OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

Truth or happiness. Never both.


Spencer Hoult Rough

Spencer Aria Lucy Weber Collins Hoult, 27lat, urodzona 27.04 w Murine Town. 
Z wykształcenia behawiorystka oraz interpretatorka mikroekspresji. Sporadycznie wykładająca na uczelni i pracująca w firmie zajmującej się mikroekspresją. Kiedyś zajmowała mieszkanie po dziadkach, które znajduje się w jednej z murinskich kamienic. Aktualnie lokum jest wynajmowane, a Spencer mieszka wraz ze swoim mężem i ich dzieckiem, James'em na obrzeżach Murine w ich wspólnym domu.
~.~
Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tu wróci. Przecież tak nienawidziła tej dziury, jak zwykła ją nazywać. Pamiętała jak bardzo cieszyła się, gdy rodzicie oświadczyli jej, że muszą się przeprowadzić i jak bardzo byli zdziwieni gdy z zadowoleniem pakowała swoje ulubione zabawki do torby. Siedmioletniej dziewczynce nie było szkoda Murine Town, domu, koleżanek i kolegów, których tutaj pozostawiała, bo tak naprawdę nie miała ich zbyt wielu. Niczego nie żałowała. No może było jej przykro, że pozostawia tu dziadków, ale przecież istnieją telefony, prawda? [...] Nie mogła uwierzyć, że mieszka w Londynie. W mieście swoich marzeń! Tutaj miała tyle możliwości! Nie to co tam.. To tutaj Spencer zaznała szczęścia; znalazła prawdziwych przyjaciół, poznała miłość swojego życia, dostała się na wymarzone studia, zdobywała doświadczenie w tym co uwielbiała – interpretowaniu uczuć wyrażanych poprzez mowę ciała.Co więc sprawiło, że powróciła do Murine Town po dwudziestu latach rozłąki? Nie wiesz? Och, to przecież takie oczywiste, że przygnała ją tu przeszłość. To ona spowodowała, że zaszyła się w swoim rodzinnym miasteczku. Ale nie powinno cię to zaskoczyć. Przecież każdy przed czymś ucieka.
~.~
Nie wyróżnia się w tłumie, nie stara się zwracać na siebie uwagi. Jest kobietą mierząc metr sześćdziesiąt o jadowicie zielonych oczach i włosach koloru ciemnej czekolady. Jej sylwetce, poza lekką niedowagą nie można nic zarzucić. Lekko zadarty nosek przyozdabiają delikatne piegi, które dodają jej uroku i na swój sposób odmładzają. To i jeszcze parę innych kwestii jak na przykład nieskazitelna cera jak u niemowlaka, duże oczy, sprawiają, że wiele osób przypisuje jej wiek o wiele młodszy niż w rzeczywistości ma.
Spencer jest osobą wrażliwą, choć zazwyczaj bardzo się z tym afiszuje, nie chcąc wychodzić na postać za bardzo podatną na urazę i zranienie. Skryta, zazwyczaj kłębi w sobie wiele uczuć, by nie dać nikomu satysfakcji z tego, że zadał jej ból.  Zalicza się do ludzi, którzy wyrobili sobie manię robienia wszystkiego jak najlepiej i najdokładniej oraz niesamowitej pracowitości, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że każdy błąd może znacznie zaważyć na jej przyszłości. Gdy wymaga tego sytuacja – niezwykle uparta, konkretna i nieubłagana. Ewidentna delikatność może wielu ludzi zmylić. Dość często przypisuje się jej plakietkę osoby naiwnej i łatwej w obejściu, jednak wrodzona zaradność i inteligencja chroni ją przed takimi osobnikami. Ma na to wpływ również jej wykształcenie, które bardzo łatwo pozwala jej rozszyfrować kłamstwa i niecne zamiary, choć od dzieciństwa miała do tego talent. Potrafi być mściwa i nieprzyjemna, choć na co dzień zalicza się ją do osób otwartych, uśmiechniętych i komunikatywnych, które lubią od czasu do czasu rzucić jakąś złośliwą uwagę. Pomimo tego, że Spencer jest przyjazna, bardzo szybko traci cierpliwość do ludzi przez co bardzo łatwo się irytuje. Trudno narzucić jej własne zdanie, gdyż w zwyczaju ma bronienie własnych racji, poglądów i ideologii do upadłego. Bywa marudna, wręcz nieznośna. Fanatyczka dobrych książek i filmów. Pasjonatka jazdy konnej i malarstwa. Fanka klasycznego rocka i bluesa. 







`Please let me take you
of the darkness and into
the light..`

W związku małżeńskim z Leo Rough'em. 









_________________________________________________
hello.

2 348 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   801 – 1000 z 2348   Nowsze›   Najnowsze»
Leo Rough pisze...

[osiemset komentarzy! <33 :D
(dobranoc, słodkich snów :>)]

Leo Rough pisze...

[będę miała wyrzuty sumienia potem, ale spoko, póki co jeszcze się cieszę ^^ no wiem, mam taką nadzieję ;D
dopsz, będzie się starał ;) / haha, no wiedziałam, że tylko o to Ci chodzi ;p i jak mam na Ciebie nie mówić, że zołza jesteś?
no wiem. ale mi nie wyszedł taki, jakiego chciałam -.- zobaczymy jeszcze ;p / już zaraz będę odpisywać ;) a z maty i tak wzięłam np xD
xD powiedziałam, a co? ;p mówiłam, że ja to do bólu szczera jestem, ale powiedzmy, że on to ceni ;p spadaj! :/
dziękuję ;)
WIEM. ale coś szybko jej przeszło ;p
jesteśmy dziwne? nie, jesteśmy OSOM! :* to się wydaje niemożliwe aż! :D]

Czerwona lampka nie gasła w jego głowie, gdy przez tych kilka chwil obdarzał wargi Spencer namiętną pieszczotą. Nie pozwolił sobie na zagubienie w rozkoszy, bo doskonale wiedział, jak mogłoby się to skończyć (dla niego - potwornymi wyrzutami sumienia; nie chciał nawet myśleć o tym, jakie konsekwencje ich nierozsądne zachowanie mogłoby mieć dla Spencer!). Stawiał jej dobro i bezpieczeństwo na pierwszym miejscu, a to według niego wykluczało jakiekolwiek intymne zbliżenia. Seks był obok stresu, kawy i wysiłku fizycznego największym wrogiem, z którym Leo miał walczyć. Cóż, spodziewał się, że jego ukochana będzie na tyle rozsądna, że podzieli jego zdanie na ten konkretny temat, ale nie, nie mogli się zgodzić. Jak zwykle. Ale nie miał z tym problemu; wiedział, że Spencer nie zdoła przekonać go do żadnych swoich wziętych z kosmosu racji. Zniesie jej prośby, kuszenie i szantaże - a spodziewać się mógł wszystkiego! - bo tu chodzi o jej zdrowie. I kropka.
Ale tak, na namiętne pocałunki mogła liczyć zawsze, choć Leo mógł domyślić się, jak będzie je wykorzystywać. Nie potrafiłby jednak odmówić sobie tej namiastki rozkoszy, skoro zrezygnował z całej reszty! Więc tak, mogła prosić o więcej, a on nie może powiedzieć "nie". I żadne z nich nie powinno narzekać. Zaraz więc z lekkim, odrobinę figlarnym uśmiechem skinął głową, słysząc słodki pomruk Spencer. A chwilę potem już znów stała tuż przed nim, wyraźnie spokojniejsza, może nawet zadowolona. Myślał tak tylko do chwili, w której usłyszał magiczne słówko "zakupy", wypowiedziane jak obelga. Znów miał ochotę zaśmiać się, ale zamiast tego przybrał współczujący wyraz twarzy, już rozważając, jak się z tego wykręcić. I niemal natychmiast wpadł na rozwiązanie!
- Mogę użyczyć ci czegoś z mojej części szafy, jeśli chcesz. - rzucił najpierw, uśmiechając się z rozbawieniem. A potem cmoknął czoło ukochanej i ponownie odsunął się, tym razem już zupełnie, wskazując jej na krzesło.
- Kat na pewno z chęcią z tobą pojedzie. - dodał po chwili, cały zadowolony, bo wiedział, że to doskonały pomysł. Był nawet gotowy zawieźć je do Carlisle albo gdzie sobie zażyczą, zapłacić za wszystko, byle tylko dały mu spokój. A dwie ciężarne powinny się dogadać, prawda? Nie mógł wpaść na nic lepszego!
A potem z szerokim uśmiechem na ustach odwrócił się do lodówki i zaczął wybierać z niej produkty na zdrowe, lekkie i pożywne śniadanie na ukochanej.

[kuźwa, nie umiałam tego napisać -.- boli mnie głowa i nie umiem się skupić, więc wyszło, jak wyszło, przepraszam! na Krakowie też odpiszę, ale nie obiecuję, że będzie to zdatne do przeczytania.]

Leo Rough pisze...

[Ok ;p
;p / haha, no spodziewałam się tego, ale wiesz, przez żołądek do serca czy jakoś tak ;D jasne, że wiem! bo nie możesz się doczekać usłyszenia mojego słowotoku, dlatego xD dobrze, kochana zołzo ;)
mhm, ciekawe co powie Martyna... ;p / ;)
dokładnie ;) ale w sumie nie, bo to się nie zdarzy. chyba jeszcze tak nie było, żebym to ja miała kogoś dość, zazwyczaj jest na odwrót ;p / haha, nie umiesz! ;p
nie strasz! biedny Leoś ;p
hah ;) <3 troszkę? miałaś już gdzieś kiedyś tyle komentarzy? bo ja może na tym moim pierwszym blogu, co Lotte miałam, ale tam nie było jak policzyć - na pewno kilkadziesiąt tych onetowskich stron ;D
to szukaj! bo ja też o nich myślałam dużo i tak bym już chciała pisać za Leośka... ale wiesz, równie dobrze możemy na tym blogu, co ich mamy, skoro jeszcze nikt go nie skasował, co Ty na to? takie tymczasowe rozwiązanie ;) a co do SA - jasne, ale dopiero za jakiś czas. niestety nie umiem pisać Lwem tymczasowo -.- zbiorę wenę i będziemy sobie tworzyć ;)
nie, ja Cię nie oleję i nie zostawię, bo też wiem, jak to boli. mam wiele wad, ale nie jestem okrutna, a nikogo nie skazałabym na to, co sama przechodziłam - i z przyjaciółkami, i z ludźmi z blogów, którzy zniknęli bez słowa. także nie bój żaby, nie uciekam ;)]

Po raz pierwszy od bardzo dawna ruch, którym Spencer muskała wypukłość swojego brzucha, nie wydawał mu się dziwny i nie na miejscu. Wręcz przeciwnie - mało brakowało, by Leo uznał go za piękny! A jednak odwrócił wzrok, nie mogąc znieść widoku dłoni kobiety, opartej na tej nowej krągłości jej ciała. Była w nim jakaś nieokreślona zazdrość o to, co jego ukochana miała, a czego on nie potrafił uzyskać, choć się starał. A chodziło właśnie o tę więź z ich nienarodzonym dzieckiem, którą przyszła mama poczuła niemal natychmiast, gdy dowiedziała się o ciąży. On co prawda początkowo też czuł te wszystkie emocje, targające przyszłym tatą, ale potem one wyparowały; teraz została w nim tylko tęsknota i ta zazdrość, z którą walczył, której starał się pozbyć. Próbował poczuć coś, cokolwiek do tego dziecka, ale nie wychodziło mu. Na razie. Nie zamierzał się poddać.
- Nie grubaski, ale dwie atrakcyjne, młode, podwójne kobiety. - odparł gładko, tym razem nie mogąc powstrzymać rozbawionego uśmiechu, cisnącego mu się na usta. Jakimś sposobem zdołał jednak stłumić śmiech, chowając twarz za otwartymi drzwiami lodówki.
Zanim Spencer wróciła do kuchni, on zdążył przygotować całe śniadanie: jajecznicę z pomidorami, chrupiące tosty, biały ser na słodko z malinowym musem, świeżo wyciśnięty sok i kawa zbożowa. Przygotował stół, nucąc pod nosem najnowszy radiowy hit ["One day" - Asaf Avidan <3], a przez to nawet nie zauważył, w którym momencie brunetka pojawiła się w progu kuchni. Odwrócił się do niej z niespokojnym drgnięciem, zaraz uśmiechając się pogodnie. Dopiero po kolejnej chwili zarejestrował, co ma na sobie Spencer; podszedł do niej, by na kilka sekund znów zatopić się w ciepłym, intensywnym pocałunku - jeszcze pamiętał o jej "rozkazie" - a potem zaprosił ją do stołu, przytrzymując z rozbawieniem rękaw koszuli. Nie skomentował tego w żaden sposób, ale rozbawiony uśmiech mówił sam za siebie.

[;) nie, bo potem nie będę mogła spać, ale dzięki ;)
przyjemne zajęcie na wtorkowy wieczór, co nie? ;p]

Leo Rough pisze...

[dobrze wiedzieć ;) muszę to sobie zanotować - przywiozę z sobą ciasto mojej mamy albo jakieś inne smakołyki, o! i już mnie będziesz musiała pokochać ;D haha, serio? ale ja też lubię jeść! chociaż w sumie może być, o ile potem zechcesz zamienić się ze mną rolami! ;p jasne, że serio, tak serio-serio! i też się nie mogę doczekać ;D może to przesuniemy na przyszłe wakacje albo coś... ;p / :*
haha, biedulka ;p
oj, sama się przekonasz ;p / no dobra, masz rację. po co była ta rozmowa? xD
ups, zapomniałam o tym! ale to może ogarniemy trochę później. wgl. przyspieszamy coś? czy może masz jakieś plany? bo ja to najchętniej już bym dzidziusia pisała! <3 ;p
prawdaż ;) o, to widzisz, już masz ;D
nie mogłyśmy się tak wcześniej dogadać? ;p tak, pisz, pisz ;)) ja odpisałam na Krakowie, marnie, ale jest ;p
;)
daj spokój. ja dobra dziewczyna jestem, o! i wierzę, że Ty też mi żadnego numeru nie wywiniesz!]

Przyzwyczaił się już do jej dzisiejszego humoru, do tego entuzjazmu, który w końcu udzielił się też Leo. Właściwie nie potrzebował wiele - wystarczał mu niewymuszony uśmiech na twarzy ukochanej i jej wyraźnie prawdziwa swoboda. Jak mógł wcześniej bać się takiej Spencer?! Uwielbiał ją! Prawie zapomniał, jak to jest mieć ją taką u swego boku, ale teraz wiedział, że zrobi wiele, by zachować ją w dobrym nastroju. Im obojgu się to należało po tych trudnych tygodniach.
Jego ciało dość szybko wracało do dawnej formy, zauważał to i cieszył się jak małe dziecko, bo w końcu coś szło po jego myśli. Z dnia na dzień zachodziły w nim zmiany - mięśnie zarysowywały się pod skórą coraz wyraźniej, spacer po schodach nie męczył go i ogólnie czuł się zdrowszy. Miał w sobie teraz jakąś siłę, którą chciał dobrze spożytkować, choć brakowało mu ku temu okazji - więc biegał. Coraz dalej i coraz szybciej, wiedząc, że już niewiele mu brakuje, by osiągnąć stan sprzed choroby, gdy bez problemu pokonywał kilkukilometrową trasę.
I nareszcie miał potwierdzenie, że Spencer to wszystko zauważyła! Jej myśli były dla niego jasne, bo najwyraźniej nawet nie próbowała ich ukryć. Bawiło go to, ale też odrobinę martwiło - a co, jeśli dostanie jakiejś obsesji na punkcie seksu? Słyszał o kobietach, które w czasie ciąży zamieniały się w prawdziwe demony, spragnione tylko fizycznych rozkoszy, ale nie spodziewał się, by akurat jego ukochana miała się w coś takiego zamienić. Nie, wierzył, że będzie rozsądna i opamięta się. Tylko jak on miał nadal trwać przy swoim postanowieniu, gdy ona była... napalona?! Żaden facet nie mógłby tego zignorować.
- Mhm. - zamruczał, pogryzając jeden z ostatnich tostów, jakie ostały się na talerzu. Nie wierzył, że Spencer zjadła niemal wszystko, co przygotował! Ale chyba nie powinien się dziwić - po prostu posłuchała zalecenia, że powinna jeść jak za dwóch.
- Ale jeśli ładnie poprosisz, to zrobię sobie wagary. - dodał, uśmiechając się wesoło, gdy pomyślał, że może zostać w domu i po prostu spędzić miło czas z ukochaną kobietą. To była dużo przyjemniejsza wizja niż spędzenie kilku godzin przed ekranem komputera.

[;)
;p ja muszę siadać do lekcji, a mi się nie chce -.- ale idę na trochę, także... nie spiesz się z odpowiedzią, czy coś ;p
nie, nie strasz nawet! w poniedziałek dopiero, a w piątek jadę do szpitala. dowiedziałam się, że mogą mnie tam już na weekend zatrzymać o.O ale jak coś, to dam Ci znać, jakoś ;)]

Leo Rough pisze...

[cuudnie ;) ;D
no to świetnie, jesteśmy umówione! ;) to dobrze, bo ja się zawsze trochę nieswojo czuję, jak tak gadam, a ktoś inny milczy ;p dobrze! ale chyba nie chcesz się teraz na konkretną datę umawiać, nie? ;p
;p
niech Ci będzie ;p / taaak, na pewno xD
ciesz się; będzie więcej! ;p
oj, nieważne. naładowałyśmy akumulatory przynajmniej! ;)) / kurczę, nie nadążam. postaram się odpisać, ale nie mogę obiecać, bo mam masę roboty :( to Twoje nie jest marne! tak, wiem, już ustaliłyśmy, że to uzależnienie jest ;p
to miałam w planach ;) dziękuję :*
ale mi się podoba taka Spencer! chyba też się za nią stęskniłam ;p
w porządku ;) no mam nadzieję, bo co ja tam będę robić? na badaniach wszystkich byłam dzisiaj, z anestezjologiem się widzę w piątek, a co przez weekend? bzdura kompletna -.-
no przyspieszamy, tylko nie wiem, do czego! bo miała mieć ten wypadek, nie? a po drodze jeszcze przeprowadzka, powiadamianie rodziców, może jakaś draka z Tonym. hej, a może zrobiłybyśmy to wszystko na raz? po wprowadzeniu się do nowego domu urządziliby przyjęcie, po którym najpierw przekazaliby jej rodzicom wiadomość o zagrożeniu ciąży i w ogóle, potem wyszłaby ta sprawa z Tośkiem, a potem Spenc potknęłaby się czy coś. co myślisz? ;>]

Leo Rough pisze...

[Asaf rulez! wgl. załapałaś nawiązanie tekstu do sytuacji? ;>
:D to coś mi się wydaje, że jeden dzień nam nie wystarczy ;p ;D OK! bosko... :>
;p
tak to sobie tłumacz xD / no przecież mówię, że tak! ;p
a nie? xD ;p
tak! :D / o jeżu, nawet mi się nie chce o tym myśleć, a co dopiero robić -.- / zawsze mam! xD haha ;p
wiem! (... i bardzo skromna ;p)
coś o tym wiem, chociaż, szczerze powiedziawszy, lepiej mi się pisze zdołowanymi postaciami, niż takimi całymi hepi. ale trochę odmiany musi być! ;p
jakoś wytrzymasz, no nie masz wyboru! ale nie, nie powinni mnie zostawić ;) także weekend będę miała właściwie cały dla Ciebie, bo się nie będzie trzeba uczyć ani nic ;))
wiedziałam, że trafię z Twój gust ;) no to piszę... coś ;p jakieś szczegóły ustalimy w trakcie, więc wiesz, jeśli coś Ci nie przypasuje w tym, co napisałam, to po prostu powiedz ;)]

Kolejne tygodnie okazały się dla Leo łaskawe. W redakcji szło mu świetnie, lepiej już nie mogło - jego szefowa wprost nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, by pochwalić jego doskonałą pracę. Nie można było się do niczego przyczepić. Publikował teksty częściej, niż kiedykolwiek, a przy tym nie zaniedbywał żadnego z innych powierzonych mu obowiązków. Mimo to nie spędzał w swoim biurze nie wiadomo ile czasu, wprost przeciwnie - im lepiej sobie radził, tym więcej zleceń brał, a wciąż wracał do domu przed Spencer, by przygotować obiad czy aromatyczną kąpiel. Oczywiście nie zapominał o przygotowaniach domu na Cynamonowej na przeprowadzkę. Dobiegały końca ostatnie prace i właściwie wystarczyło już tylko posprzątać, wnieść meble, a potem tam zamieszkać. Cieszyło to nie tylko Leo, ale najwyraźniej również Spencer, której nowym zadaniem było urządzenie pokoju dziecięcego. Do tej pory zignorowali to jedno pomieszczenie, ale teraz uznali, że remont nie może dłużej czekać. Decyzja o przygotowaniu kącika dla maluszka miała też inne powody, ale chyba żadne z nich nie chciało o nich myśleć. Zamiast tego zajęli się wybieraniem łóżeczek, pościeli, szafek, firanek, dywaników, przewijaków - zupełnie tak, jakby byli zwyczajną parą. Jakby zapomnieli o tym, co ich czeka. To była jednak tylko gra i to dość marna, bo oboje mieli swoje chwile słabości, szczególnie, że czas uciekał im w zawrotnym tempie. Leo pozbywał się wszelkich złych emocji biegając, ale Spencer nie miała takiej możliwości. A on znów czuł się bezradny, choć teraz wszystko było już inaczej.
Odzyskał wiarę, że wszystko się ułoży. Wierzył w to tak mocno, że momentami wręcz nie istniała inna opcja - Spencer po prostu miała przeżyć, przetrwać wszystko, tak samo jak ich dziecko. Bo ich maluszek był tak samo silny, jak jego mama. I nic złego nie mogło im się stać. Tylko chwilami Leo nie potrafił obudzić w sobie optymizmu, ale wtedy zawsze była obok jego ukochana. Jej pięknie zaokrąglony brzuch również stał się dla niego pocieszeniem - mógł już wyczuć ruchy dziecka, wiedział, jak reaguje na głosy rodziców i inne dźwięki, a Spencer także dzieliła się z nim innymi wrażeniami, jak chwile, w których maluszek zasypiał, zamierając w bezruchu. Leo najzwyczajniej zakochał się w ich Fasolce, już wiedząc, że i bez niej nie da rady żyć. Chciał jak najszybciej ją... poznać, zobaczyć, przytulić, bo ciągle wydawała mu się odrobinę nierealna. Ale i tak, gdy wieczorami kładł się obok Spencer i układał dłoń na jej brzuchu, mruczał, ile tygodni muszą jeszcze wytrzymać, by wszystko było dobrze.

[i znowu nie wyszło, jak chciałam, ale wyjdzie - w następnym komentarzu, mam nadzieję ;)]

Leo Rough pisze...

[no tak, wybacz, że zwątpiłam ;p a teledysk widziałaś? <3
tak, dokładnie ;) poza tym, hej! nie musimy się ograniczać do jednego spotkania! ^^ tak, zdecydowanie ;D
tak, tak, właśnie! ;p / ;D
w sumie tak, jak być mogła? xD
hah, no raczej ;p ja przed chwilą pisałam bajkę epigramatyczną o bajce epigramatycznej - świetne zadanie po prostu ;p / ja też! cicho xD
oczywiście! ^^
... a my o tym wiemy najlepiej ;D
dobra, koniec tematu. zobaczymy w piątek ;) wiem, że lubisz! ale potem i tak zawsze się coś dzieje i z całego weekendu wychodzi tylko kilka godzin, ale to nic, bo zauważyłam, że potem mamy niezłe tempo ;p
raczej ;) ;D / ;))
a co do jutra - w sumie nie wiem. mam te zajęcia na strzelnicy, więc teoretycznie powinnam być wcześniej, niż zazwyczaj, ale kto mnie tam wie ;p myślę, że koło trzeciej. a czemu pytasz? masz zamiar się nie pojawić czy coś?]

Ostatniej nocy w ich mieszkaniu, które w myślach nazywał już "starym", nie spał prawie w ogóle. Nie potrafił, ale wcale nie dlatego, że męczyły go jakieś lęki czy obawy związane z przeprowadzką albo ich ogólnie pojętą sytuacją. Chodziło o to, że spędzał całe godziny, przypominając sobie jakieś drobne, nieważne wydarzenia, które miały miejsce gdzieś w tych czterech ścianach. Odtwarzał pojedyncze scenki, wspominał rozmowy, zastanawiał się nad chwilami istotnymi i tymi trochę mniej ważnymi. Nie chciał tego, bo doskonale wiedział, jakie to bezcelowe, ale nie potrafił inaczej. Obrazy same napływały mu do głowy, pełen miszmasz wspomnień przyjemnych i tych, o których chciałby zapomnieć; wypełnionych pogodnym śmiechem lub rozpaczą; chwil słodkich jak miód i gorzkich jak ziarenko gorczycy. Nie było to tak do końca nieprzyjemne, bo dzięki temu uświadomił sobie, co zostawia za sobą - dawnego Leo, niedojrzałego faceta, który tak naprawdę nie wie, czego chce, duże dziecko, które potrzebuje pełnoetatowej niańki. Nie, on już nie istniał, żegnał go wręcz z ulgą, wiedząc, że już nie wróci, bo wszystko się ułoży, musi! A jeśli tak właśnie będzie, to już więcej nie straci wiary.
Składał obietnice. Sam nie wiedział czemu lub komu, robił to prawie nieświadomie, ale w jakiś sposób dawało mu to ukojenie. Przyrzekał, że jeśli Spencer przetrwa, to zrobi wszystko, by nie spotkało jej już nic złego więcej. Że będzie dobrym człowiekiem i na kogoś takiego wychowa swoje dziecko. Że pogodzi się z ojcem, wybaczy matce. To było kompletnie bezcelowe, ale nagle nie potrafił inaczej, może dlatego, że to stanowiło dla niego namiastkę modlitwy. A modlić się nie potrafił. Nie wiedział do kogo, kiedy, jak. Nie chciał też pytać, więc znalazł swój sposób. I on sprawdzał się. Na razie.
Gdy przeszli przez próg ich domu, po raz pierwszy ze świadomością, że spędzą w nim noc, Leo był właśnie w trakcie jednej ze swoich "modlitw". Tego dnia było mu trudno, bo jedna wizja prześladowała go od samego rana: moment, w którym Spencer wychodzi przez drzwi, które właśnie minęli, i już nie wraca. Wiedział, że to bzdura, wierzył, że to się nie wydarzy, ale i tak rozstroiło go to na jakiś czas. Ale potem nie miał już czasu na podobne rozmyślania - mieli dużo pracy, by przygotować dom na pierwszą noc. A przynajmniej Leo ciągle coś dla siebie znajdował, byle tylko nie myśleć, nie zastanawiać się, nie bać się. Ale Spencer, jak zwykle, wyczuła jego nastrój doskonale, jak jego prywatny sejsmometr, rejestrujący najdrobniejsze drgania.
A potem okazało się, że życie w nowym miejscu wcale nie jest takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Leo od razu poczuł się swobodnie na Cynamonowej, choć brakowało mu starych kątów i widoków z okien. Miał jednak przyzwyczaić się do obrazków, które teraz witały go w kuchni przy porannej kawie, do nowych tras do biegania i nowej drogi do łazienki. Raz omal nie spadł ze schodów, myląc kierunek, a potem nie mógł znowu zasnąć, zbyt wystraszony tym, że prawie się zabił i że Spencer mogłaby zrobić coś podobnego. Ale nie, na szczęście jej się to nie zdarzało - to tylko on był roztrzepany, nieogarnięty i wiecznie odrobinę nieobecny.

Leo Rough pisze...

[nie, znowu nie wyszło! -.- ugh. idę już spać, wybacz, chciałam posiedzieć, ale nie umiem pisać. także do jutra, dobrej nocy ;)]

Leo Rough pisze...

[ten dzień to była dla mnie jakaś katastrofa, więc mam nadzieję, że zrozumiesz, jeśli dzisiaj odpiszę trochę (no dobra, DUŻO) później. miałam być w domu po drugiej, dotarłam dopiero niedawno i jestem nieżywa, muszę coś zjeść, ogarnąć się... także do spisania, mam nadzieję, za jakiś czas ;)]

Simelon pisze...

[Dziękuję, też mi się podoba :)
TO moze jakiś wątek?]

_Anna

Leo Rough pisze...

[na tej strzelnicy mieliśmy straszną obsuwę i siedzieliśmy tam jak głupki kilka godzin, a potem staliśmy w popołudniowych korkach -.- ale pokochałam strzelanie, niesamowite uczucie! <3
dzięki, już - albo dopiero - się doprowadziłam do porządku, także jestem na trochę ^^ pewnie nie odpiszę nigdzie indziej, niestety, chociaż postaram się ;)

dziękuję, o, łaskawa! ;D myślę, że warto, znaczy ja bardzo lubię klipy w takiej tematyce ;)
raczej ^^ no wiesz, jak będziemy obie w Krakowie mieszkać, to przynajmniej będzie jak ;)
nie, skąd! ;p
;p
i jeszcze nie miałam dzisiaj polskiego, to złośliwość była! a ja się nad tą bajką całe dziesięć minut męczyłam! xD / pasuje! :D
;p
;))
niestety, zła wiadomość - moja mama robi w sobotę imprezę urodzinową i pewnie będę pojawiać się tylko raz na jakiś czas :( ale i tak popchniemy do przodu nasz wątek (wątki) bo jesteśmy niesamowite ^^
no i nic z tego mniej więcej nie wyszło ;p]

Leo nie mógł nie zarejestrować tego nowego rodzaju ożywienia, które zawładnęło jego kobietą. Początkowo dziwił go nieco, bo sam nie potrafił w ten sposób wyłączyć się, niemal zupełnie zapomnieć o czyhających na nich zagrożeniach. Ale potem ogarnęła go fala wdzięczności, bo Spencer spokojna, Spencer ciągle czymś zajęta, Spencer z uśmiechem na ustach była tą, w której się zakochał. Doskonale pamiętał, co wtedy, na początku ich znajomości, tak go w niej fascynowało, a było to właśnie owo zaangażowanie, entuzjazm, którym obdzielała wszystkich wokół. I teraz sprawiała, że przypominał sobie to wszystko, a dzięki temu sam nabierał nowej energii i budził w sobie optymizm. A to było mu teraz bardzo potrzebne.
Zbliżały się dwa ważne wydarzenia, które miały właściwie zbiec się w czasie. Pierwszym z nich była zaplanowana ze sporym wyprzedzeniem domówka, na którą zaprosili swoje rodziny, a drugim, najpewniej ważniejszym, wkroczenie Spencer w siódmy miesiąc ciąży. Znaczyło to dla nich, że szanse ich Fasolki na przeżycie poza ciałem matki będą gwałtownie rosnąć z każdym kolejnym tygodniem, ale równocześnie w zastraszającym tempie zbliżał się termin porodu, a więc czegoś, co niezmiennie przerażało ich oboje. Wydawało się jednak, że nie myślą o tym, a już na pewno nie poruszali tego tematu. Jeszcze nie.
I w końcu nadszedł dzień przyjęcia, na którym miała się pojawić jedynie garstka najbliższych im ludzi - rodzice Spencer oraz siostry Leo, obie ze swoją parą, jak uprzedziła ich Kat. To było coś nowego i szatyn szczerze nie mógł się doczekać poznania nowej partnerki swojej młodszej siostry, choć odrobinę obawiał się tego spotkania. A co, jeśli nagle coś jej się odwidziało i znalazła sobie faceta? No cóż, to byłby szok. Na szczęście miało nie być przy tym ich matki, która z pewnych osobistych powodów nie chciała, a nawet nie mogła pojawić się w Murine, więc ewentualny skandal miał wybuchnąć w bardzo kameralnym gronie. Tylko co mogli sobie pomyśleć o ich rodzinie rodzice Spencer? Leo wolał się nad tym nie zastanawiać.

[dobra, wiem, że to jest masakra kompletna, ale wiem też, że mi wybaczysz :D]

Leo Rough pisze...

[udał się, udał! ukradłam sobie łuskę ^^ koniecznie musisz spróbować! po pierwszym strzale byłam przerażona, bo to huk, nawet mimo to, że masz "słuchy", no i jeszcze silny odrzut jest, to aż się bałam, że mi broń z ręki wypadnie ;p się ze mnie facet śmiał potem xD a wiesz, że to nie kosztuje dużo? 15-20 złotych, zależy od strzelnicy, a w tym masz takie krótkie przeszkolenie, naboje, tarczę, wsjo. przynajmniej u mnie tak jest, a pytałam w dwóch ;p
tylko tak mi głupio, bo Ty napisałaś, a ja Ci nie odpiszę! już wiem, że nie dam rady, nienawidzę drugiej klasy -.-
haha, już znam :D wiem! ;))
dostaniesz się! nie ma innej opcji ;)
;p
no dokładnie! jak moja polonistka mogła wziąć L4?! ;p nie no, badania rulez! ja mam taką wredną pielęgniarkę, że już wolę po rodziców dzwonić albo żebrać o tabletki niż do niej iść.
dokładnie! ale właśnie, to nic (ha! :D), damy radę się spisać jakoś ;) ale sobie słodzimy! xD
;)
btw. rodzice S. wiedzą, że jest w ciąży, nie? tylko o zagrożeniu nie wiedzą? czy jak, bo nie doczytałam ;p i jeszcze: Fasolka to on czy ona? ;D
tak sobie to tłumacz ;p
cholera, miałam już pół odpowiedzi, ale nie dam rady jej dokończyć - wypadło mi coś; szwagier miał jakiś niegroźny wypadek w pracy i siora musi po niego jechać, a ja zostaję z dzieciakami. także znikam, niestety, chociaż mam taki niedosyt, że aż mnie skręca. ale trudno - postaram się to nadrobić jutro ;)
dobranoc, kolorowych ;)]

Simelon pisze...

[no ja tak samo raczej weekendy ale w tygodniu też mi się zdarzy parę razy odpisać.
No to różni ich zaledwie trzy lata więc w zasadzie mogą sie znać z dzieciństwa ;p]

_Anna

Leo Rough pisze...

[;)) nie jest zły - mi podrywało broń do góry, kumpeli się cofała, także to chyba od tego, jak trzymasz zależy. w sensie że byś sobie w twarz przypieprzyła? xD nie ma szans! ;p no widzisz ;) haha, bardzo dobrze ;)
i tak mam wyrzuty sumienia -.- aż tak źle?
;p
e tam, matura to bzdura, nie? ;p ale serio, nie spinaj się tak! jak sobie zrobisz dobrą powtórkę i przysiądziesz nad arkuszami, to nic Cię nie zaskoczy, a przynajmniej tak mi wszyscy wmawiają. i w sumie ja też czuję się pewnie z takim planem na maturę ;)
;p / no to fajno ;) szczęściarze! no widzisz, czyli się rozumiemy ;) ja to się jak zwykle nie orientuję, kiedy jakieś badania, szczepienia, pierdoły, także... ;p
no ;) i nie, nie cieszę się wcale! ;p a co do tego słodzenia... http://kwejk.pl/obrazek/1459438/matematyka.html :D
no tak myślałam ;p a jak to zrobimy z tymi wszystkimi drakami? bo się zaczęłam gubić ;p to jak chcesz chłopca, to może być ;) ja to sobie dziewczynkę wyobrażałam, ale synuś też będzie cudny ;)
no skrzywdził sobie palce tylko, dzisiaj normalnie już do pracy poszedł, także nic poważnego :) znów jestem dość późno, ale dziś już nigdzie się nie wybieram, także powinno być "normalnie" z tym naszym pisaniem ^^]

Martwił się wszystkim wcześniej - gdy robili zakupy, zastanawiając się nad tym, jakie dania staną na stole; gdy planowali szczegóły jak to, czy ich goście zostaną na noc, czy nie; gdy sprzątali dom, rozważając, gdzie powinien stanąć stół i co zrobią z okryciami (zapomnieli o takim drobiazgu, jak wieszak na kurtki, i na ten jeden wieczór mieli urządzić garderobę w gabinecie Spencer). Dopiero ostatniej nocy dotarło do niego, że ma inne, ważniejsze problemy niż to, jaki alkohol podadzą. Znów nie mógł spać, zbyt przejęty zbliżającym się spotkaniem i listą możliwych katastrof. Nic nie mogło jednak przebić tej, która była nieuchronna - przekazania rodzicom S. przerażającej wiadomości. Wiedział, jak bardzo ona się tym denerwuje, ale wcześniej sam podchodził do tego dużo lżej. Teraz nadszedł dzień zero, a on nie miał pojęcia, jak dadzą radę powiedzieć to na głos.
Wmawiał sobie jednak uparcie, że da radę. Że będzie świetnym gospodarzem, choć tak naprawdę po raz pierwszy urządzał podobne przyjęcie. To nie pomagało, ale gdy usłyszał od Spencer, że ktoś już się pojawił, natychmiast przywołał na twarz uśmiech i ruszył do drzwi, chcąc przywitać gości w progu. Zdążył dotrzeć do drzwi, gdy te rozwarły się gwałtownie, prawie uderzając go prosto w twarz. Ze śmiechem cofnął się o krok, by zaraz poczuć tuż przy sobie drobne ciałko młodszej siostry. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, dlaczego natychmiast rzuciła mu się na szyję - płakała. Po cichu, bez rozrywającego szlochu i pełnych żalu krzyków, prawie jak nie ona. Ostrożnie otulił ją ramionami, choć w ciaśniejszym objęciu Kat przeszkadzała krągłość jej brzucha, wyglądająca tak, jakby włożyła sobie pod sukienkę piłkę do koszykówki. Zamknął za nią drzwi, a potem zaczął mruczeć coś uspokajająco, prowadząc siostrę w kierunku kuchni. Nie wiedział, co się stało, ale Spencer mogła się przydać.

[jeżu, wiesz, co tu chcę napisać, nie? -.- powstrzymuję się ;p]

Leo Rough pisze...

[nawet nie wiem ;p weź, ta broń taka malutka, trzymasz ją na wyprostowanych rękach przed sobą, no nie ma szans, żebyś z niej w twarz oberwała! ;p chyba, że dadzą Ci coś innego do strzelania, dłuższego - może być gorzej ;p koniecznie, koniecznie! ;p
no, niech będzie / toś mnie pocieszyła -.-
i jak poszło? no weź, nie mogło być aż tak źle! Witowskiego robisz sama, w domu? ;>
nie chwal się już! ;p to i tak dobrze, ja się zazwyczaj godzinę przed dowiaduję xD mi się wydaje, że już wszystko miałam, także spoko ;)
w ogóle, wcale a wcale! / no :D ^^
najbardziej podoba mi się fragment o waleniu w mordę :D może być ;) / to ja już nie wiem! bliźniaki to mało prawdopodobne, bo przy badaniach co dwa tygodnie wszystko by wyszło już na początku ;p ale chciałabym w sumie ;D może niech będzie chłopaczek...
palce, trzy chyba ;p / wiem, że się cieszysz, ja też się cieszę ;) ale dzisiaj znowu tylko tutaj, bo w międzyczasie muszę się uczyć na chemię na jutro, także jeszcze poczekasz na odpowiedzi na reszcie blogów.]

