Spencer Aria Lucy Weber Collins Hoult, 27lat, urodzona 27.04 w Murine Town.
Z wykształcenia behawiorystka oraz interpretatorka mikroekspresji. Sporadycznie wykładająca na uczelni i pracująca w firmie zajmującej się mikroekspresją. Kiedyś zajmowała mieszkanie po dziadkach, które znajduje się w jednej z murinskich kamienic. Aktualnie lokum jest wynajmowane, a Spencer mieszka wraz ze swoim mężem i ich dzieckiem, James'em na obrzeżach Murine w ich wspólnym domu.
Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tu wróci. Przecież tak nienawidziła tej dziury, jak zwykła ją nazywać. Pamiętała jak bardzo cieszyła się, gdy rodzicie oświadczyli jej, że muszą się przeprowadzić i jak bardzo byli zdziwieni gdy z zadowoleniem pakowała swoje ulubione zabawki do torby. Siedmioletniej dziewczynce nie było szkoda Murine Town, domu, koleżanek i kolegów, których tutaj pozostawiała, bo tak naprawdę nie miała ich zbyt wielu. Niczego nie żałowała. No może było jej przykro, że pozostawia tu dziadków, ale przecież istnieją telefony, prawda? [...] Nie mogła uwierzyć, że mieszka w Londynie. W mieście swoich marzeń! Tutaj miała tyle możliwości! Nie to co tam.. To tutaj Spencer zaznała szczęścia; znalazła prawdziwych przyjaciół, poznała miłość swojego życia, dostała się na wymarzone studia, zdobywała doświadczenie w tym co uwielbiała – interpretowaniu uczuć wyrażanych poprzez mowę ciała.Co więc sprawiło, że powróciła do Murine Town po dwudziestu latach rozłąki? Nie wiesz? Och, to przecież takie oczywiste, że przygnała ją tu przeszłość. To ona spowodowała, że zaszyła się w swoim rodzinnym miasteczku. Ale nie powinno cię to zaskoczyć. Przecież każdy przed czymś ucieka.
~.~
Nie wyróżnia się w tłumie, nie stara się zwracać na siebie uwagi. Jest kobietą mierząc metr sześćdziesiąt o jadowicie zielonych oczach i włosach koloru ciemnej czekolady. Jej sylwetce, poza lekką niedowagą nie można nic zarzucić. Lekko zadarty nosek przyozdabiają delikatne piegi, które dodają jej uroku i na swój sposób odmładzają. To i jeszcze parę innych kwestii jak na przykład nieskazitelna cera jak u niemowlaka, duże oczy, sprawiają, że wiele osób przypisuje jej wiek o wiele młodszy niż w rzeczywistości ma.

_________________________________________________
hello.
2 348 komentarzy:
«Najstarsze ‹Starsze 401 – 600 z 2348 Nowsze› Najnowsze»- Wspaniale. - odparł szybko, nie kryjąc swojego entuzjazmu. On też był podekscytowany jej powrotem do pracy, bo wydawało mu się, że dzięki temu w ich wspólnym życiu znów zapanuje porządek. On miał już zajęcie, które lubił, teraz pora na Spencer; przeprowadzą się do nowego domu, kupią psa i wszystko będzie po prostu dobrze. Pozostawało mu tylko uregulować wszelkie sprawy w klinice i był wolny, miał nadzieję, na kilka najbliższych lat od jakichkolwiek myśli o białaczce. Nareszcie da ukochanej normalne życie.
- Kiedy? - zapytał jeszcze, już planując, co mógłby zrobić, by pomóc jej tego dnia. Przeczuwał, że będzie się denerwować, a już na pewno on nie usiedzi spokojnie.
- I co z posadą na uczelni? Właściwie mogłabyś zwolnić się już teraz, zrobić sobie wakacje. - rzucił pogodnie, obejmując Spencer ramieniem, gdy drzwi windy otworzyły się przed nimi. Podniósł walizkę ze swoich butów i ruszył pewnie do wyjścia, zaplatając dłoń na talii kobiety.
[zobaczymy ;p o, jaka szkoda. żółw?! no tego się nie spodziewałam ;p]
Spojrzał na Spencer ze zdziwieniem, na chwilę przystając. Opamiętał się szybko; nie chciał, by dostrzegła, że poczuł się odsunięty na bok. Znowu. Pewnie nie powinien się na nią złościć, bo nie miała kiedy zapytać go o zdanie, ale mogła przecież poczekać! Mimo wszystko nie zamierzał pozwolić, by poróżniła ich taka głupota, więc po prostu uśmiechnął się, kiwając głową.
- W porządku. - odparł w końcu, wychodząc ze szpitala. Zrobiło mu się zimno, gdy tylko stanęli na chodniku przed wejściem, ale stłumił drżenie swojego ciała.
Oczywiście, pozwolił Spencer prowadzić, ale nie dlatego, że czuł się źle, tylko dlatego, że przyjechała swoim nowiutkim samochodem i nie zamierzał odbierać jej tej drobnej przyjemności. Przez całą drogę rozmawiali o bzdurach, nie poruszając żadnych więcej poważnych tematów. Był to na rękę Leo, który już czuł się zmęczony i marzył tylko o tym, by usiąść na swojej własnej kanapie z kubkiem herbaty. Nie zamierzał jednak odwoływać kolacji, skąd! Zadzwonił do Kat od razu, gdy wysiedli przed sklepem, by zrobić zakupy na wieczór, bo wiedział, że będzie miała jakieś specjalne życzenia. Tym razem były to tylko maliny, które podobno były jej pierwszą ciążową zachcianką. Mówiąc o tym płakała, a potem rozłączyła się, ale Leo nie pisnął ani słowa o tym do Spencer. Nie musiała wiedzieć.
A potem wrócili do domu, a Leo z uśmiechem zadowolenia przestąpił przez próg - naprawdę obawiał się, że będą trzymać do w szpitalu dłużej. Kucnął, by przywitać się z kotami, ustawiając obok siebie wieżę ze swojej walizki i toreb z zakupami.
[prosz. nie chciało mi się pisać więcej ;p]
Patrząc na swoje kocice, myślami był już zupełnie gdzie indziej. Pochłaniały go inne tematy, więc niezbyt skupiał się na pieszczeniu aksamitnych łebków swoich dam, które w końcu znudziły się nieuważnymi ruchami swojego właściciela i z głośnym miauczeniem zniknęły w sypialni, gdzie lubiły się wylegiwać w ciągu dnia. Leo z westchnieniem powlókł się za nimi, by schować walizkę na swoje miejsce; planował pod nieobecność Spencer przygotować ją ponownie, tak, by ona nie musiała myśleć o tym, gdy znów coś się przydarzy. A znając jego szczęście, tak właśnie się stanie. Teraz jednak ukrył ją na dnie szafy i powlókł się do łazienki, by odrobinę się odświeżyć; początkowo miał zamiar zaprosić ukochaną pod prysznic, ale zrezygnował, gdy pomyślał o swoim wciąż obolałym boku. Nie chciał, by spinała się, że skrzywdzi go najdrobniejszym dotykiem. Wskoczył więc do kabiny jedynie na krótką chwilę, by zaraz pospiesznie dokończyć toaletę, ubrać się i ruszyć do kuchni. Z uśmiechem podszedł do brunetki i objął ją od tyłu, całując jej odsłonięty obojczyk.
- Przygarnijmy szczeniaka. - wymruczał nagle, nie odsuwając się od niej nawet o milimetr.
Skrzywił się lekko na jej słowa, ale nie zamierzał odpuszczać. Argument Spencer był logiczny i całkiem poważny, ale on nie zamierzał go tak traktować. Miał swoje powody, by chcieć tego psiaka i wiedział, że w końcu ją na niego namówi i że zrobi to całkiem szybko. Taka jego mała ambicyjka. Cmoknął czubek jej nosa, a potem oplótł ją ciaśniej ramionami w talii.
- Już niedługo się przeprowadzimy, poza tym teraz mielibyśmy czas dla tego zwierzaka. Wiesz, żeby nauczyć go załatwiać się na dworze, siadać i aportować, i przynosić nam kapcie. - wymruczał z cieniem rozbawienia w głosie, ale mówił zupełnie poważnie. Uważał, że to idealny moment: on czuł się już na tyle dobrze, by móc chodzić ze szczeniakiem na spacery i miał wystarczająco dużo wolnego czasu, by uczyć go podstawowych komend i pilnować, by ich dywan pozostawał suchy. Chciał tego psa, choć wcześniej nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Potrzebował go!
- To naprawdę dobry moment, Spencer, przemyśl to. Nie odpowiadaj teraz. - rzucił pospiesznie, uśmiechając się nikle, by zaraz pocałować przelotnie wargi ukochanej i odsunąć się od niej. Sięgnął po leżącego w misce łososia - zaczął myć go pod bieżącą wodą, zupełnie tak, jakby wcale nie było tematu adopcji psa.
Leo spojrzał na zegarek, z trudem przypominając sobie, co powiedziała mu siostra. Wciąż zastanawiając się nad tym, włożył łososia do opłukanej miseczki i dopiero wtedy go olśniło.
- Za dwie godziny. - odparł, krzywiąc się lekko. Zbyt dużo czasu, by zaczynać już przygotowywać jedzenie. Odłożył rybę na bok, odwracając się do Spencer z nikłym uśmiechem.
- Łosoś z malinami jako danie główne, ale co na deser? Masz jakiś pomysł? - zapytał, marszcząc brwi. Może chociaż coś słodkiego będzie mógł zacząć robić już. Musiał się czymś zająć, bo nie mógł sobie pod żadnym pozorem pozwolić na myślenie. Za bardzo był rozbity po tym pobycie w szpitalu, by móc teraz spokojnie zastanawiać się nad jakimikolwiek ważnymi kwestiami. A trochę ich się uzbierało. Uśmiechnął się jednak dzielnie, zaglądając do lodówki, by coś wymyślić.
- Może jakieś ciasto? Albo coś bardziej wymagającego, hm? - mruczał, przeglądając półki. Za późno ugryzł się w język; już pokazał, że coś go dręczy. Ale jeśli Spencer zapyta, to co jej odpowie? Przecież nawet nie chodziło o nic konkretnego. "Nie wiem"? Co to w ogóle za odpowiedź?
W porządku, z tak ogólnikowym pytaniem mógł sobie poradzić. Mógł ją zbyć. Owszem, obiecał, że nie będzie już więcej ukrywał przed nią swoich problemów, ale teraz nie było jeszcze żadnego, więc nie miał o czym jej powiadamiać. Westchnął cicho i skinął głową, zdecydowanie i pewnie, zaraz potem wyplątując się z jej objęć, nie dlatego, że mu przeszkadzały czy unikał Spencer, a dlatego, że bolał go bok, który przyciskała swoim ramieniem, najwyraźniej zapominając o jego obrażeniach. Posłał ukochanej nikły uśmiech, a potem znów pokiwał głową, ponownie otwierając lodówkę, by wyjąć z niej składniki potrzebne na szarlotkę.
- Wszystko w porządku. - mruknął, przeszukując szafkę, by znaleźć odpowiednią blachę, a potem także szufladę w poszukiwaniu papieru do pieczenia. Musiał się czymś zająć, po prostu musiał.
- Powinienem jutro wybrać się do redakcji, ale postaram się wrócić, zanim wyjdziesz na spotkanie z szefem. Mam do załatwienia kilka spraw, ale to nie zajmie mi całego dnia, mam nadzieję. - rzucił, wciąż nie patrząc prosto na Spencer, jedynie kontrolując kątem oka, czy nie zaczyna się złościć albo martwić.
- Wiem. - mruknął pospiesznie, jakby niezbyt zadowolony z tego faktu. Nie chodziło o to, że koniecznie chciał z nią iść na to spotkanie, pragnął jedynie, by wiedziała, że jest przy niej i ma jego wsparcie, niezależnie od wszystkiego. Nie do końca potrafił o tym mówić, mógł więc spróbować to pokazać.
Z westchnieniem skinął głową, gdy Spencer oznajmiła mu, że idzie pod prysznic. Gdy tylko zniknęła, a drzwi łazienki trzasnęły za nią głośno, Leo niemal biegiem ruszył do sypialni. Wysypał na dłoń porcję tabletek i połknął je szybko, w końcu mogąc odetchnąć z ulgą. Teraz już musiało być dobrze.
Wrócił do kuchni i zabrał się za gotowanie, wcześniej zmieniając jeszcze koszulę na t-shirt z nadrukiem, którego nie będzie żałował, gdy zaplami się malinami czy tłuszczem. Nucąc cicho zaczął przygotowywać najpierw ciasto, by mogło już się piec, gdy będzie zajmował się łososiem. Mógł teraz spokojnie skupić się na gotowaniu i nie martwić już niczym.
I gdy kilkanaście minut później zrobił sobie przerwę - ciasto już tkwiło w piekarniku, a łosoś wolno nasiąkał przyprawami - obawy już nie wróciły. Sięgnął po zimną już herbatę przygotowaną przed Spencer, a potem zajął swoje ulubione miejsce w oknie, nie myśląc o niczym konkretnym.
[no coś szwankuje dzisiaj.
w ogóle to chyba nic specjalnego się nie będzie działo, więc możemy to w sumie pominąć. chyba, że nie chcesz. i tak do Ciebie należy kolejny komentarz ;p ;D]
Gotowanie ze Spencer było dla niego czystą przyjemnością, szczególnie gdy atmosfera pomiędzy nimi była na tyle dobra, że mogli rozmawiać o bzdurach i wcale się tym nie przejmować, nie spinać, że coś wisi nad ich głowami. Może też dzięki temu jedzenie wyszło tak pyszne, że żadne z ich trójki nie mogło się najeść - nawet Leo zjadł większą część swojej porcji, odmawiając sobie jedynie ciasta, które i tak prawie zniknęło ze stołu za sprawą Kat. Oczywiście, musiała pocieszyć się cukrem po tym, jak urządziła kolejną scenę podczas, w gruncie rzeczy, bardzo przyjemnej kolacji. Ale Leo rozumiał ją bardzo dobrze, więc nie potrafił się na nią długo złościć. Gdy ruszył do kuchni za Spencer myślał raczej o tym, by zostawić siostrę na chwilę samą, żeby mogła się ogarnąć; nie skomentował więc słów ukochanej, bo nie zgadzał się z nią, ale też nie chciał o tym rozmawiać, gdy kilka metrów dalej siedziała jego siostra. Wrócił do niej i już do końca wieczoru nie pokazał po sobie, że cokolwiek się dzieje. Dopiero, gdy wyszła, a Spencer podeszła do niego z uśmiechem na ustach, Leo zrzucił maskę. Przesunął dłonią po włosach ukochanej, a potem skinął głową, w odpowiedzi na jej słowa. Zaraz potem wrócił do pokoju, by posprzątać; zaczął zbierać talerze w jeden stos, a sztućce szczękały złowrogo. Spojrzał na kobietę bez uśmiechu, zbierając się w sobie, by wyrzucić z siebie to, co go męczyło.
- Nie rozumiesz jej ani trochę, prawda? - rzucił smutno, kręcąc z niezadowoleniem głową. Podniósł brudne naczynia i wyszedł do kuchni, już po chwili wracając do stołu.
- Jeśli masz zamiar złościć się na nią za to, co przeżywa, lepiej w ogóle z nią nie rozmawiaj, bo nie pomagasz. - dodał twardo, postanawiając w tej sytuacji bronić siostrę.
- Mówisz tylko o dziecku. - krzyknął za nią, pospiesznie zbierając ze stołu półmiski z jedzeniem i ruszając za Spencer do kuchni. Tak od razu zajął się przygotowaniem potraw do schowania ich do lodówki. Odetchnął głęboko, by trochę się uspokoić i dopiero wtedy spojrzał na kobietę.
- "Skarb, jaki nosi pod sercem"? Co to jest w ogóle za tekst? Ona to wie, już kocha swoje dziecko i chce dla niego jak najlepiej. TO jest problemem. - rzucił, zbyt późno łapiąc się na tym, że znów podnosi głos. Pospiesznie wrócił do sprzątania; włożył puste naczynia do zlewu, w którym już piętrzyła się góra zmywania. Skrzywił się - to była chyba jedyna czynność w kuchni, której nienawidził.
- Nie będzie mogła malować. Czy ty wiesz, co to dla niej znaczy? Prawdopodobnie cała jej kariera legnie w gruzach, będzie musiała zostać jakąś marną nauczycielką w podstawówce, bo nic więcej nie będzie mogła robić z małym dzieckiem w domu. Już teraz kończą jej się oszczędności, co zrobi za kilka tygodni? Jest zbyt dumna, by przyjąć pomoc albo w końcu zacząć wydawać pieniądze od ojca. I boi się, że już nikt więcej jej nie pokocha, bo żadna kobieta nie chce wychowywać cudzego dziecka. I boi się naszej matki, bo... - urwał, świadomy tego, że już i tak powiedział za dużo. Były to sprawy, które powinny pozostać tajemnicą, a on wygadał się, jak zwykle. Westchnął ciężko i znów zniknął w pokoju, by zebrać już resztę rzeczy ze stołu.
Przez dłuższą chwilę milczał, niechętny do odpowiadania na wszystkie pytania Spencer. Było ich stanowczo za dużo jak na jeden raz i spowodowało to tylko, że miał ochotę obrócić się na pięcie i zwiać, jak najdalej stąd. Wszystko, byleby tylko nie musieć wyjaśniać jej wątpliwości, nie musieć mówić. Nie uciekł jednak, bo wiedział, że zostałoby to przez nią źle odebrane, szczególnie w świetle tego, o czym wspomniała - czyli jak bardzo Leo potrafi zamknąć się w sobie. Spojrzał na nią przez ramię.
- Nie mówimy o ojcu. - rzucił najpierw, dziwnie twardo, ale też z pewnym smutkiem, który starał się ukryć.
- Nasza matka jest w twojej obecności uosobieniem dobra, prawda? Lubi cię, ty lubisz ją. To tylko dlatego, że nie jesteś jej dzieckiem. - dodał, już spokojnie przypominając sobie, o co jeszcze pytała jego ukochana.
- I tak, jest lesbijką. Nie wygadaj się czasem, że wiesz, bo ona mnie zabije. - zakończył, spoglądając wymownie na Spencer, by dać jej do zrozumienia, że wykorzystała limit pytań na ten wieczór. Zebrał resztę naczyń i serwetki, a potem wyminął ją i znów zniknął w kuchni.
[dobranoc ;)]
Z westchnieniem zabrał się za zmywanie - najchętniej ugotowałby coś jeszcze, by znów na trochę odciągnąć swoje myśli od nieprzyjemnych tematów, które teraz znów przypomniały mu o sobie, ale moczenie rąk w zlewie pełnym piany też odrobinę pomagało. Zastanawiał się, czy nie upiec chleba, ale musiałby wyjść do sklepu, a na to nie miał już siły ani ochoty. Pomyślał, że dobrze byłoby położyć się do łóżka i po prostu zasnąć, ale w jego wypadku ta opcja również odpadała. Kończyły mu się pomysły; nie miał co ze sobą zrobić przez resztę wieczora. Z kolejnym westchnieniem sięgnął po następny brudny talerz, by w tym samym momencie dostrzec sylwetkę kobiety, zbliżającą się w jego stronę. Zacisnął wargi, powstrzymując słowa.
- Mówisz to tylko po to, żeby mnie udobruchać. Nie jestem zły, możesz sobie odpuścić. - rzucił, nie odwracając się od zlewu. Głos miał spokojny, opanowany, nawet trochę znużony; wyraźnie nie miał ochoty odpowiadać w ten sposób, może nawet odpowiadać w ogóle. I chyba tak byłoby lepiej. Postawił ostatni, czysty już talerz na suszarce, by zaraz wypuścić mętną wodę i sięgnąć po ścierkę. Osuszył dłonie, jeszcze przez dłuższą chwilę nie ruszając się z miejsca.
- Chcesz herbaty? - zapytał prawie lekko, przesuwając się do czajnika. On już nawet nie chciał naprawiać atmosfery - pragnął tylko spokoju. Najlepiej ze Spencer przy boku, ale nie był pewien, czy to jest możliwe.
[przeczułam, że jesteś ;p na drugim blogu odpiszę zaraz, jak mnie natchnie ;)]
Bez słowa zabrał się za przygotowywanie dwóch kubków herbaty, choć wcale nie miał na nią ochoty. Musiał czymś zająć ręce, przynajmniej na trochę. Postanowił już, że gdy wypije, pójdzie prosto do łóżka; miał cichą nadzieję, że Spencer nie będzie go już więcej męczyć pytaniami czy w ogóle rozmową. Zaraz jednak zalał wrzątkiem torebki herbaty i usiadł przy stole, ustawiając kubki na dwóch przeciwnych końcach blatu. Podciągnął nogi i oparł je na brzegu krzesła, kładąc brodę na kolanie. Wciąż nie patrzył na ukochaną.
- Dużego. Będziemy mieć duży ogród, możemy uszczęśliwić dużego psa. Labradora albo owczarka. Albo wyżła. - wymruczał nagle, patrząc prosto przed siebie, na drzwi lodówki zakryte ich liścikami, jakimiś przepisami, wydartymi z gazet i listami zakupów.
[;)]
Uśmiechnął się nikle, słysząc wzmiankę o ulubionej rasie Spencer; wiedział, że właśnie taka będzie jej odpowiedź, nie mógł oczekiwać innej. Już widział ją, jak przytula się do kudłatego szczeniaka, który w mgnieniu oka staje się potężnym i niezwykle silnym psem. Tak, on też zdecydowanie uwielbiał labradory. Przypomniały mu się wszystkie psy, które do tej pory przewinęły się przez jego życie.
- Mara miała uroczego spaniela, ojciec szczególnie go uwielbiał, bo przynosił mu kapcie. A potem urodziła się Kat z alergią na sierść i musieliśmy oddać psa. - rzucił nagle, prawie nieświadomy tego, że wypowiedział swoje myśli na głos. Podświadomie jednak chciał nawiązać do tematu swojego rodziciela, bo czuł, że powinien wyjaśnić Spencer kilka spraw. Pytała, a on chciał jej odpowiedzieć, nawet jeśli okazywało się to trudne, a czasem prawie niemożliwe. Mimo wszystko pamiętał o złożonej jej obietnicy.
Przeniósł na nią wzrok - zmęczony i posmutniały. Próbował bez słów przekazać jej, że stara się zmusić do mówienia, ale nie może, że jest do tego wręcz fizycznie niezdolny. Chwilę później ponownie uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, by zaraz wstać od stołu, zostawiając na blacie nieruszoną herbatę. Zatrzymał się przed Spencer i wyciągnął do niej dłoń, poruszając zachęcająco palcami; chciał już położyć się do łóżka i po prostu zasnąć, ale potrzebował jej obok, by móc się uspokoić i rozluźnić.
Doceniał wyrozumiałość i cierpliwość Spencer, tym bardziej gdy wiedział, jak trudne jest dla niej czekanie, aż on wreszcie się przed nią otworzy. Dla niego to było jeszcze bardziej skomplikowane, ale Leo wiedział, że ukochana zawsze go zrozumie i że jest gotowa wytrzymać jego ciągłe milczenie. Starał się, starał się tak rozpaczliwie opowiedzieć jej o sobie, że wręcz go to bolało, jak tego wieczora, gdy kompletnie nie wiedział, jakim cudem dotarli do punktu, w którym był gotowy opowiedzieć jej o swoim ojcu. A potem stchórzył, ale Spencer nie oceniała go za to, więc z ciepłem w okolicy serca ruszył z nią przy boku do sypialni, gdzie bez słowa zajęli się swoimi sprawami. Gdy kilkanaście minut później wrócił do pokoju i usiadł na brzegu łóżka, czuł, że zaczyna już wracać do równowagi. Lubił tak zwyczajne chwile, lubił rutynę - to wszystko sprawiało, że czuł się bezpiecznie i dobrze. Ruchem, który przez ostatnie tygodnie powtarzał niemal co wieczór, zsunął z dłoni zegarek i położył go na szafce nocnej, a potem wstał, by zgasić światło. Z westchnieniem spojrzał na widoczne przez otwarte okno uśpione miasto. Zaraz potem wsunął się na swoje miejsce pod zagrzaną przez Spencer pościelą, ale nie miał jeszcze w planach przygotowywać się do snu. Obrócił się do kobiety twarzą i wsparł na łokciu, by móc na nią patrzeć w półmroku sypialni. Chciał widzieć jej reakcje. Tę historię opowie tylko raz i nigdy nie będzie do niej wracał.
- Mój ojciec jest wszechstronnym człowiekiem. Gdy byłem mały, pracował jako dziennikarz, a w wolnych chwilach pisał książkę, którą skończył, ale nigdy jej nie wydał. Potem zaczął pracę w zawodzie, codziennie dojeżdżał do kancelarii w Carlisle, potem otworzył własną, tu, w Murine. Poza tym... - urwał na chwilę, próbując złapać oddech. Opadł ciężko na plecy, wzdychając. To nie było takie łatwe, jak mu się wydawało.
[wgl. co robimy z Andro i Leo? bo w sumie moja kolej, ale nie wiem, co mam pisać ;p]
Pomogła mu sama świadomość, że Spencer nie zostawiła go z tą historią samego; że była obok i chciała go wspierać. Dlatego też uznał niemal od razu, że musi kontynuować opowieść, bo tchórzenie nie pasowało już w tej sytuacji. Westchnął głęboko, również ściskając dłoń ukochanej, ale tylko krótko, jakby zabrakło mu sił, by przez dłuższą chwilę utrzymać swoje mięśnie spięte.
- Poza tym był... jest himalaistą. Całe miesiące spędzał w Azji, planując wyprawy i zbierając ekipy. Miałem dziesięć lat, gdy wyjechał do Tybetu i już stamtąd nie wrócił. Dostaliśmy wiadomość, że zaginął, prawdopodobnie wpadł w jakąś szczelinę skalną. A moja matka czekała. Dopiero po czterech latach straciła nadzieję. Nie będę ci opowiadać, co się z nią działo w tamtym czasie. - rzucił, na chwilę urywając. Miał zaciśnięte mocno ze zdenerwowania wargi i przyspieszony oddech. Uspokojenie się zajęło mu chwilę.
- Miałem dokładnie siedemnaście lat, gdy wrócił, pachnący drogimi perfumami, w drogim samochodzie i drogim garniturze. - sapnął z wyraźnym obrzydzeniem. - Nie wiem, co się wydarzyło, nigdy nie pytałem. - zakończył zupełnie cicho, prawie słabo. Czekał.
[wiedziałam... -.-
w porządku ;) do jutra.]
Im dłużej trwało milczenie Spencer, tym bardziej Leo się denerwował. Że nie zrozumie. Że nie będzie chciała rozumieć. Obawiał się, że jego ukochana będzie trzymać stronę ojca, że odezwie się jej dobre serduszko i będzie chciała połączyć rozbitą rodzinę. Czekał więc niecierpliwie, aż w końcu odezwie się i rozwieje jego wątpliwości; już nie myślał o swoim rodzicielu, a jedynie o tej chwili, o Spencer i o swojej opowieści.
Odetchnął wręcz w ulgą, gdy niespodziewanie usłyszał potok pytań kobiety. Wprost nie mógł się nie uśmiechnąć na myśl o tym, że ona jednak rozumie go jak nikt inny na świecie, że jest po jego stronie w każdej sprawie. Spojrzał więc w jej kierunku, chcąc najpierw odpowiedzieć, a potem podziękować jej za to, że w pewien sposób zmusiła go do opowiedzenia całej historii; zadziałało to na niego oczyszczająco. Nie zdążył jednak nawet otworzyć ust, bo usłyszał jej niewyraźny pomruk. Pokręcił głową.
- W porządku. - odparł, ucinając krótko jej przeprosiny. Chciał dokończyć.
- Próbował, ale żadne z nas nie miało ochoty go słuchać. Mara miała już swoje życie, Tony'ego, gdy ojciec się pojawił. Ja byłem kompletnie zagubiony, bo to na mnie spadł obowiązek opieki nad załamaną matką i młodszą siostrą. A Kat właściwie go nie znała, była jeszcze dzieckiem, gdy wrócił do jej życia. - wyjaśnił, już zupełnie spokojnie, prawie bez emocji. Z westchnieniem zastanowił się, co jeszcze mógłby powiedzieć.
- Jego pieniądze rzeczywiście bardzo nam pomogły. Skoro to był jedyny sposób, w jaki mógł zrekompensować nam swoją nieobecność... - mruknął, nagle znów niepewny, jak Spencer zareaguje na taką jego postawę wobec materialnej pomocy ojca. Jego stosunek do całej tej sprawy zmienił się dopiero niedawno, ale czy ona musiała o tym wiedzieć? Chyba powinna.
- Teraz jest jakimś poważnym amerykańskim biznesmenem. - rzucił, jakby tymi słowami mógł przykryć swoje zagubienie.
[bo ja wierzę, że ludzie się zmieniają ;p
tak! w środę z samego rana ;)]
Leo nagle poczuł się przeraźliwie zmęczony. Obawiał się, że pytania Spencer nigdy się nie skończą, a nawet jeśli, to nie dlatego, że nie istniało już nic o co mogłaby zapytać, ale dlatego, że zauważy jego niechęć do dalszego odpowiadania. A tego nie chciał, bo skoro zdołał się przemóc, to nie miał zamiaru teraz kończyć tego tematu. Nawet, gdy robiło się trochę trudniej - bo opowiedzieć coś, co się wydarzyło, to jedno, a wyjaśnić swoje pobudki i zachowania, to zupełnie co innego. I jak on miał się za to zabrać? Czy w ogóle musiał?
W końcu wstrzymał się od odpowiedzi, a na pierwsze pytanie kobiety odpowiedział jedynie krótkim skinieniem głowy. Zastanawiał się, czy mówić jej, że do przyjęcia pieniędzy zmusiły go okoliczności. Była to jedna z tych kwestii, które być może rzeczywiście powinien przemilczeć, ale chyba nie był do tego zdolny. Wydawało mu się, że będzie jeszcze gorzej, jeśli kiedyś wygada się przez przypadek. Zaraz jednak padło kolejne pytanie i to na nim mógł się skupić, choć na chwilę.
- Teraz... To trochę bardziej skomplikowane. Wie właściwie o wszystkim. - mruknął niechętnie. Bo to oznaczało, że jednak o wszystkim jej powie.
- Drobiazg? - rzucił, uśmiechając się lekko, choć oczy na chwilę rozbłysły mu rozbawieniem. Obrócił się do Spencer i pocałował ją krótko, przesuwając czule dłonią po jej boku. Zaraz potem podniósł się gwałtownie, siadając twarzą do niej; w dziwny sposób w tej pozycji było mu łatwiej, może dlatego, że widział kobietę trochę lepiej, a ona - wręcz przeciwnie, teraz pewnie ledwo dostrzegała w mroku zarys jego twarzy. Westchnął.
- Ojciec od kilku miesięcy opłaca moje leczenie. - wyznał niezwykle cicho, jakby nie chciał, by Spencer go usłyszała. Opuścił spojrzenie na swoje splecione w pościeli dłonie, a potem znów westchnął ciężko, nie wiedząc, czy powinien mówić cokolwiek więcej.
[znam ten ból. u mnie leje, więc w sumie dobrze się pisze ;)
oj, wiem przecież! znaczy podejrzewam, że nie jesteś AŻ TAK wredna, żeby robić to specjalnie. ;p
to się jeszcze zobaczy. możliwe, że utkniemy w Łodzi, a potem pojedziemy tylko do Warszawy, ale jak się uda, to ja będę ich namawiać na morze ;)]
Zrozumiał, że popełnił błąd, gdy przez dłuższą chwilę nie doczekał się żadnej reakcji Spencer. To mogło oznaczać tylko jedno - tak, jak przewidział, poczuła się urażona. Miała do tego prawo, rozumiał to, tylko dlaczego, u licha, nie potrafiła mu od razu o tym powiedzieć? Musiał się domyślać, zastanawiać, analizować. A potem, gdy na dodatek próbowała go pocieszać czy tłumić jego wyrzuty sumienia, już w ogóle przestał rozumieć, co właśnie się stało.
- To nie tak. Powiedziałem Marze. A potem okazało się, że wszystkie rachunki są zapłacone. Dowiedziałem się, że to ojciec dopiero kilka tygodni temu. Spłacę go. - mruknął, coraz bardziej zmęczony i coraz bardziej zły. Jednak niewiele się zmieniło - znów czuł dawną niechęć do mówienia. Bo jaki był sens w tym, że on się otwierał, a Spencer wręcz przeciwnie, chowała swoje uczucia? Nie zamierzał bawić się w udawanie, że wszystko jest w porządku, gdy nagle zamienili się rolami.
Sapnął, słysząc kolejne pytanie ukochanej. Nie miał ochoty na nie odpowiadać, bo teraz już wiedział, że musi skłamać - po tym, co zobaczył chwilę wcześniej. Pokręcił zdecydowanie głową, mrucząc ciche "nie". Tłumił w sobie chęć ucieczki, choć złość buzowała w nim niemal boleśnie. Wiedział jednak, że dla Spencer będzie ważne, jeśli zostanie. Może znów poczuje się pewnie.
Dla niej wszystko.
[u, biedulka ;)
;p
no dzięki ;) w sumie nie wiem, jak się pakować ;p]
Uniósł wysoko brwi, słysząc zdecydowany ton kobiety. Nie działało to na niego jakoś specjalnie, jedynie pozwalało mu sądzić, że chodzi o coś istotnego. Dlatego też milczał, czekając, aż Spencer powie coś jeszcze; potrzebował obrazu całości. Już i tak wiedział, że nie weźmie od niej ani funta na rzecz kredytu, zaciągniętego u ojca. Miał plan, jak go spłacić, ale nie było w nim ani słowa o pieniądzach jego ukochanej. To chyba normalne, że nie chciał jej wykorzystywać w ten sposób, nawet jeśli ona tego tak nie odbierała. Zawsze sądził, że mężczyzna sam zajmuje się swoimi kłopotami finansowymi i chciał, by tak pozostało.
Wysłuchał Spencer spokojnie, tkwiąc przed nią w bezruchu. Nie okazał, że jej słowa obeszły go w jakikolwiek sposób, zresztą pewnie i tak niewiele widziała. Znała go jednak na tyle, że najpewniej wiedziała, co się z nim dzieje. Nie zamierzał dłużej trzymać jej w niepewności.
- Nie. Po prostu nie. To jest tylko mój problem, jak załatwię tę sprawę z ojcem. Możemy dzielić rachunek za prąd i na zmianę robić zakupy, ale to... Tym się nie przejmuj. - rzucił równie twardo, co ona. Westchnął; oj, nie pójdzie mu to tak łatwo, jakby chciał. Patrzył na nią przez chwilę, zastanawiając się, skąd wiedziała, że skłamał. Bo musiała coś dostrzec, w przeciwnym razie nie patrzyłaby na niego tak świdrująco i nie mówiłaby o tym z taką mocą.
- Nasz dom. Mara sądzi, że kupiłem go tak tanio za sprawą ojca. - wyznał w końcu, wzdychając cicho i znów spuszczając wzrok na swoje dłonie. Był już niesamowicie zmęczony, ale wiedział już, że tej nocy nie zaśnie spokojnie.
[a jeszcze mogę wziąć tylko taką małą torbę, żeby się potem nie męczyć w tych wszystkich autobusach i pociągach! oj, ja też -.-
jakoś nie umiem się zebrać, żeby tam odpisać, mam za mało czasu ;p ale już się pisze, trochę cierpliwości, proszę ;)]
Jak zwykle musiał gdzieś po drodze potknąć się, ale w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, gdzie to się stało. Jakim cudem dotarli do tego miejsca?! Atmosfera pomiędzy nimi znów była napięta, a przecież dążyli do czegoś zupełnie innego. Cała ta rozmowa miała na celu jedynie poprawić stosunki między nimi, ale wyszło jak zawsze. Jak zawsze nie potrafili się dogadać. Może taki już ich urok? Bo przecież w gruncie rzeczy było im ze sobą dobrze, kochali się, tylko co pewien czas zaczynało zgrzytać. Ale czy robili wszystko, co w ich mocy, by do tego nie dopuszczać? Nie. Przynajmniej tak mu się w tamtej chwili wydawało.
Pokręcił nieznacznie głową w reakcji na pierwsze słowa kobiety. To była jedna z tych kwestii, o których nawet nie zamierzał z nią rozmawiać, ale niestety wyszło inaczej. W końcu jednak postawił na swoim, Spencer przytaknęła mu, choć wiedział, że robi to niechętnie. Z cieniem rozbawienia pomyślał, że mogła odezwać się jakaś jej mała ambicyjka - bo przecież ona zawsze była tą upartą, nigdy on. Zaraz jednak padło magiczne słówko "obiecaj", na które Leo już automatycznie reagował skrzywieniem. Ostatnio miał problem z dotrzymywaniem danego słowa, jednak posłusznie skinął głową, świadomy, że właśnie tego potrzebuje jego kobieta.
Za zdziwieniem patrzył, jak w charakterystyczny dla siebie spokój wdrapuje mu się na kolana. Niemal zawsze, gdy coś było nie tak, robiła to, jakby wierzyła, że wzajemna bliskość wszystko naprawi. I często tak właśnie było, dlatego bez oporów oplótł ją ramionami, odnajdując też spojrzeniem jej oczy.
- Nie wiem. Ale spróbuję się dowiedzieć. - mruknął cicho, widząc, że Spencer jest już bardzo zmęczona. To był długi dzień, chyba szczególnie dla niej. Pogładził ją z czułością po włosach, cmokając krótko jej policzek.
- Idź już spać. Dokończymy tę rozmowę rano. - szepnął, przywołując na twarz nikły uśmiech.
[chyba sobie zrobię listę, co powinnam wziąć, bo inaczej, znając życie, się pogubię i nie wezmę połowy rzeczy ;p
no mnie też nie było, bo w sumie najpierw straciłam kabel (znowu!), a potem wychodziłam, także... ;)]
[ E to jakiś głupi.
Jak sprawdzałem w necie to to jakiś skomplikowany wzór wyskakiwał xd
pierdolę, ale mi net muli -.-
nie mój klimat teraz.
http://youtu.be/pBUHKQfWhV4 tym i tym http://youtu.be/h1l4pDXbkic żyłem ostatnimi dniami i jestem tak zjebany, ale tak w sumie szczęśliwy, że nie wiem xd
no ten, ten ;p i jeszcze dwie dziewczyny, nasze koleżanki były, no ale się trochę kurwa pokomplikowało w pewnym momencie i dobrze, że wcześniej wyjechały ^^ a za trzy tygodnie o tej porze już będę w Grecji! :DD ]
[ Pierdolę, jestem jeszcze tak zakręcony, że zapomniałem dodać: POOOOOOOOOOOOOOOOOOOLSKA!!!!!!!!!!!!! I jeszcze - tego chuja Patryka w ogóle tutaj nie ma teraz, a ja byłem dwie godziny drogi od niego i kurwa wszędzie miałem znaki na Bydgoszcz, jak sobie jeździliśmy po okolicy, ale kurwa i tak nie miałbym sie z nim jak skontaktować -.- a tak to wbiłbym do niego. ]
Uśmiechnął się ciepło na jej słowa. Wiedział, że te wspomnienia, które stworzą w swoim nowym domu, przykryją w końcu te inne, mniej przyjemne, ale póki co wszystko tam kojarzyło mu się z ojcem. Albo z Leną, co również nie było przez niego pożądane. Mimo wszystko nie wątpił, że kiedyś zdoła wejść tam, nie myśląc o żadnym z nich; miał nadzieję, że nastąpi to niedługo, bo ekipa remontowała zaczynała prace w następnym tygodniu, co oznaczało, że w starym mieszkaniu zostało im już niewiele czasu. A wtedy wprowadzą się do miejsca, w którym, jak miał nadzieję, spędzą już resztę życia.
Teraz jednak postanowił, że już więcej nie będzie myślał o żadnych nieprzyjemnych czy kłopotliwych sprawach - chciał po prostu zasnąć spokojnie ze Spencer przy boku. Przede wszystkim chodziło o nią; odkrył już, że nie śpi dobrze, gdy jego nie ma w łóżku, nie zamierzał więc pozwolić jej na kolejną nieprzespaną noc. Było już i tak wystarczająco późno. Patrzył przez chwilę, jak jego ukochana układa się wygodnie w pościeli, a potem sam wsunął się pod kołdrę obok niej i opadł na poduszki. Nie wytrzymał długo bez kontaktu fizycznego z nią - przygarnął ją do siebie, całując czubek jej głowy, by zaraz znów uwolnić ją z uścisku. Jedynie odnalazł jej dłoń, a potem ułożył się na boku, by móc na nią patrzeć.
- Dobranoc. Kocham cię. - szepnął z lekkim uśmiechem na ustach.
[wyobraziłam sobie miny moich znajomych, jakby o tym usłyszeli ;p ;D ale tak, zrobię i będę miała spokój, a co!
bo mam teraz dwa komputery i mi się te kable mylą cały czas, poza tym wędrują po całym mieszkaniu i jak są potrzebne, to nie umiem ich znaleźć. potem tak wychodzi, że laptop mi się wyłącza, a ja zapominam, że powinnam była go podłączyć ;p ot i cała historia.
ups. ciiiicho, wynik znam ;p jak na mnie, to i tak dobrze!]
Tej nocy nie ruszył się z łóżka nawet na krok. Była to jakaś jego ambicja; ilekroć Spencer poruszyła się niespokojnie lub mruczała coś przez sen, był przy niej, więc mógł natychmiast zareagować - pogładzić jej ramię czy policzek. Sam nie spał prawie w ogóle, ale nie czuł już senności. Zależało mu tylko na tym, by ta noc była spokojna dla jego ukochanej, on się nie liczył. Myślał. Analizował. Zastanawiał się. Nad ranem w końcu zmorzył go sen, wtedy już bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia pozwolił sobie na odrobinę odpoczynku. I tak obudził się zaledwie trzy godziny później, zupełnie wyspany i gotowy na nadchodzący dzień. Walczył z ochotą napicia się kawy, w ogóle wstania z łóżka, bo pomyślał, że chce być przy Spencer, gdy się obudzi. Dawno tego nie robił - nie patrzył, jak wolno odchodzi od niej sen, jak przez jej twarz przemykają drobne zmarszczki i w końcu, jak otwiera oczy, by zaraz zmrużyć je w obronie przed rażącym światłem. Lubił tę chwilę, była beztroska i spokojna, bo tak wcześnie rano nie dręczyły jej jeszcze żadne kłopoty czy niepożądane myśli. W przeciwieństwie do niego, niestety.
[aha ;)
w domu się nie zgubi, spokojnie. chociaż ostatnio o mało mi nie wypadł przez balkon ;p
w ogóle nie przepadam za oglądaniem sportu w telewizji, wolę sama grać albo oglądać na żywo, więc się nie dziw ;p dokładnie ;)]
[dobranoc ;)]
[ A czemu Ty nie jechałaś? ;p ja jak teraz wróciłem to aż dziwnie się czuję. Tym bardziej, że to już połowa wakacji o0 i w ogóle ogarniam znowu grecki! Ależ ja będę kurwa szczęśliwym człowiekiem ;DD
wiedziałem, że zdechnie xd
aaaa, to zmienia postać rzeczy ;p
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/d/dd/POL_Gryf%C3%B3w_%C5%9Al%C4%85ski_COA.svg/150px-POL_Gryf%C3%B3w_%C5%9Al%C4%85ski_COA.svg.png i weź to kurwa wyklejaj kulkami bibuły -.-
bo ja takie uwielbiam ;D A poza tym, za trzy tygodnie to będę słyszał tylko "umc umc" Rihanny czy Pitbulla, to trzeba się ukulturalniać przed xd
fajne :)
to Ci już chyba wysyłałem http://youtu.be/55ZFNpf1cK0
no wiesz, spiły nas i się zaczęły do nas przystawiać, a on ma dziewczynę i w ogóle to my wszyscy kumplujemy od jakichś 3 lat i dla mnie jest chorym pieprzenie się z koleżanką -.- i jak wyszliśmy z namiotów rano, bo nas słońce obudziło, to popatrzyliśmy tylko z Edkiem na siebie ze zniesmaczeniem i od razu pod prysznic zasunęliśmy xd
ja teraz siedzę i nakurwiam igrzyska i pewnie tak będzie przez cały czas xdd przed chwilą grały laski w siatkówkę plażową, no ale nie były fajne.
ale ja nie wiedziałem, że w ogóle będę w najbliższym czasie w tamtej okolicy! To wyszło wszystko spontanicznie, a on to się kurwa już chyba do tego Doriana przeprowadził i w sumie mu się nie dziwię, że tu nie wbija, bo też tego nie będę za 1,5 roku robił, no ale... xd a się zakładaliśmy i twierdził, że to ja szybciej odpadnę ;p ]
- Dzień dobry. - odparł, uśmiechając się mimowolnie na dźwięk głosu kobiety. Przypomniał sobie, że kiedyś, jeszcze przed rozstaniem, lubili siadać wieczorami na kanapie i czytać sobie nawzajem książki. Szczególnie lubił sposób, w jaki, powoli już przysypiając nad lekturą, zaczynała mruczeć kolejne zdania, tak, jak w tej chwili wymruczała swoje "dzień dobry". Chyba powinni wrócić do spędzania razem czasu w ten sposób, ale póki co... Leo miał inne plany.
