OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

Truth or happiness. Never both.


Spencer Hoult Rough

Spencer Aria Lucy Weber Collins Hoult, 27lat, urodzona 27.04 w Murine Town. 
Z wykształcenia behawiorystka oraz interpretatorka mikroekspresji. Sporadycznie wykładająca na uczelni i pracująca w firmie zajmującej się mikroekspresją. Kiedyś zajmowała mieszkanie po dziadkach, które znajduje się w jednej z murinskich kamienic. Aktualnie lokum jest wynajmowane, a Spencer mieszka wraz ze swoim mężem i ich dzieckiem, James'em na obrzeżach Murine w ich wspólnym domu.
~.~
Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tu wróci. Przecież tak nienawidziła tej dziury, jak zwykła ją nazywać. Pamiętała jak bardzo cieszyła się, gdy rodzicie oświadczyli jej, że muszą się przeprowadzić i jak bardzo byli zdziwieni gdy z zadowoleniem pakowała swoje ulubione zabawki do torby. Siedmioletniej dziewczynce nie było szkoda Murine Town, domu, koleżanek i kolegów, których tutaj pozostawiała, bo tak naprawdę nie miała ich zbyt wielu. Niczego nie żałowała. No może było jej przykro, że pozostawia tu dziadków, ale przecież istnieją telefony, prawda? [...] Nie mogła uwierzyć, że mieszka w Londynie. W mieście swoich marzeń! Tutaj miała tyle możliwości! Nie to co tam.. To tutaj Spencer zaznała szczęścia; znalazła prawdziwych przyjaciół, poznała miłość swojego życia, dostała się na wymarzone studia, zdobywała doświadczenie w tym co uwielbiała – interpretowaniu uczuć wyrażanych poprzez mowę ciała.Co więc sprawiło, że powróciła do Murine Town po dwudziestu latach rozłąki? Nie wiesz? Och, to przecież takie oczywiste, że przygnała ją tu przeszłość. To ona spowodowała, że zaszyła się w swoim rodzinnym miasteczku. Ale nie powinno cię to zaskoczyć. Przecież każdy przed czymś ucieka.
~.~
Nie wyróżnia się w tłumie, nie stara się zwracać na siebie uwagi. Jest kobietą mierząc metr sześćdziesiąt o jadowicie zielonych oczach i włosach koloru ciemnej czekolady. Jej sylwetce, poza lekką niedowagą nie można nic zarzucić. Lekko zadarty nosek przyozdabiają delikatne piegi, które dodają jej uroku i na swój sposób odmładzają. To i jeszcze parę innych kwestii jak na przykład nieskazitelna cera jak u niemowlaka, duże oczy, sprawiają, że wiele osób przypisuje jej wiek o wiele młodszy niż w rzeczywistości ma.
Spencer jest osobą wrażliwą, choć zazwyczaj bardzo się z tym afiszuje, nie chcąc wychodzić na postać za bardzo podatną na urazę i zranienie. Skryta, zazwyczaj kłębi w sobie wiele uczuć, by nie dać nikomu satysfakcji z tego, że zadał jej ból.  Zalicza się do ludzi, którzy wyrobili sobie manię robienia wszystkiego jak najlepiej i najdokładniej oraz niesamowitej pracowitości, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że każdy błąd może znacznie zaważyć na jej przyszłości. Gdy wymaga tego sytuacja – niezwykle uparta, konkretna i nieubłagana. Ewidentna delikatność może wielu ludzi zmylić. Dość często przypisuje się jej plakietkę osoby naiwnej i łatwej w obejściu, jednak wrodzona zaradność i inteligencja chroni ją przed takimi osobnikami. Ma na to wpływ również jej wykształcenie, które bardzo łatwo pozwala jej rozszyfrować kłamstwa i niecne zamiary, choć od dzieciństwa miała do tego talent. Potrafi być mściwa i nieprzyjemna, choć na co dzień zalicza się ją do osób otwartych, uśmiechniętych i komunikatywnych, które lubią od czasu do czasu rzucić jakąś złośliwą uwagę. Pomimo tego, że Spencer jest przyjazna, bardzo szybko traci cierpliwość do ludzi przez co bardzo łatwo się irytuje. Trudno narzucić jej własne zdanie, gdyż w zwyczaju ma bronienie własnych racji, poglądów i ideologii do upadłego. Bywa marudna, wręcz nieznośna. Fanatyczka dobrych książek i filmów. Pasjonatka jazdy konnej i malarstwa. Fanka klasycznego rocka i bluesa. 







`Please let me take you
of the darkness and into
the light..`

W związku małżeńskim z Leo Rough'em. 









_________________________________________________
hello.

2 348 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   601 – 800 z 2348   Nowsze›   Najnowsze»
Leo Rough pisze...

[ale Ty masz ostatni rok, na dodatek krótki, to się cieszysz, a ja? dwa lata podobnej harówy i dostanę na łeb!
nie, przeżyję. trzeba się uczyć samodzielności, czy coś ;p
no to super ;)
najwyżej. nie będzie tak źle - w październiku jest zazwyczaj ogromny wysyp nowych blogów, więc pewnie coś znajdziemy ;)]

No cóż, na pewno nie byli do końca zwyczajną i zupełnie normalną parą. Po tym, co przeżyli, trudno byłoby tego od nich oczekiwać. Teraz jednak mieli szansę na trochę spokoju i Leo wiedział, że kto jak kto, ale oni będą potrafili się tym cieszyć. A już na pewno Spencer, bo wiedział, jak zmęczyły ją nieustanne walki, które prowadzili przez ostatnie miesiące. Będą mogli odpocząć.
W maleńkiej włoskiej knajpce w centrum miasta mieli swoje stałe miejsce, więc tam podążyli, przytuleni, gdy już dotarli do lokalu. Wciąż nie rozmawiali ze sobą i komuś z zewnątrz mogłoby to wydawać się dziwne, ale dla nich to była norma. Usiedli nie naprzeciw siebie, a obok, by móc trzymać się za ręce i co jakiś czas skradać całusa z ust ukochanej osoby. A potem dostali menu, które właściwie znali już na pamięć, ale za każdym razem na nic nie mogli się zdecydować. W końcu wybrali kilka różnych dań, mając w planach spróbować po trochu z każdego. Gdy kelner zniknął z ich zamówieniem, Leo znów zamyślił się na dłuższą chwilę. Pod stołem ciągle trzymał dłoń Spencer, a wzrok utkwiony miał w oknie.
- Nie mogę uwierzyć. - wymruczał nagle, a ciepły uśmiech wstąpił na jego usta. Znowu.

Leo Rough pisze...

[właśnie wiem. jesteśmy tak trochę niesamowite, nie sądzisz? ^^
może nie najgorszy, nie nastawiaj się tak. mi mówią właśnie wszyscy, że druga klasa jest najtrudniejsza. porozmawiamy o tym pod koniec roku, ok? ;)
;p
na pewno! ;)]

Chyba tego dnia nie mieli już szans na normalną rozmowę, bo ich myśli co chwilę uciekały ku tym samym tematom. Nie potrafili jednak i nie chcieli się dzielić swoimi rozmyślaniami, które przecież i tak były oczywiste. Leo zaczynał się nawet zastanawiać, czy jakimś cudem nie zaczęli czytać sobie nawzajem w myślach, bo był w stanie przeczuć, nad czym rozmyśla Spencer. Miała ten sam rozmarzony uśmiech, który czuł na swoich ustach, a który bawił go i cieszył. Mogli spokojnie marzyć, nareszcie!
- Zaistnieje fotel dla mamy i taty. - odparł, nie mogąc powstrzymać powracającego do niego obrazu niewielkiego pokoiku w ich nowym domu i tych cudownych chwil, które spędzili tam, gdy pokazywał to miejsce ukochanej. O reszcie tamtego dnia nie pamiętał - liczyły się te uczucia, które wtedy nimi targały, a które teraz stały się zupełnie prawdziwe i odpowiednie. Dziecko stało się realne.
Skrzywił się lekko, gdy w jego nozdrza uderzył smakowity zapach dania. To Spencer miała jeść, nie on, ale i tak nie mógł się powstrzymać przed pochłonięciem w całości wonnego kąska. Zaraz sam odnalazł na drugim talerzu szczególnie ładny kawałek i podsunął go brunetce, uśmiechając się wesoło. Gdy jedzenie znalazło się pomiędzy jej kształtnymi wargami, zaraz sięgnął po następną porcję, sumiennie trzymając się zasady, że od teraz Spenc je za dwóch.

Leo Rough pisze...

[ok. w takim razie zajrzę później ;)]

Leo Rough pisze...

[tak. i popadamy w samozachwyt ;p
duże pocieszenie, wiesz? dzięki -.- ale to już się stresujesz? masz czym? znaczy poza maturą, którą masz dopiero za kilka miesięcy. ;)]

Wszedł do mieszkania niezmiernie zadowolony z tego faktu. Niemal odetchnął z ulgą, gdy drzwi zamknęły się za nimi, a on mógł w końcu odłożyć na swoje miejsce kluczyki do samochodu i zsunąć z nóg buty. Odstawił też na podłogę torbę z owocami; duża porcja cytrusów, w którą się zaopatrzyli, wydzielała teraz bardzo intensywny zapach. Zaśmiał się cicho, słysząc komentarz Spencer, by zaraz odwrócić się do niej. Zrobił to w idealnym momencie, by dostrzec, jak jej twarz się zmienia - jak jej oczy rozbłyskują nowym, ale dziwnie znajomym światłem. Spojrzał na jej dłoń, opartą na brzuchu, w miejscu, gdzie rozwijał ten maleńki zarodek, który za niecałe dziewięć miesięcy się z nimi spotka. Jego uśmiech stał się nagle cieplejszy, ale też jakby odrobinę niepewny. Podszedł do ukochanej i pocałował ją leciutko, a potem powoli ułożył palce na jej dłoni, przytrzymując ją w bezruchu.
- Dziewczynka. Nasza maleńka córeczka. - odparł cicho, z zagryzioną wargą spoglądając w dół, na ich stykające się ręce. Zaraz znów rozpromienił się, a uśmiech na jego ustach był już tym wcześniejszym, wesołym, radosnym.
- Córeczka. - powtórzył, by zaraz wpić się w wargi Spencer z namiętną, gorącą i pełną entuzjazmu pieszczotą.

[a teraz będę się już zbierać, do jutra ;) będę koło szóstej, mam nadzieję ;)]

Leo Rough pisze...

[rzeczywiście, masz rację. jesteśmy cudowne ^^
myślę, że najważniejsze, że wiesz, z czego chcesz tę maturę pisać. a co potem... masz jeszcze czas i mnóstwo opcji ;)
7.10? co to w ogóle za godzina?! ;p cieszę się, że nigdy nie miałam tak rano zajęć (nie licząc treningów, oczywiście) ;)
a teraz mnie nie ma ;p]

Przytrzymał ją ciasno przy sobie, opierając dłonie na jej biodrach, w miejscu, które wydawało się wręcz stworzone dla nich. Uśmiechał się przy tym ciągle w ten szaleńczo radosny sposób, który mógłby nawet przerażać, gdyby nie to, że z jego oczu biło prawdziwe szczęście. Nie mogło być lepiej, więc dlaczego miałby się powstrzymywać? Owszem, obawy miały wrócić, ale jeszcze nie teraz, nie w ten sposób.
Słysząc odpowiedź Spencer, wygiął niezadowolony wargi, a potem prychnął, kręcąc zdecydowanie głową. Tak, droczyła się, a i on nie miał zamiaru jej ustąpić.
- To zdecydowanie dziewczynka. Nie ma innej opcji. - odparł, a potem znów pocałował brunetkę, nie mogąc się przed tym powstrzymać, gdy jej usta były tak blisko. Przez dłuższą chwilę nie pozwolił jej się odsunąć, wplatając palce w jej włosy, a potem sam oderwał się od jej warg, by wziąć głęboki wdech. Nie dał jej jednak czasu na ripostę, bo znów wpił się zachłannie w jej usta, a potem popchnął ją lekko, by ruszyli wgłąb mieszkania. Uśmiechnął się w jej wargi, uparcie kierując się w stronę ich sypialni.

Leo Rough pisze...

[:D
no to na co czekasz? znajdź trochę czasu tylko dla siebie, weź komputer i przejrzyj oferty różnych uczelni, kierunki studiów - jest mnóstwo stron, na których można syntezę tego wszystkiego, najróżniejsze spisy i opisy. a potem... serducho zabije Ci szybciej, jak znajdziesz coś dla siebie, mówię Ci ;)
;p kurczę, masz rację. to ja w sumie też tak chcę! bo póki co chodzę na ósmą albo dziewiątą i codziennie jestem w domu o czwartej albo później -.-
no, odrywasz mnie od nauki ;p znaczy Spencer i Andro mnie odrywają, o, coby nie było, że moja jutrzejsza trója z polskiego to Twoja wina ;p]

Palce brunetki, wplecione w jego włosy, sprawiały mu ból, ale w tej sytuacji nawet to wydawało się rozkosznie przyjemne. Uśmiechał się więc, czując, jak zaborczo przyciąga go do siebie, a sam nie rozluźniał uścisku na jej ciele, choć nie potrafił utrzymać dłoni w jednym miejscu. Błądziły po ubraniach Spencer, pragnąć się pozbyć ich jak najszybciej, ale zanim zdążyły przejść do konkretów, to jego koszula wylądowała na podłodze. Zdziwił się, gdy nagle palce kobiety przylgnęły do skóry na jego nagim torsie, ale przecież nie zamierzał narzekać. Zdecydowanym ruchem popchnął brunetkę na łóżko, zaraz zawisając nad nią. Powstrzymało go to jedno słówko, które wypłynęło w tej samej chwili z jej ust. Uniósł wysoko brwi, zdziwiony, że chce ciągnąć ten temat, tę gierkę.
- Dziewczynka. - odparł lekko, a potem pochylił się nad twarzą ukochanej, jakby chciał ją pocałować, ale jego wargi dotknęły jej brody, potem szyi i dekoltu, podążając tak w dół, do brzucha kobiety. Tam zatrzymał się i odsunął materiał bluzki, pozwalając palcom wtargnąć wyżej, a sam zaczął całować skórę poniżej pępka.
- Dziewczynka. Prawda, fasolko? - wymruczał, spoglądając z ukosa na Spencer.

Leo Rough pisze...

[mogę sobie wyobrazić (od tygodnia mam niepomalowane paznokcie, bo nie umiem znaleźć na nie czasu! ;p). właśnie, będziesz musiała... ;) nie ma sprawy - wiem, że to pomogło wielu osobom, ja sama w ten sposób odkryłam neonatologię, więc wiesz ;)
o, masakra. cały dzień w dupę, bo ani rano nic nie zrobisz, bo wolisz się wyspać, ani po południu, bo już zmęczona... lipa.
kiedy mi się nie chce! mam do ogarnięcia barok, Potop, a potem jeszcze tona zadań z maty i trochę równań dysocjacji na chemię... jak o tym myślę, to mam ochotę się powiesić -.- tak, czytaj! koniecznie ;) a do kiedy masz na to czas? ja w ogóle się nie orientuję, jak wygląda wybieranie tematu, także wiesz, moje słynne głupie pytania... ;p]

O nie, teraz nie miała już szans na czułostki, przynajmniej przez jakiś czas. Przecież właśnie zaczął rozmawiać z fasolką! Nie było mowy o tym, by odsunął się od jej brzucha, choć co jakiś czas składał na nim drobny pocałunek. Zaraz, słysząc słowa Spencer, przystawił do jej ciała ucho, a dłońmi unieruchomił jej biodra. Mruczał "aha" i "mhm", jakby bardzo uważnie wsłuchiwał się w czyjeś słowa. Potem uśmiechnął się i podniósł, znów zawisając nad twarzą brunetki, z dłońmi po bokach jej głowy.
- Po pierwsze: nie mogłaś słyszeć, bo jesteś za daleko. Po drugie: fasolka zdecydowanie jest nią. A po trzecie... - Ostatnie słowa wymruczał kuszącym głosem, by zaraz pochylić się nad nią i musnąć leciutko wargami jej wargi, choć cofnął się, gdy chciała połączyć je w kolejnym namiętnym pocałunku.
- ...nie kłóć się ze mną. - dokończył. Było widać, że jeśli Spenc zdecyduje się ciągnąć tę grę, on był gotowy zaprzestać pieszczot. Do niej należała decyzja.

Leo Rough pisze...

[jasne, że tak! ;p
widzę ;)
senk ju -.-
no z Weselem, to wiedziałam ;p a, to taki bajer... dzięki, że mi to wyjaśniłaś, nie będę całkiem zielona, jak przyjdzie co do czego ;) no to w sumie nie masz wiele czasu... ale ja nic nie mówię ;p
tam już, niestety, nie odpiszę, bo nie dam rady - nie obrażaj się, co? ;)]

Miał ogromną ochotę jeszcze trochę się z nią podroczyć, wręcz pobawić, bo inaczej nie mógł nazwać tego, na co sobie pozwalał. Czuł się jak pan i władca - mający kontrolę, dominujący. Podobało mu się to niezmiernie, choć poza sypialnią raczej nie był typem samca alfa. A właściwie tylko dlatego. Teraz miał władzę, ale... na krótko, bo Spencer doskonale znała jego czułe punkty. Wiedziała, gdzie musnąć, by stracił nad sobą kontrolę, więc jej dłonie pewnie pomknęły w stronę jego karku, a wtedy nie miał już wyboru - musiał wpić się w jej wargi, targany nową falą palącego pożądania. Ale dotarło do niego, że wygrał tę ich małą gierkę, bo chociaż Spenc nie przyznała, że pod sercem nosi fasolkę-dziewczynkę, to jako pierwsza zaprzestała walki. Uśmiechnął się w jej usta, a potem pogłębił pieszczotę, jednocześnie wdzierając się dłońmi pod bluzkę kobiety, docierając po jej gładkiej skórze aż do fiszbin stanika. Znów uśmiechnął się, tym razem kilka centymetrów od ust Spencer, bo musiał pozbyć się niepotrzebnych części garderoby...
A całe wieki później - a może minęło zaledwie kilka sekund? Leo kompletnie stracił poczucie czasu - opadli na pościel, zgrzani i ciągle rozdygotani po intensywnej rozkoszy. Szatyn w typowo męski sposób miał ochotę zasnąć zaraz potem, ale zamiast tego przygarnął do siebie ciasno Spencer i tkwił tak przez dłuższą chwilę, by potem odsunąć się i wolno, niemal z nabożną czcią zacząć obsypywać jej ciało drobnymi pocałunkami. W ten sposób znów dotarł do jej podbrzusza. Spojrzał w górę, na twarz ukochanej, a jego oczy lśniły wesoło.
- Porozmawiajmy. - mruknął tonem terapeuty, ale też trochę tak, jakby chciał dojść do porozumienia z kobietą i... z fasolką też.

Leo Rough pisze...

[o, brzmi ciekawie. Lady Makbet, moja ulubienica! ^^
no ja w sumie już też powinnam, bo muszę wstać jutro wcześniej i dokończyć matmę. teraz już mi się cyferki zlewały i zamiast delty liczyłam coś zupełnie innego...
kuźwa. biedny Leo xD ale nie napisałam tego, no wiesz, umyślnie! chociaż mógłby wyjść z tego niezły wątek, nie? ;p
ale, ale, ale... uwaga, będziesz ze mnie dumna (werble proszę) - sama doszłam do tego, jak zrobić pogrubienie!!!! (mam nadzieję, że wyszło... ;p)]

To była zdecydowanie dobra chwila na rozmowę, nie tylko na temat dziecka, ale ogólnie o nowej sytuacji, w której się znaleźli, o zmianach. Miało ich być wiele w najbliższym czasie, ale Leo, póki co, niezwykle cieszyły, oczywiście z małymi wyjątkami. Bo jak miał myśleć bez skrzywienia o tym, że na kilka miesięcy będą musieli zrezygnować z tych cudownie rozkosznych, wspólnych gorących pryszniców? Miał jednak wiele powodów do radości, a one równoważyły wszystkie te drobiazgi, które mogłyby go drażnić.
Oczywiście, że musiał zacząć od fasolki! Właściwie nie był pewien, czy ich maluszek cokolwiek słyszy i czy w ogóle jest już jakimś maluszkiem, czy jeszcze jedynie zlepkiem komórek, ale to nie było ważne. Robił to dla siebie i dla Spencer, bo... w jakiś sposób nawiązywali więź z dzieckiem. Przynajmniej on tego potrzebował, bo dla niej wszystko miało być odrobinę mniej nierealne - w końcu to ona będzie nosić fasolkę pod sercem przez dziewięć miesięcy, czuć jej ruchy, wiedzieć, kiedy śpi, a kiedy robi fikołki.
- Oczywiście. - odparł, skinąwszy głową, a zaraz potem zabrał się do tłumaczenia słów Spencer na "dziecięcy". Uśmiechał się przy tym lekko, gładził jej brzuch i robił takie miny, jakby rzeczywiście widział swojego małego rozmówcę. Dodał też coś od siebie: prośbę, by nie dokuczała mamie. Zaraz potem spojrzał znów na brunetkę, unosząc pytająco brwi.
- Coś jeszcze? - rzucił, opierając policzek o jej brzuch z nieco zaczepnym uśmiechem.

[kurczę, szkoda mi będzie tej fasolki, wiesz? ;p
no właśnie mi nie odpowiedziałaś, ale ja też zapomniałam, także wiesz ;) a, no to spoko ;) kurczę, fasolka i Chochlik - co jeszcze wymyślimy? ;p
a teraz już zdecydowanie idę spać, bo, jak na mnie, już strasznie późno. dobrej nocy, słodkich snów i takie tam ;))]

Leo Rough pisze...

[serio-serio! na zaliczenie w maju pisałam jej mowę obrończą ;) uwielbiam kobietę!
tak, słodka deltusia :* jak cudnie, że jeszcze nie mam wosu! ale mam dwie historie tygodniowo i to doprowadza mnie do szału! -.-
już cicho! zmęczona byłam wczoraj no...
dzięęęęęki ;)]

Oderwał się od brzucha Spencer dość niechętnie, ale skinął jej głową. Pożegnał się z fasolką, mrucząc coś o tym, że niedługo wróci, a potem po raz ostatni pocałował brzuch ukochanej i pogładził go czule, by zaraz zrównać się z nią. Cmoknął czubek jej głowy i przygarnął ją do siebie, jednocześnie zakopując ich ciała pod splątaną pościelą. Nie przestawał się przy tym uśmiechać w ten rozmarzony, zamyślony sposób, tak do niego pasujący. Zaraz obrócił się tak, by widzieć twarz Spencer, ale nie było mu wygodnie, więc po chwili wiercenia się zawisł nad nią, wsparty na łokciu, a ich wargi dzieliło zaledwie kilka milimetrów.
- Zostawmy to na razie dla siebie, dobrze? Powiemy wszystkim za jakiś czas. Może twoim rodzicom przekażemy osobiście, że zostaną dziadkami? - wymruczał miękko, bo w dziwny sposób mówienie o tym wszystkim wydało mu się nagle zbyt trudne dla nich obojga. Jakby z bajki wracali teraz do normalnego życia, a ono wcale nie było różowe. Pomyślał jednak, że mogą się postarać, by wszystko było proste - wystarczy ułożyć dobrą, silną listę priorytetów. A Leo już taką stworzył dla siebie.

[teraz już nie wiem. jak S. usunie ciążę? chyba o to mi wczoraj chodziło ;p
;p
to wymyślajcie! ;)
ja dzisiaj jestem wrakiem, więc wybacz, ale ograniczę moje pisanie, coby Cię nie narażać na te katastrofy, które tworzę.]

Leo Rough pisze...

[;p
oj, ja też będę miała w przyszłym roku... w ogóle mam dziwny ten plan, ale nieważne. Ty i tak masz spoko, jak mówiłaś, że kończysz o pierwszej... <3
no weź, daj mi już spokój.]

Leo już wiedział, że Kat sama, bez najmniejszej podpowiedzi dojdzie do tego, że dziewczyna jej brata jest w ciąży. Miała te swoje kobiece przeczucia, poza tym znała ich bardzo dobrze i świetnie potrafiła odczytać sygnały, który sobie wysyłali. Oczywiście, nie wszystkie, ale on i tak wiedział, że będzie się musiał pilnować, by czymś się przed siostrą nie zdradzić. Ona i tak przy najbliższej wizycie zauważy, że Spencer zrezygnowała z kawy (ona sama tego nie zrobiła, pewna, że mała filiżanka dziennie nie zaszkodzi dziecku) albo dostrzeże coś innego. Taki urok Kat. Ale reszta ich rodzin miała o niczym nie wiedzieć aż do momentu, w którym zdecydują się z nimi podzielić tą radosną wiadomością. Leo najbardziej bał się reakcji rodziców Spencer, dlatego o nich wspomniał w pierwszej kolejności, a ona wcale go nie uspokoiła! Nawet zapewnienie, że się ucieszą, nie pomogło. On i tak wiedział swoje - jej ojciec go nie lubił, nie po tym, jak zostawił jego małą córeczkę. To jednak nie było ważne, bo przecież teraz mieli być połączeni już na zawsze, tym nowym życiem, które stworzyli. A ich rodziny powinny to zaakceptować.
- Mam nadzieję. - odparł wprost w usta Spencer, które obdarzył krótką pieszczotą.
- Nie będą źli, że dowiedzą się... później? - zapytał, gdy odsunął się od niej. Wiedziała, jak niepewny się czuje w kontaktach z jej rodzicami, nie chciał ich zrazić do siebie w kolejny sposób.

[zobaczymy jeszcze. Leoś będzie świrował...
no nie, daj spokój, nie rób krzywdy mi i jemu... będę miała spaczony mózg! ;p
nie, dzisiaj jest straaasznie. nie umiem pisać. i nie wiedziałam, co z tymi jej rodzicami, bo nie opisałaś ich za bardzo albo ja już nie pamiętam, także jak coś jest nie tak, to napisz po swojemu ;)]

Leo Rough pisze...

[o, niebo... zazdroszczę! ;p
bo się zamknę w sobie! albo będę miała traumę... albo przestanę z Tobą pisać, o!]

Nie umknął mu rozbawiony, choć powstrzymywany uśmiech ukochanej, który w mig zrozumiał. Śmieszyły ją jego obawy, ale Leo w życiu nie przyznałby się, że to nie było zbyt miłe. Skrzywił się lekko, a potem opadł na pościel, kiwając głową jak kaczka. Ścisnął przy tym dłoń ukochanej, by zaraz spojrzeć na jej twarz.
- Mam nadzieję. - powtórzył cicho, by zaraz znów wlepić wzrok w sufit. Już chwilę później nie pamiętał, co go dotknęło; jego głowę znów zapełniły dużo przyjemniejsze myśli i obrazy. Westchnął cicho, gdy po raz kolejny tego dnia pod powiekami dostrzegł maleńkie, dziecięce stópki, tym razem w cienkich, jasnoróżowych skarpetkach. Marzyła mu się córka - słodki klon Spencer. Właściwie myśl o synku też była miła, ale Leo wątpił, by w jego życiu pojawił się jakikolwiek mężczyzna - od zawsze otaczały go jedynie kobiety, zdążył się przyzwyczaić. Zaraz jednak stwierdził, że najważniejsze, by dziecko było zdrowe. I z tą myślą przyszło do niego coś jeszcze...
- Chcesz zostać w Murine? - zapytał nagle, znów unosząc się na łokciu, by widzieć twarz Spencer. - Nie rozmawialiśmy o tym, nie zapytałem cię o zdanie, gdy kupowałem dom, ale... może chcesz wrócić do Londynu? - wymamrotał, nagle żałując, że w ogóle zaczął ten temat.

[dwa uparciuchy. wybacz, cztery! ;p
cicho!
ok, już będę ogarniać ;)]

Leo Rough pisze...

[mhm...
no nie, będziesz mi to wypominać? już i tak mam wyrzuty sumienia... rodzice wyjechali, a ja nic innego nie robię, tylko siedzę i z Tobą piszę ;p]

Mógł się spodziewać takiej odpowiedzi, ale i tak dziwnie go zmartwiła. Ponownie opadł ciężko na pościel, znów wpatrując się przez dłuższą chwilę w sufit. Jakiś drobny mięsień poruszał się w jego policzku, gdy tak zastanawiał się, czy mówić Spencer o tym, co go dręczy, czy lepiej odpuścić dla spokoju ich obojga. Na pewno nie powinien jej teraz martwić, to stanowiło najważniejszy argument przeciw, ale już wyobrażał sobie, jak będzie jej przykro, gdy dowie się później. Właściwie może się wtedy wściec... Raczej nie miała tego w zwyczaju, ale przy takiej informacji mogła zachować się inaczej, niż zwykle. Leo na pewno byłby zły i zraniony - dlatego postanowił dawkować nowiny.
- Dostałem propozycję pracy. Bardzo kuszącą. - zaczął, spoglądając kątem oka na ukochaną. Już wiedział, że popełnił błąd, zaczynając o tym mówić. Dlaczego nie przestał, gdy miał ku temu okazję?!
- To taka duża firma, zajmująca się PR-em. - dodał, w ramach wyjaśnienia, a potem znów zamilkł, wpatrując się w swoje dłonie, teraz splecione razem na pościeli.

[;p
oj tam, oj tam.
a teraz już sobie idę, a przynajmniej powinnam... więc dobranoc, do spisania jutro ;)]

Leo Rough pisze...

[aha. bez komentarza.
miało Ci być miło ;)) nie, w sobotę będę biegać jak pojebana i sprzątać przez cały dzień, żeby w niedzielę rano był błysk. może nawet psa wykąpię? ;p nie, będziesz miała na sumieniu te tysiące noworodków, których nie wyleczę, jeśli zawalę maturę, nie mnie ;p xD]

On też lubił Murine i jeszcze kilka miesięcy wcześniej wydawało mu się idealnym miejscem do spędzenia reszty życia, ale wtedy miał przed oczami wizję zaledwie kilku miesięcy względnie normalnego funkcjonowania. Teraz sytuacja była inna i rodzinne miasteczko przestało mu wystarczać. Ciągle wydawało się idealne, by wychowywać w nim dziecko - ciche, spokojne, czyste, względnie bezpieczne. Wydawało się tylko zupełnie nieodpowiednie dla niego. Zwyczajnie było mu... ciasno.
- Moja praca ma polegać na tworzeniu internetowych wydań gazet i czasopism, promowaniu ich, podpisywaniu umów z agencjami reklamowymi i innymi bzdurami. Czylo to, co zrobiłem z "That's MT". - wyrzucił z siebie, już nie patrząc na Spencer. Ułożył sobie ręce pod głową i z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywał się w sufit. Jeszcze tydzień temu, mówiąc o tym, szalałby z radości, ale teraz... Teraz nie było się z czego cieszyć.
- Co kilka tygodni będę dostawał nowe zlecenie... gdzieś. A to wiąże się z wyjazdami. - dokończył wyjaśnienia, a każde słowo, padające z jego ust, było coraz cichsze, mniej słyszalne. Jakby bał się mówić. Ale jego oczy błyszczały złowrogo, gdy tak tkwił nieruchomo w stygnącej pościeli i myślał bardzo intensywnie o swojej - ich! - sytuacji.

[a ja MUSIAŁAM odpisać ;p nie mogłam się już powstrzymać... no widzisz, same plusy ^^ mam nadzieję, że teraz już takie prawdziwe "do jutra" ;p ;)]

Leo Rough pisze...

[tak, tak, niech będzie, że Ci wierzę...
no daj spokój, żartuję. nie zawalę matury. nie przez Ciebie, jak już ;)]

Powiedziałby jej. Tak naprawdę nie mógł się doczekać momentu, w którym Spencer miała się dowiedzieć o tej propozycji pracy - planował kolację ze świecami, kilka kieliszków wina i spacer. Nie spodziewał się, że będzie zachwycona, ale wierzył też, że zdoła ją przekonać, że powrót do Londynu to dobry pomysł. Ale w obecnej sytuacji nie mógł nawet o tym wspominać, bo jasno powiedziała, że nie chce wyjeżdżać. Nie zamierzał naciskać, bo już i tak wiedział, co się stanie - w końcu będzie zmuszony zrezygnować z pracy marzeń. Niekoniecznie z winy ukochanej. Na pewno nie z jej winy.
- Nie. Nie powinienem. - odparł zimno, kręcąc nieznacznie głową. Dopiero dłuższą chwilę później przeniósł wzrok na brunetkę, by zaraz podnieść dłoń i pogładzić czule jej policzek.
- Nie powinienem, ale to zrobiłem. - dodał zupełnie cicho, prawie smutno, ale też z pewnym uporem w głosie, jakby chciał zaznaczyć, że nie może się na niego o to złościć.

[tylko trochę ;) nie, w sumie planowałam, że odpiszę, jak już się ze wszystkim uporam, więc tak zrobiłam ;) i dzisiaj też miałam już okazję usiąść i odpisać, ale tego nie zrobiłam, więc nie jest tak źle ;)]

Leo Rough pisze...

[taaa.
chciałabym. ale dzięki ;)]

To był jakiś jego mechanizm obronny - te ciągłe tajemnice, sprawy, o których nie mówił ukochanej kobiecie, uczucia i myśli, które zostawiał dla siebie. Tworzył w ten sposób sferę, do której Spencer nie miała wstępu, która należała tylko do niego. Nie zawsze robił to umyślnie; czasem jedynie wygrywała w nim chęć pozostania niezależnym, w pewien sposób wolnym. Jakby chciał znów być tym chłopakiem, którego spotkała ponad cztery lata temu - swobodnym, nieodpowiedzialnym, spontanicznym, momentami szalonym.
Nie panował nad tym, więc uważał, że to nie jego wina. To jednak nie pomogło mu stłumić wyrzutów sumienia, gdy Spencer odsunęła się od niego, wyraźnie dotknięta. Nic nie powiedziała na ten temat, ale właśnie to najlepiej świadczyło o jej stanie. Leo westchnął i poszedł za jej przykładem, również siadając na łóżku. Nie odważył się jej dotknąć, więc jedynie wpatrywał się w jej profil, nieobecne oko, które chwilowo nie chciało na niego patrzeć.
- Ja... To nie... - dukał, by w końcu opaść z ciężkim westchnieniem z powrotem na pościel. Przetarł dłońmi twarz, zaraz zaplatając palce we włosy, jakby miał zamiar je wyrwać.
- Nieważne. Zostawmy ten temat. Niech zostanie, jak jest. - odparł w końcu, starając się zabrzmieć spokojnie, wręcz neutralnie, ukryć z głosu wszelkie emocje. I chyba mu się to udało.

Unknown pisze...

[ Kotek, zrobiłem Cię administratorem - BŁAGAM! Pomóż mi wszystko ogarnąć, bo nie mam na nic czasu, teraz też tylko wbiłem, żeby Cię o tym poinformować. Mam nadzieję, że się nie gniewasz i sobie poradzisz ;*
Michał ]

Leo Rough pisze...

[no już dobra, dobra, wierzę ;)]

Nie był w stanie powstrzymać kolejnego ciężkiego westchnienia, gdy usłyszał słowa Spencer. Ton jej głosu od razu dał mu do myślenia, ale, jak zwykle, zapragnął uniknąć jakichkolwiek problemów. A najprostszym sposobem na to było unikanie rozmowy. Ona jasno dała mu do zrozumienia, że nie odpuści, ale nawet nie chciał się zastanawiać nad przyczynami jej zachowania - on miał zamiar odpuścić, z czym brunetka już nic nie zrobi.
Ponownie usiadł, tym razem natychmiast przysuwając się bliżej ukochanej. Oplótł ją luźno ramionami i pocałował odsłonięty obojczyk, by zaraz zawisnąć z twarzą kilka centymetrów od jej twarzy. Uśmiechnął się blado, odsuwając z jej czoła i policzków kosmyki włosów. Miał tylko nadzieję, że się nie odsunie, bo to znaczyłoby, że sprawa jest poważna. Wszystko inne mogli załatwić w ten sposób - bliskością, jakąś drobną pieszczotą, czułym słówkiem. Przynajmniej na chwilę.
- Daj spokój, kochanie. Nie dzisiaj. - wymruczał, ciągle przesuwając opuszkami palców po jej twarzy. Nagle dotarło do niego, że przestał oddychać, w oczekiwaniu na jej reakcję. Westchnął więc i zsunął się z dłońmi na jej ramiona, które musnął leciutko, wodząc wzrokiem za swoimi palcami. Musiało być dobrze. Nie było innej opcji.

Unknown pisze...

[ DZIĘKUJĘ! :*** Aha, no i musisz pododawać na głównej stronie wszystkich tych, którzy zgodzili się wrzucić nasz link do siebie na główną. Piszą o tym albo w "Burmistrz", albo w "Sojusze". Ogarnij to jeszcze, ok? ;) ]

Leo Rough pisze...

[cześć, Szeryfie ^^]

Nie chodziło o to, że nie chciał jej wysłuchać - on zwyczajnie obawiał się tego, co ma do powiedzenia. Był niemal zupełnie pewny, że ta rozmowa skończyłaby się kłótnią, być może kolejnymi cichymi dniami, żalem do tej drugiej osoby. A tego przecież żadne z nich nie chciało, na pewno nie w dniu, w którym dowiedzieli się, że będą mieli dziecko! Powinni się cieszyć, świętować, planować, marzyć, ale... jak zwykle, coś musiało się spieprzyć. A właściwie Leo musiał coś spieprzyć - przecież to zawsze jego wina. Spencer może nie była święta, ale to on zaczynał, on dawał im powód do sporów. ZAWSZE.
- To nie tak, Spencer. - odpowiedział szybko, słysząc jej słowa. Jeszcze energiczniej zaczął gładzić jej ręce, a w tej samej chwili jej głowa oparła się o jego ramię. W naturalnym odruchu objął ją, przesuwając dłonie na jej plecy, które zaczął znów mechanicznie głaskać.
- To ty jesteś moim marzeniem, Chochliku. - wymruczał w jej włosy, całując je przelotnie, gdy szukał w głowie kolejnych słów. Te natychmiast do niego przyszły.
- Ty i nasza malutka Fasolka. Nie praca, nie kariera. Chcę rodziny. Dlatego zrezygnuję z tej posady, znajdzie się dla mnie coś innego. Nie przejmuj się. - mamrotał dalej, nie przerywając swoich zabiegów, które miały uspokoić brunetkę.

Leo Rough pisze...

[haha ;p
no spoko. ja też taki szok przeżyłam xD no a mnie jutro chyba nie będzie, jeszcze nie wiem, jak to wyjdzie "w praniu", także się nie spiesz ;)]

Niemal odetchnął z ulgą, gdy dotarły do niego pierwsze sygnały dające mu nadzieję, że tego wieczora nie dojdzie do żadnej katastrofy. Rozluźniające się pod jego dotykiem ciało Spencer, jej wracający do normy oddech, ręce oplatające go w pasie - to wszystko stanowiło już pewną sumę. Odzyskali względny spokój, którego potrzebowali jak powietrza w takich chwilach, a który oboje bardzo szybko tracili. A Leo nie zamierzał więcej do tego dopuścić, nie tym razem.
Nie bardzo rozumiał, co mruczy do siebie Spenc, ale to wydawało się niezbyt ważne. Była już prawie zupełnie rozluźniona, znów była jego, mogła więc mamrotać pod nosem choćby i czarnoksięskie zaklęcia, byleby już więcej się od niego nie odsuwała. Dotarło to do niego zupełnie nagle i już wiedział, że nie potrafiłby opuszczać jej na całe tygodnie, by wracać zaledwie na kilka dni. Potrzebował jej, chyba nawet bardziej teraz, niż gdy chorował.
- Nie. - odparł krótko, wiedząc, że ma rację. Tutaj nie istniało idealne rozwiązanie, złoty środek. Było tylko jedno wyjście, dla niego nie do końca satysfakcjonujące, ale dla nich - najlepsze.
- Zapomnij. - dodał, cmokając czubek jej nosa i uśmiechając się dzielnie, choć wargi odmawiały mu posłuszeństwa. Zaraz więc opuścił głowę, wiedząc, że Spencer czyta z niego jak z otwartej księgi. Nie zamierzał jej okłamywać, ale też nie chciał jej martwić - łatwiej było spróbować wyrzucić to z pamięci, spuścić wzrok i przeczekać fazę żalu.

Leo Rough pisze...

[znikam już, dobrej nocy ;)]

Leo Rough pisze...

[jestem zła i niedobra - nie odświeżyłam wczoraj strony przed zejściem z kompa i przez to nie odpisałam. ale, mam nadzieję, będę miała czas na rehabilitację - jednak nie znikam dzisiaj, przynajmniej nie na tyle, co myślałam ;) także do spisania później, o ^^]

Nie chciał, by miała jakiekolwiek wyrzuty sumienia. To była jego decyzja i wiedział, jakie niesie konsekwencje, ale nie żałował jej tak bardzo, jak żałowałby, gdyby przyjął tę pracę. Za bardzo cierpiałby, nie mogąc być przy Spencer, gdyby w środku nocy zechciała zjeść lody z korniszonami albo potrzebowałaby masażu na przeciążony kręgosłup. Nie mogłoby go ominąć to wszystko! A co, gdyby przez pracę nie dotarł na czas, by być przy narodzinach swojego dziecka? Tego nie wybaczyłby sobie. A i jego ukochana mogłaby mieć do niego pretensje, że w najważniejszych chwilach jest z dala od niej - może teraz jeszcze o tym nie myślała, ale im obojgu byłoby niezwykle trudno.
Po części dlatego ucieszył się, gdy odkrył, że Spencer nie ma zamiaru ciągnąć jego tematu. Na jej słowa uniósł na chwilę spojrzenie, a przez jego oczy przebiegła iskierka bólu, choć zaraz znów spuścił głowę. Dopiero, gdy jej chłodne palce dotknęły jego brody, znów podniósł wzrok. Przymknął oczy, rozkoszując się jej miękkim pocałunkiem, by zaraz odwzajemnić jej ciepły uśmiech, choć jego był odrobinę słabszy, bledszy.
- Ja jestem szczęśliwy. - wymruczał w końcu, sięgając do twarzy ukochanej, po której przez chwilę błądził opuszkami palców. Może jego słowa nie brzmiały zbyt przekonująco, gdy wyglądał, jakby właśnie dostał potężnego kopniaka w brzuch, ale powiedział je dość pewnie i mocno.
- A ty? - zapytał po chwili, ledwo poruszając wargami, jakby obawiał się odpowiedzi, wcale nie chciał zadawać tego pytania. Ale miał nadzieję, że Spencer będzie z nim szczera. Czy odczyta z jej twarzy, jeśli skłamie? Tak mu się wydawało...

Leo Rough pisze...

[a dlaczemu? ;> mnie osobiście dobija pogoda - siedzę pod jakimś milionem koców i ciągle jest mi zimno -.-]

Ta chwila zawahania z jej strony dała mu do myślenia. Zaczął rozważać różne opcje, w tym również najczarniejsze scenariusze, w których wyobrażał sobie, jak Spencer krzyczy ze złością "ja nie jestem szczęśliwa!", a potem zaczyna pakować się i znika tak samo szybko i nagle, jak pojawiła się w jego życiu. Zdążył już nawet stwierdzić, że nie mógłby się jej za bardzo dziwić, gdyby tak zrobiła - jego pewność siebie zupełnie zniknęła i czuł się teraz bezwartościowy, nieważny. Jak taka cudowna kobieta, jak Spencer, chciałaby być z kimś, kto nie potrafi nawet znaleźć sobie normalnej pracy? Nie mógł znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Zwyczajnie czuł, że nie zasługuje na wszystkie te uczucia, którymi z taką łatwością obdarzała go S. Jakby kradł życie komuś, kto pasuje do niego bardziej, niż on.
Ale zaraz padła jej odpowiedź i jakimś cudem zdołał przekonać samego siebie, że ta chwila zawahania, była jedynie czasem na zastanowienie. Odpowiedź była szczera, wiedział to, choć rzeczywiście brzmiała dziwnie, wypowiedziana w tak... spokojny sposób, prawie obojętnie, bez uczuć. To nie było naturalne i Leo nagle poczuł, jak po jego ciele rozchodzi się rozbawienie, ale stłumił narastający w gardle śmiech. Jedynie uśmiechnął się ciepło, by zaraz pocałować Spencer leciutko, krótko, jakby mówił "w porządku". Chwilę później opadł na pościel, ciągnąć ją za sobą, by, już na leżąco, przyciągnąć jej nagie ciało zupełnie ciasno do siebie. Obrócił się też tak, że leżeli twarzą do siebie, on trochę wyżej, że jego usta znajdowały się na poziomie jej czoła, które musnął przelotnie, znów uśmiechając się lekko.


[spoko - ja właśnie tak siedziałam i stwierdziłam, że też nie chce mi się tam odpisywać ;p nie, daj spokój, moje gorsze - ciągle ślęczę nad Potopem -.-]

Leo Rough pisze...

[no tak, to może wymęczyć. ucz się, ucz! nie siedź na blogu (no dobra, sieeedź xD)
a ja byłam na spacerze z moją sunią i myślałam, że UMRĘ. a jeszcze zachciało jej się wąchać WSZYSTKIE trawki -.-
ok, wybacz. ostatnio jestem mistrzem nadinterpretacji.]

Leo coraz wyraźniej dostrzegał wszystko to, o czym sobie nie powiedzieli. Jakieś zatrzymane dla siebie myśli, subiektywne odczucia, którymi warto podzielić się z drugą osobą, wszelkie obawy, które mogłyby okazać się nieważne i bezpodstawne w innych ustach. Teraz jednak nie mieli już okazji niczego dopowiedzieć czy naprostować - on sam o to poprosił, więc nie powinien narzekać. Ale i tak było mu źle, trudno, ciężko na sercu, a żadnego z tych uczuć nie potrafił tak do końca określić. Starał się je od siebie odepchnąć, by uzyskać trochę spokoju i w końcu mu się to udało - gdy spojrzał na rozluźniającą się twarz Spencer i zrozumiał, że i dla niej to wszystko nie było łatwe. Uśmiechnął się ciepło, gdy ufnie wtuliła się w niego, tak, jak zwykle, a potem zadarła głowę. Odwzajemnił jej lekki pocałunek, by na jej słowa chwilę później zareagować wzmocnieniem uścisku na jej ciele. Zaraz potem dotarło do niego, że brunetka już śpi - ze zmęczonym uśmiechem na ustach przytulił głowę do poduszki i również zasnął, wdychając zapach ciała ukochanej.
Nie spał jednak długo. Obudził go znajomy ból głowy, pulsujący uciążliwie gdzieś z tyłu czaszki. Postanowił jednak, że nigdzie się nie ruszy, bo mógłby przerwać sen Spencer, która teraz potrzebowała go jak najwięcej. Umościł się więc odrobinę wygodniej i tkwił tak nieruchomo przy jej boku, zamyślony i zupełnie nieobecny, poza ciałem.

[OK. a, właśnie - możliwe, że jutro się nie zjawię.
w sumie nie jest zły. lubię Kmicica ;) tak, masz w planach ;p znam to! ;d]

Leo Rough pisze...

[ja tak miałam w zeszłym roku. zmuszałam rodziców do przyjeżdżania po mnie, bo byłam tak wypompowana, że nie byłam w stanie dojść do domu. wiem, biorę na siebie tę odpowiedzialność ;)
tak, zazwyczaj ;p
nieważne ;)]

Był tak pochłonięty światem swoich myśli, że nawet nie zarejestrował, w którym momencie Spencer obudziła się z tym lekkim uśmiechem na ustach. Miał mnóstwo spraw do przemyślenia, a przede wszystkim - kilka rozmów do zaplanowania. W pierwszej kolejności powinien zadzwonić do Val, która to zorganizowała dla niego spotkanie z przedstawicielem firmy, dla której miał pracować. Wiedział, że będzie zła, wręcz wściekła, kiedy dowie się, że Leo nie może przyjąć tej oferty, dlatego chciał znaleźć odpowiednie słowa, by ją udobruchać. To miała być najtrudniejsza z czekających go rozmów - potem powinno być już łatwiej.
W tej samej chwili z głębokiego zamyślenia wyrwał go głos Spencer, więc drgnął niekontrolowanie, by zaraz, jak na komendę, przywołać na twarz ciepły uśmiech. Natychmiast, by zakryć swoje dziwne zachowanie, cmoknął czubek jej nosa, a potem także wargi, wygięte w miękkim uśmiechu.
- W sam raz na kolację. - odparł cicho, przesuwając dłońmi pod pościelą po boku ciała Spencer. Zaraz znów pochylił się i pocałował ją krótko, mając ogromną nadzieję, że nie zacznie o nic pytać.

[świętuję obronioną pracę inżynierską mojego faceta ;) jeszcze nie wiem gdzie i czy na pewno jutro, się zobaczy.
ja też zdążyłam go polubić, ale potem się okazało, że mam na niego trochę za mało czasu, więc się odrobinę zraziłam. ale przejdzie mi ;)
tak, tak.. ;p
a teraz już znikam, bo przysypiam, a muszę jeszcze ogarnąć resztę tej książki. tak więc dobranoc i, mam nadzieję, do jutra ;) powodzenia z lekturą!]

Leo Rough pisze...

[no po mnie też dość rzadko, bo mam tak pół godziny na nogach do szkoły, więc się wlokę, ale czasami się zdarza ;)
;p]

Leo miał nadzieję, że uda im się zupełnie zapomnieć o odbytej niedawno rozmowie, a także, że on sam pozbędzie się goryczy i żalu, które, póki co, wypełniały jego myśli i serce. Postawił to sobie za punkt honoru - sprawić, by było zupełnie normalnie, by żadne niespełnione marzenia nie niszczyły po cichu i podstępem ich relacji. Tak naprawdę przecież nie rezygnował z żadnych swoich pragnień - jedynie przekładał ich realizację. Z taką myślą od razu poczuł się lepiej. Bo za parę lat stanie się specjalistą od PR-u, może nawet wróci na studia? Kto wie!
Lubił ten jej figlarny uśmieszek, a widząc go, nie mógł powstrzymać swoich warg od wygięcia się w podobnym grymasie. Zaraz jednak ich usta złączyły się na krótką chwilę w ciepłym pocałunku, więc oba uśmiechy zniknęły.
- Na co masz ochotę? - zapytał, odsuwając się od niej i wspierając głowę na łokciu, wolną ręką ciągle przytrzymując przy sobie Spencer.

[mhm? ;)
w sumie dobrze się składa, bo dzisiaj ustaliliśmy, że jutro jedziemy w góry, więc mnie też nie będzie ^^ a teraz już jestem cała Twoja! ;p xD]

Leo Rough pisze...

[hahaha xD znam to - w tej samej sytuacji jestem w stanie dojść w 18 ;p
jasne, do kolejnej wizyty? czy coś po drodze planujesz ciekawego> ;>
mhm ;)
no ale teraz znikam na chwilę, więc, jeśli Ci się chce, zacznij ten kolejny wątek, a jak nie... długo dziś będziesz siedzieć? ;> ;p]

Leo Rough pisze...

[hahaha ;p to trzeba wcześniej wstawać! ;p
no to spoko, już piszę. a pytałam, bo się zastanawiałam, na jak długą nieobecność mogę sobie pozwolić ;p wiesz, muszę dostać dzisiaj porządną dawkę mojego narkotyku, skoro jutro będę go pozbawiona zupełnie! ;D
a tak btw. to nadszedł chyba moment, w którym powinnyśmy pomyśleć o nowym blogu dla Andro i Lee. w niedzielę może zacznę szukać ;)]

Kolejne dwa tygodnie znów były dla Leo niezwykle intensywne. Starał się ograniczyć do absolutnego minimum czas spędzany w pracy, by móc więcej przebywać ze Spencer, a także, by nadzorować i przyspieszyć prace w ich domu. Oboje zgodnie stwierdzili, że powinni przeprowadzić się najszybciej, jak będą mogli, a właściwie - że tego właśnie chcą. Nowe miejsce miało wiązać się już tylko z dobrymi wspomnieniami, a czas oczekiwania na dziecko był nimi wypełniony. To w swoich własnych czterech ścianach mieli spędzać wszystkie te wieczory wypełnione rozmowami, planami, marzeniami; godziny upływające im na czułościach i rozkoszy; chwile, w których Leo układał się przy brzuchu Spencer i rozmawiał z Fasolką.
Ciągle jednak miewali gorsze momenty. Dla Leo najtrudniejsze były poranki - nie sypiał prawie wcale, co, w porównaniu do tych co najmniej kilku godzin przespanych każdej nocy, stanowiło teraz niemiłą odmianę. Spacerował więc po mieszkaniu, walcząc z bólem głowy, aż w końcu nadchodził poranek, który wcale nie przynosił ukojenia. Wiedział, że zachowuje się jak dziecko, ale przy śniadaniu siedział zazwyczaj milczący i ponury, jakby to była wina Spencer, że nie mógł spędzić przy jej boku całej nocy. A jednak gdy wracał z pracy, wszystko znów było w porządku - uśmiechał się, żartował, rozmawiał z Fasolką, planował kolejny dzień. A potem znów nadchodził wieczór...

[jeżu, nie czytaj tego! to jakaś masakra totalna, więc wolałam się nie pogrążać i nie pisać więcej ;p]

Leo Rough pisze...

[a, no to rzeczywiście ;p ale wiesz, jak jest zimno, to się przynajmniej rozgrzejesz (albo nie zdążysz zmarznąć) ;p duużo plusów można znaleźć takiego biegania do szkoły ;D
;))
na to wygląda. dobrze mi tam z Leośkiem było w sumie, ale już trudno, trzeba będzie znaleźć coś innego ;)]

Bardzo zależało mu na tym, by być przy Spencer nie tylko w tych pięknych momentach, które ich czekały - jak widok małego serduszka na monitorze, pierwsze ruchy dziecka, odkrywanie, kiedy śpi, a kiedy bawi się pępowiną - ale także, gdy wcale nie było różowo i miło. Póki co nie przeżywali większych dramatów, nie licząc zapomnianej (teoretycznie) rozmowy o jego ofercie pracy, więc zapanował względny spokój, ale kto mógł przewidzieć, co będzie działo się za tydzień, dwa, miesiąc? Na razie mieli cieszyć się normalnością, której ostatnio tak bardzo im brakowało.
A odpowiedź na pytanie o przyczynę jego wahań nastroju była banalnie prosta i, w jego przypadku, zupełnie oczywista. Nie mógł jednak z nikim, a już szczególnie ze Spencer, podzielić się swoim sekretem. Głęboko wierzył, że sam upora się ze swoim problemem, choć wszelkie statystyki mówiły, że nie da rady, ale... Oni zawsze wierzyli.
Leo zatrzymał się przed budynkiem kamienicy i z mocno bijącym sercem spojrzał ku górze, nie wychodząc z samochodu. Od razu dostrzegł w oknie na ostatnim piętrze znajomą sylwetkę - pospiesznie opuścił wnętrze mercedesa i stanął w otwartych drzwiach, pokazując Spencer na migi, by zeszła na dół. Wstrzymując oddech odczekał chwilę, aż upewnił się, że nie ma już jej przy oknie, a potem zanurkował do auta i w popłochu zaczął przeszukiwać swoją torbę. Żółta fiolka wypadła na jego dłoń; pospiesznie wysypał z niej kilka niewielkich tabletek i połknął je, zaraz wrzucając pudełko do torby, a ją - na tylne siedzenie. Przywołał na twarz uśmiech i, już zupełnie opanowany, czekał na ukochaną, opierając się w niedbałej pozie o drzwi od strony pasażera.

[ok ;)]

Leo Rough pisze...

[no ;p
tak, nie zapowiadał się najlepiej, ale się rozkręcił już później. teraz wszystko ucichło i nikt nawet nie próbuje o niego walczyć, także możemy go olać z czystym sumieniem ;)]

Wydawało mu się, że zachowuje się zupełnie naturalnie, że nic po nim nie widać. Owszem, był słabym kłamcą, ale takie udawanie zawsze szło mu na tyle dobrze, by nie wzbudzać zbyt dużych podejrzeń Spencer. Potrafił uśmiechnąć się i udawać, że nie dzieje się kompletnie nic, jeśli tylko chciał, ale zazwyczaj nie miał na to ochoty i energii. Teraz jednak miał swój sekret, którego musiał chronić, a to wymagało bardzo różnych wysiłków. Na przykład udawania przed ukochaną kobietą, że głowa wcale nie ma zaraz pęknąć ci na dwoje...
- Tak, w porządku. - odparł gładko, ruszając z parkingu w stronę jednej z głównych ulic miasteczka. Spojrzał przelotnie na brunetkę, gdy ona na sekundę odwróciła wzrok, a potem znów posłał jej lekki, swobodny uśmiech. Po chwili, gdy mógł sobie pozwolić na oderwanie jednej ręki od kierownicy, oparł dłoń na udzie Spencer, w zwykłym dla siebie geście. Znów rzucił jej krótkie spojrzenie.
- Nie mogę się doczekać. - dodał pogodnie.

[bo nie planuję - robię z Leosia lekomana ;p
a teraz, niestety, muszę się już zbierać. pewnie odpiszę rano, o ile będę miała na co (tak, odzywa się moje uzależnienie! ;p). a tak w ogóle to baw się dobrze! swoją drogą, nie zapytałam, gdzie się wybierasz, ale zapytam. gdzie się wybierasz? ;) w każdym razie - do spisania niedługo i dobranoc ;)]]

Leo Rough pisze...

[tak! już się na to cieszę! ^^]

Również dla Leo niedługo potem przestało liczyć się cokolwiek poza Spencer i maleńką Fasolką rozwijającą się w jej ciele. Zapomniał, co tak bardzo zajmowało go jeszcze chwilę wcześniej - ból głowy minął jak ręką odjął, więc zupełnie zniknął z jego myśli ten problem. Odzyskał swoją zwykłą, "popołudniową" swobodę. Jego uśmiech był już zupełnie szczery i niezwykle ciepły, tak dla niego charakterystyczny. Nawet, gdy chwilę później był zmuszony oderwać dłoń od nogi brunetki, widać było, że ciągnie go do niej, że wcale nie chciał zrywać tego kontaktu. Spoglądał na nią raz po raz i uśmiechał się, wiedząc, że i ona jest pełna entuzjazmu i zniecierpliwiona.
- Ale poprosimy o kolejne zdjęcia? - upewnił się jeszcze, chwilę przed tym, jak zatrzymał samochód na parkingu przed szpitalem. Potrzebował tych wydruków jak powietrza: przez całe dwa tygodnie codziennie zerkał na te z ostatniej wizyty, by dojść do wniosku, że potrzebuje nowych. Bo przecież Fasolka była już większa, prawda? Tamte były zdecydowanie przestarzałe!

[wybacz, że tak marnie, ale ledwo żyję, a chciałam odpisać, bo jutro prawdopodobnie będę dopiero późnym wieczorem albo wcale. wybaczasz? ;>
w sumie tak, ale ustaliłyśmy, że to się już znudziło. możemy wrócić do tematu za jakiś czas ;p
o, no to fajno. pidżama party? ;p ;D
;)))]

Leo Rough pisze...