Leo też starał się znaleźć jakieś kojące słowa, by pomóc siostrze wrócić do równowagi, ale marnie mu to szło. Teraz był na etapie pocieszania Spencer, więc to dla niej szukał sposobów, jak przywrócić jej spokój i optymizm. Kat to była zupełnie inna bajka, a w niej jego ukochana radziła sobie wyśmienicie, od razu to zauważył. Zresztą, zawsze tak było, tylko on łudził się, że rzeczywiście jest młodszej siostrze potrzebny. Tym razem był, ale chyba tylko jako miejsce do oparcia głowy.
Ale nagle Kat przestała go potrzebować. Wyprostowała się, choć chyba coś ją bolało, bo zrobiła to powoli i ostrożnie, jak nie ona - zawsze energiczna, żywa, gwałtowna w ruchach, gestach, reakcjach. Łzy ciągle płynęły po jej policzkach, wargi drżały jej leciutko, ale było widać, że powoli się uspokaja.
- Wyglądam jak słonica. - rzuciła na początek, a potem już zupełnie zatraciła się w swoich żalach: o tym, że wszystko ją boli, że brzuch przeszkadza, że nie może się napić kawy, choć o niczym innym nie potrafi myśleć od kilku dni, że brakuje jej seksu... Przy tym ostatnim Leo wstał i wyszedł z kuchni, zostawiając kobiety same. Po prostu nie dałby rady znieść rozmowy o potrzebie intymnej bliskości swojej siostry. Okazało się, że zrobił to w idealnym momencie, bo dokładnie w tej samej chwili zadzwonił dzwonek u drzwi. Choć zmartwiony, przywołał uśmiech na usta, a potem powędrował do wejścia, nie wiedząc zupełnie, kogo się spodziewać. "Mara!", błagał w myślach, nie chcąc, by rodzice S. widzieli jego młodszą siostrzyczkę w stanie histerii. Jeszcze chwila i Kat miała się uspokoić, ale póki co... Lepiej, żeby nikt więcej nie widział jej w takim stanie. Na szczęście jego błagania zostały wysłuchane - przed domem stała Mara ze słodką Rosie w ramionach, a tuż za nią czekał Tony, trzymając całą górę nieskazitelnie zapakowanych prezentów i okazały bukiet kwiatów. Jego siostra jak zwykle przesadzała, ale to nic - wiedział, że to wszystko dla Spencer, a za to mógł Marze tylko dziękować.
Przywitali się ciepło, zaraz wymieniając jakieś grzecznościowe uwagi, w które Rosie wtrącała się ze swoim głośnym "nie!", domagając się, by wziął ją na ręce wujek. I Leo zaraz wyciągnął do niej ramiona, zaraz przytulając ją mocno. Dziewczynka zaśmiała się pogodnie, chowając twarzyczkę w malutkich rączkach w rozkoszny sposób. Szatyn nie mógł się na nią napatrzeć. Szybko opamiętał się i zaprosił siostrę i szwagra wgłąb mieszkania, pokrótce tłumacząc im sytuację z Kat.

[OK! robimy ;)]

Leo Rough pisze...

[no, tą taką, wiem ;p hahaha, pewnie tak! ale spoko, ja też bym się taką obsłużyć nie umiała ;p właśnie, czyli musisz iść sobie strzelić ;))
oj, znikaj! ;p wiem, że dam, ale jaka zmaltretowana będę, to nawet nie chcę o tym myśleć! w ogóle mój facet się ostatnio na mnie wkurza, bo jestem tak zmęczona czasami, na przykład jak przyjeżdża po mnie do szkoły, że na jego pięć zdań odpowiadam tylko "mhm" albo, jak dostanę przypływ energii, "naprawdę?" xD jak zombie jakieś chodzę... ale wszystko ogarniam! jeszcze! xD
właśnie wiem, że to tak wygląda, ale ja jestem tak zorganizowany człowiek, że jakoś te powtórki sobie rozpiszę, chociaż wyobrażam sobie, jakie to trudne będzie. naprawdę nie wiem, jak ludzie zdają te matury ;p
te zadania są najlepsze! podobają mi się takie, co z tekstu wystarczy wypisać dwa argumenty albo coś w tym stylu i wystarczy praktycznie przepisać ;p ale masz rację, te z suchą teorią są masakryczne! ostatnio właśnie robiłam jakiś test maturalny, połowę takich zadań opuściłam, bo w ogóle nie wiedziałam, o co pytają -.-
nie, biologia Witowskiego też jest, chociaż dość słaba, bo w odpowiedziach są takie bzdury, że nie wiesz, czy śmiać się, czy płakać xD a chemia jest spoko, nie? ja robię na lekcjach i w sumie nie są złe te zadania w większości.
;p / mi się wydaje, że ja to po prostu jakoś inaczej miałam, niż reszta, ale nie wiem ;p wezwanie? chciałabyś! ;p
no tak! / <3 ;)
ja po prostu lubię takich męskich mężczyzn - wiesz, o co mi chodzi? ;D / no właśnie, zdecydowanie nie! także syn, trzeba imię wymyślić ;)) o, jak miło, że o nim myślisz! :*
a bo ja wiem? dziwne rzeczy się u niego w pracy dzieją zawsze, norma ;p / dzięęęki ;) o ja pierdole. to ja jednak lubię moją geometrię analityczną!]

Mógł się domyślić, że Kat pozbiera się bardzo szybko - niemal zawsze tak właśnie wyglądały jej kryzysy, choć zazwyczaj były dużo bardziej dramatyczne. Może dziecko trochę ją uspokoiło, ale Leo nie miał powodów do narzekań; nigdy nie lubił histerii swoich sióstr, one z kolei wręcz się w nich lubowały. Teraz przynajmniej w przypadku jednej z nich coś miało szansę się zmienić, choć zaraz przypomniał sobie, że Mara nie zmieniła się w żaden sposób przez żadne ze swoich dzieci - no, może po ostatnim zaczęła wydawać się trochę poważniejsza, a jednocześnie cieplejsza, jakby dopiero Rosie obudziła się w niej prawdziwie matczyne uczucia. Ze Spencer na szczęście było inaczej, co niezmiernie cieszyło Leo - chyba nie zniósłby podobnych sytuacji, jakie przechodził Tony. Nie zazdrościł mu, wręcz przeciwnie: szczerze współczuł.
Gdy zostali sami w kuchni, Leo natychmiast podszedł do brunetki, by z lekkim uśmiechem chwycić ją za dłonie i ścisnąć je dla dodania jej otuchy. Wieczór nie zaczął się najlepiej, ale teraz mieli mieć trochę spokoju, przynajmniej tak sądził - skoro Kat przyszła sama, a Mara miała całkiem dobry humor, nie spodziewał się żadnych kłótni czy afer przy stole, przynajmniej tych rozpoczętych przez najoczywistszych winowajców: jego siostry. Chciał, by i Spencer uspokoiła się, przynajmniej odrobinę i przynajmniej na chwilę. Niestety znał ten nerwowy ruch, którym skubała dolną wargę.
- Nie, jeszcze nie przyjechali. Podobno na trasie są korki, pewnie gdzieś utknęli. Niedługo powinni być. - zapewnił ją, uśmiechając się lekko. Zaraz pochylił się, by pocałować ją krótko, jedynie przelotnie, a już w następnej chwili prowadził ją w stronę stołu i zajmujących przy nim miejsca gości.

[zapomniałam, że w tym domu mają otwartą kuchnię, w ogóle wszystko otwarte ;p chcesz linka? to masz: http://www.weranda.pl/domy-i-ogrody/domy/rezydencje/14002-nowoczesna-rezydencja- ;p]

Leo Rough pisze...

[cicho, ja się kiedyś nauczę! ;p ;))
patrz ją, jaka uparta! xD / no! nikt mi nie wierzy, a ja naprawdę ledwo żyję! po powrocie do domu odżywam dopiero po prysznicu i kawie ;p właśnie, dzięki, nie jestem sama! ;) wiem, że biedny, ale jakoś wytrzymuje ;p o nie, to aż trzy słowa, jedna sylaba więcej... chyba nie dam rady! xD chyba rozumie, bo sam jak się ze mną po pracy spotyka to wygląda identycznie! ;p suuper ;) :D
haha, no ale wiesz, rozpiska jest! potem swoim dzieciom będziesz mówić, że byłaś taka rozsądna, że sobie zrobiłaś xD hah, faktycznie! dowiesz się ;)
no wiem -.- głupie uczucie! ale wiesz, zawsze można coś kombinować, trochę inaczej napisać, znaleźć jakiś synonim czy coś ;p
o, to może zakupię ;) aha, czyli podobnie ;) oj, muszę sobie te korki załatwić...
ale fajnie! ja tak nie miałam -.- ;p
no tak, wiem! ;p
zwierzaki takie... mrau! a najbardziej lubię w jakichś romansidłach, to w ogóle się rozpływam! Leoś mi taki niedorobiony wyszedł, ale w porywach jest w stanie sprostać moim wymaganiom ;p / no, zobaczymy, czy nam się będzie chciało to pisać ;p mam już za sobą jedno wymyślanie imion dla dzieci w wątku, potem opisywałam to w notce... wydaje mi się, że raz wystarczy ;p a jeszcze tam miałam bliźniaki! ;D / no tak, oczywiście! uwielbiasz go przecież ^^
;p / właśnie wiem! także zacznę doceniać moją matmę ;p ja też tak mam! tyle, co moim dziewczynom pomogę, jak czegoś nie rozumieją, a tak to w ogóle nie powtarzam. lubię matmę ;)
tak myślałam ;p]

Widząc, jak Spencer stopniowo rozluźnia się, gdy już wrócili do gości, Leo też uspokoił nieco wcześniej rozstrojone nerwy. Kat wydawała się zupełnie opanowała, gdy tak gawędziła lekko z Marą, ta z kolei zachowywała się jak nie ona - ciągle uśmiechnięta, pogodna, żeby nie powiedzieć, że wesoła. Coś się wydarzyło, ale szatyn wolał w to nie wnikać, prorokując kolejne problemy. Tych miał już wystarczająco dużo. Na szczęście była wśród nich mała iskierka, Rosie, która, jak zwykle, rozproszyła ciemne myśli chyba wszystkich przy stole. Jej pogodny śmiech, gdy gwałtownie reagowała na łaskotki, był tak miły dla ucha, że każdy uśmiechał się, nie mogąc wprost powstrzymać tego grymasu. A gdy zaczęła mówić, używając chyba sobie tylko znanych słówek, wszyscy nasłuchiwali z przejęciem, by wyłapać, o co takiego chodzi - wtedy Mara tłumaczyła na angielski i wszystko było już jasne. Leo nie umknęła przede wszystkim reakcja Spencer na małą - to, jak zachwycała się nią, każdym drobiazgiem, jak czekała na potwierdzenie, że jej dziecko będzie równie rozkoszne, co Rosie. Podobne słowa mógł wyczytać z twarzy Kat, choć ta milczała, uśmiechając się tylko. Nie chciał zastanawiać się nad tym, co to może znaczyć, choć chyba powinien. Póki co jednak skupiał się na swojej ukochanej i analizował niemal każdy jej grymas, każde słowo, obawiając się, że spotkanie z jego siostrzenicą rozstroi Spencer albo w jakiś sposób zepsuje jej wieczór. On sam zazdrościł Marze i Tony'emu, więc wiedział, jak może czuć się jego kobieta.
A potem nagle zadzwonił dzwonek u drzwi i Spencer zniknęła w korytarzu. Leo, równie przejęty, co ona, usadził Rosie na kolanach jej matki i ruszył za brunetką na spotkanie jej rodzicom. Odczekał chwilę, a potem przywitał się z nimi krótko, pytając grzecznie o podróż, korki, zabierając płaszcze i zapraszając do salonu, jak na dobrego gospodarza przystało. Denerwował się przy tym tak, jakby pierwszy raz się z nimi spotykał, ale miał przecież swoje powody! Może reagował trochę przesadnie (ręce mu drżały, a oddech gwałtownie przyspieszył), ale miał do tego prawo; w końcu nie wiedział do końca, jaki mają do niego stosunek, jak będą z nim rozmawiać, czy w ogóle będą chcieli to robić! Zdecydowanie nie podobało mu się to, ale co miał zrobić? Przecież nie zapyta wprost...

[no dobra, znikam, bo już mi się oczy kleją. jutro będę raczej dość późno, może nawet dopiero koło ósmej, o ile w ogóle się pojawię, ale wiesz, ostatnio nie warto mi wierzyć w tej kwestii ;p ;) jakbyśmy się miały jutro nie spisać, to miłego weekendu życzę ;)) dobranoc, słodkich snów! ;)]

Simelon pisze...

[No tak, ale z karty rozumiem, że mieszkała tutaj do siódmego roku życia, więc w zasadzie mogą się znać z podstawówki, czy z placów zabaw, czy cokolwiek ;p]

_Anna

Leo Rough pisze...

[dzięki, że we mnie wierzysz ;)
nie udaję! nie przeszkadza mi, przynajmniej nie bardzo ;p / może źle pijasz? ja zawsze gorzką z odrobiną mleka, mocną - stawia na nogi ;) o, zdecydowanie! wkurzają się na mnie, że za dużo wody zużywam, ale bez tego nie wytrzymam! zasnę na stojąco i już ;p / katastrofa by była! xD to jest podejrzane czasem, ale tak, raczej dobrze ;) no wiem, dobre serduszko masz, nie? ;))
właśnie, dokładnie tak! ;p ;D
no rozumiem. biologia w ogóle jest dziwna. miałam dzisiaj kwasy nukleinowe i siedziałam sobie taka pewna siebie, bo wszystko w gimnazjum było, jak się do olimpiady przygotowywałam, a tu mi babka z jakimś czymś wyjeżdża, co w ogóle nie miałam pojęcia o czym mówi. szczena do ziemi normalnie ;p
no z biologią to ja sobie radzę, bo większość to pamięciówka po prostu, ale z chemią mam trochę gorzej, chociaż daję radę, jeszcze ;p
a to boisz się czy raczej niecierpliwisz, bo już byś chciała? xD
;p
raz mu się zdarzy ;p / zobaczymy ;) / ;p ;D
babka się mnie dzisiaj właśnie pytała, dlaczego z tak matematycznym umysłem poszłam do farm-chemu. nie byłam w stanie odpowiedzieć ;p
bo ja cudowna jestem! ;p
jednak wróciłam do domu, choć chcieli mnie zostawić, ale się nie zgodziłam ;p także zabieg w poniedziałek, już wszystko zaplanowane i w ogóle ;)]

Leo Rough pisze...

Gdy usiedli przy stole, niepokój Leo jeszcze wzrósł, a to z uwagi na jego siostry, które nawet nie zwróciły uwagi na nowych gości, tak zajęte rozmową, że nic do nich nie docierało. Wkrótce jednak opamiętały się, gdy Tony wstał, by przywitać się z rodzicami Spencer, ale zaraz potem znów zajęły się sobą, najwyraźniej nadal rozmawiając o ciąży, porodzie i dzieciach. Szatyn jednak postanowił nie zwracać na nie uwagi, choć marnie mu to szło; ciągle denerwował się, bo sytuacja wydawała mu się dziwnie wymuszona, nienaturalna. Na szczęście obok była Spencer, zawsze gotowa ukoić jego nerwy - teraz też musnęła go krótko i jednym ciepłym słowem przywróciła na twarz uśmiech. Rozluźnił dłonie i oparł je na udach, by zaraz, już prawie zupełnie swobodny, przynajmniej pozornie, podnieść się i napełnić kieliszki i szklanki swoich gości.
A gdy usiadł z powrotem przy stole, wiedział już, że nie będzie źle - pomogła mu w tym pani Hoult. Pamiętał, że to po niej Spencer odziedziczyła empatię i ciepło, którym wręcz zarażała, ale teraz zdziwił się, jak bardzo ta kobieta... uspokaja. Było w niej coś matczynego, ale w tak łagodny, wręcz dyskretny sposób, że chciało się do niej przytulić, a potem sprawdzić, czy nie uszkodziło się jej żeber! Wydawała się nie tylko delikatna, ale też pewna siebie w taki bardzo podobny do Spencer sposób. Leo nawet nie potrafił nazwać, jakimi cechami może pochwalić się jej matka, bo tak trudno było mu je opisać! W końcu znał je, obcował z nimi codziennie, więc teraz wydawały mu się wręcz naturalne. Uwielbiał tę kobietę za to, jaka była i co dla niego robiła. Należał jej się najlepszy kawałek ciasta, zdecydowanie.
Tak bardzo zaangażował się w rozmowę z matką Spencer, że ledwo rejestrował cokolwiek innego. Przy stole toczyły się inne dyskusje, ktoś wybuchał śmiechem, ktoś chichotał pod nosem; słychać było cienki głosik Rosie, którym dziewczynka walczyła o odrobinę uwagi. I zyskała ją, gdy znów przydreptała do wujka, a ten wciągnął ją na kolana, właściwie nie przerywając rozmowy z panią Hoult, a jedynie w tym samym czasie łaskocząc siostrzenicę i zabawiając ją podobnymi drobiazgami.
Zanim się obejrzał, minęła godzina, potem następna - na stole przybywały i znikały potrawy, kieliszki wędrowały ku ustom, a Rosie spacerowała wokół stołu, po jakimś czasie podchodząc nawet, już bez skrępowania, do rodziców S. Scenka była zwyczajna i bardzo prosta; przy stole odbywały się te same rozmowy, co na wszystkich podobnych imprezach, przyjęcie odbywało się tym samym rytmem, bez ekscesów, bez problemów, bez kłótni. Póki co. Leo z zadowoleniem patrzył po twarzach swoich gości, dostrzegając, że i oni są zadowoleni; kątem oka spojrzał na Spencer, zastanawiając się, czy i ją cieszy to tak bardzo, jak jego, a potem odnalazł pod stołem jej dłoń. Ścisnął ją, uśmiechając się lekko, a potem wrócił do rozmowy z Tonym, nie przerywając tego kontaktu. Było mu dobrze, po prostu.

Leo Rough pisze...

[;)
oj tam, nie czepiaj się tak ;p / pewnie tak, chociaż to też nie reguła. mój brat na przykład po kawie śpi, taki dziwak ;p haha, czyli Ty się możesz pluskać ;p / no przecież powiedziałam! :D
;p
tak, tak, dam radę ;) a czemu nie byłaś? ;> ej, to niedobrze! spodoba Ci się i co potem? ;p
dokładnie! o, tu mnie podbudowałaś trochę, chociaż moi rodzice ciągle nie są przekonaniu do korepetycji pod żadną postacią, chociaż do szkoły językowej mnie posyłają ;p
ja tam nie pamiętam czegoś takiego, chociaż chyba mnie głowa bolała czy coś takiego. każdy reaguje trochę inaczej ;)
a, no tak! ale wcześniej jego pobili, także wiesz, wyrównuje się ;p / ;))
może. ale to mi się chyba później wymyśliło ;p
no. ;)
powiedzieli mi, że to zależy od przebiegu samej operacji, ale jak wszystko dobrze pójdzie, to w domu wieczorem będę ;)
ale mi krzywdzę zrobiłaś ;( wiesz, że nienawidzę dialogów! a jak ma Leoś coś powiedzieć, to aż mnie skręca, a Ty mi tu rozmowę z tatuśkiem wrzucasz -.- nie ma mowy!]

On też pamiętał o czekającym ich zadaniu, ale przerażało go ono coraz mniej, właśnie dlatego, że teraz było tak spokojnie i rodzinnie. Nie martwił się już tym, że ktoś może nie zrozumieć decyzji, którą podjęła Spencer, a którą Leo później poprał; nie zastanawiał nad reakcjami ich rodzin, nad słowami, które powiedzą, chcąc dodać im otuchy, wesprzeć albo dać upust swojemu zaskoczeniu czy nawet rozpaczy. To nie było ważne - dla niego liczyło się teraz tylko to, że są. I miał nadzieję, że nikt nie wyjdzie, odchodząc od nich, tak jak on nie zrobił tego, gdy początkowo nie zgadzał się z postanowieniem ukochanej. Tkwił przy niej, choć nie rozumiał i nie potrafił zaakceptować jej decyzji; tego oczekiwał teraz od ich bliskich, podobnego wsparcia. Chyba nie prosił o wiele, prawda?
Wiedział jednak, że Spencer się martwi; nie mógł się jej dziwić. Dla jej rodziców to miał być prawdziwy cios, a więc i ją w jakiś sposób miało to zranić. Ale wierzył, że wszyscy zdołają się pozbierać; że obejdzie się bez dramatów. Ona w swoim obecnym stanie nie powinna się denerwować i liczył, że wszyscy zareagują odpowiednio chociażby ze względu na to. Co prawda Spencer i tak miała odkryć jakiekolwiek kłamstwo, ale i tak Leo w myślach błagał wszystkich, by oszczędzili jej stresu.
Uspokoił się na chwilę, gdy brunetka podniosła się od stołu i wyszła ze swoją rodzicielką, najpewniej planując porozmawiać trochę w cztery oczu. Leo zazdrościł im trochę, ale też cieszył się, bo matka nawet nieświadomie miała uspokoić Spencer, a przynajmniej na to liczył. Za to on nie był w zbyt komfortowej sytuacji. Ojciec jego ukochanej przerażał go nieco, szczególnie taki - Leo czuł się pod jego spojrzeniem jak licealista. Prawie, jakby zabierał S. na bal maturalny i miał obiecać, że odwiezie ją bezpiecznie do domu przed pierwszą. Teraz jego zadaniem było przyrzec, że priorytetem po urodzeniu dziecka stanie się dla niego ślub. Tylko jak miał okłamać tego mężczyznę? Nie mógł tego zrobić. Leo nie chciał ślubu - i tyle. Ale ojcu Spencer nie mógł tego powiedzieć, więc zaczął inaczej: opowiedział o tym, że jego głównym zadaniem jest zaspokajanie potrzeb jego ukochanej córeczki, że dba o nią, jak tylko może i że to się nie zmieni. Mówił pewnie i z uczuciem, a kątem oka zarejestrował, że jego siostry przysłuchują mu się z uwagą, udając zajęte zabawą z Rosie; znaczyło to, że radzi sobie nieźle.

Leo Rough pisze...

[no nie, następna! ;p / a ja myślałam, że to tylko ten mój braciszek taki nienormalny ;p / czepisz się! xD
ach, no tak, mogłam się domyślić ;p u mnie takich cudów nie było ;p o, będziesz się musiała odzwyczaić! haha xD
bo mówią, że nauka w szkole i praca samodzielna w domu powinna mi wystarczyć -.- no w sumie tak, ale wiesz, zaczynałam od korków z angola, więc to tak jakby... kontynuacja? coś w tym stylu ;p
;p
o, taki zapis mi się podoba ^^
;P ;D
myślę ;)
kiedy ja lubię! oj tam, średnio, wypadałoby coś napisać, ale to chyba nie moja bajka ;p]

No cóż, Leo od początku spodziewał się usłyszeć podobne zdanie, bo ojciec jego ukochanej wyraźnie dał mu do zrozumienia, że właśnie to miała na celu ta rozmowa: chciał wypytać go o plany związane z małżeństwem. I choć wydawało mu się, że dość gładko wybrnął z tematu, to wiedział, że nie do końca zaspokoił ciekawość mężczyzny. Martwił się o swoją jedyną córkę i chciał dla niej jak najlepiej, a właśnie ślub wydawał mu się tym, co zapewni jej szczęście - Leo był w stanie to zrozumieć, ale nie zamierzał zmieniać swojego myślenia i podjętych decyzji. Tylko Spencer mogła go do tego nakłonić, tak naprawdę wystarczyło jej jedno słowo, by zrobił, cokolwiek sobie zażyczy. Ale póki co raczej nie mieli wracać do tematu małżeństwa; może kiedyś. Kiedy tylko zechcą.
Niemal z ulgą przywitał pojawienie się obu kobiet. Odrobinę liczył na ich pomoc, choć nie znaczyło to, że bez nich by sobie nie poradził. Miał nadzieję, że do tej pory było wręcz przeciwnie, ale zaraz przestał się nad tym zastanawiać; to nie było ważne. Już po, mówił sobie, uśmiechając się lekko, gdy pomyślał, że to rzeczywiście koniec zmagań z ojcem Spencer. Nie to, żeby go nie lubił, tylko... no cóż, bał się. Bywa.
A potem uśmiechnął się do ukochanej, gdy usiadła obok niego, przepraszając za swojego rodziciela. Natychmiast pokręcił głową, marszcząc brwi, jakby chciał powiedzieć, żeby się nie wygłupiała, bo przecież nie ma za co przepraszać. I już w następnej chwili patrzyli sobie w oczy, rozumiejąc się bez słów; to było prawie jak rozmowa, Leo czuł, jakby przez tych kilka sekund przerzucali się w milczeniu argumentami za i przeciw. A potem ścisnął dłonie Spencer i skinął krótko głową; zaciśnięte w wąską linię wargi wskazywały na to, że i jemu wcale nie podoba się to, co mają zrobić. Ale przecież nie mieli wyboru. Więc nie wypuszczając dłoni ukochanej z silnego uścisku, obrócił się do ich gości, już zupełnie poważny, bez uśmiechu, choć opanowany i spokojny. Rozmowy ucichły.

[najtrudniejsze dla Ciebie, wybaczysz? jakoś nie czułam się na siłach...
znikam. nie mam pojęcia, o której jutro będę; pewnie rano na chwilę, a potem gdzieś koło trzeciej, czwartej, ale nie mogę nic obiecać :/ w każdym razie - dobrzej nocy i miłej soboty życzę ;) 3m się!]

Leo Rough pisze...

[nic, nic ;p właśnie, lubię, a co się będę ograniczać do tolerowania xD nie, jasne, że nie ;) / to dobrze, w sumie - całe szczęście! ;p / ok, ok, niech będzie ;)
dla Ciebie - nie jest, ale dla mnie... całkiem ;p ;D
zgadzam się ;) / ;))
znasz mnie ^^
wybacz ;p
e tam, bzdura! ;)
może jakoś przeżyję ;) idź, idź, zabaw się! ja tu mam cuda dzisiaj, głowa mnie boli od rana, na wszystko brakuje mu czasu, a tak naprawdę jedyne, o czym potrafię myśleć, to żeby w końcu odpisać na wszystkich blogach -.- zrobię to dzisiaj, znaczy tak sobie obiecuję ;p]

Leo Rough pisze...

Chyba wszyscy spodziewali się po tym spotkaniu jakichś rewelacji, czekali na coś, co miało zwalić ich z nóg, ale nikt nie chciał usłyszeć czegoś takiego. Z całego towarzystwa tylko Kat miała jakieś, bardzo blade pojęcie o tym, że ze Spencer dzieje się coś złego, bo była z nią dość blisko, by zauważyć zmianę jej zachowania, ale nie wiedziała dokładnie, o co chodzi. Rewelacje brunetki dla niej również były prawdziwym zaskoczeniem, szczególnie, gdy porównywała jej sytuację ze swoją; wcześniej zazdrościła jej wszystkiego - kochającego faceta, doskonałej sylwetki nawet, gdy jej brzuch zaczynał rosnąć, pięknego domu, cudownego życia. Teraz... teraz miała ochotę zapaść się pod ziemię, myśląc o tym, jak okropnym jest człowiekiem. Ona była zdrowa, jej dziecko rozwijało się dobrze, w ciągu najbliższych kilku dni miało się pojawić na świecie, a ona, mimo tego oczywistego cudu, potrafiła myśleć tylko o tym, że jej mieszkanie z Murine ma zaledwie trzy pokoje, kiedy dom Spencer był ogromny. Nie lubiła siebie za to. Z kolei Marę wypełniło zrozumienie. Poczuła nagle z kobietą brata więź tak silną, jak nigdy wcześniej, bo doskonale rozumiała jej decyzję o donoszeniu ciąży. Sama zrobiłaby tak samo i, tak jak Spencer, zachowałaby to dla siebie. Za swoje dzieci oddałaby życie, a gdy przypominała sobie swoją długą i trudną walkę o syna, już w ogóle nie dziwiła się żadnej z decyzji brunetki. A Tony udawał, że go nie ma. Wpatrzony w swój talerz, siedział nieruchomo przy stole, trzymając na kolanach drzemiącą słodko Rosie; nikt nie miał zwrócić na niego uwagi, ale i tak nie potrafił nawet spojrzeć na Spencer. Bo to, co do niej czuł, ciągle było w nim żywe i palące wręcz; nie był w stanie myśleć o tym, że ta cudowna, wręcz doskonała kobieta, może umrzeć i poświęca się dla dziecka kogoś takiego, jak Leo...
A sam Leo... No cóż, dla niego to nie było wcale łatwiejsze, niż dla Spencer, a może nawet okazywało się jeszcze gorsze. Bo to ona mówiła, to ona zgrabnie omijała szczegóły, ale w niego właśnie te drobiazgi najbardziej uderzały. W jej historii widział wyraźnie, jak wielką krzywdę jej zrobił; nigdy wcześniej nie uświadomił sobie tego tak dokładnie, jak w tej chwili. Niemal nie oddychał, nie będąc w stanie poruszyć się choćby o milimetr, jednocześnie ogłuszony i oddalony od salonu, w którym zostało jego ciało, i świadomy każdego bodźca odbieranego przez zmysły. W jednej chwili osłabła jego nadzieja, bo znów, gdy wszystkie fakty zostały wypunktowane, dziesięć procent brzmiało marnie. Nie wiedział, jak wcześniej zdołał wykrzesać z siebie choć odrobinę optymizmu, ale teraz już wiedział, że to było głupie. Tak mu się wydawało w tamtej chwili. Ale potem Spencer zamilkła, a do niego dotarła ta potworna, drażniąca uszy cisza. Również nie rozglądał się, nie patrzył po twarzach gości; wzrok miał utkwiony w twarzy ukochanej, w jej mokrych policzkach i lekko drżących ustach. Objął ją ramieniem, odrobinę nieporadnie, ale w tej pozycji nie miał innej opcji, a gdy wtuliła się w niego, zaczął gładzić jej ręce, chcąc, by jak najszybciej wróciła do równowagi. Przypomniał sobie, że nie może się denerwować i to stało się dla niego priorytetem, ale zaraz Spencer podniosła głowę, a on powtórzył jej ruch. Zaczął zastanawiać się, kto odezwie się pierwszy. Stawiał na któreś z jej rodziców, ale to Mara wychyliła się i wyciągnęła rękę w stronę kobiety brata, uśmiechając się do niej ciepło. I zaraz zaczęła mówić cichym i łagodnym głosem, bardzo podobnym do tego, którego używa Leo, że dobrze zrobiła, że jest bardzo dzielna, że nie powinna się poddawać. Mówiła tylko o niej, ale taka właśnie była Mara - zignorowała brata. A potem prawie z groźbą spojrzała na ojca Spencer, dostrzegając w jego oczach złość, według niej - nieuzasadnioną.

[niech będzie, że to to Twoje piekło ;p]

Leo Rough pisze...

[nie odświeżyłam strony i nie zauważyłam Twojej wiadomości.
też miałam nadzieję, że dam radę, ale nic z tego nie wyszło, niestety. jasne, baw się dobrze ;) dziękuję, no i wzajemnie - jak zwykle, żebyś kaca nie miała i nie umierała jutro ;) tak, niedzielę mam wolną, a o ile coś ekstra nie wypadnie, to całe popołudnie będę na blogu ;) także nadrobimy sobie WSZYSTKO, cały ten zabiegany tydzień i jakiekolwiek braki na innych blogach ;) MT to mój priorytet, więc to tu starałam się odpisywać, kiedy tylko miałam choćby chwilę, ale sama widziałaś, jak to wyszło :c wiem, mi też bardzo tego brakuje, czuję się taka... niepełna bez tego, wiesz, co mam na myśli? mam wrażenie, jakby coś było nie tak, ciągle! ale tak, masz rację, to nie zależy od nas. i było raczej do przewidzenia! tylko nie chcę, żebyś myślała, że bloga i Ciebie (przede wszystkim Ciebie! <3) olewam, bo tak nie jest. mam potworne wyrzuty sumienia, że ostatnio to z mojej winy tak mało tych komentarzy wymieniamy, ale to się zdecydowanie musi zmienić! choćby w przyszłym tygodniu: popołudnia będą już tylko dla Ciebie, no, nie licząc poniedziałkowego i któregoś później, gdy pojadę na zdjęcie szwów ^^ pomyśl sobie: tyle dni na wątkowanie! :D
jeszcze raz - dobrej zabawy i do spisania! ;) :*]

Unknown pisze...

[ No siemasz :D a myślałem, że jak tu wbiję, to już kompletnie nic nie zastanę ;p gadaj jak tam? :)) ]

Unknown pisze...

[ "Zaszczycić swoją obecnością" haha ;p Dziewczyno, tyle mam spraw na głowie, tyle mi się w życiu dzieje, że nie mam pojęcia w co ręce włożyć. I tak cholernie mi się ostatnio mi się chce pisać, że normalnie nie mogę. Ale nie mam na to czasu, ograniczyłem się tylko do takiego ładnego listu, o który zostałem poproszony ;) dzisiaj też znalazłem czas tylko dlatego, że
a) będę miał dość luźny tydzień, bo przyjeżdża do mnie Portugalczyk z wymiany i tylko w pon mam klasówkę z matmy, a tak to sobie będę jeździł na wycieczki z nimi i w ogóle ;D
b) dziewczynie zmarł dziadek w zeszłym tygodniu i dzisiaj akurat babcię odwiedza, więc nie mogłem do niej przyjechać.
To korzystam, obijam się niemiłosiernie i stwierdziłem, że sprawdzę co słychać :) Ale nie wiem, czy wrócę. Chyba bym nawet nie potrafił już.
A co u Ciebie, Aguś? :) ]

Unknown pisze...

[ Ale cóż złego miałoby się u mnie dziać? ;P I dlaczego miałbym nie żyć?! Aż tak źle mi życzysz? ;>
A skąd wiesz? Odzywałem się przez całe wakacje! I na początku września! Fakt, później nie wyszło, ale ostatnio znowu gadaliśmy. Tyle tylko, że trochę na mnie chyba wkurwiony jest, bo tak jakoś inaczej ze mną rozmawiał.
Ale ja nikogo nie miałem w dupie! Nie, nie tylko Ty się łatwo przywiązujesz, dlatego musiałem zniknąć na jakiś czas, ot co.
Nooo, mam :D i to akurat się zaczęło w momencie, kiedy powiedziałem "wyjebane na dziewczyny, teraz się kurwa uczę i do olimpiady przygotowuję". I nagle BUM! We wtorek będzie już miesiąc, jak ze sobą jesteśmy ;D Nie chcę pieprzyć, to jest coś wyjątkowego, naprawdę :)
serio, aż tak się wkurzasz? No Aguś, noooo! :)))) :* ;D ]

Leo Rough pisze...

[proszę bardzo ;p / przecież wiesz, że nie! na łeb bym dostała!
a czy ktoś kiedyś obiecywał, że ja współczująca jestem? ;p po prostu moja zazdrość się odezwała, bo ja tak fajnie nie miałam, że sobie mogłam na lekcje nie chodzić ;p teraz zobaczysz albo sobie przypomnisz, jak to być normalnym człekiem ;p
ale to zleciało, jeżu! pół roku <3
nie tylko Ty. pocieszające, nie? ;D
o, to bardzo się cieszę ;) jasne, czasem trzeba się zabawić! trochę Ci zazdroszczę, wiesz? ;)
no! już odpisałam wczoraj, ale widzę, że Ty też zdążyłaś, więc znów (!) mam zaległości ;p w sensie sentymentalna jesteś? ja też, niestety chyba ;p tak, nie mogłoby być inaczej; jasne, że zostanie, co to w ogóle za "mam nadzieję"?! nie możesz w to wątpić! ;) wiem, o co Ci chodzi - mam tak samo! ;)
cieszę się, że wiesz. tak, różnie bywa, a moje życie ostatnio przypomina jakiś pieprzony tor przeszkód, także wiesz. łatwo mówić! mam wrażenie, że robię nam obu krzywdę. wiem, dziwak jestem ;p
haha, wiem ^^ jaramy się? ;> ;p
zauważyłam! mamy nowych autorów, którzy piszą. normalnie nie wierzę! ;) jesteś niesamowita, wiesz? :*]

Leo, tak samo jak matka Spencer, był niezmiernie wdzięczny swojej siostrze. Mara zdołała znaleźć słowa, których on nigdy nie miał, które może nawet chciał wypowiedzieć, ale nie był w stanie. Odkrył trochę inną twarz tej na pozór zimnej, trochę przerażającej kobiety - twarz ciepłą, zdolną do współczucia, do troski. Zastanawiał się, czy kogoś jeszcze to zdziwiło, ale nie dostrzegł niczego takiego w oczach Tony'ego czy Kat, którzy znali Marę. A Spencer pewnie nawet nie byłaby w stanie zarejestrować tej zmiany; jej ciche "dziękuję" było prawdopodobnie jedynym, czego można po niej w tej chwili oczekiwać.
W następnej chwili znów nastała cisza, jeszcze cięższa niż poprzednio. Potem Leo żałował, że nie potrafił się nią nasycić, a więc czerpać tego, co najlepsze - względnego spokoju. Bo już kilka sekund później salon wypełniły pokrzykiwania, a potem także dziecięcy szloch obudzonej Rosie. Zapanował taki bałagan, że jego spokojny głos, którym prosił ojca Spencer o opanowanie, nie dotarł do niczyich uszu. Czuł się bezradny, ale nie tylko on; chyba nikt nie wiedział, jak się zachować.
W następnym momencie jego ukochana zerwała się od stołu i wyszła, zostawiając za sobą rozgniewanego ojca, matkę, bezskutecznie próbującą go uspokoić, oraz Leo, który nie wiedział, czy biec za nią, czy próbować ratować sytuację. Wybrał drugą opcję, bo pomyślał, że pomóc Spencer może teraz ktoś inny, ale jej rodzicom potrafi wytłumaczyć sytuację tylko on. Chciał dyskretnie poprosić swoje siostry, by odnalazły jego ukochaną i sprawdziły, czy wszystko w porządku z nią i dzieckiem, ale Mara trzymała w ramionach szlochającą rozdzierająco Rosie i już niosła ją po schodach do pokoju gościnnego, a Kat trzymała się za brzuch, idąc za nią, najwyraźniej źle znosząc przeżyty szok. Leo spojrzał na Tony'ego; ten jakby tylko na to czekał, bo kiwnął głową i zerwał się od stołu, niemal biegiem ruszając na poszukiwania Spencer. A on sam mógł wtedy grzecznie poprosić rodziców S., by usiedli przy stole i dali sobie wszystko wytłumaczyć. Oczywiście, jej ojciec był zbyt wzburzony, by być w stanie spokojnie zająć miejsce i wysłuchać racji Leo, więc ten zaraz odnalazł swoją awaryjną paczkę papierosów i zaprosił mężczyznę na zewnątrz. Chyba nie był do tego zbyt chętny, ale zgodził się, wyraźnie spięty, ciągle zrozpaczony i zły. W tej samej chwili do salonu weszła Mara i bez słowa podeszła do matki Spencer. Usiadła tuż obok i ułożyła dłoń na jej ramieniu; Leo spojrzał na nią z wdzięcznością, a potem wyszedł na taras przed domem za ojcem S. I zaraz, wręczając mu papierosa, zaczął tłumaczyć mężczyźnie, co czuła i co myślała jego mała córeczka. Spodziewał się, że wytłumaczenie innego faceta będzie mu bliższe, ale starał się niczego nie przekręcić; tyle razy słyszał argumenty Spencer, że mógł je teraz wyrecytować z pamięci.