Na jego usta wpłynął odrobinę bardziej wesoły uśmiech, bo już wiedział, w jaki sposób utrzyma Spencer w tym beztroskim nastroju. Dzisiaj nie powinna się niczym przejmować - czekała ją przecież ważna rozmowa z byłym i, jak chyba oboje mieli nadzieję, przyszłym szefem. A dobry początek dnia to podstawa. Dlatego też mężczyzna zsunął się na poduszce, tak, że znalazł się twarzą na wysokości twarzy ukochanej. Spojrzał w jej półprzymknięte oczy, muskając opuszkami palców jej blady policzek. Z lekkim uśmiechem oplótł ją chwilę później ramionami, całując delikatnie wciąż zaspane wargi. Już niedługo, pomyślał z rozbawieniem, niespiesznie przesuwając dłońmi po plecach kobiety. Odnalazł brzeg jej pidżamy i wsunął pod nią rękę, niezwykle czule muskając odsłonięty teraz brzuch ukochanej. Jego uśmiech poszerzał się z każdą chwilą - oj, jak on lubił takie poranki!
[może sąsiedzi by przynieśli, tak jak tego żółwia ;p
wiem, wiem. ale ze mnie ignorantka, co? ;p]
Cichy pomruk jego ukochanej tylko utwierdził go w przekonaniu, że nie powinien przerywać. To było coś, czego potrzebowali i chyba żadne z nich nie zamierzało czekać na ciąg dalszy do wieczora. Zresztą, po co mieliby to robić? Nigdzie im się nie spieszyło, przynajmniej jeszcze nie, więc mogli wykorzystać tę chwilę na coś bardzo przyjemnego.
Całował Spencer coraz bardziej natarczywie, z coraz większą mocą, tylko po to, by po chwili odsunąć się od niej z lekko już nierównym oddechem. Uśmiechnął się zaczepnie, a oczy rozbłysły mu rozbawieniem. Nie było potrzeby spieszyć się, mogli powoli smakować pieszczot, ale czy byli do tego zdolni? Chyba nie bardzo, a już na pewno nie Leo, którego silna wola w takich chwilach nie istniała. Zdołał jednak wysunąć dłoń spod nocnego stroju kobiety i oprzeć ją w bardziej neutralnym miejscu, pomiędzy jej łopatkami, tym samym przyciągając ją do siebie trochę bliżej. Zamruczał miękko wprost do jej ucha, całując jego płatek. Zaraz potem zaczął zsuwać się z pocałunkami w dół, po jej żuchwie do szyi i dalej, w stronę jej dekoltu. Uwolnił brunetkę z uścisku swoich ramion i popchnął ją lekko, by położyła się na plecach, a on sam zawisł nad nią, wspierając się na dłoniach po bokach jej głowy. Na chwilę wrócił do jej ust, które obdarzył ciepłą i już dość niecierpliwą pieszczotą, by zaraz znów zsunąć się na jej szyję i obojczyki. Jej ulotny, cytrusowy zapach sprawiał, że Leo nie przestawał się uśmiechać, choć ona raczej nie mogła tego dostrzec. Z takim ciepłym uśmiechem na ustach zanurkował pod kołdrą, kompletnie zmieniając obszar swojego zainteresowania. Przylgnął wargami do biodra kobiety, paznokciami drażniąc boki jej ciała, jakby chciał zmusić ją do jakiejś reakcji, nawet gdyby miało być to zdzielenie go po głowie za to, że ją łaskocze.
[nie przejmuj się ;) ja z kolei sprzątam już dom przed wyjazdem, więc nie mam za dużo czasu. odpiszę tylko tutaj, a dopiero potem zabiorę się za tamtego bloga. obiecałam sobie, że odpiszę na wszystkie zaległe komentarze, ciekawe, co z tego wyjdzie ;p
w sumie racja. już będę go pilnować ;)
oj tam, oj tam ;p]
To, że na jego tortury reagowała tak szalonym chichotem, tylko go nakręcało. Nie przestawał jej łaskotać, wręcz przeciwnie, szukał niecierpliwymi palcami miejsc jeszcze bardziej czułych na tego typu zabawy. Zdecydowanie podobał mu się sposób, w jaki próbowała wyrwać się z więzienia, które jej stworzył (te drżące biodra? ręce szukające jego dłoni? to na niego działało!). W końcu więc pozwolił jej na to, wyglądając ze swojego ciepłego zakątka pod kołdrą, jakby chciał zapytać, co dalej. Uśmiechał się przy tym zawadiacko, za co "oberwał" prosto w niedawno obity nos. Nie mogło go to zaboleć, ale i tak skrzywił się malowniczo, oczywiście nie wytrzymując długo z tą miną na twarzy, bo zastąpił ją wesoły uśmiech i lśniące figlarnie oczy.
A potem zamarł, gdy Spencer zrównała się z nim, a jej dłonie od razu powędrowały ku jego bezbronnym, nieokrytym niczym żebrom. Przez chwilę walczył z odruchami swojego ciała, które zaczynało trząść się już w reakcji na łaskotki kobiety, ale potem poddał się i roześmiał w głos, próbując uciec przed jej dłońmi. Trzymała go jednak mocno, więc zaplanował, że wykorzysta te jej uda oplecione wokół jego bioder, ale wtedy nareszcie zaprzestała swoich tortur. Mógł teraz spokojnie poddać się jej ustom, które tak zapamiętale obcałowywały jego szyję. Ze śmiechem pozwolił jej na to, sam wsuwając dłoń pod koszulkę, którą miała na sobie. Pogładził krótko jej brzuch, zaraz ruszając w górę, w stronę piersi kobiety, które już kusiły go przez materiał piżamy.
[wypadałoby, ale nie marudź, bo jakbym odpisywała wszystkim, to Ty być na tym cierpiała ;p]
[ Dużo moich znajomych ma starsze rodzeństwo i zazwyczaj zabierają ich ze sobą.
ehe. Pewnie po prostu nie zauważyłaś, że zdechła xd
jadę na jeden weekend do Krakowa ;PP
ja pierdolę xd http://youtu.be/ytBR7ET_6uU lubię tego słuchać w środku nocy przy rozgwieżdżonym niebie ;D
ta. One są ładne, naprawdę. Ale to były tylko koleżanki. A teraz taka chujnia się zrobiła.
haha, to ja cały dzień siedziałem przed TV, poza przerwą na ćwiczenia i szybkim wypadem do miasta. No ale teraz musiałem się niestety ewakuować do swojego pokoju.
ta xd po prostu powiedz, że chcesz mi wcisnąć swój numer telefonu xd wiedział, wiedział ;) ale w sumie to dobrze, trochę dziwnie brzmi 23-latek piszący na takim blogu xd
Pierdole, ale się z matką pożarłem. Jestem tak wkurwiony, że chciałem pobiegać dla uspokojenia, ale nawet kurwa z domu teraz wyjść nie mogę. No po prostu zajebiście, zawsze, jak mam dobry dzień, to ona musi mi go spierdolić, bo przecież nie mogę się zbyt dużo uśmiechać, nie? No kurwa mać. ]
W takiej chwili nie istniało już nic, co mogłoby go rozproszyć czy odwrócić uwagę od Spencer. Liczyła się tylko ona i przyjemność, którą mu fundowała z lekkością kobiety, która dobrze zna pragnienia swojego kochanka. On co prawda miał już ochotę na dużo śmielsze ruchy, ale nie narzekał, bo to, co robiła, nakręcało go i sprawiało, że jeszcze niecierpliwiej czekał na kolejne pieszczoty. A Leo był uzależniony od takiego droczenia się, więc pozwalał jej na wszystkie drobne rozkosze, wiedząc, że za chwilę to on przejmie inicjatywę.
A póki co miał swoje zajęcie, a właściwie - jego dłonie miały. Znały swoje zadanie, więc bez ociągania zabrały się za muskanie, gładzenie, ugniatanie i delikatne podszczypywanie kształtnego biustu kobiety, który tak niesamowicie kusił go swoją krągłością. Nie wytrzymał długo; oderwał się od Spencer i pociągnął górną część jej piżamy, pozbywając się jej na dobre.
W tym momencie zabawa się skończyła. Szatyn jednym gwałtownym ruchem odsunął od nich kołdrę, uznając, że nawet bez niej jest wystarczająco gorąco. Zaraz potem, mając już do dyspozycji całe łóżko, chwycił ukochaną za biodra i przesunął ją w ten sposób na sam brzeg materaca, tak, że jej nogi znajdowały się już poza jego krawędzią. Z figlarnym, wręcz szalonym uśmiechem stanął na podłodze, a potem pochylił się na brunetką i przylgnął na kilka chwil do jej warg, by zaraz pospiesznie zsunąć się z pocałunkami niżej - na jej odsłonięty dekolt, wyeksponowane piersi i gładki brzuch. Tam zwolnił, z niemal nabożną czcią obcałowując skórę wokół pępka i tuż pod nim. Niespiesznie wędrował niżej, do granicy spodenek, po której przesunął paznokciem, spoglądając w górę, na twarz ukochanej. Uniósł wymownie jedną brew, a potem wsunął dłonie pod ostatnią ostałą część garderoby Spencer, nie spuszczając z niej zaciekawionego spojrzenia.
[no.
zrezygnowałam z odpisywania - stwierdziłam, że i tak już nie zdążę przed wyjazdem ;p]
[wybacz, ale znudziło mi się ;p]
Ostatnie westchnienia, ostatnie pocałunki. A potem cisza, błoga, rozkoszna cisza, w której tylko zapachy miały prawo głosu. Bez skrupułów igrały z ich nosami, wypełniając je najróżniejszymi woniami, z których każdą potrafili nazwać i uporządkować. Były to znajome zapachy ich ciał, których nie sposób było pomylić z innymi i które potrafiły zdziałać naprawdę wiele. Uspokoić, gdy potrzeba, dać poczucie bezpieczeństwa, gdy pojawia się lęk, ale też rozpalić, gdy moment jest odpowiedni (i w tych całkiem nieodpowiednich też).
Splątane nogi i ręce, włosy rozrzucone na poduszce. A potem niechętne sapnięcie, gdy dzwoni budzić i trzeba już wstawać. Nagle do mieszkania wróciło życie - koty wyśpiewywały gdzieś w głębi swoje mruczanda, miasto obudziło się z nocnego snu, a woda uderzyła z impetem w rury.
Leo nie potrafił uwierzyć, że tyle się wydarzyło, jeszcze zanim dzień na dobre się zaczął. Czy mogło stać się coś niedobrego, gdy poranek był tak cudowny? Spojrzał na leżącą obok w wymiętej pościeli Spencer. Nie, nie mogło. Usiadł, wyplątując się z uścisku. Z figlarnym uśmiechem zlustrował ich nagie ciała, a potem skierował wzrok na drzwi. Bardzo wymownie. Z rozbawieniem poruszył brwiami, sięgając po dłoń ukochanej.
- Chodź, teraz oszczędzimy trochę wody. - wymruczał wesoło, mając już myśli brzmiące jedynie jak szum prysznica.
- Tylko żadnego więcej rozpraszania, słyszysz? Bierzemy szybki prysznic, bo potem muszę iść do pracy. - dodał, siląc się na twardy, nieustępliwy ton głosu. Zepsuł jednak efekt, bo uśmiechnął się, a potem pochylił nad brunetką i pocałował ją lekko, ledwo dotykając jej warg.
A potem pomógł jej wyplątać się z macek pościeli i ruszyli w stronę łazienki.
[ciiicho!]
[ też rzadko kiedy proszę o kasę, więc rozumiem. Ostatnio gadaliśmy o mojej maturze no i mówiłem, że muszę zajebiście zdać angielski rozszerzony, oscyluję pomiędzy 80 a 90%, żeby się dostać na studia. No i mówię, że się trochę dygam, bo co sam się nauczę, to się nauczę, ale nigdy aż tak zajebiście się sam nie przygotuję, tym bardziej, że teraz chujowe książki nam weszły. No i mama do mnie, że w sumie najlepsze by były te obozy, o których wspominałem. Bo tam jesteś w międzynarodowej grupie, na Malcie, masz codziennie po 5h nauki angielskiego w 12 osobowych grupach na 12 poziomach i w ogóle. No ale to kosztuje jakieś 900euro + kieszonkowe i mi głupio ich o to prosić. A ona sama wyskoczyła z tym, że pomyślimy i najwyżej się przygotują na to finansowo (bo w sumie w tym roku było dużo wydatków - komórka, aparat, laptop, jeszcze remont mamy) i w sumie nie wiem, czy się z tego cieszyć, że może pojadę, czy ma mi być głupio, że taka kasa na to pójdzie -.-
w weekend kiedy jest 10.08. Ale z rodzicami i ich znajomymi xd
dobre!
http://youtu.be/FebGIi5spKQ
obaj się tylko z nimi całowaliśmy. Bo byliśmy w chuj pijani. Ale się na szczęście ogarnęliśmy xd wiesz co jest najlepsze? że one były trzeźwe.
tfu, dużo straciłaś ;p
no chcę xd ale nie teraz, za wcześnie na to. Jeszcze jestem w blogosferze ^^
stara panna! xd a tak serio, w chuj dużo dorosłych i wykształconych kobiet siedzi na np. Zielonym Imperium xdd
o pierdołę. Przyjechała z Częstochowy siostra mojego dziadka, która jest zakonnicą. Ja jej nie lubię i nie chciałem tam iść, bo i po co? A mama do mnie, że mam iść. To powiedziałem, że nie pójdę. Na co ona, że mam do dziadków iść. To powiedziałem, że jutro pójdę. A ona na to, że ciocia Zosia jest tylko dzisiaj. To powiedziałem, że wiem, dlatego pójdę jutro. I się obraziła i się do mnie nie odzywa. Właśnie wróciłem z biegania, 6km w całkiem przyzwoitym tempie z psem zrobiłem, cały szczęśliwy i spocony wróciłem, coś tam do niej powiedziałem, a ta mnie zignorowała. No to wszystko mi opadło i chuj, to ona ma jakiś śmieszny problem, nie ja. ]
No tak, mógł i powinien przewidzieć, że tak właśnie będzie, skończy się tylko na obietnicach. Ta kabina wiązała się dla nich z kilkoma wspomnieniami, właściwie tylko przyjemnymi, bo to, co wydarzyło się, gdy już ją opuścili, mogło pozostać na zewnątrz. W środku, otoczeni szybami i gęstą, gorącą parą, mieli swój mały, osobny światek, pachnący mydłem i szamponem. Tam było dobrze: spokojnie, przyjemnie, wręcz rozkosznie. I jak w takiej atmosferze oprzeć się temu kuszącemu uśmiechowi ukochanej kobiety? Nie sposób tego dokonać...
A jemu się udało. Prawie. Gorąca woda sprawiała, że gotowy był stracić panowanie nad swoimi odruchami i ciałem, ale po tym, czego dokonali zaledwie kilka chwil wcześniej w sypialni (trzęsła się ziemia!), jakimś cudem mógł już nad sobą panować. Widząc więc wygłodniały wzrok Spencer, nie zamierzał pozbawić jej tego, czego pożądała. Początkowo ignorował jej zabiegi, mające na celu skusić go, ale w końcu uległ, choć nie do końca - zgrabnie obrócił ją do siebie tyłem i objął ciasno, jeszcze przez chwilę zajmując się jedynie obmywaniem jej ciała dłonią pokrytą gęstą, wonną pianą, ale potem jego palce zaczęły podążać w dół jej ciała. Nie wypuszczając jej z objęć, odnalazł ciepłe, zroszone drobnymi kropelkami wody wargi ukochanej, obdarzając ją coraz intensywniejszymi i bardziej zdecydowanymi pieszczotami. Czuł jej drżenie, gdy czekała na kolejny ruch, a także potem, gdy już przestawała czekać i tylko tkwiła przy nim w bezruchu, mając nadzieję, że nie przerwie swoich słodkich tortur. Nie zamierzał. On sam chciał zachować siły na wieczór, gdy będą świętować jej nową pracę, ale ona? Nie musiał jej oszczędzać. Przecież sama tego chciała. I gdy po pewnym czasie poczuł, jak nagle spina się, a jej paznokcie wbijają się w jego przedramiona, chcąc powstrzymać go przed cofnięciem rąk, zaśmiał się ze szczerym rozbawieniem. Była w tej chwili jak rozkapryszona dziewczynka, która chce przedłużyć przyjemność; posłuchał jej jednak bez słowa i nie przerywał, dopóki jej ciało całkowicie nie rozluźniło się w jego ramionach. Wtedy obrócił ją do siebie i pocałował zachłannie, jakby chciał zapewnić ją, że sam również czerpał z tej chwili rozkosz.
[dzięęęki ;) ale mi się to fajnie pisało ;p też sobie przesuń, a co ;)]
- Jesteś złą kobietą, Spencer! - krzyknął za nią, gdy zniknęła za drzwiami łazienki; przez chwilę tkwił nieruchomo, wpatrując się w miejsce, w którym zaledwie chwilę wcześniej stała, by zaraz zająć się szczotkowaniem zębów. Wpatrywał się w lustro przez dłuższy czas, by w końcu uznać, że potrzebuje pomocy. Opuścił ciepłe pomieszczenie na rzecz wręcz lodowato zimnego korytarza, wciąż nosząc w kącikach ust resztkę pasty. Stanął w progu sypialni, uśmiechając się krzywo.
- Diablico, zrobisz coś z tym? - zapytał z mieszaniną rozbawienia i zażenowania, wskazując na swoją twarz - na różową kreskę na policzku, ciągnącą się od ust do zewnętrznego kącika oka i na żółto-fioletowe cienie pod oczami. Miał nadzieję, że wykorzysta jakieś kobiecie sztuczki, by mógł wyjść do pracy, nie bojąc się, że po drodze wystraszy wszystkie napotkane dzieci. Nie powinien pokazywać się ludziom w takim stanie, nie w redakcji, więc gotowy był znieść upokorzenie w postaci makijażu, jeśli to oznaczało, że nie usłyszy żadnych niewygodnych pytań.
[hm, ok, tak też może być ;p]
[dobranoc ;)]
[ No coś takiego jest zajebiste, no ale kasa miażdżąca. Chociaż, jak popatrzysz racjonalnie, na to ile kosztuje 1h nauki w Polsce + 3 tyg zakwaterowanie na Malcie to cena jest rozsądna. Niemniej, na jedną osobę to mi głupio.
W życiu nie byłem na korepetycjach z angielskiego xd w ogóle jakichkolwiek xd
ech, a cicho na to liczyłem ;pp ale i tak nie miałbym się jak z Tobą spotkać, przez rodziców.
znam :P
http://youtu.be/InO1-QYsnnc
taaa... haha, no xd Ale im poodpierdalało od kiedy poszły do Wrocławia do LO. Światowe teraz się gwiazdeczki zrobiły ^^
ja już siedzę i czekam, nawet ćwiczenia przekładam na później, żeby przypadkiem się nie spóźnić xd a oglądałaś wczoraj naszych siatkarzy plażowych? Ja trafiłem na nich przypadkiem ale to było piękne :DD
haha, jeszcze nie wiem xd chyba nie będzie od kogo xd
bo koleżanki mojej mamy czasem proszą mnie o skorzystanie z komputera, bo im już marchewka dojrzała, albo kumple ojca narzekają, że czasem się przez swoje kobiety spóźniają, bo te muszą nagietki posadzić xdd
wiesz, jeszcze jakby ze mną tam poszła, to bym to przebolał. Ale nie, ja mam iść sam i "reprezentować rodzinę". Tak samo na jakieś pieprzone święcenia palmy mnie wysyłała, ale w tym roku już się zbuntowałem. Bo to jest zwykłe robienie z drugiego człowieka frajera - Ty masz iść, a ja sobie zostanę, pomimo, że mi na tym bardziej zależy niż tobie -.-
A wiesz co zrobiła? Klucze mi zabrała. Nie mam jak z domu wyjść. Chyba, że przez taras, albo piwnicę i przeskoczyć przez furtkę. No ale nie zostawię wszystkiego otwartego -.- ]
[ No coś takiego jest zajebiste, no ale kasa miażdżąca. Chociaż, jak popatrzysz racjonalnie, na to ile kosztuje 1h nauki w Polsce + 3 tyg zakwaterowanie na Malcie to cena jest rozsądna. Niemniej, na jedną osobę to mi głupio.
W życiu nie byłem na korepetycjach z angielskiego xd w ogóle jakichkolwiek xd
ech, a cicho na to liczyłem ;pp ale i tak nie miałbym się jak z Tobą spotkać, przez rodziców.
znam :P
http://youtu.be/InO1-QYsnnc
taaa... haha, no xd Ale im poodpierdalało od kiedy poszły do Wrocławia do LO. Światowe teraz się gwiazdeczki zrobiły ^^
ja już siedzę i czekam, nawet ćwiczenia przekładam na później, żeby przypadkiem się nie spóźnić xd a oglądałaś wczoraj naszych siatkarzy plażowych? Ja trafiłem na nich przypadkiem ale to było piękne :DD
haha, jeszcze nie wiem xd chyba nie będzie od kogo xd
bo koleżanki mojej mamy czasem proszą mnie o skorzystanie z komputera, bo im już marchewka dojrzała, albo kumple ojca narzekają, że czasem się przez swoje kobiety spóźniają, bo te muszą nagietki posadzić xdd
wiesz, jeszcze jakby ze mną tam poszła, to bym to przebolał. Ale nie, ja mam iść sam i "reprezentować rodzinę". Tak samo na jakieś pieprzone święcenia palmy mnie wysyłała, ale w tym roku już się zbuntowałem. Bo to jest zwykłe robienie z drugiego człowieka frajera - Ty masz iść, a ja sobie zostanę, pomimo, że mi na tym bardziej zależy niż tobie -.-
A wiesz co zrobiła? Klucze mi zabrała. Nie mam jak z domu wyjść. Chyba, że przez taras, albo piwnicę i przeskoczyć przez furtkę. No ale nie zostawię wszystkiego otwartego -.- ]
[jeżu, ale mam dzisiaj bieganinę. jeszcze się okazało, że mi pociągi odwołali i muszę do Łodzi przez Warszawę jechać -.-]
Gotowy był znieść jej drwiny, jeśli to oznaczało, że mu pomoże ukryć przed światem ostatnie ślady pobicia. Minęło od niego zaledwie kilka dni, ale wszelkie inne ranki czy zadrapania zdążyły się już zagoić albo można je było ukryć pod ubraniami, tylko ta paskudna szrama na policzku i podsinione oczy będą go męczyć jeszcze przez jakiś czas. Dobrze, że nie musiał się pojawiać w pracy codziennie, bo chyba nie wytrzymałby kolejnych kpin Spencer. Wiedział, że tylko się z nim droczy, więc podjął swobodnie jej zabawę.
- Uważaj, bo mi się spodoba! Może wieczorem pomalujesz mi paznokcie, co? - rzucił pogodnie, zaraz potem poważniejąc, gdy zobaczył skupioną twarz ukochanej. Zaczął robić do niej miny - wywracał oczami, marszczył nos, tworzył z ust dzióbek, by w końcu roześmiać się w głos, gdy dostrzegł w oczach kobiety tłumiony śmiech.
- Dobra, dobra, bo będę to musiał wieczorem zdrapywać nożem. - burknął chwilę później, już grając obrażonego, tak, jak pewnie spodziewała się tego Spencer. Odsunął ją od siebie zdecydowanym ruchem, a potem skrzyżował ramiona na nagim torsie i zadarł brodę, ciągle się bocząc. Znów nie wytrzymał i zachichotał, pochylając się w stronę brunetki, by cmoknąć krótko jej wargi.
- Dzięki. - mruknął, zaraz potem wstając i podchodząc do szafy, by się ubrać.
[a u mnie jeszcze dzisiaj siostra na Woodstock jechała, to już w ogóle rano były takie cyrki, że miałam ochotę wyjść z domu i nie wracać ;p ale teraz już jestem sama, także spoko, jeszcze tylko na zakupy skoczę i właściwie mogę jechać ;) wiesz, nawet miało, bo jadę tym samym pociągiem, którym miałam jechać, ale zamiast wysiadać w Koluszkach i przesiadać się na pociąg, który i tak jedzie z Warszawy, po prostu dojadę do stolicy i tam wskoczę w coś do Łodzi ;) masaaakra.]
Wyciągał już z szafy świeżą koszulę, zastanawiając się bardzo intensywnie, czy założyć do niej krawat, czy nie, gdy usłyszał słowa kobiety. Zamarł, a potem odwrócił się do niej wolno, rzucając ściągnięte z wieszaka odzienie na łóżko. Z zaciśniętymi w wąską linię wargami i oczyma ciskającymi iskry wyszedł z sypialni i niemal biegiem dotarł do łazienki, by zobaczyć się w lustrze. Po drodze zaczął się poważnie zastanawiać, czy ukochana nie zrobiła mu głupiego żartu i nie ozdobiła jego policzków różem czy czymś w tym stylu, ale nie, wyglądał w porządku. Nawet lepiej niż w porządku - praktycznie nie było po nim widać, że cokolwiek działo się z tego twarzą. Wrócił do pokoju z niezwykle obrażoną miną, od razu zaczynając się ubierać, jakby wcale nie zauważył kobiety. Założył jeansy i błękitną koszulę w cienką, białą kratkę, wciąż nie potrafiąc się zdecydować, czy brać ze sobą krawat, czy lepiej nie. Zrezygnował jednak z niego szybko. Odwrócił się do łóżka, zamykając za sobą szafę, a potem sięgnął po zegarek, leżący na nocnej szafce, i wsunął go na nadgarstek. Nadal nie patrzył na Spencer, choć oczy znów błyszczały mu wesoło, a usta zaczynały wyginać się w uśmiechu.
- Jesteś straszna, wiesz? Straszna! - powtórzył twardo, nie mogąc jednak powstrzymać się przed zaśmianiem się, gdy w końcu na nią spojrzał. Stanął w drzwiach, znów zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie, by zaraz drgnąć i z niepokojem spojrzeć na zegarek. Syknął ze złością, wracając do Spencer i całując przelotnie jej czoło.
- Jestem już spóźniony. Wrócę najszybciej, jak będę mógł. - mruknął, a potem, kompletnie zamyślony i właściwie nieobecny już duchem, ruszył do drzwi.
[mi się cudem udało właściwie wszystko zebrać, choć jak teraz tak siedzę, to jestem pewna, że rano zapomnę zapakować szczoteczkę do zębów albo nie zakręcę wody i nam zaleje mieszkanie ;p ale to tylko takie moje czarne wizje, bo będzie dobrze, wiem to. hej, dwie wizyty w Warszawie w czasie jednego wyjazdu to jest coś, nie? ;p]
Zjawił się w redakcji po raz pierwszy już jako pracownik gazety, więc nie obyło się bez spaceru po wszystkich stanowiskach i poznania współpracowników. Niektórzy z nich nie byli mu obcy, bo już wcześniej pracował z jednym z informatyków, a drugiego znał jeszcze za szkoły, tak samo jak recepcjonistkę i zastępcę naczelnego. Murine to nieduże miasteczko, więc większość twarzy kojarzył choćby z widzenia, dzięki czemu trochę łatwiej było mu zapamiętać imiona i pełnione funkcje konkretnych osób. W każdym razie - to nie był łatwy dzień. Przez jego zupełnie jeszcze pusty gabinet przewinęło się mnóstwo ludzi, każdy coś od niego chciał. Bardzo szybko okazało się, że nawet jeśli nie musi, to będzie chciał częściej bywać w redakcji, bo spraw do załatwienia było za dużo jak na kilka godzin pracy.
I w ten sposób zapomniał o swojej obietnicy, że będzie w domu przed wyjściem Spencer na spotkanie z szefem. Zawalony pracą, nękany ciągłymi wizytami dziennikarzy, nie patrzył na zegarek. Gdyby nie to, że zaczęło robić się ciemno, pewnie w ogóle nie ruszyłby się z biura. Dopiero to i cichnący na korytarzu szmer rozmów uświadomiły mu jego gafę. Jak mógł zapomnieć?! Był zdecydowanie najgorszym facetem na świecie. Natychmiast wybiegł z redakcji, uznając, że na telefon już i tak jest za późno. Po drodze zatrzymał się dwukrotnie, by w końcu stanąć przed drzwiami mieszkania z bukietem wspaniałych, czerwonych róż i butelką wina. Przeprosiny i, jak miał nadzieję, gratulacje musiały być idealne, skoro zawalił wcześniej w tak beznadziejny sposób.
[będę później ;)]
Wszedł do mieszkania niepewnie, jakby bał się, że tuż za progiem czeka na niego Spencer, gotowa wszcząć awanturę. To nie było do niej podobne, więc lęk Leo był kompletnie irracjonalny, ale i tak zsuwał ze stóp buty najciszej, jak mógł. A wtedy usłyszał jej głos - śpiewała dobrze mu znaną piosenkę. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie tych chwil, gdy pod nieobecność kobiety podkradał jej sprzęt, dzięki czemu mógł teraz bez problemu śpiewać razem z nią. Szybko spoważniał, zatrzymując się w progu pokoju z kwiatami wiszącymi pąkami do dołu tuż przy jego kolanie. Tkwił tak dłuższą chwilę, wpatrując się w Spencer, ale w którymś momencie kocice zwróciły na niego uwagę, więc i ona podniosła głowę. Uśmiechnął się niemrawo, podnosząc bukiet do pionu.
- Przepraszam? - wymruczał niepewnie, spoglądając na ukochaną ponad pachnącymi silnie kwiatami. Uznał jednak, że na tłumaczenie się będzie miał czas później, więc zbliżył się wolno do brunetki, marszcząc czoło.
- Jak poszło? - zapytał szybko, nie mogąc się już doczekać odpowiedzi. Nie znalazł w jej twarzy nic, co pozwoliłoby mu osądzić, jak przebiegła rozmowa z szefem, to go odrobinę przerażało, bo przecież na twarzy Spencer niemal zawsze malowały się jakieś emocje. A może była to tylko wina przytłumionego światła i zmęczenia, że nie dostrzegał w jej oczach kompletnie nic?
[u, biedulka. odpoczywaj lepiej - mi rano, jak mnie tak głowa napieprzała, pomógł spacer do spożywczaka ;p]
Złościła się, to było jasne, bo przecież obiecał, że odezwie się przed jej wyjściem na rozmowę. Rozumiał ją doskonale - to było dla niej ważne, a on, jak zwykle, spieprzył sprawę. Miał tylko nadzieję, że nie będzie go za to karać w nieskończoność; jego osobiście najbardziej męczyły "ciche dni" i Spencer wiedziała o tym, ale czy była zdolna to wykorzystać? Szybko odkrył, że nie, bo już uśmiechała się pogodnie, a on nie mógł nie odwzajemnić się tym samym. Podszedł do niej pewnie, gdy zaczęła podnosić się z podłogi i natychmiast objął ją, gdy usłyszał dobre wieści. Nie przejmował się kwiatami ani winem, które wysunęło mu się z rąk, na szczęście wprost na kanapę.
- To świetnie, Spencer. Wspaniale. Ale opowiadaj, jak było na rozmowie? - zapytał szybko, pokazując, że jest tym tak samo podniecony, jak ona. Odsuwając się, wręczył jej kwiaty, jakby dopiero teraz przypomniał sobie, że je przyniósł; na jego twarzy gościł ciepły, szeroki uśmiech, choć w oczach błysnęła krótko iskierka niepokoju. Zastanawiał się, czy Spencer powiedziała szefowi o tym, co wydarzyło się przed dwoma laty. Leo nie zamierzał pozwolić, by zostawiła to bez słowa, ale też nie chciał psuć jej tego dnia, bo wiedział, że będą mieli czas, by jeszcze to przedyskutować. Próba gwałtu to nie jest drobiazg, który można przemilczeć. Nie w tej sytuacji.
[a ;p no, to dobrze ;)
chciałam z niego zrobić zazdrośnika, ale byś mi musiała dać jakiś powód ;p wiesz, jakiś szczegół, który on mógłby zauważyć i nabrać podejrzeń. już i tak nie zdążymy tego wątku dokończyć, ale trudno ;)]
Chętnie opadł na kanapę naprzeciw Spencer i choć był już piekielnie zmęczony, to walczył uparcie z przymykającymi się ciągle powiekami i starał się robić to na tyle dyskretnie, by ukochana niczego nie zauważyła. Nie mógł jej już bardziej złościć. Szybko jednak okazało się, że całe znużenie po ciężkim, pełnym wrażeń dniu minęło, bo Leo żywo zaangażował się w opowieść ukochanej - dopytywał o szczegóły, kiwał głową lub mruczał z aprobatą w odpowiednich momentach. Podobała mu się taka Spencer, swobodna, zadowolona, pełna entuzjazmu, więc nie chciał, by kończyła, nawet jeśli miałaby opowiadać o jakichś totalnych bzdurach. Skinął jednak posłusznie głową, gdy z jej ust padło zakańczające zdanie. Posłał jej wesoły uśmiech, a potem uścisnął jej dłoń, leżącą pomiędzy ich kolanami.
- Bardzo się cieszę, Spenc. Wszystko poszło po twojej myśli, nareszcie. Gratulacje, kochanie. - wymruczał, jeszcze zanim wstała. I gdy to zrobiła, ciągnąc go za sobą, objął ją w talii i cmoknął w skroń, nie przestając się uśmiechać. Teraz mogli już żyć dalej tym życiem, które stawało się prawie idealne. Tylko ta jedna sprawa dręczyła go niesamowicie!
Tymczasem weszli już do kuchni, a smakowity zapach kolacji sprawił, że Leo po raz pierwszy od kilku miesięcy poczuł napływającą do ust ślinę. Pomyślał, że pochłonąłby wszystko, co przygotowała Spencer, choć wiedział, że nie powinien - apetyt był dobrym znakiem, ale jeszcze nie był pewien, jak zareaguje jego organizm.
- Wino. - przypomniał sobie nagle i wrócił do salonu po porzuconą tam butelkę. Był z powrotem w kuchni po kilku chwilach i zabrał się za przygotowywanie kieliszków - dla siebie, oczywiście, rozcieńczył alkohol wodą, ale nie przeszkadzało mu to. Brakowało mu tylko tequili...
[o, nie wiem, czy będę pamiętać ;p olej to, oni i tak są dziwni, nie potrzebują nic wyszukanego ;p]
[ Ja właśnie myślałem o korkach z angielskiego, ale w sumie jestem i tak na lepszym poziomie, niż moi znajomi, którzy chodzą na nie regularnie. I wtedy właśnie mama wyskoczyła z tym obozem.
Za to ja przed maturą będę namiętnie oglądał tvn24, żeby wos ogarnąć xd
to jest jedna z nielicznych piosenek Systemu, którą lubię. Często mają fajne wstępy, a później ten koleś zaczyna się drzeć, a za tym nie przepadam -.-
http://youtu.be/hm794YIe-xY
mam nadzieję, że mi nie odwali o0 ale raczej ja jestem ostatnią osobą, która mogłaby być na to narażona xd
żałuj! weź, w pewnym momencie tak mi się ich przykro zrobiło, że gapiłem się w swój kubek z kawą, zamiast w tv.
eee tam xd
no. Ale już ze mną gada, bo się zaczął remont i musiałem wszystkie listwy i okna poobklejać i tak oto właśnie skończyłem, a pies na mnie patrzy z wyrzutem, bo nie zdążyłem z nim pobiegać. Jutro muszę jeszcze zakupy jakieś ogarnąć, bo ja pierdolę, i na śniadanie i teraz wpierdalam te cholerne zupki chińskie, bo nic nie ma. Nawet kromki chleba, tylko karp, którym się już przejadłem -.- ]
[właśnie ;p
wybacz ten mały postój z mojej strony, ale jeszcze ogarniam mieszkanie ;) będzie się tu coś jeszcze działo? bo jak nie, to bym zaczęła jakiś kolejny wątek, coś... dramatycznego ;p]
Wróciły piekielne bóle głowy. Leo wiedział, że to bardzo zły znak, ale sielanka, w której wraz z ukochaną żyli od kilku dni, była dla niego zbyt ważna, by psuć ją taką wiadomością. Tym bardziej, że dopóki nie zrobi wszystkich badań, nie będzie wiedział, czy rzeczywiście dzieje się coś złego, czy tylko jego chory umysł podsuwa mu czarne scenariusze. Dużo dałby za to, by to łupanie w czaszce okazało się tylko jakimś jego wymysłem. Podświadomie jednak wiedział, że tak nie jest; wiedział, co to oznacza. I bał się, bał się tak bardzo, że całymi nocami chodził po mieszkaniu, obgryzając nerwowo paznokcie.
Aż w końcu stwierdził, że musi to przerwać. Spencer chyba zaczynała się czegoś domyślać, choć nie dał jej najmniejszego powodu do zmartwień - był dla niej czułym i opiekuńczym Leo, w ich stosunkach nic się nie zmieniło. Starannie ukrywał przed nią swoje cierpienie, zazwyczaj po prostu otępiając się dużą dawką leków przeciwbólowych. Zaczynał się zastanawiać, czy ukochana go nie sprawdza; wydawało mu się, że co jakiś czas zagląda do jego fiolki tramadolu, by sprawdzić, ile ubyło od ostatniego razu. On jednak miał swoje zapasy, nie musiał więc używać tych, o których wiedziała Spencer. Zaczynał popadać w obłęd.
Któregoś dnia wziął wolne w pracy i zapisał się na wizytę w klinice, wszystko, oczywiście, w ogromnej tajemnicy przed S. Całe szczęście była przekonana, że na umówioną kontrolę u onkologa pojadą razem w przyszłym tygodniu, więc niczego nie podejrzewała, gdy rano wyszedł z mieszkania, żegnając się z nią jak zawsze. Za progiem odetchnął, z ulgą pozbywając się z twarzy lekkiego, swobodnego uśmiechu, po którym już nie było widać, że jest wymuszony.
[proszę ;)]
[ Tak wstępnie to na filologię angielską albo dziennikarstwo. yyyy... no nie wykluczam xd znaczy się, jak nic mnie nie zatrzyma za granicą, to wrócę. Ale nie wiem, na ile zostanę xdd
gdybym był wkurzony to pewnie by mi się podobało xd
spoko, przyjemne dla ucha :)
http://youtu.be/Yn18yBTBQI8 ale się do mnie przyczepiło xd "I wanna make you ha-a-a-apy-y-y" ;D
dzięki xd
lepiej teraz, niż przy walce o złoty medal ^^
wmawiasz coś i mi i sobie xd
uwierz mi, że bym chciał zjeść coś normalnego, no ale niestety. Jutro pewnie pizzę zamówię ^^ albo nie! Wybiorę się do sklepu i ugotuję coś dobrego ;D ]
Gdy dostał telefon od jednego z redakcyjnych kolegów od papierosa, Leo był już z powrotem w mieście. Zdołał wymruczeć do telefonu, że to jego wolny dzień i nie zamierza rozmawiać o pracy; usłyszał tylko imię Spencer, a potem rozłączył się z niemiłym dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Nawet kompletnie pijany miał poczucie, że coś jest nie tak, że gdzieś po drodze popełnił jakiś błąd. Zaczął opowiadać o tym barmanowi, który kompletnie zignorował pijacki bełkot mężczyzny, jedynie prosząc go o kluczyki do samochodu. Leo zgodził się bez słowa, a przez jego zalany tequilą umysł przemknęła myśl, że Spencer pochwaliłaby to. Nie powinien w takim stanie wsiadać do samochodu, o nie. Siedział więc przy barze, z głową ułożoną w kałuży alkoholu na blacie, czekając, aż coś się wydarzy. Miał tylko nadzieję, że nie wytrzeźwieje zbyt szybko - teraz było dobrze, przyjemnie, nie istniały problemy, już nie. Ktoś przysiadł się do niego, więc odwrócił głowę w drugą stronę, nie chcąc patrzeć na innego człowieka. Niepotrzebne już mu było towarzystwo, bo mówił sam do siebie, zupełnie cicho, bełkotliwym szeptem.
- Cóż, nie jest ze mną dobrze, bo właśnie zobaczyłem moją dziewczynę. Nie to, żebym nie chciał jej zobaczyć, ale ona nie chodzi po barach, nie powinno jej tu być. - wymruczał kompletnie niewyraźnie w stronę barmana, znów odwracając głowę w drugą stronę, by nie widzieć zbliżającej się do niego Spencer. Bo to była ona, prawda? Durny Pete musiał się wygadać.
[fajnie, cały ten tekst mi taki lekko pijany wyszedł, wybacz, ale już zdycham, a jeszcze mam tyyyle roboty -.-]
[ idealne na bezrobocie xd patrz jak już mnie znasz ;P
haha xdd od nich to mam nawet dzwonek na komórkę xd - http://youtu.be/-r0vpIXTbl4
zajebiste :D ale od Billy Talent i tak najbardziej lubię oczywiście to - http://youtu.be/FyJIVTWUMrA
http://youtu.be/xF5uvXV93hw
a co ja znowu zacząłem?! xd
ej. To ja już się pogubiłem. Myślałem, że już masz prawo jazdy o0 ]
Ostatnie, co pamiętał, to twarz Spencer, na której malowała się niemal szaleńcza, jak stwierdził pijany Leo, złość. A potem wszystko było już ciemne i zamazane; wszystko, poza rażącą czerwienią pod powiekami, którą zobaczył, gdy obudził się następnego ranka w swoim łóżku z bólem głowy tak potwornym, że wydawać się mogło, jakby zaraz miał rozerwać mu czaszkę. Natychmiast chwycił się za skronie; kac dołączył do tego znajomego bólu, dręczącego go znów od kilku dni. To była mieszanka nie do wytrzymania. Jęknąłby przeciągle, gdyby nie to, że gardło miał kompletnie wysuszone i niezdolne do wydania jakiegokolwiek odgłosu. Leo próbował złapać oddech, by przynajmniej rozluźnić nagle spięte mięśnie, ale to nie pomagało. Dopiero, gdy na ślepo wymacał szufladę i wyciągnął z niej fiolkę, otworzył oczy. Wysypał na trzęsącą się gwałtownie dłoń kilka tabletek, a potem połknął je, natychmiast chowając głowę pod kołdrę. Plastikowy pojemniczek z lekiem wziął ze sobą. I tak zamierzał spędzić cały dzień.
[musiałam, bo jednak nie lubię pijanego Leo ;p]
Z jednak zdołał jęknąć, choć był to dźwięk chropowaty i nieprzyjemny dla ucha. Jeszcze mocniej nakrył się poduszką, przyciskając ją do bolącej głowy jakby była zimnym okładem. Poruszył się niespokojnie, wyglądając na sekundę ze swojego małego, ciemnego światka, ale gdy okazało się, że wciąż na zewnątrz jest jasno, znów nakrył się pościelą. Tak naprawdę nie chodziło wcale o kaca ani o ból, który odczuwał, ale o Spencer, stojącą gdzieś nad nim i najwyraźniej czekającą na wyjaśnienia. Nie miał zamiaru jeszcze o niczym jej mówić. Bo jak oznajmia się takie rzeczy? "Kochanie, umieram"?
Z westchnieniem obrócił się na drugi bok, z dala od okna, by ostre światło nie raziło go tak mocno. Znów wychylił się na chwilę, spoglądając na kobietę zaczerwienionymi, zmęczonymi oczyma. Widział w jej twarzy niepokój, ale też złość. Jeszcze nie rozumiała...
- Tylna kieszeń spodni. - mruknął ochryple, zaraz znów kryjąc głowę pod poduszką. Na pewno nie chciał zobaczyć miny Spencer, gdy znajdzie ten papier i dostrzeże znacznie pogorszone wyniki. I gdy zrozumie, co to oznacza, tak jak on zrozumiał to z opóźnieniem poprzedniego dnia.
[hm, właściwie ;p
chyba będę się już zbierać - wstaję za cztery godziny ;p także baw się dobrze, korzystaj z wakacji, myśl o naszych wątkach (i o notce! ja nie zapomniałam ^^), a przede wszystkim - zdaj dobrze egzamin! powodzenia i... 3m się ;) do spisania!
