabierze go do siebie i położy razem z Niną, gdy tylko dzieci zaczną domagać się odpoczynku, i to był doskonały układ. Teraz jednak szatyn wiedział, że nie wolno mu się tym przejmować - musiał przygotować Jamesa na cały nadchodzący dzień, spakować jego torbę, a potem oddać go w ręce teściów, jak już, trochę zbyt wcześnie, nazywał rodziców ukochanej. Chłopiec najwyraźniej wyczuwał niepokój ojca, bo pozwolił mu na wszystkie zabiegi, nie utrudniając mu kłopotliwego ubierania i spokojnie wypijając całą porcję porannego mleka. I dopiero, gdy James był gotowy do opuszczenia domu, Leo poszedł obudzić Spencer, by mogła pożegnać się na jakiś czas z synkiem i zabrać za poranną toaletę zanim dotrą jej druhny, fryzjer i wszystkie inne niezbędne przy przygotowaniach osoby. Ślub za kilka godzin!

[no dobra, coś mi nie wyszło, kontynuuj, proszę :>>
;p
nie chcesz wiedzieć ;p zgadzam się, jest po prostu wygodniej. no w sumie racja, chociaż na pewno nie pójdzie już aż tak szybko ;p ale, kto wie... ;p no dobrze, zobaczymy, jak mi to wyjdzie dzisiaj ;p może racja, ale, kurczę, na wszystko mi brakuje czasu ostatnio -.- mam nadzieję ;) na pewno Ci to pasuje? ;> a będzie co pisać? ;> ;p wyśmiałaś mnie, jak to wcześniej zaproponowałam xD mniejsza ;p
xD
e tam, nic dziwnie ;p (ok, przecież wiem, już zrozumiałam, naprawdę! tak sobie gadam tylko ;p tak, doniosłam, nie mogłam pozwolić, żeby mi wybuchnął z ciekawości xD jest za co właśnie! pomogłaś bardziej niż inni, jesteś cudowna :*)
oczywiście :D haha, no jasne, klasyka ;p dzięki ;) a, spoko ;p no w sensie z maturzystami u mnie w szkole, coś mi się pojebało po prostu xD mniejsza! ;p no jaasne :D]

Leo Rough pisze...

Żałował, że nie mieli jeszcze chwili dla siebie, jeszcze minuty, by dotarło do nich to, co się dzieje: biorą dziś ślub. Gdy znów się spotkają, Spencer będzie miała na sobie białą suknię, a ojciec poprowadzi ją do ołtarza, gdzie on będzie czekał, zdenerwowany, ale i pełen entuzjazmu, bo za moment zostanie jego żoną. Chciał przetrawić to odrobinę, coś jeszcze powiedzieć, czegoś sobie samemu życzyć, ale... nie było już czasu. Mógł tylko na sekundę dłużej przytrzymać jeszcze narzeczoną przy sobie, gdy pocałowała go, a potem bez słowa wyszedł, dziwnie oszołomiony, ledwo trzymający się na nogach. Dopiero teraz chwytała go trema, ale nie spodziewał się, że będzie to tak ogłupiające wrażenie - jakby był pod wodą, więc wszystko wokół niego wydawało się zniekształcone i oddalone. Na szczęście miał przy sobie przyjaciół, którzy nie pozwolili mu "odpływać" już więcej - pilnowali, by o niczym nie zapomniał i niczego w tym ważnym dniu nie zawalił. Oni zajmowali się wszystkim, więc Leo mógł się martwić...
Szybko okazało się jednak, że nie ma na to czasu! Ubierał się i przygotowywał w wynajętym na ten czas hotelowym pokoju, wcześniej uprzedzony, że nie wolno mu przebywać nawet w pobliżu Spencer, a to, wbrew jego oczekiwaniom, zajęło mu mnóstwo czasu - stały nad nim Kate i Val, a później także Mara, która opuściła jego narzeczoną, by sprawdzić, jak on sobie radzi, a wszystkie trzy cmokały nad jego odmawiającymi posłuszeństwa włosami i krzywo zawiązaną muszką. Zdołał jednak pozbyć się ich dość szybko, a sam pojechał po kwiaty - bukiet dla Spencer i maleńkie kompozycje na ręce dla druhen, a także dyskretne butonierki dla siebie i swoich świadków oraz dla ojca ukochanej. Wszystko to zajęło mu tyle czasu, że ani się obejrzał, a już musiał jechać do kościoła, więc znów nie miał czasu na rozmyślania i stresowanie się. Bo potem wszystko toczyło się jeszcze szybciej.
Ławki zapełniały się gośćmi, którzy z podziwem rozglądali się po udekorowanym pięknie kościele - nawet Leo, mimo swojego stanu, zdołał zauważyć, że jego ukochana przeszła samą siebie, planując wszystkie te kompozycje i dekoracje. Białe kwiaty były wszędzie, ale nosiły również ślady świątecznych akcentów, jak wpleciona w wiązankę jemioła czy piękne, czerwone kokardy wiszące u ich podstaw. W powietrzu unosił się zapach żywicy ze stojących przy ołtarzu choinek, ale także woń kadzidła i cynamonu - i to również było idealne. A marsz, który popłynął spod palców muzyka tkwiącego gdzieś na uboczu, dopełnił całości. Drzwi kościoła otwarły się, a w smudze światła pojawiły się najpierw druhny, idące jedna za drugą, uśmiechnięte i rozpromienione co najmniej tak, jakby były na własnym ślubie... Ale na nie Leo ledwo zwrócił uwagę, choć posyłały mu pokrzepiające uśmiechy i coś mówiły po cichu. Nie mógł nawet na nie spojrzeć, bo nie odrywał wzroku od drzwi, które otworzyły się znowu; muzyka wzniosła się gwałtowną falą, gdy Spencer, prowadzona przez ojca, weszła do kościoła. Wszyscy wstali, spoglądając na nią z podziwem, a Leo... Cóż, dla Leo w tamtej chwili świat przestał istnieć, bo potrafił myśleć tylko o tym, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. A potem poczuł w dłoni ciepło palców Spencer, gdy dotarła pod ołtarz, a jej ojciec symbolicznie przekazał córkę przyszłemu zięciowi. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niej wzroku, dopiero po kilku sekundach będąc w stanie poprowadzić ją do miejsca, gdzie mieli stanąć, kilka kroków dalej.

[kurczę, takie to fajne, a ja nie umiem tego opisać tak, jakbym chciała -.-
oj no, nie psuj sobie niespodzianki! ;p oczywiście, że tak :D (serio? o.O a mi się robi gorąco, jak sobie przypomnę te bzdury, które wtedy pisałam xD) no wiem, bo jakoś inaczej to widziałam wtedy! ;p ech, ale Ty lubisz to podkreślać... ;p jasne :) no nie wiem, można coś pokombinować, jak chcesz ;p było tam coś takiego ;p OK! :) tak, mniejsza ;p
jak tam chcesz ;p (nie wątpię :) żeby zajrzał, oczywiście! xD wolałam nie myśleć, coby to było ;p musimy! :>)
o nie, uwierz, że nie! ale pochwal się: co napisałaś? ;> ;p]

Leo Rough pisze...

[odpisałam na metrze i w sumie będę już znikać, jeszcze tylko trochę się pouczę :) jutro będę pewnie późno, bo po szkole idę do kumpeli uczyć się na sobotni egzamin - przez cały tydzień nic nie zrobiłam, muszę się przynajmniej minimalnie przed ustną częścią ogarnąć ;p pewnie i tak nie zdam, będę musiała podchodzić znowu w czerwcu, ale to nic, lubię tę atmosferę i ich ciasteczka xD także dobrej nocy życzę, kolorowych snów i cudownego początku weekendu, miejmy nadzieję, że już w pełni wiosennego ^^ ciao! :*]

Leo Rough pisze...

[nie, słodkie Ci wyszło po prostu :>> <3 znam ten ból ;p ale było bardzo dobrze ^^
tak, niestety :/ dochodzę do wniosku, że nic nie umiem, nic nie wiem, nie potrafię mówić, a jak mi się na nagraniu trafi jakiś Australijczyk, to wybuchnę śmiechem xD dziękuję :> podchodziłam kilkakrotnie do próbnego w identycznych warunkach jak podczas egzaminu, właściwie to nawet razem z ludźmi, którzy zdawali egzamin w tym czasie ;p a jak napisałam w grudniu czy tam w listopadzie ostatnio taki właśnie próbny, to mnie już lektorka do zdawania zakwalifikowała na ten jutrzejszy termin :> ale jestem spanikowana już dzisiaj... xD no wiem! u mnie leje dopiero dzisiaj co prawda, ale tak się nastawiłam na wiosnę! ;p
w ogóle jestem tak padnięta, że ledwo widzę na oczy - obrazisz się na mnie, jeśli jeszcze trochę przetrzymam Cię bez odpowiedzi? znaczy na pewno coś gdzieś dziś naskrobię, bo bez tego nie będę mogła spać, ale muszę sobie trochę odpocząć najpierw, wziąć prysznic i może coś zjeść ^^ i przyznam się szczerze, że wolałabym w tym stanie ruszyć Metro, bo tu szkoda mi psuć okazję do pokazania, jakie to tkliwe mowy dla Leosia potrafię tworzyć ;p a przynajmniej w moich myślach to zawsze brzmi cudownie, aż miękną kolana xD co Ty na to, żebyśmy dziś popchnęły emocjonujący wątek Iyi i Dymka? nie będziesz zła, jeśli na MT odpiszę dopiero jutro, po zebraniu sił, weny i pomysłów w jedną całość? :>]

Leo Rough pisze...

[niee, będzie niespodzianka, jak zobaczysz to w wątku ;> no pozwól mi raz się zaskoczyć! :D (serio? ;p haha, no dobrze, chyba rzeczywiście było urocze :D ;p chociaż ja się jarałam też innymi scenkami, ale to ja, więc dramaty mi się podobały xD) oczywiście, że tak! przynajmniej minimalną ;p mhm ^^ już pokombinowałyśmy! wystarczy nam, zobaczysz :D OK! :) było ;p oj tam... ;p
(hihi ;p no właśnie! ;p dobrze, w porządku :> oj tam, raz na jakiś czas możesz! ^^)
haha, nie no, spoko! bywa i tak ;p ale i tak nie pobijesz Karoli, która na sprawdzianie takim praktycznym z chemii pomyliła mangan z chromem i zamiast dichromianu wprowadzała do probówki nadmanganian xD
wcale nie tandeta! było naprawdę cudnie ^^ przeżyjesz ;p ech... ;p było! :) i zero marudzenia! ;p
no, chciałabym, już bym miała z głowy :> OK, nie ma sprawy ^^ oj, to szkoda, że się miniemy, ale może przynajmniej się pouczę, jeśli Ciebie nie będzie ;p ;) haha, biedny! xD znaczy wiesz, sama lubię tak robić komuś, ale jakby ktoś miał mi wbić do domu, to bym się wkurzyła xD dzięki ;) w sumie wiesz, zaprawiona w tym jestem, nie może być katastrofy ;p niedługo już będzie wiosna, spokojnie! nie ma co się deszczem dołować ^^
w porządku, cieszę się, że nie masz jeszcze ochoty jakoś wirtualnie wydrapać mi oczu czy coś ;p bo nie masz, prawda? ;> xD serio? aż tak? ;p OK, to się postaram, obiecuję! :D haha, no dokładnie! piszę sobie już takie mowy, że ja pierdole xD "może być" nie zabrzmiało zbyt przekonująco, ale uznam to za wystarczającą zgodę w tej sytuacji - póki co nie mam nawet siły zastanawiać się, co powinnam wyczytać między wersami xD ok, NYC się nie przejmuj, ja też jakoś nie mam weny, Lee się nudny zrobił ;p OK! :D]

Leo Rough pisze...

[raczej trudno lubić te niefajne, nie? ;p powinno Ci się spodobać, więc właściwie nie masz co się martwić :)) nie, nie wyszłoby na to samo! tam Iya nie powie wprost, co się dzieje, będzie kręcić, Dymek będzie musiał to z niej wyciągać, a Ty będziesz wiedzieć dokładnie tyle, co on :D (mandarynki, w samochodzie :D kurczę, jak tak sobie teraz o tym myślę, to to rzeczywiście niezłe było ;p no nie, nie powiedziałaś, ale ja już nie kontaktuję, wyybacz :>) no co? ;p noo ;p
(pozwalam! a nawet mogę pomóc, jeśli sobie życzysz... ;>)
no spoko, ale wtedy to przynajmniej wiesz, co zrobiłaś i już drugi raz tego błędu nie popełnisz :) a ja to byłam święcie przekonana, że mam zrobić roztwór tego nadmanganianu, zastanawiałam się już, jak określić miano, ile będę musiała to gotować, jaki wziąć sączek i w ogóle, a tu mi kumpela tylko: "ej, a to nie miało być pomarańczowe?" xD hahaha, tak też można xD
było, bez powiedzmy! i gadanie, że stwierdzasz fakty, się nie liczy, bo to i tak jest marudzenie, soory ;p
no tak... ;p wolałabym mieć gdzie sobie zrobić przerwę, ale chyba będę musiała jakoś przeżyć tę Twoją nieobecność, nie? ;p haha, no skoro tak... ;p no w sumie racja ;p taak, już te wszystkie lekkie płaszczyki, trampeczki na ulicach, a tu teraz dupa, deszcz i zima z powrotem xD wiem, wiem... ;p
hahaha, spoko, zastanawiaj się xD jak coś, to tylko uprzedź ;p ojej... ;> OK, noł problem! :D nie, nie wyszło nic takiego, ładnie wyszło ^^ (ahahaha xD ;p no weź, już Ci się takie rzeczy śnią, to jest chyba nie najlepiej z Tobą xD bo to rzeczywiście takie nasze wątkowe było ;p aaale fajnie xD) nie, nie czepiam się, jestem... dokładna, uważna i uczę się rozumieć ludzi, czy coś xD haha, no faaajnie, znowu xD muszą się chyba zacząć zdradzać znowu, chociaż w sumie... ona jemu już nie wybaczy, a do niej to już nie pasuje. coś trzeba wymyślić, bo nam się takie dziwaki z nich zrobiły xD]

Leo Rough pisze...

[em... mam się bać? ;> xD czyli że mam problem? ech, znowu... ;p uparciuch i maruda z Ciebie, wiesz? ;p (tak, tak, to wygląda wręcz przerażająco... ;p ale w sumie dla mnie to trochę pocieszające, bo oznacza, że w tym moim poryciu nie jestem sama xD haha, spooko ;p) nie, nie ujmuj tego tak! uczę się xD oj, tak sobie rzuciłam, bo oni mi się z tym zawsze kojarzyli, ale w takim razie trzeba pokombinować z jakimś innym dramatem. może Andro oślepnie, Lee się zestresuje i zacznie pić? albo ćpać? ;> xD
no jasne, zmykaj, a całą resztą komentarza się nie przejmuj ;p dziękuję :) o, no to rzeczywiście powinnyśmy się jakoś spotkać, ja pewnie będę koło trzeciej, może trochę później, także spoko ^^ Tobie również dobrej nocy, do jutra ;)]

Leo Rough pisze...

[okazuje się, że nie mogę zdać egzaminu za tym podejściem - pisałam dzisiaj tylko próbny, bo wyszło na to, że speaking i listening będzie dopiero za tydzień, a ja jadę wtedy na kurs pierwszej pomocy, więc dla mnie ten termin odpada ;p także napisałam sobie normalnie egzamin, ale do dwóch części nie podejdę, czyli oblałam już teraz xD znaczy w sumie nie wiem, bo babka coś do mnie mówiła, ale jej nie słuchałam xD
a teraz mam takie zamieszanie w domu, że szok, normalnie co chwilę mnie odrywają od komputera i nie umiem skończyć leosiowatego, już w połowie napisanego komentarza, a naprawdę chcę, żeby wyszło ładnie, więc zostawię to do wieczora, dobrze? jak się jutro zjawisz, to będzie czekać, obiecuję! (o ile, oczywiście, coś mi nie wypadnie - znasz mnie... ale nie spodziewam się dzisiaj żadnych niespodzianek xD) więc teraz, w chwilach wolnych od dzieciaków, odpiszę sobie na metrze, bo mamy taki dramatyczny wątek, że mam ciary na samą myśl o Dymku, takim obolałym, jeszcze trochę złym... arr :D]

Leo Rough pisze...

[chciałam Ci ładnie gdzieś odpisać, ale, kurwa, mi nie wyszło -.- normalnie mam ochotę kogoś poddusić, chociaż ja naprawdę nie jestem agresywny człowiek! z obietnicy się jednak wywiążę i przysięga Leosia jutro będzie na Ciebie czekać, a że teraz, przed Twoim wyjściem, nic nie zdążyłam napisać, szczerze przepraszam. w każdym razie: baw się dobrze, nie zniszcz koledze chałupy i wracaj bezpiecznie ^^ do spisania jutro, 3m się ciepło! :*]

Leo Rough pisze...

Nie wierzył, by ktokolwiek miałby być w stanie zniszczyć im ten wyjątkowy i jakże ważny dzień, nawet ludzie tak uparci w dążeniu do swoich celów, jak... Nie, nie dokończył myśli, nie wymienił imion, które wprawiały jego ciało w to nieprzyjemne, wręcz bolesne drżenie, które przerażały go i sprawiały, że miał ochotę schować Spencer w ramionach i uciec najdalej, jak tylko się da. Tym razem nie naszkicował myślą tych osób, nie przywołał ich, choć były blisko przez jedną, jakże dłużącą się chwilę. Mimo tego również ona była piękna - gdy spojrzał na stojącą tuż obok ukochaną, gdy dostrzegł, że ona również mocno skupia się na tu i teraz, by już się nie bać. Wiedzieli przecież, co gwarantuje im małżeństwo: już nigdy nie będą się bać, bo zawsze będą razem, na dobre i na złe, bez względu na wszystko. Spokojni, zapatrzeni w jeden kierunek, pozwolili tej chwili przeminąć, mówiąc sobie, że ona już nie wróci.
A potem w pachnącym Świętami kościele rozległ się zwielokrotniony echem głos Spencer, choć Leo czuł się w tej chwili, jakby mówiła tylko do niego. Zapatrzony w jej oczy, wsłuchany w niebiańskie dźwięki wychodzące spomiędzy jej ust, wiedział, że cała reszta świata się nie liczy - istnieli tylko oni, sami w nieskończoności albo w nicości, obojętne. Razem. I to, ta myśl, to postanowienie i obietnica zarazem, wystarczały mu za wszystkie inne słowa. Mimo to ze wzruszeniem słuchał Spencer, a właściwie spijał w jej warg słowa, nie potrafiąc się nimi nacieszyć, nasycić, nie mogąc spamiętać każdego ruchu w jej twarzy, drgnienia każdego drobnego mięśnia, choć tylko tego pragnął - zapamiętać tę chwilę w najdrobniejszych szczegółach, starannie zapisać ją w pamięci, mieć ją tam już na zawsze... I tylko przy ostatnich jej słowach na moment się rozproszył, bo uświadomił sobie, że coś drapie go w gardle, coś jak łzy, ale to nie mogło być to! Zwalczył zarówno to dziwne zjawisko, jak i chęć, by pochylić się pocałować Spencer, nie zważając na to, że jeszcze nie nadeszła odpowiednia chwila. I tylko uśmiechnął się, zaledwie leciutko, ale wzruszenie nie pozwalało mu na nic więcej. Ona wie, powiedział sobie z radosnym trzepotem serca w piersi.
[czytaj na głos, proszę.]
- Dajesz mi wszystko, czego mogę pragnąć, dajesz mi to z taką łatwością, z jaką podałaś mi swoją dłoń, gdy po raz pierwszy poprosiłem cię do tańca. Pamiętam tamtą chwilę tak samo dokładnie, jak wszystkie kolejne, które spędziliśmy razem. Pamiętam... Pamiętam wszystko i o niczym nigdy nie zapomnę, Spencer, bo to najdroższe, co w życiu mam: ty i twoja miłość. Ale jeszcze więcej pragnę ci dać - wszystkie następne poranki naszego wspólnego życia, wszystkie kubki gorącego mleka z miodem, jakie zdołasz wypić, wszystkie poduszki, na których zapragniesz ułożyć zmęczoną głowę. Dam ci siebie, bo niczego więcej nie posiadam, ale będę powtarzał to każdego dnia naszej wspólnej wieczności: żyję tylko dla ciebie, dla ciebie oddycham, oddycham tobą. Bez ciebie mnie nie ma, bo to ty mnie stworzyłaś, zbudowałaś z okruchów, które ufnie powierzyłem twoim dłoniom - i już zawsze będę dziękował Bogu, że pozwolił nam na to spotkanie, a później także na wszystkie nasze wspólne cuda. I wierzę, że pozwoli nam na więcej, dużo więcej. Zasłużyliśmy na to. Obiecuję ci więc, że nigdy nie ustanę w dążeniu do tego, by twoje - by nasze! - szczęście nie tylko trwało, ale rozkwitało każdego dnia na nowo. Tak samo jak nasza miłość, która już teraz nie zna granic.

Leo Rough pisze...

[nawias i wszystko już jutro - do spisania.]

Leo Rough pisze...

[dzięki :) cieszę się, że Ci się podobało, choć sama byłam bardzo niezadowolona, nawet miałam sobie dzisiaj ponarzekać, że nie wyszło tak, jak powinno ;p w porządku, zajmuj się spokojnie swoimi sprawami, mnie i tak właściwie dzisiaj nie ma - siostra ma dzisiaj przyjęcie urodzinowe, muszę jej trochę pomóc, czy coś ;p więc miłej niedzieli z rodzinką życzę, do spisania ;)
btw. byłaś grzeczna wczoraj? ;>>]

Leo Rough pisze...

[tak, oczywiście, że nie ;p no dzięki ;) już i tak zdążyłam złapać wkurwa, bo mi barmana nie pozwolili zaprosić - jeszcze z tekstem, że on się niby teraz uczy -.- xD OK, to tylko żeby Cię nie zamęczyła, bo ja naprawdę chciałabym Cię jeszcze przeczytać... ;p
o, no to dobrze, bardzo dobrze... a jak się ten aniołek bawił? ;> ;p
mam teraz chwilę, więc jeszcze Ci nawias wyczaruję, o! :>]

Leo Rough pisze...

[e tam, ta baba jakieś bzdury gadała, zamiast mi wprost: i tak nie możesz zdać, idź do domu ;p spoko, napisałam, a jak mi dobrze poszły te części, to przynajmniej następnym razem będę już spokojniejsza, nie? tak, w czerwcu, o ile nic mi nie wypadnie znowu ;p
no widzisz, udało mi się ^^ (postarasz się? serio? ;p) no ba! chyba z dziesięć razy ten Twój komentarz przeczytałam, zanim byłam w stanie pomyśleć o tym, co zrobi Iya! :D bardzo mi się podoba, nawet nie wiesz, jak się jaram całym nim - tymi jego reakcjami, usposobieniem, jak bardzo różni się od mojego boroczka ;p wychodzi Ci świetnie! :>>
spooko... ;p hah, pewnie tak ;p aa, OK, to postaram się tego nie rozgłaszać za bardzo ;D (hahaha xD nie no, wiesz, faaajnie ;p no nie, ale do tego to ja się nie przyznaję! :D) ta, spoko ;p e tam, po co Ci wyrzuty sumienia, hę? ;p ojejku, jejku! to nie jest Leoś, więc może mi się nawet tak mega stoczyć... <3 ;D ale jestem okrutna...
są tacy? xD gupki ;p no tylko powinno, bo to w sumie będzie kolejny przejaw mojego okrucieństwa, ale będzie o czym pisać, więc jestem pewna, że na ilość dramatów i tematów do opisania nie będziesz narzekać :D w sumie nie - będziesz wiedzieć tyle, ile zawrę w komentarzach, a Dymek będzie trochę bardziej pokrzywdzony ;p OK, zapamiętam :> (haha, jeżu, on był straszny! ;p albo i nie... ;> dzięki! ;p) spoko ;p
(jesteś cudowna, wspaniała, kochana, boska... i pomagasz głupim ludziom, i tworzysz niesamowite historie, i masz do mnie cierpliwość, i jeszcze ogarniasz szkołę, znajomych, wszystko i wszędzie! :D jeszcze? ;>)
no to już trochę mniej fajnie. ale to już do matury będziesz pamiętać, spokojnie ^^ tylko zrobiłam z siebie debila - a wiesz, ja to jestem ta najlepsza z chemii, a tu taka gafa... ;< xD no to marnie, że nie miałaś komu spojrzeć przez ramię. nie no, weź, to jest jakaś masakra... xD
ej! ;p wcale tak ;p
e tam... ;p tak, powiedzmy xD a to spoko, u mnie zimno! ;p nie no, wiosna, masz rację! :D ale fajno... ja muszę kupić nowe trampki, bo póki co nie mam butów znowu xD można to przeżyć chyba, nie? ;p
no to teraz znikam, bo na mnie krzyczą! do spisania niedługo, mam nadzieję ^^ ;)]

Leo Rough pisze...

[widziałam właśnie, jeżu, uwielbiam Dymka <3 :D nie przejmuj się, zbieraj sobie wenę powoli, czy coś ^^ gości już się w sumie zbierają, więc ich tylko pożegnam, pomogę ze sprzątaniem trochę i najpóźniej za godzinę będę na blogu ;)]

Leo Rough pisze...

Zwykle, widząc łzy na twarzy Spencer, niezależnie od tego, co dokładnie było ich przyczyną lub w jakiej sytuacji je tam zobaczył, Leo czuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że jest im winny, niezależnie od tego, czy jego ukochana płakała ze smutku, żalu, czy z radości lub wzruszenia. Rodziło się w nim po prostu uczucie wszechogarniającego niepokoju, bo coś było nie tak, coś było inaczej, niż powinno. Tym razem jednak wszystko wydawało się inne, więc także słone kropelki w oczach Spencer nie podziałały na niego tak, jak zawsze. Wręcz przeciwnie - w magiczny sposób dodały mu skrzydeł, jakby poruszyły w nim uśpioną dotąd cząstkę, odpowiedzialną właśnie za pióra i siłę, by nimi poruszać. Zrozumiał, że ten jeden raz jej nie zawiódł, a może właśnie spełnił jakieś jej malutkie marzenie, które nie mogło wejść w życie w innym miejscu, jak tutaj, przed ołtarzem. Może nareszcie udało mu się powiedzieć, co czuje, z pełną świadomością, że niczego nie zataił, a może jedynie nie wyraził dostatecznie siły tych uczuć. Nieważne - wiedział, że to nie słowa były istotne, ale chwila, ale ich przeżycia, ich trzepoczące w przyspieszonym rytmie, rwące się do siebie serca.
A przysięga, którą złożyli sobie chwilę później, tylko to podkreśliła. Dla nich nie było to nic wielkiego, te słowa i obietnice, których zobowiązywali się dopełnić, bo żyli w ten sposób od wielu miesięcy, spełniając wszystkie warunki - zarówno "for better or for worse, for richer or for poorer", jak i, dla nich najważniejsze, "in sickness and in health". Nie zmieniło to jednak sposobu, w jaki czuli się w tej chwili: jakby zaczynali nowe, pełniejsze życie. A ciepło dłoni Spencer, które ogrzewało jego dłoń, sprawiało, że czuł się jak najszczęśliwszy człowiek na Ziemi, właśnie przy tych słowach, przy obietnicach, które składali sobie już nieraz, ale dopiero teraz zrobili to oficjalnie, przypieczętowując swój związek. Złote obrączki, które wsunęli sobie na palce, tylko przez chwilę chłodziły im skórę, by zaraz potem prawie w nią wrosnąć, jakby od początku tam właśnie było ich miejsce. Ręce Leo drżały, gdy próbował umieścić obrączkę na palcu ukochanej, ale uśmiechał się, bo, nie wiedzieć czemu, ta chwila rozbawiła go. Nie potrzebowali znaków, nie musieli pokazywać całemu światu, że są razem, ale to jednocześnie było piękne, że teraz już mają tak prosty sposób, by to zrobić. I Leo wiedział, że będzie dbał o ten symbol, by nigdy, przenigdy nie zapomnieć, gdzie jest jego miejsce.
I tylko zadrżał niekontrolowanie, gdy padły długo wyczekiwane słowa, słodkie słowa, których tak bardzo pragnęli w swoim wspólnym życiu. Patrzył na Spencer i wiedział, że tak właśnie musiało to wyglądać - i nieistotne, że zrobili wszystko nie po kolei, ona sama najlepiej to wyjaśniła: tak, jak jest, jest idealnie. Zaraz uśmiechnął się, wiedząc, co teraz nastąpi, a w momencie, gdy dostał wreszcie pozwolenie na pocałowanie swojej nowo poślubionej żony, wisiał już kilka centymetrów nad jej ustami, by wreszcie dotknąć ich. W kościele rozbrzmiały brawa, zalewając ich uszy łagodną falą dźwięków, które i tak ledwo do nich dotarły, bo teraz, przez chwilę, istnieli tylko oni. I nie było ważne, że miał to być tylko krótki, symboliczny pocałunek, bo Leo nie był już w stanie odsunąć się od Spencer, nie mógł wypuścić z dłoni jej twarzy... Aż wreszcie oderwał się od jej warg i odnalazł spojrzenie swojej żony, szepcząc: kocham cię.

[uch, nie umiem dzisiaj pisać -.- nawias za moment ;p]

Leo Rough pisze...

[nie jestem aż tak cierpliwa, żeby to znieść xD no widzisz, sama do tego doszłam ;p co w sumie jest całkiem optymistycznym znakiem dla mnie, czy coś ;p dzięki :) już mi się nie może nie udać :D
dzięęęęki :> ale serio? ;> ;p (tak? nie zauważyłam xD) mhm ^^
no nic ;p dobrze :> (OK! ojej, jak ja lubię tajemnice! :D ;p) ech, wiem to aż za dobrze :/ ;p ale Ty nie będziesz specjalnie zadowolona, tak? ;> a jaki masz pomysł, jaki, jaki? :D ;>> wiem... xD
no mówię przecież ;p prosz :D wiem, wiem! ;p mhm ^^ (dobrze, dobrze! ;p :>)
(jak coś, to się upomnij :>> ;p)
no to bardzo dobrze ;) bywa! za to biologię napiszesz śpiewająco! :>> no właśnie nie wiem... hah, no to widzisz, i tak sobie poradziłaś jakoś ;p (szczegół... ;p)
dobra, mniejsza... xD
nie, w sam raz :) hah, no bywa ;p ja i tak jeżdżę teraz do szkoły busem, a wracam samochodem z barmanem, więc bez różnicy ;p łał, serio? xD w tym tkwi przecież ich urok! :D taa ;p

nie pozwolili mi i mieli rację - uczyć się musi! a też gadał o tym od tygodnia, to go wreszcie wypchnęli do książek ;p jee, Tabaluga! xD ja oglądałam dziś przez pół dnia Pingwiny z Madagaskaru xD
o, nie! zniszczyliście mu dom?! xD]

Leo Rough pisze...

[aż tak! jest! arr, już sobie wyobrażam, jak to się wszystko niedługo potoczy :D
dobrze było :) OK ^^
xD no, powiedzmy, że to była optymistka ;p oczywiście :D
:D (dla mnie? żartujesz sobie? ;> xD)
no nic, spokojnie ;p wiem, że dobrze, że dobrze xD (tak, czy coś ;p) dla zasady? ;p nie będziesz zadowolona, jak się stoczy tak bardzo, mam rację? ;> poowiedz, proszę, proszę, proszę! (no właśnie! i tu jest inna sytuacja przecież! proooszę, Aaaaagaaaa :>>>>) haha, no tak ;p
no bo to ma być niespodziewanka! i to wcale nie jest wyraz mojej złośliwości przecież ;p
(:D)
na pewno! :) no weeź xD no ba! :D w to nigdy nie wątpiłam, że sobie radzisz ;D (tak właśnie ;p)
... mogłabym poszukać ;> xD
a ja nie wiem, jaka jest, nie wychodziłam dzisiaj, bo mi się nie chciało ;p ja tam już widziałam laski popylające w trampkach, także wiesz, zależy od człeka - ja jestem zimnolubna, dla mnie taka pogoda marcowa jest idealna, jeszcze nie za ciepło, ale żeby nie lało ;p no wieeem ;p haha, spoko, ja też nie xD
no bo go nie było! i musiałam sama się męczyć z dzieciakami - jak on jest, to jego dręczą xD no i wiesz, milej zawsze, jak się ma taką osóbkę na niedzielnym obiedzie :> mhm xD
niemożliwe ;p jakoś? ;> ale jesteś pewna? xD
a tak w ogóle, to przepraszam Cię, ale nie odpiszę już tutaj - byłam pewna, że dam radę, ale tak mi się oczy zaczęły kleić, że spadam od razu do łóżka, tym bardziej, że rano trzeba wcześnie wstać. jutro powinnam być jakoś wcześniej, po drugiej mam nadzieję, więc na wszystko, co będzie, odpiszę :) także dobrej nocy życzę, erotycznych, tak dla odmiany ;> miłego poniedziałku ;) 3m się :>]

Leo Rough pisze...

Od chwili, gdy Spencer znalazła się w jego ramionach, na niczym nie potrafił się już skupić. Całego jego ciało, poczynając od cebulek włosów, a kończąc na czubkach palców, wypełniała mu jakaś wibrująca energia, coś jak mały gryzoń, który wędrował jego żyłami, sprawiając, że nie potrafił zmusić się do bycia cierpliwym. Już, teraz, zaraz chciał chwycić swoją żonę za rękę i po prostu pobiec przed siebie - gdzieś, gdzie nikt nie będzie na nich patrzył, a ich radość zamieni się w coś dużo bardziej namacalnego, niż mówiące wiele spojrzenie czy uśmiech, który nie może być tak szeroki i pogodny, jak powinien. A zaraz potem przypominał sobie, że są otoczeni przez rodzinę i przyjaciół, przez wszystkich, którzy chcą z nimi świętować ten wyjątkowy, szczęśliwy dzień. Również oni nie mogli odmówić sobie spędzenia tego czasu z bliskimi, bo tak ważną chwilę musieli z nimi dzielić - wszystkie inne przeżywali przecież w samotności: dzień, gdy dowiedzieli się, że Leo jest zdrowy, radosne początki ciąży Spencer, narodziny ich synka, zaręczyny. To wszystko było tylko ich, ale ślub to już inna bajka. A gdy w drodze do bram kościoła spojrzał na ukochaną, znów poczuł elektryczny impuls - bez słów przekazała mu wszystko, co musiał wiedzieć. Znów ogarnął go błogi spokój, w którym radość, krążąca w jego żyłach, stanowiła rozgrzewające centrum wszystkiego.
A potem znaleźli się przed kościołem, gdzie przykryty szczelnie warstwą śniegu świat oświetlały jasno promienie słońca. Musieli zmrużyć oczy, gdy przekroczyli próg, a gdy zasypał ich deszcz ryżu, Leo nie do końca uświadamiał sobie, co się dzieje. Ze śmiechem odnalazł spojrzeniem Spencer, po raz kolejny zastanawiając się, jakim cudem zdołał odwrócić od niej wzrok. Była piękna. I była tylko jego. Z tą myślą zaborczo przysunął się do niej bliżej, wśród oklasków i śmiechów prowadząc ją do podstawionego samochodu, który miał zawieźć ich do dworku marzeń, gdzie będą świętować swoje połączenie. Tylko na moment zatrzymali się, gdy panna młoda wyrzucała przez ramię swój bukiet - Leo śledził jego lot, trzymając kciuki za wszystkie swoje kobiety, które o tym drobiazgu marzyły. A potem roześmiał się, widząc powstałe zamieszanie, które, o dziwo, potrafił zrozumieć. Hej, przecież sam właśnie wziął ślub! Wiedział, o co chodzi z całą tą ekscytacją. Na pytanie Spencer odpowiedział więc krótkim potrząśnięciem głowy, bo doskonale wiedział, że panie dojdą do kompromisu. A potem już bez wahania ruszył w kierunku czekającej na nich limuzyny, niemal drżąc na myśl o tym, że na kilkanaście długich minut zostaną sami w ciemnym wnętrzu samochodu. Wsunął się do środka zaraz za ukochaną, natychmiast znajdując miejsce tuż przy jej boku - nie czekając, aż limuzyna ruszy, przylgnął do jej warg. Był to pocałunek inny niż ten, który dzielili przy ołtarzu: dużo gwałtowniejszy, ale także niezwykle czuły, taki, przy którym na filmach dzieci odwracają wzrok. Albo jak pocałunek prawdziwej miłości, jak w bajkach, gdzie dzięki temu księżniczka budzi się ze snu. Podobnie czuł się Leo - jak wyrwany z niebezpiecznego letargu, jedyny mężczyzna na świecie, największy szczęściarz. Oddychając ciężko oderwał się od Spencer, by objąć dłońmi jej twarz, przyciskając czoło do jej czoła. Chciał coś powiedzieć, ale słowa odmówiły mu posłuszeństwa. Chciał coś zrobić, ale ciało nie chciało go już słuchać. Dopiero po chwili mógł sięgnąć do jej dłoni, przysuwając do siebie dwie lśniące obrączki, które zdobiły ich palce. Patrzył na nie rozmarzony, szczęśliwy, wciąż nie mogąc wykrztusić słowa, choć wiele chciał powiedzieć. I tylko co jakiś czas spoglądał na Spencer, jednocześnie gładząc jej dłoń, jakby wiedział, że ona wszystko wie...