Unknown pisze...

[ No dziękuję bardzo.
A Ty popatrz, nic mi nie mówił, że się o mnie martwił, chuj jeden ;P Ale tak serio, kurwa, okej, nawaliłem, zdaję sobie z tego sprawę. Tak typowo po mojemu zniknąłem i się teraz pojawiam jak gdyby nigdy nic, z szerokim uśmiechem na ustach. Ale ja już taki jestem, no przepraszam. Powinnaś już o tym wiedzieć...
No mam nadzieję, że będzie ok. Ostatnio w ogóle nie mamy dla siebie czasu, prawie się nie widzimy. Chujowe to.
Ej, no bo zaraz mi się przykro zrobi i będę miał wrażenie, że jestem skończonym dupkiem, no! Aguś, przecież utrzymuję względny kontakt - napisałem, tak? ]

Leo Rough pisze...

[bardzo śmieszne, narkotyku! ;p
oj, to się przeliczyłaś chyba ;p nie no, aż tak źle nie jest, współczułam Ci... przepisywania zeszytów, o! ;p ja mam i przewodniczącego, i zastępcę ;D lubisz być ponad to, co nie? rozumiem ;) haha, no, wstrząsający! ja się już boję, jak będę miała za tydzień czy tam dwa, jak będę musiała wrócić do szkoły po takiej nieobecności -.-
haha, bardzo trafnie! jak będziemy stare to też się w Krakowie spotkamy? ;>
a myślałaś, że tylko Ty? no wiesz! jak mogłaś o mnie zapomnieć? ;p
to świetnie! ;) miałam ochotę napisać "gratuluję" xD no tak, aż mnie skręca już, tak mam ochotę coś zrobić, poszaleć, potańczyć, może się napić albo i nie, jeśli pójdę z barmanem ;p a najbliższy termin to ostatni października, wysyp licealnych imprez, ale to jeszcze tyle czasu! :/
spoko, bez spiny, mam co robić ;p wiesz co, ja mam nowego kompa i też mi się sam z siebie wyłącza, także wiesz, nie traktuj tego od razu jak jakiegoś sygnału, że się psuje. mojemu Kubusiowi nic nie jest! ;p a Twój się też nie może zepsuć! właśnie widziałam, skomentowałam ten fakt na Krakowie, zajrzyj. głupia jestem, sekrety robię, ale nie chciałam tak tutaj, chyba rozumiesz?
chyba każda kobieta trochę jest i chyba żadna nie lubi się do tego przyznawać, więc rozumiem Cię doskonale i już milczę ;) / ja myślę, że nie wątpisz! :D
dzięki :* no wiesz, za wyrozumiałość ;)
;D
tak, dokładnie, już cicho siedzę ;)
spoko, tak, jak mówiłam - mam co robić ;)]

Leo Rough pisze...

[;D
widzisz, nie jestem takim beznadziejnym przypadkiem ;p no w klasie, co w tym dziwnego? kiedy mi się chyba nie chce ;p niedługo samorząd organizuje jakiś koncert, więc pewnie całą naszą klasę zaangażują, także zobaczymy, czy taka frajda ;p no chyba że tak. ale szczerze, kto lenistwa nie lubi? tylko dziwaki jakieś! ;p cii, nie będzie żadnych zaległości - wszystko dostanę mejlowo, co wieczór, przeczytam zaległe lektury, pouczę się na sprawdziany, dam radę. wszystko mam zaplanowane ;)
starsze, tak ;p
haha, OK ;) cieszę się :D
tak mi się jakoś rzuciło na myśl ;p oo, jak ja lubię ładne oczy <3 umówiłaś się z nim jakoś? ;> / wątpię -.- o, jaka? ;>
;p / u, to nie fajno. a kiedy kupujesz? bo wiesz, nie chcę, żeby nas jakieś niespodzianki spotkały, muszę dopytać ;p super nowy nie, ale całkiem nowy - w porównaniu do starego kompa, który teraz ma już dwanaście lat xD
czyli ludzi obgadujemy w Krakowie, tak? xD ;p niezłe jesteśmy ;)
ale dziękuję! cudowna jesteś <3
ojej, to niedobrze. w internecie nie może znaleźć? albo zadzwonić do tego miejsca czy coś w tym stylu? ale też w ostatniej chwili się obudziła, prawie jak ja ;p]

Leo Rough pisze...

Słowa Leo okazały się niezbyt pomocne. Jego wyjaśnieniom brakowało wiarygodności, jakby mówił wyuczone formułki, a nie zdania płynące prosto z serca. Oczywiście, mówił szczerze, ale to nie do niego należało to zadanie, a do Spencer, która powinna teraz stać obok ojca i tłumaczyć mu swoją decyzję. Właściwie nie musiała tego robić, bo to było jej życie, jej ciało, jej dziecko, ale Leo wiedział, że chciałaby wszystko swoim rodzicom wyjaśnić. Chciała, żeby zrozumieli jej postępowanie, a tego on nie mógł za nią wytłumaczyć. Mógł tylko przygotować jej grunt pod słowa tłumaczeń i przeprosin, uspokoić ojca i upewnić się, że i matka dojdzie do względnej równowagi. A potem być niedaleko, jeśliby go potrzebowała, pomóc, gdy poprosi.
I swoje zadanie wypełnił; tata S. po wypaleniu papierosa jakby odrobinę ochłonął, obniżył głos do normalnej mowy, a potem zapytał, czy mógłby porozmawiać z córką. Leo nie był pewien, w jakim stanie jest jego ukochana i chciał się z nią najpierw zobaczyć, więc zaproponował, by mężczyzna poszedł do salonu, do żony, z którą siedziała Mara. Te już też zdążyły się trochę uspokoić, więc usiedli w trójkę przy stole, wszyscy posępni, posmutniali. A Leo przeprosił ich i niemal biegiem ruszył na poszukiwania Spencer, przerażony tym, co może zastać. Bał się, że po gwałtownej reakcji ojca zaczęła wątpić w słuszność swojej decyzji - bo co zrobi, jeśli nagle jego ukochana uzna, że nie chce tego dziecka? To było mało prawdopodobne, ale jednak. Rodzice zawsze byli dla niej ważni, a brak akceptacji z ich strony mógł ją złamać. Leo miał tylko nadzieję, że jeśli tak się stało, to da radę ją przekonać, że nie wszystko stracone.
Intuicyjnie skierował swoje kroki do jej gabinetu, spodziewając się, że tam właśnie poszukała dla siebie schronienia, bo przecież w takim celu stworzył dla niej ten pokój. By miała swoje miejsce, w którym może się zamknąć, odciąć od świata, pobyć chwilę sama. Nie pomylił się; słyszał dochodzący z wewnątrz głos ukochanej i zaczął się zastanawiać, kto tam z nią jest. A wtedy dotarły do niego jej kolejne zdania, teraz już wyraźne, ale sens wydawał mu się wręcz nierealny. Był z nią Tony i... i co? "Zostaw mnie", krzyczane przez Spencer, było dość wymowne, ale Leo chyba zwyczajnie nie chciał mu wierzyć. Stał pod drzwiami jeszcze chwilę, rozważając wszystkie opcje, póki co zbyt zaskoczony, by zareagować. A potem, gdy oderwał się jego szwagier, wiedział już, co musi zrobić. Nacisnął bez wahania na klamkę i wszedł do gabinetu S., starannie zamykając za sobą drzwi. Wszystko się w nim gotowało, ręce mu drżały, ale twarz nie wyrażała jeszcze żadnych emocji. Powstrzymywał się tylko chwilę; w następnym momencie już klęczał nad obalonym na podłogę Tonym i raz za razem wymierzał silny, precyzyjny cios prosto w jego twarz. Ten próbował się wyrywać, bronić przed uderzeniami, ale to nic nie dawało; Leo był jak w transie. Widział tylko twarz mężczyzny, którego miał za przyjaciela, a który teraz wydawał mu się zupełnie obcy. Bo wszystko ułożyło się nagle w idealnie pasującą całość.

Leo Rough pisze...

[dzięki ;p / no tak, to dziwne było, ale jakoś tak nam się udało ;) klasowo o to walczyliśmy ;) / no właśnie, raczej nie będzie ;p no! dziewczyny ogarnęły na jakiś charytatywny cel ^^ / dokładnie! ;p o tak, ja się właśnie nadrabiania bałam najbardziej, ale nie będzie masakry, tak myślę ;)
;p
haha, tak, węgielki ;) zła kobieto! pięknookiego faceta się nie zostawia! ;p o, ale jakiś kontakt z nim masz :D będziesz próbować...? ;> / staram się ;) o, ale fajnie! ;)
jasne, musi być dobrze, musi działać, bo ja tu przecież oszaleję bez Ciebie! także działaj, złomku, działaj! ;p
;p
oj, zarumień się! :D jaka skromna... ;p ;))
i co? podziałała coś? mejl to dobre wyjście jest przecież! / hah, dzięki ;) ;p]

Leo nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co robi. Prawie nie był świadomy ruchów swojego ciała, które całe skupione było na jednej czynności, na uderzaniu w jeden punkt raz za razem. W zaciśniętej pięści tracił już czucie, tak samo zresztą jak w drugiej dłoni, którą przytrzymywał Tony'ego przy ziemi. Cały był spięty, mięśnie zaczynały mu drżeć z wysiłku, ale napędzała go wściekłość tak ogromna, jakiej nie czuł chyba nigdy wcześniej. Nawet wtedy, gdy pod jego pięścią znalazł się młody Campbell. Teraz było inaczej, bo bronił nie jednej osoby, a trzech: zranionej przez męża siostry, ukochanej kobiety oraz ich nienarodzonego syna, który również zostałby skrzywdzony, gdyby wydarzyło się coś więcej, może gdyby nie wkroczył albo gdyby w ogóle się nie dowiedział. Więc miał prawo dać upust swojej wściekłości. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Dopiero po jakimś czasie dotarły do niego starania Spencer, by zaprzestał walki z Tonym. Właściwie to nie była walka, bo on tylko leżał na podłodze, poddając się już bez protestów poczynaniom Leo, ale wcześniej zdążył zamachnąć się raz czy dwa, czego wynikiem była rozcięta warga szatyna. Teraz jednak nawet się nie poruszał, jęcząc tylko cicho; krew kapała mu z nosa, ust i rozciętego łuku brwiowego, a pod jednym okiem rósł mu krwiak, który już był wielkości śliwki. I dopiero, gdy Tony przestał pojękiwać, Leo opamiętał się. Jakiś udział miała w tym Spencer, ale właściwie dopiero, gdy się wyprostował, a potem wstał, chwiejąc się lekko, uświadomił sobie, że cały czas była obok i widziała to wszystko. Poczuł, jak grunt ucieka mu spod stóp; zaślepiony nienawiścią i gniewem nie pomyślał o niczym innym! Nie zastanowił się nad tym, że powinien wcześniej kazać Spencer wyjść albo w ogóle załatwić to na zewnątrz; że w pokoju obok czekali jej rodzice i Mara, a na górze spała Rosie i odpoczywała Kat. Może powinien nawet pomyśleć, czy jego reakcja była na miejscu, ale w to nie wątpił; Tony musiał dostać nauczkę. Nie było innego wyjścia.
Leo był przerażony tym, co zobaczył, gdy w końcu zdołał odwrócić się od leżącego na podłodze mężczyzny, który znów zaczął jęczeć z bólu. Mianowicie zapłakana Spencer tak go wystraszyła, bo nie spodziewał się z jej strony niczego innego, jak złości i żalu. Bo zachował się niedojrzale i głupio, bo widziała go takiego, jakiego nie powinna, bo... Było milion powodów, dla których teraz mogła go znienawidzić. Więc pospiesznie starł wierzchem dłoni krew z rozciętej wargi, a potem zbliżył się do ukochanej, patrząc na nią z wyraźnym pytaniem w oczach.
- Przepraszam. - wymamrotał, nie mogąc zmusić się do powiedzenia niczego więcej.

Leo Rough pisze...

[;p / moja nie jest zgrana w ogóle, ale jakoś tak nam się udało, raz tylko ;p / dokładnie! ;) / raczej ;))
wiesz, ja się znam, ze Śląska jestem ;p xD no jasne, rozumiem, ale nie szkoda Ci? ;p OK, załapałam, nie zależy Ci ;p / ;)
właśnie! poprzymilaj się do niego, może wtedy nie odmówi Ci posłuszeństwa ;p ;))
haha, ale fajnie! ok, nie powiem, cobyś wstydu nie miała ;p nieee, nie aż tak! ;p
aha, no to spoko, nie Twój problem ;) / o, jaka miła! <3]

Nie chciał słuchać jej przeprosin, bo wcale nie czuł, że to jej wina! Od początku nie mógł obwiniać jej o "zdradę", bo tak naprawdę nie widział w jej zachowaniu nic złego. Miała prawo szukać dla siebie pomocy, gdy jego nie było, miała prawo się zawahać, zwątpić, miała prawo to przed nim ukrywać. Nie był na nią zły, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo cały swój gniew zdążył wyładować na Tonym. To jego nienawidził szczerze, całym sercem, to jego winił o cierpienie Spencer i swoje. To przez niego, nie przez ukochaną, nie mógł spać po nocach. Wcześniej nie wiedział, kto to, nawet nie przeczuwał, że może być to jego szwagier! Ale tylko on był winny. I teraz także Leo, bo nie zapanował nad sobą, bo zrobił najgłupszą rzecz na świecie, bo... bo nie potrafił się zachować, bo znów zranił Spencer. Mógłby tak wymieniać w nieskończoność - teraz wszystkie winy były jego.
Nie spodziewał się, że brunetka zareaguje tak gwałtownie. Owszem, nie był pewien, jaki będzie miała po tym wszystkim do niego stosunek, ale myślał raczej, że doświadczy morza łez i żali. Było inaczej, a on nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Odczekał chwilę, gdy wybiegła z gabinetu; musiał doprowadzić się do porządku. Wytarł z dłoni twarzy krew o jakąś znalezioną chusteczkę, a potem wyszedł do swoich gości, nawet nie siląc się na udawanie czegokolwiek. Poprosił, by rodzice S. pojechali do hotelu, w którym wynajęli im pokój, a także by odwieźli Kat; obiecał im, że spotkają się jutro, by porozmawiać na spokojnie. Niczego więcej im nie tłumaczył; przyniósł płaszcze i odprowadził do drzwi, uspokajając, że z ich córką wszystko w porządku, że zadzwoni do nich, gdy poczuje się na siłach i mówiąc wszystkie inne bzdury, które chcieli usłyszeć. Aż w końcu wyszli, wyraźnie zmartwieni. Gdy Leo wrócił pod drzwi gabinetu, Mara była już w środku, kłócąc się zażarcie z Tonym, siedzącym pod oknem z zakrwawioną twarzą. Zostawił ich tak, niemal biegiem docierając na górę, ale zanim poszedł do sypialni, w której spodziewał się zastać Spencer, zajrzał do Rosie, śpiącej w pokoju gościnnym. Dla bezpieczeństwa otoczona była poduszkami, więc Leo z czystym sumieniem zostawił ją tam, przymykając drzwi, a potem w końcu zajrzał do swojego pokoju.
- Spenc. - wymruczał, wtykając głowę do sypialni, niepewny, co tam zastanie.

[wybacz, ale muszę się już zacząć szykować, więc będę odpisywać tylko tu ;)]

Leo Rough pisze...

[średnio to mało powiedziane! na wycieczce przez to się cuda działy, moja siostra to nawet nie wie, jakie! ;p tak, raz nam się udało, a może i przy tym koncercie się zepniemy i damy radę współpracować ;) / ;))
ej, nie śmiej się! to święta prawda! wgl. uważaj, żebym nie zaczęła po śląsku godać! mogę Ci życie uprzykrzyć, jak się będziesz nabijać ;p / no chyba, że tak. ale przecież zawsze można spróbować, nie? co Ci szkodzi? ;)
haha, bardzo dobrze! bądz najlepszą panią, jaką miał! :D
dobrze, dobrze ;)
;)) / zawsze? nie byłabym taka pewna... ;p]

Gdy spojrzał przez szparę w drzwiach do pokoju, początkowo widział tylko sylwetkę Spencer i niewielki fragment łóżka. Dopiero, gdy na chwilę przeniosła na niego wzrok, a potem znów uciekła nim gdzieś w bok, odważył się wejść do sypialni. Zamarł jednak w pół kroku, widząc leżącą na podłodze walizkę i porozrzucane wokół ubrania. Natychmiast w głowie pojawiło mu się milion myśli, na powierzchnię których wypływało tylko jedno słowo: nie. Nie dla ucieczki, dla odchodzenia, dla bólu straty i rozpaczy, dla pożegnań. Bo nagle zrozumiał ogrom swojego błędu i już wiedział, że Spencer ma prawo chcieć odejść, ale nie może tego zrobić. On tego nie przeżyje. Miał ochotę paść na kolana i błagać ją, by została, choćby do końca życia miał robić to co wieczór. Był gotowy na każde poświęcenie, niezależnie od tego, czego by dotyczyło, ale Spencer musiała z nim zostać. Przerażony tak bardzo, że nie był w stanie złapać oddechu, zbliżył się do niej, wcześniej zamykając za sobą dokładnie drzwi. Nie zdołał jednak podejść zbyt blisko, bo obawiał się, że od niego ucieknie, że nie będzie chciała jego obecności przy sobie. Stanął więc kilka kroków dalej, czekając, choć sam nie wiedział, czy to ma jakikolwiek sens.
A potem padły jej słowa, które sprawiły, że na jego twarzy odmalował się głęboki szok. Przez chwilę stał zupełnie nieruchomo, by zaraz w końcu wziąć oddech, a potem spuścić pokornie głowę. W myślach odmawiał jedną ze swoich modlitw, powtarzając, że już nigdy nie pozwoli sobie na podobną utratę kontroli. Bo już wiedział, że Spencer się rozmyśliła, a przynajmniej taką właśnie miał nadzieję, więc teraz musiał za to Komuś podziękować i coś w zamian obiecać. Zaraz jednak wrócił do rzeczywistości, uświadamiając sobie, że brunetka czeka na jakąś jego odpowiedź. Miał pustkę w głowie. Było wiele rzeczy, które chciał jej przekazać, ale żadna nie nadawała się do wypowiedzenia na głos już teraz. Dopiero, gdy padło jej kolejne pytanie, wybrał najprostszą opcję.
- Nie. - odparł gładko, kręcąc zdecydowanie głową i patrząc Spencer prosto w oczy. Nie było w nim już ani odrobiny złości, poza tą głęboko schowaną, skierowaną na niego samego. Nie mogła więc posądzić go o kłamstwo. Na nią się nie gniewał.
- Nie jesteś winna niczemu, co się wydarzyło, Spencer. Nie mam prawa być na ciebie zły. I nie jestem. - powiedział zaraz, mocno i pewnie, chwilę później już siadając obok ukochanej na brzegu łóżka. I w następnej sekundzie trzymał ją w ramionach, całując czubek jej głowy i gładząc po plecach.

[tyle roboty, że nie wiem, za co się zabrać, a jeszcze teraz zaczynam się stresować -.-]

Leo Rough pisze...

[hah, no właśnie ;p dzięki ;))
jak się będziesz nabijać, to jestem na to gotowa ;p to nie slang, tylko gwara, kobieto! -.- / aha, rozumiem ^^ ja tak szczerze to niewiele mówię po śląsku, bo moi rodzice nie są stąd, ale powiedzmy, że się uczę ;p / o, świetnie! daj znać potem, co? ;))
no to bardzo się cieszę! on w takim razie też miły powinien być, nie? ;p
tak, tak, czasami... ;p ale niech Ci będzie, milutka jesteś ;))
wiem, nie ma innej opcji! tak naprawdę moi rodzice denerwują się bardziej, niż ja, bo mnie tylko gryzie to, że przez najbliższych kilka dni będę wiecznie głodna, bo nie będę mogła nic jeść, ale to szczegół ;p no i teraz też oni wyganiają mnie do łóżka, więc już nie odpiszę, choć będzie mnie to dręczyć jutro! nie wiem, czy się pojawię i tak mi głupio, że Cię bez ostatniego komentarza zostawiam, ale wybaczysz, prawda? ;> a może wejdę na kompa, zobaczymy.
miłego poniedziałku, tygodnia, wszystkiego ;) i dobrej nocy!]

Leo Rough pisze...

[anulowali mi zabieg. jakaś pielęgniarka podkablowała mnie lekarzowi, że kichnęłam - i po ptokach. teraz będę czekać na nowy termin, prawdopodobnie w moim urodzinowym tygodniu to wypadnie :c no i też nic nie wyjdzie z naszego tygodnia, bo normalnie muszę do szkoły iść. szkoda ;(
ok, ok ^^ niech będzie, zobaczę ;p
no! całe szczęście ;p haha, "slang" xD / całkiem nietypowy jestem ;p tak, zdecydowanie warto! na przykład rodzinka mojego faceta mówi po śląsku, więc jak do niego idę, to właściwie co drugie słowo rozumiem ;p więc muszę się uczyć, nie mam wyboru, skoro tu mieszkam od urodzenia! ;p / ^^ :D
haha xD ale mu nie groź! ;p
;p xD
daj spokój, nie dawali mi żyć! ;p no raczej :D ale kto nie lubi jeść, no kto?! mówiłam już, że jesteś cudowna? :* zaraz Ci wszędzie odpiszę, tylko trochę ochłonę po tym wszystkim, a potem siadam do książek ;p]

Leo Rough pisze...

[moje "zaraz" -.-]

On z kolei obawiał się, że Spencer nie będzie chciała mieć go przy sobie, że odepchnie go i rzeczywiście odejdzie, tak jak to sobie najwyraźniej wcześniej postanowiła. Na szczęście Leo mógł odetchnąć z ulgą, bo jego ukochana wtuliła się w niego ufnie, jak zawsze szukając ukojenia w jego ramionach. Tu nic się nie zmieniło. Cieszyło go to, choć nie rozpraszało do końca lęków i nie umniejszało zmartwień. Teraz po prostu wiedział, że z całym tym bałaganem, który zapanował, nie został sam, ale co z tego? Problemy ciągle istniały. A Spencer również doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Nie. Zrozumieją. - odparł szybko, twardo, wyraźnie dając ukochanej do zrozumienia, że nie widzi innego wyjścia. Czuł się jak tchórz i kłamca, gdy mówił jej o czymś, w co tak naprawdę nie wierzył, ale nie uważał, by było lepiej, gdyby powiedział jej prawdę: że jego siostry znów obrócą się przeciwko nim. Wiedział, jak bardzo wszystkie wydarzenia wieczora wstrząsnęły Spencer, nie potrzebowała kolejnego zmartwienia.
Ale nie miało jej to zostać oszczędzone. Kroki na korytarzu wyraźnie świadczyły o kolejnym zbliżającym się dramacie w postaci zrozpaczonej i wściekłej Mary. Leo w jednej chwili zerwał się z łóżka i ruszył do drzwi, chcąc ochronić Spencer przed gniewem swojej siostry, przejmując go na siebie. Ukochaną poprosił, by została w sypialni, a potem wyszedł na zewnątrz dokładnie w chwili, w której Mara zatrzymała się przed drzwiami, by wparować do pokoju. Łzy zalewały jej twarz, ale nie wyglądała na rozzłoszczoną, a jedynie na bezgranicznie smutną.
- Wiedziałeś? - zapytała tylko, a gdy pokręcił głową, rzuciła mu się na szyję, szlochając rozdzierająco. Zaraz potem odsunęła się od niego, by znów ruszyć w kierunku schodów. Zatrzymał ją.
- Zabiję go. - wysyczała przez zaciśnięte zęby; wyglądała naprawdę groźnie i Leo pomyślał, że jej gniew należy się Tony'emu. Ale nie Spencer. Nie chciał jednak, by siostra zrobiła coś, czego będzie potem żałować, więc spokojnym głosem powiedział jej, co powinna zrobić, a ona, o dziwo, posłuchała go. Zeszła na dół, a szatyn słyszał, jak mocnym, opanowanym głosem każe mężowi się wynosić, a on, błagając o chwilę rozmowy, zbiera swoje rzeczy i w końcu wychodzi, gdy Mara mówi mu, że tak, kiedyś będą musieli porozmawiać - o rozwodzie. Chwilę później na podjeździe dał się słyszeć szczęk żwiru pod kołami odjeżdżającego samochodu.

Leo Rough pisze...

[no :/ a muszę mówić? ;p wiesz, mi najbardziej zależało na tym, żeby mieć to już za sobą, bo i tak w grudniu czeka mnie jeszcze jeden zabieg, no ale jak zwykle nic nie poszło po mojej myśli -.- jeszcze sobie to odbijemy, zobaczysz! ^^
ok, wybacz ;) / właściwie nie wiem jak, jakoś! ;p będę :D
o, tego by chyba nie zniósł ;p
;p o nie, nie ufam takim ludziom ;p haha, wiem ^^ cudowna, cudowna...
"wszędzie"? ;> no, coś mi wypadło, musiałam wyjść ;p a teraz mam masę roboty, więc nie wiem, kiedy odpiszę na reszcie blogów.]

Nie miał pojęcia, jak kiedykolwiek zdołają opanować i posprzątać ten bałagan, który tak nagle pojawił się w ich życiu. Właściwie to nie było tak do końca niespodziewane wydarzenie, bo pewne sprawy nawarstwiały się już od jakiegoś czasu, ale nie zmieniało to faktu, że gwałtowność zdarzeń zszokowała ich wszystkich. W jednej chwili runęły budowle tworzone na pozornie solidnych fundamentach. A Leo zaczął wątpić. Ogarnęły go od miesięcy tłumione uparcie obawy i lęki, coś, z czym walczył ze wszystkich sił, a co teraz zaatakowało go ze zdwojoną siłą. Zawsze tak było - to, z czym najbardziej wojował, wracało do niego, zwalając go z nóg, jak źle rzucony bumerang. Powinien uczyć się na swoich błędach, prawda? Chyba nie potrafił.
Sam nie wiedział już, za co zabrać się w pierwszej kolejności - za pomoc swojej zrozpaczonej siostrze, obwiniającej się Spencer czy może próbować naprawić sytuację z jej rodzicami? Wszystko wydawało się ważne, bo wszystko miało rzutować na przyszłość, nie tylko tę należącą do niego. Ale zdecydował, choć to nie było łatwe, ale czy jemu kiedykolwiek zdarzały się łatwe wybory? Nigdy. I już odwracał się, by wrócić do sypialni i uspokoić ukochaną, gdy dostrzegł ją, stojącą w progu. Zastanawiał się, jak wiele słyszała, ale szybko uznał, że to nieistotne. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, by potem opuścić wzrok. Nie mógł jej już dłużej okłamywać, nie potrafił. Sam cierpiał, a jaką wartość miały słowa otuchy, gdy samemu się jej potrzebowało? Znikomą. Nie były wtedy szczere, bo zranione serce potrafiło myśleć tylko o sobie. I tak było w wypadku Leo przez tę jedną, krótką chwilę, której miał potem żałować. Raczej nie słynął z egoizmu; był w stanie wiele poświęcić dla rodziny i dla ukochanej kobiety, bo to było dla niego najważniejsze. On sam przez większość czasu się nie liczył, a przez ostatnie miesiące tak naprawdę mógłby w ogóle nie istnieć. Nie miał własnego zdania, poglądów, chował dla siebie myśli i pragnienia. Przestał być sobą. Ale dłużej już nie potrafił.
Wolno ruszył w kierunku Spencer, uparcie wpatrując się w podłogę. Sam kładł część desek parkietu na piętrze i teraz, próbując się uspokoić, myślał o tym. Nie pomogło. Podszedł do brunetki i bez słowa objął jej ramiona, wchodząc z nią z powrotem do sypialni. Musiał wiedzieć. Ale pamiętał o jej stanie, więc pierwszym pytaniem było "Jak się czujesz?", gdy usadzał ją na brzegu łóżka.

Leo Rough pisze...

[29.10 ;) rzeczywiście pytałaś, a przekonało mnie "nie musisz" ;p / ten sam, tylko dwa kolejne zęby ;p / nie ma innej opcji, nie? ;)
;p / no serio nie wiem! staram się coś zrozumieć, odpowiadam normalnie... także jakoś, to dobre słowo ;)
;p
haha, czyli znowu nie jestem jedyna dziwna? ;p / a proszę Cię bardzo! wspaniała, boska, niesamowita... <3
ale powiedz mi, o co chodzi z tym "wszędzie", bo ja sobie nie przypominam! ;p no to spoko ;) może odpiszę na Krakowie, bo mam już początek, ale L&A sobie odpuszczę ;)]

Jej odpowiedź ledwo do niego dotarła, bo już skupiał się na tym, czego chciał się od niej dowiedzieć, o co chciał zapytać. Było wiele spraw, które pragnął wyjaśnić, ale żadna z nich nie wydawała mu się odpowiednia w tej chwili. Oboje byli zmęczeni, wręcz wyczerpani, wydarzyło się naprawdę wiele i ten wieczór mógł nie być odpowiedni na poważną rozmowę, której konsekwencje mieli później ponosić, ale... Leo nie widział innego wyjścia. Czuł, że niczego więcej nie zniesie, że kolejna tragedia znów wepchnie go w otchłań czarnej rozpaczy, która już raz pochłonęła go i chętnie zrobi to znowu. Potrzebował oczyszczenia, choćby przez kłótnię, choć ciągle pamiętał, że na nią akurat nie może sobie pozwolić. Nie w chwili, gdy Spencer już bez tego była zdenerwowana, wystraszona, wyczerpana. I gdy to sobie uświadomił, już wiedział, że nic nie wyjdzie z wielkiej rozmowy, której tak bardzo potrzebował, której pragnął. Patrzył na nią i widział kłębek nerwów, którym nie powinna być, o który musiał zadbać. Przez smutek i teraz również widoczny w jego oczach żal prześwieciła nagle troska. Musiał zaopiekować się swoją kobietą, a przez to również ich dzieckiem. Nie powinien zapominać o swoich obowiązkach.
- Pójdziesz już spać? Chcesz wziąć najpierw kąpiel? - zapytał, a potem, nie czekając na jej odpowiedź, przekroczył ciągle leżącą na podłodze walizkę i wszedł do łazienki, by odkręcić wodę. Wlał do wanny odrobinę ulubionego olejku Spencer, a potem odczekał chwilę, by się uspokoić. Wrócił do niej już zupełnie opanowany, mając w głowie staranny plan na najbliższe godziny. Zaczął od zbierania z podłogi jej rzeczy; robił to nieuważnie, bez skupienia, więc pogniecione już ubrania składał tak, że giął je jeszcze bardziej. Ale czy ktoś by się tym przejmował? Na pewno nie on.
- Pójdę do Mary. Zostanie z Rosie na noc, nie masz nic przeciwko? Rano odwiozę je na lotnisko. - powiedział, ciągle zajmując się ubraniami Spencer, jakby to było najważniejszym zadaniem na świecie, choć wzrok miał zupełnie nieobecny.

Leo Rough pisze...

[nie wspominałaś; znam ten ból! ;p nom ;) / haha, no w sumie racja xD / ^^
;D ;p
no tak, jasne! ;p / ... niezastąpiona, wyjątkowa, kochana...
ahaha, no tak, racja! ;p ale nie zawsze jestem taka gołosłowna, wiesz? ;)
tam mi tak krótko wyszło, wybacz. tak, tu to ja jestem zawsze, przynajmniej myślami ;)]

Jej gwałtowny protest zdziwił go, a więc również zdołał wyrwać z letargu, w który popadł. Nie spodziewał się, że Spencer może nie zgodzić się, by jego siostra została na noc w ich domu, i już zaczął snuć jakieś swoje chore domysły - że może jednak było pomiędzy nią i Tonym coś więcej, a ona okłamała go, że może Mara coś wie i jego ukochana boi się, że Leo może się o tym dowiedzieć. W tej samej chwili obudził się w nim bunt: to była jego siostra, a on miał prawo zaoferować jej gościnę we własnym domu, gdy znajduje się w trudnej sytuacji. Na szczęście Spencer poprawiła się, a on odetchnął, kiwając pokornie głową, nie przerywając sprzątania jej ubrań, ciągle zaścielających podłogę grubą warstwą. Nie mógł na nie patrzeć, bo myśl, że mogłaby odejść, a nawet, że w ogóle o tym pomyślała, sprawiała mu niewyobrażalny ból. Jeśli okaże się, że zostały jej tylko dwa miesiące, muszą spędzić je razem i zrobią to najlepiej, jak potrafią. Zaczynając od jutra.
A potem nagle Spencer znalazła się tuż przed nim, zarzucając go dobrymi radami, których nie potrzebował, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak właśnie powinien zrobić. Ale nie mógł, nie był do tego zdolny, nie chciał. Już sam nie wiedział, co było najsilniejsze, ale rezultat pozostawał bez zmian: nie zrobi tego. Nie skrzywdzi ukochanej słowami, bo już to kiedyś zrobił, nie raz. Nie, bo mógłby powiedzieć coś, czego później będzie żałował. A już na pewno nie zdecyduje się na to w tej chwili, gdy ręce ciągle mu drżały po ogromnym skoku adrenaliny. I gdy musiał jeszcze zaopiekować się swoją siostrą i jej córką.
- Muszę iść do Mary. Spróbuj odpocząć, OK? Zajrzę do ciebie niedługo. - odparł tylko, nie decydując się na żaden komentarz dla słów kobiety. Ledwo na nią spojrzał, przelotnie całując jej czoło, a potem odwrócił się na pięcie i wyszedł z sypialni, starannie zamykając za sobą drzwi.
Jego mętlik w głowie przyprawiał go o fizyczne cierpienie. Wszystko go bolało, było mu niedobrze i grunt drżał pod jego stopami, ale nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek czy chwilę rozmyślań. Musiał zająć się Marą, której szloch ciągle rozbrzmiewał w pustce salonu. Zszedł do niej pospiesznie, jakby bojąc się, że Spencer będzie go gonić, co chwilę później wydawało mu się nawet zabawne. Zaraz jednak zapomniał o tym wszystkim, odnajdując swoją straszą siostrę w kuchni, sprzątającą po przyjęciu; łzy płynęły strumieniami po jej policzkach, rujnując makijaż, z jej gardła wydobywał się nieludzki szloch, ale poza tym zachowywała się zupełnie normalnie - wyrzucała resztki do kosza, pakowała naczynia do zmywarki, wycierała kieliszki, chowała alkohole. Leo zatrzymał się w progu, a potem, bez słowa, zaczął jej pomagać.

Leo Rough pisze...

[mam tak samo! ;p / nie mam pojęcia. o, tak kupię sobie - taką ładną, z idealnie białymi zębami i w ogóle ;p
<3 no dokładnie! zgadzam się, dobrze mieć innego świra gdzieś na świecie ^^ / nie, słów mi nie braknie, ale może mi się odechcieć - o, na przykład teraz! ;p
to dobrze ;)
odpiszę jeszcze, o! ;)
uzależnione baby ;p]

Mara zachowywała się dokładnie tak, jak on w podobnych sytuacjach: starała się udawać, że nic się nie stało, choć marnie jej to wychodziło. Nie próbowała powstrzymywać płynących z oczu łez, ale nie mówiła o swoim bólu, bo to zwyczajnie do niej nie pasowało. Owszem, lubiła zainteresowanie, lubiła draki, ale nie, gdy spotykająca ją tragedia była aż tak poważna. Swoją rozpacz zawsze wtedy przeżywała w samotności, sprzątając albo zajmując się innymi nic nieznaczącymi czynnościami - Leo znał ten sposób walki z niepożądanymi emocjami aż za dobrze. Tym razem postanowił, że nie pozwoli jej być samej, wiedząc, że różne głupoty mogłyby jej przyjść do głowy. A ona najwyraźniej nie miała nic przeciwko temu, choć też nie wydawała się zwracać na Leo większej uwagi. Zajmowała się sprzątaniem, wyglądając na zupełnie na tym skupioną. Ale potem coś w niej pękło - przylgnęła do brata, przez kilka chwil szlochając rozdzierająco w jej ramię. Szybko opadła z sił i znów już tylko łzy płynęły po jej policzkach; żaden więcej dźwięk nie wydobył się z jej zranionego gardła, nawet "dziękuję" Leo wyczytał jedynie z ruchu jej spierzchniętych warg. Po tym nagłym wybuchu wydawała się odrobinę spokojniejsza, choć może była jedynie wyczerpana, nic więcej. Chciał jednak wykorzystać tę chwilę jej względnej równowagi, by wmusić z nią coś na sen, a potem zaprowadzić do łóżka. Skończyli sprzątanie i Leo zaproponował jej jeszcze kubek herbaty, na który Mara zgodziła się skinięciem głowy. Przypomniał sobie jednak o obietnicy, którą złożył Spencer, o tym, że do niej zajrzy, więc ruszył na górę; siostra poszła razem z nim, by zobaczyć, jak ma się jej córka. Po schodach szli objęci, a szatyn czuł, jak ciało kobiety dygocze - już wiedział, że zbliża się kolejna fala łez. Powstrzymała się jednak przed wybuchem przed nim; zniknęła w pokoju, w którym spała Rosie, a on nie miał innego wyboru, jak skierować się do sypialni. Przed wejściem zawahał się; jak przywita go Spencer? Czy będzie zła, czy będzie naciskać, czy będzie pytać? A może zastanie ją już w łóżku, w posprzątanym pokoju, w którym nic nie będzie mu przypominać o wydarzeniach wieczora? Na to liczył. Marzył już tylko o położeniu się w ciepłej pościeli z ukochaną kobietą u boku, o powrocie do normalności, do rutyny, o zapomnieniu. Najchętniej cofnąłby się w czasie do dnia, w którym wpadli na genialny pomysł zorganizowania domówki i wszystko odwołał. Ale teraz było już za późno.