(w sumie możliwe, że jeszcze odpiszę na drugim blogu, więc się nie dziw. albo później jeszcze tutaj. tak, jestem uzależniona)]
[nie wiem, może ;p potrzymam Cię w niepewności, o!
tak, bardzo dobrze, żeby nie zapeszyć ;) dzięki ;)
;p
dobranoc ;))]
[ Gdybym umiał geografię, to na turystykę bym poszedł ;p ale spoko i tak dziś odnalazłem swój ewentualny zawód - mogę malować pokoje ;D zajebiście mi to idzie, poza tym, że do tej pory nie mogę zmyć farb z rąk xd
ten kawałek jest spoko, tyle, że nie wywołuje we mnie żadnych emocji.
nigdy jakoś mnie nie kręcili. Ale pierwszy kawałek jaki słyszałem to oczywiście - http://youtu.be/rISYCquFeI8 xd
http://youtu.be/165RVtUhEvk ależ mnie na sentymenty wzięło po spotkaniu z koleżanką xd
pieeerdolisz ;p (to jest nowo poznany przeze mnie slang ze Stargardu Szczecińskiego ^^)
a to dlatego się pogubiłem ;PP to powodzenia ^^ (i tak nie zdasz. Może byś miała szanse, gdybyś nie była deską xd) ]
[ ja widzę plastikową dziunię, która jest moją nauczycielką i rzygać mi się chce.
wyjadę wtedy do Anglii i będę na zajebistym poziomie żył ;p
przyznam, że przeróbkę też lubię, w sumie to od niej zacząłem ;pp
Simple Plan mnie w ogóle nie rusza.
http://youtu.be/M3T_xeoGES8 ależ ja mam na to fazę dzisiaj ;pp
no, a wiesz jak do siebie mówią? "Ty Trutniu!" xd hmm... u nas najczęściej się mówi "skubany" ;D
do usług! ;D
a to fajnie, tyle, że będę z rodzicami to i tak nie będę się miał jak z Tobą spotkać ;) jak kiedyś mnie samego puścili i wróciłem późno w nocy, to sobie nagrabiłem xd
POOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOLSKAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD ]
[ Ale że ja? Dlaczego? ]
[ aaa, no to sorry, coś mi umknąć musiało xd
a co się stało? ;p
Michał (nie chce mi się przelogowywać) ]
[ aaa, no to sorry, coś mi umknąć musiało xd
a co się stało? ;p
Michał (nie chce mi się przelogowywać) ]
[ no kurwa ;p
a się czepialska zrobiłaś, no ja pierdolę xd jak się chleje tam, gdzie ktoś Was widzi, to nie dziwcie się ;p mój ojciec z kumplem przeszli cały rynek, po drodze opróżniając flaszkę i jakoś nie było problemu ;p
jakoś tak miałem potrzebę pisania xd w ogóle to rozkręcę chyba Murine po swoim powrocie ;D
eeeeeej! Nikt nie powiedział, że mam wyrąbane. ]
[ yyy... czepiasz się, Aguś ;)
stało się, to się stało, jakoś to przebolejesz, a na przyszłość będziesz miała nauczkę ^^
ja odkąd zacząłem dojeżdżać to nie mam w ogóle kasy, bo wszystko wydałem na bilety. Nie musiałem, właściwie to rodzice nic nie wiedzą, ale jakoś mi było głupio, że ich naciągam na takie wydatki.
ahaha xd nawet przewodnik nowy przygotowałem ;p i ogólnie zobaczymy jak to wyjdzie, mam nadzieję, że ludzie do nas przyjdą. A jak jebnę jeszcze swojego zajebistego Franka tutaj, no to już będą musieli xd
jutro ;p a dzisiaj taki rozpierdziel w domu mieliśmy - wszystko trzeba było z dołu wynieść, bo jak nas nie będzie, to będą nam cyklinować podłogę, malować, itd. I normalnie wieczorem jak się pakowaliśmy, to ja sobie na podłodze leżałem przed TV, kurwa, echo nam się zrobiło i jedyne co w pokoju było to ława i dwa krzesła. A przed chwilą ojciec sobie przyniósł leżak do opalania się, położył sobie kocyk i taki kurwa szczęśliwy xdd żebyś Ty to widziała ;p
ależ mieliśmy dzisiaj z rodzicami banię: http://youtu.be/iPdzdaiRsuo xd ]
[ chyba Ty ;)
taaa, widać, że przeżywasz xd
no tak.
no kurwa! Ja + Frank + Tony (chociaż ten to już monogamista, nic więcej z niego nie będzie ^^) = tłuuuumy :DD zobaczymy. Jak w tydzień się nie rozkręci to pierdolę.
weź daj spokój, będę musiał ekipę ogarnąć, bo kumpel zabiera swoją laskę ^^
yyy... http://youtu.be/WYX0sjP6Za8 ? xdd
ahaha xd mnie najbardziej rozwala, jak niektórzy nauczyciele mówią do mnie Michale ^^ ]
[jeeestem ;)))
po pierwsze - ale tu pustki!! wyjeżdżam na trzy tygodnie i okazuje się, że nie ma do czego wracać ;( ale nie, nie, jesteś Ty, no i liczę na tę reaktywację ;))
po drugie - jak Twój egzamin? nie mogłam spokojnie spać bo tylko siedziałam w pociągu i się zastanawiałam, kiedy będę mogła do Ciebie napisać i się dowiedzieć, jak poszło! daj szybko znać ;))
a teraz to, co najważniejsze - nasz wątek! mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądasz...]
Nagle zapragnął znaleźć się gdzieś zupełnie indziej, gdzieś daleko od tego wszystkiego, co mogło już tylko sprawiać mu ból. Znów miał to dziwne uczucie kompletnego zagubienia, gdy nie wiedział, jakim cudem znalazł się w tym punkcie, jakie decyzje doprowadziły jego życie do tego miejsca. No bo co złego zrobił, że świat ukarał go w tak okrutny sposób? To nie było sprawiedliwe. A już najmniej podobało mu się to, że w całą historię zaplątana była też Spencer. Wiele by dał, by ochronić ją przed cierpieniem, ale teraz było już za późno. Może gdyby nie wróciła do Murine...
Teraz jednak liczył się dla niego tylko ten obezwładniający ból, promieniujący od łupiących skroni na całe, już i tak wyjątkowo słabe i obolałe, ciało. Po krótkiej chwili poczuł, że wszystko powoli ustępuje - najpierw z członków, nagle dziwnie bezwładnych, potem z całego tułowia, aż w końcu pozostało mu już tylko lekkie rozmycie obrazu i uporczywe, drażniące huczenie w uszach. To już tylko kac - uspokajał się.
A wtedy nagły skurcz targnął jego wnętrznościami. Odrzucił od siebie ciężką, wilgotną od potu kołdrę i poduszkę, którą zakrywał sobie twarz, siadając gwałtownie. Z jego gardła wydobył się jęk, po części dlatego, że cały świat zawirował mu przed oczami, ale też ze względu na to, co zobaczył, gdy obraz wyostrzył mu się w końcu. Patrzył na drżące ramiona Spencer, wsłuchiwał się w urywany szmer jej oddechu i czuł, jak w pustym, wymęczonym tequilą żołądku zaczynają mu poruszać się jakieś dziwne potwory. Gwałtownie zacisnął powieki, by już nic więcej nie widzieć, by nie dostrzec jej łez. Wszystko w nim zaczynało wariować, a on nie mógł już dłużej wytrzymać w łóżku. Zerwał się ze swojego miejsca i ruszył chwiejnie w stronę drzwi, ignorując zawroty głowy i co najmniej przerażające burczenie w brzuchu. Pomagając sobie ścianami dotarł do łazienki, zamykając się w niej starannie, by czasem Spencer nie zajrzała do niego w najmniej odpowiednim momencie. Odkręcił wodę pod prysznicem i już biegiem dopadł sedesu, pochylając się nad nim z cichym, tłumionym jękiem.
[standard - nie czytaj. teraz mam usprawiedliwienie, wiesz, zmęczenie po podróży. dopiero jutro zajrzę na drugiego bloga.
i jeszcze jedno: cudne zdjęcia! załatw mi też takie parki fajne, co? ;p]
[cudnie! Łódź znam teraz jak własną kieszeń - spędziłam tam bardzo aktywny tydzień, a potem zawędrowaliśmy nad morze, do Dźwirzyna. droga powrotna zajęła nam prawie dwa dni, ale i tak było warto. a jak Ty spędziłaś te trzy tygodnie? ;>
no tak, "klimat" ;p ;)) co prawda mamy tego drugiego bloga, ale tam jest inaczej. lubię MT ;)
o, no to będę trzymać kciuki! a zajadanie stresu czekoladą ma bardzo dobre usprawiedliwienie - uzupełniasz braki magnezu ;) popieram.
no właśnie. Michała nie ma? bo nie wiem, co z tym urlopem ;p]
Żałował, że poprzedniego dnia zdecydował utopić smutki w kieliszku. Początkowo rzeczywiście przyniosło mu to ukojenie, cień ulgi, ale nie na długo. Ciało wciąż miał słabe, wycieńczone walką z chorobą, więc nie zareagowało dobrze na alkohol, wlewany później do ust całymi litrami. Odpłynął wcześnie, ale zdążył opróżnić kilka butelek, na co teraz buntował się jego żołądek. Cierpiał katusze, zwinięty w kłębek tuż przy sedesie. Bolało go nie tylko ciało, ale też dusza, dręczona teraz taką ilością obaw i lęków, że zaczynał niemal z wytęsknieniem wypatrywać końca tej męki. Widział tylko jedno wyjście, choć nie wydawało mu się ono ani dobre, ani satysfakcjonujące. Było... proste - poddać się. Ale teraz? Teraz, gdy wszystko zaczynało się układać, gdy myślał, że ziemia pod jego nogami przestaje drżeć? Z cieniem gorzkiego rozbawienia pomyślał, że to jednocześnie najlepszy i najgorszy moment na zakończenie wszelkich starań.
Prysznic nie przyniósł mu ulgi. Czuł w całym ciele nieznośną niemoc, choć na pewno nie było już tego po nim widać, gdy doprowadził poranną toaletę do końca. Ogolone policzki, przygładzone włosy i pachnący miętową pastą oddech stanowiły już pewną sumę, nikłą gwarancję, że wszystko będzie w porządku. No bo skoro w obliczu końca świata Leo mógł jeszcze wyglądać normalnie, nie wyróżniać się w tłumie, wszystko było dobrze, prawda? Spoglądając w lustro uznał, że na nic więcej nie można liczyć. A to już i tak dużo.
Przez cały ten czas prawie nie myślał o Spencer, umyślnie unikając wymawiania w myślach jej imienia, bo za każdym razem odczuwał bolesne sensacje w okolicach żołądka. Dopiero, gdy - owinięty w biodrach ręcznikiem, z wilgotnymi włosami i małą krwawiącą ranką na policzku, gdy maszynka uciekła z drżącej dłoni - wyszedł z łazienki i dostrzegł siedzącą pod ścianą brunetkę, wszystko do niego wróciło. Strach ścisnął mu gardło i powstrzymał oddech, a jednak zdołał w końcu wziąć spazmatyczny wdech. Opanował się. Zaczął zastanawiać się, jak długo siedzi pod drzwiami łazienki, zalana łzami, bezgranicznie smutna i przerażona. Już sam nie wiedział, co się z nim dzieje, co myśli, co czuje. Jakoś intuicyjnie wiedział, co robić, nawet teraz, gdy był ledwo żywy. Chwycił Spencer za ramiona i podniósł do pionu, oplatając ją ciasno ramionami, by nie wysunęła się z jego objęć. Pomagając sobie ścianami, doprowadził ukochaną do salonu, gdzie ulokował ją na kanapie, a sam stanął nad nią, czując się jeszcze bardziej zagubionym, o ile to w ogóle możliwe. Nawet nie zarejestrował, że przez cały czas, odkąd przeszedł przez próg łazienki, na jego wargach tkwi jedno słowo.
- Przepraszam. - powtarzał raz po raz, kompletnie bezradny.
[muszę się trochę rozgrzać ;) Twoje też nie było tragiczne; widziałam, że nie miałaś dużej przerwy, zaczęłaś wątki z Andro, GRATULUJĘ ;p ;d tak, mogę Ci wybaczyć ;p
dzięęęęki ;) ^^]
[dojechał później, jak już byliśmy nad morzem. gdyby nie on, to jeszcze bym tam siedziała, bo teraz się zaczęła pogoda poprawiać, ale musiał wracać do pracy, więc przyjechałam razem z nim.
czyli, nie licząc mandatu, sierpień jest dla Ciebie całkiem dobry! ;p oj, ile ja bym dała za jakiś wypad nad wodę, szczególnie dzisiaj... chociaż raz też zapłaciłam karę, gdy pojechałam sobie nad jeziorko i się okazało, że weszłam na teren prywatny ;p
oczywiście, że nie, już to ustaliłyśmy. właśnie teraz męczę się z tamtym Leośkiem, nie wiem, co odpisać. zdecydowanie wolę tego Leo!
;p
aa, farciarz ;p]
To ciągle powtarzane "przepraszam" było wszystkim, co mogła od niego w tej chwili dostać. Na nic więcej nie miał siły, wydawało mu się wręcz, że zaraz zabraknie mu energii by oddychać, a wtedy runie na podłogę. Wyobraził sobie, że traci przytomność, a ta myśl sprawiła mu taką ulgę, że niemal zamruczał z zadowoleniem. To byłoby jak zaśnięcie, tylko prostsze i szybsze, a potem nie byłoby już nic - żadnego bólu, żadnych obaw, żadnych słów, do których trzeba się zmuszać. Tylko aksamitna ciemność i błoga cisza, i nieświadomość świata. To było jednak tylko mgnienie, iskierka nadziei, która zgasła tak szybko, jak się pojawiła: nie ucieknie od tego wszystko. Sen ani nic innego nie przyniesie mu ukojenia. Z ciężkim westchnieniem próbował oswoić się z myślą, że dla niego koniec tych męczarni nastąpi już niedługo, gdy po raz ostatni złapie haust powietrza. A dla Spencer? W tej samej chwili usłyszał jej głos, tak pewny i mocny, że aż zaczął się zastanawiać, czy nie płynie z innych ust. Zamilkł natychmiast. Skoro nie chciała tego słuchać... Nie dokończył tej myśli. Przemawiała przez niego gorycz, wiedział to, ale nie potrafił się przemóc. Tkwił więc tak przed brunetką, ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt za jej głową, coraz więcej energii wkładając w to, by nie uciec z salonu, z tego mieszkania, z tego miasta. Wysłuchał jej do końca, a w tym czasie z jego ust nie padło ani jedno słowo. Wydawał się opanowany i spokojny, żaden mięsień nie zadrgał w jego ciele, nie zdradził go żaden skurcz. Gdy już upewnił się, że Spencer czeka na jego reakcję - a dała mu o tym wyraźnie znać swoim ostatnim pytaniem i prostym gestem - w końcu przeniósł na nią spojrzenie.
- Przepraszam. - wymruczał raz jeszcze, w tej samej chwili wyplątując się z uścisku jej dłoni i ruszając do drzwi, tak, że nie wiadomo było, za co przepraszał - za to, że odrzucił jej gest, za to, że zostawiał ją samą, że nie odpowiedział na potok jej pytań czy może za coś jeszcze innego? Sam o tym nie myślał. Skierował się do sypialni. Czuł się już zupełnie dobrze, kac wydawał się być przeszłością, choć gdy o tym pomyślał, poczuł, że musi się napić. Najlepiej tequili, ale po nią musiałby wybrać się do kuchni; zdecydował więc, że woda wystarczy. Pochłonął niemal pół butelki, zanim zdołał się od niej oderwać, a potem zaczął się ubierać: niespiesznie, choć też nie zbyt wolno, bo wiedział, że ukochana czeka na niego. W głowie miał mętlik i już nie wiedział, czego tak naprawdę chce, czego powinien chcieć, co powinien zrobić. Chaos wkradał się już nie tylko w jego myśli, ale też ruchy, do tego stopnia, że szukał koszuli na półce ze spodniami, a wodę chciał zakręcić swoim zegarkiem. Gdy sobie to uświadomił, zaczął się śmiać - głośno, gorzko i tak gwałtownie, że musiał usiąść, by się nie przewrócić. Łóżko było zbyt daleko, więc opadł na podłogę, zwinął się w kłębek i rechotał, przytrzymując się za brzuch.
[u niego chaos, więc u mnie też ;p
mogę sobie wyobrazić, bo przecież sama zawsze odpisuję tylko Tobie, innym nie umiem ;p
dobrze, ale trzymam Cię za słowo! ;D
jasne, rozwiązuj sobie, mi się nie spieszy! na razie muszę pomyśleć, co zrobić z tą moją kartą, dopiero potem będę walczyć ze zdjęciami, także wiesz ;)]
[zdarza mi się. a on i tak mówi, że jestem zła i niedobra ;p
mhm, rozumiem. sama czuję się taka... wypompowana, mimo że dopiero wróciłam z wakacji ;p także koniecznie gdzieś jeszcze pojadę, muszę!
;)
oj tak ;p]
Z tego dziwnego szaleństwa wyrwał go w końcu trzask zamykanych drzwi. I wszystko w jednej chwili stało się jasne, wszystko wróciło na swoje miejsce, świat przestał wirować i wrócił do dawnych porządków. Lista priorytetów znów była dla niego czytelna, a pierwsze miejsce, jak zawsze, zajęła Spencer. Z bólem pomyślał, jak wielkim był egoistą, raz po raz odtrącając ją z myślą, że znów chce się nad nim litować. Jak mógł nie zauważyć, że to ona potrzebuje pomocy?! Potrzebuje jego. Wyraźna wizja znikania w ciemności zaczęła zamazywać mu się przed oczami - musiał walczyć. To jeszcze nie pora, by się poddawać.
W tej samej chwili, w której w jego uszach rozbrzmiał dźwięk zatrzaskiwanych z impetem drzwi, Leo zerwał się na równe nogi i pospiesznie narzucił na ramiona pierwszą z brzegu koszulę. Spodnie miał już na sobie, chwycił więc tylko telefon, a dopadając drzwi wsunął powycierane, podarte trampki i już miał krzyknąć w zimne ściany korytarza imię ukochanej, gdy dostrzegł ją, siedzącą niedaleko drzwi, na tym schodzie, z którym on sam miał wiele nieprzyjemnych wspomnień. Natychmiast zwolnił, wziął głęboki oddech, dość logicznie uznając, że teraz potrzebny jest im spokój. Jego spokój, bo ona była silna już zbyt długo, stanowczo zbyt długo. Spoza otwartych drzwi słychać było rolety, tragane przeciągiem i zatrzaskujące się w mieszkaniu drzwi, ale Leo już o tym nie myślał. Podszedł do Spencer i usiadł tuż obok, zupełnie opanowany, choć na jego twarzy odmalowywał się ból, z tym nie mógł nic zrobić. Niepewnie uniósł dłoń i dotknął nią ramienia ukochanej, zaledwie chwilę później już trzymając ją w objęciach tak mocno, jakby chciał połamać jej żebra. Jednocześnie obrócił się tak, że jej głowa oparła się na jego obojczyku, odsłoniętym, bo nie zdążył zapiąć koszuli. Gładził ją uspokajająco po włosach i szeptał słowa, które nic nie znaczyły, które tylko miały upewnić ją, że jest tuż obok i nigdzie się nie wybiera. Zaraz zaczął lekkimi muśnięciami ust ścierać z jej policzków łzy, jakby sam karał się ich słonym smakiem na wargach. Z rozpaczą myślał, że to wcale nie pomaga, że jego obecność nie pomaga i nie pomoże. Ale obiecał sobie i jej, że nigdzie się ruszy, więc siedział na zimnym, betonowym schodku i robił wszystko, co niosło mu nadzieję na przywrócenie Spencer choćby cienia spokoju.
[hahaha ;p powinnaś się cieszyć! wiesz, spokój przede wszystkim. a może podziałała czekolada? ;)
dajże spokój, ja mam taką radochę z tych dramatów, że się jak głupia do komputera uśmiecham ;D
tak, jasne, niech będzie, tylko trochę przestarzałe ;p]
[już teraz nie ma innego wyjścia ;p
zdasz! cicho!]
Wsłuchiwał się w jej szloch bardzo uważnie, wczuwał w gwałtowne drżenie jej ciała i zapamiętywał smak łez na swoich wargach, a to wszystko sprawiało mu ból tak ogromny, że nic nie mogło się z nim równać. To była dla niego kara, chyba najgorsza z możliwych, bo nikt nie chce patrzeć na cierpienie ukochanej osoby, tym bardziej, gdy wie, że sam mu zawinił. I gdy już nie może pomóc. Leo czuł się bezradny i zagubiony, ale znosił to bez mrugnięcia okiem, bo wiedział, że zasłużył. Miał teraz wobec Spencer dług nie do spłacenia, choć już zabrał się za wynagradzanie jej krzywd. Starał się jak mógł, by pomóc jej dojść do siebie, ale za każdym razem, gdy myślał już, że się uspokoiła, ona znów wybuchała płaczem, ściskając go tym za serce. Przełykał gulę w gardle i znów zaczynał gładzić ją po plecach, głowie, ramionach, twarzy, szeptać do ucha słowa otuchy, których pewnie i tak nie słyszała. Wszystko dla niej, wszystko, czego potrzebowała. I nawet to błądzenie po omacku, rozpaczliwe szukanie czegoś, co mogłoby ją uspokoić, przywrócić nadzieję, odbierał jako swoją karę, choć obawiał się, że wcale nie pomaga ukochanej. Gdy w końcu zaczął bać się, że Spencer będzie potrzebowała pomocy lekarza, bo nie zdoła sama powrócić do równowagi, ona zaczęła oddychać spokojniej i drżeć coraz słabiej w jego objęciach. Odetchnął z ulgą, gdy spojrzała na niego, a z jej oczu nie płynęły już łzy. Zdołał nawet uśmiechnąć się krzywo, tylko po to, by zaraz znów posmutnieć. No tak, teraz każe mu się wynosić, a on nie będzie miał nic na swoją obronę. Westchnął razem z nią i przesunął kciukiem po spieczonych wargach kobiety. Równocześnie pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć, że ona nie musi nic mówić, że może nawet nie powinna. Pogładził jej wilgotny policzek, niezwykle czule ścierając z niego ślady łez. Powiódł spojrzeniem za swoimi palcami, a potem opuścił wzrok, zastanawiając się, co powinien teraz zrobić. To było całkiem łatwe - olśnienie przyszło samo, nie musiał wiele o tym myśleć. Odczekał jeszcze chwilę, ale gdy spostrzegł na ramionach ukochanej gęsią skórkę, wiedział już, że to najwyższa pora, by zabrać ją do mieszkania. Ostatni raz musnął dłonią jej policzek, a potem podniósł się, przez moment walcząc z chęcią wzięcia jej na ręce. Wydawała mu się taka krucha i bezbronna, że najlepszym wyjściem wydawało mu się zamknięcie jej w klatce ramion i pozostanie tak do końca świata. Mógł jednak jedynie pomóc jej się podnieść ze stopnia i posłużyć jako wsparcie, gdy ruszyli w kierunku mieszkania. Za progiem zrzucił pospiesznie buty i zamknął drzwi, ciągle nie wypuszczając z objęć ukochanej. Zatrzymał się dopiero kilka metrów dalej, przed drzwiami łazienki.
- Weź prysznic, a ja zrobię nam kawy. Napijemy się i porozmawiamy. W porządku? - wymruczał, stojąc tuż przy niej, z rękami opartymi na jej talii.
[oj, nie świruj! będzie dobrze! zdasz, nie ma innej opcji ;)
ale czego nie ogarnęłaś? świruje mi Lee, zwiewać chce, norma ;p spoooko ;)
aha, aha ;p]
[^^
nie ma innej opcji ;))]
Zaskakująco dobrze rozumiał jej niechęć do odsunięcia się i zerwania kontaktu. Sam najchętniej zaszyłby się z nią w jakimś ciasnym kącie, tak, by nie mogli się od siebie oderwać, by przy każdym ruchu pozostawali tak blisko siebie, jak to tylko możliwe. Była to dziwna odmiana po tym, jak zaledwie kilka chwil wcześniej zrobiłby wszystko, by uciec z dala od Spencer i jej łez. Teraz było mu wstyd za te myśli, szczególnie, gdy dostrzegł na jej ustach ten nikły, słaby uśmiech, który pozwalał mu sądzić, że już dochodzi do siebie i za niedługo znów stanie przed nim twarda, pewna Spenc. Nie to, żeby nie mogło pozostać tak, jak jest - coraz lepiej czuł się w swojej roli opiekuna. Tyle tylko, że ona nie będzie mogła wytrzymać długo w tym układzie. Póki co Leo miał jednak cel, do którego zamierzał dążyć - sprawić, by odżyła w nich nadzieja. Wiedział, że najpierw sam musi uwierzyć, a dopiero potem będzie mógł przekonywać do swoich racji Spencer, ale już mógł zacząć budować im pod to fundament - normalność. Zaczął od sprzątnięcia mieszkania; starannie wywietrzył sypialnię, zebrał swoje ubrania z poprzedniego dnia, do połowy opróżnioną butelkę wody i kartkę z wynikami badań, a potem także zmienił pościel, wszystko to robiąc w wielkim pośpiechu, by zdążyć, zanim brunetka opuści łazienkę. Gdy w końcu ogarnął to pomieszczenie, ruszył do salonu, po drodze zbierając samotne skarpetki i brudne kubki. W kuchni natychmiast zabrał się za przygotowywanie lekkiego śniadania i kawy - zestaw idealny zarówno dla jego wymęczonego żołądka, jak i dla Spencer, najpewniej pozbawionej apetytu po tych wszystkich wylanych łzach. Kilka minut później na stoliku w salonie stał już duży talerz zachęcająco kolorowych kanapek i dwa duże kubki czarnej, gorzkiej kawy. Leo uznał, że tam będzie im wygodniej niż przy stole w kuchni, skoro czekała ich długa, trudna rozmowa. Z zamkniętymi oczami usiadł na kanapie i zaczął układać w głowie myśli, a potem ubierać je w słowa. Podejrzewał, że i tak wszystko to pójdzie na marne, gdy zobaczy Spencer - a samo jej imię sprawiło, że zapomniał o wszystkim innym i mógł już tylko zastanawiać się, jak ona teraz się czuje.
[najwyżej oblejesz i podejdziesz drugi raz, bez spiny. mój brat zdawał cztery razy, a kuzyn siedem, więc chyba ich nie przebijesz, co? ;p ;))
właśnie ;p
kochana jesteś! <3 są cudne! zaraz coś sobie powybieram ;) rób testy, rób, a tym się nie przejmuj, tak, jak mówiłam, nie potrzebuję ich na już. zresztą, te mi wystarczą ;)]
Przez bańkę, w której zamknął się na kilka chwil, by oddać się rozmyślaniom, docierało do niego krzątanie się Spencer w drugiej części mieszkania. Szmer otwieranych drzwi, kroki na zimnych płytkach w korytarzu, skrzypienie szafy, a potem cisza, gdy ubrania wsuwały się gładko na wilgotne ciało. I znów kroki, cichy tupot stóp, które Leo mógł nakreślić z pamięci. Dopiero, gdy była już niedaleko salonu, otworzył oczy i przywołał na twarz lekki, blady uśmiech, którym powitał ją, gdy w końcu stanęła przed kanapą, ubrana w za dużą na nią koszulkę i z włosami wciąż mokrymi po prysznicu. Bez słowa otworzył ramiona i przygarnął ją do siebie, prawie tak stęskniony, jakby nie było jej kilkanaście dni, a nie kilkanaście minut. Cmoknął czubek głowy Spencer, przez chwilę wdychając zapach szamponu, teraz tak intensywny, jakby miał przed nosem jego butelkę. Uśmiechnął się znów nieznacznie, a potem usiadł wygodniej i zdecydowanie usadził też ukochaną; nie przestawał jej obejmować, ale ona już nie mogła robić tego samego, bo przysunął do niej kubek kawy i talerz, z którego wybrał najładniej wyglądającą kanapkę i włożył ją w dłonie kobiety. Zaraz potem znów cmoknął ją przelotnie, tym razem w skroń, i sam sięgnął po jedną z kromek, jednym gryzem pochłaniając niemal połowę. Przez cały czas spoglądał na Spencer, wcale nie kryjąc się z tym, że ją obserwuje. Wyglądała już dużo lepiej, ale czy czuła się lepiej? Czy to, że po jej policzkach nie płynęły już łzy, cokolwiek znaczyło? A może zdążyła już zmobilizować się do ukrycia swojego bólu, jak zwykle nie dając sobie czasu na dojście do równowagi? Odgonił jednak dzielnie od siebie wszystkie znaki zapytania, dochodząc do wniosku, że jeśli sama niczego mu nie powie, po prostu zapyta. Dzisiaj był na to gotowy. Nie miał wyboru.
[na pewno nie! wierzę, że zdasz za pierwszym razem. mocno trzymam kciuki! daj szybko znać, jak Ci poszło i... powodzenia ;)]
[uu, przykro mi. trzymałam przez cały ranek kciuki tak mocno, że teraz nie czuję palców! no ale jestem gotowa na to poświęcenie raz jeszcze, gdy będziesz zdawać ;) wtedy się uda! może podejdziesz do tego wszystkiego spokojniej? na pewno! ;))]
Okazało się, że ponure myśli nie opuściły go całkowicie. Gdy obserwował Spencer, wtuloną ciągle w jego bok, wszystkie rozmyślania i ciemne wizje wróciły do niego, z impetem rozbijając te okruszyny nadziei, które zdołał dla siebie zebrać. Nic nie zmieniło się w jego twarzy, ale wnętrzności znów ścisnęły mu się boleśnie, jakby ktoś kopnął go w brzuch. Musiał jednak uspokoić się, opanować nagłe drżenie mięśni i udało mu się to w końcu, choć nie bez wysiłku. S. potrzebowała go teraz silnego i pewnego, a nie trzęsącego się ze strachu! Znów wróciła do niego myśl, że najłatwiej byłoby się poddać, ale obecność brunetki, jej wyraźne starania, by wszystko wróciło do normy, choćby w niewielkim stopniu, szybko sprawiły, że odepchnął od siebie te rozważania. To jeszcze nie ta chwila - powtórzył sobie w myślach, dokładnie w tym momencie, w którym dotarły do niego słowa ukochanej. Ze świstem wypuścił z płuc powietrze, a potem, dla zyskania czasu, upił łyk kawy i rozsiadł się wygodniej w kanapie, przyciągając do siebie Spenc. Na usta cisnęły mu się tylko dwa słowa, ale wiedział, że jeżeli padną, on już nie zdoła wykrzesać z siebie nadziei, że jego sytuacja się poprawi. Nie wiem. Nie wiem. Jego myśli były bezładne, chaotyczne, a bezradność i rozpacz targała nimi z zaskakującą siłą. Zdołał jednak odetchnąć i uspokoić się. Kolejna fala, którą powstrzymał.
- Teraz... - wymruczał w końcu, dziwnie ochrypłym głosem. Zawahał się. - Teraz mamy kilka możliwości. - zakończył, a jego głos zabrzmiał nagle twardo, jakby na siłę wypychał z siebie słowa. Bo opcje, które póki co mógł jej przedstawić, nie były w żadnym stopniu satysfakcjonujące. Zamilkł więc, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok, bo znów potrzebował chwili, tym razem na walkę z własnym gniewem.
[;)
to ja Ci teraz będę mówić, że nie zdasz, w porządku? ;p
w ogóle to uświadomiłam sobie, że z naszego pokolenia, to nie znam nikogo, kto zdałby za pierwszym razem. pocieszające? ;p]
Zasłużył sobie. Ta myśl co jakiś czas wypływała na powierzchnię jego umysłu, raniąc go dotkliwie. Ale wiedział, że to prawda. Może nie zasłużył na chorobę, bo poza tym, że w młodości miał zbyt wiele okazji do złapania chorób wenerycznych i z całego serca nienawidził kilku osób, nie popełniał zbyt poważnych błędów, ale zdecydowanie należała mu się kara w postaci tego, jak się teraz czuł. Nie potrafił do końca określić, jakie grzechy musiał odpokutować, ale wiedział, że mu się należy.
To, że teraz on był oparciem dla Spencer, a nie na odwrót, dodawało mu sił. Jakby sam fakt, że może się nią zaopiekować, budził w nim uśpione pokłady energii. Potrzebował jej, ale nie po to, by mu pomagała w inny sposób, niż byciem tuż obok, lecz po to, by mieć dla kogo żyć. No bo gdyby nie jej załamanie sprzed kilkudziesięciu minut, może jeszcze dusiłby się śmiechem! Dzięki niej zebrał się do kupy i teraz... radził sobie. Jakoś.
A najlepszym na to dowodem był moment, w którym Leo odetchnął głęboko, a potem wrócił spojrzeniem do twarzy Spencer. Nie udawał - był opanowany, pewny i tak też brzmiał jego głos, choć czaiła się w nim cicha, ledwo słyszalna nutka rozpaczy.
- Przeszczep szpiku. Powrót do interferonu. Pozostanie przy obecnej terapii i leczenie bólu. Samo leczenie bólu. - wymieniał w nieprzypadkowej kolejności. Zaczął od tej opcji, która dawała największe nadzieje, a skończył na tej, która nie obiecywała nic poza spokojną, bezbolesną śmiercią za kilka miesięcy. Mimowolnie wzdrygnął się przy swoich ostatnich słowach, bo wystraszył się kolejnego pytania Spencer. A w jego myślach brzmiało ono: "Ile?..."
[;p
no dobra, dobra, niech będzie, trudno ;p
wgl. poczułam się oszukana! zobaczyłam Twoją Spencer ONeill ;p nie mówiłaś o niej... ;>]
Był tak wyczulony na to, co dzieje się ze Spencer, że wyczuwał każde drgnienie jej ciała, słyszał, gdy jej oddech przyspieszał, a potem z ulgą zauważał, że znów zwalniał. Dlatego też nie umknęło jego uwadze, że zbiera się, by coś powiedzieć, ale gardło i usta nie chcą jej słuchać. Doskonale wiedział, jakie pytanie męczy jej głowę, ale był zadowolony, że jeszcze nie padło. Pogładził więc znów jej plecy, na chwilę wplątując dłoń w jej włosy, dzięki czemu w jego nozdrza ponownie uderzyła silna woń szamponu. A potem przymknął powieki, gdy wtuliła się w jego szyję, bo z łatwością domyślał się, co się z nią dzieje. Odczekał chwilę i spojrzał na nią, ale jej oczy były suche, więc bez potrzeby zostawiał jej tę przestrzeń dla opanowania łez. Zaraz pokiwał gwałtownie głową, bez słów zapewniając ją, że się nie poddaje, że nie zadowolą go półśrodki. A potem już miał zacząć mówić coś o owym przeszczepie, ale dostrzegł, że Spencer znów targają jakieś niezadane pytania. Patrzył na nią niemal niewzruszony, zastanawiając się, jak inaczej mógłby jej to ułatwić. Nie widział jednak innego sposobu, jak pogładzić ją znów po plecach, po twarzy, ścisnąć pobielałą od wysiłku dłoń. A potem odpowiedzieć, oczywiście dużo łagodniej, niż na podobne pytanie odpowiedział mu poprzedniego dnia onkolog. Dla jej dobra. I dla jego spokoju.
- Do sześciu miesięcy. - wymruczał, najciszej, jak potrafił, na chwilę wstrzymując powietrze. Strach przed jej reakcją ścisnął mu żołądek.
[dzięęęki. to jest cudne <3]
[hm, OK ;p rozumiem już teraz ;) i tak mi się jakoś miło zrobiło... ;D]
Mógł się tego spodziewać. Jej reakcja była przewidywalna, do pewnego momentu, ale on i tak nie mógł ukryć swojego zdziwienia. Oczywiście natychmiast dopadł do niej i zaczął znów swoje niewyraźne mruczando o tym, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Wtulił twarz w jej włosy, coraz bardziej tracąc spokój, a jego głos stawał się stopniowo cichszy i mniej pewny. W końcu zamilkł zupełnie, z trudem przełykając gulę w gardle. A wtedy Spencer zmieniła gwałtownie pozycję, a potem pocałowała go. Była to pieszczota bardzo smutna, wręcz rozpaczliwa, więc tym bardziej nie mogła przynieść im potrzebnego ukojenia. Leo odruchowo wplótł palce w jej włosy, przyciągając ją do siebie najbliżej, jak się dało. Walczył ze sobą - z jednej strony złościł się na nią, że zainicjowała ten pocałunek, z drugiej był jej bezgranicznie za to wdzięczny. Biorąc pod uwagę ten mętlik w jego umyśle, z ulgą przyjął późniejszą decyzję ukochanej, by udawać, że nie padło poprzednie pytanie i odpowiedź. Mógł się skupić na tym, co naprawdę ważne, teraz, by ruszyli z miejsca. Tak bardzo pragnął, by to się już skończyło, a jeszcze nawet nie zaczął...
- Tak. - odparł, znów pewnym i zdecydowanym głosem. Wrócił do poprzedniej pozycji, z ramionami oplecionymi wokół talii Spencer, z policzkiem przyciśniętym do jej włosów, spoglądając co jakiś czas z ukosa na jej twarz. Chciałby znać wszystkie jej myśli...
- Ale jest wiele rzeczy, które mogą się nie udać. Szpik może mi oddać tylko ktoś z rodziny, najlepiej Mara lub Kat. Teoretycznie robi się to jedynie w pierwszej fazie choroby, a ja... - urwał nagle, by wziąć głęboki wdech. - Tak. Właśnie. - wymamrotał, bo jego myśli znów na chwilę się rozproszyły. Westchnął i zaczął zbierać się ponownie, w końcu kręcąc z niezadowoleniem głową.
- Onkolog nie dawał wielkich nadziei na powodzenie przeszczepu. - rzucił w końcu, znów z trudem wypychając z siebie słowa. Nie chciał zabierać im obojgu spokoju, ale nie mógł niczego ukrywać. Mieli jeszcze wiele spraw do przedyskutowania, może już nie być czasu... Nie dokończył, a z jego ust wbrew jego woli wyrwał się cichy, żałosny jęk.
[;))
wybacz małą obsuwę, już odpisuję Andro ;)]
[dobrze. już i tak wiem swoje. ;-)]
Ledwo zarejestrował krótki lot kubka i nagle dużo silniej wyczuwalną w powietrzu woń kawy. Po prostu na chwilę pozwolił sobie pogrążyć się w bólu, w ciemności i tej beznadziei, którą zdążył wcześniej w sobie stłumić. Znów myślał o śnie, o odpoczynku od strachu, smutku i cierpienia. Spencer jednak nie pozwoliła mu zupełnie zatonąć w morzu pełnym obaw i skrywanych lęków - idealnie wyczuła moment. Jej dłonie były jak spadochron, gdy Leo myślał już, że rozbije się o skaliste dno swojego umysłu. Odetchnął z ulgą, a potem pospiesznie przygarnął ją do siebie, oplatając ramionami jej drobne, kruche ciałko i wtulając twarz w jej szyję, we wciąż wilgotne włosy. Zamarł w tej pozycji w bezruchu i gdyby ktoś go nie znał, mógłby pomyśleć, że nic strasznego się nie dzieje. Ale nie, w skuleniu jego ramion, w ruchu, jakim przyciskał do siebie ukochaną, była ta rozpacz, która raz po raz raniła jego serce. Pospiesznie upychał ją do małego zakamarka umysłu, z którego nie miała prawa się wyrwać, a gdy to się stało, odsunął się od brunetki; teraz to on trzymał dłonie na jej policzkach, a kciukami wyznaczał sobie tylko znane ścieżki.
- Tak. Uda się. - rzucił, zupełnie pewnie i spokojnie, a na jego usta zdołał nawet wypłynąć lekki, blady uśmiech.
- Nie musimy polegać na klinice. Możemy poszukać innych lekarzy, innych szpitali. Może znajdziemy kolejne badania kliniczne? - dodał, mając nadzieję, że opanowanie, z jakim to mówi, ukoi umęczone nerwy Spencer, choć trochę. Zaraz musnął leciutko jej wargi swoimi, a uśmiech znów zamigotał na krótko na jego twarzy.
- Nigdzie się nie ruszam. - szepnął wprost w jej usta.
[no, chyba że CHCESZ ;p ;))
dobranoc, do jutra. pewnie będę dopiero późnym popołudniem. ciao!]
[w sumie racja. dzięki, że o mnie dbasz!
o nie! ;p]
Znów na chwilę zagubił się w swoim bólu, gdy do jego uszu dotarł cichy szept Spencer. W jakiś sposób wyczuł czające się w nim emocje i to one, nagle tak wyraźne w powtórzonym dwukrotnie słowie, sprawiły, że sam musiał przymknąć na chwilę powieki. Udało mu się jednak wrócić do siebie dość szybko, tak, że jego ukochana mogła nawet nie dostrzec jego kolejnego zawahania. Zaraz i ona opanowała się, a niemrawy uśmiech na jej wargach sprawił, że Leo miał ochotę się roześmiać, znów w ten gorzki, przerażający sposób. A to dlatego, że przez myśl przeszło mu, iż ta rozmowa w pewnym stopniu jest pożegnaniem, choć mówili o czymś zupełnie innym. Zdradzały ich ciała, spragnione dotyku drugiej osoby, wręcz lgnące do kontaktu z nią, do drobnych pieszczot, do pocałunków, do bycia tuż obok. Było to dla niego dziwne i głupie, bo wiedział, że w ten sposób nie uda im się wykrzesać z siebie wystarczająco dużo optymizmu na walkę z chorobą. Dlatego też, gdy już usta przestały mrowić go po tym niezwykle delikatnym pocałunku brunetki, odsunął się, oczywiście nie całkiem, ale na tyle, by mieć swobodę działania. Nie bardzo wiedział, o co mu tak dokładnie chodzi, zauważył tylko, że będąc zupełnie blisko Spencer, czuje się odrobinę gorzej. Jakby bał się, że ją zarazi, choć to nie było przecież możliwe. Westchnął cicho i przetarł zmęczone oczy, a potem odnalazł dłoń ukochanej i ścisnął ją lekko. Jej poprzednie słowa nie potrzebowały komentarza.
- Przykro mi, że dowiedziałaś się w ten sposób. - zaczął po chwili, znów wpatrując się w jasne oczy S. Były to słowa najprostsze, ale pełne emocji; płynęły prosto z serca. Czuł się fatalnie z tym, że po tak wielkim ciosie na długo zostawił ją samą. To nie miało tak wyglądać, to nie powinno tak wyglądać, ale teraz co mógł zrobić?
[nie mów, że dzisiaj też się będziemy mijać! ;(]
Chciał móc bezgranicznie wierzyć w powodzenie przeszczepu, z całego serca pragnął rozbudzić w sobie tę nadzieję, ale okazało się to niezwykle trudnym zadaniem. Za każdym razem, gdy o tym myślał, w jego głowie pojawiała się niekończąca się lista rzeczy, które mogą się nie udać, elementów, które mogą zawieźć. I jak w obliczu tego miał zachować optymizm? Walczył z czarnymi scenariuszami, ale one i tak uparcie pchały mu się przed oczy, za każdym razem ukazując jego śmierć, a dostrzegł, że w każdej z tych wizji umiera wcześniej niż w poprzedniej. Starał się jednak nie pozwolić, by bez reszty zapanowały nad jego umysłem; skupił się na tu i teraz, na Spencer, na tym, o czym jeszcze chciałby z nią porozmawiać. Myślał o tym, jak zapewnić jej spokojną przyszłość bez wracania myślami do czasu, kiedy byli razem. Miał już kilka pomysłów, choć najlepszym, według niego, był ten, który już wykorzystał dwa i pół roku temu - nagle z całą mocą zapragnął, by odeszła. By zniknęła, zagubiła się gdzieś w tłumie, by zaczęła normalne, szczęśliwe życie bez niego. Wiedział jednak, że nie zgodzi się na to pod żadnym warunkiem, choć był gotowy obiecać jej wszystko, czegokolwiek by nie zażądała. Musiał jednak odepchnąć od siebie ten pomysł, bo choć wydawał mu się idealny, wcale nie był dobry, teraz już ani dla niego, ani dla niej. Wiedział, jak to się może skończyć.
Odetchnął głęboko i leciutko skinął głową. Tak, niech będzie, że jest już dobrze. Chciał tego, ale nie mógł siebie i jej okłamywać. Więc dlaczego to zrobił? Dlaczego znów przywołał na twarz uśmiech i cmoknął czubek nosa Spencer, dlaczego chwilę później wymruczał ciche "tak", ponownie kiwając głową? Chyba po prostu chciał, by było już normalnie, zwyczajnie, spokojnie. Czuł się zmęczony, wypalony, a wciąż czekała ich ta ciężka przeprawa, jaką będzie dalsza walka z białaczką. Westchnął i zaczął się wiercić, jakby nie mógł już usiedzieć na miejscu. W końcu wstał, przesunął przelotnie dłonią po ramieniu ukochanej, a potem podszedł do okna i otworzył je, zaraz wracając na kanapę.
- Co zrobimy z domem? - rzucił, jeszcze zanim zajął miejsce przy boku Spencer. Spojrzał na nią bez uśmiechu, ale spokojnie; nic nie wskazywało na to, co dzieje się z nim w środku.
- To znaczy... Chciałem zapytać... - mruczał, nagle dziwnie zagubiony. - Czy jeśli ja... jeśli odejdę, będziesz chciała tam mieszkać? - zakończył w końcu, nagle spięty, z jakimś mięśniem drgającym nerwowo w jego policzku. Nie chciał wyjść na nieczułego, ale dla niego to też nie było łatwe, a musiał wiedzieć. Planował już teraz, póki czuje się jeszcze zupełnie dobrze, pozałatwiać wszystkie sprawy, a przede wszystkim, zabezpieczyć przyszłość Spencer, jeśli tylko mu na to pozwoli i będzie tego chciała.
[^^]
Pytanie o dom wymknęło się z jego ust odrobinę zbyt wcześnie, zbyt słabo przemyślane. Zrozumiał to bardzo szybko, bo nawet on sam poczuł się z nim źle, więc nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co dzieje się ze Spencer. On miał całą dobę na oswojenie się z wynikami badań, ona - zaledwie godzinę lub dwie, nie wiedział, bo zupełnie stracił poczucie czasu. To było dla niej wciąż zbyt świeże, rozumiał to i żałował, że tak szybko postanowił przejść do kwestii praktycznych. Był tego uczony od dziecka, ale ona, jako kobieta, najpierw musiała uspokoić szalejące emocje. A w nim z każdym drgnieniem jej ciała serce zawierało na coraz dłuższą chwilę. Od samego rana raz po raz popełniał błędy, a gdy już coś mu się udawało, to działo się to przez czysty przypadek. Stąpał po omacku, ciągle potykając się i gubiąc drogę, ale czy ktokolwiek w takiej sytuacji wiedziałby, jak się zachować? Leo przyszło do głowy, że gdzieś tam, w świecie, jest mężczyzna, który doskonale potrafiłby uspokoić Spencer i ulżyć jej w cierpieniu. Może ten, z którym była pod jego "nieobecność"? Na pewno on nim nie był, to niemożliwe, skoro zamiast ukoić nadszarpnięte nerwy ukochanej, tylko kolejny raz doprowadził ją do płaczu. Sapnął ze złością, oczywiście na samego siebie, a potem zaraz sięgnął dłońmi do jej twarzy. Przez chwilę tkwił tak, z palcami muskającymi jej policzki, czekając, aż w końcu uniesie na niego wzrok, a gdy to się stało, posłał jej poważne, ale łagodne spojrzenie.