Leo Rough pisze...

Drżenie w ciele Leo nie ustawało, gdy dotarli na miejsce. Limuzyna jechała niego okrężną drogą, by goście mogli znaleźć się w dworku przed nimi, więc znów przywitał ich chór braw i radosnych okrzyków, kiedy tylko wysiedli z samochodu. Zaraz potem wszyscy wlali się do środka, podążając za młodymi, których weselny starosta poprowadził do piękne przyozdobionego hallu, gdzie mieli przyjąć życzenia i drobniejsze prezenty, których, jak się okazało, było wręcz nieskończone mnóstwo. Wszyscy wiedzieli co prawda, że dom mają już urządzony, ale to nie przeszkadzało im w kupowaniu mniej niezbędnych drobiazgów, jak wazony, komplety kieliszków czy pościeli, choć dostali również od Kat profesjonalny ekspres do kawy, czym młodsza siostra Leo od razu się pochwaliła. A choć było to wszystko bardzo przyjemne - szczere życzenia od bliskich im osób, łzy ich matek (choć on po swojej wcale się tego nie spodziewał, ale zaraz wytłumaczył to sobie na swój sposób), rozbawione "mówiłem od początku, że będziesz miał muryńską dziewczynę!", które usłyszał od bliskiego przyjaciela z liceum, to jednak nie mógł się doczekać, aż znów znajdą się ze Spencer w jakimś cichym zakątku, gdzie będzie mógł po prostu ją objąć, pocałować, mieć przy sobie...

[o jeżu, błagam, nie krzycz na mnie za tę tragedię powyżej, ale pociłam się nad nią dwie godziny - miałam takie cyrki w domu, że szkoda gadać, a już szkoda mi było tego kasować. będzie lepiej, obiecuję! :>
jak poniedziałek? ;>
btw. jakie do osiemnastki, skoro już mi ich kiedyś życzyłaś? i przecież miałam już takie! ;p]

Leo Rough pisze...

Gdy dziś sięgał po dłoń Spencer, by poprowadzić ją na parkiet, był już zupełnie innym mężczyzną niż wtedy, gdy zrobił to po raz pierwszy. Pamiętał jeszcze tamtego aroganckiego radiowca z burzą niesfornych loków, którego zupełnie odmieniło spotkanie z zachwycającą brunetką. Pamiętał, jak przez większość tamtej imprezy siedział gdzieś w kącie, sącząc piwo i podziwiając ją, jak porusza się w rytm muzyki, otoczona przyjaciółmi. Pamiętał, jak myślał wtedy o sobie: idiota. A potem: ty niezdaro!, gdy wreszcie odważył się do niej zagadać, ale potknął się, wstając z kanapy. Mimo to podszedł, pewien, że zrobi z siebie pośmiewisko, ale zdecydowany, że nic go nie powstrzyma. Dzięki temu teraz trzymał ją w swoich ramionach, już nie obcą dziewczynę, ale żonę, a nogi nie plątały mu się ze zdenerwowania czy nadmiaru alkoholu. Ona jednak była nawet bardziej zachwycająca, niż wtedy, a Leo wciąż podziwiał jej ruszy, gdy przylgnęła do niego pośrodku sali, a potem zaczęli tańczyć. Ta sama piosenka, która wyznaczała ścieżkę dźwiękową ich związku, rozbrzmiała im teraz w uszach, bo przecież nie mogło jej zabraknąć, a oni w zgodnym rytmie sunęli po parkiecie, delektując się magią tej chwili. Wspominając, ale także tkwiąc mocno w tu i teraz, by zbyt wiele ich nie przytłoczyło. A potem muzyka się zmieniła. Zaskoczony Leo najpierw zamrugał, patrząc pytająco na ukochaną, by zaraz wybuchnąć śmiechem, który ona stłumiła gwałtownym pocałunkiem. I zaraz znów obejmowali się ciasno pośrodku parkietu, teraz już otoczeni innymi parami, choć dla Leo równie dobrze mogliby być zupełnie sami - niczego ani nikogo nie dostrzegał. Była tylko Spencer, ta wyjątkowa kobieta, która nawet w dniu, który sam w sobie był już niezapomnianym przeżyciem, potrafiła sprawiać mu niespodzianki, jak ta piosenka. Z czułością pocałował zaraz płatek jej ucha, szepcząc do niego, że jest niesamowita, a potem znów odnajdując jej usta z czułą pieszczotą. Było idealnie, piękniej, niż mógł to sobie wyobrazić, choć przecież doskonale wiedział, jak będzie wyglądać ich wesele! Nie, to, co działo się teraz, przechodziło jego najśmielsze oczekiwania.
Najchętniej Leo nie ruszałby się już z parkietu, choć wcale nie dlatego, że aż tak lubił tańczyć. Cieszył się po prostu, że trzyma w ramionach swoją żonę, że ma pod palcami jej doskonałe ciało ukryte pod materiałem zachwycającej, śnieżnobiałej sukni; cieszył się, że wszyscy spoglądają na nich, nie tylko szczęśliwi ich szczęściem, ale także nieco zazdrośni, bo ich historia była piękna. Mieli szczęście, nie, mają szczęście! I choć wiedział, że nie musi nic mówić, nie mógł powstrzymać się przed szeptaniem czule do ucha Spencer, poczynając od komplementów, którymi zasypywał ją przez dłuższą chwilę, by w końcu przyznać jej rację: dobrze zrobiła, upierając się, by nie widział jej w tej kreacji przed ślubem, a potem także wspominając o tym, że nie może doczekać się, aż zostaną sami... Teraz, gdy powoli opadały emocje towarzyszące im podczas uroczystości w kościele, pojawiał się inny, swobodniejszy Leo, pełen entuzjazmu, szeroko uśmiechnięty, niemal drżący z ogarniającego go podniecenia! Dlatego nie krył swojego niezadowolenia, gdy zespół ogłosił krótką przerwę, choć po chwili z nową energią poprowadził Spencer do ich stołu, po drodze przejmując od swojej starszej siostry Jamesa, za którym zdążył się już stęsknić. Chłopiec roześmiał się na ich widok radośnie, najwyraźniej równie szczęśliwy, jak jego rodzice.

Leo Rough pisze...

[tak, na pewno, jak teraz -.- no nic, robotników miałam za oknem, robili hałas, a jeszcze moja mama trzaskała garnkami, tata mi kazał rachunki płacić, normalnie masakra xD nie, lepiej nie... ;p
hahaha, spoko ;p
OK, skoro tak twierdzisz... ale ja chcę erotyczne! xD
^^ tak... słodko! no sama pomyśl, wyobraź ich sobie razem, jak już się, hm, "lubią" xD
no tak, tak... więc pewnie masz rację, jak zwykle :D ;p
(staram się... ;p)
skoro tak, to dobrze ;p mhm xD no tak, trochę będzie biedna, ale chyba jakoś to przeżyjesz, nie? ;p taaak, proooooszę, prooooooooooszę, PROOOOOOOOSZĘ! :>>>> (ale na co się nie chcesz zgodzić, bo nie ogarnęłam? ;p no właśnie xD nie, wcale ;p)
wcale! ;p
haha, spoko, wiem, oberwałabym xD
no dobra, nie musisz o tym mówić tak głośno... ;p
cicho! ;p no ja też, weź, nie jestem jakimś naśladowcą porytym ani nic, to przecież moje zdrowie, nie? ;p no tak, też racja ;p haha, skąd ja wiedziałam, że wybierzesz kwiecień, staruszko? ;> xD no właśnie ;p
a, no chyba, że tak, to masz rację xD ;p
hahahha xD bieeedny! xD ;p]

Leo Rough pisze...

[tylko troszeczkę, już skończyłam, bo nic więcej nie piszę :> znaczy muszę już spadać - przepraszam Cię bardzo, ale muszę pouczyć się na rosyjski trochę, a jeszcze jestem tam zmęczona, że normalnie oczy mi się same zamykają, choć właściwie niedawno kawę wypiłam :/ także metro sobie możesz odpuścić i odpisać jutro, bo ja, jak zwykle zresztą, będę dopiero po siódmej :) i też będzie u mnie krucho z czasem, bo w środę dwa sprawdziany... no nic, poradzimy sobie, jak zawsze :> zbieram wenę i przychodzę jutro już bez marudzenia, obiecuję! :))
dobrej nocy, Aguś, kolorowych :*]

Leo Rough pisze...

[oczywiście, że napalona, a co Ty sobie myślisz? ;> xD więc dziękuję, że mi łaskawie pozwoliłaś mieć te erotyczne sny, mamo, czy coś ;p
bo nie o zwykłe lubienie mi chodziło przecież! xD
mhm ;p
(no dzięki ;p)
będziesz miała! znaczy masz: możesz się nie zgodzić zawsze ;p no to jak? zastanowiłaś się? Mysiu Pysiu Kochanie... xD (ja na co? nic już nie wiem xD nieee ;p)
oczywiście :D ;p
haha xD
docenię to, naprawdę :> ;p
okej, wapniaku xD tylko masz nadzieję, znowu? ;p no nie mogę mieć takiej pewności, po Tobie już nie wiem, czego się spodziewać ;p
hah ;p
ahahaha, no w sumie racja xD ;p
xD spooko, rajdowiec też dobry, nie? xD ;p haha, tyle dobrze, że nie zrobiłam literówki i rzeczywiście tak nie napisałam, bo być mi żyć nie dała xD
... a skoro masz tyle nauki, to ja Cię wątkami rozpraszać nie będę ;> znaczy ja sama mam te dwa sprawdziany z dwóch tragicznych przedmiotów, z geo i z fizy, więc póki co na trochę do tego przysiądę, a za odpisywanie wezmę się później, za godzinę może, coś koło tego. wybaczysz? :> mam nadzieję. w każdym razie - miłego wieczorka ^^]

Leo Rough pisze...

Oczywiście, że pilnował, by za dużo nie wypalić, a przynajmniej, by nie śmierdzieć za bardzo, bo w tak ważnym dla nich dniu nie chciał niepokoić i złościć ukochanej takim drobiazgiem, jak jego uzależnienie od papierosów. Zresztą, sam nie uważał, że ma z tym problem, bo mógł w każdej chwili przestać, tylko po co? Z tym było jak z wymyślonym przez Spencer postem od seksu - po co zaprzestawać czegoś, co przynosi same korzyści, jak odprężenie po trudnym dniu czy odciągnięcie myśli od niepokojących tematów? Nie widział w tym celu, skoro nikogo nie krzywdził, nie licząc nosa ukochanej, który cierpiał na tym jedynie, gdy Leo zapominał się i nie szorował zębów natychmiast po wypaleniu papierosa. Ale tego wieczora to nie było konieczne - nie palił prawie wcale, nie licząc symbolicznego papierosa ze starym przyjacielem, z którym potem pił wódkę w najdalszym kącie sali, by nie rzucać się za bardzo w oczy, choć panu młodemu raczej trudno było się ukryć. Ale tak, jak Spencer musiała zatańczyć ze wszystkimi, tak Leo z każdym musiał się napić, choć oszukiwał, jak mógł, by nie odpłynąć - głowę miał mocną, ale przecież nie był niezniszczalny! Wymawiał się więc koniecznością odnalezienia żony, a potem znikał, by dołączyć do ukochanej gdzieś na parkiecie, znów wirując w takt muzyki aż do momentu, gdy ktoś inny zechciał porwać mu Spencer. I nawet nie zdążył zastanowić się, która godzina, a już wybijała północ na ogromnym, zabytkowym zegarze w hallu. Czas przemykał mu przez palce, aż z większości wydarzeń wieczora zostały mu z głowie jedynie strzępki. Tylko chwile, które spędził z ukochaną, trzymając ją w ramionach, mogąc podziwiać jej doskonałą urodę i wdzięk, nasycać się bliskością na tyle, na ile pozwalało im towarzystwo innych osób, wyryły mu się w pamięci bardzo dokładnie. Wiedział o każdym szczególne, o każdym grymasie na jej twarzy, a nawet o każdym drinku, w którym moczyła usta! A gdy w połowie przyjęcia zniknęli, by udać się na sesję, niczego nie udawał - ani podpowiadanej przez fotografa radości, ani miłości, ani wzruszenia, bo to wszystko wciąż nim targało, podsycane kolejnymi wydarzeniami, a po części także alkoholem.

Leo Rough pisze...

I wieczór kończył się stanowczo zbyt szybko, jak dla Leo, którego wciąż rozpierała ta drżąca energia, z jaką wypowiadał słowa swojej przysięgi. Noc jednak była równie dobra do zabawy, choć gości powoli się wykruszali - zniknął ojciec Spencer z ich synkiem, dołączyła do niego jej mama, potem także Mara ze swoimi dziećmi i córką Kat pojechała do hotelu, a wraz z nią matka Leo wymknęła się z dworku, odpuszczając sobie pożegnania. Gdy ukochana porwała go wprost z parkietu, gdzie właśnie miał rozstać się ze swoją szefową, która, lekko wstawiona, po raz kolejny życzyła mu wszystkiego najlepszego, zdążył jeszcze rozejrzeć i ocenić się, że przynajmniej połowa gości już gdzieś zniknęła - czy to w wynajętych w pobliskim hotelu pokojach, czy w domach, czy też w innych salach dworku lub na zewnątrz. W każdym razie nie było już to to samo gwarne wesele, co kilka godzin wcześniej, więc pocałunek Spencer zapalił w jego głowie zieloną lampkę: z całą pewnością mogą się już zebrać, nikt nie mógł mieć im tego za złe. Odsunął ja jednak od siebie po dłuższej chwili, by zajrzeć jeszcze na salę, gdzie jego młodsza siostrzyczka tańczyła z jedną z jego współpracownic z redakcji, a Kate śmiała się głośno, pochylona w stronę jego przyjaciela, Pete'a. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, wręcz szczęśliwych, więc Leo z czystym sumieniem miał zniknąć z żoną na wyższym piętrze wspaniałego dworku, gdzie czekał na nich specjalnie przygotowany pokój. Gdy więc uznał, że mogą już zniknąć na górze, spojrzał wymownie na ukochaną. Zastanowił się jeszcze, czy powinni się pożegnać, ale tak naprawdę było już na tyle późno, że nikt nie mógł się o to zniknięcie obrazić. Mimo to po chwili wahania wrócili jeszcze na moment do sali, podziękowali gościom, a potem objęci ruszyli po okazałych schodach, już pewni, że nic im nie przeszkodzi, bo reszta nocy należy tylko i wyłącznie do nich.

[jeżu, nie wiem, co to xD
mogłabyś zawsze na mnie nakrzyczeć albo coś, masz wybór ;p tak, robienie ściąg zawsze spoko... xD a jak tam Tobie poszło ;>
btw. coś tam kiedyś było o Karoli po tequili, nie? ;> no to dzisiaj była xD i znowu w piątek się pojawi na blogu, o ile pojawi się w domu ;p]

Leo Rough pisze...

Wiedział, że starannie wykorzystają każdą chwilę, którą dane im będzie spędzić tylko we dwoje. Zwykle nie mieli ich zbyt wiele, bo w ograniczał ich synek, choć oni, oczywiście, wcale z tego powodu nie rozpaczali. Nie znaczyło to jednak, że nie wolno im było cieszyć się tą nocą, podczas której nikt ani nic nie będzie im przeszkadzać w prostym byciu ze sobą w sposób, jaki im najbardziej odpowiada. Może i do świtu nie zostało im zbyt wiele czasu, ale także nic nie zabraniało im zaciągnąć zasłon i udawać, że to wciąż noc - ich noc poślubna! I Leo rzeczywiście aż drżał z ekscytacji na myśl, że spędzą teraz razem tyle czasu, ile tylko będą chcieli, nie mając przy sobie telefonów, komputerów, zamykając drzwi wspaniałego apartamentu na klucz. Właściwie wszystko wokół mogło runąć, świat mógł się skończyć, ale ich ominęłoby to, bo w chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, wszystko inne przestało istnieć. W tamtej chwili byli znów tą parą bez najmniejszych zmartwień, co na początku, choć nawet w tej chwili czuli tę swoją nową, dojrzałą i pełną miłość - jednocześnie jak rozkoszny ciężar, który pomaga zachować równowagę i dodaje sił, ale także jak błoga lekkość, która pozwala unieść się do samego nieba.
Może nie do nieba, ale przynajmniej kilkadziesiąt centymetrów ponad podłogę podniósł ukochaną Leo, gdy dotarli na ostatni podest schodów, a drzwi ich małżeńskiego apartamentu zamajaczyły w końcu korytarza. Ułożył ją wygodnie w swoich ramionach, czując pod palcami fałdy materiału, który niedługo miał z niej zedrzeć - ten jeden, jedyny raz. Z rozbawionym uśmieszkiem poddał się jej zabiegom, gdy ręce Spencer niemal natychmiast znalazły dla siebie odpowiednie zajęcie, już przed wejściem pozbawiając go muszki i dobierając się do guzików koszuli, a pod dotykiem jej ust na delikatnej skórze płatka ucha cały aż zadrżał. Łokciem otworzył drzwi do pokoju, a potem nogą zamknął je za nimi, dopiero wtedy stawiając ukochaną na podłodze, choć nie pozwalając jej się odsunąć choćby o milimetr. Trzymał ją przy sobie, na oślep odnajdując jej ciepłe, chętne wargi, które musnął teraz jedynie przelotnie, właściwie ledwo ich dotykając. W międzyczasie przekręcił w drzwiach klucz, a chrobot zamka wywołał na jego twarzy kolejny szeroki, radosny uśmiech - teraz byli sami, nic nie mogło im przeszkodzić.
- Gdzie pani tak spieszno, pani Rough? - wymruczał miękko wprost do ucha Spencer, nie mogąc powstrzymać pobrzmiewającej mu w głosie radości i dumy. Była teraz jego żoną i rozkoszował się tą świadomością, smakując na nowo brzmienie swojego nazwiska, w myślach łącząc je z imieniem ukochanej, choć to wibrowanie, które czuł w piersi, zabraniało mu jeszcze używać ich razem. Tak samo, jak słowo "żona" nie mogło przejść mu przez usta, bo wywoływało tak silne emocje, że nie był w stanie się opanować! Poza tym... to wciąż wydawało się takie nierealne! Ale teraz, gdy trzymał ją w ramionach, a jego dłonie wędrowały po materiale śnieżnobiałej sukni, wszystko nabierało wyrazistości. Wiedział jednak, że ta chwila i te wrażenia już się nie powtórzą, więc muszą się nimi delektować, smakować ich najlepiej, jak potrafią, przeżywać je najgwałtowniej, jak tylko można, choć... powoli. Nie był pewien, czy dadzą radę, ale mają przecież całą wieczność, by próbować.

[tak, oczywiście xD
no pewnie tak ;p już mi dziś wychowawczyni nawet powiedziała, że mi to nic nie można powiedzieć, bo wszystko od razu na poważnie biorę xD hah, spoko ;p a ja w ogóle nie umiem, także i tak mnie nie przebijesz xD no jasne - przecież jutro też jest dzień, czy coś ;p
xD nom ;> ;D no tak ^^ spoko ;)
hahaha, spoko xD tak, masz rację ;p czy coś xD
no nie mogłam, bo to jest Iyka, ona nie zna zbyt dużych słów :>> xD
(;p)
coś innego się wymyśli zawsze :D a długo Ci to jeszcze zajmie? ;> no, próbuję? xD a co zadziała? ułatw mi zadanie, proooszę :D (?? xD)
;p
ofc ;p
no nie wiem, sama ona chyba ;p no właśnie wiem xD ;p
:D
dla mnie: całe szczęście! xD
a teraz już się zbieram, bo późno i jutro nie dam rady wstać ;p będę o siódmej :> dobranoc, pchły na noc, karaluchy na rano! :D]

Leo Rough pisze...

[Aguś, porywają mnie na trochę - teraz barman, a potem siostra, więc pojawię się dopiero wieczorem, niestety ;< więc ucz się, skoro masz aż tyle roboty, powodzenia Ci życzę! do spisania, mam nadzieję ;)) miłego wieczorka ;)
a co do Iyki i Dymka, to niech sobie idą dalej najwyżej, a jego znowu zatrzymają na Pawieleckiej, tam się może coś potoczy ^^ możesz nawet do tego przyspieszyć ;)]

Leo Rough pisze...

[dzięki, bawiłam się, bawiłam, ale teraz za to cierpię! znaczy mam tyle nauki na jutro, że aż mi niedobrze, więc pewnie będę siedzieć do rana, no kurwa -.- także już wolałabym Twój ból spędzania wieczora nad książkami, wiesz? ;p mam nadzieję, że przynajmniej Tobie jakoś to poszło z wszystkim, co miałaś ogarnąć ^^
bo coś mi się tam ubzdurało wcześniej, już nieważne ;p OK ;)
no to właśnie nie ma mojego potem, bo nie siadam do bloga, nie mam dziś czasu ;< spiszemy się jutro - będę gdzieś koło szóstej nawet, patrz, jak mi się uda wcześnie zerwać :D a teraz to już tylko życzę Ci dobrej nocy i miłego dnia jutro ;) do spisania, ciao :*]

Leo Rough pisze...

[... a jednak mi się nie udało i jestem dopiero teraz ;< zjadam coś, ogarnę sobie parę rzeczy do szkoły, a potem już siadam i odpisuję :) przepraszam, że tak wyszło.]

Leo Rough pisze...

Doskonale wiedział, że nie dadzą rady powstrzymać się przed gwałtownym smakowaniem pieszczot i delektowaniem się intensywną bliskością, ale jednocześnie łudził się nadzieją, że tym razem będzie inaczej. Pragnął, żeby ta noc zapadła im w pamięć nie tylko jako fizycznie przeżycia niosące rozkosz, ale także jako pełne połączenie ich dusz. Chciał patrzeć jej w oczy i wiedzieć, że nie potrzebują słów. I już sam nie wiedział, na ile to wszystko jest realne i możliwe do spełnienia, bo tak naprawdę czuł, jak to się skończy. To samo wrażenie odbierał od Spencer, gdy stała tuż przy nim, a jej ciepły oddech owiewał mu szyję. Tak, doskonale wiedział, co się wydarzy, ale właściwie już mu to nie przeszkadzało.
Gdy wreszcie wargi Spencer dotknęły jego warg, wręcz odetchnął z ulgą. To było jak łyk wody dla wyschniętego z pragnienia gardła - jak ocalenie i cud. Objął dłońmi jej twarz i pogłębił pieszczotę, ledwo mogąc skupić się na niej, bo znów targające nim emocje wprawiły całe jego ciało w rozkoszne drżenie. Wibrujące ciepło w okolicach serca także kazało mu przyciągać do siebie ukochaną mocniej i mocniej, coraz swobodniej błądząc dłońmi po jej ciele, wciąż jeszcze ukrytym pod warstwami śnieżnobiałego materiału. A gdy już ich pocałunki osiągnęły apogeum gwałtowności i towarzyszących im emocji, Leo zdecydowanym ruchem obrócił ukochaną plecami do siebie, a potem, całując jej kark i ramiona, powędrował dłońmi w okolice haftek, które trzymały sukienkę na miejscu. Rozkoszował się tą chwilą, nie spiesząc się z odsłanianiem kolejnych fragmentów ciała swojej młodej żonki, choć widział, że ona cała aż drży w oczekiwaniu na chwilę, gdy suknia z szelestem opadnie na ziemię, a oni będą mogli znów przyspieszyć w drodze do rozkoszy. Ale póki co Leo torturował ją swoją zwłoką, by wreszcie, po długich, stanowczo zbyt długich męczarniach, uwolnić ukochaną z więzów białej kreacji. I zanim zdążył choćby westchnąć z zachwytu, gdy pojawiła się przed nim w samej tylko bieliźnie, już znów całowała go. Tkwili tak - usta przy ustach, pierś przy piersi - przez całe godziny, przez całe wieki, jak zaczęło mu się wydawać, gdy oddech wiązł mu w gardle, a ręce zaczynały drżeć. Impuls nadszedł nagle i zawładną jego ciałem tak, że nie miał już na nim żadnej kontroli. Więc tylko wziął Spencer na ręce i, wciąż ją całując, zaniósł na ogromne, małżeńskie łoże stojące pośrodku apartamentu. Tam ułożył ją ostrożnie, jak kruchą, szklaną figurkę, a sam zrzucił buty i zerwał z ramion odpiętą już wcześniej koszulę. A potem nie istniało nic więcej - były tylko nierówne oddechy, zbyt gwałtowne pocałunki, porwane skrawki materiału, krzyki nie tylko rozkoszy, ale także bólu, tego, którego nie sposób odróżnić od przyjemności, który zwalnia wszelkie hamulce. I tym była dla nich ta noc - jazdą ze stromej górki, bez hamulców, bez kasków. A potem upadkiem do wody, w chłód ulgi i zapomnienia.

Leo Rough pisze...

[trochę tak, ale co mam zrobić, jak mi źle? normalnie nie pamiętam już, kiedy ostatnio popisałyśmy sobie tak... porządnie! a to mnie gryzie, przecież wiesz. i w ogóle jestem tak zmęczona, że nie wiem, jak mam na imię -.- mówiłaś kiedyś, że będziesz mi przypominać! xD o, no to spoko ;) hah, u mnie też sypie, tak dzisiaj zmarzłam, że szok xD
no to rzeczywiście nieciekawie to załatwili :/ ale spokojnie, bez zbędnego stresu ;) wszystko ogarniesz! i jak ta nauka Ci poszła? idziesz jutro do szkoły? ;>
;p
no tak, oczywiście ;p ok ;p
a ja nie wiem... ;p
no właśnie! trzeba nam wybaczyć w takim wypadku :D
coś! ;p no bo mnie lubisz przecież ;? no dobra, to ja słucham ;> pomogłam z Iyką i Dymkiem, teraz Twoja kolej! :D ;p
;p
haha xD
a ja to się pojawiłam i od razu znikam, bo jestem tak padnięta, że już nie kontaktuję. może jutro będzie ze mną lepiej, ale tak naprawdę nie mogę obiecać, że w ogóle się pojawię, bo ciągną mnie na jakąś imprezę :/ wcale nie chce mi się iść, tym bardziej, że w weekend mam kurs pierwszej pomocy taki z egzaminem i certyfikatem, profesjonalny i w ogóle, no i miałam się na niego uczyć, ale dupa -.- także dobrej nocy życzę :> do spisania jutro, mam nadzieję ;) powodzenia ze wszystkim ;))]

Leo Rough pisze...

[dotarłam! późno, więc też zmęczona, a właściwie praktycznie ledwo żywa, ale na coś odpiszę, skoro jutro znowu będę w domu dopiero wieczorem, choć pewnie nie aż tak zaawansowanym ;p nie wiem, czy jesteś, ale jak coś, to daję znać, że zasiadam nad okienkiem? :>
jak życie, Aguś? :)]

Leo Rough pisze...

[to dobrze, taką miałam nadzieję :) z bramki Orange, która wysyła tak jakby z mojego numeru, z komputera siostry, z którego już kiedyś do Ciebie pisałam, więc numer miałam zapisany w tej ciasteczkowej liście czy jak to się tam nazywa ;p i wcale nie podoba mi się to Twoje "niby", wiesz? ale spoko, mogę się wytłumaczyć: mój komputer miał problem, który nazywał się "niedziałający serwer DLS/DNS (nie pamiętam tego skrótu)", więc z niego nie mogłam korzystać, ale już komp mojej sis działał. więc napisałam esa, a potem się zmyłam. jeszcze jakieś pytania/wątpliwości/zażalenia? ;>
toczy się? też bym tak chciała! moje zapieprza teraz jak głupie, aż ledwo pamiętam, co robiłam w tym tygodniu! ta zima mnie rozregulowała, ale, jak sądzę, nie tylko mnie :> hah, no tak, w domu najlepiej, nie? herbatka, nowy odcinek Glee... ;>> o jeżu, aż tak? u mnie to tylko takie plamy już zostały xD
niee, ładnie Ci wyszło, słodko <3 :D teraz ciekawe, jakie wyjdzie moje... ;p
no po tych ostatnich dniach (i ostatniej wiadomości) to już sama nie wiem, czy nie masz za złe. a jeśli masz, to ja szczerze przepraszam, bo nie chciałam w żadnym stopniu zaniedbać Ciebie i naszego pisania. jasne, że sobie odbijemy! :D na przykład po Twoich maturach! oj, już się nie mogę doczekać... ;>>
cudnie Cię załatwiła, nie ma co! no i super ^^ ja też już załatwiam sobie korki, ale takie kumpelskie bardziej - z jedną z dziewczyn z klasy z podobnymi aspiracjami i poziomem zrozumienia chemii xD haha, no to właściwie Ci się wczoraj upiekło! xD jak Ci poszło? ;>> no, to spoko, pouczysz się, czy coś ;p
hah, całe szczęście ;p
miałaś mi powiedzieć, jaki jest Twój plan na odbicie androśkowego Leośka z dna ;p to jak, to jak?? hej, nie nabijaj się ze mnie! xD]

Leo Rough pisze...

[chcę się tłumaczyć, bo nie chcę, żeby nam się tu to wszystko popsuło, więc skoro masz jakieś pytania, to po prostu pytaj. not big deal. a że się czepiam słówek, to wiesz już od dawna ;p nie obrażaj się i nie czuj się urażona, proszę, bo ja także niczego złego nie miałam na myśli. to tylko trochę źle wyszło - najpierw ten mój zjebany tydzień, potem te Twoje pytania i moja nieprzemyślana odpowiedź.
proszę, nie złość się już na mnie. i, przede wszystkim, niczego nie zmieniaj (niech nie będzie żadnego "następnym razem"!), bo nam się tu zrobi kwaśno i nieprzyjemnie. chyba tego nie chcemy, nie? :>
... więc ja walczę z odpowiedzią dla Ciebie, cobyś miała coś na jutro, jeśli zachce Ci się odpisać. ja będę dopiero wieczorem, nad książkami z polskiego -.- dobranoc, miłego dnia!]

Leo Rough pisze...

Ta kąpiel miała być wisienką na torcie ich doskonałej nocy poślubnej. Otaczające ich wonie odurzających wręcz olejków, otulające ich wale ciepłej wody, plątające się w kłębach piany ciała - to wszystko było niemal jak sen, jak przyłożenie do poduszki zmęczonej głowy i poczucie, że zaraz zniknie świadomość. Nie, Leo nie był aż tak zmęczony, bardziej pozbawiony energii, bo rozleniwiony za sprawą gorącej kąpieli, która nie tylko rozluźniła jego mięśnie, ale także uspokoiła umysł. Znów lśniła w nim jasno tylko jedna myśl, jedno słowo: żona. Trzymał w ramionach swoją żonę, właśnie dobiegała końca ich noc poślubna, a kilka kilometrów stąd czekał na nich ich synek, owoc ich miłości, którą poprzedniego dnia przypieczętowali. Był szczęśliwy, bo pod wodą spotykały się ich dłonie, te z obrączkami, a lśniący metal niemal ich parzył, gdy z nową mocą uświadamiali sobie, czego jest symbolem. I tak naprawdę niczego więcej nie było im trzeba - tej chwili razem, tego dotyku ciał, które przynosi ukojenie wszystkich uczuć i emocji, daje spokój i poczucie bezpieczeństwa. A przynajmniej tak sądził, dopóki Spencer nie wpadła na lepsze zakończenie tej wyjątkowej nocy - nocy uniesień o specjalnym znaczeniu. Nieco zaskoczony, bo wybudzony z głębokiego zamyślenia, poddał się jej woli, choć z początku nie rozumiał do końca, co się dzieje! Chyba po prostu sądził, że jego ukochana sięgnie po ręcznik, a potem wyjdzie z wanny, by położyć się już do łóżka i przespać przynajmniej kilka godzin, choć zaraz miał ochotę roześmiać się w głos: znał ją za dobrze, by oczekiwać czegoś takiego! Odwzajemnił więc czuły, delikatny pocałunek, jaki złożyła na jego wargach, a potem już zupełnie oddał się we władanie jej dłoni, w sidła jej ciała, nie mając z tego powodu najdrobniejszych wyrzutów sumienia. Ich ciała niezmiennie potrafiły znaleźć wspólny rytm, ale tym razem było to coś więcej, niż synchronizacja ruchów - to było kołatanie jednego serca i czułość wspólnych dłoni, jeden puls i jedno pragnienie. Właśnie tego Leo szukał, choć to ona, jego żona, znała klucz do tych rejonów ich bliskości, w której potrafią stać się tak doskonale jednym organizmem. Na kilka długich chwil zamienili się w czystą energię, w miłość w najprostszej i jednocześnie najpiękniejszej postaci. Świat przestał istnieć, bo zbudowali sobie swoje miejsce, swoją świątynię. I Leo doskonale wiedział, że już zawsze będą potrafili odnaleźć do niej drogę, choćby życie znów stawiało im na niej przeszkody. Wszystkie pokonają razem - dla tej jednej chwili, jednego spojrzenia, które powie tylko albo aż: MY.

Leo Rough pisze...