Leo Rough pisze...

Niemal niepewnie nacisnął na klamkę, wstrzymując oddech. Odmawiał w myślach kolejną ze swoich modlitw, ale przerwał, gdy w szparze pomiędzy drzwiami a futryną dostrzegł walizkę i rozrzucone na podłodze ubrania. Westchnął cicho, by zaraz wejść głębiej do pokoju. I wtedy bardziej wyczuł niż zrozumiał, że coś jest nie tak. W dwóch susach dotarł do wejścia do łazienki, a tam... Zamarł na kilka długich sekund, jak ogłuszony wpatrując się w sylwetkę Spencer: w jej zachlapaną wodą pidżamę, rękę wygiętą pod przerażającym kątem, twarz wykrzywioną w spazmie bólu. I w następnej chwili już był przy niej, klęcząc na mokrej posadzce, przerażony i drżący na całym ciele. Nie wiedział, co zrobić, nie potrafił zareagować; mógł tylko patrzeć na kobietę swojego życia, myśląc o tym, że któreś z nich - dziecko lub ona - właśnie umiera. To było głupie, nielogiczne i nie na miejscu, ale myśli same wdzierały się do jego głowy. I dopiero po jakimś czasie opamiętał się - zawołał kilkakrotnie Marę, w tej samej chwili przysuwając się bliżej do ukochanej, by otulić dłońmi jej twarz, wykrzywioną ze strachu i bólu. Odetchnął głęboko, by opanować się, dla niej, jak zwykle.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie, wszystko będzie dobrze. - mamrotał, gładząc ją do policzkach, po włosach, bo linii szczęki. Zaraz sięgnął po telefon i drżącą dłonią wybrał numer pogotowia; pospiesznie wytłumaczył, co się stało, wspominając o ciąży, chorobie Spencer i udzielając całej reszty niezbędnych informacji. Rozłączył się, a komórka wypadła mu z dłoni wprost do kałuży wody. Znów pochylił się nad ukochaną, by powiedzieć, że zaraz wróci, a potem wstał i poszedł do pokoju po koc, którym starannie otulił ciało kobiety, uważając na jej rękę. Jeszcze raz zawołał siostrę, a potem ułożył się przy Spencer, układając sobie jej głowę na kolanach i gładząc ją po czole. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że przez cały ten czas szeptał jej coś uspokajająco; słowa same cisnęły mu się na usta.

[nie zmieściło się ;p]

Leo Rough pisze...

[haj fajf! ;D / o, dokładnie! poza tym, że już mam ;p
:* ;) / przyznaję się, leń jestem ;) o widzisz! czyli ja też jestem cudowna! ;> :D
;)
odpisałam ;)
mi również ;))
ja też! <3]

Nie wiedząc, co innego mógłby zrobić, niezdarnie ścierał z policzków Spencer płynące po nich strumienie łez. Chciał pomóc, chciał działać, mieć jakieś zadanie, ale przez telefon dostał zakaz robienia czegokolwiek - miał tylko przykryć ją i pilnować, by już nic więcej jej się nie przydarzyło. Więc wypełnił sumiennie polecenia, a teraz nie zostało mu nic innego, jak tkwić przy ukochanej i próbować ją uspokoić. Wydawało mu się to zadaniem niemożliwym, szczególnie, gdy jego samego panika rozrywała wręcz na strzępy; nie potrafił wyobrazić sobie, co przeżywa Spencer. A właściwie potrafił, bo był jak ona - bezradny, przerażony, zrozpaczony. I przez to jeszcze trudnej było mu znaleźć słowa, którymi mógłby przynieść jej choć cień ulgi, choć sekundę względnego spokoju, bo wiedział, że jego nerwów nie ukoi nikt i nic. Czuł, że traci ukochaną, a wraz z nią tego, o kogo tak zaciekle walczyła - ich nienarodzonego, pchającego się na świat syna. Nie potrafił nawet o tym myśleć! Wszystkie te męczarnie, miesiące wypełnione bólem, katusze, które przeżywali oboje, miały pójść na marne?! Nie, tego nie był w stanie zaakceptować, to nie mogło się wydarzyć! Jego Spencer musiała przeżyć. Wychodzili już przecież z gorszych opresji, prawda?
I to właśnie zaczął jej mówić. Że długo była już dzielna i że wytrzyma jeszcze chwilę. Że lekarze zaopiekują się nią i ich dzieckiem najlepiej, jak będą mogli, że już zaraz tu będą i im pomogą. Że wszystko będzie dobrze, że ani się obejrzy, a już będzie trzymała w ramionach kruchego noworodka. Że jest przy niej i nigdzie się nie rusza; że rozumie, że się boi, ale musi być silna. Mówił pewnie, mocno, a słowa płynęły prosto z serca. Zmusił się, by w nie uwierzyć, choć to wcale nie było łatwe zadanie, ale w obecnej sytuacji był gotowy na wszystko. Bezradność zmuszała go do desperackich posunięć; kłamstwo nie wydawałoby się złe, ale nie musiał się do niego zniżać. Uwierzył. Odrzucił od siebie wątpliwości i lęki, i choć serce wciąż drżało mu z bólu, to zdołał przywołać pod powieki obrazek, w którym już za kilka godzin miał być ze Spencer, trzymającej przy piersi ich syna. I mówił jej o tym również, karmił ją tą wizją, nieprzerwanie gładząc jej twarz, odgarniając do tyłu włosy, co jakiś czas nawołując siostrę. Ta jednak wydawała się głucha, a może to głos go zawodził? Sam nie wiedział. Liczyła się tylko Spencer. A dla jej dobra musiał zostawić ją na chwilę - miał w domu lekarza, a nie mógł skorzystać z jego pomocy? Głupota! Więc szepnął ukochanej, że wyjdzie tylko na minutkę, że zaraz wróci i wszystko już będzie dobrze, ale okazało się, że nigdzie nie musiał się ruszać - Mara weszła do łazienki. Po chwili szoku opadła na kolana i natychmiast odkryła kobietę, podwinęła jej pidżamę i zaczęła badać, najpierw dotykając brzucha na kilku wysokościach, potem mierząc tętno, a potem sprawdzając także rozwarcie. Była przy tym zupełnie opanowana, jak na profesjonalistę przystało. Potwierdziła to, co już wiedzieli - że zaczął się poród. Nie mogła ich uspokoić, obiecując, tak jak Leo, że wszystko się ułoży, więc tylko zaczęła wyliczać pozytywy, które mogła dostrzec. Mówiła o dziecku i jego szansach na przeżycie w siódmym miesiącu; o rozwiniętych organach i zmysłach, o tym, z czym jeszcze będzie musiał walczyć, ale w zamyśle chciała pocieszyć brata i jego kobietę. I chyba jej się to, choć odrobinkę, udało.

[Twoja zasługa :*]

Leo Rough pisze...

[;p ;D / ja myślę! ;p ;))
a ja miałam Wertera przeczytać - nawet przez streszczenie nie przebrnęłam! ;p / prawie? prawie?! !!
a ja odpiszę już jutro ;) ale mi się podoba tamten wątek! <3
tak, dokładnie ;)
mhm... :D ^^ ;))]

Jej ból był jego bólem. Odczuwał go tak intensywnie, jakby ktoś rozcinał mu wnętrzności tępym nożem, robiąc sobie z jego ciała zabawkę. Bo ono już nie należało do niego - zlało się w jedno z ciałem Spencer, współodczuwało z nią każdy spazm, każde najdrobniejsze cierpienie, które, w sumie, dawało ranę ogromną, palącą, wręcz wyżeraną przyprawiającym o mdłości bólem. Jej krzyk stawał się jego krzykiem, bo nie mógł zatrzymać go w gardle; jej przerażenie było jego, bo nie mógł na nie patrzeć. Widok ukochanej osoby cierpiącej w tak straszny sposób to najokropniejszy widok na świecie, ale Leo i tak wiedział, że nie chciałby być nigdzie indziej. Skoro mógł tkwić przy niej i choćby próbować pomóc, nie wybrałby dla siebie innego miejsca. Jego poczynania na niewiele się co prawda zdały, ale był, opiekował się, uspokajał. Czuł się bezradny i bezsilny, ale walczył z tym, głęboko wierząc, że jego wysiłki nie pójdą na marne. Że Spencer przetrwa, w jakimś stopniu dlatego, że teraz się nie podda, wzmacniana jego słowami i marnymi zabiegami, by utrzymać ją w wierze, że wszystko będzie dobrze. Mara miała przez tę chwilę do przyjazdu karetki zadbać o całą resztę.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. Jeszcze tylko moment, Spencer, a potem się tobą zajmą. Nic ci nie będzie, słyszysz? - mamrotał, ledwo będąc w stanie wydusić z siebie głos, bo gardło miał odrętwiałe, jakby od kilku godzin nieprzerwanie krzyczał. Tak naprawdę dławiły go łzy, ale walczył z nimi, wcale tego nieświadomy, wiedząc, że musi pozostać silny. Dla cierpiącej, tracącej przytomność ukochanej, która go potrzebowała. Pochylił się nad nią i objął ją ciaśniej, jakby wierząc, że sama bliskość pomoże - to była magia jego Spencer, której bardzo chciał móc zaufać. Gdyby to było takie proste, tylko przytuliłby ją najmocniej, jak potrafi, a potem już wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. Nie potrzebowaliby lekarzy, szpitali, leków. Wystarczyłaby ukochana osoba i odrobina jej ciepła. Teraz jednak mógł objąć ją, tak po prostu, by pokazać, że jest, że walczy razem z nią. Że, tak jak obiecał, nigdzie się nie rusza.
A potem, zupełnie nagle, dotarło do niego jakieś krzątanie, podniesione głosy i głośny tupot kilku par ciężkich butów. Zdziwiony, podniósł głowę, by dostrzec sanitariuszy. Odetchnął z ulgą, ostatni raz pochylając się nad ukochaną, by pocałować jej czoło i szepnąć, że nadal jest tuż obok, a potem musiał się odsunąć, by zrobić lekarzom miejsce. Stał w kącie łazienki, bezradny i przerażony jak małe dziecko, odpowiadając na pytania jednego z mężczyzn, gdy wynosili z pomieszczenia jego ukochaną. Chciał ruszyć za nią, ale ktoś przytrzymał go za ramiona, nie pozwalając mu wyjść z łazienki; Leo okazał się jednak silniejszy, bo jednym gwałtownym ruchem wyrwał się z uścisku czyichś dłoni i niemal biegiem ruszył na noszami, na których leżała Spencer. Ledwo pamiętając o oddychaniu, szedł tuż za sanitariuszami, próbując się odezwać; głos znów odmówił mu posłuszeństwa, ale nikt już nie prosił go o wyjaśnienia czy o cokolwiek innego. Dali mu spokój; więcej nawet - pomogli mu, pozwalając wsiąść do karetki razem z ukochaną. Zdołał dopchać się tylko do jej nóg, więc chwycił je, dając w ten sposób znak, że ciągle jest obok. Że nie została sama.

[muszę Cię dogonić ;D
a teraz już znikam, moja droga, dobrej nocy życzę! :*]

Leo Rough pisze...

[przygarnęłaś mojego jeża, widzę ;p
powiem Ci, że ten Werter na lekcji nie był taki zły - babka bardzo ciekawie o nim mówiła ;) haha, dobre to! ;p znaczy już się boję... ;p / no, skoro tylko na tyle Cię stać, to chyba nie mam wyboru, nie? ;p
już się zastanawiałam, jak tę sytuację potem rozwiniemy, ale nie mam zbyt wielu pomysłów. będę pisać, jak przyjdzie pora, a póki co myśl nad tym ;)
:D ^^
musiałabyś na każdy mój komentarz odpisywać kilka razy, a wtedy byłaby jakaś szansa dla mnie na dogonienie Cię, a tak? musiałabym zacząć jakieś wątki, ale mi się nie chce, leń jestem. poza tym, z nikim nie pisze mi się tak dobrze, jak z Tobą, więc po co się wysilać? ;)
i jak ten polski? ;)
dzięki za wiadomość ;) ja to się wolę powstrzymywać przed obietnicami, że będę, bo potem różnie wychodzi, ale dzisiaj akurat nie planuję nic specjalnego, więc będę cały wieczór ;)]

W karetce było ciasno i duszno, a Leo miał wręcz wrażenie klaustrofobicznego zbliżania się do siebie ścian. Tłumaczył sobie, że to kompletna głupota, że to nie dzieje się naprawdę, ale i tak widział, jak na jego ciele zamykają się płaty metalu, miażdżąc go. Sam nie wiedział, jakim cudem powstrzymywał krzyk przerażenia i głęboką potrzebę ucieczki, ale zdołał się przemóc. A właściwie został do tego zmuszony, bo krzyk Spencer przykuł go do siedzenia. Mocniej ścisnął jej nogi, z trudem łapiąc oddech, gdy całe ciało zwarło mu się boleśnie na myśl o cierpieniu, którego doświadcza jego ukochana. I już w następnej chwili przepychał się do niej, wyobrażając sobie to, jak bardzo przerażona musi być, jak wiele dzieje się w jej głowie, gdy i jej ciało nie ma ani chwili spokoju. O dziwo, mężczyźni zrobili mu przejście, a on mógł usiąść tuż przy głowie Spencer, którą zaraz otulił czule dłońmi, pochylając się nad nią. To, że mógł znaleźć się tuż przy niej, przyniosło mu cień ulgi, ale było to jedynie mgnienie, bo już w następnej chwili wyczytał z jej twarzy wszystkie targające nią emocje. I ból, w którym nie potrafił jej ulżyć, choć tylko tego pragnął.
- Jeszcze tylko chwila, kochanie, zaraz będziemy w szpitalu. Zajmą się wami. Jeszcze tylko kilka minut. Wytrzymaj. - prosił, mamrocząc wprost do jej ucha słowa pociechy. Wątpił, by to miało jakoś pomóc, ale chciał, żeby Spencer wiedziała, że jest przy niej. By chciała dla niego walczyć. Nie mogła się przecież poddać, nie teraz! I o tym też zaraz zaczął jej mówić - by była silna, by walczyła i wierzyła, że wszystko się uda. Kłamał, mówiąc, że sam nie traci wiary, ale robił to w sposób na tyle przekonujący, że prawie sam uznał to za prawdę. A potem, gdy skończyły mu się pomysły i siły na wypowiadanie kolejnych słów, powtarzał już tylko, że będzie dobrze. Że wszystko się ułoży.
I zanim się obejrzał, już dojeżdżali do szpitala; gdy spostrzegł ten fakt, przeraził się. Gdy wysiądą z karetki, wszystko się zmieni. Zabiorą Spencer i, być może, już jej nie zobaczy - ta myśl była jak cios w brzuch. Niemal nie było w nim już wiary, tylko ta wątła nadzieja, że Ktoś nad nimi czuwa i nie pozwoli skrzywdzić tak dobrej, ciepłej, a przede wszystkim niewinnej kobiety. Leo znów zaczął się modlić, tym razem prawdziwie, gorąco, jak nigdy wcześniej. Jego świat walił się - nie miał już innego ratunku. I tylko, gdy karetka zatrzymywała się przed budynkiem szpitala, pochylił się i przycisnął usta do czoła ukochanej, powtarzając sobie, że to wcale nie jest pożegnanie. Spencer mogła być jego ratunkiem. Mogła. Jeśli przetrwa, powiedział sobie z goryczą. Kiedy przetrwa!, poprawił go głosik Nadziei.

[jeżu, nie czytaj -.-]

Leo Rough pisze...

[:D ^^
moja babka jest świetna - opowiada nam jakieś ciekawostki, żarciki, mówi "Wertuś" ;p ale Ty to masz rzeczywiście lipnie, współczuję! / cicho! Ty wiesz, ja wiem, wystarczy... ;p xD / arrr :* no dobrze, wystarczy już - jak to było, bo się zarumienię? ;p ;))
no właśnie, tak myślałam :D lubimy takie wątki! <3 a jak jesteśmy już przy naszych stworkach: co z Andro i Lee? bo pomyślałam, żeby napisać już coś nowego, bo jakoś nie umiem się zmusić do odpisania na obecny wątek. co Ty na to? ;>
mam się bać? ;p czyli nie jestem jedyna zła i niedobra? uff, co za ulga! ej, ale serio powinnyśmy wątkować z innymi, przynajmniej tu! już nie mówię na reszcie blogów, bo tam to chyba nie ma większego sensu ;p oczywiście, że oczywiste! dwie narkomanki... ;p
to niezła jesteś! ;) ale nigdy w to nie wątpiłam ^^ może nie będzie tak źle ;)
o nie, nawet mi nie mów! ja mam tyle roboty, że nie wiem, w co ręce włożyć! ;( ale jestem i nigdzie się nie ruszam, także wiesz... ;))
hahaha xD nieźle! ;p tak, ja chcę uśmieszek! ;D]

Wiedział, że żeby pomóc jego ukochanej, muszą ją zabrać do szpitala i oddać pod opiekę specjalistom, ale nie zmieniało to faktu, że nie chciał, by znikała z zasięgu jego wzroku. Nie mógł się z nią rozstać, nie potrafił, zwyczajnie przerastała go wizja zostania samemu w takich okolicznościach. Jak miał usiąść w jakimś korytarzu i bezczynnie czekać na wieści o ukochanej, gdy ona będzie w jakiejś sali zupełnie sama, męczona obcymi dłońmi, cierpiąca, przerażona, samotna?! Chciał być przy niej, trzymać ją za rękę i powtarzać, że wszystko będzie dobrze, że pokonają wszystkie trudności, choćby nawet miała go nie słyszeć, będąc po narkozą. W innym wypadku miał czuć się tak, jakby ją opuścił, zignorował, porzucić. Obiecał przecież, że będzie obok, zawsze, niezależnie od sytuacji. A teraz? Teraz sanitariusze wynieśli ją z karetki, a potem biegiem ruszyli podjazdem w stronę rozsuwanych drzwi wejścia na ostry dyżur szpitala, nie patrząc na Leo, który został w samochodzie. Oniemiały, przerażony, umierający z bólu - bo nagle dostrzegł na podłodze i bruku lśniące w ciemności plamy cieczy. W karetce widział jeszcze ich jaskrawy, czerwony kolor, ale gdy zdołał wyjść z niej na zewnątrz, smugi krwi nie miały już barwy. Panika ścisnęła go za serce, przyspieszając jego bicie, aż rozkołatało się boleśnie w klatce piersiowej Leo, przyprawiając go o niekontrolowane drżenie na całym ciele. Zaraz potem przypomniał sobie, że powinien oddychać - wziął spazmatyczny wdech, a potem następny, na miękkich nogach idąc w kierunku szpitala. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że mamrotał pod nosem imię ukochanej, przepraszając ją i błagając, by nie zostawiała go.
Pielęgniarka znalazła szatyna niezdolnego do przejścia kolejnego kroku tuż za drzwiami szpitala. Nie zważając na jego głośne protesty, usadziła go na wózku i zawiozła do lekarza; ten, nie czekając na wyjaśnienia Leo, podał mu środek na uspokojenie, a potem łagodnie wypytał o to, co się stało. Słowa mężczyzny obudziły w nim nowe pokłady energii - zerwał się z fotela, a potem wybiegł na korytarz, potrącając po drodze ludzi i gubiąc krok raz za razem. W połowie drogi do schodów zatrzymała go znajoma twarz; to Mara dotarła do szpitala. Leo ledwo zwrócił na nią uwagę, mamrocząc pod nosem, że musi znaleźć Spencer, że musi być przy niej. Siostra zrozumiała, co się z nim dzieje; bez słowa ruszyła za szatynem, pomagając mu znaleźć miejsce, w którym znajdowała się jego ukochana.

[dobra, dobra, cicho ;p]

Leo Rough pisze...

[oczywiście! ;)
o, znam to! w zeszłym roku na WOK-u pracowaliśmy w grupach i mieliśmy identyczną sytuację! a na polskim, jak mamy takie zajęcia, to też tak później wychodzi - mają zająć godzinę, a zajmują trzy, bo babka sobie musi pogadać, pośmiać się z nas czy coś xD serio myślałaś o rozszerzonym polskim? fajno ;p / OK! ;p / ale ja jestem skromna! i nie, nie mów już - to miało być moje zadanie ;p słodka, kochana, wspaniała... xD
OK! ;)) ;D / ale to już nie dzisiaj... ;)
to było jeszcze bardziej przerażające... ;p / całe szczęście! ;p czyli się zgadzamy, jak zwykle! ;)) ale tym razem to chyba nie do końca dobrze - naprawdę powinnyśmy zacząć pisać z innymi! zmusić się! :/
w sumie. tylko nasze jest złe -.-
no czyli spoko ;)
weź się poucz! tym bardziej, że ja już niedługo będę znikać, mój wieczór skończy się dziś wcześniej, a przynajmniej taki mam plan, także wykorzystaj to, dobrze Ci radzę ;) ja sobie dam radę, nie martw się! ;))
nie wątpię ^^]

Leo Rough pisze...

Nienawidził szpitali. Szczerze, gorąco, całym sercem, do samego końca, do dna swojej duszy. Kojarzyły mu się z tym, co najgorsze, a więc z cierpieniem, z samotnością, z umieraniem. Zbyt dużo sam w nich przeszedł, by pamiętać, że za zadanie mają przede wszystkim pomagać ludziom wrócić do zdrowia, nie przeciwnie, a jednak jemu kojarzyły się tylko z bólem śmierci. W salach OIOM-u przeszedł zdecydowanie za dużo, jak na swój wiek, więc miał prawo czuć się w ten sposób, ilekroć odwiedzał szpitalne oddziały. Nie dostrzegał żadnego jasnego punktu, zresztą kto by to potrafił? [ja! xD] Leo był gotowy uznać takich ludzi za kompletnych świrów. Szczególnie tego dnia, gdy w jednej z sal męczyła się jego ukochana.
Dotarł na odpowiednie piętro w idealnym momencie; ledwo zdążył zlokalizować wejście na blok operacyjny, z którego spodziewał się jakichś wieści o ukochanej, a już wychodził stamtąd mężczyzna, kierując się prosto do niego. Leo zamarł, spodziewając się najgorszego - w pamięci miał ciągle plamy krwi na podłodze ambulansu i pozbawioną życia twarz Spencer - ale jego obawy nie spełniły się. Gdy usłyszał, że ma odbyć się operacja, odetchnął z ulgą, bo to znaczyło, że będą walczyć o jego kobietę. I to zaraz obiecał mu lekarz, choć Leo natychmiast zarejestrował, że poza tą, że zrobią wszystko, co w ich mocy, nie złożył więcej obietnic. Rozumiał to, ale i tak targnął nim palący niepokój, odrobinę stłumiony lekami, które dostał, a które sprawiały, że był nieco otępiały. Chciał usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Ale to nie było możliwe, niestety!
Z dużym opóźnieniem dotarło do niego, że teraz pozostaje mu już tylko czekanie. Nikt nie wpuści go na salę operacyjną, nikt nie da mu znać o postępach, nikt się nim nie zainteresuje - zbyt dobrze znał szpitalną rzeczywistość, by łudzić się, że któreś z jego małych marzeń się spełni. Chciał tylko wierzyć, że zadbają o Spencer i o ich syna najlepiej, jak potrafią, że nie pozwolą, by stało im się coś złego. Modlił się o to żarliwie, zupełnie nie wiedząc, czy robi to dobrze, ale nie przerywając niekończącej się listy próśb i obietnic skierowanej do Boga albo Kogoś, kto czuwał nad nimi. Bo wierzył, że ktoś tam jest, ktoś na tyle sprawiedliwy, że uratuje jego kobietę i ich zupełnie niewinne dziecko. Tyle jeszcze miało się wydarzyć, mieli tyle planów... Nie, nie mogły pójść do kosza. Nie, bo Spencer przeżyje i wszystko znów będzie w porządku. Niedługo.
Mara zdołała zmusić go, by usiadł na jednym z plastykowych, niewygodnych krzeseł przed samym wejściem na blok operacyjny, a potem próbowała wlać w niego choćby kilka łyków wody. Leo był jak posąg - nieruchomy, z wszystkimi mięśniami zwartymi ciasno jak supeł, ze wzrokiem wbitym w martwy punkt i przyspieszonym oddechem. Nic do niego nie docierało; był już tylko jego ból, jego przerażenie i bezowocna walka o odrobinę wiary. Modlitwy póki co przyniosły tylko taki skutek, że na jakiś czas zajęły go, więc rozluźnił się odrobinę, dając swojemu ciału minimum ulgi, odpoczynku. Zaraz jednak zaczął męczyć je jeszcze bardziej, bo nie potrafił dłużej usiedzieć w miejscu, więc zaczął wędrować od jednego końca korytarza do drugiego, nerwowo przeczesując włosy i pocierając odrętwiałą twarz. Sekundy trwały tyle, co godziny, dłużyły mu się niesamowicie, więc gdy zaledwie po kilku chwilach do szpitala przyjechali rodzice Spencer, wydawało mu się, że minęło kilka dni. A już spędzony w ich towarzystwie wieczór, choć zakończył się zaledwie kilka godzin wcześniej, wydawał mu się zamierzchłą przeszłością. Pokrótce wyjaśnił im, co się dzieje, ale gdy głos odmówił mu posłuszeństwa, Mara przejęła na siebie ten obowiązek. On sam nie potrafił nawet tego słuchać, więc zwinął się gdzieś w kącie, chowając twarz w dłoniach, zamykając się na cały świat. Jego ból był już wystarczająco ogromny, nie potrzebował jeszcze doświadczać cierpienia rodziców ukochanej kobiety.

Leo Rough pisze...

[a co, może nie wasza wina, co? ;p wiesz, jak się baba chce uczepić, to sobie powód znajdzie zawsze! / to tak jak ja z moją rozszerzoną matmą, już mi się odwidziało ;p / raczej "czy coś" ;p ;D no ja myślę! wiem, o, doskonała! ;D
aleś Ty wyrozumiała! :* ;p
wiem! znikaj! ;p / zmusimy się nawzajem, OK? ;p ;D
no w sumie. może jakbym coś brała, to bym się lepiej uczyła czy coś - o ile się jeszcze da, heh, skromna się odzywa! ;p ale tak, wolę to nasze, choć moi rodzice... no cóż, przestają je lubić ;p ale to nic, poradzę sobie z nimi ;)
nie powtarzaj, papugo, ja tak lubię robić! xD
zawsze daję ;) / na wszystko masz wytłumaczenie widzę! ale spoko, niech będzie, że Ci wierzę ;p
no tak, ale ja wiem, że Leoś by mnie nie polubił, także no... świr jeszcze brzmi nieźle ;p
siadaj do tych zadań z bioli, bo ja znikam już ;) moi rodzice naprawdę zrobili się przewrażliwieni na punkcie tego, jak długo siedzę przy kompie, więc muszę to trochę ograniczyć, ale nic się nie martw, takich braków, jak ostatnio, już dla nas nie planuję ;) a to, czego jeszcze nie planuję, to wrócić jutro do domu wcześnie, bo pewnie będę dopiero koło piątej, ale wiesz, jak to z tymi moimi obietnicami jest ;p źle mi, że Cię bez odpowiedzi zostawiam, ale już nie mam jak odpisać ;( dobrej nocy, kolorowych :*]

Leo Rough pisze...

[no widzisz, wszystko jasne ;p idzie ;) ;p / ale wyobrażasz sobie w farm-chemie naukę na rozszerzoną matmę? próbowałam w pierwszej klasie - to nie jest możliwe. z polskim w sumie nie lepiej, ale nad tym można samemu pracować, lektury czytać i analizować, także wiesz ;) / :D
;) ;p
;p / tak, powstrzymaj się! ;p
no trochę z nimi walczę, ale spoko, problemów jakichś specjalnych się nie spodziewam ;))
ale ja byłam pierwsza! ;p
;) / nie, OK, wierzę, wierzę ;p
zdecydowanie! ;p
nie, nie grozi nam to w takim stopniu, jak ostatnio, tak myślę ^^ czyli walczyłaś z biologią? bardzo dobrze ;) może częściej powinnam znikać wcześniej, co? ;p
;) ;p]

Próbował sobie wytłumaczyć, że brak wieści to coś dobrego, bo oznacza, że na sali operacyjnej trwa walka, że nie poddano się. Nie wychodziło mu to, ale nie ustawał w swoich staraniach, by przekonać samego siebie, że jest jeszcze nadzieja. Ciągle jednak na powierzchnię jego myśli wypływała magiczna wartość dziesięciu procent, które stanowiły tę wątłą szansę, że przeżyje i Spencer, i dziecko, a wtedy znikały resztki jego wiary. Tkwił przed wejściem na blok operacyjny, raz za razem zmieniając zdanie co do tego, co może oznaczać tak długi brak wiadomości od lekarzy. Popadał ze skrajności w skrajność - od nadziei i żarliwych modlitw do czarnej rozpaczy. Nie można było mu się dziwić, bo targany bólem nie potrafił nawet myśleć, nie wspominając już o opanowaniu się czy uspokojeniu. To nie było możliwe w tej sytuacji.
A potem - Leo nie miał pojęcia, czy minął tydzień, czy godzina - zupełnie niespodziewanie dla całej czekającej pod drzwiami czwórki, z bloku wyszła pielęgniarka i stanęła przed nimi, czekając, aż się zbiorą, by móc przekazać im wieści. Szatyn nie był pewien, czy chce je słyszeć, ale w tamtej chwili miał jakieś nie do końca jasne, dobre przeczucie. Więc podniósł się z podłogi i podszedł do kobiety na zdrętwiałych nogach, wpatrując się świdrująco w martwy punkt gdzieś za jej plecami. Jeśli wiadomości miały być złe, nie chciał widzieć jej współczującego spojrzenia. Na szczęście okazało się, że miała im do przekazania dobrą wiadomość.
Świat Leo nie zadrżał. Nic się nie zmieniło, on się nie zmienił. Właściwie tylko część jego świadomości zarejestrowała fakt, że właśnie został ojcem, cała reszta ponownie skupiła się w oczekiwaniu na kolejne wieści, na tę najważniejszą - że jego ukochana, jego skarb, jego świat żyje. Że Spencer ma się dobrze. Bo póki co nie mogło liczyć się nic innego, póki co targała nim niepewność, póki co nie czuł się na siłach, by spotkać się ze swoim synem. Jeśli nie mogło być przy tym S., jaki to miało mieć sens? Żaden. Czekał na nią. Bo nagle znów nie wątpił, że z tego wyjdzie, że lekarze zdołają ją uratować.
Więc wrócił na swoje miejsce pod ścianą, znów kuląc się na podłodze, znów udając, że wcale go nie ma, że zniknął. Przez chwilę patrzył za odchodzącą korytarzem pielęgniarką, a potem schował głowię w dłoniach i zamarł w bezruchu. Ogarnęło go ponownie drżące, bezsilne oczekiwanie.

[o ja pierdole, co za paskudztwo, a fe! nie umiem dziś pisać i nie wciskaj mi kitu, że było dobrze, bo było tragicznie! ale nie mam siły tego poprawiać, spróbuję się wyrobić trochę ;)]

Leo Rough pisze...

[no właśnie. to wymagałoby dużo pracy i poświęceń, coś o tym wiem ;) w sumie masz rację, ale gdybyś bardzo chciała, to jakoś dałabyś radę ;p ale rozumiem, to by było co najmniej wyczerpujące ;)
to je sobie zaszyj czy coś xD
nie, raczej nie, chociaż może będę musiała trochę ograniczyć czas spędzany na blogu :( ale jeszcze nie teraz, to na pewno! ^^
ważne! bo to ja chcę dalej papugować! xD
już się tak nie ciesz! ;p
;p
ucz się, ucz, ja też bym musiała -.- wiedziałam, że to powiesz, ale chciałam Cię trochę postraszyć xD
dobra, cicho ;p mam trochę gorszy dzień, także mogę sobie ponarzekać, o! ;p
i mam jeszcze złą wiadomość - nie odpiszę nigdzie indziej, ewentualnie raz na Krakowie, bo już zaczęłam. mam masę rzeczy do zrobienia, nie tylko do szkoły, więc powinnam się tym zająć, ale jutro będę mieć luźniejsze popołudnie, przynajmniej tak planuję ;)]

Widok chirurga w drzwiach prowadzących na blok operacyjny podziałał na Leo jak uderzenie w twarz, siarczysty policzek, na który sobie zasłużył. Przez ten czas, gdy czekał na wieści o Spencer, prawie oszalał - wszystko mieszało mu się w głowie, rzeczywistość przeplatała się z marzeniami, zmysły płatały mu figle. Zaczął się też obwiniać o każdy najdrobniejszy błąd, o każdą ranę zadaną ukochanej, o każde nieprzemyślane działanie czy słowo. Czuł się jak najgorszy kryminalista, którego w końcu miała spotkać zasłużona kara, której wykonanie zdołał jedynie odsunąć w czasie. Bo nikt nie mógł odmówić mu tego, że zranił Spencer, a zrobił to na wiele sposobów. Ten pierwszy ruch - najgorszy, bo to on rozpoczął późniejszą lawinę zdarzeń i zaprowadził ich aż do tego punktu, w którym brunetka leżała całkiem sama w jakiejś białej, pooperacyjnej sali, a on stał w szpitalnym korytarzu, słuchając o cudach i krwawieniach - był według niego największym błędem. Teraz tak myślał, wiele miesięcy po tym, jak wrócił do Spencer! Ale jak w tej chwili miał tego nie żałować? Gdyby nie to, że postanowili znów być razem, Leo nie pokonałby białaczki, nie kupiłby dla ukochanej domu, a w rezultacie nie zdecydowaliby się na dziecko. Teraz leżałaby w swoim łóżku, bezpieczna i zdrowa, być może już nie pamiętając, że był w jej życiu ktoś taki jak Leo Rough! A tak? Ledwo przetrwała. Ledwo. To miało go prześladować do końca życia.
Gdy lekarz zniknął w głębi korytarza, obiecując przysłać pielęgniarkę, by zaprowadziła ich do Spencer, Leo ciągle pozostawał ogłuszony i nieobecny. Stres odbijał się wyraźnie na jego twarzy, która wydawała się kilka lat starsza - a już na pewno przybyło mu kilka siwych włosów i zmarszczka na czole utrwaliła się znacznie. Nie można było mu się dziwić - przygotowany na najgorsze, teraz nie dowierzał, że to się dzieje naprawdę. Jego ukochana żyła, miała wyzdrowieć, ich synek również miał się dobrze. Jeszcze nie czuł ulgi, w przeciwieństwie do rodziców Spencer, którzy wyglądali na... szczęśliwych. Tak po prostu. Ich córka przetrwała trudną operację, wszystko miało już wrócić do normy. Ale dla nich ten koszmar trwał zaledwie kilka godzin, a dla Leo - kilka miesięcy. Potrzebował czegoś więcej niż słów lekarza, by odzyskać spokój, by uwierzyć, że wszystko będzie już dobrze. Więc gdy tylko pojawiła się pielęgniarka, natychmiast ruszył za nią, dopytując się o synka, wiedząc, że po przebudzeniu Spencer będzie chciała słuchać tylko o nim. To, co mówiła kobieta, było przerażające - opowiadała, jaki jest malutki, że jeszcze nie może otworzyć oczu, że waży tyle, co torebka cukru, ale też uspokajała, że jest pod fachową opieką i że nic mu się tam nie stanie. Nagle Leo poczuł się jak najgorszy ojciec na świecie - nawet go nie zobaczył! Spencer miała pytać też o to... Uznał jednak, że nadrobi wszystko później, gdy będzie odpoczywała po zabiegu. Teraz musiał ją zobaczyć.
I zaraz znalazł się w sali, w której leżała jego ukochana. Nikt nie protestował, gdy jako pierwszy skierował się do niej. Tylko nogi odmówiły mu posłuszeństwa i opadł ciężko na kolana tuż przy jej łóżku.

Leo Rough pisze...

Tkwił skulony przy łóżku Spencer, niezdolny do jakiegoś ruchu, do reakcji, do myślenia. W tamtej chwili nie mógł nawet na nią patrzeć, poruszony do głębi, targany sprzecznymi emocjami, wręcz rozrywającymi mu serce. Dziwił się, że sam nie trafił na oddział z wszystkimi tymi objawami, które u niego wystąpiły - duszność, nudności, kołatanie serca, fale gorąca i chłodu. Wydawało mu się wręcz, że jego ciało już więcej nie zniesie, wyczerpane do granic możliwości tymi objawami stresu i brakiem snu; rzeczywiście nie mógł nawet drgnąć, zbyt zmęczony, by choćby o jakimś ruchu pomyśleć. I tylko uparcie przełykał gulę w gardle, która wydawała mu się zupełnie nie na miejscu, której tak naprawdę nie znał, bo już nie pamiętał, jak się płacze. Ale łzy i tak miały napłynąć mu do oczu, więc przestał z tym walczyć, jedynie przymykając powieki, by świat nie zobaczył tej oznaki ogromnej słabości i bezradności. Nawet nie oddychał, by czasem nie zwrócić na siebie uwagi, choć i tak stanowił dość dziwną postać, klęcząc przy łóżku ukochanej.
Zupełnie nagle z letargu wyrwało go głośne, natarczywe piszczenie maszyn, które znał zbyt dobrze, by nie wiedzieć, co oznacza. Gwałtownie podniósł głowę, wcześniej po kryjomu ocierając twarz ze słonych kropelek, które wcale wcześniej nie wypłynęły spod jego zaciśniętych powiek. Odetchnął z ulgą, widząc otwarte, zupełnie świadome oczy Spencer, ale już w następnej chwili znów cały się spiął, przerażony myślą, że dzieje się coś złego. I już w następnej sekundzie, słysząc swoje imię, zerwał się na równe nogi - nie miał pojęcia, jakim cudem mu się to udało, skoro zaledwie chwilę wcześniej nie potrafił nawet unieść ręki - by zaraz pochylić się nad brunetką z leciutkim, czułym uśmiechem na ustach.
- Jestem, Kochanie. - szepnął ochryple, jednocześnie, przysuwając sobie krzesło, by usiąść tuż przy Spencer. Nie mógł się jednak powstrzymać, by wcześniej nie musnąć krótko jej spierzchniętych warg; dopiero wtedy, już w odrobinę lepszym stanie, zajął miejsce przy łóżku kobiety. Jego dłonie nie potrafiły znaleźć sobie miejsca: gładziły to twarz, to włosy, to zdrowe ramię brunetki, by potem musnąć sztywną, śnieżnobiałą pościel, przeczesać włosy mężczyzny. Tak samo jego spojrzenie przesuwało się od twarzy Spencer do monitorów otaczających łóżko, by zaraz znów rozejrzeć się po sali, prześlizgnąć po sprzętach, zarejestrować budzący się za oknem dzień. Dopiero po kilku sekundach zdołał się skupić na tyle, by pomyśleć o tym, po co tu przyszedł, bo przecież nie zrobił tego tylko dla siebie, tylko, by się uspokoić - jakby to w ogóle było możliwe! Więc pochylił się w stronę ukochanej i, splatając palce z palcami jej zdrowej ręki, drugą dłonią zaczął gładzić ją po włosach, uśmiechając się leciutko; powoli zaczęło do niego docierać, że Spencer już z nim jest, że jest cała i niedługo wróci do zdrowia.
- Nasz synek... - zaczął, chwilę zastanawiając się, co takiego chciałaby usłyszeć S. Znów uśmiechnął się lekko. - ...Jest tak samo silny, jak jego mama. - zakończył. A potem dodał jeszcze kilka informacji, zdobytych u pielęgniarki: o jego wadze, centymetrach, punktach skali Apgar.