- Już dobrze. Nie musimy o tym teraz rozmawiać. Nie musimy w ogóle, nigdy. Nawet o tym nie myśl, dobrze? Wszystko w porządku. - mruczał, a jego głos brzmiał pewnie i zdecydowanie. Przez chwilę wydawało mu się, że wie, co robi, ale gdy pomyślał, jak zabrzmiały jego słowa, znów zasępił się w duchu. Nie miał racji. Nic nie było w porządku. Zasypał ją pustymi, nic nieznaczącymi zdaniami, w które mógłby uwierzyć, gdyby sytuacja była inna. Ale nie teraz. Nie w ten sposób.
[hahaha ;d ja tak wczoraj, jak mi się nudziło, czytałam od początku historię Andro i Leośka ;p
btw wybacz jakość moich tekstów dzisiaj, ale mam gorszy dzień, ciężko mi się pisze.]
Jakimś cudem znów wrócił do równowagi, więc już nic nie mogło go ruszyć. Na chwilę, dopóki nie musiał myśleć, dopóki nie padały słowa. Na jego twarzy tkwiła teraz maska, tak chłodna i obojętna, jak tylko się dało, ale jego oczy zachowały dawny wyraz. Nie potrafił inaczej.
Z westchnieniem zaczął gładzić opuszkami palców twarz ukochanej, tak czule i delikatnie, jakby wcale nie chciał, by poczuła jego dotyk. Obserwował ją uważnie, nieznacznie mrużąc oczy, starając się ukryć ich wyraz, a może walcząc z powracającym bólem głowy? Wolał nie wiedzieć, bo żadna z opcji nie była dobra, o żadnej nie mógł powiedzieć Spencer.
Znów westchnął ciężko, a w tej samej chwili padły słowa kobiety. Natychmiast skinął głową, nie przerywając muskania jej policzków, czoła, nosa, konturu warg. Zaraz potem zawiesił spojrzenie w martwym punkcie przed sobą, gdy bez pośpiechu zbierał myśli.
- Możemy poprosić o pomoc Tony'ego i moją matkę. Nawet ojca, jeśli będzie trzeba. - odparł po dłuższej chwili.
Czuł się źle z myślą, że znów będzie niepokoił rodzinę swojej starszej siostry, ale wierzył, że nie będzie to dla nich problemem. Tony, ze swoim pozytywnym nastawieniem do życia, mógł mu się przydać też do innych celów, ale nie pozwolił sobie o tym myśleć. Jeszcze nie. Trochę gorzej zareagował na pomysł, by zwrócić się o pomoc do swojego ojca, choć to jemu przyszedł on do głowy. Wiedział jednak, że w ostateczności to będzie dla nich najlepszym wyjściem, nawet jeśli potem miałby wobec niego dług wdzięczności.
[przynajmniej się coś dzieje. ci tutaj robią się nudni, choć już mam w planach jakoś temu zaradzić... ;))
o. serio? cieszę się. znaczy: dzięki ;) zauważyłaś, że tam piszemy trochę inaczej? mnie też niektóre zdania czy komentarze wręcz zachwycają, ale coś mi się wydaje, że to zasługa naszych potworów, nie tylko nasza ;p]
Dzień zaczął się dla nich ciężko, ale Leo już patrzył w tę niedaleką przyszłość, gdy położą się do łóżka i będą próbowali zasnąć. Przerażały go takie chwile, bo doskonale wiedział, co chciałby zrobić, gdzie wolałby być. Nie lubił siebie za myśl, że nie chce być przy Spencer, gdy ta będzie starała się zasnąć, szukając ukojenia w jego objęciach. Dlaczego przyszło mu to do głowy akurat teraz? Bo pomyślał o poprzednim dniu i wieczorze, wypełnionym wonią alkoholu. A teraz znów planował, jak zostawić ją samą, choć przecież nie o to dokładnie chodziło. To Leo potrzebował pobyć trochę ze sobą, pomyśleć, dać sobie czas na ból i rozpacz. Przy niej musiał się kontrolować, a wiedział, że tłumienie emocji to też nie jest wyjście. Więc co zrobić?
Z ciężkim westchnieniem wrócił spojrzeniem do twarzy ukochanej, znów kiwając krótko głową w odpowiedzi na jej słowa. I nagle wszystko wydało mu się proste. To znów miało być tylko mgnienie, ale zamierzał wykorzystać tak oczywiste i proste wyjście z sytuacji. Pochylił się i cmoknął krótko wargi kobiety, a potem sięgnął do kieszeni, by wydobyć z niej telefon. Wskazał na niego.
- Zrobię to teraz. Zadzwonię do nich. I do Leny. - rzucił nagle, a jego głos zabrzmiał zupełnie pewnie, choć z trudem powstrzymał drżenie przy wymawianiu imienia swojej byłej przyjaciółki. Ale ona również mogła im pomóc. Leo już zaczął podnosić się, by wyjść z pokoju, gdy będzie przeprowadzał te trudne rozmowy, ale przeszło mu przez myśl, że może powinien zostać, tego chciałaby Spencer. Westchnął jednak i wstał mimo wszystko, a potem ruszył jedynie do okna, teraz otwartego szeroko. Wybrał odpowiedni numer i czekał.
[stwierdziłam, że mogliby się rozstać na trochę, ale dojdziemy dopiero do tego, w jakich okolicznościach. a teraz coś jeszcze planujesz? znaczy tego dnia?
masz rację, to chyba dlatego, że piszemy ją krócej i jest świeża, dokładnie tak ;) skomplikowana to jest cała czwórka ;p]
Przez dłuższą chwilę przeglądał w telefonie listę kontaktów, zastanawiając się, co kogo zadzwonić z pierwszej kolejności. Najpierw stwierdził, że powinien zacząć od najtrudniejszej rozmowy - z którymś z rodziców - bo do nich będzie potrzebował najwięcej spokoju i opanowania. Potem pomyślał, że może wcale nie będzie musiał ich niepokoić, jeśli wcześniej zadzwoni do Tony'ego, bo istniała ogromna szansa, że to on poda Leo wszelkie potrzebne kontakty. Mimo że jego matka była lekarzem dłużej i miała dużo więcej znajomości, to szwagier był chirurgiem onkologicznym, więc automatycznie znał lekarzy swojego kierunku. Tak. To do niego powinien zadzwonić najpierw.
Szybko okazało się, że miał rację. Tony najpierw zamarł na dłuższą chwilę, zawołał Marę, ale w czasie, gdy ona rozmawiała z bratem, już szukał numerów i adresów. Gdy powiedział, że wysyła wszystko mejlem, Leo od razu sięgnął po komputer, podziękował lekko chropowatym z wdzięczności głosem i rozłączył się, chcąc jak najszybciej zobaczyć, co takiego zaproponował mu szwagier. Już miał ruszyć w kierunku kanapy, już otwierał laptopa, gdy nagle zamarł i pokręcił zdecydowanie głową. Spojrzał na Spencer. Wiedział, że zastanawia się, co takiego powiedział mu szwagier i czy w ogóle dawał mu jakieś nadzieje, ale póki co musiało jej wystarczyć to, co zdołała usłyszeć podczas rozmowy. Z westchnieniem odłożył komputer na miejsce i opadł na podłogę tuż przy sofie, sięgając po dłonie ukochanej. Był wyczerpany tym telefonem, tym dniem, ale nie o to chodziło.
- Spencer - wychrypiał nagle, ściskając jej palce i ciągle wpatrując się w jej oczy. - Czy myślisz, że moglibyśmy to odłożyć? Tylko o dwa dni. Jutro bankiet. - zakończył, a w jego głosie bardzo wyraźnie zabrzmiała prośba, tak gorąca, że Leo zaczął zastanawiać się, czy brunetka się go nie wystraszy. Czy nie pomyśli, że znów zwariował. To jednak przestało się liczyć, gdy czekał niecierpliwie na jej odpowiedź, klęcząc na podłodze, powtarzając w myślach jedno słowo "proszę". Już raz kradli dla siebie czas, dlaczego nie mieliby zrobić tego ponownie?
[hej, ale szczerze! masz inne pomysły?
o, to ja sobie poprzesuwam później, najwyżej będziesz mnie poprawiać, jeśli coś w moich opisach się nie będzie zgadzać ;p
;d]
Już widząc jej zagryzioną wargę i spojrzenie pełne wahania, wiedział, że wyrok, który zaraz zapadnie, będzie dla niego pomyślny. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że nie odmówi sobie i jemu tych dwóch spokojnych dni, choćby nawet miały być udawane czy wypełnione kłamstwem. Nieważne. Leo był w tym momencie egoistą, bo doskonale wiedział, jak poprzednim razem zadziałał na niego ten wyrwany chorobie dzień, kilka godzin spędzonych w objęciach Spencer. Przypominał sobie o nim, ilekroć pojawiała się w drzwiach jego sali, a gdy malujący się na jej twarzy ból był dla niego nie do zniesienia, przywoływał obraz ukochanej, gdy leżała spokojna u jego boku na tej właśnie kanapie, na której teraz rozłożyła się, cała spięta i zestresowana. Jej również chciał pomóc. I już nawet wiedział, jak.
Gdy po chwili zaczął całować z wdzięcznością jej dłonie, miał przymknięte powieki i rozedrgane ciało. Dopiero po dłuższej chwili oderwał się od niej i wstał z uśmiechem, już zupełnie spokojny, wręcz zadowolony. Zebrał ze stolika ich kubki z niedopitą kawą i przysunął do Spencer talerz kanapek. Pogładził ją po włosach, mówiąc:
- Zjedz coś jeszcze. Zrobię nam świeżej kawy.
A potem obrócił się na pięcie i wyszedł z salonu, wciąż uśmiechnięty lekko.
[no właśnie mam już pewien plan, ale zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. Spencer po prostu nie będzie miała wyboru ;p
;)
spoko, znam ten ból. robię milion rzeczy naraz ;p]
[nie, nie musisz się bać. i nie, w życiu! nie Leoś, na pewno nie ten ;p
no weź, przed chwilą odpisywałam Ci, jedną ręką szorując wannę ;p]
Nie było czasu, by myśleć. Leo tak zapełnił cały ich dzień zajęciami, że nawet jeśli coś dręczyło którekolwiek z nich, to nie było czasu się tym przejąć. Przynajmniej nie na długo.
Początkowo nie był pewien, czy Spencer da się wyciągnąć z domu, ale na szczęście udało mu się ją przekonać. Po śniadaniu i kolejnym kubku mocnej, aromatycznej kawy, podczas którego Leo zabawiał ukochaną rozmową - mówił o swoim zajęciu, o Kat która rozmawia ze swoim brzuchem, pytał o pracę, o rodziców, a potem zabrakło im już czasu - wyszli z mieszkania i skierowali się w stronę parku. Szli pod rękę, jak zawsze, gdy mogli zwolnić i po prostu spędzić trochę czasu z naturą. On sam uwielbiał te zakątki, bo kojarzyły mu się z tą dobrą stroną dzieciństwa i nareszcie, po raz pierwszy, opowiadał o tym swojej ukochanej. Mówił nawet o ojcu, ale wspominając tylko wczesne lata, gdy nie tak często wyjeżdżał i zostawiał swoją rodzinę na całe miesiące. Słowa płynęły z niego swobodnie, niepowstrzymane, ale też niewymuszone. Było mu... lekko.
A później zjedli lekki obiad we włoskiej restauracji i wrócili do mieszkania, by wziąć kluczyki do samochodu i pojechać do stadniny. Wiedział, jak Spencer kocha konie i miał nadzieję, że to na trochę ją odpręży, a już gdy sam postanowił spróbować i wsiadł na jedno ze zwierząt przeznaczonych na naukę jazdy, nie wątpił, że ukochana o wszystkim zapomni. Był nieporadny, niezgrabny, cały czas śmiał się, aż w końcu koń zbuntował się i zrzucił go z siebie, prychając ze złością. Leo wylądował na plecach, ale ciągle z jego gardła wydobywał się dźwięczny, nieco chropowaty śmiech, więc było wiadomo, że nic mu się nie stało. A wieczorem wrócili do domu i wypełnili ciemne godziny rozkoszą i pożądaniem.
[o jeżu, takie mi to strasznie wymuszone wyszło, ale zabrakło mi pomysłów i weny. drugi dzień możesz opisać Ty, chyba że wolisz skomentować ten, obojętne ;)]
[tylko czy Andro wybaczyłaby mu? to znaczy o ile w ogóle by się dowiedziała! ;p
sobota <3]
Dla niego była to rzeczywiście spokojna noc, bo choć budził się jak zwykle, co jakiś czas zrywając się gwałtownie, równie szybko zasypiał z powrotem, zawsze mając Spencer tuż przy swoim boku. Wymęczony całym dniem pełnym wrażeń i gorącymi doznaniami wieczora, spał, odzyskując siły i obudził się zupełnie wypoczęty, a nawet lekko uśmiechnięty.
Kawa u śniadanie do łóżka zaskoczyły go. Zazwyczaj to on zajmował się przygotowaniem ich pierwszego posiłku, ze względów praktycznych: wstawał wcześnie i miał na to zawsze dużo czasu. Rzadko jednak docierał ze śniadaniem do sypialni, bo Spencer zaskakiwała go swoją nagłą pobudką i spacerem do kuchni.
A po śniadaniu mogło być już tylko lepiej. Nie przepadał za niespodziankami, ale po zachowaniu ukochanej mógł wnioskować, że zaplanowała coś idealnego. I nie pomylił się, choć jego zaskoczenie było ogromne, gdy zaprowadziła go do wesołego miasteczka. Czuł się jak nastolatek, nie przestawał się śmiać i żartować, a w opowieści Spencer wsłuchiwał się z żywym zainteresowaniem, jakby od jej słów wiele zależało. I może tak właśnie było. Smakowali atmosfery zabawy i swobody w pośpiechu, brudząc sobie palce i twarze lodami, taszcząc ogromne pluszaki i nie przestając się zaśmiewać z najdrobniejszych żarcików.
Powrót do domu i przygotowania do wyjścia również nie mogły być słodsze. Wspólny prysznic, kolejna porcja pieszczot i czułości były najlepszym, co Leo mógł dostać od ukochanej w tak ważnym dla niego dniu. Był już poważnie zdenerwowany swoim "debiutem", w ogóle całą imprezą, na której miało pojawić się mnóstwo ważnych ludzi nie tylko z miasta, ale też z okolic. Nie przyznawał się do niczego, ale wiązał z tym wieczorem wielkie nadzieje. Przynajmniej zanim zobaczył swoje ostatnie wyniki.
Gdy Spencer w końcu stanęła przed nim, już zupełnie wyszykowana, Leo przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić słowa. Ledwo zwrócił uwagę na sukienkę, bo tak naprawdę myślał jedynie o tym, co znajdowało się pod nią. Gdy jednak uniósł spojrzenie na twarz ukochanej, znów nie mógł złapać oddechu. Była zachwycająca, tak piękna, że zastanawiał się, czy nie wyśnił tej części swojego życia, w której się w nim pojawiła. Podszedł do niej niespiesznie, nasycając oczy miękkością jej włosów, spływających na ramiona w sposób, który uwielbiał, kształtem jej bioder, rysujących się pod materiałem sukienki, a nawet gładkością łydek, uśmiechających się do niego znad tych niebotycznie wysokich obcasów. Gdy już był o krok od kobiety, sięgnął po jej dłoń i uniósł ją nad jej głowę, a potem obrócił wolno wokół własnej osi, podziwiając całą jej sylwetkę, każdy szczegół.
- Wyglądasz olśniewająco. - wymruczał, gdy już znów mógł spojrzeć w jej oczy, teraz znajdujące się prawie na poziomie jego oczu.
- Pani Hoult, czy mogę panią pocałować? - zapytał cichutko, a potem, nie czekając na jej odpowiedź, musnął delikatnie jej wargi, już nie przejmując się makijażem czy fryzurą.
A potem przeczesał dłonią włosy i ruszył do drzwi, splatając razem ich palce.
[właśnie, że nie. ja dzisiaj wcale nie myślę, nie powinno mnie tu być ;p]
[nie on - ja ;p ups...
aha, aha ;p
oj, ale ja cudowna, no ^^
spooko, do spisania ;)]
Ręce drżały mu niekontrolowanie, gdy walczył z pękiem kluczy, zamykając drzwi. Pochłaniały go nerwowe rozmyślania, przez które robiło mu się sucho w ustach, a serce przyspieszało swoje bicie w klatce z żeber. Jak przez mgłę dotarły do niego słowa Spencer; zdążył już zamknąć mieszkanie i ruszyć w kierunku schodów, po drodze odnajdując znów dłoń ukochanej.
- Nie! - odparł odrobinę zbyt szybko, ale zdradziły go otwarte szeroko oczy i gwałtowne kręcenie głową. Gdy pomyślał o tym, jak mało się wysilił, by ją oszukać, biorąc pod uwagę jej wykształcenie, zaczął się śmiać. Spojrzał w jej kierunku, kiwając niechętnie głową, a potem westchnął cicho, zaczynając schodzić po stopniach.
- Tylko trochę. - wymruczał chwilę później, jakby obrażony, że Spencer zwróciła na to uwagę. Sam doskonale wiedział, że nie ma najmniejszego powodu do stresu, że strona wygląda idealnie i prezentacja jej przebiegnie bez zarzutu, ale tylko on miał świadomość, że chodzi o coś więcej. Myślał o tych niewyraźnych wizjach, które przemykały mu pod powiekami, gdy myślał o swojej przyszłości. Jakoś ciągle wydawało mu się, że ta praca w "That's MT" jest tymczasowa... Ale teraz nie miał lepszych opcji. Zresztą, pewnie i tak straci tę posadę, gdy jego tygodnie na powrót wypełnią się wizytami w szpitalach, lekami i ryżowymi papkami.
- Masz zamiar się ze mnie nabijać? Proszę bardzo! - rzucił, gdy chwilę później spojrzał przelotnie na ukochaną. Wcześniej miał zamiar powiedzieć jej o wszystkim, ale nie, to był ich ostatni spokojny wieczór, więc w końcu powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, a czym mógł ukryć swoje prawdziwe myśli.
A zaraz potem wrócił prawdziwie wesoły Leo, żartujący już przez całą drogę to pałacyku pod miastem, gdzie odbywał się bankiet gazety.
[ok, ale chyba go nie zabije, co?
dobra, już dobra, milczę. ale wiesz, trochę samozachwytu dobrze człowiekowi robi ;p
nie, jest spoko. a btw co robiłaś tak rano? ;>]
Leo nie był aż takim optymistą, jak Spencer. W dziwny sposób jej uwagi, wszystkie te drobne złośliwości, które były nieodłącznym elementem ich związku, dotknęły go. Poczuł, że jego zdenerwowanie jest czymś złym, choć takie myśli uderzyły w niego dopiero pod koniec podróży. Wtedy też dotarło do niego, że te myśli to również wina jego podenerwowania, więc odetchnął głęboko i postanowił, że za wszelką cenę uspokoi skołatane nerwy. Nagle okazało się, że nie musi robić tego sam, bo Spencer wróciła do roli troskliwej dziewczyny. Był jej za to bezgranicznie wdzięczny, bo wiedział, że wierzy w swoje słowa, że nie są one puste i pozbawione znaczenia. Bo znaczyły bardzo dużo. Nie tylko w świetle czekającego ich bankietu, ale też... innych rzeczy. Dlatego właśnie jego uśmiech, którym dziękował jej za to, co powiedziała i zrobiła, był jednocześnie ciepły i smutny. I pełen innych emocji, których Leo nie chciał klasyfikować.
Podał jej ramię i bez słowa ruszył w kierunku wejścia do okazałego budynku. Pałacyk otoczony był zadbanym ogrodem, po którego alejkach przechadzały się teraz elegancko ubrane pary, trzymając zdobione, kryształowe kieliszki z szampanem. Leo patrzył na ten obrazek ze zdumieniem. Owszem, Val wspominała, że będzie wytwornie, ale nie spodziewał się, że aż tak! Na szczęście oboje idealnie wpasowali się w klimat imprezy. Już pewny siebie i znów zupełnie spokojny poprowadził ukochaną w gęstniejący tłum.
[dzięki -.-
no, serio!
o. i już wróciłaś? ;)]
Leo w życiu nie spodziewał się, że tak dobrze będzie się czuł w centrum zainteresowania. No, może nie do końca, bo głównym punktem całego przedsięwzięcia była Val, ale on też miał w tym swoje zasługi i to już było dla niego dużo. Mimo całego tego zainteresowania jego osobą - wszyscy wiedzieli już o niesamowitej pracy, którą wykonał wraz z gronem informatyków i naczelną gazety - nie czuł się skrępowany czy w najmniejszym stopniu zagubiony. Wszystko przychodziło do niego naturalnie: powitania, żarciki, komentarze, uśmiechy. Zaskakiwał sam siebie swoją swobodą i entuzjazmem. Może była to magia tych "wyrwanych" dni, świadomość, że to ich ostatni spokojny wieczór, ale korzystał z niego, brał pełnymi garściami. Odrobinę żałował jedynie, że nie ma czasu na rozmowę ze Spencer - było tyle rzeczy, które chciał jej powiedzieć! - ale w końcu mogli siedzieć i rozmawiać do rana. A już w ogóle źle zareagował na pojawienie się asystenta Val, który nie dał mu nawet czasu na powiedzenie do ukochanej jednego zdania, bo już ciągnął go do szefowej. Tam jednak, gdy rozmawiał z kobietą, która zrobiła z niego zasypywanego gratulacjami, uśmiechami i propozycjami pracy dziennikarza, zrozumiał, że chciałby spędzić ten wieczór z kimś innym. Że musi spędzić ten wieczór z kimś innym. I chwilę później wcisnął jej w dłonie materiały, które przygotował do prezentacji, cmoknął jej policzek i zniknął bez słowa, jedynie kręcąc głową, jakby mówił, że nie ma żadnego wpływu na to, co się dzieje. W popłochu szukał w tłumie burzy ciemnych włosów i nagle wystraszył się, że odeszła. Nigdzie nie potrafił jej znaleźć, chodził jak błędny pomiędzy ludźmi, raz po raz potykając się i ciągle zapominając, by oddychać. Zniknęła. Z rozpaczą myślał o tym, że te dwa dni były kłamstwem, mydleniem oczu, że ona ze swoimi umiejętnościami z łatwością oszukała go, zostawiła na lodzie. Przeszło mu przez głowę, że po prostu była w stanie zrobić to, co należało - odejść, gdy już nie było żadnej nadziei. A wtedy dostrzegł ją na jednym z tarasów przyczepionych do budynku. Zamarł. Ulga i wyrzuty sumienia uderzyły w niego falą tak silną, że zakręciło mu się w głowie, że zupełnie stracił oddech. Trwało to tylko chwilę, bo zaraz znalazł się przy niej, wyglądającej nawet piękniej, niż to zanotował w pamięci. Dotknął jej ramienia, a gdy odwróciła się od ściany lasu, otaczającej pałacyk, przygarnął ją do siebie i pocałował, ciepło, czuje, ale też niecierpliwie, tym samym zdradzając swoje uczucia.
- Tu jesteś. Szukałem cię. - wymruczał, starając się zbagatelizować to, co się z nim działo. Przywołał na twarz uśmiech, a potem splótł razem ich palce i pociągnął ukochaną w stronę wyjścia. Nie musiała nic mówić; wiedział, że czeka na jego tłumaczenia.
- Oddałem prezentację Val. Już osiągnąłem swój cel. - wyjaśnił mgliście, nie zatrzymując się ani na chwilę w drodze ku wolności.
[uff! całe szczęście ;p
;p ;D
aaa. i co, nawróciłaś się? ^^]
Gdy Spencer zmusiła go do zatrzymania się w miejscu, Leo mimowolnie najpierw rozejrzał się wokół siebie, a dopiero potem zawiesił na niej spojrzenie. Zniecierpliwione, wyczekujące, bo jedyne, o czym myślał, to wyrwanie się z tej dusznej sali, ściągnięcie krawata i pocałowanie ukochanej kobiety. Ale nie, znów musiały pojawić się jakieś problemy, choć to może było zbyt duże słowo, bo przecież S. nie wymagała wiele. Chciała tylko wyjaśnień, które powinien dać jej już wcześniej, ale... miał nadzieję, że mu zaufa. Wiedział, co robi! A teraz stali w tłumie, wyglądając tak, jakby się kłócili, jego współpracownicy spoglądali na niego ze zdziwieniem, tak samo zresztą jak inny goście, którzy chwilę wcześniej widzieli go z Val znikającego w jednym z bocznych pomieszczeń. Uśmiechnął się dzielnie, a potem objął Spencer ramieniem i zmusił ją do ruchu, choć tym razem nie gnał już w pośpiechu w stronę wyjścia. Spojrzał na nią z ukosa.
- Wiem. I będzie. Wszyscy wiedzą, kto jest twórcą tej strony, a nie ma różnicy, czy przedstawię ją ja, czy Valerie. Zresztą, ona czuje się na scenie jak ryba w wodzie, zrobi to lepiej, niż ja. Już i tak była przerażona, że sobie nie poradzę. I wszyscy są szczęśliwi. - zakończył, dość nieporadnie, bo chciał powiedzieć coś zupełnie innego. To jednak nie był najodpowiedniejszy moment, przede wszystkim ze względu na miejsce, w którym się znajdowali. Powiódł spojrzeniem po otaczających ich twarzach, a potem wrócił do tej najważniejszej osoby. Uśmiechnął się.
- Jeśli tak bardzo chcesz posłuchać, to możemy zostać, ale nie wydaje mi się, żeby Val powiedziała coś, czego nie wiesz. - wymruczał ugodowo, cmokając krótko skroń Spencer. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do tego, że była taka wysoka!
[ups.
ważne, że Ty czujesz się odmieniona ;) ;D]
Nienawidził wzruszania ramion i Spencer doskonale o tym wiedziała, a mimo to wykonała ten gest. Znak, że coś było nie tak, choć Leo szybko uspokoił się myślą, że zrobiła to bezwiednie. Przecież nawet on sam czasem, w stanie kompletnej bezradności, robi to samo. Dlatego też uśmiechnął się i skinął jej głową, wdzięczny, że nie zamierzała się upierać. A potem zaśmiał się cicho i uniósł wysoko brwi, jakby chciał zapytać, czy jego ukochana wie, co mówi. Val była bezpośrednia, szczera, pewna siebie, zawsze wypadała nienagannie! Ale Spencer nie zdążyła jej poznać, poza tym - co miała powiedzieć? Odwzajemnił więc jej szeroki uśmiech i już znów odrobinę szybciej poprowadził ją do wyjścia. W jego głowie zrodziła się myśl, słodka, elektryzująca, podniecająca... I już po chwili wiedział, że stanie się dokładnie tak, jak to sobie wymyśli.
Bez żalu żegnał pałacyk, uznając, że zmarnowali w nim już wystarczająco dużo czasu. Gdy tylko wsiadł do samochodu, ruszył z piskiem opon, choć musiał zwolnić, gdy wjechali na żwirową ścieżkę, prowadzącą do głównej drogi. Leo umyślnie włączył radio bardzo cicho, by nie przeszkadzało im w rozmowie, choć pogłośnił, gdy usłyszał znajomą piosenkę. Roześmiał się w głos, spoglądając na swoją towarzyszkę.
- Poznajesz? - wymruczał, zaraz potem dołączając do refrenu wraz z dobrze słyszalnym już głosem piosenkarki.
[chyba nie muszę pisać, co to za piosenka? i nie, nie jadą do domu, więc nic tam takiego nie pisz ;p
;))) mamie nie wierz. one zawsze tak mówią ;p]
On też śmiał się radośnie, z trudem opanowując się, by zaśpiewać choć kilka słów. Rzeczywiście - bzdurna piosenka obudziła w nim miłe wspomnienia, przez co wydawała mu się bliższa i milsza dla ucha. Widział, że i Spencer ma podobne odczucia; jej wesoły chichot przedzierał się przez zgiełk, który nagle zapanował w samochodzie, pieszcząc jego uszy. Było w nim tyle szczerości, spokoju i swobody, że Leo nie miał pojęcia, jak tak piękny dźwięk może nie być wychwalany przez tłumy! A potem dotarło do niego, że być może śmieją się w taki sposób po raz ostatni, więc znów pogłośnił radio i niemal ze strachem czekał na nieunikniony koniec utworu. Nie chciał go. Wiele dałby, by ta beztroska trwała w nieskończoność, ale nie istniało nic, co mogłoby mu pomóc to osiągnąć. Więc gdy ostatnie nuty wybrzmiały - a stało się to dokładnie w czasie, gdy wjechali na drogę prowadzącą do miasta - poczuł, że coś minęło bezpowrotnie. Ściszył głośniki, a potem spojrzał przelotnie na ukochaną; nie mógł obdarzyć jej dłuższym spojrzeniem, bo musiał zachować czujność na nieoświetlonej jezdni, choć oparł dłoń na jej udzie, chcąc dodać jej... otuchy? Chyba tak. Wiedział, że ich obiecane dwa dni kończą się już, więc wszystko niedługo zacznie do nich wracać. Ale to jeszcze nie koniec. Chwilę przed wjazdem do miasta skręcił gwałtownie w wąską, polną uliczkę; w myślach pochwalił się za ten manewr, tak nagły i niespodziewany, że Spencer nie mogła się wcześniej niczego domyślić. Wybrał też taką drogę, by zbyt wcześnie nie wydało się, gdzie zmierzają. Sam dziwił się, że w tak krótkim czasie udało mu się wszystko dokładnie zaplanować.
[ok ;p ;))
niestety. albo na szczęście ;p]
[kurde, ale miałam ochotę napisać coś o tych zwłokach, na przykład Val ;p]
Uśmiechnął się tajemniczo, słysząc pytanie Spencer. I on nie spodziewał się, by oczekiwała odpowiedzi. Spojrzał na nią tylko przelotnie, gdy wjeżdżali coraz głębiej w porośnięte wysoką trawą łąki, a z jednej strony majaczyła ciemna ściana lasu. W tym momencie zza chmur wyszedł księżyc i oświetlił drogę przed nimi, a także miejsce, w którym kończyła się na fragmencie piaszczystej plaży tuż przy brzegu jeziora. Na jego powierzchni odbijały się gwiazdy. Leo umyślnie zwolnił, mimo że do celu podróży mieli jeszcze kilkaset metrów, a zrobił to po to, by móc spojrzeć na Spencer i zarejestrować jej reakcję, gdy zrozumie, gdzie ją zabrał. Była to jedna z mniej uczęszczanych plaż, nazwana dziką, choć wcale takiej nie przypominała. Jego ulubione miejsce z czasów liceum... choć nie chciał o tym myśleć.
W końcu zatrzymał samochód na samym brzegu jeziora i zgasił światła, ale dzięki świecącemu jasno księżycowi już po chwili rzeczy odzyskały kształty. Znów nie spuszczał spojrzenia z ukochanej; odpiął pas i pochylił się w jej stronę, delikatnie całując jej usta. A zaraz potem wyskoczył z mercedesa i zrzucił z siebie marynarkę, wciskając ją na tylne siedzenie; ten sam los spotkał jego koszulę i krawat. Roziskrzone spojrzenie miał wciąż utkwione w Spencer; miał nadzieję, że nie będą im potrzebne słowa.
[ok, ja już też ledwo żyję. do spisania ;)]
Znów byli zwyczajną/niezwyczajną parą. Nie istniała jego choroba, problemy, deadline w postaci skradzionych dwóch dni. W tym magicznym miejscu czas stanął - woda znieruchomiała, wiatr przestał wiać, już tylko oni poruszali się, choć wydawało się, że robią to zbyt wolno, że sypki, zimny piasek pod ich stopami tłumi ich ruchy. Ale dzięki temu również chwila, w której Spencer przylgnęła do jego warg, trwała wieczność. Odwzajemnił tę czułą pieszczotę z entuzjazmem, a potem bez żalu przerwał ją, gdy nadeszła pora, by pozbyć się reszty ubrań. Pomógł ukochanej najpierw z zamkiem, a potem z opuszczeniem więzienia sukienki, która podzieliła los jego marynarki i koszuli. W pośpiechy zsunął z nóg także buty i skarpetki, które wylądowały pod siedzeniem, a pod stopami natychmiast poczuł rozkoszny chłód podłoża. Piasek otulił jego palce, a przez całe jego ciało przeszedł zimny dreszcz - dopiero wtedy pomyślał, że to mógł być zły pomysł. Było to jednak tylko mgnienie, bo zaraz pozbył się spodni i sięgnął do bokserek, w tym samym czasie odnajdując obok siebie sylwetkę Spencer. Jej twarz pogrążona była w mroku, ale wiedział, że się uśmiecha. Bez słowa zamknęli w samochodzie wszystkie swoje ubrania, a potem ruszyli w stronę wody, mieniącej się księżycowym blaskiem, trzymając się za ręce. Leo spodziewał się, że nie wytrzymają długo, ze względu na chłód, który ich ogarnie, ale jezioro okazało się rozkosznie ciepłe, nagrzane po kilku dniach upałów. Teraz już nie patrzył na ukochaną - brnął przed siebie, najpierw po piasku, a potem po warstwie glonów, w które zaplątywały mu się nogi, aż w końcu rzucił się do wody, robiąc potężny zamach rękami, by przepłynąć kilka metrów. Tam znów poczekał na Spencer. Gdy odwrócił się, zamarł. Jej blade, gładkie ciało, oświetlone blaskiem księżyca i milionów gwiazd, wyglądało jak zrobione z porcelany. Jej włosy były falą cienia, kontrastując mocno z jasną barwą skóry. A jej oczy lśniły, odbijając wszystkie światła świata.
Stał w miejscu tak głębokim, że ledwo dotykał stopami podłoża, a lekkie fale, wywołane wiatrem, zalewały mu usta. Ruszył więc z powrotem w stronę brzegu, widząc, że jego ukochana płynie do niego. Zatrzymał się po kilku zaledwie krokach, bo Spencer już była przy nim, piękna i zachwycająca, jak zawsze i jak nigdy przedtem. Objął ją pospiesznie, by zaraz zarzucić sobie jej nogi na biodra - w wodzie mógł ją nosić na rękach, nareszcie. Jej twarz znajdowała się teraz na tym samym poziomie, co jego, a tafla jeziora sięgała ich ramion, co jakiś czas unosząc się z łagodną falą. Wszystkie te doznania - falowanie wody, mdłe światło księżyca, ciepło nagiego ciała kobiety - sprawiły, że Leo czuł się, jak w bajce. I zaraz roześmiał się, cicho i dźwięcznie, choć dość krótko, bo zaraz złączył ich usta w namiętnym i pełnym emocji pocałunku. Przyciskał ją do siebie tak mocno, jakby chciał, by ich ciała zrosły się, by już nie dało się ich rozłączyć. Tylko tego pragnął.
[http://www.pinspire.pl/pin/show/9994101 - trochę nie ta pora, ale i tak od razu pomyślałam o naszym wątku ^^]
Leo nareszcie poczuł, że uchodzi z niego cały lęk i wszystkie tłumione od kilku dni uczucia. Było tak, jakby Spencer nagle odnalazła sposób, by mu w tym pomóc, jakby nacisnęła odpowiednie miejsce na jego ciele, a cały ból zniknął z niego w mgnieniu oka. Jego mięśnie rozluźniły się z tego nieznośnego napięcia, w którym tkwiły, umysł oczyścił się z niepotrzebnych myśli, a zapełnił tylko tą jedną, jedyną, która się liczyła. Spencer. I jej pocałunki. Jej miłość, tak łatwa, jak złapanie rześkiego, porannego powietrza głęboko do płuc. Jej zapach, nagle tak wyraźny, bo będący tak blisko. I nagle nawet ciemne kreski rozmazanego makijażu pod jej powiekami wydawały mu się najcudowniejszym zjawiskiem na świecie! Zaczął całować ją jeszcze bardziej zapamiętale, jeszcze mocniej przyciągając ją do siebie; chciał, by wiedziała, że jest dla niego całym światem, że tylko z nią pragnie być, tylko ją kochać. Wiedział, że nie wypowie tego żadnymi słowami, ale musiał spróbować. Nic jednak nie wyszło spomiędzy jego warg, gdy starał się zamknąć swoje myśli i szczere, czyste uczucia w zdaniach. To jednak było zbyt mało, więc znów jedynie przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jasne, wypełnione światłem oczy ukochanej kobiety. A potem przyszło mu do głowy, że znów robią z cudownej chwili pożegnanie, więc ostatni raz pocałował ją krótko, a potem odsunął się, bez słowa wskazując na pomost, wychodzący daleko w jezioro. Znajdowali się teraz o kilkaset metrów od niego; wyrastał z brzegu z dala od plaży, wprost z lasu, a jego suche, białe deski jaśniały w świetle księżyca. Kolejne magiczne miejsce. Leo upewnił się jeszcze, że woda nie jest zbyt głęboka, a potem zanurkował nagle i wynurzył się kilka metrów dalej, oglądając się na Spencer. Z uśmiechem znów skinął głową, jakby chciał powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że nigdzie nie znika, a zaraz znów zanurzył się pod wodą, burząc gładkość tafli jeziora.
[hahaha ;p spoko, hm, powodzenia? ;) i dzięki za wiadomość :))]
Nie rozumiał, co się stało, dopóki nie wynurzyli się z wody. Najpierw poczuł, jak coś ociera się o jego łydkę, a potem wokół niego zawirowały drobne pęcherzyki powietrza i pojedyncze kosmyki włosów musnęły mu twarz. Nie miał czasu na ocenę sytuacji, bo chwilę później poczuł na swoich ustach wargi Spencer, a z zaskoczenia zapomniał, że są pod wodą. Zamachał więc gwałtownie rękami, a wtedy ich głowy przebiły taflę jeziora, marszcząc ją tak, że niewielkie grzbiety fal dotarły aż do brzegu. Odetchnął głęboko, z ulgą stwierdzając, że jednak się nie udusił, ale zanim zdążył choćby wytrzeć oczy czy wziąć kolejny haust powietrza, dotarł do niego cichy, niesiony wodą szept Spencer. Mrugnął, a jej już nie było, więc z kilkusekundowym opóźnieniem rzucił się za nią, zaśmiewając się wesoło, obojętny na wszystko, skupiony na jej sylwetce, poruszającej się kilka metrów przed nim. Pomiędzy potężnymi ruchami, w które wprawiał swoje ręce, zdołał zawołać coś o tym, jak nie fair się zachowała, że jest małą oszustką i że nie dała mu czasu na odpowiedni start. Nałykał się przy tym wody, ale to też się nie liczyło, bo już prawie dosięgał jej łydki, już niemal muskał ją czubkami palców. Wciąż jednak wymykała mu się ze zwykłą sobie gracją, zwinna jak mała rybka, a on sunął tuż za nią, rozbryzgując wokół kropelki wody i co chwilę gubiąc rytm. W końcu zupełnie stracił oddech, więc musiał odpuścić, ale wciąż śmiał się pogodnie pomiędzy sapnięciami i krztuszeniem się. Spencer już prawie docierała do pomostu, więc postanowił podjąć ostatnią próbę, by przegrać z honorem - wziął głęboki wdech i zanurkował, znów pokonując kilka metrów. A wtedy, ku jego zdumieniu, zamajaczyła mu przed na wpół przymkniętymi powiekami, stopa kobiety, więc bez wahania uchwycił ją i wciągnął pod wodę, a sam przesunął się tuż obok, tym samym wyprzedzając ją. Wynurzył się ze śmiechem, ale teraz był już skupiony na zwycięstwie. Najbardziej wysunięta w głąb jeziora część pomostu była już zupełnie blisko, więc przyspieszył, z triumfalnym okrzykiem chwytając się spróchniałych desek.
[jeżu, nie chce mi się tego czytać, więc pewnie mam mnóstwo błędów - nie zwracaj na nie uwagi ;)
o, serio, chomika? ;p a to na wspomnianą osiemnastkę? mogę sobie wyobrazić ;p moja siostra kupiła córce szczurka, a ja przez godzinę nie mogłam się od niego uwolnić! był cudny. był, bo go zgubiły, chociaż nie wiem jakim cudem.
kurde, ta pogoda jest straszna. rano lało, a miałam jechać w góry, więc wszystko odwołałam, potem, jak już się zrobiło ładnie, to zadzwoniłam do znajomych żeby się umówić na wieczór na jakiś spacer czy coś w tym stylu, a teraz znowu leje -.- no i weź tu coś zaplanuj.]
Przez chwilę poczuł wyrzuty sumienia, że potraktował ją tak brutalnie, ale przecież była doskonałą pływaczką i nie wątpił, że nic jej się nie stanie. Spiął się więc gwałtownie, gdy usłyszał, jak się krztusi, ale jej śmiech niemal natychmiast uspokoił go już zupełnie. Posłał jej pełen zadowolenia uśmiech, wciąż dysząc ciężko, uchwycony kurczowo pomostu, by nie odpłynąć wraz z jakąś silniejszą falą. Zaraz poczuł na ramieniu palce ukochanej i w bladym świetle księżyca zamigotała jej twarz, zroszona kropelkami wody, roześmiana i pogodna. Odwzajemnił jej uśmiech i zawtórował w śmiechu, całując czubek jej nosa, zanim zdążyła się odsunąć.
- Nie zdążyliśmy ustalić zasad, więc... - mruknął w odpowiedzi, wzruszając ramionami. - Nie ma zasad, nie ma oszukiwania. - dodał, susząc zęby w szerokim, triumfalnym uśmiechu. Objął ją ramieniem i przycisnął do siebie, by nie przyszło jej do głowy uciekać. Na wypadek, gdyby chciała wciąż udawać obrażoną albo coś mówić, zatkał jej usta pocałunkiem, krótkim, ale niezwykle intensywnym. Odsunął się z ciężkim westchnieniem, ciągle nie mogąc uspokoić szalonego bicia serca po tak dużym wysiłku. Modlił się, by Spencer niczego nie zauważyła, bo wcale nie czuł się źle, ale wydawało mu się to niemożliwe, gdy jego serce tak gwałtownie i głośno poruszało się w jego klatce, że wydawać się mogło, iż ten dźwięk, poniesiony przez wodę, dotrze aż do miasteczka.
[OK!
no taki mały, słodki szczurek, bardziej jak myszka ;) ale szczur ;p ja najbardziej z tych małych stworków to koszatniczki lubię, strasznie mądre zwierzaki. Zyguś? ;p chomiki tak mają! ja widziałam takiego, co spał między kratami na suficie klatki ;p łebek mu tak śmiesznie wystawał. zobaczysz, w nocy nie będzie się dało przy nim spać ;p
jakim cudem zniszczyłaś parasol? ;p zdolna jesteś! pewnie już teraz nie, bo ciągle leje, chyba że później.]
Gdy Spencer zaproponowała, by odetchnęli chwilę na pomoście, pierwszą myślą Leo było to, że są nadzy. Wcześniej ledwo o tym pamiętał poza chwilami, gdy podziwiał piękno zupełnie odsłoniętego ciała ukochanej oświetlonego księżycowym blaskiem. Teraz jednak stwierdził, że wyjście z wody jest niebezpieczne, bo ktoś mógłby ich zobaczyć, a potem zadzwonić na policję (nie był pewien, czy dzika plaża nie znajdowała się na terenie czyjejś posesji...). A wtedy pomyślał, że nic go to nie obchodzi. Dał więc poprowadzić się w stronę miejsca, w którym oboje z łatwością mogli wspiąć się na pomost, by zaraz umościć się wygodnie na szorstkich deskach tuż obok brunetki. Gdy oparła głowę na jego ramieniu, westchnął cicho i zaczął w zamyśleniu gładzić te miejsca na jej ciele, których mógł dosięgnąć - górną część uda, fragment brzucha, ramię, twarz. Wpatrywał się przy tym w dwie plamy granatu, bardzo szybko tracąc rachubę, gdzie jest góra, a gdzie dół. Już nie wiedział, które gwiazdy są prawdziwe, a które odbite. Zauważył to z rozbawieniem, a potem dotarło do niego, że zrobiło się dziwnie cicho: wiatr ustał, tak samo jak szalone bicie jego serca. Odetchnął z ulgą, a potem nagle opadł na białe deski podestu, pociągając za sobą Spencer, choć, oczywiście, uważał, by nie zrobiła sobie krzywdy. Podłożył jej ramię pod głowę, żałując, że nie ma przy sobie nic, czym mógłby ochronić też resztę jej ciała przed zadrapaniami czy innymi urazami. Zaraz jednak uznał, że nie jest tak niewygodnie, jak mogłoby się wydawać, i już bez zbędnych obaw czy niepokojących myśli oddał się obserwowaniu gwiazd. I zaraz zaczęli prześcigać się w nazywaniu gwiazdozbiorów, zaśmiewając się przy tym wesoło i unosząc palce w stronę ciężkiego od świateł nieba.
[weź, siedziałam teraz i się z dziesięć minut zastanawiałam, jaki ten ogon mają koszatniczki ;p a, no chyba, że tak. Zyguś... ;p ;D tak, bardzo ciekawe, hm, doświadczenie ;p
hahaha ;D chciałabym to zobaczyć ;p
pewnie tak. Ciebie i tak nie będzie wieczorem, rozumiem? ;)]
Od chwili, gdy płuca odmówiły mu posłuszeństwa w chwytaniu oddechu, Leo nie mógł pozbyć się niejasnego, słabego przeczucia, że coś jest nie tak. Nie męczyło go specjalnie, ale było przy nim, odrobinę tłumiąc jego wesołość, ściszając śmiech, powstrzymując odruchy. Cała ta dziecinna zabawa pochłonęła go jednak do tego stopnia, że zdołał na kilka rozkosznych chwil zupełnie zapomnieć o tym niewyraźnym wrażeniu, że... zbliża się coś ważnego. Tak, to było poddenerwowanie, jakie znał, podobne do tego, które ma się przed ważnym egzaminem czy rozmową o pracę, na której nam zależy. To w pewnym stopniu uspokoiło go, bo znaczyło, że wszystko, co zrobili w ciągu tych dwóch dni, nie poszło na marne. Rzeczywiście czuł się lepiej, pełen nadziei i optymizmu, pewien, że ma przy sobie Spencer, gotową zawsze mu pomóc, ale też potrzebującą pomocy. To wszystko sprawiało, że czuł się silny, jak nigdy przedtem.