To był długi, pełny wrażeń dzień i wcale nie krótsza noc, co Leo uświadomił sobie z całą mocą, gdy, trzymając pomiędzy palcami dłoń ukochanej, szedł w kierunku skołtunionej pościeli na ogromnym łożu pośrodku pokoju. Wiedział, że o ile wcześniej ta przestrzeń była im potrzebna, o tyle teraz równie wygodnie byłoby im na jednoosobowej pryczy, co zaraz potwierdzili, wsuwając się pod zimną kołdrę i nie pozwalając, by drugie ciało zniknęło gdzieś w fałdach pościeli. Nie, trzymali się siebie wręcz kurczowo, stęsknieni i spragnieni teraz już tylko tej niewinnej bliskości, drobnych zaledwie pieszczot, którymi usypiali się, kojąc wszystkie emocje, wciąż buzujące w ich żyłach odległym echem. Zasypiali z "kocham cię" na ustach, z lekkim pocałunkiem, mrużąc oczy przed wdzierającym się do wnętrza ich apartamentu zimowym słońcem. Ukryli się w swoich ramionach, w objęciach swojego świata, by pozwolić sobie na nieme "dobranoc" tak spokojne, jakby nie istniało nic więcej, niż ten pokój, to łóżko, ich miłość. W niej zawsze byli bezpieczni.
Zasypiali już nad ranem, gdy słońce wdzierało się na szarawe, grudniowe niebo, ale i tak obudzili się dość wcześnie. Wciąż żyli sobą, sobą oddychali, więc również oczy otworzyli w tej samej chwili, jak na komendę. Leo z uśmiechem szepnął nowe, magiczne słówko, którym przywitał się z ukochaną, choć zachrypnięty głos zaraz odmówił mu posłuszeństwa - zostali więc z jego "żono..." w powietrzu, bo na nic więcej nie mieli czasu. Już całowali się, już przysuwali pierś do piersi, bo przecież wcale nie spędzili ostatnich godzin w swoich objęciach, nie! Byli stęsknieni, ale przede wszystkim wręcz szaleńczo szczęśliwi, więc to uczucie wygrało po chwili z pożądaniem, które odsunęli na nieokreśloną chwilę "potem". Póki co mieli inne zadanie - śniadanie! Taca ze wszystkim, czego sobie mogli zamarzyć, czekała przed drzwiami, roznosząc po korytarzu zapach świeżo parzonej kawy i chrupiących rogalików. Jedli w łóżku, karmiąc się nawzajem i brudząc sobie nosy dżemem, żartując i śmiejąc się, choć przez to ledwo trafiali do ust. Ale czy tak naprawdę byli głodni? Leo miał wrażenie, że teraz mógłby żyć o powietrzu, bo widok obrączki na palcu Spencer wypełniał go tą drżącą energią, która niemal nie pozwalała odczuwać ludzkich potrzeb. Cieszył się jednak tą chwilą, dzieloną radością, wolnością, na którą nie mieli już zbyt wiele czasu. Musiało go jednak wystarczyć na kolejną atrakcję dnia: prezenty.

Leo Rough pisze...

Ustalili już wcześniej, że prezenty na Święta sobie odpuszczą, a już na pewno nie będą kombinować z niczym wymyślnym - wystarczą drobiazgi. Dostosowali się do tego oboje, kupując książki i płyty, by nie zadręczać się tym tuż przed ślubem. Nic jednak nie mówili o prezentach na tę drugą okazję, więc Leo już od pewnego czasu przygotowywał coś wyjątkowego, coś specjalnego, czego Spencer nie zapomni, a wręcz będzie chciała do tego wracać. To nie było łatwe zadanie, wymyślić coś takiego, ale wpadł na idealny pomysł. Gdy więc zjedli już obfite śniadanie, popijając jedynie mocną, czarną kawę, by dopełnić codziennego rytuału, szatyn na moment podniósł się z łóżka, bez słowa znikając w korytarzu. Wrócił z dość dużą, płaską paczką, starannie zapakowaną w gustowny papier. Z figlarnym uśmieszkiem podał ją Spencer, a potem usiadł tuż obok, czekając, aż rozpakuje ten "drobiazg", nad którym on tak się namęczył. I nie tylko on! Był to bowiem album oprawiony w jasną, delikatną skórę, w której wytłoczona była jedynie drobnym drukiem, w rogu, data ich ślubu. Najważniejsze czekało jednak w środku... Komiks! Namalowany głównie przez Leo, choć prac pilnowało wprawne oko Kat, przedstawiający najważniejsze chwile z ich związku, od samego początku, od ich pierwszego tańca. Zachowane były wszystkie szczegóły, a przynajmniej te istotne lub wyjątkowo zapadające w pamięć, jak kolor bluzki, jaką miała na sobie Spencer, albo dokładna pora dnia, wskazana na wtopionym w tło zegarku. Kolejne strony zawierały następne etapy, przypominały zabawne sytuacje i niezwykle ważne dla nich momenty. Kolorowe obrazki kończyły się jednak gdzieś w połowie albumu dużym na całą stronę rysunkiem przedstawiającym ich przy ołtarzu, całujących się po ostatnich słowach księdza. Na dole widniał podpis: i żyli długo i szczęśliwe, ale na następnej stronie postawiono trzy kropki - obietnicę dalszego ciągu ich historii.

[głupio mi teraz. niefajnie to wyszło, wiem, przepraszam. masz rację, miałaś prawo zapytać o moją cudowną bramkę. ok, rozumiem. a teraz już wszystko w porządku?
no weź, widziałaś, o jakiej porze ja to pisałam?! ;p
hah, no tak, klasyka ;p słodko! :D hihi, jasne, nic tylko wskakiwać w szorty! ;D ;p
słodko! wiem, tylko mi to jakoś nie wychodzi - czuję się, jakbym zupełnie wyszła z wprawy przez tych kilka dni... :/ ;p
... to ja już sama nie wiem - nie masz za złe, ale Cię wkurzam ;p spooko! e tam, nie aż taki, bo już teraz zamknęłam sobie oceny z kilku przedmiotów, tak mi się udało wywalczyć szóstki jakimiś konkursami czy coś ;p także będzie chyba lepiej niż w zeszłym roku ^^
chyba o naukę pytałam, ale mniejsza xD
no serio! ;p pamiętasz, pamiętasz! ;p nie, wcale xD no tak, taksówką ;) wiesz, bez spiny, bo ja też mam masę nauki, a jeszcze później widzę się z barmanem, więc nawet nie ruszam metra. może zdążę jeszcze raz czy dwa odpisać tutaj ;)]

Leo Rough pisze...

[no tak, ale wczoraj to się w sumie najadłam strachu, wiesz? całe szczęście :) a co się dzieje, Kochana?
no przecież! xD
ba! toż to będą tropiki! ;D ;p
tak, jasne. o, lubię takie podejście :> niedługo! ^^
nie czepiam się, niee! ;p ok, jasne, tak, mamo :> wiem! :D mhm ;)
tak! ;p ojej, to bardzo źle, że strasznie mi się to podoba? ;> świetnie to wymyśliłaś! :D btw. jak tu dojdziemy do tego Noasia? ;> no widzisz, a ja jednak nigdzie nie poszłam, on wpadł na trochę, ale go wygoniłam ;p (stara się chłopak teraz, wiesz? miałaś rację! więc jeszcze raz: bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję! :*) ale też chyba nie odpisuję, bo muszę się jeszcze trochę pouczyć na powtórzenie z romantyzmu -.-]

Leo Rough pisze...

[chciałam się jednak zebrać i coś gdzieś stworzyć, ale już mi nic z tego nie wyjdzie, bo oczy mi się strasznie kleją. jutro będę pewnie koło czwartej, a potem wychodzę i wracam po dziewiątej, więc jakoś te nasze wątki w tych chwilach postaram się ruszyć ^^ dobrej nocy Ci życzę i miłego poniedziałku :)]

Leo Rough pisze...

[miałam dzisiaj w szkole trudny dzień i jestem niesamowicie padnięta, więc chcę się teraz trochę zdrzemnąć, a niedługo wychodzę, co oznacza, że odpiszę dopiero, kiedy wrócę, pewnie po dziewiątej, jak już pisałam :) czeka mnie sporo nauki, ale myślę, że wymienimy przynajmniej jedną czy dwie odpowiedzi ;) miłego dnia :*]

Leo Rough pisze...

[ale Ci dobrze, jak zwykle! też mi się marzy takie wolne popołudnie, ale takie... leniwe całkiem :>>
bo było bardzo męcząco - biegałam po szkole i ogarniałam wszystko za wszystkich na wczoraj, norma. ale teraz byłam na zumbie, naładowałam akumulatory, choć zużyłam wszystkie siły... nie łapię się więc już teraz za odpisywanie, choć naprawdę chciałam, ale wiem, że nic mi z tego dobrego nie wyjdzie. stworzę coś sensownego jutro po powrocie ze szkoły, a że mój chłopak zostaje dłużej na uczelni, to ja będę wcześniej :D pewnie przed szóstą się pojawię, o! dobrej nocy, Kochana, 3maj się :* ^^]

Leo Rough pisze...

Patrzył na swoją szczęśliwą żonę i nie mógł się nadziwić, że tak niewiele potrzeba, by mieć dla siebie cały świat - odrobina wysiłku, gotowość na poświęcenia, wyrozumiałość i szczypta kreatywności. Stworzyli swój własny przepis na doskonałą miłość i doskonały związek, a teraz mieli już plan na równie doskonałą rodzinę, choć nawet teraz radzili sobie świetnie z podziałem obowiązków w opiece nad synkiem. Tak, byli wyjątkowi, wyjątkowo wyjątkowi, już choćby dlatego, że mieli siebie nawzajem, swoją bezgraniczną miłość, zaufanie i upór, który gwarantował, że wszystko im się uda. Gdy więc spoglądał w rozjaśnione szczęściem oczy ukochanej, podziwiał splątane po śnie włosy, nabrzmiałe od namiętnych pieszczot usta, czuł się bezpieczny i pewny siebie, jak zdarzało mu się to niezwykle rzadko. Wiedział, że teraz nadejdzie dla nich czas próby, ale nie bał się - wszystko musiało się ułożyć. I nawet ten drobiazg, który przed nią ukrywał, codziennie budząc się z wyrzutami sumienia, nagle rzeczywiście wydawał się zupełnym drobiazgiem, drobnostką, z którą poradzą sobie bez trudu.
Wiedział, że jego prezent spodoba się Spencer, choć nie spodziewał się, że zrobi na niej aż tak duże wrażenie - było to przecież tylko kilka obrazków namalowanych niezbyt wprawną ręką, która bała się pędzla, kreśliła i zamalowywała, denerwowała się i pociła, bo linie nie wychodziły proste, bo kolor był nie ten, a ptak nie wyglądał jak ptak. Włożył w ten album mnóstwo pracy, ale sprawiło mu to przyjemność, choć nie mógł zaprzeczyć, że trudne chwile też się zdarzyły, bo wydawało mu się, że nie zdoła podołać zadaniu, które sobie wyznaczył. Wszystko jednak wyszło idealnie, w dużej mierze za sprawą Kat, która doszlifowała jego prace, poprawiła szczegóły i wykończyła najważniejszy obraz: Spencer w białej sukni i całującego ją Leo. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że spodoba jej się pomysł, a może nawet niezbyt profesjonalne wykonanie nie przyciągnie jej uwagi, ale jakoś nie przyszło mu do głowy, że jego ukochana może się aż tak ucieszyć, a momentami także wzruszyć! Ale gdy znalazła się w jego ramionach, gdy go pocałowała, już nic nie mogło wydawać mu się dziwne. Było idealnie. Było tak, jak miało być, najcudowniej, najpiękniej, doskonale. Przyrzekł jej, oczywiście, że będzie pracował nad kolejnymi stronami, choć w planach już wcześniej miał robić to co roku, zawsze na ich rocznicę, gdy kalendarzowy rok również będzie dobiegał końca i wszystkie sprawy będą zamknięte. Ze śmiechem zgodził się z nią także, że już ta noc dostarczyła mu materiału na kolejny obraz, ale zanim zdążył coś jeszcze dodać, znów całowali się. Z błogim, radosnym westchnieniem pomyślał: jak pięknie!

Leo Rough pisze...

A potem przyszła kolej na jego prezent, choć chyba nie spodziewał się niczego dużego. Coś po prostu podpowiadało mu, że to do świeżo upieczonego męża należało zadanie obdarowywania swojej partnerki prezentami, ale nie zamierzał narzekać. Z pytającym uśmiechem przyjął od Spencer pakunek, by zaraz rozerwać papier, zaciekawiony i zachwycony od pierwszej chwili, gdy tylko zobaczył album i wytłuczone na grzbiecie znaki, układające się w ich imiona i najpiękniejszą datę na świecie. Zerknął na brunetkę w momencie, w którym otworzył album na pierwszej stronie, a potem... Zaczął się śmiać! Jednocześnie rozbawiony widokiem małego siebie, wzruszony i zaskoczony, nie mógł powstrzymać się od tego wesołego chichotu, z którym zaraz zaczął przesuwać kolejne strony. Ale tam... zamarł. Na kartach albumu zawarte było jego życie, wszystkie ważne chwile i zdarzenia warte zapamiętania, przede wszystkim te pięknie, ale niektóre mające także przykrą czy bolesną historię. Ale to wszystko był niesamowite - jak powrót do przeszłości, ale ze świadomością, że wszystkie jej błędy i potknięcia zaprowadziły go tutaj, do Spencer, do tego życia. I szczerze zachwycony dziełem ukochanej, ale także niezwykle rozczulony, ostrożnie odłożył na bok album, gdy tylko dotarł do ostatniej strony, a potem rzucił się na nią z gwałtownym, ale niezwykle czułym pocałunkiem. Odsunął się na moment, by spojrzeć jej w oczy z miękkim "dziękuję", które wyrażało więcej, niż wszystkie inne słowa... A potem znów przyciągnął ją do siebie, wiedząc, że nie zdoła wypuścić jej z objęć, że bez jej ust nie weźmie więcej oddechu. Było mu tak lekko i słodko, jakby stracił ciało i stał się jedynie oddechem Spencer.

[fe.
nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę! mnie luźniejszy wieczór czeka dopiero w sobotę, ale już wiem, że nie posiedzę sobie pod kocykiem w moim fotelu, ale wychodzę, więc w sumie... dupa xD a Ty masz jakieś plany na weekend? ;>>
nic się nie stało przecież, już OK :) powiedz, jeśli coś Ci ciąży, może będzie lepiej? :>
miałam taką nadzieję ;p
xD
mhm :)) no co? ;p
no właśnie tak! :D ;p taa ;p
lepiej nie... ;> ;p w sumie nie wiem, możliwe, że samej sobie też lubię komplikować życie. bywa ;p OK, tylko kiedy? bo ja myślałam, żeby w ramach podróży poślubnej chcieli pojechać sobie do Paryża albo gdzieś, sami, na weekend, żeby przywitać Nowy Rok i inne takie bzdety, a ona na lotnisku dostałaby ten telefon ;> jasne, że tak! :D
bo mi przeszkadzał! przyzwyczajony już do tego jest xD (mhm ^^ już tak, już tak! :D) słodko... ;p
to ja teraz zmykam na trochę do książek, będę za jakieś dwie godziny :> odpisuję tylko tutaj, jutro powinnam mieć minimalnie więcej czasu, żeby stworzyć coś na metrze albo na NYC :) miłego wieczorku ^^]

Leo Rough pisze...

[uu, niemiło. mam nadzieję, że szybko Ci przejdzie! odpoczywaj, lecz się tam tą chemią i w ogóle :> bo ja jednak już nie odpisuję, przykro mi, ale muszę znikać - muszę sobie przeskanować komputer, bo znowu złapałam jakieś świństwo -.- może jutro znowu będę wcześniej i wreszcie wszędzie odpiszę, w czwartek nie mam żadnych sprawdzianów ani nic, więc powinnam mieć w miarę luźno ;) obyś się lepiej poczuła! dobrej nocy i miłego dnia jutro, trzymaj się ciepło, Aga :*]

Leo Rough pisze...

[i jak tam dzisiaj, Aguś? lepiej się czujesz? :)
pogorszone wyniki, ale to przecież już od jakiegoś czasu dyskretnie o tym wspominam, nie dziw się tak ;p i nie złość! raczej go nie rozchoruję znowu ;p
hah, oczywiście ;p nom ;p kuurczaki, ja też tak chce! -.- a nie, jeszcze w piątek sprawdzian i dwie kartkówki, co oznacza, że muszę dzisiaj zakuwać, zamiast się lenić :/ SMAP? ;> mhm ^^
OK, rozumiem ;) jak coś to pisz, nie? ;>>
ech, no to mam problem... ;p
... ok? ;p
ja nie narzekam, skąd! gdzie, kiedy? xD no chyba, że masz jakiś lepszy pomysł. jak coś, to ja bym już przewijała teraz, tylko się określ, proszę, do czego :>>
;p (no tak :D) hah, to dobrze ;p]

Leo Rough pisze...

[cieszę się ;)
no było, że niby dlatego chciał ten ślub wcześniej i w ogóle - na pewno było, między wierszami ;p nie złość się, to nic takiego, się tylko Leoś strachu naje, o! :> spoko, nie będzie źle ;p no co? xD
gdyby tak moja polonistka chciała robić takie sprawdziany... ;p :)) o, no widzisz ;p hah, jasne, zarzucaj mnie skrótami, których nie mam szans rozszyfrować! xD spoko ;))
;p
xD
;)
ok, powiedzmy, że ogarnęłam xD no dobra, to tak napiszę, ale póki co nie umiem się zebrać, jakoś brakuje mi weny. wybaczysz? postaram się coś zlepić, ale nic nie mogę obiecać, bo tak mi jakoś ciężko dzisiaj, bardzo zimowo ;p]

Leo Rough pisze...

Oczywiście, że musieli odpowiednio podziękować sobie za te wyjątkowe prezenty, które już niedługo zajmą honorowe miejsca w ich domu, by podkreślić jego charakter, a może wręcz przeciwnie, zostaną schowane gdzieś w sypialni, do wglądu tylko dla nich. Nie było wątpliwości, że z tymi "drobiazgami" oboje porządnie się postarali, więc należała im się ta kolejna chwila rozkoszy, na pewno nie ostatnia dziś, ale już ostatnia w tym apartamencie. Leo żałował, że nie mogli zostać dłużej, ale tak właściwie cieszył się także z powrotu do domu, do synka. Nie mógł doczekać się, aż weźmie ukochaną na ręce i przeniesie ją przez próg, a potem zaniesie do sypialni - teraz prawdziwe małżeńskiej, legalnej, jak śmiał się w myślach. Ale póki starał się nie wybiegać za bardzo w przyszłość, tkwiąc w tu i teraz, bo ta chwila była jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. Był to przecież poranek po ich ślubie, bo namiętnej nocy poślubnej, pierwszy dzień, który witają jako małżeństwo! Musieli zadbać, by zostało to uczczone w odpowiedni sposób, a czy istniało coś lepszego w takich sytuacjach niż czuły, namiętny seks? Cóż, w tych kwestiach zawsze się zgadzali.
A potem musieli już zacząć zbierać się do wyjścia, choć żadnemu z nich przesadnie się nie spieszyło - wyjście z tego apartamentu, opuszczenie dworku, było równoznaczne z powrotem do rzeczywistości, a na to chyba nie czuli się jeszcze gotowi. Wreszcie jednak coś, jakaś nieznana siła, zmusiła ich do zebrania przepięknych ślubnych pamiątek w postaci dwóch starannie wykonanych albumów, ubrań z poprzedniego dnia i niewielkich walizek, jakie zostały tu również dostarczone, by mogli się przebrać i doprowadzić do porządku. Ociągali się, przechodząc przez próg, by wreszcie pocieszyć się myślą: za kilka dni jedziemy do Paryża, sami, świętować Nowy Rok! I już wrócił im entuzjazm i podekscytowanie - rozmawiając o czymś wesoło, szczerząc się i co rusz wybuchając śmiechem, ruszyli po schodach na dół. Tam, o dziwo, czekała na nich jedna z kelnerek, by wręczyć im pakunek z ciastami, a także torbę z rzeczami, o których zapomnieli ich goście. Na zewnątrz natomiast stał nie ich samochód, jak było to ustalone, ale limuzyna - taka drobna ekstrawagancja, na jaką pozwolił sobie Leo, by umilić ukochanej niezbyt przyjemny powrót do rzeczywistości, którą znów wypełnią niedługo pieluszki i filmy na DVD. Wręczył jej kieliszek, tym razem jednak nie z szampanem czy winem, jak poprzedniego wieczora, ale z sokiem, by nie przesadzić z alkoholem już od rana.
I wreszcie rzeczywiście wrócili do zwyczajnego, prostego życia, które teraz wydawało się jednak... słodsze. W domu czekali na nich rodzice Spencer i stęskniony James, który na ich widok rozpłakał się, by już w następnej chwili śmiać się radośnie w objęciach mamy. Oczywiście wcześniej odhaczyli punkt z przenoszeniem panny młodej przez próg domu, choć dla nich był to dużo mniej istotny symbol niż dla innych par - przecież mieszkali już razem, wspólnie urządzili ten dom i stworzyli w nim swój własny kąt. Nie mogli jednak pominąć tego elementu, tym bardziej, że Leo czerpał wręcz dziką rozkosz z trzymania ukochanej w ramionach w chwili, gdy była właściwie bezbronna. Potem jednak zmuszony był postawić ją z powrotem na podłodze, więc czar prysnął, ale... wrócił wieczorem, gdy James spał już spokojnie w swoim łóżeczku, a oni mogli z czystym sumieniem zostawić rozpakowanie prezentów na następny dzień, a teraz... po prostu zająć się sobą.

Leo Rough pisze...

[o jeżu, maskara! normalnie nie umiem pisać -.-
nie wątpię ;p
no w sumie nie pamiętam teraz, ale wiem, że próbowałam dać coś takiego do zrozumienia xD oj tam, oj tam... ;p nie no, aż tak? dlaczemu? ;< ;p nie wiem? xD
o, czyli może się doczekam! ;p no wiem, że rozszyfrowałaś, ale dopiero, jak zapytałam, a wcześniej byłam pewna, że powinnam to wiedzieć xD nie? ;p
no dobra już, dobra ;p widzisz, odpisałam, ale na więcej mnie już nie stać - oczy mi się tak kleją, że masakra, a jeszcze łacinę trzeba ogarnąć, w piątek ten sprawdzian, a ja nawet nie zaczęłam ogarniać tych przypadków i liczb... ;p także zmykam już, jutro pojawię się wieczorem, jak zwykle :> miłego pierwszego dnia wiosny, Aguś! dobranoc :>]

Leo Rough pisze...

[będę dzisiaj później jednak, niż zwykle, bo teraz wpadłam do domu na moment i wracam świętować dalej :> pogoda może nie sprzyjająca, ale coś nas wiosenne nastroje już złapały! pojawię się więc gdzieś przed dziesiątą i postaram się odpisać przynajmniej na jednym blogu, najpewniej tutaj, jeśli odpiszesz, choć, oczywiście, nie musisz, mogę zająć się metrem czy NYC, to już jak chcesz w sumie ;p baw się dziś wieczorem dobrze, cokolwiek masz w planach, Kochana! :* do spisania ^^]

Leo Rough pisze...

[no jasne, rozumiem, zmęczenie daje Ci popalić. ale wszystko OK? mogę jakoś pomóc?
ja w sumie dopiero wpadłam do domu, jestem przemarznięta i cała mokra, więc teraz idę po herbatę, a potem pod prysznic - jak wrócę i nie będą na mnie za bardzo krzyczeć, to odpiszę Ci gdzieś :> a gdybyśmy się nie miały już spisać, to takie słodkie dobranoc wysyłam ^^]

Leo Rough pisze...

[rozumiem. mam nadzieję, że wszystko Ci się tam szybko ułoży tak, jak powinno! a gdybyś jednak zmieniła zdanie, to pamiętaj, że zawsze możesz napisać, może wiele nie pomogę, ale będę się starać.
no a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jak idiotka łaziłam po mieście, zamiast się uczyć na ten pieprzony sprawdzian z łaciny, więc siadam do tego, a odpiszę już... jutro. wiem, jestem zła i niedobra, ale jakoś mi to, mam nadzieję, wybaczysz :> postaram się już jutro ogarnąć, w końcu piątek, więcej wolnego powinno być, czy coś ;p dobranoc, jeszcze raz, 3m się ^^]

Leo Rough pisze...

[wcale jej Leoś nie okłamuje, on tylko zatrzymuje dla siebie niepotwierdzone informacje ;p poza tym, chyba nawet jej nie powie, że wiedział coś wcześniej :> no peszek xD
jestem mistrzynią jarania się bzdurami, także wiesz, chyba będę to kontynuować xD no spoko - to ja znowu nie ogarniam skrótów wcale, ostatnio się pytałam, co to RKO, choć jestem po kursie pierwszej pomocy xD aż tak? strasznie lipa. a co Ty tam będziesz robić tak w ogóle? ;>
ja w sumie dopiero weszłam do domu (lipdub w szkole, kontynuacja wczorajszego świętowania, zumba), więc trochę się ogarnę i zaraz będę odpisywać :) jak tam? ;>]

Leo Rough pisze...

Cieszył się na ten wyjazd prawie jak małe dziecko, bo choć miał to być dość skromny miodowy weekend, to przecież liczyło się, że będą razem. Jak nikt inny potrafili cieszyć się każdą wspólnie spędzoną chwilą, bo wiedzieli już, jak wiele ona znaczy, jak wiele za sobą niesie. Oczywiście mieli także być sami, bez synka, który przez tych kilka dni świętował razem z rodzicami, ale teraz został w domu, pod opieką zachowanych w nim dziadków. Oni mogli więc jechać spokojni, choć to była tylko teoria - w praktyce naprawdę trudno było im pożegnać się z Jamesem ze świadomością, że spędzą osobno nieco ponad dwa dni! I Leo nie wiedział, czy bardziej cieszy się na czas spędzony tylko z ukochaną, czy martwi tym, jak sobie cała ich trójka poradzi. Wszyscy mieli tęsknić! Liczył jednak, że Paryż odpowiednio ich zajmie, aż nie będą mieć czasu, by choćby myślami powędrować do Murine.
W dniu wyjazdu on był już dość spokojny, choć wciąż niesamowicie podekscytowany. Potrafił jednak opanować się na tyle, by móc uspokoić ukochaną, przejętą rozłąką z synkiem, ale nie tylko. Z rozbawieniem patrzył, jak po raz kolejny przegląda zawartość torebki, by upewnić się, że wszystko ma, że są przygotowani na każdą ewentualność. Byli, więc jego prośba była szczera, pewna - nic nie mogło pójść źle! Chodziło przecież o nich i o ich miodowy weekend, więc wszystko miało być idealnie! I to zadbał, zabawiając Spencer, całując ją z zaskoczenia albo po prostu pilnując, by już się nie zamartwiała. To nie było najłatwiejsze zadanie, ale nie poddawał się, mając wrażenie, że to wszystko i tak niedługo minie, bo wejdą do innego świata. I tylko jeszcze na moment ten świat się do nich przedarł, ale to nie mogło zrobić im krzywdy. Uśmiechnął się lekko, a potem przewrócił oczyma, by wreszcie litościwie skinąć głową, gdy Spencer domagała się pozwolenia na odebranie telefonu. Jeszcze nie wiedział, że to błąd - zrozumiał to w następnej chwili, dokładnie w momencie, gdy podniósł na ukochaną spojrzenie. Jej oczy powiedziały mu wszystko, a przynajmniej tego się wystraszył.
- James? - zapytał, ledwo będąc w stanie wykrztusił słowo przez gardło ściśnięte paniką. Widział po Spencer, że nie jest dobrze, ale nie miał pojęcia, o co chodzi, mógł tylko strzelać. Na szczęście ona potrząsnęła nieznacznie głową, a choć Leo powinien być w stanie odetchnąć, przynajmniej odrobinę, nie potrafił. Był przerażony, bo nie wiedział, co się dzieje, a ona wciąż trzymała przy uchu komórkę i słuchała tego, co mówiła osoba po drugiej stronie linii. Aż wreszcie odsunęła telefon od ucha, a gdy podniosła na niego spojrzenie, żołądek fiknął w jego brzuchu koziołka. I tylko bez słów pytał i błagał: co się dzieje, powiedz mi, proszę, co się dzieje...

[fuck, nie umiem pisać, normalnie wyszłam z wprawy -.-
nie na to samo przecież. no dobrze, zobaczymy, jak to wyjdzie, pomysł pewnie przyjdzie mi gdzieś w trakcie ;p no wiem ;p
:)) taa ;p o, no to w sumie spoko, całodniowej katastrofy nie będzie ;p fajno ^^
to dobrze ;)
no to ja wyczerpałam możliwości na dzisiaj, już padam na twarz. jutro pewnie też się miniemy, choć postaram się odpisać, przynajmniej trochę! kolorowych, miłej soboty ^^]

Leo Rough pisze...

Nienawidził niewiedzy i w tej chwili rozumiał z całą mocą dlaczego. Jasne, te drobne sprawy także go drażniły i irytowały, ale było to coś, co mógł znieść, po prostu ignorując albo pokrywając swoje uczucia śmiechem. Tym razem chodziło jednak o coś poważnego, o czyjąś krzywdę, jak wywnioskował bezbłędnie z przerażonego spojrzenia swojej żony i sposobu, w jaki przyciskała do ucha telefon. A dla niego tych kilka minut, podczas których Spencer kiwała głową, słuchając dość uważnie słów płynących z drugiej strony linii, dłużyło się w nieskończoność. Panika ściskała mu żołądek i wprawiała dłonie w drżenie, choć z całych sił starał się uspokoić choćby tak prostą prawdą, jak to, że przecież jeszcze nic nie wie, nic nie jest pewne. No właśnie! Głowa podsuwała mu setki przerażających obrazów, makabrycznych scenek rodem z horrorów, a rozum dopowiadał do nich swoją część - możliwe konsekwencje i następstwa. A najgorsze było chyba to, że nie miał pojęcia, o kogo chodzi, komu stała się jakaś krzywda. Ku jego nieopisanej uldze nie chodziło o niewinnego Jamesa, ale po sekundzie rozluźnienia nadeszła nowa fala paniki - jeśli nie on, to jakaś inna bliska im osoba. Pomyślał o swoich siostrach. Pomyślał o rodzicach Spencer. Jego rozmyślania nie było do końca logiczne, bo nie brał pod uwagę tego, że jego ukochana musiała być na liście kontaktów, ale to nie było ważne. W jednej chwili zrozumiał, jak wiele mogą stracić! Zdołał jednak odepchnąć od siebie te najgorsze, najpotworniejsze myśli, by nie zadręczać się nimi na zapas, a potem już tylko wpatrywał się w brunetkę, licząc, że domyśli się czegoś po wyrazie jej twarzy albo nielicznych odpowiedziach, których udzielała. Nic.
Aż wreszcie połączenie zostało przerwane, a Leo ze wstrzymanym oddechem patrzył, jak jego żona odsuwa telefon od ucha, a potem przenosi na niego spojrzenie smutnych, przerażonych oczu. Nie naciskał, nie pytał, po części nie będąc w stanie, ale także nie chcąc dodatkowo martwić jej swoim zabijającym niepokojem. Ścisnął jej dłoń, by dodać jej sił, tak potrzebnych w tej chwili, jednocześnie dziwiąc się, że sam nie drży, spanikowany i wystraszony. A potem padło jedno imię i wszystko w Leo spięło się jeszcze mocniej, jeszcze gwałtowniej zadrżał od środka, jednocześnie mając ochotę odetchnąć z ulgą, choć to wcale nie było na miejscu. Szczególnie, że po chwili dotarła do niego reszta zdania wypowiedzianego przez Spencer, a ulga ustąpiła miejsca zdziwieniu i złości - jak on mógł to zrobić?! Dlaczego dziś?! Powstrzymał jednak wszelkie emocje przed wyjściem na wierzch, by nie martwić ukochanej, szczególnie, że wyglądała, jakby zaraz miała runąć na ziemię. Jedynie nieco mocniej ścisnął jej dłoń, chcąc dodać jej otuchy, choć wątpił, by cokolwiek tak naprawdę do niej docierało w chwili, gdy umysł zasnuwały jedynie myśli o przyjacielu. A Leo sam póki co był na tyle zamroczony, że nie wiedział, jak zareagować, co zrobić, bo również jego świat na moment się zatrzymał - przecież chodziło o jego żonę, a więc także o jego samego. Westchnął cicho, z ulgą chwytając do płuc haust powietrza, by zaraz mimowolne przysunąć się bliżej do Spencer. Zamarł jednak wpół ruchu, bo dotarły do niego jej słowa, niespodziewanie dotykające samego sedna problemu - właśnie tych słów nie chciał usłyszeć. I następnych także nie potrafił bez walki przyjąć do wiadomości, bo dotykały takich miejsc w jego duszy, które bolały, piekły i rwały. Wszystko w nim krzyczało: nie, bo wcale nie chciał opuszczać lotniska, rezygnować z wyjazdu, ale doskonale wiedział, że już nic z niego nie będzie. I wiedział, co zaraz się stanie, ale nie potrafił wydusić z siebie słowa. Kochał Spencer i jedynie dla niej zdołał wreszcie skinąć nieznacznie głową, jednocześnie wypuszczając z uścisku jej dłoń. Bo był zły, rozczarowany i zraniony, choć źle mu było także ze świadomością, że nie potrafi tych uczuć ukryć. sądził jednak, że jego ukochana nie przejmie się tym za bardzo, a raczej skupi na przyjacielu, czemu wcale nie powinien się dziwić.

Leo Rough pisze...

I starał się. Wyłączył się, by o niczym nie myśleć, a potem działał już jak maszyna, żeby tylko Spencer niczym więcej nie musiała się martwić - wyprowadził ich z lotniska i zamówił taksówkę do szpitala, choć sam wcale nie chciał do niej wsiadać. Miał ochotę zostawić wszystko i polecieć do Paryża, ale było już za późno. Milczał więc, zastanawiając się, czy w tym wszystkim znajdzie się dla niego jakiekolwiek miejsce.

[no weź, późno było... xD
ale nie może, nie powinno ;<
no nie wiem, powiedziałabym raczej, że takie sprawy nigdy nie są czarno-białe, o! dyplomatycznie :> ;p tak, chyba tak, chociaż, oczywiście, zależy od sytuacji. ja jestem logiczny człowiek i przemyślane argumenty do mnie trafiają ;p haha, pewnie tak ;D
no to super ^^ i jak było? ;>>
a teraz już zmykam, bo muszę trochę przysiąść do książek, w tygodniu nie miałam na to prawie w ogóle czasu, ledwo poogarniałam rzeczy na bieżąco -.- spiszemy się, mam nadzieję, jutro ;) dobrej nocy ;)
1900... :D :*]

Leo Rough pisze...