Leo Rough pisze...

[zjadło mi nawias! -.-
bardzo zdrowe podejście, popieram ;))
no tak, zapomniałam ;p to przynajmniej paluszki powstrzymaj przed napisaniem wszystkiego, co byś chciała, ok? ;p
wiem, mi też się nie podoba, no ale co zrobić? muszę trochę ich uspokoić, żeby mi dali spokój ;p no, jeszcze trochę czasu mamy, bo myślę, że dopiero po tym moim zabiegu, także wiesz ;)
spadaj! -.- zobaczymy jeszcze! xD
dobra, dobra! Ty to masz wytłumaczenie na wszystko! ;p
a mogła, mogła... ale znam Twój ból! ja mam tonę zadań z bioli, a jeszcze ksiądz na religii ma pytać jutro (wtf?!), więc trza się pouczyć -.- / ;p
dziękuję łaskawej pani xD
ja raczej preferuję hedonistyczne podejście do życia... ale właściwie tak, niech będzie, że obowiązki przede wszystkim! odpiszę, kiedyś ;p ;) niedługo, o! ;))
haha, nieeeźle xD czy ja już kiedyś mówiłam, że jesteś szczęściarą? ;p
ojej, ale fajno! i co, i co? :D umówisz się z nim? ;>]

Leo Rough pisze...

[coś na klawiaturze naciskam przez przypadek, bo przed chwilą znowu wycięłam komentarz xD
zdecydowanie ;)
dzięki ;p
no dokładnie. tylko teraz się będę męczyć, ale to nic, przeżyjemy, nie? ;) nom ;)) ja też tak dzisiaj miałam, takie zdziwko, że to już połowa października! całe sześć miesięcy... o jeżu, dużo czasu jeszcze ;p ^^
;p
haha, no zauważyłam xD
Ty to masz w ogóle cuda. praca maturalna? skąd on to wziął? mój książę to jakiś nawiedzony jest w ogóle, ale Twój to zupełnie inny poziom xD
ta... ;p
powinnaś xD bez spiny, ja już nie dam rady, także wiesz ;) sobie farbowałaś? na jaki kolor? ;>
weź, bo się zazdrosna robię! ;p
być może? ;> umówisz się, umówisz! właśnie, te węgielki! ;D]

Nie potrafił zrozumieć, jak Spencer może w takiej chwili myśleć tylko o innych. Chciał, by wreszcie zadbała o siebie, pobyła egoistką choć przez chwilę, by mówiła o tym, czego jej trzeba. Ale ona tak nie potrafiła - zamiast tego, niczym radar nastawiony na fale Leo, natychmiast wyczuła jego emocje i postanowiła je ukoić. Przynieść mu uspokojenie tak, jak tylko ona potrafiła, przez ciepłe słowa, łagodny ton głosu, dotyk. Oczywiście, że pomogło! Była jego jedynym lekarstwem na ból i strach, więc już samo to, że była dawało mu ulgę.
Na jej słowa potrafił tylko kiwać głową, ciągle zbyt poruszony, by być w stanie sensownie się wypowiadać czy zachowywać. Nie wiedział, jakim cudem ona potrafi to robić - zlepiać słowa w zdania, które brzmiały tak... błogo, rozkosznie w jej ustach, nawet, gdy zamiast zazwyczaj łagodnego, miękkiego głosu dostawał ochrypły szept. Była niesamowita. Ale czy kiedykolwiek w to wątpił? Więc tylko poruszał głową w górę i w dół, jednocześnie ściskając rytmicznie dłoń Spencer, jakby w ten sposób mógł przekazać jej swoje myśli. Wiedział, że są w stanie to zrobić, czyli zrozumieć się bez słów. Szczególnie w takiej chwili. I szczególnie ona.
A potem w końcu zrobiła to, czego spodziewał się od samego początku, a więc zaczeła wypytywać o swojego synka. Była przy tym niecierpliwa, ale Leo nie mógł się jej dziwić, choć ta świadomość wywołała w nim palące wyrzuty sumienia. To i jej pytanie, czy już był zobaczyć ich dziecko, sprawdzić, czy rzeczywiście wszystko z nim w porządku. Był ojcem zaledwie od godziny czy dwóch, a już zawalał. Musiał przypomnieć sobie swoje argumenty: że mały jest pod dobrą opieką, że czekał na wiadomości o ukochanej, że... Nie, to było bezcelowe. Czuł się źle i już, szczególnie, gdy Spencer patrzyła na niego w ten sposób - jakby była w stanie zabić, by zobaczyć swoje dziecko. Temu też nie mógł się dziwić.
- Zapytam. Ale teraz odpocznij, dobrze? Prześpij się. - poprosił, gładząc ją uspokajająco po włosach i marszcząc z troską brwi.

Leo Rough pisze...

[nie, nie moich palców, moje palce są niewinne! to klawiatura i głupi blogspot, o! ;p a może moja wina, co? :/ ;p
haha, OK! będę pamiętać, że nie obiecujesz! ;p
prawda! :D / nie mam pojęcia! czyli co, zaczynasz się bać? ;p niee, to naprawdę dużo czasu... ;)
;p
no raczej! masakra jakaś. ja w sumie nie wiem, co mój księżunio wymyśli w przyszłym roku, wolę się nie zastanawiać ;p niefajne, niefajne xD haha, tak, ładnie ujęte ;)
ok, odhaczone! ;p / widziałam ^^ jaram się tym wątkiem, jaram! :D / znam to. znaczy ja nie farbuję, ale kumpeli robiłam i to była katastrofa, bo ona włosy do pasa ma, może nawet dłuższe ;p brunetka, mrau ;)
ok! trzymam za słowo :D
tylko nie zapomnij mnie informować!
a teraz odezwała się mama, że mam iść spać, więc nie chcę podpaść - idę. będę o piątej, może później ;) dobrej nocy! :*]

Leo Rough pisze...

Dziwił się temu, jak wiele w niej jest energii, jak żywa potrafi być, choć dopiero wybudziła się po trudnej operacji. Może było tak dlatego, że ciągle działało znieczulenie i Spencer nie odczuwała jeszcze bólu związanego z ranami po cięciach skalpela, może sił dodawała jej świadomość, że przetrwała największą próbę swojego życia, a może myśl o synku, czekającym na nią, szukającym jej, teraz osamotnionym, ale zdrowym i bezpiecznym pod opieką lekarzy. To jednak nie tłumaczyło do końca jej entuzjazmu i ożywienia, a przynajmniej Leo czuł się z tym niezręcznie. Emocje jego ukochanej prawie zupełnie rozmijały się z tym, co działo się w nim, więc tym trudniej było mu zwyczajnie zrozumieć. Na szczęście te miesiące próby nauczyły go, że wcale nie musi wszystkiego ogarniać umysłem, ale musi wszystko akceptować. Tak też zrobił. Kiwał pokornie głową, uśmiechając się blado, zatrzymywał dla siebie słowa, które cisnęły mu się na usta, czekając tylko na jakieś polecenia czy prośby. Te zapamiętał, chcąc wykonać je jak najszybciej. Po to był.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jest zmęczony. Dopiero, gdy Spencer skomentowała jego wygląd, przypomniał sobie, że nie spał całą noc. Przez cały ten czas mięśnie miał spięte, przez głowę przewijały się miliony myśli - był wyczerpany, ale ledwo się tym przejął. Bardziej zmartwiło go to, że straszył ukochaną swoimi podkrążonymi oczyma i pobladłymi policzkami. Więc zaraz znów skinął głową, mrucząc, że odpocznie - tylko po to, by już się nim nie martwiła. I tak wiedział, że nie wyjdzie ze szpitala, choćby go wyganiali.
Niemal z ulgą przywitał prośbę Spencer o coś do picia. Najpierw, oczywiście, skarcił się w myślach za to, że zapomniał o tak oczywistej drodze, by pomóc jej przetrwać pierwsze trudne chwile po operacji, ale już zaraz chciał zerwać się z krzesła, by podać jej wodę. Zatrzymała go swoim kolejnym żądaniem, na które zareagował rozbawionym uśmiechem. Przewrócił oczami, ale już w następnej chwili pochylał się nad nią, by złączyć ich wargi w leciutkim, niezwykle delikatnym pocałunku, któremu nie pozwolił zbyt długo trwać. Odsunął się, by przygotować dla ukochanej szklankę wody, a na jego ustach błąkał się leciutki, niemal nieśmiały uśmiech, gdy podawał jej słomkę i czekał, aż pociągnie łyk napoju. I już w następnej chwili odstawiał naczynie na szafkę, nie przestając uśmiechać, by potem znów pochylić się nad brunetką. Ten kolejny pocałunek był już pewniejszy, dużo cieplejszy, niż poprzedni, ale równie delikatny, jakby Leo bał się, że używając zbyt dużo siły zmiażdży ukochanej wargi. Wydawało mu się, że tak właśnie będzie. Przecież Spencer była taka krucha!

[wiesz co? zołza jesteś! jak to może być moja wina, co? ;( przecież sama sobie tekstów nie kasuję, nie? ;p
nie będzie ;p
pewnie masz rację, zleci to. ale maj będzie dla Ciebie dobry, wierzę w to ;)
;p / widzę, że wena Ci dopisuje ;) u mnie trochę gorzej, ale wiesz, nie ograniczaj się, jeśli tylko nie przeszkadza Ci za bardzo to, że moje odpowiedzi są krótsze ;) / ostatnio usłyszałam fajne określenie na takie mysie włosy - whiskey. i zamiast mówić, że jesteś szatynką, mówisz, że masz włosy w kolorze whiskey :D / tak myślałam, w sensie zdjęciach w kartach postaci ;p same brunetki ;)
;p
ja myślę, że będziesz! ;))
wybacz, że tak późno dzisiaj, ale znowu internet mi wysiadł -.- nigdzie się już nie wybieram, także wiesz, możemy pisać spokojnie ;))]

Leo Rough pisze...

[och, no dobra ;p
;p xD
będzie dobrze przecież ;)
jasne, że dobrze, świetnie po prostu! ^^ wróci, wróci, tylko wiesz, ja bym chciała tak już! ;p wiem, ale i tak mam wyrzuty sumienia, że takie byle co Ci wysyłam... no dobra, będę się poprawiać, kiedyś, niedługo ;) / przecież to proste - szatynką jesteś! ja też, więc znam ten ból, ktoś mi nawet kiedyś powiedział, że ruda jestem, chociaż nie mam pojęcia, w którym miejscu ;p / wiem o co chodzi, nie musisz tłumaczyć ;p ;))
;))
o, ja chyba mam braki, a to przecież mój ulubiony serial! -.- na nic nie mam czasu... :/
btw. co robimy z tym maluszkiem? krzywdzimy go jakoś czy dajemy spokój? ;p]

Nie potrafił się od niej odsunąć. Wiedział, że powinien, bo miała odpocząć, odzyskać siły, ale wcale nie chciał tego robić. Chciał być przy niej, patrzeć, jak zasypia, rozluźnia się, już spokojna, już bezpieczna. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek zdoła ją opuścić choć na chwilę - w tamtej chwili wydawało mu się, że nie. Najchętniej rozłożyłby sobie obóz przy jej łóżku, by nie musieć wychodzić nawet na moment. Ale to nie było możliwe, bo dostał wyraźne polecenie lekarza, by nie męczyć jej zbyt długimi odwiedzinami, bo miała odpocząć, odespać narkozę. Potrzebowała dużo spokoju, a choć Leo wierzył, że jest w stanie jej go zapewnić, to i tak wiedział, że powinien wyjść. Byli też jej rodzice, którzy również chcieli ją zobaczyć, zapytać, jak się czuje, upewnić się, że wszystko jest w porządku. Powinien im to umożliwić, bo tego najpewniej chciała też Spencer, ale naprawdę nie mógł jej zostawić. W końcu wygrał ostatni argument, czyli prośba ukochanej, by zapytał, czy może zobaczyć swojego syna. Zamierzał od razu znaleźć lekarza i sprawdzić, jak szybko będzie to możliwe; był nawet gotowy błagać go, by pozwolił na to spotkanie, byle tylko uszczęśliwić ukochaną kobietę. Sam też chciał już zobaczyć tego małego człowieczka, dla którego Spencer była w stanie oddać wszystko, nawet swoje życie. Musiał go poznać po części też po to, by uspokoić wyrzuty sumienia, targające nim w okrutny sposób. A więc miał opuścić ukochaną, ale jakoś zdołał sobie wytłumaczyć, że to jedyne i najlepsze wyjście.
Na jej słowa zareagował najpierw jedynie skrzywieniem, którego nie potrafił powstrzymać. Tak działało na niego słowo "przepraszam" - nie chciał go słuchać, nie z jej ust, gdy była niewinna, gdy czuł, że on jest jedyną osobą, która postąpiła źle, popełniła błąd. I zaraz odsunął się od Spencer, znów siadając na krześle, czując, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Pochylił się jednak w jej stronę i znów splótł razem ich palce, gładząc jej dłoń i całe ramię, nie mogąc znaleźć sobie innego zajęcia, nawet nie chcąc szukać.
- Tak. Już dobrze. - odparł tylko, nie patrząc ukochanej w twarz. Dla niego było to trochę bardziej skomplikowane.
W następnej chwili znów stał na równych nogach, spoglądając w stronę wyjścia. Za drzwiami czekali rodzice Spencer i nie wątpił, że będą na niego źli, że spędził w sali ich córki aż tyle czasu. Więc znów pochylił się nad ukochaną, całując leciutko jej wargi, a potem czoło, i gładząc pobladłe policzki. Posłał jej słaby uśmiech.
- Przyjdą do ciebie rodzice, a ja znajdę lekarza, dobrze? Niedługo wrócę. Odpocznij. - wymruczał miękko, prosząco, by w końcu przestała ignorować zalecenia. A potem jeszcze raz pocałował ją lekko i z niezwykłym trudem odsunął się od jej łóżka, ruszając do drzwi. W progu jeszcze spojrzał w jej kierunku, uśmiechając się lekko, a potem wyszedł, nawet nie zamykając za sobą drzwi - za nimi już czekali rodzice S.

Leo Rough pisze...

[;p
dokładnie! jesteś wyjątkowa! ;)
już dobra, dobra, niech będzie ;p / jak mogłabyś nie zaspać, co? ;p o, ja bym się czarnych włosów przeraziła xD no tak, będą takie, jakie mają być, już niedługo ^^ a mówiłam, że miałam mieć niebieskie włosy? ;p / no dokładnie! jeszcze pamiętam, jak się kłóciliśmy o kolory oczu w szkole na jakiejś lekcji ;p nie da się dojść do żadnych wniosków, bo każdy widzi inaczej ;p / ;p
muszę! ;)
OK! czyli tylko to, co normalnie się dzieje wcześniakom? ;)]

Z dala od Spencer jemu również było źle. Czuł się pusty, pozbawiony życia i celu. Potrzebował jej, by móc normalnie oddychać i funkcjonować, bo gdy jej brakowało, wszystko traciło sens. Działał tak, by jak najszybciej móc znaleźć się znów przy niej, spojrzeć w jej oczy i uwierzyć, że koszmar się skończył. Bo póki co ciągle czuł się uczestnikiem tego horroru, nie potrafił się wyrwać z jego macek. Nie sam. Potrzebował pomocy, ratunku, uspokojenia, a to mogła dać mu tylko ukochana. Wiedział jednak, że będzie musiał poczekać, bo teraz to ona potrzebowała jego ciepła i czułości, by wrócić do równowagi. Był gotowy się poświęcić dla niej i dla jej ukojenia. Przyzwyczaił się do stania trochę z tyłu, do bycia na drugim miejscu. A właściwie na trzecim. Był też ich malutki synek.
Dotarł w odpowiednie miejsce oddziału bez problemów. Gorzej było ze znalezieniem lekarza - tego szukał przez kilkanaście minut, biegając po korytarzach, bo chciał zorganizować wszystko jak najszybciej się dało. Zależało mu na zobaczeniu swojego dziecka, ale dużo bardziej dbał o to, by Spencer się z nim zobaczyła. Rozumiał, dlaczego potrafiła myśleć tylko o tym. A już zupełnie przestał się dziwić czemukolwiek, gdy zobaczył tego drobnego, bezbronnego człowieczka - swojego syna. Przez dłuższą chwilę nie potrafił uwierzyć, że to on, bo był tak malutki, że prawie w ogóle nie przypominał dziecka. Ale gdy podszedł bliżej i zobaczył, jak w drobnej klatce piersiowej szamocze się miniaturowe serduszko, a potem dostrzegł rączki chłopca, otwarte, jakby czekały, aż będą miały na czym się zamknąć, zakochał się w nim. Wsunął dłoń w jeden z otworów inkubatora, by włożyć palec pomiędzy paluszki syna, cieniutkie jak zapałki. I tkwił tak dłuższą chwilę, czekając na lekarza. A potem zostawił maluszka, upewniając się, że ma tak dobrą opiekę, jak mu obiecywano, by porozmawiać z neonatologiem [<3] o stanie syna. Zaraz odetchnął z ulgą, gdy usłyszał, że to oczywiste, że mogą zawieźć go do matki, choć lekarz uprzedził, że będzie to krótkie spotkanie - oboje muszą odzyskać po porodzie siły, a chłopca czekają potem jeszcze tygodnie "doganiania" urodzonych o czasie kolegów. Leo jak na skrzydłach zawędrował do sali Spencer. Tu już nie czekał na niczyje pozwolenia, po prostu wszedł do niej, by na palcach podejść do łóżka. Cieszył się, że spała, bo nareszcie miała odpocząć. Nie zamierzał się ruszać z jej sali - chciał być przy niej, gdy się obudzi.

Leo Rough pisze...

[:D
ja już taka maruda jestem, przecież wiesz :/ / to rzeczywiście przesadziłaś! idź dzisiaj wcześniej spać czy coś ;p awaria budzika brzmi nieźle... xD / haha, skąd ja to znam? moja sis płacze średnio raz w tygodniu z powodu koloru swoich włosów, zawsze ją przeraża, nigdy jej się nie podoba! ;p no i super ;) no serio, serio! nie całe, tylko wygolony bok, spód i końcówki, ale zawsze coś, nie? :D zrobię tak! tylko jeszcze nie teraz ;p / haha, no właśnie ;p bo to nie jest łatwe zadanie, taki kolor oczu rozpoznać! ;p
nie, zostawmy go na razie. potem coś wymyślimy najwyżej ;)]

Trudno mu było nie zasnąć, gdy tak siedział przy łóżku Spencer, a za oknem wstawał nowy, jasny dzień. W kościach czuł wyraźnie nieprzespaną noc, mięśnie bolały go jak po długim biegu, a w czaszce odczuwał uporczywe łupanie, które zapowiadało potworny ból głowy, niemożliwy do pokonania żadnymi tabletkami. Doskonale wiedział, że powinien odpocząć, zdrzemnąć się choć chwilę, by doprowadzić się do stanu używalności, ale nie mógł się do tego zmusić. Nie chciał zostawiać ukochanej samej, bo czuł, że może jej się przydać, nawet taki - ledwo przytomny, ciągle wystraszony i cierpiący, ale już z wolna wracający do równowagi. Nawet jeśli pomoc jej miałaby polegać na takich drobiazgach, jak podawanie jej wody, choć równie dobrze mógłby zrobić to ktoś inny. Nieważne. To było jego zadanie. Czuł się w obowiązku odwdzięczyć się Spencer taką opieką, jaką ona zapewniała mu, ilekroć leżał w szpitalu czy w domu, niezdolny o siebie zadbać. To ona zawsze się o niego troszczyła, teraz jego kolej. Jednocześnie cieszył się, że może w ten sposób odpłacić jej za jej dobro i ciepło, i żałował, że znaleźli się w takiej sytuacji. Nie chciał dla niej cierpienia, to chyba oczywiste.
Głęboki, równy oddech Spencer i dźwięki wydawane przez maszyny otaczające jej łóżko działały na niego usypiająco. W pokoju było ciepło i dość przytulnie, światło poranka jeszcze nie dotarło do okien - Leo miał idealne warunki, by zdrzemnąć się chwilę na niewygodnym krześle. Wiedział, że jego ukochanej nic nie grozi, że regeneruje siły, więc mógł spuścić głowę i przymknąć oczy, licząc, że nie zacznie chrapać. Nie potrafił jednak zasnąć, zaliczył tylko kilka krótkich "zniknięć", gdy zamykał oczy, a potem otwierał je, nie wiedząc, co się dzieje. Ciągle wsłuchiwał się w oddech Spencer, jakby bojąc się, że nagle ustanie, że jej serce niespodziewanie przestanie bić, a on nie usłyszy alarmów maszyn. Więc czuwał, nie myśląc o niczym specjalnym, zbyt wyczerpany, by przypomnieć sobie swoje imię.
A potem nagle usłyszał jakiś ruch i natychmiast spiął się cały, wystraszony, że dzieje się coś złego. Odetchnął, gdy napotkał spojrzenie Spencer i dostrzegł jej ciepły, szczery uśmiech. Odwzajemnił go, choć mięśnie twarzy odmawiały mu posłuszeństwa, nie chcąc wygiąć ust w pożądanym grymasie. Przybliżył się do łóżka, by zaraz się sięgnąć po dłoń kobiety i opleść ją ciasno palcami, a potem podnieść do ust. Nie spuszczał przy tym spojrzenia z twarzy ukochanej, nie mogąc się napatrzeć na jej oczy. Zdążył się za nimi stęsknić.
- Odpoczywam. - odparł gładko, nie odsuwając jej dłoni od swoich warg. A potem uniósł wysoko brwi, gdy Spencer zaczęła przesuwać się na łóżku; ledwo powstrzymał się przed skarceniem jej, gdy dostrzegł grymas bólu na jej twarzy. Ale zaraz wskazała na miejsce obok siebie, które kusiło go za bardzo, by mógł odmówić - i już wdrapywał się na łóżko tuż obok ukochanej kobiety, ostrożnie przytulając ją, by czasem nie zrobić jej krzywdy. Wtulił się w nią, przytulając policzek do czubka jej głowy, wdychając słabą woń szamponu, stłumioną inną, gorzką, kojarzącą się ze szpitalem. A potem westchnął z ulgą, przymykając powieki, nagle znów poruszony do głębi, zmuszony przełykać dławiącą gulkę w gardle.

Leo Rough pisze...

[nie no, dzięki! to zawsze coś, w czym jestem najlepsza, nie? ;p / łał, przed pierwszą, gratuluję! ja usłyszałam od rodziców, że mam się kłaść o dziesiątej, dobre, nie? xD a, no jasne, jak kino to mus, czy jakoś tak ;p ;D / moja też chciała rudy, ale się rozmyśliła i ma teraz taką czerwoną grzywkę tylko ;p właśnie wiem! ale ześwirowałam i w końcu nic z włosami nie zrobiłam :( e tam, przepadło! zawsze możesz wrócić do naturalnego koloru ;)
mogę sobie wyobrazić ;) i co wpisałaś ;>
;)
...uwaga, uwaga! klasyka naszych wspólnych wieczorów - mam zacząć odpisywać na Twój ostatni komentarz i w tym momencie słyszę krzyk z drugiego pokoju, że mam iść spać! -.- ZAWSZE! ugh :/ także odpiszę już jutro, postaram się wszędzie, jak tylko wrócę do domu, czyli koło szóstej, bo potem wychodzę i będę późno ;) także dobranoc, pchły na noc, a karaluchy na rano! dobrej zabawy jutro! btw. na co idziesz? ;>
do spisania ;)]

Leo Rough pisze...

[;p znikaj! xD / proszę ;p no właśnie nie wiem. w zeszłym roku o dziesiątej z kompa schodziłam, ale potem jeszcze się kąpałam, coś tam robiłam, a żeby tak już w łóżku leżeć i spać? to nie dla mnie! ;) no tak, racja! i co, nie zdążyłaś na zbiórkę? ;) / wiewiórczy też jest spoko, co chcesz od wiewiórczego? ;p czy coś. teraz to już przed studniówką je zostawiam w spokoju ;p / no właśnie, zawsze można coś pokombinować ;) ale jak tam chcesz, jeśli Ci w tych ciemnych dobrze, to świetnie ;)
haha, no to mi wszystko wyjaśniłaś xD już wiem! ;p
ja pierdole, już mnie coś trafia! dobrze, że dziś piątek i będę mieć spokój ;) chociaż jeszcze muszę pracę na angielski napisać, a nawet dwie :/ ;p / no widzisz, jak późno wróciłam! dzieciaki chciały mnie zjeść -.- a miałam iść na randkę, ale mój facet jest bardzo wyrozumiały i pozwolił mi przełożyć to na jutro ;) także już zapowiadam, że będę rano na chwilę, a potem dopiero późnym popołudniem ;) / i jak? żyjesz jeszcze? ;p no właśnie, zapomniałam o tym! czemu odwołali? ;>
yyy... kolorowych? ;p
o, i jak było? ;)
...także jestem już/dopiero i zabieram się za odpisywanie! muszę teraz się czymś zająć, kolację zjeść, ale niedługo dostaniesz odpowiedź ;)]

Leo Rough pisze...

[;p / no właśnie ;) hej, ma prawo mu przeszkadzać! ja też nie lubię, jak mój tata przychodzi do domu po nocce i bierze prysznic - ten dźwięk wody w środku nocy jest okropny! ;p / hahaha xD no ja też nie mogę uwierzyć! ;p / właśnie ;)) / przed studniówką! bo jak sobie bok wytnę, to mi nie odrośnie przez te półtora roku ;p / haha, no dokładnie! :D
xD właśnie... ;p
dasz radę! ja też już się głowię, gdzie naukę wcisnę w ten weekend, a jeszcze konkurs z chemii mam w poniedziałek, muszę całą pierwszą klasę powtórzyć ;p / mam :D o, ale fajno! znaczy nie fajno, że się rozminiemy, ale że idziesz się bawić ;) no jasne, to dasz mi znać, nie? ;) o ja pierdole, masz rację, przypilnuj sobie tych powrotów! chyba nie muszę przypominać odpowiedzialnej, starszej koleżance, żeby się trzymała z dala od ciemnych zaułków, co? / aha, czyli nie zdążyła Cię zmęczyć ;p oj tak, coś o tym wiem! ale dasz radę, wierzę w Ciebie! ;) / więc nic straconego! jeszcze się pobawisz na nieswojej imprezie ;p
;p
o, dobrze wiedzieć - będę mogła spokojnie zrezygnować z oglądania go ;p ale ogóle Ci się podobało? ;)
wiem, wiem! bałam się tylko, że mi zwiejesz albo się rozminiemy czy coś ;) dzięki! :D]

Zdecydowanie działo się z nim coś niepokojącego, coś, z czym nie potrafił sobie poradzić. Była to niemożliwa do ogarnięcia i uspokojenia mieszanina emocji i uczuć, ulotnych wrażeń, których doświadczył, a które teraz prześladowały go. Tak miało zostać jeszcze przez długi czas, bo Leo, który nie potrafił opowiedzieć o tym, co się z nim dzieje, będzie chował się, ukrywał, zamykał w sobie. I choć wie, że to nie jest najlepsze wyjście, że to nie jest żadne wyjście, to nic nie poradzi. Taki jest. A w tej sytuacji dużą rolę w doprowadzeniu go do stanu kompletnej rozsypki odegrało zmęczenie. Leo wyczerpany do granic możliwości, Leo nie potrafiący zapanować nad własnym ciałem, nie mógł uspokoić bałaganu swojej głowy. To jeszcze bardziej męczyło go, ale... po prostu sobie nie radził. Potrzebował czegoś, chciałby wiedzieć, czego.
Tak, słowa nie były im potrzebne, nie w tej chwili, choć szatyn nie mógł się nadziwić, że jego ukochana nie pyta o syna. Początkowo wydawało mu się, że walczy z pytaniami cisnącymi jej się na usta, ale wtedy nie potrafił zmusić się do mówienia, a potem wyglądała już na uspokojoną, jakby wytłumaczyła sobie, że gdyby coś miało być nie tak, ukochany powiedziałby jej o tym. A jednak nie potrafił trzymać jej w niepewności ani chwili dłużej, więc gdy podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy, wytrzymał jej wzrok tylko chwilę. Potem pocałował ją krótko, jakby odrobinę nieuważnie, lekceważąco; w rzeczywistości targała nim potrzeba zbagatelizowania znaczenia tej chwili, tej bliskości. Czuł się przez nią słaby i bezradny, bo nagle okazywało się, że jednak nie potrafi być dla ukochanej wsparciem, ale sam go potrzebuje. I zaraz przywołał na twarz lekki uśmiech, a potem spojrzał na drzwi. Ich intymna chwila miała się zaraz zakończyć.
- Przywiozą go niedługo. - wymruczał, nie patrząc na Spencer, jakby bał się, że znów "straci ją" dla myśli o synu. Ale nie mogło być inaczej. To on miał być teraz najważniejszy. A Leo czuł się... zazdrosny? Tak, to chyba było to. A ich maluszek miał zaledwie kilka godzin!

[wybacz, że tak krótko, ale wiesz, ostatnio wena odmawia mi współpracy -.-]

Leo Rough pisze...

[nie wszyscy mają mocny sen, moja droga! ja się na przykład bardzo rzucam, najdrobniejsze dźwięki mnie czasami budzą, nie mogę mieć w pokoju za ciepło ani za zimno. chociaż ostatnio śpię jak zabita, ale to dlatego, że nie mam czasu na sen ;p / niee, nie chcesz tego ;p / nie, stchórzyłam ;p ale zrobię, jak będę na studia szła ;) albo na urodziny sobie strzelę nową fryzurę? zobaczymy ^^ a nawet nie wiem, kiedy. chyba w grudniu dopiero, może w styczniu. na pewno w klubach, na licealnych imprezach będzie półmetków mnóstwo w karnawale, a szkolny to nie wiem ;) / tak, tak ;p nie dość, że ładna i inteligentna, to jeszcze skromna! no popatrz! xD
ja się powoli załamuję... ale spoko, mam bloga, Ciebie <3 ;) / o, no to się cieszę - znaczy że będziesz ze mną ^^ ;) / aż tak nie możesz świrować. ale wiem, o co Ci chodzi - w moim mieście zawsze coś się podobnego dzieje i wszyscy panikują. ja też nigdy nie wracam sama do domu ;) / nie możesz się doczekać, nie? ;p / ;p
hah, rozumiem :D
w porządku ;) mam nadzieję, że go złapią!]

Podziwiał niezawodną intuicję Spencer, jej tajemniczy radar, którym bezbłędnie odczytywała jego emocje, rozpoznawała nastrój, a potem także znajdowała lekarstwo. Była w tym niesamowita i nie chodziło już tylko o jej wykształcenie, ale też o to, jak dobrze go znała. Nie musiał nic mówić, a nawet nic robić, by wiedziała, w jakim jest stanie, jaki humor mu towarzyszy. Zbyt wiele miesięcy spędzili razem, by mogła się w tej kwestii mylić. Leo czasem żałował tylko, że nie potrafi ugryźć się w język i dać mu spokoju. Szczególnie w chwilach, gdy za nic w świecie nie chciał jej obarczać problemami, które jej nie dotyczyły. Bo tu chodziło już tylko o niego, o jego cholerny pesymizm i wieczne zadręczanie się. Sam musiał uporać się z niepożądanymi emocjami. I liczył, że dostanie na to trochę czasu, ale tak nie miało się stać. Będzie musiał uśmiechnąć się i w jednej chwili schować wszystkie swoje uczucia, zatrzymać je na lepszy moment. O ile taki nadejdzie.
Na szczęście nie musiał jeszcze zakładać swojej nowej maski, bo Spencer miała teraz ważniejsze zajęcie niż myślenie o jego bzdurnych humorach. Z ulgą przywitał dźwięk kółek na korytarzu i szuranie butów pielęgniarki. Zsunął się z łóżka ukochanej, wygładzając za sobą pościel; przesunął dłonią po ostatniej pozostawionej zmarszczce dokładnie w momencie, gdy do sali weszła pielęgniarka, pchając przed sobą inkubator. Chłopiec nie spał - jego rączki poruszały się, jakby chciał unieść je i zamachać nimi w powietrzu, ale nie był do tego zdolny. Jeszcze nie. Oddychał szybko, ale to chyba nie było nic złego, skoro przywieźli go do matki, choć Leo nie mógł powstrzymać bolesnej myśli, że jego synek cierpi. Gdy dotarło do niego, że podobne wrażenie musi mieć jego ukochana, spojrzał w jej kierunku, po raz pierwszy, odkąd odsunął się od niej - i przeraził się. Sekundę później już stał nad nią, popychając ją ostrożnie na poduszki, pomagając jej się z powrotem położyć. Miał zmarszczone czoło i zaciśnięte w wąską linię wargi.
- Żadnego wstawania, Spencer. Dopiero byłaś operowana. - skarcił ją, kręcąc z niezadowoleniem głową. Ale ona raczej nie mogła się tym przejąć, bo już w następnej chwili Leo zmuszony był cofnąć się, by inkubator mógł stanąć tuż przy łóżku kobiety po stronie jej sprawnej ręki. Pielęgniarka otworzyła okienko w ścianie "mieszkania" ich syna, a potem stanęła trochę z tyłu, najwyraźniej chcąc dać im trochę prywatności. Leo znów mógł zbliżyć się do inkubatora i Spencer, ale zrobił to jakby z wahaniem. Czuł się trochę jak intruz.

[oj tam, muszę! ;p]

Leo Rough pisze...

[haha, no to się nie dziwię, że zawsze jesteś spóźniona ;p / oj tam, oj tam, nie czepiaj się ;p xD / wiem, mówiłaś, że lubisz długie włosy. ale przecież odrosną! ;) no wiem, ale serio nie mam pojęcia, kiedy to będzie. jakoś się nie zainteresowałam jeszcze ;p ja w sumie jeszcze żadnego takiego balu nie zaliczyłam, bo na komersie nie byłam, ale coś mi się zdaje, że nie będę zadowolona. a już na pewno studniówkę będę mieć marną, bo teraz wszystkie szkoły z mojego miasta w Gołębiewskim w Wiśle robią -.- / PORAŻASZ! xD
e tam, nieważne ;p przynajmniej nie świruję ;p / ja myślę! :D / weź mnie nie strasz nawet! teraz będę siedzieć i się martwić o Ciebie! niefajnie... -.- / ;p
no właśnie, głupota kompletna -.- u mnie tak nożownika w zeszłym roku szukali, też zawsze było wiadomo, gdzie jest, ale złapać go nie potrafili! ugh.]

W jednej chwili wszystko straciło znaczenie, nic innego nie było ważne, poza tą sceną, która rozgrywała się tuż przed jego oczami. Była w niej magia, która uspokajała i dodawała sił, a jednocześnie kazała milczeć, jedynie obserwować, by nie niszczyć niczego swoją zupełnie niepotrzebną, wręcz niepożądaną obecnością. Leo czuł się jak intruz, jak gość, przez przypadek zaproszony na przyjęcie, na którym miało go nie być, ale dzięki temu silniej odczuwał potrzebę nasycenia się wyjątkowością tej chwili. Nie miała przecież szans się powtórzyć, jak wszystkie pierwsze razy, a on wiedział, że będzie godna zapamiętania. Bo to było coś. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie jest do końca naturalne, że Spencer powinna zobaczyć się z synem, gdy tylko złapał pierwszy oddech - tak miało to wyglądać. Los chciał inaczej, a przez to cierpiał Leo. Ale trwało to tylko chwilę, bo zaraz nauczył się, jak wziąć coś dla siebie, jak nasycać się szczęściem ukochanej.
Patrzył to na nią, to na ich dziecko, nie mogąc się nadziwić cudowi, który ciągle ledwo do niego docierał - że oboje są z nim, oboje żyją, oboje mają się dobrze! To wydawało mu się tak nieprawdopodobne, że aż miał ochotę poprosić czekającą przy drzwiach pielęgniarkę, by go uszczypnęła! Nie wierzył. Zaczynał, a przynajmniej się starał.
I w końcu dostał zaproszenie do tego cudownego spotkania, które dotąd tylko obserwował. Bez wahania podszedł do Spencer i ujął w palce jej dłoń, ostrożnie, uważając na niewygodny dla niej gips. A potem rozmyślił się; zbliżył się do inkubatora i otworzył kolejne okienko, wsuwając w nie dłoń, by pogładzić nóżkę synka. Spojrzał przy tym na ukochaną, uśmiechając się ciepło, szczerze. A potem pokiwał żywo głową, znów wracając spojrzeniem do chłopca, teraz już zupełnie spokojnego - nie miał wątpliwości, że tak się stało dzięki obecności jego mamy; musiał wyczuwać ją, rozpoznawać głos.
- Było warto. - zgodził się z uśmiechem. Zaraz dotarło do niego chrząknięcie pielęgniarki; spojrzał, wystraszony, w jej kierunku, a potem pokręcił gwałtownie głową, wiedząc, że będzie chciała zaraz zabrać ich maluszka z powrotem na oddział. Nie mógł na to pozwolić, nie tak szybko! Chciał, by Spencer nasyciła się bliskością synka na tyle, na ile to możliwe, bo bez tego nie będzie mogła odpocząć. Potrzebowała spokoju, a w osiągnięciu go na pewno nie miała pomóc jej tęsknota za swoim dzieckiem.

[jeżu, nie czytaj -.-
muszę zmykać, jutro wstaję wcześnie, więc trzeba się wyspać ;) także do spisania, kolorowych! ;)]

Leo Rough pisze...