Gdy ich śmiech ucichł w ciszy późnego wieczora, uśmiech na twarzy Leo zgasł, ale nie zastąpiła go ani powaga, ani smutek. Po prostu uspokoił się zupełnie, rozluźnił i oddał bez reszty tej ostatniej rozkosznej chwili. Wiedział, że muszą już jechać do domu - było dość chłodno, a obsychające na ich ciałach kropelki wody potęgowały to wrażenie. Nie miał jednak ochoty się ruszać; było mu tak dobrze! Gdy spojrzał w bok, na twarz ukochanej, teraz zupełnie wyraźną przy padającym wprost na nią świetle księżyca, znów uśmiechnął się lekko. W jej oczach dostrzegł to wszystko, co sam czuł, choć były to emocje trudne do nazwania czy opisania. Miał jednak świadomość, że nie musi mówić jej o tych ulotnych wrażeniach, których doświadcza, bo ona ma tak samo, w każdym najdrobniejszym szczególe. Teraz to rozumiał. I obiecywał sobie, że już nigdy więcej jej nie odtrąci.
Miał jednak ochotę coś powiedzieć - o tym, jak bardzo ją kocha, jak jest wdzięczny za wszystko, co dla niego robi, jak cudowne były te dwa dni. Nic takiego jednak nie padło z jego ust. Pragnienie zachowania beztroski było zbyt silne.
- Dwa do zera. - rzucił, nieco spóźniony. Odsunął z czoła Spencer pojedynczy kosmyk włosów, a wtedy poczuł, że drży w jego ramionach. Pocałował ją krótko, by zaraz podnieść się razem z nią. Stanął na podeście i pociągnął ją na sam jego koniec, wskazując na miejsce, gdzie zaparkowali samochód.
- Ta sama zasada: nie ma zasad. Tylko bez oszukiwania przy starcie! - zastrzegł, a potem odliczył i sekundę przed swoim głośnym "trzy!" wskoczył do wody, śmiejąc się wesoło.
[;d ;p
na pewno pokochasz chomiki! ;p
ja też, jak to czytałam! chyba dobrze, że nigdzie dziś nie poszłam, bo jestem pewna, że stałoby mi się coś podobnego. moje szczęście <3
o, ale szkoda ;( jakoś przeżyję, może, a może uschnę z tęsknoty. a na pewno spróbuję zrobić coś z moją kartą, szkoda, żeby się zdjęcia marnowały ;)]
Odkąd wskoczył do jeziora, nie przestawał się śmiać, aż do momentu, w którym usłyszał okrzyk Spencer. Nie interesowało go to, że woda zalewała mu usta - łykał ją pospiesznie, zaciekle machając nogami i próbując opanować ten nagły przypływ szaleńczej wesołości. Nie liczyła się wygrana, ale sam wyścig: obolałe od wysiłku mięśnie, zdarte śmiechem gardło, starania, by znaleźć słaby punkt przeciwnika. Zdziwił się, że jego ukochana postanowiła wykorzystać ten sam chwyt, którego on użył już wcześniej, ale nie przewidziała, że nie zdoła wciągnąć go pod wodę. On jednak nie doceniał jej, pozwalając sobie trochę odpuścić, licząc na to, że brunetka zmęczy się i zostanie w tyle. Jak bardzo się mylił! Wykorzystała chwilę, w której próbował wrócić do odpowiedniego rytmu, by wyprzedzić go o kilka metrów. Potem, na płyciźnie, nie miał już szans. Ona biegła z gracją, rozbryzgując wokół siebie kropelki wody, a on z trudem brnął przez glony, czując się jak najcięższy człowiek na świecie. A potem poczuł przypływ sił i w kilku susach pokonał dzielącą go od samochodu odległość, ale i tak nie zdążył przed Spencer. I gdy usłyszał, jak cieszy się z wygranej, pokręcił z udawanym niezadowoleniem głową, a potem odsunął się od niej, by otworzyć samochód.
- Tylko dlatego, że ci pozwoliłem! - odparł, bardzo pewny tego, że ma rację. Stanął przy drzwiach po stronie kierowcy, dopiero wtedy zauważając, że o mały włos nie zostaliby bez ubrań. Kluczyki tkwiły wciąż w stacyjce, a przed wracaniem do miasta nago uchroniły ich niedomknięte drzwi. Leo odetchnął i spojrzał na Spencer z lekko zagryzioną wargą. Nie chciał przerywać ich beztroski, tego słodkiego wieczoru, ale musiał. Widział, że ona znów zaczyna drżeć, nie mogła tego przed nim ukryć, tak samo jak posiniałych z zimna ust i gęsiej skórki wstępującej na jej ramiona. Skinął na nią głową, by podeszła do niego, a potem zaczął podawać jej ubrania, w międzyczasie wsuwając na siebie części swojej garderoby. Zrozumiał, że nawet włożenie na siebie wszystkich ciuchów im nie pomoże, bo materiał natychmiast wchłaniał wilgoć, którą pokryte były ich ciała, a potem przylepiał się do skóry, ziębiąc ich jeszcze bardziej. Żałował, że nie miał w samochodzie nic, czym mogliby się wytrzeć, ale po chwili go olśniło. Najpierw sięgnął po swoją marynarkę i pomógł założyć ją Spencer, a potem wygonił ją, by wsiadła do samochodu po stronie pasażera. Gdy już zajęli miejsca, przekręcił kluczyk w stacyjce, by zaraz włączyć ogrzewanie. Natychmiast uderzyło w nich przyjemne ciepło. Uśmiechnął się. Jeszcze nie musieli nigdzie jechać.
[;p
tak, tak, ale tylko dlatego, że nie mam innego wyboru ;(( o, ja biedna! co pocznę?!]
Przez dłuższą chwilę potrafił myśleć tylko o tym, jak zabawnie muszą wyglądać. On w samych spodniach i zaplątanym we włosy rudym glonem, ona jedynie w bieliźnie i jego za dużej marynarce. A gdy jeszcze z początku siedzieli w samochodzie, nie odzywając się do siebie słowem, Leo nawet nie chciał myśleć, jak to musiałoby wyglądać dla obserwatora z zewnątrz. Ale im nic nie przeszkadzało, może poza chłodem, który już opuszczał ich ciała, Spencer trochę wcześniej, choć wyglądała na bardziej zmarzniętą niż on, ale wiedział, że to wina choroby. W końcu jednak i z jego członków ustąpiło zimno, a w momencie, w którym to sobie uświadomił, brunetka pochyliła się w jego kierunku i połączyła ich ogrzane wargi w pocałunku. Poczuł, że to dla niego za mało, ale nie śmiał prosić o więcej, podświadomie czując, że chwila nie jest odpowiednia. Uśmiechnął się więc tylko, wracając do poprzedniej pozycji, choć teraz, zamiast obserwować taflę jeziora, spoglądał na Spencer.
- Dopiero teraz to zauważyłaś? - wymruczał z rozbawieniem, zanim zrozumiał, że popełnił gafę. Jego słowa zabrzmiały mu w uszach gorzko, zamiast żartobliwie, choć wcale nie to było jego celem! Skrzywił się, a gdy przypatrzył się twarzy ukochanej, dostrzegł w niej jakąś zmianę. Teraz to on przechylił się w jej stronę, jedną dłoń opierając na fotelu przy jej udzie, a drugą przyciągając do siebie jego twarz. W jego oczach, oprócz nagłego smutku, pojawił się też gwałtowny zachwyt; dla niego Spencer wciąż wyglądała olśniewająco. Może nawet teraz podobała mu się bardziej, bo jej twarz nosiła ślady wspólnie przeżytych chwil; wyczuł jednak, że to, co wcześniej wziął za reakcję na jego słowa, jest czymś zupełnie innym, jakby tęsknotą za... pięknem. Zmusił ją więc, by na niego spojrzała, a gdy nie mógł uzyskać pewności, że zrozumiała wyraz jego oczu, spojrzenie, które jej posłał, westchnął cicho i przysunął się do niej jeszcze bliżej. Usadowił się wygodniej, a potem uchwycił jej twarz w obie dłonie i zaczął wodzić opuszkami palców po znajomych miejscach - policzkach, czole, powiekach, konturze warg.
- Kocham cię. - szepnął nagle, nie przerywając spaceru swoich dłoni.
- Kocham każdego piega na twoim nosie. Każdą rzęsę. Każdego zagubionego włosa. Każde oko. - wymruczał, przy ostatnim zdaniu uśmiechając się figlarnie. A potem pocałował ją krótko, niezwykle wolno i czule, tym razem nie unikając już tego "pożegnania".
[oj, biedulka! no tak, w świetle Twoich cierpień nie mam wyboru... ;p]
[już dobra, niech będzie, tylko się nad sobą nie użalaj! może, może masz rację, ale nawet, jeśli gdzieś wyjdę, będę o Tobie, ehm, tak... pamiętać znaczy, i, no, ten, tęsknić. czy coś.
spoko, ja już też się boję, jak jutro będę czytać moje ostatnie odpowiedzi ;p pewnie będę załamana ;d tak, tak, do spisania ;)]
Leo zaczynał żałować, że tak szybko opuścili bankiet. Nawet świadomość, że spędzili czas dużo ciekawiej, nie pomagała mu stłumić wyrzutów sumienia. Dostrzegł, że stanowczo zbyt rzadko zabierał gdzieś Spencer i to też mogło być powodem jej zasępienia, bo zniszczył jeden z niewielu wieczorów, które spędzali z innymi ludźmi. Może gdyby częściej wychodzili z domu, zamiast spędzać czas tylko ze sobą, ona teraz nie czułaby się w ten sposób. Jak każda kobieta lubiła przecież wyglądać pięknie, a pamiętał jeszcze jej przepełniony szczęściem uśmiech, gdy prezentowała mu się gotowa do wyjścia. Może rzeczywiście powinni byli zostać w pałacyku i cieszyć się tym wieczorem wśród obcych. Może.
Nie umiał odgonić od siebie wątpliwości i wyrzutów sumienia. Czuł się źle ze świadomością, że nie potrafi jej pomóc - słowa znów go zawiodły. Wydawało mu się, że nie dociera do niej to, co mówi, więc znów zalała go fala bezradności. A potem pomyślał, że przecież każdy mężczyzna wie, jak sprawić, by jego kobieta poczuła się piękna, więc zaczął całować ją jeszcze zapamiętalej, jeszcze czulej. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy zauważył, jak zaczyna wiercić się na swoim siedzeniu; znak, że czuje tę samą tęsknotę za bliskością, która targa też nim. Pomyślał, że kanapa tylnego siedzenia mogłaby być całkiem wygodna, ale z rozbawieniem odrzucił od siebie tę myśl. Tylko na chwilę, bo zaraz wróciła ze zdwojoną siłą, sprawiając, że krew zaczęła krążyć szybciej w jego żyłach. Znów stłumił ją, wiedząc, że pojawiłoby się więcej problemów, niż wybór miejsca. Odsunął się więc od Spencer, chcąc pozostać skupionym, nie rozochocić się za bardzo. Wciąż jednak przytulał dłoń do jej policzka, uśmiechając się ciepło, a potem sięgnął do tyłu po resztę ich ubrań.
- Wracajmy do domu. - powiedział cicho, z cieniem tęsknoty spoglądając na jezioro, teraz zupełnie spokojne, niezmącone nawet jedną zmarszczką.
[NIE! ;p ;D ;D ;D
tak, właśnie też zauważyłam ;p ale spoko, już ostatni tydzień, potem ja będę grzecznie znikać o wpół do dziesiątej ;)]
Gdy Spencer próbowała wsunąć na siebie swoją zachwycającą kreację, Leo nie mógł oderwać od niej wzroku. Nagle każdy ruch jej ciała sprawiał, że serce na chwilę w nim zamierało, a dłonie zaczynały niemal drżeć, spragnione zasmakowania gładkości jej skóry. Powstrzymywał się przed tym jednak, choć z rozbawieniem myślał, że mógłby szybko z powrotem zerwać z niej suknię, zamiast zapinać niewyobrażalnie długi zamek na jej plecach. Cmoknął więc krótko jej ramię, a potem zabrał się za zapinanie guzików swojej koszuli, już znów wpatrzony w rozciągające się przed nimi widoki. Wcisnął krawat do kieszeni i spojrzał kątem oka na Spencer, dokładnie w momencie, w którym ona zrobiła to samo. Uśmiechnął się.
- Wrócimy tu. - odparł zupełnie cicho, jakby do samego siebie. A potem opuścił spojrzenie i westchnął cicho, sięgając po pas. Wziął jeszcze swoją wilgotną marynarkę i wcisnął ją z powrotem na tylne siedzenie, wiedząc, że już nie będzie potrzebna żadnemu z nich, bo zdążyli się ogrzać, a potem ruszył niespodziewanie, zostawiając za sobą magiczne miejsce i równie magiczne chwile.
[WIEM! ;)
hahaha ;p ale serio, jak się zacznie szkoła, to będę musiała się ogarnąć i trochę przystopować, więc wiesz. ale będziemy mieć weekendy ^^
i może przewiń już do poranka albo do kiedy chcesz ;)
a w odpowiedzi na komentarz z tamtego bloga - widzisz, jaka jesteś konsekwentna? ja bym zupełnie olała to, co kiedyś tam napisałam, jeśli przyszłoby mi do głowy coś nowego ;p zawsze tak robię!]
On też nie miał ochoty wstawać, wiedząc, co ich czeka, ale mimo wszystko był pełen nadziei, że się uda. Wiedział jednak, że nie będzie łatwo, więc ociągał się, nieco przerażony tym wszystkim, co będzie musiał zrobić. W końcu jednak stwierdził, że takie bezcelowe leżenie w łóżku w żaden sposób nie pomoże mu zmotywować się do działania. Zdołał wstać, gdy pomyślał, że poranek będzie przecież zwyczajny - weźmie prysznic, ubierze się, zrobi śniadanie, wypije kawę. To wszystko nie odbiegało przecież od jego normalnych zajęć, dlaczego więc początkowo nawet o takim ranku myślał ze strachem? Nie wiedział. I chyba nie chciał wiedzieć.
Szybko okazało się, że rzeczywiście może być normalnie. Oboje zajęli się swoimi sprawami, w ich naturalnym, wypracowywanym rytmie i schemacie. Potem usiedli razem do śniadania, podczas którego padało niewiele słów. Oboje chyba unikali powrotu do normalności, chcieli, by beztroska trwała, ale tak nie mogło dłużej być. Dlatego Leo, gdy Spencer zajęła się zaparzaniem kawy, odnalazł swój telefon i włączył go po prawie dwóch dniach nieużywania. Zaraz rozdzwonił się gwałtownie sygnałem zaległych esemesów. Sprawdził, kto do niego dzwonił i... zamarł. Zerwał się gwałtownie od stołu, przewracając krzesło z głośnym hukiem. Bo oprócz tych nazw kontaktów, które spodziewał się ujrzeć, jak Kat, Mara czy matka, było też coś, czego się nie spodziewał, co nigdy nie zagościło na liście nieodebranych połączeń, a na pewno nie z tak dużą ich ilością...
- Klinika. - szepnął z przestrachem. To mogło znaczyć tylko jedno. Wróciły do niego najgorsze scenariusze.
- Dzwonili... Czterdzieści trzy razy. - dodał, spoglądając na Spencer, a panika wprawiła w drganie całe jego ciało.
[NIEPRAWDA!
właśnie! jeżu, jakie to wszystko... dziwne. dzisiaj sprawdzałam o której mam rozpoczęcie roku, szukając klas pierwszych, a dopiero po chwili sobie przypomniałam, że już jestem w drugiej ;p
no też fakt. już się boję ;p
a w ogóle to przypomniałam sobie, że kocham Twoje literówki. "brutalne reale" bardzo pobudziły moją wyobraźnię - pomyślałam o sklepach zjadających klientów...]
Gwałtownie skinął głową, słysząc słowa Spencer. To było tak oczywiste, a w panice nawet o tym nie pomyślał! Jasne, wystarczy zadzwonić, a sprawa sama się wyjaśni, bez zbędnych problemów. Coś jednak blokowało go przed przyciśnięciem zielonej słuchawki, jakiś lęk, że usłyszy wiadomości jeszcze gorsze niż te, z którymi zdążył się oswoić. Teraz jednak miał przy sobie swoją ukochaną, więc spojrzał na nią, na ten sam lęk, który on czuł, widoczny w jej oczach, odetchnął i przycisnął telefon do ucha, uspokajając się liczeniem do dziesięciu raz za razem. Nie pomagało.
A w końcu w słuchawce odezwała się kobieta, przez chwilę wymieniając wszystkie człony nazwy kliniki, by w końcu zapytać o powód, dla którego dzwoni. Podał swoje nazwisko i wyjaśnił sytuację, a głos recepcjonistki, czy kimkolwiek była owa kobieta, natychmiast się zmienił. Złagodniał. Spokojnie poprosiła, by przyjechał, pytając, czy może się zjawić za godzinę, a gdy odparł, że tak, za godzinę będzie w porządku, podziękowała i zaczęła zasypywać go grzecznościami. Zamrugał, zdziwiony, a potem odnalazł twarz Spencer. Nawet nie zauważył, że przez całą rozmowę wędrował po kuchni, zostawiając ukochaną przy przewróconym krześle; teraz jednak wrócił do niej szybko, zagryzając niepewnie wargę. Musiała słyszeć jego rozmowę, więc nie opowiadał jej o niczym, a jedynie poprawił krzesło i znów zajął na nim miejsce, wciskając rozedrgane dłonie do kieszeni jeansów.
- Możesz się spóźnić do pracy? Bo jeśli nie, to pojadę z Kat, będziemy z tobą w kontakcie. To już trzeci dzień z kolei... Idź i nie przejmuj się mną. Dam sobie radę. Nawet pozwolę jej prowadzić, ok? Już do niej dzwonię... - mówił, mając nadzieję, że zagada brunetkę i zgodzi się grzecznie pójść do pracy, zamiast włóczyć się z nim po klinice, gdy tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi.
[UWIELBIASZ MNIE.
aha, dobrze wiedzieć ;) będę trzymać kciuki!
tak, oczywiście, nie przeczę, tylko coś ostatnio się zaniedbałaś... ;p]
Panika wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem, ale Leo bardzo szybko zdołał się uspokoić. Wiedział, że sytuacja wymaga od niego opanowania, więc tak też planował się zachowywać - jakby go to niewiele obchodziło. Na słowa Spencer skinął tylko głową, w myślach przyznając jej rację i podziwiając jej spokój. Też chciałby tak umieć. Obawiał się jednak, że jest to tylko gra, ale nie zastanawiał się długo - postanowił po prostu sprawdzić, jak się ma sytuacja. Najpierw jednak upewnił się, że on sam nie wybuchnie i nie straci kontroli, więc opłukał twarz zimną wodą, wziął kilka głębokich wdechów, a potem na palcach ruszył do sypialni, by podejrzeć Spencer. Ona jednak szybko go zauważyła; była już zupełnie ubrana, więc zrozumiał, że i jej zależy, by jak najszybciej dowiedzieć się prawdy, choćby najgorszej. Posłał jej niemrawy uśmiech, a potem ruszył do drzwi, zabierając kluczyki do mercedesa i swoją podniszczoną, skórzaną kurtkę. Z cichym westchnieniem opuścił mieszkanie, zaraz za progiem odnajdując dłoń ukochanej i schodząc razem z nią po schodach.
[JA TO WIEM.
wybaczam, bo wiem, że masz taki "zlękniony wzorek" ;p hahaha ;D
znowu obsuwa, wybacz.]
[NIEPRAWDA.
no, to było fajne ;p ;)
spoko. dzięki, Tobie również ;) baw się dobrze!
nie, jeszcze nie. i znowu nie, nie jest sam, ale wolałabym to opisać w wątku ;>]
[NIEPRAWDA.
;)
za nasze niedługo - tam może minąć kilka tygodni. zobaczy się. mała podpowiedź mówisz... właśnie - mała. jest u niego dziewczę sięgające mu do pasa ;) nic więcej nie powiem!]
On ledwo zwracał uwagę na to, co dzieje się wokół niego. Niemal nie rejestrował obecności Spencer, choć starał się na niej skupić. Na jej strachu, na jej obawach, żeby tylko nie myśleć o swoich. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić w tym kierunku, już znaleźli się przed kamienicą, zbliżając się do jego samochodu. Droga do kliniki wydawała mu się teraz niesamowicie długa...
A potem Spencer uśmiechnęła się do niego i wszystko zniknęło. Otworzył przed nią drzwi, odwzajemniając ten lekki, swobodny grymas, który dostrzegł na jej ustach, a potem okrążył maskę i wsiadł na swoje miejsce, od razu ruszając w stronę przedmieść. Z westchnieniem wyłączył radio, którego dźwięki rozbrzmiały w samochodzie, gdy tylko przekręcił w stacyjce kluczyk, a potem spojrzał na ukochaną. Rozmowa - tego potrzebował. Dziwne, prawda?
- Jak myślisz, o co chodzi? Ta dziewczyna, z którą rozmawiałem, była podejrzanie miła. - rzucił, zagryzając lekko wargę. Może nie powinien pytać, bo żadne z nich nie chciało mówić pewnych rzeczy na głos, ale musiał. Musiał wierzyć, że nie dzieje się nic złego, nic... gorszego, niż to, z czym zaczęli się już godzić.
[NIEPRAWDA. kurwa, zgubiłam się -.-
nie, nie córeczkę. albo się rozmyślę. nie wiem.
jak było? spodobał się gryzoń? ;)
a tak btw to strasznie mi się wczoraj nudziło i "znalazłam" niejakiego Blacka ;p za długo z Tobą piszę, by się nie domyślić ;p ;D]
Powinno ją cieszyć to, że nareszcie się otwierał i zaczynał z nią rozmawiać na wszystkie tematy, a nie, tak jak do tej pory, tylko na te łatwe i przyjemne, całą resztę pomijając milczeniem. Rozumiał jednak jej zdziwienie, choć od razu pożałował, że w ogóle się odezwał. Z ulgą jednak przywitał jej łagodny głos i uspokajający dotyk palców.
- Jakoś trudno mi uwierzyć w to, że nie mogli ich podać przez telefon. - wybąkał pod nosem, bo przecież nie chciał psuć im obojgu humoru już doszczętnie. A potem już tylko kiwał głową, bez słowa przyjmując jej tłumaczenia. Właśnie na to liczył - że pewność, słyszalna w jej głosie, doda pewności też jemu. Tak się stało. Już z dużo pogodniejszym uśmiechem spojrzał na nią kątem oka, a potem włączył radio, uznając rozmowę za zakończoną. Jeszcze tylko położył dłoń na jej udzie, gdy stanęli na światłach, jakby chciał powiedzieć: dziękuję.
[NIEPRAWDA!!!
czemu nie? mogłoby być zabawnie... ;p
hahahaha ;D ;D ;p faajnie... czyli miałaś udany wieczór? ;>
no tak, mówiłaś, ale jaki szok przeżyłam ;p czemu Ci się nie chce? nabiłaś sobie prawie dwieście komentarzy i teraz go porzucisz? zołza...]
Zdecydowanie pomógł mu ten czas, który spędził tylko ze Spencer, bawiąc się i ciesząc życiem jak nie zdarzało im się to od dawna. To dało mu "kopa". Liczył, że jeśli wyzdrowieje, każdy dzień będzie podobnie pełen wrażeń, spontaniczności, swobody. Owszem, wiedział, że z czasem popadną w rutynę, ale głęboko wierzył, że nie dosięgną poziomu nudy. Że nie znudzą się sobą, swoim życiem, bo będą wiedzieć, że wywalczyli je dla siebie wspólnymi siłami.
Przez całą drogę do kliniki starał się utrzymać dobry humor i optymizm. Wracały do niego pojedyncze scenki z dwóch poprzednich dni - jak walczyli z długimi nitkami makaronu, gdy jedli spaghetti z jednego talerza; leżał na ziemi po upadku z konia, a Spencer pochylała się nad nim ze śmiechem; jak brudzili sobie nawzajem nosy lodami i watą cukrową; jak... Obrazy przewijały się pod jego powiekami niezwykle szybko, jak zdjęcia, zrobione dobrym aparatem, ale pod dużym powiększeniem, tak, że docierały do niego tylko pojedyncze fragmenty. Ale to pomogło. Wcale nie myślał o tym, co może ich czekać na miejscu, to nie było ważne.
Ale potem zauważył, że dotarli już do kliniki, a strach na chwilę odebrał mu oddech. Szybko jednak doszedł do siebie; wysiadł z samochodu, poczekał, aż Spencer zrobi to samo, a potem ruszył w stronę wejścia do budynku, mając ukochaną kobietę tuż przy swoim boku.
[NIE KŁÓĆ SIĘ ZE MNĄ! NIEPRAWDA!
nie, zabrakłoby mi powodu, dla którego zniknął. ej, ale serio? córka? mogłoby być ciekawie... ale Andro to przecierpi? ;p
aha, OK ;p w sumie nie robiłam nic specjalnego. wyszłam na chwilę ze znajomymi, ale oni już tylko o szkole pieprzą, więc wiesz, zmyłam się. ale jutro idę na imprezę, sobie to odbiję ;)
domyślam się, ale nie chcę nic mówić, bo znowu się zaczniemy KŁÓCIĆ czy coś ;p
aha, hahaha ;p nie no, spoko, tak powoli ich od siebie odzwyczajasz ;p a ja właśnie sobie tworzę kobitkę, o! dawno nie miałam żadnej, a tę szczególnie lubię, także sobie ją przywrócę do życia ;p]
[TY ZACZĘŁAŚ - NIEPRAWDA!
no, w sumie ;p dobra, niech będzie. będę to jeszcze odwlekać, dopóki nie wymyślę czegoś dobrego ;p
daję Ci przyzwolenie ;p ;D
właśnie. (kurde, sama tak robię, ale nieważne... ;p) no, fajny jest ;)
Lotte, ale to nie ona ;) inna dziewczynka, hm, milsza ;p chciałam tutaj, ale takie pustki, że nie miałabym z kim pisać, więc póki co na tamtym blogu, ale zobaczę, czy się tam przyjmie. może po reaktywacji przeniosę ją tu, zobaczymy ;)
hah, spoko. ja też gotowałam, z komputerem w kuchni - rozgotowałam kalafiora i przesoliłam ziemniaki, ale moja rodzinka i tak to będzie musiała zjeść ;p]
[FAJNIE WIEDZIEĆ. JA CIEBIE TEŻ NIE!
dokładnie ;p
ohoho, groźnie się robi! nie, uwielbiam moich Leośków i te wątki z Tobą, tylko z innymi mam problemy. ciężko mi się... zgrać. robię się zbyt wymagająca na starość ;p
a, taki bajer ;) spryciula!
mam nadzieję ;)
o, biedna. znam ten ból, sama ciągle tak robię ;p]
Znów zrobił się podejrzliwy, gdy ton głosu recepcjonistki zmienił się w momencie, w którym podał swoje nazwisko i cel wizyty. Była zbyt gorliwa, za bardzo dbała, by niczego im nie zabrakło, zbyt troskliwie zajmowała się ich dwójką, żeby Leo uwierzył we wcześniejsze tłumaczenia ukochanej. Coś było nie tak i ona też musiała to wyczuć, gdy zostali zaprowadzeni do specjalnej poczekalni dla VIP-ów, a potem dostali kawę w porcelanowych filiżankach. Fotele były tam tak miękkie, że Leo zapadał się w nie zupełnie głęboko, prawie leżąc w miękkich poduszkach, aż w końcu wstał i podszedł do okna, wychodzącego na tę część parku wokół kliniki, w której znajdował się staw. Pamiętał, jak siedzieli przy nim ze Spencer, podziwiając łabędzie... A teraz znów tu byli, znów nie wiedząc, czy do domu wrócą prze-szczęśliwi, czy załamani. Leo jednak nie odważył się odezwać choćby słowem - otaczali ich zbyt elegancko ubrani ludzie, by czuł się swobodnie. Patrzył więc tylko na brunetkę, wiedząc, że rozumie jego obawy, że tak właściwie zna wszystkie jego myśli. Zaraz potem podszedł do fotela, w którym siedziała - a właściwie, w którym tonęła - i, już nie zwracając uwagi na pełne dezaprobaty spojrzenia innych pacjentów, usiadł na jego oparciu i objął ukochaną ramieniem, całując czubek jej głowy. I zaledwie kilka chwil później do poczekalni weszła pielęgniarka, znów niezwykle łagodnym tonem zapraszając ich do gabinetu lekarza. Leo chwycił rękę Spencer i razem poszli na spotkanie dobrym lub złym wiadomościom.
[WCALE NIE!
wybaczam ;DD
dzięki -,-
;)
hahaha, no, w sumie! ;p też mam taką nadzieję, chociaż jeszcze nie wiem, jaka mi wyjdzie. może być trochę... nieznośna ;p]
Momentami jego obawy zamieniały się w zaciekawienie. Cała sytuacja wydawała mu się nie do końca normalna, jakby przerysowana. Zaczynał się nawet zastanawiać, czy to nie jakiś głupi żart, kpina, choć nie wiedział, kto miałby się tak nimi bawić. Klinika? Tylko po co? Te rozważania zajęły go na dłuższą chwilę, choć lęk wrócił, gdy stanęli przed gabinetem lekarskim. Znajomy, szorstki w obyciu onkolog siedział za biurkiem i chyba po raz pierwszy, odkąd go poznali, wstał i przywitał się z nimi, pytając o samopoczucie i wymieniając kilka innych grzecznościowych zdań. Dla Leo to było już do tego stopnia zadziwiające, że nawet nie odpowiadał, wpatrzony z starszego mężczyznę, z trudem pamiętając o trzymaniu ust zamkniętych. A potem nareszcie przeszedł do rzeczy.
- Podczas pana ostatniej wizyty zaszła pewna... pomyłka. Doszło do zwarcia, w wyniku którego komputery zaczęły wariować. Naprawiliśmy awarię dopiero wczoraj i okazało się, że wyniki niektórych pacjentów zostały wymieszane. To stało się również z wynikami pańskich testów. - mówił onkolog, pochylając się ku nim z lekkim, przepraszającym uśmiechem. Nie wiadomo skąd na biurku znalazła się kolejna kartka, wyglądająca dokładnie jak ta, którą Spencer przed dwoma dniami wyciągnęła z kieszeni jego jeansów. Leo sięgnął po nią pospiesznie, a słowa lekarza przepływały obok niego.
- Wszystko wskazuje na to, że nasza terapia przyniosła jednak zamierzony rezultat. Będzie pan ją kontynuował jeszcze przez miesiąc, a po pół roku zjawi się na wizytę kontrolną...
- Bolała mnie głowa. - przerwał mu Leo, z zaskoczenia nie potrafiąc złożyć nawet pełnego, logicznego zdania. To wszystko jeszcze do niego nie docierało.
- To zapewne efekt uboczny. Zmodyfikujemy leczenie, by się ich pozbyć. - odparł gładko lekarz, ale szatyn już go nie słuchał, odwracając się do Spencer i sprawdzając, czy i do niej dotarła ta cudowna, ta niesamowita wiadomość, której nie spodziewali się chyba nawet w najśmielszych snach...
[WCALE ŻE NIE.
znaj moje dobre serce ;)
-,-
hah, racja ;p]
Reszta wizyty była już dla niego jedynie niewyraźną, daleką wizją, jakby znał ją jedynie z czyichś niezbyt dokładnych opowiadań. Wyszedł z gabinetu drżąc gwałtownie na całym ciele, a dłoni ściskając receptę na jakiś nowy lek, który ma powstrzymać bóle głowy, a w drugiej trzymając z siłą imadła palce Spencer. Brnął na oślep przez korytarze, gubiąc się wśród ludzi, ale nie zatrzymując się nawet na chwilę, spragniony powietrza, oddechu. Aż w końcu wypadli na parking przed budynkiem, a Leo dopiero wtedy obrócił się w stronę ukochanej, chwycił ją pewnie i obrócił się razem z nią wokół własnej osi, w przypływie sił unosząc ją kilkanaście centymetrów nad ziemię. A potem postawił ją i wpił się gwałtownie w jej wargi, uśmiechając się przez gwałtowny, niemal brutalny pocałunek, który dzielili przez dłuższą chwilę.
[tak, nadal ;) to wszystko było zaplanowane! ;))
wybacz, ale znowu zajmuję się milionem rzeczy na raz ;p]
[TKWIJ DALEJ W SWOIM ZAŚLEPIENIU!
;)]
- To nie sen, Spencer. To nie sen! - powtarzał, choć sam z trudem w to wierzył. Ciągle nie docierał do niego ogrom tego, co właśnie się wydarzyło, cała ta masa rzeczy, które będą miały szansę dojść do skutku. Wszystkie plany i marzenia stały się nagle zupełnie realne, były już na wyciągnięcie ręki, bo teraz chcieć, to móc! To było nierealne, ale też niebywale prawdziwe, bo chyba podświadomie zaczynał już wierzyć, że właśnie coś takiego się im przytrafi. Bo są największymi szczęściarzami pod słońcem.
Miał ochotę trzymać Spencer w ramionach już do końca świata, całować ją, patrzeć w te jej rozjaśnione szczęściem oczy, w których nie krył się już żaden cień, żaden tłumiony ból. Ścierał pocałunkami z jej policzków te pojedyncze łzy, które doskonale rozumiał i które kochał z całego serca, a potem nagle odsunął się od niej i ruszył w kierunku samochodu, chcąc już, teraz, zaraz być w domu, cieszyć się życiem, Spencer, wszystkim! Prawie biegł, ściskając jej dłoń,by zaraz znów wpił się w jej wargi, zanim wsiedli do mercedesa. A wtedy jeszcze raz przylgnęli do siebie, obojętni na wszystko, szczęśliwi do utraty tchu, do łez, tak prosto i gwałtownie, jak nikt nigdy się nie cieszył.
[tak? co takiego? ;>
... i jeszcze zaczyna mnie boleć nadgarstek, więc ledwo mogę, kurwa, pisać, a mam dzisiaj wenę, aż mnie rozrywa!]
[TY POWIEDZ TO PIERWSZA, TO I JA POWIEM!]
Gdy już ruszyli z miejsca (Leo nie wiedział, jakim cudem zdołali się od siebie oderwać, ale w którymś momencie samochód po prostu... pojechał) pomyślał, że powinien skontaktować się z rodziną. Wszyscy myśleli, że umiera, wydzwaniali do niego, być może właśnie w tej chwili świrowali, nie mogąc się z nim skontaktować, ale... miał to gdzieś. Najpierw Spencer, a dopiero potem reszta świata.
Tak właśnie zrobił. Gdy tylko przekroczyli próg kamienicy, przylgnęli do siebie, spragnieni czułości i bliskości. Poza pieszczotami Spencer i doznaniami, których mu dostarczała, wszystko inne wydawało się niewyraźne i rozmyte. To ona była centrum Wszechświata, bo już nie istniała białaczka, którą trzeba się martwić! Mógł poświęcić się bez reszty byciu z nią, kochaniu jej każdego dnia mocniej i bardziej, o ile to jeszcze możliwe. A póki co, chciał nacieszyć się jej bliskością, więc nawet nie dotarli do sypialni, zbyt wygłodniali, zbyt spragnieni, by czekać choćby kilka sekund dłużej. Ich ciała zwarły się ze sobą gwałtownie, nagle i niespodziewanie, a wszystko to wydawało się Leo zaskakująco nowe, jakby kochał się ze Spencer po raz pierwszy. A na pewno robili to tak, jakby świat miał się zaraz skończyć, a nie, jakby czekało ich jeszcze całe życie...
[nie, nie oglądam, więc nie mam pojęcia, o czym mówisz. można jaśniej? ;p
moją próbowałam sensownie wykorzystać na kartę i notkę, ale nic z tego nie wyszło, a teraz to już chyba pójdę spać. nic dzisiaj nie zrobiłam, a miałam tyle spraw! -.- ale jestem na siebie zła...]
[BO TY ZACZĘŁAŚ!!]
Było mu w tej chwili tak dobrze, że nie był w stanie nawet myśleć. Rozkoszował się spełnieniem, rozpływającym się po jego ciele, jakby czuł je po raz pierwszy. I może tak właśnie było. Wszystko nagle wydawało mu się pełniejsze i intensywniejsze, i cudownie, zachwycająco nowe. Każdy pocałunek, każda pieszczota, nawet każda reakcja, a wszystko to wyostrzone, silniejsze i wspanialsze nić kiedykolwiek. Nie czuł się tak nigdy w życiu.
A potem zawtórował Spencer śmiechem, bo przyszła mu do głowy dziwna, zaskakująca myśl. Spojrzał w dół, na ich ciała, ciągle tkwiące blisko siebie [kurde, ale gdzie oni wylądowali? niech będzie, że są już w łóżku po drugim razie ;p], a potem utkwił na chwilę spojrzenie w suficie, ciągle uśmiechając się wesoło, teraz też z rozbawieniem.
- A wiesz, o czym zapomnieliśmy? - wymruczał nagle, patrząc teraz Spencer prosto w oczy z jakąś świdrującą mocą. Bo wcale nie przerażało go to, co mogło się stać.
[nie, to by u nich nie przeszło, bo Leo nie potrafi tak dobrze udawać, zaraz by się wydało, a poza tym: znowu? już nie chcę ich bardziej krzywdzić. tylko trochę. czasami ;p i niech nie zajdzie w ciążę, ok? technicznie rzecz biorąc - to i tak niemożliwe, bo Leo po chemii jest tymczasowo niepłodny ;p
cicho, napisałam dwa zdania i tyle mi było z weny. Ty miałaś w końcu jakąś napisać! czyli nie jestem sama? bo mam takiego wkurwa, że ja pierdolę. czuję się spóźniona, zmęczona i taka... samotna w tym wszystkim. jakbym była jedyną licealistką, która w czasie wakacji nie powtórzyła materiału z biologii -.-]
[NIE JESTEM WREDNA, KŁAMIESZ!
literówka ROKU - (werble, proszę!) - "niepodłe dni"! hahahaha ;d ale mi umiliłaś wieczór <33 te dni są akurat całkiem podłe, jeśli nie chcesz zajść w ciążę... hahahaha ;D]
Tak, zaczynał świrować, bo był chory i nie wiedział, czy za tydzień nie wyląduje na ostrym dyżurze, zostawiając Spencer samą (technicznie rzecz biorąc myślał o ewentualności, w której już nie była sama, ale wychodziło na to samo). Nie zniósłby myśli, że odchodzi, gdy na świecie ma się pojawić jego dziecko, gdy nie może mu zapewnić spokojnej, stabilnej przyszłości, gdy wie, że nie zobaczy pierwszego zęba, pierwszego kroku, pierwszego dnia w szkole... Ale teraz sytuacja była inna, prawda? Mogli zacząć starać się o dziecko choćby zaraz! A właściwie może już nieświadomie zaczęli...
- Owszem, uśmiecham się. - odparł, znów wracając spojrzeniem do sufitu i drobnych pęknięć na nim, które zauważył chyba po raz pierwszy. Pora wynieść się z tej rozpadającej rudery - pomyślał z ulgą.
- A ty? Co myślisz? - zapytał po chwili, cichym i łagodnym głosem, zaraz zaczynając gładzić mechanicznie ramię Spencer, jakby potrzebowała uspokojenia.
[a mogę Cię trochę potrzymać w niepewności? chyba właśnie to robię ;p
dobra, rozumiem Twój ból. koniec tematu, mamy jeszcze, yyy, kilka dni ;)]
[NIE JESTEM. JESTEM CUDOWNA I SŁODKA. I WIEM, ŻE POPADAM W SAMOZACHWYT. (aha, właśnie. cudo! <3)]
Starał się nie rozmarzyć za bardzo, bo wiedział, że jeśli rozbudzą w sobie zbyt wielkie nadzieje, potem będą cierpieć. Starania o dziecko mogą trwać latami, tak jak to było w przypadku jego starszej siostry, która o swojego synka walczyła prawie pięć lat. Wiedział też, że po jego leczeniu może być jeszcze trudniej, ale to, póki co, nie przerażało go za bardzo. Miał już nawet pewien pomysł...
- To chyba dobry moment. - odparł bez wahania, cmokając czubek nosa Spencer, a potem zawinął wolną rękę pod głowę i znów zapatrzył się w sufit.
- Wiesz, nie musimy od razu starać się jakoś specjalnie. Możemy zrezygnować z zabezpieczania się i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Bez spinania się. - zaproponował, bo to wydawało mu się idealnym rozwiązaniem. Być może test już za kilka tygodni wyjdzie pozytywny, a może będą musieli poczekać dłużej. Ale nie będą się stresować, że już, zaraz, teraz muszą mieć dziecko. Tego nie chciał.
[ha, widzisz, jak to miło? niech Ci będzie, NIE JESTEM WREDNA: jeszcze nie wiem, jakich słów użyje i w ogóle jak to zrobi, ale zaproponuje, by zrobili sobie przerwę, żeby trochę odświeżyć ich związek. zaczną sobie chodzić na randki i w ogóle. przejdzie?]
[ZOŁZA, O! (;p)]
To zdecydowanie był ich czas. Może jeszcze dobrze byłoby się trochę pobawić, gdzieś wyjechać, coś zobaczyć, coś przeżyć, ale... czy nie mogą tego robić z dzieckiem, jeśli zechcą? Leo wcale nie potrzebował do szczęścia podróży, imprez czy adrenaliny, wystarczała mu Spencer, to ona była całym jego światem. A dziecko mogło już tylko wzmocnić ich relację, pogłębić ich uczucia.
Póki co jednak interesowały go same starania. Szybko wyczuł nastrój brunetki, który również jego ogarnął zaskakująco nagle. Jego dłonie już sunęły po cienkim prześcieradle, którym okryte były ich ciała, by wedrzeć się pod jego materiał i znów ruszyć do działania, ale Spencer ostudziła jego zapały. Przewrócił oczami i westchnął, a potem skinął głową, całując ukochaną krótko, aczkolwiek ciepło, by nie miała wątpliwości, o czym będzie myślał podczas tych rozmów. Z uśmiechem oplótł ją ciasno ramionami i obrócił się tak, że teraz to on znajdował się na górze, choć nie miażdżył jej ciała swoim. Znów na chwilę połączył ich wargi, by zaraz nagle wysunąć się spod pościeli i ruszyć do przedpokoju z krótkim "zaraz wracam" na ustach.
[no dobra, zobaczymy.
a teraz już się chyba zmywam, bo późno ;) ciao!]
[HA! PRZYZNAŁAŚ, ŻE MNIE LUBISZ! no, dobra, ja też Cię lubię, OK?]
Jego siostry, obie płacząc ze szczęścia, zakończyły rozmowy z Leo bardzo szybko - Kat wiedziała, że chce świętować z ukochaną, natomiast Mara chciała od razu powiedzieć mężowi i najstarszej córce, dla której wujek był pewnego rodzaju wzorem do naśladowania. Ale potem musiał zadzwonić do matki, a ta rozmowa ciągnęła się w nieskończoność, podtrzymywana pytaniami w stylu: "ale to na pewno nie jest kolejny błąd?" i "złożyliście już pozew?". Jedynym plusem tej sytuacji było to, że nareszcie zrozumiał, dlaczego wszyscy w klinice tak im usługiwali - bali się pozwu! Miał ochotę roześmiać się głos. On na pewno nie zaskarży kliniki, ale ta osoba, która zamiast obietnicy zdrowia dostała wyrok śmierci, może to zrobić. I chyba nawet powinna. Nie myślał o tym jednak długo, zaraz niemal biegiem wracając do sypialni. W progu, gdy tylko dostrzegł Spencer, zaplątaną w wilgotne od potu prześcieradło, jego wnętrzności zaczęły fikać koziołki, a nogi na moment zgubiły krok. Pomyślał, że teraz nie będzie w stanie opuścić jej na dłużej niż kilka minut, że będzie chciał nacieszyć się nią do końca, zupełnie, bez końca. Zaraz jednak przypomniał sobie, że mają dla siebie całe życie i... roześmiał się. Wsuwając się pod cienki materiał, by znów znaleźć się zupełnie blisko ukochanej kobiety, wciąż rechotał w swój zwykły, lekko chropowaty sposób. Nawet, gdy chciał ją pocałować, nie mógł się uspokoić, więc w końcu zrezygnował z tego, układając się na plecach. Zakrył twarz dłońmi i trząsł się jeszcze przez chwilę, a potem spojrzał na brunetkę, nagle z dziwnym bólem z karmelowych oczach.
- To było straszne. - wymruczał, doskonale wiedząc, że Spencer go zrozumie.
[cicho.]
- Tak. - odparł szybko. Zbyt szybko. Gdy jednak chwilę później spojrzał na Spencer, jego oczy znów uśmiechały się wesoło, tryskając radosnymi iskrami, a usta wyginały się, jakby naturalnie stworzone do tego radosnego grymasu. Jakby chcąc wymazać z ich pamięci to, co zdarzyło się chwilę wcześniej, i co, właściwie wbrew jego woli, wypłynęło spomiędzy jego warg, zaczął całować ukochaną zapamiętale. Szybko jednak stwierdził, że jest mu niewygodnie, więc znów wciągnął ją na siebie, niemal z ulgą witając znajomy ciężar i ciepło jej ciała. Pod cienkim materiałem prześcieradła oplótł ją ramionami, już błądząc ku bardziej czułym na pieszczoty zakamarkom. Byle tylko zapomnieć o wszystkim, o całym świecie, o problemach, które - jak nagle sobie uświadomił - wcale nie zniknęły. A wtedy nagły skurcz przeszedł przez jego ciało; zignorował go, nie przerywając pocałunku. Potwory atakują, pomyślał z cieniem rozbawienia, gdy nawet intensywniejsza pieszczota nie pomogła mu się ich pozbyć. Nie poddawał się jeszcze przez chwilę, ale w końcu musiał stwierdzić, że to nic nie da. Oderwał się od Spencer i opadł na skotłowaną pościel, rozkładając na boki ręce, z trudem odciągnięte od jej ciała.