[może tak być ;)]

Jeśli zostały w nim jakiekolwiek resztki niepokoju czy strachu na myśl o czekających ich zmianach, Spencer ostatecznie się z nimi rozprawiła. Jej entuzjazm był wprost zaraźliwy, zaczarował Leo, a on wcale nie chciał uwalniać się spod wpływu tej magii. Było mu dobrze z taką radosną, podekscytowaną kobietą u boku, bo stanowiła przeciwieństwo tego faceta, którym on zwykle bywał - ponurego, zadręczającego się, z problemami. Przy niej nie istniały zmartwienia, no, może poza tym jednym: kiedy w końcu wejdą do gabinetu?! Ale i to oczekiwanie mogło stać się za jej sprawą rozkosznie miłe, gdy tak opowiadała coś ciągle, uśmiechała się, wręcz promieniała. A Leo zabierał dla siebie cząstkę tego blasku.
A potem pozwolił jej zaciągnąć się do gabinetu, w którym czekał na nich lekarz. Zajął miejsce przy boku Spencer, choć czuł się odrobinę niezręcznie, jakby nie powinien uczestniczyć w tym spotkaniu. Rozluźnił się jednak, gdy to jego ukochana zaczęła mówić, bo znał to wszystko - poranne mdłości, na które zaparzał jej zieloną herbatę i podsuwał imbirowe ciasteczka; smaki, które bawiły go, ale bez zająknięcia przygotowywał wymyślone przez nią potrawy. Odrobinę spiął się tylko, gdy rzuciła komentarz o jego zmianach nastroju; już wiedział, że zauważyła. Może powiedziała to żartobliwie, ale znał ją na tyle, by wiedzieć, że zaczyna się martwić, a może nawet coś podejrzewa. Dlatego też odetchnął z ulgą, gdy lekarz zaprosił ją na fotel - zaraz dołączył do niej i otulił dłonią jej dłoń, z uśmiechem wpatrując się w wyłączony jeszcze monitor. Ledwo powstrzymywał drżenie, nie mogąc się doczekać, aż zobaczą swoją malutką Fasolkę. Wydawało mu się, że ginekolog porusza się w zwolnionym tempie i miał ochotę go pospieszyć: szybciej, szybciej! I gdy w końcu na brzuchu Spencer wylądowała plama żelu, Leo poczuł się, jakby dobiegł do mety po wyczerpującym biegu. Na monitorze zamigotały jakieś cienie i plamy; szatyn pochylił się nieświadomie w jego stronę, by widzieć lepiej obraz małej Fasolki, ale lekarz poruszał głowicą - znak, że jeszcze nie znalazł ich dzieciątka. I w końcu obraz się zatrzymał, a Leo westchnął, nie bardzo wiedząc, gdzie patrzeć. Zaraz jednak rzucił szybkie spojrzenie na Spencer, by dowiedzieć się, czy ona cokolwiek widzi. Jego oczy lśniły.

[właśnie, miało Cię nie być! poszłam spać o dziesiątej ;p ^^ o, no to znowu się dobrze złoży, bo ja jadę do Warszawy w przyszłą sobotę ;)
no ;)
a czemu nie? xD
no i, tak jak mówiłam, wychodzę za jakiś czas, będę dopiero wieczorkiem ;)]

Leo Rough pisze...

[;p]

Na dłuższą chwilę Leo pogrążył się w świecie swojej głowy, zupełnie oderwanym od rzeczywistości, wręcz nierealnym, bo wypełnionym tylko jedną, ale jakże radosną myślą - urosła. Ich Fasolka urosła, rozwinęła się, zmieniła. Zlepek komórek coraz bardziej przypominał miniaturę człowieka, choć póki co miał jedynie ledwo zarysowaną głowę i ciałko pozbawione kończyn, ale to była biologia, coś kompletnie nie do ogarnięcia dla Leo w obecnej sytuacji; wolał wyobrażać sobie, że ich maluszek wygląda już "normalnie". Z tego, co mówił lekarz, zrozumiał jeszcze, że Fasolka póki co nie słyszy, ale i tak wiedział, że nie przestanie do niej mówić - ufał, że czuje jego bliskość, tak samo, jak jest świadkiem miłości rodziców do niej i do siebie nawzajem. Wydawało mu się to niezwykle ważne, jeśli nie najważniejsze!
A potem na ziemię ściągnęło go jedno słowo, które usłyszał z ust lekarza: badania. Od razu pomyślał, że musiało go coś zaniepokoić, więc z napięciem wpatrywał się w jego twarz przez dłuższą chwilę, by dostać jakieś informacje. Gdy jednak nie doczekał się odpowiedzi przez kilka sekund, spojrzał na Spencer. Zmroziło go. Wyraźnie zmartwiły ją słowa ginekologa, tak samo jak jego, ale ona nie powinna się denerwować, niczym. Zaraz pogładził jej ramię i uśmiechnął się ciepło - odpowiednie słowa uspokojenia natychmiast do niego przyszły.
- Jasne, że trzeba zrobić wszystkie badania. - rzucił, siląc się na opanowany, łagodny ton, którym chciał stłumić obawy ukochanej. - Upewnimy się, że z maluszkiem wszystko w porządku. - wymruczał, muskając policzek ukochanej. Zaraz odwrócił się w stronę lekarza, z tym samym pytaniem w oczach, które miała Spencer.
- Prawda? To tylko rutynowe badania? - zapytał, wpatrując się świdrująco w mężczyznę.

[zjadło mi końcówkę poprzedniego komentarza ;p
właśnie. trzeba będzie czegoś poszukać. myślałam o łożysku przodującym, ale to nie do końca pasuje. też będę się rozglądać, może coś znajdziemy. i rano przejrzałam już pobieżnie blogi, ale nic ciekawego nie znalazłam, a już na pewno nic pasującego do Andro i Leo ;)
na ten wyścig Red Bulla, chociaż nie wiem, czy czegoś nie pokręciłam. to chyba jednak nie jest za tydzień xP
aaaaa, rozumiem ;p]

Leo Rough pisze...

Gdyby nie to, że doskonale znał Spencer i wszystkie jej reakcje, pewnie nie zmartwiłby się zbytnio słowami lekarza. Teraz jednak to ona nakręcała go tak, że sam zaczynał z wolna świrować, a obawy rodziły się w jego głowie z zatrważającą prędkością. Tłumił je uparcie, bo widział, że jego ukochana jest wystraszona i niespokojna; musiał być dla niej oparciem. Sam nie był w lepszym stanie, ale nie pozwalał sobie na słabość, pobudzając w sobie iskierki optymizmu. Spencer rzadko kiedy myliła się, jeśli chodzi o ludzi i ich zachowania, ale tym razem Leo wierzył, że źle odczytała sygnały wysyłane przez lekarza. Te badania musiały być jedynie upewnieniem się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie było innej opcji.
Na słowa ginekologa Leo pokiwał żywo głową, pokazując ukochanej, że w stu procentach się z nim zgadza. Wiedział, że jeśli sobie coś ubzdura, trudno będzie jej to potem wyperswadować, więc od początku pokazywał jej, że sam jest dobrej myśli. Uśmiechał się lekko, gdy ściskała jego dłoń z niesamowitą siłą, a potem troskliwie pogładził ją po włosach, gdy już uwolniła jego palce. Pomógł jej zsunąć się z łóżka, a potem objął ją ramieniem, widząc, że nogi drżą jej niekontrolowanie. Rozumiał ją doskonale, ale to nie zmieniało faktu, że nie chciał, by się denerwowała. Ona nie mogła się denerwować. Przesuwał dłonią po jej plecach, kreśląc uspokajające koła i kiwając głową na kolejne słowa lekarza. Gdy podał im wydruk, pozwolił Spencer przyjrzeć się zdjęciom; potrzebowała tej małej plamki, by nabrać wiary. To była ich Fasolka, nic nie mogło się stać, prawda?


[wybacz jakoś, ale znów biegałam przez cały dzień i ledwo żyję. już idę spać, bo nie daję rady, ale jutro będę wcześnie ;)
ten Hughesa jest niezły, ale chyba też nie do końca pasuje. sama nie wiem. co Ty myślisz? ;>
wiem, wiem, ale już mi Leośka brakuje! ;(
ok, ok. dopytam się tych moich, ale chyba w ten weekend. w każdym razie - dowiesz się o mojej nieobecności ;)
dobranoc ;)]

Leo Rough pisze...

[siedzę tu jak głupia od pierwszej, bo na nic innego nie miałam siły ;p ale już się muszę wziąć do roboty, mam strasznie wypchany tydzień, także nie przejmuj się tamtym blogiem - spokojnie możesz odpisać mi w weekend ;)
ano wypadałoby ;) może coś znajdziemy jeszcze, bo lepiej ich za bardzo nie męczyć, nie? ^^
no, bo ja dobra koleżanka jestem ;))]

- Prawda. - przytaknął natychmiast, kiwając głową z leciutkim uśmiechem. Uniósł przy tym dłoń do jej twarzy, wcześniej wsuwając skierowania na badania do tylnej kieszeni spodni. Przesunął opuszkami palców po policzku Spencer, a potem pochylił się i pocałował czubek jej nosa, nie przestając wyginać ust w łagodnym uśmiechu.
- Nie martw się, Chochliku. To naprawdę nic wielkiego. Jestem pewny, że wszystko jest w porządku, a lekarz zlecił dodatkowe badania, bo wie, jak przewrażliwieni potrafią być przyszli rodzice. - mruczał, ciągle gładząc jej policzki, ale też wodząc palcami po całej jej twarzy i po włosach. Zaraz objął ją ramieniem i przycisnął do swojego boku, ruszając w stronę rejestracji, by zapisać się na wszystkie potrzebne badania.
- Pomyśl: gdyby nie zalecił tych kilku testów, sama byś o nie poprosiła, prawda? Tylko po to, żeby się upewnić, że wszystko jest dobrze. - mówił dalej, ciągle miękkim, kojącym głosem. Doskonale wiedział, że Spencer nie odgoni od siebie obaw tak szybko, jakby tego chciał, ale mógł starać się o jej spokój. Na razie wydawało mu się, że idzie w dobrym kierunku, choć nigdy nie mógł być tego pewien. Jak zwykle w kontaktach z ukochaną kierował się bardziej przeczuciem, jakimś słabym instynktem, ale to mogło pomóc. Bo tak naprawdę nie wiedział, jak miał się zachować.

[btw. znalazłam bloga dla siebie: http://seraph-academy.blogspot.com/ i znowu będę miała chłopaczka ^^ także jak Cię kręcą takie tematy, to zapraszam, jakieś fajne relacje można powymyślać ;))]

Leo Rough pisze...

[ok ;)
no raczej!]

Nie uwierzył jej tak do końca, gdy przyznała mu rację, ale już nic nie mógł z tym zrobić. Wiedział, że i tak będzie się zadręczać jeszcze przez długi czas, a on miał być wtedy przy niej, by stłumić każdy lęk, wyciszyć obawy, pomóc się rozluźnić. Teraz jednak zmuszony był odpuścić, przynajmniej na chwilę; podejrzewał, że Spencer jest już zmęczona i wcale nie ma ochoty wysłuchiwać więcej jego marnych słów pocieszenia. Postanowił, że da jej trochę spokoju; może w domu, później, zechce jeszcze porozmawiać, a wtedy będzie obok. Tak, to był dobry plan.
Zdziwił się nieco, gdy dostrzegł, jak brunetka krzywi się na wzmiankę o pobieraniu krwi. Naprawdę bała się igieł? Spojrzał na nią spod uniesionych brwi, jednocześnie zapamiętując drogę do zabiegowego, gdzie zaraz skierowali swoje kroki. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek słyszał o jej niechęci do igieł i kłucia, ale nie, nie wydawało mu się. Poza tym przez ostatnich kilka miesięcy ciągle patrzyła, jak jemu pobierając krew, wbijają wkłucia i maltretują całe jego przedramiona - to jej nie przeszkadzało? Pokręcił głową, gdy stanęli przed drzwiami gabinetu. Uśmiechnął się na wpół z rozbawieniem, na wpół z czułością, by zaraz skinąć na ukochaną.
- No dobra, wejdę z tobą. Tylko nie ściskaj mnie za mocno, bo musimy jeszcze jakoś dojechać do domu, ok? - mruknął wesoło, zaraz pukając w drzwi zabiegowego.

[o, fajno ^^ no ja też w sumie, może w środę będę miała trochę czasu, może dzisiaj posiedzę dłużej... ale kręci mnie ten blog, jak cholera! ;p wiedziałam! ;D możemy coś z tym pokombinować, choć ja mam jeszcze parę pomysłów, ale to mogą być powiązania z innymi, z Tobą muszę mieć coś specjalnego ;)
no spoko. powodzenia! ja w takim razie też powalczę ^^]

Leo Rough pisze...

Miał ochotę roześmiać się głośno, gdy usłyszał odpowiedź Spencer. Jej obrażony głos, zabawna mina, której nie potrafił do końca rozszyfrować - była w tej pozie cudowna! Patrzył na nią i czuł, jak w jego gardle narasta niepowstrzymany chichot, łaskoczący go od środka, silny jak fala na wzburzonym morzu, ale... powstrzymał go. Opanował się, a słysząc kolejne słowa ukochanej, pokiwał poważnie głową: oczywiście, że nalegał! Musiał tam z nią być, bo to sprawa życia i śmierci! Z tą myślą znów uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony, ale już panujący nad sobą (no, może nie do końca - nie zdołał ukryć cichego parsknięcia, które wyrwało mu się, gdy zauważył gwałtowny ruch głowy Spencer). Zaraz, znów próbując się ogarnąć i stłumić śmiech, podszedł do fotela, na którym siedziała spięta brunetka. Starał się nawet nie uśmiechać; z poważną miną stanął przy jej boku, spoglądając na dłonie pielęgniarki, majstrujące coś przy fiolce i zapakowanych sterylnie igłach. Uchwycił wolną rękę ukochanej, mrucząc coś o tym, że może go ściskać tak mocno, jak chce, choć zaraz pożałował swoich słów, gdy paznokcie Spencer wbiły się w jego przedramię. Podejrzewał, że zrobiła to specjalnie, ale nie zamierzał pokazywać, że cokolwiek poczuł - odwdzięczy się jeszcze, a co! Na szczęście ich tortury skończyły się szybko: pielęgniarka powtórzyła to, co już wiedzieli - że ktoś odezwie się do nich, gdy przyjdą wyniki - a potem pożegnała ich gburowatym tonem. Leo z westchnieniem ulgi wypadł na korytarz, by tam roześmiać się w końcu w głos, oparty o ścianę, z odchyloną do tyłu głową i zamkniętymi oczyma.

[jeży, jaki bałagan. wybacz - Potop -.-
o, byłoby super. wtedy ja też pokombinowałabym jutro ze swoją, o ;) jasne, że wiem - rozpoznaję Cię na kilometr. Dania i Andromeda ^^ wiesz, nie ukryjesz się przede mną w blogosferze (tak, to jest groźba!) ;p tak, bajeczki, zrozumiałam ;p ja myślałam o zupełnie odwrotnej sytuacji - że te nasze potwory miałyby połączyć swoje kraje. wiesz, szkoła zorganizowałaby wszystko tak, by spędzali mnóstwo czasu razem, oni odkryliby spisek, a potem, na przykład, uznaliby, że dla świętego spokoju będą parą, tak oficjalnie. no albo coś w tym stylu. myślałam też o jakichś kumplach od nielegalnych imprez czy coś ;p uwielbiam powiązania miłosne z Tobą! ^^ zastanowimy się jeszcze, ok? ;)
tak, ucz się, ucz - ja już znikam. mam tyle roboty, że ja pierdole -.- ale odpisz ładnie, jutro będę koło trzeciej, to naskrobię odpowiedź. 3m się, ciao! ;))]

Leo Rough pisze...

Ten śmiech był w pewnym stopniu oczyszczający; wcale nie chciał go przerywać. Uchodziło z niego napięcie i stres, a pojawiała się czysta wesołość i swoboda. Tylko chwilowo, wiedział to, ale i tak cieszył się z tego momentu beztroski. A gdy dodatkowo dostrzegł, że i Spencer uśmiecha się z wyraźnym rozbawieniem, nic nie mogło go powstrzymać... Poza nią. Gdy dostał od niej po głowie, od razu się uspokoił, choć nie mógł powstrzymać wygięcia ust w wesołym uśmiechu. Jego oczy lśniły pogodnie, tego też nie ukrywał. A potem jęknął, gdy dostał jeszcze kuksańca w bok od ukochanej; potarł "obolałe" żebra z miną zbitego psa. Zaraz jednak znów uśmiechnął się radośnie, obejmując Spencer ramieniem i przyciągając ją do siebie zupełnie ciasno. Jedną dłoń ułożył na jej brzuchu i wyszczerzył się.
- Przepraszam, Fasolko. - wymruczał ciepło, by zaraz przesunąć dłoń w górę po bluzce kobiety, docierając aż do jej szyi. - Przepraszam, Spencer. - dodał nieco ciszej i jeszcze bardziej miękko. A gdy brunetka wskazała na niewielką kropkę w zagięciu łokcia, natychmiast pochylił się i musnął wargami to miejsce, spoglądając kątem oka na ukochaną. Zaraz wyprostował się, ciągle uśmiechnięty lekko, swobodnie.
- Lepiej? - zapytał, unosząc jedną brew wysoko ku górze.

[nie ja męczę, tylko moja polonistka. dzisiaj miałam test i, oczywiście, nie zdążyłam wszystkiego napisać -.- a wiedziałam! ;(
no, niech Ci będzie, jakbyś bardzo chciała. wiesz, Blacka znalazłam sama samiutka, także... ;)
o, właśnie - mogłybyśmy tam potem kombinować ile wlezie ^^ dodasz dzisiaj kartę? ;>
właśnie ;D]

Leo Rough pisze...

Jeszcze tylko cmoknął czubek jej głowy, tak, jak miał to w zwyczaju, a potem ruszyli do wyjścia, objęci, względnie spokojni, wciąż przekomarzając się i żartując. Dla niego w takich chwilach liczyła się tylko Spencer i jej stan, więc starał się, jak mógł, by utrzymać ją w dobrym nastroju. Właściwie nie musiał się bardzo wysilać, bo nagle odkrył, że sam jest już dobrej myśli - z Fasolką musiało być wszystko w porządku. Łatwo mu było uśmiechać się i droczyć z ukochaną, gdy sam mógł choć na chwilę przestać się zadręczać.
W tak swobodnej atmosferze dotarli do samochodu i, jak zwykle, zaczęli zastanawiać się, gdzie chcą się teraz wybrać; zgodnie ustalili, że pojadą prosto do domu. Leo miał jeszcze zajrzeć do redakcji, ale zaplanował sobie tę wizytę na później, a zrobił to z bardzo egoistycznych pobudek. Teraz jednak znów był tym pogodnym, optymistycznym Leo, który zabawiał Spencer swoimi wygłupami. Wiedział, że niedługo nadejdzie taki moment, w którym będą musieli wrócić do rzeczywistości, a wszystkie potwory wrócą, ale jeszcze nie chciał o tym myśleć. Uznał, że do wieczora powinni pozostać w tej dość spokojnej atmosferze. A potem... Potem się zobaczy.

[mam tylko nadzieję, że nie będzie mnie oceniać zbyt surowo, bo się udzielałam i w ogóle ;) +-? fajno ;p
no, niech będzie xD
tak, ustalona ^^ ale tym razem piszemy od początku, o! jak się poznali i w ogóle ;) wiem, ja też mam problemy, ale tak, mam zamiar dzisiaj. zobaczymy, co z tego zamiaru wyjdzie... muszę jeszcze dokończyć zielnik, a to jest trochę pracy, chociaż pewnie znajdę chwilę na bloga, nie ma innej opcji! ;)
a tak w ogóle to wybacz, że odpisuję tak krótko, ale chyba mnie łapie leń ;p]

Leo Rough pisze...

Dopóki Spencer nie pojawiła się w Murine, Leo nienawidził swojego mieszkania. Kojarzyło mu się tylko z ciężkimi chwilami: z samotnymi wieczorami, gdy za jedynego towarzysza miał pudełko leków przeciwbólowych; z trudnymi godzinami po przyjęciu chemii, gdy nie wychodził z łazienki, błagając Boga o litość; z pustym, zimnym łóżkiem, które czekało na niego, cuchnące lekami, jak całe jego lokum. A potem w ciągu kilku tygodni wszystko się zmieniło, a te cztery kąty nabrały zupełnie nowego znaczenia - zaczął mówić na swoje mieszkanie "dom". Polubił powroty, polubił wieczory, polubił swoją łazienkę. I polubił zapach - ulotną woń ukochanej kobiety, którą bardzo szybko nasiąknęły ściany i podłogi. Miał jednak bez żalu zostawić to wszystko za sobą, bo ich nowy dom był czymś więcej: wspólną przyszłością. Gwarancją, że będą razem, choć już nie we dwoje. Tak, ta kruszynka, rozwijająca się pod sercem Spencer, też potrafiła sprawić, by polubił swoje nowe lokum. Myślał o tych wszystkich wspomnieniach, które stworzą już w trójkę i... serce w nim rosło.
Tak, było dobrze, póki żadne z nich nie myślało zbyt wiele. To nie było łatwe, ale radzili sobie, z całych sił walcząc o swobodę i dobry nastrój. Tym razem to Leo zaczynał tracić ducha, ale wiedział, z czego to wynika - wracał ból głowy. Tłumił go, walczył z nim, ale wiedział, że nie obejdzie się bez szybkiej pomocy tabletek. Dlatego w końcu musiał zebrać się i wyjść "do redakcji", choć szczerze wolałby zostać ze Spencer. Spakował się tak, jakby rzeczywiście miał pojechać do pracy, a potem pożegnał się z ukochaną, obiecując, że niedługo wróci, co miało być prawdą. Pocałował ją długo i namiętnie, mając nadzieję, że to na jakiś czas stłumi jej obawy, a potem wyszedł, zostawiając ją z miauczącymi żałośnie kocicami.

[dzięęęki ;) a w ogóle co to takiego, o? ;>
a ja napisałam, ale opublikuję dopiero później, bo muszę ją jeszcze przejrzeć, poprawić... w ogóle opisową zrobiłam, ale taką kulawą, więc przypomnij mi kiedyś, że mam ją rozbudować, ok? ;) no wiem, widziałam <3 uwielbiam ją! a ja sobie wzięłam Norlandera, trochę dziwnie, że Lee miał 27 lat, a ten będzie miał 21, ale trudno xD o, nieładnie. moi też przekładali, ale to było ustalone, a dla mnie po prostu jak cud - całkowicie zapomniałam o sprawdzianie z biologii! jestem zła i niedobra.
trudno, wybaczę. w ogóle ogarnęłaś, jak ja piszę? kompletnie bez sensu xD jak coś zrozumiałaś z tego mojego bełkotu, to jesteś niesamowita ^^]

Leo Rough pisze...

Cóż, połknięcie kilku tabletek nie zajmuje aż tak dużo czasu, choć Leo jeszcze dla niepoznaki zrobił kilka okrążeń wokół rynku, przy okazji zajmując swoje myśli na ten czas, aż lek nie zaczął działać. I gdy poczuł, że ból ustępuje, a na usta wstępuje znów lekki, swobodny uśmieszek, wykręcił i wrócił do domu. Po drodze zaświtała mu w głowie myśl, że przesadził i może nie powinien pokazywać się w takim stanie Spencer, ale mgły tramadolu zaraz rozproszyły jego wątpliwości. Omal nie spowodował wypadku, jadąc nieuważnie, pogrążony w swoim świecie, zupełnie nieobecny - a jednak jakimś cudem dotarł pod swoją kamienicę. Wysiadł z samochodu, ciągle uśmiechnięty lekko, z nieprzytomnym spojrzeniem. Odczekał jeszcze chwilę, ale to spowodowało tylko, że działanie leku stało się jeszcze silniejsze. Zanim dotarł pod drzwi, zdążył spaść z kilku schodów, choć nic poważnego mu się nie stało, nie licząc kilku nowych siniaków, które stały się dla niego normą. Przed progiem zatrzymał się i odetchnął głęboko, by się uspokoić, a potem, zupełnie poważny, wszedł do mieszkania, od razu wołając, że wrócił. Jego głos zabrzmiał normalnie, przynajmniej tak mu się wydawało. Zsunął buty i od razu ruszył w kierunku salonu - nie pomylił się, to tam zastał ukochaną. Uśmiechnął się do niej, a potem zajął miejsce na kanapie tuż obok, natychmiast obejmując ją ramieniem i cmokając policzek.
- Tęskniłaś? - wymruczał wprost do jej ucha, tonem, którego używał tylko w jednej sytuacji. Zaraz jego intencje stały się zupełnie jasne, gdy wyjął z dłoni Spencer kubek i, odstawiając go na stolik, przylgnął do jej warg z jakąś zwierzęcą mocą i drapieżnością.

[oj, no to rzeczywiście. serio, od razu tracisz szansę na 5? dziwne...
dzięki ;) opublikowałam już! dałam siostrze do czytania, powiedziała, że jest spoko, więc wrzuciłam ^^ no jasne, olej to ;) poza tym, Twoje są zawsze super! no raczej! jest cudna! oglądasz Glee? ;)) mam nadzieję, że nikt się nie przyczepi ;p
no już nic nie poradzisz. ale walcz następnym razem! u mnie jest taki reżim, że w sumie jak ja się nie zgodzę, to już im się odechciewa przekładania ;p xD
hahaha xD dzięęęęki ;)]

Leo Rough pisze...

- W pracy? - wyrwało mu się, zanim zdążył pomyśleć. Na śmierć zapomniał, że przecież właśnie wrócił z redakcji! Olśniło go dopiero po chwili, a wtedy zaledwie ułamek sekundy zajęło mu zastanowienie się nad kolejnym ruchem. Znów gwałtownie wpił się w wargi brunetki, teraz nie marząc o niczym innym, jak o tym, by zapomniała o całym świecie. By zapomniała o jego słowach.
- W pracy w porządku. - odparł, gdy ponownie na kilka chwil oderwał się od warg Spencer, by zaraz przylgnąć z pocałunkami do jej szyi, pachnącej intensywnie perfumami i cytrusowym żelem pod prysznic. Obdarzył ten skrawek niezwykle wrażliwej na pieszczoty skóry kilkoma przemyślanymi muśnięciami; wiedział, co robić, by rozproszyć uwagę ukochanej. Nawet, gdy on sam ledwo mógł się na czymkolwiek skupić. Jednocześnie jego dłonie zaczęły swoją niecierpliwą wędrówkę po całym ciele kobiety, które kusiło go swoimi krągłościami; wdarł się pod bluzkę Spencer, wiedząc, że ten ruch zamknie jej usta na dobre, jeśli żaden poprzedni nie zdołał tego zrobić. W tym samym czasie wrócił z pocałunkami na jej wargi, choć obdarzył je jedynie leciutkimi muśnięciami - kolejny zabieg, który miał sprawić, że Spenc zapomni o jego małej, drobniutkiej wpadce. Spragniona gwałtowniejszych pieszczot, przestanie się zastanawiać nad jego zachowaniem; plan był idealny. Ale z drugiej strony mogła już nabrać podejrzeć... Nie, nie mógł pozwolić jej na myślenie. Coraz zapamiętalej przesuwał dłońmi po brzuchu brunetki, zahaczając co jakiś czas o materiał jej stanika i kąsając raz po raz jej dolną wargę.

[oj, no to biedna jesteś jednak... ;p
opublikuj! nie mam z kim pisać na razie, o. naprawdę Ci się podoba? powiedz, jak coś jest nie tak, bo w sumie powstała tak na szybko, więc wiesz... dzięki; też je lubię ;)
ja jestem istną maniaczką! nowa seria zapowiada się ciekawie, chociaż będzie mi brakować starej ekipy, znaczy tych, który sobie poszli ;( no, masz rację ;)
haha ;p klasyka <3]

Leo Rough pisze...

Niemal odetchnął z ulgą, gdy poczuł, jak Spencer odwzajemnia jego pieszczoty i z podobną drapieżnością przyciąga go do siebie, wplątując palce w jego włosy. Jej ciało najpierw rozluźniło się, gdy opuściły ją zbędne myśli i obawy, a potem znów zwarło się jak pięść, gdy rozlała się po nim paląca żądza. Widział to w jej coraz gwałtowniejszych ruchach, które sprawiły, że zaledwie chwilę później zrywał z niej bluzkę. W jej ślady sekundę później poszedł stanik, z którego zapięciem Leo rozprawił się w rekordowym czasie. Mógł teraz obdarzyć jej drobne ciałko wszystkimi tymi pieszczotami, które kobieta tak uwielbiała - muskał i całował jej piersi, drażnił skórę na brzuchu, owiewał oddechem czuły kark, a potem także droczył się z nią, zahaczając o brzeg spodni. Jakoś w międzyczasie sam stracił koszulę - po podłodze potoczyły się guziki, ale ledwo dotarł do niego ten fakt. Nie zamierzał narzekać, bo dłonie Spencer rozpoczęły znajomą, ale zawsze równie zaskakującą wędrówkę po jego torsie i plecach. Jej paznokcie zostawiały na skórze mężczyzny różowe ślady, pokrywając jego ciało niesymetryczną kratką. Odwdzięczał jej się malinkami i szyi i dekolcie; śmiał się, zdobiąc nimi też brzuch ukochanej.
A jakiś czas później na podłodze wylądowały ostatnie części ich garderoby, wchłaniając plamy rozlanej przez nieuwagę herbaty. Żadne z nich nie przejęło się bałaganem, który zrobili, choć skrzypiąca pod ich poruszającymi się rytmicznie ciałami sofa wywoływała na ustach Leo uśmiech. Powinni trochę bardziej szanować tę kanapę - przecież była świadkiem przełomowych momentów ich związku! A potem przypomniał sobie, że za zaledwie kilka dni porzucą ją na rzecz nowych, wygodnych leżanek i sof, w których będą się zatapiać.

[;p
no, to super ^^ ale ja już chyba jutro się zajmę ogarnianiem wszystkiego, bo ledwo żyję, a ciągle mam do zrobienia ZIELNIK -.- wrrr. jasne, nie przejmuj się innymi - te dwie dziewczyny miały pół godziny przerwy tylko, także... ;)
o, kolejna Glee-siostra ^^ <3 no, w sumie... ale ten Jake ma suuper głos!
;p]

Leo Rough pisze...

[spoko, rozumiem. ja jeszcze zakuwam na PO -.-
no, wiem... ;(
tak ^^ ładniutka karta, wiesz? ;) i super zdjęcia znalazłaś! przywitałam, cobyś się nie burzyła tak jak na AC! ;p kto zaczyna? ;>
o, to ja Ci nie psuję zabawy! ja Glee oglądam zazwyczaj w trakcie robienia zadań z matmy ;p]

Leo Rough pisze...

[o, wos... wrr! oj, dużo. ale to nic, nic ;p
właśnie! takie ładne są ^^ nie, jest super - opisowa! wszystko wiem od razu ;) ;p no, nie wszystko, ale fakty znam, o ;)
ale to ja też zacznę jutro dopiero, jak wrócę... i jak zrobię zielnik... i pouczę się na rosyjski... i... no, wtedy zacznę ;)
aha xD
mogę sobie wyobrazić. ale w drugim semestrze już będziesz mieć luzy, nie?]

Leo Rough pisze...

[sama się przekonam za rok. póki co mam złe wspomnienia z gimnazjum -.- o, w to nie wątpię ;))
to sobie zmienisz, jak Ci się nie podoba! według mnie jest dobra, naprawdę mi się podoba ;) ta moja jest niedorobiona, o! ;p
dzięki... ;p
;)
oj tam, co wykombinujesz. wierzę w Ciebie!
a teraz już znikam, bo zasypiam. do jutra! ;)]

Leo Rough pisze...

[ja też jej nie będę lubić, już to wiem ;p u mnie podobno jest lajtowy, więc pewnie będziemy siedzieć i opracowywać tematy z podręcznika, także wiesz ;)
no, niech zostanie. lubię Emmę ^^ tak, tak. myślę, że udał mi się Lewek, ale karta nie, także będę nad nią pracować (taaa, już to widzę...) ;)
;))]

Uwielbiał ją. Oczywiście, nie tylko za to, jak potrafiła go rozpalić i podtrzymać pożądanie, a potem doprowadzić do ostatecznej rozkoszy, ale też za inne rzeczy. Za drobiazgi. Za uśmiech, w którym wyginały się jej wargi, gdy na chwilę odrywał od nich swoje. Za niebezpieczny błysk w oku, gdy na kilka chwil przejmowała dowodzenie. Za jej przyspieszony oddech, za paznokcie wbite w skórę pleców, a w końcu także za łuk jej ciała, gdy osiągała szczyt. I za obsychające kropelki potu na jej ciele, za nabrzmiałe od pieszczot usta, za drżące ze zmęczenia mięśnie.
A potem ścisnęli się na wąskiej kanapie, spleceni tak, jakby ich ciała zrosły się. Splątane nogi wyglądały jak obce, ale nie musieli tam patrzeć. Leo nie musiał patrzeć w ogóle - miał zamknięte oczy u lekki uśmiech na ustach, a jedną dłonią gładził miarowo udo ukochanej, co jakiś czas drażniąc je paznokciami. Po chwili rozwarł powieki i wyszczerzył się, spoglądając w oczy brunetki.
- Kocham cię. - szepnął miękko, ale tak wesoło, jakby mówił dowcip. Cóż, na pewno sobie nie żartował - przemawiało przez niego szczęście.

[szczerze to miałam nadzieję, że przesuniesz akcję, ale trudno xD
ojej, szczęściara! też bym chciała oddać, tym bardziej, że mam ładną grupę: 0+, ale muszę jeszcze rok poczekać -.- tak będę świętować osiemnastkę - pójdę oddać krew. takie moje marzenie ;)]
to może zaczniesz na SA (nareszcie mamy skrót! na wieżowcu nie było takiego normalnego ^^)? ;) ładnie proszę! mogę nawet podsunąć pomysł: wspólne lekcje polskiego - wiesz, ich dwoje i ortografia ;p]

Leo Rough pisze...

[o, to super. ja się jutro zgłaszam na bioli, będę miała spokój do grudnia ^^
dzięki ;)]

Nie przestawał się uśmiechać. Co prawda nie był już to ten nieprzytomny grymas, z którym przekroczył próg mieszkania, ani szaleńczy uśmiech, który towarzyszył jego spełnieniu, ale swobodne, lekkie wygięcie warg. Po prostu był mu dobrze. Nie pamiętał, nie zastanawiał się, nie analizował. I miał nadzieję, że i Spencer przeżywa podobne oderwanie od rzeczywistości, bo ostatnie, czego chciał, to by znów zaczęła się zamartwiać. Dlatego gładził miarowo jej bok, a potem przesunął dłoń na jej policzek, który musnął kilkakrotnie samymi opuszkami palców. Potem pocałował jej przymknięte powieki, spodziewając się, że zaraz zaśnie, spokojna, zadowolona, bezpieczna w jego objęciach. Ale jej dłonie nie przerywały swojej wędrówki, więc w mig pojął, że coś ją trapi. A może nie? Może znów dopowiadał coś sobie, bo nie potrafi cieszyć się spokojem? Tak, to na pewno to! - uspokoił się, wzdychając głośno. Znów przysunął się bliżej Spencer i pocałował czubek jej nosa, odsuwając z czoła kosmyk włosów.
- O czym myślisz? - zapytał szeptem.

[nie PO, ale W TRAKCIE, a to różnica ;p już sobie przyspieszyłam tak, jak chciałam, no! ;)
no tak, nie ma problemu. ja musiałam sobie zbadać przy tych cudach z kolanem, ale się okazuje, że przed każdym zabiegiem trzeba badań na nowo. bez sensu, nie? przecież grupa krwi się nie zmieni...
widzisz, jak to głupio wygląda? xD oj, ale to chyba już nie dzisiaj... albo później. dopiero skończyłam zielnik, a mam jeszcze mnóstwo innej roboty, także... no ;)]

Leo Rough pisze...

[nie dziękuję ;)]

Nie uwierzył jej, ale to nie było w tej chwili ważne. Chciał zachować ich spokój za wszelką cenę, nawet, jeśli to oznaczało okłamywanie samego siebie. Szczerze miał nadzieję, że po tym pytaniu zaczną znów snuć te słodkie wizje, które oboje tak uwielbiali - oni w nowym domu, ich Fasolka, zdrowa i idealna w każdym calu, wspólnie spędzane dni... Ale nie, Spencer zbyła go, choć może znów nadinterpretował jej zachowanie. Więc zamiast zareagować tak, jak chciał, zareagował tak, jak powinien: skinął głową, wciąż uśmiechając się lekko. Znów pocałował krótko ukochaną, tym razem w usta, a potem niespiesznie wyplątał się z jej ramion, siadając na skrzypiącej kanapie. Teraz, gdy w mieszkaniu panowała niczym nieprzerywana cisza, jęki sofy stawały się dużo wyraźniejsze. Przeszkadzały mu. Podniósł się i zaczął zbierać swoje rzeczy, w międzyczasie okrywając Spencer kocem. Z uśmiechem skierował swoje kroki do wyjścia, przez chwilę idąc tyłem.
- Zrobię coś do zjedzenia. - wytłumaczył się i zniknął, w progu obracając się na pięcie.

[tak? hahaha, jak sobie chcesz xD
no dostałam karteczkę, ale i tak mi powiedzieli, że przed każdym zabiegiem czy operacją oni i tak to powtarzają. w połowie października idę do szpitala i już mi zapowiedzieli, że muszę sobie zrobić grupę krwi ZNOWU. nie czaję.
już było ;p
musiałam, jutro go oddaję xD dzięki ;) ha, już napisałam! marnie, bo marnie, ale się poprawię, o! ^^]

Leo Rough pisze...

[nie, niech będzie, ale wypomnę Ci to w odpowiednim momencie! xD
no raczej. aha, ok. w sumie chyba nie chcę o tym myśleć ;p
o, zła Aga. za to ja wypiłam chyba z pięć, bo trochę się przeziębiłam i zalewam się herbatą ;) właśnie ;p wiem, widziałam; poprawiać się będziemy jutro, bo jeszcze mam masę roboty. a w ogóle to ja nie wiem, jak te nasze stworki się dogadają ;p]

Zdecydowanie należał im się odpoczynek i odrobina spokoju - Leo o niczym innym już nie marzył. Chciał tylko położyć się do łóżka ze Spencer i boku i zasnąć, choć to była ta najtrudniejsza część. Stwierdził jednak, że jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, uda mu się przespać choć kilka godzin. Miał już swoje sposoby na trudne noce.
Najpierw kolacja. Zastanawiał się tylko chwilę, by zaraz zdecydować się na kanapki z mnóstwem witamin, wyładowane warzywami, ozdobione uśmieszkami i oczami z ugotowanych na szybko jajek. Znów zupełnie swobodny i bardzo z siebie zadowolony wrócił do salony, niosąc przed sobą talerz pełen zachęcająco wyglądających kanapek i kubek gorącej herbaty dla Spencer. Sam usiadł z nią tylko na chwilę, podsuwając jej co smaczniejsze kąski i zjadając kawałki pieczywa z jej dłoni.
Potem kąpiel. Przygotował dokładnie taką, jaką lubi, pamiętając o odpowiedniej temperaturze i zapachowych świeczkach. Z pogodnym uśmiechem zaprosił ukochaną do łazienki, gdy już rozprawiła się z kanapkami, a sam zniknął, by ogarnąć mieszkanie: posprzątać po kolacji, wywietrzyć sypialnię. Nie przeszkadzało mu to, że zajmował się tymi rzeczami, wręcz przeciwnie - lubił te drobne domowe prace, a właściwie przyzwyczaił się do nich przez te miesiące, gdy mieszkał sam. Teraz spokojnie mógł wyręczać we wszystkim Spencer - chciał tego. Poza tym miał świadomość, że ona nie powinna się przemęczać.

Leo Rough pisze...

[WIEDZIAŁAM!
no. ;p
ugh. nie dobijaj mnie, proszę! spasiba.
spoko, przeżyję. jutro będę dopiero później, także się nie musisz spieszyć nawet ;) oj, ja też się miałam uczyć, bo wchodzimy w metabolizm, a ja jestem... no cóż, trochę w tyle. ale też to nadrobię, hm, jutro xD zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu. nie, nic mi się nie odmieniło! chyba, że masz jakiś inny pomysł? ;>]

Leo Rough pisze...

[-.-
dziękuję.
o tak, zgadzam się - roślinki są bee. zwierzątka lubię ^^
ok, będę pamiętać ;) wiesz, to działa w obie strony ;D szykuje mi się ciekawy wątek z jedną z administratorek, ale póki co nic mi się tam nie kłóci, także spoko. ale myśl, może wpadnie Ci do głowy coś lepszego ;)]

Leo Rough pisze...

[chcę! ^^
pustki. i Twoje "o" xD
a tak serio, to MT umarło już chyba zupełnie, nie? szkoda... chociaż i tak długo walczyło! i nie tracę nadziei, że Szeryf się nami zainteresuje i jeszcze coś podziała!
a teraz znikam, bo jeszcze mam trochę do ogarnięcia. dobranoc ;)]

Leo Rough pisze...

[odpowiada! przecież mówiłam, że jest w porządku ^^
już od początku września ma nową skórkę, a Ty dopiero teraz to odkryłaś? xD
no dobra, to ja też! za bardzo kocham MT... ;)
w ogóle czuję się dzisiaj, jak stary ogryzek po jabłku - jeśli wiesz, co mam na myśli. zwiałam z rosyjskiego, bo mnie głowa bolała, a w domu spałam dwie godziny i nie byłam w stanie wstać. ale wstałam! tylko nie wiem, co z wątkami na SA...]

Nigdy nie twierdził, że ciąża to choroba, więc nie miał nic przeciwko temu, by Spencer żyła dalej swoim normalnym rytmem. Oczywiście do czasu i pilnując, by się nie przemęczać, bo mimo wszystko był to wyjątkowy czas dla jej ciała. I nie tylko ciała. Wszystko było nowe, ciekawe i wspaniałe, bo potrafili to takim uczynić. Myślał przy tym o Kat - samotnej w całym tym cyrku wypełnionym wizytami u lekarza i przeglądaniem czasopism o noworodkach. Oni ze Spencer mieli siebie nawzajem i nic nie było dla nich straszne. A ona? Współczuł jej z całego serca, ale też jeszcze mocniej obiecywał sobie, że zadba o ukochaną kobietę najlepiej, jak potrafi.
Teraz jego priorytetem było jak najszybciej znaleźć się przy Spencer. Z zapałem szorował garnki i czyścił blaty, uznając, że nie będzie zbyt przyjemnie wejść rano do brudnej kuchni; zaraz potem zaliczył szybki prysznic i już skierował się do sypialni. Zatrzymał się w progu, przecierając ręcznikiem wilgotne włosy, a potem, z leciutkim, wesołym uśmiechem stanął przy szafie, odnajdując ubrania do spania. Chwilę później leżał już w nagrzanej ciałem ukochanej pościeli i całował ją zapamiętale, witając się z nią po jakże długiej rozłące. Z tym samym figlarnym uśmieszkiem zsunął się w dół jej ciała, by dotrzeć po kołdrą do brzucha kobiety. I zaczął swój codzienny rytuał z opowiadaniem bajki ich mikroskopowej jeszcze Fasolce.

Leo Rough pisze...

[dalej mamy mnóstwo opcji! mogą zdecydować, że będą razem dla świętego spokoju albo wyjątkowo strać się siebie unikać. potem zakochają się w innych stworach albo w sobie, albo jedno się zakocha... masa tego jest! ^^
o, to niefajno. a dlaczego nie oddałaś? te badania - to na jaskrę, tak? już minęły trzy miesiące? to olej szkołę - ja jutro nie idę, bo nie dam rady się dzisiaj uczyć -.-
nie dziwię się ;p
nawet tak nie mów! są inne blogi, poza tym jestem ja!!! przechodziłam już taki kryzys, teraz na to nie pozwolę - sobie ani Tobie. wybacz ;)
;(]

Myślała, że nie dostrzegał, jak uważnie wsłuchuje się w jego słowa? Jak uśmiecha się z rozczuleniem, poznając kolejne wymyślone przez niego bajki? Wszystko widział i cieszyło go to - w końcu to też był cudowny sposób na spędzanie razem czasu! Może jeszcze Fasolka nie słyszała go, ale Spencer tak i póki co były to chwile bardziej dla nich, niż dla ich dzieciątka. A gdy maluszek będzie miał już te drobniutkie uszka, przynajmniej będzie miał wprawę!
Szczególnie chętnie opowiadał baśń o Brzydkim Kaczątku, wiedząc, jakie znaczenie ma ta opowieść dla jego ukochanej. Zawsze po skończeniu owej historii całował ją gorąco, by pokazać, jak bardzo go pociąga, jak uwielbia jej doskonałe ciało. Spodziewał się, że niedługo, gdy jej brzuch zacznie się zaokrąglać, nie będzie już czuła się tak atrakcyjna, jak wcześniej. Nie zamierzał do tego dopuścić. Zresztą, uwielbiał prawić jej komplementy, choć chyba nie był w tym najlepszy... Ale starał się.
Leo niespiesznie przesunął się znów na poduszki, wcześniej żegnając się ciepło z Fasolką i jeszcze przez kilka chwil trzymając ciepłą dłoń na odsłoniętym brzuchu ukochanej. Położył się obok niej na boku, opierając głowę na ręce, a drugą po chwili zawędrował do twarzy brunetki. Dotknął z czułością jej policzka, by zaraz, gdy poczuł, że jest chłodny, wychylić się przez kobietę po przygotowany niedaleko koc. Rozłożył go na kocu, by w końcu wrócić do poprzedniej pozycji, z palcami wędrującymi po twarzy Spencer. Natychmiast uznał, że póki co nie potrzebują słów.

[możesz przesunąć? może do jakiejś wpadki Leosia z tramadolem, hm?;>]

Leo Rough pisze...

[hm, a coś Ci nie pasuje? jak tak, to wal śmiało! ;))
o, no to dziwnie to zrobili. powinni powiedzieć, że "obsłużą" konkretną ilość osób - u mnie była ta akcja we wtorek i tak właśnie zrobili.
no tak myślałam, źle się wyraziłam. to, hm, powodzenia? mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku ;)
a, no chyba że tak. to megałatwych zadań życzę ^^
ej, nie mów tak! nie możesz mnie zostawić! wiesz, jak długo trzeba szukać, żeby się z kimś tak zgrać jak ja i Ty? no chyba, że myślisz inaczej... no, to mi się podoba! nie chcę się Ciebie pozbywać! ^^ o, nie! ale mężnie walczysz, jak widać ;p
właśnie nie wiem. na Grupowie jest zakładka "wątki indywidualne" i pomyślałam, że mogłybyśmy się tak pobawić, ale raczej jeszcze nie teraz. może niedługo znajdziemy bloga dla nich? ;)]

Właściwie żyli w sielance. Właściwie nie mieli problemów. Właściwie nic przed sobą nie ukrywali. Właściwie wszystko było w porządku. Tylko dlaczego, u licha, Leo czuł się tak wyczerpany, samotny i zirytowany? Dla niego sielanka była tylko chwilami, kiedy musiał dodatkowo wysilać się, by przez głowę Spencer nie przemknęły ciemne myśli. Dla niego problemy mnożyły się z każdym dniem, a lista priorytetów uległa zmianie - na pierwszym miejscu stawiał teraz tramadol. To było jego zbawienie, jego azyl: kilka tabletek i już potrafi się uśmiechać, żartować, gładzić brunetkę po spiętych ramionach, odgarniać z jej czoła włosy. Gdy brakowało mu leku, nagle wszystko wydawało się brzydkie, złe, odbiegające od normy. Chodził wtedy zirytowany jeszcze bardziej, niż zwykle, a ręce drżały mu niekontrolowanie. Zazwyczaj mówił w takich chwilach słabości, że wychodzi pobiegać - i owszem, próbował, ale dopiero, gdy przyswoił odpowiednią dawkę narkotyku. Nic jednak z tego nie wychodziło, bo wymęczone uzależnieniem ciało odmawiało mu współpracy. Wiedział, że źle się dzieje, ale cóż mógł poradzić? Był zbyt słaby, by przestać.
Jednym z jego największych problemów było to, jak ukryć żółte fiolki przed Spencer. Nie mógł trzymać ich nigdzie w domu, bo znała wszystkie te jego kryjówki i szybko domyśliłaby się prawdy. Dlatego cały zapas tramadolu miał w biurze, kilka paczuszek w samochodzie, a jedną w torbie, do której jego ukochana nie zaglądała. Był z siebie niesamowicie dumny, że tak to zorganizował, choć czasem trudno mu było dorwać się do leku. Tak jak tego ranka, gdy ten specyficzny rodzaj głodu dręczył całe jego ciało. Nie mógł się doczekać, aż Spencer wyjdzie do pracy, by w końcu połknąć tych kilka drobnych tabletek. I gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, rzucił się do swojej torby. Żółta fiolka ukryta była dodatkowo pod fragmentem podartej podszewki, więc jeśli ktoś o niej nie wiedział, nie był w stanie jej znaleźć. Leo pospiesznie przegrzebywał kieszonki, by w końcu wydobyć opakowanie drogocennych tabletek. Na podłodze walały się rzeczy, które wypadły z jego torby: stare rachunki, papierki po gumach, jakieś dokumenty, klucze do samochodu. Nie przejmował się nimi - pospiesznie połknął wysypane na dłoń tabletki, nawet ich nie przeliczając. Przez chwilę stał tak w drzwiach, rozkoszując się świadomością, że jest uratowany. A wtedy na klatce rozległy się pospieszne kroki, na które szatyn w popłochu zaczął zbierać swoje rzeczy. Zdążył, zanim Spencer nacisnęła na klamkę, choć z opóźnieniem uświadomił sobie, jak musi wyglądać z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Natychmiast cofnął się o krok i uśmiechnął, kręcąc leciutko głową.
- Moja mała gapa. Czego zapomniałaś? - zapytał, a w tym samym czasie brunetka sięgnęła po swoją teczkę, trącając przy tym jego niezapiętą torbę. Dla Leo na sekundę świat się zatrzymał - patrzył, jak klapa unosi się, uwalniając papierki i śmieci, a potem także źle zamkniętą żółtą fiolkę. Tabletki rozsypały się w cichym szczękiem po podłodze przedpokoju, a Leo przez dłuższą chwilę stał jak sparaliżowany.

[^^
no raczej! ;p i w ogóle wiesz, co znalazłam na starym MT? Leoś już na samym początku mówił do S. "Chochliku"! xD]

Leo Rough pisze...

[no, niech będzie. ale jak coś, to ja jestem elastyczna ^^
o, widzisz! ;) no, ona miała większego pecha ;p
;)
właśnie! mówiłyśmy już, że jesteśmy niesamowite, nie? ale trzeba to powtarzać: JESTEŚMY NIESAMOWITE!<3 nie, nie będę miała dość - to ja pierwsza zrażam ludzi, także wiesz ;p oj, dziękuję ;* ;p
znajdziemy coś niedługo ^^ nie, nikt się nie odezwał, ale spodziewałam się tego - oni są już po maturze, pewnie nie bawią się w blogowanie. chociaż jeszcze nie tracę nadziei ;)]

Niezwykle trudno przychodziło mu w tej chwili myślenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że z opresji, w jakich się znalazł, wyratuje go jedynie jakieś wiarygodne kłamstwo, ale, jak na złość, nic nie pojawiało się w jego głowie. Czuł się wewnętrznie pusty, ale też obnażony - jego największy sekret wyszedł na jaw i w tamtej chwili nie istniało już nic, czym przejmowałby się choć odrobinę bardziej. Nie, już nic nie było ważne, może poza pigułkami, po których deptali wraz z Spencer - drogocennymi pigułkami, które właśnie zostały zbezczeszczone. Niemal automatycznym ruchem wyrwał z dłoni kobiety pudełko i opadł ciężko na podłogę. Na kolanach zbierał niewielkie tabletki, a ręce drżały mu gwałtownie. Czuł na sobie spojrzenie brunetki, ale nie mógł podnieść wzroku. Wiedział, co zobaczy w jej oczach; to nie miało być miłe. Rozczarował ją. Zawiódł. Właściwie nie zdziwiłby się, gdy kazała mu się wynieść, ale tym też nie przejął się za bardzo - przetrząsał papierki i karteczki, by znaleźć wszystkie tabletki, to było jedyne, co się liczyło. A gdy już zebrał wszystkie te, które znajdowały się w zasięgu jego wzroku, opadł ciężko na pięty, zwieszając luźno głowę na piersi.
- Wielkie mi halo! - rzucił gorzko, ale też z mocą, jakby chciał nakazać Spencer, by nic nie mówiła, by zostawiła go w spokoju albo przynajmniej oszczędziła mu wykładów i po prostu kazała wynieść się z jej życia. Chyba był w stanie to zrozumieć.

[hihi xD]

Leo Rough pisze...

[no raczej ;)
haha ;p mogę sobie wyobrazić!
da xD
o, to super! optymistycznie ^^ hah <3
niedługo! ;p dzięki. mam taką nadzieję!]

- Nie. - odparł twardo, gdy brunetka powtórzyła swój rozkaz. Naprawdę myślała, że jej posłucha i cenna fiolka trafi w jej ręce? Myśl o tym, jak bardzo jest naiwna, prychnął cicho, w końcu unosząc na nią puste spojrzenie. Nie było z nim zupełnie nic poza chłodem i ciemnością, które go wypełniały. A jego usta wygięły się w lekceważącym uśmiechu, tak ponurym i gorzkim jednocześnie, że gdyby nie wyraz jego oczu, z tych warg ziałaby osoba, która miała się zaraz złamać. Rozszlochać, zacząć błagać o wybaczenie, o litość. Ale nie - Leo jedynie podniósł się do pionu, robiąc to niezwykle wolno, jakby z przymusu. Nie spuszczał przy tym wzroku ze Spencer, a była to dla niego pewna forma kary, której jednak nie odczuł zbyt silnie. Był zupełnie zimny w środku. I tak, było mu zupełnie obojętne, co brunetka teraz zrobi, choć... No cóż, każdy, kto znał Leo, wiedział, że w chwili względnej trzeźwości pożałuje wszystkiego, co zrobił i powiedział, a także tego, co przemilczał i zaniedbał. Ale teraz? Teraz odniósł wrażenie, że jest wolny. Że ten moment to dla niego jedyna szansa na oswobodzenie się z tego życia, w które wplątał się prawie nieświadomie - życia pełnego kłamstw, sekretów, niedomówień, samotności. I znów: każdy, kto zdążył go choć trochę poznać, wiedział, że tak naprawdę wcale tak nie myśli. No, może poza tą chwilą, gdy zwyczajnie nie był sobą.
- A zresztą. - mruknął nagle, podrzucając żółtą fiolkę w stronę Spencer, tym swobodnym gestem pokazując znów, jak bardzo mu jest wszystko jedno. Ponownie prychnął, tym razem głośno i wyraźnie z lekceważeniem, by zaraz ruszyć do drzwi, omijając brunetkę szerokim łukiem.

Leo Rough pisze...

[o, no to jednak trochę szczęścia ma ;p
no jasne ;DD]

Cóż, podświadomie wiedział, że Spencer zagrodzi mu drogę ucieczki. Była dobra, dobra i szlachetna, więc po prostu nie mogła postąpić inaczej. Kierowała się sercem i to właśnie zrobiła, przyciskając swoje drobne ciałko do drzwi. Jedynie odrobinę zaskoczyło go zacięcie widoczne w jej twarzy, upór, który tak dobrze znał, ale nie mógł spodziewać się, że wykorzysta go w ten sposób, przeciwko niemu. Tak, w tamtej chwili miał ją za wroga, za ostatnią przeszkodę, którą musi pokonać, by w końcu zacząć prowadzić beztroskie, swobodne życie, o jakim marzył, odkąd zachorował. A przynajmniej tak mu się w tamtym momencie wydawało.
Znów prychnął w ten sam lekceważący, obojętny sposób, gdy w końcu minął cień zaskoczenia, który ogarnął go zaledwie kilka sekund wcześniej. Zatrzymał się w miejscu, bo też co innego miał zrobić? Wiedział, że z łatwością odsunąłby Spencer od drzwi używając siły, ale tego nie chciał robić. Bez powodu - po prostu nie mógłby tego zrobić. Dlatego stanął na wprost niej, nie spuszczając z jej oczu zimnego spojrzenia; wcisnął ręce do tylnych kieszeni jeansów i przybrał lekceważącą pozę. Nic innego, tylko dać mu gumę do żucia, by mógł wyraźniej zaznaczyć swoją obojętność.
Jej słowa nie obeszły go ani trochę. W sumie nie powiedziała nic, czego by nie wiedział, ale póki co nie miał zamiaru o tym myśleć. Nie, jego umysł z wolna ogarniała znajoma mgła otępienia - miało mu być jeszcze łatwiej walczyć z przebłyskami wyrzutów sumienia czy w ogóle logicznego myślenia.
- Mowa-trawa. - rzucił lodowatym tonem, tak różnym od głosu, jakim mówiła Spencer. Zazwyczaj to on używał miękkich nut, by ją uspokoić, ale zdecydowanie tym razem Leo potrzebował ciepła. Tylko jeszcze o tym nie wiedział.

[czy to jest znośne w odbiorze? ;p]

Leo Rough pisze...

[;)]

Zupełnie zignorował jej wyciągniętą dłoń, palce, które rwały się, by połączyć się z jego palcami. Udał, że ich nie widzi, nie spuszczając spojrzenia z twarzy kobiety. Tak, zdecydowanie było pomiędzy nimi coś w rodzaju walki na spojrzenia, ale szybko uznał, że nie musi się nią przejmować - nie była ważna. Istniał tylko jeden cel, a dzieliła go od niego Spencer... Nagle przyszło mu do wypełnionej oparami narkotyku głowy, że jeśli uda, że się z nią zgadza, jeśli będzie pokorny i uległy, ona na chwilę straci czujność, a wtedy - droga wolna. Natychmiast jednak odkrył, że nie byłby w stanie grać, bo zbyt wiele negatywnych emocji w nim siedziało, targając jego wnętrznościami i wyginając usta w grymasie pogardy.
- Wyobraź sobie, że ten jeden, jedyny raz nie chodzi o ciebie. - wysyczał ostro, kręcąc z obrzydzeniem głową. I znów nie był sobą w najmniejszym stopniu: przecież nie miał Spencer za egoistkę! Wiedział, że dla niego zrobiłaby wszystko, że oddałaby całe swoje życie, by był szczęśliwy, ale jakoś nie mógł o tym pamiętać. W głowie miał tylko mgliste wspomnienia sprzed dwóch lat: jak zostawiał ją ze słowami, że to nie ich miejsce, nie ich czas. A ona wiedziała, dlaczego to robi, i nie raczyła zareagować! Nie sprzeciwiła się; pozwoliła, by oboje pogrążyli się w rozpaczy na długie miesiące. Przy tej myśli zalała go fala palącej złości - tak naprawdę była egoistką! Walczyła tylko o swój spokój, szczególnie teraz, myśląc jedynie o tym, by nie zostać samą! Tak, to wydawało mu się logiczne. I bardzo prawdopodobne.

[uff, całe szczęście! bo się czuję, jakbym w ogóle pisała jakąś bajkę ;p]

Leo Rough pisze...

Nie dostrzegał tego, że Spencer, jak zwykle, jest dla niego niesłychanie dobra. Że ma anielską cierpliwość, że wprost emanuje ciepłem, czułością, miłością. Że jest wszystkim tym, czego tak naprawdę potrzebuje, by w końcu zebrać się do kupy. Bo póki co był w totalnej rozsypce, a jedyną stałą w obecnej sytuacji stanowił dla niego tramadol. I tak mogłoby być dobrze, gdyby nie to, że brunetka nie pozwoliła mu odejść. Wystarczyło tych kilka chwil, kilka słów, by odrobinę skruszyć mur, którym tak starannie się otoczył. Ale tylko odrobinę, na pewno niewystarczająco, by odciągnąć go od marzeń o wolności. Pospiesznie odgonił od siebie jakąkolwiek słabość, wiedząc, że żadne wahanie nie odmalowało się na jego twarzy. Chce tylko spokoju. Niczego więcej. Powtarzał to sobie w myślach jak mantrę i w końcu znów wydało mu się to realne: zapakować samochód i wyjechać, z dala od problemów, od ludzi, od życia. Była to wizja tak słodka, tak... beztroska, że nagle, z cieniem rozbawienia, pomyślał, że mógłby wziąć kogoś ze sobą. By się zabawić, oderwać od rzeczywistości. Może Lenę? Jednocześnie zrobiłby na złość Spencer i całej swojej rodzinie, choć czy nie karałby również siebie?
Te rozmyślania przerwały mu słowa Spencer, wdzierające się do jego głowy z całym impetem. Zaśmiał się głucho, wodząc spojrzeniem po suficie nad sobą. Nawet nie wiedział, kiedy odwrócił wzrok od twarzy brunetki, po prostu już na nią nie patrzył. Pod butami chrzęściła mu zdeptana przez kobietę tabletka, dłonie, wciśnięte w kieszenie, pociły się, a usta podrygiwały lekko, ale śmiał się ciągle, by zaraz, w jednej sekundzie, zacisnąć wargi w wąską linię.
- Nie. - odparł krótko, przechylając głowę, by spojrzeć kątem oka na Spencer. Postąpił krok w jej stronę, a potem jeszcze jeden, prawie tak, jakby chciał ją objąć, pocałować. A jednak jego dłoń nie dotknęła biodra kobiety, ale zacisnęła się na klamce tuż obok niego.
- Wypuść mnie. - rzucił suchym, lodowatym tonem; tonem, któremu nie sposób się sprzeciwić.