Leo z całych sił starał się zrozumieć to, co się z nim dzieje, ale nie liczył, że zdobyta wiedza w czymkolwiek mu pomoże. Chciał tylko odkryć, co takiego nim kieruje, by przynajmniej spróbować walczyć z emocjami, które mogłyby zranić jego ukochaną. Było to zadanie skomplikowane i, jak sądził, zdecydowanie ponad jego siły, ale nie miał zamiaru się poddać. Chodziło przecież o Spencer i jej dobro, a więc o najważniejszą kwestię w jego życiu, coś, do czego miał podążać z każdym swoim krokiem. I to właśnie robił, siedząc w taksówce wiozącej go do mężczyzny, który nieomal odebrał mu jego ukochaną, matkę jego syna - bardzo dużo wysiłku wymagało od niego wytrwanie w tym miejscu, z tą właśnie świadomością. Wiedział jednak, że już się nie wycofa, skoro zgodził się na prośbę Spencer, a teraz wiózł ją do tego szpitala, bo nie wybaczyłaby mu tego. Znał ją za dobrze, by nie wiedzieć, że koniecznie musiała znaleźć się teraz przy Noahu, przekonać na własne oczy, że żyje, oddycha. Czuł też gdzieś pod skórą, że na tym to się nie skończy, bo jego ukochana miała za dobre serce, by zostawić tak byłego już przyjaciela. Będzie chciała go poskładać, pokleić, wypolerować, a dopiero wtedy znów wypuści go w świat. Nie do końca jednak akceptował taki scenariusz, więc póki co nawet go do siebie nie dopuszczał, bo wiedział, że na to się nie zgodzi, a więc zrani Spencer w bardzo dotkliwy sposób. Na razie nie potrafił o tym myśleć. Nie wybiegał za daleko w przyszłość.
Doskonale wiedział, że jego ukochana potrzebuje go teraz nie tylko obok, ale przy sobie, wyrozumiałego, ciepłego Leo, który zrobi dla niej wszystko. Nie potrafił jednak tak do końca się przemóc i coś ciągle blokowało go przed sięgnięciem choćby po jej dłoń i okazaniem tak nikłego wsparcia. Imię jej przyjaciela tkwiło mu w myślach jak drzazga, która nie tylko drażniła, ale także sprawiała wprost niewyobrażalny ból. Nie chciał go w ich życiu. Liczył, że już do niego nie wróci, skoro Spencer pożegnała się z Noahem, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że ich dalsza znajomość nie jest możliwa. A teraz to... Jasne, to nie była jej wina w najmniejszym stopniu, a Leo wcale jej o nic nie oskarżał, ale był zły i wciąż zraniony. Będą witać Nowy Rok w jakimś londyńskim hotelu, o ile dobrze pójdzie. A jeśli nie, to spędzą go osobno - ona przy łóżku przyjaciela, on... gdzieś, z kieliszkiem tequili.
I to o takich bzdurach myślał, patrząc na przesuwające się za oknem zabudowania, uparcie trzymając ręce przy sobie, gdy nagle Spencer oparła się o niego w tym rozczulającym odruchu. Tak, dokładnie tyle wystarczyło mu, by przypomnieć sobie, co robi w tej taksówce. Był tam dla niej, a teraz znów znaczyło to bardzo wiele, wszystko! Objął ją więc ramieniem, przyciągając do siebie w opiekuńczym, czułym geście, na jaki wcześniej nie potrafił się zdobyć. I gryzł się, że pozwolił jej tak długo martwić się także sobą i swoimi humorkami, zamiast ulżyć jej przynajmniej w tej kwestii, skoro w sprawie Noaha nic nie mógł zrobić. Chciał ją przeprosić albo chociaż jakoś jej to wynagrodzić, ale to znów było dla Leo zbyt wiele. Trzymał ją więc tylko przy sobie, gładząc ramię i trzymając usta przy czubku jej głowy, chcąc jedynie, by wiedziała, że nie odpycha jej od siebie, że jest z nią także teraz, choć to nie jest dla niego łatwe. Nie opowiedział. Czuł się podle, wiedząc, że nie był dla niej tym Leo, którego potrzebowała. Nie wywiązał się ze swojego mężowskiego obowiązku.

Leo Rough pisze...

A potem wysiedli przed wejściem do jednego z prywatnych szpitali w Londynie, znacznie różniącego się od tych, w których podczas swojej choroby przebywał Leo. Owszem, jego ostatnia klinika prezentowała się nieźle, ale i tak wypadała blado na tle tego ośrodka, całego z marmurach, złocie, z personelem z starannie wyprasowanych uniformach. Pieniądze wprost pokrywały ściany i walały się po podłodze! Mimowolnie zaczął zastanawiać się, ile kosztuje dzień pobytu w takim miejscu, ale odpuścił sobie, gdy tylko spojrzał na Spencer, teraz znów spiętą do granic możliwości. Postanowił po raz kolejny zdjąć z jej barków ciężar - sam podszedł do recepcji i poprosił, by ktoś zaprowadził ich no Noaha Harrisa. Nie obyło się bez sprawdzania dokumentów, ale trwało to zaledwie chwilę - jakiś czas później już stali przed wejściem na OIOM. Leo nie miał tam wstępu...
- Poczekam tutaj na ciebie. Nie musisz się spieszyć. - rzucił tak miękko i łagodnie, jak tylko był w stanie, a potem pocałował lekko czoło Spencer i wskazał na drzwi prowadzące na oddział. Poczeka.

[kurwa no, ale mam dzisiaj zryty dzień -.- wszystko mi się sypie! uch. znasz może jakąś uniwersalną pocieszającą mantrę? ;>
oczywiście, że tak! no weź, na mnie to było późno! ;p
czemu tam mówisz, Aga? jesteś na mnie zła?
no jasne, masz rację, to już jest dużo, ale taki, niestety, ten mój Leoś powstał. zobaczymy, czy leosiowa logika trafi ;p o, no rzeczywiście, w sumie nawet o tym nie pomyślałam. kurczę, dziwne... ;p
haha, no to rzeczywiście :D pewnie tak, późno już, tak po całym dniu ;)
o jeżu, a dziś to mam tyle nauki, że ja pierdole -.- siadam do tego teraz, bo nie wiem, czy zdążę wszystko ogarnąć - jak coś, to pojawię się później ;) miłego wieczorka ;))]

Leo Rough pisze...

[jednak mam tej nauki więcej, niż myślałam, a jestem z tym wszystkim jeszcze w... lesie! sprawdzian z całego romantyzmu mam jutro, jakiś czwarty w tym semestrze z tego samego materiału, także jest fajnie :D a jutro będę pewnie trochę wcześniej, może koło trzeciej, potem zumba, więc znów wrócę dopiero wieczorem ;) miłego poniedziałku, o ile to w ogóle możliwe! ciao :*]

Leo Rough pisze...

[chciałam tylko napisać, że cudnie Ci to wyszło <3 arr, jak ja lubię dramaty, wiesz, nie? :>>
dobrej nocy, Kochana :*]

Leo Rough pisze...

[cudnie Ci wyszło, naprawdę nie wiem, czym Ty się teraz przejmujesz, Kochana ^^
no właśnie już... nic. chyba. taki klasyczny przedświąteczny dołek ;) dzięki :*
to była wyjątkowa sytuacja, bo już miałam wyrzuty sumienia, że Ci nie odpisuję! ;p no ale też racja... ;p dobra, już się tak usprawiedliwiać nie będę :>
no właśnie trochę tak wyglądasz. coś się dzieje? :>
oczywiście, że oczywiste :D no właśnie ^^ o, dokładnie tak, coś do niej trafi wreszcie ;p nic dziwne! ;p
o, a to dlaczego? spotkałaś jakiegoś... wyjątkowo przystojnego, powiedzmy? ;>>
och, ale Ci dobrze... jak ja to lubię powtarzać!
no i właśnie wyuczyłam się wczoraj, napisałam na jakieś... cztery, a jak na ten materiał, to bardzo dobrze mi poszło, choć, oczywiście, rodzice kręcą nosami :/ ale teraz też siadam do tego na chwilę, do tej pory sprzątałam, niedługo wychodzę na zumbę. niestety, nie odpisuję na razie, nie obiecuję też, że odpiszę wieczorem, bo nie wiem, jak dużo będę miała nauki. mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz :)]

Leo Rough pisze...

[no rozumiem, sama przecież też tak mam :))
mhm ;))
nie, w sam raz, bo w sensie: nigdy więcej. no dobra, w moim przypadku pewnie nie "nigdy", ale dobre i... rzadziej ;p
serio? bo teraz ja się zaczynam wkurzać, tak dla zasady ;p
:D ;p
oł, no jasne :D haha, taa, czy coś ;p o, jak słodko! <3 xD
;D
a myślisz, że moi mają inną gadkę? ale przyzwyczaiłam ich do lepszych ocen z tych ważnych przedmiotów, to teraz kręcą ;p a ja tam lubię działać pod presją, jak teraz, gdy na nic nie mam czasu - nagle właściwie wszystko mi wychodzi! aż nie mogę się nadziwić :D no właśnie tak myślałam, że focha strzelisz... ;p
a jak tam u Ciebie, Kochana? ;>]

Leo Rough pisze...

[:))
nie, wcale, że nie! xD no właśnie ;p
no ja mam problem, przewrażliwiona jestem, przecież wiesz :>
kurcze, jakie, hm, wymagania! ;D nie no, spoko, jak dla mnie, to facet po prostu - jest przystojny albo nie ;p no tak, słodko, że doceniasz :D
nie, coś Ty, tak normalnie to jest właśnie, że uczę się dla siebie, że to moja przyszłość, więc rządzę nią sobie sama. zresztą, nieważne ;p no właśnie, to też ich do tego poziomu przyzwyczaiłaś, nie? ;) no dobrze, czyli obraziłaś się, cudnie ;p
tak ogólnie, o wszystko, o to, czym chciałabyś się ze mną podzielić ;> haha, spoko, tak też można :D ;p
to ja zmykam teraz, będę jak się wyzumbuję, wymęczę na siłowni i wypocę w saunie :D miłego wieczora ;)]

Leo Rough pisze...

[oczywiście, że nie ;p
dzięki, pocieszające to było ;D o, no widzisz, to jednak miałam nosa! ale rzeczywiście, ostatnio raczej nie było okazji bardziej się, hm, wczuć ;p
tak mi się napisało po prostu! spodobała mi się nawet wizja tak dokładnie określonych wymagań xD no jasne, ogarniam ;p tak, tyle tylko, że, jak mi się wydaje, większości kobiet trudno jest określić ten typ. niby mówi, że brunet, że ciemnooki, a potem leci na jakiegoś rudzielca xD znaczy wiem, co wszystko zależy, różne są sytuacje, ale jakoś nie widzę tego typu ;p no jasne :D
no i spoko, skoro wszystkim taki układ odpowiada, nie? ^^ haha, no tak, rzeczywiście, najważniejsze to znać ;p
o, coś na pewno, tylko nie możesz albo nie chcesz sobie przypomnieć! ;p żartuję, oczywiście :>> haha, rozumiem, że polecasz ten sposób? xD
;))
to ja się trochę ogarnę i postaram się coś dla Ciebie stworzyć, bo już wiem, że jutro będzie u mnie z czasem jeszcze gorzej :/]

Leo Rough pisze...

Umieranie nie było tak łatwe i miłe, jak pokazują to na filmach. Nie było błogiego spokoju rozlewającego się po ciele, wszechogarniającego uczucia senności ani też światła pod powiekami. Zamiast tego dostał w pakiecie do umierania: gwałtowne wymioty, dreszcze i powtarzane jak mantra pytanie o to, jak długo jeszcze. No bo ile, u licha, można odchodzić z tego świata? Godzinę? Dwie? Liczył na nieskomplikowany akt - połknięcie tabletek i zaśnięcie, nic wielkiego. Za karę miał kilka długich godzin na podłodze łazienki w swoich własnych wymiocinach i jedynie nikłą nadzieję, że nie wyjdzie z tego żywy. Tak, nawet na to tracił wiarę, gdy zwijał się w rozedrgany kłębek tuż przy wannie, marząc, by to wszystko się już skończyło. Już, teraz, zaraz. Świat chciał jednak inaczej, choć Noah nie wiedział jeszcze, czy ma zostać, żyć dalej, czy może wręcz przeciwnie, odejść, ale w takich męczarniach, jakich nie przeżył nikt inny. Nie był jednak głupi, nie roztrząsał tego, a jedynie pomiędzy jednym napadem gwałtownych drgawek a kolejnym odnalazł przygotowaną wcześniej butelkę wódki. Ona pozwoliła mu, nareszcie, odpłynąć w upragnioną ciemność.
Powrót do żywych także nie był przyjemny. Pobudka z plastykową rurą w gardle, przewodami kroplówek w przedramionach, cewnikiem gdzieś pod cienkim prześcieradłem, elektrodami przytwierdzonymi do piersi, z całą pewnością nie należała do najmilszych w jego życiu. Ból był silny do tego stopnia, że niemal natychmiast znów odebrał mu przytomność, choć przywrócił mu ją niedługo potem z szyderczym: a masz, cierp. Więc cierpiał. Najpierw w milczeniu, bo aparatura oddychająca za niego więziła w gardle głos, a potem kaszlem, prychaniem i żałosnym, błagalnym jękiem. Nie potrafił zebrać słów, ale wył, by pozwolili mu umrzeć, teraz, już! Nikt nie słuchał jego próśb. Jedynie jakiś głos nad uchem warkliwie zarządził podanie morfiny. Świat zniknął na kilka długich, wypełnionych tępym bólem chwil.
A kolejne przebudzenie na świecie bez nadziei stanowiło dla Noaha jeszcze większe wyzwanie. Z macek czerni wyrywał się powoli, mozolnie, z ogromnym trudem, bo coś trzymało go w mroku. Nie rozumiał jeszcze, że mógł tam zostać. Nie wiedział, że jego podświadomość wybrała w tej chwili życie. Podążył ku światłom swojej szpitalnej sali, a choć obudził się z krzykiem bólu, tym razem wydawało mu się, że jest łatwiej. Naćpany morfiną nie miał pełnej władzy nad swoim ciałem, ale wiedział już, co się wokół niego dzieje. A działo się... Jakieś zamieszanie powstało przy wejściu do sali, ktoś wchodził, ktoś oddychał bardzo szybko, ktoś podchodził, ale inaczej niż lekarz czy pielęgniarka. I pierwsza jego myśl to była: śmierć. Przyszła po mnie śmierć, zabierze mnie, uwolni. A druga: nie. Wróciłem i tam już nie idę. A kolejna: otwórz oczy. Rozchylił powieki, by niemal natychmiast znów zamknąć je - światło raziło go jak światła piekieł. Ponowił próbę, by tym razem zamknąć oczy świadomie, nie chcąc wiedzieć ani widzieć... niczego. Bo wydawało mu się, że przy jego łóżku swoi nie kto inny, a Spencer, choć to przecież nie było możliwe. Z całą pewnością miał więc omamy albo jeszcze śnił, albo też... nie żył. Ale nie chciał, by ta rzeczywistość po drugiej stronie wyglądała w ten sposób. Pragnął, by był to tylko sen, straszny sen, z którego niedługo się obudzi.

[ugh. nawet nie pytaj, co to mi powstało -.- muszę się nieco w tego samobójcę mojego wczuć ;p
a teraz zmykam już, dobranoc, Kochana :>>]

Leo Rough pisze...

[a żebyś wiedziała, że będę! ;p
na Michała? ;>
o jeżu, ale żeś mi to wyjaśniła xD okej, załapałam, co takiego miałaś na myśli! właściwie to mam podobnie, choć kręcą mnie raczej pojedyncze, hm, elementy - rzucająca się w oczy barwa tęczówek albo wyjątkowo wysoki wzrost. jakoś ten kolor włosów nie obchodzi mnie za bardzo, jak facet ma w sobie coś intrygującego ;p haha, spooko, chciałaś przełożyć to dla mnie na jeszcze prostszy język? xD
no tak, zdać, nie nabijaj się ze mnie! ani z moich literówek! przemęczona jestem xD
ouu, okej, rozumiem... ;p no właśnie się dzisiaj na tym przejechałam! nie obejrzałam "Nad Niemnem" i liczyłam, że mnie kumpela wybroni, a tu dupa -.- i teraz właśnie oglądam, to jest jakaś katastrofa normalnie, choć ta fabuła nie jest tragiczna, tylko obraz mi przeszkadza strasznie. nienawidzę tych starych filmów właśnie przez to! ;p także zajmę się tym jeszcze, zrobię potem zadanie, jakąś ściągę na fizykę i spróbuję przykulać się i coś odpisać, ale nawet, jeśli mi się uda, to gdzieś... dużo później ;p więc nie liczę, że jeszcze będziesz na blogu - już teraz życzę Ci dobrej nocy, kolorowych i... wszystkiego ^^ do spisania jutro, mam nadzieję :>>]

Leo Rough pisze...

Najdziwniejsze było to, że od samego początku, od pierwszego wdechu, który wziął po przebudzeniu, Noah doskonale zdawał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazł. Pamiętał swoją sypialnię, garść pełną tabletek i sedes, nad którym pochylał się, targany najgorszymi mdłościami w swoim życiu. Wiedział też, że znalazł się w szpitalu i że żyje, choć to przez kilka pierwszych chwil wydawało mu się wysoce nieprawdopodobne. Sądził, że ten Ktoś na górze oszczędzi mu trudów powrotu do świata żywych, pozwoli mu pozostać w wygodnej ciemności, choć ta, ku zaskoczeniu Noaha, wcale nie była pozbawiona bólu i strachu. Przede wszystkim tych najgorszych, tych związanych z Jane i Spencer, których nic innego nie potrafiło zamazać. Trudno mu było zaakceptować fakt, że śmierć nie jest nieskomplikowanym aktem, który można odbyć w dowolnym momencie. Nie, to nie mieściło się w jego przyćmionej morfiną i bólem głowie.
Trochę jeszcze trudno było mu uwierzyć, że to rzeczywiście Spencer stoi nad nim, że to jej ciepła dłoń trzyma jego, niespodziewanie zimną. Wolał wmawiać sobie, że jest tylko zjawą, senną marą, na którą tak naprawdę nie powinien zwracać uwagi, bo zniknie razem z innymi konsekwencjami przedawkowania. Było to jednak niemożliwe, gdy po kilku kolejnych sekundach jego przyjaciółka stała się jeszcze bardziej realna, wyrazista - czuł ją przy sobie nawet przy zamkniętych powiekach, widział ją tam, w ciemności. A potem usłyszał jej głos, śpiewną falę wymawianego jej ustami imienia, jednocześnie czując w nozdrzach woń jej perfum, intensywną, przebijającą się przez wszystkie inne, mdłe, szpitalne zapachy.
I zaraz mimowolnie westchnął, a raczej sapnął ciężko, posłusznie ściskając nieznacznie jej dłoń na znak, że tak, słyszy, chociaż... nie wie nawet po co. Dlaczego jeszcze potrafi ją usłyszeć? Nie podobało mu się to, ale cóż innego miał zrobić, jak tylko pozbyć się ciemności, otworzyć oczy i... oddychać? Póki co nic, choć wcale nie chciał żyć. Jasne, mógł utrzymać chwilowo przy życiu swoje ciało, ale nic poza tym, niczego więcej nie można od niego wymagać. Teraz jednak organizm sam domagał się ruchu - przez jego członki przeszła seria drobnych, niekontrolowanych skurczów, po których wreszcie otworzył oczy, jeszcze przez dłuższą chwilę mrużąc powieki przed oślepiającym światłem, którego źródła nie potrafił nawet określić. Nie wiedział, jaka jest pora dnia, pamiętał jedynie, że umierał na dzień przed Nowym Rokiem, w Sylwestra, tydzień po ślubie kobiety, którą kochał bez pamięci... A ta właśnie myśl sprawiła, że po upływie kolejnej chwili był już w stanie skupić wzrok na twarzy pochylającej się nad nim brunetki. Przez moment mrugał, chcąc odzyskać ostrość widzenia, a gdy wreszcie zmaterializowała się przed nim sylwetka Spencer, miał ochotę... rozpłakać się! Bo wszystko go teraz bolało, bo nie miało być ani jego, ani tym bardziej jej, bo było mu wstyd. Wiedziała, że to przez nią. Nie chciał, by wiedziała!
Nie zdążył jednak nawet otworzyć ust, by się odezwać, gdy z surową miną oddzieliła go od Spencer gburowata pielęgniarka, podsuwając mu pod usta słomkę ze szklanki z wodą. W gardle palił go żywy ogień, a wargi pękały już i pokrywały się warstewką krwi, która zostawiała mu na języku metaliczny posmak, ale i tak odwrócił głowę, zużywając na ten ruch resztki energii, jaką w ogóle posiadał. Nie miał zamiaru pić. Wiedział, że sam robi sobie tym krzywdę, bo i tak wtłoczą w niego płyny z ominięciem wyschniętych ust, ale był to jakiś jego bunt, marny, trochę na pokaz. Nie zamierzał iść teraz na łatwiznę.

[a jednak wyskubałam chwilę teraz. nie wiedziałam, co pisać, bo on to jakiś taki marny samobójca właściwie jest ;p i mam w związku z tym kompletną pustkę w głowie. jakoś się rozkręcę ^^
jeszcze raz: dobranoc :*]

Leo Rough pisze...

[to nawet dobrze się składa, że Ciebie nie ma, bawisz się gdzieś, bo ja dopiero dorwałam się do komputera - po szkole pałętałam się po mieście, a teraz sprzątam i pewnie będę to robić jeszcze przez pół nocy, żeby już jutro mieć wolne i móc wyjść ze znajomym :> także jeśli się pojawisz i odpiszesz, to ja też postaram się coś tu naskrobać, ale za nic innego się nie biorę, weny brak ;< a jeśli nie, to spiszemy się jutro jakoś ^^]

Leo Rough pisze...

[ou, no to średnio, że Ci się rozpadło! ale spoko, odbijesz to sobie, nie? ^^ ;) w porządku, nie obrażę się może, tym bardziej że mam zajęcie, marne, bo marne, ale jakieś jest ;p dobrze, to ja się rano wezmę może za NYC, jeśli zdążę, wychodzę przed dwunastą, a potem poogarniam resztę ^^ i wieczorem też idę do kościoła, choć pewnie trochę dłużej mi to zajmie, zawsze ta Wieczerza trwa całe wieki ;p no to jakoś powinnyśmy się zgrać, nie ma problemu ;) dobrej nocy, Kochana, do jutra :*]

Leo Rough pisze...

[Aga, Kochanie, nie odpiszę już dzisiaj na nic z kilku powodów: po pierwsze jeszcze dziś sprzątam, bo wczoraj nie zdążyłam ogarnąć całego mojego bałaganu, po drugie naprawdę nie mam weny, Noaś mnie wkurza, a po trzecie, to po tej Wieczerzy jest mi tak... słodko-gorzko i chyba nie chcę tego psuć. postaram się siąść do bloga jutro po jutrzni, jak nikogo nie będzie w domu, na spokojnie coś tutaj wyczaruję. powiedz mi tylko, jak Ty to widzisz dalej? zostaną te nasze stworki w Londynie czy jak? ;>
a tymczasem dobrej nocy Ci życzę, słodkich, kolorowych snów i... wszystkiego, już tak świątecznie trochę :> 3m się, do spisania :*]

Leo Rough pisze...

[to ja dopiero dzisiaj zaliczyłam wypieki, wyczarowałam te: http://www.kwestiasmaku.com/desery/ciasteczka/kokosowe_chocolate_chip_cookies_z_malinami/przepis.html - wychodzą mega słodkie, ale bobowe :D wiem, że Ty się nie nudzisz, wielkie umysły tego nie znają :>> nie no, muszę się w Noasia wkręcić znowu, a przede wszystkim trochę go ożywić, bo taki mi się nie podoba ;p
no właśnie na jutrzni miałam być, ale zaspałam, a jak wstałam, to musiałam iść na zakupy, a jak wróciłam z zakupów, to był obiad, a po obiedzie piekłam z mamą wszystkie cuda, a jeszcze zanim skończyłam, to musiałam biec do kościoła. wróciłam teraz i mam wyrzuty sumienia, bo miałam być na blogu rano, a nie pojawiłam się i nie napisałam ani słowa. przepraszam - zabrakło mi dzisiaj czasu po prostu, aż nie zdawałam sobie sprawy, że tak mi ten dzień umknął. ale już siadam, odpisuję na wątek i na nawias, który mi do tej pory umykał :>
oookej, no to zobaczymy po prostu, jak nam to wyjdzie w praniu, jak zawsze, nie? ;> ^^]

Leo Rough pisze...

Mimo wszystkiego, o czym myślał przez ostatnie miesiące, nie chciał Spencer przy sobie. Może gdyby sytuacja była inna, doceniłby jej obecność, ale teraz wiedział, że pojawiła się przy jego łóżku przygnana wyrzutami sumienia czy litością po usłyszeniu tragicznych wieści. Próbował przez moment wyobrazić sobie, jak brzmiało zdanie, które uświadomiło jej, co się stało, ale własne umiejętności zawiodły go, bo nie miał pojęcia, jak obwieszcza się takie rzeczy. Ale skoro dzwonił ktoś ze szpitala, musiał być to jedynie suchy, obdarty z emocji komunikat, który mimo wszystko był w stanie poruszyć jej serce. Jednocześnie uświadomił sobie, jak dobrze to o niej świadczy - nie straciła dla niego twarzy, w przeciwieństwie do tego, co on zrobił... I było mu wstyd, tak bardzo wstyd, że miał ochotę zapaść się pod ziemię, choć tak naprawdę w tym wszystkim nie było jego winy. Miał w głowie mętlik, ale to jedno wiedział: sam się do tego stanu nie doprowadził. To ona, to jej "żegnaj", zaręczynowy pierścionek na palcu, zdjęcia z wesela opublikowane już w kilka dni później gdzieś w Internecie z komentarzami na temat strojów, dekoracji i jedzenia. To jej wina, choć o tym także nie potrafił myśleć, nie potrafił jej obwiniać. Wciąż ją kochał.
Nie patrzył na Spencer w chwili, gdy przejmowała od pielęgniarki szklankę z wodą, choć gdy w dalszej części sali trzasnęły drzwi, odnalazł swoją przyjaciółkę spojrzeniem. Obrócenie głowy w jej stronę znów kosztowało go sporo wysiłku, a zaraz także pożałował, że się do niego zmusił - teraz to ona chciała nakłaniać go do picia, a choć był świadomy, że tego właśnie potrzebuje w tej chwili jego organizm, nie potrafił jeszcze o tym myśleć. Ona jednak miała jakąś swoją wizję, której on nie mógł wybić jej z głowy, a którą niemal natychmiast zaczęła wprowadzać w życie. Patrzył, jak odkłada na stolik szklankę, a choć czuł, że to nie koniec, jakiś głosik szeptał mu za uchem, że ona teraz wyjdzie i już nie wróci. To dobrze. To straszne. Dopiero po chwili dotarło do niego, co takiego robi Spencer - poczuł na wargach jej palec, a w nozdrza uderzył go zapach kremu. Nie zdążył nawet odsunąć się, gdy już było po wszystkim, a brunetka znów pochylała się nad nim ze szklanką wody. Zacisnął wargi, tym razem patrząc jej hardo prosto w oczy, jednocześnie wyzywając ją i o coś prosząc.
- Nie kłopocz się. - szepnął słabo, niemal bezgłośnie, gdy ona wciąż nalegała, by pociągnął ze szklanki choć łyk. Wiedział, że to głupie i niedojrzałe, ale nic go to nie obchodziło, był teraz w innym świecie - gdzieś, gdzie to wszystko nie miało znaczenia. Tam liczyła się tylko ciemność i brak bólu, do którego przez nią i w niej podążał. Odwrócił więc znów wzrok, wymownie przenosząc go na sufit, w inny sposób nie potrafiąc w tej chwili oznajmić Spencer, że tę rozmowę uważa za zakończoną. Głos nie miał już być mu posłuszny, bo nawet po tych kilku słowach, które zdążył wypowiedzieć, bolało go gardło i brakowało mu oddechu w płucach. Liczył, że odpuści.

[sprzątaczki zawsze spoko ^^
hah, OK ;p
rozumiem, że chodziło o coś ważnego? rzeczywiście mogłaś się wkurzyć, ale dobrze, że już Ci przeszło, nie warto się takim czymś przejmować :) odpisał już?
bywa ;p nic nie wykręcam, wszystko zrozumiałam, serio, tylko też mi nie wyszło ujęcie tego w słowa, niestety ;p ale w porządku, ważne, że się zrozumiałyśmy, koniec tematu ;p haha, to też racja, że potem można się niemiło rozczarować xD
no ale to nie jest fair! ;p
nie było w sumie jak, ale spoko, już "Nad Niemnem" obejrzałam, przeczytałam, teraz łapię się za "Lalkę", żeby już od nikogo tej pomocy nie potrzebować ;p
jak tam przygotowania? ;>]

Leo Rough pisze...

[tylko mniej cukru niż w przepisie trzeba dać, bo jednak są za słodkie - taka refleksja po czwartym ciastu xD o jej, a mi się też takie marzyły, najlepiej z są soloną masą kajmakową *.* :D kurczę, chyba polubię gotowanie, pieczenie, kuchnię w ogóle :> barman się ucieszy ;p o, też prawda :D pewnie tak, więc bez problemu ;p mhm, możesz już tak napisać ^^
;)
jasne, wiem, co masz na myśli. może po prostu nie przeczytał tej wiadomości. a jeśli przeczytał i nie odpisał, to jest dupek i tyle. wiem, wiem, ale próbować zawsze warto ;) zły Michał!
zrozumiałam, zrozumiałam, nie bój żaby! hej, nie jestem głupia, mimo że blondynką kiedyś byłam xD
no dobra, skoro tak... ale musisz pamiętać, że mnie to dołuje, tak poważnie... xD
o, brawo! zdolna Aga :D ^^ oczywiście ;>
do świąt, rzecz jasna. i do innych rzeczy też, skoro takowe istnieją ;p ;>
okej, nie ma sprawy, to ja się zajmę moją resztką sprzątania, bo wypadałoby to już skończyć ;p w takim razie nie wiem, czy spiszemy się znów w najbliższych dniach - jutro będę biegać, w niedzielę też, bo barman przyjeżdża po śniadaniu, w poniedziałek ja jadę do niego, we wtorek siadam nad zeszytami. liczę jednak, że jakieś chwile znajdziemy ^^ 3maj się ciepło, Kochanie ;* wesołych świąt! :D i dobrej nocy, do spisania ;)]

Leo Rough pisze...

[:D o, jak Ci dobrze, że tak potrafisz się powstrzymać! też chciałam zachować post, ale mi, oczywiście, nie wyszło, słodka dziurka jestem i tyle ;p haha, to dobrze, mama Ci pomogła się powstrzymać! ;) no właśnie ;p OK ^^
pewnie zagląda, chociaż tego też nie można być tak na sto procent pewnym, różnie bywa. a może jeszcze się do tego odpisywania zbiera. no to nie zadręczaj się już tym, Aguś :>
uwierz! wiem, wiem! ;p no bo urodziłam się czarna jak smoła, a potem jaśniałam, aż miałam te włosy prawie białe, teraz to jestem chyba szatynką, czymś takim na pograniczu, więc mózg walczy ;p nie, cicho! xD ;p wiem, niestety...
prosiłabym :D no weź, nie dokuczaj mi! ;p
hah, no tak ;D o, to, to to! :D :>>
no wiem właśnie! u mnie też śniegu po kolana było jeszcze rano, potem słońce wyszło i w sumie na tę Wigilię Paschalną spokojnie mogłam pójść w szpilkach, nie w botkach -.- oj, no jasne, mniejsza... ;> ;p
ach, daj spokój, jak się w to wkopałam, to nie umiałam skończyć ;p no właśnie tak przewidziałam, że też raczej będziesz zajęta, bo to takie właśnie święta są. no ale nic, przecież my zawsze jakoś się spotykamy, nie? nawet jeśli nie jesteśmy na blogu w tym samym czasie ^^ no jasne, rozumiem, matura, te sprawy ;)) oj tam, nie ma co martwić się na zapas ;) haha, dzięki ^^
to ja teraz zmykam już chyba, choć będę się starać gdzieś odpisać, żeby trochę te moje zaległości nadrobić ;) dobrej nocy, Aguś, i jeszcze raz wesołych ^^]

Leo Rough pisze...

[przeczytałam! i, jak zwykle, jestem pod wrażeniem. wprawiasz mnie w kompleksy, szczególnie jak sobie myślę o tych moich ostatnich odpowiedziach, a fe! ;p no jasne, nie przejmuj się, rozumiem przecież ;)
no tak, oczywiście! :> hah, no to jasne, raz na rok możesz się wysilić ;p hihihi, ciekawe, skąd ja to znam! :D może nie pękniesz ;>>
no tak, tak. to w sumie dobrze, ładnie zagrałaś :) no to super, bardzo się cieszę ;)
oj tam, spadaj już ;p no właśnie! to prawie jak u mnie! :D
no proszę Cię, Aaaaaga! :>> ale to jest inaczej xD
o, to rzeczywiście niefajno na święta. ja tam dzisiaj lepiłam bałwany i tarzałam się w śniegu z dzieciakami i barmanem, jak jutro nie będę chora, to będzie dobrze :D
przepraszam, już nie będę. egzamin dojrzałości brzmi lepiej? ;> bo mnie osobiście właśnie na ten zwrot aż coś świerzbi xD
no weź, to teraz naprawdę nie jest moja wina, choć to mi jest głupio, nie moim obowiązkom -.- przepraszam! postaram się w najbliższych dniach wszystko nadrobić, teraz odpiszę tutaj, a przynajmniej powalczę z tym trochę :>]

Leo Rough pisze...

[póki jeszcze jest dzisiaj: wszystkiego najlepszego, Aguś! zleciał nam właśnie rok razem, wyobrażasz sobie? <3 nie mam pojęcia, kiedy to tak minęło! w każdym razie, dziękuję Ci za wszystko. było warto :> :*

a na wąciaka i nawias odpiszę już jutro w takim razie, skoro Ciebie nie będzie. ja i tak wychodzę dopiero przed obiadem, więc powinnam mieć na to czas ;) baw się dobrze! do spisania :*]

Leo Rough pisze...

Szczerze pragnął, by Spencer zniknęła mu już z oczu i więcej się przed nimi nie pojawiała, by nigdy nie musiał o niej słyszeć, a potem także wspominać, choćby w myślach. Chciał, by stała się dla niego jedynie cieniem pozbawionym znaczenia, choć to wydawało się niemożliwe do wykonania. Za bardzo ją kochał, zbyt dużą część swojego serca poświęcił na nią i dla niej, by mógł teraz tak zwyczajnie wymazać ją ze swojego życia. To nie miało szansy się wydarzyć, bo Noah nikogo nigdy nie obdarzył takim uczuciem, jak ją, nawet Jane nie kochał tak szaleńczo, do utraty tchu, bez granic. Dopiero Spencer nieumyślnie pokazała mu, co znaczy prawdziwie kochać, choć przecież nie dała mu smakować tego uczucia tak, jakby sobie tego życzył, nie licząc tych kilku dni, tamtej jednej nocy, gdy cały świat mówił mu, że to jest właśnie to. Miłość w najpiękniejszej, najczystszej postaci. I choćby ze względu na to, że pamiętał ją jeszcze taką, w jakimś stopniu mu oddaną, dziwił go fakt, że rzeczywiście opuszczała jego salę, zaniechała dalszej walki. To nie pasowało do jego upartej, zawsze stawiającej na swoim przyjaciółki, którą między innymi za to pokochał. Nie potrafił jej się sprzeciwić, chyba nikt nie mógł tego zrobić. Ale teraz odpuszczała, a Noah doskonale wiedział dlaczego, choć nie pozwalał sobie na myślenie o tym. Pozwolił jedynie, by iskierka bólu przemknęła szybko przez jego ciało na myśl o tym, że Spencer wychodzi, a potem znów rozluźnił się, przypominając sobie z trudem, że wcale jej tu nie chce. Uparcie wpatrywał się w sufit, a choć nie chciał słuchać słów brunetki, dotarły one do jego uszu. I poruszyły jakąś cząstkę jego serca, szczególnie, gdy poczuł na palcach jej ciepłą dłoń, a w kolejnych jej słowach odnalazł swoją przyjaciółkę. Nareszcie. Zaraz jednak skarcił się za to, doskonale wiedząc, że te uczucia nie były na miejscu. Chyba powinien jej nienawidzić, prawda? Nie potrafił. Kochał ją i był tego tak boleśnie świadomy, że trzask zamykających się za nią drzwi wywołał w nim skurcz mięśni, a więc prawdziwy, fizyczny ból, teraz nierozłączny z tym, który Noah odczuwał na swojej poranionej psychice. To było jedno i to samo: żal, smutek i strach wraz z pieczeniem, rwaniem i bolesnymi skurczami. Tylko mrok mógł uwolnić go, ale już go tam nie puszczą, wiedział to.