[będę później ;)]
[fuck. właśnie wróciłam od fryzjera. jeżu, mam krótkie włosy! znaczy krótkie, jak na mnie, takie do ramion i... nie mogę wyjść z szoku ;p]
Była tak blisko, że mógł policzyć piegi na jej nosie i mimowolnie zrobić jej krzywdę przy nieco gwałtowniejszym ruchu, więc przez dłuższą chwilę tkwił zupełnie nieruchomo, jedynie wpatrując się w jej oczy, których wyraz wiele mu mówił. Więcej niż jej słowa, które może i powiedziała z wiarą, ale jemu wydawały się puste. Nagle przeraziła go liczba mnoga, choć zawsze odrobinę się jej obawiał. Ale teraz... Nic jej przy nim nie trzymało i to "my" wydawało mu się nie na miejscu. Nie mógł jednak odezwać się słowem, bo nie potrafiłby doszczętnie zepsuć tak wspaniałej, radosnej chwili. Może jutro - pomyślał, a potem uśmiechnął się dzielnie, kiwając krótko głową, bo tego od niego oczekiwano. I zaraz znów przylgnął do jej warg, tym razem spychając cały lęk do osobnej części umysłu, by nie rozpraszał go przez najbliższe minuty. Pozwolił jednak przejąć inicjatywę Spencer, samemu będąc odrobinę biernym, ale tylko z początku. Do szczytu dochodzili już wspólnymi siłami, mimo zmiany pozycji wciąż tkwiąc zupełnie blisko siebie, jak zrośnięci. Tak było dobrze. Bezpiecznie. Spokojnie. Ale gdy opadli na skotłowaną pościel, oddychając ciężko i obdarzając się nawzajem ostatnimi, drobnymi pieszczotami, wszystkie lęki wróciły do niego. A wtedy z ulgą poczuł, że ogarnia go senność i wcale nie miał ochoty z nią walczyć.
[a mogę ładnie poprosić o wątek z Blackiem? ;> moja to Carla, jakbyś się nie domyśliła ;p]
[ja raczej nie będę żałować, nie mam tego w zwyczaju, bo przecież włosy odrosną, ale póki co czuję się... dziwnie ;p]
On też nie spał spokojnie, ciągle dręczony tymi samymi koszmarami, które towarzyszyły mu od lat - morza tabletek, ból, jęki, to wszystko znał ze swoich nocy, ale tym razem było inaczej. Gdy obudził się zaledwie godzinę lub dwie później i dostrzegł, że Spencer śpi przyciśnięta do jego boku, zrozumiał, że to ona rozpraszała ciemne myśli. Z uśmiechem pocałował delikatnie jej czoło, a potem najwolniej i najmniej gwałtownie, jak się dało, wysunął się z jej objęć, a potem opuścił ciepłe łóżko, by przygotować im coś do jedzenia. Od śniadania nawet nie pomyślał o głodzie, ale teraz, po całym dniu, poczuł nieprzyjemne ssanie. Wcześniej był zajęty, ale teraz miał ochotę na coś smacznego, a poza tym... gotowanie zawsze mu pomagało na wszelkie zmartwienia. Chciał jednak zrobić coś szybkiego, by zaraz wrócić do ukochanej, jeszcze zanim się obudzi. Przygotował więc prosty makaron z serem, ze swoimi drobnymi udoskonaleniami. I na tych kilka chwil, zapomniał o świecie. Dopiero, gdy po kuchni rozszedł się smakowity zapach gotowego dania, wszystkie obawy do niego wróciły. Przede wszystkim martwił się teraz o to, czy Spencer zdecyduje się z nim o tym rozmawiać. On jeszcze nie chciał, jeszcze nie był gotowy.
[gratuluję ;p lubimy zdjęcia pod prysznicem, co? ;p nie mam pomysłu, liczę na Ciebie ^^
wiem, widziałam -.- trudno, przeżyję.
i znowu mam za mało czasu, wybacz, ale tam już Ci chyba nie odpiszę, bo za godzinę muszę wychodzić.]
[miłego wieczorka ;) jutro pewnie będę chwilę rano, więc Ci wszędzie poodpisuję, a teraz... baw się! ;))]
[no tak ;p ja się już przyzwyczaiłam, ale mój barman jak się zdziwił ;p ;D]
Patrzył na Spencer z jawnym zachwytem, ciągle nie mogąc uwierzyć, że ta olśniewająca, inteligentna i dobra kobieta jest już tylko jego. Nawet nie wiedział, że tak go to zaskoczy, bo nigdy wcześniej nie myślał o tym w ten sposób. Przez kilka ostatnich miesięcy, a już szczególnie po ich niezbyt udanej rozmowie o byłych, Leo miał dziwne wrażenie, że jeśli odejdzie, jego ukochana już z nikim się nie zwiąże. Chciał, by była szczęśliwa, kochana, bezpieczna, więc pragnął, by po jego śmierci znalazła sobie kogoś, oczywiście nie od razu, ale dość szybko, by zapomnieć, zdobyć nowe cudowne wspomnienia. To było w porządku. Ale myśli, które nawiedzały go w chwilach nieuwagi, wcale nie były takie dobre. Gniew zalewał go, gdy tylko odnajdował w głowie obraz Spencer w ramionach innego. Już i tak dręczył go ten facet, z którym była, gdy się rozstali, bo, w przeciwieństwie do niego, ona próbowała kogoś pokochać. Czuł się z tym źle, ale nie mógł wypierać tych myśli. Teraz jednak ten problem zniknął zupełnie, bo już nigdy nie będzie musiał wypuszczać ukochanej kobiety z ramion.
Obserwował, jak je, co jakiś czas przyjmując od niej specjalnie wybrane dla niego kąski. On sam po nasyceniu pierwszej fali głodu już tylko grzebał w talerzu, ale niesamowitą przyjemność sprawiało mu patrzenie na pałaszującą Spencer. Śmiali się i żartowali, znów zupełnie swobodni i spokojni, bo Leo na jakiś czas pozbył się swojej chmury obaw, krążącej wcześniej nad jego głową. Mógł teraz w pełni cieszyć się wieczorem w towarzystwie brunetki, a już samo to napawało go radością. Znów było dobrze.
Leo uśmiechnął się z zadowoleniem, słysząc słowa ukochanej. Tak zwykłe danie rzeczywiście smakowało zaskakująco dobrze, ale on wiedział, że to zasługa chwili i sytuacji. Gdyby tylko mogli zostać w łóżku do końca świata, codziennie przyrządzałby makaron z serem. Nagle stał się dla niego synonimem... spokoju.
- Chyba się przejęzyczyłaś. Chciałaś powiedzieć, że twój facet jest wyśmienitym kucharzem, prawda, kochanie? - wymruczał, grając tonem głosu i mimiką.
[;p ;)) nie mam pomysłów :( poza tym, mam dzisiaj dużo roboty i pewnie nie będę mieć czasu na blogowanie, więc jak coś wymyślę, to dam znać później i będziesz miała mnóstwo czasu, żeby napisać początek ;) także nie dziw się, jak będę znikać bez zapowiedzi, OK?]
[;))]
Uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi, by zaraz łaskawie skinąć głową.
- Ten wyśmienity kucharz może się zastanowić. - odparł po chwili wahania, a zaraz okazało się, dlaczego zwlekał: z jego gardła wydobył się wesoły, choć wyraźnie powstrzymywany rechot. Opanował się szybko, wyprostował i dumnie zadarł głowę, spoglądając na Spencer spod zmrużonych powiek.
- Po namyśle: tak, szanowny kucharz może wybaczyć ci ten niedopuszczalny błąd. - odparł i zaraz znów uśmiechnął się radośnie, pochylając się, by pocałować krótko wargi ukochanej, smakujące ich spóźnionym obiadem. Wydawało mu się, że w ogóle są spóźnieni o cały ten czas, który zabrała im choroba, ale wiedział, że będą w stanie to nadrobić, może nawet niedługo zapomną? Byłoby dobrze, gdyby im się udało.
- No dobrze. Mamy ochotę na coś specjalnego czy planujemy przegadać ten wieczór? - zapytał, unosząc wysoko jedną brew. Zaraz usadowił się odrobinę bliżej brunetki, opierając dłoń na jej udzie, teraz odsłoniętym w fałdach pościeli. Uśmiechał się przy tym wesoło, podrażniając leciutko paznokciami skórę po jego wewnętrznej stronie. Był to gest nic nieznaczący, swobodny.
[aleś mi dała zadanie -.- pomyślałam, że mogliby być przyjaciółmi, ale raczej na zasadzie spędzania wspólnie czasu - chodzenia do kina, na koncerty, biegania razem czy coś w tym stylu. bez rozmów o życiu prywatnym, a jedynie o książkach i filmach. a może Ty coś podpowiesz? coś wymyśliłaś?
aaa ;) ja też mam przedszkole w domu ;p]
Nie mógł powstrzymać lekkiego skrzywienia, gdy Spencer zaczęła wymienić miejsca, w które mogliby iść. On sam nie miał ochoty wychodzić - liczył, że zostaną w domu, po prostu ciesząc się sobą ze świadomością, że zaraz nastąpi parada dni zwyczajnych, wypełnionych rutyną i obowiązkami. Poza tym, dwa ostatnie dni spędzili prawie w całości poza domem, więc teraz wydawało mu się naturalnym, że odpoczną w swoich własnych czterech kątach. Zaraz jednak brunetka stwierdziła, że równie dobrze mogą nie wychodzić nigdzie, a Leo rozpromienił się, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Pomyślał o tequili, której wprawdzie nie powinien jeszcze pić, ale mógł sobie pozwolić na kieliszek czy dwa, a potem o zaległych filmach, których nie mieli czasu obejrzeć - o tych pozornie zwyczajnych rzeczach, które teraz wydawały mu się najprzyjemniejsze. A potem dostrzegł zmianę w twarzy Spencer, zmrużył oczy i czekał, aż podzieli się z nim tym swoim cudownym pomysłem, choć obawiał się, że znów będzie chciała ciągnąć go do stadniny (nigdy w życiu nie powtórzy tego błędu!) albo do wesołego miasteczka, albo w jakiekolwiek inne miejsce, które przyszło jej do głowy jako najlepsze dla nich na ten wieczór. I wtedy usłyszał jej słowa. Zaśmiał się, kiwając głową, trochę z ulgą, a trochę z wyrzutami sumienia - jak mógł pomyśleć, że będzie go dręczyć wypadami na miasto, których chyba żadne z nich nie chciało? Natychmiast znów pochylił się i pocałował ją lekko, jeszcze raz kiwając głową.
- Pamiętam. - odparł i spojrzał na zegarek na lewym nadgarstku. - Ale jeśli chcemy zdążyć przed zamknięciem schroniska, musimy się pospieszyć. - dodał i już go nie było.
[poczekać - może coś wymyślimy ;)]
Słodkie wizje czekającego ich wieczoru zapełniły też jego umysł. Myślał o Spencer i jej miłości do psów, o maleńkim szczeniaku, którego być może niedługo przywiozą do domu, a który za kilka lub kilkanaście miesięcy urośnie do rozmiarów cielaka (bo przecież rozmawiali o dużym, potężnym psie), o sobie i o ambitnych planach, które wiązał z tym zwierzakiem. Ale póki co najważniejsza była świadomość, że robią coś istotnego, przede wszystkim dla szczeniaka, którego prawdopodobnie czekało życie w ciasnej klatce lub uśpienie, a któremu mogli dać dobry dom i mnóstwo przestrzeni do biegania, ale też dla siebie. Leo czuł, że ta adopcja to naprawdę dużo - nawet w świetle tego, że zaledwie kilka godzin wcześniej zdecydowali się na dziecko. Gdzieś w nim kiełkowała myśl, że to może nie być dobry pomysł, skoro tak naprawdę już za kilka tygodni mogło okazać się, że Spencer jest w ciąży - szczeniak i małe dziecko to nie do końca dobrana kombinacja. Ale nie zastanawiał się nad tym długo, bo teraz wierzył, że wszystko im się uda. Wszystko jakoś się ułoży.
Ze śmiechem dotarli do samochodu i, wciąż żartując, ruszyli w stronę schroniska. Z początku przekomarzali się i droczyli w udawanych kłótniach o psiaka, ale w końcu zrobiło się trochę poważniej. Zastanawiali się, jak przez kilka pierwszych tygodni rozłożą swoje obowiązki, by wychodzić ze szczeniakiem na spacery i nie zostawiać go zbyt długo samego w mieszkaniu pełnym kabli i mebli, które mógłby obgryzać. Rozważali, jak zareagują na nowego członka rodziny kocice albo gdzie urządzą mu legowisko. Było dużo spraw, o których wcześniej nawet nie myśleli, a które teraz osaczyły ich gwałtownie, aż Leo zaczął wątpić, czy nowy pupil to dobry pomysł. Mimowolnie zwolnił, by dać im więcej czasu do namysłu, ale obiecał sobie, że nie odezwie się pierwszy - zaczeka, by usłyszeć, co o tym sądzi Spencer. W końcu to on nalegał na przygarnięcie psa, nie mógł więc teraz, nagle, tak zupełnie się rozmyślić.
[no myślę, ale dzisiaj to nie takie proste! spałam trzy godziny, a teraz już którąś z kolei próbuję w końcu zrobić coś do tego mojego zielnika, ale mi nie wychodzi, bo nawet pieprzonej tabelki w wordzie sensownie nie umiem zbudować -.- także wybacz, ale ja dzisiaj jestem nie do życia. może jutro będzie lepiej. chociaż wątpię, bo wciąż będę siedzieć nad tym cholernym zielnikiem. ugh.]
Niemal sapnął z ulgą, gdy usłyszał słowa Spencer. Spojrzał na nią przelotnie, z lekkim uśmiechem, jakby chciał powiedzieć jej, że to dobrze, że te słowa padły. Zaraz potem skinął głową, a w odpowiedzi na jej wyznanie zawrócił tuż przed bramą schroniska, wracając do centrum miasteczka. Miał zagryzioną wargę i zmrużone oczy, a na czoło wstąpiła mu krótka, pionowa zmarszczka - znak, że intensywnie się nad czymś zastanawia. Złapał się na tym, że chce, by ukochana zapytała o powód tego zamyślenia, ale zaraz rozluźnił się, a na sercu poczuł dziwną lekkość. Nie było to wrażenie nieprzyjemne, ale raczej odrobinę przerażające. A chodziło o to, że z zaskakującą mocą odkrył, że decyzja o dziecku mogła być równie nieprzemyślana, co ta o adopcji szczeniaka. Ta myśl zabolała go, ale wydawała się prawdziwa - bo skoro praca i dom w remoncie przeszkadzały im w przygarnięciu psa, jak na stałe przystosują swoje życie do dziecka? I najważniejsze pytanie - jak porozmawiać o tym ze Spencer? Przede wszystkim, postanowił poczekać, aż znajdą się znów w domu, odzyskają zupełnie dobry humor, a nad ich głowami nie będzie ciążył cień tej wizyty w schronisku, która nie doszła do skutku. Zaczął więc nucić razem z radiem, ale wtedy uświadomił sobie, że nie skomentował w żaden sposób słów ukochanej. Znów spojrzał na nią przelotnie, pospiesznie wracając spojrzeniem do drogi, a potem, gestem, który oboje dobrze znali, oparł dłoń na udzie brunetki, uśmiechając się leciutko.
- Wrócimy do tego niedługo. - mruknął, nagle zawstydzony swoim wahaniem, całym tym wyjazdem, który on uczynił tak nagłym i gwałtownym.
[dzięki ;) no, szczęściara. ja mam jeszcze ponad dwa tygodnie, ale tyle roboty, że nie wiem, za co się zabrać najpierw -.- ale spoko - mam bloga, więc jak zaczynam świrować albo coś innego mi się dzieje, przychodzę tu i odpisuję Tobie ;)]
Leo wcale nie podobało się to, że pierwszym ruchem Spencer po wejściu do mieszkania było zebranie ich porzuconych w przedpokoju ubrań. Owszem, panował lekki bałagan, ale czego się spodziewać po trzecim z kolei dniu spędzonym na luzie, swobodnie, z zaniechaniem wszelkich obowiązków? To jej sprzątanie, być może będące nawet nieświadomym odruchem, dało mu do myślenia. Wracali do rzeczywistości. Może jeszcze wieczór spędzą inaczej, niż zwykle, ciągle próbując nacieszyć się sobą i tą radosną wiadomością, że wszystko wraca do normy, ale ranek będzie już zupełnie zwyczajny. Nudny.
- Niczego, dzięki. - odparł gładko, ruszając do sypialni, gdzie na stoliku nocnym zostawił swój telefon i zegarek, nagle ciążący mu na nadgarstku. Stał tak przez chwilę, rozmasowując przegub dłoni, zaraz znikając w łazience, by pobyć przez chwilę tylko ze sobą. Gdy już zdołał uporządkować sobie w głowie myśli, postanowił odnaleźć Spencer, choć właściwie marzył mu się już tylko prysznic i sen.
[się tak nie ciesz znowu, wiesz, samozachwyt i te sprawy... ;p]
Swoim zwyczajem zatrzymał się w progu i przez chwilę patrzył jedynie na tę scenkę, którą miał przed oczami, a która wydawała mu się dziwnie znajoma, choć... inna. Wtedy zrozumiał, o co chodzi - parapet był "jego" miejscem, zaszywał się na nim, ilekroć coś go męczyło, a Spencer zawsze wtedy zjawiała się jak dobry duszek, by rozproszyć ciemne chmury obaw, lęków, wątpliwości. Tym razem zamienili się rolami i bardziej wyczuł, niż zrozumiał, że teraz to on musi zapytać, to on musi być tym, który przywróci spokój. Uświadomił sobie też w tej samej chwili, że to on owy spokój od początku niszczy, ale chyba nie potrafił inaczej. Był pesymistą - nie znał życia bez problemów.
Wolno przeszedł przez kuchnię aż do okna, przez które rzucił spojrzenie na pogrążające się w mroku Murine. Z leciutkim uśmiechem, podobnym do tego, którym obdarzyła go Spencer, oparł się plecami o parapet, wciskając dłonie w kieszenie spodni i przekrzywiając głowę, by móc patrzeć na ukochaną.
- Co jest? - zapytał lekko, starając się wyglądać i brzmieć na gotowego do rozmowy.
[no! ;p
w ogóle zaczęłam się bać, że mam jakieś schizy - coś mi od godziny tak syczy, trzeszczy i sapie z kuchni. teraz się skapnęłam, że to ogórki w słoikach sobie "pracują" ;p]
Jasne, był gotowy na rozmowę, ale nie spodziewał się, że to on będzie musiał mówić. Czy było o czym? Spencer miała rację, stwierdzając, że coś się dzieje, ale czy on potrafił jej o tym opowiedzieć, wyjaśnić? Czy sam wiedział, o co mu tak naprawdę chodzi? Raczej nie. Tylko jak jej to powiedzieć, by nie pomyślała, że się wykręca? Pytania mnożyły się w głowie Leo w zastraszającym tempie, a on nie nadążał sobie na nie odpowiadać. W końcu jedynie westchnął cicho i pokręcił głową, na chwilę przenosząc wzrok na swoje stopy, by jeszcze raz przemyśleć to, co chciał powiedzieć. Podniósł spojrzenie na brunetkę i uśmiechnął się dzielnie, mimo wszystko wiedząc, że tak marnymi staraniami jej nie uspokoić.
- Nic takiego. To wszystko jest po prostu... dziwne. Muszę się przyzwyczaić. Przestawić. - odparł, mając nadzieję, że nie będzie musiał precyzować, o co mu chodzi. To już i tak wydawało mu się za trudne, tym bardziej, gdy Spencer patrzyła na niego w ten sposób - badawczo, uważnie. Było to właśnie to spojrzenie, którego nie lubił i od którego mimowolnie uciekał, spuszczając wzrok. Nie dlatego, że miał coś na sumieniu, ale dlatego, że ona sprawiała, że właśnie tak się czuł. W końcu sapnął ze złością na siebie, że uległ parze zielonych oczu i znów podniósł spojrzenie, uśmiechając się nikle.
- Wszystko w porządku. Naprawdę. Potrzebuję tylko kilka dni na oswojenie się z sytuacją. - dodał, pewnym i zdecydowanym głosem; nie wątpił w swoje słowa.
[ej, nie skleroza! nie wiedziałam o tych ogórach! ;p]
Z ulgą przywitał gładkie zakończenie tematu. Na szczęście Spencer nie zamierzała go dręczyć i wypytywać, najwyraźniej uznając jego wyjaśnienia za wystarczające. Ale to oznaczało, że rzeczywiście dostanie tylko kilka dni na zwalczenie tych dziwnych uczuć, które w nim krążą, a to nagle wydawało mu się cholernie mało.
Westchnął cicho i skinął głową, bardziej do siebie niż do niej. Natychmiast wrócił spojrzeniem do swoich stóp, poruszył palcami, bo wydawało mu się, że nie są jego, a potem oderwał się od parapetu i przeszedł po kuchni, ostatecznie zatrzymując się w drzwiach. Nie wyszedł jednak, jedynie oparł się o futrynę i tkwił tak dłuższą chwilę, w przedłużającym się milczeniu. Tym razem wydawało mu się kłopotliwe, ale nie potrafił nic z nim zrobić, więc w końcu wyszedł w kuchni, kierując się do salonu. Tam zajął miejsce na kanapie i odpalił komputer, mając w planach sprawdzić pocztę, a potem może trochę popracować. Zaniedbał swoje obowiązki, a teraz, chcąc nadrobić braki, zaniedbywał ukochaną kobietę, ale nie zastanawiał się nad tym. Liczył się chwilowy spokój, który osiągnął, wpatrzony w ekran komputera.
[no ;)
chyba już się będę powoli zbierać... może jeszcze odpiszę, ale jak coś, to później ;)]
[no, ja już nie dam rady odpisać. dobranoc ;)]
Leo chyba po prostu lubił się zamartwiać. Głowę miał wypełnioną po brzegi wszelkimi wątpliwościami, których nie potrafił się pozbyć, które wręcz mnożyły się z każdą chwilą, nie dając mu nawet sekundy odpoczynku. Tak, to dopiero pierwszy dzień, a on już czuł się zmęczony - walką o powrót do normalności, walką ze sobą, ze swoim ciałem, z nowymi wyzwaniami. Białaczka przez większość czasu była prosta, łatwa. Teraz nie miał już tej stałej.
Na szczęście była jeszcze praca - coś, co uwielbiał. Trudno było mu zajmować się swoimi obowiązkami z domu, bo mimo wszystko potrzebował swoich dziennikarzy i informatyków, ale dawał radę. Wprowadzał wszelkie poprawki, dbał, by wszystko było idealnie, ale w którymś momencie skończyły mu się zadania. Przesuwał kursorem po ekranie, sprawdzając, czy działają wszystkie linki i odnośniki, a potem, z braku zajęcia, wyłączył komputer. Siedział tak jeszcze przez chwilę, nasłuchując - w mieszkaniu było zupełnie cicho, więc automatycznie założył, że Spencer już śpi. Odczuł gwałtowne wyrzuty sumienia, gdy na tę myśl odetchnął z ulgą. Odrzucił jednak od siebie wszystkie myśli i powędrował do łazienki, marząc o gorącym prysznicu i rozgrzanym ciałem ukochanej łóżku. Po kąpieli, z wciąż mokrymi włosami, ruszył do sypialni. Przystanął w progu, zaskoczony, że brunetka jednak jeszcze nie śpi, ale zaraz opamiętał się. Założył świeżą podkoszulkę i czyste bokserki, a potem wsunął się pod pościel. Jego strona łóżka była zimna i nieprzyjemna, ale nic nie mógł na to poradzić. Przysunął się do Spencer i cmoknął krótko jej policzek, mrucząc "dobranoc", a potem obrócił się na drugi bok i ułożył wygodnie, mając zamiar oddać się w macki snu.
[;)
wymyśliłaś coś? ;> bo ja myślałam jeszcze, żeby pokombinować coś z pracą Blacka. ktoś mógłby chcieć porwać Carlę albo coś w tym stylu... można to rozwinąć ;)]
Był już pogrążony w półśnie, gdy nagle dotarło do niego wiercenie się Spencer. Światło zgasło dokładnie w momencie, w którym otworzył oczy, więc przez chwilę przyzwyczajał się do ciemności, a potem niespiesznie odwrócił się do ukochanej. Przez chwilę patrzył spod zmrużonych powiek na jej profil, a potem przysunął się bliżej i pod kołdrą ułożył dłoń na jej brzuchu. Muskał delikatny materiał piżamy coraz wolniej, było widać, że właściwie już śpi, ale zdążył jeszcze cmoknąć ramię brunetki, a potem umościł się wygodniej i, nie cofając ręki, zasnął głębokim, mocnym i spokojnym snem.
[no tak, wynajęłaby go, bo policja zignorowała jej obawy. a potem... jakoś by to poszło ;)
wychodzę na chwilę, więc odpiszę za jakiś czas ;)]]
Spał tak spokojnie zaledwie kilka godzin, stanowczo zbyt mało, by zregenerować wszystkie siły. Obudził się więc w środku nocy, wciąż niesamowicie zmęczony, ale już niezdolny ponownie zasnąć. Złościł się na siebie, że nie może czegoś z tym zrobić - liczył barany, myślał o schodzeniu po schodach, a potem także wspominał różne szczęśliwe chwile, ale to mu nie pomagało. W końcu poddał się i najdelikatniej, jak mógł, odsunął od swojego boku Spencer, zaraz starannie otulając ją kołdrą, gdy podniósł się z łóżka. Dopiero wtedy zauważył, że jest dużo ciemniej, niż zwykle. Rozejrzał się i natychmiast dostrzegł, że na ulicy nie palą się latarnie. Z cichym westchnieniem powlókł się w głąb mieszkania. Awaria prądu oznaczała, że nie napije się kawy ani nie popracuje. Więc co robić w środku nocy, jeśli nie można nawet zapalić światła? Myśleć. Zadręczać się. Analizować. To całkiem dużo, jak na kilka godzin, które pozostały do świtu. Usiadł więc na kanapie, drżąc lekko z zimna - w powietrzu czuć już było jesień, zaskakująco przyjemne, momentami wręcz upalne lato dobiegało końca, a teraz prognozy zapowiadały ulewne deszcze. Leo ułożył się wygodnie, ale szybko uznał, że wolałby być w łóżku, choć wiedział, że do niego nie wróci, nie chcąc ryzykować obudzenia Spencer. Tkwił więc do rana na miękkiej sofie, wpatrując się w okno, myśląc odrobinę zbyt dużo i ziewając raz po raz ze znużenia i zmęczenia.
[o, może tak być ;) spoko, zaczynaj. w ogóle, dziwne jesteśmy - będziemy prowadzić trzeci wątek między trzecią parą bohaterów... ;p ;D
i może zaczniemy coś nowego między Andro i Leośkiem? znudziło mi się ;p masz jakiś pomysł na następny wątek?
wybacz, znowu mam dzisiaj obsuwę, nie umiem się ogarnąć ;p]
[właśnie ;p mi też pasuje, bo lubię Twój styl pisania ;)
ok, spoko. jak będę miała czas, to coś tam pokombinuję. do spisania ;)]
Uśmiechnął się na dźwięk kroków w korytarzu, choć niemal natychmiast zasępił się, niepewny, w jakim humorze będzie Spencer. Czy będą ciągle zachowywać się wobec siebie tak, jak wieczorem? Miał nadzieję, że nie. Zdążyło go to zmęczyć. Poza tym miał trudną noc i wolałby przynajmniej ranek spędzić spokojnie, bo potem czekała go praca i walka z Val, najpewniej szaleńczo podekscytowanej po udanym bankiecie. Jej optymizm bywał męczący, o czym zdążył się przekonać, a mając tak wisielczy humor, nie był zdolny znosić szefowej przez kilka godzin. Pomyślał jednak o całej reszcie ekipy, a to na chwilę dodało mu sił i ochoty do pójścia do redakcji.
Uśmiechnął się ciepło na widok zaspanej brunetki i natychmiast wyciągnął do niej ramiona, zachęcając ją, by jeszcze na chwilę zwinęła się obok niego na kanapie. Z ulgą zauważył, że nie wahała się długo, zaraz wtulając się w jego bok. Oplótł ją ciasno rękami, pocierając dla rozgrzania jej plecy i ramiona. Pocałował jej czoło, nie przestając uśmiechać się lekko - rozpaczliwie pragnął, by było zwyczajnie.
- Jak się spało? - zapytał lekko, cicho, by nie drażnić jej uszu głośnymi dźwiękami.
[daj spokój. ja ciągle siedzę nad zielnikiem, więc moja pisanina jest w ogóle marna, także...
no spoko. ja chyba wyjdę znów wieczorem, więc odpiszę jutro. zresztą zobaczę ;) a jakiś pomysł na Andro i Lee? ;>]
Nie przestawał się uśmiechać, widząc na twarzy Spencer ten sam grymas i słysząc jej zachrypnięty jeszcze po nocy głos, pozbawiony jakichkolwiek pretensji. To go cieszyło, bo dawało nadzieję, że nie wrócą do dawno rozpoczętej rozmowy o jego problemach ze snem, bo przecież wciąż nie znalazł na nie rady, a nawet nie chciał szukać. Dzięki temu nocnemu spacerowaniu po mieszkaniu czuł, że jest zdrowy, że wszystko jest w porządku. Nie chciał tego zmieniać, póki nie musiał. Skinął więc głową na pierwsze pytanie kobiety, ale zaraz padło kolejne, a nie chciał się mieszać w zeznaniach, więc odezwał się.
- Niezbyt długo. - mruknął, znów całując czoło Spencer, tym razem wolno i czule, bo zaraz jego usta przesunęły się na jej skroń, stamtąd na policzek, a z niego było już zupełnie niedaleko do warg brunetki, które musnął jedynie leciutko, wciąż z uśmiechem na twarzy.
- Nie ma prądu, czyli nie będzie kawy, więc może... obudzimy się inaczej? - wymruczał, patrząc świdrująco w oczy ukochanej, choć z tak niewielkiej odległości było to trudnym zadaniem. Jego dłonie zamarły na jej plecach, a potem znów rozpoczęły swój masaż, tym razem powolny, pobudzający.
[ahaha, biedulka. dzieciaki tak mają ;p
OK. ale chyba wykorzystam tę zdradę, tylko trzeba wymyślić okoliczności...
dzięki, ale bawię się przy kompie jednak. dostałam cynk, że będzie na tej imprezie bardzo dokładna selekcja, a wjazd jest dopiero od rocznika 94', więc... -.-]
Cieszył się, że wciąż, niezależnie od sytuacji, pory dnia czy jakichkolwiek innych czynników, Spencer ma ochotę na seks. Żadna z jego poprzednich dziewczyn nie dorównywała mu pod tym względem, bo taki stan rzeczy jest ogólnie dość rzadki u kobiet, choć teraz wydawało mu się, że uczucia też grają tu dużą rolę. Oni kochali się do szaleństwa, więc bycie ze sobą w ten sposób wydawało się zupełnie naturalne, nawet, jeśli u innych par ten płomień wypala się wcześniej. W ich zbliżeniach nie było nudy, choć tak mogłoby się wydawać, wręcz przeciwnie - za każdym razem przeżywali zaskoczenie, gdy nadchodziła fala ostatecznej rozkoszy, jakby spodziewali się czegoś zupełnie innego.
Leo coraz pewniej sunął dłońmi po plecach ukochanej, aż jego palce zaczęły zahaczać o brzeg jej piżamy. Z zaczepnym uśmiechem pozwolił im wedrzeć się pod jedwabny materiał, ale początkowo jedynie drażnił odsłoniętą skórę paznokciami, nie kierując swoich ruchów w stronę bardziej wrażliwych na pieszczoty rejonów. Przeszkadzała mu też w tym trochę dłoń Spencer, jakby niezdecydowana, czy chce sprawić mu przyjemność, czy nie. Niemal jęknął, gdy po raz kolejny oddaliła się od jego bokserek w stronę kolana, a potem chwycił ukochaną za biodra i wpił się w jej wargi, jednocześnie popychając ją do tyłu, by położyła się na kanapie. Nie przestawał jej całować, usadawiając się wygodnie pomiędzy jej nogami, które teraz zaczął gładzić, nie mogąc znieść towarzystwa piżamy, więc sekundę później zdarł ją ze Spencer, nie dając jej nawet czasu na protesty, bo znów przybliżył się do jej ciepłych, miękkich warg.
[a ile ma lat? może ma zły dzień, wybacz jej ;)
hahaha, ok, zaraz się za to zabiorę ;p
no wiem, szczęściaro -.- kurczę, mojego barmana wysłałam, ale już wiem, że jutro wcale z tego nie będę zadowolona. taka impreza! taki koncert! ale i tak dobrze, że się dowiedziałam o tej selekcji - gdyby nie to, najadłabym się tylko wstydu w bramce i tyle by było z przyjemnego wieczoru. ale odbiję to sobie. jakoś ;p]
Znów ledwo powstrzymał jęk, gdy Spencer postanowiła się z nim podroczyć. Właściwie nie powinien się dziwić - zawsze to robili, w pewien sposób walcząc o zwycięstwo w grze pod tytułem "kto pierwszy zacznie błagać o pieszczoty". To też lubił. I te małe zwycięstwa, gdy kolejne części garderoby opadają na podłogę, gdy same pocałunki wywołują jęki brunetki, gdy dłonie stają się coraz śmielsze... Ich droga na szczyt jest usłana drobnymi sukcesami, jak ten teraz, zdecydowanie należący do Spencer, gdy Leo, pod wpływem jej dotyku, zapomniał, jak się oddycha. Przymknął powieki i rozkoszował się jej zwinnymi palcami w najczulszych miejscach swojego ciała, wciąż wisząc nad nią, z ustami tuż przy jej wargach. Nagle nie wiedział, jak ją całować, więc, nie mając wyboru, pozwolił jej przejąć inicjatywę, powtarzając każdy jej ruch. To małpowanie chwilę później również stało się grą, bo Leo, powtarzając poczynania kobiety, zawędrował śmiało dłonią pomiędzy jej uda, myśląc tylko o jej ciele, wijącym się pod wpływem jego dotyku. Nie mogło być inaczej. I kilka rozkosznych chwil później ostatnie części ich nocnej garderoby wylądowały gdzieś w innej części pokoju, a dwa rozgrzane ciała złączyły się w jedno, tętniące rozkoszą.
[oo, to taka malutka jeszcze <3 ;)) wybaczyłaś jej już? ;p
hm, chyba tak - Goorala ;) no, dzięki, to mi poprawia humor. i lody. zjadłam pół pudełka, ale to nic - w przyszłym tygodniu zaczynam treningi ;D ^^
spoko, się zaczęłam martwić, że mnie zostawiłaś ;p]
[jasne ;)
tak myślałam ;p wracam do kosza, dostałam oficjalną zgodę lekarza, chociaż jeszcze będę musiała przekonać trenera... ale to już będzie pikuś. no wiesz, pobolewają mnie wciąż czasami, ale da się przeżyć ;) ahahaha ;D oby!
właśnie taką miałam nadzieję ;) no spoko, ja już w sumie też przysypiam. w takim razie - do spisania ;))]
Cały świat mógłby nie istnieć, bo przecież Leo w tamtej chwili trzymał swój świat w ramionach. Czuł jego zapach, słodki smak na ustach, ciepło tego drobnego ciałka, które już na zawsze miało być jego. A wtedy przyszło mu do głowy, że nie ma na to gwarancji... Owszem, ufał Spencer bezgranicznie, wiedział, że kocha go tak samo mocno, jak on ją, ale zawsze mogło wydarzyć się coś, co sprawiłoby, że zechcieliby się rozstać. Ślub też nie gwarantował, że wszystko będzie w porządku, że w którymś momencie się sobą nie znudzą, ale i tak nagle wydawał mu się kuszącą perspektywą. Ale co z tego? Już dawno mieli za sobą rozmowę o małżeństwie, a on nie zamierzał do niej wracać. Nie w takiej chwili, gdy ledwo powstrzymywał swoje ręce przed drżeniem w odpowiedzi na dopiero co przeżytą rozkosz. Było mu doskonale i nie zamierzał tego psuć. Ten ranek mógł pozostać idealny, bez problemu.
Leo uśmiechnął się, gdy poczuł, że uścisk palców Spencer na jego plecach słabnie. Wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy z tego rozkosznego bólu, który mu zadawała. On natomiast w tym samym momencie oplótł ją ramionami dużo ciaśniej, niż chwilę wcześniej, a potem znów połączył ich wargi w lekkim, spokojnym pocałunku. Nie miał ochoty się ruszać, ale "zmarnowali" mnóstwo czasu, a to oznaczało, że będą musieli się spieszyć, by zdążyć do pracy. Zmusił się więc do oderwania od jej ciała, a potem usiadł i zaczął zbierać ich rzeczy. Z figlarnym uśmiechem przerwał po chwili, kątem oka spoglądając na brunetkę, by zaraz szarpnąć głową w kierunku drzwi. Oczywiście, wspólny poranny prysznic stał się niemal ich zwyczajem, więc czemu nie...?
[hahahaha ;D no spoko, żeśmy się wpasowały ;p
nie dziękuję, coby nie zapeszyć ;) Ty też będziesz grać? bo ja w sumie w klasie maturalnej pewnie sobie znowu odpuszczę i tak mnie to męczyło, żeby zapytać ;)]
Tak, takie poranki mogli fundować sobie codziennie. Łazienka, jak zwykle, szybko zapełniła się gęstą, szarą mgłą i zapachem żelu pod prysznic, a po kilku chwilach od ścian zaczęły również odbijać się ich przyspieszone oddechy i głośne, niepowstrzymywane jęki, gdy nie mogli utrzymać przy sobie rąk. Ale nie narzekali, jak by mogli! Dla Leo seks pod prysznicem wciąż był najlepszy, a teraz, gdy nie musieli się przejmować zabezpieczaniem, mógł być zupełnie spontaniczny i, o ile to możliwe, jeszcze przyjemniejszy. Wszystkie doznania kumulowały się w ciasnej kabinie, zapełniając ich ciała dźwiękami, zapachami, dotykiem, smakiem... Znów byli jednością - oddychali w identycznym rytmie, poruszali się jak jeden organizm, już nawet ich jęki zlewały się w jeden głośny krzyk rozkoszy. A potem mogli bez słowa wyjść z zaparowanej kabiny, owinąć się ręcznikami i umyć razem zęby, stojąc nad jedną umywalką, przy jednym lustrze... Znów było między nimi to cudowne połączenie, dzięki któremu rozumieli się, nie potrzebując do tego słów, w ogóle niczego - nawet nie musieli na siebie patrzeć, by w tym samym momencie pochylić się nad umywalką i wypłukać usta, a potem wymienić pachnące miętową pastą pocałunki.
[;p ;D
właśnie tak myślałam. trochę tych zajęć jest, nie? ja też nie wiem, gdzie wcisnę te treningi, ale spoko, w zeszłym roku były rano, więc mi z niczym nie kolidowały poza... snem ;p A Ty masz dużo zajęć pozalekcyjnych? znaczy rozumiem, że jakaś chemia, biologia, tak? ;)
teraz znikam/nie znikam na chwilę, czyli będę odpisywać nieregularnie ;)]
Kolejna chwila na oddech, na uśmiech, na bycie ze sobą tak po prostu, bez słów, bez pretensji, bez problemów... Poranna kawa to nie tylko rytuał, dla nich to też odpoczynek, ładowanie baterii przed całym dniem pracy i bieganiny. Leo niemal z jękiem myślał, że zobaczą się dopiero wieczorem, bo musieli nadrobić trzy dni wolnego, które sobie zafundowali, ale pocieszała go myśl o zbliżającym się weekendzie. Może gdzieś wyjadą?
Zaledwie kilka krótkich minut później żegnali się przed kamienicą, każde z kluczykami od swojego samochodu, by rozjechać się w przeciwnie krańce miasta. Ale Leo już wiedział, że nie wytrzyma do wieczora bez Spencer, a dzięki temu mógł rozstać się z nią bez zbytniego żalu. Pomachał jej jeszcze, gdy przejeżdżała obok niego, a potem sam wsiadł do mercedesa i pojechał do redakcji.
Przed południem zajrzał do Val i uprzedził ją, że wychodzi, a potem, nucąc, ruszył przez miasto do ukochanej, po drodze zaopatrując się w dwa kubki kawy i ich ulubione ciastka z kawiarni, do której czasem zaglądali. Po raz pierwszy zjawiał się u niej w biurze, więc rozglądał się z uśmiechem, idąc przez korytarze w kierunku jej gabinetu. Niestety, z niespodzianki nic nie wyszło - musiał zadzwonić do ukochanej, bo zgubił się w labiryncie wewnątrz budynku.
[o, rzeczywiście dużo tego, ale jeśli dobrze sobie zorganizujesz tydzień, to dasz radę, jasne ;) tylko mnie nie zaniedbuj, dziękuję ;p]
No tak, czuł się jak głupek, stojąc pośrodku korytarza z dwoma kubkami kawy i tekturowym pudełkiem, z którego rozchodził się smakowity zapach jeszcze ciepłej szarlotki. Uśmiechał się do mijających go ludzi, z zakłopotaniem przeczesując włosy - ale przecież Spencer obiecała, że zaraz będzie, więc czekał cierpliwie. Znów przecisnęła się obok niego grupka roześmianych pracowników firmy, a gdy tłum minął go, dostrzegł w końcu korytarza znajomą sylwetkę. Czy to możliwe, by jego ukochana wyglądała jeszcze piękniej, niż gdy żegnali się kilka godzin wcześniej? Posłał jej szeroki uśmiech pełen szczęścia, a potem otworzył ramiona, oczywiście uważając na papierowe kubki z kawą i ciastko, które mogło zostać zmiażdżone. Zmarszczył brwi, natychmiast wyczuwając coś dziwnego w zachowaniu kobiety. Owszem, on też się cieszył, że udało im się spotkać w środku dnia, ale w jej ruchach było coś więcej. Nieco zmartwiony odsunął się od niej, mimo wszystko uśmiechając się szeroko. Rozejrzał się po korytarzu, jakby dając jej do zrozumienia, że szuka odpowiedniego gabinetu, a gdy ruszyła, wciąż wtulona w jego bok, prowadząc go do swojego kącika, pocałował czubek jej głowy. Cokolwiek się działo, miał nadzieję, że zdoła jej pomóc.
- Przeszkodziłem w czymś? - zapytał cicho, gdy zostali sami na korytarzy i znów mógł na chwilę odnaleźć jej wargi. Po takim pocałunku nie spodziewał się odpowiedzi innej niż "nie".
[o, właśnie miałam nadzieję, że coś wymyślisz, coby nie było nudno ;p
powodzenia ;)
dzięki ^^ hej, ale żebym potem Twojej matury na sumieniu nie miała, nie przesadzaj... ;p]
Jeszcze w Londynie często wpadali do siebie do pracy, czasem tylko po to, by wręczyć drugiej osobie kubek z kawą i życzyć miłego dnia. To było... słodkie i nakręcało pozytywnie na resztę czasu, który trzeba było spędzić pracując. Działało lepiej niż rozmowa przez telefon, choć też wymagało więcej wysiłku, ale ten nigdy nie szedł na marne. Tak jak tym razem - Leo nie wątpił, że dzięki temu spotkaniu reszta dnia minie im szybciej i przyjemniej. On pewnie będzie musiał nadrobić czas spędzony ze Spencer, ale równie dobrze będzie mógł to zrobić w nocy, gdy ona zaśnie już spokojnie. Teraz liczył się tylko jej uśmiech i ta cudownie pachnąca szarlotka, na którą miał ogromną ochotę. Zdecydowanie wracał mu już apetyt, a nie tylko uczucie głodu.
- Szaleńczo. - odparł natychmiast, słysząc jej pytanie, a potem uśmiechnął się szeroko, przechodząc przez próg jej biura. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a potem wrócił spojrzeniem do ukochanej, w tej sposób okazując, jak bardzo mu się podoba. Usiadł na kanapie, wciąż rozglądając się na około.
Skinął głową, w odpowiedzi na strzał Spencer. Woń jabłek i cynamonu była tak silna, ze nie można jej było z niczym pomylić. Poklepał miejsce obok siebie, a gdy usiadła, znów wpił się w jej wargi, ignorując pewność, że w tej chwili jego ukochana bardziej na ochotę na ciastko, niż na pocałunki. Oderwał się od niej, ale wciąż obejmował ją ramieniem, uśmiechając się wciąż szeroko.
- Ładnie tutaj. - wymruczał, a potem zaczął szukać czegoś w torbie gorączkowo. Wyciągnął płaską paczkę wielkości zeszytu i podał ją Spencer z zaczepnym uśmieszkiem i wesołymi błyskami w oczach.
[haha, OK ;p
;)
oj, dobra, niech będzie ;p ja tam spokojnie będę zrzucać winę na Ciebie ;D o, tak może być ;)))]
Widział jej rękę w wystroju biura, bo znał jej gust i styl, a poza tym, sam lubił takie wnętrza. Jasne, przestronne i przytulne, zwyczajne. Taki też miał być ich dom, bo choć urządzaniem go zajmował się dekorator, oni mieli wpływ na każdy, najdrobniejszy detal. Przede wszystkim Spencer decydowała o meblach i kolorach, bo on... no cóż, nie znał się na tym. Wiedział, czy mu się podoba, czy nie i tyle. A w jej gabinecie było przyjemne.