[no to spoko ;) jej, jak ja lubię dramaty! <3]

Leo Rough pisze...

Nie, ciągle nie był zdolny użyć wobec niej siły. Ciągle była przecież jego Spencer, choć teraz w żadnym razie nie mógł powiedzieć o niej: krucha, delikatna. Za taką ją miał do tej pory, ale w tej chwili jej obraz uległ zmianie. Nagle dostrzegł niezwykle silną i zawziętą kobietę, która nawet mogłaby go przerazić, gdyby był zdolny czuć coś tak silnego. Póki co zdołała jedynie sprawić, że cofnął dłoń, już leżącą na klamce. Sam przed sobą nie przyznawał się, że dokonało tego jej nieugięte spojrzenie - wmawiał sobie, że to dlatego, że powinien się spakować, znaleźć w bałaganie panującym na podłodze w przedpokoju kluczyki do mercedesa i może... Pożegnać się porządnie? Od razu pomyślał o pożegnalnym seksie i to nagle wydawało mu się wyjściem tak idealnym, jak żadne inne! O ile lepiej smakowałaby wtedy ucieczka, gdyby zostawiał Spencer w rozgrzanej pościeli! A jednak wiedział, że nawet jeśli ich wargi się złączą, nie będzie to prawdziwa pieszczota, a jedynie jej cień, gorzki, przepełniony bólem... Ale ciągle jego ciało pamiętało o sposobie, w jaki jego kobieta rozwiązywała problemy - bliskością. I nagle, wbrew sobie (jego członki zadziałały same, ale Leo natychmiast zrzucił winę za to na narkotyk!) objął Spencer i pocałował ją, gwałtownie i tak mocno, jakby chciał zmiażdżyć jej wargi. Jeszcze nigdy nikogo tak nie całował, z taką desperacją, z takim bólem! Nagle przejął się sentymentalizmu, który go ogarnął, więc tak samo gwałtownie, jak wcześniej przylgnął do brunetki, tak samo szybko odsunął się od niej. Obrócił się na pięcie i ruszył, jak błędny, wgłąb mieszkania. Nie widział, gdzie idzie; wplótł palce we włosy, zataczając się na ściany, by w końcu oprzeć się o którąś. Chwilę zajęło mu odnalezienie postaci Spencer, a gdy mu się to udało, znów prychnął, po raz kolejny tego ranka, w lekceważący, kpiący sposób.
- Nie masz racji. Nie potrzebuję pomocy. Mogę to rzucić, kiedy tylko zechcę. - rzucił cichym, syczącym głosem, w którym nagle rozbrzmiała czysta złość. To na pewno nie świadczyło na jego korzyść.

[wiem ^^
a teraz już znikam. odpiszę rano, o ile gdzieś mnie nie wygonią xD i o ile będę miała na co ;p dobranoc ;)]

Leo Rough pisze...

[w ogóle z początku nie umiałam ogarnąć, co się podziało - piszesz, że nie odpowiesz, a pod spodem Twój tekst ;p ale spoko, mam na co odpisywać, jest dobrze! ^^
no nie, chora jestem, grzeję się w domu. i nie jadę do stolicy, bo nie ma dla mnie miejsca w samochodzie, a busem mi się nie chce, bo całkiem daleko ;p także będę oglądać potem filmy i zdjęcia. trochę mi szkoda, bo sama robiłam nos i ogon dla mydelniczki, ale trudno.]

Odmawiał w myślach gorące, żarliwe modlitwy, błagając lek, by zaczął działać w swój dawny sposób, gdy przynosił ukojenie. Teraz tramadol nie mógł mu dać spokoju, ale Leo jeszcze tego nie wiedział, więc czekał, prosząc, by w końcu go uratował. Wydawało mu się to jedynym wyjściem - odpłynąć w macki otumanienia, zapomnieć, zagubić się i odnaleźć jednocześnie. Nic innego nie potrafiło go w tej chwili uszczęśliwić, o ile w ogóle można o tym mówić w jego sytuacji. Ale tak, narkotyk potrafił dać mu szczęście, a przynajmniej jego namiastkę. To wystarczało, by nie chciał uwalniać się spod jego wpływu. Owszem, mógłby, a już na pewno w to wierzył, ale po co? Nie widział takiej potrzeby.
Chciał się wyłączyć. Przestać myśleć, przestać widzieć i słyszeć, przestać czuć. Pragnął tylko, by Spencer dała mu spokój, przynajmniej do momentu, gdy tramadol opanuje go bez reszty. Jej słowa miały do niego nie docierać, miały go nie ruszać w najmniejszym stopniu, ale... stało się inaczej. Usłyszał i drgnął, nagle wstrząsany sprzecznymi emocjami - gniewem i czułością, strachem i błogością, smutkiem i radością. Czuł, że balansuje na krawędzi, gotowy spaść w każdej chwili, bo sam nie dotrze do końca tej drogi. A wtedy pojawił się przy nim dobry duszek - ciepłe palce jego małego Chochlika uratowały go. Skupił do tej pory nieobecne spojrzenie na twarzy Spencer, a potem sięgnął do jej dłoni i oderwał je od swoich policzków, przytrzymując za nadgarstki. Przez chwilę tkwił tak nieruchomo, z rękami brunetki w kajdankach w jego palców, a potem pokręcił lekko głową. Znów wydawał się obojętny, jego twarz nie wyrażała emocji, ale nie było w nim też już gniewu, choćby iskierki złości, strachu, jakichkolwiek negatywnych uczuć. Znów był... pusty.
- Kocham cię. - odparł po dłuższej chwili, ledwo poruszając wargami. Było to wyznanie beznamiętne, ale na nic więcej nie mógł się zdobyć, bo przecież padło z jego ust prawie bez współpracy z umysłem. Gdyby nie to, że jeszcze poprzedniego wieczora wymawiał te dwa słowa z całą mocą i czułością, na jaką było go stać, to mogłoby się wydawać, że nie jest szczerze. Było. Było prawdziwe, ale dla niego po prostu już nic nie znaczyło. Co z tego, że ją kocha? Co z tego, że ona kocha jego? To niczego nie zmieni. I tak powinien odejść, a właściwie - ona powinna go wyrzucić, wygnać, znienawidzić. Na tę myśl znów przyszło mu do głowy, jak bardzo jest naiwna, choć zaraz przypomniał sobie jej zaciętość, niezłomność i stwierdził, że nawet mimo tego zawsze sobie poradzi. Bo jest uparta, dzielna, odważna. I nie potrzebuje ciężaru, jakim od zawsze dla niej był.

[jasne, że znośne. więcej nawet - ciary miałam! <3]

Leo Rough pisze...

[wiem, ale ja nie umiałam tego ogarnąć ;p no, gorączkę miałam, o! ;p
dzięki ;) już jest w porządku, byłam u lekarza i się okazało, że to tylko jakiś wirus, także w poniedziałek już normalnie idę do szkoły. no tak, ale tylko trochę! niech sobie jadą i się bawią, a ja... wymyślę dla siebie coś innego ;)
o, to super! serio, fajnie? ;p to chyba nie jest normalna reakcja... ;D hahaha ;p a to niespodzianka - nie spodziewałam się, że to tak czuć.
serio-serio ^^ trudno, ja chyba lubię badziewia, a na pewno badziewnie piszę, także wiesz ;)) właśnie, jak badania?
o, to niefajno. ale jak poszło? ;)]

Znów na dłuższą chwilę się wyłączył, oderwał od rzeczywistości. Przez kilka sekund działanie narkotyku było jakby silniejsze i Leo poczuł, że odpływa w jego macki, dające mu ukojenie i spokój. Może nie szczęście, bo ciągle targał nim uparty, złośliwy niepokój, którego nie potrafił się pozbyć, ale zawsze była to jakaś odmiana od pustki, która ziała w jego sercu.
Jego dłonie zwolniły swój uścisk na nadgarstkach Spencer, ciało zwiotczało i jakby zmalało pod naporem jej spojrzenia. Mężczyzna przez chwilę wydawał się zmieniony: nagle pokorny, skruszony, chcący przyjąć pomocną rękę, ale szybko okazało się, że jest to jedynie oznaka jego obojętności. Spuścił głowę, przymknął oczy i zgarbił się, a zwieszone luźno ramiona ciągnęły go ku ziemi. Czekał. Przeczekiwał. Była to jakaś poza obronna, choć od jego postaci biła też bezsilność i ogromne zmęczenie. Ta rozmowa wyczerpała go, do tego stopnia, że właściwie był gotowy zgodzić się zostać, pozwolić Spencer otoczyć się opieką, jej ciepłymi dłońmi, słodkim, miękkim głosem...
W tej chwili wahania padła kolejna część jej wypowiedzi, a Leo zamarł w kompletnym bezruchu, wstrzymując nawet oddech. Podniósł na brunetkę spojrzenie, choć nie wyprostował się ani nie zmienił bardziej pozycji, jedynie zaglądał na nią z ukosa, czując, że tym samym przyprawia się o ból głowy. Zacisnął zęby, by nie powiedzieć czegoś strasznego - jednak zachował odrobinę samokontroli. Nie chciał zranić ukochanej kobiety w tak bestialski sposób; powstrzymał dławiące go słowa. A potem odetchnął i odczekał jeszcze chwilę, by w końcu wyprostować się i znów wcisnąć dłonie do tylnych kieszeni jeansów. Znów swobodny, obojętny, ale już teraz także zmęczony. Tak zwyczajnie.
- Tyle? Mogę już iść? - zapytał sucho, unosząc lekko brwi, jakby nie spodziewał się innej odpowiedzi, jak: tak, oczywiście. Chociaż wciąż przewidywał sprzeciw Spencer. Chociaż był gotowy ulec. Chociaż zaczynał wątpić. Chociaż...

Leo Rough pisze...

[właśnie, dziękuję ;)
nom, dokładnie - chyba już nawet wiem jakie ^^
no, to już normalna reakcja. o, zgadzam się w stu procentach! nie mogę się doczekać, aż będę mogła oddać krew, wpisać się na listę dawców szpiku, podpisać zgodę na pobranie narządów... bardzo dziwnie to brzmi? ;p
będziesz tęsknić za swoją krwią? xD
haha, jasne ;)) aha. to chyba... dobrze?
oj tam, nie przejmuj się. oszukała/oszukał was i tyle! miały być łatwe zadania, nie? ;)]

Dotknęła go dopiero jej bezradność. Nagle odkrył, że i ona jest w tej całej sytuacji zagubiona, że i ona się boi, że nie wie, co ma robić. To obudziło w nim dawnego Leo, który nie potrafił zostawić ukochanej kobiety samej sobie. Nie, gdy zranił ją w tak okrutny, bezwzględny sposób, gdy był dla niej takim potworem, gdy zrobił jej taką krzywdę... Tylko dlaczego, u licha, nie zauważył tego wcześniej?!
Teraz jednak liczyła się znów tylko ona i to, co dla niej najlepsze. Maska Leo nie odbiła żadnych zmian, które w nim zaszły, nie pozwolił na to, ale w jego głowie panował chaos. Z jednej strony mroczył go lek, nie pozwalając zebrać myśli, a w drugiej dręczyły wyrzuty sumienia. To wszystko sprawiało, że zostawienie Spencer ciągle wydawało mu się najlepszym rozwiązaniem, choć już nie z tych samych, egoistycznych pobudek. Teraz myślał o jej szczęściu i bezpieczeństwie - bo czy chciał dla niej życia z narkomanem? Czy chciał tego dla ich dziecka? Oczywiście, że nie! Pomyślał, że ona powiedziałaby mu, by po prostu zerwał z nałogiem. Gdyby tylko było to takie łatwe...
- Co zrobisz? - zapytał nagle, wciąż odrobinę nieobecny; ciągle szukał odpowiedzi na dręczące go pytania. W tym zamyśleniu nie zauważył nawet, jak blisko niego znalazła się Spencer, ale nie zareagował na to tak, jak poprzednio - teraz chciał czuć ją przy sobie.
- Zabierzesz mi tramadol i... co potem? - dodał, tym razem odrobinę ostrzej, z cieniem kpiny w głosie. Skupił spojrzenie na oczach brunetki i zmarszczył brwi, zastanawiając się, jak z tego wybrnie. Jak sobie z takim Leo poradzi.

Leo Rough pisze...

[;)
dwie opcje - jak się będę dobrze czuła, to się wyrwę gdzieś z tym moim, bo w tygodniu widujemy się tylko tak w przelocie, a jak będzie tragicznie, to zawsze zostają blogi ;) no wiesz, tego drugiego mogłaś się domyślić! ;p
zuch dziewczyna! ^^ <3
haha xD
tak, dobrze! i już, trza się optymistycznie nastawiać, o ;)
dziesięć grup? haha, spooko. no, jak pech, to pech - tylko się przyzwyczaić, nic innego nie można zrobić ;p]

- Naprawdę myślisz, że to takie proste? - zapytał natychmiast, znów gniewny, znów zniecierpliwiony. O ile chwilę wcześniej Spencer zdołała obudzić w nim iskierkę nadziei, o tyle teraz nawet ona zgasła. Jej słowa brzmiały jak kompletne kłamstwo - zapychacz, który ma za zadanie jedynie odrobinę ugładzić Leo. A on nie chciał. Wiedział, że brunetka myśli o jego szczęściu, ale co z tego, skoro dla niej jest ono tak oczywiste, łatwe i bliskie, a dla niego - wręcz przeciwnie. Nagle nie pamiętał, by kiedykolwiek czuł się szczęśliwy. Znów czuł się pusty. I nieważny.
- Nie, Spencer. Nie chcę tego. - odparł już spokojniej, ciszej. Z rezygnacją. A potem powoli chwycił dłonie kobiety i oderwał je od swojej twarzy, pozwalając im opaść. Wiedział, że ma tylko sekundę, ale i tak nie potrafił się pospieszyć, zresztą - wątpił, by po tym wszystkim Spencer chciała jeszcze go gonić. Wyminął więc ją gładko i ruszył do drzwi, po drodze podnosząc z podłogi kluczyki do mercedesa i upuszczone przez kobietę opanowanie tramadolu. Nie patrząc na nią, wyszedł na korytarz i zaczął zbiegać po schodach.

[wiem, że krótko, ale jakoś mi brakuje weny -.-]

Leo Rough pisze...

[haha xD jestem aż tak przewidywalna? ;p
^^ ja wiem, że Ty wiesz ;p
aj, nie, to nie tak... nie "niech ci będzie". wysil się trochę! ;)
aha, spooko. nie ma to jak obdarzać młodych ludzi zaufaniem -.-
no! ;p
uwaga, uwaga - wchodzimy na wyższy poziom dramatu, o!]

Minęły dwa dni. Najgorsze dni jego życia. Nigdy, nawet w chwilach, gdy białaczka przejmowała kontrolę nad jego ciałem i duch łamał się w nim, nie czuł się tak okropnie. Marzył tylko o tym, by w końcu pozwolono mu umrzeć, bo nie zniesie ani odrobiny więcej cierpienia, ale wkrótce okazywało się, że to nieprawda, że jednak zniesie. Ciągle więcej coraz gorszego bólu, a on ciągle istniał - to wydawało mu się niemożliwe. Bo jak wszyscy wokół mogli być tak okrutni, że pozwalali mu przez to przechodzić? Jak Ktoś, tam, na górze, mógł być tak okrutny? Powinni go zabić, byłoby lepiej, niż kazać mu przechodzić przez to piekło. Ciągle na nowo.
Nie był w stanie myśleć. Odkąd podjął tę decyzję - jedną z najtrudniejszych w jego życiu, a na pewno niemożliwą do podjęcia w sytuacji, w jakiej się znalazł - nie myślał. O niczym. Pozwolił swojemu ciało działać bez kontaktu z umysłem, co zresztą nie było zbyt trudne: ciągle miał przy sobie tramadol. Wiedział, że to nie potrwa już długo, ale nie zastanawiał się nad tym. Był pusty i zaczynał przyzwyczajać się do tego stanu. Było mu wygodnie. Do czasu.
Do Londynu zawitał w rekordowo krótkim czasie; Tony już na niego czekał. Przywitali się jak najlepsi przyjaciele, którymi wprawdzie nie byli, ale to, co miało nastąpić, wymagało porządnego, męskiego uścisku. Bez słowa weszli do dawnego mieszkania Leo - wszystko tam już było przygotowane, choć szatyn nie chciał na to patrzeć. Posłanie, jak dla psa, rozłożone na podłodze łazienki? Doskonale wiedział, że o to właśnie prosił, ale co z tego?! Po fali gniewu, który go opętał, nadszedł chłodny rozrachunek: nie ma innego wyjścia. Więc pozwolił szwagrowi się przeszukać, posłusznie oddał mu kluczyki do samochodu, by mógł pozbyć się zalegających w różnych skrytkach opakowań tramadolu, a potem kazał mu odejść, zamykając drzwi z drugiej strony. Póki jeszcze mógł jasno myśleć. Tony uprzedził go, jak będzie wyglądać jego odtruwanie, ale Leo nie mógł się już wycofać. Wygonił mężczyznę za drzwi, choć ten obiecał, że wpadnie za kilka godzin. Lee jeszcze nie wiedział, jak bardzo będzie wtedy potrzebował pomocy.

[powiedzmy, że wyjechał od razu po kłótni i po tych dwóch dniach Tony zadzwonił do S., ok? tylko wiesz: Leo nic o tym nie wie, nie chce jej w Londynie i takie tam ^^
krócej niż Ty! a btw dlaczego mi Em nie odpisała jeszcze, hm?
e tam, cicho.]

Leo Rough pisze...

[no w sumie. ale to oznacza, że powinnam zacząć się bać! ;p
no! ;)
nie ma sprawiedliwości. u mnie na tak ważnych przedmiotach, jak chemia i biologia, zawsze są tylko dwie grupy i zawsze mają te same pytania, ale np. inne dane albo zmienioną kolejność czy coś w tym stylu. potem się kłócimy na polskim, bo tu zdarzają się teksty łatwiejsze i trudniejsze ;p ale to już taka bzdura.
ha, wiedziałam, że Ci się spodoba! oj, jak ja lubię dręczyć Leosia... ;p]

To Spencer sprawiła, że podjął właśnie taką decyzję: wyjechał do Londynu, by prosić o pomoc szwagra, który już od jakiegoś czasu był dość ważnym człowiekiem w jego życiu. Leo nawet w myślach nie mógł wymienić tego, co dla niego zrobił, ale sam był gotowy na podobne poświęcenia wobec niego. Zresztą Tony i tak miał u niego dług wdzięczności, a przynajmniej on sam tak uważał. Dzięki temu żaden z nich nie czuł się jakoś bardzo skrępowany w tej nowej sytuacji, w której Leo potrzebował ciągłej opieki i pomocy. Miał tylko szwagra, bo stanowczo zakazał mu mówić o tym komukolwiek - nie chciał martwić nikogo ze swoich bliskich. Wierzył, że Tony go nie wyda, bo to oznaczałoby dla nich obu koszmar, jakim były rozgniewane i zmartwione siostry Rough i ich matka.
O Spencer Leo starał się nie myśleć, bo miał swój cel, słodki, odległy i z każdą chwilą coraz mniej realny, ale nie poddawał się. Wziął od niej cząstkę tego uporu, który tak mu imponował, a także szczyptę zawziętości i siły. I wiedział, że jego plan się wypełni - za kilka tygodni stanie w progu ich mieszkania i powie: Jestem czysty. Zacznijmy od początku.
Nie to jednak wypełniało jego myśli, gdy całymi godzinami jęczał przeraźliwie, obejmując osłabionymi ramionami sedes, do którego zaglądał co kilka chwil. Albo gdy zwijał się w najciaśniejszy kłębek świata na podłodze łazienki, modląc się o śmierć. Myślał wtedy o prostych, zupełnie prowizorycznych rzeczach jak zakupy czy kąpiel. Odtwarzał tak drobne czynności w głowie, jakby w nich uczestniczył, scena po scenie, ale był w tym wszystkim sam, zawsze. Sam sobie parzył herbatę, sam kładł się do łóżka, sam przeglądał w internecie poranną prasę. I mimo, że to pomagało mu oderwać się od cierpienia, było też niezwykle męczące - godziny spędzone na tych rozmyślaniach upływały niezwykle szybko, a on zdążył wyobrazić sobie zaledwie kilka dni! Ale zawsze coś się działo: przyszedł Tony, by założyć mu nową kroplówkę, albo sąsiadka z dołu dobijała się do drzwi, twierdząc, że zalewa jej łazienkę, albo pająk przespacerował się po jego dygocącej stopie. I nawet nie czuł się samotny. Czuł się po prostu... pół-martwy.
Ten dzień zapowiadał się tak samo, jak dwa poprzednie. Bo cóż mogłoby się zmienić w życiu człowieka, cierpiącego na ostry zespół odstawienia? Leo nawet zdążył wypracować sobie pewną rutynę: leżenie na jednym boku, obrót, czołganie się do sedesu, powrót na "legowisko". I tak w kółko, do znudzenia. Ale nie, tym razem miało być inaczej, choć on nie mógł się niczego spodziewać. Zwinięty w kłębek, z głową zasłoniętą ramionami, zaplątany w zaplamiony, nie pachnący zbyt ładnie koc, leżał w kącie łazienki, odwracając się do ściany twarzą. Płytki były rozkosznie zimne, więc przytulał się do nich, mając nadzieję, że to odrobinę obniży palącą jego ciało gorączkę. Tak się stało - chłód, który go ogarnął, zdołał uspokoić drżenie jego kończyn i powstrzymać strumienie potu, zalewające mu czoło. A potem nadeszła również senność, której Leo nie miał powodu się sprzeciwiać. Jednak w tej samej chwili rozległ się szczęk zamka i mężczyzna zaklął siarczyście pod nosem, mając zamiar nie zmieniać pozycji. Może Tony sobie pójdzie? Usłyszał jednak, że nie jest sam i w tej samej chwili spiął się cały, przerażony i jednocześnie śmiertelnie zmęczony. Więc jedynie zwinął się jeszcze ciaśniej w kłębek, a potem zacisnął z całych sił powieki, odgradzając się od świata.

[jasne, że może być, ale musiałaś się znowu tak rozpisywać? -.- nie, dobra, czytałam z zapartym tchem ^^
tak, tak. nie spiesz się. w ogóle chyba musimy tam od razu wymyślić jakąś drakę, bo już mi się nudzi xD
oj, dobra no...]

Leo Rough pisze...

[wiem swoje ;p
oj, to rzeczywiście niefajnie. jeszcze wychowawca! moja babka jest spoko, hm, powiedzmy: w porywach, ale właśnie jeśli chodzi o sprawdziany, to bardzo się pilnuje. no ale nic nie poradzisz - gdzieś usłyszałam, że nauczyciel zmienia się po każdym rocznym urlopie ;p
jestem. ale lubię być!]

Nie chciał, by docierały do niego kroki, zwielokrotnione echem w pustym mieszkaniu. Nie chciał słyszeć dwóch znajomych głosów, zbliżających się do niego nieubłaganie. Nie chciał poznać tego przedziwnego i obezwładniającego uczucia wstydu, które ogarnęło go, gdy w pomieszczeniu rozległo się skrzypnięcie otwieranych drzwi. Ale nie miał wyboru. Spencer i Tony skazali go na to, odbierając mu prawo głosu, odbierając też resztkę godności, która mu pozostała. Poczuł się jak wrak, jak śmieć, jak ktoś zupełnie nieważny. I tak właściwie nie przeszkadzało mu to, bo natychmiast uznał, że sobie na to zasłużył. Był godny losu, który go spotkał, miał ponieść każdą karę, wytrzymać każde cierpienie. Może uda mu się odkupić winy, a jeśli nie... To może przynajmniej umrze.
Przy tej myśli poczuł na czole chłodne palce Spencer, muskające jego skórę tak delikatnie, jak głaska się niemowlę. Albo kogoś, kogo tak naprawdę wcale nie ma się ochoty dotykać. Natychmiast uznał, że jego ukochana się go brzydzi, a następną myślą było: więc po co przyjechała? Na to pytanie mógł sobie łatwo odpowiedzieć. Wezwał ją Tony. Zawsze miał niezwykłą smykałkę do godzenia ludzi, do naprawiania, ratowania związków i przyjaźni. I teraz znów pokazywał, jak dobrym człowiekiem jest. Dla kogo - dla Leo, który szczerze pragnął samotności, czy dla Spencer, która wcale nie chciała tu być? Gdyby tylko szatyn mógł się odezwać, od razu wykpiłby Tony'ego. Powiedziałby, że pasują do siebie z S. - oboje są tak samo naiwni. A potem rozkazałby im obojgu zniknąć. Nie był jednak w stanie wydobyć z siebie głosu, więc jedynie drgnął, tym niemal niezauważalnym ruchem próbując obronić się przed palcami kobiety, a właściwie - obronić ją przed koniecznością podtrzymywania tego dotyku, którego wcale nie chciała. Był pewien, że nie ma ochoty tkwić obok niego w cuchnącej, zabałaganionej i brudnej łazience, że wcale nie ma ochoty być z nim. Po prostu stwierdziła, że tak wypada zrobić. I chciał jej ułatwić odejście - przecież jeśli ją odepchnie, będzie mogła rozgłosić światu, że to właśnie zrobił, a potem zniknąć z czystym sumieniem. Więc drgnął ponownie, tym razem gwałtowniej, jednocześnie uderzając się czołem o ścianę. Z jego gardła wydobył się prawie nieludzki, chropowaty syk, gry podniósł obie rozedrgane dłonie do głowy i przycisnął je w miejsce uderzenia. Palce miał podkurczone, jakby nie był w stanie ich rozluźnić, a całe dłonie tak słabe, że ledwo nad nimi panował. A jednak zdołał utworzyć z nich barierę, jak na jego gust - nie do pokonania, za którą Spencer nie miała prawa wstępu. Tam istniał tylko on i jego ból. Tam jest tylko ciemność. I tak było mu dobrze.
A kilka długich chwil potem - podczas których spokojnie zdążyłby wyobrazić sobie minuta po minucie dzień lub dwa - zmusił się do oderwania rąk od twarzy, wiedząc, że brunetka wciąż przy nim jest. Nie rozumiał, dlaczego to robi. Chciał zobaczyć jej twarz, by odkryć jakiś powód takiego zachowania, by dowiedzieć się, co nią kieruje. Nie miał jednak siły się odwrócić, więc jedynie uchylił powieki, licząc, że dostrzeże coś w niewielkiej szczelinie pomiędzy ścianą a kocem, naciągniętym aż do twarzy.

[no wiem ^^
haha ;p trzeba było od razu pisać! moje jakiś atak kosmitów albo... ha! mam pomysł! i opiszę go jutro, o ile nie zapomnę ;D]

Leo Rough pisze...

[nie, coś Ty! nie śmiałabym...
tyle dobrze, że jest to "w ogóle" ;p no, z tymi, którzy mnie teraz uczą, się podobno sprawdziło, jak tak rozmawiałam ze starszymi klasami ;p
nie mów, że Ci to przeszkadza? ;>]

Nie dowierzał temu, co podpowiadały mu zmysły. Był przekonany, że to, co wydaje mu się, że czuje i wie, to zwykłe omamy. Nie byłyby niczym zaskakującym - w końcu halucynacje również mogły towarzyszyć zespołowi odstawienia, o czym dowiedział się od Tony'ego. I teraz na pewno miał jakieś, bo niby skąd Spencer znalazłaby się nagle tak blisko niego, tak ciepła i czuła, pachnąca w ten charakterystyczny sposób, tak bardzo pasujący do jej charakteru i usposobienia? Niby jak mógł słyszeć jej oddech, miarowy i cichutki, ale wyraźny jak bicie dzwonów w kościele, a potem także czuć jego ciepło na skórze? Nie było innej opcji, jak to, że jego ukochana stanowiła jedynie wytwór umysłu, zamroczonego pragnieniem narkotyku. Teraz już wiedział - a przynajmniej wydawało mu się, że wie - że Spencer nie przyjechała do niego i że nie przyjedzie. Pozbył się ostatniej iskierki nadziei.
Ale po chwili wszystko zaczęło mu się wydawać coraz bardziej realne. Jej dłoń, miarowo gładząca jego ramię, ten ciepły oddech na jego szyi, drobne ciałko przyciśnięte do jego pleców. I bardzo wolno cały jego organizm zaczął się uspokajać - najpierw serce odrobinę zwolniło, by zaraz spowolnić również przyspieszoną pracę płuc. Potem mięśnie przestały mu drżeć, a palce rozluźniły się. Jeszcze tylko w jego głowie nie było spokoju, ale na to nie pomoże sama obecność Spencer.
Nie bez trudności uniósł rękę i odnalazł gdzieś na swoim ramieniu dłoń ukochanej. Zamknął ją w luźnym uścisku, wiedząc, że zrozumie wymowę tego gestu; zawsze wszystko rozumiała. W przeciwieństwie do niego. Więc zaraz zaczął gładzić ją po wierzchu tej dłoni, samymi opuszkami palców. Oczy miał szeroko otwarte, a przed nimi - obraz twarzy Spencer. Tak bardzo żałował, że nie może się obrócić!

[może w ogóle zaraz Ci odpiszę. ale tak, zanotuję sobie ;))]

Leo Rough pisze...

[rzeczywiście dobrze mnie znasz ;)
;p sprawdź! jakoś... ;p
wiem ^^]

Jeszcze nie był w stanie myśleć o tym, co oznacza dla niego bliskość Spencer. Jakoś podświadomie przeczuwał, że czeka go jeszcze wiele trudnych starć, nie tylko ze swoimi słabościami i uzależnieniem, ale też z błędami, które pod wpływem zamroczenia popełnił. Nie, nie z nią - nie walczy się z ukochaną kobietą. Walczy się o nią. I to zamierzał zacząć robić najszybciej, jak tylko będzie mógł, kiedy tylko stanie na nogi. Nad niczym więcej się nie zastanawiał, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, jak nasycanie się tą błogą chwilą. Od kilkudziesięciu godzin nie czuł się tak dobrze, ciągle wstrząsany najróżniejszymi dolegliwościami. Teraz było mu cudownie. Owszem, ciągle był to jeden z najgorszych dni jego życia, ale cóż z tego - w końcu była przy nim Spencer! I już nic nie mogło się stać.
Myślał tak tylko do momentu, w którym przez jego ciało znów przeszedł niekontrolowany dreszcz. Jęknął przeciągle, doskonale wiedząc, co oznacza nagła fala gorąca, po której jego czoło znów zalało się potem. Cały zamarł i ponownie był tym kłębkiem, którym zastała go Spenc. Zwarł się, jak pięść, spiął i tkwił tak przez dłuższą chwilę, by w końcu, z zaskakującą jak na jego stan siłą, odepchnąć od siebie kobietę i rzucić się na czworakach w stronę sedesu. Nie myślał już o niczym, poza tym, że przecież żołądek ma już zupełnie pusty! Jęknął znów docierając do swojego celu i pochylając się, z głową znów ukrytą w ramionach.
- Wyjdź. - rozkazał ochryple, w następnej chwili już kaszląc i krztusząc się, cały drżący i spocony, wymęczony do granic wytrzymałości.

[idź, idź, ja się nie obrażę ;) wyśpij się! w ogóle nie ma Cię... później? miałaś iść do jakiejś kumpeli czy coś ;)
dobranoc, nom ;)]

Leo Rough pisze...

[o jeżu, jak to zleciało! <3
haha ;p]

Leo chyba po raz pierwszy, odkąd zjawił się w Londynie i cały ten koszmar się rozpoczął, pomyślał, że lepiej byłoby przechodzić przez to wszystko w szpitalu. Wcześniej sądził, że da radę zrobić to na swój sposób, że wystarczy drobna pomoc Anthony'ego, a gdy jego tortury się rozpoczęły, nie miał już siły ani ochoty myśleć o tym, czego nie zrobił. Było za późno. Teraz jednak stwierdził, że nie zniesie ani odrobiny cierpienia więcej, że potrzebuje prawdziwej opieki, prawdziwej pomocy - wygodnego, szpitalnego łóżka, chłodnych dłoni pielęgniarek, kroplówek i leków, które naprawdę mogły uratować go przed całym tym piekłem. Nie był jednak w stanie poprosić o to, więc doskonale wiedział, że spędzi w tej łazience jeszcze trochę czasu, choć Tony obiecywał, że niedługo powinno być już lepiej. Ale ile dałby za jedną, maleńką tabletkę tramadolu! Ona przecież załatwiłaby większość jego problemów, a na pewno ochroniłaby go przed bólem. Czy to nie było warte poniesienia konsekwencji? Ale doskonale wiedział, że nie dostanie swojego narkotyku, nie było o tym mowy. Chociaż w jego głowie pojawiały się różne scenariusze, nawet takie, w których tak manipuluje Spencer, że w końcu ulega i przynosi mu lek, to miał świadomość, że nic takiego się nie stanie. Nie śmiałby błagać jej o tramadol. I ona ten jeden jedyny raz nie uległaby jego prośbom.
Nad toaletą spędził całe wieki, jak mu się wydawało, więc gdy nieprzyjemne skurcze żołądka stały się przeszłością, odetchnął z ulgą. Czuł się jak wrak człowieka, marzył tylko o tym, by chwilę odpocząć, więc nawet nie poruszył się, by żadnym dźwiękiem nie zdradzić swojego stanu. Nie chciał, by któreś z dwójki czekającej w kuchni zobaczyło go w takim stanie, choć żadne z nich nie mogło być zaskoczone. Tony jako lekarz widywał już gorsze obrazki, tak samo zresztą jak Spencer, która była przy Leo w chwilach, gdy wygrywała białaczka. A jednak czuł, że teraz jest inaczej - bo sam doprowadził się do tego stanu. Sam zaczął brać. Sam nikomu o tym nie powiedział. Sam nie chciał przestać. Więc teraz sam powinien umierać na podłodze swojej łazienki. Zdecydowanie.
Minęło jeszcze kilka minut, a Leo stopniowo odzyskał normalny oddech i uspokoił przyspieszone znów bicie serca. Niepewny, jaką lawinę zdarzeń wywoła tym dźwiękiem, spuścił wodę, a potem z ogromnym trudem przeczołgał się do wanny, by umyć chociaż twarz, wypłukać usta. Najchętniej, oczywiście, wziąłby prysznic, ale wiedział, że nie stanie o własnych siłach, a nie chciał prosić o pomoc, jeszcze nie. Jakoś zdołał chwycić słuchawkę prysznica i odkręcić zimną wodę, a potem, niewiele myśląc, wsunął głowę pod silny strumień. Chłód, który go ogarnął, na chwilę wstrzymał jego oddech, ale zaraz nadeszła wręcz obezwładniająca fala ulgi. Odetchnął głęboko, w jednym momencie odzyskując część utraconych sił. Niezbyt chętnie zakręcił wodę, a potem opadł ciężko na podłogę, cały mokry, zmarznięty, ale w końcu choć odrobinę przytomny.

[aha. o, to fajnie. jej, jak ja lubię ludzi, którzy potrafią śpiewać! sama nie mam głosu, niestety -.- mi też nie wypaliły plany na jutro, przynajmniej pierwsza część - barman ma w poniedziałek kurs i jedzie już jutro, także zostają mi blogi i matematyka ;p]

Leo Rough pisze...

[^^]

Każdy gest Spencer, każdy grymas na jej twarzy i malująca się w oczach emocja, doprowadzała go do szału. Czuł do siebie tak wielkie obrzydzenie, że wydawało mu się, jakby znów miał czołgać się do sedesu. Było to podobne uczucie do tego, które targało nim w szpitalu, gdy obudził się na OIOM-ie, a jego ukochana już na niego czekała, zmęczona, przerażona, załamana. Wtedy też nienawidził samego siebie tak bardzo, że miał ochotę zniknąć z powierzchni Ziemi. Byleby tylko nie męczyć jej już dłużej, by nie być dla niej ciężarem, by nie cierpiała z jego powodu nigdy więcej. Tak samo teraz chciał stracić się, odejść, rozpłynąć, ale tak, by Spencer nawet nie pamiętała, że był w jej życiu; by nie tęskniła. Gdyby to było możliwe, bez zastanowienia odebrałby sobie życie, bo to oznaczałoby spokój dla najważniejszej osoby w jego świecie. A tak? Mógł tylko próbować naprawiać szkody, które wyrządził, ale to nie było łatwe. Już sama myśl o tym sprawiała, że czuł się zupełnie wyczerpany!
Bardzo szybko przypomniał sobie też, jak ta nienawiść do samego siebie skończyła się dla nich obojga. Spencer wylądowała ze złamanym żebrem w szpitalu, bo tak zdenerwowała się, że doprowadziła do wypadku. Tym razem postarał się więc, by nim nie odmalowało się na jego wymęczonej twarzy, bo jego ukochana znów mogła to źle odczytać. I postanowił, że nie powie ani słowa, dopóki nie będzie pewny, że wybrał właściwie, że nie uczynią więcej szkody, niż pożytku. Patrzył więc na nią prawie bez emocji, choć bólu nie potrafił wymazać ze swojego spojrzenia, ale nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Uważnie obserwował każdy jej ruch, każdy gest, pozwalając jej na to wszystko, bo nie miał nawet siły na jakiekolwiek protesty. Poza tym, chciał, bardzo egoistycznie, zatrzymać ją przy sobie. A tylko z ten sposób mógł tego dokonać. Wiedział, że gdy wydobrzeje, Spencer odejdzie. A przynajmniej powinna. Więc po co Tony do niej zadzwonił, po co?! - zapytał się po raz kolejny tego dnia, nie potrafiąc znaleźć pasującej odpowiedzi.
Niemal odetchnął z ulgą, gdy brunetka usiadła w końcu obok niego, już bez krzątania się po łazience, jakby opiekowała się małym dzieckiem. Właściwie trochę tak z nim było, jakby cofnął się w rozwoju do etapu noworodka, ale nie chciał o tym myśleć. Jeden powód - wstyd. Bez słowa wtulił się w jej ramię, znów drżąc od chłodu i wyczerpania. Była przy nim. To wydawało się takie nierealne!
- Nie. - wychrypiał cicho, ostrożnie odsuwając jej dłoń, by nie odebrała tego jako odpychania jej samej. Po prostu nie był w stanie niczego przełknąć, a gorąca herbata dodatkowo wydawała mu się zbyt wyrazista. Już wiedział, jakby się skończyło jej wypicie. Potrzebował jedynie kolejnej kroplówki, ale to nie teraz, nie, gdy mógł spędzić trochę czasu z ukochaną, zanim rozejdą się... być może już na zawsze, ostatecznie. A wtedy przypomniał sobie o czymś - a właściwie o kimś - co ich łączy. Fasolka. Zamarł, znów spinając się, a potem wyprostował na tyle, na ile był w stanie, siedząc oparty o wannę w niezwykle niewygodnej pozycji.
- Przeziębisz się. Idź do Tony'ego. - rzucił zdecydowanym, choć ochrypłym i cichym głosem.

[mam wyrzuty sumienia, że znowu odpisuję krócej, niż Ty -.- napisałam też za Lewka, widziałaś? ^^
no wiem, wiem, tak tylko zapytałam, żeby się upewnić, że mi nie napiszesz dopiero przed samym wyjściem ;p oj, jak cudnie by było śpiewać jak ci z Glee! <3
nie, nie szkoda - cieszę się razem z nim! ;p właśnie, wiedziałam, że tak napiszesz xD no matma, matma, bo miałam wczoraj sprawdzian, ale zostałam w domu i trzeba go kiedyś napisać, niestety. oj, ja też - walczę z systematyką ssaków i z tym metabolizmem, który mnie zabija, choć to dopiero początek! a Ty co teraz masz? genetykę?
hej, mam pomysł: co Ty na to, żeby Tony zaczął podrywać Spencer? może nawet wyznałby jej miłość, obiecał, że odejdzie od Mary i nastawiał przeciw Leo. a S., zraniona i w ogóle, zaczęłaby się nawet angażować. taka zdrada emocjonalna, co Ty na to? ;>]

Leo Rough pisze...

[dobra, już nie marudzę ;) ale Ty też nie przepraszaj, daj spokój! ;))
ja tam siedzę cały czas, jak jestem tutaj, więc wszystko wiem, wszystko widzę ;D
taaak. ale spoko, moja rodzina jakoś znosi, jak fałszuję, więc bardzo nie narzekam, że nie mam głosu ;p
oj, nie, nie cały weekend! już dzisiaj rano był, żeby dać mi cały zapas tabletek na gardło i moich ulubionych aromatyzowanych chusteczek i pewnie wpadnie też jutro przed wyjazdem ^^ tak, też stałaś się przewidywalna, ale ustaliłyśmy już, dlaczego ;)
mogę sobie wyobrazić. matma w ogóle jest dziwna - po co mi takie bzdury jak delta, geometria analityczna, miejsca zerowe? -.- ale ma go nie być dużo, tak mi obiecują! ;p brzmi jak czarnoksięskie zaklęcia! ja dopiero "liznęłam" genetykę w gimnazjum, już nic nie pamiętam poza dziedziczeniem grupy krwi ;p
tak, masz rację, jest gorsza, ale Leo jest w takim stanie, że wszystko jej wybaczy, jeszcze sam będzie czuł się winny. no tak też byłoby dobrze, ale przecież lubimy DUŻE dramaty, nie? ;> nawet się zastanawiałam, czy nie zabić Leośka, a potem zacząć pisać jako Antoś - pocieszałby Spencer, a potem, w odpowiednim momencie, zacząłby się o nią starać. ale nie, nie zabiję Leo, więc pokombinujmy inaczej ;D]

W jakiś gorzki sposób rozbawiła go myśl, że całe to jego odtruwanie mogłoby jeszcze zakończyć się grypą! Tak, to pasowałoby do pasma niepowodzeń, jakie ostatnio trwało w jego życiu - doskonałe zobrazowanie pecha, jaki mu towarzyszy. Ale nie, nie mógł się rozchorować, na pewno nie w taki zwykły sposób; pewnie od razu byłoby to zapalenie płuc albo coś jeszcze gorszego. Bo trzeba Leo zgnębić, prawda? Żeby już się nie podniósł, żeby sięgnął dna.
- Nie, to raczej nie choroba. - odparł, kręcąc nieznacznie głową. Zaraz potem znów nią potrząsnął, tym razem gwałtowniej, gdy padła propozycja przeniesienia się do sypialni. To było zdecydowanie ponad jego siły i Spencer musiała o tym wiedzieć, ale zamiast wspominać o słabości swoich mięśni, postanowił w ogóle milczeć. Nie to nie, prawda? A jego ukochana na pewno to uszanuje. I zaraz rzeczywiście znów przyciągnęła go do siebie, a on nie miał dość energii, by się opierać - zresztą i tak nie miał na to ochoty. Znów wtulił się w jej ramię, zaczepiając palce na jej bluzce, jakby miał jej już nie puścić, choć było jasne, że siłą jej nie powstrzyma przed odejściem. A potem spojrzał na nią z ukosa swoimi podpuchniętymi, mocno zaczerwienionymi oczami, w których teraz czaiła się niepewność. Jednak zamiast pytać, przepraszać czy robić cokolwiek innego, on zwyczajnie wpatrywał się w nią, nie mogąc zebrać myśli.
- Po prostu zadbaj o siebie, dobrze? - wymamrotał w końcu, chowając oczy pod przymkniętymi powiekami. Zabrzmiało to jak... pożegnanie. Mieli chyba do nich talent, prawda?

Leo Rough pisze...

[no! ;)
hej, tylko tego nie wykorzystuj! ;p no powiedzmy, że dobrze, chociaż wolę wątki z Tobą! takie krótkie komentarze pewnie będziemy wymieniać, raczej sama akcja, minimum przemyśleń. może się przyzwyczaję ;)
hahaha xD ale serio: nie może być aż tak źle! ;>
no raczej ;D
nie, to nie tak - ja uwielbiam matmę, zawsze byłam najlepsza we wszystkich konkursach i na lekcjach i w ogóle, ale po prostu nie rozumiem, jak mi się to później przyda, o! po szkole znaczy ;p
tak też mówi moja babka ^^ w zeszłym roku połowa arkusza to była genetyka na maturze, także mnie to trochę przeraża, ale spoko - dam radę, jak zawsze ;)
myślę, że każda kobieta miałaby chwilę zawahania, to na pewno. a czy wyszłoby z tego coś więcej... mówię, to Twoja decyzja, a Leoś na pewno nie będzie aż tak zły ;)
oj, nie miałabyś nic do gadania ;p nie, żartuję, wiem, że byś mi nie pozwoliła ;)
i poodpisuję za jakiś czas, bo teraz mam coś do zrobienia ;)]

Leo Rough pisze...

[;) powinnaś to wiedzieć, a nie tylko mieć nadzieję! ;p nie, nie przyzwyczaję się tak do końca, bo lubię to, jak my piszemy, także wiesz ^^
no właśnie, ale mnie okłamujesz! ;p
haha, no ;)
wiesz, ja w ogóle lubię wszystko poza historią i geografią ;) taki dziwny człowiek jestem, o. tak, bardzo dużo zależy od nauczyciela, trzeba trafić na kogoś sensownego. ja na przykład mam teraz babkę z fizyki, która nam wszystko tłumaczy jak przedszkolakom, ale nikt nie narzeka, bo przynajmniej są luzy ;p
no tak, nie pomyślałam o tym, że na oddziale noworodkowym będzie mi się nudzić! a wtedy wyciągnę książkę z liceum i zacznę rysować sobie parabole <3
no to mnie pocieszyłaś, dzięki ;))
trochę zły będzie, ale nie na nią, a na Tośka, także spoko. właśnie, masz rację. oj, już się nie mogę doczekać! ^^
nie, nie zrobiłabyś tego, bo za bardzo mnie lubisz :*
a ja mam teraz trochę mniej czasu, więc będę odpisywać tylko tu. później tam ogarnę nasz wątek, ok? ;)]

Ledwo dotarły do niego słowa Spencer, bo tak naprawdę nie chciał ich słuchać. Okłamywała jego i siebie, a przynajmniej on to tak odbierał. Nawet ta wizyta nagle wydała mu się fałszem, jedną wielką ściemą, urządzoną dla ulżenia sumieniu brunetki. I właściwie nie mógł mieć nic przeciwko temu, gdyby nie to, jak wielką nadzieję w nim rozpaliła. Teraz jeszcze trudniej będzie mu się pogodzić z jej odejściem i swoją nienawiścią, z gniewem. Ale to nic. On się nie liczył. Ważna była tylko Spencer i Fasolka - być może teraz już z maleńkim, bijącym serduszkiem, jak sobie nagle uświadomił. W tej chwili otworzył oczy i zatrzymał wzrok na brzuchu kobiety, jednocześnie przesuwając na niego dłoń, jakby chciał przywitać się z ich dzieckiem, jak miał to w zwyczaju. Ale to było wcześniej, pomyślała gorzko, jak będzie teraz?
- Spencer - zaczął cicho, gładząc powoli jej brzuch, mając ochotę przytulić do niego policzek, udać, że wszystko jest jak dawniej. - Mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytał lekko drżącym głosem, za potem oblizał spierzchnięte wargi i podniósł na nią spojrzenie, nie cofając dłoni. Nie wiedział, jak ująć w słowa to, co chce powiedzieć, więc wybrał najprostszą z możliwości. I miał nadzieję, że jego ukochana zrozumie, co tak naprawdę chce jej przekazać.
- Ten jeden, jedyny raz zrób to, co najlepsze dla ciebie najlepsze: odejdź. Ja nie zginę. Złego diabli nie biorą. - wymamrotał, by po tych słowach wypuścić ją z uścisku swoich ramion i wyplątać się również z jej objęć.

Leo Rough pisze...

[hahaha, ok! ;p dobrze, postaram się ;) ;D
o, to jest pomysł! to kiedy się umawiamy na wspólne wycie? ;>
ale z fizą tak jest na biol-chemach niestety. że niby jej potrzebujemy, phi! no to spoko! ja teraz mam zastępstwa z takim straaaasznym facetem! wrrr -.-
Ty też o tym marzysz! oj, jak słodko!
wiedziałam! to piszmy, piszmy ^^
no już dobrze, uświadomiłaś mi to ;p]

Patrzył na nią z rosnącym przerażeniem, nie mogąc do końca zrozumieć, co się dzieje. Umysł miał otępiony i wszystko docierało do niego dużo wolniej, niż powinno, a to oznaczało, że i teraz każde słowo Spencer rozumiał dopiero, gdy już ostatecznie wybrzmiał jego ostatni dźwięk. Ciągle jednak nie wiedział, jak to się stało, że tak gniewna nuta zabrzmiała w głosie jego ukochanej. Wyciągnął do niej dłoń, chcąc pogładzić ją po ramieniu, wyjaśnić, że tylko pragnie jej dobra, ale nie dała mu na to czasu - zerwała się z wilgotnej podłogi i zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła. Chwilę zajęło mu ostateczne przeanalizowanie tego, co właśnie się wydarzyło. I doszedł do wniosku, że nic nie rozumie, że nie ma bladego pojęcia, co się stało. Powtórzył kilkakrotnie bezradnie imię Spencer, ale w tym również nie widział żadnego celu; obawiał się, że już nie wróci. I znów z opóźnieniem uświadomił sobie, że tego właśnie wstał. Powstrzymał więc jęk rozpaczy, wiedząc, że Tony tak szybko nie wypuści jej z mieszkania, a nie chciał, by usłyszała, jak cierpi. Znów nie tylko fizycznie, ale też psychicznie i wcale nie z tęsknoty za narkotykiem. Zwinął się w ciasny kłębek, oblany nową falą potów, zmarznięty i jednocześnie rozpalony gorączką. Odrzucił jednak od siebie koc, którym okryła go kobieta, a potem przesunął się wgłąb łazienki, by nie być widocznym od wejścia. Chciał się schować, chciał ukryć swój ból i rozpacz, które dopiero teraz osiągnęły szczyt. Z jego gardła wydarł się okrutny, zwierzęcy krzyk, niepodobny do niczego innego. Sam skulił się w kącie za wanną, przyciśnięty do ściany, rozdygotany i wyraźnie załamany, z rękami wplecionymi we włosy i głową schowaną pomiędzy splątanymi kończynami. I ciągle wył w ten okropny, ochrypły sposób, choć dźwięk ten cichł stopniowo, bo Leo znów opadał z sił. W końcu stracił resztki energii i osunął się na podłogę, bezwładny, wyczerpany, bezgranicznie smutny i przerażony.

Leo Rough pisze...

[hahaha, ok! trzymam za słowo! ;p
Kraków, za... dwa lata? ;>
no tak, tak, masz rację. ale takie jest przeświadczenie wśród nauczycieli (jak to brzmi!). dzięki ;p
;D
piszemy, piszemy ;p
ok. postaram się? ;>
i w ogóle wybacz jakość tego, co powstanie poniżej i tego, co tam na drugim blogu, ale mam małe problemy i jakoś mi... wena uciekła.]

Stracił zupełnie poczucie rzeczywistości. Ból był nie do zniesienia, więc Leo wyłączył zmysły, cały zatopił się jedynie w myślach swojej głowy, choć i tam czaiło się cierpienie w najróżniejszych postaciach. Tak jednak było łatwiej, gdy ciało całkowicie odmówiło mu współpracy, stało się bezużytecznym ogryzkiem, teraz rzeczywiście wrakiem. Miał wrażenie, że rozpadł się na kawałki, a jeden, ten największy, zabrała ze sobą Spencer. I nie mógł go odzyskać bez niej, ona i ten fragment Leo byli nierozłączni, byli jednością. A może w ogóle Leo istniał tylko przy niej, tylko z nią? To nagle wydawało mu się prawdopodobne. Prawdziwe. Bez niej nie istniało dla niego nic ważnego. Bez niej nie istniało w ogóle życie.
I tkwił tak, nieruchomo na podłodze łazienki, sam nie wiedział, jak długo. Nie potrafił określić, ile czasu minęło, ale nie przeszkadzało mu to. Nie odzyskiwał sił. Pochłaniała go ciemność, rozpacz i pustka i chyba nie istniało nic, co mogłoby go z tego syfu wyciągnąć. Poza Spencer, ale na nią przestał liczyć. Stracił ją. Powtarzał to sobie raz po raz, ciągle nie mogąc uwierzyć, ale podświadomie czując, że to prawda. Że już nie wróci. Że skrzywdził ją za bardzo. Tak, nie mógł się jej dziwić.
A potem dotarły do niego jakieś dźwięki, głosy, rozmowa. Nie potrafił rozróżnić słów, ale zrozumiał, że Spencer ciągle gdzieś tu jest, że jeszcze nie zniknęła. Sapnął i uniósł ręce, chcąc sprawdzić, czy w mięśniach zostało choć trochę sił. I nagle, targany jakimś pierwotnym instynktem, zdołał podnieść się do siadu, a potem, wspierając się o ściany i wannę, wstał. Cały dygotał gwałtownie, wymięte i brudne ciuchy drżały razem z nim, wisząc na wymęczonym ciele, ale stał, zaciskając mocno zęby. Postąpił krok naprzód, ale nie mógł stracić kontaktu z czymś stałym, bo wiedział, że wtedy runie znów na podłogę. Dotarł do umywalki. Znów opłukał twarz, zwilżył zimną wodą szyję, a potem osuszył się - na nic więcej nie było go stać. Starał się nie patrzeć w lustro, bo wiedział, że dostrzeże tam dno, wrak, śmiecia. Nie chciał.
A potem stanął w progu łazienki, uświadamiając sobie z całą mocą, co będzie oznaczało opuszczenie jej.

Leo Rough pisze...

[;)
chyba miałam mieć napisane na czole "Leo", a na koszulce to jego pierwsze zdjęcie xD
mhm -.-
;)
:>
dzięki. szczerze? już samo pisanie mi pomaga. zresztą, wiesz, bo już Ci o tym pisałam.
e tam, KOCHAM dramaty! <3
oj, bo i tak Lewek będzie miał tam potem problemy, niech się trochę pocieszy, o ^^]

Nie spodziewał się, że będzie czekać na niego za drzwiami, więc ledwo utrzymał się na nogach z ogarniającego go zdziwienia, gdy dostrzegł ją tuż za progiem. Przez dłuższą chwilę nie wiedział, co mógłby powiedzieć lub zrobić, a właściwie jak powinien się zachować. Stał jedynie nieruchomo, opierając się ciężko o ścianę, by nie upaść na oczach ukochanej kobiety, tym razem z ten dosłowny sposób. Bo metaforycznie "upadał" już milion razy i ona prawie zawsze była tego świadkiem. I oboje potem cierpieli.
I w końcu - znów nie wiedział, jak dużo czasu minęło - zdecydował się poruszyć. Wstrzymał oddech, nie wiedząc, czego oczekiwać ze strony Spencer, a potem objął ją jednym ramieniem, tak mocno, jak potrafił, drugim ciągle podtrzymując się o ścianę. Wtulił twarz w zagłębienie na jej szyi, chcąc w nim zniknąć, zagubić się albo przynajmniej znaleźć odrobinę spokoju. Jakiegokolwiek. I sam zapach brunetki, niezmienny, słodki, wyrazisty zdołał sprawić, że Leo odzyskał kolejną cząstkę utraconych sił.
Dręczyła go jeszcze ta cholerna niepewność, jak na to wszystko patrzy Spencer. Czy pozwala mu na ten uścisk z litości, z dobroci serca? Czy może jest gotowa mu wybaczyć i dlatego właśnie zastał ją pod drzwiami łazienki? Chciał to wierzyć. Postanowił, że nie wypuści jej z ramion, dopóki ona sama się z nich nie uwolni; chciał, by tym razem decyzja o kolejnym kroku należała do niej. Jakoś podświadomie przeczuwał, że to jest coś, co musi zrobić, by ją odzyskać. Ale zaraz potem poczuł, że znów robi mu się słabo i oderwał się od ukochanej, zaciskając palce obu dłoni na futrynie drzwi i opierając na niej też czoło. Z przymkniętymi powiekami czekał, aż minie fala nudności i zawrotów głowy, ale trwało to długo; czuł jednak przy sobie obecność Spencer, więc mógł czekać tak długo, jak będzie trzeba. I w końcu te nieprzyjemne dolegliwości minęły, choć znów zostawiły po sobie kropelki potu na jego twarzy i targane drobnymi skurczami mięśnie. Zdołał jednak wyprostować się i uspokoić oddech, by móc powiedzieć. Ale gdy otworzył usta, nie wydobył się z nich żaden dźwięk, a tylko jego oczy krzyczały prośbami i przeprosinami.

Leo Rough pisze...

[oczywiście, że mam, jak inaczej zrobiłabym tę koszulkę? ;p
właśnie ^^
bardzo się powtarzamy? ;p
zdarza mi się czasem. poza tym, tamten jest taki słodki, że szkoda mi go dręczyć. ten Leo to inna bajka ;p
pewnie masz rację, chociaż ostatnio sama mówiłaś, że Michał MUSI wrócić. nie ma innej opcji. a przynajmniej chciałabym, żeby nie było. rzeczywiście szkoda, bo to kawał czasu jest, ale co poradzisz? może jeszcze się odezwie. a Murine... póki co, mamy gdzie pisać, a potem najwyżej przerzucimy się gdzieś, bo nasze potworki zostają, choćby się waliło i paliło. wiesz, Aga, dziękuję Ci za to :* taki mój blogowy to iga4m@onet.eu - od razu daj swój! poza tym weź, przecież wiesz, że bym nie śmiała Ci zwiać! ;)
w porządku. odpocznij sobie ;)]

Leo Rough pisze...

[jasne ^^
;)
tak, tylko troszeczkę ;p
ale obu uwielbiamy, no nie? ;D
tak, na onecie rządziliśmy. tutaj jest w ogóle inaczej, ale zdążyłam się przyzwyczaić. u, niefajnie. nie wiedziałam, że ten wrzesień to ostateczny termin ;( Tobie przejdzie, a ja będę znowu przez kilka miesięcy rozpaczać, bo już tak mam, że się za bardzo przywiązuję.
sześć lat?! niesamowite! bosz, jak my będziemy miały taki staż, to ja już będę na czwartym roku studiów, a Ty na piątym! xD wyobrażasz to sobie? ;p oj tak, wiem o czym mówisz. też tak mam z tym moim Amsterdamem. może kiedyś przejdzie. jak będziemy stare.
tak, coś wymyślimy, bo my ogólnie to pomysłowe dziewczyny jesteśmy! nie ma sprawy, lubię Cię przecież, nie? ;)
ok, zapisany. w sumie masz rację - nigdy nie wiadomo, co się może podziać ;)]

Leo Rough pisze...

[;)
ale Ci się ładnie zrymowało! ;p
zobaczymy. po tym wieczorze, jak go ładnie obgadałyśmy, to będzie miał krosty na języku i sobie będzie musiał przypomnieć, o! niestety :/
jeszcze lepiej: od czatu! to mi się wydaje takie... lekko nierealne. nie wiedziałam nawet, że istnieją takie, hm, społeczności! mogę sobie wyobrazić, że Ci dziwnie, mi też by było. taka znajomość! dla mnie - coś niesamowitego! weź, będę płakać! ;p i nie, nie przynudzasz, nigdy w życiu ;)
tak, postaramy się. kurde, a potem się okaże, że w Krakowie sąsiadkami będziemy albo coś ;p nie, nie chcę, żeby przechodziło! ;(
osom ;D ;D ;D wiem! ;p
;)]

Leo Rough pisze...