Leo Rough pisze...


Nie sądził, by jego żona miała wyjść z sali przyjaciela w najbliższym czasie, ale nawet mimo to nie miał ochoty ruszać się sprzed wejścia na oddział. Przecież w każdej chwili mogła potrzebować go przy sobie, a jego obowiązkiem było tkwić obok i pomagać, jak tylko potrafi. Czasem wystarczyło tylko być i ten warunek chciał spełnić przede wszystkim, choć czuł, że nie będzie to łatwe. Targały nim potężne emocje, choć na tyle nauczył się je ukrywać, że niemal nic nie wskazywało na nie na zewnątrz - ot, jakaś żyłka pulsowała mu na czole, a dłonie zaciśnięte miał w pięści, nic wielkiego. Nie potrafił jednak tkwić dłużej w jednym miejscu, więc już po kilku chwilach zdecydował się na spacer, najpierw jedynie po korytarzu, a gdy pacjenci i mijający go członkowie personelu szpitala zaczęli spoglądać podejrzliwie w jego kierunku, zdecydował się na kawę. Opuścił swoje miejsce przed drzwiami OIOM-u tylko na kilka chwil, a po powrocie żałował tego bardziej, niż można by się spodziewać. Obawiał się, że tylko niepotrzebnie dodatkowo zestresował tym Spencer, a przecież to było ostatnie, czego chciał. Teraz jednak był już obok: kubek z kawą wylądował w koszu, gdy Leo niemal wylał większość jego zawartości na siebie, a on dopadł ukochanej i zamknął ją w ciasnym uścisku ramion, bez słów gładząc jej plecy i całując czubek głowy. Nie musiała mu mówić, co się z nią dzieje, nie musiała o niczym mówić, bo znał ją za dobrze, by nie pozwać wszystkiego już po wyrazie jej twarzy. Był więc obok, by ją pocieszyć, ale teraz tylko po to, na więcej tak naprawdę nie było go stać. Bo wciąż tkwiła w nim ta nutka zadziwiającej goryczy, której mimo wysiłków nie potrafił się pozbyć. Był na to zdecydowanie zbyt słaby, przynajmniej teraz. Postanowił więc, że rozmowę, jeśli Spencer będzie jej potrzebować, zostawią sobie na później, a może nawet odłożą ją do rana. Teraz chciał tylko, by jego żona zaznała spokoju, odpoczęła, zregenerowała nadwątlone tą krótką wizytą przyjaciela siły. Gdy więc upewnił się, że odzyskała względną równowagę, objął ją ramieniem i poprowadził do windy, co kilka kroków zerkając na nią, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. W ten sposób zaprowadził ją aż do samochodu, gdzie tylko krótko poinformował ją, że jadą teraz do hotelu, a James na tę noc zostanie jeszcze z jej rodzicami, bo umówił się z nimi, że odbiorą go jutro. A potem ruszył, wciąż poważnie zaniepokojony, choć również nieco zestresowany, bo wiedział już, że tak naprawdę niewiele więcej może zrobić ponad to, czego już się złapał. Był bezradny. W najmniejszym stopniu nie zależało mu na Noahu, a już na pewno nie tak, jak Spencer, choć wiedział także, że ona również od niego uzależnia swoje szczęście. Leo rozumiał więc, że będzie musiał wysilić się. Dla niej, oczywiście.

[samiutką prawdę :> a skąd pewność, że nie czekałam, co? ;p no jasne :D
haha, spoko ;p no właśnie, bardzo interesujące ;> ;D haha, no tak ;p o, ja też bym już chciała... ;>>
no dobrze, ciesz się nim :D hah, ok ;p jasne, koniec tematu, już :)
prawie, bo nie odrosty, ale włosy ciemniejące z wiekiem :D ;p
mam taką nadzieję ;>> no jasne, że jasne! :D
no tak. ja to chyba na Święta śniegu nie miałam xD no dobrze, pozytywnie to... fajnie było :D ^^
ok, już ;p
a ja nie wiem, co Ty mi robisz xD ok, ok, nabijaj się do woli ;p ;)]

Leo Rough pisze...

[no patrz, co za skleroza! niewybaczalna! :D oj tak, jesteśmy boskie, cudowne i niesamowite! :D :> oczywiście, że tak, dobijamy! oby nam dalej klawiatury były łaskawe ;))]

Ostatnie, czego teraz chciał Leo, to dodatkowo martwić ukochaną swoim stanem. Jasne, ta sytuacja nie była dla niego wcale łatwa, ale dla niej mógł uporać się ze swoimi emocjami sam, byle tylko Spencer nie musiała poświęcać im swojej uwagi. Musiała teraz skupić się na przyjacielu i jego problemach, co, jak sądził, już niedługo zajmie ją całkowicie. Miała zbyt dobre serce, by odpuścić zanim będzie całkowicie pewna, że wszystko wraca do dawnej równowagi. Nieco go to martwiło, bo czuł już, że on utknie razem z nią w tym specyficznym stanie zawieszenia pomiędzy różnymi światami, ale póki co nie myślał o tym zbyt wiele. Chciał teraz upewnić się, że z nią wszystko w porządku, a żeby móc jej pomóc, potrzebował najpierw uspokoić siebie. Jechał więc przez znajome dzielnice Londynu, nie poświęcając zbyt wiele myśli ukochanej, a raczej próbując zamknąć niepożądane uczucia i emocje w szczelnym pudełeczku, a potem schować je na samym dnie duszy. I prawie mu się to udawało, już prawie zatrzaskiwał wieko, gdy nagle z zamyślenia wyrwał go głos Spencer. W jednej sekundzie znów spiął się cały, jednocześnie przerażony i zmartwiony, bo wiedział, że zbyt długo milczał, że zaniedbał ukochaną. Natychmiast oparł dłoń na jej udzie w dawno wypracowanym symbolu, a potem zerknął na nią, gdy zwolnił, przejeżdżając przez skrzyżowanie.
- Nie przejmuj się tym, kochanie, to drobiazg. Przecież nie odwołaliśmy go, a jedynie nieco przesunęliśmy w czasie. Paryż wiosną albo latem będzie jeszcze piękniejszy. - zapewnił ją, tym razem, o dziwo, zupełnie szczerze. Już nie tak bardzo było mu szkoda tego wyjazdu, choć wcześniej cieszył się jak głupi na weekend tylko we dwoje. Skoro jednak nie wsiedli do tego samolotu, postanowił nie poświęcać już więcej myśli temu, co ich ominęło. Chciał na stałe zamknąć się w tu i teraz, skoro tego właśnie potrzebowała Spencer.
I już znów cały był tylko dla niej, najpierw w samochodzie próbując w choć minimalnym stopniu rozproszyć jej myśli, a gdy dotarli już do hotelu, zajmując jej także większą część wieczora. Wiedział, że jest zmęczona, więc nie zamierzał zmuszać jej jeszcze do witania Nowego Roku z szampanem i tańcami, zaplanował sobie raczej kolację i wczesny wymarsz do łóżka. Najpierw jednak, gdy tylko weszli do pokoju, odesłał ją do łazienki z kosmetyczką i szlafrokiem. Nie wiedział, na ile prysznic czy też kąpiel jej pomogą, ale liczył, że odświeżone ciało tym razem będzie oznaczało także nieco jaśniejszy umysł. A poza tym, zaraz potem chciał z nią porozmawiać, a potrzebował tej chwili, by ułożyć sobie w głowie myśli i zaplanować, co powie i zrobi. Najpierw jednak wyszedł na papierosa, nie mogąc się powstrzymać - w Paryżu miał nie palić, taką złożył Spencer obietnicę, ale tutaj już go ona nie obowiązywała, więc wyszedł na balkon ich pokoju, pospiesznie wydmuchując dym wprost w mroźne powietrze znienawidzonego miasta. Miasta Noaha, a więc skażonego zbyt dużą ilością nieprzyjemnych spraw i negatywnych emocji.

[blee, wybacz, ale nie umiem jakoś sobie tego wszystkiego w głowie ułożyć i mi taki oto chaos wyszedł ;p
i jak tam kacyk? ;>
e tam, to o niczym nie świadczy xD
no właśnie, u mnie też w sumie ładnie, choć sople wiszą z rusztowań ;p
;)
ugh -.- serioooo? ;> a może jednak będziesz dla mnie łaskawa, co? ;>>
;p
no pewnie tak, ale mi chodziło raczej oto, że u mnie nawet Boże Narodzenie białe nie było, a teraz bałwana lepiłam xD dobrze, to następnym razem się już nastawię na te... no... pozytywne myślenie :D
proszę Cię bardzo ^^
hah, no dobrze, niech będzie, że Ci wierzę! ;p ech, no nie miałam wielkiego wyboru ;p
a ja teraz znikam, będę wieczorem ;) miłej nauki? ;>]]

Leo Rough pisze...

[w porządku, ja i tak dopiero przyszłam, więc pewnie już bym nie odpisywała ^^ spiszemy się jakoś w najbliższych dniach na pewno, może nawet już jutro nam się uda? ;> zobaczymy. w każdym razie - ucz się, ucz, powodzenia Ci życzę ;) dobrej nocy, kochana, i miłego dnia jutro, trzymaj się cieplutko :*]

Leo Rough pisze...

Od razu, gdy tylko Spencer opuściła przylegającą do ich pokoju łazienkę, chciał zarzucić ją jakimiś słowami - może pocieszenia, a może wyjaśnień. Uznał, że w ten sposób łatwiej będzie mu wyrzucić z siebie wszystkie te kwestie, które powinny paść, a jednocześnie jego ukochana nie wyczuje w nich choćby najlżejszej nutki fałszu, bo nie będzie miała ku temu okazji. Gdy jednak zobaczył ją w progu, owiniętą szlafrokiem, z mokrymi włosami spływającymi po ramionach, jak zwykle olśniewającą, choć teraz także wyraźnie przybitą, wszystkie słowa wyparowały mu z głowy. I nawet cieszył się tego chwilę później, bo zrozumiał, że byłoby to z jego strony zachowanie bardzo głupie, gdyby tak zarzucił ją wyuczonymi kwestiami, omijając prawdziwą rozmowę, której potrzebowała Spencer. Otworzył więc ramiona, gdy ruszyła w jego kierunku, a potem przyciągnął ją do siebie, mając nadzieję, że nie rozsypie się jak domek z kart, gdy tylko jej dotknie. Nic takiego na szczęście się nie stało, wręcz przeciwnie - brunetka przylgnęła do jego ust z pocałunkiem, którego zupełnie się nie spodziewał, ale odwzajemnił go ze szczerym entuzjazmem. I tylko uśmiechnął się lekko, gdy oderwała się już od niego, a potem przesunął opuszkami palców po jej policzku, nie mogąc nadziwić się temu, jaka jest silna. Bo była, choć chyba nie zdawała sobie z tego tak do końca sprawy - była twarda, wręcz niezniszczalna, a tylko czasem potrzebowała jakiejś drobnej pomocy. A on nie zamierzał jej rzucać kłód pod nóg. Chciał jej pomóc. Czekał tylko na odpowiedni moment, na jakąś jej wskazówkę, jak ma to zrobić, by niczego nie spieprzyć.
- To co, odpuścimy sobie dzisiaj świętowanie, hm? - zapytał cicho, siląc się na dość swobodny, lekki ton, w którym jednak wciąż, niezmiennie kryła się ogromna troska. - Zamówiłem nam coś do zjedzenia, potem możemy po prostu iść spać. - dodał zaraz, nieprzerwanie gładząc delikatnie policzek ukochanej, szczerze zmartwiony jej stanem, jakimiś emocjami, które wyczuwał przez skórę. Nie wiedział jeszcze, czy to dobrze, że w pewnym stopniu właśnie zgodził się, by skupiła się na Noahu, ale czuł, że tak trzeba zrobić. To był jej przyjaciel, musiała poświęcić mu tych kilka dni, dopóki znów nie stanie na nogi. A Leo miał być przy niej, by wspierać ją w tak trudnych chwilach, myśleć za nią o jedzeniu i spaniu. Radził sobie w tych sprawach całkiem nieźle, więc nie zamierzał specjalnie narzekać, żałował tylko, że musiało chodzić akurat o niego. Gdyby tylko był to ktokolwiek inny, może mógłby okazać szczerze zmartwienie i troskę, może lepiej zadbałby o Spencer. A tak? Już marzył o tym, by wrócić do domu, do Murine, zostawić Noaha w jak najodleglejszej przeszłości. Odkrył już jednak, że on będzie wracał, ciągle i ciągle, nieproszony. A Leo musiał się z tym pogodzić.

[no dokładnie! ;p
tak, na pewno ;p ;)
hah, no to rzeczywiście spoko ;) rozumiem, że impreza się udała? ;>>
oczywiście ;D
nie, ogrodzone są, spoko, jak coś, to mnie tylko budzą rano xD ech, szczęściara! no pewnie już zima nie wróci ;) tylko u mnie jeszcze zaspy do kolan -.-
zołza :*
;p tak? miło ^^ :D
haha, OK ;p mhm ^^
no i jak tam Ci ta nauka idzie? ;>
na piwko wyszłam z kumpelą, dzisiaj też idę ;p a nawet wiem, mogę powiedzieć: komputer miałam włączony, bloga gdzieś w kartach, więc pewnie dlatego się pokazywała ta dwójka ^^ ja czasami go nawet na noc nie wyłączam, więc tak sobie wisi ta moja osóbka, choć mnie nie ma ;p no widzisz, a ja jednak wychodzę i pewnie mnie już dziś nie będzie ;< Ty ucz się, powodzenia Ci życzę ze wszystkim i... do spisania niedługo ^^ miłego!]

Leo Rough pisze...

[odkupisz winy jak będziesz pamiętać w przyszłym roku :D ;))
;p
o, jak miło! :D haha, ale to trzeba mieć szczęście, nie? ;>> ;p
ej, ja też chodzę w takich pół-eskimoskach z CCC, bo przynajmniej mi ciepło xD ale ma już być wiosna, wiosna, wiosna... trzeba ją wykrakać! :D ;)
za jakie grzechy?! xD ;p
no już na biologię nie narzekaj, to mogła być chemia xD o, szczęściara! a ja mam jutro jakieś dni otwarte i nie mam lekcji, ale oprowadzam dzieciaczki po szkole *.* :D
oczywiście, wiem, mamo! :D ja mam taką boską energooszczędną maszynę, baterię i w ogóle, więc mogę sobie na taki luksus pozwolić, czy coś xD a tak serio, to czasem po prostu w nocy muzykę sobie puszczam i tak leci przez parę godzin ;p
ale Ci dobrze - kino, zakupy, ach! to ja się dzisiaj leniłam, a jutro idę zumbić, ale pewnie jakoś uda nam się spisać ^^ więc baw się dobrze, cokolwiek tam jeszcze masz w planach ;) do spisania, Aguś :*]

Leo Rough pisze...

[bardzo się cieszę, że Ci to odpowiada ;p ;D
haha ;p
chyba na taką pogodę to tylko kalosze i wolfskiny, nie? bo właściwie wszystko inne przemoknie ;p hah, rozumiem, trzeba się wyróżniać ;D no patrz, nie spieszy jej się do odwzajemnienia Twoich uczuć! ;p
aż tyle ich nie ma! ;p
uch, no to rzeczywiście nieciekawie, ale wierzę w Ciebie, zdolna dziewczyna jesteś i jakoś to wszystko ogarniesz i połapiesz ;) ale zgadzam się, matura ważniejsza, chociaż też szkoda sobie zepsuć świadectwo. a nauczyciele pewnie nie potrafią tego zrozumieć, nie? :/ masakra. o, no to w sumie późno. u mnie już pod koniec kwietnia chyba są wszystkie testy kompetencji, jakieś tam egzaminy sprawnościowe i inne bzdury ;p
a już właśnie myślałam o tym, że dla Ciebie to pewnie mylące - postanowiłam, że będę wyłączać bloga, więc już tam dwójek nie powinno być tak często, niestety ;p
a na jaki film się wybrałaś, hm? bo mi otworzyli pod samym nosem Multikino i chciałam się wybrać, bo mają mnóstwo zajebistych promocji :D a, spoko ;p no tak, przy zakupach humor najważniejsza rzecz! pieniądze już chyba na drugim miejscu... ;p wyzumbiłam, wyćwiczyłam, a teraz się lenię i zasypiam na siedząco, ale Tobie też nie zazdroszczę. powodzenia z nauką przez weekend, Kochana!
a na wąciaka nie odpisuję, bo jest już późno, oczy mi się kleją, a poza tym trochę mi się popsuł humor i wiem, że to by mi na Leosia wpłynęło. postaram się naskrobać coś rano ;) dobrej nocy, miłego dnia i udanych zakupów, jeśli się na nie wybierzesz! do spisania, niedługo, mam nadzieję! :>>]

Leo Rough pisze...

Również Leo pamiętał, że wszystko to, co robi, to tak naprawdę jego obowiązek, ale nie zmieniało to faktu, że chciał zadbać o ukochaną z pełnym zaangażowaniem. Rozumiał po prostu, jakie to wszystko jest dla niej trudne, rozumiał od pierwszej chwili, choć na początku trudno mu było stłumić swoje własne emocje - one na kilka chwil przesłoniły mu prawdziwy obraz sytuacji. Potrzebował tak naprawdę jedynie chwili samotności, by móc wszystko przemyśleć, a wtedy dotarło do niego z całą mocą, jak musi się zachować. Pomyślał po prostu, jak sam czułby się w takiej sytuacji, gdyby to Lena leżała na OIOM-ie pod całą tą aparaturą, a on wiedziałby, że jest za to odpowiedzialny. Jasne, z Noahem historia wyglądała zupełnie inaczej, ale uczucia Spencer musiały być podobne, a on chciał łagodzić je najlepiej, jak tylko jest w stanie. Bo jedyne, na czym mu zależało, to zdrowie i szczęście ukochanej - musiał więc przypilnować jej w najbliższych dniach, bo ona raczej miała o sobie nie myśleć. Jasne, wszystko mogło jeszcze wyglądać inaczej, ale Leo znał ją przecież doskonale, więc potrafił przewidzieć, co się wydarzy. Ale już się tego nie bał, jak wcześniej. Teraz wiedział, że zdoła jej pomóc, bo ona tego pragnie.
Ze zdziwieniem słuchał słów Spencer, gdy oznajmiła mu, że nie ma zamiaru spędzać Sylwestra w hotelowym pokoju. Oczywiście, było mu to na rękę, bo on także nie miał ochoty leżeć w łóżku, gdy nad Londynem rozbłysną światła sztucznych ogni, ale dla niej był gotowy poświęcić taki drobiazg, jeśli tylko miała dzięki temu poczuć się lepiej. Ona jednak miała inne plany, na które Leo zgodził się, z zadowolonym uśmieszkiem kiwając głową. I zaraz znów przygarnął ją do siebie, z czułością muskając jej przedramiona, na których wilgotną jeszcze po prysznicu skórę wkrótce wstąpiła gęsia skórka. Uśmiechnął się do niej, a potem wypuścił ukochaną z ramion, wzdychając cicho, gdy odsunęła się od niego, ruszając w kierunku łazienki. Sam nie ruszył się jeszcze z miejsca, uznając, że ma dużo czasu, zanim ona będzie gotowa do wyjścia, by przebrać się i nieco odświeżyć, więc gdy zatrzymała się w drzwiach ze swoim pytaniem, musiał obrócić się w jej stronę na łóżku. Przez sekundę czy dwie wpatrywał się w nią bez słowa, by dopiero wtedy uśmiechnąć się lekko i skinąć głową, mrucząc "jasne". Nigdy nie chciał, by musiała pytać o takie rzeczy i to martwiło go teraz, bo wiedział, że winę za niepewność Spencer w tej kwestii ponosi tylko on. Zbyt często dawał jej do zrozumienia, że nie lubi rozmawiać, ale przecież wtedy zawsze chodziło o niego - o jego uczucia i przeżycia, a to, jak wiadomo, nie jest wcale łatwy temat. Ale o jej sytuacji z Noahem mógł rozmawiać, nie widział w tym problemu, bo ufał sobie i wiedział, że zdoła powściągnąć swoje własne emocje, które buzowały w nim, gdy wspominał te miesiące, gdy nie było go przy rodzinie, gdy jego miejsce zajął inny mężczyzna.
A potem Spencer zniknęła już w łazience, więc on także nie ociągał się dłużej i wziął za szykowanie do wyjścia. Nie miał pojęcia, gdzie ma zamiar zabrać go ukochana, ale wreszcie uznał, że po prostu ubierze się ciepło - ostatnio znów zrobił się z niego straszny zmarzluch, nie miał zamiaru narzekać potem na cieknący nos czy bolące gardło. Po jakimś czasie minął się z ukochaną w drzwiach łazienki, gdzie sam zabawił tylko chwilę, zaraz wychodząc do sypialni pachnący i świeży, uśmiechnięty i zadowolony. Podszedł do Spencer i objął ją od tyłu, na moment wtulając się ustami w zagłębienie na jej szyi, by zaraz potem obrócić ją do siebie i pocałować, a potem wymruczeć pytanie, czy mogą już wychodzić.

Leo Rough pisze...

[nie wiem, czy będziesz jeszcze dzisiaj, ale jak coś, to ja teraz wychodzę i wrócę koło jedenastej ;) mam już pół odpowiedzi na metrze, więc powinnam to później spokojnie dokończyć, żeby już te moje braki nadrobić powoli ;))
miłego wieczoru życzę, Kochana, mam nadzieję, że już jutro spiszemy się jakoś! ja siedzę nad książkami, ale raczej z komputerem, jak coś ;) trzymaj się cieplutko :*]

Leo Rough pisze...

[jakie beznadziejne, słodkie to było! *.* normalnie nie wiem, co ja teraz odpiszę, bo, oczywiście, Leoś będzie musiał coś powiedzieć, nie? ;p :> nie przejmuj się, naprawdę było super ^^
mhm ;p ;)
spoko, też tak mam, czasami mnie nawet jedna dziewczyna w tym samym łaszku co ja wkurza ;p i tylko test: "ja wyglądam w tym lepiej" xD no oby, bo ja mam śliczny wiosenny płaszczyk, trzeba go wykorzystać wreszcie :D
nie ;p
o, no chyba, że tak. to już w ogóle spoko, co to za problem dla Ciebie! :>> wiem, wiem ;p no ale nie wiem, czy też masz takie cuda, jak ja - bo u mnie to do sportowej klasy są testy sprawnościowe, do dwujęzycznej test kompetencji językowych i coś tam jeszcze, do farm-chemu są tam te zdolności manualne i takie bzdury ;p
to dobrze, bo to wygodne było :D oł, to by nie było fajne :/ ;p
a, taki bajer ;) haha, spoko ;p o widzisz, a ja się dzisiaj wybrałam, byłam w paru sklepach po angielskim :D
odpisałam na metrze, tutaj zacznę, ale wątpię, żebym dała radę to skończyć, więc zarzucę Cię tym jakoś rano, a przynajmniej spróbuję ;) Ty się jutro grzecznie ucz i gości przyjmuj, blogiem się nie przejmuj ani nic. a jeśli nam się uda spisać, to ja już będę wniebowzięta, ale wiesz, bez spiny czy coś ;p ja też mam robotę, niestety -.- dobrej nocy, kolorowych! :>>]

Leo Rough pisze...

[cześć i czołem! jak mija niedziela? ;> u mnie jest całkiem intensywnie, więc póki co nie miałam czasu, żeby Ci odpisać, zbiorę się do tego dopiero później, teraz wychodzę na parę godzin ;) powodzenia z nauką, Aguś, do spisania niedługo :>>]

Leo Rough pisze...

[rozumiem, raczej trudno się skupić, jak jest hałas i jeszcze jakieś ludzie się kręcą. ale spoko, ja też na nic się nie uczyłam, nie przeczytałam "Lalki", jest moc - przyjaciółka ma problemy z facetem i przez cały dzień ją pocieszałam, rozweselałam i robiłam inne cuda, byle tylko jakoś się trzymała. a teraz jestem padnięta i już nic mi się nie chce, więc odpisywanie na Twój piękny twór tutaj sobie odpuszczę, dobrze? niby coś tam już naskrobałam, ale to takie nieskładne, że szok, więc zajmę się tym jutro, jak tylko wrócę ze szkoły ;)
no ciekawe skąd... ;>> ;p nie, muszę się nim nacieszyć :D e tam, tak nie może być, bo dostanę na łeb ;p
tak :>
żadnego powiedzmy, wierzę w Ciebie ^^ u mnie już były, też angielski pisałam i coś tam jeszcze ;p ;)
hah, no właśnie ;p
no właśnie niezbyt, bo mogłam iść na te zakupy tylko dlatego, że barmana nie było, żeby po mnie przyjechać ;( się już wyniósł głupek ;p]

Leo Rough pisze...

o, wyśpisz się przynajmniej, nie? zawsze jakieś plusy ;) to powodzenie z tą kartkówką :>> no tak, ale sumienie i tak mi dokucza. zresztą, mniejsza - jeszcze się zdążę pouczyć ;p wiesz, że nie umiem! nawet teraz, gdy mnie tu prawie nie ma!
nie będę, marna w tym jestem, jeszcze się pomylę xD no pewnie tak ^^
no to dobrze... ;>> ;p
zawsze! :> to już zależy od wymagań dyrekcji czy tam kadry, u mnie do tych specjalistycznych klas były dość wysokie, ale choćby human już nie pisał nic xD ;p
w sumie jeszcze nie poczułam tak do końca, że go nie ma, bo to dopiero parę dni, a ja ten tydzień miałam bardzo zabiegany. w przyszłym już będzie gorzej, bo nikt nie będzie czekał pod szkołą po dzwonku ;< ale jakoś to przecierpię, skoro jemu tam dobrze ;))
w porządku, ogarniaj się, ogarniaj ^^ Tobie również dobrej nocy i miłego poniedziałku życzę, do spisania, Aguś ;))]

Leo Rough pisze...

[:D ;)) dzięki, przyda się ;p no dokładnie ;) nawet myślałam o tym ostatnio, ale wydaje mi się, że to raczej przejściowe, przynajmniej dla mnie - trochę się rozproszyłam, bo dużo się dzieje, ale niedługo wrócę już do równowagi, jestem tego pewna ;) wiem, że Tobie nie tak łatwo zaplanować sobie coś podobnego ze względu na maturę, ale i tak myślę, że jakoś damy radę. jak zawsze, nie? ;> co sądzisz?
ostatnio wolę już nie ryzykować, sparzyłam się :/ ;p
haha, spoko ;p
mhm ^^ ;p
wiem, wiem. jestem mistrzynią w dostosowywaniu się do niewygodnych sytuacji, możesz być spokojna ;) nie dziękuję, coby nie zapeszyć, czy coś :>>
spoko, spoko ;) o, jak fajnie! a mi się dzisiaj przypomniało dopiero, że pod koniec maja do Paryża jadę xD taki ogar piękny... ;p
ciao! :*]

Leo Rough pisze...

[dochodzę do wniosku, że jestem niesamowita, o! bo znowu wszystko ogarnęłam, choć praktycznie ledwo się pouczyłam ;p a tam? ;> wiesz, nie zabrzmiało to zbyt optymistycznie... ;>
o, nie, nie! już nie ufam tego typu tekstom, niestety ;p
no wiem właśnie, uświadomiłam to sobie już :>> mhm ^^
haha, klasyka :D ale to w sumie fajnie, że próbował, nie? wiesz, wiesz, jakich słówek ;> u mnie jest teraz przez dwa tygodnie niemiecki nauczyciel z wymiany i też właśnie go uczą, ale takich tekstów jak: pracownia multimedialna, laboratorium... xD tak bez okazji chyba, chociaż rodzice twierdzą, że za dobre świadectwo ;p
okej, nie ma sprawy - mi to jest nawet na rękę, bo ciągle jestem do tyłu z nauką, więc ogarnę to sobie teraz wszystko, a dopiero potem coś Ci tu wyczaruję ;) jak zawsze, blogiem się nie przejmuj, powodzenia z lekcjami ^^ a ankieta już rozwiązana :> w sumie jestem w temacie, bo miałam dzisiaj o tym prelekcję w szkole ;p i w ogóle: pielęgniarstwo *.* :D]

Leo Rough pisze...

[oj tam, oj tam... :D :* o, no to super ^^ bardzo miło, ale bywa i tak, nie? chociaż ja to bym walczyła jak lwica xD nie wiem, jak dla Ciebie, ale dla mnie blog wciąż jest ważną częścią życia i jeszcze przez długi czas będzie. a to, że teraz rzadziej ze sobą piszemy - już się tak zdarzało, że miałyśmy podobne tygodnie, no a w tym wypadku mamy też usprawiedliwienie w postaci Twojej matury i mojego nadganiania zaległości. ja od przyszłego tygodnia powinnam mieć nawet trochę więcej czasu, bo kończę projekt na chemię, a przede wszystkim już nie będę całych dni spędzać z barmanem, więc powinnam wrócić do tego blogowania sprzed kilku tygodni, do jakiego przywykłam. a jeśli Ty nie dasz rady, to ja to będę musiała zrozumieć i zaakceptować, może przeczekać, zobaczymy :> więc tak, też mam nadzieję, że uda nam się wkręcić w blogowanie ;))
bo teraz przez słuchanie ich cierpię, oto dlaczego ;p
mhm ^^
to i tak fajnie ;) haha, spoko ;p wiem właśnie! ;D aż się zaczynam bać tej mojej wymiany... xD haha, też milutko ;p oł, to pięknie - co sobie biedna dziewczyna o naszym kraju pomyśli?! ;p
z kumpelami z klasy, też "za świadectwo" ;p ^^
nie ma sprawy ;) oj, ja się jaram wszystkim, co związane z medycyną, także wiesz ;p za dwa tygodnie jadę nawet na to: http://www.human-body.pl/ i już się nie mogę doczekać! :D OK, to ucz się, ucz, będę tu potem na Ciebie czekać ;))]

Leo Rough pisze...

W taksówce również jego ogarnęły nieco spóźnione refleksje. Niewiadome uderzyły w Leo ze zdwojoną siłą, wzmagając jego niepokój i przypominając ten specyficzny rodzaj złości, który ogarnął go na lotnisku kilka godzin wcześniej, gdy tylko usłyszał, co się stało. Rzadko miewał okazję przekonać się na własnej skórze o takich rodzajach niepewności, jakie towarzyszyły mu teraz. Była to specyficzna mieszanina zazdrości i strachu, że owa zazdrość jest w pełni uzasadniona. Najwyraźniej nie był w stanie jasno myśleć, bo wtedy z całą pewnością wybiłby sobie takie stwierdzenia z głowy, ale trzymając przy boku ukochaną kobietę, swoją świeżo poślubioną żonę, czuł, że jeszcze nie zna jej tak, jak powinien. Owszem, z pamięci mógł wyrecytować jej plan dnia, podać ulubione potrawy i filmy, przypomnieć zabawne historyjki z dzieciństwa albo opowiedzieć o planach na przyszłość i marzeniach, ale w tej chwili czuł się przy niej nieco obco. Noah to wciąż była dla niego w pewnym stopniu postać z legend, która teraz odżywała w ich życiu prawdziwymi emocjami, a to z nim wiązał teraz swój niepokój. Nie wiedział, jaka przy nim była Spencer, jak go traktowała, jak wiele uwagi kiedyś zwykła mu poświęcać, ile uczuć i wysiłku włożyła w pielęgnowanie ich przyjaźni. To przerażało go, bo wzbudzało nie tylko zazdrość na myśl, że mogła być dla Noaha taka jak dla niego, ale także przywoływało wrażenie, że ją traci. Bo jeśli jej przyjacielowi coś się stanie, będzie się obwiniać, a nawet już teraz to robi, wiedział to, czuł przez skórę jej wyrzuty sumienia. Ale co będzie, jeśli powtórzy próbę samobójczą? Czy wtedy zdecyduje się zostać z nim? Czy zostawi swoją rodzinę, by ratować przed śmiercią przyjaciela, mężczyznę, który kochał ją tak samo mocno, jak jej mąż? Sam nie wiedział. I może dlatego głównie bał się czekającej ich rozmowy - bo wiedział, że również jego lęki wyjdą na jaw, a choć nie chciał do tego dopuścić, już potrafił sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądać. To nie miał być dla nich obojga łatwy ranek, byli na to przygotowani.

Leo Rough pisze...

Teraz jednak Leo uznał, że musi cieszyć się tym, prawdopodobnie ostatnim w najbliższym czasie, spokojnym wieczorem. Byli razem, Spencer zdawała się zostawiać za sobą sprawę z przyjacielem w miarę, jak oddalali się od hotelu, nic więc nie powstrzymywało ich przed korzystaniem z chwil spędzonych razem w mieście, w którym wszystko się zaczęło - ich związek, ich miłość. Ogromne było jego zdziwienie, gdy okazało się, że także jego ukochana myślała o tym, że właśnie to jest miasto ich pierwszych pocałunków, nieśmiałego trzymania się za rękę, pierwszych ważnych słów i wspólnych dni. Nie spodziewał się, że pamięta jeszcze o takim miejscu, jak pierwsze osiedle, na którym zamieszkała sama, wyprowadzając się od rodziców. Nie wiedział oczywiście, że jest to dla niej ważny punkt na mapie Londynu, ale ona nie pozwoliła mu długo trwać w nieświadomości - zaraz wyjaśniła mu wszystko, opowiadając z tak rozczulającą łatwością, że Leo nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Mówiła o ich początkach, o wielkim uczuciu, które rodziło się wtedy w ich sercach, ale wydawało się, że jest to dla niej zupełnie naturalne. Z podziwem spoglądał na ukochaną kobietę, wiedząc, że druga taka nie istnieje nigdzie na świecie - tak czuła, ciepła, tak zakochana, chętna do poświęceń, do działania. Była niesamowita i Leo żałował w tej chwili, że tak rzadko mówił jej o tym, że tak niewiele prawił jej komplementów. Sądził, że wie o tym wszystkim, ale teraz... Teraz dochodził do wniosku, że musi ją o tym wszystkim zapewnić każdego dnia.
Gdy urwała, Leo jeszcze przez chwilę ledwo był w stanie złapać oddech, tak wzruszyło go to wyznanie brunetki. Nie spodziewał się, że trzyma jeszcze w sobie takie sekrety, choć jednocześnie był doskonale świadomy, że ona sam także ma kilka podobnych do wykorzystania w kolejnych latach. A może właśnie zachowa je dla siebie? Na pewno jednak był wdzięczny, że Spencer podzieliła się z nim zarówno tym miejscem, jak i wspomnieniem, i tamtym uczuciem, które on odwzajemniał. Teraz bawiło go to i wywoływało na sercu przyjemne ciepło, ale wtedy tyle się namartwił brakiem wiadomości od niej, odwołanym spotkaniem, ciszą w czasie rozmowy... Tak, wpadł po uszy, choć zanim ona pojawiła się w jego życiu, nic takiego nawet nie przechodziło mu przez myśl! Była pierwszą i, jak sądził, ostatnią kobietą, którą prawdziwie pokochał, której oddał całe swoje życie.
- Dziękuję. - szepnął głosem drżącym od emocji, ale jednocześnie uśmiechał się radośnie, szczęśliwy, że jest tu z nią, że zna całą historię tego miejsca. I już w następnej chwili trzymał ją w ramionach, zastanawiając się, czy kiedykolwiek przestanie tęsknić za smakiem jej ust, ciepłem kochanego ciała w objęciach. Zanim jednak zdążył zastanowić się nad tym głębiej czy choćby powiedzieć coś więcej, do głowy przyszła mu pewna myśl, którą natychmiast wprowadził w życie. Chwycił niespodziewającą się niczego Spencer i podsadził ją na barierkę mostu, tak, jak wtedy, gdy przyszli tutaj kilka lat temu. Tyle tylko, że teraz nie był już niepewnym jej uczuć chłopcem, ale jej mężem, świadomym, że nie istnieje nic piękniejszego i silniejszego niż ich miłość.
- Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłaś. Dziękuję, że mi to opowiedziałaś. - wymamrotał, tkwiąc tuż przy jej ustach, gdy pochylała się w jego stronę, nagle dużo wyższa, co Leo zarejestrował z pewnym rozbawieniem. Ale dzięki temu mógł z całych sił przyciągnąć ją do siebie, nie bojąc się, że złamie jej kark! I zaraz roześmiał się, wtulając twarz w jej włosy, całując płatek ucha, zsuwając się na otuloną szalem szyję.