Oczywiście, że nie mógł powiedzieć jej, co takiego było w tym tajemniczym pakunku, starannie pokrytym ozdobnym papierem, z małą kokardką w rogu. Uśmiechał się, podekscytowany, bo wiedział, miał niezachwianą pewność, że jego ukochana będzie wręcz zachwycona tym prezentem. Zaraz jednak ktoś im przerwał, a uwadze Leo nie umknęło nagłe spięcie kobiety, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Na chwilę zmarszczył brwi, ale zaraz rozluźnił się, przekonując, że wróci do tego. Teraz znów interesowała go tylko mina Spencer, gdy zobaczy, co dla niej przygotował. A gdy papier opadł na podłogę, jej oczom ukazała się prosta ramka na zdjęcia z jasnego drewna, dokładnie taka, jaką podarował ją na początku ich znajomości. Wtedy widniało w niej inne zdjęcie, ale tamto zaginęło, nikt nie wiedział w jakich okolicznościach. Tym razem wsunął pod szkiełko fotografię, która powstała również na początku ich związku, ale nieco później, gdy ich uczucie było już dość pewne, stałe. Było to zbliżenie: Leo leżał na trawie, spoglądając na Spencer, której głowa spoczywała na jego brzuchu. Ona śmiała się z czegoś, miała przymknięte powieki i włosy zgarnięte na jedno ramię. Pamiętał, że było to w Hyde Parku, a zdjęcie zrobił Tony, który zaraz potem zniknął. Przez długie miesiące tkwiło potem za szybą w kuchni londyńskiego mieszkania Leo i było cudowną pamiątką, do której oboje lubili wracać.
[;)
proszę bardzo ;D
w ogóle ciągle czekam na wątek z Carlą! wyobraź sobie, że jeszcze tam z nikim nie zaczęłam pisać... ale mi się nie chce! ;p]]
Uważnie śledził emocje malujące się na twarzy Spencer. Już ta radość, widoczna w jej rozjaśnionych oczach, była dla niego cudownym podziękowaniem, bo dzięki niej miał pewność, że prezent był trafiony. Na to liczył. Przywoływał same miłe wspomnienia z tego czasu, gdy bycie razem nie wiązało się z żadnymi problemami, z żadnymi kłopotami - było łatwe i nieskomplikowane, jak leżenie na trawie, jak oddychanie. Wtedy było cudownie, ale po namyśle Leo uznał, że teraz nie jest gorzej - jest inaczej. Dużo przeżyli od tamtego czasu, zmienili się, ale to nie było nic złego, bo wciąż - albo znowu - byli szczęśliwi.
Odwzajemnił czuły pocałunek, odgarniając z policzka ukochanej kosmyk włosów. Gdy odsunęła się, ciągle miał dłoń przyciśniętą do jej twarzy, ale zaraz zsunął się niżej, na jej szyję, którą otulił palcami i zaczął gładzić niespiesznie.
- Tak, tak. - odpowiadał cichym pomrukiem, nie przestając się uśmiechać. - Hej, nie jesteśmy tacy starzy! - rzucił zaraz, nagle mając zmarszczone brwi i zmrużone oczy. Ostatnio był odrobinę przeczulony na tym punkcie... Ale Spencer powstrzymała go kolejnym pocałunkiem, który odwzajemnił z entuzjazmem.
[oj, biedulka! a bierzesz coś? mi zazwyczaj pomaga któryś z tych syropów dla dzieci albo tantum verde w spreju - jedno pryśnięcie i po kłopocie.
hahahaha xD a ja czekam pół dnia ;p ja - leń? przypomnieć, kto przez całe tygodnie nie zaczynał wątków z nową postacią? ;> ;p]
Jej śmiech wcale mu się nie podobał. Ją miało prawo to bawić, bo mimo wszystko była młodsza i ta trzydziestka nie ciążyła jeszcze nad nią, ale on zaczynał czuć się... poważnie. Łapał się na tym, ze stojąc przed lustrem szuka siwych włosów (znalazł dwa! aż dwa bielusieńkie włosy, które natychmiast wyrwał, nie mogąc znieść ich widoku, ale pozostała świadomość, że one ISTNIAŁY!) i innych oznak starzenia. Wydawało mu się, że wszyscy na ulicy dostrzegają, że jest starszy od swojej kobiety, dręczyło go to! Może i była to bzdura, ale... no cóż, ważna dla niego bzdura. Kryzys wieku średniego? [musiałam! ;p]
Dlatego posłał jej zbulwersowane spojrzenie, gdy z wyraźną kpiną w głosie odpowiedziała na jego oburzony okrzyk. Miał nawet w planach boczyć się trochę dłużej, ale gdy ukochana zignorowała go, wracając spojrzeniem do leżącej na jej kolanach ramki ze zdjęciem, znów objął ją, zapominając o swoim wieku i siwych włosach. Skinął głową w odpowiedzi na jej pytanie, a potem uśmiechnął się szeroko, widząc jak fotografia wędruje na honorowe miejsce na jej biurku. Kolejnego pytania spodziewał się już od jakiegoś czasu, więc zaśmiał się, gdy w końcu padło. Natychmiast sięgnął po pudełko i wygiął je tak, by wygodnie im się jadło - wprost z paczuszki, tak, jak ta szarlotka smakowała najlepiej. Najpierw, oczywiście, przesunął je w stronę Spencer, a sam złapał swój kubek z kawą i upił kilka łyków, uśmiechając się z rozbawieniem. Widząc, że ukochana zajada się z ciastkiem, postanowił opowiedzieć jej o swoim dniu. W ciągu tych kilku godzin wiele się wydarzyło, ale najważniejszy był bankiet, o którym wszyscy mówili. Nie chciał się chwalić, ale usłyszał kolejną porcję pochwał i gratulacji, co niezmiernie go cieszyło. Było coś jeszcze, ale to postanowił zostawić do wieczora. Sam potrzebował trochę czasu, by tę sprawę przemyśleć.
[kup sobie jutro, jak Ci nie przejdzie - na taki zwykły ból działa już jedna, dwie dawki ;)
JESTEM! ale odpiszę już jutro, bo rzeczywiście jestem leń. zmęczony leń. hm, ok ;p ;D]
Jej wargi, pachnące jabłkami i cynamonem sprawiły, że uśmiechnął się szeroko, gdy dotknęły jego ust i poczuł ich szarlotkowy smak. Na jej słowa tylko skrzywił się leciutko, bo też co miała innego powiedzieć? Jasne, ze była z niego dumna, tak jak on z jej sukcesów, nawet tych najdrobniejszych, ale... No dobra, nie było żadnego "ale" - po prostu robił się marudny. Przywołał więc na twarz uśmiech, zauważając, że ma ochotę zacząć narzekać, a potem zapytał swobodnie, tak, by Spencer nie domyśliła się, że cokolwiek zauważył:
- A tobie jak mija dzień?
Uznał to najprostsze pytanie za najodpowiedniejsze. Jeśli nie powie mu, co ją męczy, zapyta wprost, ale po co tak od razu psuć atmosferę dociekaniami? Może okaże się to jakąś bzdurą, z której zaraz będą się śmiać. Miał taką nadzieję, choć coś podpowiadało mu, że tak się nie stanie.
[no, w sumie nie powinno tego być, bo trochę za wcześnie dla Leosia, ale on już jest dziwny, więc... ;p xD
haha ;p zapisz sobie. i w ogóle przypomniało mi się, że masz jutro egzamin! powodzenia życzę już, cobym nie zapomniała, a jutro kciuki będę trzymać, oczywiście ;)
właśnie, dzięki za wyrozumiałość ;p taaak! jest bosko! ;))) jaką mam radochę! tu też powinnyśmy coś takiego wymyślić, żeby się rozpisywać. już mam milion głupich pomysłów, które by nam mogły ich, hm, popsuć, więc póki co zachowam je dla siebie ;p pomyśl o czymś sensownym, OK? ;)]
Jasne, byli już na takim etapie, że właściwie żadne kłamstewko nie uchodziło im na sucho. Oboje, nawet Leo, który nie miał takiego wykształcenia jak Spencer, potrafili wyczuć, gdy druga osoba coś ukrywała. Znali się zbyt dobrze, zbyt długo byli ze sobą, by nie odczytywać tych drobnych sygnałów, mimowolnie wysyłanych do świata, gdy kłamali albo o czymś ważnym sobie nie mówili.
Szatyn sapnął ze zniecierpliwieniem, gdy usłyszał taką odpowiedź, jakiej właściwie powinien się spodziewać. Oczywiście, że go nie usatysfakcjonowała, bo dostrzegł te drobiazgi, o których mu mówiła, ilekroć próbował ją okłamać - uciekanie spojrzeniem, szukanie zajęcia dla rąk. Znał to. I już wiedział, że musi wydobyć z niej odpowiedź. Nie chciał jednak, by mówiła pod dużym przymusem, postanowił więc zażartować.
- No tak, wiem. A ty wiesz, że mam w domu specjalistkę od mikroekspresji? - rzucił z lekkim uśmiechem, unosząc pytająco jedną brew. A potem położył rękę na jej włosach i zaczął masować uspokajająco jej kark, przysuwając się trochę bliżej. Milczał. Miał nadzieję, że zrozumie.
[;p
;))))
oj, tak ;) wiem, że nie zdradę! no, chyba że S. by zdradziła... ;>
takie sprawy związane z dzieckiem, na przykład. już byśmy miały co pisać o teście ciążowym, o początkach, o ich obawach, może by się kłócili albo coś... a potem by się okazało, że płód ma jakąś wadę genetyczną i Leo namawiałby S., żeby usunęła ciążę, a - o ile ją znam - ona by tego nie chciała. i takie tam bzdury - rozstaliby się, kłócili i w ogóle. ale boję się, że potem by z tego jakaś katastrofa wyszła, więc lepiej nie ;p a jaki jest Twój? ;> mów, nie marudź, ja powiedziałam! ;p]
[no dobra, niech będzie. są zbyt... słodcy, zakochańce ;p
serio tak myślisz? no też niegłupi pomysł. ale że ona by chciała urodzić mimo wszystko? bo jak nie, to nic z tego nie wyjdzie - usunie ciążę i wszystko wróci do normy. no i w sumie masz rację, że jakby ta historia z chorym dzieckiem miała się skończyć ich zgodą i w ogóle, to by była lipa ;/
nie, to też niezłe, tylko się zastanawiam, czy on by miał w końcu wyjechać? mogłybyśmy tak zrobić, potem przesunąć akcję o kilka miesięcy, jak wraca... bo w ogóle wiesz, że teoretycznie to powinnyśmy opisywać już jakiś... grudzień? ;p licząc, że spotkali się na początku kwietnia, a cały maj i czerwiec L. spędził w szpitalu, potem te tygodnie w domu i w ogóle. próbowałam to policzyć i właśnie mi koniec roku wyszedł ;p
jasne, spoko. jeszcze raz powodzenia i do jutra! ;))]
[hah ^^ no... nie. w sumie wiesz, coś by można wymyślić, a Leo byłby w stanie jej w końcu wybaczyć, więc wiesz, możemy o tym myśleć... ;p
nie, jasne, że mają się pogodzić tylko... po jakimś czasie ;) ok, to ja sobie poszukam, co się mogło podziać, w sensie z punktu medycznego, żebyśmy wiedziały, o czym piszemy. w sumie możemy dokończyć te sielankowe wątki, zakończenie leczenia, może jakiś weekendowy wyjazd "w nagrodę", a potem już zacząć to. tylko ja jestem już taka podjarana, że nie wiem, czy wytrzymam, więc... może opiszemy to tylko tak pobieżnie ;))
GRATULUJĘ!!! ;)) ale fajnie! ;) a jak poszło? bez problemów? stresowałaś się bardzo? jasne, że się stresowałaś - to marne śniadanie mówi samo za siebie... ale się cieszę! świętujesz dzisiaj? ;>
spoko, ja mam trochę roboty, więc... spiszemy się później ;))]
[ok, ok, spoko, nie krzycz... tak tylko mówię ;p
;) to w porządku, ustalone. tylko nic nie znalazłam, więc będziemy pisać chyba tak "na czuja", bez precyzowania, chyba że Ty jeszcze poszukasz. mi się już nie chce ;p
no to super! aaaale fajnie ;)) mogę sobie wyobrazić ;p no to szkoda, ale przecież odbijesz to sobie ;) jeszcze raz gratuluję! ;)
i spoko, nie było źle. ciągle może się ciekawie rozwinąć... ;>]
Natychmiast zrozumiał, dlaczego nie chciała mu powiedzieć o tym spotkaniu. Na jej słowa nie zareagował w żaden sposób, bo już wcześniej domyślił się, że chodzi o coś poważnego i postanowił panować nad swoją mimiką. Nie chciał jej dodatkowo martwić swoimi reakcjami, choć ona i tak z łatwością miała odczytać, co się z nim dzieje. A w jego żyłach krew przyspieszyła swój bieg, uderzając falą gorąca w całe jego ciało, przyprawiając o ból głowy i ucisk na wnętrznościach. Jego dłoń na chwilę zamarła, przerywając swój uspokajający masaż, ale zaraz wróciła do tej czynności, choć mężczyzna już nie mógł się na niej skupić, a gdy poczuł rękę ukochanej na swojej nodze i padły jej ostatnie słowa, cofnął się zupełnie, jakby z obawy, że zarazi brunetkę swoim gniewem. Poczuł nienawiść tak silną, że zaczął drżeć na całym ciele, a potem zerwał się z kanapy, prawie przewracając stolik i potykając się o własne nogi. W pierwszym odruchu chciał od razu zacząć szukać tego drania, który sprawił cierpienie jego Chochlikowi, ale powstrzymał się, jedynie zaczynając krążyć po gabinecie, zamyślony i ciągle drżący z palącej złości. Miał zaciśnięte szczęki, zmarszczone czoło i przyspieszony oddech, a myśli przewijały się przez jego głowę w zastraszającym tempie. A potem go olśniło. Obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi, nawet nie patrząc na Spencer.
- Zostań tu. Nigdzie się nie ruszaj. - rzucił, niemal z desperacją chwytając się klamki.
[ mmm, jutro pobudka o 5! juppijeeej!
no wiem, kurwa, cóż mogę poradzić na tę moją zajebistość? ;P
więc właśnie próbuję rozkręcić ^^
było zajebiście ;D
haha, no przyznam, że też oglądam chirurgów ;P
http://youtu.be/0ok0glLJsr4
dostałem od Ewy opaskę z Barceloną ;PP i kupiłem sobie koszulkę z nazwiskiem Fabregasa ^^ będę szpanował na wfie xd ]
[nie... wybacz mi moją bezczelność, o pani!
ok, chociaż ja pewnie dostanę przez to szału. może na coś wpadnę jeszcze ;)
jak by mogło być inaczej ;p hej, samozachwyt-alarm! albo w sumie nie. ciesz się. BOSZ ALEŻ JESTEŚ ZDOLNA!
tak, tak, zrzucanie na mnie odpowiedzialności za wątki, znam to -.-
a tak ogólnie to REAKTYWACJA! ^^ ;D szeryf wrócił i od razu zaczęło się dziać. szok przeżyłam, jak na liczniku pokazało mi osiem (osiem!) osób ;p jaram się jak dziecko ;D i tylko trochę się martwię, że teraz już nie będę wiedziała, czy jesteś, czy Cię nie ma...]
Nie widział innego wyjścia. Odkąd dowiedział się o wydarzeniach sprzed dwóch lat, o tym, co ten gnojek zrobił jego delikatnej, kruchej Spencer, myślał tylko o tym, by za to zapłacił. Oczywiście, wiedział, że najlepiej byłoby, gdyby ukarał go sąd, choć podejrzewał, że ze względu na swoje układy nie odbyłby żadnej kary. Dlatego najbardziej pragnął spotkać się z nim w cztery oczy i obić mu twarz, by nie miał ochoty nigdy więcej dotknąć jakiejkolwiek kobiety, kogokolwiek skrzywdzić. Jak więc miał nie skorzystać z okazji? Nie spodziewał się, by kiedykolwiek udało mu się odnaleźć młodego Campbella, ale skoro już był na miejscu... Aż prosił się o wizytę Leo! Szczególnie po spotkaniu ze Spencer... Szatyn wręcz cały wrzał, na samą myśl o tym, że ten facet mógłby zjawić się w jej gabinecie i znów ja dręczyć! Zdecydowanie musiał mu to wybić z głowy.
Dlatego, słysząc słowa ukochanej, jedynie machnął z lekceważeniem ręką, a potem wyszedł, nie oglądając się na brunetkę. Miał nadzieję, że będzie pamiętać o jego prośbie, by nigdzie się nie ruszała. Nie chciał narażać jej na nieprzyjemności, więc miał nadzieję, że nikt nie dowie się, kto pobił syna szefa, a on sam będzie zbyt wystraszony, by komukolwiek powiedzieć. Bo Leo wiedział już, jaki blef zastosuje...
Jego plan przewidział wszystko. Z łatwością odnalazł Campbella, który na szczęście był sam. Gdy tylko Leo dostrzegł na jego twarzy ten lekki, kpiący uśmieszek, obudziła się w nim prawdziwa chęć mordu. Zapragnął rozszarpać go na strzępy, zmieść z powierzchni ziemi, zamienić w proch... I nigdy więcej nie widzieć go na oczy.
[może opisz już, jak wraca do biura S. z opuchniętą ręką i krwawiącym nosem, bo nie chciało mi się rozpisywać... ;p]
[ O 6-ej to będę się ogarniał już do szkoły ^^
no kurwa xd
hmm... nie wiem. Jak na razie 3 zaproszenia, fuck yeah! w sumie, nie dziwię się ludziom, że nie chcą się zapisywać. Ja też zawsze się zapisuję tam, gdzie jest ich najwięcej xd
tłukłem się po klubach z laskami, na mieście poznawałem ludzi na jedną noc, ale w hotelu ogarnąłem zajebistego barmana z Bułgarii, zajebistego Brytyjczyka, z którym dalej mam kontakt i 3 Rosjanki ;D poznałem jeszcze Żydów, ale to pedały chyba były xd
dooobre :D
http://youtu.be/KpCcJY-rJSs
ej, coś się temu instruktorowi popierdoliło? xd ]
[dziękuję, o pani!
NOOOO! nie, nie aż taki - w końcu to było dopiero drugie podejście. jesteś świetna! ;)
nie będę się wdawać w szczegóły -.-
tak! jest cudnie! <3 no jasne! a najbardziej mnie wkurzały te fałszywe alarmy -.- no wiem, wiem, spooko, przeżyjemy ;)) ^^]
Ciągle rozpierała go nienawiść i paląca, chorobliwa złość. Nawet, gdy już wyżył się na twarzy tego młodego gnojka, wciąż pragnął niszczyć, ranić, gnieść, rwać... Zdołał jednak powstrzymać się przed zawróceniem do miejsca, w którym zostawił zwijającego się z bólu mężczyznę, wiedząc, że już nic dobrego z tego nie przyjdzie. Szedł pospiesznie przez korytarze, nie patrząc nawet, gdzie zmierza, więc zdziwił się, gdy chwilę później, jakimś cudem dotarł pod odpowiednie drzwi. Oczywiście, Spencer czekała w progu, nie mogło być inaczej. Próbował nawet się uśmiechnąć, chcąc ją uspokoić, ale wyszedł z tego tylko niewyraźny grymas, bo wściekłość wciąż zaciskała mu wargi w wąską linię. Pozwolił jej poprowadzić się do kanapy, na którą opadł z ulgą, pochylony do przodu, by nie zakrwawić obicia. Czerwone plamy wykwitały na jego podsuniętej pod brodę dłoni, a potem zaczęły zabarwiać chusteczki. Wiedział, że musi szybko doprowadzić się do porządku, ale nie było to łatwe z niesprawną prawą ręką, więc pozwolił zrobić do brunetce. Nie odpowiadał na jej słowa, wiedząc, że ona pewnie nawet nie czeka na odpowiedź; pokręcił jedynie głową, gdy zapytała o złamany nos. Na usta cisnął mu się nawet jakiś żarcik, bo zupełnie nagle cała nienawiść, cały gniew zamieniły się w euforię. On, facet z białaczką, dokopał temu gnojkowi, który skrzywdził jego kobietę! Czy ktoś to przebije?! Miał ochotę wręcz skakać z radości. Sam nie wierzył, że wszystko poszło tak gładko... I nic nie zapowiadało, by miały wyniknąć z tego dla ich dwójki jakiekolwiek przykre konsekwencje.
- Oczywiście! - odparł natychmiast, wyraźnie z siebie zadowolony, a potem wyjął z jej dłoni chusteczkę i sam przytknął ją do nosa, jednocześnie spoglądając na opuchniętą, posiniałą dłoń. Ona była najlepszym dowodem na to, jak silne i jak wiele ciosów otrzymał Campbell.
- Pójdę już. Widzimy się w domu. - rzucił, od razu wstając. Z cichym sykiem wziął w prawą rękę swoją torbę, a potem ruszył do drzwi, uśmiechając się głupkowato przez czerwoną od krwi chusteczkę.
[:))))))))
wcale nie, ale nic Ci będzie ;p
nie, boję się - jesteś straszna i przerażająca, nie wiedziałaś? ;p
w sensie na liczniku pojawiała się dwójka, a Ciebie było ;p ;D]
Przez resztę dnia chodził tak nabuzowany energią, że nic mu nie przeszkadzało - ani ból w posiniałej dłoni, niezdolnej do robienia czegokolwiek, ani krzyki Val, która była spanikowana i przerażona, a potem wściekła i podminowana, ani szepty w całej redakcji na temat jego stanu, ani nawet kłopoty techniczne, który tak utrudniały mu pracę, że wiedział już, jak spędzi wieczór lub/i noc. Satysfakcja, płynąca z tego, że pobił gnojka, krzywdzącego niewinne kobiety, była nieziemska. Nie spodziewał się, że po czymś takim można czuć się aż tak wspaniale - jakby był zdolny przenosić góry! A na dodatek zrobił to on, słaby i schorowany Leo, który jeszcze kilka tygodni temu miał problemy z zejściem po schodach! Pobił mężczyznę i miał pozostać bezkarnym - naprawdę boskie uczucie.
Wracał do domu niemal w podskokach. A właściwie dosłownie w podskokach, bo jego samochód został przed firmą Spencer, a on nie miał ochoty znów łapać taksówki. Przemierzał więc uliczki miasteczka ledwo powstrzymując się przed nuceniem. Po drodze kupił wino i kolejne ciastka na uczczenie tego dnia. Wszedł do mieszkania, zdziwiony, że wita go wspaniała woń jakiegoś włoskiego dania, którego nie potrafił jeszcze zidentyfikować. Uśmiechnął się jednak szeroko na samą myśl o smacznym obiedzie, a potem ruszył od razu do kuchni. Spencer przez wszystkie dźwięki gotowania - szum wody lecącej z kranu, bulgotanie gotującego się makaronu, radosny szczebiot sosu na patelni - musiała nie usłyszeć, że wszedł, bo nawet nie odwróciła się od blatu. Leo bezszelestnie dopadł jej drobnego ciałka, wcześniej stawiając na stole butelkę wina i pudełko ze słodkościami. Objął ukochaną zdrową ręką, tę zranioną chowając za plecami, by nie skrzywdzić jej bardziej.
- Cześć. - zamruczał wprost do jej ucha.
[już muszę znikać. mówiłam, że tak będzie - mama od godziny wygania mnie sprzed komputera -.- ale będę jutro, tak koło czwartej pewnie ;) i może dam radę jeszcze teraz odpisać tam, na drugim blogu.
dobranoc ;))]
[ Ja miałem dwa polskie, też na pierwszej lekcji ;p mam nowego, zajebistego nauczyciela - koleś, spoko ;D
Bo wiem, jak to jest. Jak nie ma BUM to jest CHUJ!
yyy... nie wiem, czy do podrywu można zaliczyć to, że spędziłem z jednym pół nocy, jak wracaliśmy z imprezy, to się okazało, że jesteśmy w tym samym hotelu i chlałem z nim w jego pokoju wódę do 5 albo 6 nad ranem, a następnego dnia okazało się, że koleś ma różowe szorty do pływania i jak koło niego przechodziłem to złapał mnie za moje i się ciągle do mnie szczerzył ^^
Jestem u cioci, nie mam jak odsłuchać ^^
hmm... nie, nie wierzę xd
jaaaak zajebiście, już rzygam moimi plastikami ^^ ]
[dokładnie. ja będę zdawać co najmniej osiem... ;p
tak to sobie tłumacz! ;p ;p
no, zjadałam wczoraj wyrazy i literki ;p widzisz - fałszywe alarmy! ;D
jasne, że nie miałam na co odpisywać, ale się nie przejęłam - odświeżyłam raz czy dwa i poszłam spać ;p ale fajnie, że odpowiedź już na mnie czekała ^^]
Uśmiechnął się szeroko, słysząc słowa ukochanej. To dawało mu nadzieję, że nikt z jej pracy nie powiąże z nią tego wydarzenia, ale nawet jeśli - to już nie było ważne. Campbell był zbyt wystraszony, by w jakikolwiek sposób dręczyć teraz Spencer, ale Leo postanowił zachować dla siebie to, co mu powiedział. Po co miała o tym myśleć?
- Tak? Niesamowite. - wymruczał, udając zaskoczenie, że coś takiego się w ogóle wydarzyło. Zaraz roześmiał się cicho, dłonią oplecioną w talii kobiety zaczynając ją muskać i głaskać. I nie przestawał się uśmiechać.
- Jak wilk. - przytaknął, pozwalając jej wyswobodzić się z uścisku swojego ramienia. Stał jeszcze przez chwilę za nią i rozkoszował się zapachem jedzenia, a potem wymruczał coś o szybkim prysznicu i zniknął, nucąc pod nosem.
[tak sobie pomyślałam, że mogłoby się teraz okazać, że ten uraz śledziony mu się odnowił - w łazience straciłby przytomność albo coś w tym stylu. luźna propozycja - jak Ci się podoba, to pisz ;)]
[nie, serio - tak właśnie będzie. próbowałam się nauczyć obsługi samochodu tak teoretycznie, ale mam nawet problem z zapamiętaniem kolejności pedałów, więc... zostanę przy rowerze ;p
;)
taa ;p
o, ja też jestem ledwo żywa. i też nasłuchałam się o maturze. na szczęście mam spoko polonistkę, potrafi... zmotywować. posłała nam taką gadkę, że po lekcji wszyscy wychodzili wyszczerzeni i w ogóle cali szczęśliwi ;p ale mogę sobie wyobrazić, co się działo u Ciebie, biedulko. i tak pewnie będzie do maja, ale ja nic nie mówię ;p]
Zdążył wziąć chłodny, odświeżający prysznic, podczas którego starannie pozbywał się wszelkich śladów popołudniowego zajścia - krwi, która jakimś cudem znalazła się w jego włosach, na torsie i ciągle opuchniętej ręce; zimną wodą obmywał siniaki i zadrapania, by złagodzić ból i zmniejszyć obrzęk, a potem wyszorował dokładnie całe ciało, by zapomnieć. Tak, zapomnieć, bo uczucie tryumfu i satysfakcja płynąca z dania nauczki mężczyźnie, który skrzywdził jego Spencer, tylko na chwilę przykryły ciągle siedzące w nim emocje. Tak naprawdę ciągle nie przebolał, że nie było go przy niej, gdy to się wydarzyło - gdy obcy facet ją dotykał, gdy ranił i krzywdził tę delikatną kobietę... To wróciło do niego, gdy patrzył na swoje siniaki - no cóż, Campbell się bronił. Nie mógł sobie wybaczyć, choć trochę pomogło mu to, że odwdzięczył się temu draniowi. Ale tylko trochę.
W końcu jednak zrobiło mu się zimno, więc wyszedł z kabiny, tym razem wypełnionej chłodnym, orzeźwiającym powietrzem, i stanął przed lustrem. Od razu jego uwagę zwróciły ciemne, fioletowe i granatowe plamy na brzuchu, ale zignorował je. Dopiero, gdy założył spodnie i narzucił na ramiona koszulę, zaczął obmacywać posiniałe miejsce. Syknął, dotykając żeber, a potem poczuł, jak ból zaczyna promieniować na całe ciało. W tym samym momencie usłyszał wołanie Spencer, a zaraz potem stracił przytomność i upadł na pokryte wodą kafelki. Po podłodze rozpłynęła się plama krwi, otaczając głowę Leo, a potem także jego ramiona, ręce...
[kurde, nie idzie mi dzisiaj - a ja przecież lubię takie dramaty! ;(]
[hahaha! xD może jak mam to na piśmie, to zapamiętam... ;p sprzęgło, hamulec, gaz, ok, jest ;)) dzięki ;) właśnie dlatego tak się ostatnio poruszam po mieście - no, i jeszcze dlatego, że to dobre ćwiczenie na moje kaleczne kolana ;p
ok, milczę ;p o, jak fajnie. ja też mam kiermasz, ale tylko na przerwach -.-]
Obudził go piekielny, rozrywający wnętrzności ból i pisk, głośny, przerażający pisk, który dopiero po dłuższej chwili zidentyfikował jako wycie syren karetki. Zarejestrował ten fakt, tak samo jak twarz pochylającego się nad nim sanitariusza, a także metaliczny posmak krwi w ustach, ale przez pewien czas nie mógł połączyć tego w logiczną całość. A gdy w końcu dotarło do niego, gdzie się znajduje i co się z nim dzieje, ból stał się jeszcze gorszy, a z jego gardła wydobył się niemal zwierzęcy jęk. Zanim znów stracił przytomność, odurzony lekami, zdołał wykrzyczeć w myślach modlitwę, by Spencer nie było nigdzie w pobliżu...
Kolejne przebudzenie nie było wcale milsze ani przyjemniejsze. Nad jego głową przewijały się światła lamp, co jakiś czas zasłaniane czyimiś włosami, jakąś ręką, przeźroczystym workiem kroplówki. Czuł na sobie dotyk wielu dłoni, metalowych czujników, igieł, wbitych w przedramiona, a to wszystko zmieniało się, traciło znaczenie i siłę. A potem uświadomił sobie, że jest coś jeszcze - pewna stała, uścisk, który się nie zmienia. Spojrzał w tym kierunku i dostrzegł zalaną łzami twarz Spencer, biegnącej tuż przy nim. Chciał posłać jej uśmiech, ale nie zdążył - ktoś odgonił ją od noszy, a dłoń Leo, którą ściskała, zacisnęła się w pięść. Zrozumiał, co go czeka i ogarnął go strach tak wielki, że niemal zaszlochał jak dziecko - bo wiedział, że umiera. A nawet jeśli nie, to czeka go operacja, której może nie przeżyć. Co teraz?, myślał z paniką, zanim znów zasnął, uśpiony lekami.
[oj, biedna. wcześniej bolące gardło, teraz katar - lecz się szybko! jakaś witamina C, herbata, ciepłe łóżko, raz-dwa! ;)]
[bieganie jest super! jakbym mogła, to pół życia bym w parku spędziła ;p
pewnie tak, ale jeszcze są drugoroczni, jak ja, którzy potrzebują książek ;)
walcz z przeziębieniem, walcz! nie ma co, początek roku, trza chodzić do szkoły, grzecznie się uczyć... ;p
ja teraz muszę trochę sprawy szkolne poogarniać, będę potem. a Ty zaczynaj tu wątki! bierz ze mnie przykład, hihi ;p niech coś się ruszy, no ;))]
[trudniej się zmęczyć, jeżdżąc na rowerze, a to duży minus ;p
właśnie ;)
o. a jakie targi? ;>
pozaczynaj, najwyżej odpiszesz tylko raz czy dwa w tygodniu, tak jak ja to mam w planach. serio, musimy zachęcić tych nowych. przecież nie chcesz, żeby MT upadło, prawda?]
Leo obudził się na OIOM-ie. Znał to miejsce bardzo dobrze, ale i tak przeraził się, gdy dostrzegł wszystkie te maszyny, otaczające łóżko, kable, przewody i rurki oplatające go tak ciasno, że bał się wziąć oddech i pielęgniarkę, czuwającą nad jego wybudzeniem. Zaraz zacisnął powieki, nie chcąc widzieć tego wszystkiego, ale jakiś monitor zapiszczał złowieszczo nad jego głową, alarmując personel, że już się wybudził. Uparcie jednak nie otwierał oczu, teraz także z innych powodów - w jego ciało uderzył potworny ból, tak nagle, że przez dłuższą chwilę nie mógł złapać oddechu. Poczuł, że mięśnie spinają mu się, jak dłoń zaciskana w pięść, a on nie mógł w żaden sposób opanować tego skurczu. Istniał już tylko ten niesamowicie silny ból, rozrywający tkanki, ból tak głęboki, że wydawało mu się, że cierpi jego dusza, nie ciało. Z którymś momencie dotarło do niego, że krzyczy, ale nie panował nad tym - gardło miał zdrapane, wydawało mu się, że wręcz krwawi od tego wrzasku, który ciągle, nieprzerwanie wydobywał się spomiędzy jego warg. A potem dostał kolejną dawkę morfiny i wszystko zaczęło mijać, niezwykle wolno, ale ulga była tak wielka, że mężczyzna pomyślał,że umarł. Bo jak inaczej wytłumaczyć tak szybką i rozkoszną łagodność świata? Wszystko rozmazało się wokół niego i przez grubą bańkę, którą się otoczył, uświadomił sobie, że jest naćpany. Miał ochotę się roześmiać. Nie zdążył - zasnął.
Kolejne przebudzenie było zdecydowanie milsze. Znów obudził go ból, ale już nie tak straszny, jak poprzednio. Natychmiast też dostał lek i wszystko minęło, choć dawka znów była za duża i czuł się przytępiony, matowy, martwy. Jak zawsze. Właściwie stwierdził, że mógłby polubić to uczucie, bo było łatwe, ale też niezbyt miłe. Było to wrażenie utraty kontroli - przerażające, fascynujące i irytujące zarazem. Przez tę mgłę narkotykowego odurzenia dotarł do niego jeden obraz - anioł o ciemnych włosach, zbliżający się do niego. Miał niebieskie skrzydła, powiewające przy każdym ruchu i zaróżowione policzki. Uświadomił sobie, że to nie anioł, ale inne stworzenie.
- Chochlik. - wychrypiał, uśmiechając się głupkowato i obracając wypełnioną dymem rękę dłonią do góry, by ścisnął ją ten baśniowy stworek.
[ mam nadzieję, że i mojego nie zmienią. Ale chuj wie, bo dyrekcja się zmieniła, a koleś ma problemy z alkoholem. Mamy z nim jeszcze po i już dzisiaj mieliśmy kurwa zastępstwo ^^
dwa zaproszenia wysłałem ^^
hmm... no nie wiem. W każdym razie omijałem go szerokim łukiem, chociaż później inne Żydy mnie do siebie zapraszały i dobrze, że mnie znajomi ogarnęli, bo już chciałem iść na darmowe alko xd
no, było zajebiście ;D
dobra, dobra, to już uwierzę xdd
a ja chyba spróbuję sił w olimpiadzie z wosu ;p ]
[;)
tak, piątego września... ;p ale spoko, zawsze coś ;D
phi! mogę się nie odzywać wcale! oj, ale tak mnie nie strasz... ja siedzę i durny zeszyt, który powinien mi zająć dziesięć minut, przepisuję drugą godzinę, bo odpisuję Tobie, więc wiesz, to powinno działać w obie strony ;p
a tak swoją drogą, to idę już, wiesz, starsi się złoszczą ;) dobranoc - jutro pewnie też będę koło czwartej ;)]
Tak, jego Chochlik był tuż obok i nic innego się nie liczyło. Dzwonienie w uszach, połączone z miarowym łupaniem, które wywoływało ból głowy, nie przeszkadzało mu już tak bardzo, jak wcześniej. Ani ciepło i rwanie wypływające spod pościeli, spod szpitalnej koszuli, która gniotła go i cisnęła w nieodpowiednich miejscach. Ani wirowanie świata i ciało wypełnione aksamitną mgłą, miękkie, plastyczne, zlewające się z wszechświatem, będące jego jedyną cząstką. Ani to wrażenie bezładu i zupełnego braku kontroli, które przychodziło czasem, nagle, a potem znikało po sekundzie lub dwóch. Nie liczyło się zupełnie nic poza tą drobną, symetryczną twarzą małego Chochlika, jego zielonymi oczami i skrzydłami, które teraz posłusznie złożył, przyciskając je do swoich boków. Leo nie mógł się napatrzeć na to zjawisko - był jednocześnie zachwycający, słodki i ciepły, jak dobry kawałek szarlotki, ale tej najdroższej, podawanej z kawą, bitą śmietaną i cynamonowymi lodami. I nagle jego Chochlik jadł te lody, brudząc sobie nos, zaplątując ziarenka cierpkiej przyprawy we włosy i nucąc piosenkę o słodyczach, o miłości i o nadziei. Patrzył na niego i uśmiechał się coraz szerzej, tak, że wydawało mu się, ze już bardziej się nie da, że zaraz wybuchnie od szczęścia i od radości... A wtedy poczuł, że ogarnia go senność - niemoc tak silna, że ledwo mógł się ruszyć, tylko język poruszał się w ustach, szukając słów, ale nie znajdując dźwięków. Bo nie mógł zasypiać - nie w takiej chwili, gdy bajka była tuż obok, na wyciągnięcie ręki, gdy przycupnęła na niewygodnym stołku i opowiadała o sobie z taką łatwością, jakby była prawdziwa.
A wtedy zasnął, z krótkim "nie!" na ustach.
[kocham naćpanego Leo <3]
[ ahaha, zmienili mi wf-tę xd teraz mam babkę xdd
no dokładnie!
już teraz nie mam na nic czasu, padam na twarz, ale muszę, no po prostu muszę z psem pobiegać...
http://www.youtube.com/watch?v=Ek0SgwWmF9w&feature=share&list=UUGGhM6XCSJFQ6DTRffnKRIw słyszałaś?!!? ]
[myszkę zepsułam -.- także dzisiaj będę odpisywać dziesięć razy wolniej...
w sensie, że się cieszysz z omijających Cię lekcji już piątego września, że wcześnie i że jeszcze nic się nie dzieje ;p ale spoko, rozumiem - miałam dzisiaj taki dzień, że ja pierdole, myślałam, że nie wyrobię...
pewnie tak, ale to inna sprawa ;p dzięki ;) właśnie, też tak sądzę - jakoś się trzeba rozerwać w czasie nauki, odetchnąć ;)) i nie, zła ja ;p
fajne wyszło, znaczy pół dnia myślałam o tym, co odpisać, więc fajne ;p
hej, a co S.? w sumie ona go takiego nie lubi, ale i tak nie rozumiem, dlaczego znowu świruje ;p]
Obudził się już prawie zupełnie świadomy, nie pamiętając niczego od upadku w łazience. W panice zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, poznając sprzęty, starając się dociec pory dnia i swojego stanu. Wiedział, że to OIOM, powiedział mu to najpierw ból, rozpływający się po jego członkach, a potem potwierdziło pikanie i wycie maszyn za jego głową. Spojrzał w ich kierunku, jakby miały mu powiedzieć, co się stało, w jaki sposób wylądował na tej sali. One jednak nie zwracały na niego uwagi - wyznaczały kilka rytmów, w które Leo natychmiast się wczuł. W końcu to było jego ciało, jego organizm, z którym pracowały te maszyny. Wciąż męczyła go niewiedza, więc skupił się na sobie - na łupaniu w czaszce, cieple rozlewającym się po lewej stronie brzucha, drażniącym bólu wkłuć i wenflonów. W tym samym momencie kątem oka zarejestrował okno i widok za nim - budzące się do życia, deszczowe Murine. Z westchnieniem poruszył się gwałtownie, niekontrolowanie, a wtedy straszny ból ogarnął jego ciało. Sapnął, zagryzając zęby, a potem niemal z jękiem zauważył, że ktoś stoi przed drzwiami sali. Miał nadzieję, że to pielęgniarka, u której będzie mógł wybłagać trochę morfiny, ale nie - weszła Spencer, wyraźnie zmaltretowana, zmęczona, przerażona. Natychmiast zapomniał o swoim bólu, ale gdy tylko się rozluźnił, wszystko wróciło, więc znów zacisnął zęby i wbił spojrzenie w sufit, by opanować falę cierpienia.
- Cześć. - wychrypiał, gdy ból minął, ale wciąż oddychał ciężko, jak po długim biegu.
[nie wiem. chwilę działała normalnie, sprawdziłam sobie pocztę i coś tam jeszcze, włączyłam bloga i wysiadła. normalnie znak xD
w sumie racja. chociaż ja się delektuję aurą luzu w szkole, bo potem będzie już gorzej ;p a, no to faktycznie nieźle ;)
;p
oj, aż tak Cię bierze? i co Ty robisz przed komputerem, hę?
no dobra, dobra, zrozumiałam ;p]
Uśmiechnął się do niej leciutko, słabo, ale na więcej nie pozwalały mu spierzchnięte, napięte wargi. Tkwił jednak w tym grymasie przez dłuższą chwilę, delektując się bliskością Spencer, jej dotykiem, ciepłem, bijącym od jej ciała. Wiedział, że nie może nawet drgnąć, by nie zdradzić jękiem swojego cierpienia, ale potrafił myśleć tylko o objęciu jej, zamknięciu w klatce ramion, dzięki czemu oboje byliby uratowani. Udzieliło mu się jej myślenie, że bliskość naprawia wszystko. Polubił ten sposób naprawy sytuacji, przywracania sobie nawzajem spokoju, równowagi. Ale teraz... wiedział, że robi wszystko, by poczuł ją przy sobie, tylko że to było za mało. Rwał się do niej cały, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. To go frustrowało i złościło.
- Nie, jest w porządku. - odparł po chwili, uznając, że nie chce, by teraz otępiała go morfina. Potrzebował wiadomości. Niewiedza była gorsza niż ból.
- Co się stało? - zapytał zaraz, bo to nurtowało go już dłuższy czas; czuł się wręcz zmęczony dociekaniem, w jaki sposób znalazł się w tym miejscu, tak obolały i z brakami w pamięci. Chciał wiedzieć. Musiał wiedzieć.
Z ciężkim westchnieniem podniósł rękę i oderwał palce Spencer od swoich włosów, kładąc je na pościeli w okolicy swojego serca. Uśmiechnął się przy tym nieco szerzej, a na spieczonej wardze pojawiła się kropelka krwi. On nie mógł tego czuć - usta i język miał zdrętwiałe, niemal niezdolne do ruchu, a gdy uświadomił sobie, że tak nie musi być, zaczął się rozglądać. Na szafce stał kubek wody ze słomką, a oczy wręcz mu się zaświeciły na ten widok. Rzucił szybkie spojrzenie na brunetkę, nagle zawstydzony i zły, że musi prosić o pomoc. Ale nie miał wyboru.
- Możesz...? - wychrypiał tylko, wskazując na wodę. Tak zajęty tym wszystkim zrozumiał, że jeszcze nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie, ale to się nie liczyło - potrzebował się napić, to wyssało z jego głowy wszystkie inne myśli.
[hahaha ;p aż tak się boisz, że w niego uwierzę? ;>
no, pasuje ;p ja sobie właśnie chcę załatwiać jakieś korki z chemii, ale nie wiem, czy już teraz, czy za rok. a w ogóle miałam się pochwalić - dostałam się jako wolny słuchacz na zajęcia z francuskiego ^^ ten hiszpański nie pasował mi do planu, więc wybrałam coś innego. zrobię dwa lata w rok i... będę miała kolejny język :))
oj, cieszę się, przecież wiesz, że się cieszę! skaczę z radości! ale nie, serio, fajnie jest zapuścić kompa i zobaczyć, że odpowiedź już czeka. ale kuruj się, kuruj! ;)]
Widział, że trudno jej mówić, że niemal siłą wypycha z siebie słowa i rozumiał to. Z każdym faktem, z każdą informacją on sam zaczynał się denerwować, jakby właśnie w tym uczestniczył - jakby mógł zobaczyć siebie, leżącego na podłodze w łazience, pozbawionego przytomności, ledwo żywego. Chciał powiedzieć, że nie musi mu o tym opowiadać, że już wszystko w porządku, że już rozumie, ale... chyba był uzależniony od wiedzy. Chciał znać przebieg wydarzeń, bo czuł się, jakby przez całą noc po prostu nie istniał - czarna plama w jego pamięci była irytująca i przerażająca jednocześnie. Po prostu musiał wiedzieć. Zacisnął wargi, już odrobinę jędrniejsze i zmiękczone wodą, a potem zasłuchał się, ze wszystkich sił próbując uspokoić Spencer: gładził ją po dłoniach, do przedramionach, a potem także po policzku, do którego sięgnął, ignorując ból w podżebrzu. Szum otwieranych drzwi i dźwięk kroków wybudziły go z zamyślenia i zasłuchania. Spojrzał na lekarza, a potem, wciąż mając z ukochaną kontakt, wsłuchał się w jego opowieść. On zaczął od momentu, w którym skończyła brunetka - od operacji, długiej i trudnej, ze względu na jego niezwykle osłabiony chorobą i leczeniem organizm, ale zakończonej sukcesem. Co prawda Leo nie miał teraz śledziony, ale to nie było nic strasznego, jak zapewniał chirurg. Czekał go teraz męczący powrót do zdrowia, ale mężczyzna zapewnił ich, że to nie potrwa długo i Lee już za tydzień lub dwa wróci do normalnego funkcjonowania. A szatyn mu wierzył - wiedział, że przynajmniej kilka pierwszych dni będzie dla niego niezwykle trudnych, bo ból miał być nie do zniesienia, ale potem... Potem wróci do domu i będą mogli zapomnieć. Zaraz lekarz zapewnił ich, ze Leo jeszcze tego dnia zostanie przeniesiony na normalną salę, a wypiszą go pod koniec tygodnia. Podziękowali i w końcu mogli odetchnąć z ulgą. Mężczyzna zniknął, zastrzegając, że zaraz przyśle pielęgniarkę, by sprawdziła ranę pooperacyjną i zrobiła wszelkie badania, a wtedy Spencer będzie musiała wyjść, ale nie przejęli się tym za bardzo. Leo z zagryzioną wargą spoglądał na ukochaną, nie wiedząc, co powiedzieć ani co zrobić. Ściskał rytmicznie jej dłoń, jakby chcąc dodać jej otuchy, ale miał nadzieję, że nie musi, że lekarz już to zrobił.