[haha ;p
o! wtedy już na pewno sobie przypomni o nas ^^
to brzmi jak wspomnienia z odległej przeszłości! ale super...! i właśnie miałam pytać, czy się nie bałaś z nią spotkać ;p ale to naprawdę cudnie, że tak Ci się trafiło. i mówisz: sześć lat?! normalnie szok! :)
no raczej! tylko wiesz, uważaj, bo ja to jestem trochę nadpobudliwa i jak już Cię poznam, to Ci się rzucę na szyję, wycałuję i w ogóle zamęczę xD
to nie było śmieszne, mówię serio! nie chcę zapomnieć! tyle lat mojego życia spędziłam w blogosferze, że to aż się wydaje nienormalne ;p
tak, tak, dobranoc, do spisania ;))]

Leo Rough pisze...

[jak piszesz "ta" to tak, jakbyś nie wierzyła. a on sobie przypomni!
no ale w sumie jak się już wcześniej znałyście z tego czatu TAK DŁUGO, to tak trochę mniej strasznie zaprosić do domu, nie? ;) no mogę sobie wyobrazić ^^
a mogłabyś wątpić w to, że się ucieszę na Twój widok?! no weź!
hej, ja nigdy nie będę stara i pomarszczona! będę miała przyjaciół wśród chirurgów plastycznych i zatrzymam się na wyglądzie dobrze zachowanej czterdziestolatki, o! ;D ale rozumiem, o co chodzi ;p no, Ty to jesteś w ogóle dziwna! xD
w ogóle jak fajnie Ci ten tekst wyszedł! <3]

To nie była jego wina, że umysł nie przyswajał informacji o tym, że Spencer ciągle przy nim jest. Że została. Wydawało mu się to nierealne, zupełnie niemożliwe, bo albo była tak uparta, albo tak bardzo go kochała, albo, po prostu, była masochistką. Nie miał jednak siły ani ochoty się nad tym zastanawiać, bo po prostu była. I zamierzał nasycić się jej obecnością, wziąć z niej jak najwięcej dla siebie... Czy to był egoizm? Na pewno tak, ale Leo miał w tamtej chwili odrobinę zaburzone odczuwanie odnośnie takich spraw.
Więc pokiwał energicznie głową, słysząc jej słowa, a na jego twarzy odmalowała się ulga i wdzięczność. Nawet jeśli potem miałaby odejść, tak, jak jej mówił, to teraz była tu dla niego i chciała mu pomóc, a już za to należały jej się wszystkie nagrody świata. Miał ochotę nosić ją na rękach, całować jej stopy, ale w końcu okazało się, że nie jest w stanie nawet wypowiedzieć słowa! Pozostało mu tylko patrzenie na nią i spełnianie bez protestów wszystkich jej próśb i propozycji, by nie dokładać jej zmartwień. Więc znów skinął głową, tym razem powoli i z cieniem wahania, bo droga do sypialni wydawała mu się nie do pokonania. Ale wtedy Spencer wsunęła się pod jego ramię i samą tą swoją bliskością, podarowaną mu z idealną swobodą, sprawiła, że zechciał zostawić za sobą tę przeklętą łazienkę. I odepchnął się od futryny, by zaraz oprzeć wolną dłoń już na ścianie korytarza; pamiętał, by nie opierać się za bardzo na drobnym ciałku ukochanej, chociaż ostatnio ważył chyba mniej od niej. Nie mogła się jednak przemęczać, miał to w pamięci, więc właściwie sam pokonał całą długość hallu, docierając aż do sypialni. Tam od razu wyswobodził się z objęć brunetki i opadł ciężko na łóżko, choć nie pozwolił sobie na położenie się na nim, uparcie siedząc prosto na samym brzegu. Spoglądał na czystą, nieużywaną od tygodni pościel - Kat dbała, by mieszkanie było zawsze gotowe dla jakiegoś niezapowiedzianego gościa - i nie mógł się nadziwić, jakie to miejsce wzbudza w nim uczucia. Budziły się w nim wspomnienia, o których istnieniu właściwie nie wiedział: jakieś poranki po wspólnie spędzonej ze Spencer nocy, jakieś wieczory, gdy nie mogli być razem i całymi godzinami wisieli na telefonach, przez większość czasu milcząc... I zastanawiał się, gdzie stracili tamten luz, tamtą swobodę w byciu razem, w życiu. Spojrzał na ukochaną, wyciągając do niej drżące lekko ramiona, by znów poczuć przy sobie jej ciałko i odgonić demony.

Leo Rough pisze...

[jeszcze gorzej xD
aż mi się przypomniało, że też zaliczyłam podobne spotkanie z dziewczyną z sanatorium. panikowałam nieźle, ale ona mnie wystawiła. tak mnie to zraziło, że teraz właśnie jaram się tym Twoim spotkaniem ;p
oczywiście! aż kupiłabym (kupię!) Ci zapiekankę na Kazimierzu, o! ^^
no w sumie ;p ;)
ale wyszło super. a mi spod palców wychodzą dzisiaj śmieci -.-]

W porównaniu z jego wyziębionym ciałem, Spencer była rozkosznie ciepła, więc jej uścisk wydawał mu się jeszcze cudowniejszy. Jakby swoją temperaturą rozgrzewała nie tylko jego organizm, ale też ducha - odzyskiwał nadzieję i spokój. Nagle wydawało mu się, że już teraz wszystko jest tak, jak dawniej; zapomniał, że właśnie przechodzi przez najgorsze piekło, że zranił i sam był zraniony. Ale nie było. Bo to nie ona powinna gładzić uspokajająco jego plecy, tylko on jej! Powinien być oparciem dla ukochanej kobiety, ale w ich wypadku zawsze było na odwrót. A przynajmniej on tylko tyle pamiętał.
- Spencer - zamruczał wprost w ten rozkoszny dołeczek na jej szyi. Wdychał jego zapach i mamrotał imię ukochanej, czując, że miała rację i rzeczywiście potrzebuje snu. Nie mógł sobie przypomnieć, by na zimnej podłodze łazienki przespał choć godzinę, więc teraz zmęczenie brało górę. Odsunął się od brunetki na tyle, by spojrzeć jej w oczy, a potem westchnął cicho i przeniósł wzrok na łóżko, uśmiechając się lekko, zachęcająco.
- Zostaniesz ze mną? - zapytał cicho, leciutko unosząc brwi, jakby próbował przygotować się na krótkie "nie" z ust kobiety.

Leo Rough pisze...

[już nie ;p
no, jakoś tak wyszło. jaram się! ^^
a co, głodna jesteś? ;D haha, ok, kiedy?
tak, tak, niech będzie ;p
wiem, że przeze mnie - już Ci daję spokój ;) chciałam jeszcze odpisać, ale mam trochę roboty, więc będę później ;)]

Leo Rough pisze...

[wiem, wiem, bo Ty dobra dziewczyna jesteś, no ;)
chcesz mnie naciągnąć na tę zapiekankę, ma się rozumieć! jak znowu zacznę zarabiać, o! ^^ Śląsk, dokładniej konurbacja górnośląska. Ty jesteś z okolic Przemyśla, mam rację? gdzieś kiedyś tak wyczytałam, ale nie wiem, czy mam prawdziwe dane ;)
;p
wiem. ^^ i tak mi nie wychodzi trzymanie się z dala od kompa... ;p no widzisz, same plusy! powodzenia ;)
jestem dzisiaj taka nieogarnięta, że szkoda gadać! -.- więc musisz mi wybaczyć wszystkie dziwne zachowania, tak do północy ;p]

Ciągle czuł się zawstydzony tym, w jakim jest stanie. Było mu niesamowicie głupio, że Spenc ogląda go takiego, gdy jest słaby, właściwie bezbronny, zdołowany. I to z własnej winy! Co innego, gdyby ktoś albo coś sprawiło, że dotarł do tego punktu, ale nie, sam to sobie zrobił. I teraz musiał cierpieć. Ona jednak ciągle uparcie nie pozwalała mu pogrążyć się w otchłani rozpaczy, jego mały promyczek, który rozświetlał wszystkie ciemności. Jej opanowanie, spokój, a przede wszystkim to, że nie okazywała obrzydzenia czy złości, w końcu sprawiły, że Leo zdołał się rozluźnić, ufnie wtulając w jej ciało. Przygarnęła go chętnie, na co mężczyzna zareagował potężnym westchnieniem ulgi. I zaraz sam oplótł ją ramionami, obiecując sobie, że jej nie wypuści. Właściwie nie zdążył dokończyć tej myśli, bo już spał, wspierany dotykiem znajomych, ciepłych dłoni.
Pierwszym, co sobie uświadomił po przebudzeniu, była uporczywa suchość w gardle. Czuł się tak, jakby był na porządnym kacu - najchętniej wypiłby wannę wody, a głowa bolała go tak, że w pierwszym odruchu chciał zacząć szukać tramadolu. I wtedy uświadomił sobie, co się dzieje, gdzie się znajduje. Nie otwierał oczu, odrobinę obawiając się tego, co zobaczy. Pamiętał obietnicę ukochanej, ale nagle, po tych kilku (a może nawet kilkunastu) godzinach snu, nie był już pewien, czy się nie przesłyszał. Zastanawiał się, czy będzie obok, chociaż wcale nie wyczuwał jej ciała w łóżku. Ale zaraz zaczął przekonywać sobie, że jej "tu" nie oznaczało konkretnie sypialni, ale raczej mieszkanie; że bez problemu się znajdą, kiedy będzie jej potrzebował. I znów, tak samo jak przed odpłynięciem w spokojny, głęboki sen, odetchnął głęboko z ulgą i w końcu otworzył oczy. Miał rację - Spencer nie było w pokoju, ale na krześle przy łóżku leżał jej sweter, doskonały znak, że tu była. Że sobie jej nie wyobraził, dręczony bólem odtruwania.
I czekał, zastanawiając się, po raz kolejny zresztą, co powinien zrobić.

Leo Rough pisze...

[trochę się mieszam w zeznaniach, co? ;p
no! ;D
od razu sprawdziłam - jakieś trzysta kilometrów. mogłybyśmy się spotkać w Tarnowie, połowa drogi ;p no, całkiem możliwe, że z jakiejś Twojej rozmowy z Michałem, chociaż wtedy nie wiedziałam jeszcze, że Andro to Ty ;D bo tak się podpisywałaś, nie? miałaś na starym MT taką dziewuszkę?
a ja zamiast się uczyć, oglądałam film. teraz mam wyrzuty sumienia -.-
jeszcze nie wiesz, na co mnie stać! ]

To Spencer ratowała go zawsze z każdej opresji. To ona trzymała go przy życiu w najtrudniejszych momentach. To u niej szukał pomocy, gdy już nie starczało mu sił. Ona była jego światem. I tylko czasem, wydawało mu się, że bardzo rzadko, uciekał. Chował się przed nią w swojej skorupie, w bańce, do której nikt nie miał wstępu - tylko po to, by pobyć z samym sobą, pomyśleć, powalczyć ze słabościami. Ale zdarzało się, że ta słaba, poraniona strona jego natury przejmowała kontrolę. To właśnie wtedy odsuwał Spencer od siebie, okłamywał ją, uciekając jak najdalej od tego, co tak go męczyło. Nie od niej, bo nie było chwili, by o niej nie myślał, ale właśnie od problemów. Nie miał pojęcia, że ona odbiera to inaczej, że wydaje jej się, jakby Leo jej nie ufał. A przecież tak naprawdę tylko jej wierzył - jeszcze nigdy go nie zawiodła i wiedział, że tego nie zrobi, w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy, jak mu się wydawało, odnajdywali przyjemność w ramieniu go. Nie, Spencer była dla niego dobra w każdym tego słowa znaczeniu. Ciepła, czuła, troskliwa, z anielską wprost cierpliwością, po prostu wspaniała. Ale ona swoje, a Leo swoje. Wciąż i wciąż ranił ją, nawet wtedy, gdy chciał dla niej jak najlepiej, gdy zupełnie odrzucał jakiekolwiek czające się w jego sercu iskierki egoizmu. Nawet wtedy, gdy walczył o jej szczęście.
I teraz już wiedział, że musi to zmienić. Że musi pozwolić jej samej dbać o siebie, przestać narzucać jakieś swoje wizje, pytać! Zamierzchłą przeszłością wydawała mu się rozmowa, którą odbyli w szpitalu kilka miesięcy temu; obiecali sobie wtedy, że będą wyjaśniać wszelkie niejasności, że zaczną rozwiązywać swoje problemy poprzez rozmowę, a nie, tak jak miał to w zwyczaju Leo, ucieczką. Ale on ciągle nie potrafił mówić. Starał się, kilkakrotnie podejmował próby, ale co z tego? Nic z nich nie wyszło. Znów dotarli do momentu, gdy rozmowa to zbyt mało, gdy już nie naprawią sytuacji krótkim "przepraszam".
Aż w końcu doszedł do wniosku, że nie mają innego wyjścia, jak po prostu porozmawiać o tym, co zaszło. Tylko jak?
A wtedy w progu Leo dostrzegł burzę ciemnych włosów. Uśmiechnął się szeroko na ten widok, ignorując piekące wargi i odmawiające posłuszeństwa mięśnie w policzkach. Zaraz wsparł się na łokciach i jakoś zdołała usiąść, udając, że wcale nie kręci mu się w głowie. Odetchnął głęboko i umościł się trochę wygodniej, podwijając pod siebie nogi w dziwnym odruchu, który pozostał mu po tych kilku dniach spędzonych w ciasnej przestrzeni łazienki. I zaraz pokiwał na Spencer zachęcająco, ciągle uśmiechając się, teraz już oszczędniej. Nie spuszczał z niej uważnego spojrzenia, gdy wdrapywała się na łóżko i gdy w końcu znalazła się w zasięgu jego ramion. Cmoknął krótko środek jej czoła, a potem przygarnął do boku na dłuższą chwilę. I zaraz odsunął ją od siebie, lekko skrzywiony.
- Pachniesz płynem do mycia podłogi. - wymruczał z wyraźnym smutkiem, by zaraz pokręcić głową. - Nie musiałaś tu sprzątać. - dodał, tym razem ze wstydem, i od razu spuścił głowę. Jak dziecko. Był jak dziecko.

Leo Rough pisze...

[oj tam, oj tam ;p
byłaś kiedyś w tym Tarnowie? bo ja się w ogóle w tamtą stronę dalej niż do Krakowa nie zapuszczałam ;p / no wiem, właśnie sobie sprawdziłam tę Andromedę ^^
wiem ;( w sumie jakieś pocieszenie, że nie jestem w tym sama ;p
tak! weź, tam jeszcze była wstawka o złowrogim śmiechu, ale mi ją usunęło -.-
mogę się wstrzymać z odpisywaniem na SA? bo jakoś nie umiem nic wymyślić.]

Dlaczego ciągle była taka niepewna? Czy zrobił jej aż taką krzywdę, że teraz nie ufała mu? A może uznała, że nie jest sobą, może widziała w nim obcego, nieprzewidywalnego człowieka? Nie wiedziała, czego się spodziewać, może nawet bała się go po tych scenach, które urządził - najpierw w Murine, a teraz też tutaj... Na te wszystkie myśli Leo zareagował nerwowym spięciem i wstrzymaniem oddechu. Ale przemógł się, bo to jednak ciągle była jego Spencer; przekonał się o tym, gdy w znajomy sposób przekręciła oczami, a potem zobaczył, że patrzy na niego też tak, jak zwykle - ciepło, można rzec: miękko. Tak, jak patrzy kochająca kobieta. I natychmiast odetchnął z ulgą, znów przyciągając ją do siebie, na chwilę rozprawiając się z wątpliwościami.
- Dziękuję. - mruknął krótko, wiedząc, że na prawdziwe podziękowania przyjdzie jeszcze czas. Teraz raczej nie był to odpowiedni moment. Przesunął językiem po spierzchniętych wargach, zaraz znów odnajdując oczy ukochanej.
- To co? Ogarnę się trochę i wracamy do domu, tak? - zapytał, odrobinę niepewnie, jakby ciągle bojąc się, że go odrzuci, choć wydawało się to coraz mniej prawdopodobne. Nie chciał okazywać jej znów wszystkich swoich słabości, ale póki co nie miał siły ani ochoty grać czy udawać nawet w najmniejszym stopniu. Bo marzył już o powrocie do Murine, do normalności. I tylko pytał się w duchu: czy to jeszcze możliwe?

Leo Rough pisze...

[;)
ok, Kraków ^^ / no rozumiem :) oj, jak to dobrze, że Andro Ci się znudziła! ;D
coś to dość niewiele, nie uważasz? ;p
AŻ TAK nie jestem, chyba ;D
dzięki ;) no tak... troszeczkę. ale wiesz, mi w ogóle Lewek nie idzie, także sama rozumiesz. czyli chcesz nowe? ja dzisiaj na nic nie wpadnę, ale może jutro. pokombinuj coś ;)
przecież wiesz, że od historii L&S jestem uzależniona!]

Wiedział, jak silne są uczucia Spencer względem niego, ale miał też świadomość, że czasem to za mało. Kochali się do szaleństwa, ale co z tego, skoro nieustannie popadali w konflikty? Owszem, teraz była też Fasolka i to ona miała ich godzić i trzymać razem, ale co, jeśli za kilka lat któreś z nich uzna, że to bez sensu? Trzy osoby zostaną skrzywdzone. I dlatego ciągle był niepewny, ciągle analizował, myślał, znów analizował. Do znudzenia.
Wiedział, że po tym, co zastała po przyjeździe, jego nagła propozycja powrotu do domu wyda jej się dziwna. Ale po dobrze przespanej nocy czuł się jak nowo narodzony (no, prawie!), a już na pewno wiedział, że najlepiej wróci do pełnej równowagi w swoim domu. Bo to mieszkanie dawno przestało nim być.
- Nie, już jest w porządku. Chcę jechać do domu. - odparł zdecydowanie, odwzajemniając lekki uśmiech Spencer. - A ty? Dobrze się czujesz? Będziesz mogła prowadzić? - zapytał zaraz, a jego dłoń automatycznie powędrowała do brzucha kobiety. Och, jak on zdążył zatęsknić za Fasolką! Brakowało mu wieczorów w towarzystwie ukochanej i tych trwających w nieskończoność bajek, póki co opowiadanych do maluszka, który wcale ich nie słyszy. Ale to nic. Niedługo usłyszy.

Leo Rough pisze...

[jesteśmy ^^ / no ja myślę ;D
aż mi się przypomniał taki tekst z rodzynków studenckich o rydzu xD
hej, nie powiedziałam, że nie masz się tak zupełnie czego bać! kurde, zaplątuję się, koniec n;p
możemy. jakiś romantyczny wątek, hm? ;D no też byśmy mogły. ale w ogóle mi się wydaje, że albo zostaną wrogami, albo się pozakochują w sobie, bo tacy są niezgrani pod względem charakterów ;p czy coś xD
;p
spoko, ucz się. wiesz, ja cały dzień przepisuję zeszyty z piątku - NIE NAPISAŁAM ANI LITERKI!]

Odetchnął z ulgą, słysząc zapewnienie Spencer. Miał nadzieję, że to nie było tylko takie zdawkowe "w porządku", ale szczere i zgodne z prawdą. Zaraz więc przypatrzył jej się uważniej i szybko uznał, że nie powiedziała tego tylko po to, by przestał pytać. Zresztą wyglądała już lepiej, niż gdy ją widział poprzednio - była wyspana, a lekki uśmiech, który błąkał się gdzieś w jej twarzy, dopełniał obrazka względnego spokoju. I zaraz pomyślała o sobie, że musi wyglądać zupełnie tragicznie.
- Ja potrzebuję prysznica i świeżych ubrań, ale ty możesz sobie poleżeć. Zajmie mi to trochę. - odparł, choć miał ochotę zostać w łóżku jeszcze jakiś czas. Zwyczajnie obawiał się, że gdy wstanie, wszystkie objawy odstawienia tramadolu wrócą. Ale postanowił, że będzie z nimi walczył, że już się nie podda. A przynajmniej dopóki nie wróci chęć sięgnięcia po lek, której tymczasowo się pozbył. Tony ostrzegał go, że to "domowe" odtrucie pomoże mu zwalczyć uzależnienie fizyczne, ale zostawało jeszcze to psychiczne. Wydawało się ono Leo abstrakcją, dlatego nie przejął się nimi prawie wcale, a na pewno nie bardziej, niż widzialnymi objawami odwyku.
Niezbyt chętnie wysunął się z objęć Spencer, cmokając znów krótko jej czoło. Nie spieszył się z zejściem z łóżka, bo na chwilę zaatakowały go zawroty głowy, ale gdy tylko minęły, stanął na podłodze, wyprostował się i przeciągnął, a potem ruszył do wyjścia, nieznacznie kulejąc na lewą nogę. W progu obrócił się jeszcze do brunetki i posłał jej lekki uśmiech, a potem zniknął.

[kombinujesz coś z tym Tonym? bo teraz jak Leo się poszedł ogarniać, to ten mógłby znowu wkroczyć :> a w ogóle jak Ty to widzisz? ;)]

Leo Rough pisze...

[;D / fuck -.-
http://rodzynki.net/21274
wiem -.- już miałam napisać, że to dlatego, że Ty zła kobieta jesteś, ale widzisz, nie napisałam ;p
hahaha xD nie jest, znaczy może mu się coś odwidzieć. albo w ogóle możemy pójść w jakiś kolejny seks-układ czy coś. albo w jakiś związek w przeszłości, o! ;) no jasne, zgadzam się z tym w zupełności! ;)
cicho! zadanie z chemii przepiszę jutro na przerwie, a resztę olewam. najwyżej jutro mnie nie będzie na blogu, nadrobię, o ;) wiesz, że nie wytrzymam, nie? ;p
ale tak do końca nic nie ustaliłyśmy xD nie, ja nie chcę Tony'ego, bo to Ty wiesz, co powinien zrobić i powiedzieć, żeby S. jakoś do siebie przekonać i w ogóle ;)]

Całkiem optymistycznie nastawiony do... no cóż, do wszystkiego, powędrował do łazienki. Pachniała, tak jak Spencer - środkiem do mycia podłóg, ale nagle ten gryzący, chemiczny zapach zaczął mu się podobać. Przypominał mu o ukochanej, o jej poświęceniu, o tym, co przeżyli. A na pewno nie kojarzył się z godzinami, które spędził w tym pomieszczeniu z nozdrzami wypełnionymi zapachem własnego potu. A jednak obrazy wróciły, tak samo jak rwący ból, który wtedy czuł. Z trudem odgonił od siebie wspomnienia, tak świeże i wyraźne, jakby w tej chwili je dla siebie zbierał. Nie chciał pamiętać. Odetchnął głęboko, nagle znów słaby, znów przeraźliwie zmęczony, a potem osunął się po drzwiach łazienki, tym samym siadając na zimnej podłodze. Posadzka lśniła niemal zachęcająco, więc zaraz położył na niej dłonie, a potem cały ułożył się na niej, znów targany dziwnym, trzewnym bólem.
Sam nie wiedział, ile to trwało. Na pewno długo. Gdy wróciła mu świadomość własnego ciała i otaczającego go świata, dotarły do niego głosy. Uspokoił się. Spencer nie była sama, a więc nie miała się martwić, że toaleta zajmuje mu aż tyle czasu. Już względnie opanowany wszedł pod prysznic, puszczając niemal wrzącą wodę, by zmyć z siebie wszystko - ból, strach, złość, niepewność. Silny strumień uderzał w jego ciało tak gwałtownie, że Leo musiał oprzeć się o ścianę kabiny, by nie spłynąć razem z wodą do dna brodzika. Walczył ze słabością swojego organizmu, prawie nieświadomie męcząc go jeszcze bardziej, jakby chciał... Umrzeć. Zniknąć. Odpłynąć razem z kłębami pary. I to nagle wydawało mu się realne, gdy patrzył w dół na swoje wystające żebra i inne dziwnie sterczące spod skóry kości. Niemal wzdrygnął się, myśląc o tym, ile wysiłku będzie go kosztować doprowadzenie się do normalnego stanu. I zaraz się za to zabrał, po raz kolejny odrzucając od siebie słabości i lęki. Ogolił się dokładnie, kilkakrotnie wyszorował zęby, przygładził sterczące włosy. A potem znów zawiesił się na dłuższą chwilę, wpatrzony w lustro, w cienie pod swoimi oczami i zapadnięte policzki.

[w sensie guzdra się, żeby dać S. więcej czasu, nie? ;p]

Leo Rough pisze...

[oj tam, oj tam! -.-
ja w ogóle lubię rodzynki ^^
nie napisałam! ;p
serio? ;D wiesz, mi to jest obojętne, ale ten układzik byłby niezły. na pewno ciekawy, o! i Hattie, jakby się dowiedziała, to by miał Lewek przechlapane ;p
ja pierdole, ja też mam jutro francuski! i miałam zdawać jakieś słówka czy coś -.- truudno, laaaajcik ;D
aha. to miło ;p
no dobra, jak tam sobie chcesz. ale nie obiecuję, że będzie cudownie -.- i w ogóle zaraz zmykam, także to chyba mój ostatni komentarz, chyba, że się pospieszymy ^^
noooo!]

Wszedł do mieszkania Leo, jak zwykle, odkąd przyjechała Spencer, odrobinę podenerwowany. To nie było do niego podobne. Zazwyczaj nie tracił swojej swobody i wyrobienia, ciepła, ale ostatnio, gdy ona pojawiała się w pobliżu, coś się z nim działo. Nie mógł spokojnie patrzeć, jak jej facet ją krzywdzi, a już samo to sprawiało, że w jej towarzystwie odrobinę się zmieniał, jakby nie chciał jej podobnie zranić.
- I jak? - zapytał lekko, gdy pojawiła się w polu jego widzenia. Posłał jej ciepły uśmiech, a potem pokonał pozostałą dzielącą ich odległość i cmoknął krótko jej policzek. Odsunął się, ale nie na tyle, by zupełnie zerwać z nią kontakt fizyczny - ich ramiona się stykały.

[nie chce mi się więcej. już go nie lubię xD]

Leo Rough pisze...

[;)
ja mówię o tej stronie, kobieto! ;p
no dobra, cicho ;p
może się Em zakocha? ;> no nie wiem, brakuje mi pomysłów! może teraz Ty coś wykombinuj, co? ;p
haha, no, zerooo ;p
;p
WIEM! :D superszybka jesteś ;) weź, w ogóle ten czat na SA zjada mi czas! co to w ogóle jest?! ;p ;D
moje było krótsze, więc się nie przejmuj, o. w ogóle ten Tony jest niedorobiony, nie? ;p]

Cieszył się, że Spencer najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje. Że nie dostrzegała, jaki jest prawdziwy cel wszystkich jego starań. Już od jakiegoś czasu. Odkąd Leo zapadł na sepsę, a on na kilka dni prawie zajął jego miejsce w opiece nad brunetką - tak, już wtedy wiedział, że będzie szukał okazji, by pobyć tylko z nią. Była zupełnie inna od całej rodziny Rough i to niezwykle mu się w niej podobało. Aż do tej pory nie wiedział, czy chce jej mówić o swoim zainteresowaniu, o swoich uczuciach, ale teraz... to mogła być jego ostatnia szansa. I pewnie najlepsza, jaka mu się nadarzy.
Posłusznie ruszył za nią do kuchni, chłonąc spojrzeniem jej doskonałą sylwetkę. Uśmiechnął się leciutko na jej słowa, kiwając głową, choć wszystko w nim na chwilę zamarło, ścisnęło się boleśnie. Nie. Nie mogli wyjechać. Przysunął się do niej bliżej, stając naprzeciwko z rękami wbitymi w kieszenie jeansów. Może trochę za blisko, uświadomił sobie z opóźnieniem, ale postanowił to zignorować.
- Nie ma sprawy, Spenc. Na moim miejscu zrobiłabyś to samo. - odparł gładko, zanim zdążył pomyśleć, że te słowa przypomną kobiecie o jego żonie. Nie chciał, by o niej myślała.
Rzucił szybkie spojrzenie na wyjście z kuchni, zastanawiając się, ile jeszcze ma czasu do wyjścia Leo. Woda wciąż płynęła, więc uznał, że jeszcze co najmniej kilka chwil.
- Wiesz, Spencer, myślę, że nie powinniście jeszcze wyjeżdżać. - zaczął, starając się nie wyglądać na zdenerwowanego. - Leo jest bardzo słaby, choć może tego nie czuje. Źle zniesie podróż. Poza tym, trudno ci będzie samej go przypilnować. Tutaj możemy się zmieniać. - zakończył, znów nieświadomie dotykając opuszkami palców ramię kobiety.

[takie kulawe wyszło, ale trudno. poprawię się, nie? ;p
dobranoc, miłego poniedziałku ;)]

Leo Rough pisze...

[haha xD
^^
wiem, że wiedziałaś! ;p no jak chcesz, to Twoja postać, także ten ;p nie, Lewek sobie z Hattie poradzi, o! ale stwierdziłam, że w sumie mogłybyśmy zostawić to powiązanie, a tylko przejść do ciekawszych wątków - jakieś włamania do gabinetu dyrektora, żeby odkryć, o co chodzi, potem kolejne draki. wiesz, tu mogłybyśmy już, hm, popuścić wodze fantazji ^^ a później najwyżej wredny Lew złamałby Twojej Em serduszko. co Ty na to? ;>
hah, udało się! w ogóle się dowiedziałam, że z racji mojego odrobinę odmiennego statusu na francuskim nie obowiązują mnie sprawdziany, kartkówki, w ogóle nic! mam się uczyć i starać przychodzić na zajęcia, ale nawet mi obecności nie sprawdzają ;p
hahaha, no wiem, że Ty się znasz! ;p ale to wciąga! i weź w ogóle ja tak świrowałam na punkcie tego mojego wieku, a się okazało, że tacy młodsi też piszą! w sumie ja zaczynałam na początku gimnazjum, także też gówniara byłam, ale wtedy wszyscy byli w takim wieku! ;p
no! i w ogóle weź mi trochę pomagaj, co? bo ja nie wiem, jak on ma się zachowywać! cały czas łapię się na myśleniu jako Leoś! -.-]

Właśnie tego w pewnym stopniu się obawiał - że ma go tylko za przyjaciela. Wcześniej tak właśnie było, bo jako osoby, które wchodzą z zewnątrz do rodziny Rough, w pewnym stopniu musieli trzymać się razem. Pamiętał doskonale ich pierwsze spotkania, często w formie podwójnej "randki", czasem też z Kat i matką rodzeństwa. Tamci mieli swój sposób bycia, inaczej ze sobą rozmawiali, inaczej na siebie patrzyli. Tony, który był z Marą już kilka lat [przypomniało mi się, że on ma czterdzieści lat -.-] doskonale wiedział, czego się spodziewać po tej nie do końca normalnej rodzince. A Spencer była nowa i czuł się w obowiązku jakoś jej ułatwić te spotkania, choć Leo też starał się jej pomóc. Tylko on już nie wyczuwał złośliwości swoich sióstr ani nie dostrzegał dziwnego zachowania matki.
- Wiesz, o co mi chodzi, Spenc. - odparł łagodnie, z pewnym rodzajem smutku, jakby jej współczuł. Spuścił przy tym spojrzenie; nie bardzo lubił mówić o Leo, a ostatnio wydawało się, że nie ma innego tematu, który mogliby poruszyć. Leo, Leo, Leo... Nic nie mógł poradzić, że tylko szukał okazji, by porozmawiać o czymś normalnym.
- Zostańcie jeszcze trochę. To naprawdę najlepsze wyjście. - dodał, a potem w końcu cofnął się, oddając kobiecie jej osobistą przestrzeń. Nie mógł jednak odejść, więc oparł się plecami o blat obok niej, układając dłoń na jej dłoni.

[;p]

Leo Rough pisze...

[jeżu, sami pesymiści mnie otaczają! -.- ja tam mam całą masę pomysłów na ich kolejne wątki, a jeśli będziesz współpracować, nie zabraknie nam tematów! ;p no przecież wiesz, że ja bardzo sobie cenię wątki z Tobą, jeden mi nie wystarcza!
wiem, wszyscy tak chcą, ale nie wszystkim chce się chodzić na dodatkowe zajęcia, o ;p biedulka! jak Ty to przeżyjesz?!
nawet nie mów -.-
nie, no jasne, że nie! ;p tylko jakoś tak dziwnie ;p
no dobra -.- a nie możemy tego pominąć po prostu? ;> ładnie proszę! wiem, że coś wymyślisz, jak się postarasz! olałybyśmy Tony'ego, opisały powrót, potem Leo wpadłby w depresję, a Spencer... no, wtedy mogłaby się zwrócić znowu do Złego, o! ^^]

Leo Rough pisze...

[współpracujesz, grzeczna dziewczynka jesteś ;p rozumiem. może wciągnie ^^ to poszukaj! popytaj, może ktoś Cię czymś przyciągnie ;p
zapowiada się nieźle! teraz nie mam czasu, ale spojrzę na to później ^^
oj, no to niefajno!
nom ;)
dobra, ja jestem dziwna! może być? ;p
nie, wcześniej ja pisałam dwa komentarze pod rząd: za Leo i za Tośka, teraz Twoja kolej ;p]

Leo Rough pisze...

[mi też się nie chce, ale to nic. o, mam takie samo wrażenie! potrzebuję mocnych wątków ;p NIE!!!
właśnie ;p zobaczymy!
oj.
ups.
będziesz mi wypominać, że krótko napisałam? -.- dobra, ale nie teraz! nie dam rady ;p]

Leo Rough pisze...

[to sobie poszukaj! albo wymyśl mocny ze mną! najwyżej odprawię Q., ale wiesz, że dla Ciebie wszystko ;) muszę krzyczeć, bo mi krzywdę robisz! skończyć z blogosferą, też mi pomysł! to związek na całe życie!
masz rację, całkiem przyjemnie. i nasze potwory idealnie by się wpasowały w klimat! zobaczymy wieczorem, przegadamy to! ;) a z czym Ci się kojarzy, jeśli można wiedzieć? ;>
;p
będziesz znowu zołzą, złą i niedobrą? będę płakać!
no to ja poogarniam naukę i wszystkie inne sprawy, a potem napiszę. wiesz, że Ciebie mam na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o wątki, nie? ;)]

Leo Rough pisze...

[nie, ja też mam, ale mi przechodzi po pierwszym krótkim komentarzu ;p zła jesteś na mnie, że tak skróciłam długość moich? odpracuję to! ^^ / nie, daj spokój. wolę z Tobą, serio! poza tym, kurczę, możemy mieć to powiązanie, co mamy, a potem stopniowo przejść do jakiegoś sekretnego związku, takiego czysto emocjonalnego, z niekończącymi się rozmowami: połączenie dusz, tak to się chyba nazywa. czy nie byłoby super? no weź, zareaguj w końcu na coś odrobiną entuzjazmu! a jak się obrazi, to jej problem! ;p to z Tobą się znam od pół roku i to z Tobą chcę mieć wątek, od którego ciary chodzą po plecach. sprawa zakończona. pisz, jakiego Lewka chcesz mieć dla swojej Em, a ja Ci go dam. proste. / dobrze, wybaczam. wiem, że miło, bo sama tak często moim przyjaciołom robię; taka trochę niepewna zawsze jestem. OK. ale serio, bo ja zaczynam świrować, że mnie z całym tym cyrkiem zostawisz.
kurczę, fabuła bez udziwnień, jest wprost idealny! ale jak ja dam radę z trzecim blogiem?! ciągnie mnie, wiesz, że mnie ciągnie... / o, ja na swoim byłam ostatnio jeszcze na stacjonarnym kompie, więc... dwa lata temu, a i tak już wtedy z nikim na gg nie pisałam, bo wszyscy mieli już fejsa ;p no tak, mówiłaś, że tam jakiś kontakt przez gadu z nimi masz/miałaś. aha, ale to chyba dobrze, co? miłe wspomnienia ;)
przepraszam, już nie będę. albo się postaram ;p będziesz mnie tu wiekiem podchodzić, staruszko? ;D
serio? coś masz pecha ostatnio. ale to już tylko sobie przejrzysz i będziesz mieć spokój, nie? ja mam jutro sprawdzian z matmy a nawet nie zajrzałam do zeszytu -.-
mogę sobie wyobrazić, uwierz mi ;)]

Leo Rough pisze...

[no, wypominałaś mi chwilę wcześniej długość komentarzy, także nie wiem, czego się spodziewać ;p no, niech będzie, ale średnia Twoich i tak wychodzi większa, niż moich -.- / hihi ;)) ;D ach, popadaj sobie w samozachwyt, to takie pozytywne! a ja potrzebuję trochę optymizmu i takiego... no, ciepła ;) / czy czegoś tam ;p ;D kurczę, jak to zabrzmiało - mi będzie dobrze, a jak coś, to dam znać. dość otwarty człowiek jestem, no i walczę o swoje, jak potrzebuję, także się nie martw! teraz moja kolej na pisanie, mam rację? czyli wieczorem. a jakiś pomysł na wątek? bo tamten nudny, coś... z dreszczykiem napiszmy ^^ / wiem, wiem, spokojnie :) nie jesteś za stara, nie żartuj sobie. no ja myślę, że mnie nie zostawisz, Aga, bo wiesz, znajdę Cię ;p
OK, przekonałaś mnie! no i ograniczę bezowocne rozmowy na czasie na SA, też będę miała więcej czasu ;p
jaka interesowność: "jak mi coś było potrzebne" xD ale jasne, rozumiem, dla mnie też nie było przesadnie przydatne. teraz to z fejsa korzystam albo mejle wysyłam, bo moja komórka mnie nie lubi, a Kubuś (laptop) już trochę bardziej ;p
;)
haha, no. kupię Ci chryzantemę, chcesz? ;)
jesteśmy świetne po prostu! uzależnione! ;p
<3 ;)

a wiesz, że ja nawet myślałam o tym samym? czytasz mi w myślach chyba, a właściwie na pewno! myślę, że to świetny, boski, doskonały i w ogóle megapomysł!! ale jedno pytanie: masz na to siłę/czas/chęci? jasne, że Ci pomogę, jak tylko będę mogła, ale i tak to będzie dużo roboty. a sama mówiłaś, że przecież klasa maturalna jesteś... oj, już sama nie wiem! musiał nam to ten Michał tak utrudnić?! -.- jak będę we Wrocławiu znowu, to go znajdę i... no, coś mu zrobię ;p]

Leo Rough pisze...

[no dobra już, dobra, wierzę Ci. i tak, masz rację, liczy się jakoś, ale żeby jeszcze te moje teksty były jakieś... interesujące, odkrywcze, cokolwiek! dobra, koniec, nieważne ;)
dziękuję! :* naprawdę jestem już zmęczona ciągłym użalaniem się nad sobą ludzi, nie mówię o Tobie, ale w ogóle. owszem, gorszy dzień, ale żeby tak ZAWSZE? no szlag mnie trafia -.- tak? no to się cieszę ^^ ;D
OK! no, super, zacznę z jakimś włamaniem do dyrektora czy coś xD żeby się działo, pamiętam! ;))
nie pieprz! aż od razu pomyślałam o mojej siostrze, że ona mogłaby sobie na coś takiego wchodzić i aż mnie zatkało! więc zdecydowanie: nie, nie jesteś za stara!! ;p
haha, a nie bałabyś się mnie? że wiesz, dam Ci karę za to, że mnie zostawiłaś? byłabym gotowa to zrobić! ;p i tak się przecież spotkamy, no! ja mówiłam serio o tym Krakowie ^^
no spoko, w sumie bardzo rozsądnie. właśnie tak się zdziwiłam, że siedzisz dłużej niż ja, bo ostatnio Ci się to nie zdarzało ;p ale jutro mi już odpiszesz, nie? o ile coś stworzę! ;p
;p bo to zależy, jak masz możliwość spotykania się ze znajomymi czy wystarcza Ci telefon, to spoko. a ja mam tych z Łodzi, z Wrocławia, kuzynów za granicą i tak tylko się mogę z nimi wszystkimi kontaktować w miarę regularnie. ;) No wiem, śmieszne, że nazwałam swój komputer, ale to taki mój... przyjaciel jest ;p a Kubuś, bo dostałam go, jak w kalendarzu były imieniny Jakuba wpisane i jakoś tak wyszło ;p ;D
haha, ok, więc zapiekanka. ja lubię z podwójnym serem i ziołami prowansalskimi, tam bardziej przy tych straganach. w ogóle, jak ostatnio byłam na Kazimierzu, to Wodeckiego widziałam! ;p a jak się jarałam! ;D
cicho, tak ;p

no tak myślałam. a, jasne, wierzę w Ciebie! ;p tak, tak, uwielbiam Cię za tę wiarę, tak! wróci do nas i przywróci MT do łask, na pewno. a jak nie, to Ty też będziesz zajebistą administratorką ;)
ok, obiecuję! a wkurzaj się na niego, wkurzaj! zły facet! jeszcze z mojego rocznika jest, normalnie wiarę tracę! ;p]

Leo Rough pisze...

[Dzięki za pocieszenie ;) oj tam, oj tam. mówiłam, że ja mam ciary, jak czytam Twoje komentarze? ;>
o widzisz, a ja mam takie stwory w klasie! i weź tu pogadaj z takim, jesienna deprecha murowana -.- / hihi, no to super ;) w sumie wiesz, logiczne, że jak Ci miło, to Ci też lepiej... bosz, jak to brzmi xD
;)
ja pierdziele. a jak ja tak skończę?! weź, muszę zadzwonić do mojego barmana, coby się ze mną hajtnął, jak skończę... trzydzieści dwa, o! ;p
pewnie masz rację. mówiłam, że lubię całować, ściskać i cieszyć się? ;)) / no, ja myślę. co do dokładniejszego terminu, to się tak... w przyszłym roku zgadamy ;)
o, ja też tak zaczynam, źle się zapowiada, źle. ale wiesz, mi tam to w sumie pasuje, bo ze mną piszesz! chcę, ale pisałaś, że tam się już raczej nie pojawisz, także no... no dobra, zajmij się tam swoimi sprawami, a ja się w końcu POUCZĘ -.- no ja niestety środę mam na 100% przeznaczoną dla biologii, także raczej marnie będzie z moim pisaniem.
właśnie. ale podziwiam - ja nie umiem rozmawiać przez telefon xp
czyli nie jestem jedyna świrnięta ;p haha ;)
ja tam już mam kilku znajomych, ale jakoś się nigdy nie składa, żeby tam ich odwiedzić. prędzej tych we Wrocławiu ;) no, Wodeckiego! zakupy robił ^^ haha, no ;)

no jasne ;) nie, bo nas zostawił - ja tam będę broniła swojego, o! tak, pojawi się, ale już będę miała uraz, a co! haha, ok! tylko żebyś prawa jazdy nie straciła ;p na rowerze! xD
dokładnie. przygadasz mu, jak wróci, nie? no.]

Leo Rough pisze...

Obiecał sobie solennie, że z całych sił będzie starał się niczym więcej nie urazić ukochanej. Że stanie się dla niej znów tym Leo, którym powinien być zawsze, a stawał się jedynie w nielicznych momentach - ciepłym, czułym, troskliwym, oddanym. Z całego serca pragnął znów odzyskać jej zaufanie, więc robił wszystko, o co go prosiła i czego od niego chciała; doszedł wręcz do perfekcji w odczytywaniu jej kolejnych propozycji i sugestii. W tamtych dniach nie było niczego, czego by dla niej nie zrobił choć zaledwie tydzień wcześniej wydawać by się mogło, że jednak istnieje coś, co mogłoby ich podzielić: tramadol. Narkotyk, który śnił mu się całymi nocami, który wywoływał na jego skórze dreszcze i przyspieszał bicie serca, choć już dawno pozbył się jego resztek z organizmu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie rozumiał pragnienia, które nachodziło go w najmniej oczekiwanych momentach: pragnienia połknięcia kilku niewielkich tabletek. Wiedział, że mogą przynieść ulgę, gdy coś się dzieje, a jednocześnie pamiętał, jak bolało, gdy próbował je od siebie odrzucić. A jednak ten pociąg nie znikał - ciągle miał chwile, gdy to tramadol, zamiast Spencer, zapełniał wszystkie jego myśli. I czasem mówił jej o tym, wiedząc, że martwi się, widząc go zwiniętego znów w ciasny kłębek gdzieś w ciemnym kącie. Ale nie lubił jej reakcji, więc ograniczał takie wyznania do minimum, nie chcąc jej również martwić. Już i tak zadręczała się wszystkim, zupełnie niepotrzebnie, bo przecież wszystko było już dobrze, prawda?
To dla niej i dla jej spokoju zgodził się zostać w Londynie jeszcze kilka dni, choć przecież czuł się już nieźle i bardzo chciał wracać do Murine. Zrozumiał jednak intencje jej i Tony'ego i pozwolił im na wszystko, świadomy, że chcą go sprawdzić. Nie pomylili się - uzależnienie psychiczne Leo było silne i sam nie dawał sobie rady z nim walczyć. Ale na szczęście zawsze obok była Spencer i ich maleńka Fasolka, to pomagało. Kładł głowę na jej brzuchu i rozkoszował się chłodnymi palcami, sunącymi pomiędzy kosmykami jego włosów, by w końcu, jakimś cudem, zapomnieć. O bólu rozrywającym trzewia i umysł, o smutku, o żalu, o wyrzutach sumienia, o nienawiści. O wszystkim. Bo wtedy znów zaczynała się liczyć tylko jego ukochana i ich nienarodzone dziecko.
A potem w końcu zdecydowali się na powrót do domu. Fizycznie Leo czuł się już doskonale, ale jego serce ciągle nie było uleczone. Pokryło się grubym ochronnym pancerzem, by nie pokazać słabości, a przez to coraz bardziej tonęło w swoim bólu. Znał to tłumienie emocji, wiedział, jak to się morze skończyć, ale zwyczajnie nie był w stanie nic z tym zrobić. Czuł się bezradny, zmęczony, nijaki. Wręcz pozbawiony duszy. Przepełniała go nienawiść do samego siebie, tak głęboka, że zaczynał czuć się, jakby znikał zupełnie, trawiony własną złością i obrzydzeniem. Kwasem. A Spencer, choćby chciała, nic nie mogła na to poradzić.
Popadał w coraz głębszą depresję i chyba nie istniał sposób, by go z niej wyciągnąć.

Leo Rough pisze...

[MAM CIARY! <3
och, zazdroszczę. wiesz, moja paczka jest spoko, ale reszta... szkoda gadać :/
zgodzi się, na pewno, nie ma wyjścia ;p
i co, nadal się nie boisz? xD / ok!
oczywiście ;p no, odpuść sobie. ja też napiszę już jutro, jak będę miała trochę więcej czasu ;) hahaha, właśnie! musimy w końcu trochę przysiąść ;)
aha ;p o, ja pisania na telefonie nie ogarniam, więc smsy to dla mnie czarna magia! ;p no właśnie, wiedziałam, że nie jestem jedyna ;p
hihi :*
no to świetnie, bo i nocleg załatwiony, i najlepsze kluby znają... a to mi przypomina, że potrzebuję porządnej imprezy! / hah, no! ;p

dobra, to dopiero tydzień, wróci! ok, to się pilnuj ;p
no dokładnie! ale wiesz, mejla możesz poszukać - na tych blogach, gdzie był, pewnie zostały w rekrutacji. ten szpital i chyba AC - jak Ci się chce, to sprawdź. i ścigaj go ;D]

Ciągle uważał, że nic wielkiego się nie dzieje - owszem, świat walił mu się na głowę, ale to nie był powód, by wzywać lekarzy i znów faszerować go lekami. Nie tego chciał dla siebie i Spencer. Chciał spokoju. I ciszy.
W tamtych dniach dużo spał albo po prostu leżał w łóżku, wpatrując się w sufit niewidzącym wzrokiem. Nie miał żadnych innych zajęć; w pracy wziął cały zaległy urlop, a właściwie Spencer załatwiła to za niego, bo jego jakoś nie ruszały sprawy związane z redakcją. W domu też radziła sobie sama, choć, starym zwyczajem, czasem robił jej śniadanie do łóżka, które jadła potem w samotności. Nie wiedział, co się z nim dzieje, ale zwyczajnie nic go nie obchodziło. Miał świadomość, że ukochana jest dla niego ważna, że powinien z nią rozmawiać, troszczyć się o nią, ale właściwie robił to bez emocji. Przytulał ją do siebie luźno, całował niemal zupełnie obojętnie; nie uprawiali seksu, choć przecież oboje byli od niego w pewnym stopniu uzależnieni. Ale to w obecnej sytuacji nie było dobre słowo.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że stracił zainteresowanie Fasolką. Wiedział, że w ciele Spencer rozwija się ich dziecko, ale teraz nie myślał o nim. Nie opowiadał bajek, nie witał się przyłożeniem ręki do brzucha kobiety, nie planował wieczorami ich przyszłości w trójkę. Nie to, że Fasolka zniknęła w ogóle - po prostu przestała dla niego znaczyć coś więcej poza tym, że Spenc jadła teraz więcej i miewała smaki, które zaspokajał, o ile miał siłę. Bo były też takie dni, gdy w ogóle nie ruszał się z miejsca, zbyt wyczerpany, zupełnie zamknięty w sobie, obojętny na otaczający go świat.

[to teraz wprowadź troskliwego Antośka, o! ^^]

Leo Rough pisze...

[a tam, potem ja napisałam krócej... także nie krzycz, jak mi znowu wyjdzie mniej, ok?
ale to fajnie! przynajmniej żyjecie: dyskutujecie, macie swoje zdanie! u mnie w klasie prawie wszyscy są obojętni. ulubiony tekst: nie wiem -.-
aha, spooko! hej, lubię, jak mnie ludzie przytulają ^^
no! ja w końcu usiadłam do tej bioli, ale i tak się nie zdążę nauczyć, wezmę np ;p
ha, no właśnie! ja się od razu mieszkam, rozpraszam, choć normalnie tego nie robię! ;p pewnie też bym się nauczyła, jakbym musiała ;p haha, dziadowski-dotykowy? to się chyba wyklucza ;p
no wiem, uwierz. o, a po cóż do Częstochowy? ;>
możesz spróbować! ale to może nie teraz, poczekaj jeszcze, daj mu trochę czasu. kurde, może wróci sam z siebie, o! ;)
i nie, nie nie mam ochoty pisać Tośkiem! ;p opisz to najwyżej... ogólnie ;p albo tylko to, co się później działo ze Spencer, o!]

To nie była jego wina, że się złamał. Wytrzymał wiele w swoim życiu, a ostatnie lata były dla niego już szczególnie trudne - przerażająca wiadomość o chorobie, porzucenie Spencer, miesiące rwącej, bolesnej samotności, a potem równie męczące próby odbudowania ich wspólnego życia. I kolejne sygnały postępującej białaczki. Wreszcie to... Uzależnienie i wszystko, co się w nim wiązało. Żaden normalny człowiek nie zniósłby tego! Tak więc Leo nie miał winy w tym, że popadł w depresję - zbyt wiele spraw nawarstwiło się, przygniotło go w jednej chwili. I nijak nie mógł sobie z nimi poradzić, choć chciałby; chciałby, ale nie miał sił. Było to błędne koło, z którego nie potrafiła wyrwać go żadna siła, nawet ta, która pomagała mu przetrwać gorsze tarapaty: Spencer. Czasem żałował, że ukochana nie może mu pomóc, ale nawet ten żal był teraz inny - słabszy i jakby szary, daleki, nie jego. Nie czuł się wcale. Wydawało mu się, że właściwie już nie istnieje, choć coś tam ciągle trzymało go w tym pół-życiu. To było mało, cholernie mało, ale jemu już nie zależało, nic go to nie obchodziło. Znosił swoje półtrwanie, zapominając zupełnie, że było kiedyś lepiej, że kiedykolwiek był szczęśliwy, a nawet, że kochał. Pozostał mu tylko cień tego uczucia, które kiedyś potrafiło przenosić góry, a teraz nie mogło nawet wpuścić na jego twarz uśmiechu. Było zbyt słabe, jak maleńki, blady płomyczek na wietrze. I wydawało mu się, że zgasło zupełnie, gdy Spencer się poddała: gdy wieczorami, zamiast, jak zwykle, wtulić się w jego bok z nadzieją, że coś powie, że obudzi się ze swojego dziwnego transu, po prostu kładła się na swojej połowie, odwrócona do niego plecami, daleka. Dla niego: daleka jak zwykle. Bo nie wiedział, że kiedyś było inaczej.
A potem zaczęły się koszmary. Od tego momentu dręczyły go już zawsze, gdy tylko przymknął powieki, gdy przykładał głowę do poduszki. Najprostszym wyjściem wydawało się: nie spać. Tak też zrobił, uciekając przez ciemnością i bólem tak przeraźliwym, że nawet jego zimne serce reagowało na niego gwałtownym skurczem. Całymi nocami chodził po mieszkaniu, przemierzając niepotrzebne nikomu kilometry, wyrywając sobie włosy z głowy i tnąc nierówno nożyczkami zarastający mu policzki, gęsty i ciemny zarost. Wyglądał jak narkoman z filmów - nieogolony, z ciemnymi worami pod oczami, w których błyskało szaleństwo, wychudzony, drżący. W dziwny sposób zdawał sobie z tego sprawę jedynie w chwilach, gdy łapał spojrzenia Spencer - wydawało mu się, że boi się tego nowego Leo. Więc zaczął jej unikać. Schodził jej z drogi, gdy tylko mógł; uciekał z łóżka, gdy ona do niego wchodziła. Odpowiadał monosylabami. Starał się jej to ułatwić, choć w jego głowie wyglądało to raczej jak jakaś ponura zabawa, która nie niesie radości. Zresztą, nic jej nie niosło. Doskonale nic.
Zastanawiał się czasem, kiedy nadejdzie jego koniec. Kiedy dane mu będzie umrzeć. A wtedy przypominał sobie o tramadolu - on pozwoliłby mu odejść. W spokoju, bez bólu, bez strachu. Och, gdyby mógł czuć strach! Nawet tego w nim nie zostało. Była tylko cieniutka, wątła niteczka tęsknoty za narkotykiem.
- Oddaj mi. - szeptał czasami, patrząc prosto w oczy Spencer pustym wzrokiem szaleńca.

Leo Rough pisze...

[dobra, serio coś pisz, bo mi zaczyna brakować pomysłów ;p - (mi też się tylko tyle nie zmieściło! ;p)]

Leo Rough pisze...

[może tak być. ja też myślałam, że mógłby się obudzić, gdy zauważy Tony'ego i Spencer razem, ale Twoja opcja jest lepsza ^^ to pisz szybciutko, bo ja będę się musiała zbierać już niedługo. no i pomyśl też o mnie, ok? bo serio zaczyna mi brakować pomysłów ;p]

Leo Rough pisze...

[ok, wierzę Ci już ;))
to już bym tak wolała, niż te cuda u nas. bo decyzja podjęta, niby wszyscy się zgodzili, a tu potem jakieś problemy, bo się nie podoba -.-
dzięęęęki. kochana jesteś :*
nie, serio? i pasek jest? ;D
;p / haha, nie wiem, nie znam się. ale miałam ochotę na dotykalski ^^
aha, zapomniałam! no tak. gapa ze mnie.
tak. to jest jakieś wyjaśnienie. kończymy temat Michała! znowu będzie miał krosty, mówię Ci! ;p
;)]

Już nic miało się nie zmienić. Nigdy. Wszystko miało być dla Leo stałe - ciągle szare, ciągle jednakowo zimne i bez znaczenia. To robiła z człowiekiem depresja. Niemal nie istniały zmiany, bo jak w tak bezbrzeżnej obojętności cokolwiek może poruszyć? A zmianę trzeba dostrzec, by zaistniała naprawdę, by się rozwinęła, by nabrała znaczenia i sensu. Dla niego nic go nie miało. A już szczególnie jego życie, ale ono też okazywało się niezmienne, więc przestał liczyć nawet na śmierć. Przestał liczyć na spokój. I na narkotyk także. Pękały ostatnie nitki łączące go ze światem, a on z łoskotem zwalał się w przepaść, z której nic go nie wydobędzie. Roztrzaska się na milion kawałków, na które nie zadziała żaden klej, żadna taśma.
A potem okazało się, tak nagle i niespodziewanie, że świat na chwilę stanął, że jednak coś takiego istnieje. Że jest jedna, jedyna rzecz - a właściwie osoba, która może go ochronić, tak po prostu. A może właśnie: o dziwo? On sam nie wiedział. Ale nie dane mu miało być się dowiedzieć.
Ciągle miewał te swoje sny, przyprawiające go niemal o zawał serca, ale były one coraz rzadsze. Kolejny symptom, że znika, że coraz bardziej nie istnieje. One były czymś ludzkim, a więc też czymś prawie mu obcym. A teraz? czy zostało w nim cokolwiek z człowieka? Okazało się, że tak. Po prostu czy o dziwo?
Spencer. Stanęła przed nim, jak robiła to setki razy, coś od niego chcąc, złoszcząc się, prosząc, błagając wręcz, wykrzykując jakieś gniewne słowa albo czułostki. Chcąc go zranić albo pocieszyć. Przytulić lub odepchnąć. A tym razem? Tym razem była inna. Mniej szara. Wyraźniejsza. Udało mu się skupić na niej spojrzenie, wciąż odległe i nieobecne, ale teraz wbite w jej oczy. Zaczął swoje obserwacje, niezbyt zainteresowany, ale w pokrętny sposób świadomy swoich obowiązków względem kobiety, która się z nim męczyła. I wtedy coś drgnęło w nim - jakaś drobniusieńka iskierka, gdzieś głęboko. Bo ta rozpacz na jej twarzy była prawdziwa i nieprzebrana, i gwałtowna, i zaskakująca. Usiadł powoli, ciągle wpatrując się w nią, we łzy płynące ciurkiem po jej policzkach, żłobiące jakieś swoje korytarze. Opuścił spojrzenie. Musiał znaleźć słowa, które wypowiedziałby normalny człowiek w takiej sytuacji - coś, co nie byłoby tak do końca niedelikatne, po prostu: adekwatne do sytuacji.
- Jak to? - zapytał w końcu, ciągle obojętnie, ledwo poruszając wargami, ze spojrzeniem wbitym w swoje stopy, ułożone na podłodze.

[na nic innego mnie nie stać, przepraszam. i znikam już, dobranoc ;)]

Leo Rough pisze...

[hah ;p
moja wychowawczyni też tak mówi! ;p właśnie -.- dzisiaj znowu tak było, bo chcieliśmy sprawdzian z gery przełożyć - cyrki takie, że ja pierdole. już się wolę nauczyć -.-
samozachwyt-alarm! ;D
aaa, OK! ;p
zwykłe są w porządku ;) a te z pełną klawiaturą, wyglądają jak mutanty ;p ale nie, rozumiem: bardzo praktyczne.
u mnie też się jeździ, ale nie pomyślałam o tym xD
jaka zołza... ;p
wiem, że nic nie ustaliłyśmy, ale ja też nic nie znalazłam. może być to, co tam pisałaś albo jakaś niewydolność łożyska czy coś. wiem, że nie powinnyśmy tak robić, ale możemy coś sobie dostosować do naszych potrzeb. na przykład któryś z tych Twoich zespołów ;)]

Patrzył na kartki, które niespodziewanie wylądowały na jego kolanach, a w jego oczy natychmiast rzuciły się pewne znajome elementy - jakieś liczby, nazwy badań, nazwiska lekarzy i analityków, cały szereg najróżniejszych przypisów i notatek. Kto mógłby znać takie dokumenty lepiej niż on? Miał ich całe setki, a może nawet tysiące, po wszystkich tych badaniach i testach, które przechodził, w pewnych momentach nawet codziennie. A teraz Spencer przyniosła mu coś takiego i mówiła, że może umrzeć? Nawet, gdyby nie depresja i jego doskonała obojętność, nie potrafiłby w to uwierzyć. Nie, bo ona zawsze była tą zdrową jak koń, tą, która nie miewa problemów, której nie imają się kłopoty. Zawsze miał ją za największą szczęściarę świata, a teraz? Teraz ta kartka mówiła, że będzie musiała zmierzyć się z czymś niewyobrażalnie strasznym, bolesnym, niemożliwym do zrozumienia. Wszystko rozumiał. Rozumiał medyczny bełkot, a przynajmniej to, co najważniejsze, dotarło do niego, rozumiał też słowa brunetki, choć tych wolałby nie słyszeć. Wydrukowane na papierze nie uderzały tak mocno, były bezosobowe, dalekie, a brzmiące w uszach... to coś zupełnie innego.
Przez cały ten czas nie dotknął leżących na jego kolanach wyników ani nie poruszył się, ale uważnie śledził wzrokiem kolejne linijki. Był tak skupiony, jak nie zdarzyło mu się to już od kilku tygodni. A potem sapnął cicho, zacisnął wargi i w końcu podniósł głowę, by spojrzeć na Spencer.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytał, bo... był zaciekawiony. Tak jakby, bo mimo wszystko trudno nazwać tak tę wątłą iskierkę zainteresowania, która błysnęła w jego wciąż zimnych oczach. A potem odsunął od siebie kartki z wynikami badań i wyciągnął ramiona do kobiety, mając w planach objąć ją, przytulić do siebie. Bo wiedział, że tak powinien zrobić; bo zawsze pamiętał, że lubi być blisko; bo tak zareagowało jego ciało.