[a fe.]

Leo Rough pisze...

[kiedy ja jestem skromna, Moja Droga, tylko trochę trudno to czasem zauważyć xD no jasne, po co się męczyć i kombinować, jak i tak do niej nie dotrzesz ;p ;) powiedziałabym, że dwa albo trzy tygodnie, chyba nie dłużej, ale i tak nie wydaje mi się, żeby było tragicznie ;) hej, to przecież jesteśmy my, co nie? :D a ja pamiętam, że miałyśmy parę takich okresów, że tylko MT ogarniałyśmy regularnie, bo na nic innego nie starczało nam czasu. zresztą, to jest drobiazg akurat, bo przecież zawsze mówiłyśmy, że Leoś i Spenc to nasz priorytet, prawda? ;> myślę, że tak, że będziemy potrafiły - ja teraz widzę po sobie, że już wraca mi dawna wena i taka szczera chęć do pisania. przyznam się, że przez tę przeprowadzkę barmana, nerwowe święta, całą tą masę pracy w szkole po opuszczeniu prawie miesiąca zajęć, zwyczajnie straciłam chęć do pisania, zlepienie kilku zdań sprawiało mi trudność. ale teraz już jest ze mną w porządku, jakkolwiek to nie brzmi :D aż tak źle nie będzie, Aguś, że ciągle się będziemy mijać, bo zawsze potrafiłyśmy się spotkać, teraz też damy radę, zobaczysz ;) nie ma się co przejmować! wiem, ja też czuję się z Tobą strasznie związana i póki co nie wyobrażam sobie, żebyśmy tak zupełnie miały przestać pisać. przetrwamy to, zobaczysz! :> obiecuję, że nie odpuszczę, nie teraz ;)) chodziło mi tylko o to, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to poczekam, ale mam nadzieję, że nie będę musiała! ;p :*
poprawnie, najbezpieczniej! xD
haha, no pewnie tak, ale już nie marudź - ja przez dwie godziny słuchałam dzisiaj o mierzeniu ciśnienia i ograniczaniu spożycia soli... -.- no weź, koordynatorką będę, jak Niemcy przyjadą, a moi debile będą ich takich niecenzuralnych rzeczy uczyć! xD aa, no to tyle dobrze ;p no raaaaczej :D ^^
moja mama stwierdziła, że to raczej makabryczne, ale co tam ;p w porządku, nie ma sprawy, ja też jeszcze zakuwam, bo jutro muszę już wszystko ogarnąć na tę chemię -.- a pewnie i tak do piątku będę się paprać w doświadczeniach, ale trudno ;p o, zła kobieta, ładnie to się tak urywać ze szkoły? ;> ;p jasne, nie ma problemu - ja wrócę pewnie dość późno, bo kończę dopiero po trzeciej, ale wieczór też powinnam mieć luźniejszy, najwyżej na fizykę będę sobie ściągi czarować ;p no to powodzenia ze wszystkim, do spisania jutro ^^]

Leo Rough pisze...

[no bez przesady... ;p ahahaha, boska kobieta xD ;D ja też mam wrażenie, że wieki minęły, odkąd ostatnio normalnie pisałyśmy ze sobą, nie tylko wymieniając nawiasy! o.O w sumie nie pamiętam, ale przecież na metrze już odpisałam, za NYC też się zabiorę niedługo, nic się nie bój, nie zapomniałam ;p cieszę się bardzo z tego powodu ^^ nie, to nie było tak - jakoś mi to pisanie po prostu nie wychodziło, a brak czasu dodatkowo wszystko utrudniał, bo czasem potrzebuję posiedzieć trochę nad pustym okienkiem zanim zacznę pisać ;p wiem, Aga, ja o tym wszystkim pamiętam, ale przecież czasem jakąś przerwę sobie zrobisz, prawda? ja niczego od Ciebie nie wymagam, bo to nie o to chodzi, obietnic mi składać nie musisz, ale po prostu wiem, że jak obie będziemy chciały, to nam się uda ;)) no przecież my wyjątkowe jesteśmy, jakbyśmy mogły dopuścić, żeby nam się to wszystko rozsypało, co? :> tylko bez "mam nadzieję", trochę więcej wiary poproszę! :D chyba tak, ale nie przejmuj się, ja też mam ;p
:D
a, no tak, znowu Ci się udało, nie? xD o jeżu, no nie strasz mnie... :/ ;p
cieszę się, że mi pozwoliła jechać, rzeczywiście podobać jej się nie musi ;p ach, no tak, to zmienia postać rzeczy... ;p nie, jednak nie, ciągle uważam, że się zwyczajnie urywasz xD OK, OK, ja też się zasiedziałam, za sześć godzin wstaję xD do jutra ^^]

Leo Rough pisze...

[dochodzę do wniosku, że nawet już nie chcę wiedzieć ;p
nie, wcale! ;p o, nie wątpię xD no dobrze, wiem, nie przejmuj się mną ;p o, też tak mam, ale, co dziwne, nie z Iyeczką, ale z Lee, bo on mi taki zakochany jakoś nie pasuje ;p ta młoda mi się spodobała, szczególnie, że teraz sobie zaplanowałam tę radosną dziewczynkę przywrócić do życia ;p na pewno nie będzie aż tak źle ;) a nawet jeśli, to ja i tak będę się cieszyć z każdego zdania, które napiszesz! :> oczywiście :D nie no, nie wyszłaś, na pewno nie aż tak, żebyś się miała o to na samą siebie złościć, przez przesady! :>> wiem, pamiętam o tym. ale to chyba nic złego, że tę sytuację przedyskutowałyśmy, co? ;>
a, no jasne, klasyka ;p też zawsze tak kombinujemy, ale u nas to łatwo, codziennie są jakieś wykłady, warsztaty, inne bzdury ;p no ja myślę! :D
już nie marudzę :> haha, spoko xD taa, bosko ;p
nie, dobrze było ;) OK, to ja się trochę ogarnę i zaraz siadam do odpisywania ;)
;)]

Leo Rough pisze...

Zawsze bardzo sobie cenił spokojne, pełne czułości chwile sam na sam z ukochaną, bo to one dawały mu prawdziwą siłę na walkę z przeciwnościami losu. Jasne, jej rady, okazywana codziennie troska, wszystkie uczucia, jakie wkładała w bycie przy nim w trudnych momentach - to także było ważne. Ale głównie z tych drobnych pieszczot, z "kocham cię" wypowiedzianego z pełną świadomością znaczenia tych słów, z ciepła ukochanego ciała tuż obok czerpał dla siebie energię, tak potrzebną do stawiania czoła wyzwaniom codziennego życia i przeróżnym problemom, jakie napotykał. Z siebie starał się dawać Spencer jeszcze więcej, jeszcze zapamiętalej zapewniał ją o swojej miłości, wykorzystując do tego wszystkie te drobiazgi, które składały się na ich wspólne życie - śniadanie do łóżka z ulubionymi smakołykami, słodka wiadomość wysłana z nudnego zebrania w pracy, wieczór z paplającym coś po swojemu Jamesem. Doceniali te chwile dużo bardziej niż inne pary, bo przeżyli znacznie więcej. Nauczeni doświadczeniem, czerpali teraz z życia pełnymi garściami. Tym miał być także ich wyjazd do Paryża, ale co przeszkadzało im przenieść Paryż do Londynu? Spencer poradziła sobie z tym zadaniem znakomicie. Leo planował odwdzięczyć jej się później.
Czas tego wieczora nie płynął - on gnał jak szalony, nie pozwalając im choćby wziąć głębszego wdechu, zatrzymać się i rozejrzeć. Oni jednak nie przejmowali się tym zupełnie, bo żyli w swoim świecie, w którym północ była tylko przerywnikiem, nie celem. Mogli więc wygłupiać się jak nastolatkowie na moście, a potem pójść na spacer po okolicy, wspominając dawno zakopane w zakamarkach pamięci chwile, te spędzone razem i te, gdy byli obok siebie. I marzyli o tym, jakie jeszcze wspomnienia dla siebie stworzą - bo choć wydawać by się mogło, że mają już wszystko, czego tylko można zapragnąć, oni wciąż potrafili marzyć. O drobiazgach, jak chwila, w której James postawi swój pierwszy krok, jak i o rzeczach większych. Nie mówili o tym zbyt wiele, bo ostatnio był to dla nich drażliwy temat, gdyż z różnych powodów myśleli o sprzecznych rzeczach, ale tego wieczora było między nimi coś tak wyjątkowego, że byli w stanie porozmawiać o wszystkim. O tym, że nie chcą, by białaczka kiedykolwiek wróciła, o dawnym marzeniu o gromadce dzieci, o psie, o ojcu Leo, a nawet o Noahu, choć tej kwestii unikali, wiedząc, że na nią mają zarezerwowany już cały ranek. Na szczęście nawet te rozmyślania nie mogły zniszczyć im humorów - już chwilę później znów szli uliczkami dawnego osiedla Spencer, śmiejąc się i żartując, znów beztroscy, znów radośni, z nową energią. A gdy w oddali rozległy się pierwsze strzały sztucznych ogni, ze śmiechem rzucili się biegiem w kierunku mostu, który opuścili, by tam odliczyć czas do północy, która już minęła, a potem pocałować się - gwałtownie i namiętnie, jakby Nowy Rok przynosił koniec świata. Żegnali rok, który jednocześnie nie był dla nich łaskawy i przyniósł im wiele radości. Z jednej strony były narodziny ich syna, dwukrotnie przyjęte oświadczyny, ślub, z drugiej natomiast - ciąża Spencer, jego zniknięcie, Noah. I prosili, pełni nadziei, by nadchodzący rok przyniósł im mniejsze amplitudy wrażeń, by był spokojny i szczęśliwy. Prosili, wpatrzeni nawzajem w swoje oczy, ignorujący uciekające z butelki szampana bąbelki i szalejące na niebie fajerwerki.
Stali tak jeszcze przez dłuższy czas, nasycając oczy uspokajającym się po wybuchach północy Londynem, tak im teraz bliskim, choć jednocześnie wydającym się być całe lata świetle od miejsca, w którym się znaleźli. Wszystko było w tej chwili i w tym miejscu nieco bardziej odległe i nierealne, jak bajka czy koszmar. Albo obie te formy, powiązane, zlane w jedno. Ale w tej chwili w żadnym wypadku nie mogło im to przeszkadzać, bo z kolejnym "kocham cię" na ustach ruszyli wolno w kierunku hotelu, przestępując ponad pustymi butelkami, wypalonymi petardami i tumanami serpentyn i konfetti, popijając szampana, który smakował już tylko cukrem.

Leo Rough pisze...

[bleee. nie pytaj -.-
haha, no właśnie ;p
dokładnie :>> no wiem :D ^^ dokładnie! mam takie samo wrażenie ;p trzeba coś z nimi zrobić, chyba im ten wypadek pomoże, nie? ale najpierw muszę się zebrać i odpisać ;p dokładnie tak, starałam się tak napisać :D no to super, będę czekać ;)) właśnie :D wiem, że tak masz, doskonale to rozumiem ;) mhm ^^
nie wątpię :D o, nawet nie wiedziałam, że to już macie koniec roku! ;p hah, ładnie ;p mhm ^^
o, patrz, jakby Ci się udało, GDYBYŚ NIE ZWIAŁA xD i pewnie miał rację! :>> ;p
;))]

Leo Rough pisze...

Rzeczywiście, po drodze do centrum miasta minęli jakąś niewidzialną granicę, za którą bajkowy, sielankowy świat należący tylko do nich zniknął, a w jego miejsce natychmiast pojawił się nowy, barwny i gwarny. Nie znaczyło to jednak, że nie miał on nic wspólnego z tym, który opuścili, wręcz przeciwnie - on także miał w sobie jakąś niezwykłość, którą oboje natychmiast wyczuli. W powietrzu unosiła się magia Nowego Roku, ulice wypełnione były tym specyficznym rodzajem opadającego podniecenia, jakiego można doświadczyć tylko w tym jednym dniu, jedynie przez kilka godzin. Spencer szybko poddała się owej wyjątkowej atmosferze, jemu przychodziło to nieco trudniej, ale ukochana doskonale wiedziała, jak poprowadzić go w świat głośnych, pijackich śpiewów i intensywniejszych doznań. To było coś, do czego podświadomie tęsknił w swoim spokojnym, momentami wręcz nudnym życiu - tego dreszczyku emocji, jaki daje zabawa na ulicach miasta. Nie znaczyło to jednak, że chciałby wrócić do czasów tej szalonej młodości, alkoholu i ciągłych imprez, ale miło było przypomnieć sobie, jak to się robi. Może i nie mieli wlać w siebie litrów szampana, bo wystarczyła im ich butelka, by wprawić się w doskonały nastrój i uczestniczyć z ulicznych zabawach tak samo, jak wszyscy inni, ale i tak mogli zaszaleć. Więc choć początkowo poddał się woli Spencer i pozwolił jej prowadzić się przez jaśniejące feerią kolorów ulice, wkrótce sam przejął kontrolę nad sytuacją. Powiódł ją w miejsce, gdzie spodziewał się znaleźć pewnego rodzaju początek ich znajomości. Nie pomylił się - na jednym ze skwerów w centrum miasta, nie mającym powierzchni większej niż pole znaczka pocztowego, bawiła się głośno grupa ludzi, z daleka wyglądająca na dość zróżnicowaną. I rzeczywiście, im bliżej nich byli, tym wyraźniej widzieli, że są tam wszyscy ich przyjaciele, od zawsze będący mieszaniną ludzi w różnym wieku, różnych narodowości, o różnym wykształceniu. Ich przybycie zostało powitane chóralną owacją, bo nikt nie spodziewał się zobaczyć ich tutaj, w Londynie, w mieście, z którego uciekli. Kilkoro z nich nie wiedziało nawet, że są razem! Znajomi ze studiów i poznani w różnych klubach, paczka przyjaciół, którzy wtedy, pięć lat temu, żyli wokół nich, dzielili z nimi sekrety, troski, radości, a przede wszystkim - bawili się. Teraz byli to właściwie obcy już ludzie, nic o sobie nie wiedzieli, bo minęło zbyt wiele czasu, ale na tę jedną noc, na tych kilka godzin do świtu, było to towarzystwo doskonałe. Przywędrowała do nich jakaś butelka, ktoś wykrzykiwał pytania, przedstawiały się dziewczyny ich kumpli, dziewczęta dużo młodsze, niepasujące do tego zgromadzenia. I dość szybko okazało się, że dysproporcja jest zbyt duża - nawet kilka kolejnych łyków szampana nie pomogło jej ukryć. Jasne, przez chwilę bawili się dobrze, ale potem wystarczyło mu wymienić z ukochaną jedno spojrzenie, by wiedzieć, że pora się zbierać. Nikt nie zatrzymywał ich, gdy pożegnali się krótko, a potem wsiedli już do podstawionej taksówki, która zawiozła ich do hotelu po długiej, wbrew pozorom pełnej wrażeń nocy. Kilka przecznic dalej wysiedli z samochodu i stanęli przed budynkiem, spoglądając w górę, na lśniące okna. Teraz nawet podróż do pokoju wydawała się Leo niebywale trudną, ale przemógł się - pocałował Spencer, tym samym w pewnym stopniu żegnając kończącą się noc, a potem otworzył przed nią drzwi, uprzedzając mężczyznę, do którego należało to zadanie.

Leo Rough pisze...

[ech, daj spokój, jakoś tak nieskładnie mi to wychodzi ;p
dokładnie tak :> już myślałam o tym, coś mi się wydaje, że Lee mi wyjdzie przerysowany, ale co tak, nie będę się tym za bardzo przejmować, wyjdzie ciekawiej przynajmniej ^^ ech, ale się będę jarać :D no tak, musiała wrócić przecież! ;)) w porządku, wiem ;) mhm ^^
wiem, bo chyba będę organizować u siebie w szkole zakończenie, ale mniejsza xD haha, no ba! żeby tylko trzy dni Ci wystarczyły! xD
no w sumie tak ;p ;) oczywiście, LENIU! ZWIAŁAŚ! ;p praaawda xD
a teraz to ja już chyba spadam, bo głowa mnie zaczyna boleć, położę się wcześniej. Tobie dobrej nocy i udanego dnia jutro ;)) powinnam być tak, jak dzisiaj, koło szóstej ^^ trzymaj się cieplutko! :>]

Leo Rough pisze...

[jasne, oczywiście ;p
pewnie będzie reagował zbyt gwałtownie i rzeczywiście pokażą się wszystkie te cechy, które mu nadałam, a o których nie zawsze do tej pory pamiętałam ;p ale to nic złego, skoro będziemy się tym dobrze bawić, prawda? ;>> :D wiem, wiem, tyle że nie mogła zachowywać się inaczej, niestety! Iyka bardzo podobna do mnie jest, więc wiem, jak ja bym świrowała ;p mhm ^^
no właśnie. więc teraz będę się użerać z tymi debilami z równoległych klas -.- o! i z trzecią TOŚ, a to fajni faceci są :D no widzisz ;p hah, no tak! o, taak, już się nie możesz doczekać, nie? ;D
CIEKAWE JAKIE!! -.- taa xD
drzemki zawsze spoko ;p to ja dzisiaj zaspałam do szkoły, bo tak mnie wieczorem głowa bolała, zmęczona byłam, że normalnie nawet moje zwykłe sześć i pół godziny to było mało -.-
ślicznie Ci to wyszło :> a przy końcówce się uśmiałam! xD tyle tylko, że nie zdążę odpisać - za pół godziny wychodzę, idę do tego mojego debila, ale nie na długo - koło dziewiątej powinnam być i Ci odpisać ;) więc życzę miłego popołudnia, do spisania ;*]

Leo Rough pisze...

[no ;p
chyba? :/ ;p oj tak, jest się z czego cieszyć! to cudne słoneczko będzie, jak już mi wyjdzie :D ^^
nie, nie będzie, jeśli będą chcieli ze mną współpracować, a to jest sprawa wątpliwa ;p wiem, ja też! xD ale to już niedługo, nawet się nie zorientujesz kiedy! :))
ach, no tak - żeby tylko jeszcze BYŁ PRAWDZIWY! ;p
no nie? i jeszcze mi autobus nie przyjechał ten co zawsze, spóźniony xD no nie, nie gadaj! ja też chcę wagary! ;( w sumie niedługo egzaminy gimnazjalne, będę mieć wooolne! :D
no tak! :>> no to ja jestem już, biorę ekspresowy prysznic i siadam do bloga ^^]

Leo Rough pisze...

Leo tak naprawdę wciąż czuł się w swoim życiu nieco zagubiony, ale zawsze sądził, że to stan w pełni uzasadniony, wręcz naturalny. Miał przecież tę swoją stałą, rodzinę, która stanowiła podstawę dla wszystkich działań, które podejmował. Cała reszta była natomiast jedynie tłem lub dodatkiem do cudu posiadania bliskich, dla których można poświęcić życie. Głęboko wierzył, że to mu wystarczy, by żyć dobrze, być fair wobec siebie, ukochanej, ale także innych ludzi, być wzorem dla syna. Hierarchię wartości miał przecież starannie uporządkowaną, wszystko było na swoim miejscu - czego więcej można od niego wymagać? Na pewno jednak nie mógł być karany za te swoje wątpliwości i rozterki, które czasem nawiedzały go w najmniej spodziewanych momentach. Sam zwykle nawet się nimi przejmował, świadomy, jak przelotne i nietrwale są. W tych kwestiach doskonale wiedział, że jest zmienny, niestały, ale nie przejmował się - rozumiał po prostu, że to nic złego, że jeszcze nie chce się poddać w dążeniu do spełniania swoich marzeń. Te związane z pracą czy pasjami wciąż się w nim wiły, czekając na odpowiedni moment, by zabrać się do działania. A cała reszta już była w fazie planowania.
O tym także myślał tej nocy, gdy już Spencer opadła na starannie wygładzoną pościel ich łóżka w hotelowym pokoju, a on ułożył się gdzieś obok niej, nie potrafiąc zasnąć. Wcześniej, gdy dała mu do zrozumienia, że jeszcze nie kończą świętowania, w jednej chwili rozbudził się zupełnie, gotowy na wszystko, co tylko zaplanowała sobie jego ukochana. Gdy jednak okazało się to ponad jej siły i po prostu zasnęła, zanim mieli okazję przejść do zasadniczej części, on także poczuł wcześniejsze zmęczenie. Wszystko bolało go i naprawdę nie myślał o niczym innym, jak tylko o tym, by zwinąć się przy boku Spencer i zasnąć. Tyle tylko, że najpierw musiał się nią zająć. Rozebrał więc ją do końca delikatnie, by czasem nie wyrwać jej z macek snu, a potem odsunął na bok narzutę i przeniósł na poduszkę, starannie okrywając ją kołdrą. Sam ruszył jeszcze pod prysznic, co okazało się niezbędne po papierosie, którego nie mógł sobie odmówić. Szkoda tylko, że papierosowy dym i woda obmywająca mu ciało, wybudziły go zupełnie. Gdy położył się do łóżka, żadna siła nie mogła zmusić go do zamknięcia oczu i choćby podjęcia próby zaśnięcia. Leżał więc przy boku ukochanej, delikatnie muskając jej włosy i rozmyślając. Nad wszystkim. Nad całym swoim życiem, nad ich związkiem, nad ostatnim rokiem. A gdy niebo zaczęło rozjaśniać się światłami poranka, a Sylwestrowa noc powoli stawała się przeszłością, pojawił się nowy temat: przyszłość. Pytał się, co będzie za kilka godzin. Nie mógł tego wiedzieć, nie mógł przewidzieć, ale zawsze mógł zastanawiać się i gdybać, choć wiedział, że to nigdzie go nie zaprowadzi. Zasnął po długiej godzinie intensywnych rozmyślań, w których pod pojęciami "ona i on" nie kryło się zwykłe "Spencer i James", tak dla niego ważne. A ranek miał wymagać od niego wypoczętego, skupionego umysłu - to już nie było możliwe.

[blee. późno już ;p
miłego dnia, do spisania ^^]

Leo Rough pisze...

[nie, nie chyba - na pewno! :D no widzę właśnie, to też mnie cieszy ;p niedługo sama się przekonasz, o! ^^
wiem właśnie -.- no już dzisiaj popłynęły takie propozycje, że aż mnie głowa rozbolała, jak tego słuchałam! dobrze, że jeszcze mogę się wycofać ;p ale w pozytywnym sensie mówiłam, że niepotrzebnie się stresujesz i w ogóle! oj tak, nie wątpię, że to czekanie będzie gorsze, chociaż też szybko Ci zleci - do tego czasu jeszcze kaca po maturach będziesz leczyć xD
oczywiście, że tak, ale to nie zmienia faktu, że jesteś KŁAMCZUCHA! ;p
no wiem ;< oj, nie chwal się tak! testy, weekend majowy, matury, potem Paryż, moje matury próbne... <3 i wakacje! :D ^^
no widzisz, nie umiałam się wczoraj zebrać z tym odpisywaniem jakoś ;p nie było dobrze, ale to nic, dzisiaj też wezmę się do tego dopiero później, bo mam nauki po same uszy. wybaczysz mi? Ty pewnie też masz się czego uczyć, więc dam Ci tę możliwość... ;> ja to pewnie noc dzisiaj zarwę, bo naprawdę nie miałam czasu do tego siąść - po szkole musiałam biegać po urzędach, żeby sobie załatwić dowód, jakąś europejską kartę ubezpieczenia, zaświadczenia i inne bzdury przed tym cholernym wyjazdem -.- i jeszcze babka w Urzędzie Miasta do mnie taka mega zdziwiona: "to pani nie jest pełnoletnia?", a oczy to miała jak spodki xD
no, także znikam teraz na jakieś dwie godziny, żeby się pouczyć, a potem postaram się Ci tutaj odpisać, wagarowiczko! ;*]

Leo Rough pisze...

[mam już pół odpowiedzi, ale jestem tak dzisiaj padnięta, że już nie dam rady jej dokończyć :/ jutro będę dopiero po ósmej, więc wtedy coś dopiszę :> dobrej nocy życzę, Kochana, i miłego piątku! ciao! :*]

Leo Rough pisze...

[wszystko mi się posypało dzisiaj, więc też tutaj obsuwę mam - dopiero wróciłam z siłowni, więc wezmę prysznic, a potem wreszcie siądę do bloga. odpisałaś na metrze! <3 jaram się znowu... ;>>]

Leo Rough pisze...

Nie spał dobrze tego ranka, ale to było do przewidzenia. Pomijając kwestie rażącego światła, które wpadało przez okno wprost na twarz Leo, drażniąc go nawet przez sen, oraz różnych dźwięków dochodzących ze wszystkich stron, zwyczajnie męczyły go zwykłe, pesymistyczne wizje. Nawet takiego dnia, nawet po takiej nocy wszystko widział w ciemnych barwach. Rozumiał, czym było to świętowanie nadejścia Nowego Roku, jakie zafundowała mu Spencer - zwykłym mydleniem oczu, małym fałszem wykonanym jako gest dla jego dobra. Może się mylił, a nawet jeśli, to do głowy przychodziło mu jeszcze tylko, że mogło chodzić o ugłaskanie go w pewien sposób, by zgodził się teraz na wszystko, czego potrzebować będzie jego ukochana. Miał to zrobić mimo wszystko, ale wizja manipulującej nim Spencer obudziła w nim uśpioną na kilka długich godzin złość. Znów czuł, że znalazł się w złym miejscu, bo przypomniało mu się, że miał teraz być w Paryżu, witać Nowy Rok rogalikami i aromatyczną kawą, wpatrzony w zabudowania Miasta Zakochanych. Miał mieć przy boku pozbawioną wszelkich trosk żonę, a w planach na budzący się dzień - łóżko i dużo wina.
Niestety, zamiast Paryża dostał Londyn i uwierający go w plecy materac, który wkrótce wyrwał go zupełnie z macek niespokojnego snu. Obudził się nagle, oddychając ciężko, czując na karku zbierające się kropelki potu. Natychmiast odrzucił od siebie pościel, wyplątując się spod kołdry, która owinęła się wokół jego nóg, unieruchamiając go. Z głośnym sapnięciem stanął na podłodze, przeczesując dłonią włosy, jakby to mogło mu pomóc zebrać rozproszone po śnie myśli. W głowie miał po równo Spencer i Noaha, a to zabijało go niemal, gdy był doskonale świadomy, że już niedługo straci na rzecz tego mężczyzny swoją ukochaną. A najgorsze było to, że nie mógł jej w tym nie wpierać, bo przecież okazałby się wtedy skończonym draniem, nieczułym dupkiem, który dba tylko o swój interes. Tyle tylko, że czasem rzeczywiście chciał być egoistą, bo wiedział, że wtedy byłoby mu łatwiej - nie czułby wyrzutów sumienia, nie poświęcał wieków na rozmyślania, po prostu żyłby z dnia na dzień, spełniając po kolei swoje marzenia. Ale nie. Troszczył się o Spencer, a skoro dla niej Noah był kimś ważnym, również o nim musiał pamiętać. I zamierzał ją wspierać, choć chwilowo nie był zdolny do myślenia o tym.
Z tej chwili zamyślenia wyrwał go dźwięk zamka w drzwiach prowadzących do łazienki. Natychmiast odwrócił się w tamtą stronę, przywołując na twarz nikły uśmiech. Na szczęście miał na niego usprawiedliwienie - był przecież zaspany, jeszcze nie kontaktował. Minął się ze Spencer w połowie pokoju, całując ją przelotnie, mrucząc ochrypłym po nocy głosem jakieś ciche powitanie, a potem zniknął już w łazience, szczerze marząc o relaksującym prysznicu, ale przede wszystkim - o kilku chwilach z własnymi myślami. Do pokoju wrócił już nieco uspokojony, ale też bardziej pewny siebie, bo pamiętał już, co jest jego celem, jedynym, najważniejszym. Pamiętał, że chodzi o Spencer, tylko i wyłącznie. Przecierając ręcznikiem mokre po umyciu włosy, podszedł do ukochanej, bez wahania obejmując ją i całując. Odsunął się z radosnym uśmiechem.
- Dzień dobry po raz drugi. - zamruczał czule, trącając lekko nosem jej nos.

[miało być więcej, ale nie umiem pisać, a ten wczorajszy początek jest do dupy -.-
no, tak ma być! :> o właśnie, idealnie ;p no ba! :D
o, jak miło! masz rację, nie mogłabym :> już dzisiaj wszystko zaczęło wyglądać po ludzku, więc spoko ;p no już niedaleko w sumie, nie ma się co dziwić, ale zobaczysz, pójdzie Ci świetnie, nawet się nie obejrzysz, a już będziesz po! ^^ hah, właśnie ;p
haha, bardzo sprytnie xD no dobra już, dobra, może jakoś to przecierpię... ;p
spadaj -.-
no właśnie chyba tak :/ to przerażające nawet trochę było! xD
to ja już teraz zmykam, bo pożytku ze mnie nie będzie. jutro pewnie przykulam się dopiero po trzeciej, a potem wychodzę i będę wieczorem, jakoś późno. miłej nauki, jak sądzę ;) do spisania! ^^]

Leo Rough pisze...

[oczywiście, że uwielbiam moje sypiące się w połowie dnia plany :> znaczy dopiero wpadłam do domu, ale pisanie mi już raczej nie pójdzie, więc zostawię to na rano, dobrze? ;>
też się jarałam, szczególnie odcinkami chemicznymi, jak facet się pocił nad wzorem wody i w ogóle xD
to przecież można kombinować inaczej, nie? u mnie na przykład są siłownie w kościołach ;p
o, jak słodko! no szkoda, że nie wyszła, ale widocznie blokada jej się włączyła - też tak mam, rozumiem małą :>>
i jak nauka? ;>
ja, narzekać? nigdy! :D
;)) ;p
no widzę właśnie i już się boję! xD oczywiście ;p czyli potrzebujesz relaksu, chwili na oddech, czegoś w ten deseń. hm. tak się zastanawiałam... będę w Krakowie 24., wiesz? ;>>
no w sumie nie ;D ;p
;p
przynajmniej drinki mogę sobie sama kupować, choć i tak mi faceci nie dają ;p dzisiaj na przykład nie wydałam z portfela ani grosza, bo mi nie pozwolili do niego sięgnąć, ale narzekać nie będę ;p no raczej!
do spisania jutro, mam nadzieję. pewnie wpadnę tylko kilka razy, bo nauki mam sporo, choć jeszcze nie wiem, czy pójdę w poniedziałek do szkoły ;p w każdym razie: miłego ^^]

Leo Rough pisze...

[bez takich, proszę ;)
hahaha, mistrz! to teraz oglądałam z pytaniem o odruch Pawłowa, a dziewczyna stwierdziła, że nie jest dobra z fizyki i nie odpowie xD
no spoko, tylko właśnie o to mi chodziło, że za darmo też jest, a czasem też bliżej, nie? ^^
no to dobrze, że się nie przejmowała ;)
o, jak słodko... :D
no tak ;p
chyba? ;> xD no to świetnie! zawsze warto próbować, nie? ;> ;)) no jasne, znowu mi to wypadło z głowy. jasne, po maturach też mogę :D o, a ja właśnie mam w planach kilka takich jednodniowych wycieczek na zapiekankę :D
hah ;p no ba! ;p
jasne, że tak, ale stwierdziłam, że jakoś się moim panom odwdzięczę. ciasto im upiekę, o! :D
no już się tak nie chwal, bo mi aż przykro! ;< ;p
to jeszcze raz: do jutra ;)]

Leo Rough pisze...

- Jesteś aniołem. - wymamrotał z czułością, gdy tylko uświadomił sobie, że jego ukochana jak zwykle pomyślała o wszystkim. W brzuchu szalały mu już jakieś potwory, które jak najszybciej musiał uciszyć, a skoro śniadanie było już w drodze, oboje byli uratowani. W innym wypadku z pewnością pożarłby Spencer, o czym zaraz uprzejmie ją poinformował, na potwierdzenie swoich słów kąsając płatek jej ucha. On także po prysznicu miał nieco lepszy humor, choć był doskonale świadomy, że ten stan nie potrwa długo - może śniadanie zdołają jeszcze zjeść w przyjemniej atmosferze, ale później koniecznie musieli już porozmawiać. Nie tylko dlatego, że przemilczane sprawy miały ich gryźć, ale także z pewnych praktycznych kwestii, jak to, że musieli zdecydować, czy zostają w hotelu, czy może przenoszą się gdzieś, kiedy odbiorą od jej rodziców Jamesa, do kiedy Leo ma przedłużyć sobie urlop. Bo że zostają w Londynie, od początku przyjął za pewnik, bo zbyt dobrze znał już Spencer, by łudzić się nadzieją, że tak szybko wrócą do domu. Nie wątpił jednak, że pozostanie w tym wszystkim rozsądna, ale nawet, jeśli to jej się nie uda, on pozostanie dla niej tym właśnie głosikiem rozsądku.
A słysząc pukanie do drzwi, które donośnym dźwiękiem oznajmiło im, że noworoczne śniadanie dotarło do pokoju, Leo natychmiast schował się znów w łazience, doskonale świadomy, że nie powinien straszyć obcych ludzi swoimi szortami, choćby nie wiadomo jak dobrze się na nich prezentowały. Zanim jednak zdążył zamknąć za sobą drzwi, taca z jedzeniem była już w pokoju, więc tylko zaśmiał się, przewracając oczami, a potem podszedł prosto do walizki, by wciągnąć na siebie przynajmniej spodnie, bo na nic więcej zwyczajnie nie miał ochoty. Po krótkim zastanowieniu sięgnął jednak po koszulę, a jedynie zapinaniem jej nie przejął się w ogóle. Usiadł na przykrytym niedbale narzutą łóżku tuż obok Spencer, a potem z wilczym głodem w oczach sięgnął talerz jajecznicy, którą pochłonął w rekordowym wręcz tempie. Dopiero, gdy nasycił pierwszy głód, był w stanie zająć się ukochaną, podsuwając jej te lepsze kąski ze swojego talerza, dokarmiając świeżą rzodkiewką, ogórkiem czy pokrojoną w paski papryką. Trzymał się swojego postanowienia, że o poważnych tematach porozmawiają po śniadaniu - póki co zabawiał Spencer lekką, niezobowiązującą rozmową, żartując i śmiejąc się tak, jakby nie mieli żadnych zmartwień. Przez chwilę nawet on w to uwierzył, bo jej pachnące kawą usta skutecznie rozpraszały wszystkie niepożądane myśli.
Ale ten moment musiał nadejść. Dzbanek z kawą opustoszał, po świeżych warzywach zostały już tylko resztki. Leo, najedzony, więc zadowolony, leżał na łóżku z głową opartą o ścianę, przyciągając do siebie ukochaną. Przez dłuższą chwilę ważył w sobie słowa, nie wiedząc, jak zacząć ten trudny, kłopotliwy wręcz temat, skoro tak naprawdę nie miał na to ochoty. Uznał, że to ona musi się wygadać, więc pozwoli jej na to, pozwoli zarzucić się słowami, które tak bardzo go przerażały, które mogły i pewnie miały sprawić ból.
- Opowiesz mi, co się tam wczoraj wydarzyło? - zapytał wreszcie, cicho, ale dość ciepło, by Spencer wiedziała, że to nie przesłuchanie, ale otwarcie dla niej pewnych drzwi. Żeby było jej nieco łatwiej.