[haha, no nieźle ;p też bym tak chciała! :( / ;p / ach, no chyba, że tak ;) / a u mnie cicho, dziwne ;p zapomniałam, że tylko my mówimy na ten bal komers ;p a nie byłam, bo mi się nie chciało! zamiast tego jechałam na koncert do Oświęcimia! :D źle, źle, bo studniówka powinna być wyjątkowa, a tak? wszyscy mają tak samo - równie dobrze całe miasto mogłoby mieć w jednym terminie -.- / już dobra, koniec! xD
:D / haha, no rzeczywiście, spełnienie marzeń! xD / więc wiem...
no dokładnie -.-]

- Jeszcze chwilę. - rzucił twardo w stronę pielęgniarki. Miała to być prośba, ale coś mu nie wyszło i jego słowa zabrzmiały bardziej jak rozkaz. Na szczęście kobieta nie wyglądała za złą czy urażoną, jedynie skrzywiła się lekko, a Leo nie mógł pozbyć się wrażenia, że powstrzymuje wzruszenie ramion. Ogarnęła go paląca wściekłość na tę pielęgniarkę, która tak mało przejmowała się swoją pracą! Miała pod opieką jego syna, a więc nie mogła ignorować swoich obowiązków, pozostawać obojętną. Powinna walczyć o dobro swojego małego pacjenta... Ale zaraz potem Leo uznał, że kilka kolejnych minut z mamą nie zaszkodzi ich maluszkowi, a jego gniew osłabł. Bo wszystko było dobrze - byli razem, bezpieczni i szczęśliwi. I tak miało już zostać.
Zaczął zastanawiać się, czy tak właśnie będą wyglądać najbliższe dni - Spencer unieruchomiona w szpitalnym łóżku, maluszek w inkubatorze w innej części szpitala. Ich spotkania miały być więc krótkie, niewystarczające, a choć Leo mógł być przy synku niemal przez cały czas, wiedział, że wybierze salę ukochanej. Nie chciał, by czuła się źle z myślą, że on może odwiedzać ich dziecko, a ona nie. Z drugiej strony wiedział, że S. nie wytrzyma w łóżku długo i już za kilka godzin będzie chciała wstać i zajrzeć do synka. A Leo miał być wtedy przy niej, by zatrzymać ją w łóżku. Być może znienawidzi go za to, ale nie zamierzał pozwolić, by stało jej się coś złego.
Minęły kolejne minuty, ukradzione, wymuszone - wiedzieli, że powinni pozwolić już pielęgniarce zabrać ich syna, ale żadne się do tego nie paliło. Było im dobrze, spokojnie, cała trójka najwyraźniej była szczęśliwa! Leo wiedział, że to on będzie musiał okazać się tym złym, który przerwie tę magiczną, długo wyczekiwaną chwilę. Więc jako pierwszy cofnął dłoń, po raz ostatni gładząc nóżkę synka, żegnając się z nim, a potem zamknął za sobą okienko inkubatora. I zaraz sięgnął po dłoń Spencer, tę pokrytą gipsem, by ścisnąć jej palce. Patrzył już tylko na nią.
- Za kilka godzin znowu go tu przywiozą, przypilnuję tego. - obiecał, a potem skinął na pielęgniarkę. Na szczęście kobieta okazała minimum wyczucia i odczekała chwilę, aż brunetka pożegnała się z synem, a potem zamknęło otwór inkubatora i popchnęła go w kierunku drzwi. Leo spojrzał za nią, mając ochotę przypilnować, by maluszek wrócił bezpiecznie na swój oddział, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Teraz musiał być z ukochaną.

[w ogóle mnie nie słuchasz! ;p]

Leo Rough pisze...

[gdy jesteś wiecznie spóźniona, bo nie słyszysz budzika, to nie, nie jest dobre ;p / tak, tak, mhm xD weź mi tu kitów nie pchaj! ;p możesz mnie namawiać, ale wcale nie musisz, zbyt dobrze się znam, by nie wiedzieć, że stchórzę! ;p ale te niebieskie końcówki chyba sobie zrobię ;) / to potem różnie wygląda - moja kumpela miała na przykład wycieczkę zamiast komersu ;) no właśnie, niefajnie. takie to oklepane, mało oryginalne i w ogóle. wiesz, o co mi chodzi! ;p haha, mogę sobie wyobrazić! jak przed komersem ćwiczyli u mnie w szkole, to prawie się pozabijali, bo wpadali na ściany przy tych wszystkich przejściach xD / jesteś cudowna, jesteś :*
;p ;)) / w to nie wątpię! ;)
-.-
ojej, szkoda małej! a to tak nagle ją rozłożyło? jak się czuje?
a ja teraz dopiero znikam. wybacz, że rano tak zwiałam, ale barman odwoził mnie na angielski i przyszedł trochę wcześniej, no i jakoś tak wyszło ;) będę koło piątej ;)]

Nie mógł patrzeć na to, z jakim bólem Spencer żegna się z synkiem. Jemu samemu sprawiało to niewyobrażalne cierpienie, szczególnie teraz, gdy wszystko miało już być dobrze, problemy miały zniknąć. Jedyne, czego pragnął, to móc zawieźć ukochaną i ich dziecko do domu, do najbezpieczniejszego miejsca na świecie, a myśl, że trochę potrwa, zanim będzie mógł to zrobić, doprowadzała go do szaleństwa. Jak miał sam wrócić na Cynamonową, gdy opuszczali ją razem? Jak miał wejść do pokoi, które tak boleśnie przypominały mi poprzedni wieczór? Nie potrafił. Nie chciał wracać do domu, na pewno nie sam, choć z tą myślą czuł się co najmniej dziwnie - jakby potrzebował opiekuna. Ale właściwie tak było, bo Leo nie lubił samotności, a już na pewno nie w tak trudnych chwilach. Pomyślał, że przecież Mara zatrzymała się u nich, ale zaraz przypomniał sobie, że razem z Rosie przeniosła się do Kat, by nie sprawiać bratu problemu. A więc miał być sam jak palec. I wtedy wpadł na doskonały pomysł.
Słysząc słowa Spencer, najpierw skinął głową, choć wydawało się, że wcale nie dotarł do niego ich sens. I zaraz spojrzał na brunetkę, unosząc pytająco brwi, a ona tylko potwierdziła swój "rozkaz". Zamierzał jej posłuchać, bo przecież sam zaledwie chwilę wcześniej myślał o tym, że powinien sprawdzić, jak dbają o ich synka. Owszem, miał wokół siebie lekarzy i pielęgniarki i tkwił w bezpiecznym inkubatorze, ale jeśli wszyscy otaczający go ludzie byli tak samo obojętni, jak ta kobieta, która przywiozła im ich maluszka, to Leo miał prawo się martwić. Więc pokiwał żywo głową, by zaraz zgodzić się również z kolejnymi słowami ukochanej. Miała rację. Musiał odpocząć, a skoro teraz wiedział już, jak, to mógł sobie na to pozwolić.
- A jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? - zapytał, jedną dłonią ściskając palce kobiety, a drugą muskając jej policzek. Nie chciał jej zostawiać samej, ale w tej sytuacji nie miał wyboru. Mógł jednak wcześniej upewnić się, że wszystko z nią w porządku, że będzie mogła odpocząć. I nie zamierzał wyjść, dopóki nie zyska pewności, że może ją zostawić.

[niech Ci będzie ;p]

Leo Rough pisze...

[no widzisz ;) wszystko ma swoje zalety ;) / haha, no faktycznie, zapomniałam! xD zobaczymy, jeszcze tydzień na zastanowienie się ;p ;) / nie ma u Ciebie takiej tradycji po prostu, a my to jakieś niemieckie zwyczaje mamy ;p no właśnie ;)) oj, mogę to sobie wyobrazić! ale dacie radę! inne rzeczy się na studniówce liczą ;) / już? xD
łatwo powiedzieć -.-
to dobrze, że gorączka spadła, a jak gada, to już w ogóle! ;) mój Rybka ostatnio miał taką jedniodniówkę, to była masakra, też akurat z nim siedziałam. a, no i dobrze ;)
busy morning? znam to ;) a teraz znowu muszę coś pozałatwiać, także będę z przerwami ;)]

Miał dziwne przeczucie, że nie powinien jej wierzyć, gdy mówiła, że wszystko jest w porządku, ale umysł miał tak otępiały, że ledwo kontaktował. Rzeczywiście był już tak wyczerpany, że ledwo trzymał się na nogach, ale nie zamierzał odejść, dopóki nie uzyska pewności, że może to zrobić. I jakaś pokrętna logika dała mu tę pewność, gdy tylko Spencer ścisnęła jego dłoń, a potem uśmiechnęła się. Odwzajemnił jej uśmiech, a potem pochylił się nad nią i pocałował ją leciutko, na więcej nie mogąc się zdobyć.
- Kocham cię. - szepnął miękko, a potem znów pogładził jej policzek i przesunął palcami po włosach. Naprawdę wiele dałby za to, by wychodzić z tej sali razem z nią.
- Niedługo wrócę. - obiecał, a potem znów musnął przelotnie jej wargi i ruszył do drzwi, przecierając zmęczone oczy. W progu jeszcze odwrócił się i uśmiechnął lekko, by zaraz wyjść na korytarz. Tuż za progiem oparł się o ścianę i odetchnął kilkakrotnie głęboko, próbując nie zasnąć na stojąco. Stres i nieprzespana noc dawały mu się we znaki bardziej, niż się tego spodziewał. I zaraz wziął ostatni głęboki wdech, klepiąc się po policzkach, by w następnej chwili ruszyć szybkim krokiem w stronę pediatrii, gdzie leżał lego synek.

Leo Rough pisze...

[;) / no nie wiem, chyba po prostu nie czuję, żeby to się do mnie odnosiło. bo wiesz, ja nie jestem ładna. jestem PIĘKNA xD muszę się zapisać w poniedziałek ;) / już i tak za późno ;p o właśnie, dzięki! wszyscy mi mówili, że głupia jestem, a ja miałam jedyną i niepowtarzalną szansę posłuchania Matisyahu na żywo, nie mogłam wybrać inaczej! ;) a to jeszcze tyle czasu, kobito! / nie-e ;p
nie, daj spokój. poświruję i mi przejdzie, kiedyś ;p
dokładnie. jeszcze dobrze, jak już mogą powiedzieć, co im jest, a jak nie? to w ogóle biedne dzieciaczki.
;p
no weź, moje krótsze! nie marudź ;p i wiesz, chyba już nie odpiszę nigdzie indziej, bo naprawdę mam masę roboty. obiecywałam sobie, ale raczej nic z tego nie wyjdzie. może jutro, ewentualnie później ;)]

Ożywił się znów, gdy tylko dotarł pod drzwi oddziału pediatrii. Sama myśl o tym małym człowieczku, czekającym na niego, dodawała mu sił, wręcz uskrzydlała. Miał dla kogo się starać - już nie tylko Spencer była jego motywacją do walki, do życia dobrze. Był też ich synek, teraz jeszcze nieświadomy tego, co się wokół niego dzieje. Leo wiedział, że w przyszłości to od rodziców, od ojca będzie się uczył tego, jak traktuje się ukochaną kobietę, jak żyje się w udanym związku, jak się o niego walczy. Ta myśl sprawiła, że wszelkie wątpliwości, które miał jeszcze niedawno, rozpłynęły się. Bo poprzedniego dnia był zły, był zraniony, był wręcz zrozpaczony, ale teraz? To wszystko straciło znaczenie. Kochał Spencer. Kochał swojego syna. Nie miał powodów, by rozpamiętywać przeszłość.
Niezbyt chętnie opuszczał salę, w której jego chłopiec miał spędzić jeszcze kilka tygodni. Miał ochotę zostać z nim, upewnić się, że jest spokojny, że dostaje wszystko, czego potrzebuje, ale sam już naprawdę ledwo trzymał się na nogach. Spojrzał na zegarek, a gdy nie dostrzegł wskazówek, uznał, że najwyższa pora wracać do domu. A właściwie do mieszkania w centrum, by nie musieć spędzać czasu w pustej przestrzeni domu przy Cynamonowej. Uznał jednak, że zajrzy jeszcze na chwilę do Spencer, by upewnić się, że odpoczywa, a najlepiej, że śpi. Powlókł się do jej sali i stanął przed drzwiami, przywołując na twarz uśmiech - na wypadek, gdyby jednak nie spała. A potem nacisnął na klamkę.
To, co zobaczył, przeraziło go. Jeszcze miał w uszach słowa lekarza, który mówił, że za żadne skarby nie powinna wstawać przynajmniej do wieczora, jeszcze pamiętał strach z poprzedniej nocy. I w następnej sekundzie był już przy niej, podtrzymując ją, biorąc na siebie cały ciężar jej ciała. A potem pomógł jej się z powrotem położyć, starannie okrywając ją pościelą. W twarzy miał złość - marszczył czoło, a oczy błyszczały mu groźnie. I gdy zakończył poprawianie kołdry, stanął na Spencer, krzyżując na piersi ręce.
- To już nie mogę wyjść ani na chwilę, tak? - rzucił, kręcąc z niezadowoleniem głową.

Leo Rough pisze...

[tak, jesteś bezczelna! powinnam się obrazić, nie? ;p a masz głupią grzywkę? xD / na studniówkę się wybieram, jasne, chociaż nie wiem, czy będę taka chętna w przyszłym roku xD dużo może się wydarzyć do tego czasu. no tak, teraz to nie to samo, co kiedyś ;) oj tam, nie AŻ TAK długo ;p / wiem, ale muszę sobie zostawić jakieś, hm, wyjście awaryjne, gdybym coś kiedyś od Ciebie potrzebowała xD
tak, tak ;p
:/
tak, bez spiny! ;) haha, no tak, nigdy nie wiadomo, co się z Tobą będzie działo xD]

I on czuł się jak ojciec karcący nieposłuszną córkę, ale w tym wypadku była to jedynie wina Spencer. Nie posłuchała jego próśb, nie dostosowała się do zaleceń lekarza, a więc Leo miał prawo się złościć. Martwił się, co było zrozumiałe w tej sytuacji. A ukochana wcale nie pomagała mu się uspokoić, ciągle robiąc coś, co wzmagało jego niepokój o nią. Naprawdę chciał już pojechać do domu, wziąć prysznic, przespać się, by potem móc wrócić z nową energią i pobyć z brunetką już do końca dnia. Musiał jednak zmienić swoje plany.
- Teraz nigdzie się nie wybieram. Poczekam na twoich rodziców. - odparł, wzdychając ciężko, by zaraz przysunąć sobie do łóżka krzesło. Oznaki złości zniknęły już z jego twarzy, jedynie w oczach czaił się zrozumiały niepokój i cała masa najróżniejszych zmartwień. Ale gdy siadał tuż przy Spencer, sięgając po jej dłoń, by spleść razem z nią swoje palce, uśmiechał się już lekko.
- Spróbuj zasnąć. - poprosił cicho, zaraz wolną ręką odsuwając z czoła kobiety pojedyncze kosmyki włosów. Troskliwie pogładził jej policzek, a potem usiadł wygodniej na z zasady niezbyt wygodnym krześle, by w końcu znaleźć idealną pozycję, w której głowę opierał na krawędzi łóżka, przytulając twarz do dłoni ukochanej.

Leo Rough pisze...

[no tak, oczywiście ;) w sumie nie wiem, bo miałam w życiu grzywkę raz, w podstawówce, i nic z tego doświadczenia nie pamiętam xD / nie pójdę na moją, to przyjaciel będzie miał rok później, nie ma problemu! ;p bo to taki głupi powód: nie iść, bo się nie ma partnera. co to za problem kogoś znaleźć? ;p a moja najstarsza miała CZTERY suknie - znaczy na czterech studniówkach była, ale nie na swojej! ;D no faktycznie, kurczę, za szybko ten czas leci! :( / tak, niech będzie ;p
ok, dzięęki ;) bo wiesz, wen mi zwiał i tak mi jakoś nie idzie, choć próbowałam. nawet tu mi te komentarze się skurczyły, jak zauważyłaś, a to wszystko wredny wen, którego nie ma! -.- / haha, ja myślę ;p tak, przed rodzicami trzeba trzymać pozory, nie? ;p]

Doskonale rozumiał trudności, jakie miała Spencer z bezczynnym leżeniem w łóżku, bo sam przechodził przez to wiele razy, gdy po dobrych, łaskawych dla niego dniach nastawały te gorsze, podczas których nie potrafił podnieść się choćby do siadu, nie wspominając już o wstawaniu czy chodzeniu. Ale wtedy zagryzał zęby i próbował odzyskać choć część sił, by potem móc wrócić w wielkim stylu, a ona? Nie dała sobie nawet kilku godzin! A tu nie chodziło tylko o takie bzdury, jak dręczące Leo bóle głowy czy słabość mięśni, ale o poważną operację, po której musiała dać sobie czas na rekonwalescencję. Nie wiedział, dlaczego nie może tego po prostu zaakceptować.
- Zostaję. - wymruczał, ledwo poruszając przy tym wargami, już pół-śpiąc na brzegu łóżka Spencer. Ciągle jednak spoglądał na nią spod przymkniętych nieco powiek, by zaraz z satysfakcją zarejestrować, że jednak zamknęła oczy, próbując odprężyć się i zasnąć. Leo uśmiechnął się leciutko, a potem dyskretnie uszczypnął się w przedramię, by nie stracić przytomności. Pomyślał, że jego ukochana odpłynie dość szybko w objęcia Morfeusza, a wtedy wyjdzie, zostawiając ją spokojną, odpoczywającą. Potem wróci, gdy sam odzyska część sił.
Tak właśnie zrobił - gdy oddech Spencer wydłużył się sennie, a jej ciało rozluźniło się, odczekał jeszcze chwilę, by upewnić się, że zasnęła głęboko, a potem podniósł się i ruszył do wyjścia. Wrócił do sali ukochanej chwilę później, ale tylko po to, by położyć na szafce nocnej jej telefon, odebrany od pielęgniarek, a potem zasłonił jeszcze rolety w oknach i już ostatecznie opuścił pokój. Tak jak to sobie zaplanował, pojechał do ich starego mieszkania, z którym nie zdążyli jeszcze nic zrobić. Nie dotarł nawet do sypialni - padł na kanapę w wyczyszczonym z pozostałych sprzętów salonie, nie zdejmując nawet butów, jedynie, już leżąc, zrzucając z ramion kurtkę.

Leo Rough pisze...

[;p właściwie mogę to sobie wyobrazić ;p / szczerze? wątpię. on to chyba gejem jest, a z facetem poloneza tańczyć nie będzie, także wiesz ;p właśnie, niech żałuje! ;p wyobraź sobie, że ona je wszystkie jeszcze ma! a to było jakieś dwadzieścia lat temu xD e tam, ja nie potrzebuję na legalu ;p
wróci, wróci, tylko kiedy? ;( / haha, oczywiiiście! ;)]

Wydawało mu się jednocześnie, że spał kilka dni i że nie spał wcale. Zarejestrował, że poranek jakimś cudem zamienił się w popołudnie, co świadczyło o upływie czasu, ale z drugiej strony był równie zmęczony, co gdy padał na kanapę w swoim mieszkaniu kilka godzin wcześniej. Postanowił, że za wszelką cenę musi wrócić do choćby względnej równowagi - liczył, że prysznic i kawa zniszczą resztki czającej się w jego ciele niepewności, która to sprawiała, że czuł się tak zagubiony i wyczerpany. Wiedział, że zdarzyło się zbyt dużo, by takie drobiazgi mogły pomóc, ale wmawiał sobie, że tak właśnie się stanie, że jakimś magicznym sposobem wszystkie jego lęki zostaną ukojone za sprawą tych dwóch cieczy - wody i kawy. I zaraz powędrował do łazienki, po drodze zrzucając z siebie ubrania, by wreszcie rozprostować zdrętwiałe, zmęczone członki. Gdy wszedł pod strumień niemal wrzącej wody, pierwszym, co w niego uderzyło, były wspomnienia. Z tych wszystkich wspólnych pryszniców ze Spencer, a najwyraźniej z dwóch - pierwszego po ich spotkaniu w Murine, gdy kochali się w strugach wody, chwilę wcześniej podejmując decyzję o leczeniu interferonem; i z któregoś kolejnego, tuż po jego powrocie ze szpitala. Pamiętał, że zapomnieli wtedy o zabezpieczeniu się, a potem zaliczyli poważną rozmowę o założeniu rodziny, dzieciach. Kolejne obrazy i wspomnienia uderzyły w niego gwałtowną, nieokiełznaną falą, niemal zwalając go z nóg. Przez ostatnie miesiące wydarzyło się tyle, że trudno mu było ogarnąć to myślami w sposób świadomy, ale teraz, gdy nie miał wpływu na przewijające mu się pod powiekami sceny, nagle wszystko ułożyło się w jedną, logiczną całość. Później miał się nawet nie domyślać, że to ta chwila zaważyła na jego decyzjach.
Znów dziwne rozchwiany, zadręczany niepożądanymi wspomnieniami, wyszedł z łazienki, wcześniej goląc się jakąś porzuconą w czasie przeprowadzki maszynką i myjąc zęby palcem przy pomocy resztki pasty z pozwijanej tubki. Zastanawiał się, czy Spencer domyśli się, gdzie był, gdy pojawi się znów w szpitalu, ale potem przypomniał sobie, że nie ma ubrań na zmianę, co jego ukochana najpewniej zauważy - na rękawie wczorajszej koszuli widniała smuga krwi Tony'ego, a na kołnierzyku została niewielka plama po winie. Nie przejął się tym jednak, bo gdy spojrzał na zegarek, uświadomił sobie, że w szpitalu tym razem spędzi zaledwie kilka chwil - godziny odwiedzin miały się niedługo skończyć. Chcąc być ze Spencer i synem jak najdłużej, zrezygnował z kawy i wybiegł z mieszkania, po drodze do szpitala starając się jakoś uspokoić. I gdy stał przed salą, w której po operacji leżała jego ukochana, był już w stanie przywołać na twarz uśmiech. A już zupełnie łatwo przyszło mu to, gdy pomyślał, jaka będzie jej reakcja na niespodziankę, którą dla niej przygotował. Prowadził bowiem przed sobą wózek, zaledwie chwilę wcześniej dostając zgodę na zawiezienie tym razem Spencer na oddział syna.

Leo Rough pisze...

[;p xD / no w sumie nie wiem, podejrzewam na razie ;p a czemu akurat geja? w ogóle facet-kumpel jest zajebisty! :D / też bym się nie przyznawała ;p niee, ja to się cieszę! teraz się w nie mieszczę, więc mogę sobie nosić, jakby mi się zachciało. a one są taaaakie piękne! właśnie ^^ / ma się te układy :D
też bym chciała ;(
aż tak źle jest, jak jesteś, hm, poza zasięgiem? xD]

Nie mogło umknąć mu to, w jakim stanie zastał Spencer - w końcu skupiał się tylko na niej, nic go nie rozpraszało. Zauważył więc, że nie obróciła się od razu, by spojrzeć, kto ją odwiedza, a w jego głowie w sekundzie pojawiły dziesiątki możliwych wyjaśnień. Najpierw pomyślał, że cierpi tak bardzo, że nie może się ruszyć, że ciało odmawia jej posłuszeństwa. Potem uspokoił się, uznając, że na pewno śpi, w końcu stosując się do zaleceń lekarza, by wypocząć. Ale rzeczywistość okazała się inna - od razu dostrzegł jej zawilgotniałe oczy i zaczerwienione od tarcia policzki. Żołądek ścisnął mu się boleśnie, ale nie odezwał się słowem, bo jego ukochana w następnej chwili miała już inne zajęcie. On zresztą też - uśmiechnął się tajemniczo, wcześniej notując w pamięci, by porozmawiać z nią o tym, co ją dręczy. Podejrzewał, że to tylko hormony i natłok wydarzeń tak podziałały na Spencer, ale nie mógł być pewny. Nauczony własnymi błędami chciał wcześniej upewnić się, że to nic poważnego. Ale na pewno jeszcze nie teraz, gdy mieli na głowie inne sprawy, zdecydowanie przyjemniejsze.
Nie mógłby trzymać jej w niepewności, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jedyne, o czym teraz marzy, to kolejne spotkanie z synem. On sam też stęsknił się na nim, bo wspomnienie jego drobnego ciałka już zamazywało się w jego pamięci. I zaraz skinął głową, wiedząc, że tylko na to czeka Spencer, że nic innego jej nie interesuje. A ciepły uśmiech nie schodził z jego ust.
- Tak, jasne, że możesz. - odparł, podchodząc do niej. Ustawił wózek tak, by było jej wygodnie na niego przejść, a potem wsparł ją ramionami, jeszcze nie pozwalając ruszyć się z łóżka.
- Tylko błagam, Spencer, spokojnie! Mamy czas. - wymruczał łagodnie, mając nadzieję, że to choć trochę pomoże. Martwiło go to, jaka niecierpliwa była, bo choć zazwyczaj lubił ją taką, to teraz w ten sposób mogła zrobić sobie krzywdę. Ostatnie, czego chcieli, to komplikacje. I zaraz przypomniał jej o tym, całując leciutko jej policzek, a potem już bez zbędnych słów pomógł jej zająć miejsce na wózku. Musiał jeszcze przenieść kroplówkę i okryć jej nogi kocem, ale zaraz potem mogli ruszać, a Leo nie zwlekał z tym ani chwili dłużej.

Leo Rough pisze...

[mój mnie w sumie jeszcze nie zawiódł, przynajmniej lesbijki wyczuwam na kilometr - na przykład jak mnie jakaś w klubie chce poderwać ;p zobaczymy, może kiedyś z nim o tym pogadam ;) haha, no to wszystko jasne! ;p o tak, zgadzam się! najgorsze są pytania w stylu: "a wy nie... tego?" xD / takie... różne! aż mi się zachciało do nich zajrzeć, znajdę je rano ;p no, szkoda! ostatnio miałam jedną na balu przebierańców xD / nie muszę się przejmować tym, że nie ma mi kto kupić alkoholu, tylko problem, jak mam ochotę na coś poza Shandy xD
obietnica czy groźba? ;>]

Widział, że Spencer musi się powstrzymywać, by nie wiercić się na swoim miejscu, ale nad drżeniem ciała już nie panowała. Była wyraźnie zniecierpliwiona i Leo rozumiał to, choć w pewnym stopniu martwił się też, jak to on. Jego obawy dotyczyły tych chwil, gdy brunetka była sama - co wtedy się z nią działo? Czuł, że przy nim przybiera jakieś maski, że nie wszystkie jej uśmiechy są szczere, choć tego ożywienia w drodze do synka nie mógł jej odmówić, było prawdziwe. Zastanawiał się więc, jaka jest, gdy wszyscy wychodzą. Póki co pewnie nie miała zbyt wielu takich chwil - Leo co prawda nie kontaktował się z rodzicami S. czy Kat, ale podejrzewał, że pojawili się u niej pod jego nieobecność. Ale i tak zamartwiał się tym, że ona może się zamartwiać. Błędne koło?
Natychmiast odwzajemnił jej uśmiech, z którym odwróciła się do niego, choć i tak zrobił to z pewnym opóźnieniem. Zbyt zamyślony, by kontaktować, obudził się dopiero po chwili. Ale zaraz dotarły do niego jej słowa; wygiął wargi w ciepłym uśmiechu, a potem pochylił się, cmokając krótko czubek głowy Spencer.
- Wiem. - odpowiedział, jakby to była największa oczywistość na świecie. A potem zaśmiał się cicho, zaraz milknąc, bo znaleźli się już przed wejściem na oddział. Były tam cierpiące dzieci, a to zmuszało do powagi.
- Tak. Byłem w mieszkaniu. Wiesz, ile rzeczy tam zostawiliśmy? - odparł, uznając, że nie ma sensu ukrywać przed nią tego, gdzie spędził kilka ostatnich godzin. Nie zrobił przecież nic złego, nie miał się czego wstydzić. Spencer miała się nie domyślić, dlaczego naprawdę nie pojechał na Cynamonową; podejrzewał, że dopisze sobie jakąś swoją teorię i zostawi ten temat. To mu odpowiadało.
- A ty jak się czujesz, Spencer? - zapytał ciepło, unosząc lekko brwi. Po jej wyraźnie dobrym humorze i ożywieniu mógł wnioskować, że lepiej, ale wolał dopytać. Chociaż czy powiedziałaby mu, gdyby czuła się źle, gdyby coś było nie tak? Wątpił w to. Bajka dla niego miała być taka, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Skąd on to znał?

[oczy mi się kleją, więc idę już spać ;) dobrej nocy, do spisania :*]

Leo Rough pisze...

[mówisz? bo mojej kumpeli musiałam ostatnio na migi pokazywać, że jakaś laska ją podrywa xD swoją drogą to dziwne, że obie tak lesbijki przyciągamy, tym bardziej, że przecież z facetem chodzę na imprezy! ;p ja myślę, że to nie tak, że on się wstydzi czy coś, tylko raczej sam jeszcze nie wie. to trochę bardziej skomplikowane, a ja też nie chcę poruszać tego tematu, żeby go nie wystraszyć, nie zrazić. wiesz, o co mi chodzi? ;) właśnie, nie trzeba się innymi przejmować! :)) / nie pamiętam już - jakoś w czerwcu chyba ;D / oj, już dobra, dobra! niech będzie, że bycie pełnoletnim jest super! ;p ;D o Ty niedobra! xD
całe szczęście ;p]

Nie byłby sobą, gdyby uwierzył w zapewnienie Spencer, że czuje się dobrze. Miał swoją teorię: był pewien, że dokucza jej ból, bo przecież po takiej operacji kobiety odczuwały go jeszcze przez długi czas, ale podziwiał jej wytrzymałość. Miał tylko nadzieję, że nie skarży się jedynie dlatego, że nie chce go martwić, ale właśnie po to, by samej czuć się lepiej. Znał to wmawianie sobie, że wszystko jest w porządku. Czasem pomagało.
Skinął więc głową, powstrzymując się od komentarza, a potem już bez niepotrzebnej zwłoki popchnął wózek, na którym siedziała Spencer, by pokonać drzwi prowadzące na oddział. Przywitali się z pielęgniarkami, które już rozpoznawały Leo, a potem ruszyli prosto do sali ich synka. Szatyn widział, że jego ukochana niecierpliwi się, więc przyspieszył kroku, a potem wprowadził ją do odpowiedniego pomieszczenia, uśmiechając się szeroko. Przy ścianie stało kilka inkubatorów w odpowiednio dużych odstępach, by rodzice mogli zająć miejsca po obu ich stronach, co po chwili zrobili też oni. Mężczyzna ustawił wózek brunetki przy "domku" ich syna, a sobie przysunął krzesło i usiadł po drugiej jego stronie. Tym razem maluszek spał, a przynajmniej tak wydawało się Leo, który czuł się nieco zagubiony ze świadomością, że chłopiec nie może jeszcze otworzyć oczu. Ale to miało się niedługo zmienić - pielęgniarki obiecywały, że już za kilka dni spojrzy na nich, a potem ani się obejrzą i będą mogli zbrać go do domu. Nie mógł się już doczekać.

[wybacz, że tak marnie, ale chemia wyżera mi mózg -.- poprawię się! :>]

Leo Rough pisze...

[tak, tak, na pewno! ;p ej, nie chcę tego czytać! xD ;p nie jestem żadnym wyzwaniem! ;p / właśnie ;) ;p / no tak, już mi dałaś do zrozumienia, że to było co najmniej dziwne ;p / ja mam jeszcze ponad rok! robisz mi smaka! ;p haha, no w sumie racja xD
zaczynam się bać ;p
jeszcze powtarzam do tego konkursu takie bzdury, jak rozpuszczalność i w ogóle. ale mechanika kwantowa jest super, już zdążyłam zapomnieć, jak bardzo ją lubiłam! :D oj, biedna. ja mam w piątek sprawdzian z bioli -.-
a tak w ogóle to mogę coś przesunąć? czy planujesz jakąś poważną rozmowę albo coś w tym stylu? a jak tak, to do kiedy? bo ja jestem kompletnie wyprana z pomysłów. próbowałam odpisać już gdzieś indziej, ale nawet jednego zdania nie umiem skleić, chociaż naprawdę chcę! -.- złości mnie to, ale wygląda na to, że potrzebuję przerwy od innych facecików moich :/]

Leo Rough pisze...

[aż się boję iść na następną imprezę! no ale weź, jak cały wieczór spędzam z facetem, to chyba jest oczywiste, że na nikogo innego nie spojrzę, nie? tym bardziej na dziewczynę! ;p / ten mój bal przebierańców xD / no tak, zawsze mogło być gorzej ;p / Ty tak i tej wiśniówce, a mi się cytrynówki zachciało... ;p
do chemii trzeba mieć odpowiednie podejście ;) ale masz rację, nazewnictwo w organicznej to jest jakaś kompletna masakra! / dokładnie! też bym tak chciała ;p
coś wymyślę ;) o, jak ja lubię niespodzianki! nie powiesz mi, nie? ;> ;p / właśnie ze względu na Ciebie próbowałam coś napisać, ale dupa, nic z tego! przepraszam :(]

Leo Rough pisze...

[ja pierdole -.- ;p / nie, wcale! xD / mam kumpelę, która urodziła się w Sylwestra - tak, może być gorzej xD / o, mogłaby być smaczna! uwielbiam grejpfruty, chociaż za wódką nie przepadam, ale w jakimś drinku - czemu nie? ;)
haha, nazwy, które się nie mieszczą w jednej linijce zawsze spoko xD
OK, OK! nie mów, choćbym błagała, dobrze? ^^ ;D / jasne ;) odpocznę i wrócę z milionem pomysłów ;) to poniżej to mi tak denne wyszło, że szkoda nawet gadać, ale naprawdę nie jestem w stanie pisać ;( źle mi z tym!]

Dla Leo powrót do normalności miał być długim i trudnym procesem, na który znaczy wpływ miały choćby najdrobniejsze czynniki. Wszystko składało się na jego spokój, choć przede wszystkim zwracał uwagę na stan ukochanej i ich synka, którzy również musieli wrócić do równowagi. Spencer wydawała się odzyskiwać siły w oczach, natomiast ich maluszek radził sobie trochę gorzej. Oddychał już samodzielnie, lekarze mówili, że w tej kwestii jest już dużo lepiej, ale ciągle musiał być karmiony przez sondę. To na pewno nie było przyjemne, a właśnie wrażenie, że ich synek cierpi, najbardziej dręczyło Leo. Starał się, jak mógł, by uspokoić ukochaną, ale sam nie potrafił sobie wytłumaczyć, że ich maluszkowi nie dzieje się krzywda. Pomijając jednak tę kwestię, chłopiec rozwijał się prawidłowo, a jedyne problemy, jakie przewidywali dla nich lekarze, to decyzja o sposobie karmienia. Na to mieli jednak jeszcze kilka dni.
Aż któregoś dnia po tamtej trudnej, wyczerpującej dla całej ich trójki nocy, Leo dostał pozwolenie na zabranie ukochanej do domu. Zdziwił się, bo z góry założył, że ona i ich dziecko wyjdą ze szpitala razem, ale zaraz uznał, że to byłaby głupota, gdyby trzymali Spencer na oddziale jeszcze przez kilka najbliższych tygodni. I zaraz zaczął cieszyć się, jak głupek - zdążył stęsknić się za nią tak bardzo, że nawet spędzając z nią w szpitalu całe dnie, czuł niedosyt. Potrzebował jej w domu, obok siebie, choć wiedział, że nie zaznają spokoju, dopóki nie będzie z nimi też ich synek.
I zaraz podpisał wszystkie dokumenty, pod którymi wcześniej złożyła swój podpis Spencer, a potem zawędrował do jej sali, by zabrać ją do domu. Przepisy nakazywały, by zawiózł ją do samochodu na wózku, a więc tak zrobił - nie słuchając żadnych protestów usadził brunetkę na nim, a potem powędrował korytarzami najpierw na oddział ich synka, by się z nim pożegnać, a potem prosto na parking. Był ożywiony i przeszczęśliwy; po raz pierwszy od kilku dni uśmiechał się tak szeroko i tak wesoło, mamiony wizją powrotu do normalności. Nareszcie!

Leo Rough pisze...

[zdecydowanie ;p / moja siostra też jest z końca grudnia ;) o tak, zdecydowanie! chociaż ja znam bliźniaki urodzone ostatniego grudnia i pierwszego stycznia xD / haha, racja! ;p czyli lepiej odpuścić sobie wódkę xD
;p
wiem, wiem ^^ / jakoś musisz wytrzymać, nie? ;)]

Gdy tylko Spencer, nie czekając na niczyje pozwolenie, podniosła się z wózka, towarzysząca im pielęgniarka odeszła z nim w kierunku szpitala. Leo z rozbawionym uśmiechem podszedł do samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera na oścież, a potem wrócił do ukochanej, starając się nie roześmiać w głos. Ona najwyraźniej niczego się nie spodziewała; szatyn podszedł do niej i podciął jej nogi w kolanach, biorąc ją na ręce. I wtedy zaśmiał się, spoglądając na nią z wysoko uniesionymi brwiami, jakby pytał, czy to właśnie to, czego oczekiwała. Nie czekając ani chwili dłużej, ruszył w stronę mercedesa. Tak, jak mówiła, miał zamiar usadzić ją w samochodzie. I to właśnie zrobił, upewniając się, że nie zrobi jej krzywdy. Z triumfalnym uśmiechem zatrzasnął drzwi i obiegł maskę, zaraz wsiadając za kierownicę.
- Jeden zero dla mnie! - rzucił, natychmiast ruszając z miejsca, ciągle śmiejąc się pod nosem cicho. Pomyślał, że gdyby ktoś zobaczył ich takich, nie powierzyłby im opieki nad dzieckiem, ale... kto by się tym przejmował? Nie oni! Przecież wiedzieli, że będą świetni w tej nowej roli, jak we wszystkim innym! Może i mieli jakieś wątpliwości, a na pewno Leo martwił się, że mogą mieć drobne problemy, ale to były tylko drobiazgi, niewielkie zawahania jego wiary, że już wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
- Masz ochotę na coś specjalnego? Możemy po drodze zrobić jakieś zakupy albo zjeść coś na miejsce. Wiesz, musimy skorzystać z ostatnich dni wolności. - wymruczał nagle, spoglądając na Spencer z ukosa. Uśmiechał się przy tym ciepło, wesoło, już planując sobie w myślach spokojny wieczór, jakiego nie mieli od dawna i jaki nie miał ich być udziałem po wyjściu ich synka ze szpitala. I chwilę później przejeżdżali już koło rynku, a Leo zwolnił, czekając na decyzję brunetki.