Leo Rough pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Leo Rough pisze...

[zazwyczaj tak myślę, ale teraz, kurde, cztery sprawdziany jednego dnia! -.- ja nie wiem, jak ta moja klasa to załatwiła.
hihi ;p
jaasne, wiem coś o tym ^^
dobrze, że poruszyłyśmy ten temat. tata mi przypomniał, że kończy mi się w październiku umowa i na urodziny dostanę telefon ^^ już będę wiedziała, czego szukam ;p
;)
wiem, wiem. już milknę ;p
haha, dokładnie ;) nie wierzę, że na lekcjach myślałaś o naszym wątku (jakbym ja tego nie robiła, hah)! zaniedbujesz obowiązki, młoda damo ;p i męczysz nasze stworki, oj, męczysz! ale tak, byłoby super! ale oddaliby im, nie? ;p
wgl. odpisałam na SA, widziałaś? ;>]

Tak, te wszystkie drobiazgi jak próba rozmowy, podniesienie wzroku, okazanie minimum zainteresowania, to wszystko było bardzo dużo jak na człowieka w poważnej depresji. Zazwyczaj bez terapii nie można oczekiwać poprawy, ale w tym wypadku, bo był taki szczególny, mimo wszystko na to liczono. Że coś się w końcu zmieni, że Leo się obudzi, że w jego głowie w końcu pojawi się jakaś myśl, która pomoże mu wrócić do żywych. Więc tak, te drobne sygnały, które wysyłał do świata zupełnie nieświadomie, stanowiły już jakąś stałą. A właściwie mówiły o zmianie - o czymś, czego ten złamany Leo się boi. Piekielnie.
Szybko okazało się, że tych kilka drobnych gestów to nie koniec powolnej metamorfozy mężczyzny. Owszem, ramiona wyciągnął do Spencer dlatego, że tak wypada, ale gładził ją po plecach już bez namysłu, nieświadomy wręcz tego ruchu swoich dłoni. A ona płakała w jego ramię, nie mogąc się uspokoić. W dziwny sposób nie przeszkadzało mu to tym razem, choć wcześniej unikał podobnych chwil, podświadomie czując, że ucieka się w ten sposób do emocjonalnego szantażu. Jakby chciała się z nim targować: ja przestanę płakać, ty przestaniesz być takim dupkiem. Nie pomagało, bo on zamykał się jeszcze bardziej, ilekroć zaczynała płakać, a zazwyczaj robiła to z jego powodu. Właśnie dlatego, choć potem robił to już bardziej z przyzwyczajenia. Ale tym razem chodziło o coś innego, a przynajmniej jemu się tak zdawało. Mógł więc próbować ją pocieszać, bo to właśnie powinien robić, o ile znów nie wspomni o nim. I, jakby czytając w jego myślach, zaraz to zrobiła, a Leo zamarł, z twarzą zamkniętą w jej dłoniach [o, jak mi się ten zwrot spodobał! <3] i wstrzymanym oddechem. Natychmiast spuścił głowę, tym samym uciekając od jej rąk i spojrzenia smutnych, zaczerwienionych od płaczu oczu. Nie mógł tak jej oszukiwać. Ciągle udawać. Wiedział, że postępuje nie tak, jak powinien, ale... jak powinien? Nie miał pojęcia!
Więc zaraz znów podniósł na nią spojrzenie, wciąż zimne, wciąż obojętne, ale... już nie rozbiegane, nie przerażone, nie tak do końca puste. Pytać, przypomniał sobie ich obietnicę, twardą, zdecydowaną, ale tak odległą! A jednak podjął już decyzję.
- Co mam zrobić? - zapytał zupełnie cicho, nagle wznawiając uspokajające ruchy swoich dłoni na plecach kobiety. Chciał jej ułatwić choć odrobinę życie; przecież wiedział, jak bardzo ją przeraża! Jak bardzo czegoś chce, choć chyba nie mówiła mu, czego takiego. Więc jak miał odpowiednio udawać, no jak?

[w ogóle mi to nie wyszło, ale jestem dziś tak zmęczona, że nie pamiętam swojego imienia. wybaczysz? ładnie proszę...]

Leo Rough pisze...

[w sumie to jeden był zapowiedziany już na ten dzień, drugi ma tylko jedna grupa, trzeci miał być dzisiaj, ale będzie właśnie jutro, a czwarty to podobno wcale nie sprawdzian, choć obejmuje cały dział -.- no i tak wyszło. a klasa się zgodziła.
;p
no ;D
;)) ^^
nie, nie zaniedbuję, wcaaaaale! haha, tylko wos, już wiem, że też tak będę mówić! ;p ej, tylko tego na głos nie mów, bo będę miała potem problemy! ;p
całe szczęście.
ha, widziałam! ^^ ale odpiszę kiedy indziej, ok? może później ;)

nie mów tak! nieładnie, o! ;p
nie, daj spokój. bez tego pisania to bym na łeb dostała, a póki mnie nie wyganiasz, nigdzie się nie wybieram ^^]

Tak, kiedyś tylko w myślach zadawałby sobie to pytanie, szukając złotego środka, idealnego rozwiązania, doskonałego wyjścia. Kiedyś potrafiłby słuchać swojego wewnętrznego głosu, który niezawodnie podpowiadał mu, co powinien robić, jak się zachować, a nawet - co myśleć. Jeśli chodziło o Spencer i ich związek, niemal zawsze wiedział, jak postąpić, by naprawić sytuację. To było naturalne. A nawet, jeśli nie on pierwszy próbował uzdrowić ich relacje, a to jego ukochana przychodziła do niego i wdrapywała mu się na kolana, zawsze wiedział, co zrobić, by było im łatwiej - pogładzić po włosach, po plecach, pocałować, odwrócić uwagę albo spróbować porozmawiać o problemie.
Teraz jego wnętrze milczało. Nie był cichego, natrętnego głosu, krzyczącego "tutaj!" albo "nie!", gdy błądził. Nie było nic. Pustka, którą mógł próbować zapełnić wiedzą, dopóki nie wróci wrażenie, że jest coś, co mu pomaga, ten instynkt. Mógł się nauczyć.
Tylko dlaczego Spencer nie chciała powiedzieć mu wprost, czego potrzebuje? Obejmij mnie, pocałuj, zjedz ze mną kolację, wymasuj mi stopy, zapytaj, jak było w pracy, kochaj się ze mną. Tutaj, mocniej, bez cukru, w porządku, zaczekaj. Ale nie, nie miał szans na proste, czytelne komendy, polecenia, nakazy. Tylko to bezradne: wróć. Czy to coś znaczyło? Dla niego niewiele.
Pozwalał jej na wszystko; nie miał przecież siły uciekać. I nie widział w tym celu - była uparta, a teraz dostrzegł, że również w pewnym stopniu zdesperowana. Była gotowa na wszystko, by wrócił, cokolwiek to dla niej znaczyło.
- Kocham. - odparł zupełnie cicho, beznamiętnie, ale już nie chłodno. Kolejna drobna zmiana, kolejna rysa.
Po chwili dotarły do niego wszystkie słowa Spencer: po kolei, litera po literze, jak w alfabecie, recytowane w ciągu. Ze zmarszczonymi brwiami wsłuchał się w nie, wyciągając sens. A potem pokręcił głową.
- To nie o ciebie chodzi. To ja jestem... pusty. - powiedział, trochę wbrew sobie. Wiedział, że nie zrozumie.

[a teraz możesz ładnie napisać, jak S. jeszcze raz prosi go, by poszedł na terapię, on się zgadza - i mamy hepi enda. tylko wiesz, przewiń ładnie, nawet już to leczenie możesz opisać tak pobieżnie ^^]

Leo Rough pisze...

[no raczej. aj, moi są jacyś dziwni -.- mam taki klasowy kryzys - nikogo aktualnie nie lubię, no, nie licząc tej mojej paczki ;p
oj, zgadzam się! miałam dzisiaj wkurwa na tę gerę, bo nam baba z tonę dodatkowych rzeczy przyniosła, a my przecież podstawa jesteśmy! -.-
dzięęęki.
;)
nie będę ;)
haha ;p
starsza tak, ale odpowiedzialna? czy ja wiem... ;D haha, no spoko! ale chyba powinnam Ci kazać mi nie odpisywać, wiesz? ;p tylko też bym nie wytrzymała!]

Leczenie przerażało go. Był to ten prawdziwy, prawie zwierzęcy, pierwotny strach; fobia. Coś, czego od dawna nie zaznał, bo lęki, które odczuwał - gdy budził się z koszmarów, gdy jakiś bodziec przypominał mu o tragicznych przeżyciach, cokolwiek - były niczym, w porównaniu z tym rozrywającym przerażeniem. Na pewno wiązało się to znów z jego przeszłością: z tygodniami spędzonymi w szpitalnym łóżku, z trudami leczenia białaczki, z późniejszym uzależnieniem od czegoś, co miało mu pomagać. Samo słowo "terapia" miało w sobie coś niepokojącego.
A jednak jego głowa poruszyła się w końcu w niemym "tak". Dlaczego? Sam nie wiedział. Może skłoniły go do tego słowa Spencer, może jej chłodne palce, a może jej spojrzenie? Na pewno stała za tym ona. Ale on też tego chciał. Nie pod tą nazwą, może nie w ten sposób, ale rozpaczliwie potrzebował pomocy. A to wydawało się jedynym wyjściem.
Potem nie było wcale łatwiej, ale zawsze miał przy sobie ukochaną, dzięki której jakoś sobie radził. Zawsze była obok. Zaczynał mieć wrażenie, że jest jak jego cień, choć, oczywiście, dawała mu przestrzeń, której w tamtych dniach potrzebował jak tlenu. Wiedziała, kiedy podejść, objąć, zapewnić, że już wszystko będzie dobrze, a kiedy zostawić go w spokoju. Była aniołem, a on znów zaczął to zauważać. Z każdym dniem bardziej, z każdym dniem wyraźniej. A gdy widział, że i ją to cieszy, starał się jeszcze mocniej, by wyzdrowieć. To nie było łatwe, ale nikt mu tego nie obiecywał, więc znosił pokornie nawet nieprzyjemne słowa swojej terapeutki, bo zawsze w rezultacie przynosiły mu ulgę, spokój, odprężenie. Albo łagodziły wyrzuty sumienia. Zaczął wierzyć, że to, co przeszedł, to nie jego wina, że odpowiada tylko za to, co zrobił zupełnie świadomie, tylko za to, co powiedział i pomyślał. Za nic, co dopowiedzieli sobie inni.
I tak, to był dla niego ważny ranek. Nic nie zapowiadało tak istotnej zmiany - wstał, jak zwykle, trochę marudny, niezbyt zadowolony, zmęczony. Spencer była jak jasna iskierka, przywitała go swoim naturalnym, lekkim uśmiechem; dziwił się, jak znajduje w sobie tyle siły, by zawsze emanować ciepłem. Ale uwielbiał ją za to! Uwielbiał teraz na nowo. Tak samo, jak na nowo odkrył zapach kawy. To on był tym impulsem, który sprawił, że pierwszy raz od wieków uśmiechnął się szeroko, tak szczerze i pewnie, że aż zapiekły go policzki, odzwyczajone od tego grymasu! A potem wręcz rzucił się na Spencer, gdy tylko usłyszał w pobliżu jej kroki. Jej oczy... Malujące się w nich zaskoczenie, ale też radość, pewnego rodzaju ulga i to niesłabnące ciepło - to wszystko sprawiło, że Leo zakochał się niej. W tej kobiecie, która zawsze była obok, a której nie doceniał, ostatnio wręcz nie zauważał. Pocałował ją, choć czuł się, jakby całował nieznajomą; jej usta były inne, smakowały inaczej, niż to zapamiętał, ale też te wspomnienia były teraz przyprószone czymś nowym, szarym i matowym. Więc nie przejmował się tym, że ta zachwycająca, obca kobieta tkwi w jego ramionach - kochał ją.

[nie, było spoko. a ja nic nie przyspieszyłam, zołza jestem ;p]

Leo Rough pisze...

[oj, też im się zdarza mnie wkurzyć! ale wiesz, mam dni, gdy mnie irytuje wszystko, i to nie tylko sprawa PMS-a ;p
dokładnie. a przecież znają profil klasy! -.-
;))
gdy trzeba, właśnie, dobrze powiedziane! ale już niech Ci będzie: jesteś odpowiedzialna. chociaż ja tam nie wiem ;p
a szkoda, kurczę. może bym poprawiła te moje czwóry z polskiego, a tak? średnia mi spadnie! ;p tak, dokładnie ;)]

Musieli przecież kiedyś zaczerpnąć powietrza, prawda? Raczej niechętnie odsuwali się od siebie, wciąż tkwiąc bardzo blisko w tym zaskakująco nowym rodzaju intymności, która nie niosła już za sobą pytań i obaw w stylu: czy to tylko gra? Nie, znów wszystko było prawdziwe i żadne z nich nie mogło w to wątpić! Usta Spencer, pachnące pastą, jej wilgotne włosy, rozedrgane rzęsy, które widział, gdy spoglądał na nią spod przymkniętych powiek - to wszystko nareszcie stawało się realne. I cudowne, rozkoszne, zachwycające, aż miał ochotę krzyczeć i śmiać się w głos.
Ale wszystko po kolei. Powoli. Doznania uderzały w jego ciało i umysł z zaskakującą mocą; wszystko stawało się coraz bardziej wyraźne, intensywniejsze, mocniejsze, głębsze. To było istne szaleństwo, bo nie spodziewał się, że można czuć aż tyle naraz! A w jednej chwili docierała do niego Spencer, cała, w najdrobniejszym szczególe - leciutkie, nieznaczne muśnięcia jej włosów, jej palce na jego karku, ciało przyciśnięte do ciała, usta napierające na usta; jej woń, znajoma, cytrusowa i miętowy smak ust (i myśl, że niedługo zaczną nosić na sobie ostry zapach kawy!); szum jej nierównego oddechu; widok przymkniętych powiek i czający się nawet w nich uśmiech, choć zaledwie chwilę wcześniej błysnęły pod nimi łzy. To było za wiele. Musiał odpocząć.
Oderwał się od Spencer dość nagle, uśmiechając się przepraszająco, ale czuł, że gdyby tego nie zrobił, zacząłby krzyczeć. Tak, należała mu się plakietka szaleńca, ale to było jasne już od dawna. Nie przestawał trzymać ukochanej w ramionach, masując kciukami dół jej pleców i przyciskając ją do siebie ciasno. A potem zupełnie odsunął się od niej i podszedł do ekspresu, by wrócić z filiżanką bezkofeinowej kawy dla brunetki i zwykłej, czarnej - dla siebie.
- Wybiorę się dziś do redakcji. - oznajmił, wręczając kobiecie naczynko z pachnącym przyjemnie napojem.

[nie mów, że Ci się sielanka nie podoba! ;p]

Leo Rough pisze...

[o mnie mówią, że jestem po prostu marudna ;p
nigdy nie zostanę nauczycielem - przypomnij mi o tym, jakby mi się coś odwidziało przed maturą, ok? ;p a w ogóle to już w pewnym sensie zostałam, ale nieważne xD
;)
jakie "może"?!?! :/
no raczej! moje najgorsze oceny ;p]

On nie pamiętał. Albo nie chciał pamiętać. Albo starał się nie pamiętać. Nieważne - ten temat nie istniał w ich rozmowach, wydawać by się mogło, że w ogóle nie istniał. Ale oni swoje, a życie swoje. Widział czasem, jak Spencer budzi się w środku nocy, zlana potem, drżąca, przerażona, potrzebująca pomocy. On nie mógł jej tego dać, jeszcze. Wiedział, że nadejdzie taki moment, gdy w końcu będą musieli stawić czoła problemom: usiąść i szczerze porozmawiać, przeanalizować sytuację, wybrać najlepsze wyjście - razem. Sama nie mogła tego zrobić, choć Leo podejrzewał, że podjęła już decyzję; zresztą miał taką teorię, która zakładała, że ludzie od razu, podświadomie, wiedzą, co będzie dla nich najlepsze, choć nie zawsze to wybierają. On chciał tylko pomóc Spencer znaleźć tę opcję, którą wybrała jej intuicja, o ile sama się z tym nie uporała. Miał być dla niej jak terapeuta: pytać, wspierać, ale nie pomagać w podejmowaniu decyzji. Choć obawiał się, że on sam nie ucieszy się za bardzo. Ale to jeszcze nie teraz. Jeszcze ma trochę czasu.
On już i tak czuł się jak na huśtawce - od euforii do rozpaczy, tak w kółko, do znudzenia, do irytacji. Ale teraz powiedział sobie: stop. Żadnych więcej skrajności. Żadnej przesady. Żadnego nadmiaru. Chciał zostać stoikiem, znaleźć złoty środek i żyć z nim na co dzień, nie tylko od święta. I wiedział, że Spencer też doceni trochę stabilizacji, choćby w rezultacie miała przynieść też nudę. Trudno. I z nią sobie poradzą, jak ze wszystkim innym.
- Okej. - odparł gładko, kiwając głową i odwzajemniając lekki uśmiech kobiety. Stał naprzeciw niej, oparty o blat, odrobinę nieobecny, bo zamyślony; w jego głowie trwały zachwyty. Nad ukochaną, nad jej ciałem, postawą, niezłamanym optymizmem, wiarą, uporem. I nad całym szeregiem drobiazgów, które niezwykle go cieszyły: nad intensywną wonią kawy, nad łagodnym światłem pochmurnego poranka, wlewającego się przez odsłonięte okno, a nawet nad dźwiękiem przejeżdżających tuż obok samochodów. Świat wydawał mu się piękny po raz pierwszy od bardzo dawna.

[dobra, dobra ;p moje pewnie krótko, ale trudno ;D]

Leo Rough pisze...

[powiesz mi, że każdy czasem bywa? ;>
tak, właśnie, dzięki za przypomnienie. bo ostatnio coś zaczynam wątpić, że dam radę. ale dam! ^^ no korepetycje z angola daję dzieciakom ;p
no, tak lepiej. nie mogę się doczekać! ^^
weź, nie śmiej się...]

On przecież też nie szukał ratunku w ramionach ukochanej, ale wszędzie indziej! Najpierw w tramadolu, a potem w pokręconym świecie własnej głowy. To nie było dobre, kto wie, czy nawet nie gorsze niż to, co rozważała Spencer. Na pewno ją zranił. I tego miał sobie nie wybaczyć, bo terapeuta wyraźnie powiedział mu, że to była jego wina. Nie chciał się tym zadręczać, bo to nie było do końca zdrowe, ale musiał poczuć, że odbył karę i zadośćuczynił ukochanej za to, co przez niego przeszła.
Zdecydowanie nie chciał się z nią rozstawać, bo też przyzwyczaił się, że zawsze jest gdzieś niedaleko, gotowa spełnić każdą prośbę, każdą zachciankę, każde pragnienie. Przywykł, ale przecież wiedział, że nie mogą już do końca świata siedzieć w swoim mieszkaniu, spędzając czas tylko ze sobą, tylko na... byciu razem. To była niezwykle kusząca propozycja, ale niemożliwa do zrealizowania! Niestety.
Zebrał wszystkie swoje rzeczy i wyszedł z mieszkania, opuszczając je... inaczej, niż poprzednim razem. W innym nastroju. W innym celu. Z inną Spencer u boku. Jak zwykle spletli razem palce i zeszli po schodach, ramię w ramię, nie mówiąc prawie nic, dogadując się tylko w sprawie obiadu i jakichś innych, zwykłych, domowych spraw. Scenka z normalnego życia, pierwszy raz od wieków. Trudno mu było uwierzyć, że to robią! Z taką swobodą, luzem, weseli i pełni optymizmu. No, Leo ciągle czuł się trochę "ciemny", jakby przygaszony, ale walczył z tym, tonąc w nowych/starych doznaniach.
- Widzimy się za kilka godzin. - wymruczał, żegnając się ze Spencer przy jej samochodzie. Pocałował ją lekko, krótko, a potem odsunął się z zaczepnym uśmiechem, który wyraźnie mówił, że nabrał ochoty na ciąg dalszy. Z uniesioną wysoko jedną brwią już miał odwrócić się na pięcie i odejść, ale znów na krótką chwilę przysunął się do brunetki i skradł z jej uśmiechniętych warg kolejny pocałunek, by potem już zdecydowanie odejść do swoich spraw.

[:))
idę już. dobranoc, słodkich snów! ;)]

Leo Rough pisze...

[no, niech będzie ;p
dzięki! ;) no raczej! zawsze jakaś kasa dodatkowa wpłynie, no i trochę uniezależnię się od rodziców ZNOWU. ale to będzie przyjemniejsze niż praca w kwiaciarni, chociaż tam też pewnie niedługo wrócę ;p
jak tak o tym piszemy, to ja zaczynam coraz więcej myśleć i... naprawdę, naprawdę nie mogę się doczekać! przestańmy, bo mi się będziesz śniła po nocach! xD
oj, ale Ci zazdroszczę! ja dzisiaj miałam osiem lekcji, a rano jeszcze trening -.- jestem nieżywa!]

Leo nagle odkrył, co to znaczy czerpać przyjemność z kontaktów z innymi ludźmi. Z natury był raczej introwertykiem i odzyskiwał siły w samotności, a od kiedy Spencer pojawiła się w jego życiu, to ona przejęła rolę muzyki, kartki papieru i książek; to ona pomagała mu się zregenerować, odpocząć, zrelaksować. A on jej, jeśli widział, że coś się dzieje albo dostrzegał, że zwyczajnie zmęczenie przejmuje nad nią górę. Nigdy nie potrzebował tłumu przyjaciół i mnóstwa ludzi, by czuć się dobrze, ale teraz... Gdy pojawił się w redakcji, wzbudził ogólne zamieszanie. Wszyscy witali się z nim jak ze starym przyjacielem; prawie tak, jakby wrócił z dalekiej podróży, a nie wyszedł z ciężkiej depresji. Ale szybko odkrył powód takiego zachowania swoich współpracowników - to szefowa, Val, nikomu nic nie powiedziała. Skłamała coś gładko, a oni już zapomnieli, o co chodziło. Leo miał więc spokój, za co był jej niezmiernie wdzięczny. Mógł cieszyć się spotkaniem z ludźmi, których polubił i których cenił, bez konieczności okłamywania ich czy też obdarzania niepotrzebnymi informacjami. Było mu dobrze i już wiedział, że chce jak najszybciej wrócić do normalnego rytmu pracy. Do ogólnie pojmowanej normalności.
A potem wrócił do domu i zabrał się za przygotowywanie obiadu, tak, jak to ustalili. Nie był to jednak zwykły posiłek, bo Leo postarał się o specjalną oprawę - stół ustawił w salonie, jak zwykle przy większych okazjach, starannie go nakrył, włączył muzykę, zapalił świece... Może te wszystkie starania powinien zostawić na romantyczną kolację, ale pomyślał, że nie musi się ograniczać. Poza tym, na wieczór zaplanował coś innego, niż siedzenie przy stole i picie soku z kieliszków do wina.

Leo Rough pisze...

[;p
oj tam, masz jeszcze czas (moi rodzice tak zawsze mówią, a potem pękają z dumy, jak ktoś pyta o tę moją pracę ;p). ale nie, serio, przecież jeszcze nie musisz o tym myśleć ;)
dzięki ;) tylko wiesz, czasem nie zapomnij! ;p
o, to ucz się, ucz! mam nie odpisywać? ;> mogę, jeśli rzeczywiście chcesz się uczyć... ale to potem ;p]

Uśmiechnął się pogodnie, gdy tylko usłyszał trzask zamykanych drzwi, a w mieszkaniu rozległ się głos Spencer. Zaraz porzucił wszystko, czym zajmował się w kuchni i, wycierając dłonie o przewieszoną przez ramię ścierkę, powędrował do przedpokoju. Poczekał, aż kobieta rozbierze się, a potem bez słowa przyciągnął ją do sobie w niezwykle wymownym geście; od razu było widać, jak bardzo się stęsknił. I jak bardzo jej pragnął. Droczył się z nią jednak przez chwilę, uciekając uśmiechniętymi wargami od jej warg, a jedynie trzymając ją zupełnie blisko siebie. Wyprostował się, zupełnie uniemożliwiając złączenie ich ust w pocałunku; uśmiechał się przy tym figlarnie, doskonale zdając sobie sprawę, że od wieków nie dokuczali sobie w ten sposób. Ale mogli to nadrobić. I wiedział, że będą to robić, bo... są uzależnieni.
W końcu pozwolił sobie na pocałunek, a była to pieszczota łagodna i miękka, i tak ciepła, że oboje mogli się z jej winy roztopić. Ale to się nie stało; zamiast znikać zupełnie w objęciach rozkosznych doznań, Leo oderwał się od ukochanej, by zaraz wyszeptać do jej ucha cichutkie: "dzień dobry". Gdy słowa wybrzmiały w jego uszach, cofnął się do salony, prowadząc Spencer za sobą, by nie dostrzegła przygotowanego stołu; zaraz obok drzwi stał smukły, wysoki wazon, a w nim śnieżnobiała, długa róża. Chwycił ją za mięsistą łodyżkę tuż za zwiniętym jeszcze dość ciasno kwiatem, a potem obrócił się do ukochanej i wręczył jej ten drobny prezent. A potem, znów bez jednego słowa, poprowadził ją do stołu, gdzie pomógł jej zająć miejsce, odsuwając krzesło, a potem zniknął w kuchni, by przynieść przygotowane dania. Jak zwykle, włoskie - słodką zupę z ciecierzycy, delikatne ravioli z dynią, chrupiący chlebek pachnący oliwkami, łososia w sosie bazyliowym. I wszystkie te pyszności to dopiero początek! Z niemal szaleńczo wesołym uśmiechem ustawił na stole wszystkie półmiski i wazę z wonną zupą, a potem usiadł naprzeciw ukochanej. Czuł potrzebę wytłumaczenia się z takiej ilości różnorodnych dań, ale... Nie potrafił. Musiałby wspomnieć o Fasolce, a tego nie chciał, więc jedynie uśmiechał się do brunetki, nalewając do jej kieliszka winogronowego soku.

Leo Rough pisze...

[rozumiem. planujesz coś specjalnego czy jakieś takie zwykłe, hm, powiedzmy studenckie prace? bo mi się marzy jakaś kawiarnia albo restauracja... :>
no ja myślę! ;p
dobra, dobra, przepraszam! ale na SA nie odpiszę, w ogóle tam dzisiaj nie zaglądam, bo mam dzień z biologią ^^ o jeżu, serio? hahaha, mogę sobie wyobrazić! xD]

- Zostaw miejsce na deser. - zamruczał z cieniem rozbawienia, widząc, jak Spencer pałaszuje wszystko, co przygotował.
Patrzenie na nią, jak je, było już samo w sobie sycące dla Leo. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Obserwował, jak łamie w smukłych palcach kawałki pieczywa i wsuwa kąski o ostrych krawędziach pomiędzy aksamitne wargi - miał ochotę powiedzieć, by uważała, bo je zrani! Jak uśmiecha się, krojąc na talerzy szczególnie okazale wyglądający płat łososia, zalany wonnym, zielonkawym sosem. Jak przykłada usta do kieliszka w tym niezwykle kobiecym, pobudzającym zmysły ruchu. Była zachwycająca. I piękna. A on nie krył się ze swoimi wrażeniami.
Ta swobodna rozmowa - a właściwie jego monolog, bo nie mógł się powstrzymać przed opowiedzeniem Spencer wszystkiego - przypomniała mu o innych rozmowach, które mieli. Najbardziej o tych, które stały się ich udziałem tuż przed [? nie pamiętam dokładnie ;p] zaskakującą wiadomością, że brunetka jest w ciąży. Siadali wtedy na kanapie i wymieniali się wrażeniami z całego dnia; niby spędzali ze sobą bardzo niewiele czasu, ale byli bliżej, niż kiedykolwiek. I teraz też opowiadał jej o wszystkim, choć przecież nie wydarzyło się wcale dużo. A potem odbił pytanie i zasłuchał się w jej opowieści, kiwając głową, dopytując i ciągle, prawie nieświadomie, gładząc wierzch jej dłoni.
Zaraz przypomniał sobie o deserze i zniknął w kuchni, by znów przynieść cały wybór słodkości: tarty z kolorowymi owocami, babeczki z kawałkami czekolady, pachnące kawą tiramisu i panna cottę. Znów obserwował Spencer, jak wybiera pyszności dla siebie, a potem wraca do przerwanej historii, która w jej ustach, noszących ślady czekoladowych wiórek, brzmiały prawie jak bajki - cudowne, wciągające, prawie magiczne. Wszystko było dla niego inne i nowe.

Leo Rough pisze...

[o, "czas pokaże", jak to poważnie zabrzmiało ;p ale jakiś staż rzeczywiście byłby super... ;)
w sensie, że w którymś momencie zapomnisz, czy że nie możesz się doczekać, znowu? ;p ;D
u, chemia. ja mam teraz jakieś bzdury kompletne: dysocjację. nudy! no nie wiem, co ja Ci tam pisałam, ale na dzisiaj sobie planowałam biolę ;p / hahahaha xD weź, traumę będziesz mieć! babka Cię uczy?
btw. Spencer nie powinna być już lekko zaokrąglona? ;>]

Wiedział, czego oczekiwać z jej strony, więc nie zdziwił się wcale, gdy podniosła się ze swojego miejsca, obeszła stół i bez słowa wdrapała mu się na kolana. Już i tak dziwił się, gdy przez cały czas obiadu wystarczały jej jakieś marne muśnięcia kolan pod stołem czy połączenie dłoni. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że jego mała przylepa tylko czeka na odpowiedni moment, by przylgnąć do niego, przypomnieć sobie ciepło jego objęć. A on nie zamierzał narzekać, bo przecież też stęsknił się za ukochaną, choć dla niego nie były to całe tygodnie czekania, aż znów będą razem, a jedynie parę godzin. Bo tak, nie czuł w ogóle tego czasu, gdy był "nieobecny", ale teraz jego tęsknota była równie silna, co ta targająca Spencer. Miała tylko trochę inny smak.
Chyba nie wiedziała, co robi. Jej dłonie, błądzące po jego karku, paznokcie, drażniące czułą na pieszczoty skórę, doprowadzały go wręcz do szaleństwa. Już tak drobny dotyk sprawiał, że wręcz wrzał, choć to nie była do końca jego wina - jego ciało domagało się zaspokojenia swoich potrzeb. Był zwyczajnie wyposzczony, a Spencer nie powinna się dziwić drapieżności jego kolejnych ruchów. Przyciągnął ją do siebie silnie, gdy w końcu dotknęła ustami jego warg, by czasem nie odsunęła się zbyt szybko. I gdy poczuł, że nie ma zamiaru przerywać pieszczoty, zaczął błądzić dłońmi po jej ciele. Jego palce wcale nie były czułe ani delikatne, wręcz przeciwnie - robiły, co chciały. Wplątywały się we włosy, muskały brzegi ubrań, by zaraz też wedrzeć się pod nie, pieściły odkrytą skórę i te zakamarki, do których mogły dostrzec. A potem zwolniły i zawędrowały na uda kobiety, muskając je samymi paznokciami; Leo oderwał się od warg kobiety i zgrabnie przesunął na jej szyję, a gdy odchyliła się do tyłu, ułatwiając mu dostęp do tych czułych zakamarków, śmiało zsunął się na jej dekolt. Zaraz z uśmiechem odsunął się na chwilę, by znów odnaleźć wargi Spencer z kolejną namiętną pieszczotą.

Leo Rough pisze...

[taa, STARUSZKO xD
no, niech będzie ;p
o jeżu, jak to w ogóle brzmi! ale chyba wolałabym organiczną niż te bzdury, które mam teraz. to nawet prawdziwa chemia nie jest -.-
może ;p albo ja coś ściemniam ;p
haha, nieźle. i tak łatwo było ją znaleźć? normalnie nie mogę uwierzyć ;p
haha, no spoko ;D]

Nie mógł nie zawtórować jej śmiechem, gdy jej drapieżne dłonie dorwały się do materiału jego koszuli i rozerwały go jednym, gwałtownym ruchem. Ale powinien się tego spodziewać, prawda? Widział w jej oczach prawdziwą, palącą żądzę i powinien wiedzieć, że nie będzie mogła czekać, aż sam rozepnie po kolei wszystkie guziki. Sama zajęła się jego ubraniem, na tę chwilę przejmując kontrolę... I na kilka kolejnych też - gdy jej usta i drżące od pożądania dłonie błądziły po jego torsie (miał przed tym pewne opory, bo, cholera, też nie czuł się zbyt atrakcyjny ze sterczącymi pod bladą skórą żebrami i ciemnymi plamami siniaków na bokach, o których nie wiedział nawet, jak je zdobył), gdy potem odnalazła jego spragnione pocałunków usta i gdy jednym gestem nakazała mu wstać. Resztki materiału opadły na podłogę, ale Leo już nie był tego świadomy; znów przyciągał do siebie Spencer, całując ją zapamiętale. A potem, gdy jego dłonie rozpoczęły kolejną wędrówkę po jej ciele i dotarły do nieznacznej wypukłości brzucha, zatrzymał się. Jedynie na sekundę, gdy pewna myśl uderzyła w jego głowę, a potem znów zaczął całować ukochaną, tym razem zaznaczając ustami zarys jej szczęki i skórę za uchem. Umyślnie tam właśnie dążył. A jego dłonie uciekły na plecy kobiety, zahaczając o jej włosy, ramiona, pośladki.
- Możemy...? - zapytał szeptem, wprost do ucha brunetki, które zaraz zaczął całować i kąsać leciutko. Wiedział, że w mig pojmie, czego dotyczą jego obawy, ale, szczerze, miał nadzieję, że nie zepsuje to atmosfery. Tak, zdecydowanie powinni w końcu porozmawiać o dziecku i tych komplikacjach, które nad nimi wisiały, ale Leo nie czuł się gotowy. Chciał, żeby ten dzień był dla nich idealnym, ale musiał zapytać. W końcu nie chciał skrzywdzić Spencer w żaden sposób, nigdy więcej.

Leo Rough pisze...

[ok, już znikam ;p
nie, nie pomyślałam, no coś Ty ;)
hej, biol-chem jesteś i za chemią nie przepadasz? ale nie, spoko, rozumiem. ja uwielbiam siedzieć w laboratorium, ale jakbym mogła przy tym zrezygnować z nauki tej chemii jako takiej, to bez wahania bym to zrobiła.
dobra, ciii ;p
spryciula... ;p ;D]

Nie podobało mu się wcale to, że przez chwilę zwlekała z odpowiedzią, bo od razu wyczuł, że coś musiało być nie tak. Nie wiedział co, choć miał swoje podejrzenia, gdy jak przez mgłę przypominał sobie wyniki jej badań, leżące na jego kolanach. Coś kręciła, coś kombinowała, ale wiedział, że jest odpowiedzialną kobietą i nie zrobiłaby nic, co mogłoby jej zaszkodzić. No, czasem jej się zdarzało podjąć niewłaściwie decyzje, jak ciągle sądził Leo, ale wiedział, że ma już surowy zakaz wspominania o tym. I teraz też nie zamierzał jej pouczać, nie było mu wolno.
Skoro padło "możemy", nie musiał się już dłużej powstrzymywać. Jego dłonie zupełnie straciły kontakt z głową; nie miał już dłużej kontroli nad tym, co robią. Chwilę później zerwały ze Spencer bluzkę i odrzuciły ją w daleki kąt pokoju; w mgnieniu logicznego myślenia dotarło do niego, że sprzątanie po tym wszystkim również może okazać się przyjemne. Gdy znajdą oderwany guzik na podłodze nawet za kilka dni...
Czas uciekał. Jemu też wydawało się, że ma go zbyt mało, że gdzieś mu się spieszy, że gdzieś nie zdąży. Był jak w gorączce, rozgrzany do granic możliwości, prawie szalony, niepanujący nad sobą w najmniejszym stopniu. Co prawda gdzieś zatraciła się jego brutalność i drapieżność, ale ciągle był nienasycony, nieustępliwy, pełen pożądania. Jego ciało nie zgadzało się już na zbyt ostre pieszczoty, choć od Spencer przyjmował je z niezmiennym pomrukiem aprobaty - uwielbiał, gdy zamieniała się w łóżku w demona. Ale sam był bardziej czuły i namiętny niż gwałtowny i niemal zwierzęcy.
Uwielbiał te chwile, gdy, tuż po seksie, leżeli blisko siebie, ciągle wymieniając się oddechami, ciągle zlepieni ze sobą jak jeden organizm, ciągle targani miłosnym uniesieniem. Były to krótkie momenty, ale to wtedy padały słodkie wyznania miłości, a także nieznaczące słowa, które trzeba powiedzieć, które wyrywają się z gardła. Tego dnia z ust Leo padło miękkie "dziękuję" i ciepłe "moja piękna!". A zaraz potem przymknął powieki i opuścił głowę na poduszkę, z ustami ciągle muskającymi usta Spencer, jakby ktoś potraktował je klejem, by nigdy już nie mogły się rozłączyć.

[jasne ;) zawsze! ;p]

Leo Rough pisze...

[no weź, głupia nie jestem -.- małolata niech będzie, ale wiesz, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele! ;p
nom ;)
raczej ;p
nie, przykro mi, nie jestem kłamczuchą. ;p nawet tu, choć mogłabym Ci powiedzieć cokolwiek, nie? ;)
dla Ciebie norma mówisz? ;p patrzysz na ludzi i zlewasz? ;D]

Wrócił. Sam nie potrafił uwierzyć, jak długą drogę pokonał, by znaleźć się w tym punkcie, w którym... lubił być. W tym szczęśliwym momencie, gdy wszystko przez jakiś czas jest idealne, doskonałe, nieskazitelne. Gdy na trochę znikają problemy, rozterki, lęki. I choć wiedział, że wrócą, cieszył się, jak mógł, tą chwilą beztroski. Czerpał z niej pełnymi garściami, zapamiętując drogie sercu szczegóły, pozwalając też swojemu ciału je zapamiętać. Jakieś doznania, zbyt szybko zamazujące w pamięci swój obraz, jakieś gesty, jakieś ruchy - chciał to wszystko znać, mieć na własny użytek, by móc odtwarzać w głowie, gdy tylko będzie tego potrzebował. Gdy znów przyjdzie jakieś drobne załamanie i będzie potrzebował odskoczni od rzeczywistości. Bo wiedział, że na kolejne epizody depresji nie może sobie pozwolić. Nie chciał tego; ranił przy tym ludzi, choć najbardziej krzywdził samego siebie...
W połowie tych rozmyślań, odpłynął w niebyt. W świat snów rozkosznych, przyjemnych, takich, które chce się śnić do końca świata. Nie, nie były takie doskonałe, bo ciągle czaiły się w nich znajome cienie i lęki, ale i tak wystarczały Leo. Czuł się bezpieczny i - nareszcie! - spokojny. Nawet jakieś nieco przerażające obrazy czy wizje nie mogły go złamać, bo obok była Spencer, a ciepło jej ciała rozpraszało wszystkie demony. I już rozumiał, jak działa magia bliskości, przekonał się o tym doskonale na własnej skórze. Obudził się z szerokim, zadowolonym uśmiechem, nastawiony optymistycznie, chciał nawet pomyśleć: szczęśliwy, ale bał się zapeszyć. Wszystko, tylko nie to. Nie huśtawka. Nie skrajności.
Spojrzał na słodko śpiącą w jego ramionach Spencer. Miał nadzieję, że i jej śnią się przyjemne sny, a nie żadne koszmary. Najdelikatniej, jak potrafił, odgarnął z jej czoła kosmyk włosów, a potem przytulił policzek do czubka jej głowy, nieznacznie zmieniając pozycję, cały czas pilnując, by jej nie obudzić. Zamyślił się. Miał jakąś wizję tego, jak mogliby spędzić ten wieczór, ale z drugiej strony - chyba już powinni poruszyć naglące ich kwestie. Nie mieli więcej czasu. Brzuch Spencer zaokrąglał się, mijały pierwsze, dokuczliwe objawy ciąży, a drugi trymestr patrzył już na nich z kalendarza, czekając tylko na odpowiedni tydzień. Był więc gotowy odpuścić przyjemne zakończenie tego dnia dla pożytku; wiedział, że będą potrzebowali dużo dobrego humoru, by przetrwać tę rozmowę, a teraz mieli go pod dostatkiem. Mogli zostać w łóżku, w razie jakiegoś kryzysu przerwać, odpocząć, wrócić do porzuconych kwestii... Ale nie, nie mógł tego zrobić. Nie dzisiaj. I już wiedział, że spędzą ten wieczór tak, jak to sobie zaplanował, swobodnie, na luzie, ciesząc się, śmiejąc, bawiąc.

Leo Rough pisze...

[taa, na pewno ;p
dzięki za zaufanie! ;p
hah, znam takie scenki! ;p ^^
em, tak? dzięki ;) a Ty mnie tu jakimś snem zarzucasz... taki proroczy, nie? ;p ile nad tym myślałaś? ;>]

- Jestem. - odparł gładko, słysząc swoje imię wypowiedziane zachrypniętym, ale ciągle przyjemnym dla ucha głosem. Od razu wyczuł w nim jakąś podejrzaną nutkę niepokoju, ale trudno by było nie w doskonałej ciszy mieszkania; nawet woda w rurach zamilkła na pewien czas, prawdopodobnie po to, by Leo mógł rozpoznać ton głosu ukochanej kobiety. Ale nie mógł przejąć się tym zbytnio; przecież zawsze rzadko zdarzało mu się tkwić przy niej w łóżku, aż się obudziła, a ostatnio już w ogóle: ledwo się w nim pojawiał, zaraz znikał. Mogła więc być zwyczajnie zaniepokojona, że nie ma go w pobliżu; zrozumiał i zaraz zapomniał o wszystkim, co zdążyło przyjść mu do głowy pomiędzy dźwiękiem swojego imienia, a ochrypłym powitaniem Spencer.
- Cześć. - wymruczał w odpowiedzi, obracając się natychmiast do brunetki, by znaleźć się twarzą do niej; ciągle trzymał ramię pod jej głową, ale teraz oboje leżeli na boku, tuż obok siebie. Odnalazł pod pościelą nagie biodro kobiety i otulił je dłonią, zaraz na chwilę przymykając powieki, jakby rozkoszował się jego kształtem, gładkością skóry. Gdy znów otworzył oczy, były już zupełnie wypełnione radosnymi iskierkami, a usta wyginały mu się w uśmiechu. Cmoknął krótko wargi Spencer i zaraz wsparł się na łokciu, patrząc na nią teraz z nowej perspektywy, od góry. Miał ochotę zacząć liczyć piegi na jej nosie, ale powstrzymał się. Kiedyś to robił i zrobi na pewno jeszcze nie raz!
- Mam propozycję na wieczór. - zamruczał wesoło, unosząc lekko jedną brew, jakby pytał, czy ona na pewno chce usłyszeć ten jego pomysł. Miała prawo się bać.
- Pójdziemy dzisiaj potańczyć, co ty na to? - rzucił, nie czekając nawet na jej odpowiedź. Za bardzo cieszyła go wizja wyjścia w miasto, zabawy, by mógł znosić droczenia się Spencer albo jakieś jej żarciki czy złośliwości. Po prostu chciał gdzieś wyjść; nie klub, to co innego, ale raczej nie miał zamiaru siedzieć w domu. No, chyba że zaczną TEN temat... Ale miał nadzieję, że to się jednak nie stanie. Nie tego wieczora. Więc czekał niecierpliwie na odpowiedź kobiety, niemal drżąc z podekscytowania. Jak nastolatek, który po raz pierwszy wybiera się na imprezę.

[e tam. moje pewnie krótkie, ale trudno ;p
chyba powinnaś. ja już idę, także Ty też się kładź ;)
dobranoc ^^]

Leo Rough pisze...

[nie, dobra, jakoś je przeżyję. tak się tylko... złoszczę ;p
taa ;p
haha, sama też dostaję głupawki średnio raz na godzinę, także wiesz ;p
^^ ;) / nie, świetne to było! ;D]

- Świetnie! - rzucił od razu, cały szczęśliwy, uśmiechając się wesoło na samą myśl o zbliżającym się wieczorze. Zdecydowanie zbyt długo nie byli już na żadnej imprezie, bo Leo czuł się, jakby od wieków nie widział klubu od wewnątrz. A miał ogromną ochotę się wyszaleć, trochę zmęczyć i przede wszystkim, sprawić, by uśmiech na dłużej zawitał na twarzy jego ukochanej. Czy istniał na to lepszy sposób niż kilka godzin dobrej zabawy... gdzieś? Poza domem, z dala od wiążących się z nim problemów, od nieprzyjemnych myśli, a nawet od wspomnień, które potrafiły ranić. To też było powodem, dla którego szatyn rozważał jeszcze kilka innych spraw, na przykład szybką przeprowadzkę - to mieszkanie nie było już, przynajmniej dla niego, tak miłe, jak wcześniej. Przechodząc przez przedpokój, przypominał sobie ten straszny dzień, gdy Spencer dowiedziała się o jego uzależnieniu. Gdy był w kuchni, pod jego powiekami pojawiała się scena, w której szklanki wyślizgiwały się spomiędzy jego palców, z hukiem roztrzaskując się na drobne kawałki na podłodze. W sypialni wspominał swoje nocne ucieczki. W salonie - ciemne dni, gdy tkwił na kanapie w kompletnym bezruchu, niemal martwy. I wiedział, że ze Spencer jest podobnie, a bardzo chciał choć trochę ułatwić jej życie. W nowym domu miało być lepiej.
- A pamiętasz naszą pierwszą wspólną imprezę? - zaczął, pochylając się bardziej nad brunetką, by przytknąć wargi do jej warg. Obdarzył ją delikatnym pocałunkiem, a potem uśmiechnął się, nie mogąc już cofnąć się, zbyt uzależniony od bliskości ukochanej.
- Całowaliśmy się przy barze... - wymruczał, tym razem odrobinę rozbawiony; zaraz stłumił swój wesoły rechot ustami ukochanej, w które wpił się zachłannie.
I tak minęły im kolejne rozkoszne chwile, a Leo coraz wyraźniej czuł, że wszystko wraca do normy. Znów zachowywali się jak oni, a nie jak obcy ludzie - poprawka, Leo zachowywał się jak on. To on nie był sobą przez kilka ostatnich tygodni. Ale to nic. Miał zatrzeć niemiłe wrażenia, odkupić winy, sprawić, by grunt pod nogami jego ukochanej przestał drżeć. Za wszelką cenę.

[trzymam za słowo... czy coś ;p musisz nadrabiać za nas dwie, bo mi dziś nie idzie.]

Leo Rough pisze...

[no raczej, że pamiętam! ^^
;p
dokładnie - idealnie! ;))
no serio! nie kłóć się z małolatą! ;p]

Cóż, Spencer doskonale wiedziała, co zrobić, by Leo zapomniał, jak się mówi. Stał przez chwilę oniemiały, gdy wyszła z łazienki - zachwycająca, przepiękna, jego, i gdyby nie pieszczota jej warg, chyba nie poruszyłby się jeszcze przez kilka minut. Jednak zdołał zareagować; odwzajemnił pocałunek, a potem zasypał ukochaną komplementami, komentując każdy najdrobniejszy element jej wyglądu. Żadne słowo nie było wymuszone, to tylko jego umysł, wyrwany z ciemności przygnębienia i depresji, odbierał teraz wszystko jako wyraźniejsze, lepsze, piękniejsze. Nie znaczyło to jednak, że gdyby nie choroba, nie zauważyłby, jak zachwycająco wygląda jego ukochana! Po prostu teraz każdy kosmyk jej włosów mówił do niego, niemal krzyczał, że jest najcudowniejszy w świecie! Więc jak miał tego nie skomentować?
Było jeszcze dość wcześnie, ale to nie mogło im przeszkadzać. Zdecydowali, że do centrum się przespacerują, bo to tylko kilka kroków; po drodze niemal nie przestawali się śmiać. Leo od razu przyszło do głowy, że mimo wszystko będzie to inny wieczór od tych, które na imprezach spędzali jeszcze w Londynie. Spokojniejszy, przede wszystkim dlatego, że spędzony bez alkoholu, ale w ogóle... inny. Oni już nie byli tacy sami - tylko co z tego? Ten wieczór miał być tylko ich, wypełniony zabawą, jak na młodych ludzi przystało! No dobrze, Leo miał ten swój mały, siwy problem, ale to nie dotyczyło tego dnia. Zapomniał.
Pierwszy klub przyjął ich głośną, dudniącą muzyką i całą gromadą licealistów i studentów, co chyba żadnemu z nich nie przypadło do gustu. Niemal od razu przenieśli się do kolejnego i tam zabawili już dłużej. Dosłownie! Leo nawet nie szukał stolika czy baru - od razu pociągnął Spencer na parkiet, gdzie obrócił ją wokół własnej osi, a potem przyciągnął do siebie na chwilę zupełnie blisko, jakby zaznaczał, że jest jego. Bo zaraz wypuścił ją z ramion w gęstym tłumie, oczywiście ciągle kręcąc się tuż obok, ale już nie dotykając jej dłońmi. Były ciekawsze sposoby, by sprawić, by nie chciała się od niego odsuwać - usta muskające jej kark i ramiona, klatka piersiowa przyciśnięta do jej pleców...

[to jesteśmy dwie ;p]

Leo Rough pisze...

[OK! ;)
;P
haha, nie, nie w tym przypadku! ;p małolata ma rację, o! ;p
no muszę kontynuować problem wieku średniego, nie? przynajmniej śmiesznie będzie, jak sobie te włosy zechce wyrwać/obciąć/ufarbować ;D]

Noc minęła mu tak szybko, że był w stanie dać sobie uciąć rękę, sądząc, że minęła dopiero godzina lub dwie! Nie mieściło mu się w głowie, że ich szaleństwa trwały tyle czasu, że tyle spędzili na parkiecie, niemal nie robiąc przerw na odpoczynek. Bo czy mogli liczyć te krótkie chwile, gdy siadali przy barze i w kilku łykach pochłaniali szklankę zimnego napoju? Na pewno nie, bo przecież nie trwało to dłużej, niż kilka minut - zaraz znów wtapiali się w tłum tańczących, oddając się muzyce, swobodzie, szaleństwu.
Leo czuł się wyczerpany, bolały go chyba wszystkie mięśnie, ale to wcale nie kolidowało z wrażeniem, że może dosłownie wszystko. Był jak pan świata, a to za sprawą krążących w jego organizmie endorfin - rozsadzała go energia i radość, a także pewność, że wszystko się ułoży. W tamtej chwili, siedząc na dachu klubu (swoją drogą - nie miał bladego pojęcia, jak się tam znaleźli, choć przecież nie wypił ani łyka alkoholu! Musiał koniecznie zapytać Spencer!) nie pamiętał zupełnie o niczym. Owszem, przez całą noc towarzyszył mu jakiś mdły cień dręczących go problemów, ale to już też nie było istotne. Zdecydowanie wszystko miało być dobrze, bo... bo tak!
Zaczął się śmiać, gdy do jego uszu dotarły słowa Spencer, ale ona stłumiła ten dźwięk swoimi ustami. Leo natychmiast odwzajemnił pocałunek, niezwykle pobudzony, wręcz rozrywany nadmiarem energii. Wydawało się wręcz, że zmiażdży ukochaną w zdecydowanym uścisku ramion, ale w końcu zwolnił go i oderwał się od warg brunetki. Z uśmiechem odgarnął z jej czoła kosmyk włosów, a potem znów objął ją, tym razem delikatniej, czule. I zaraz wyczuł, jak drży nieznacznie w jego ramionach, dręczona chłodem wczesnego ranka; natychmiast odsunął ją od siebie, ściągnął kurtkę i otulił nią troskliwie Spencer, pomagając jej włożyć ręce w rękawy wierzchniego ubrania. A potem podał jej dłoń, by mogła się podnieść i pociągnął zdecydowanie w stronę zejścia z dachu. Teraz zdrowy rozsądek miał już wziąć nad nim górę - powinni wrócić do domu.

[nie, w porządku jest. nie wiedziałam tylko, jakiego budynku, ale to sobie dopisałam ;p i w ogóle chciałam przesunąć, ale mi nie idzie, także musisz mi wybaczyć ;)
btw. co robimy z Andro i Lee? wrzucamy ich na ten Londyn? nie wiem, czy dam radę z tym blogiem, ale mogę spróbować, najwyżej będę odpisywać tylko Tobie ^^]

Leo Rough pisze...

[nie powiedzmy tylko ma!! ;p
no nie weź, tego to by chyba nie zrobił xD ale może go złapać, jak sobie liczy siwe włosy przed lustrem ;p
no, czytam Ci w myślach ^^ dzięęki ;)
w takim razie - super, jesteśmy umówione. jutro, ja też jutro, bo teraz mi się nie chce ;p po południu daję te korki, także będę dość późno, ale mamy jeszcze wieczór ^^
hahaha xD a wiesz, że ja się też tak czuję? głowa mnie boli i jestem nie do życia, jakbym wczoraj za bardzo zabalowała ;p ale kaca w życiu nie miałam, także nie mam specjalnie porównania ;p]

On też gryzł się w duchu, że pozwolił na taką lekkomyślność z ich strony. Wyrzuty sumienia przyszły dość późno, ale to sprawiło tylko, że były jeszcze silniejsze. No bo jak mógł wcześniej o tym nie pomyśleć?! Spencer była w ciąży i powinna o siebie dbać, a to wykluczało takie ekscesy, jak całonocna zabawa w klubie i przesiadywanie na dachach nad ranem! Zdecydowanie powinien mieć trochę rozsądku i przerwać to w odpowiednim momencie: wrócić do domu, grzecznie położyć się do łóżka, wyspać. Rozumiał jednak, że była to pewnego rodzaju potrzeba, którą zwyczajnie musieli zaspokoić. Jak pragnienie - potrzebowali zabawy, oderwania od rzeczywistości. Ale nie byli już dziećmi - co więcej, spodziewali się dziecka! - i powinni myśleć o konsekwencjach swoich zachowań. W tym wypadku mogły być przykre, a nawet niebezpieczne dla Spencer. I Leo już wiedział, że następnego dnia będą już musieli poruszyć omijany szerokim łukiem temat; wyrzuty sumienia miały mu nie pozwolić dłużej odwlekać tego w czasie. Koniec z niepewnością, koniec z uciekaniem. Musiał w końcu wszystkiego się dowiedzieć, poznać prawdę, móc przeanalizować fakty. Inaczej nigdy nie przyjmie do wiadomości tych wspomnianych dziesięciu procent.
Więc tak, targany złością na samego siebie, bez słowa pomógł ukochanej dotrzeć do sypialni. Tam sam rozebrał się, cały czas pilnując, czy aby na pewno Spencer sobie radzi, a potem ułożył się w zimnej pościeli tuż przy jej boku, wcześniej zasłaniając jeszcze rolety, by nie raziło ich światło rozpoczynającego się dnia. Teraz oboje musieli zregenerować siły, ona szczególnie, więc Leo upewnił się, że zasnęła spokojnie, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki. On jednak przez długi czas nie mógł odprężyć się, wyłączyć myślenia - cały czas patrzył na ukochaną, jakby bojąc się, że w którymś momencie poruszy się niespokojnie, targana jakimś trzewnym bólem, obudzi, krzycząc albo po prostu w którymś momencie przestanie oddychać. Tak, nawet takie myśli uderzały w jego głowę. Choć był śmiertelnie zmęczony, nie mógł zasnąć. Bał się. Ale w końcu wyczerpanie organizmu wzięło górę, ale Leo nie spał spokojnie. Kto by spał, wiedząc o tym, że czeka go takarozmowa?

Leo Rough pisze...

[nauczyłaś mnie, to teraz wykorzystuję wiedzę, nie? ;p
już się boję. biedny Leoś! ;D
tak, norma. podoba mi się ^^
serio? ;> kusząca propozycja! ;D
haha, potraktuję to jako dobre życzenia, a więc: dziękuję ;)]

Nie, nie spał wcale spokojnie. Ciągle coś go dręczyło, jakieś demony nie pozwalały odpocząć, odetchnąć. Może miała w tym też swoją winę pora; w dzień nie śpi się dobrze. Przez zasłonięte rolety przedzierało się światło dnia, mimo wszystko ostre i rażące, a jakieś niedomknięte okno w innym pokoju wpuszczało do mieszkania hałasy ulicy z godzin szczytu. Ale najgorsze było to, co działo się wewnątrz niego, uparta walka egoizmu z wyrzutami sumienia. Już nie wiedział, jak podjęta decyzja będzie gorsza, choć zdążył się domyślić, że będzie żałował każdej. To wcale nie było łatwe, nie mogło być łatwe, gdy chodziło o życie jego Spencer, jego oczka w głowie, jego świata, jego miłości. O jego życie. Więc nie przestawał myśleć, analizować, tłumić złych części swojej natury, by w końcu dojść do jednego wniosku - że tak naprawdę nie ma pojęcia, za co spotyka go ta kara. Aż tak przecież nie zawinił...
Wiercił się i rzucał na łóżku, choć nawet podświadomie uważał, by nie zranić Spencer lub choćby przeszkodzić jej w spokojnym śnie. On sam tylko na krótkie chwile oddalał się w macki tak głębokiego odpoczynku, a nawet wtedy pod jego powiekami pojawiały się okrutne wizje, bardziej jego wyobrażenia niż sny. Walczył z nimi, ale to nie przynosiło rezultatu, więc w końcu zrezygnował z prób zasypiania. Najdelikatniej, jak potrafił, przysunął się do ukochanej, by móc czuć ciepło jej ciała, a potem przymknął powieki, chcąc chociaż w ten sposób zregenerować nadwątlone poważnie siły. I wreszcie udało mu się zasnąć, choć znów nie był to spokojny, głęboki sen.
A potem obudził się nagle w pustym łóżku, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Nagle pomyślał, że to wszystko mu się tylko przyśniło - uzależnienie od tramadolu, wyjazd do Londynu, to piekło, które tam przeżył i to, które czekało go po powrocie. Ale nie, to wszystko było prawdą, a Leo z bólem pomyślał, że to mu się wcale a wcale nie podoba. I zaraz usłyszał na przedpokoju kroki; natychmiast przywołał na twarz uśmiech, by zaraz w duchu odetchnąć z ulgą, gdy dostrzegł, że Spencer nie wygląda wcale źle. Oczekiwał... sam nie wiedział, czego, ale chyba przygotowywał się na najgorsze.
Z cichym podziękowaniem przyjął od ukochanej kubek mocnej kawy, siadając w splątanej pościeli. Od razu upił spory łyk, parząc sobie język i wargi, ale nie przejął się tym. Patrzył uważnie na Spencer, by w końcu ułożyć dłoń na jej udzie, jakby trochę nie dowierzał, że siedzi obok, jakby nie mógł tkwić z dala od niej choćby przez chwilę.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską, marszcząc nieznacznie brwi, gdy czekał na odpowiedź w stylu "nie najlepiej" albo "boli mnie...". Obawiał się ich, dlatego na słowa ukochanej czekał ze wstrzymanym oddechem, wyraźnie wystraszony i zaniepokojony; nawet nie próbował tego ukryć.

Leo Rough pisze...