[no dobra, dobra, nie będę ;p
może masz rację, jeszcze muszę się zastanowić, czy będę miała czas. hah, dzięki ^^
no spoko, ja i tak muszę coś załatwić na mieście, więc pewnie też będę trochę później ;) a teraz to już chyba będę znikać, także - dobranoc ;)
btw. tamten komentarz mi taki chaotyczny wyszedł, ale to nie moja wina, uwierz na słowo... ;p i się nie zmieścił! ;D]
Jemu też spadł z serca ogromny kamień. Już nie trawiła go niepewność i niewiedza - teraz wszystko było jasne. Ogarnął go chwilowy spokój, wręcz rozluźnienie, które, oczywiście, spowodowało tylko, że ledwo powstrzymał krzyk bólu, ale i tak było dużo lepiej, niż gdy wszystkie mięśnie bolały go od zdenerwowania. Ale teraz liczyła się tylko Spencer i jej ulga, dość wyraźnie malująca się na twarzy. Leo odwzajemnił jej uśmiech, ale zaraz otworzył szeroko oczy, przerażony i zmartwiony, gdy ten niemal wesoły grymas zniknął. Jeszcze zanim się odezwała, wiedział, jakie słowa padną. W tej kwestii nie różnili się zbytnio. Wysłuchał jej, patrząc w martwy punkt gdzieś ponad jej głową, bo wiedział, że w jakiś pokrętny sposób to ONA potrzebuje tych słów. A potem niemal wyrwał dłoń z jej uścisku - o ile poruszenie palcami i zaledwie lekkie szarpnięcie można tak nazwać - i przycisnął ją do jej policzka, gładząc go powoli. Na jego ustach znów igrał leciutki uśmiech, gdy tak muskał jej skórę.
- Nie przejmuj się. To nie twoja wina, Malutka. - zamruczał łagodnie, patrząc jej świdrująco prosto w oczy. - Wiesz, nie będę tęsknić za tą śledzioną. I tak była dość marna. - dodał, puszczając jej oczko.
[ Zrobiła nam normalny wf w parku, więc jak na razie ok. Tylko, że będziemy zaliczać biegi, a ja tego nie lubię, bo często się czepiają, że ktoś w trakcie muzyki słucha, a ja inaczej nie potrafię, bo mój własny oddech mnie dekoncentruje.
haha, u nas od razu o frekwencji zaczęła gadać xdd ale faktycznie - z mojej klasy prawie żadna laska nie ćwiczy na wf.
Aguś - pora dorosnąć, bajki się skończyły ;)
też jestem chory xd
no biegam, biegam, wczoraj było zajebiście ;D ale nie wiem, jak czasowo dam radę.Cholernie ciężko mi wszystko pogodzić.
ZAJEBISTE!!!:D Nowa płyta we wrześniu!!! ]
[;p
byłam godzinę temu - a tu pusto ;p ale spoko, teraz i ja dotarłam, możemy pisać ;)
no nie moja, tak wyszło, jakieś duszki pomogły ;p a możesz wnikać - nawet powiem bez pytania, o! moja siostra buduje mydelniczkę na wyścig Red Bulla i wczoraj właśnie jej pomagałam coś tam powymyślać, więc pisałam tak... w międzyczasie ;p ;) cieszysz się? przypływ weny miałam ;p to się zdarza raczej rzadko, wiesz przecież, nie przyzwyczajaj się ;p
no spoko, jak zwykle ja -.-]
- Ja ciebie też kocham, Chochliku. - wymruczał, zanim zdążył zastanowić się nad tym, co mówi. Wyznanie było szczere, płynęło z serca, jak zawsze, więc nie musiał o nim myśleć, ale to jedno słówko, które padło potem, sprawiło, że zamarł. Wymknęło się spomiędzy jego warg, nieproszone, a on nie wiedział, jak zareagować. Na szczęście uratowała go pielęgniarka, która łagodnie, ale stanowczo wyprosiła Spencer z sali Leo. On wykorzystał okazję, by wymóc na niej obietnicę, że pojedzie do domu, wyśpi się i zje porządny obiad. Wiedział, że będzie chciała wrócić wieczorem, więc poprosił jeszcze, by przywiozła mu jego rzeczy - jak zwykle spakowaną walizkę, o której rozpakowaniu nie zdążył jeszcze pomyśleć, a już przydała mu się. Zaraz potem brunetka musiała wyjść, więc pożegnali się, oboje niezadowoleni z faktu, że Leo musi zostać w szpitalu. Ale po południu został przeniesiony na zwykłą salę pooperacyjną, na szczęście pojedynczą, gdzie mogli swobodnie spędzić kilka godzin, dopóki nie wpadła tam jedna z pielęgniarek z krzykiem tak wielkim, jakby natknęła się na nich, zakopujących zwłoki. To jednak nie było ważne - wróciły im dobre humory, więc rozstawali się z uśmiechami na ustach i dość spokojni, jak na sytuację, w której się znaleźli.
Przez kolejne dni Leo nie pozwalał Spencer przyjeżdżać rano, gdy powinna być w pracy, więc spotykali się dopiero wczesnym popołudniem. Za każdym razem, gdy się spotykali, starał się pokazać jej, że jest już lepiej, że robi postępy w powrocie do zdrowia. Dzień przed wypisem przywitał ją przy wejściu na oddział, oczywiście przyczepiony do kroplówki, ale zadowolony - już nie było po nim widać, że przeszedł ciężką operację. Owszem, ciągle cierpiał i każdy pokonany metr odchorowywał po nocach, ale był uparty w dążeniu do pełnego zdrowia. Chciał stanąć na nogi jak najszybciej, by móc zapomnieć o pechu, który dręczy go od lat. Wierzył, że nastaną dla niego - dla nich - lepsze czasy.
Wracał do domu pełny energii, odrobinę przytłumiony dużą dawką leków przeciwbólowych, które wybłagał jeszcze przed przybyciem ukochanej. W samochodzie jednak nie zamykały mu się usta, opowiadał z ożywieniem o remoncie ich domu, za który chciałby się zabrać już, zaraz. Owszem, mieli mieć ekipę, ale Leo upierał się, że będzie wszystko nadzorował - to miało być ich idealne lokum, a więc tynki nie powinny odpadać od ścian, a okna - nie zamykać się. Ten jego entuzjazm sprawił, że po schodach niemal wleciał, unosząc się nad stopniami, choć na kanapę opadł z cichym jękiem. Uparł się, że nie pójdzie do łóżka - spędził w nim już za dużo czasu.
Zdecydowanie był innym człowiekiem.
[to sobie przesuwaj coś jeszcze, bo nie mam pomysłu na kolejny wątek... już ta ciąża? czy coś jeszcze? ;)]
[oj, biedna. i biedny zwierz ;p
przekażę, czy coś ;p no! ;))
dobra, już dobra, wybacz, następnym razem będę mówić ;)]
Leo nie mógł sobie przypomnieć ostatniego wakacyjnego wyjazdu, bo jedynym, co przychodziło mu do głowy, gdy o tym myślał, był ostatni urlop ze Spencer. Z opóźnieniem uświadomił sobie, że od tamtego czasu nie wyjeżdżał nigdzie, nie licząc sporadycznych wypadów do wiejskiego domku swojej matki, w którym raz wracał do zdrowia po szczególnie ciężkiej serii chemii. Tym razem jednak czekały ich prawdziwe, choć wyjątkowo krótkie wakacje. To nie przeszkadzało im cieszyć się nimi najlepiej, jak potrafili. Leo spodziewał się, że nie będą wychodzić z hotelowego pokoju, ale szybko okazało się, że i poza nim znaleźli sporo atrakcji. Zdecydowanie było ciekawie i intensywnie, i gdy wracali do domu, nie wiedział, czy tak naprawdę bardziej wypoczął, czy bardziej się zmęczył. Na pewno naładował baterie i znów był pełnym entuzjazmu Leo, którego znała jego ukochana. Z nową energią wrócił do pracy, choć już nie spędzał w redakcji całych dni, pospiesznie wracając do domu. Miał teraz tyle zajęć! Pojawiał się na obiedzie, a potem znów znikał, popołudnia spędzając w ich przyszłym domu, gdzie prace szły pełną parą. Leo nie robił tam nic specjalnego - czasem brał pędzel i malował razem z polskimi robotnikami, a innym razem jedynie przechadzał się po szeleszczących foliach, z zachwytem podziwiając postępy. Myślał o tym, że jeszcze kilka tygodni, i wszystko będzie gotowe, a potem wpadał do mieszkania jak burza, zarzucając Spencer wiadomościami o całym swoim dniu. A potem milkł, zasłuchując się w jej głos, który często usypiał go późno w nocy, gdy jej opowieść zamieniała się w zwyczajną bajkę, z fantastycznymi stworkami i szczęśliwym zakończeniem. Zasypiali objęci, a Leo, o dziwo, zostawał w łóżku całą noc. Tak, spał, co odrobinę go martwiło, ale zrzucał winę za swoje zmęczenie na ten niezwykle aktywny tryb życia, który zaczął prowadzić. Znów schudł, o ile to jeszcze było możliwe, policzki zapadły mu się odrobinę, ale wydobyło to z niego jakąś surową męskość, siłę - stał się szorstki, suchy, a przy tym drapieżny i odrobinę przerażający, jak dziki zwierz.
[jak tam chcesz ;) o, dzięki Ci! ;D
a w ogóle to zapomniałam o tym Chochliku, w sensie o Lenie... możesz też o tym zapomnieć? ;p niech będzie, że mówi tak na S. spodobało mi się... ;)]
[no skandal ;p gryzący ludzi żółw - coś niespotykanego tak w sumie ;p no, to całe szczęście... jak byś pisała, gdyby ten gad odgryzł Ci palca, hę? ;p
oj, nie przejmuj się moimi narzekaniami, ja taka maruda z natury jestem, ale postaram się trochę opanować, cobyś się nie złościła na mnie, ok? ;)]
Kolejny dzień pełen wrażeń tak wymęczył Leo, że marzył już tylko o drinku i śnie, ale dzielnie tkwił na kanapie, z ożywieniem opowiadając o wszystkich tych bzdurkach, które tak go zajęły. Ostatnio miał niewiele czasu dla Spencer, więc nie chciał tracić ani chwili - wolał spędzić z nią wieczór na sofie niż go przespać. Poza tym, miał tyle do powiedzenia! Tyle rzeczy dziś zrobił! Początkowo mówił z takim zaangażowaniem, że właściwie ledwo zwracał uwagę na ukochaną, ale potem, gdy te najważniejsze i najbardziej zajmujące sprawy omówił i skomentował, zauważył, że ona nawet go nie słucha. Najpierw chciał zacząć mówić od rzeczy i sprawdzić, czy zauważy, ale potem zrezygnował z tego pomysłu, bo zwyczajnie zaczął się martwić. Coś było nie tak, a on już pluł sobie w brodę, że niczego wcześniej nie zauważył. Milczał przez chwilę, patrząc na Spencer niezwykle uważnie, a potem sięgnął do jej dłoń i zaczął masować ją kciukami, właściwie ledwo muskając jej skórę.
- A tobie jak minął dzień? - zapytał lekko, zastanawiając się, czy powie mu tak od razu, czy będzie musiał wypytywać. Nie przestawał się uśmiechać, wodząc spojrzeniem od jej smukłych palców do twarzy i z powrotem, ciągle myśląc o tym, co dostrzegł - może jedynie coś sobie wymyślił? To było całkiem prawdopodobne, więc odetchnął z ulgą, już zupełnie skupiając się na słowach, które miały paść.
[przepraszam, że tak zniknęłam wczoraj, ale miałam pilny wyjazd i już nie było jak dać znać, że sobie idę ;)
hahaha ;D potem nagłówki w gazecie: "pogryziona przez żółwia!" albo "żółw odgryzł jej palec!" ;p ;D a, no tak, zapomniałam, że wszyscy mają dziesięć, wiesz? ;p
w porządku. ja zwykle mówię wprost, jeśli coś mi przeszkadza, a to... to po prostu marudna Karola się odzywa ;) więc nie zwracaj na nią uwagi, po sprawie.]
Było coś podejrzanego w zachowaniu Spencer i Leo natychmiast zaczął się niepokoić. Patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami i wyraźnym pytaniem w oczach, choć nie odezwał się słowem, widząc, że zamierza mu powiedzieć. Łatwo było mu ją przejrzeć - sposób, w jaki szukała sobie miejsca przy jego boku, mówił za nią. Czekał więc cierpliwie, aż umości się na jego kolanach, a uśmiech i jaśniejące oczy kobiety zaczynały go wręcz przerażać. Coś było nie tak, ale nie mógł się nawet domyślać, co. Z tym, że Spencer nie wyglądała na zmartwioną, co jedynie zaciekawiało Leo, ale nie uspokajało w żadnym stopniu. Mechanicznym ruchem oplótł ją ramionami w pasie w tym samym momencie, w którym poczuł jej ręce na swoim karku, a potem czekał, wciąż podenerwowany, ze zmarszczonym czołem i zaciśniętymi wargami.
Jej słowa z trudem do niego docierały. Patrzył na usta brunetki nie mógł zrozumieć, co z nich padło, jak brzmiało to ważne wyznanie, na które jego ukochana reagowała... tak. Nie była sobą chwilowo, a on nagle poczuł, że to źle, ale nie potrafił stwierdzić, dlaczego. A potem uświadomił sobie, że zbyt długo czeka z reakcją, ale zamarł zupełnie - nie potrafił nawet drgnąć, nie wspominając już o powiedzeniu czegokolwiek.
Kolejną chwilę trwało, aż wyszedł z tego ogromnego szoku, w jaki wprawiła go ta wiadomość, a właściwie... podejrzenie. W sekundzie przyszło mu do głowy mnóstwo rzeczy - przypomniał sobie słowa Kat, jak mówiła, że wiedziała o swojej ciąży jeszcze zanim test wskazał dwie kreski, a lekarz potwierdził jego wynik, i że była to niezachwiana pewność. Potem pomyślał, że w ich historii była już chwila, gdy uwierzyli w pozytywny wynik testu i trochę trwało, aż pogodzili się z myślą, że to fałszywy alarm. Czy teraz będzie podobnie? Nie. Nauczeni doświadczeniem...
- Powinniśmy zrobić test. - rzucił nagle, odrobinę wbrew sobie. A wtedy uświadomił sobie, że zachowuje się źle, więc przywołał na twarz uśmiech, by zaraz unieść rękę i odgarnąć z jej czoła kosmyk włosów.
[;)
jest! ;p nie, biologia xD
dobra, to ja się będę powstrzymywać, nie ma problemu. chyba każda kobieta trochę jest, więc wiesz ;) a, tak też mam, szczególnie... szczególnie zawsze ;p]
Odetchnął z ulgą, słysząc, że test - kawałek białego plastiku, który potrafi wiele - jest już w domu i żadne z nich nie będzie musiało po niego wychodzić. Chyba nie zniósłby teraz ani chwili w samotności, bo obawy rodziły się w jego głowie z zastraszającą szybkością. Aż dziwił się, że ciało nie zdradzało jego myśli, że wątpliwości i strach, powoli przeradzający się w panikę, nie odmalowywał się na jego twarzy. Chyba jeszcze nie minęło jego zaskoczenie, bo nic go nie ruszało, przynajmniej zewnętrznie. Cieszyło go to, bo znaczyło, że póki co nie miał martwić niczym Spencer... o ile nie będzie się przyglądać zbyt dokładnie. A poza tym, nie była jasnowidzem, więc może po prostu przypisze jego zachowanie szokowi? Tak, na pewno.
A w tej samej chwili padły jej kolejne słowa, a to spokojne "zaczekajmy" sprawiło, że Leo drgnął niekontrolowanie. Zaraz jednak opanował się, choć miał ochotę zacisnąć powieki, gdy Spencer wzruszyła ramionami. Powstrzymał się. Pokiwał powoli głową, bez słowa zgadzając się na jej "warunki". A potem nie wiedział, co więcej zrobić, więc tylko pogładził mechanicznym ruchem plecy brunetki, spuszczając spojrzenie. Jakoś automatycznie jego wzrok zatrzymał się na brzuchu kobiety, więc natychmiast zacisnął powieki, nie wiedząc już nawet, co myśleć.
[tam odpiszę później, jako Leoś i Ca', bo teraz mam trochę roboty ;)]
[haha, może ;p w końcu farm-chem jestem ;p
a powinnaś! bo jak mnie rozpuścisz, będziesz miała problem ;p
aha, no to spoko. do jutra ;)]
[;)
to dobry sposób, ale ja i tak wiem swoje - jesteś tak samo uzależniona, jak ja ;)]
Leo nie był do końca zadowolony z takiego obrotu spraw, ale co miał zrobić? Nalegać, by wykonała test? Nie był do tego zdolny z dwóch powodów: po pierwsze jej argumenty były logiczne - miała rację, sądząc, że lepiej, by lekarz przeprowadził odpowiednie badania. Po drugie nie potrafił sobie zaufać, bo zwyczajnie obawiał się, że wybuchnie: zacznie się wściekać, jeśli ona odmówi zrobienia testu. Wiedział, że najlepiej będzie, jeśli poczekają te dwa dni, ale i tak czuł, że coś robią nie tak. Myśl o tym, że Spencer może być w ciąży, wydawała mu się dość nierealna, więc pewnie i tak trudno byłoby mu uwierzyć w dwie kreski widoczne w okienku, szczególnie biorąc pod uwagę ich przeżycia z tym związane. Nie, dwa dni to nie wieczność, wytrzymam - powtarzał w myślach, nawet wtedy, gdy ukochana całowała go w ten miękki, czuły sposób, który znał. Jakby czytała mu w myślach i wiedziała, że potrzebuje jej do uspokojenia się. Pomogło, choć myśli wciąż szalały w jego głowie, nie dając mężczyźnie nawet chwili wytchnienia. Westchnął cicho, gdy odsunęła się od niego, a potem posłał jej lekki uśmiech, czując dotyk jej warg na swoim nosie. Zmarszczył go, a potem pozwolił jej odnaleźć to bezpieczne miejsce tuż przy swoim obojczyku. Pogładził ją po włosach, zaraz całując je krótko, a potem sam przytulił do niej głowę, jeszcze ciaśniej przyciągając ją do siebie. Ciągle miał mnóstwo wątpliwości, ale teraz, gdy Spenc była tak blisko, były mniej ważne. Właściwie ledwo zdawał sobie z nich sprawę, bo zdążył postanowić, że zapomni o nich do czasu wizyty u ginekologa, a więc czekał ich zwyczajny, spokojny wieczór spędzony w domu, jakich wiele mieli przedtem.
- Obejrzymy jakiś film? - rzucił lekko, cicho, jakby wcale nie chciał pytać.
[cicho!
w sumie znowu by było o czym pisać, ale czy Andro to przecierpi? on pewnie jej o niczym nie powie, znowu się pokłócą i w ogóle będzie draka. możemy tak zrobić, chociaż teraz kolej A. na jakieś dramaty ;p a tu co robimy? ;)
btw. przepraszam za tą moją (nie)obecność, ale, jak zwykle, cały czas mam coś do roboty -.-]
Mimowolnie z jego ust wydobyło się ciche westchnienie ulgi, gdy usłyszał odpowiedź Spencer. Nagle stracił ochotę na rozmowę, choć przecież ostatnio całe wieczory upływały im na tym właśnie. Teraz wiedział, że będzie unikał rozmawiania z ukochaną, bo przeczuwał, że skończy się to dla niego pokornym potakiwaniem głową. Oglądanie filmu było przecież w porządku - mogli być ze sobą bez konieczności mówienia czegokolwiek... A Spenc, mimo wszystko, była mu teraz potrzebna. Bez niej nic nie miałoby sensu.
Dlatego też uśmiechnął się, ciepło i szczerze, gdy zaczęła swoje drobne czułostki. Co prawda najpierw sapnął z zaskoczenia, gdy ukąsiła go w szyję, ale potem już nie mógł oprzeć się wrażeniu, że czegoś od niego chce. Tak jak ona, uniósł ku górze jedną brew, a potem pocałował ją z zaskoczenia, jakby tą pieszczotą odpowiadał na jej pytanie. Odsunął się z zaczepnym uśmiechem, a potem przechylił głowę na bok, jakby chciał powiedzieć: "a ty?". Jego dłonie, wcześniej sunące po plecach kobiety, teraz zatrzymały się wysoko na jej łopatkach, by zaraz zsunąć się na talię Spencer, którą właściwie byłby w stanie opleść pierścieniem z palców. I nie przestawał się uśmiechać.
[;(
nie bardzo. myślałam o jakimś wypadku, ale tutaj przerobiłyśmy to na milion sposobów, chociaż mogłybyśmy pokombinować z czymś, hm, fajnym - jakąś amnezją albo utratą wzroku... co myślisz?
jasne, możesz, pisz ;)
oj, biedna. ja biegałam po mieście za książkami, a też miałam ogarnąć zeszyty, dokończyć Potop, trochę się pouczyć... jutro będę siedzieć. i zielnik mi jeszcze został! ugh -.-]
[;p
mi to obojętne, może być Andro. a z tym wypadkiem też byłoby w porządku - wiesz, zmartwiony Leo i te sprawy ^^ mogłoby też im się coś stać razem, nawet mam już na to pomysł. ale to nie teraz, nie? znaczy możemy przesunąć akcję o kilka tygodni, coby wrócili do normalności. a coś się jeszcze podzieje w tym czasie? ;>
;)
o, cudnie! bardzo Ci się chce, nie? ;p nie, mam jeszcze tydzień, teraz pracuję nad systematyką ;)
i spoko, wiem, jak bywa ;)]
Tak, domniemana ciąża była tematem tabu, ale jemu to nie przeszkadzało. Nie chciał nawet o niej myśleć, a co dopiero rozmawiać, więc przez całe dwa dni poruszał się w kontaktach ze Spencer bardzo ostrożnie, jakby bał się, że jedno słowo czy nieprzemyślany gest może sprawić, że zechce poruszyć omijaną dotąd milczeniem kwestię. Miał z tego powodu wyrzuty sumienia, bo wiedział, że jego ukochana z łatwością wyczuła w nim tę zmianę, ale póki udawała, że nic się nie dzieje, tłumił tę silną złość na samego siebie. Polubił granie tego Leo, którym był przez ostatnie dni, który z entuzjazmem opowiadał o swojej pracy, remoncie domu, roślinach w ich przyszłym ogrodzie. Ale to tymczasowo nie był on. I póki co nie widział szans, by mógł wrócić tamten mężczyzna.
Nie sypiał dobrze. Głowę zaprzątało mu wiele spraw, choć dość często na pierwszy plan wysuwała się myśl o ciąży Spencer. Gdy tak się działo, zatapiał się w pracy. Nadrabiał zaległości, ale też, w tajemnicy przed ukochaną, próbował czegoś nowego. Potrzebował zmiany, ale w swoim życiu, nie... w ich życiu. Dziecko, choć póki co było tylko domysłem, miało zmienić ich relacje, ale nie mogło pomóc mu w ratowaniu siebie. O tym akurat chciałby porozmawiać, ale nie potrafił i zwyczajnie nie mógł, bo wiedział, że to zraniłoby jego ukochaną. Postanowił poczekać.
A potem nadszedł ranek TEGO dnia. Leo poświęcił mnóstwo uwagi soczystym omletom na słodko, które przygotował na śniadanie dla Spencer, a potem zniknął, jak zwykle unikając konfrontacji. Nie mógł dłużej tłumić swoich myśli i obaw. A bał się wszystkiego, dosłownie. Przerażał go obrazy: maleńkich, dziecięcych stópek, Spencer z okrągłym jak piłka brzuchem, jego w poplamionej marchewką koszuli... I myśl o tym, co stracą - już nigdy nie pojadą wykąpać się o północy w jeziorze, nie wyjdą do klubu, nie będą uprawiać seksu na podłodze w salonie...
A potem ochlapał twarz zimną wodą, otarł ją niedokładnie i wyszedł, przywołując na twarz nieszczery uśmiech.
- Idziemy? - rzucił w kierunku kuchni, nie ruszając się z przedpokoju, niezbyt pewny, czy nogi nie odmówią mu posłuszeństwa.
[nie wiem, czy lepszy, niż Twój wypadek w pracy ;) w takim razie zobaczymy, jak nam to wyjdzie "w praniu". czyli tą ciążę zostawiamy w spokoju?
hm, chyba nie, ale jeszcze nie wiem, jak to się potoczy. może to i dobry pomysł, ale wtedy byłybyśmy z akcją w okolicach... stycznia? lutego? ;p
wiem, wiem ;) dzięki, przyda się ;)]
To nie było tak, że nie cieszył się w ogóle. Z początku nawet był w stanie zareagować na myśl o dziecku z entuzjazmem, ale tłumił go w sobie uparcie, mając w pamięci Londyn i to, co wydarzyło się, gdy ostatnim razem podobnie nakręcił się nadzieją, że Spencer jest w ciąży. Ona po tym wszystkim pozbierała się szybciej niż on, który przez długie tygodnie nie pozwalał sobie na okazanie emocji, przez co potem cierpiał jeszcze bardziej. Nie chciał znów przez to wszystko przechodzić. Ale chyba, póki co, wcale nie było lepiej, niż wtedy.
Nie spieszył się specjalnie, by pobiec za Spencer. Wiedział, że czeka ich podróż samochodem, podczas której TEN temat będzie wisiał pomiędzy nimi, więc niemal z ulgą przywitał jej ucieczkę. Zaraz skarcił się za to w duchu i, wrzucając klucze do kieszeni, ruszył po schodach, żeby ją dogonić. Wypadł na ulicę i zaczął rozglądać się, by zaraz wypatrzeć ją tuż obok, siedzącą na ławce. Zawahał się, zanim w końcu podszedł do niej. Zatrzymał się trochę z boku, spoglądając na nią ze zmarszczonymi ze zmartwienia brwiami.
- Spencer? - rzucił niepewnie, a potem uciekł wzrokiem gdzieś w bok, jednocześnie zaczynając bawić się kluczami do samochodu.
- Jedźmy już. - mruknął i ruszył w kierunku mercedesa, jak zwykle zatrzymując się przy drzwiach pasażera, by otworzyć je przed ukochaną.
[OK ;)
no tak. nawet myślałam, czy nie przeskoczyć w najbliższych tygodniach do października, ale przyszłego roku, żeby jakoś to zgrać z naszym czasem. ale w sumie, nic nas to nie obchodzi, prawda? to jest piękne w blogach... ;)]
Przez całe dwa dni nie było tak niezręcznie i nieprzyjemnie, jak podczas tej krótkiej podróży do szpitala. Każde z nich pochłonięte było swoimi rozmyślaniami i problemami swojej głowy, choć Leo nie mógł przestać zerkać w kierunku Spencer. Wcześniej zdążył zauważyć u niej ruch, który już wyćwiczyła u siebie Kat - dotykanie brzucha. Być może nie zwróciłby nawet na to uwagi, gdyby nie to, że sam często spoglądał w tym kierunku. Miał przy tym różne myśli, ale zdarzało mu się wyobrażać sobie, jak by to było, gdyby jego ukochana zaczęła "rosnąć". Myślał o jej zmienionym ciele i czasem rozczulała go wizja jej dużego jak piłka do koszykówki brzucha, a innym razem przerażała go taka Spencer. Teraz jednak w ogóle nie było jej przy nim - oddaliła się zupełnie, zamknięta w swoim świecie. A on już nie mógł tego znieść. Nie potrafił. Zazwyczaj to za jej sprawą godzili się po jakichkolwiek kłótniach, ale to on nawalał, tak jak i tym razem, więc do niego należał krok w kierunku zgody. Lepiej teraz, niż po badaniu, gdy, niezależnie od wyniku, powinni być dla siebie wsparciem. Tylko co zrobić, gdy nie mógł przestać myśleć z nadzieją o tym, że cała ta ciąża może być kolejnym fałszywym alarmem? Bolało go to, nie chciał tak do tego podchodzić, ale nie potrafił inaczej. I wiedział, że nie może powiedzieć o niczym Spencer, bo będzie gotowa go znienawidzić. Cieszyła się, wiedział to, ale... Nie mógł postąpić inaczej. Nie potrafił jednak znieść tej napiętej atmosfery, więc, korzystając w filozofii brunetki, oparł dłoń na jej udzie, a potem potarł je lekko, spoglądając z jej kierunku z lekkim, bladym uśmiechem.
[;) nie wiem, co zrobię, jak się zestarzejemy i trzeba będzie to porzucić. chyba nie będę w stanie, jak tak teraz myślę!]
Leo zwyczajnie nie spodziewał się, że tak szybko nastanie ta chwila. Myślał, że będą mieli całe miesiące, jeśli nie lata, zanim dotrą do tego punktu. Wydawało mu się to po prostu niemożliwe, by w tak krótkim czasie udało im się spłodzić potomka, szczególnie, gdy myślał o swojej siostrze i jej wieloletnich staraniach o syna. A potem przychodziła mu do głowy Kat i jej jednorazowa przygoda, która zakończyła się ciążą. Już nie wiedział, co o tym myśleć, bo jego mętlik z każdą chwilą przybierał na sile. Zwyczajnie tracił kontrolę, a to było najgorsze uczucie na świecie.
Uparcie powtarzał sobie, że to niemożliwe. Ta mantra pomagała mu w jakiś pokrętny sposób, bo przecież zaraz potem spoglądał na Spencer i wypełniało go rwące poczucie, że robi źle. Jego wyrzuty sumienia były coraz bardziej dokuczliwe i dużo dałby za to, by ukochana jakoś je stłumiła, ale przecież wiedział, że nie może tego zrobić. Ona się c i e s z y ł a. To było dla niego zupełnie niezrozumiałe. Teraz już nie potrafił patrzeć na tę zmianę z entuzjazmem. Chciał po prostu, by ta niepewność już się skończyła.
Niemal odetchnął z ulgą, gdy poczuł na dłoni dotyk Spencer. Może jednak nie wszystko stracone, pomyślał z nieco cieplejszym uśmiechem. Zaraz potem musiał cofnąć rękę; skręcali już w boczną uliczkę, prowadzącą do szpitala. Chwilę później zatrzymał się na pierwszym wolnym miejscu, jakie napotkał, a potem, nie czekając na nic, wysiadł. Oczywiście, zatrzymał się, by Spencer mogła do niego dołączyć, a potem ruszył w kierunku wejścia. W połowie drogi objął ją nieco sztywno, niepewnie, by zaraz cmoknąć czubek jej głowy. Nie chciał przecież, by zamartwiała się jeszcze jego humorem czy napiętą sytuacją pomiędzy nimi. To wszystko miało niedługo zniknąć. Obojętnie, z jakimi słowami lekarza opuszczą szpital.
[może zadam najgłupsze pytanie świata, ale jak robisz to pochylenie tekstu? ;)]
[nie strasz. póki co nawet myśl o tym wydaje mi się dziwna. to już chyba uzależnienie, nie? ;p]
Czuł, że i Spencer pozostaje nieco sztywna, gdy zmierzali w kierunku szpitala. Wydawało mu się to dziwne, bo zazwyczaj ona pierwsza szukała między nimi kontaktu fizycznego w jakiejkolwiek postaci, ale szybko zrozumiał, że on przecież zachowuje się tak samo, że brak mu naturalności. Starał się rozluźnić, ale nie wychodziło mu to, więc w końcu odpuścił, uznając, że to nie koniec świata. Chyba wolał tę ciszę niż kłótnię, bo z nią zazwyczaj sobie nie radził. Milczenie było lepsze, spokojne i łatwe, a to mu wystarczało, by stwierdzić, że nie jest źle.
Przed samym gabinetem siedział jak na szpilkach. Spodziewał się, że Spencer coś powie, choćby nieznaczącego, błahego, ale w jakikolwiek sposób dla mu znać, że nie tylko on szaleje z niepokoju. Przeliczył się. Szybko jednak okazało się, że niewiele się zmieniło - posłusznie ruszył do Spencer, gdy skinęła na niego głową, choć trudno mu było określić, dlaczego to zrobiła. Ta najgłupsza myśl - że chciała, by poczuł się jeszcze gorzej - sprawiła, że wręcz przestał oddychać. Tkwił obok brunetki, słuchając jej nieuważnie, choć zdziwił się, gdy wyliczała objawy ciąży i gdy mówiła o swoich podejrzeniach. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego niczego nie zauważył! Powinien!
A potem istniał już tylko monitor i szare plamy na nim, z których lekarz wyczytał swój wynik. Leo nie potrafił oderwać wzroku od niewyraźnych kształtów, malujących się na ekranie, bo choć nie był w stanie dostrzec nic, co przypominałoby dziecko, wiedział już, że ono tam jest. Mała fasolka, która chyba nawet nie miała jeszcze bijącego serduszka, ale była ich - stworzyli ją z... niczego. Lekki, ale szczery uśmiech zamigotał na twarzy mężczyzny, choć zgasł niedługo potem, gdy ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na lekarza.
- Wszystko w porządku? Z dzieckiem? - zapytał, jednocześnie podchodząc do Spencer. Ledwo zdawał sobie sprawę z tego, że znalazł się tuż przy niej, ale gdy poczuł na sobie jej spojrzenie, ocknął się. Przesunął na nią wzrok, a potem znów uśmiechnął się blado, dotykając opuszkami palców jej policzka. Dziecko. Ta myśl uderzyła w niego kolejną nagłą falą, więc przeniósł z powrotem spojrzenie na ekran, by dowiedzieć czegoś więcej. Tylko dlaczego nie mógł nic zobaczyć!
[o, dzięki ^^ przydaje się czasem ;)]
[o, nie!]
Ta ciemna plama była już całkiem realna i Leo natychmiast poczuł błogi spokój, rozlewający się po członkach. Ich dziecko - maleńki zlepek komórek, teraz zupełnie zależny od ciała Spencer, będący jego częścią - wydało mu się nagle prawdziwe. Nagle nie miał pojęcia, jak mógł myśleć, że tego nie chce, bo przecież uczucia, targające nim w tej chwili, były nieporównywalne z niczym innym. I były dobre, może nie do końca przyjemne, bo wciąż cały drżał i ciągle miał mnóstwo obaw, ale pozostawał już opanowany. Jego priorytety znów były we właściwej kolejności.
- Wiem. Widziałem. - szepnął, wpatrując się w twarz Spencer. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że do tej pory spojrzenie miał utkwione w ekranie monitora i nawet później, gdy już był wyłączony, miał przed oczami ciemny strzępek, który był ich dzieckiem. Odwzajemnił uśmiech kobiety, zaraz ruszając za nią w stronę lekarza. Był odrobinę nieobecny, jakby lekko nieprzytomny, ale gdy mężczyzna zaczął mówić, zasłuchał się w jego słowa, zupełnie skupiony. Odetchnął z ulgą, słysząc, że wszystko jest w porządku - jak mogłoby być inaczej! Rzucił spojrzenie w kierunku Spencer, zastanawiając się, czy i ona czuje się tak dziwnie z tą całą sytuacją, ale zaraz padło pytanie i znów musiał skupić się na postaci lekarza. Zastanawiał się gorączkowo, ale nic nie przychodziło mu do głowy, więc odpowiedział szczerze, że nie wie. To raczej nie satysfakcjonowało położnika, ale trudno - przecież Leo zawsze mógł dopytać o to w rodzinie i uzupełnić informacje przy następnej wizycie. Nagle jednak to nie wydawało mu się wcale ważne, bo jego umysł znów zaprzątały ciekawsze rozmyślania, a po ciele rozchodziły się mieszane i poplątane uczucia, nad którymi nie panował i chyba nawet nie chciał.
[wiem, wiem, tylko nie miałam pomysłu na reakcję Leośka ;p
a teraz już zmykam, bo marnie mi idzie pisanie. dobranoc, do jutra ;)]
[no dobra, nie przejmuję się. a właściwie tylko trochę ;)
;)
weźmy tam u Lee i Andro trochę przyspieszmy, co? wiesz, lubię sielanki, ale mogłoby się zacząć coś dziać, a ja nie mam pomysłów na nic przed tym wypadkiem, więc... pomożesz? ;) powiedz, że przyszło Ci coś do głowy!]
Właściwie do końca wizyty pozostawał lekko nieprzytomny, choć cały czas starał się skupić na słowach lekarza. Nie wychodziło mu to najlepiej - docierały do niego jakieś strzępki informacji, ale starannie zapisywał je w pamięci. Wszystko było istotne, bo tu przecież chodziło o ich dziecko! Miał tylko nadzieję, że Spencer słuchała mężczyzny trochę uważniej, niż on, a potem będzie mu mogła o wszystkim opowiedzieć.
Niemal z ulgą ruszył za brunetką do wyjścia. Chciał z nią porozmawiać, przeprosić i po prostu być przy niej, tak zwyczajnie, jak nie potrafił przez ostatnie dwa dni. Stęsknił się i teraz, przez mgłę nowych uczuć i wrażeń, dotarło do niego, że tylko to powinno było się liczyć. Nie ciąża, która teraz z wolna stawała się realna, a właśnie Spencer. W tym samym momencie, w którym chciał już popchnąć otwierane przez kobietę drzwi, zatrzymał ich lekarz. Leo nie mógł nagle złapać oddechu; podziękował niemrawo i wypadł na korytarz, zaraz zatrzymując się, gdy zrobiła to jego ukochana. Zmarszczył lekko brwi, widząc jej niepewność, ale chwilowo nie był zdolny do odpowiedniej reakcji. Jedynie, nie spuszczając spojrzenia z jej oczu, wyciągnął jej z dłoni wydruk szaro-czarnych smug i plam, by dopiero po dłuższej chwili przenieść na niego wzrok. Uśmiechnął się ciepło, dostrzegając znajomą ciemniejszą strzępkę, a potem ze zdziwieniem zauważył, że papier drży w jego dłoniach. Natychmiast wrócił spojrzeniem do Spencer, by już w następnej chwili trzymać ją w ramionach, z nosem wtulonym w jej włosy, z wydrukiem wiszącym tuż obok jej głowy, by móc na niego spoglądać.
[nie, pisz! mów, o co chodzi ;)
tak, przyspiesz. bo ja leń jestem, poza tym, chciałam mieć do czego przyspieszać, a tak... no wiesz ;)]
Powlókł się za nią, znów nie do końca świadomy, gdzie jest ani co robi. Na jego ustach ciągle błąkał się lekki, nieco nieobecny uśmiech, wskazujący na to, że tkwi w świecie swoich wyobrażeń i myśli. A było tego teraz sporo, dużo więcej nawet, niż przed wizytą u ginekologa. Wcześniej istniały dwie opcje, a żadnej z nich Leo nie poświęcał zbyt wiele uwagi. Teraz mieli już swoją stałą, ale pojawiło się też mnóstwo niewiadomych, które złościły go, ale i fascynowały jednocześnie. Myślał o dziecku jak o przygodzie - na całe życie, nieprzewidywalnej, trudnej i cudownej. I cieszył się, póki co ciągle dość oszczędnie, ciągle dość słabo, ale przecież mieli czas. Nigdzie im się nie spieszyło.
Spencer zdążyła zapisać się na kolejną wizytę, podczas gdy Leo tkwił obok niej, zamyślony i nieobecny. Jemu samemu to nie przeszkadzało, ale wiedział, że powinien się ogarnąć, gdy ukochana szturchnęła go lekko, mówiąc, że mogą już iść. Ruszył za nią do wyjścia, nagle skrzywiony, ze zmarszczonymi brwiami i wargami zaciśniętymi w wąską linię.
- Przepraszam. - rzucił nagle, gdy znaleźli się już na parkingu i, objęci, kierowali swoje kroki w stronę samochodu. - Za to, że tak świrowałem. - wyjaśnił, spoglądając na brunetkę. Chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale zrezygnował; nie chciał się usprawiedliwiać ani szukać wymówek.
[jasne, nie ma sprawy. sama zbieram się od rana do nauki, ale już chyba nic z tego nie wyjdzie... a teraz muszę iść z psem, więc będę za jakiś czas ;)]
[no tak, to na razie zostawmy ;) OK, może tak być, tylko wymyślmy coś ;p może coś z pracą Andro? albo wiem! taki sielankowy wątek - wspólny wyjazd. masz ochotę? ;) a potem zaraz po powrocie mieliby ten wypadek, o.
i w ogóle musisz mi wybaczyć, że nie odpisałam Jonathanowi, ale Ca' mnie zmęczyła. wiem, nawet nie zaczęłam pisać, ale nie mam tam żadnych wątków, blog przymiera... może przeniosę ją tu albo znajdę jakiegoś nowego bloga, zobaczymy ;)]
W pierwszym odruchu chciał się cofnąć o krok. Taka Spencer przerażała go, bo był niemal pewny, że zacznie się złościć albo urządzi mu ciche dni. Z jej twarzy nie potrafił wyczytać nic pewnego, a to było najbardziej podejrzane. Zranił ją, a ona teraz nie chciała pokazać, jak bardzo. A pierwsze słowa, które padły z jej ust, tylko potwierdziły jego obawy. Zaraz jednak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, gdy okazało się, że wcale nie jest tak, jak myślał! Miał ochotę roześmiać się, ale zamiast tego jedynie lekki uśmiech zamigotał na jego ustach, a potem, tak, jak mu kazała, pocałował Spencer. Czule i ciepło, i miękko, jakby bał się, że zrobi jej krzywdę. Tak też trzymał ją w ramionach - delikatnie i ostrożnie, jakby była kruchą konstrukcją ze szkła. Musiał na nią uważać, bo przecież nosiła jego dziecko! Ale zaraz stwierdził, że to przecież dobrze, że ma kochających się rodziców, i pogłębił pieszczotę, odrobinę ciaśniej przyciągając do siebie brunetkę. Odsunął się od niej z szerokim uśmiechem na ustach i lśniącymi wesoło oczami. I zaraz zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu, ale ciągle nie wypuszczając z uścisku kochanej kobiety.
[tylko teraz trzeba znaleźć czas, by to napisać -.-
o nie! a ja go tak polubiłam... dzięki ;) a może przeniesiesz się ze mną, hm? i w ogóle co zrobimy z Lee i Andro, jeśli (kiedy) Vancouver upadnie?]
- A na co masz ochotę? - zapytał od razu, unosząc nieznacznie jedną brew. Jemu nie zależało na niczym specjalnym, chciał po prostu być z nią i jakoś nadrobić stracone dwa dni. Ciągle nie dowierzał, że mógł zachowywać się jak skończony głupek przez tak długi czas! Niestety, nie panował nad tym wtedy, ale teraz podjął decyzję - miał się ogarnąć. I nie było z tym nic wymuszonego, bo przecież naprawdę się cieszył, nawet gdy wśród słodkich myśli o dziecięcych stópkach pojawiały się też najróżniejsze obawy. Pozbywał się ich, uznając, że nie powinni martwić się na zapas. To był ten czas, w którym powinni cieszyć się sobą, wiedząc, że już nie są sami...
- Może najpierw zjemy coś? Ledwo ruszyłaś śniadanie, a słyszałaś przecież, że masz teraz jeść za dwóch... - wymruczał, znów przybliżając się do Spencer i muskając leciutko jej wygięte w uśmiechu wargi. On też czuł, że szczęście, rozlewające się po członkach, obudziło jego pożądanie, ale ono zawsze mogło poczekać.
[jeżu, to jest jakaś katastrofa... czasami nienawidzę szkoły i w ogóle starzenia się - coraz więcej obowiązków, coraz mniej czasu wolnego. a jeszcze teraz moi rodzice wyjechali na tydzień, mam na głowie mieszkanie, psa i kwiatki - w sobotę będę już pewnie szalona ;p
o, byłoby super! a to, że nie ma czasu, da się zrozumieć - najwyżej wymieniałybyśmy komentarze tylko co kilka dni, w wolnych chwilach po prostu ;)
tak myślę ;) znowu się zaczną poszukiwania bloga... o właśnie! koniecznie ;p zawsze zapominam, a potem mam problem.]
A więc plan był prosty: wstąpić do ich ulubionej restauracji w centrum, a potem wrócić do domu i cieszyć się wieczorem przy kieliszku... soku porzeczkowego. Leo był z tego zadowolony - lubił tę zwyczajność i prostotę, na którą mogli sobie pozwolić na tym etapie związku. Cieszył się, bo nie było też między nimi nudy, zawsze coś się działo, niekoniecznie dobrego, ale dzięki temu pozostawali "w grze".
- Jasne. - odparł, ale również nie miał ochoty choćby drgnąć. Chciał nawet przytrzymać Spencer przy sobie, ale ona zgrabnie wysunęła się z uścisku jego ramion i zanim się obejrzał, już czekała przy samochodzie. Wsiadł na swoje miejsce i ruszył, nie mogąc powstrzymać się przed zerkaniem na kobietę. Tym razem nie było im potrzebne radio. Nawet rozmowa nie była konieczna, bo to znów była jedna z tych chwil, w których rozumieli się bez słów. Oboje byli teraz podekscytowani i zachwyceni dopiero co usłyszaną wiadomością, nie musieli sobie o tym mówić. Leo miał tylko ochotę jeszcze raz przeprosić ukochaną za to, że zachowywał się jak palant, ale zrezygnował z tego pomysłu, stwierdzając, że tylko ją zezłości.
Prześlij komentarz