Leo Rough pisze...

[wychodzę teraz na trochę, będę po ósmej :*]

Leo Rough pisze...

[znowu zaczynasz? xD ;p / u mnie wszyscy są "późni", od sierpnia do grudnia + siostrzenica i szwagier z samego początku stycznia. tylko siora się wyłamała i marcu na świat przyszła ;p a widzisz! u mnie po placu takie dzieciaczki hasają ;D / odzywa się rozsądek starszej, tak? ;p ok, ok, odpuszczam, cobyś wyrzutów sumienia nie miała, że mnie tą wiśniówką i cytrynową wódką na złą drogę sprowadzasz ;p
umilę Ci to jakoś :*
btw. właśnie sobie torebkę kupiłam ;D taaaaką piękną! :>]

- Tak jest! - odparł, prostując się, jakby miał zamiar zasalutować, ale powstrzymał się przed tym, zaraz skręcając ostro, by wjechać na parking przed sklepem spożywczym. Miał nadzieję na taką odpowiedź Spencer, bo wcale nie uśmiechało mu się siedzenie wśród obcych ludzi w jakimś lokalu i trzymanie rąk z dala od ukochanej, gdy mogli spędzić ten wieczór na kanapie w swoim własnym salonie, objadając się przygotowanymi wcześniej pysznościami, przytulając się i rozmawiając. Leo zamieniał się w domatora, ale czy komuś mogło to przeszkadzać? Póki oboje woleli siedzieć w domu, problem nie istniał.
I chwilę później już chodzili pomiędzy sklepowymi półkami, wrzucając do koszyka odpowiednie produkty, kłócąc się na żarty o rodzaj pieczywa i prześcigając się w wyszukiwaniu w koszu największych grejpfrutów [;D]. Leo nie przestawał się uśmiechać, bo dawno nie bawił się tak dobrze. Przypominało mu to o ich pierwszych zakupach na wspólną kolację, gdy podobnie, jak dzisiaj, spacerowali między regałami, starannie wybierając odpowiednie składniki na danie, które sobie wymyślili. Nie pamiętał, co to było, ale ciągle pod powiekami miał obrazy z tamtego wieczora - gdy chwytali w dłonie mąkę i rzucali się nią, karmili się nawzajem, a potem kochali na obsypanej białym proszkiem podłodze. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło: wciąż lubili razem gotować, wciąż sprawiało im to niesamowitą przyjemność. Ale teraz mieli już wspólną kuchnię.
A po zakupach wrócili do samochodu, znów przekomarzając się i śmiejąc, gubiąc wybierane długo grejpfruty i pilnując, by papierowe torby nie zerwały się. Było tak, jakby ostatnie miesiące zostały wymazane z ich życia, jakby ostatnio wcale nie wydarzyły się te wszystkie przerażające rzeczy, jakby byli parą z normalnymi, drobnymi problemami.

Leo Rough pisze...

[haha! ;p sama sobie możesz słodzić, nie zabronię! xD / to faktycznie masz duży rozrzut. ale co racja, to racja - kasa inaczej idzie na prezenty ;p całe szczęście, że mam starsze, bogate rodzeństwo! xD / sobie wyobraź, że takie bliźniaki w innych klasach powinny teoretycznie być ;p ale chyba są w jednej, nie mam pewności ;) / ach, no tak, zapomniałam, niedobra ja! ;p jesteś bardzo odpowiedzialnym człowiekiem, przecież nie przeczę! ;)) o, ja też miałam się uczyć, ale chyba sobie przed lekcją powtórzę tylko ;p no tak, więc nie będziesz miała, o! Shandy pozwalasz mi pić? ;> ;p xD
miłymi rozmowami w nawiasach, o! ;) pasuje? ;>
taką czarną, taką workowatą, taką duużą, taką piękną, piękną, piękną! *,* taką: http://sklep.cropp.com/odziez-damska_5/torby-plecaki_20/torba-damska_38593.html/s/pcreateddate/a/11648 ]

I on cieszył się, że ma ją już z powrotem w domu. Starał się nie myśleć o uczuciach, które ogarnęły go, gdy patrzył na Spencer, przechodzącą przez drzwi; starał się wyrzucić z pamięci obrazy, cisnące mu się pod powieki. Jednocześnie czuł palącą wręcz rozpacz i przyprawiającą go o drżenie radość. Można było się zastanawiać, które z nich walczy z burzą hormonów po porodzie: Spencer czy Leo. Ale on już to do siebie miał, że przesadzał z analizowaniem faktów, a potem cierpiał, raniąc tym sam siebie. Zawsze w jego głowie panował bałagan, zawsze czymś się zadręczał, zawsze istniało coś, o co można się pomartwić. Powinni się do tego przyzwyczaić, oboje.
Tym razem miało być inaczej. Miał skupić się na pozytywach, miał pozostać optymistą, miał pozwolić sobie na radość. To zakładał plan. W rzeczywistości mogło być różnie, ale obiecywał sobie, że nie pozwoli, by jego humory zepsuły Spencer spokojny wieczór. Nie o siebie się przecież martwił, a o nią, która musiała odpocząć, odzyskać siły, uspokoić się. Wierzył, że może jej pomóc w powrocie do pełnej równowagi, choć sam jej jeszcze nie osiągnął i najpewniej nie osiągnie nigdy. Ale jego ukochana mogła to zrobić; wiedział, że jest już bardzo blisko, a przynajmniej tak wyglądała.
Na ten moment czekał. Odepchnął od siebie powracające obrazy noszy i leżącej na nich, zalanej łzami, przerażonej Spencer, by odłożyć na podłogę torby z zakupami i podejść do niej. Oplótł ją ramionami i pozwolił, by znajomy zapach szamponu owionął go, wypełnił nozdrza, a potem uspokoił. Z leciutkim uśmiechem spoglądał jej w oczy, by dopiero po chwili pocałować ją lekko, czule, jakby bał się, że zmiażdży jej wargi, ale wkrótce pogłębił pieszczotę, pozwalając sobie na zatracenie się w niej na kilka chwil. Zaraz jednak odsunął się i sięgnął po zakupy, z uśmiechem zmierzając do kuchni. Nie mógł sobie pozwolić na dłuższe powitanie, bo wiedział, że zaraz wybuchnie. Uznał, że najlepiej będzie udawać, że to zwyczajny wieczór, i tak właśnie zrobił.

Leo Rough pisze...

[innym razem - mówiłam przecież, że muszę zostawić wszystkie komplementy na specjalną okazję! ;D / haha, no widzisz! czyli, jak zwykle, idealnie się rozumiemy! ;) / serio? nie wiem, nie znam się! ;p / no przecież mówię! ;p swoją drogą... dobre podejście, jak na bardzo odpowiedzialną osobę xD dziękuję, łaskawa! ;p
są, są, ale właśnie dlatego, że komentarze poniżej niezbyt sensowne, a na innych blogach ich brak ;) co nie znaczy, że gdy się pojawią, to przestanę miło pisać ;p
wiem! ;D mam słabość do dużych, workowatych torebek. i do lakierowanych kopertówek. i do płaskich, kolorowych kopert. i w ogóle do torebek! ;D]

Szybko zabrał się za rozpakowywanie zakupów, pamiętając, że gdzieś na dnie były lody, które miały jak najszybciej powędrować do zamrażalnika. Poza tym, był już głodny jak wilk, a słodki, intensywny zapach świeżych owoców tylko zaostrzał jego apetyt i wzmagał burczenie w brzuchu. Ciągle nie mógł przyzwyczaić się do nowej, dużo większej niż poprzednia kuchni. W jego ruchach było to widać - rozglądał się wokół siebie, rozważając, gdzie co położyć, gdzie schować, skąd wyjąć nóż, a skąd misę na owoce. Pokonywał na tej względnie niedużej powierzchni mnóstwo niepotrzebnych kilometrów, poruszając się bez konkretnego celu, niemal gubiąc się, choć zawsze robił to z uśmiechem. Cieszyło go to nowe miejsce, nowe wspomnienia, choć nie wszystkie były takie dobre. Niestety. Na przykład sterta prezentów od Mary i Tony'ego, ciągle tkwiąca na jednym z kuchennych blatów, nie nastrajała go wcale optymistycznie.
Widząc gwałtowny ruch Spencer, którym zgrabnie wskoczyła na gładką powierzchnię blatu tuż przy miejscu, w którym stał Leo, cały zadrżał. Nie mógł patrzeć na to, jak w ogóle na siebie nie uważa! Owszem, sam też nie zawsze wykazywał się rozsądkiem, ale do kwestii zdrowia zawsze podchodził bardzo poważnie, o ile, oczywiście, nie chodziło o niego samego, bo wtedy bywało różnie. Teraz jednak zachowanie Spencer wręcz mroziło go. Pewnie powinien się cieszyć, że czuje się już tak dobrze, by skakać po blatach, ale jakoś nie potrafił pozbyć się wrażenia, że w końcu zerwie szwy i znów będą musieli jechać do szpitala. Nie odezwał się jednak słowem, jedynie spoglądając na nią karcąco; miał poruszyć ten temat później. Póki co, pomyślał, niech sobie siedzi. I zaraz podszedł do niej, znów uśmiechając się ciepło. Stanął pomiędzy nogami kobiety, opierając dłonie wysoko na jej udach i zadzierając głowę, by móc patrzeć jej w oczy. A potem skorzystał z okazji i pocałował ją lekko, zaraz odsuwając się.
- A na co masz ochotę? - zadał swoje popisowe pytanie, unosząc lekko jedną z brwi, by zaraz poruszyć nią zabawnie.

Leo Rough pisze...

[nie znasz dnia... ;p xD / dlaczego nie możesz mieszkać bliżej?! :( / dobrze, dobrze, przecież nic nie mówię! poza tym, że i tak powinnaś się była pouczyć... xD Ok, będę pamiętać ;))
no dobra, czyli nic z tego nie wyszło ;p no to co chcesz w zamian za odpowiedzi, których nie ma? ;p
pewnie tak, ale musiałabyś zobaczyć moją szafę - tam są same torebki! xD
ojej! biedulka! w domu jest czy w szpitalu? szkoda takiego malucha... / no tak, raz się możesz cieszyć, że jesteś stara! ale nie piszesz tak tylko po to, żebym się nie martwiła, prawda?]

Nie bał się, że jego ukochana przytyje po ciąży. Miał świadomość, że ona sama nie czułaby się dobrze w swoim ciele, gdyby przybyło jej kilogramów, choć on nie miałby z tym problemów. Po pierwsze dlatego, że zawsze wydawała mu się zbyt chuda, z tymi swoimi wystającymi żebrami i prawie wklęsłym brzuchem i nie zaszkodziłoby jej przybrać. A po drugie dlatego, że zdążył się przyzwyczaić do jej dużo bardziej zaokrąglonego ciałka w czasie ciąży. Może nie miał z nim tak naprawdę zbyt dużo kontaktu, odkąd postanowili powstrzymać się od zbliżeń, ale lubił to, w jaki sposób wpasowywało się w jego ramiona. Teraz dodatkowe krągłości miałyby inne znaczenie, ale co z tego? Kochał ją, pociągała go niezależnie od tego, jak wyglądała.
Ledwo powstrzymywał śmiech, gdy dostrzegł na jej twarzy oznaki zamyślenia. Uznał, że zwyczajnie nie potrafi się zdecydować, stęskniona za domowym jedzeniem po kilku dniach na szpitalnych obiadkach; miał zamiar spełnić każdą ją zachciankę. Ale nie spodziewał się, że pozwoli mu samemu wymyślić, co takiego zjedzą na kolację. I tu też nie pomylił się, bo zaraz podpowiedziała mu, na co ma ochotę, a on bez słowa odsunął się od niej, by przygotować odpowiednie składniki, wcześniej muskając przelotnie jej usta. Zaraz zaczął nucić, jak zwykle nie mogąc znaleźć się we własnej kuchni; gubił się w niej jednak z niesłabnącym uśmiechem na twarzy. Nurkował do szafek i zaglądał na półki, ciągle śpiewając coś cicho, teraz wyraźnie ożywiony. Już mógł się cieszyć.
Trwało to jedynie do chwili, w której jego spojrzenie padło znów na stertę prezentów od siostry i jej męża. Jego wzrok jedynie prześliznął się po papierach w drobne, kolorowe wzorki i okazałych kokardach, ale wspomnienia wróciły, uderzając w niego równie silną falą, co poprzednio. Nie wiedział, dlaczego się ich nie pozbył - może pomyślał, że Spencer będzie chciała coś z nich zatrzymać? Było w tej myśli trochę goryczy, bo wiedział, że on sam tego nie chce, a wręcz nie zniesie. Każdy drobiazg miał być naznaczony Tonym, a jego nie chciał w swoim życiu. Ale może jego ukochana chciała?

[btw. co to jest ta gofrowa pizza? xD
znikam już. nie mam bladego pojęcia, o której jutro będę, bo mam ten konkurs i nie wiem, kiedy się skończy, także nic nie obiecuję ;) dobrej nocy!]

Leo Rough pisze...

[;p / no tak - obie jesteśmy złe. urodziłyśmy się w złych miastach! ;( / dobrze, dobrze ;p xD taa, niech będzie ;p
oj tam, oj tam! ;p haha, OK, może być ;D
totalnie! ^^
pewnie tak. biedulka! tyle dobrze, że w domu jest. / o ja pierdole, nie chciałam tego przeczytać! ;p ale dobrze, dobrze, broń się! całe szczęście, że ja nie muszę myśleć o ucinaniu czegokolwiek komukolwiek, bo jestem po kursie samoobrony... ;p no, to całe szczęście! znaczy, wiesz, o co mi chodzi ;) ;p
fajne to! aż muszę zrobić ^^
konkurs miałam o jedenastej, ale nie w moim mieście, więc musiałam dojechać, potem wrócić, no i nasza babka zaprosiła nas jeszcze na kawę i tak się przeciągnęło trochę ;)]

Starał się, by żadne niepożądane uczucia nie odmalowały się na jego twarzy, wiedząc, że Spencer natychmiast wyłapie je. Była w tym bezbłędna, więc wiedział, że nawet, jeśli postara się ukryć swój nastrój, ona i tak coś wyczuje, ale miał nadzieję, że to nie zepsuje jej humoru. Może przypisze to czemuś innemu, może zignoruje, może odłoży na później. Taką miał nadzieję, bo za żadne skarby nie chciał niszczyć wieczoru, który miał należeć tylko do nich, który miał być spokojny i pozbawiony jakichkolwiek zmartwień. Ale to chyba nie było możliwe, nie gdy chodziło o Leo, bo on przecież z łatwością wynajdywał problemy tak, gdzie ich nie ma, prawda? Tym razem jednak problem istniał i wcale nie był taki błahy, bo chodziło o zdradę. Nie potrafił myśleć inaczej o tym, co się wydarzyło.
Nie pomylił się, uznając, że ukochana wyłapie wszystkie zmiany jego nastroju. Miała ten swój niezawodny radar i skorzystała z niego. Nie musiała nawet pytać, o co chodzi - przecież czytała z Leo jak z otwartej księgi! Zwykle podziwiał tę jej umiejętność, ale nie w tej chwili, bo nagle poczuł się jak skończony kretyn. Wcale nie było mu lepiej, gdy starannie przygotowane przez Marę pakunki wylądowały w koszu na śmieci, choć chwilę wcześniej wiele dałby za to, by nie widzieć ich w swojej kuchni. Ale teraz coś mu nie pasowało. Jakby wiedział, że ten ruch powinien należeć do niego, że powinien zbuntować się, pokazać swój upór i siłę, być mężczyzną! Już sam nie wiedział, co się z nim dzieje, ale na pewno nie było to nic dobrego.
Nawet nie spojrzał na Spencer, gdy zsunęła się z blatu i ruszyła w stronę prezentów. Wiedział, co zrobi. Zupełnie nagle i niespodziewanie ogarnęło go palące uczucie wstydu; poczuł się, jakby ją zawiódł. Nie ostatnio, bo miał wrażenie, że radził sobie całkiem nieźle, ale wcześniej: gdy zaczął brać tramadol, gdy się od niego uzależnił, gdy to przed nią ukrywał, gdy wyjechał do Londynu i gdy wrócił, każdego dnia raniąc ją bardziej, głębiej. W ten sposób oboje byli zniszczeni. A teraz? Teraz ponosili tego konsekwencje, w najmniejszym stopniu nie przyjemne. Nie mógł spojrzeć jej w oczy. Tylko on był winny. Jej "zdrada" też należała do niego. Wpatrzony w swoje dłonie, jak skarcony chłopiec, mieszał w plastykowej misce masę na gofry.

Leo Rough pisze...

[właśnie! taki Kraków byłby idealny, nie? ;)) / o, no to jesteś całkiem niesamowita, wiesz? ;D tak bez nauki? super ;))
a ja znowu butów nie umiem sobie kupować, mam za dużą stopę -.-
to sama jej konkurs urządź! będzie miała radochę! ;) / i bardzo dobrze! wiesz, nawet jakby się miał nie przydać, to czujesz się pewniej, bezpieczniej. o, gaz pieprzowy też jest niezły, chociaż raz byłam nim potraktowana i to wcale nie było przyjemne... -.- / ;)
dzięki ;)
całkiem nieźle. dobre pytania mi się trafiły, właśnie z tego, co najbardziej lubię! ;))]

Leo miał takie chwile, gdy nie widział celu w poruszaniu kwestii, z którymi obydwoje zdążyli się oswoić. Było to jak rozdrapywanie starych raz z nikłą tylko nadzieją, że dzięki temu blizny będą mniejsze. Cóż za naiwność! Nie było szans na to, by złagodzić skutki podjętych dawno decyzji, kroków, by wykluczyć ich niepożądane konsekwencje. Było już za późno, więc po co do tego wracać? Po co znów cierpieć, wspominając? Leo był gotowy zostawić wszystko tak, jak jest, bo przecież potrafił sam radzić sobie z problemami. Przez ostatnie tygodnie tak przecież było - każdą rozterkę, każdy kłopot rozpatrywał sam, a potem starał się z nimi uporać. Nie zawsze wychodziło, ale przecież zawsze mogło być gorzej! Więc tak, przez większość czasu rozmowa wydawała mu się najgorszym możliwym wyjściem, które miało zranić i jego, i Spencer. Nie widział w tym sensu.
Czasami jednak o niczym innym nie marzył, jak o tym, by wreszcie wyrzucić z siebie powstrzymywane długo słowa, duszone głęboko w sercu emocje. Miał w głowie bałagan, którego nie mógł opanować, bo wiedział, że najpierw musi się w pewien sposób oczyścić. Bo jego lista priorytetów pozostawała niejasna i zagmatwana, co martwiło go. Wcześniej wiedział, że Spencer ma bezsprzeczne pierwsze miejsce i ciągle tak było, ale sprawy się skomplikowały. W jego myślach czaił się żal i brzęczała uporczywie złość - i wiedział, że musi się ich pozbyć. A innej drogi, jak rozmowa, nie widział. Miało to jednak wcale nie być łatwe.
I teraz, gdy Spencer podeszła do niego, najwyraźniej chcąc jakoś mu pomóc w katuszach, które przeżywał, wiedział, że rozmowa to nie jest dobry pomysł. Nie chciał jej, ale nie tego wieczoru, gdy marzył tylko o uspokojeniu skołatanych nerwów. Potrzebował swojej ukochanej, a nie psychoterapeuty czy worka treningowego, ofiary - tak właśnie miał się czuć podczas tych zbliżających się dni, gdy będą próbowali uzdrowić swój związek, swoje dusze. Albo jak pacjent, albo jak okrutnik. I nie wiedział, do kogo należał będzie wybór.
Podniósł na nią wzrok, starając się nie wyglądać tak, jakby cierpiał. Przywołał na twarz uśmiech, a potem wyswobodził dłoń spod palców Spencer, wracając do mieszania gęstej masy, znów skupiając się na tym. Wiedział jednak, że brunetka nie odpuści, więc zaraz westchnął cicho, z niezadowoleniem kręcąc głową.
- Nie dzisiaj. - poprosił, jednocześnie sprawdzając konsystencję papki, z której miały powstać chrupiące gofry. I znów był swobodny, pogodny; odsunął się od Spencer, by włączyć radio, a potem spojrzał na nią, uśmiechając się.
- Pokroisz pieczarki? - zapytał, wyciągając z szafki gofrownicę (gdyby nie to, że jego entuzjazm osłabł, na pewno skakałby pod sam sufit z radości, że znalazł ją na pierwszej półce, którą sprawdził) i podłączając ją do kontaktu. Robił to jak najważniejsze zadanie na świecie.

Leo Rough pisze...

[BĘDZIE perfekcyjny :D / to już Ci nie mogę powiedzieć, że jesteś niesamowita? ;p dobrze będzie przecież ;)
zazdroszczę!
ale jakby miało jej być przykro, to jakoś można ją pocieszyć, przecież wiesz, o co mi chodzi ;) jeżu, jak ja lubię dzieciaczki! mój Rybka był u mnie dzisiaj, właśnie wyszedł, woła na mnie "ciocia Lina", czyli tak samo, jak kilka tak temu wołała jego siostra. mówiłam już, że uwielbiam dzieciaczki? :D / no oberwałam kiedyś, znaczy to nie miało być konkretnie we mnie, ale po prostu byłam obok. nic nie widziałam na oczy, tak mi łzawiły i piekły, a do wieczora nie mogłam nic przełknąć. straszne to było! ale przynajmniej się przekonałam, że działa ;)
na to akurat nie liczę, ale dziękuję ;)]

Znów zaczął nucić, mając nadzieję, że to wkrótce pozwoli mu wrócić do poprzedniej swobody. Nie potrafił uwierzyć, że rozstroił go taki drobiazg! Owszem, ciągnął za sobą dziesiątki niezbyt przyjemnych wspomnień, przywoływał obrazy i prawie zapomniane wydarzenia, ale nie powinien tak na niego działać. Głupia sterta prezentów mogła zepsuć im wieczór - to wydawało się śmieszne. Leo nie miał zamiaru pozwolić, by coś takiego zaburzyło ich z wolna odzyskiwany spokój. Z drugiej strony Spencer miała rację: może lepiej byłoby, gdyby załatwili to już teraz, jak najszybciej, by zaraz potem móc już zupełnie zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Ale on nie chciał o tym myśleć, nie teraz. Nie tego wieczoru.
Gorączkowo myślał nad jakimś tematem do rozmowy, bo cisza panująca w kuchni wręcz drażniła mu uszy. Każde z nich zajmujące się swoją częścią przygotowań do kolacji, w tle muzyka i głos radiowego spikera - to nie tak powinno wyglądać. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy, gdy próbował znaleźć najdrobniejszą choćby bzdurę, którą mogliby przedyskutować. Od dawna nie rozmawiali już o bzdetach. Zbyt dużo wydarzyło się w ich życiu, zbyt wiele ważniejszych tematów mieli, by poświęcać czas na rozmowy o literaturze, filmach, muzyce. I tym razem też znalazł coś poważniejszego.
- Mam trochę zaległości w pracy, więc pomyślałem, że wrócę na kilka dni do redakji, a gdy wypuszczą małego. wezmę urlop na jakiś czas. Tak będzie w porządku? - zapytał, odwracając się do Spencer, gdy w gofrownicy skwierczała już pierwsza porcja ciasta.

[w ramach wyjaśnienia, dlaczego teksty Leo są takie bzdurne - zawsze wyobrażam je sobie po angielsku i brzmią lepiej, niż przetłumaczone na polski ;p]

Leo Rough pisze...

[no dobra, wybaczam ;p / bo żeś się zaczęła tłumaczyć ;p tak właśnie ;)
haha, spryciula! ;D
o, jak fajno ;) widzisz, już będzie jej milej ;) haha, słodko! ;)) oj tam, wcale się nie powtarzam! ;p / no właśnie! ;p ;))
dzięęęęki ;)
bo to po angielsku by było coś w stylu: "is that OK with you?" i wtedy brzmi dobrze, nie? a na polski sobie tego nie umiałam lepiej przełożyć xD to może zaczniemy po prostu pisać po angielsku, co? ;p]

Następne w kolejności do krojenia były kawałki mięsa, ale nimi Leo zajął się sam. Nie mógłby stać bezczynnie i patrzeć na piekące się gofry, bo zwyczajnie musiał czymś zająć ręce. I zaraz nóż poszedł w ruch, a w kolejnej miseczce rosła góra soczystych kawałków piersi z indyka, starannie oczyszczanych z niepotrzebnych nitek tłuszczu czy kilku drobnych kostek. Skupił się na tym, choć nie musiał już aż tak bardzo pilnować się, by myśli nie pomknęły mu w nieodpowiednim kierunku - miał na głowie inne sprawy.
- Możemy to załatwić jutro, w drodze do szpitala. - odparł gładko, spoglądając przez ramię na Spencer, by posłać jej blady uśmiech. Starał się, by nie wyglądał aż tak słabo, ale marnie mu to wychodziło.
Czuł, że musi coś zrobić. Nie mógł nie zareagować, gdy widział, że coś niedobrego dzieje się z jego ukochaną. Nie potrafił patrzeć, jak zadręcza się z jego powodu. Sam nie wiedział, co bardziej jej dokucza: wyrzuty sumienia czy niepewność. Bo zbyt dobrze ją znał, by nie wiedzieć, że po części będą to zawsze obie te rzeczy, przeplatane w różnych proporcjach. Zresztą podobnie było w jego przypadku. I nagle zrozumiał, że powinien był jej pozwolić na tę rozmowę, choć sam wcale nie czuł się komfortowo. Bo to nie on jej potrzebował, a ona.
W następnej chwili już stał za jej plecami, nachylając się wraz z nią nad zlewem, by umyć ręce, śliskie od mięsa. Złączył ich dłonie razem pod strumieniem wody, mydląc je spłukując pianę, by potem, nie wycierając się, zapleść je na brzuchu Spencer. Twarz wtulił w jej włosy, całując kark, obojczyk i to cudownie ciepłe miejsce przy jej szyi, stworzone specjalnie dla takich drobnych pieszczot. A potem zbliżył się do jej ucha i wymruczał miękkie: "przepraszam", już w następnej chwili czując się z tym jednocześnie głupio i... dużo lepiej. Jakby jakaś część ciężaru spadła mu z serca, choć wydawało się to kompletną bzdurą. Nie liczył przecież, że to cokolwiek naprawi, ale starał się. Bo przecież niczego innego nie pragnął.

Leo Rough pisze...

[proszę bardzo ;p / ale zdecydowaną większość już tak! ja też jestem w stanie pisać na trójki czy nawet czwórki bez nauki, a jak się przyłożę, to szóstki przynoszę :D
zawsze to wiedziałam! ;p
;)) a co, może się powtarzam? ;p
jestem tego samego zdania! (i w tym właśnie miejscu brakuje mi nieśmiertelnego "i agree!" xD). no nie, nasze przepraszam jest niezastąpione, ale już to, co teraz powiedziała S., mogłoby brzmieć lepiej w wersji: "don't be!", prawda? ;> to co? od kiedy zaczynamy? ;))]

Miał nadzieję, że uniknie tak typowej dla nich odpowiedzi, odbijającej przeprosiny. Wydawało mu się, że pokonali ten etap, w którym każde z nich obwiniało się równie mocno o te same błędy, te same kłótnie. Kiedyś było to dobre, bo wskazywało na to, jak wielkim szacunkiem się darzą, jak bardzo się kochają - a ich uczucia były tak silne, że nie potrafili znieść choćby cienia wyrzutów sumienia u drugiej osoby. Leo myślał, że dojrzeli. Miał na to nadzieję, bo choć tamten etap nie był wcale taki zły, gdy chodziło o drobne spory, to gdy pojawiał się większy problem, układ, w którym oboje obwiniali samych siebie, nie był wcale taki korzystny. Nie znaczyło to, że miał zamiar przestać się przejmować poczuciem winy, wręcz przeciwnie - chciał jedynie móc obiektywnie ocenić, kto popełnił błąd, a potem wyjaśnić to z ukochaną, dopiero na spokojnie decydując się na rozmowę, przeprosiny. Okazało się jednak, że znów mieli zachowywać się jak nastolatkowie. Postanowił z tym skończyć, choć znów odezwał się z nim dzieciak; stchórzył, powtarzając w myślach, że jeszcze nie dziś.
Chciał przeprosić jedynie za zmarnowanie im wieczoru, za popsucie humorów, za niepotrzebny powrót do raniącego tematu. Tutaj tylko on był winny, nie mogąc zmusić się do wyrzucenia tych przeklętych prezentów, które pod nieobecność Spencer były dla niego rodzajem kary - ilekroć na nie spojrzał, przekonywał się, jak wiele mógł stracić przez swoją głupotę. Zranił ukochaną kobietę i był bardzo blisko utracenia jej na rzecz innego faceta. Wtedy to miało dla niego jakiś sens, ale teraz? Mógł po prosty się ich pozbyć. To nie byłoby takie trudne.
Uznając jednak, ze puści słowa Spencer mimo uszu, przyciągnął ją do siebie odrobinę mocniej, gładząc jej plecy i całując czubek głowy. Tęsknił za nią i przekonywał się o tym z każdą chwilą coraz mocniej - jej zapach znów wypełniał jego nozdrza, a obecność sprawiała, że cały ten wielki, pusty dom zdawał się przytulniejszy, cieplejszy. Tak bardzo mu jej brakowało!
- Dobrze, że jesteś z powrotem. - wymruczał w jej włosy, uśmiechając się leciutko. Przypomniał sobie, czym miał być ten wieczór - świętowaniem. I do tego właśnie chciał doprowadzić.

[może coś ładnie przyspieszysz? ;> niech zaczną rozmawiać o tych imionach albo coś ;)]

Leo Rough pisze...

[widzisz ;) tak, z chemii babka daje milion dodatkowych zajęć, ale w sumie jak zajrzy się do zbioru, to można zrobić, na bioli trochę trudniej, bo trzeba opisywać jakieś doświadczenia czy coś. a tak, to różnie bywa ;)
no! ;p
nie tylko Ty! ;D ja jestem w ogóle maniaczką angielskiego, także wiesz ;) wiesz, chciałabym sobie poćwiczyć, ale nie wydaje mi się, by to zdało egzamin. u mnie lepiej jest z językiem mówionym niż pisanym, słownictwo też leży, także wiesz ;) jak coś, to to nie będzie duży problem, więc gdybyś chciała... ;D oj, to zajmij się tym wosem i idź już spać, mną się nie przejmuj! też zaraz znikam, bo wymęczona po tym konkursie jestem, także wiesz ^^
nie, jest spoko, dzięki ;)]

Nie mógł uwierzyć w to, jak wiele łez potrafi wylać kobieta. Ostatnio wydawało mu się, że wszystkie panie wokół niego nie robią nic innego, tylko płaczą, a on już nie mógł patrzeć na ich wilgotne policzki i zaczerwienione oczy. Jakby każdą silniejszą emocję, każde wydarzenie musiały przypieczętować łzami, jakby bez tego nic nie było ważne. Nie dotyczyło to jednak z żadnym stopniu słonych kropelek płynących z oczu jego ukochanej - te działały na niego różnie. Czasem rozczulały, a czasem wywoływały wyrzuty sumienia. Ostatnio jednak nabrały nowego znaczenia, gdy w końcu przekonał się, że to burza hormonów związana z ciążą tak często sprawia, że jej oczy robią się wilgotne. I tylko zawsze upewniał się, że nie chodzi o nic poważnego, że nic jej nie boli. Tym razem też nie umknęły mu jej łzy, ale uspokoił się, gdy tylko dostrzegł też uśmiech, majaczący niewyraźnie na jej twarzy. A potem już zupełnie przestał się martwić - no, przynajmniej o to - bo Spencer pocałowała go tak, jak zwykle. Tutaj nic się nie zmieniło.
I gdy jakiś czas później siadali na kanapie, nie mógł się nadziwić, że taki drobiazg - chwila, kilka słów, ciepła pieszczota - mógł naprawić ich wieczór! Gotowanie znów zaczęło sprawiać im frajdę, uśmiechy wróciły na ich twarze, a dawna swoboda - do serc. Cieszyło go to, bo znaczyło, że nie jest aż tak beznadziejnym facetem, jak o sobie myślał ostatnimi czasy. Kolację zjedli w spokoju, gawędząc pogodnie o tych wszystkich rzeczach, za którymi tak się stęsknił, nie omijając tematu ich synka i bardziej praktycznych rzeczy, jak praca czy odwiedziny jej rodziców. To były bezpieczne, jeśli nie przyjemne tematy, którym mogli się oddać bez obaw, że któreś powie coś nie tak i cała cudowna atmosfera znów legnie w gruzach.
Gdy jednak Spencer nagle wręcz wyrwała mu z rąk kubek z gorącą herbatą i wlepiła w niego spojrzenie swoich zdziwionych oczu, wystraszył się. Pomyślał, że coś ją zabolało albo nagle zdała sobie sprawę, że nie chce z nim być... Najgorsze scenariusze przewinęły mu się przez głowę, by w końcu dowiedzieć się, że chodzi o taki, hm, drobiazg! Na pewno nie była to wielka tragedia, której zaczął się spodziewać, więc roześmiał się z ogarniającej go ulgi.
- A to nie oczywiste, że dostanie imię po twoim ojcu? Może przynajmniej przestanie mnie wtedy dręczyć, co? - odparł, ciągle trzęsąc się od ledwo powstrzymywanego chichotu.

Leo Rough pisze...

[no więc widzisz, te moje szóstki wcale takiej wielkiej wartości nie mają, ale jak pięknie potem świadectwo wygląda! ;D
;p
haha, mogę sobie wyobrazić! babka w szkole językowej też jest nieźle rypnięta xD wiesz, możemy spróbować kiedyś, zobaczyć, co z tego wyjdzie ^^ ale może nie tu? na Krakowie albo coś :D
ok, czyli uspokoiłaś moje sumienie ;) znowu? no wiesz! ;p ale i tak jesteś niezła - ja mam w poniedziałki takie tempo, że ja pierdole, nigdzie nie mogę zdążyć! zazdroszczę dziesięciu minut ;p ;D
no to zaproponowałam, ale jak coś, to zmień ;) dzięki bardzo, że o mnie pamiętasz! :*
a co do listy obecności - zupełnie wyleciało mi z łba, przepraszam! :(]

To nie było tak, że Leo nigdy wcześniej o tym nie pomyślał, a pewnie Spencer też nie raz przemknęło przez głowę, że jakieś imię podoba jej się bardziej lub mniej. Dziwne było jedynie to, że nigdy nie poruszyli tego tematu, trzymając się nazywania swojego dziecka Fasolką, nawet gdy już wiedzieli, że będzie to chłopiec. Tak, zdecydowanie nie byli normalni, ale też sytuacja, w jakiej się znaleźli, nie była tak do końca normalna. Leo wcale nie chciał myśleć nad imieniem dla dziecka, gdy jego jeszcze nie było na świecie, bo czuł, że to nie jest najlepszy pomysł. Gdyby tak zrobili, czułby się, jakby stracili wiarę w to, że Spencer przeżyje poród; nie ustalając listy imion na wiele tygodni przed przewidywaną datą przyjścia na świat maluszka, założyli, że będą mieć na to czas później, po jego urodzeniu. I ta chwila nadeszła, może trochę za późno, ale póki nikt o to nie pytał, nikt nie musiał wiedzieć...
- Dlaczego nie? - odparł zaczepnie, ale zaraz znów zaśmiał się, ostatecznie utwierdzając Spencer w przekonaniu, że sobie żartuje. Jej ojciec już go nie przerażał tak, jak przed domówką, więc nie czuł potrzeby "karania" swojego syna imieniem dziadka.
I zaraz zasłuchał się w niekończący się monolog Spencer, w niesamowicie długą listę imion "dobrych i złych". Uśmiechał się przy tym ciągle, na wpół z rozbawieniem, ale w jego oczach kryło się też podekscytowanie. Ich synek miał zaistnieć! Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak brakuje mu tego sposobu, by się do niego zwracać, gdy Fasolka przestała już pasować. Teraz ta decyzja wydawała mu się szalenie ważna.
- James. - Imię wypłynęło spomiędzy jego warg zupełnie nagle i niespodziewanie dla niego, prawie bez kontaktu ze świadomością, ale gdy dotarło do niego chwilę później, uznał, że to jest to! Brzmiało dumnie, pewnie; to było imię silnego i zdecydowanego mężczyzny. Na kogoś takiego chciał wychować swojego syna.
- James Rough... - powiedział głośno, by zaraz powtórzyć to na różne sposoby: pytająco, wątpiąco, a potem dumnie i głośno. Z uniesionymi w pytaniu brwiami spojrzał na Spencer.
- James Rough? - powtórzył, by zaraz uśmiechnąć się szeroko, jak mały chłopiec, który prosi o zabawkę.

[no, znikam ;) dobrej nocy! ;))]

Leo Rough pisze...

[;))
o masakra! ale rzeczywiście, trochę pogłębiasz tę wiedzę, tylko jaki to ma sens? musisz umieć mówić, a nie znać słówko, jego pochodzenie i w ogóle! ;p haha, fajno xD / oj, nie pomyślałam! ;p dobra, wykombinujemy coś xD
no przecież nie mówię, że nie miałaś prawa ;p no, mogę sobie wyobrazić! xD też bym tak chciała... ;)
super ;) a co ze skrótem? Jamie czy Jimmy, czy Jaime? znalazłam tego więcej, ale tylko te brzmią sensownie ;p
no weź, przecież wiesz, że to nie tak! po prostu zapomniałam, mam za dużo na głowie. wybaczysz mi? przepraaaszam :* gdybym się chciała Ciebie pozbyć, to bym po prostu napisała, bo ja taki do bólu szczery człowiek jestem, Moja Droga! ;) tylko zapominalski trochę...]