[:D ^^
w ogóle pokrzywdzony zawsze jest, ale taki już jego los ;p
hahaha, nie, nie dziwne! cudne - takie prawdziwe połączenie dusz! też to przeżyłam; potrafiłyśmy kończyć za siebie zdania albo mówić to samo w jednym momencie, albo wskazywać na coś palcem i w tej samej chwili mówić "patrz!". Ale w sumie masz rację, przerażające to też potrafiło być ;p
nom, wieczór z blogosferą <3 i z Tobą ^^
będę pamiętać ;) haha, taaak, tylko soczki :D]

Magia dotyku: już samo muśnięcie jej palców sprawiło, że zdołał odpuścić, rozluźnić się choćby odrobinę. Całkowicie jednak nie uspokoiły go nawet jej słowa, bo na usta cisnęło mu się tylko jedno: "Na pewno?". Walczył z pokusą dopytania, upewnienia się, że wszystko jest w porządku, że nic złego się nie dzieje. I w końcu przełknął dławiące go słowa, choć niepokój pozostał. Odwzajemnił jednak uśmiech Spencer, choć jego wyszedł trochę krzywy i niezbyt szczery.
Szybko zauważył, że brunetka nawet nie zwróciła na to uwagi. To było do niej raczej niepodobne, a sprawiło tylko, że Leo znów skupił się na niej, znów patrzył na nią badawczo, już bez uśmiechu i ze zmarszczonymi brwiami. Próbował skupić się na studiowaniu jej twarzy, ale całe jej ciało, postawa dawały mu podstawy, by sądzić, że ukochana szykuje mu jakąś "bombę". Zaczął się poważnie niepokoić, gdy z łatwością wyczytał z jej miny, że się boi. I w następnej sekundzie już wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, a szatyn patrzył na nią, zdziwiony i jeszcze bardziej zmartwiony.
- Stop. - rzucił krótko, dokładnie w tym samym momencie, w którym padło drugie "przepraszam" Spencer. Uniósł przy tym dłoń, jakby chciał się odgrodzić od jej słów, ale szybko dostrzegł, jak to wygląda; jego ręka opadła na pościel. Nie chciał znów zranić ukochanej kobiety, więc postanowił, że będzie uważnie dobierał zdania. Niczego innego nie pragnął w tej chwili, jak ukoić jej nerwy, stłumić wyraźne wyrzuty sumienia.
Odstawił na szafkę nocną swój kubek, a potem sięgnął też po naczynie, które nerwowo obracała pomiędzy palcami Spencer. Zaraz potem przybliżył się do niej i chwycił obie jej dłonie w swoje, wpatrując się w nie przez dłuższą chwilę. W końcu podniósł na nią wzrok, uśmiechnął się lekko i pokręcił zdecydowanym ruchem głową.
- Spencer, Kochanie... - wymruczał łagodnie, starając się sprawić, by na niego spojrzała. I gdy podniosła spojrzenie, znów posłał jej lekki, dość swobodny uśmiech.
- Nie winię cię za to, słyszysz? To ja jestem jedynym, który powinien przepraszać. Zraniłem cię w okrutny sposób, odrzuciłem, miałaś prawo się zawahać czy zwątpić. Ale jesteś tu teraz. Jesteśmy. I wszystko się ułoży, Malutka. - mruczał, ciągle ciepłym, miękkim tonem. Wszystko, by mogła spokojnie patrzeć na siebie w lustrze.
I tylko o sobie nie myślał w tamtej chwili, ale nie mógł tego robić. Wiedział, że to dla niego dużo do przetrawienia, więc wolał zostawić to na później, na moment samotności, gdy nie będą już dręczyć jego sumienia wyrzuty Spencer.

[w tym powyżej uznałam, że Leoś swoje przeprosiny i w ogóle już zaliczył ;p po jakiejś terapii albo coś w tym stylu, nie musimy jakoś dokładnie tego ustalać ;)
a teraz już, niestety, muszę znikać. będę jutro trochę później, tak, jak mówiłam.
dobrej nocy ;) i miłego piątku! ^^]

Leo Rough pisze...

[trochę średnio, jak się Leoś wkurzy ;p e tam, ciągle żyje, nie jest źle! ^^
hahaha xD jasne, poza mną! ;p ;))
oj, przecież wiesz, że dla mnie jesteś nieodłączną częścią blogosfery! i w zasadzie było przy Tobie, tylko z drugiej strony ^^
nie ma czepiania się! ;p
super. wiesz, jak ja nienawidzę dialogów -.-
;)]

Leo z pewnym opóźnieniem zdał sobie sprawę z tego, że jego udawanie, jakby wcale nie dotknęły ani nie zraniły go słowa Spencer, jest w pewnym stopniu bezcelowe. Znała go zbyt dobrze, by nie wiedzieć, co dzieje się w jego głowie; musiała rozumieć, że tylko dla niej stara się nie dopuścić do siebie niepożądanych myśli i obrazów. I musiała domyślić się, że przeżywanie tych informacji, które mu dostarczyła, zostawi na chwilę samotności. Wciąż jednak wierzył, że ta drobna gra, te wszystkie starania, nie pójdą na marne! Że zdoła uspokoić ukochaną i zapewnić, że o nic jej nie obwinia, że nie ma do niej żalu - bo nie miał. Na nią nie potrafił się złościć, nawet gdy oznajmiła mu, że poważnie rozważała zdradę. Zrobił jej krzywdę, a ona jedynie szukała dla siebie pomocy w tych trudnych chwilach. Nie było jej ukochanego, więc znalazła inny sposób, by odczuć choć cień ulgi, gdy nie miała przy sobie jego ramion. Rozumiał to, choć wydawało mu się, że jemu nawet nie przeszłoby to przez myśl... Ale nad tym też się nie zastanawiał - nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji i miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał się z nią borykać.
A potem do jego uszu dotarły niewyraźne mamrotania Spencer. Serce zakuło go boleśnie, tak gwałtownie, że na chwilę stracił oddech. Zaraz uniósł rękę i zaczął gładzić ukochaną po ramieniu, mrucząc, by już nic nie mówiła, by się nie martwiła, bo naprawdę jest w stanie ją zrozumieć. I chwilę później zamilkła, a jej głowa opadła ciężko na jego ramię; natychmiast oplótł ją rękoma i zaczął gładzić po plecach i włosach, szepcząc coś wciąż uspokajającym, miękkim tonem. Jego głos był coraz cichszy, gdy dostrzegał, jak Spencer z każdą chwilą rozluźnia się coraz bardziej, aż w końcu zamilkł zupełnie, jedynie wciąż głaskając ją czule.
- Ja też cię kocham. - odparł twardo i pewnie, ale wciąż niezwykle czule, gdy brunetka odsunęła się od niego jakiś czas później. Posłał jej nawet blady uśmiech, choć zgasł, gdy dostrzegł, gdzie wędrują ich złączone dłonie. Nie był z tego faktu zadowolony, ale teraz nie chciał o tym myśleć, a już tym bardziej mówić. Miał nadzieję, że Spencer do tej pory nie zwróciła na to uwagi, a nawet jeśli, to nie zrozumiała tego źle. Bo on już po prostu zdecydował. A jego wyborem nie było ich dziecko. Na pewno nie miał zamiaru o tym mówić, ale w głębi siebie był pewny, że innej decyzji Spencer nie będzie potrafił zaakceptować, choć raczej nie będzie miał wyboru. Nie chciał jej ranić, ale czy będzie potrafił w tak poważnej sprawie ją okłamywać? Zobaczymy, pomyślała gorzko. A potem odsunął się, niemal z ulgą cofając dłoń z wypukłości brzucha ukochanej.
- Chodź, zrobimy sobie "śniadanie". - rzucił ciepło, dość pogodnie, gdy zarysował w powietrzu cudzysłów. Pora nie była już śniadaniowa, ale to miał być przecież ich pierwszy posiłek. A wtedy uświadomił sobie, że Spencer wstała wcześniej od niego.
- Jadłaś coś? - zapytał zaraz, unosząc lekko brwi.

Leo Rough pisze...

[wiem, wiem, S. to dobra duszyczka jest ^^ właśnie ;p
dzięki, doceniam to! ;)
czyli... hm, Twoja dupa dostała serduszko xD
no. ;p
całe szczęście. mam nadzieję, że kiedyś nie wykorzystasz tego przeciwko mnie ;p
no tak, późno dotarłam dzisiaj, ale trudno. mam nadzieję, że bawisz się dobrze i nie będziesz jutro cierpieć ;p spiszemy się jakoś, jak zawsze! ^^ ja pewnie będę dopiero po południu, więc... no, trochę nasz wątek poczeka. miłego... wszystkiego ^^ ciao! ;)]

Leo Rough pisze...

[;D
nie inaczej! czyli kopnął mnie nie lada zaszczyt! ^^ ;D
hahaha ;p
o, jaka zołza! ;p
to dobrze, cieszę się ;) o, to już mniej -.- ale przeżyłaś ^^
e tam, cicho.
ok! znaczy jestem, czekam, czy coś ;p]

Czuł się kompletnie zagubiony, ale co miał zrobić? W obecnej sytuacji to on powinien być twardy, powinien być pomocą dla ukochanej, nie odwrotnie, nie znowu. Było to trudne, bo w głowie miał bałagan i chaos, ale wiedział, że nie niemożliwe. Chciał się postarać, dla Spencer, by wreszcie poczuła, że jej świat nie drży. By wiedziała, że ma ramiona, w których może się skryć. By czuła się bezpieczna. Niczego więcej dla niej nie pragnął w tej chwili, ale nawet to momentami wydawało mu się nieosiągalne.
Poczuł ostre ukłucie wyrzutów sumienia, gdy dostrzegł reakcję Spencer na jego odsunięcie ręki. Rozpoznał spojrzenie, którym powiodła za jego dłonią, ale cóż mógł poradzić? Mógł zagadać ją, sprawić, by uznała, że to tylko drobnostka. To zdecydowanie nie była drobnostka, ale dla ukochanej wszystko, prawda? Więc zaraz znów sięgnął do szafki nocnej i podał brunetce jej kubek z herbatą, a potem wyplątał się z rozgrzanej pościeli, by stanąć na chłodnej podłodze. Uśmiechnął się lekko, cmokając czubek głowy ukochanej, zaraz ruszając do wyjścia.
- Ogarnę się trochę, a potem wyczarujemy coś razem, OK? - rzucił, wyciągając z szafy jakieś domowe ubrania: powycierane jeansy i pierwszą lepszą koszulkę. Posłał Spencer jeszcze jeden ciepły uśmiech i zniknął na korytarzu.
Zaraz w łazience rozległ się jednostajny szum wody, gdy Leo wszedł pod prysznic. Spędził tam tylko chwilę, myjąc się w dziwnym pośpiechu; czuł się spóźniony, pewnie dlatego, że zazwyczaj zaliczał poranną toaletę przed Spencer, bardzo wcześnie. A teraz, gdy wiedział, że ona czeka na niego, miał wrażenie, że wszystko jest nie na miejscu, że coś po drodze poplątali. Próbował sobie tłumaczyć, że to bzdura, ale raczej nie pomagało. Szybko opuścił łazienkę, a ubranie przyklejone miał do źle wytartego, wilgotnego ciała; z włosów skapywała mu na koszulkę i płynęła po twarzy woda, a wargi miał pobielone resztkami pasty do zębów. W takim stanie ruszył do sypialni, spodziewając się tam zastać ukochaną, a także swoją niedopitą kawę.

[przepraszam, ale mam trudny dzień, trochę mi nie idzie. na SA postaram się odpisać później, ale co z tym kolejnym blogiem?]

Leo Rough pisze...

[hah ;D
oj tam, jest! ;p
dobrze, nie zołza, ale... zła ;p
jakoś ;p odbijesz sobie innym razem, o! ;)) ^^
ja myślę! ;p
;p]

On nie myślał o dziecku. Fasolka prawie przestała dla niego istnieć, a jeśli ciągle jeszcze pamiętał o ciąży, to tylko ze względu na Spencer - jej zdrowie i bezpieczeństwo. Musiał o nią dbać, bo jej ciało zmieniło się. Nosiła w sobie nowe życie, a to było męczące dla jej organizmu, jeśli nie wręcz wykańczające. W jej przypadku mogło okazać się zabójcze, ale Leo nie chciał o tym myśleć. Był przecież sposób, by ochronić Spencer przed całym złem, ale czy ona się na to zgodzi? Znał odpowiedź. Nie potrafił myśleć o tym, że jest gotowa poświęcić swoje życie dla tego zlepka komórek, który nosi pod sercem! To już nie było dla niego dziecko; chwilowo potrafił tylko myśleć o Fasolce jako o małym zabójcy. Bo jak ją inaczej nazwać?
I teraz jedyne, o czym chciał i potrafił myśleć, to jak przekonać ukochaną do swojej racji. Bo miał ją w tym wypadku, prawda? Naprawdę nie widział innego wyjścia, jak ona mogła je dostrzegać?! Nie, musiał znaleźć sposób, by odciągnąć ją od tej szalonej myśli...
A potem uśmiechnął się, gdy dostrzegł, jak Spencer rusza w jego stronę spod okna. Natychmiast oplótł ją ramionami i odwzajemnił pocałunek, starając się w tym czasie wmówić sobie, że wszystko jest w porządku, by odsunąć się od niej już z ciepłym grymasem na twarzy. Tak też się stało; oderwał od niej usta i obrócił się w stronę wyjścia, trzymając ją przy swoim boku jednym ramieniem. Cmoknął czubek jej głowy, ruszając do kuchni.
- Na co masz ochotę? - zapytał po drodze, spoglądając na ukochaną z ukosa. Wiedział, że nic nie jest w porządku, ale też chciał udawać. Jeszcze przez chwilę.

[dzięki ;) znowu krótko, ale mam dzieciaki - poprawię się, obiecuję! ;)) mogę sobie wyobrazić! od rana na nogach, nie? w sobotę! -.- ja też, ja też.
no właśnie nie wiem. tam trochę życie zamarło, już teraz, a przecież dopiero zaczęli! ;p]

Leo Rough pisze...

[dobrze, milczę ;p
tak, DOBRA, niech Ci będzie ;D
haha ^^
tak, ani słowem ;p ;D
btw. chciałam oznajmić, że w przyszłym tygodniu nie ma mnie w środę i w czwartek, a w piątek będę dopiero wieczorem - jadę na wycieczkę klasową ^^]

Czyli mieli jeszcze chwilę, a Leo planował ją dobrze wykorzystać. Przynajmniej na to, by uspokoić się po rozmowie, którą zdążyli już tego ranka przeprowadzić. On ciągle starał się o tym zapomnieć, ciągle uparcie odpychał od siebie bolesne obrazy i niepożądane myśli. W końcu zajął się kolejnym czekającym na nich tematem, więc jego umysł zapełnił się tylko tym. Ale i tak był odrobinę rozchwiany, niespokojny, więc potrzebował trochę odpoczynku. Tak samo, jak Spencer, jak sądził.
Więc zaraz z nieudawanym entuzjazmem zabrał się za przygotowywanie wymarzonej kanapki dla ukochanej. Owszem, najpierw ukłuła go złość na stan Spencer, na to, co wywoływało te jej smaki, ale szybko przetłumaczył sobie, że to tylko jakaś ich nowa zabawa. Okłamywał sam z siebie w tak oczywisty sposób, ale co z tego, skoro inaczej nie potrafił? Nie czuł się winny. Więcej nawet - był z siebie w pewnym stopniu dumny, bo potrafił postawić jej dobro na pierwszym miejscu. Nawet, gdy chodziło tylko o zaspokojenie apetytu. I w końcu ta dokładnie opisana przez Spencer kanapka wylądowała przed nią, a Leo usiadł po przeciwnej stronie ze swoją, na której było trochę mniej składników. Uśmiechał się, patrząc na ukochaną pałaszującą "śniadanie"; zaraz zaczął żartować swobodnie, wspominając wydarzenia wieczora i nocy.
A gdy oboje zjedli, Leo zaparzył dla nich po filiżance kawy - dla brunetki, jak zwykle, bezkofeinową, dla siebie mocną, by przetrwać resztę tego trudnego dnia. Wiedząc, co się zbliża, nie potrafił już udawać; uśmiech coraz trudniej było mu utrzymać na twarzy. Aż w końcu ekspres wypluł ich napoje. Szatyn odwrócił się do ukochanej, postawił przed nią filiżankę, a potem, zupełnie już poważny, stanął przy blacie, oparty o niego plecami.

[no ^^ ;))
współczuję ;)
szukamy, oczywiście, że szukamy! ja też się stęskniłam, a mam tyle pomysłów na nich, że aż szok! ;p szukamy! ;)]

Leo Rough pisze...

[no dobra, nie milczę, bo nie umiem! ;p ;D
ok, ok, tak właśnie jest, ok ;p
och, widzę i serce mi pęka! nie odzywasz się do mnie! jak ja to zniosę? xD
w góry się wybieramy ^^ o, nie ;( a kiedy dokładnie?
a w ogóle to: jej, ale ładna odpowiedź <3]

Spodziewał się, że to będzie trudne, ale chyba nie wiedział, jak bardzo. Czuł w gardle dziwną, dławiącą boleśnie gulę, której nie znał, a która złościła go i niepokoiła. Nie miał pojęcia, jak zdoła przez nią wykrztusić choć słowo! A zresztą: co miałby powiedzieć? Jak rozmawia się o takich sprawach? Jak mówi się o umieraniu z ukochaną osobą? Nie miał pojęcia, jak udawało się to Spencer, gdy chorował. Nagle zrozumiał, jakie katusze przeżywała, gdy unikali tak ważnych tematów i jak trudno jej było, gdy w końcu podejmowali rozmowę. I już wiedział, że dobrze zrobił, odchodząc, ale powinien być bardziej konsekwentny, nie pozwolić, by wrócili do tego, co było. Teraz to było już historią, ale Leo gryzł się, zadręczał, nawet gdy wiedział, że to bezcelowe.
A potem Spencer uratowała go przed koniecznością rozpoczynania tej rozmowy, rzucając swoje ciche pytanie. Dotarło do niego z opóźnieniem; chwilę zajęło mu zastanowienie się nad odpowiedzią. Wcale nie była tak łatwa, jak mogłoby się wydawać. Czy chciał iść z nią do ginekologa, znów oglądać na monitorze plamy i cienie, słuchać o nowo rozwiniętych układach i organach? Nie, nie chciał. Najchętniej uciekły na drugi koniec świata, ale... nie mógł. Więc jego głowa w końcu poruszyła się, kiwając niespiesznie na smutne "tak". Smutne, bo słowa ukochanej tylko utwierdziły go w przeświadczeniu, że podjęła już decyzję.
- Co potem? - wychrypiał nagle, ledwo wydobywając z siebie głos. I przez cały ten czas nie spuszczał z brunetki uważnego, badawczego spojrzenia.

[haha ;p
RÓŻNYCH. w sensie na ten wypadek, co mieli mieć, na cały wyjazd najpierw, a potem na pewne cuda z Leośkiem ;)) ^^
jasne, szukamy. już przejrzałam kilka, ale, kurde, nic nie ma póki co -.-]

Leo Rough pisze...

[hm, to cudo po prawej to Twoja sprawka? ;>

haha, ok! to się naciesz ;p
^^
ok, przepraszam ;)
no w innych górach byliśmy ;p w kwietniu to chyba było, nie? siedzieliśmy z Kotlinie Kłodzkiej, a teraz tylko tak tu, na Śląsku gdzieś ;)
ahaha, spoko. dowiesz się ;p e, to nie jest źle! w piątek wymienimy może kilka komentarzy, sobotę jakoś tu przeżyję, a w niedzielę już będziesz, nie? no to spoko! ;)
naprawdę ;)]

Świat na chwilę się zatrzymał. Wszystko zamarło; on zamarł, nawet jego serce na sekundę przestało bić. Przez jego otępiały umysł nie przepływały informacje - był tylko pulsujący, przyprawiający o mdłości ból, coś tak przerażającego i ohydnego, że Leo miał ochotę zwinąć się w kłębek i zniknąć. Rozpłynąć się. Bo właśnie spełniał się jego najgorszy koszmar.
Nigdy nie sądził, że takie słowa mogłyby go zranić. Odkąd zaczął się spotykać ze Spencer, wiedział, że chciałby - kiedyś, w nieokreślonej przyszłości - zostać ojcem jej dzieci. Założyć z nią rodzinę. Była idealna do roli partnerki i matki, a Leo od razu to wyczuł. Zresztą, od zawsze było wiadomo, że będzie świetnym tatą, miał to coś, co sprawiało, że kobiety z chęcią oddawały mu swoje dzieci pod opiekę. Lubił dzieci. Lubił myśl o dzieciach Spencer. Ale nienawidził myśli, że teraz to, co w końcu stało się ich wspólnym marzeniem, może ją zabić. Nie był w stanie tego znieść, ale nagle dostrzegł, że będzie musiał. Bo ona podjęła decyzję.
Z trudem przypomniał sobie o swoich postanowieniach: że nigdy więcej jej nie opuści i że zaakceptuje każdą jej decyzję. Ale nagle dostrzegł, że nie potrafi tego zrobić, a jedyne, na co miał ochotę, to chwycić ją za ramiona i potrząsnąć, by w końcu obudziła się z tego snu, w którym najwyraźniej zatonęła. Przecież nie mogła urodzić tego dziecka! To było szaleństwo, głupota!
A potem z jego ust padły słowa, którym sam się dziwił; nie należały do niego.
- W porządku.
Wszystko w nim wrzało, krzyczało, zwijało się z bólu. Ale maska opanowania i spokoju tkwiła na jego twarzy, póki co podtrzymywana jeszcze zaskoczeniem i niedowierzaniem. Miała opaść, niedługo. A Leo już się tego bał.

[kurwa, jeszcze raz: szukamy, szukamy xD dobra, mamy jeszcze czas ;) a w ogóle to na SA jednak nie odpiszę - uznałam, że muszę zrobić sobie przerwę. odpisałam na jeden wątek i już mam dość! -.-]

Leo Rough pisze...

[jasne, jest świetne, cokolwiek to jest! czyli walczysz bez Michała, tak? mam jakoś pomóc? ;)
haha, spooko ;p
no ba! ;D
dzięki ;) ma być ładnie, a jak nie, to też już jesteśmy przygotowani - bierzemy filmy, żarcie, nudzić się nie będziemy xD
no rozumiem. spoko, jakoś przeżyję ;) przynajmniej się pouczę trochę, o! ;)) swoją drogą - te warsztaty brzmią bardzo ciekawie, co to takiego? ;>
;))]

W końcu spuścił wzrok. Zwyczajnie nie mógł już dłużej na nią patrzeć, zbyt boleśnie świadomy jej zaniepokojenia. Miała do niego prawo, ale i tak budził się w nim bunt. Nieokreślony, palący jego wnętrzności bunt, który w następnej chwili kazał mu cisnąć kubkiem pełnym smolistego, czarnego napoju wprost do zlewu, w którym potłukł się w drobny mak. Z furią widoczną w ruchach, ale doskonale zamaskowaną w twarzy, Leo podniósł na chwilę wzrok na Spencer, a potem odwrócił się do niej plecami, wsparty na dłoniach o blat, z głową schowaną między ramionami, jakby nie miał sił trzymać jej prosto. Tak było w istocie; stanie, oddychanie, w ogóle życie zaczęło go męczyć. Miał ochotę rozpłynąć się w powietrzu, ale walczył z chęcią ucieczki w coś, co mogłoby mu dać wrażenie znikania. W tramadol. Czuł na języku smak rozpuszczających się zbyt szybko tabletek, miał wrażenie, jakby pudełko narkotyku ciążyło mu w kieszeni, a w uszach słyszał grzechotanie pigułek. Narkotyk wzywał go odległym echem, a Leo ledwo radził sobie z odpychaniem go. Potrzebował czegoś innego, czegoś równie mocnego. Istniała jedna taka rzecz, ale jak by to wyglądało, gdyby teraz złapał brunetkę za rękę i zaciągnął do sypialni? Raczej nie mógł sobie na to pozwolić.
W końcu, z nadludzkim wręcz wysiłkiem, odwrócił się do niej znów twarzą, która już nie było w żadnym stopniu tą doskonałą maską. Czaiła się w niej rozpacz i wściekłość, a ta druga wyraźnie malowała się też w całej jego postawie: dłoniach zaciśniętych w pięści, sztywno wyprostowanych plecach. Usta zaciskał w wąską linię, by nie wypuścić słów, cisnących się na nie nieokiełznaną falą.
- Dlaczego? Dlaczego mi to robisz? - zapytał z bólem, ledwo powstrzymując zwierzęcy skowyt. Cierpienie było dla niego nie tylko emocjonalne i psychiczne, ale stawało się też fizyczne; jakby ktoś kroił mu nożem wnętrzności. Ledwo oddychał, czuł wstępujące na czoło kropelki potu i rozpoczynające się drżenie rąk. I nic nie mógł na to poradzić.
- Chcesz mnie ukarać za to, co ci zrobiłem? Chcesz mnie zranić tak, jak ja zraniłem ciebie, tak? To nie to samo. To nie to samo... - powtórzył bezradnie, zbyt rozemocjonowany, by myśleć logicznie, a nawet, by złożyć choć jedno więcej sensowne zdanie.

[nom ^^
dzięki ;)]

Leo Rough pisze...

[i miałaś rację! ^^ och, nie przejmujmy się już nim! olał nas - i dupa. niech go zjedzą te krosty na języku, o! / jasne, z przyjemnością się tym zajmę ;) jakiś tekst reklamowy masz czy wykorzystasz coś wcześniejszego? no i czy chcesz kontynuować te Michała sojusze na głównej? bo to trochę zaśmieca stronę - no, chyba że dałoby się to przenieść do ramki na boku albo coś. kurczę, ale mnie to kręci! ^^ ;D
"grzeczna" xD
haha, no jasne! jeżu, na ostatniej zjadłam chyba ze trzy tabliczki czekolady sama ;p już się boję, o ile kilo większa wrócę po tej wycieczce ;p
i dobrze! kiedyś trzeba ;p
o jak fajnie! a mogę przyjechać? ;> bo mnie kręcą takie rzeczy, a zawsze jak się gdzieś w okolicy coś takiego dzieje, to za późno info dostaję albo coś -.- aa, pamiętam, wspominałaś o swojej przygodzie z modelingiem xD w każdym razie - baw się dobrze i napisz potem, jak było ;)]

On sam nie rozumiał swojego zachowania, bo przecież spodziewał się dokładnie takiej odpowiedzi Spencer. Przewidział ją; po prostu nie mogła zadecydować inaczej. Nie byłaby sobą. Ale on nie miał zamiaru się poddawać - miał swoje racje, choć mętlik w głowie sprawił, że nagle miał ochotę zrobić dosłownie wszystko, by przekonać do nich ukochaną. Wcześniej chciał tylko, by je przemyślała, zastanowiła się nad innymi opcjami, które przecież ciągle istnieją. Teraz był wręcz gotowy zmusić ją do przerwania ciąży siłą, nie myśląc o konsekwencjach takiego zachowania. Czuł, że coś ważnego przemyka mu pomiędzy palcami i za wszelką cenę pragnął to zatrzymać; ale co z tego, gdy ktoś uparcie przytrzymywał jego dłonie, pozostawiając je otwarte? Ktoś nie chciał, by był szczęśliwy, rozpoznając swój skarb, który przez krótki czas miał w rękach. I tym kimś, kto chciał mu zabrać jego szczęście, była jedyna osoba, która może mu je dać. Jak miał w tej sytuacji pozostać spokojny, no jak?!
Nagle nic go nie obchodziła Spencer, nie jako osoba - po prostu chciał ją mieć przy sobie. Nie liczyło się to, co ma do powiedzenia, co myśli, co czuje. Potrzebował jej, nic więcej. Nie mogła odejść, nie mogła zniknąć z jego życia. Zbyt trudne było dla niego przyjęcie tego do wiadomości.
A potem nagle zmaterializowała się przed nim, choć z opóźnieniem uświadomił sobie, że jedynie podniosła się z krzesła. Skupił spojrzenie na jej twarzy, nie pozwalając sobie na dokończenie żadnej myśli. Sapnął, słysząc jej słowa, na które jedynie pokręcił głową. Zaraz padły kolejne zdania; te nagle poruszyły go. Odepchnął się od blatu i dwoma krokami pokonał odległość dzielącą go od brunetki, by natychmiast objąć ją ciasno. Jednym ramieniem oplótł ją w talii, drugim przyciskał do siebie jej głowę, jednocześnie chowając twarz w jej włosach. A potem wyprostował się, odsunął na tyle, by móc spojrzeć jej oczy i zaraz zacisnął z całych sił powieki. Nie potrafił na nią patrzeć.
- Wiem. - odparł krótko, ale z taką mocą i gniewem, że to jedno słowo mogło burzyć całe miasta. A jednocześnie kryło się w nim zrozumienie, choć pozbawione akceptacji; wiedział, że nie mogła podjąć innej decyzji, ale ona powinna wiedzieć, że on się z tym nie pogodzi.

Leo Rough pisze...

[tak, w sumie racja :) OK, zapisałam. ogarnę to w najbliższych dniach ;) nie ma sprawy, przecież mi też zależy na tym, żeby MT ruszyło! ;)
duuużo lepiej, super ;)
;p ;D
tak, tak, właśnie! ;D
zaraz: musisz. chcesz, tak to sobie przetłumacz! ;))
haha, jasne, już jadę! a tak btw, to ja nawet połączenia z Twoimi okolicami nie mam, bo bym chyba z milion przesiadek musiała mieć ;p
hej, przecież to niezłe było! miłe ;))
;))]

Chociaż dławiły go pytania, a wątpliwości prześcigały się w przyciąganiu jego uwagi, nie pozwalał sobie na chwilę wahania. Nawet nie zastanawiał się już dłużej nad tym, co robi - zwyczajnie nie miał siły. Wiedział już z całą pewnością, że nie odciągnie Spencer od raz podjętej decyzji; podświadomie wiedział o tym już wcześniej, ale i tak zabolało i miało boleć jeszcze przez długi czas. Miało boleć prawdopodobnie już zawsze... Nie, nie potrafił o tym myśleć, nie był w stanie zastanawiać się, jak będzie za kilka miesięcy, za rok, za dwa... To go przerastało; czuł się mały, słaby i zupełnie bezradny w sytuacji, w której uczestniczył. Choć wcale nie czuł się jej uczestnikiem - miał wrażenie, że jest tylko obserwatorem, kimś z zewnątrz. Nie miał wpływu już na nic; nie miał wpływu na swoje życie.
To było dla niego za dużo. Zupełnie nagle oderwał się od Spencer i cofnął o krok, zostawiając ją pośrodku kuchni. Bo zaraz zniknął, mamrocząc coś pod nosem zupełnie niewyraźnie, wcale się nie tłumacząc. Nie patrzył już na Spencer, zraniony, zrozpaczony, dziwnie obnażony. Nie potrafił. Musiał wyjść, najlepiej na powietrze, odetchnąć głęboko, uspokoić się, może jakoś odreagować. Miał ochotę na drinka, którego odmówił sobie poprzedniego wieczora, choć doskonale wiedział, że przy lekach, które bierze, nie powinien pić alkoholu. Chociaż drugą alternatywą był tramadol i wiedział, że nietrudno mu będzie go zdobyć. Podjął więc szybką, bardzo rozsądną, jak na jego gust, decyzję, że zostanie w domu i uszczupli trochę zapasy w ich barku. Na słabych, właściwie niewspółpracujących z umysłem nogach powlókł się do salonu, a tam do szafki, w której trzymali wszystkie alkohole, poza winem, którego miejsce, nie wiedzieć czemu, było w kuchni. Ale to nie było istotne - Leo pragnął tequili. Wyciągnął butelkę, ignorując ustawione obok kieliszki i szklanki. Od razu, nie przejmując się zamykaniem barku czy czymkolwiek innym, opadł na kanapę i pociągnął spory łyk alkoholu. Skrzywił się, ale zaraz napił się znowu, a potem znowu, chcąc jak najszybciej upić się. Przestać myśleć. Spencer miała nie być zadowolona... ale co z tego? On też nie był. Czuł, że to nie jest fair wobec niej - odpłacanie się jej w ten sposób, pijąc na umór, za podjęcie decyzji zgodnej z jej przekonaniami, sumieniem. Tylko co innego miał robić? Nic więcej nie mogło przynieść mu ulgi.

Leo Rough pisze...

[jasne, w porządku ;) nie ma za co! drobiazg. jak jeszcze coś dla mnie znajdziesz do roboty, to wal śmiało ^^
no właśnie. chociaż ostatnio się znowu skrzywdziłam, nie mogłam nawet chodzić -.- także u mnie te treningi wyglądają marnie ostatnio. a jak Twoje? wplotłaś je w plan zajęć? ;>
dokładnie! pragniesz spędzić wolny czas na nauce! ;) ;D
no tak mi coś brat mówił, jak się w tamtym kierunku wybierał - że dojazd to jest jakaś katastrofa. no ba! przecież wiesz, że dla Ciebie wszystko! ;D ^^
oj tam ;p]

Leo bardzo szybko się uzależniał, ale też zazwyczaj dość łatwo przychodziło mu skończenie z nałogiem. Tak było, gdy tuż po studiach zaczął pić; trwało to zaledwie kilka miesięcy, a potem sam z siebie po prostu przestał. W ten sam sposób rzucił papierosy, choć do nich zawsze wracał, zazwyczaj w stresie, wypalając jednego czy dwa po kryjomu. Z tramadolem nie poszło już tak łatwo, ale w tym wypadku nie wystarczyła sama jego chęć. Ale i z tym sobie poradził, choć teraz było mu trudno. Wiedział jednak, że nie ma takiej opcji, by wpadł w nowy, niebezpieczny nałóg, na pewno nie w takim momencie. Nie zamierzał sobie pozwolić na picie kilka dni z rzędu, a to, co robił teraz, miało być jednorazowym wybrykiem. Znał swoje obowiązki, znał je bardzo dobrze. I chciał je wypełniać, naprawdę, tylko... potrzebował trochę czasu, by oswoić się z nową sytuacją.
Przeczuwał, że przyjdzie. Chciał nawet przeprosić ją za swoja reakcję, zakręcić butelkę i dokończyć tę rozmowę, którą zaczęli, ale gdy usiadła obok niego, wszystkie słowa wyparowały mu z głowy. Został tylko bezbrzeżny smutek, z którym nie potrafił walczyć, który palił go bolesną gulą w gardle. Stłumił ją kolejnym łykiem tequili prosto z butelki. A potem Spencer zniknęła tak szybko, jak pojawiła się w progu salonu; Leo w pierwszym odruchu chciał ruszyć za nią, ale powstrzymał się. To nie był dobry pomysł. Oboje powinni uspokoić się, zebrać myśli, odpocząć. A potem wrócą do tematu, bo tak naprawdę nic jeszcze nie ustalili, nie doszli do żadnych wniosków. Głowa Leo wprost pękała od obaw i lęków, których sam przecież nie potrafił stłumić, uspokoić czy logicznie wytłumaczyć. Do tego potrzebna mu była główna zainteresowana: Spencer. Zdecydowanie czuł się w tej historii mniej ważny, ale tak powinno być, prawda? Tylko co potem? Potem zostanie sam... Bo chwilowo nie było w nim nadziei na to, że oboje - kobieta jego życia i ich dziecko - przeżyją.

[spoko, dobranoc ;) do spisania ;))]

Leo Rough pisze...

[;))
no znowu! ale już jest w porządku, znaczy chodzę ;p w sumie racja. chociaż jak już wróciłam, to bym chyba nie mogła zrezygnować ;p
dokładnie! ;D
sprawdzę to ;p właśnie, bardzo dobrze! ^^
i ja dzisiaj znowu mam dzieciaki, a potem jeszcze pracę z historii, więc będę tak trochę w kratkę ;)]

Gdyby wyszła, Leo nie zastanawiałby się dłużej, tylko wybiegł za nią. Nie wiedział do końca, w jakim jest stanie i co głupiego mogłoby przyjść jej do głowy. Poza tym ostatnio obudził się w nim ten wręcz przewrażliwiony Leo, który ciągle żył w obawie o ukochaną, o to, że może jej się coś niedobrego stać. Teraz już wiedział, że nie mają dużo czasu, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby wcześniej coś się wydarzyło. I choć ciągle buntował się, ciągle chciał walczyć, to już wiedział, że zrobi wszystko, by decyzja Spencer nie okazała się błędem. Postara się o jej przetrwanie. Razem się postarają.
A potem do jego uszu dotarł ten rozrywający serce szloch i Leo nie wahał się ani chwili. Zakręcił butelkę tequili i odstawił ją do barku, zaraz potem zamykając go na klucz, by definitywnie skończyć z piciem na ten dzień; no, może jeszcze wieczorem skusi się na drinka lub dwa, ale nie zrobi tegp, zanim brunetka nie pójdzie spać. A to miała być trudna noc dla nich obojga. Dopiero, gdy alkohol był już bezpiecznie schowany, a Leo stał pośrodku salonu, zawahał się. Był to tylko ułamek sekundy, ale zaraz potem podjął decyzję i miał przy niej trwać tak samo uparcie, jak Spencer przy swojej. I ruszył do sypialni, spodziewając się tam zastać obraz tego, co sam czuł i sam przeżywał.
Nie pomylił się wiele. Jego ukochana wyglądała na tak zrozpaczoną, jak on, a drżenie jej ciała sprawiło, że sam zadrżał niekontrolowanie. Szedł w jej kierunku jak błędny, a po chwili dotarło do niego, że ona prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy z jego obecności; twarz chowała w poduszce, a jej szloch zagłuszał dźwięki otwieranych drzwi i kroki. To w pewnym stopniu dodało mu pewności siebie. Wszedł na łóżko - to już musiała zauważyć - a potem bez wahania położył się tuż obok niej. Objął ją ramionami i przyciągnął do siebie ciasno, zaraz zaczynając szeptać coś wprost do jej ucha, które obdarzył kilkoma drobnymi pocałunkami. Jej płacz bolał go, ale wszystko rozumiał, bo sam chciałby znaleźć tak prosty sposób na odczucie ulgi, choćby chwilowej.
- Jestem przy tobie, Malutka, zawsze będę, rozumiesz? Nie mam zamiaru cię zostawić. Nigdzie się nie ruszam. Kocham cię. - mruczał, coraz bardziej niespokojny, bo wydawało mu się, że wcale nie pomaga. Znowu.

Leo Rough pisze...

[no tak, pewnie masz rację. zdecydowanie powinnaś się więcej edukować! ;p
;p ;D
no dobra, znalazłam bezpośrednie pociągi do Przemyśla z Katowic, także mój brat musiał mnie okłamać ;p
o tak, koniecznie ;) więc ucz się, pisz, a mnie sobie dzisiaj trochę odpuść, o! ;))]

Był w takim stanie, że już nie wiedział, co ma robić. Czy ma namawiać ją, by zmieniła zdanie, czy może bez słowa zaakceptować jej decyzję? Ma być przy niej czy odejść? Ma złościć się czy być ciepłym, troskliwym Leo? Z jednej strony stawiał jej dobro i szczęście, z drugiej - swoje. Kiedyś było to jedno i to samo, ale teraz sytuacja się zmieniła. Jakoś wewnątrz siebie czuł, że już nie stanowią drużyny, jak lubiła mówić Spencer. Teraz byli przeciwnikami, ale tylko od niego zależało, czy będą walczyć, czy może podejmą współpracę. Obie opcje wydawały mu się niesatysfakcjonujące, ale co z tego? Nie miał wyjścia. Powtarzał to sobie raz po raz, nie potrafiąc w pełni zaakceptować tego faktu. Nie mam wyjścia, mówił w myślach, starając się nie myśleć o tym, co to dla niego znaczy. O katuszach, na które tym samym się skazuje, a właściwie, na które skazała go Spencer. Ale nie, nie obwiniał jej, nie potrafił. I znów przypominał sobie, że ona robi jedynie to, co podpowiada jej sumienie. Chciał, by i jego jakoś mu pomogło, ale ono uparcie milczało, tym samym wprowadzając w jego myśli jeszcze większy mętlik. Co teraz?, pytał się bezradnie, czując w ramionach drżące ciałko ukochanej.
A potem skinął krótko głową, słysząc jej słowa, ale nie wytrzymał długo jej spojrzenia. Potrafił myśleć tylko o tym, że miłość nie wygląda w ten sposób. Bardzo egoistycznie uznał, że to, co on robi, to poświęcenie, na które się decyduje, to oznaka prawdziwej miłości; na pewno nie było nią to, co robiła Spencer. Jakoś nie wierzył jej słowom, nie wierzył, że kocha go najmocniej na świecie, nie wierzył, że w ogóle go kocha. Po prostu. Bo miłość wybacza. A Spenc właśnie go za coś karała.
Gdy pocałowała go, bardziej z musu niż z pragnienia serca odwzajemnił tę krótką pieszczotę. Oderwał się od niej i natychmiast zamknął oczy, a potem ułożył się trochę wygodniej, ciągle trzymając ją w objęciach. Wiedział, że nie będzie w stanie odejść, więc najlepiej było dla niego od razu naprawiać wszystkie szkody, które sam wyrządził i które robiła Spencer. A tylko ona mogła być dla niego lekarstwem, choć w świetle tego, że uznał, że tak naprawdę go nie kocha, nie pomagała tak, jak wcześniej. Jej bliskość nie miała już tak kojących właściwości, ale na pewno była lepsza niż alkohol, który nie pomagał w ogóle. Więc tkwił tak przy niej zupełnie nieruchomo, marząc o tym, by już nigdy nie padły żadne więcej słowa, by nie musieli się ruszać, a najlepiej, by po prostu rozpłynęli się w powietrzu, w tej chwili, razem. Bez bólu. Bez wykańczającego czekania. Bez pretensji, złości, rozpaczy. Tak po prostu - pstryk! i już ich nie ma.
- Do czego jestem ci potrzebny, Spencer? - zapytał nagle, choć jego głos zabrzmiał tak, jakby stwierdzał fakt. Słowa padły wbrew niemu, nie kontrolował ich, ale gdy już wybrzmiały, natychmiast uznał, że trafiły z samo sedno sprawy. Tak, do czego mnie potrzebujesz, Kochanie?, pytał w myślach, zaczynając prawie drżeć z niepokoju o odpowiedź kobiety. Szczerze? Nie miał bladego pojęcia, jak można odpowiedzieć na tak zadane pytanie, tym bardziej w takiej sytuacji.

Leo Rough pisze...

[ale mam zapłon ;p haha, no spoko ;) znam ten ból! ja już dzisiaj wierciłam dziury w żołędziach, więc nie, nie zgadzaj się na ludziki! xD i do spisania, ja też teraz na chwilę znikam ;)]

Leo Rough pisze...

[nie będziesz narzekać, bo niedługo zaczniesz się uczyć, o! może powinnaś rozważyć wygonienie mnie, co? ;p
no nie miałabym. czyli o której mam być? ;D
ja serio mówię! weź się za to, bo nie chcę Cię mieć później na sumieniu!]

Tak, to było niedorzeczne, ale co poradzić? Leo nie myślał logicznie w tej chwili, w tej sytuacji, nie potrafił widzieć pełnego obrazu, ale skupiał się jedynie na wyrywkach, które go interesowały. Przez to popełniał wiele błędów, ale można mu je wybaczyć, prawda? Ten stres, ta rozpacz - to powinno wystarczyć za usprawiedliwienie dla jego zachowania i wszystkich myśli. Zresztą, to, co sobie ubzdurał, nie było przeznaczone dla niczyich uszu; nikt miał się nie dowiedzieć. To były tylko jego sprawy, tylko on miał nad nimi dumać, zamartwiać się, kombinować. Jego mały, zamknięty światek.
To, że Spencer tak długo zwlekała z odpowiedzią, tylko utwierdziło go w przekonaniu, że zadał niezwykle trudne, ale równie trafne pytanie. Chciał wiedzieć, co myśli, ale obawiał się, że powie tylko to, co on chciałby usłyszeć zamiast tego, co rzeczywiście czuje. To nie było wobec niego fair, ale pasowałoby do sytuacji, a przede wszystkim - mogłoby stłumić jakiekolwiek wyrzuty sumienia ich obojga. A potem padły słowa kobiety i Leo prawie roztopił się, targany palącym wstydem i złością na samego siebie. Jak mógł pomyśleć, że ona go nie kocha, no jak?! Zaraz schował twarz w jej włosach, choć miał na to jedynie chwilę; musiał się uspokoić. Odetchnął głęboko, w pewnym stopniu wzruszony, ale też zaniepokojony i zmartwiony, choć jakiekolwiek dalsze analizy czy rozmyślania musiał zostawić na później. Nagle zrozumiał wiele rzeczy. Przede wszystkim poczuł, jak to jest być potraktowanym jak ktoś, kto ucieka. Wiele razy mówił Spencer podobne rzeczy: że powinna odejść, bo tak będzie jej łatwiej, że powinna ułożyć sobie życie bez niego, że on może sprawiać jej tylko cierpienie. Ona złościła się albo zapewniała go gorliwie o swoich uczuciach, ale nie wierzył jej. A teraz potraktowała go w ten sam sposób. Już nie pamiętała, jak to boli?! Trudno mu było w to uwierzyć.
- Powiedziałem już, że nigdzie się stąd nie ruszam. I nie zamierzam tego odwoływać. - wychrypiał, odsuwając się od brunetki, by spojrzeć jej w oczy, ona jednak nie patrzyła na niego. Sięgnął więc do jej brody i uniósł ją, a potem cmoknął czule czubek nosa kobiety, znów cofając się.
- Kocham cię, Spencer, więc nawet, jeśli nie rozumiem tego, co tobą kieruje, to muszę być przy tobie. Chcę być przy tobie. - poprawił się. Dla niego było to właśnie "muszę", bo, tak jak ona, nie mógł bez niej oddychać. A to chcę... chyba chwilowo nie było prawdą.

[haha, no raczej ;p weź, prawie sobie palce przewierciłam! ;D z kasztanami to jeszcze spoko, bo weźmiesz coś ostrego i po kłopocie, a te pieprzone żołędzie?! to jakaś masakra jest ;p]

Leo Rough pisze...

[bardzo się cieszę, chociaż chyba nie powinnam ;p
to bym musiała koło czwartej wyjść w domu... ale spoko ;p ;D
właśnie, coś trzeba zrobić ;p ja nad moją pracą na histę siedzę już od rana, a mam dopiero połowę, ale spoko, dam radę ;)
haha, dzięki? ;p]

Może po części rzeczywiście było tak, że czuł się w obowiązku trwać przy Spencer w tych trudnych chwilach, bo ona była przy nim, gdy przechodził przez swoje piekło. Ale to nie było najważniejsze, a na pewno nie decydujące. Przede wszystkim czuł się winny, choć chyba nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Bo to on zaproponował, by zaczęli starać się o dziecko, to on z dnia na dzień zrezygnował z zabezpieczania się, nie pamiętając o tym, że wcześniej powinni porozmawiać z lekarzem, wykonać podstawowe badania. Gdyby nie to, że pod wpływem chwili podjęli tę decyzję, dowiedzieliby się, że ciąża Spencer może się zakończyć w ten sposób, jeszcze zanim by w nią zaszła! Nie miał co do tego pewności, ale i tak czuł się winny.
A dodatkową falę wyrzutów sumienia wywołało pytanie brunetki, na które Leo nie chciał i nie mógł odpowiedzieć. Tylko by ją zranił, a skoro nie było już nadziei na to, że zmieni swoje zdanie, nie miał zamiaru dokładać jej zmartwień. Już wyobrażał sobie, jak patrzy na niego oskarżającym wzrokiem, bo zaproponował, by zabili ich dziecko. To byłby dla nich koniec, teraz już to wiedział, i nie miał zamiaru do tego dopuścić.
- Chcę tylko twojego dobra. - odparł wymijająco, z dużym opóźnieniem uświadamiając sobie, że tym samym zdradził się ze swoimi myślami. Bo chciał, by żyła, a więc pragnął śmierci ich dziecka. Cały spiął się w oczekiwaniu na wyrok - czy teraz Spencer wyrzuci go ze swojego życia? Podświadomie czuł, że ma do tego prawo, ale czy on nie miał prawa do myślenia po swojemu? Dla niego ważniejsza była ukochana kobieta, niż ich dziecko, a więc był zły i niedobry. I nawet był w stanie zrozumieć takie myślenie ukochanej, bo sam zaczynał tak o sobie sądzić. Unieszczęśliwiał ją. Przez niego cierpiała, przez niego wylewała łzy, przez niego przestawała myśleć o sobie. A tylko ona się teraz liczyła, prawda?
- Nieważne, co ja sądzę. - wyrzucił nagle, siadając gwałtownie pośrodku łóżka. Zgarbił się, pocierając czoło nerwowym ruchem, jakby chciał zrobić w nim dziurę.
- To twoje życie, twoje ciało i sumienie, a moim zadaniem jest jedynie pogodzić się z każdą podjętą przez ciebie decyzją. Moje zdanie się nie liczy, więc nie pytaj, OK? - wymamrotał pod nosem, dopiero z tym krótkim pytaniem na końcu spoglądając przez ramię na brunetkę.

Leo Rough pisze...

[haha ;D ^^
oczywiście <3 ;)) ;p
nie, nie, ja sobie radzę ;p
hah ;p ;)]

Skąd on wiedział, że Spencer zrobi coś takiego? Nie zdziwił się nawet odrobinę, gdy nagle materac poruszył się, a potem poczuł, jak kobieta wsuwa się na jego kolana i otula twarz dłońmi. Miał ochotę teraz tylko przyciągnąć ją do siebie i nie puszczać, choć w dziwny sposób obawiał się odrzucenia. Im bardziej ona pokazywała mu, że chce mieć go przy sobie, że go potrzebuje, tym bardziej on czuł się niepewny. To nie było normalne, ale czy któreś z nich było tak zupełnie normalne? Raczej nie.
Słowa brunetki dotarły do niego z całą mocą, ale zrozumiał je, jak zwykle, po swojemu. I nie spodobało mu się to, co sobie ubzdurał, choć wiedział, że zachowa to dla siebie. Jak zawsze. Powinien chyba przyzwyczaić się do gryzienia w język, bo tylko w ten sposób miał przetrwać we względnym spokoju najbliższe miesiące. Patrzył na Spencer smutno, ze zrezygnowaniem, bo naprawdę nie potrafił obudzić w siebie choć odrobiny optymizmu. Oczyma wyobraźni już widział tę scenę, w której ją traci, trzymając w ramionach to osierocone dziecko. A potem, z jeszcze większym cierpieniem pomyślał, że ofiara jego ukochanej może pójść na marne, że żadne z ich dwójki nie przeżyje. Leo też tego nie zniesie. Póki to wszystko miało jakiś sens, był w stanie wytrzymać. Ale jeśli i dziecko zginie, co mu pozostanie? I niemal jęknął z bólem, gdy dotarło do niego, że tak też może się stać. Zaraz gwałtownym ruchem objął twarz Spencer i tkwili tak zupełnie blisko siebie, stykając się czołami i kontynuując swoje rozmijające się rozmyślania.
- Nie chcę wierzyć. Chcę wiedzieć. - wymamrotał niewyraźnie, już czując wstyd, że w ogóle się odezwał - obiecał przecież, że nie wyrazi własnego zdania. Nie liczyło się; a przecież Spencer i tak nie mogła mu pomóc. Kolejne bezcelowe słowa, kolejne pozbawione sensu gesty. I Leo już wiedział, że musi się od tego oderwać, tylko jak? To, co mogło najlepiej oderwać jego myśli, było poza zasięgiem. Zaraz znów uszło z niego powietrze, gdy zrozumiał, że nic, dokładnie nic mu nie pomoże. Że zwyczajnie będzie musiał walczyć, starać się, znosić wszystko, już bez słowa skargi...

[blee.]

Leo Rough pisze...

[;))
haha ;p
jestem pewna!!! no właśnie wiem xD
nie, cisza! ;p haha, bardzo dobrze! ale wiesz, że Leoś jej nie pozwoli zmienić zdania? rzuci tekstem, że przecież się za to znienawidzi i tyle będzie ;p]

Z całych sił starał się już więcej nie myśleć o dziecku, bo uznał, że to bezcelowe. Na każdą taką wzmiankę reagował złością i prawdziwą rozpaczą, więc nie, nie potrafił zastanawiać się, jak to będzie. Poza tym, że nie był w stanie tego robić, uznał też, że to nie jest odpowiedni moment. Może kiedyś, kiedy już zdoła się uspokoić, poruszy ten temat przy Spencer, przedyskutują praktyczne kwestie albo po prostu razem pogrążą się w smutku... Nie, ona miała być pełna nadziei, a on miał jej nie obarczać swoją rozpaczą. Tak byłoby dobrze, ale czy to było możliwe? Czy on zdoła przez tyle miesięcy chować swój ból przed osobą, która zna go tak dobrze, że zawsze wie, co czuje, a czasem nawet, co myśli? A nawet jeśli, to czy Spencer będzie mu wierzyć? Znów wydawało mu się to zupełnie niemożliwe, wręcz nieprawdopodobne. Znów była w nim pewność, że nie dadzą rady. Że on nie da rady - bo przecież jego kobieta była w ich związku tą silniejszą połówką.
Te rozmyślania znów przerwała mu Spencer, nagle popychając go z powrotem na pościel. Nie opierał jej się, niezdolny do wykorzystania choć odrobiny siły, ale jej pocałunki wzbudziły w nim bunt. Nie chciał ich; smakowały gorzko. A jednak zgodził się na to wszystko, zbyt zrezygnowany, by zmusić się do reakcji, do protestu, do czegokolwiek. Dopiero, gdy brunetka sama zaczęła opadać z sił i zamilkła, on zdecydował się jakoś odpowiedzieć. Pogładził ukochaną po włosach, a potem w naturalnym ruchu położył sobie jej głowę na ramieniu. Przytulił do jej policzka jedną dłoń, drugą układając gdzieś na plecach kobiety; usta przycisnął do jej czoła, wyginając się w dość niewygodnej pozycji. Ale to się nie liczyło. Chciał dla niej teraz chwili spokoju, odrobiny odpoczynku. Nie powinna się teraz denerwować.
- Już dobrze, Chochliczku. Ja też bardzo cię kocham. I przepraszam. - wyszeptał, znów odrobinę mocniej przyciskając ją do siebie. To nie był idealny układ, ale leżąc w ten sposób byli zupełnie blisko siebie, czuli bicia swoich serc, swoje oddechy, wymienili się ciepłem ciał. Leo musiał wierzyć, że to pomoże im obojgu w tej trudnej sytuacji. A skoro do tej pory prawie zawsze sprawiało, że dawali sobie radę, czemu i teraz miałoby nie podziałać? Musiało. Chociaż na chwilę.

Leo Rough pisze...

[no ja myślę! ;p
hahaha, dokładnie ^^
oooo, jak fajno! ;D jasne, kolejny dramat! chociaż, szczerze, ja już się nie mogę doczekać samej końcówki ciąży, świrowania Leośka i w ogóle ;p jaki wypadek? ;>]

Wiele by dał, żeby Spencer z nim została. Żeby żyła. Był gotowy na ogromne poświęcenia, był gotowy na wszystko, ale i tak wiedział, że to nic by nie dało. Ona podjęła już decyzję, a Leo nie zamierzał jej od niej odwodzić, bo wiedział, co by to dla nich znaczyło. Jej załamanie, potworne wyrzuty sumienia, odejście w bardziej metaforycznym sensie; jego kompletną bezradność, smutek i równie silne, oskarżające głowy ze strony bezwzględnego sumienia. Oboje obwinialiby się, nie mogliby poradzić sobie ze swoimi uczuciami, a przynajmniej nie od razu. Obawiał się nawet, że nie mogliby już dłużej być ze sobą, że miłość stopniowo by wygasła wraz z zyskująca na sile złością, z palącym żalem. Tego by nie zniósł i choć cenił swoje, wydarte wręcz siłą białaczce życie, to wiedział, że nie mógłby dłużej być na tym świecie bez niej, bez swojego słońca, swojego... świata. Nic bez niej nie istniało. A ona chciała go teraz zostawić. Ciągle nie dowierzał.
A potem nagle poczuł, że ciało Spencer wiotczeje i rozluźnia się w znajomy sposób. Tyle razy zasypiała już w jego ramionach, że zdążył się przyzwyczaić do sposobu, w jaki to robiła, a właściwie jak robił to jej organizm - stopniowe wydłużenie oddechu, uspokojenie bicia serca, usunięcie napięcia z mięśni. Lubił tę chwilę, w której oddawała się błogiemu spokojowi w jego objęciach. Wiedział wtedy, że czuje się przy nim bezpieczna, że zapewnia jej swobodę, ciepło, to wszystko, czego potrzebuje. Teraz jednak miał wrażenie, że wcale jej nie pomógł, że to tylko zmęczenie wzięło nad nią górę. Ale nie przeszkadzało mu to jakoś specjalnie, bo i tak cieszył się, że jest przy nim. Gdy już upewnił się, że śpi twardo, sięgnął po leżący na poduszce obok, złożony w kostkę koc, którym przykrył ukochaną na tyle, na ile był w stanie, skoro leżała na nim. Wszystkie ruchy wykonywał powoli i ostrożnie, by jej nie obudzić; potrzebowała odpoczynku. A i on miał wykorzystać tę chwilę dla siebie na przemyślenia, choć to wcale nie było łatwe. Ale dał radę uspokoić mętlik swojej głowy, a potem wyciągnąć z niego to, co najważniejsze. I już wiedział, co musi zrobić, choć to ciągle gryzło się z tym, jak tak naprawdę chciał postąpić. To jednak nie było już istotne. Miał cel - spokój i szczęście Spencer. I wiedział, że przynajmniej w pewnym stopniu będzie w stanie jej to zapewnić. Tego ona chce, prawda? I on zamierzał się postarać.

[większy bałagan, niż Leośkowaty, ale trudno. weź, siostra mi właśnie powiedziała, że nie da się mnie czytać. co prawda mówiła o tej mojej pracy na histę, ale może tego powyżej też się nie da, hę? może już powinnam sobie iść, co? :/]

Leo Rough pisze...

[spadaj!
;p
no jasne, że masz robić! tylko nie teraz ;p niech się Leoś przyzwyczai trochę. z tym wypadkiem to też niezłe, ale mamy jeszcze trochę czasu, także można w ogóle coś ekstra wymyślić ^^ no, tak, z tym, że trochę później, to też masz rację ;) ale fajno! ;D
haha, no dzięki ;) ok, ok, jeszcze trochę posiedzę. no tak, dwie narkomanki ;p
o jeżu, nie mam pojęcia. może do wizyty u lekarza, hm? ;)]

Leo Rough pisze...