[wybacz. chemia skutecznie wyżera mi dziś od rana mózg -.- wracam do nauki, będę za jakieś dwie godzinki ;)]

Leo Rough pisze...

[bardzo dobrze było, nic się nie martw ;)
bez tekstów, że mam się nie martwić blogiem, bo robią się nudne, gdy za każdym razem muszę Ci odpowiadać, że nie umiem się nim i Tobą nie przejmować ;) wiesz, wszystko jest lepsze od czytania Lalki... xD
no ba! :D nie, niektórych tekstów nie byłabyś w stanie przebić, więc nie masz co się martwić xD chociaż ja też się zastanawiałam, jak dałabym sobie radę z pytaniami choćby z historii, której nie ogarniam tak do 1939 roku... ;p
no właśnie ;p o, to szkoda w sumie. hah, spoko ;p
;)
ale nie musisz mi o tym przypominać! ;p
;p
pięknie zbudowane zdanie: "chyba raczej na pewno" xD no właśnie ;) byłoby świetnie, chociaż ja tam jeszcze ten Paryż mam, ale jakoś możemy się ogarnąć, nie? ;> no tak, jasne, pół dnia spędziłabyś w pociągu ;p
ja wiem, co by im się podobało, ale cicho ;p będą się cieszyć z ciasta, o! xD
no dobra, to trochę możesz, pozwolę Ci ewentualnie ;p ;))
i niestety nie odpisuję już dzisiaj, bo muszę jednak tę Lalkę trochę ogarnąć, przynajmniej streszczenie czy coś ;p postaram się naskrobać coś jutro, choć jeśli pójdę jednak do szkoły, to będę miała dość wypchane popołudnie :/ zobaczymy. na pewno dam Ci znać ;) dobrej nocy i miłego poniedziałku! :*]

Leo Rough pisze...

Już po samej tej chwili milczenia, która zapadła po jego pytaniu, Leo był w stanie ocenić, jakie emocje i myśli zakotłowały się w jego ukochanej. Jej ciało było spięte w specyficzny sposób, więc wiedział, że Spencer stara się ułożyć sobie wszystko w głowie tak, by powstała w tego logiczna całość. Wciąż nie rozumiał jednak, jakim cudem wznowił w niej ten mętlik, skoro już wcześniej wydawała się mieć wszystko uporządkowane, ale zastanawianie się nad tym przerosło go. Uznał więc, że musi uzbroić się w cierpliwość, co nie wydawało się aż tak trudnym zadaniem. A przynajmniej nie myślał w ten sposób aż do czasu, gdy Spencer odezwała się, a jej szept wywołał w jego ciele nieprzyjemny dreszcz. Wiedział już, że będzie trudniej, niż mógł się spodziewać, że chodzi o więcej bólu i więcej problemów, niż przypuszczał. Dlatego też z trudem powstrzymał westchnienie, gdy usłyszał pierwsze słowa ukochanej, pewny, że zostawi go z tym "nic". Ona jednak kontynuowała, a Leo tylko coraz mocniej ściągał brwi, nie potrafią przewidzieć słów, które zaraz padną. Bo gdy już padły, było zbyt późno, by odpowiednio zareagować. Ze zdziwieniem, ale też ze strachem obserwował Spencer, gdy odsuwała się od niego, siadając obok, a potem obracając się w jego stronę. Bał się jej oczu, jej głosu, jej bólu, wszystkiego. Nie potrafił jednak wycofać się w takiej chwili, nie mógłby jej zostawić, więc zaraz usiadł obok niej, sięgając dłonią do jej ramienia, a potem do twarzy.
- Wiem, Spencer. I jestem pewien, że on także to wie, że rozumie. - odparł cicho, ale na tyle mocno i pewnie, by jego ukochana wiedziała, że nie są to tylko puste słowa, że rzeczywiście w nie wierzy. Nie mógł dać jej teraz nic ponad tę swoją marną, nieistotną szczerość. - Nie zrobił tego przez ciebie. Zrobił to, bo cierpiał, ale to nie twoja wina. Ty nie zrobiłaś niczego złego, niczego mu nie obiecywałaś, nie okłamałaś go ani nie oszukałaś. Rozumiesz, Spencer? Nie jesteś niczemu winna. - mówił dalej, wciąż cicho, ale z każdym kolejnym słowem coraz mocniej, wreszcie nieco nawet rozpaczliwie, bo z całego serca pragnął, by brunetka uwierzyła mu, by zdołała wyzbyć się wyrzutów sumienia. Było to chyba pragnienie nieosiągalne, co podpowiadały mu jej oczy pełne łez - łez, które już dobrze znał, choć ukrywała je przed nim najlepiej, jak tylko potrafiła. Nie pierwszy raz bolało ją to, że zostawiła zranionego Noaha, choć teraz sprawa była poważniejsza, chodziło o jego życie, ale uczucia były te same. Może tylko różniły się intensywnością, a tej Leo obawiał się, wiedząc, że jeśli nie uspokoi Spencer teraz, już nie zdoła tego zrobić. Może nawet teraz był już spóźniony, choć wolał nie myśleć o tym, jak ta rozmowa wyglądałaby poprzedniego dnia. Teraz miał w sobie więcej wyrozumiałości, wiedział, że musi być cierpliwy, że musi ją wspierać najlepiej, jak tylko potrafi. Wczoraj był od tego modelu przerażająco daleko.

[jednak naskrobałam, bo nie idę jutro do szkoły, to mogłam sobie pozwolić na spędzenie wieczoru milej niż ze streszczeniem Lalki ;p jakoś wątpliwa, ale wiem, że mi wybaczysz ;))
jak nie będę odpowiadać, to sobie pomyślisz, że gotowa jestem Ciebie posłuchać! ;p no właśnie, patrz wyżej xD
jasne ;p tak właśnie - tym bardziej, że niektóre to nawet trochę podchwytliwe są! ja na przykład nie załapałam pytania o palność wodoru, choć z chemii jestem niezła, a tym tematem to nawet szczególnie się interesowałam ostatnio, tylko pojęcie zabrzmiało dla mnie nienaturalnie ;p albo ta pieprzona autobiografia... xD też o tym myślałam ostatnio! no ba! miałabyś podpis: znawca tematu :D :>> e tam, drobiazg taki ;p HAHAHA xD
przed chwilą narzekałaś, że nie możesz chodzić na siłownię! ;p o jaa, ale cudnie! a ja tu płacę majątek za ten mój klub -.-
dzięki ;)
xD hah, spoko ;p oczywiście, że możemy, no weeź! :> oł, to rzeczywiście dużo. jednak jestem w tym układzie na uprzywilejowanej pozycji ;>
taa ;p niestety! hah, właśnie ;p
znaj moją dobroć :D
powodzenia z nauką, oczywiście ^^ jeszcze raz: do spisania ;)]

Leo Rough pisze...

["czy jesteś zwolennikiem poligamii?"
"poligamii? słyszałem tylko o origami." xD
...czyli nudzi mi się nad Lalką :D]

Leo Rough pisze...

[e tam, przejmujesz się, dobrze było ;p ja też mam wrażenie, że piszę ciągle o tym samym, niewaaażne ;p
nie chce mi się właśnie, streszczenie sobie później przeczytam ;p
kujon! xD spoko, ja też muszę zakuwać, choć siedzę nad książkami dzisiaj już cały dzień -.- ech, szczęściara! ;<<
no właśnie! ;p
nom ;p :D tak, tyci! ;p oczywiście ;))
no dobrze, dobrze, nie narzekałaś, stwierdziłaś fakt ;p o tak, ja się już też nie mogę doczekać biegania, ale póki co - bieżnia ;) hah ;p
napisałaś, że może możemy, więc wyraziłaś wątpliwość ;p no jasne, wiem, wiem. o, to ja za granicę, do Sosnowca jeżdżę, jak chcę gdzieś bliżej xD ;p
;p
no ba! :D ^^
dzięki ;) spoko, to ja nie odpisuję, bo muszę jechać do szkoły, więc też pojawię się dopiero wieczorem ;) powodzenia z nauką! ^^]

Leo Rough pisze...

[jednak już dzisiaj się nie pojawię, bo mam więcej nauki, niż przypuszczałam. jutro powinnam mieć chwilę po powrocie ze szkoły, więc na pewno odpiszę na MT ^^
miłego wieczora, do spisania ;)]

Leo Rough pisze...

[dobry :> u mnie kolejny zawalony nauką wieczór - późno wróciłam ze szkoły i nie zdążyłam jeszcze wszystkiego ogarnąć, ciągle dręczy mnie ta Lalka, a jeszcze babka z rosyjskiego zaczęła przyciskać mnie z arkuszami i muszę jej jutro połowę matury ustnej zdać -.- siądę do tego, coby nic nie zawalić, a jeśli dam radę, to później Ci odpiszę ;)]

Leo Rough pisze...

[widzę właśnie - nic nie ogarnęłam z tego Twojego odpisywania i myślenia o odpisywaniu xD a może to ja już nie kontaktuję, w sumie też możliwe ;p ogarniam, ogarniam, ale bardzo opornie mi to idzie ostatnio -.- na szczęście od przyszłego tygodnia mam już luźniej, nawet jutro powinnam mieć wolne popołudnie, ha! :> więc zabiorę się za odpisywanie dopiero jutro wieczorem, skoro Ciebie tak całkiem bez niczego nie zostawiam, metro czeka, jakby Cię wena naszła :D ;) dzięki za wyrozumiałość ;) Tobie też udanego dnia, dobranoc ;*]

Leo Rough pisze...

[ http://new--york--college.blogspot.com/p/lista-obecnosci-2.html
... cobyśmy miały gdzie pisać :D
a wątki wieczorem, bo zaraz będę miała gościa :> panna Aga pewnie się uczy, więc miłego popołudnia z książkami życzę :*]

Leo Rough pisze...

Doskonale rozumiał, że cała ta sytuacja jest dla Spencer nie tyle kłopotliwa, co zwyczajnie trudna. Targały nią silne i w pełni uzasadnione emocje, więc Leo nie był w stanie jej pomóc - nie potrafił kłamać, nie mógł też zarzucić ją pustymi słowami, bo one tym bardziej nie mogły przynieść niczego dobrego. Jedyne, co w tej chwili przychodziło mu do głowy, to proste bycie przy niej, ocieranie łez płynących po policzkach i ukrywanie swoich własnych emocji. Bolało go to, bo nie cierpiał podobnej bezczynności, szczególnie, gdy chodziło o Spencer. Potrzebowała go, potrzebowała usłyszeć odpowiednie słowa, ale w tej chwili on ich nie miał. Zawodził ją, wiedział to, czuł w kościach przyszłe wyrzuty sumienia, ale w głowie miał zupełną pustkę. Mógł zapewniać ją, że się myli, że wcale nie była egoistą, że do wszystkich swoich decyzji miała pełne prawo, że nic z tego, co się wydarzyło, nie jest jej winą, ale wiedział, że niewiele do niej dotrze. Musiał wymyślić coś innego.
I wtedy... olśnienie. Oderwał ją od siebie, by móc ująć w czułe dłonie jej twarz i spojrzeć jej prosto w oczy, które teraz wypełnione były łzami, a pod nimi - bezbrzeżnym smutkiem. Ten widok sprawiał, że wszystko w nim zamierało z bólu, ale tym razem starał się niczego po sobie nie okazać. Chciał być tak silny, jak potrzebowała tego Spencer, skoro tak naprawdę niewiele więcej mógł jej dać. Chciał ją wspierać. I miał już pewien plan.
- Posłuchaj, Kochanie. - zaczął cicho, ale dość twardo, głosem, który miał zmusić brunetkę do zastosowania się do tego, co zaraz powie. - Musisz wziąć się w garść. Nie możesz teraz się rozklejać, jeśli chcesz mu pomóc, rozumiesz? A oboje dobrze wiemy, że właśnie o tym teraz myślisz. - mówił dalej, wciąż uparcie starając się powściągnąć i ukryć swoje emocje, choć przy ostatnich słowach wyszło mu to już nieco gorzej, bo w głosie zabrzmiała mu nutka niezidentyfikowanej zazdrości. - No, już. Nie gryź się tym, co było, bo nic więcej nie możesz zrobić. Po prostu skup się na nim. Brzmi całkiem rozsądnie, prawda? - zapytał, uśmiechając się nikle, bo czuł, że ma rację, że trafił w sedno. Może i dla niego samego nie miało być to rozwiązanie idealne, bo przecież właśnie zgodził się, by Spencer poświęciła się w najbliższym czasie przyjacielowi, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby? Dla niej Leo był gotowy na wszystko. A kilka dni wożenia jej do szpitala nie było zbyt wygórowaną ceną za jej spokój.
Pogładził ją jeszcze leciutko po policzku, by wreszcie westchnąć cicho, zmęczony tą chwilą oczekiwania na odpowiedź. Starał się nie dać wątpliwościom przestrzeni do rozwijania się, bo wiedział, że i tak będzie miał na nie czas później. Teraz w ogóle nie myślał, bo pewnie doszedłby do nieodpowiednich wniosków. Po raz setny powtórzył, że robi to dla Spencer. Pomogło, jak zwykle. Dla niej wszystko.

[no dobra, syf wyszedł, ale ciągle łapałam się na tym, że wpieprzają mi się rosyjskie słówka xD
wiem, paskudny -.- niee, ładnie Ci wyszło, taki Dymek mi się mega podoba :D zaraz odpiszę, mam teraz chwilę ^^ mam nadzieję - ja dzisiaj trochę na blogu posiedzę, bo nauki nie mam aż tak dużo ^^ także do później ;)]

Leo Rough pisze...

[w porządku, nie ma sprawy ;) chciałam jeszcze odpisać, ale już mi się oczy kleją, więc zostawię to na jutro, tak będzie bezpieczniej ;p ładnie, idziesz jak burza z tymi zadaniami :> ;)) no to w takim razie do spisania jutro, miłego! ^^]

Leo Rough pisze...

Cenił w Spencer jej odwagę, siłę i wytrwałość, szczególnie w chwilach, w których miała pełne prawo odpuścić, stracić kontrolę. Nie, to nie pasowało do niej - zawsze musiała panować nad sytuacją, mieć wszystko jasno wyjaśnione, spisany w punktach plan. Lubił widzieć, jak radzi sobie z największymi choćby wyzwaniami, wciąż trzymając głowę wysoko w górze, nie zwalniając tempa, brnąc uparcie do przodu. Jednak jeszcze bardziej lubił te chwile, gdy zwracała się do niego o pomoc. Nie, nie cieszył się, że było jej źle i trudno, że z czymś sobie nie radziła - wręcz przeciwnie, czuł ulgę, że on przez chwilę może być silny zamiast niej. Był to ten szczególny rodzaj dumy, który ogarniał go, gdy Spencer siadała mu na kolanach i mówiła o tym, co ją dręczy. Bo mógł ściągnąć z jej ramion ciężar, oczyścić głowę z problemów lub, przynajmniej, zaoferować miejsce w swoich objęciach. Tak samo było w tej chwili. Może i nie był w stanie przynieść jej takiej ulgi, jakiej potrzebowała w tej chwili, może nie zabłysnął rozwiązaniem, które wszystko by im ułatwiło, ale czuł, że jest dla niej wsparciem, że odrobinę jej pomógł. Wiedział, oczywiście, że to nie koniec, więc wcale nie miał zamiaru ustawać w tych swoich dążeniach, ale malutki krok był już za nim.
Czekał cierpliwie, aż Spencer pozbiera się zupełnie, nie mogąc jednak oderwać od niej spojrzenia. Czuł, że powinien dać jej odrobinę prywatności, odwrócić wzrok, gdy doprowadzała się do ładu, ale nie potrafił. Chciał patrzeć i zapamiętać, by mieć to jako przestrogę na najbliższe dni, przypomnienie, dlaczego szuka w sobie tej wyrozumiałości, która wcale nie przychodziła mu tak łatwo, jak mogłoby się wydawać. Gdy jednak wreszcie podniosła na niego spojrzenie, a potem dotknęła jego twarzy, poczuł ulgę. Nie lubił się za to, ale jednocześnie cieszył się, że już po kryzysie. Zbyt dużo było we łzach Spencer Noaha, a jego obecność trudno mu było znieść. Nie chciał jednak, by ukochana wiedziała o tym, a już z całą pewnością nie miał zamiaru mówić o wciąż tlącej się w nim nienawiści do tego mężczyzny, o którym przez ostatnie tygodnie naprawdę starał się nie myśleć, a który przez kolejne praktycznie zupełnie wypełni życie jego żony. Skrzywił się więc lekko, gdy usłyszał pytania brunetki, głównie dlatego, że te o pozostanie w Londynie nie wymagały chyba odpowiedzi, a kolejne były dla niego zbyt kłopotliwe.
- Głuptasie... - zaczął ciepło, z całych sił starając się zignorować rozdrażnienie, które nieoczekiwanie opanowało go po ostatnim pytaniu Spencer. - Oczywiście, że z tobą zostanę. I jasne, że możesz prosić, a właściwie powinnaś wymagać. Naprawdę. - zapewnił ją, wciąż walcząc ze swoimi emocjami, by w głosie pobrzmiewała mu jedynie czułość i troska, które motywowały go do mówienia tego wszystkiego. - A moje... em, uczucia... nie są w tej chwili ważne. - dodał pospiesznie, będąc święcie przekonanym, że ma rację, bo przecież nie wolno mu było obarczać tym Spencer. Poza tym sam jeszcze nie wiedział, co czuje. Poprzedniego dnia był zły, zraniony, a potem przejęty stanem ukochanej. Teraz już nie potrafił tak jasno określić targających nim emocji, więc nie było o czym mówić. A jeśli będzie, to Spencer mogła być pewna, że zwróci się z tym do niej - jasne, chciał ją wspierać, a więc musiał być wyrozumiały, ale nie zamierzał pozwolić, by sprawy zaszły za daleko.
- To co, jedziemy? - rzucił zaraz, by nie dać ukochanej czasu na odpowiedź i by przekazać jej, że naprawdę nie ma ochoty na rozmowę o sobie.

Leo Rough pisze...

[póki co ogarnęłam streszczenia, bo na polskim w tym tygodniu nie byłam, tak mi się udało urwać z czterech lekcji xD ale czytam teraz, już dzisiaj na rosyjskim z nią walczyłam :>
żartuję sobie przecież ;p hah, no to już trochę dziwne! ;p a Ty jak się "rozrywasz" w weekend? ;>
;p
oj tak - lato w sumie! :D ja mam jeszcze słabe kolana, ale już się nie mogę doczekać tej aktywnej wiosny ^^ teraz? jaka lipa. chociaż w sumie mi kosza brakuje, chętnie bym pojechała gdzieś ;p
czekaj, nie pamiętam, co mi się wydaje... xD
godne pochwały :> mnie ta babeczka z rosyjskiego tak goni teraz z zadaniami, że masakra - zdawałam jej dzisiaj wszystkie pory roku, jakieś dziwne opisy, daty, takie bzdury ;p]

Leo Rough pisze...

[no wiem ;p a ja w tym tygodniu zrobiłam sobie takie luzy, że szok xD w poniedziałek nie byłam, we wtorek rano miałam zajęcia dodatkowe, więc pół dnia mnie nie było, wczoraj tak samo - tyle, co dzisiaj się ogarnęłam i poszłam na WSZYSTKIE lekcja xD a jutro jadę na zakupy do Bielska, bo też mi się nie chce iść :D
o, szczęściara, oczywiście, jakby mogło być inaczej! ;p ;)) ale Ci dobrze, możesz sobie popatrzeć na przystojniaków... *.* a mój się uczy -.- no to jest co oblewać! :D OCZYWIŚCIE xD ;p jeszcze nie wiem, w sobotę pewnie wyjdę ze znajomymi na jakieś piwo, a w niedzielę może wezmę moje kochanie do zoo, jak już się ta wiosna zaczęła :D
mhm ^^ mi też się ostatnio udało zapomnieć ;p no trudno, i tak możesz się tym cieszyć, nie? ;> wiem, że będziesz, optymistko, czy coś xD
dlaczego? chodziło o coś strasznego?! ;p
;p oj, wszystko mi poszło, dzięki :> ja po prostu jestem zajebista, sama rozumiesz... :D i to, i to - znaczy maturę chcę zdawać, przynajmniej podstawę, ta olimpiada już mi się mniej uśmiecha, ale ona się jakoś dziwnie uparła -.-
póki co nie odpisuję, bo muszę sobie porobić przelewy, ale zabiorę się za to niedługo ^^]

Leo Rough pisze...

Przeczuwał, że Spencer nie spodoba się jego decyzja, by wstrzymać się z uzewnętrznieniem swoich emocji, bo zazwyczaj uparcie wyciągała z niego wszystko, chcąc znać każdy szczegół. Jednocześnie miał wrażenie, że tę sytuację traktuje szczególnie, bo było w niej już wystarczająco dużo niewiadomych, by przejmować się czymkolwiek więcej. Tak naprawdę było to ważne dla nich obojga, choć Leo starał się nie myśleć o tym w tych kategoriach, jedynie co jakiś czas przypominał sobie, że robi to tylko i wyłącznie dla niej. Gdyby jej nie zależało aż tak, gdyby nie przeżywała sytuacji Noaha z takimi emocjami, pewnie właśnie byliby w drodze do Murine. Zamiast tego ubierał się, by zawieźć ją do szpitala. Przez chwilę znów nie rozumiał, dlaczego to robi, gdy pomyślał, że za kilka godzin wrócą do tego hotelowego pokoju, ale najpewniej w zupełnie innych nastrojach. Obawiał się tego jej spotkania z Noahem, obawiał się, co z nią potem będzie, gdy okaże się, że on rzeczywiście ją wini, że jej nienawidzi, że nie chce z nią rozmawiać. Leo wolał o tym nie myśleć. Dziwił się jednak, że Spencer nie naciskała, gdy odrzucił od siebie te jej znaki zapytania, zwyczajnie spławiając ją pozbawionymi znaczenia słowami. Wkrótce jednak dotarło do niego z całą mocą, że nie ma w tym nic dziwnego. Uspokojony w ten sposób mógł szykować się do wyjścia.
- Kilka dni mogę się jeszcze polenić, ale jeśli zostaniemy dłużej, będę pracował stąd. - odparł gładko, bo już wcześniej o tym myślał. Starał się trzymać optymistycznej wizji, że najdalej za tydzień wrócą do domu i wszystko będzie po staremu, ale jego zwykłe pesymistyczne wizje znów przejęły władzę. Sądził więc, że utkną w Londynie na dużo dłużej, co oznaczało, że będzie musiał jakoś poradzić sobie z prowadzeniem internetowego wydania muryńskiej gazety z Londynu, a to z wolna przestawało wydawać się mu tak zupełnie niemożliwe.
A co do miejsca, gdzie mieli zatrzymać się w najbliższych dniach... Ze względu na Jamesa od razu odrzucili hotel, który nie był odpowiednim miejscem dla małego dziecka. Leo też nie był zbyt optymistycznie nastawiony do siedzenia na głowie teściom, tym bardziej, że jego mama miała mu prawdopodobnie nigdy tego nie wybaczyć. Już na weselu kilkakrotnie wypomniała mu, że izoluje ją od wnuka, wolał więc nie myśleć, co powie, jeśli dowie się, że ponad jej wygodny dom przedłożyli, równie komfortowy zresztą, dom państwa Hoult. Namówił więc Spencer, by pojechali do jego matki, choć sam nie był do tego tak do końca przekonany. Uznał jednak, że jeśli przyjedzie Kat, stanie się to dla wszystkich znośne, o ile tylko nie potrwa zbyt długo, oczywiście.

[kuźwa no, rozproszyłam się trochę i już mi nie wyszło, jak chciałam -.- możesz do Noasia przewinąć już, jak Ci się chce ;)
oj tak, od tego tygodnia tak :>> ciiiicho, mama mi pozwoliła... xD ja się uczyłam w poniedziałek, powiedzmy, że równowaga została zachowana :D
:D no ja wiem, że nie... ;>> oł, rozumiem, mhm... ;> tak, tak, niech się uczy, przynajmniej on ;p haha, dokładnie :D oj wiem, też ten powód obleję, nic się nie bój xD WIEM PRZECIEŻ! ;p no jasne, rozsądek trzeba zachować, bo można by oszaleć ;) no nie? ;D
a po co? ;p mhm ^^ o właśnie, sama widzisz :D
no weź, powiedz mi! ;p
ja myślę :D muszę! ;p w życiu tej olimpiady nie wygram, ona po prostu jest straszną optymistką ;p
widziałam, ale ja już sobie dzisiaj odpuszczę, bo mi nie idzie -.- hah, spoko, oby zostało po tym nalocie całe! :D dzięki ;) Ty też baw się dobrze, do spisania ^^]

Leo Rough pisze...

[bardzo się cieszę, że masz jeszcze dach nad głową! :D nawet udane, obkupiłam się trochę w Bershce, zadowolona jestem :> tylko trochę mi się ten dzień znowu posypał - miałam wrócić wcześnie, uczyć się na angielski na jutro, na zumbę pójść normalnie, a zamiast tego wpadłam do domu, spakowałam torbę i od razu wyszłam. wróciłam teraz, a tu kumpela dzwoni, że ma jakiś problem, barman też, bo kryzys w trakcie nauki, a mnie głowa boli i już nic mi się nie chce -.- dlatego ogarnę sobie wszystko, odsapnę trochę, a jak mi się już poprawi, to postaram się odpisać gdzieś, chociaż nie ukrywam, że wolałabym na metrze, bo jakoś mi łatwiej, tu pewnie musiałabym już wejść w Noasia, a to mi się za bardzo nie uśmiecha ;p także dobrej nocy życzę, kolorowych! :>>]

Agnes pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Leo Rough pisze...

[haha, czyli mogło być źle, tak? xD ;p no właśnie ogarnęłam i... zasnęłam! tak, tak, dałam radę, ale byłam już tak padnięta, że prawie przed komputerem odpłynęłam ;p a teraz wychodzę, więc odpiszę dopiero, jak wrócę, niestety :/ miłego dnia, gapo ;p :*]

Leo Rough pisze...

[dobra, wiem już, że jestem zła i niedobra, ale zwyczajnie nie umiem dziś pisać. mam trochę kłopotów i muszę to ogarnąć, więc choć siedziałam nad okienkiem prawie godzinę, to nie napisałam nawet jednego sensownego zdania -.- przepraszam, Aguś, zajmę się tym, jak mnie ogarnie wena jakaś. dobrej zabawy wieczorem :> wróć bez kaca ^^ ;) do spisania!]

Leo Rough pisze...

[no w sumie ciągle to, co Ci już pisałam - kumpela i barman, a mi się po prostu udziela -.- jadę wieczorem do tych Gliwic, więc nie będzie mnie na blogu, może pojawię się, jak wrócę, ale jeszcze nie wiem, jaki będę mieć transport i w ogóle. no muszę przepraszać właśnie, bo zawalam, oczywiście, chociaż znów nie z mojej winy. ech.
i jak tam wieczór? kacyk? ;>>
postaram się coś skleić, jak wrócę z kościoła ;) miłego dnia! ;))]

Leo Rough pisze...

[moje zawsze fajne, oczywiście ;p dobrze, to ja już sobie Noasia napiszę, jak mi wena przyjdzie, bo póki co naskrobałam jakieś coś na metrze, tutaj siądę dopiero później, może jutro, nie wiem, kiedy dam radę :/ Leoś w sumie może o tym pomyśleć, ale raczej nie wypomniałby jej tego. w sumie możemy jeszcze zobaczyć, ale chyba raczej do Kat pasowałoby coś takiego ;p ;)
bo to była inna sytuacja, Kochanie :D ;p no, boska jestem! a w tym tygodniu zaliczę też tylko jeden dzień - kocham egzaminy gimnazjalne :D
spaadaj ;p on też tak mówi -.- oczywiście :D no ja też bym wolała... jeszcze mnie możesz zaprosić, wiesz? ;p EHE ;p mhm ^^
nie dokuczały ;p ;)
hah, spoko xD
taa ;p e tam, po prostu jestem najlepsza w grupie, a to jeszcze nie znaczy, że jestem dobra -.- zresztą, nieważne, zobaczę, jak się będę czuła w tym moim rosyjskim we wrześniu ;p
to ja teraz zmykam, będę pewnie przed jedenastą, ale nie wiem, czy dam radę coś jeszcze wtedy naskrobać. po raz drugi: miłego, do spisania! :)]

Leo Rough pisze...

[taaaa ;p ;) tylko szkoda trochę, żeby tam znowu były kwasy z Kat, no ale trudno - pewnie zanim do tego dojdziemy, miną całe wieki ;p oczywiście, że nie, nie w takiej sytuacji, to na pewno ;) to tak napiszemy :>
dopsz :D no właśnie, to już takie luzy, phiii ;p nie no, serio? chyba do tej niewielkiej ilości wiedzy, jaką trzeba przyswoić, do czegoś jeszcze? ;p
nie! ja też jestem bardzo odpowiedzialna! :> a wiesz, że ja bym nawet była gotowa pojechać? ;> tyle tylko, że mój tata ma we wtorek imieniny i muszę w sobotę robić za kelnerkę -.- z prezentem to bym pewnie miała problem, ale jakaś tequila by się dla Ciebie znalazła :D :*
dopiero zaczną, więc nie tak dobrze ;p
nie, nie uwierzyłam, ale już mi się nie chciało Ciebie męczyć! ;p no wiem xD
paru mam takich, co po dwóch latach cyrylicy nie ogarniają ;p no to nie, aż tak źle nie ma ;p do października mogę być ;>>
ale że co tak, bo nie ogarnęłam? ;p dzięki ;) dopiero teraz jadę, bo on utknął u rodziców, więc będę jeszcze później xD czyli spiszemy się jutro ;) ucz się tam grzecznie, wyśpij się i w ogóle :>> pa! :)]

Leo Rough pisze...

[dopiero wróciłam z zumby, także wiesz ;p a biegałam po mieście cały dzień -.- no w porządku :> jaka Ty dobra siostra jesteś! to baw się, ja poogarniam wszystko i dopiero wtedy odpiszę, bo póki co zdycham - wezmę prysznic i siadam do Noasia :)]

Leo Rough pisze...

Na tyle, na ile znał Spencer - a lubił sądzić, że nawet mimo specyficznego rodzaju przyjaźni, jaki wypracowali sobie przez kilka lat, poznał ją bardzo dobrze - mógł z niemal niezachwianą pewnością stwierdzić, że pojawi się dzisiaj znów w jego sali, chcąc go nawracać. Niemal, bo jakaś jego część wciąż sądziła, że poprzedniego dnia dał jej do zrozumienia dość wyraźnie, że nie chce jej widzieć nigdy więcej na oczy. Zastanawiał się też, co na to Leo. Może zabronił jej wizyt w szpitalu? Może zrobił jej awanturę, może był zazdrosny, może... Noah mnożył na własne potrzeby znaki zapytania, by czymś zapełnić pustkę, jaka nieoczekiwanie zaczęła doskwierać mu nad ranem, gdy świętujące na korytarzu pielęgniarki ucichły, chowając się do dyżurkach, a w jego uszach pozostał już jedynie jednostajny dźwięk pracujących przy jego łóżku maszyn. Nie mógł spać, bo dokuczał mu ból brzucha i nieprzyjemne łupanie w czaszce, a nikt nie miał zamiaru podawać niedoszłemu samobójcy ani leków przeciwbólowych, ani tym bardziej nasennych. Sam Noah nie rozumiał tego, ale wiedział już, że swoje przecierpieć musi. Taka kara za wybranie złej metody, by odebrać sobie życie.
Wiedział, że przyjdzie. Podświadomie czekał na nią, choć przecież każda myśl o niej, choćby przelotna, choćby jedynie przywołująca skojarzenie z nią, z jakimś miejscem, w którym byli razem, piosenką, której razem słuchali, jedzeniem, które wspólnie gotowali - sprawiała mu ból odbierający oddech. Bał się tego spotkania, bo cały był rozbity na dwóch Noahów, z których żaden nie potrafił przejąć kontroli, byli równorzędni, mieli dokładnie te same prawa. Nawet nie walczyli ze sobą, bo był na to zbyt słaby. Jak podsłuchał, uszkodził sobie wątrobę i nerki, ale niewiele go to obchodziło, skoro nikt nawet nie raczył powiedzieć mu o tym prosto w oczy. Pewnie odstraszał, leżąc od kilkunastu godzin zupełnie nieruchomo, wpatrzony w sufit, wyglądający jak martwy, choć w środku niego kotłowało się jakieś nieproszone, niemile widziane życie. Coś. Tam, głęboko, żyły w nim gorące, choć niechciane emocje, które tłumił i tłamsił. Uczucia do Spencer, które chciał zabić. Nienawiść do siebie, której nie potrafił znieść. To wszystko burzyło się i niszczyło go od środka. Nawet teraz, nawet w chwili, gdy już tak naprawdę nic nie powinno go obchodzić.
A potem stracił tę swoją głupią pewność graniczącą z nadzieją, której nie wolno mu było czuć. Coś zniknęło z jego twarzy, rozproszyły się ostatnie oznaki napięcia, skupienia, czegokolwiek, co trzymało go w gotowości na tę wizytę, na chłód, którym musiał potraktować kobietę ze swoich snów, marzeń i pragnień, choć najbardziej w świecie pragnął po prostu zamknąć ją w ramionach i tak trwać. I w chwili, gdy zamykał oczy, by pozwolić wreszcie wyczerpanemu do granic możliwości organizmowi odpocząć, rozsunęły się drzwi, a po krokach, zbliżających się w stronę jego łóżka, bez trudu poznał, że nie był to nikt z personelu medycznego. Pomyślał, że coś mu się zdążyło przyśnić, bo przecież nie była to Spencer, a nikt inny nie mógł go tutaj odwiedzić, ale gdy zerknął spod przymkniętych powiek na postać stojącą w pobliżu, przekonał się, że to jednak ona. I już sam nie wiedział, co takiego się w nim dzieje. Drgnął nieznacznie, zamykając oczy, by odgrodzić się od brunetki, choć to nie mogło mu pomóc. Był doskonale świadomy jej bliskości, tego, że gdyby tylko chciał, usiadłaby obok, złapała za rękę i pomogła uwierzyć, że życie może jeszcze nabrać sensu.

Leo Rough pisze...