[ehm, no.
;ppp
jaramy się, co? ;D a żeś to wymyśliła - w sumie nieźle ^^ jasne, pomyślimy, chociaż wiesz, jak u nas to potem wygląda, nie? ;p
raczej! ;)) no, ja już idę, bo na mnie krzyczą. także dobranoc, do spisania i... przetrwaj poniedziałek ;))]

Leo choć raz w życiu chciał być konsekwentny i wytrwać w podjętej decyzji od początku do końca. Głęboko wierzył, że tak będzie mu łatwiej i że dzięki temu w końcu odpuści sobie analizowanie wszystkiego ciągle na nowo, znowu i znowu. Teoretycznie później jego zachowanie miało być już prawie automatyczne, by nie musiał zastanawiać się nad tym, co robi. Miał działać jak na autopilocie, by w końcu odczuć choć cień ulgi. Nic innego nie mogło mu przecież pomóc.
W praktyce jednak trudno mu było osiągnąć ten stan, może dlatego, że nie przyjmował do wiadomości, że nie wystarczą na to dwa dni. Wizja zbliżającej się wizyty, emocje po tych dwóch trudnych rozmowach, a w końcu także sny, nawiedzające go w tych krótkich chwilach, gdy odpoczywał w objęciach Morfeusza - to wszystko sprawiało, że ciągle dręczył go niepokój. Nieokreślony strach i złośliwe wyrzuty sumienia także go nie opuszczały, ale na to lekarstwem była Spencer. Zawsze blisko, zawsze gotowa przywołać na twarz wymuszony uśmiech czy wymruczeć jakieś ciepłe słowa, była najlepszym, co mogło go spotkać w tamtym czasie. I on dla niej starał się nie okazywać słabości, ukrywać swój ból, wiedząc, że ona również cierpi, widząc go tak do głębi zranionego. Ale zbierał się do kupy, a przynajmniej starał; wiedział, że w końcu to będzie dla nich obojga najlepszym wyjściem, najskuteczniejszym lekiem.
Niezwykle przerażała go zbliżająca się wizyta u ginekologa. Wiedział, że Spencer nie może się jej doczekać, choć zupełnie nie rozumiał, dlaczego. On spodziewał się raczej po rozmowie z lekarzem kilku kolejnych trudnych dni i następnej męczącej rozmowy, a ona wydawała się pełna nadziei. Nie starał się jednak zrozumieć, co nią kieruje, po prostu zaakceptował to, podświadomie przypisując jej zachowanie ciąży i jej "skutkom ubocznym". Chciał, by to była prawda. Obawiał się, o co innego mogłoby chodzić, bo... jego ukochana nagle wydawała mu się nieprzewidywalna. Znał ją doskonale, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo nagle zaczęła go zaskakiwać. Jakby nie była sobą. A może on szerzej otworzył oczy? Albo znów nadinterpretował? Sam już nie wiedział.
Prawie nie odzywał się, odkąd rano Spencer obudziła się przy jego boku. Starał się zachowywać, jakby nie działo się nic specjalnego, ale jego uparte milczenie mówiło samo za siebie. Nie szczędził jednak ukochanej gestów pełnych troski, tych zwyczajnych, swobodnych ruchów, które wcześniej nie miały tak wielkiego znaczenia. Teraz Leo czuł się z nimi... źle. Jakby robił to już nie tylko dla swojej kobiety, ale też dla tego małego zabójcy, który żył pod jej sercem. I wcale mu się to nie podobało, choć jeśli chodziło o brunetkę, to dla niej był gotowy na wszystko. Gdy usiedli na niewygodnym, plastykowym krześle w poczekalni, czule gładził jej ramię, ilekroć dostrzegał jej drgnięcie czy jakikolwiek inny objaw niepokoju. Ciągle zadziwiała go, bo wydawała się raczej ciekawa tej wizyty niż przed nią wystraszona. Ale nic po sobie nie pokazał - tkwił przy niej, milczący i głęboko zamyślony, reagując prawie automatycznie na każdy jej ruch.

Leo Rough pisze...

[no! ;p
haha, no spoko, jaramy ;p dobrze, to jesteśmy umówione. ale już trzeba myśleć. intensywnie. tylko chyba nie masz zamiaru na całą ciążę Spencer uwięzić w łóżku, nie? bo mi Leoś oszaleje, wiesz o tym? ;p
idealnie, jak zwykle, dotarłam do domu po Twojej odpowiedzi ^^ a, wredny poniedziałek to był, niestety, bo chyba nie jedziemy na wycieczkę - nie mamy opiekuna. kurwa, w szkole ponad setka nauczycieli, a nikt nie może z nami jechać -.- a jak Tobie mija dzień?
hm, dzięki ;) Ty mnie chcesz zabić długością, nie? ;p]

A on potrafił myśleć jedynie o ucieczce. Miał ochotę zwyczajnie zwiać, jak tchórz, jak słabeusz, ale w tamtej chwili nie odchodziło go to, co sobie pomyśli Spencer. Było mu piekielnie trudno stać przy niej i udawać spokój, gdy cały w środku płonął z gniewu i zwijał się z rozpaczy. Najłatwiejszym wyjściem wydawało mu się odejście - oczywiście nie na stałe, bo tego nie był w stanie zrobić, ale na czas badania i tej rozmowy, która wydawała mu się wręcz komiczna. Obca, rozemocjonowana Spencer i lekarz z ciepłym uśmiechem: to było zdecydowanie ponad siły Leo. Wydawało mu się wręcz, że śni, że wszystko to sobie jedynie wyobraził, że mózg płata mu figle. Te zdania, które padały, nie mogły być prawdziwe! Zresztą i tak ledwo do niego docierały, a ich sens był dla niego kompletnie abstrakcyjny.
Całe jego ciało rwało się więc do ucieczki, przerażone tym nadmiarem wrażeń, ale szybko okazało się, że Leo nie może na to liczyć. Dłoń Spencer trzymała go w miejscu, nie pozwalając choćby drgnąć, ale on nie przestawał się buntować. Uparcie nie patrzył na ekran, nie słuchał prowadzonej tuż obok rozmowy, nie reagował w żaden sposób. Wyłączył się. Tak było najłatwiej i najbezpieczniej, bo nie wisiała nad nim groźba nieodpowiedniej reakcji. Gdzieś w jego głowie pojawiła się myśl, że takie zachowanie również może zranić Spencer, kto wie, czy nawet nie mocniej niż otwarta złość czy zwykła ucieczka, ale stłumił jakiekolwiek wątpliwości. Postanowił być egoistą. Choć przez chwilę.
A potem nagle w gabinecie rozległo się to ciche bicie maleńkiego serduszka - szybki rytm dla drobnego ciałka ich dziecka i dla nich właściwie też. Leo po raz pierwszy, odkąd wszedł do gabinetu i przywitał się z lekarzem, podniósł wzrok, by na ułamek sekundy zawiesić go na monitorze i widocznych na nim cieniach. W centrum poruszało się rytmicznie ciemniejsze miejsce - serduszko Fasolki. I gdy dotarł do niego ten fakt, kolejna cząstka jego ja umarła. Zrozumiał, że teraz nie ma już nadziei na szczęśliwe zakończenie tej historii. Spencer nie usunie ciąży. Ta świadomość uderzyła w jego ciało z bolesną mocą, rozkazując mu zamknąć oczy i wyrwać dłoń z uścisku palców brunetki. I nie przejmując się tym, co sobie o nim pomyśli, cofnął się o krok, spuszczając głowę i czekając na to, co jeszcze może się wydarzyć.

[masakra kompletna, ale trudno. musisz wybaczyć ;p poprawię się, jak będę miała w domu spokój! ;)) chyba znikam teraz na trochę, sama nie wiem ;p ;)]

Leo Rough pisze...

[;)) ^^ / no raczej ;p
no widzisz, czyli nie jestem jedyną szczęściarą w tym towarzystwie ;p
znaleźliśmy! jedzie z nami ojciec jednej z dziewczyn i moja siora :D trochę mnie to przeraża, ale to nic ;p / o, no jasne, że super! ja mam na jutro rozprawkę na polski, a nie zaczęłam i jeszcze nie zacznę, bo nie mam warunków, ale trudno ;p haha, mówisz, że to dla Ciebie klasyka? znam to! moja kumpela się zawsze spóźnia, zawsze musi zaspać, a potem wpada do klasy z mokrymi jeszcze włosami w dwóch różnych skarpetkach. codziennie! ;p
nie, tylko nie to! nie przeżyję tego! dobra, będę się starać pisać mniej więcej tyle, co Ty, ale nie obiecuję, bo po prostu z weną u mnie krucho ostatnio. i taki chaos mam w tych moich tekstach, że potem siedzę i się zastanawiam, czy czasem nie piszę drugi raz tego samego ;p
;))]

Naprawdę trudno przychodziło mu zrozumienie tego, co się dzieje. Ledwo docierały do niego fakty - obecność tego małego, bijącego serduszka w łonie Spencer, dźwięk jego rytmicznych skurczów, dziwnie znajomy, ale równie zaskakująco nowy. I to wszystko, co związane było z jego ukochaną: jej ukradkowe spojrzenia, zaniepokojenie widoczne we wzroku, niepewność, a potem także ból, który dostrzegł, choć wcale nie chciał, już wcześniej go oczekując. Wiedział, że rani ją swoim zachowaniem, ale właściwie zdążył się przyzwyczaić - zawsze to robił. Chyba po prostu powinien przestać się tym przejmować, prawda? Ale nie potrafił. Od razu uderzały w niego wyrzuty sumienia, złość na samego siebie, wręcz palący gniew, choć z drugiej strony nie był zdolny do reakcji. A już tym bardziej do zmiany, bo ta była by wbrew niemu i wbrew jego sumieniu; z cieniem gorzkiego rozbawienia stwierdził, że tego nie zaakceptowałaby Spencer, zawsze tak chętna słuchać swoich wewnętrznych głosów. Nie mógłby jej mydlić oczu fałszywymi gestami, udawaniem - zresztą i tak przejrzałaby go bez trudu. Stawiał na szczerość i wierzył, że jego ukochana to doceni. Kiedyś. Przynajmniej w nieznacznym stopniu.
A potem nagle znalazła się tuż przy nim - Leo nie miał bladego pojęcia, kiedy skończyło się badanie ani w którym momencie Spencer podniosła się z fotela; dostrzegł tylko jej dłoń znikającą gdzieś w tyłu i już wiedział, że ukrywa dla siebie wydruki z USG. W pokrętny sposób poczuł się zraniony, bo było tak, jakby chowała je przed nim, bojąc się, że zechce zniszczyć te pamiątki, wykpi je lub wyśmieje. Przecież nie był potworem! A może jednak? Nagle zaczął się nad tym zastanawiać; na szczęście ukochana była obok. Przylgnęła do niego w idealnym momencie. Natychmiast oplótł ją ramionami, oddychając głęboko, by uspokoić się jej zapachem. Tak się stało; gdy odsuwała się od niego chwilę później z bladym uśmiechem, już wiedział, że da radę dotrwać do końca tej wizyty. Jakoś. Usiadł obok niej, by zaraz położyć dziwnie zwiotczałą dłoń na jej kolanie, a potem wsłuchać się w słowa lekarza. Większość przepływała gdzieś obok niego; wpadała jednym uchem i wypadała drugim. Pomyślał, że będzie musiał o to zapytać, ale wizja kolejnej, wcale niełatwej rozmowy ze Spencer skutecznie zmotywowała go do skupienia uwagi na tym, co mówił ginekolog. I już starannie zapisywał w pamięci wszystko, co usłyszał, by kiwać głową w odpowiednich momentach, mruczeć, że rozumie, choć chyba nikt nie zwracał na niego uwagi.
Nie miał pojęcia, kiedy wizyta się skończyła - nagle znalazł się na korytarzu, prawie goniąc Spencer. Dopadł ją w kilku krokach, by szybko, bez namysłu, obrócić ją twarzą do siebie i opleść ramionami. Miał ochotę zupełnie ukryć ją za murem swojego ciała, ochronić przed całym złem, postarać się, by już nic więcej jej nie zraniło. Zamiast tego zamknął ją w klatce swoich ramion, gładząc czule jej plecy, głowę, ręce. Chciał, by wiedziała, że mimo wszystko jest przy niej, że ciągle daje radę. A potem, zupełnie nagle, wyprostował się, obrócił tak, że obejmował ukochaną tylko jednym ramieniem i ruszył do wyjścia, prawie niosąc jej ciężar na sobie. Oboje pragnęli już być w domu, wiedział to.

Leo Rough pisze...

[;p
a co! ;D ;p
wiesz, ja tam lubię moją siostrę. nie będziemy sobie wchodzić w drogę :) / ugh, ja też tak chcę! znowu będę nad tym siedzieć do nocy... ale pierdole, mam ochotę z Tobą popisać i kropka, o! ;) / całe szczęście! chociaż to czasem naprawdę fajnie wygląda, jak na przykład dzisiaj na wuefie, gdy miała jedną skarpetkę krótką, a drugą długą ;p no w sumie racja, zapomniałam, że coś takiego teraz wprowadzają. to rzeczywiście niefajnie :/
no dobra, dobra, nie podlizuj się ;p i w sumie to dzięki, że mnie tak, hm, wspierasz :D ^^ nie, nie ograniczaj się, tylko potem sobie nie myśl, że ja się nie staram Ci dorównać długością czy że Cię olewam, bo tak nie jest. próbuję, tylko mi nie wychodzi ;p]

Miał wrażenie, że ze Spencer nagle uszło powietrze. Jakby zmalała w jego objęciach, straciła się gdzieś w bladości swoich policzków i w zaczerwienionych od powstrzymywanych z trudem łez oczach. To było wrażenie równie niepokojące, co dodające Leo siły - nagle poczuł się za nią odpowiedzialny bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej; był teraz jej opiekunem, wsparciem, pomocą. Już wcześniej kiełkowało w nim to wrażenie i poddawał mu się, ale teraz opanowało go bez reszty. I cieszyło go to, bo oznaczało, że nareszcie znalazł dla siebie zadanie w całym tym cyrku, który poprzednio wydawał się go wcale nie dotyczyć. Teraz miał zaopiekować się Spencer, zarówno jej ciałem, jak i duszą, i wiedział, że podoła temu zadaniu. Nie wydawało się wcale trudne, szczególnie, gdy była tuż obok niego i, póki co, potrzebowała jedynie silnego, troskliwego ramienia obok siebie. To mógł jej zapewnić bez najmniejszego problemu.
Ale potem zadała swoje bezradne pytanie i już nie wiedział, czy rzeczywiście da radę roztoczyć nad nią ten metaforyczny płaszcz swojej opieki. A jednak spróbował rozwiązać problem, zamiast, zgodnie ze swoim zwyczajem, uciekać. Zastanowił się chwilę. Wiedział, że jeśli Spencer zdecyduje się na urlop i zostanie w domu, nie będzie wcale szczęśliwa. Leżenie całymi dniami w łóżku i przeglądanie gazet wcale nie było przyjemne na dłuższą metę, Leo doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Z drugiej strony bał się o ukochaną, a wiedział, jak wyczerpująca i niejednokrotnie stresująca potrafi być jej praca. Rezygnację z niej zalecał ten lekarz. Znajdź złoty środek, powiedział sobie w myślach, kiwając niezauważalnie głową. Westchnął.
- Myślę, że możesz popracować jeszcze kilka tygodni, jeśli chcesz. Oczywiście, o ile trochę przystopujesz. - zaczął, uznając, że to wygodne, praktyczne i właściwie najlepsze wyjście. Nie potrafił wyobrazić sobie Spencer siedzącej w domu i nadrabiającej książkowe braki, choć wiedział, że i ten etap nastanie. Niedługo.
A potem wpadł na genialny pomysł.
- Możemy gdzieś wpaść po drodze do domu? To zajmie tylko chwilę. - rzucił nagle, a na jego ustach zamigotał blady, prawie nieśmiały uśmiech. Ale wiedział, miał niezachwianą pewność, że robi dobrze, tylko jeszcze to do niego nie docierało. No i, oczywiście, szaleńczy uśmiech nie pasował już do sytuacji. Jego wargi chyba się od niego odzwyczaiły, choć zaledwie trzy dni temu spędziły całą noc, wyginając się w tym radosnym, szczerym grymasie. Teraz była to już tylko przeszłość.

Leo Rough pisze...

[tym się nie przejmuję, to ona mnie zawsze kryje przed rodzicami, pomaga mi i w ogóle, także o jakiś nadzór się nie boję. jeszcze się tak z moją klasą dogada, że ja będę siedziała obok z rozdziawionymi ustami ;p / już mam wstęp, jestem zajebista ^^ / haha :D / u mnie ten system jest lepszy, czyli trzy spóźnienia = nieobecność. nie do końca wiem, jak to działa, bo spóźniłam się do tej szkoły, w sensie do liceum, chyba dopiero raz czy dwa, także no... ;p
haha, no jasne, nie wątpię ;) prawie zawsze dłuższe, niż moje! nie zanudzasz, no co Ty! siedzę i właściwie mam takie chwile, że tylko Twoimi wywodami żyję, także no ;p w sensie późno w nocy, jak nie mogę spać i siedzę przed kompem, licząc, ile godzi snu mi zostało xD spooko, nie goń jej, bo będzie zwiewać szybciej, o! ;p (bardzo słaby tekst, wiem xD)]

Obudziła się w nim słaba, wątła iskierka entuzjazmu na myśl o miejscu, do którego zmierzali. Tym razem to on liczył, że obudzi w Spencer odrobinę optymizmu, może cień zapału, a przynajmniej, że choć na chwilę zdoła oderwać swoje myśli od dręczącego ich oboje tematu. Miał nadzieję, że przez ten czas odpoczną, nabiorą sił do walki, która właściwie już trwała, ale dla Leo póki co pozostawała czymś odległym. Potrzebował jakiegoś jasnego punktu, czegokolwiek, co choćby na chwilę pozwoliło mu się rozluźnić. Spencer potrzebowała go spokojnego i opanowanego - innego sposobu na osiągnięcie tego stanu na razie nie znał.
Jechali w milczeniu, ale właściwie była to dla nich norma. Jak zwykle każdy we własnym zakresie walczył ze swoimi demonami, tylko co jakiś czas przypominając sobie o tej drugiej osobie. A przynajmniej z zewnątrz tak właśnie to wyglądało, gdy przez całą drogę nie odezwali się słowem, a tylko spoglądali na siebie przelotnie lub na moment szukali ze sobą kontaktu. Tak naprawdę żadne z nich nie był aż takim egoistą - ich myśli zawsze zawierały też temat tej drugiej, kochanej osoby. Zdecydowanie nie byli aż tak samolubni.
Leo zaparkował na Cynamonowej*, nie mając ochoty ani czasu na otwieranie opornej, skrzypiącej bramy i wjeżdżanie na plac przed domem. Budynku prawie nie było widać z ulicy, jedynie okno z korytarza na piętrze wyglądało na jezdnię i Leo zanotował to starannie w pamięci, by czasem kiedyś nie zrobić na półpiętrze czegoś głupiego, gdy ktoś mógłby go zobaczyć. Ich nowy dom - prawie gotowy, doskonały, cudowny, ich - czekał na nich. Tego dnia był pusty, ekipa miała dzień wolny, gdy schły ściany albo we wnętrzach działo się coś podobnego, co nie pozwalało im pracować.
Leo patrzył przez dłuższą chwilę na budynek przez okno mercedesa, by dopiero, gdy zupełnie uspokoił oddech i myśli, spojrzeć na ukochaną. Posłał jej kolejny z serii bladych, słabych uśmiechów, choć tym razem ten grymas odrobinę rozjaśnił jego oczy. W końcu właśnie stali na ulicy przed swoim wymarzonym domem - marzeniem, które się spełniło. Bez słowa wysiadł z samochodu i obszedł maskę, by otworzyć brunetce drzwi. Zaczekał, aż wysiadła, a potem pocałował ją przelotnie, by zaraz znów z łatwością znaleźć tę doskonałą pozycję, w której mogli pójść na koniec świata, ze Spencer przyciśniętą do jego boku.

[co do tej Cynamonowej - tak nazywam w myślach tę ulicę, na której stoi ich dom, czego już się domyśliłaś ;p właściwie nazywam tak wszystkie ulice, ale to inna bajka! w każdym razie - możemy to zmienić, bo to kompletna bzdura jest ;p]

Leo Rough pisze...

[też nie o to mi chodziło - miałam na myśli raczej to, że się przyjaźnimy, po prostu ;) szczerze? wolałabym nie ;p / juuż! :D / no to faktycznie miałabyś tego więcej! ;p ale to trzeba mieć szczęście, żeby tak się człekowi udawało ;) ;p
czyli nie jestem osamotniona, dzięki ;)) / ;p ;p ;))
:DD]

To ciche, ledwo słyszalne "uda się" Spencer dodało mu sił. Jego uśmiech stał się nagle trochę szerszy, bo miała rację, choć chyba nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. To jej zdawkowe, prawie pozbawione znaczenia "uda się" nabrało dla niego nowego, prawdziwego sensu, bo musiało się udać. Uwierzył. A przynajmniej był od tego bardzo blisko. Wizja ich w tym domu, razem, wypełniła po brzegi jego umysł, tak jak robiła to jeszcze kilka tygodni temu. Małe dziecięce stópki i ich uśmiechu; bieganie za psem i sobotnie sprzątanie; gotowanie razem i kłócenie się o to, kto będzie zmywał. Wydawało mu się to przez chwilę zupełnie realne i osiągalne. Jeśli tylko się trochę postarają.
Gdy dostrzegł, że i Spencer ma podobne, choć pewnie dużo słabsze uczucia, uśmiechnął się znów odrobinę szerzej. Ciasno oplótł ją ramionami, nie mogąc oderwać spojrzenia od jej oczu, nagle jaśniejszych i spokojniejszych. I wiedział, że pierwsza część jego planu wypaliła. Okazało się, że jednak potrafi jeszcze coś niezłego wymyślić. A druga... z drugą poczeka jeszcze chwilę.
Sekundę później już wiedział, że nie wytrzyma. Musiał jej powiedzieć, a właściwie zaproponować rozwiązanie prawie idealne. Z zagryzioną wargą pociągnął ukochaną w kierunku jedynego pomieszczenia na parterze, w którym nie była, odkąd zaczął się remont. Otworzył drzwi, wiedząc, że i ona jest świadoma tajemnicy, jaką Leo otoczył ten pokój. Przepuścił ją przodem, ukazując już skończone, choć zakurzone i pozbawione sprzętów wnętrze: drewniany parkiet pokryty warstewką brudu i jakichś drobnych śmieci, jasne, ciepłe kolory ścian, szeroki parapet przy oknie wychodzącym na ogród. Nie spuszczał uważnego spojrzenia z twarzy Spencer; chciał poznać jej reakcję. Podszedł do niej, gdy stanęła pośrodku pokoju, a wiedząc, że ciekawa jest, po co ją tu przyprowadził, postanowił dłużej nie trzymać jej w niepewności, tym samym nie zadręczając się obawą o jej zachowanie.
- Miałem z tym jeszcze poczekać, ale to chyba odpowiedni moment. Oto twój gabinet, biuro, pracownia, nie wiem, jak to nazwiesz. Twój pokój? - rzucił pogodnie, obejmując ją od tyłu i pochylając się, by oprzeć brodę na jej ramieniu. Stali przodem do okna, za którym jesień zadomowiła się już na dobre.
- Co myślisz? - wypalił nagle, nie mogąc się już doczekać, aż dowie się, czy Spencer podoba się ten jego mały prezent, czy raczej nie. Bo jeśli nie będzie zadowolona, gotowy był całkowicie przerobić lub przenieść ten pokój w inne miejsce domu. Był gotowy na wszystko, byle tylko ją uszczęśliwić, choćby w ten sposób, skoro inaczej nie potrafił.

Leo Rough pisze...

[no widzisz, nie musisz się zastanawiać, bo zawsze są! kurczę, uwielbiam mieć rodzeństwo ^^ o, a z tym niemieszkaniem razem to się zgadzam - mówiłam Ci, że ta moja średnia siostra po studiach wróciła, nie? no i znowu jest tak, jak przed jej wyjazdem. także rozumiem, o czym mówisz ;) / bo ona jest co najmniej rąbnięta! :D / dziękuję, dziękuję :D / haha, no to rzeczywiście. a ktoś tu mówił, że ma pecha... ;p ^^
:D faajno.
a odpiszę już jutro, wybacz, ale padam na twarz. będę chyba całkiem wcześnie, więc odpowiedź powinna już na Ciebie czekać :)) dobrej nocy, miłych snów ;)]

Leo Rough pisze...

[dokładnie! zgadzam się ^^ kurczę, jesteśmy osom! ;)):D / no raczej, że w pozytywnym ;p nie, nie mam. chociaż dzisiaj mnie już dręczy: co ma wziąć, jak się ubrać, co będziemy robić. zachowuje się, jak młodsza siostra! ;p / ;p / ale raczej szczęśliwe dziecię jesteś, co? ;p ;D
;)
no raczej, chociaż dzisiaj chyba mi nie wyszło... miałam być w domu o pierwszej, dotarłam dopiero o czwartej, no masakra -.- musiałam zająć się tą wycieczką, wszystko spadło na mnie, chociaż nie jestem przewodniczącą ani nic :/]

Nie mógł sobie wymarzyć, by ta chwila wyglądała lepiej. W jego wyobrażeniach wchodzili do wykończonego, umeblowanego domu, dopiero potem zmierzając do pokoju-niespodzianki, gdzie już czekały wszystkie sprzęty specjalnie wybrane dla Spencer przez dekoratora, kierującego się wskazówkami Leo. Planował sobie, że ustawi na biurku pod oknem wazon pełen białych róż, na szafkach i półkach porozkłada jakieś drobiazgi z ich starego mieszkania, może znajdzie kolejne zdjęcia, wiążące się z mnóstwem cudownych wspomnień z ich związku. Podchodził do tego bardzo poważnie, ale tak naprawdę okazało się, że całe te przygotowania wcale nie były potrzebne. Weszli do pustego, zakurzonego pokoju, w którym nic jeszcze nie wskazywało na jego przyszłą świetność, ale przekaz i intencje były tak jasne, że nie potrzebowały specjalnej oprawy. To okazało się wystarczające.
Spencer wyglądała na co najmniej zadowoloną, jeśli nie uszczęśliwioną, a to cieszyło go. Taki był jego zamiar, gdy jechali do w kierunku Cynamonowej, ale potem pojawiła się w jego głowie jeszcze jedna myśl. Teraz zapragnął, by ujrzała światło dzienne, choć trochę obawiał się, że zniszczy tę odrobinę dobrego nastroju, którą udało im się na pewien czas dla siebie zyskać. Ale nie - ta nowina mogła sprawić tylko, że zyskają dla siebie trochę więcej spokoju. Tylko trochę.
- Cieszę się, że ci się podoba. - zamruczał miękko, wpatrując się w pojaśniałe oczy Spencer. Nie widział ich takich od kilku dni i zdążył zauważyć, jak bardzo za nimi tęsknił! Wiedział już, że będzie ze wszystkich sił starał się jak najczęściej sprawiać, by na twarzy jego ukochanej pojawiał się szczery, prawdziwy uśmiech. To miało być jego specjalnym zadaniem na kilka najbliższych miesięcy.
- Mam. Później ci pokażę. - odparł szybko, tym samym na chwilę kończąc temat własnych kątów w tym ogromnym domu. Bo właśnie o całości chciał porozmawiać. Cieszył się, że miał tę okazję; gdyby nie to, że przyjechali w to miejsce, pewnie nie zdecydowałby się poruszyć tego tematu. A tak wydawało się to naturalne. Odrobinę mocniej przyciągnął do siebie Spencer, a potem cmoknął krótko czubek jej nosa, tym samym zwracając na siebie jej uwagę.
- Możemy się tu przenieść. Niedługo. Przyspieszymy prace i za tydzień lub dwa wszystko będzie gotowe. Chciałabyś? - wyrzucił z siebie. Nie potrafił ująć tego inaczej, bo jakieś nieokreślone emocje dławiły go, jednocześnie rozciągając jego usta w uśmiechu i zatrzymując w gardle słowa. Ale wiedział, że ukochana zrozumie go, jak zawsze. Zrozumie, że chce zrobić to dla niej. Tego nie musiał mówić.

[koszmar jakiś -.-]

Cherry pisze...

[Geez, i tu milion komentarzy. :D I pomyśleć, że kiedykolwiek sądziłam, że ja sama mam dużo. XD
Witam również i za powitanie dziękuję.
Wątek jakiś może? .u.]

Cherry pisze...

[Domyśliłam się. :p
Nie lubię powiązań. ;_; Wolę jak relacja tworzy się sama. A co do pomysłu na wątek, to najlepsze co mi przychodzi do głowy to zwyczajne odwiedziny Spencer w antykwariacie i zastanie wielce pomocnej we wszystkim Jenny!]

Leo Rough pisze...

[no!!! :D / już nie mogę, serio -.- ale zaczaiłam, co masz na myśli ;p / haha, no właśnie ;) ;p
a ja się nie umiałam do niczego zabrać, dopóki nie dotarł Twój komentarz. coś mi się nie zgadzało i normalnie wszystko mi z rąk leciało! ;p teraz już spoko, idę się pakować, szykować i w ogóle ^^ także pracuj, walcz i... no właśnie ^^
no tak, to jakaś bzdura w ogóle jest -.- ale spoko, dałam radę, tylko teraz prywatnie muszę się ogarnąć, a z tym już trochę gorzej ;p
Cynamonowa, mrau.
dobra, milczę, ale Ty też nie marudzisz, ok? nie ma dzisiaj narzekania na swoje teksty, jasne? :D]

Znów od razu dostrzegł, że trafił ze swoimi słowami idealnie. Poruszył tę kwestię, która okazała się niezwykle istotna, choć jej wpływów wcześniej nie doceniał. Ale teraz wszystko było trochę inaczej - Spencer znów się uśmiechała, znów była z nim, a nie tylko przy nim, znów mieli siły, by walczyć. Może było to tylko ulotne, chwilowe wrażenie, ale Leo wątpił w to. Dla niego coś miało się teraz zmienić. Decyzja o przeprowadzce była dla szatyna tym, czym poranna wizyta u lekarza była dla Spencer. Miała wprowadzić zmiany, ożywić ich nadzieję, pomóc przetrwać trudne chwile. I już nie wątpił, że tak właśnie będzie, oczywiście z wyłączeniem kwestii ich dziecka, bo, niestety, Leo pozostawał równie sceptyczny, co wcześniej. To nie mogło ulec zmianie, choć wiedział, jak bardzo pragnie tego jego ukochana. Nie potrafił jej jednak pomóc. Nie tym razem, bo przecież nie chciała, by ją okłamywał, by udawał, by cierpiał jeszcze bardziej. Ślepy zaułek.
On też uśmiechnął się trochę szerzej, rozluźnił się trochę bardziej, gdy dotarło do niego, że nie usłyszy krótkiego: nie. Nie pomylił się; miękki pomruk Spencer sprawił, że miał ochotę roześmiać się w głos, skakać, biegać. Ale równocześnie jakieś rozczulenie trzymało go w miejscu i już nie wiedział, jak nazwać to uczucie zagubienia, które nim targało. Szybko jednak znalazł dla siebie kryjówkę, coś, co miało mu pomóc odzyskać grunt pod nogami lub uspokoić jego drżenie. Wystarczyło pochylić się i skraść z wygiętych w uśmiechu warg Spencer ciepły pocałunek, by wszystko wróciło do normy. By zapanował spokój. Ta chwila mogłaby trwać wieki, ta pieszczota - ciągnąć się w nieskończoność. I tak właśnie wydawało się Leo, że ich pocałunek trwa i trwa, a oni już nigdy się od siebie nie odsuną. Ich wargi musiały jednak oderwać się od siebie, ale jeszcze przez dłuższą chwilę nie cofali się, wpatrując się sobie w oczy w taki sposób, jakby telepatycznie przekazywali sobie myśli. Chyba tak właśnie było.

Leo Rough pisze...

[no!!! :D / już nie mogę, serio -.- ale zaczaiłam, co masz na myśli ;p / haha, no właśnie ;) ;p
a ja się nie umiałam do niczego zabrać, dopóki nie dotarł Twój komentarz. coś mi się nie zgadzało i normalnie wszystko mi z rąk leciało! ;p teraz już spoko, idę się pakować, szykować i w ogóle ^^ także pracuj, walcz i... no właśnie ^^
no tak, to jakaś bzdura w ogóle jest -.- ale spoko, dałam radę, tylko teraz prywatnie muszę się ogarnąć, a z tym już trochę gorzej ;p
Cynamonowa, mrau.
dobra, milczę, ale Ty też nie marudzisz, ok? nie ma dzisiaj narzekania na swoje teksty, jasne? :D]

Znów od razu dostrzegł, że trafił ze swoimi słowami idealnie. Poruszył tę kwestię, która okazała się niezwykle istotna, choć jej wpływów wcześniej nie doceniał. Ale teraz wszystko było trochę inaczej - Spencer znów się uśmiechała, znów była z nim, a nie tylko przy nim, znów mieli siły, by walczyć. Może było to tylko ulotne, chwilowe wrażenie, ale Leo wątpił w to. Dla niego coś miało się teraz zmienić. Decyzja o przeprowadzce była dla szatyna tym, czym poranna wizyta u lekarza była dla Spencer. Miała wprowadzić zmiany, ożywić ich nadzieję, pomóc przetrwać trudne chwile. I już nie wątpił, że tak właśnie będzie, oczywiście z wyłączeniem kwestii ich dziecka, bo, niestety, Leo pozostawał równie sceptyczny, co wcześniej. To nie mogło ulec zmianie, choć wiedział, jak bardzo pragnie tego jego ukochana. Nie potrafił jej jednak pomóc. Nie tym razem, bo przecież nie chciała, by ją okłamywał, by udawał, by cierpiał jeszcze bardziej. Ślepy zaułek.
On też uśmiechnął się trochę szerzej, rozluźnił się trochę bardziej, gdy dotarło do niego, że nie usłyszy krótkiego: nie. Nie pomylił się; miękki pomruk Spencer sprawił, że miał ochotę roześmiać się w głos, skakać, biegać. Ale równocześnie jakieś rozczulenie trzymało go w miejscu i już nie wiedział, jak nazwać to uczucie zagubienia, które nim targało. Szybko jednak znalazł dla siebie kryjówkę, coś, co miało mu pomóc odzyskać grunt pod nogami lub uspokoić jego drżenie. Wystarczyło pochylić się i skraść z wygiętych w uśmiechu warg Spencer ciepły pocałunek, by wszystko wróciło do normy. By zapanował spokój. Ta chwila mogłaby trwać wieki, ta pieszczota - ciągnąć się w nieskończoność. I tak właśnie wydawało się Leo, że ich pocałunek trwa i trwa, a oni już nigdy się od siebie nie odsuną. Ich wargi musiały jednak oderwać się od siebie, ale jeszcze przez dłuższą chwilę nie cofali się, wpatrując się sobie w oczy w taki sposób, jakby telepatycznie przekazywali sobie myśli. Chyba tak właśnie było.

Leo Rough pisze...

[oby tylko jeden! ;p hej, przecież czytam Ci w myślach, nie? ;)) ^^
haha, wybaczam, bo przecież jesteś, nie? ;) <3 o, no tak, wypadałoby, ale nie chce mi się ruszyć. kurde, mam tyle roboty, że szok, a jeszcze nic nie zrobiłam. ale to nic, będę miała więcej czasu, żeby sobie z Tobą posiedzieć, o! ;) no jasne, bierz się. ja z mojego wczorajszego dostałam piątkę! ^^
jakoś ;p mam wsparcie kumpeli, zawsze dbają, żebym głowy nie zapomniała :>
dokładnie, arrr <3
no, nieważne ;p
a teraz sobie tak trochę przesunę, no chyba że coś planowałaś, to wtedy... wtedy coś wymyślimy ;p mam nadzieję, że nie! ;p i wymyślaj następny wątek, bo ja tak bardziej ogólnie, o! ;)]

Przełom nastąpił. Może nie w ten sposób, którego chciała Spencer, może nie tak, jak to sobie zaplanowała, ale stało się. W Leo zaszła zmiana. Drobna, dla obserwatora z zewnątrz ledwo zauważalna, ale dla niego i zapewne dla jego ukochanej zupełnie wyraźna i niezwykle ważna. Mianowicie odzyskał nadzieję. Znów przez większość czasu potrafił zachowywać optymistyczne myślenie, mógł odganiać od siebie ciemne chmury, złośliwe demony, nieprzyjemne myśli. I z uporem maniaka pomagał w tym Spencer. Starał się, jak mógł, by odzyskała choć cień dawnego spokoju, by uwierzyła, że znajdą doskonałe rozwiązanie, który zadowoli wszystkich. Leo ciągle, dość naiwnie, ufał, że i w jego ukochanej nastąpi podobna zmiana, której skutkiem będzie podjęcie jedynej słusznej decyzji, ale już o tym nie mówił, a w obecności brunetki starał się nawet nie myśleć. Wydawało mu się, że osiągnęli taki stan, którego nie należy niszczyć niepotrzebnymi rozważaniami - w końcu Leo tak naprawdę wiedział, że Spencer nie zmieni zdania. Okłamywał się, bo chciał zachować jasne, pozytywne myślenie, a innego sposobu na to nie znał. Kiedyś wystarczyłaby bliskość ukochanej, ale teraz to było trochę za mało.
Miał masę zajęć. Prawie nie bywał w domu, ale wiedział, że Spenc doskonale go rozumie. Jednocześnie starał się uszczęśliwić ukochaną kobietę, uspokoić siebie i zachować w tym wszystkim względną równowagę. I pasowało mu to, bo prawie nie miał czasu na myślenie. Wychodził do pracy wcześnie rano, zawsze pilnując, by zjeść z brunetką śniadanie i pocałować ją na pożegnanie; popołudnie spędzał na Cynamonowej, pilnując postępu prac i niejednokrotnie samemu sięgając po pędzel czy wiertarkę. Potem na chwilę wpadał do domu, by przebrać poplamioną farbą koszulę na dres, zaraz znów wychodząc, tym razem na "trening". Uznał, że musi wrócić do dawnej formy - po chorobie ciało było dla Leo prawdziwą zmorą. Obrzydzało go; nienawidził wystających żeber, słabości rąk, małej wytrzymałości mięśni. Czuł żal, gdy przypominał sobie, jak w czasach przed białaczką trenował, chcąc wystartować w półmaratonie. Teraz to było już przeszłością i wiedział, że nie będzie w stanie do tego wrócić, ale mógł doprowadzić się przynajmniej do stanu, w którym jego wygląd nie będzie straszył. A to, jak do tego dochodził... To była tajemnica. W każdym razie wracał zawsze niezwykle zmęczony, właściwie ledwo żywy, a po prysznicu padał do łóżka, nie mając już siły nawet myśleć. W rezultacie przecież o to chodziło.

Leo Rough pisze...

[dzięki ;) no no, dokładnie, jasne ;p ;D
przecież rozumiem, daj spokój! ;) / oj, nie zapomnę, a jak już, to nie przez Ciebie! ;p / ha, no raczej! weź, chyba w to nie wątpiłaś? ;p znowu liczysz na swoje szczęście, szczęściaro? ;D
zdecydowanie ;) też znasz ból ciągłego zapominania o... wszystkim? ;p
<3 a jak fajnie się czyta tę nazwę! ^^
no tak, a jak inaczej? ;p
o nie! no dobra, coś pomyślę ;) następnym razem myślisz Ty, nie ma tak łatwo! ;p]

Leo pilnował, by Spencer nic nie brakowało. W kuchni zawsze pachniało imbirowymi ciasteczkami, których zapasy zalegały w szafkach i na blatach. Zielona herbata niemal zawsze stała przy czajniku; z blaszanego pudełka również unosił się jej łagodny i przyjemny zapach. Starannie sprawdzał przepisy, gdy to jemu zdarzało się gotować obiad czy kolację, by nie było tam składników, na które ciąża "uczuliła" jego ukochaną. W ten sposób starał się złagodzić jej mdłości. Próbował również pomóc jej przy tych bólach głowy, które dręczyły ją o różnych porach dnia i nocy. Znał ten specyficzny rodzaj dyskomfortu, więc wiedział, jak trudno z nim funkcjonować, ale też w jaki sposób sobie z nim poradzić bez uciekania się w chemię i leki, których przecież Spencer nie mogła używać. On starał się sobie nie przypominać o chwilach, gdy ból głowy był tak silny, że ledwo funkcjonował. Wspominał to, co było wcześniej i starał się pomóc ukochanej w tej sposób, który dla niego okazał się idealny. Próbował więc zimnych okładów, masaży, naturalnych koktajli, odprężającej muzyki. Był w tej kwestii prawdziwym mistrzem; Spencer nie mogła narzekać, że o nią nie dba. Nie miał wiele czasu, ale przecież starał się! Może już nie rozmawiali, jak dawniej i tyle, co dawniej, ale nie było kiedy! Zresztą, mieli chyba ważniejsze sprawy na głowie...
Wielkimi krokami zbliżała się kolejna wizyta u ginekologa i Leo czekał na nią z czymś, co bardzo optymistycznie można nazwać zainteresowaniem. Był to jakiś cień zaintrygowania, ale też wypełniony zniecierpliwieniem i niepokojem, które nim targały. Chciał dowiedzieć się, jak pomagać Spencer w tych trudnych chwilach, które przechodzi, ale też dopytać, czy wszystko robią dobrze. Może rzeczywiście powinna zrezygnować z pracy? Albo nie chodzić na te swoje spacery? Albo... Miał mnóstwo wątpliwości i obaw, których chciał się pozbyć. A poza tym, entuzjazm na myśl o przeprowadzce już osłabł i Spenc potrzebowała nowego bodźca, by odzyskać optymizm i wiarę. Zresztą, on też, ale dla niego najlepszym sposobem mogła być zadowolona, spokojna ukochana. Wiązał więc z tą wizytą dość spore nadzieje, choć za nic w świecie by się do tego nie przyznał.

[no, coś takiego ^^ możesz przyspieszyć? bo mi nie wyszło ;p]

Cherry pisze...

[Oj ja znam te wymówki! :D
Zazwyczaj w sumie kieruję się zasadą ja pomysł- Ty zaczynasz, ale mój wen dziś nie próżnuje, więc...czemu by nie. XD]

Tik tak, tik tak, mijają kolejne sekundy naszej nędznej egzystencji. Chociaż nie będę wypowiadać się za wszystkich, powiem, że tak mijają sekundy mojej nędznej egzystencji. Gdyby tak dogłębnie zastanowić się nad tymi słowami, okazało się że ta egzystencja nie jest egzystencją, a i nędzną nie, ale po cóż? Lepiej zając swe myśli czym innym, i to zapewne sensowniejszym.
Pracując w antykwariacie raczej nie ma co liczyć na jakieś ciekawe zdarzenia, a i ruch jest mały - szczególnie przy tak niewielkim miasteczku jakim jest Murine Town. Czasem zastanawiam się, czy przeprowadzenie się tutaj było na prawdę dobrym wyborem, ale w gruncie rzeczy żyje się mi dobrze. Mały ruch też nie jest tak do końca minusem, w końcu nie muszę ciągle użerać się z klientami, i mogę spokojnie siedzieć sama, bez zbędnego przymusu na kontakty międzyludzkie, za którymi, nawiasem mówiąc, nie przepadam. Mogę czytać różne książki, których tu w końcu nie brakuje, oglądać stare meble i biżuterię, słuchać muzyki i najzwyczajniej w świecie rozmyślać. Poza tym, jak to już od dawna wiadomo, ludzkie czyny można podzielić na dwie grupy: na te, które można zrobić, i te, których nie można. Z jednej strony mogę się wyprowadzić, ale z drugiej nie mogę tak po prostu rzucić pracy i znaleźć tanie mieszkanie w innym mieście. taki tok myślenia rozwiązuje zdecydowaną większość dylematów, i pokazuje że przeważająco są niezbyt sensowne.
Tego dnia owy ruch był jednak wyjątkowo mały, ale ja nie prosiłam o zesłanie mi na głowę żadnego klienta - miałam co robić. Ukryta w głębi pomieszczenia siedziałam na jakimś krześle, najprawdopodobniej przeznaczonym do sprzedaży i zabytkowym, zasłoniona dwoma stosikami książek i czytająca jedną z nich. Czemu nie za ladą? Najzwyczajniej w świecie jej nie lubię. jest meblem bez duszy, pustym i prostym, w dodatku na widoku.
Nagle łagodne nuty jednej z płynących z odtwarzacza piosenek przerwał natarczywy dźwięk dzwonka, obwieszczający przybycie jakiegoś Wszechmocnego, inaczej zwanego klientem.
Z głośnym westchnieniem ruszyłam swoje szanowne cztery litery, szeleszcząc atłasową suknią(tym razem granatowo-czarną), stukając glanami i poprawiając gorset podeszłam na odległość paru kroków do przybyłej.
- Dzień dobry jak dla kogo, pomóc w czymś? - powiedziałam na powitanie, niezbyt kryjąc się z tym co sądzę o przerwaniu tak ważnej czynności jak czytanie kolejnej książki.
Wiem, wiem, powinnam być miła, od teraz będę. Obiecuję.

Leo Rough pisze...

[no jasne! ;p / czy coś ;D / no to zgrabnie ^^ nie przejmuj się, niech Cię pyta, szczęściaro, o! przygotowana jesteś ;p
haha, no tak, klasyka ;p
;)
ok, jestem winna... tak? ;p
hah, zobaczymy ;D]

Coś było nie tak, a on, jak zwykle, nie potrafił określić, co takiego. Spencer wydawała się inna, odrobinę obca, choć ostatnio dość często miał takie wrażenie, więc nie mógł się tym zbytnio przejąć. Na pewno dręczyły ją demony, łatwo było odczytać to z jej twarzy, którą przecież Leo znał na wylot. Z pamięci mógłby wyrysować, jak zmieniają się jej oczy, jak nieznacznie wykrzywia usta, które mięśnie drżą w jej policzkach. Ale to nie było niczym niezwykłym, bo i on walczył ze swoimi obawami non stop, nie mogąc się od nich uwolnić nawet we śnie. Więc jakie koszmary mogły dręczyć jego ukochaną? Nie był w stanie nawet o tym myśleć - na pewno gorsze, niż jego. Tak naprawdę nie miał pojęcia, bo... no cóż, nie rozmawiali o tym. Zazwyczaj kończyli na "w porządku", ewentualnie późniejszym "na pewno?", ale rozmowa nie sięgała głębiej.
I nagle już wiedział, co musi zrobić. Spencer szła szpitalnymi korytarzami, jak zwykle przyciśnięta do jego boku, wyraźnie pochłonięta własnymi myślami, odrobinę nieobecna, ale ciągle jego - kobieta, o którą chciał troszczyć i o której szczęście dbał. Powinien zadbać bardziej, uświadomił to sobie zdecydowanie zbyt późno. Ale może jeszcze zdoła naprawić swój błąd.
Wrócili do domu w swoim już zwykłym, dość ponurym nastroju. Leo miał tego dnia wolne, przynajmniej do czasu wieczornego treningu, więc postanowił wykorzystać tych kilka chwil na zadbanie o Spencer. Co prawda najchętniej położyłby się spać na parę godzin, bo nie sypiał za dobrze nocami, ale miał ważniejsze zadanie. Ruszył do kuchni, by przygotować dwa kubki herbaty, a potem powędrował do salonu, gdzie już czekała na niego ukochana. Z bladym uśmiechem zajął miejsce obok niej na kanapie, wręczając jej naczynie z parującym napojem. Odczekał chwilę, a potem objął ją ramieniem, szukając wygodnej pozycji, by w końcu znaleźć ją. Zamarł z zagryzioną wargą, spoglądając kątem oka na Spencer. Dlaczego zwyczajna rozmowa zawsze musiała być dla niego taka trudna?!

Leo Rough pisze...

[;p / haha ;p ;D / ok, więc niech Cię nie pyta, szczęściaro. lepiej? ;p
taa... ;p
OK. WINNA.
haha, no spooko. obiecaj, że szczerze obiecujesz, że obiecujesz! xD]

Jego kubek natychmiast powędrował w ślad za kubkiem Spencer, by w głuchym hukiem uderzyć w blat stolika, na którym zaraz wykwitły plamy rozlanych kropel herbaty. Leo w sekundzie znalazł się tuż przy ukochanej, tak blisko, jak tylko pozwalała mu na to jej skulona pozycja; oplótł ją ramieniem i pogładził uspokajającym ruchem po włosach, wsłuchując się z uwagą w jej słowa. Szczerze? Dokładnie czegoś takiego spodziewał się po tym dniu. Jego marna, męska intuicja znów go nie zawiodła; a może po prostu na tyle dobrze zna Spencer, że zadziałała jego podświadomość, gdy zarejestrował odpowiednie sygnały wysłane przez ciało kobiety. Nieistotne - ważne jest to, że czuł się gotowy na tę rozmowę, jakikolwiek przebieg miałaby mieć. Jak na niego było to coś niezwykłego i niespotykanego - facet, który najbardziej w świecie boi się mówienia o sobie i o swoich uczuciach, nagle uznał, że podoła czekającym go trudnym tematom. Ale przecież nie miał wyboru. To albo ucieczka, a na tę drugą ewentualność nigdy więcej nie miał się zgadzać. Nie chciał być przecież tchórzem. A poza tym, tak właściwie to on zaczął. Nie mógł się teraz wycofać, tym bardziej, że widział, że Spencer go potrzebuje. Gładził ją więc troskliwie po plecach, po ramionach, po włosach, by uspokoić choć odrobinę drżenie jej ciała. Bolał go jej stan, ale miał wrażenie, że jest teraz dość silny, by jej pomóc. By odepchnąć na bok swoje potrzeby i stać się dla niej oparciem, a więc tym wszystkim, czego potrzebuje.
- Nie, Spencer. Nie istnieje proste rozwiązanie, przykro mi. - wymruczał, przyciągając ją do siebie, by mogła zupełnie schować się w jego objęciach. Nie wiedział, czy w tej sytuacji ta bliskość pomoże, ale zawsze choć odrobinę łagodziła ich lęki, obawy, więc i tym razem miała trochę ich uspokoić. Tak, jego też, bo to, że chciał wspomóc ukochaną i wydawało mu się, że da radę to zrobić, nie znaczyło wcale, że był tak zupełnie opanowany i pewny siebie. Nie, wręcz przeciwnie - gdyby mógł, też zwinąłby się w kłębek i dał ujście swoim lękom. Ale nie mógł. Nie, gdy jego kobieta potrzebowała ratunku.
- Ale to nic. Poradzimy sobie z tym, jasne? Podjęliśmy decyzję i będziemy z nią żyć. I damy radę. Razem, tak? - mówił dalej miękkim, uspokajającym głosem. Wątpił, by to pomogło, ale było raczej niezłym wstępem, prawda?
- Nie jesteś naiwna, Kochanie. Przecież się uda! - dodał pewnie, zaraz odsuwając się odrobinę od brunetki, by podłapać jej spojrzenie, zobaczyć twarz.

[a teraz chyba będę już znikać, wcześnie trzeba wstać i w ogóle ;) także do miłego, hm, baw się? ;p i dobranoc!]

Leo Rough pisze...

[;p ;))
NO wiem ;p
czy jakoś tak xD aha ;p
no, miałam nadzieję, że sobie jeszcze coś przeczytam, ale trudno ;p tak, tak, idź spać, skoro masz takie szczęście, że spóźniasz się na drugą lekcję xD dzięki bardzo ;) no jasne, że relacja będzie!
tak, tak, do piątku ;) słodkich snów.
bez odbioru.]

Diego Morales pisze...

[Michał nie mówił kiedy (i czy w ogóle) wraca?]

Diego Morales pisze...

[daj spokój. już nawet maili nie wymieniamy. po prostu jednego dnia już w ogóle się nie odezwał. już sam nawet nie wiem, czy nadal jest mi przykro z takiego obrotu sprawy, ale chyba bardziej mnie już to wszystko zwyczajnie śmieszy. szkoda, Murine było fajnym miejscem.]

Diego Morales pisze...

[takie tam pieprzenie. jak mi na czymś zależy, to nie rezygnuję z tego z dnia, na dzień.
wiem, zauważyłem. to nie Twoja wina, że wyszło, jak wyszło. nie ma mowy o jakiejkolwiek reaktywacji, skoro udzielają się jedynie dwie osoby, a właściciel po prostu sobie znika. pieprzę. nie będę się więcej użalał.]

Leo Rough pisze...

[i nie mów, że narzekałaś! ;p
no jeszcze coś tam robiłam, nieważne ;p
oj, Twoje szczęście się kłania! już Ci lepiej?
a co do wycieczki: było świetnie! już w pociągu działy się takie rzeczy, że się do mojej klasy nie przyznawałam, a potem było już tylko gorzej ;D znaczy wiesz, brzuch mnie boli od śmiania, spałam może z kilka godzin przez te dwie noce, najadłam się żelek i nauczyłam układu z tego hiciora gangam style xD i jak sobie pomyślę, że mam teraz tak po prostu wrócić do szkoły, to mi się odechciewa -.- tak fajnie było!
odpisuję, ale nie wiem, jak będzie potem - chyba zaliczę jakąś drzemkę albo coś. jedziesz dopiero w nocy, tak? bo nie chcę się tak całkiem z Tobą minąć ;)]

Nie potrafił słuchać takiej Spencer. To nie była jego ukochana, a na pewno nie taka, jaką znał. Ta kobieta wydawała mu się zupełnie obca, daleka, jakby w ogóle nie należała do jego świata. A jednak było w niej coś takiego, co nie pozwalało mu się cofnąć; rozczulała go i sprawiała, że chciał się nią zaopiekować. Nie potrafił określić, czy była to jej bezradność, smutek widoczny w każdym ruchu, zagubienie. Wiedział tylko, że nic nie może go zmusić do zostawienia tej kobiety ani do skrzywdzenia jej. Nawet to, jak ona go krzywdzi. Ani gdy krzywdzi sama siebie.
- Spencer. - rzucił prawie ostrzegawczo, jakby chciał powstrzymać jej słowa. Tak było w rzeczywistości: nie była sobą i w pewnym stopniu przerażała go. Jego Spencer nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego. Jego Spencer walczy o dziecko, tłumaczył sobie uparcie.
W jednej chwili wróciła, rozdygotana i szlochająca po cichu. Natychmiast przyciągnął ją do siebie ciasno, a potem zaczął gładzić po plecach, po włosach, mruczeć jakieś słowa pocieszenia. Nie wytrzymał tak jednak długo, nie potrafił tak tego zostawić, choć jeszcze kilka dni wcześniej nie pragnął niczego innego, jak usłyszeć tych kilka słów. Teraz wiedział, że ból, który znosi Spencer, jest niczym w porównaniu z tym, przez co przechodziłaby po przerwaniu ciąży. Nie powinna mieć wtedy wyrzutów sumienia, ale Leo wiedział, że nie mogłaby spojrzeć na siebie w lustrze po przeprowadzeniu zabiegu. Nie mogłaby spojrzeć na siebie. I choć wierzył, że mógłby jej pomóc, to nie potrafił się na to zgodzić. Nie, gdy decyzję podjęła kierowana złymi pobudkami. Na pewno nie.
- Nie, Spencer. - wyrzucił z siebie, odsuwając brunetkę na niewielką odległość, by spojrzeć jej w twarz. Otulił dłońmi jej głowę, a kciukami starł z policzków pojedyncze łzy. Nie wiedział, jak ująć w słowa to, co chciał powiedzieć, ale chyba nie istniał na to dobry sposób.
- Jeśli to zrobisz, wcale nie będzie lepiej. Znienawidzisz siebie i mnie. Musimy próbować, Malutka. - powiedział twardo, pewnie, a jednocześnie w jego głosie słychać było czułość. Bo ostatnie, czego chciał, to zranić ukochaną kobietę, sprawić, by cierpiała.

Leo Rough pisze...

[no dobra, wiem ;p ;D
o, no to współczuję! będziesz się integrować ;p nie no, coś wymyślisz! może pożyczysz od kogoś? ja na wycieczce głośniki facetom ukradłam, bo nie było jak muzyki słuchać xD
no raczej ;) ale zmęczona jestem cholernie... ;p
cały czas zapominam, że nie masz tak jak ja, dwie godziny do Częstochowy ;p no spoko, jakoś przeżyję ;)]

- To nieprawda. - odparł prawie odruchowo, słysząc zarzut kobiety. Bronił się przed tym, bo wydawało mu się, że musi, że Spencer nie zrozumie tej jego niechęci, nienawiści do ich nienarodzonego dziecka. To nie było do końca tak, ale nie miał siły tego tłumaczyć. Zresztą, czy potrafiłby? Sam nie do końca rozumiał swoje zachowanie, sam czuł się zagubiony, więc wolał to zostawić, przynajmniej do momentu, w którym ona zapyta. A to raczej nie miało się zdarzyć, bo, podobnie jak Leo, nie chciała o tym słuchać. Wiedział to.
W tej chwili też nie drążyła tematu, a do niego dopiero po jakimś czasie dotarło, dlaczego. Uderzyły w nią jej własne słowa, zdania wypływające spomiędzy jej warg. One też nie były prawdą, chyba oboje to wiedzieli, ale w tym momencie Spencer zwątpiła. Tylko on uparcie kręcił głową, nie cofając się, nie zmieniając pozycji. Po prostu był, gdyby go potrzebowała; tkwił obok i muskał opuszkami palców jej policzki, by zaraz zatrzymać ten uspokajający ruch, gdy drobne dłonie Spencer opadły na jego. Skinął głową.
Nie bardzo wiedział, co się stało, ale nagle brunetka znów znalazła się w jego ramionach. A on znów przytulił ją do siebie, gładząc jej plecy, włosy; już nie był w stanie nic powiedzieć, bo te słowa przecież nie miały żadnego znaczenia. Więc tylko obejmował Spencer, mając nadzieję, że to pomoże choć trochę, choć na chwilę. Przynajmniej do momentu, w którym znajdą odpowiednie słowa. Szybko jednak okazało się, że one nie istnieją, jakby w ogóle nie należały do ich świata. Ale było coś prostszego - ucieczka. Jego tym razem nie zadowalała, ale co miał zrobić? Naciskać, nalegać? Samemu ciągnąć trudny temat, gdy w tych kwestiach sam był jak dziecko, gdy to jego trzeba było prowadzić? Nie. Ucieczka była łatwa, bezproblemowa. I na chwilę mogła być nawet dobrym wyjściem.
Jej słowa też mu się nie podobały, bo poczuł się... zignorowany. Spław go tym, co zawsze - tak zrozumiał jej "kocham cię". Jakby było wymuszone, wypowiedziane, bo pasuje do chwili. Ale jego odpowiedź, ciepłe "Ja też bardzo cię kocham" było prawdziwe, szczere, w żadnym stopniu nie wymawiane na siłę. Bo na Spencer zależało mu najbardziej na świecie i pragnął, by o tym nie zapomniała. A cała reszta... przez chwilę nie była istotna.

Leo Rough pisze...

[;p
haha, no bardzo dobrze! a ja mojego nie wzięłam i cierpiałam :/ widzisz, to się na mamę nie złość już! ;p
jeszcze masz te warsztaty, to na pewno bardzo. ale masz rację, nie myśl, poczujesz xD
e tam, wszystko wytrzymasz! i długą podróż, i tłumy - no przecież po coś tam jedziesz, nie? właśnie ^^]

Przecież wiedział, że go kocha. Zniosła dla niego prawdziwe katusze, trwała przy nim w każdej trudnej chwili; nigdy nie uciekała, niemal nie zdarzało jej się opadać z sił, rzadko kiedy traciła swój entuzjazm i zawsze trwała przy swoim. Była najlepszym, co mogło go spotkać i doceniał to. Gdy działo się coś złego, to ona przejmowała rolę pocieszyciela, to ona pozostawała niezłomna, to ona wprost zarażała optymizmem. Był pewien jej uczuć. Przynajmniej przez większość czasu, bo zdarzało się, że wynajdował powody, dla których mogła udawać swoją miłość. Mogło być jej żal biednego, chorego, cierpiącego Leo. Mogła czuć wyrzuty sumienia, że zostawia go w trudnym momencie. A może robiła to z egoistycznych pobudek - nie chciała być sama albo uznała, że nie obejdzie się bez śniadań do łóżka. Oczywiście, zaraz po tym, gdy przychodziły do niego takie absurdalne myśli, ona robiła coś, co je rozpraszało: przynosiła mu herbatę i wdrapywała się na kolana albo puszczała na cały regulator jego ulubioną piosenkę. Była cudowna, a on, gdy sobie o tym przypominał, czuł się jak najgorszy facet na świecie. Zresztą, prawie zawsze tak się czuł: bezużyteczny, nieporadny, słaby. To były tylko chwile, gdy to on opiekował się ukochaną kobietą, a nie na odwrót.
Tak samo zrobiła teraz - w chwili, gdy on już tracił wiarę, potrafiła ją wzmocnić. Na jej słowa początkowo chciał coś odpowiedzieć, wyjaśnić, że przecież nie musi tego powtarzać, ale nagle coś mu się przypomniało. Ich wykradzione dwa dni, gdy myśleli, że Leo umiera. I te ich ciągłe pożegnania, jakieś prawie nieświadomie wypowiadane słowa, wyznania, które brzmiały ostatecznie. I to też tak zabrzmiało; jakby mówiła "na zapas", jakby to "zawsze" tyczyło się też tego czasu, który nadejdzie w tym nieokreślonym później, czyli... Nie, nie potrafił dokończyć. Znów miał wrażenie, jakby chciała się go pozbyć. Odebrał to jako: daj mi spokój, przecież cię kocham! A to go nie satysfakcjonowało. Znowu.
Już nawet nie wiedział, co się dzieje, tak bardzo pochłonęły go nowe, dość egoistyczne, ciemne myśli jego głowy. Nie czuł się teraz tak zagubiony, jak wcześniej, bo miał już jakąś stałą, ale było mu źle. Cierpko i gorzko, jakby ktoś wymierzał mu karę, nie do końca zasłużoną. Był winny, ale nie tylu spraw! Tylko dlaczego miał wrażenie, że i tak odpowiada za wszystkie przewinienia świata?
Nie, on się nie liczył, ale zdążył się z tym pogodzić. Teraz to Spencer była w centrum uwagi, to ona była ważna, to o nią miał dbać. Obiecał sobie, że jego zdanie nie będzie istnieć, ale dość trudno było mu się tego trzymać. Starał się. Próbował. A po jej pytaniach, wyraźnie zadanych "dla zasady", było mu trochę łatwiej. Zamknął się w swojej skorupce, do której w ogóle nie dotarły pierwsze słowa kobiety. Kolejne odebrał jako jej prośbę o odrobinę ukojenia. I to mógł jej dać.
- Naprawdę. Nie ma innej opcji. - odparł gładko, patrząc przy tym prosto w oczy Spencer. Zaraz jednak spuścił spojrzenie, jednocześnie jakby odsuwając się odrobinę, choć starał się zrobić to dyskretnie. Po prostu nie chciał, by poczuła, jak przez jego ciało przechodzą dla niego zupełnie niezrozumiałe, niekontrolowane dreszcze.
- Znajdziemy innego lekarza, zrobimy wszystko, co się da, żeby dostać nasze szczęśliwe zakończenie. I damy radę, Spencer. - zapewnił ją cichym, spokojnym głosem, na chwilę spoglądając jej w oczy. W końcu nie mogła się denerwować, prawda? A tak gładkiego kłamstwa nie miała prawa rozpoznać, przynajmniej jemu się tak wydawało.

Leo Rough pisze...

[no, to dobry ksiądz! ;p też racja. nie złościsz się na mamę, dobrze! ;)) ^^
o, wydawało mi się, że mówiłaś, że do wieczora. nieważne, może ja coś pokręciłam, jak zwykle ;p i spoko, wiesz, bez spiny, może się przynajmniej pouczę ;p o, to ładnie zaczniesz tydzień ^^ ja jadę w środę na strzelnicę, a w piątek idę do szpitala, także też mam lajtowo ;)
dokładnie tak! ;)
spoko, ja się będę gdzieś pałętać ;p a jakbyśmy się miały nie spisać, to bezpiecznej podróży życzę ;) no i... skupienia? tak, tak skupienia ;))]

Zaczął się zastanawiać, co takiego podkusiło go do rozpoczęcia tej rozmowy. Właściwie to Spencer odezwała się pierwsza, ale to on stworzył jej do tego warunki, w pewien sposób zachęcił. Nie żeby żałował, że mógł jej choć trochę pomóc, ale sam był teraz wręcz wyczerpany, niezdolny do większego wysiłku. Złapał się nawet na tym, że w jego głowie pojawiają się myśli, by jak najszybciej uciec z mieszkania. Chciał wyjść, wyrwać się choć na chwilę, odetchnąć, uspokoić się. A potem mógł znów być pocieszycielem, udawać silnego, grać swoją marną rolę. Jak miał teraz pozostać spokojnym, opanowanym, gdy w nim wszystko aż krzyczało? To nie było normalne; raz czuł rozpierający go gniew, chwilę później był bezsilny i zrezygnowany. Ale nie walczył z tym, jedynie zakładał maski i znosił swoje wewnętrzne wahania, prawie śmiejąc się z siebie gorzko. Był żałosny.
Zauważyła. Jak mogłaby nie? I jak on mógł być tak naiwny, wierząc, że Spencer w żaden sposób nie wróci do zignorowanego przez niego tematu? Nie miał dostać chwili wolnego, ale właściwie zdążył się przyzwyczaić. Więc czekał cierpliwie, aż padną jeszcze jakieś słowa, już w myślach zakładając, jak będą brzmieć. Nie spodziewał się jednak, że znów padnie krótkie "ja". I to na samym początku! Nie to, żeby miał coś przeciwko; przecież sam chciał, by Spencer myślała o sobie, by pobyła egoistką choć przez chwilę, ale po jej pytaniu spodziewał się raczej, że to z niego będzie chciała wyciągnąć jakieś informacje, wyznania. Mógłby odetchnąć z ulgą, gdyby nie czuł się tak oszukany. Ale zaraz skinął posłusznie głową, nie pokazując niczego po sobie.
Nagle stwierdził, że nie zniesie ani słowa więcej. Każde było niezwykle celne, bo mówiło dokładnie o tym, jak on sam się czuje. Okazało się, że dręczą ich podobne obawy, podobne lęki nie dają im spać po nocach. Być może godzinami leżą obok siebie w bezruchu, myśląc, że ta druga osoba śpi, rozważając te same kwestie. Jak to będzie bez niej... Co będzie z tym dzieckiem, co będzie z Leo, co będzie z nią, gdy odejdzie. I co zrobić, by ukochana osoba była szczęśliwa, by czuła się bezpieczna, by zaznała spokoju.
- Jak mam ci pomóc? - wychrypiał tylko, nie mogąc zdobyć się na nic więcej, dziwnie ogłuszony, z otępiałymi z zaskoczenia i bólu zmysłami, z zabałaganionym umysłem. Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z jej pytań, nie potrafił znaleźć doskonałej recepty na wszystkie problemy, choć przecież niczego innego nie pragnął. Nie miał wyjścia. Mógł tylko milczeć, by nie dokładać jej zmartwień, znosić cierpienia w milczeniu i pytać, i być, i dbać...

Leo Rough pisze...

[ok, nie wnikam ;p no dokładnie ;) chociaż ja to miałam dzisiaj tak, że się na wszystkich złościłam, bo sobie ścięgno naciągnęłam i tak do jutra jestem uwięziona w jednym miejscu, ale spoko, sytuacja inna ;p
dobrze, niedziela brzmi nieźle ;) dotrwam jakoś! ;p ta, ciiiicho ;p / obyś! życzę Ci tego ^^ / w ramach zajęć z PO jedziemy ;) nie byłaś w drugiej klasie? a do szpitala w piątek na konsultację anestezjologiczną, bo w poniedziałek mam operację/zabieg, sama nie wiem - usuwanie ósemek zatrzymanych, coby mi się zęby po aparacie nie rozjechały :)
;)) spoko, ja w sumie też zmęczona jestem, idę spać. to może weź sobie coś na tę gorączkę, co? bo ja teraz siedzę i się denerwuję, że taka chora jedziesz!
a z Leośkiem już wymyśliłam: to nie ja jestem niekonsekwentna, tylko on, o! także nie trzeba go rozumieć, może tak być? ;p ^^
dobrze, mamo ;) do miłego!]

Leo Rough pisze...

[ach, no chyba że tak ;p / dokładnie! tylko tych, co gangam style ze mną w pociągu tańczyli jestem w stanie tolerować xD
no, powiedzmy, że wytrwam ;p / ;)) / no to jedź ze mną! ;) / no wiem! kumpela miała parę miesięcy temu. ja mam teraz, a potem w grudniu jeszcze dwa. no i tak uprzedzam, bo po tej operacji mogę zostać w szpitalu kilka dni, a komputera raczej tam nie dostanę ;p także znowu byśmy miały przerwę, ale mam nadzieję, że wszystko będzie ok i normalnie do domu wrócę :)
nie mów tak nawet! pamiętasz, że nastawienie to podstawa, nie? weźmiesz sobie magiczną tabletkę i będziesz zdrowa, bo nie możesz być chora. proste i logiczne ;p ;))
w sumie on jest... chyba trochę na nią zły i chyba trochę ma żal ;p zastanowię się! ;D a ja lubię pisać bzdury, żebyś potem miała problemy ze zrozumieniem mnie ;p ale nie, serio dobrze mi się pisze takie teksty, także powinnaś być przyzwyczajona/przyzwyczajać się ;p
mogłam napisać TATO xD no, ale posłucham rodzicielki i będę baaardzo grzeczna, a na dowód pójdę już spać, o! miłej podróży i do spisania :*]

Jennifer pisze...

[Nie tłumacz się: nie musisz. :3 Bycie na grupowcu nie jest obowiązkiem, a odpisywanie to tylko gdy ma się wenę(wena?), chęć, czas i wszystko, no nie? :D
Aktualnie to, że to piszę jest cudem, gdyż wyjechałam na parę dni do miejsca w którym dostęp do internetu jest rzeczą trudną. proszę więc o wybaczenie długości. :>]
Bardzo, ale to bardzo, musiałam powstrzymywać się przed kompletnie szczerą i bezpośrednią odpowiedzią. Praca do czegoś zobowiązuje, czyż nie?
- Ciekawe to pojęcie względne i zależne od osoby. Jedna lubi fantastykę, drugi horrory a trzeci dramaty, i tylko to jest dla nich tym ciekawym, zaś inne wykluczają - rzekłam natomiast, przekazując ten sam sens w lekko innych słowach. Dobrze, że posiadam taką umiejętność, bo nie dałabym sobie rady w jakimkolwiek miejscu wymagającym choć względnie miłego kontaktu z ludźmi.

Leo Rough pisze...

[o, raczej byś nie chciała! xD
dobra, skoro muszę ;p / kurde, nie wiem. chyba w Katowicach ;p tak, przyjedź do Kato ;D / ja myślę, że będzie dobrze! a jeśli nic się nie podzieje, to jeden dzień mnie nie będzie, może nawet nie ^^
mam nadzieję, że tak się stało, Rybo ;p
WYMYŚLIŁAM (proszę o oklaski!) - Leosia ciągle dręczy "zdrada" S. tylko ciii, bo ja mówię to tylko Tobie, oni jeszcze nie wiedzą xD logiczne? ogarniasz? znaczy wiesz, dostosowałam to do tego, co napisałam, więc coś się tam może nie zgadzać, ale chyba jest w porządku, nie? biedny, rozżalony, zazdrosny, zraniony Leoś?
Dziadku? xD]

Jemu też wcale nie podobało się to, że musi udawać, ale nie widział innego wyjścia. Po prostu wiedział, że nie może sobie więcej pozwolić na słabość, przynajmniej nie teraz, gdy ciągle czuje się niezbyt stabilny i wyjątkowo zagubiony. Obawiał się, że kolejne poważniejsze zawahanie znów wepchnie go w otchłań depresji, z której już nie zdoła wyjść. To wydawało się całkiem prawdopodobne, gdy jego jedyny ratunek sam potrzebował pomocy. Właśnie dla Spencer musiał się trzymać, grać, chować się, by żadne niepotrzebne emocje nie opanowały go na dłużej. Uzewnętrznienie swoich uczuć mogłoby się skończyć dla niego tragicznie. Wierzył, że jego ukochana to rozumie, a przynajmniej toleruje. Że wie, by nie naciskać. I właściwie się nie pomylił, tyle tylko, że to wcale nie okazało się dla niego przyjemne. Ale nieważne - już się z tym uporał.
- Różnimy się. - odparł krótko, jakby to wyjaśniało, dlaczego zapytał. I może miał rację, po głębszym zastanowieniu sam uznał, że to miało sens. Z drugiej strony, za dobrze znał Spencer, by nie wiedzieć, czego potrzebuje, ale miał też nadzieję, że coś mu podpowie. Nie. Musiał radzić sobie sam, jak zwykle. Powinien się przyzwyczaić, prawda?
- Ja potrzebuję przestrzeni i czasu, a nie mogę mieć ani jednego, ani drugiego. Więc pytam, co jest potrzebne tobie, bo może jesteś rozsądniejsza ode mnie. Może uda mi się ci pomóc. - wyrzucił z siebie zupełnie nagle, trochę wbrew sobie, ale też z pewnym rodzajem ulgi. Natychmiast zacisnął wargi w wąską linię, by nie powiedzieć nic więcej, ale chcąc zapewnić Spencer, że nie żałuje słów, które już padły, sięgnął po jej dłoń i ukrył ją między swoimi, gładząc po kolei palce, muskając jej wierzch i łaskocząc wnętrze. Zdecydowanie wolał, gdy na niego nie patrzyła, w jakiś sposób było mu łatwiej, gdy nie wodziła za nim swoim czujnym, spostrzegawczym okiem i nie analizowała każdego drgnięcia w jego twarzy i każdego odruchu. Nie lubił tego, wydawało mu się, że przywykł, ale ciągle podświadomie w takich chwilach uciekał spod jej spojrzenia. A czasem ona sama dawała mu tę możliwość. Doceniał to.

Grace Monaco pisze...

[Hej :D Pomysł na wątek lub powiązanie? Poza tym bardzo ciekawy pomysł na zajęcie Specner (behawiorystyka). Przypomina mi się mój ulubiony serial...]

Grace Monaco pisze...

[Hej :D Pomysł na wątek lub powiązanie? Poza tym bardzo ciekawy pomysł na zajęcie Specner (behawiorystyka). Przypomina mi się mój ulubiony serial...]

Maybe pisze...

[ Dziękuje bardzo, również mam nadzieje, że zabawię tu na dłużej. Niestety gdziekolwiek się pojawię, zaraz miejsce umiera. Oby to nie było jakieś okropne fatum ciążące nad moją osobą...]

Leo Rough pisze...

[znalazłam cudo w blogosferze - nowe dzieło Queridy z SA: http://krolewskie-miasto.blogspot.com/
oczywiście już jestem zapisana, nie mam bladego pojęcia, jak dam radę z kolejnym blogiem, ale MUSIAŁAM. no i nie myśl, że przez to opuszczę MT albo zaniedbam poszukiwania miejsca dla Andro i Leośka, bo tak się nie stanie. w każdym razie - masz ochotę dołączyć? strzeliłybyśmy sobie jakieś mega powiązanie, tym bardziej, że już kocham mojego nowego bohatera, bo znalazłam najcudowniejsze zdjęcia świata i będzie miał ładnie na imię (Oskar albo Mikołaj, nie umiem się zdecydować xD), i wiem, że Ty też go polubisz, chociaż jeszcze nie wiem, jaki będzie tak do końca ;p a tak btw. - właśnie przeczytałaś coś w rodzaju pisanego słowotoku, na pewno powinnaś się cieszyć, że nie musiałaś tego słuchać, bo trwałoby to pewnie GODZINAMI xD
bądź już, bo mi się nudzi...]

Grace Monaco pisze...

[Hihi kocham ten serial <3 Zostały mi jeszcze jakieś 3 odcinki do końca. Niestety chyba już nie będzie nowej serii :(
A co do pomysłów, to mogą się poznać np. w parku podczas jednej z nocnej przechadzek Gracie :)]

Leo Rough pisze...

[;P
tragicznie było! -.- a Tobie jak? coś tak... mało minek używasz i aż mi dziwnie ;p wszystko dobrze? zrozumiałam, że choroba nie odpuściła, ale przetrwałaś jakoś, nie? a dzisiaj jak było? opowiadaj!
no przyjeżdżaj ^^
może być?
o :D]

Mógł się spodziewać, że jego marne, niepełne wyznanie zostanie zinterpretowane w taki właśnie sposób. Może powinien być mądrzejszy, wyjaśnić dokładniej, co ma na myśli, ale to wydawało się zbyt trudne. Teraz żałował, bo naprawianie wszystkiego po fakcie miało okazać się jeszcze bardziej skomplikowane. Nie lubił się tłumaczyć, a teraz będzie musiał - już samo to nie było łatwe, nie wspominając o odpowiednim doborze słów, analizowaniu znaczeń, dostosowywaniu tonu głosu, gestów. Chyba czasem chciałby być kobietą, bo podobne sprawy przychodziły im nadzwyczaj łatwo. Intuicyjnie wiedziały, jak się zachować. A facet zawsze musiał wszystko psuć.
Słowa Spencer ubodły go bardzo mocno; prawie nie mógł złapać oddechu, gdy w głowie pojawiła mu się absurdalna myśl, że zaraz z nim zerwie! Na to wskazywała jej wypowiedź i ruch, którym wyrwała się spod jego dotyku, wszystko tak wymowne, że niemal od razu otworzył usta, by zatrzymać ją, poprosić, by posłuchała jego wyjaśnień. Spomiędzy jego warg nie padło jednak zbyt wiele słów, jedynie jej imię wybrzmiało niezwykle wyraźnie z uszach Leo, ale ona zakryła je swoim głosem. I gdy usłyszał to, co mówi, znów na chwilę ożywił się, znów otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. A wtedy zniknęła z prawie teatralną frazą na wygiętych w ponurym uśmiechu wargach.
Był jak ogłuszony. Nie potrafił się ruszyć, nie potrafił złapać oddechu. Czuł się, jakby porządnie oberwał i leżał na ziemi, zwijając się z bólu. Nie docierało do niego nawet to, że siedzi na kanapie! Taki mętlik zapanował w jego głowie, że już nic nie wiedział, niczego nie znał. Zastanawiał się... jaki to wszystko ma sens. Ale szybko go odkrył, z taką łatwością, jakby zawsze go znał, a tylko potrzebował chwili, by go sobie przypomnieć. Z cichym jękiem zerwał się z kanapy i ruszył w ślad za Spencer, drapiąc się nerwowo po karku. Zaraz zatrzymał się w progu kuchni; zamarł w bezruchu w uniesioną ręką, która dopiero po chwili opadła bezwładnie wzdłuż jego ciała.
- To nie tak, Spencer. - zaczął cicho, by po kilku sekundach milczenia wejść wgłąb kuchni i zająć swoje stałe miejsce przy parapecie. Zapatrzył się w swoje stopy, prawie obawiając się spojrzenia ukochanej.
- Nie mogę być z dala od ciebie. Próbuję, bo znam siebie i wiem, że tego właśnie potrzebuję, ale nie mogę. Spędzam jak najwięcej czasu poza domem, uciekam od ciebie, ale to nic nie daje, bo cały czas o tobie myślę. Nie istnieje nic innego, rozumiesz? A gdy wracam i całuję cię na powitanie, i pytam, jak się czujesz, już wtedy wiem, że nie będę w stanie rano pojechać do pracy, bo trzymasz mnie przy sobie. Więc nie, nie możesz dać mi więcej przestrzeni, bo ja nie jestem w stanie jej przyjąć. - wyrzucił z siebie pospiesznie, jakby obawiając się, że gdy się zawaha, nie zdoła powiedzieć wszystkiego, co chce.

Cherry pisze...

[Ponawiam odpis jako iż wróciłam i mam szansę na sklecenie czegoś sensowniejszego.]
Bardzo, ale to bardzo, musiałam powstrzymywać się przed kompletnie szczerą i bezpośrednią odpowiedzią. Praca do czegoś zobowiązuje, czyż nie?
- Ciekawe to pojęcie względne i zależne od osoby. Jedna lubi fantastykę, drugi horrory a trzeci dramaty, i tylko to jest dla nich tym ciekawym, zaś inne wykluczają - rzekłam natomiast, przekazując ten sam sens w lekko innych słowach. Dobrze, że posiadam taką umiejętność, bo nie dałabym sobie rady w jakimkolwiek miejscu wymagającym choć względnie miłego kontaktu z ludźmi, czyli zdecydowanej większości zawodów.
Odchrząknęłam, przerzucając niechcianą część włosów z jednego ramienia na drugie, po czym powrotnie skrzyżowałam ręce na piersi.
- Aczkolwiek... ostatnio trafiła do nas książka zdająca się podpasować w miarę każdemu, o ile nie ma zbyt rygorystycznych upodobań. Sekundę tylko proszę, bo muszę ją znaleźć - zakończyłam wywód, znikając za jedną z wyższych piramidek książek, szeleszcząc długą spódnicą.
Gdzieś tu to było, mruczałam pod nosem, rozglądając się za błękitną książką z pentagramem na okładce (wbrew wszelkim przypuszczeniom nie opowiada o sataniście).
Po paru minutach dojrzałam coś, co prawdopodobnie było obiektem poszukiwań - nareszcie. Ruszyłam w tamtą, niezbyt daleką swoją drogą stronę, zdając się kompletnie ignorując czy też zapominając o obecności Wszechmocnej.
Taak, mojego nastawienia co do tej kwestii się nie zmieni. A szkoda, dla niektórych.

Leo Rough pisze...

[nie, no coś Ty! wczoraj wieczorem myślałam, że oszaleję, bo zostałam uwięziona w domu i nie miałam kompletnie nic do roboty! teraz już wiem i współczuję ;p
jasne, rozumiem, o czym mówisz ;) cieszę się, że jesteś zadowolona, no i szkoda, że to wszystko takie z góry ustalone, ja bym nie wyrobiła, to na pewno. a spodziewałaś się, że wrócisz świeżutka i wypoczęta? xD dziwni kierowcy zawsze spoko! ;p
o, jak fajnie! czyli mogłam jednak przyjechać... ;p
;)
no, nic więcej nie napiszesz? ;p
;p
wiem, wiem. no i nie mogłabym więcej Leośka używać ;p no nie znalazłam! wiem, zła jestem i niedobra, ale NIC NIE MA -.-
hej, to nasz Kraków! <3 dasz radę! damy, o! ;) oj, będziesz mi SA wypominać? ;( no ale tu będzie inaczej, zrobimy sobie jakieś miłosne, co Ty na to? szczegóły ustalimy później, ale Oskar (^^) będzie cały do Twojej dyspozycji ;) no wiem, bo ci moich chłopcy fajni są ogólnie ;)
serio? bo kumpela mi się dzisiaj rozłączyła, jak zaczęłam swój słowotok xD
no wiem! <3 ;))]

Niemal nie oddychał, czekając na kolejny ruch Spencer, jej najdrobniejszą reakcję, gest. Zaczął się nawet zastanawiać, czy ona nie chce ukarać go milczeniem za milczenie, ale uznał, że nie może być tak okrutna. Nie jest okrutna w ogóle! - zganił się w myślach, broniąc jej, jak zwykle. I jakby na potwierdzenie tego, do czego doszedł, brunetka poruszyła się. Leo mógł odetchnąć z ulgą, choć zaraz potem nadeszło niecierpliwe oczekiwanie na jej słowa, na to, co zadecydowała. Bo że podjęła już decyzję, to było jasne.
Na jej słowa odpowiedział początkowo jedynie uśmiechem podobnym do tego, który sama miała na ustach. Potem chciał coś odpowiedzieć, ale nie był w stanie znaleźć w głowie słów, które oddałyby wszystkie jego myśli. Tego najbardziej nie lubił w mówieniu - nie sposób przekazać wszystkiego, co się pragnie. Nie da się zamknąć w zdaniach uczuć i emocji. Nie można słowami przekazać ulotnych wrażeń. To go irytowało, złościło i zrażało do rozmów.
- Wiem. - odparł cicho, prawie bezradnie, ale zaraz pokręcił głową, już zdecydowany i pewny siebie. - Ale z tego nałogu nie chcę wychodzić. Nie, gdy wiem, jak boli odtruwanie. - dodał z goryczą, zaraz sięgając do dłoni Spencer, przyciśniętej do jego twarzy. Wtulił w nią usta, całując czule jej wnętrze, nie spuszczając spojrzenia z oczu ukochanej. Miał nadzieję, że zrozumiała. Nie mógł jej stracić. Nie przeżyje jej odejścia. Zwyczajnie nie da rady.

Leo Rough pisze...

[no widzę! biedulka...
haha, wieem ;D / aha, czyli spoko, nie było tragedii ;) o fu, już sobie go wyobraziłam ;p / no dokładnie! nie wyobrażam sobie czegoś takiego, połowa mojej klasy pewnie by nie dotarła xD tak, jeszcze Ci się choróbsko przypałętało, biedna Aga. haha, no jasne, debile rulez xD oj tam, trochę pobłądził, nic wielkiego ;p
paluszki bolą? xD
no nic, już dobrze, milczę ;p
weź, przyzwyczaiłam się do niego ;p ale tak, masz rację, nie zniosłabym zerwania kontaktu Z TOBĄ! to by było najgorsze! wiem, ze by Ci było przykro, dlatego nie mam zamiaru czegoś takiego zrobić! nie mam na imię Michał!
no dokładnie -.- ale szukamy, nie poddajemy się!
oj Ty zołzo -.- haha, wiem ^^ mówisz, że zawsze świetni, to mnie aż korci, żeby drania zrobić albo coś ;p ale nie, będzie cudny :D nie, no przecież wiesz, że uwielbiam z Tobą pisać! już mi tam Q coś marudziła, ale zbyłam ją, bo wolę dogadać się z Tobą ;) może już masz jakiś pomysł? bo wiesz, ja się jaram jak cholera! ;p ;D
otaczają mnie same złe ludzie! -.- ;p
o, no i co będziesz oglądać? ;p a ja zaczęłam pochłaniać HIMYM <3
wiem, rozumiem przecież, daj spokój. moje znowu wyszło takie krótkie, że szok, ale jeszcze się uczę i w ogóle milion rzeczy robię, także wiesz ;)]

Przestał rozumieć jej zachowanie i to martwiło go. Szczególnie teraz chciałby wiedzieć, co się z nią dzieje, jak się czuje, co ją trapi, ale już nic nie było dla niego tak jasne, jak kiedyś. Najchętniej wszedłby do jej głowy, by móc spełniać każdą zachciankę, gdy tylko o niej pomyśli, a może nawet wcześniej, jeszcze zanim świadomie zarejestruje swoją potrzebę. Dla niej był gotowy na wszystko... Tak, to było uzależnienie, ale do tej pory nie martwiło go to, a wręcz przeciwnie, bo był pewien, że działa to w dwie strony. Ale teraz? Może ciągle wiedział, że go kocha, ale było już inaczej, bo tak naprawdę widmo jej odejścia zmieniało wszystko. Przynajmniej z jego strony; niestety!
Zmartwiła go ucieczka jej spojrzenia, bo doskonale znał ten odruch. Przeczuwał kłamstwo, mydlenie oczu, ukrywanie czegoś i chyba bardzo się nie pomylił, choć Spencer zaraz znów podniosła na niego wzrok i swoje słowa wypowiedziała już patrząc na niego. Ona na pewno rozszyfrowałaby takie zachowanie, ale on? Mógł jedynie przeczuwać, że coś jest nie tak, przeczekać lub pytać. Oczywiście, że wybrał pierwszą opcję. Ufał ukochanej kobiecie.
- Wiem. - odparł, kiwając lekko głową. Od razu przeszło mu przez myśl, że to nie tak powinno wyglądać, to nie ona miała pocieszać Leo, a on ją! Zaraz jednak usprawiedliwił się tym, że to tylko chwilowe zawahanie i za chwilę znów przejmie swoją rolę. I tak też zrobił; wyjął w dłoni Spencer szklankę i odstawił ją na parapet, a potem przyciągnął kobietę do siebie, oplatając ją ramionami i przytulając policzek do jej włosów. A potem pomyślał, że nie muszą być w tym sami. Ona nie musi przechodzić tego sama.
- Powinniśmy powiadomić twoich rodziców. - wymruczał nagle, nie odsuwając się, odrobinę niepewny reakcji Spencer na tę propozycję.

Leo Rough pisze...

[;p / haha xD u mnie w mieście jest taka, która się nazywa "KEPAP" xD / no, nikt nie zasnął gdzieś w czasie modlitwy, nie? ;p tyle dobrze ;) hahaha, no to niezły był! ja jechałam kiedyś z takim, który wjechał pod most, pod którym nie miał prawa się zmieścić. a ja taka panika, chyba jako jedyna to zauważyłam. masaakra ;p
całe szczęście, bo byś pisać nie miała jak! ;p
wiem ^^ ;)) kurczaki, wiem, widziałam właśnie. też na to liczyłam! teraz lipa...
no ;)
wiem, bo ja zła jestem ;p / wiem, ale jakiego mi focha strzeliła! xD nieważne, wybrałam Ciebie, czy coś ;p ano w dziwnym miejscu, bo w nowym poście na Krakowie ;) ona jako administratorka ma wgląd i tak sobie piszemy w mojej przyszłej karcie postaci ;p ;D
o nie, nie ma tak! teraz serio Ty wymyślasz i, uwaga, Ty zaczynasz! pacz jaka niesprawiedliwość, o! ;p ;D
a może nie? powiedz, ze taka całkiem dobra jesteś! ;p
aha, to zmienia postać rzeczy! ;p / LEDŻENDERY! <3
;) już kończę, także odpisuję i idę spać, bo padam. ale jutro mam w planach urwać się z francuskiego, więc powinnam być w domu dość wcześnie ;)]

Naprawdę starał się zrozumieć, ale wydawał się do tego niezdolny, jakby pewne kwestie zwyczajnie nie były tolerowane przez jego umysł. Może rzeczywiście tak było, bo o pewnych sprawach starał się nie myśleć, omijał je w swoich rozważaniach, choć wiedział, że to duży błąd. Miały kiedyś obrócić się przeciwko niemu, ale teraz to jeszcze nie był jego problem. Myślał więc o tym, o czym potrafił - o miesiącach, które mają dla siebie i o tych, które stoją pod znakiem zapytania; o tym, jak może pomóc ukochanej, jak o nią zadbać, by jej szanse wzrosły. Właściwie nie istniało nic, co mógłby zrobić więcej, ale lubił myśl, że próbuje. Starannie jednak omijał kwestie dziecka i samego porodu, bo to były dla niego jedynie zupełnie abstrakcyjne pojęcia. Tylko chwilami działo się z nim coś dziwnego i pozwalał sobie na kilka nieprzyjemnych obrazów, na moment słabości. Nigdy, gdy Spencer była blisko - nie potrafił jej tym obarczać.
I nie chodziło już nawet o to, że czuł się niekochany czy nieważny. Przyzwyczaił się, jak do każdej innej nieprzyjemnej rzeczy, każdego dręczącego uczucia. Spencer miała swoją listę priorytetów i on musiał ją akceptować, choć, niestety, nie pokrywała się z tą stworzoną przez niego. Nie tak powinna wyglądać miłość, nie tak robi się to w związkach, ale co miał zrobić? Kiwał pokornie głową i zaciskał zęby; znosił wszystko bez słowa skargi. Nie miał przecież wyboru.
Oczywiście, że zarejestrował nagłe spięcie jej ciała. Natychmiast zaczął gładzić niespiesznymi, uspokajającymi ruchami jej plecy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co jest powodem jej gwałtownej reakcji. Nie skomentowała jednak tego w sposób, którego się spodziewał, więc znów stracił na pewności siebie. Już zawsze miał mieć problemy ze zrozumieniem jej.
- Tak, tak uważam. Chcieliby wiedzieć. - odparł cichym, łagodnym głosem. Zupełnie wszedł w swoją rolę ciepłego, troskliwego faceta; odpowiadała mu.
- A ty nie chciałabyś mieć ich przy sobie? - zapytał jeszcze ciszej, jeszcze bardziej miękkim tonem, doskonale wiedząc, że to nie jest łatwe pytanie. Dla niego też nie było, choć sam nie wiedział, dlaczego.

[dobranoc ;)]

Leo Rough pisze...

[nie mam pojęcia! na ulotkach też jest przez P, więc chyba specjalnie xD / haha, fajno ;p / oczywiście! od tamtego czasu wolę jeździć pociągiem ;p
o, wiem ^^ miło mi :D
ale tylko trochę, troszeczkę, prawda? ;>
dzięki -.- / nie wybaczyła mi właśnie! próbuję ją przebłagać, ale w sumie to mi nie zależy, nie muszę z nią pisać wcale ;p pisałaś ^^ a wiesz, jakie to dziwne jest? jakby mi się ktoś na kompa wkradł, tak się czuję ;p
no dobra, zrobimy burzę mózgów, jak zawsze ;p przede wszystkim - masz już jakiś pomysł na swoją postać? bo ja z Oskara zrobię chyba aktora, ewentualnie artystę, ewentualnie lingwistę, ewentualnie mi się coś jeszcze odwidzi xD 27 lat, z Łodzi, nic więcej nie wiem póki co. zdjęcia mam! jeżu, boskie zdjęcia mam! <3 :D
;p a ja wczoraj oglądałam odcinek, w którym był Swarley, mój ulubiony chyba <3
tak, zła i niedobra, nie wolno chodzić na wagary ;p ale jak już na nich jestem, to mogę skorzystać ;) z tym że teraz idę do lekarza, tak mi nagle wypadło, więc odpiszę jak wrócę, pewnie za godzinę, może wcześniej ;)]

Leo Rough pisze...

[;p / haha, no biedulka xD / serio? bo szczerze to chyba nie znam nikogo, kto by lubił pociągi ;p
o, ale mi ego podbudowałaś :D ale rozumiem, cieszę się ;) no i w sumie też tak mam! ^^
znikaj -.- / ;p / kurczę, też bym tak zrobiła, gdyby nie to, że mi potem przy kopiowaniu blogspot współpracy odmawia -.- także napiszę tam, postaram się szybko, coby nie miała kiedy podczytywać ;p
o, a ja się właśnie na tego aktora zdecydowałam ;p Martyna! <3 :D no, jak zobaczysz, to się zakochasz! a najlepsze, że moja siostra tego faceta zna, we Wrocławiu z nim studiowała czy coś xD trochę głupio, ale trudno ;p boski jest! postaram się jeszcze dzisiaj, ale nie mogę obiecać. a Ty? dasz radę dziś? ;> jak ładnie poproszę? :>> oj, zakocha się Oskar po uszy, zakocha... :D
drugi :D ^^
o, zaspałaś, znowu! ;p a weź, ja nic nie załatwiłam, nie dał mi skierowania na badania i muszę iść prywatnie -.-]

Czekał cierpliwie, aż Spencer przemyśli i przeanalizuje wszystkie kwestie, zastanowi się nad opcjami. Nie było ich wiele, ale to stało się dla nich pewną normą. Leo cieszył się, że dała sobie czas do namysłu - zbyt szybka, pochopnie podjęta decyzja nie wchodziła tu w grę. Od początku wiedział, że jest tylko jedno słuszne wyjście, ale ona powinna sama do tego dojść. Powtarzał to sobie uparcie w tej chwili milczenia brunetki, gdy trzymał ją w ramionach, gładząc uspokajająco jej plecy. Znów nie był odpowiednią osobą do narzucania jej swojego zdania, więc nie pozostawało mu nic innego, jak pozwolić jej na rozważenie wszystkiego - powoli, na spokojnie. Odrobinę obawiał się, że zignoruje ten temat, nie będzie chciała go więcej poruszać, ale nie - kontynuowała go, choć wyraźnie nie było to dla niej łatwe i przyjemne.
- Wiem. - odparł cicho, nieprzerwanie gładząc Spencer po ramionach i włosach. Zaraz odsunął ją od siebie na tyle, by spojrzeć jej w oczy; jednocześnie otulił czule dłońmi jej twarz i zbliżył do swojej, muskając wargi czubek jej nosa.
- Wiem. - powtórzył miękko. - Jeśli się zdecydujesz, pomogę ci. - dodał, starannie dobierając słowa, by żadnym nie urazić ukochanej kobiety, by nie odebrała ich w nieodpowiedni sposób. To znów nie było najłatwiejsze zadanie.
- Oni cię zrozumieją. Będą cię wspierać. Pomyśl o tym. - powiedział nagle, zupełnie niespodziewanie dla samego siebie. Ale nie cofał swoich słów, bo wiedział, że ma rację. Jej rodzice różnili się od ludzi, którzy wychowywali Leo, jej dzieciństwo było inne i on sam nie do końca wiedział, o co chodzi w tej relacji, którą mieli. Doskonale wiedział jednak, że dla Spencer jest ona ważna i tak właśnie powinno być.

[moja godzina trwała prawie dwie, wybacz, ale coś mi jeszcze wypadło w trakcie pisania odpowiedzi ;)]

Leo Rough pisze...

[haha, wierzę na słowo ;p / no właśnie, też się spotykam z takimi komentarzami! i czuję się potem taaaka wyjątkowa :D
och, jaka kochana <3 całe szczęście, że jestem taka cudowna! blogosfera byłaby biedniejsza bez Ciebie, wiesz? ;) nie ruszasz się nigdzie!
oj, dobra, nie chciałabym ;D / nie, takiej dziewczynie nie odmówi ;) ;p
^^ / wiem ;D / dam, dam, najwyżej będzie dwuzdaniowa, ale będzie ;p właśnie nie wiem, czy mi się chce opisówkę robić. jeszcze nie dostałaś? ;p
oj, ale fajno! czyli zaczniemy pisać od początku znajomości, tak? ;D
no, początki ;)
haha, wiedziałam! leń! ;p / dobrze, że mam blisko i to w sumie nie takie drogie badania, przeżyję ;)
;))]

Dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewał, gdy tylko zobaczył minę Spencer. Wyglądała na przerażoną, a też jej chwilowe wahanie było dość wymowne, by Leo mógł domyślić się, że owszem, powie tak, ale będzie chciała jeszcze zaczekać z dzieleniem się nieprzyjemnymi wieściami z rodzicami. Nie dziwił jej się, bo sam w podobny sposób uciekał już niejednokrotnie przed poważnymi rozmowami. "Nie teraz" było jego wymówką na wszystko. I teraz, nauczony swoim doświadczeniem, chciał powiedzieć jej, że nie powinna czekać, że najlepiej, by ta rozmowa odbyła się jak najszybciej. Ale nie mógł tego zrobić. Nie mógł decydować za nią, powiedziała mu wyraźnie, że sobie tego nie życzy, a z jego punktu widzenia nawet wypowiedzenie własnego zdania byłoby przekroczeniem tej granicy wyznaczonej przez Spencer. Więc milczał, wiedząc już, że nie ma wyboru, że zwyczajnie będzie musiał poczekać, aż ona sama uzna, że jest gotowa na tę rozmowę, na to spotkanie i na wszystkie jego następstwa.
- Dobrze. - odparł tylko, kiwając głową z kamiennym wyrazem twarzy. I zaraz znów trzymał brunetkę w ramionach, tak blisko siebie, jak tylko mógł. Miał nadzieję, że to choć na chwilę, choć odrobinę ukoi jej lęki, wyraźnie bliskie do przejęcia nad nią kontroli. Nie mógł przecież na to pozwolić; wiedział już, że to on musi być silnym, pewnym pocieszycielem i nie narzekał, ale jeśli Spencer nie będzie dość silna, on nie da rady. Nie chciał być w tym sam, nie chciał opuszczać ukochanej. Więc jedynym wyjściem było pomaganie sobie nawzajem. Tylko jak?

Leo Rough pisze...

[haha ;) ;p
miło ;D tak się dzisiaj zastanawiałam, jak to będzie na początku przyszłego roku, tuż przed Twoją maturą... nie wiem, jak przetrwam bez Ciebie ;(
;p / haha ;)
nie pospieszaj mnie, bo się zamknę w sobie! ;p chyba zrobię taką skróconą wersję, a w przyszłym tygodniu ją rozbuduję, o! aż tak we mnie wierzysz? ;> dzięki! ja tam lubię Twoje karty, takie zorganizowane i logiczne, a moje mi śmieciowe się wydają, WSZYSTKIE. muszę przepisać przede wszystkim tę tutaj, Leośkowatą, bo jest porządnie przestarzała ;p
aha, no chyba że tak ^^ w ogóle coś tam jest z godzinami pokręcone, widziałaś? ;p
typowa kobieta xD nie, ja to bym chciała właśnie taką bik lof, ale z mocnym początkiem. pomyślałam o jedno-nocnej przygodzie, po której wszystko by się jakoś potoczyło, ale musiałybyśmy mieć jakiś plan albo coś ;p jakieś pomysły?
wiem! ostatnio oglądałam pierwszy odcinek najnowszej serii i teraz siedzę i pochłaniam sezony, żeby być na bieżąco ;)
milczę! ;p / ;)
znikam na chwilę, ogarnę trochę lekcje, a potem przyjdę napisać tę kartę ;)]

Podjął decyzję, że będzie trzymał się z boku razem ze swoim zdaniem i trwał przy tym postanowieniu. Nie było to dla niego wcale takie łatwe, jak mogłoby się wydawać, ale starał się, bo uznał, że to najlepsze wyjście. Najlepsze dla Spencer, a przecież niczego innego nie pragnął tak bardzo, jak jej szczęścia. To, że zatrzymywał dla siebie swoje myśli, znaczyło też, że z jego ust nie padną żadne gorzkie słowa, nieprzyjemne komentarze, żadne pretensje czy oskarżenia, a przynajmniej nie powinny paść. Czy nie był to układ idealny? On gryzł się w język za każdym razem, gdy chciał powiedzieć coś nieprzyjemnego, a Spencer miała przynajmniej trochę spokoju. Przy wszystkich jej rozterkach, lękach i problemach nie potrzebowała jeszcze ukochanego, który obarcza ją swoją porcją kłopotów; wiedział, że to nie miałoby żadnego sensu. Owszem, tłumione emocje mogły kiedyś obrócić się przeciwko niemu, ale to była daleka przyszłość, bo póki co panował nad wszystkim. W tej kwestii czuł się dość silny, by nie zaprzestawać działań. Nie wiedział jednak, że jego ukochana odbierze to zupełnie inaczej; właściwie nie spodziewał się nawet, że zauważy czy odczuje wyraźniej to jego milczenie. Ale nic nie mógł zrobić, trzymał się swojego przekonania, pewny, że postępuje słusznie.
Gdy nagle odsunęła się od niego, przyjął to bez zdziwienia. Jedynie odnalazł wygodne miejsca dla swoich dłoni na plecach Spencer, a potem spojrzał jej głęboko w oczy, starając się ubrać w odpowiednie słowa to, co chciał powiedzieć. Zaraz oderwał ręce od ciała kobiety, by zawędrować nimi do jej twarzy, z której czułym gestem odgarnął włosy. Niespodziewanie ogarnęła go paląca prawie bolesna tęsknota za jego cudowną, ciepłą Spencer, która chwilowo zniknęła mu sprzed oczu. Miał nadzieję, że wróci.
- Ostatnio dużo wydarzyło się w twoim życiu. Masz prawo być zmęczona, Kochanie. To tylko to. - zapewnił ją, przywołując na twarz nikły uśmiech. Mówił, choć jego myśli podążały w zupełnie innym kierunku, odrywając go zupełnie od tematu, niszcząc jego obronne mury i wszelkie postanowienia...

Leo Rough pisze...

[właśnie, JAKOŚ, a ja bym chciała wiedzieć jak ;( hah, no jasne, że nie! liczyłam, że tak napiszesz :D
dzięki ;p no, zrobiłam cosik, ale wcale a wcale mi się nie podoba, także na sto procent ją zmienię! cieszę się, że Ci się podobają ;) szybko się od nich nie uwolnisz, więc... ;p
już poprawili ;p ale to faktycznie przerażające lekko było xD
wiem ^^
ja jestem za tym, żeby zacząć od tej wspólnej nocy, a potem w sumie całkiem zgrabnie przejść do... hm, kolejnej? chciałam tutaj podać tytuł filmu, w którym coś takiego było i który uwielbiam, ale za chiny ludowe sobie nie przypomnę! :/
dzięki ;)
wiem ;p]

Nie wyglądała na zbyt przekonaną do tego, o czym chciał przekonać ją Leo, ale nie mógł się jej dziwić. Sam przecież nie tak dawno przechodził załamanie i choć jego było dużo poważniejsze, to tak naprawdę Spencer wydawała się być w gorszej sytuacji. A nawet nie wydawała się, a po prostu w niej była - dręczona problemami, które wcale nie powinny były się jej przytrafić. On sam zapracował na swój los; ona była zupełnie niewinna. Ta niesprawiedliwość męczyła go, ale z drugiej strony czasami przychodziła do niego myśl, że w takim razie ich historia nie może skończyć się źle. Nikt nie ukarze tak dobrej, ciepłej, cudownej kobiety. Nie ma szans!
Wiedział też, że szybko nie odzyska spokoju ducha i optymizmu, o ile w ogóle jeszcze jej się to uda. Chciał, by tak się stało, bo ta zmartwiona, wystraszona Spencer wydawała mu się obca, ale jeśli miałoby pozostać, jak jest, on nie zmieni swojego nastawienia. Wciąż będzie o nią dbał, troszczył się, starał, by niczego jej nie zabrakło. Nawet, gdyby miało się okazać, że spędził te miesiące z kobietą, której wcale nie znał. Kochał ją, niezależnie od tego, co się działo.
- Będzie lepiej. Zobaczysz. - wymruczał miękko, przywołując na twarz kolejny lekki uśmiech. Zaraz pochylił się i cmoknął krótko czoło Spencer, by po chwili znów przyciągnąć ją do siebie zupełnie blisko. Chciał, żeby wróciła do równowagi i teraz przypominał sobie to, co mu powiedziała: że potrzebuje jego, rozmów i czasu. Od czego miał zacząć? Przewidywał już swoją klęskę na każdym froncie, ale nie zamierzał się poddawać.

[e tam, daj spokój, moje są dzisiaj krótsze, ale jakoś nie mam nastroju na te nasze smęty, niestety. nie wiedziałam, że to powiem, ale przewińmy do czegoś weselszego, co? bo ja mam w planach taki fajny wątek, tylko wiesz, musisz współpracować ze mną ^^ a jeśli nic nie planujesz, to przewiń do wieczora tego albo jakiekolwiek innego dnia, proooszę ;)]

Leo Rough pisze...

[no dobra, ale nie wiem, czy umiem ;p haha, no w sumie ;D
ojej, dzięki ;) prawda, że słodki? ale to weź mnie ze sobą! xD
tak? jesteś pewna? ;>
nie, nie wybaczyła mi, ale nieważne ;p no tak, dalej tam się komentarzami przerzucamy ;)
;p
tak! ;D tylko, kurczę, nie wiem, czy odpiszę dzisiaj, bo mam jeszcze trochę roboty... :/ ale pisz! ^^
;)
to ja sobie napiszę tak od dupy strony... a zresztą, zobaczę, jak wyjdzie ;)]

Ona zasnęła, a on nie mógł. Ale przynajmniej miał satysfakcję, że się nie pomylił - Spencer rzeczywiście potrzebowała odpoczynku. A to było coś, co mógł jej z łatwością zapewnić, przynajmniej tym razem, choć właściwie nie był jej potrzebny. Nie był jednak w stanie się poruszyć: tkwił przy niej niemal w bezruchu, wsłuchany w jej oddech, zatopiony w zapachu włosów, w cieple jej ciała. I już nie myślał o niczym, jedynie nasycał się jej bliskością, chłonął taką Spencer, jaką kochał najbardziej. Jego Spencer, jego skarb, jego świat. Nie potrafił bez niej oddychać; tak, to było uzależnienie, ale nigdy nie żałował, że zaczął brać. Kochał ją. I był w niej zakochany.
A gdy kilka godzin później po raz drugi ułożyli się tuż obok siebie, ciasno objęci, życząc sobie nawzajem dobrej nocy i mrucząc jakieś niewyraźne, ale ciepłe "kocham cię", Leo już wiedział, co musi zrobić. Myślał o tym przez cały wieczór - gdy biegał po parku, doprowadzając swoje mięśnie na skraj wytrzymałości, gdy jadł z ukochaną kolację, gdy oglądali jakąś beznadziejną komedię romantyczną, na której żadne z nich nie potrafiło się skupić, gdy przygotowywał dla nich po kubku herbaty "na dobranoc" i potem, gdy Spencer zasypiała w jego ramionach. Znów zatonęła w objęciach Morfeusza szybko, ciągle wyczerpana wrażeniami niezwykle długiego dnia. A gdy Leo upewnił się, że zasnęła już mocno, podniósł się, powoli i ostrożnie wysuwając się spod ciała kobiety. Usiadł pośrodku łóżka, zagryzając wargę, a potem zaczął opowiadać w myślach bajkę o brzydkim kaczątku, starannie dobierając słowa, by brzmiała tak dobrze, jak tylko się da. Zanim spostrzegł, co robi, układał się znów na pościeli, tym razem dużo niżej. Głowę położył na kołdrze w miejscu, gdzie pod nią znajdował się brzuch Spencer, a potem objął delikatnie kobietę, by przez przypadek nie obudzić jej. I sam w końcu zasnął, w myślach kontunuując swoją opowieść.

[nie tak miało być, ale trudno. uczę się, wybaczysz? ;)]

Leo Rough pisze...

[ok, chciałam napisać, że trzymam za słowo, ale w sumie nie mogę, także... ok ;)
nie Ty się masz zakochać! ;p kupię Ci dobrego kebaba we Wrocku, wiem gdzie! :D
haha, no dobrze ;p
ok, jestem za! hej, jak możesz tak mówić? przecież to jasne! tylko na ten wątek czekam ^^ / ;)
:D ^^
ahaaa, fajnie wiedzieć xD
:D a ja nie umiem ogarnąć moich lekcji, bo istnieje coś takiego jak BLOGI ;p także wolałabym kumpla, którego dałoby się spławić ;p]

Nie potrafił określić, co go obudziło; zarejestrował tylko, że w którymś momencie słodki, wyidealizowany świat snów spod jego powiek został zastąpiony znajomym obrazem sypialni. Przed oczami miał splątane fale pościeli i odcinające się pod nią nogi Spencer, obok - swoje, dziwnie zdrętwiałe, wyglądające jak nie jego. Poruszył palcami, chcąc przekonać się, że nie stracił w nich czucia, a potem drgnął gwałtownie, zaskoczony tym wszystkim, co nagle zauważył i zrozumiał. Dotarło do niego, że leży dokładnie na wypukłości brzucha Spencer, w miejscu, w którym przed kilkoma tygodniami często kładł głowę, rozmawiając z Fasolką, a które ostatnio było dla niego terenem zakazanym. Po chwili zrozumiał, co go obudziło - a był to dotyk dłoni brunetki na jego włosach i jej miarowe gładzenie. I dopiero później przypomniał sobie to, co wydarzyło się w nocy, a co wydawało mu się czymś nierealnym, odległym, dawnym. Nie potrafił uwierzyć, że to zrobił!
Leżał jeszcze przez chwilę nieruchomo, cały spięty, gotowy do ucieczki. Był niemal pewien, że Spencer, choć nie widzi jego twarzy, otwartych szeroko oczu, wie, że już nie śpi, ale łudził się nikłą nadzieją, że zdoła ukraść dla siebie jeszcze chwilę. Czuł się zwyczajnie zawstydzony, jakby zrobił coś zupełnie nie na miejscu. Chodziło tu raczej o to, że wzbudził w ukochanej niepotrzebną nadzieję, a nie o sam gest, ale to też miało go jeszcze dręczyć.
Ale w końcu musiał się ruszyć. Nie był z tego faktu zadowolony, bo oczyma wyobraźni już widział reakcję Spencer, już słyszał jej słowa. Nie chciał tego, choć czy miał jakiś wybór? Właśnie. Więc podniósł głowę, wspierając się na łokciu, a potem usiadł na łóżku, dopiero wtedy spoglądając na brunetkę, prawie z drugiego końca materaca. I gdy uświadomił sobie, że zwyczajnie uciekł od niej, zaraz przesunął się z powrotem na swoje miejsce przy jej boku i pochylił się, całując krótko jej wargi.
- Dzień dobry. - rzucił cicho, odrobinę niepewnie. Nie miał zamiaru poruszać tematu swojego zachowania, tłumaczyć się, ale przeczuwał, że nie uniknie takiej rozmowy. Więc czekał, zastanawiając się, czy magiczne zdanie padnie teraz, czy Spencer jeszcze trochę poczeka.

Leo Rough pisze...

[no to mogę, ale nie powinnam ;p
w sumie xD a co, nie chcesz? masz coś do niego? ;p pisałaś, ale takiego KEPAPA nie jadłaś! ;p ^^
;p
no coś Ty ;D jasne jest, że podołasz! ;) widziałam, widziałam i się jaram ^^ ;))
;p
ach, no zapomniałam xD oj tak, nie wiem, jak dajesz radę. ja to się cieszę, że mojego faceta teraz w mieście nie ma, to mi nie przeszkadza wieczorami ;p ale jestem zła, jeżu... ;) o, niezła jesteś ;) i jeszcze szczęściara! buu ;p]

Dziwnie było mu patrzeć na jej jaśniejące wesoło oczy i usta wygięte w pogodnym uśmiechu. Dawno jej takiej nie widział, więc powinien się cieszyć, że wróciła jego dawna, radosna Spencer, ale wiedział, że jej dobry humor ma nieodpowiednie źródło. W tym szczególnym wypadku wolałby nie być przyczyną poprawy jej nastroju; uważał, że powinna czerpać siły z bardziej stałych rzeczy niż jej rozchwiany emocjonalnie ukochany. Ale najwyraźniej nie miał innego wyboru jak zostawić to tak, jak jest. Nie miał serca zrzucać jej na ziemię, niszczyć nowo odzyskanych szczątków nadziei, kiedy od kilku dni nie widział na jej twarzy uśmiechu choć w połowie tak radosnego jak ten, który wykwitł na niej teraz! Był wspaniały, zachwycający, jeszcze piękniejszy, niż to zapamiętał, ale przez to jego wyrzuty sumienia były dużo silniejsze. Nie potrafił sobie wyobrazić chwili, w której wyjaśnia jej, że się pomyliła, że to nie to, co sobie ubzdurała, co wymarzyła. I natychmiast uznał, że nie może tego zrobić i że najlepiej będzie, jeśli pozwoli jej na tę wiarę...
Pozostawił to jednak do przemyślenia na inną chwilę. Tymczasem miał nowe zajęcie - Spencer, całującą go tak, jak nie robiła tego od kilku dni. Jak na nich było to dość długo, ale sytuacja zmusiła ich do powściągania żądz i panowania nad sobą. Jak dotąd Leo nie miał z tym specjalnych problemów, ale był tylko facetem, więc jak miał nie zareagować na tak wyraźną zachętę ukochanej? W jego głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka, ale początkowo zignorował ją, odwzajemniając pocałunek Spencer, a potem poddając się jej kolejnym pieszczotom. Jeszcze chwila i zapomniałby o całym świecie, rzucając się na nią, ale na szczęście odsunęła się. Figlarny uśmiech na jej wargach sprawiał mu wręcz fizyczny ból, ale czerwone światełko w jego myślach jarzyło się nieprzerwanie, nie pozwalając mu już więcej o sobie zapomnieć. Więc również uśmiechnął się, oczywiście dużo oszczędniej niż Spencer, a potem cmoknął ją krótko w czubek nosa i chwilę później stał już na zimnej podłodze, zmierzając w kierunku wyjścia z sypialni.
- Herbaty? - zapytał swobodnie, posyłając brunetce kolejny lekki uśmiech, gdy zatrzymał się w progu. Tak, uciekał, ale to nie znaczyło, że nie miał tego jakoś zgrabnie zamaskować. On wiedział, co się stało, ona wiedziała, co zrobił, ale przecież zawsze mogli udawać, że ta scena sprzed chwili była zupełnie normalna!

Leo Rough pisze...

[OK! to trzymam ^^ :D
no, masz szczęście! bo jak nie, to on by się już postarał, cobyś się zakochała ;p / tak, dokładnie! będę Cię dokarmiać ;p za dwa lata, ma darlin ;D ^^ oj, ja też się jaram ;p
na pewno! tylko ja nie wiem, czy wytrwam z Oskarem, bo już mnie wkurza ;p powiedz, że da się go znieść, powiedz, proooszę! :> no ba! ;D jutro, już jutro (!), bo mam jeszcze tonę zadań z maty :(
ok, wybacz, dziadku. ha, ale on wie! ;p ;D i pewnie, że jestem okropna, też ma świadomość ;p
no już dobra, nie chwal się, bo się robię zazdrosna ;p
btw. WIEDZIAŁAM, że Spencer to powie! WIEDZIAŁAM! XD]

Już sam nie wiedział, co gorsze - Spencer w psychicznym dołku, potrzebująca jego pomocy, załamana i przerażona wszystkim, co ją czeka, czy może Spencer, która przeżywa wszystko jako dużo silniejsze, kobieta prawie rozpaczliwie szukająca dla siebie cienia nadziei. Nie chciał tego oceniać, bo obie kochał, ale też żadna z nich nie była jego. Tęsknił za tą, której nic nie mogło złamać, która zawsze miała cel i do niego dążyła uparcie, z godną podziwu determinacją. Tęsknił za silną Spencer, choć nie tak dawno mówił sobie, że lubi być dla niej oparciem, że lubi jej pomagać. Tak było; nie chodziło o to, że nagle chciał ją zostawić samą sobie albo zamiast pomagać ciepłym słówkiem zacząć krzyczeć. On po prostu był zmęczony tym wszystkim, co przy niej przeżywał, w żadnym wypadku nią! Ale te wahania nastrojów, skoki ze skrajności w skrajność potrafiły być wyczerpujące. Nie rozumiał teraz, jak mogła nie zauważyć u niego tego objawu, gdy zażywał tramadol - dla niego był to prawdziwy koszmar. Mieszało mu się w głowie! Jeszcze wczoraj trzymał w ramionach bezradną, załamaną kobietkę, a dziś obudził się u boku pełnej entuzjazmu dziewczyny ze znajomym, zaczepnym uśmiechem na ustach. Jak miał w tym szaleństwie pozostać przy zdrowych zmysłach?
Zignorował poranną toaletę, uznając, że bez kawy nie zniesie ani chwili więcej. Miał wrażenie, że znalazł się w innym, obcym świecie, a kofeinowy napój gwarantował mu powrót do normalności. Tak mu się wydawało i zaufał swojemu przeczuciu. Usiadł na parapecie, krzyżując nogi w kostkach i niecierpliwie czekając, aż ekspres wypluje w końcu jego kawę. Nie myślał o niczym specjalnym; nie pozwalał sobie na to, wiedząc, że skończy się to dla niego nie inaczej, jak bólem głowy i jeszcze gorszym w niej mętlikiem. Do swoich rozważań potrzebował Spencer, ale tej spokojnej, która będzie gotowa normalnie z nim porozmawiać. Ta radosna przerażała go.
A potem ekspres zapiszczał złowieszczo oznajmiając, że napój jest już gotowy; Leo zeskoczył ze swojego miejsca na parapecie i sięgnął po filiżankę kawy, od razu upijając łyk. Oparzył sobie język, ale nie miał czasu nawet o tym pomyśleć, bo dokładnie w tym samym momencie do jego uszu dotarł krzyk Spencer. Przeraził się nie na żarty; z hukiem odstawił naczynie na blat, rozlewając wokół czarną ciecz, by zaraz ruszyć prawie biegiem w kierunku kobiety. Nie zdążył jednak dotrzeć nawet do progu kuchni, a ona już zjawiła się tuż przed nim. Z trudem dotarło do niego to, o czym mówiła. Początkowo nawet rozbawiło go to, ale widząc minę Spencer, opanował zbierający się w gardle śmiech. Spoważniał, patrząc na nią ze zwykłym sobie ciepłem; tak już wyglądały jego oczy, gdy ukochana znajdywała się w zasięgu jego wzroku. Podszedł do niej i bez wahania oplótł ramionami, pochylając się, by znaleźć się mniej więcej na tym samym poziomie, co ona.
- Jesteś piękna, kochanie, piękna i zachwycająca. - wymruczał, uśmiechając się leciutko. A na jej drugie pytanie postanowił odpowiedzieć w inny sposób. Jeszcze bardziej pochylił się, by zaraz chwycić w dłonie głowę Spencer i wpić się jej wargi z całą mocą, na jaką było go stać. Nie pociąga go, tak? Chciał jej pokazać, że jest wprost przeciwnie. Bo przecież jej ciało ciągle kusiło go, ciągle przyprawiał go o dreszcze wzdłuż kręgosłupa każdy fragment odsłoniętej niespodziewanie skóry, ciągle, jak młody chłopak, nie potrafił utrzymać rąk przy sobie. Tyle tylko, że miał jakąś tam samokontrolę i tę lampkę, która zapalała mu się w głowie w odpowiednim momencie.

«Najstarsze ‹Starsze   601 – 800 z 2348   Nowsze› Najnowsze»