[no w sumie o tym nie pomyślałam, a to byłoby jakieś wyjście :> albo nawet jak Leoś się tak zacznie wkurzać, to ona wspomni, że to może przez to? Spenc przyjdzie do niej po radę, a ona z taką bombą ;p zresztą, zostawiam to Tobie, jak już Ci tam potem będzie łatwiej ^^
no taak, teraz luzik ;p pewnie racja, że tych wszystkich znajomych szkoda, ale ja wychodzę z założenia, że będą nowi, a jak na kimś Ci zależy, to utrzymasz znajomość ;) także najbardziej będzie mi brakować tego luzu, bo już widzę, jak będę zakuwać na studiach :/ nie to, co teraz! ;p
phi! potwierdził! (to nic, że chciał się tylko podlizać... xD) hah, no tak, wiesz ;p przyjadę, przyjadę :>> dzięki ;p no wieeem! :D
hahah, spoko xD
no ;p
w sumie zależy, co kto lubi - duża dowolność w szyku zdań, trochę reguł, które trzeba zapamiętać, czasem mylące się słownictwo, bo nam się kojarzy, a znaczy coś innego ;p no i z wymową niektórzy mają straszne problemy, bo to taki ładny, miękki, śpiewny język, a nie wszyscy potrafią się do tego dostosować ;) ale jak się przyłożysz, to podstawy w miesiąc ogarniesz - tak, żeby się zapytać o drogę czy cenę czegoś ;p
ok, spoko ;)
jaa, ale fajnie ;p haha, ale się kryjesz! ja to się przyznałam, że bloga o tej książce znam, jak mnie babka na konkurs z nią chciała wysłać ;p ale jeszcze jej nie dorwałam, a strasznie żałuję, bo bym chciała przeczytać ;)
padnięta jestem, więc będę się już zbierać, ale w sumie wrócę za kilka godzin - TRZY DNI WOLNEGO! *.* ;p dobrej nocy, do spisania! :))]

Leo Rough pisze...

[jesteś? ;> jak Ci minął dzień? ;> ja dopiero weszłam - przez całe popołudnie robiłam na przeglądach w teatrze za fotografa, a potem poszłam ze znajomymi na piwo i jakoś tak wyszło, że dopiero dotarłam ;p trochę zdechlak jestem, ale niedługo powinnam odzyskać energię, żeby gdzieś Ci odpisać, choć wątpię, by po takim dniu wyszło spod moich palców coś sensownego ;p]

Leo Rough pisze...

[no to świetnie, tak będzie idealnie ^^ ;)
hah, tak właśnie myślałam :D to brzmi trochę jak marna wymówka, bo przecież ludzie jakoś zawsze potrafią się spotkać - choćby moja siostra ze znajomymi z liceum widuje się dwa razy do roku, cała klasa, choć przecież mieszkają i studiują w różnych miastach. no tak, to zależy ;p hah, jasne, ale głównie to chyba od studenta samego, nie? ;> ;p
;p (no.. :/ ;p) ech, no tak, pewnie tak... więc już nic nie mówię - jak wyjdzie, to Ci zrobię niespodziankę, zadzwonię, jak będę w drodze xD
hah, spoko ;p przyjemny jest całkiem ^^ no tak, moi nejtiwi też tak mówią - jeden, Kanadyjczyk chyba, to tylko nazw potraw się nauczył xD
tak, wiem, dziwnie to brzmi dla ludzi, którzy tego nie znają ;p haha, to być się musiała tłumaczyć xD no taak, ja Lalkę czytam, a książki na półce też się piętrzą... ;<
no właśnie ;p rozumiem, nie dziwię się nawet, przesilenie wiosenne, te sprawy ;p i dlatego właśnie ja też zmykam - padnięta jestem strasznie, a jeszcze muszę trochę się z Wokulskim pobawić ;p postaram się odpisać rano, ale nie obiecuję ;) miłego dnia jutro, do spisania :*]

Leo Rough pisze...

Nie miał zamiaru rozmawiać ze Spencer ani nawet słuchać tego, co ona mówi, bo z góry wiedział, co takiego będzie chciała wbić mu do głowy. Życie ma sens. Warto żyć. Spotkasz miłość swojego życia. I tylko powtarzane ciągle jedno słowo odmieniane przez wszystkie przypadki z nadzieją, że za którymś razem do niego dotrze, zostanie w nim, zakiełkuje i niedługo wyda plon. Noah w to nie wierzył. Życie straciło dla niego cały sens w chwili, gdy dostrzegł Leo w progu jego własnego domu. Jeszcze trzymał Spencer w ramionach, ale ona już nie należała do niego, już nigdy więcej nie miała należeć, bo każda komórka jej ciała rwała się do innego mężczyzny, który teraz był jej mężem. A ona bezwstydnie przychodziła do niego, nosząc na palcu złotą obrączkę, jakby była to zwykła, pozbawiona znaczenia ozdóbka! Właściwie nawet zaczął się zastanawiać, czy pomyślała o tym, by zdjąć ją, zanim przeszła przez próg jego sali, ale po chwili uznał, że to nie ma żadnego znaczenia. Nie spojrzy na nią, a tym bardziej nie będzie z nią rozmawiał, bo to nie miało przynieść niczego dobrego. Spencer nie miała racji - mógł udawać, że jej nie ma, mógł nawet udawać, że wcale nie istnieje i że nigdy nie istniała, ale nie myliła się, mówiąc, że to nie jest rozwiązanie jego problemów. Ból, który tępo pulsował mu w okolicach serca, tylko wzmagał się, gdy z równą łatwością wymazywał ze świata istnienie Leo, a Jamesowi nadawał swoje nazwisko. To nie było dla niego łatwe, ale jeszcze kilka dni temu potrafił nadać tym obrazom miano swoich marzeń. Teraz one nie istniały już, były tylko przejawem jego głupoty i naiwności, które miały swój koniec w fiolce tabletek, które powinny były przynieść ulgę. Ale nie. Był teraz tutaj, targany jakimś bólem, niszczony przez ledwo wyczuwalne napięcie, wciąż uparty, ale już nie dla dobra Spencer. Dla siebie.
Oczywiście, nie miał również zamiaru niczego brunetce ułatwiać. Wiedział, że gdyby nadal udawał, że śpi, ona mogłaby udać, że w to wierzy, a potem wyjść, nieodprowadzana żadnymi oskarżycielskimi spojrzeniami pielęgniarek. Przecież nie zostawiała przyjaciela w potrzebie, a jedynie pozwalała mu odpocząć! On jednak nie mógł pozwolić, by było jej tak łatwo, więc zamiast tkwić w zimnej pościeli z zamkniętymi oczami, obrócił się na bok, odgradzając się od Spencer plecami. Nie było to z jego strony zbyt przemyślane posunięcie, bo niedomagająca wątroba dała mu przy tym o sobie znać, ale pospiesznie wyrównał nagle przyspieszony oddech, nie pozwalając sobie na przedłużenie tej chwili słabości. I znów zamarł nieruchomo, niewzruszony, obojętny, choć serce drżało mu, ale nie zwracał na to uwagi. Nie było mu wolno.

[no to co takiego robiłaś, hm? ;> "hue, hue"? xD ;p skorzystałam z tego wczoraj, bo już serio marniutko ze mną było.
;)
och, no dobrze, mamy inne podejście do tej kwestii po prostu. no dokładnie :)
spoko, namiot ze sobą wezmę, coby Ci lodówki nie objadać i w ogóle xD
haha, serio? xD jakoś mnie to nie rusza... ;p
rozumiem :) jakieś... trzy miesiące? miałam czytać po zabiegu już, ale mi nie wyszło ;p
no nie wiem, u mnie wszyscy na to zrzucają winę teraz ;p
to ja teraz spróbuję jeszcze odpisać na metrze, a potem wychodzę i będę dopiero wieczorem, pewnie koło dziesiątej ;) miłego! :>]

Leo Rough pisze...

[kurcze, wyszło tego mniej, niż miało wyjść, ale strasznie trudno mi pisać coś tym Noasiem, bo się boję, że zacznę samej sobie zaprzeczać w którymś momencie ;p ale spoko, niedługo zacznie gadać, chyba :D]

Leo Rough pisze...

[spoko ;p o jeżu, ale to bardzo źle wyglądało, a jeszcze nie wiedziałam do końca, jak to odczytać, w sensie znaczenie. zresztą mniejsza.
nie, Aguś, Tobie się po prostu zawsze wydaje, że ja nie rozumiem, a ja rozumiem, tylko nie umiem tego potem ubrać w słowa. no tak, mniejsza ;p
nie, bo wtedy nie będę już wbijać do Ciebie do domu, lodówkę wezmę ze sobą xD
o, ja też lubię, ale jak gdzieś jadę, to na migi pokazuję, czego potrzebuję. choćby w górach, gdzie mnie nigdy nie potrafią zrozumieć xD
;p
no ja też w sumie dopiero weszłam, metro zaczęłam już wcześniej, teraz tylko naskrobałam ostatni akapit, co widać, niestety -.- padnięta jestem strasznie, a jeszcze muszę poćwiczyć ;p zacznie, zacznie, tylko... ja się muszę do tego psychicznie nastawić ;p]

Leo Rough pisze...

[spoko, jak zwykle robię z siebie debila ;p
ale serio, nie miałam racji? jakby Ci rzeczywiście zależało, to byłabyś w stanie utrzymać kontakt - przez facebooka chociażby, to przecież nie problem. a spotkania to już trochę inna bajka. ale masz rację, olejmy to.
no bo oni mnie tam nigdy nie rozumieją i nie chcą mi dać tego jedzenia, które mi się marzy xD
w porządku. ja też będę biegać jutro po mieście, ale wieczorem pewnie siądę nad książkami, więc może będę mieć chwilę, żeby odpisać. no jasne, rozumiem, w końcu mnie to też dotyczy ;p okej, zobaczymy. Tobie również udanego dnia, pa!]

Leo Rough pisze...

[no tak, to przy mnie wcale nie takie trudne ;p
okej, teraz już w ogóle nie wiem, dlaczego mi to wszystko tłumaczysz, skoro tak bardzo podkreślałaś, że nie chcesz się rozdrabniać ;p ale dobrze, zrozumiałam, main idea is clear, ok? ;> a z tymi wymówkami to tak tylko palnęłam, nie chciałam Ci dokuczyć ani nic, a już tym bardziej nie chciałam sugerować, że tylko gadasz i nic z tym nie robisz. nie wiem, dlaczego się na mnie złościsz, więc po prostu skończmy już ten temat, skoro zgrzyta :>
nie, to po prostu ja jestem niezwykle nieogarniętym człowiekiem, inni mają łatwiej ;p
mhm ;) ten piątek ;p w sensie organizuję to zakończenie i będę biegać, a wieczorem opijam razem ze znajomymi koniec roku - i z Tobą, oczywiście, tak na odległość :D tak, tak, paa! :>]

Leo Rough pisze...

[dzięki ;p
no tak, w sumie racja ;p okej, zrozumiałam, dotarło do pustego łba, wreszcie! ;p hah, jak chcesz, przywykłam do tego, że się mnie olewa, to już mi różnicy nie zrobi, także wiesz. no dobra, serio nie łapię, o co chodzi, ale skoro się nie złościsz, to dobrze, cieszę się :>
taa ;p
mhm ^^ okej, bez spiny, ja mam co robić, chociaż głowa mnie już boli od Wokulskiego i nerkowej sieci dziwnej omawianej na tysiąc sposobów -.- ;p]

Leo Rough pisze...

Noah wcale nie chciał zachowywać się jak obrażony dzieciak - zdecydowanie wystarczało mu, że przez ostatnie dwa miesiące wszyscy wyrażali się o nim w ten sposób, zupełnie bezpodstawnie zresztą. On po prostu nijak nie potrafił sobie z tym wewnętrznym dzieckiem poradzić, bo ono miało swoją wizję i dążyło do niej za wszelką cenę. Jemu to się wcale nie podobało. Może też dlatego tak bardzo, jak na obecną sytuację, dotknęły go słowa Spencer, bo wiedział, że ma rację. Ale jak miał coś z tym zrobić? Jak miał poradzić sobie z tym bachorem, który zadzierał nosa i rządził się w nieswoim życiu?! Chyba nawet nie chciało mu się nad tym zastanawiać, nie widział w tym sensu, bo już nie liczyły się dla niego tak przyziemne sprawy, jak ogromne niedowierzanie jego byłej przyjaciółki. Byłej. O tym już pamiętał.
A potem wszystkie jego plany, cała ta jego obojętność i chłód - wszystko to runęło w gruzach. Może i byłby w stanie trzymać się swoich postanowień, pozostać niewzruszonym, ale w tonie głosu Spencer było coś takiego, co kazało mu wstrzymać oddech, gdy zaczęła mówić. Serce znów drgnęło mu niespokojnie, a w gardle poczuł nieznośną suchość, ale jeszcze przez dłuższą chwilę pozostawał nieruchomy, nie wiedząc, jak powstrzymać odruchy własnego ciała. Z jednej strony wszystko w nim rwało się, by odpowiedzieć coś kobiecie, by jakoś zmazać tę jej dziwną pewność siebie, ale z drugiej chciał obrócić się znów do niej plecami, dając jej do zrozumienia, że nie ma ochoty na rozmowę z nią. Wybrał coś pośrodku, choć długo walczył ze sobą, gryząc się i kłócąc z dzieckiem z głębi serca, które kaprysiło, nie chcąc się zgodzić na żadne z zaproponowanych przez Noaha rozwiązań. Uciszył je z trudem.
- Nie za to. - wychrypiał, gdy cisza zbyt głośno brzęczała mu już w uszach, bo Spencer milczała, najwyraźniej czekając na jego reakcję. Właściwie mógłby podziwiać jej cierpliwość, gdyby nie to, że trudno mu w tej chwili było podziwiać cokolwiek, szczególnie ją. Dochodziła do tego również świadomość, jak blisko niego się znalazła, jak niewiele brakuje, by dotknęła go, a przecież wiedział, że tego już by nie zniósł. Zacząłby krzyczeć albo uciekłby od niej, choć pewnie wyczerpany, osłabiony organizm pozwoliłby mu zaledwie na jakiś słaby jęk, może cofnięcie ręki.
Zacisnął zęby. Niechętnie poruszył się w pościeli, poprawiając głowę na niewygodnej, zbyt twardej poduszce, który gniotła go teraz jakoś bardziej. Dopiero wtedy, po wszystkich tych drobnych zabiegać, które miały mu tylko zyskać trochę czasu, niepewnie zerknął na Spencer, ignorując krzyk swojego bachora, który jednocześnie tylko na ten moment czekał i nienawidził Noaha, że mu na to pozwolił. Od razu rzuciła mu się w oczy jej postawa, krzycząca dość zrozumiałym w tej sytuacji napięciem, które przyniosło mu tę zdradliwą, niezdrową ulgę - ona cierpi, nie jest obojętna, trochę jej zależy. Ale zaraz potem znów odwrócił wzrok, nie chcąc znosić tego dłużej. Podłożył sobie pod policzek dłoń, a potem utkwił spojrzenie w martwym punkcie gdzieś na przeciwległej ścianie.
- Już za późno, Spencer. - dodał zaraz, choć słowa wymknęły się z jego ust brew woli, nieproszone, niemile widziane. Smak jej imienia drażnił mu język, jednocześnie wzmagając drżenie gdzieś głęboko w nim, to niespokojne drżenie, które nie powstało ani dziś, ani wczoraj, ani miesiąc temu, ale które towarzyszyło mu już od kilku lat...

[no dobra, Noaś umie mówić xD
taak, czy coś ;p
hah, no tak, uświadomienie głupiego człowieka zawsze cieszy :> ;p a, no skoro tak stawiasz sprawę, to ja po prostu przestanę pytać, coby Ci nie sprawiać zbędnego kłopotu... i tu chciałam zapytać, czy tak będzie w porządku xD okej, zapamiętam, dzięki :D mhm.
ok ;) powodzenia! ja teraz znikam na trochę, będę koło siódmej ;) miłego!
http://www.youtube.com/watch?v=jmRI3Ew4BvA - takie moje małe zboczenie ostatnio, zakochałam się w nowej płycie, potem w tej piosence, a potem w teledysku, więc musiałam się podzielić, o :>]

Leo Rough pisze...

Nie zamierzał się tłumaczyć, bo czuł, że Spencer nie ma prawa tego od niego wymagać. A nawet, gdyby chciał to zrobić, to i tak nie wystarczyłoby mu sił, by wyjaśnić jej, co popchnęło go do tak ostatecznego czynu. Niby jak miał opowiedzieć jej o pustce, którą zostawiła w jego życiu, o wspomnieniach, jakimi naznaczyła nie tylko każdy zakątek jego mieszkania, ale także każdy skrawek jego ciała? Jak miał przypomnieć tamto popołudnie, gdy padło tak ostre i niszczące "żegnaj", po którym wszystko ostatecznie runęło? Albo tamto zdjęcie, na które trafił przez przypadek: Spencer w białej sukni... To ostatecznie przekonało go, że bez niej nie ma dla niego życia, że on nie ma dla kogo żyć. Został zupełnie sam, ona była daleko, odległa jak sen - prawie tak, jakby nigdy nie trzymał jej w ramionach, jakby była snem, choć przecież wspomnienia miał tak wyraźne!
Milczał więc, nie okazując po sobie, że jej słowa do niego dotarły, choć przecież znów korciło go, by coś jej odpowiedzieć, by jakoś jej dopiec - ale odpowiednio, tak, żeby już nigdy nie chciała tu wracać. Chciał ją zranić, choć jednocześnie wiedział, że potem czułby się jeszcze gorzej, bo nie mógłby znieść jej bólu, szczególnie ze świadomością, że sam go zadał. Więc tylko znów zacisnął zęby, ale nie zdążył nałożyć do końca swojego pancerza chłodu, bo nagle twarz Spencer zmaterializowała się tuż przed nim. Zanim zdołał zrozumieć, co się dzieje, patrzył jej w oczy, a ich wygląd na moment go zahipnotyzował. Wkrótce jednak wrócił do siebie i zaprotestował słabo przeciw dłoniom, które trzymały jego twarz, a które paliły go, raniły wręcz do żywego.
- Nie! - krzyknął ochryple, nareszcie uwalniając się spod rąk Spencer, choć nie było to łatwe zadanie, gdy sam był tak słaby, że ledwo poruszał palcami. Oddychał teraz szybciej, dziwne wzburzony, bliski jakiemuś wybuchowi, choć sam nie do końca wiedział, co takiego się z nim dzieje. Na moment stracił nad sobą panowanie, a choć to samo w sobie w jego sytuacji było dobrym znakiem, on czuł się paskudnie. W następnej chwili znów wtulał twarz w poduszkę, unikając jakiegokolwiek kontaktu ze Spencer, nie chcąc na nią patrzeć, nie mogąc znieść tego widoku, który tak głęboko wyrył się w jego pamięci.
- Nie. Niczego już od ciebie nie chcę. - mruknął lodowato, znów wpatrując się w martwy punkt gdzieś przed sobą, byle tylko nie patrzeć na brunetkę, byle nie widzieć wyrazu jej twarzy, tego specyficznego rodzaju smutku, jaki gościł w jej oczach. Kłamał przed samym sobą, że go to nie przeraża, a tak naprawdę wiedział, że wciąż, mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, dla jej oczu zgodziłby się na wszystko.

[ja też! :D ;p
hah, spoko ;p ale wcale nie miałam tego na celu! przecież wiesz :> zostawiam tę decyzję do podjęcia Tobie ;p obawiam się, że już na to za późno.
okej, okej, ucz się grzecznie :> mhm ^^
aj noł... ;>> nie, to nie moje, ale zdecydowanie cudne, choć smutne bardzo! na początku myślałam, że to po prostu o miłości i trosce, a tam ludzie piszą, że o poronieniu O.o wolę moją wersję ;p to ja się jeszcze tym jarałam ostatnio: http://www.youtube.com/watch?v=DvbmS0-GsrA ]

Leo Rough pisze...

[bo Ty to tak lubisz, chyba się uczysz ode mnie ;p okej, nie załapałam, ale spoko... ;p haha, tylko tyle? "ups"? xD
mogę sobie wyobrazić. ale jutro masz wolne, nie? odpoczniesz, odstresujesz się trochę ;) dobrze będzie! :>
to wszystko można wyjaśnić przecież! ona chce być jego opiekunką, pokazać swoją siłę, zamienić się rolami. różnie można ten wiek interpretować, moja polonistka miałaby pole do popisu, bo zawsze lubi się ze mną o takie rzeczy kłócić, chociaż teraz byłybyśmy pewnie po tej samej stronie ;p ooo, boskie to było, choć ja oryginał też bardzo lubię ;)) masz dla mnie coś jeszcze?
ja w sumie ćwiczyłam teraz i jestem ledwo żywa, więc zrobię sobie małą przerwę, a potem odpiszę na metrze, zgoda? bo tutaj muszę się zastanowić nad Noasia odpowiedzią, ale jeszcze dzisiaj coś naskrobię ^^]

Leo Rough pisze...

Czuł dziwną, palącą satysfakcję na myśl o tym, że zdołał zranić Spencer, dotknąć do żywego, choć przecież nigdy nie był okrutny! Nawet teraz nie myślał o sobie w ten sposób, bo chyba niezdolny był do takiego rozdzielenia uwagi na kilka osobnych tematów. Przede wszystkim, ku jego szczeremu niezadowoleniu i rozpaczy, musiał skupiać się na brunetce, a właściwie na upartym ignorowaniu jej. Miał nadzieję, że dzięki temu niedługo pozbędzie się jej niewygodnej w tej chwili obecności, że zabierze swoją niepotrzebną litość i zniknie, i nigdy nie wróci. Czuł, że to z jego strony bardzo naiwne, bo przecież wiedział, jaka jest i jaki upór potrafi w sobie obudzić, ale było to lepsze niż zastanawianie się nad tym, co może przynieść rozmowa. Z góry założył, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, bo on nie chciał odzyskiwać wiary w sens życia, nie chciał wracać do świata, ale słowa Spencer wolno wnikały mu do głowy, aż, ku jego ogromnemu zaskoczeniu, zaczął przyzwyczajać się do myśli, że się jej nie pozbędzie. Czuł jej bliskość i po fali gniewu, jaka zalała go, gdy poczuł na skórze dotyk jej palców, teraz odczuwał już tylko... obojętność. Było w nim też trochę oczekiwania, choć usilnie walczył, by nie nazywać w żaden sposób tego, na co czeka.
- Zwalniam cię z tej obietnicy. Możesz iść. - odparł po długiej chwili ciszy, której pozwolił trwać, dopóki głos Spencer nie ucichł w jego głowie. Dopiero wtedy poruszył się w pościeli, czując, że wątroba znów zaczyna mu dokuczać, a potem prześliznął wzrokiem po sylwetce brunetki, która odcinała się wyraźnie na tle okna. Niemal natychmiast znów przymknął oczy, zastanawiając się, dlaczego ten ból nie mija... Sądził, że osłabnie, że to zbliżenie do śmierci, a więc do końca wszelkich męczarni, nawet tutaj zdoła przynieść mu choć cień ulgi. Ale nie. Miał to swoje cierpienie, był z nim sam, a Spencer nie miała racji, mówiąc, że nie zostawi go - nie będzie miała wyboru, a więc nie powinna rzucać słów na wiatr.
- To nic nie znaczy. - rzucił zaraz, uświadamiając sobie, że to... wszystko. Tylko tyle mógł i chciał jej dać: oświadczenie, że wszystko, co robi i mówi, jest pozbawione znaczenia, nieważne. I nigdy nie przyniesie zamierzonego skutku. I z tymi słowami wreszcie spojrzał na nią, tak, jak tego chciała, ale oczy miał zimne, obojętne, puste, choć nie w sposób, którego można by się spodziewać. Cierpiące, po prostu.

[a fe. wiem, że krótko, ale on taki jest... inny niż Dymek xD
o nie, w najgorszym momencie! ;p taa ;p znam, ale powiedzmy, że... nie jestem ogromną fanką ;p nie, w sumie nie musisz, przeżyję jakoś ;p może.
no od nauki, a od czego? ;p no właśnie ^^ taaak :>>
u mnie jest zasada dłoni, a ja to w sumie interpretację lubię, więc nie warczę za bardzo xD obczajam, lubię skrzypce :D kolorki już tak trochę mniej, bo nastrój mam nieodpowiedni, ale nową płytę Justina lubię bardzo, więc ostatni kawałek znam :D ^^
o, dalej nadrabiasz zaległości, tak? ;p no i się nie spieszyłam, zdążyłam w międzyczasie prysznic wziąć xD JUŻ ;p]

Leo Rough pisze...

[chciałam jeszcze naskrobać odpowiedź na metrze, ale już nie dam rady - ogarnę to jutro wieczorem. Tobie miłego dnia jutro życzę i dobrej zabawy :> papa, do spisania!]

Leo Rough pisze...

http://img35.imageshack.us/img35/6314/dlaagnieszki3.jpg
Staruszko Moja Kochana! Z racji tego, że wkraczasz w ostatni rok z "naście", życzę Ci dużo szczęścia i radości, by smakował on słodko i beztrosko. Spełnienia marzeń, oczywiście, tych najskrytszych i najważniejszych. Spokoju, którego z pewnością potrzeba Ci teraz dużo. I przede wszystkim - wyników na maturze trzycyfrowych najlepiej, a jeśli nie, to z tą wymarzoną dziewiątką z przodu ^^ A potem, żeby było już z górki. Zdrowia, zadowolenia z życia, cierpliwości. Szalonych imprez, najcudowniejszych przyjaciół i wspomnień, które warto zachować na długo. Wszystkiego, czego tylko zapragniesz! Sto lat! :) :*
PS Barman dołącza się do życzeń, twierdząc, że należy Ci się także słodkie DZIĘKUJĘ od nas obojga ^^ DZIĘ-KU-JE-MY! :*
PPS Życzenia od mojej mamusi, takie głośne STO LAT, które padło w najmniej oczekiwanym przeze mnie momencie, niemal przyprawiając mnie o zawał - także przekazuję :>
PPPS Nie bój się, rysunek nie jest mojego autorstwa, takiego talentu nie posiadam niestety - kumpelę męczyłam przez tydzień :D I od niej kolejne życzenia, takie refleksyjne: żebyś znalazła swoje miejsce na świecie.
Wszystkiego naj, Agnieszko! :*

Leo Rough pisze...

Nigdy nie spodziewałby się takiego wybuchu po swojej przyjaciółce, bo przecież znał ją na tyle, by wiedzieć, że nie jest zdolna do jednoczesnego uzewnętrznienia całej gamy różnych uczuć i pamiętania o oddychaniu! Lubił droczyć się z nią o te właśnie chwile, przeszkadzać jej, gdy próbowała być poważna i zamknąć swoje myśli w słowa. Zmarszczone brwi u Spencer nie były dobrym znakiem, więc zawsze pilnował, by pozbywać się go jeszcze zanim zaczęła mówić. Teraz nie zdążył, ale przecież niczego takiego nie chciał - nawet gdyby w ogóle zdołał zauważyć, że coś podobnego miało miejsce! Tak naprawdę patrzył na nią i jej nie widział, więc nie miał pojęcia, czego się po nim spodziewała. Że poruszą go jej łzy, że dotrą do niego jej słowa? Może i dotarły, może i usłyszał, co miała do powiedzenia, może nawet część tego monologu zrozumiał, tłumacząc na swój język te wykrzyczane, ale także te przemilczane żale. Nie było w nim jednak wystarczająco dużo życia, by odpowiednio na te jej wyznania zareagować, więc gdy zaczęła, jedynie poprawił się znów na poduszce, nie spuszczając z niej tego swojego pustego spojrzenia. A potem stopniowo rozumiał coraz więcej i coraz więcej myśli przychodziło mu do głowy, choć z zewnątrz nic nie wskazywało na zmianę zachodzącą w Noahu. Może tylko oczy zmieniły mu się nieco, ale dopiero pod koniec monologu Spencer pojawiły się w nich inne niż dotąd emocje. Gniew, a raczej jego słabe, odległe echo, które bardzo starał się stłumić, ale mu nie wychodziło.
- Nie masz prawa... - wychrypiał przez gardło ściśnięte tą właśnie wściekłością, którą tak uparcie trzymał w sobie, nie chcąc pozwolić, by ujrzała światło dzienne, by zajęła go całego i rozprzestrzeniała się, bo doskonale wiedział, że spowoduje straty dotkliwsze niż seria z karabinu wymierzona w nieosłonięte ciało. - Nie możesz przychodzić tu i mówić... - mamrotał dalej, palce jednej dłoni zaciskając na pościeli, mnąc ją i gniotąc, próbując wyładować tę kotłującą się w nim złą energię, której nie chciał znać, a teraz także nijak nie potrafił opanować. Chciał powiedzieć, że Spencer powinna już iść, że zrobiła wystarczająco dużo złego, że nie wolno jej przychodzić i zachowywać się, jakby chciała mu pomóc, a potem wytrząsać nad nim swoich żali i rozterek. Nic jednak nie wyszło z jego gardła, a po chwili pełnego napięcia milczenia Noah nagle zaczął znów wiercić się w pościeli, kopiąc wściekle zbyt ciężką kołdrę, w którą zaraz zaplątał się, gdy próbował usiąść, ignorując zupełnie groźbę splątania przewodów i poranienia sobie tym samym ciała. Musiał jakoś pozbyć się tej bezradności, którą nagle poczuł w dłoniach, więc podniósł się na łóżku, zaciskając z całych sił zęby z bólu, a zaciśnięte w pieści dłonie wbijając w materac, by utrzymać równowagę. Nawet głowa ledwo trzymała mu się na szyi, tak był osłabiony i zmęczony, ale to wszystko nie było ważne, skoro mógł spojrzeć Spencer prosto w oczy i powiedzieć, by... znikała.
- Dziękuję, Kochanie, byłaś niesamowita. Zobacz, jakich cudów dokonała ta twoja wyjątkowa kuracja, uzdrowiłaś mi ciało, duszę, serce, wszystko! Możesz być spokojna, już mi lepiej, więc wracaj sobie spokojnie do mężusia, skoro on tak doskonale radzi sobie w życiu, mnie zostaw, znajdzie mnie ktoś inny. Jasne? Nie potrzebuję i nie chcę cię tutaj. - wyrzucił z siebie niespodziewanie mocnym i zdecydowanym głosem, choć widać było na pierwszy rzut oka, że kosztuje go to niebywale dużo energii. Uparcie jednak tkwił w tej swojej splątanej pościeli, dysząc ciężko, ale nie chcąc już kłaść się, skoro był w stanie jeszcze przez moment zachować twarz, rzeczywiście udawać, że wszystko jest okej.

Leo Rough pisze...

[widziałam właśnie! ;p spoko, podobała mi się taka ^^ no nie wiem. wczoraj miałam na to jakiś pomysł, że teraz już mi wyleciał z głowy, może mi się przypomni. a tam jak? jakieś propozycje? ;> no tak, nie wiem, ale lubię go, do tego nie potrzebuję znać go lepiej! :> nawet mniej! ;p hah, straszysz czy tylko ostrzegasz? ;>
noo ;p chyba już mi to mówiłaś :D ja to nawet na ich koncercie kiedyś byłam przez przypadek, ale nie wciągnęłam się w tę muzykę ;p mhm ^^ może ;p
haha, dobrze ;p
niee, chodzi o to: pięć palców, pięć pytań, czyli ten standard - kto mówi, jak mówi, do kogo mówi... ;p hah, no tak ;p też racja, chociaż, jak mówisz, dużo jest takich utworów, o których z góry wiadomo, dlaczego powstały, więc też jest jasne, jak je interpretować. popowstaniowe sprawy też, choćby to nieszczęsne "Nad Niemnem" albo "Gloria Victis". no baaa :D też mówiłaś ;p ;)) jest, zgadzam się!
dzisiaj raczej nie pojawię się już na blogu, choć Ciebie pewnie też nie będzie ;p dobrej zabawy, Kochana, wyszalej się tam jak należy! ja też będę pić za Twoje zdrowie, a co! jeszcze raz: wszystkiego najlepszego! :*]

Leo Rough pisze...

[tylko prawie, Aguś? ;> wiesz, jesteś taką naszą dobrodziejką, pamiętamy o tym, bo, szczerze, bardziej wspierasz nasz związek niż moje przyjaciółki czy choćby jego rodzice. więc tak, zdecydowanie zastanów się nad tym, czy nie chciałabyś zrobić ze swojego wyjątkowego talentu pracy zarobkowej czy coś :D ;p rysunek dostaniesz, oczywiście, o ile dotrwa w czeluściach mojej szafki :> a ludzie już podziękowani ;p (co miałaś nie dostać, jak gadam o Tobie i blogu, jak tylko mnie chcą słuchać? ;p) to jeszcze raz - wszystkiego, wszystkiego naj! :* :* :*
no widzisz, to baw się, odsypiaj, szalej! ja razem z Tobą, przez bluetootha, jak stwierdził Barman :D ^^ ja wpadłam na moment, ale znów wychodzę i będę dopiero wieczorem, więc pewnie spiszemy się jakoś jutro :) no to może napiszemy coś teraz o tej Meredith? może S. ucieknie, a potem znajdzie ją Mer, że... coś ;p nie wiem, naprawdę nie mam teraz na to pomysłów ;< pomyślimy jeszcze! :)
oczywiście :D 3maj się, bez kaca giganta nie waż się wracać! :* :*]

Leo Rough pisze...

[nie, może nie aż tak... ;p nie jest marne, jak sama widzisz :> już sama ta świadomość często mi pomaga, wiesz? ;> :) będę pamiętać, oczywiście! haha, pewnie tak :D no to widzisz, lgną do Ciebie ludzie w potrzebie! serio mogłabyś z tym biznes otworzyć ;p no to super! ^^ miło, że nie wylądowałaś jednak w tej rzece, co? ;p JAKOŚ TEGO DOKONAM! :>> ;p mhm ;p już koniec! bo ja muszę jeszcze raz: sto lat! :> xD
ouuuuuuuuu... kontynuuj, proszę ;>> no nie? ;p OK, nie ma sprawy, ja też jednak jeszcze wychodzę, korzystam z dobrego humoru rodziców, więc na metrze odpiszę dopiero jutro, gdzieś przed wieczorem się postaram ^^ Spencer mi Noasia jakoś musi z dołka wyciągnąć, a co podzieje się później, to już inna bajka ;p więc może niech powalczy z nim jeszcze trochę, a on w którymś momencie będzie się musiał poddać, potem już z górki. może tak być? ;>>
papa, do spisania! :*]

Leo Rough pisze...

[mhm ^^ ;p jasne, że byłoby lepiej, ale w takiej sytuacji doceniamy każdy przejaw dobrej woli, po prostu. zresztą, ja się staram na to nie narzekać, bo przecież mam jego, razem dajemy sobie radę :) dziękuję :* haha, OK, to wtedy daj znać, zgłoszę się do Ciebie ;p ;) nie wątpię ;p OK! ;p taak, stara dupa, no normalnie nie wiem, co ja tu z Tobą robię... teraz Ty masz już 19, a ja jeszcze mówię o sobie, że 17... ;p
jeszcze nie ma, tak? ale będzie? ;> oo, jak fajnie! :D tylko jakim cudem się z nim bawiłaś, co? ;p haha, rozumiem ;>> spoko, nie przejmuj się, ja się lenię - siedzę w łóżku i oglądam od rana seriale, nawet do kościoła nie chciało mi się iść ;p o, jak słodko :D może trafiłaś, zobaczymy. a może zeswatamy go z tą całą Kate? albo z Kat! albo z Marą... ;>> xD dobra, to myśl, aż wymyślisz ^^
mój tatuś miał we wtorek imieniny, więc wczoraj zorganizowaliśmy dla niego imprezę na działce, wiesz, grill, piwko, jakaś burza nad nami :D no a potem wyszłam ze znajomymi, oczywiście, że piłam za Twoje zdrowie! :D i jeszcze wieczorem na koncercie wylądowałam ;p]

«Najstarsze ‹Starsze   1801 – 2000 z 2348   Nowsze› Najnowsze»