Jej uśmiech mówił sam za siebie, a Leo nie mógł się powstrzymać, by go nie odwzajemnić! Wyszczerzył się radośnie, cały zadowolony, wręcz drżący od entuzjazmu i podniecenia. Teraz mógł już zaprosić swoje siostry i przedstawić im syna, opowiedzieć o nim, używając tego imienia, wybranego co prawda pod wpływem chwili, ale przecież pasującego idealnie! Powtarzał je w myślach, testując zdrobnienia, wymyślając zdania, w których będzie go używał. "Mój syn, James..."
Bez wahania pochylił się w stronę Spencer i pocałował ją, odrobinę zbyt gwałtownie, ale co miał poradzić na to, że ogarniała go stopniowo coraz większa, prawie szaleńcza wesołość? Nie panował nad tym, ale też nie chciał panować, bo dawno nie czuł się tak... wolny. Jakby nic go nie ograniczało, nic nie zginało pleców w kierunku ziemi, nie ciążyło na ramionach. Była to tylko chwila, ale Leo akurat potrafił z tego korzystać. Więcej nawet - był w tym całkiem niezły. A gdy zobaczył, że i Spencer czuje się podobnie, nic nie miało go powstrzymać. Ciągle z szaleńczym uśmiechem na ustach, znów pochylił się nad nią, spijając słodkie słowa wprost w jej warg, które zaraz pocałował, obdarzając je pieszczotą słodką i czułą. Nie chciał, by cokolwiek się zmieniało. No, może brakowało mu jednej osóbki...
I w następnej chwili już trzymał przed sobą telefon, przeglądając zdjęcia syna, sprawdzając starannie, kiedy były zrobione. Pilnował, by i jego ukochana mogła je zobaczyć. A potem włączył filmik, na którym pojawiała się cała ich trójka - uśmiechnięci, choć zmartwieni rodzice i maluszek, śpiący spokojnie w inkubatorze.
- Urósł, prawda? - zapytał, wpatrując się w ekran telefonu z ogromnym skupieniem, jednocześnie przypominając sobie chłopca, którego żegnał zaledwie kilka godzin wcześniej. Zdecydowanie był większy!

[znikam na trochę, będę koło szóstej, może później ;)]

Leo Rough pisze...

[haha, no to rzeczywiście muszą to być ciekawe zajęcia xD ale spoko, jak was aż tak tym nie zadręcza, to nie jest źle, nie? ;)) / o, tak, można! dobry pomysł ^^ tylko ciekawe, ile mi wtedy będzie czasu odpisywanie zajmowało xD
haha, dobra taktyka! ;p naprawdę nie wiem, jak Ty to robisz... ;p
czyli Jimmy - zobaczymy jeszcze, czy mi się coś nie odwidzi ;p ale tak, James jest super! ;D
muszę się przejmować! i muszę Twoje wątpliwości zmniejszać, bo przecież nie chcę, żebyś o mnie myślała, jako o ostatniej wrednej, bo nią nie jestem, a przynajmniej nie zawsze i nie dla Ciebie! ;) liczysz na to? po tylu miesiącach powinnaś już wiedzieć ;p o, to to to! ;D Kochana! zarywam noce, żeby z Tobą pisać, to chyba o czymś świadczy, nie? :* / już teraz obudziłaś moje wyrzuty sumienia!
o, ale masz fajnie. i dobrze, że nie będziesz sama po nocy chodzić, bardzo dobrze! a ja jednak wcześniej jestem, bo wcale nie chciało mi się z domu wychodzić i wróciłam do moich ciepłych kapci ;p i chyba zaliczę teraz jakąś drzemkę, więc nie czekaj na mnie ;)]

To było niezwykle ważne, by ich maluszek rósł szybko, goniąc swoich rówieśników, urodzonych o czasie. Leo wiedział, że za parę miesięcy różnica między nim, a jego kuzynką, będącą w tym samym wieku, nie będzie już widoczna, choć ona przyszła na świat po dziewiątym miesiącu ciąży, a nie jak James - w siódmym. Dlatego szatyn już teraz martwił się rozwojem synka, czytając odrobinę zbyt dużo o problemach wcześniaków. Znał całą masę problemów i komplikacji, które mogły wystąpić, a przed którymi właściwie nie można się ustrzec. Jednak dowiedział się też, że jeśli maluch rośnie, przybiera na wadze, to nie dzieje się nic złego - tak uspokajały go nawet pielęgniarki, z którymi rozmawiał, mówiąc mu, że jego synuś jest silny, że walczy. W to nie wątpił - z takimi rodzicami nie mogłoby być inaczej! Ale jednak martwił się, a Spencer niezawodnie rozproszyła jego obawy, używając do tego swojej niezawodnej broni: bliskości. Objął ją i przyciągnął do siebie, wzdychając zapach jej włosów, ciągle noszący na sobie ślad szpitala, ale przez to dużo wyraźniejszy. I zaangażował się bez reszty z oglądanie zdjęć wraz z ukochaną, choć robił to już chyba setny raz! Każdego dnia starał się mieć nowe fotografie, czy to w telefonie czy na karcie aparatu. Był jak dziecko, choć traktował to bardzo poważnie.
- Chodźmy już na górę. - zaproponował kilka chwil później, gdy poczuł na ramionach gęsią skórkę; w pustej przestrzeni parteru zaczynało robić się chłodno nawet mimo działającego ogrzewania. W sypialni miało być dużo przyjemniej. Leo liczył też, że wcale nie pójdą jeszcze spać - chciał, by ten wieczór trwał.

Leo Rough pisze...

[dziwni nauczyciele zawsze spoko ;D dobrze, że jesteś zadowolona ;) / oj tam, oj tam, dojdziemy do wprawy! tylko ja się muszę najpierw po polsku "nauczyć" pisać najpierw -.- bo moja wena sobie dalej śpi słodko, niestety!
to znajdziesz coś nowego, co za problem? ;p mocne początki są niezłe na poranne pobudki, a ja zawsze szukam piosenek, których nie znam zbyt dobrze, pomaga się zwlec z łóżka ;) haha, a już liczyłam, że zdradzisz mi swój sekret!
no weź, nie będziemy dziecku imienia zmieniać, nie pozwól mi na to! / dokładnie ^^ słodkie jest w sumie! ;))
to dobrze, bo ja naprawdę nie jestem zła! ;) tylko jeszcze pamiętaj o tym, coby Ci już więcej podobne bzdury do głowy nie przychodziły, ok? ;) no właśnie, całkiem kochany człowiek jestem, zwłaszcza dla Ciebie! ;D :* lepiej! ;p wiem, że mnie uwielbiasz! ja Ciebie też! ;* / wiem, wiem, już nieważne, skoro sobie wszystko wyjaśniłyśmy ;)
nie jesteś przewrażliwiona, daj spokój! to przecież normalne, że dziewczyna trochę się boi tak po nocy łazić. a na wiosnę znowu będzie nam wszystko jedno, zobaczysz! tak to jest, że jak się pogoda psuje, to się bardziej z tymi późnymi powrotami świruje, nie? ;) / no właśnie! tak mi teraz dobrze - przespałam się, wkopałam pod koc (:D <3), a zaraz zabiorę się za lekcje. chyba lubię taką jesień... ;)) a co jadłaś? ;> bo ja nie wiem, co na kolację sobie zrobić, a w sumie już dawno powinna być zjedzona... ;p
no i prośba - mogę znowu trochę przesunąć? mam wena-marudę, który nie chce ze mną współpracować i żąda zmiany wątku ;) tylko proooszę, powiedz, że masz jakiś pomysł! ;))]

Leo Rough pisze...

[;)) / mi się tak nie wydaje, ale nie piszmy o tym ;) nie wiem jak! złośliwa jest! -.-
no widzisz! ja mam teraz to: http://www.youtube.com/watch?v=Bparw9Jo3dk ;D / ano szkoda, bo ja bym się do niego chętnie dobrała... ;p
no, to całe szczęście ;)) / :D
to ja Ci będę co jakiś czas przypominać, nie bój żaby ;)) po prostu pisz, jak coś Ci się nie podoba czy dzieje się cokolwiek innego, a ja jestem ślepa, OK? ;) zdarza się, wiesz ;p ;D / wiem, wiem, nie przepraszaj ;) są bzdurne, są! ;))
to już się robi potem męczące, nie? znam to. trochę się masz bać, ale bez przesady! -.- / u mnie się w sumie dopiero dzisiaj jesień zaczęła, bo do tej pory była zajebista pogoda, także wiesz, jeszcze się nie zdążyłam za wiosną stęsknić ;p no właśnie! ;)) / magia drzemki :D hihi ;)) o, szczęściara! ja w sumie też na jutro nic nie mam, ale czwartek i piątek to będzie katastrofa, więc wolę już zacząć się uczyć i zadania ogarniać ;) tak, przytulne to dobre słowo. jeszcze najlepiej w miłym towarzystwie (a takie mamy obie, racja? ;D) ;)) / ja też za specjalnie nie lubię, w ogóle mięsa mało jem ;) i pilnuję godzin, a przynajmniej się staram, bo jak zjem zbyt późno, to się potem źle czuję i w ogóle ;)
no to coś wymyślę ^^ w ogóle wiesz, znowu rozjechałyśmy się z tym czasem, bo oni są już w okolicach kwietnia, jak tak to sobie liczyłam, czyli rok po ich spotkaniu w Murine, może nawet dalej! co z tym robimy? ignorujemy dziwną dziwność tego czegoś? ;p możemy też założyć, że np. spotkali się tak jakby dwa lata temu, teraz mają sobie ten kwiecień czy maj, a my sobie spokojnie z wątkami dojdziemy aż do naszego czasu, do listopada czy coś ;) zrozumiałaś coś z tego? xD
dobra, piszę coś ;)]

Leo Rough pisze...

Wieczór w łóżku minął im na kolejnych godzinach rozmów o błahych, nieistotnych sprawach, które mimo wszystko cieszyły ich. Dawno nie było między nimi tak dobrze, jak tego dnia, choć do Leo stopniowo wracał znajomy niepokój; walczył z nim skutecznie, nie pozwalając mu zniszczyć czasu należącego tylko do niego i jego ukochanej. Mieli nacieszyć się sobą i tym właśnie się zajęli, leżąc w ciepłej pościeli, wspominając jakieś drobne wydarzenia sprzed lat, dyskutując o książkach, ale też o baśniach i bajkach, które koniecznie będzie musiał poznać James, bo wypełniały czas ich dzieciństwa, mówiąc o planach na najbliższy tydzień, miesiąc, rok. Teraz już mogli marzyć i układać plany, bo stała przed nimi cała przyszłość, teraz jawiąca się jedynie w jasnych barwach, świetlista, cudowna. Żadne z nich nie mogło wątpić, że będzie dobrze, nie w takiej chwili, gdy leżeli obok siebie, mrucząc słowa ciepłe i przyjemne, całując się, a w końcu trochę zbyt późno decydując, że pora iść spać. Ułożyli się wygodnie, wymruczeli życzenia dobrej nocy i zasnęli, planując śnić jedynie dobre i przyjemne sny.
Stało się inaczej, ale Leo spodziewał się tego. Koszmary dręczyły go już od kilku tygodni, spędzając mu z powiek sen, nie odeszły nawet, gdy koszmar się skończył, ani teraz, gdy Spencer leżała już w jego ramionach. Ciągle targał nim jakiś strach, jakiś niepokój spinał jego mięśnie i utrzymywał oczy otwarte. Czuł się, jakby jego ciało było zaprogramowane na czuwanie, jakby wiedziało, że nie może pozwolić sobie na utratę czujności, bo wtedy wydarzy się coś złego. Tak było od wielu dni, ale liczył, że tej nocy nareszcie coś się zmieni, bo ukochana była obok. Nie pomagała jej bliskość, co przyjął ze zdziwieniem i smutkiem, bo co innego mogło pomóc? Nie istniało nic takiego. Próbował wszystkiego - bezszelestnie wyszedł z łóżka i zaczął spacerować po mieszkaniu, licząc, że potem padnie na pościel i zaśnie, zwyczajnie zmęczony. Przebiegł się nawet kilkakrotnie po schodach, pamiętając, by robić to jak najciszej z obawy, że może obudzić Spencer. Nie chciał, by się martwiła, więc w końcu postanowił, że nie wróci już do sypialni. Czuł się zupełnie rozbudzony, jakby był poranek, a nie środek nocy. Zaczął żałować, że w ogóle wstał, ale zaraz uznał, że zostanie w łóżku i tak nic by mu nie dało. Może tylko jego ukochana spałaby spokojnie, a tak? Mogła obudzić się sama - co miała sobie wtedy pomyśleć? I zaraz wrócił do sypialni, dręczony obawą, że Spencer zacznie się zamartwiać, a z tego wyniknie potem "poważna rozmowa", jak nazywał w myślach zbliżającą się kłótnię. Wisiała już w powietrzu.
Usiadł więc w fotelu pod oknem i zapatrzył się w zapierający dech w piersi pejzaż, który przed kilkoma miesiącami zachwycił go, a potem rozkochał w sobie też jego ukochaną. Majacząca w oddali granica lasu wyglądała wręcz nierealnie, skąpana w mroku, a plama jeziora tuż za nią zupełnie nie przypominała niczego materialnego. Była jak mgła, która zniknie wraz z nadejściem poranka.

[znaczy będą się kłócić :D]

Leo Rough pisze...

[właśnie! ;p jak Ty mnie dobrze znasz? ;D napoję ją kawą czy coś, coby mi potem nie zasnęła! ;p
prawda? ;D to też niezłe, tylko całkiem niepokojące, wiesz? ;p
Ok, ale wtedy mi powiesz? ;>
będę ;)) no, mam taką nadzieję, bo nie chcę, żebyś się martwiła czy coś. to ma być sama przyjemność, nie? ;)) Ok ;)
haha, dokładnie! więc olej ich, przecież jesteś grzeczną dziewczynką, uważasz na siebie niezależnie od sytuacji, nie? ;))
taką też można polubić ;) oj tak, u mnie wczoraj było ponad trzydzieści stopni, w krótkich rękawkach ludzie chodzili ^^
haha, dokładnie, znam to! nic się potem człowiekowi nie chce ;p / o, ale się masz fajnie! ;) haha, no to rzeczywiście, wszystko miał zaplanowane ;p ale napisałaś coś? ;)) / uczę się, uczę, bo potem bym nie dała rady. o, dobry pomysł ;) / tak, tak, nie inaczej! :* / o, to ja też sobie raz na jakiś czas pachnącego schabowego nie odmówię, ale zwykle to raczej ewentualnie jakąś chudą szynkę na kanapkę i to całe moje mięcho ;) oj tam, trzeba! ;p o, ja też tak kiedyś robiłam, szczególnie, jak w domu ciasto było xD
tak mniej więcej ogarnęłam no ;p tak, musieliby być starsi o ten rok. ewentualnie mogłybyśmy olać sprawę wieku ;p jak chcesz! ;)
hm, dzięki ^^ ;)]

Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zmęczony, jakby samo siedzenie i rozmyślanie ogałacało go z energii. Ledwo docierał do niego, że za oknem wstaje nowy dzień; świt nie był dla niego niczym niezwykłym, bo przez ostatnie dni oglądał go niemal codziennie, choć za każdym razem był inny. Jego doskonałość potrafiła ukoić skołatane nerwy Leo, ale nie tym razem. Zbyt dużo siedziało w jego głowie, zbyt silne emocje nim targały, by mógł choćby zwrócić uwagę na budzący się do życia świat zza okna.
Sam nie wiedział, dlaczego tak się stało. Do łóżka kładł się spokojny i szczęśliwy, nowy Leo, który przez chwilę nie ma zmartwień; zasypiał, trzymając w ramionach swój świat. A potem? Potem w jego głowie zaczęły dziać się coraz bardziej przerażające rzeczy, coraz dziwniejsze emocje zaczynały nim targać, aż w końcu ogarnęły go całego, nie zostawiając choćby ogryzka, który mógłby zmusić wargi do bladego uśmiechu czy rozluźnić zaciśnięte w pięści dłonie. Cały był tą zwartą ciasno pięścią, gotową do ciosu, choć powstrzymywaną... czymś. Niejasnym wrażeniem, że trzeba rozegrać to inaczej, że trzeba dążyć do spokoju, nie do walki.
I z takim nastawieniem miał podnieść się z wygodnego fotela w sypialni, by zejść na dół, może wyjść pobiegać albo tylko przewietrzyć się dla ukojenia rozdygotanego ciała i szalejącej burzy myśli w jego głowie, ale nie zdążył. Dotarł do niego cichy szmer, na który jego powieki zwarły się w ułamku sekundy, jakby chciał odgrodzić się od świata. Jak miał niby udawać, że wszystko jest w porządku?! Nie mógł, nie potrafił - nie tym razem.
Bez słowa wstał i podszedł do szafy, wyciągając z niej pospiesznie strój do biegania, a w każdym jego ruchu czaiła się złość, której nie potrafił opanować. Nie chciał jej, ale co miał poradzić? Opętała go, a on wiedział, że da radę pozbyć się choć odrobiny tego gniewu, jeśli tylko Spencer o nic nie zapyta. Rozumiał, jakie to musiało być dla niej dziwne, jak odbierała jego zachowanie, ale nie mógł nic zrobić. Więc tylko rzucił jej krótkie spojrzenie przez ramię, by zaraz potrząsnąć głową, jakby chciał przekazać jej, by o nic nie pytała. I zaczął się ubierać, od razu ruszając w kierunku drzwi.

[no widzisz, a mi nie wierzyłaś, że się nawiasy gubią! xD ;p]

Leo Rough pisze...

[trochę tak :D zastanawiam się, jaki szok przeżyjesz/przeżyję, gdy się spotkamy! ;p / też tak myślę ;))
takie moje subiektywne wrażenie, gdy słuchałam tej piosenki, po prostu ;)
a to wątpisz, że będę? ;p
:D ;))
to się wyłącz, olej ich! wiesz swoje - i to się liczy ;)
nie ma co do tego wątpliwości! ^^ no, było tak ciepło, że aż zaskoczenie brało! ;)) to też przyjemnie przecież ;)
jak zwykle ;D :* / niezły jest! ;p dobrze będzie! ;)) / mówisz jak moja mama! ;p z umiarem, z umiarem... o tak, dokładnie! a jeszcze jak sama piekę, to już w ogóle nie umiem się powstrzymać! ;p
no właściwie masz rację, nikt nam na to nie patrzy, ale jakby chcieli jakąś rocznicę czy coś... to może po przewińmy, ale nie zmieniajmy dat, po prostu ustalmy, że spotkali się w 2011 r., a teraz mają maj 2012 r., zbliżają się Leosia urodziny i w ogóle. co Ty na to? ;> ^^ o, i jeszcze musimy ładną datę urodzenia dla Jamesa wybrać ;D
no! gubią się i już! ;p]

Tym razem to nie była ucieczka, nie taka, jak zwykle, gdy chował się w swoją skorupę, zmieniał temat, znikał w innym pokoju. Tego ranka na pewno nie był sobą i właśnie to miało się zmienić. Nie chciał znikać, nie chciał tym ranić ukochanej, wręcz przeciwnie - pragnął tylko jej dobra. Głęboko wierzył, że najlepszym wyjściem w tej sytuacji będzie chwila na ochłonięcie, na pozbycie się złych emocji, niepożądanych, zaciemniających obraz myśli. Nowym sposobem Leo na dokonanie tego był wysiłek fizyczny; pomagał mu uwolnić się, poczuć spokojniejszym, a właściwie nie jedynie poczuć, ale właśnie sprawić, że potrafił się opanować, zniszczyć gniew, nienawiść, obrzydzenie. To wszystko, co zżerało go od środka, jak najohydniejsza trucizna. Wiedział, że to wyjdzie im na dobre. To było jego priorytetem.
Z tą myślą, wypełniającą zakamarki jego głowy, stanął przy drzwiach. Powstrzymał go szept Spencer - dźwięk, który potrafił działać cuda. Ona potrafiła działać cuda. Tymi dwoma słowami powiedziała mu o wszystkim, co się z nią dzieje, a choć złość buzowała w jego żyłach, zawężając pole widzenia, jakimś cudem dostrzegł swoją ukochaną. Jej ból, jej strach, jej niepewność. I złagodniał na krótką chwilę, na tyle, by zdążyć odwrócić się do niej z nieodgadnionym wyrazem twarzy i krótkim skinięciem głowy.
- Tak. Poczekaj na mnie, pojedziemy do szpitala razem. - wyrzucił, zaskakująco cicho i spokojnie, jak na jego stan. A potem znów skinął głową, już nie tyle rozemocjonowany, co nagle zamyślony i zupełnie nieobecny. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się z Spencer, walcząc z różnymi, sprzecznymi pragnieniami, by potem nacisnąć na klamkę i niemal biegiem opuścić sypialnię.
Nie miał pojęcia, jakim cudem znalazł się na ulicy, biegnąc w stronę lasu, ciągle jeszcze skąpanego w porannym mroku. Nie pamiętał drogi po schodach ani wyjścia przed dom, ani spojrzenia w górę, na okna sypialni, ani przejścia przez ogród, by dostać się na tę ścieżkę, którą kiedyś wprowadził na Cynamonową Spencer z opaską Leny na oczach. Już biegł i nic się nie liczyło - była tylko droga przed nim i rosnąca trudność w chwytaniu powietrza. Był już na tyle wyćwiczony, że płuca nie odmawiały mu posłuszeństwa w podobny sposób, więc bez wahania uznał, że to jego rozemocjonowanie daje o sobie znać. Tak było w istocie, choć cała złość stopniowo wyparowywała z niego, gdy pokonywał kolejne zakręty. Aż w końcu zagłębił się w las; otoczyły go tajemnicze, intrygujące dźwięki, na które ledwo zwracał uwagę. Przed oczami miał tylko twarz Spencer sprzed kilku chwil, zdziwioną i wystraszoną minę, oczy, których nie chciał takimi oglądać; w uszach - jej szept.

Leo Rough pisze...

[może nie będziemy się bić, drapać, kłócić, nie? ;p xD
właśnie ^^
taa, niech będzie. ale naprawdę będę grzeczna! ;))
spróbuj ;) haha, fajno! xD
koniec ze sweterkami, niestety - witajcie kurtki, czapki i kozaki! <3 / no jasne ;) / haha, wiedziałam! ;p ja mam tak samo! najchętniej z nikim bym się nawet nie dzieliła xD
no i super ;D wszystko nam się zgadza ;)) może być, tylko potem Leoś jest z 17-go, więc chyba trochę zbyt szybko na tę niespodziankę S., nie? ale znowu możemy sobie to dopasować, jak nam się podoba, nie? ;))
złe! ;p]

Tak, to było tylko tymczasowe wyjście, ale jakie skuteczne! W miarę, jak zagłębiał się w las, jego myśli uspokajały się coraz bardziej i układały w jedną, logiczną całość. Wyrastały przed nim najtrafniejsze pytania, które planował zadać, słowa, które miały ukoić skołatane nerwy Spencer, gesty, którymi chciał się z nią potem pogodzić. Bo choć planował, że odbędą spokojną, dojrzałą rozmowę, to wiedział, że z jej oczu popłyną łzy, a z jego gardła wydobędzie się podniesiony głos. Zbyt wiele energii kosztowało go samo myślenie o tym, więc nie potrafił ocenić, jak wyczerpująca będzie rozmowa! Miał nie wytrzymać. Chciał być opanowany, by potem nie żałować wypowiedzianych pod wpływem emocji słów, ale wiedział, że to będzie niezwykle trudne, jak wszystko dla niego w ostatnich dniach. Ale mimo to nie chciał już dłużej uciekać. Nie mógł. Pragnął tylko zamknąć ten temat i nigdy do niego nie wracać, nie wspominać, zapomnieć, wymazać z pamięci. Pragnął, by to było możliwe.
I zanim się obejrzał, już wracał do domu drogą prowadzącą przez pola, omijając las, który nagle zaczął mu się wydawać dziki i nieprzyjazny. Biegł coraz wolniej, wcale nie dlatego, że był już zmęczony po zbyt długim wysiłku niepoprzedzonym rozgrzewką, ale dlatego, że nagle znów zaczął wątpić. Jak rozmowa o tym, co się wydarzyło, miała im pomóc? Nie wierzył, by dzięki temu ich życie miało szybciej wrócić do normy, wręcz przeciwnie - wydawało mu się, że przez to zagmatwa się jeszcze bardziej, że znów nie zaznają spokoju! A przecież niczego innego nie pragnął, jak odrobina nudy z ukochaną kobietą i ich nowo narodzonym synkiem! Rozdrapywanie starych ran było bezcelowe, głupie, ale Leo nagle znów nabrał pewności, że musi to zrobić. Nie ma innego wyjścia. Tylko tak będą mogli choć spróbować zapomnieć o Tonym, tramadolu, o wszystkim.
Tak, jak wcześniej nie miał pojęcia, w jaki sposób znalazł się na zewnątrz, tak teraz nie potrafił określić, w którym momencie wszedł do domu. Dyszał ciężko, jego nierówny oddech brzmiał w jego uszach tak głośno, że nawet gdyby Spencer nie czekała na niego, ten dźwięk zaalarmowałby ją. Nie pomylił się jednak, sądząc, że będzie go wyglądać, zmartwiona, zaniepokojona, może ciągle wystraszona. Ostatnie, czego chciał, to by się bała. Miał też dziwne wrażenie, że to właśnie on ją przeraża, a to bolało go bardziej, niż mógł się spodziewać. Czuł się, jakby ktoś zaciskał dłoń na jego żołądku, nie przejmując się, że jest pełny odłamków szkła. Bo nie był zły - nigdy nie podniósł na nią ręki, nie był tyranem. Nie wiedział, o co mogło chodzić, ale postanowił trzymać się od niej z dala, na wypadek, gdyby jednak obawiała się, że ją uderzy. Na tę myśl na chwilę stracił oddech.
Ale jak zadecydował, tak zrobił - wszedł do salonu i zatrzymał się kilka metrów od wejścia do kuchni, gdzie zastał Spencer. Nie zdążyła ruszyć się spod okna od chwili, gdy wszedł do mieszkania; tam też stała, gdy Leo zaczął swój wywiad.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że to on? - wyrzucił z siebie, dość spokojnie, jak na temat, który poruszył. Tylko ciągle przyspieszony oddech świadczył o tym, że coś nie daje mu go wyregulować, bo poza tym wyglądał na zupełnie opanowanego.

Leo Rough pisze...

[weź, różnie może być ;p o, takie kłótnie mogą być! ;D
grozisz mi? ;p
jak?! ;p xD
i rękawiczki! i takie dłuuugie, kolorowe szaliki! <3 / ach, rozumiem, klasyka niezapowiedzianych kartkówek xD / chyba tak, chociaż po mojej siostrze tego tak nie widzę ;p haha, dlatego ja zawsze planuję dokładnie, kiedy coś upiec, coby mi nie zjedli za dużo! ;p
no właśnie, nikt nas nie sprawdza ;D możemy ściemniać, ile nam się tylko podoba! ;))
takie złe, że teraz prawie o nich zapomniałam! xD]

Nie umknęły jego uwadze te wszystkie szczegóły, o których go uczyła, wskazujące na szczerość rozmówcy. Z jednej strony uspokoiło go to, bo dostrzegł, że Spencer, w przeciwieństwie do niego, jest gotowa na czekającą ich, prawdopodobnie długą rozmowę; z drugiej zaraz zaczął podejrzewać, że to jej strony tylko maska. Tak naprawdę ciągle mogła go oszukać, gdyby tylko bardzo chciała, a on nie miał wtedy nic zauważyć. Wystarczyło kilka jej drobnych sztuczek, a uwierzyłby w każde jej słowo. Teraz jednak po chwili namysłu stwierdził, że nie okłamuje go, a ostatecznie przekonał go o tym ton jej głosu - cichy, ale początkowo dość pewny. Nie mogła kręcić, na pewno nie!
I zaraz zasłuchał się bez reszty w tym, co miała do powiedzenia, przyjmując wszystko bez mrugnięcia okiem. Wydawało mu się, że w jego twarzy nie drgnął zawet najdrobniejszy mięsień, gdy Spencer rzucała swoimi słowami jak sztyletami, a każdy uderzał w jego najczulsze punkty. Doskonale wiedział, że nie chce go ranić, że tak jak on marzy o zakończeniu tej kwestii, o zapomnieniu. Ale poczuł się, jakby wymierzała mu cios za ciosem. Bo tak, to był jego przyjaciel. Tak, stracił wiele bliskich osób - nie przez nią, ale o tym miał mówić później. Uznał, że wcale nie chce tego słuchać, ale już nie miał wyboru. Wciągnęło go to. Chciał wiedzieć wszystko.
- A jak było? Jak to wyglądało? - zapytał cicho. Nagle pobladł, a jego oddech znów przyspieszył. Zaczął w myślach snuć swoje pozornie nie takie nierealne scenariusze, każdy z nich coraz bardziej przerażający, każdy coraz gorszy. Nie mógł jednak powstrzymać tego ciągu obrazów i myśli - to było jak film, którego nie sposób zatrzymać. Nie było pauzy, a wiele gotów był za nią dać.
Patrzył teraz na Spencer twardo - jej słowa miały być ważne, jeśli nie najważniejsze. Mogły zaważyć na jego osądach, na przebiegu całej tej rozmowy. Tylko czy ona była tego świadoma? Leo chyba nie do końca...

[znikam już - nawet nie krzyczeli na mnie dzisiaj! ;D a co do jutra: nie jestem pewna, czy w ogóle będę, bo mam nie mieć prądu do samego wieczora -.- teoretycznie komputer naładowany jest, ale to zobaczę jeszcze ;)
dobrej nocy, kolorowych! ;)) :*]

Leo Rough pisze...

[będziesz się na mnie wkurzać, że za dużo gadam! zagadam Cię na śmierć, zobaczysz! xD tak, tak! o kepapy! ;p
aaa, to zmienia postać rzeczy! ;p
trzymam za słowo :D
kremu się używa, a nie marudzi! ;p ja uwielbiam zimę ;) / coś mu się odwidziało po prostu ;p może uznał, że to będzie dobrą motywacją do nauki? ;) / o nie, tylko nie to! ;p a to wredna rodzinka! ;p
bardzo dobrze! ;))
chyba sobie zapomnieli, bo dzisiaj już odkąd wróciłam i zapytałam, czy prąd jest, rzucali we mnie tymi swoimi tekstami -.- ale trudno, jakoś przeżyję ;) no właśnie - u mnie się dziś takie cuda dzieją, że szkoda gadać! kompa miałam niby naładowanego, ale tata robił przelewy rano i jak wróciłam, to z baterii zostało parę procent -.- więc jestem dopiero teraz, choć nie wiem, czy będę długo/w ogóle, bo mam dużo roboty, no i nie wiem, czy znowu mi prądu nie zabraknie ;p
oj, znikaj! ja cały tydzień jestem w domu po czwartej... -.-]

Leo Rough pisze...

Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Spencer robi coś, czego nienawidził - analizuje go. Nie mógł nie zauważyć jej skupienia, gdy wpatrywała się w niego, zapisując w pamięci każde drgnięcie, każdy niekontrolowany ruch, zmianę w mimice twarzy. To sprawiało tylko, że miał ochotę jeszcze bardziej się kontrolować, jeszcze głębiej ukryć niepożądane w takiej chwili emocje, choć zaraz uznał, że to byłoby bezcelowe. Ona i tak miała wiedzieć swoje, bo nie potrzebowała wiele, by odczytać jego uczucia, by wiedzieć, co się z nim dzieje. A jemu nie chciało męczyć się z udawaniem, że wcale nie targa nim złość, że nie jest zraniony i głęboko dotknięty. Bo każde słowo uderzało coraz mocniej, coraz bardziej, prosto w jego najczulsze punkty.
Opętała go bez reszty absurdalna myśl, że Spencer chce go zranić. Że wszystkie jej działania miały na celu dotknąć go, sprawić, by cierpiał, by potem nie mógł się już pozbierać, jak robił to wiele razy wcześniej. Pomyślał, że chce się go pozbyć, ale lęk przed jego gniewem jest w kobiecie tak silny, że woli zrobić to inaczej, niż po prostu mówiąc mu, że nie chce go w swoim życiu. Woli powiedzieć mu parę trafnych słów, po których on sam zechce zniknąć, po których nie będzie już mógł z nią być. Bolało go przede wszystkim to, że tak źle mogłaby go oceniać - jakby z góry uznała, że nie można liczyć na jego wyrozumiałość, że najłatwiej w ten sposób go zranić. A on przecież miał w sobie wiele tolerancji, to nie był jego problem! W jego wypadku chodziło raczej o to, że miał kłopoty ze zrozumieniem ukochanej, ale bez słowa akceptował wszystko, co robiła, przynajmniej ostatnio. Teraz chciał jeszcze znać powody, a więc wszystko, co popchnęło ją do czynów, których teraz oboje żałowali równie mocno.
Jej słowa odbierał jako tłumaczenia. Gdy już osłabła w nim ta bzdurna myśl, że Spencer chce się go pozbyć ze swojego życia, pojawiła się kolejna, już bardziej prawdopodobna. Kobieta szukała wymówek. Wyliczała je, jakby miała w głowie ułożoną listę, a może nawet wyuczyła się odpowiednich formułek, by przekonać go, że nie jest winna. Starał się nie oskarżać jej o nic, ale to, jak odbierał jej słowa, wcale mu nie pomagało. Czuł się manipulowany, a myśl, że tak właśnie może być, zmroziła go i przeraziła. To była głupota, ale miał wrażenie, że stała się rzeczywistością. Po chwili jednak zdołał odepchnąć od siebie również tę nieodpowiednią myśl i skupić się wreszcie na treści, a nie na odbieranych wrażeniach, niejasnych uczuciach. Przymknął oczy, by móc mieć w głowie jedynie słowa, ale i to nie zdało egzaminu, bo docierał do niego ton głosu brunetki, wszystkie jej wahania i robione pauzy. Nie ułatwiało mu to wcale zadania, choć starał się, nie przestawał.
A potem Spencer zamilkła i on sam nie wiedział, co mogłaby jeszcze mu powiedzieć. Wyczerpała temat, choć on czuł się dziwnie nienasycony, wręcz pusty, jakby jej monolog wyssał z niego energię, optymizm, entuzjazm. Nie było w nim już niczego, także złości i nienawiści, które wcześniej nim targały. Nie znaczyło to jednak, że miał w jednej chwili stać się obojętny, wręcz przeciwnie! To wszystko po prostu dotknęło go odrobinę za bardzo, by mógł tak od razu nazwać te nowe, szalejące w nim uczucia. Zdołał jedynie uznać, że to mu wystarczy, że nie chce wiedzieć niczego więcej.
Opadł na stojące nieopodal krzesło, blady jak ściana, z czołem ciągle jeszcze zroszonym kropelkami potu po niedawnym biegu. Teraz już patrzył na Spencer, a wzrok miał uważny, przenikliwy, jakby po raz kolejny sprawdzał, czy mówi prawdę. Nie miał co do tego wątpliwości, choć o niczym innym nie marzył, ale jej słowa idealnie zgadzały się z tym, co działo się kilka miesięcy temu. Pasowały jak ulał. Nie okłamywała go.
- Nic nie mogłaś poradzić... Do niczego nie doszło... - powtarzał pod nosem, kręcąc głową, niemal nieświadomy, że to robi, zbyt skupiony na jednym słowie, obijającym się po jego głowie. A słowem tym było "wybaczenie".

[pewnie krótko strasznie, ale nie wychodzą mi takie ładne wypracowania, jak Tobie ;)]

Leo Rough pisze...

[czyli się... dogadamy ^^ o, całe szczęście! ;D
;p xD
zapisz sobie, filmik nagraj! xD
oj tam, oj tam ;p dobrze, że przynajmniej mnie od świrów nie wyzywasz, bo z takimi reakcjami się często spotykam, jak mówię, że w zasadzie nie lubię wiosny/lata ;p / to na pewno część jakiejś taktyki xD /czyli ja jestem wredna, że się nie dzielę! ;p
tak, znowu! -.- / ja to się czuję jak bez ręki dzisiaj, gdy nie wiem, kiedy mi ten laptop padnie xD]

Nie spuszczał z niej swojego uważnego, badawczego spojrzenia, którym nadal śledził każdy, najdrobniejszy ruch kobiety, jakby spodziewał się, że w każdej chwili może rzucić się do ucieczki. Gdy myślał o tym, wydawało mu się to największą bzdurą na świecie, bo przecież wiedział, jak wielkimi uczuciami darzy go Spencer. Nie spodziewał się, by miała chcieć go rzucić, na pewno nie teraz, po tym wszystkim, co przeszli, ale jakaś jego część pozostawała dziwnie podejrzliwa, niepewna. Coś było dla niego ciągle niejasne, a on nie potrafił określić, co to takiego. Miało go to dręczyć, ale cóż z tego? Było tylko jedno wyjście z tej sytuacji...
Ale dokładnie w chwili, gdy już otwierał usta, by powiedzieć, by zapomnieli o tym, by po prostu żyli dalej, a on się jakoś upora ze swoimi uczuciami, dotarło do niego to, co nie dawało mu spokoju. Nagle jego wzrok stał się łagodniejszy, jakby przepraszał za to, co zaraz powie.
- Coś do niego poczułaś. - rzucił nagle, zupełnie głośno i pewnie. To nie było pytanie, ale wniosek, podsumowanie jej słów; coś, co wyczytał między wierszami.
- Powiedziałaś, że to było coś chwilowego. - dodał zaraz, nie dając jej czasu na odpowiedź. Chciał podkreślić, że słuchał jej, że wie, co chciała mu przekazać, że to, co mówi, to nie są rzeczy wzięte z kosmosu, ale sama dała mu podstawy, by tak sądzić.
- A więc coś jednak było. - zakończył już dużo ciszej, prawie słabo, jakby obawiał się, że jej odpowiedź będzie brzmiała "tak". Tego by nie zniósł, więc zaraz zaczął znów swoje modlitwy, w myślach błagając Spencer, by - nawet jeśli kiedykolwiek poczuła coś, co bardzo optymistycznie można by nazwać miłością do jego szwagra - skłamała. By nie niszczyła ich związku, ich rodziny, bo teraz był też ten niewinny maluszek, dla którego mieli stworzyć ciepły, kochający dom. A potem, w przypływie logicznego myślenia, pomyślał, że to wszystko bzdury. Że to jego kobieta, kocha go, nie chce być z nikim innym! I że miała pełne prawo do chwili wahania, zwątpienia. A jednak nie cofnął swoich słów, nie zwolnił jej z odpowiedzi - nie potrafił. Musiał to usłyszeć, by móc ukoić nerwy, uciszyć głos sumienia.

[dzięki ^^ / hej, a czy ja mówiłam coś o tym, że nie lubię wypracowań? ;>]

Leo Rough pisze...

[raczej ;D
o, byłoby super! ale serio to zrobisz? ;> ;D
czyli też taki normalny człowiek pod tym względem nie jesteś ;) ;p a może Twoja babka miała rację, co? ;> ;D
o to, to, to! xD strzeżcie się! ;p / ale w tej kwestii mogę być wredna, o! ;D
już nie wiem, co mam robić - oceny mi się nie pogorszyły, wszystkie obowiązki spełniam, jeszcze mam czas na spotkania z facetem, z przyjaciółką - ale im ciągle coś nie pasuje -.- znaczy wiesz, cieszę się, że nie mam gorszych problemów, bo w zasadzie moi rodzice są spoko, ale i tak mnie już to męczy :( / dokładnie! ale już spoko, skończyli zabawę z kabelkami xD
nie mówiłam! uwielbiam wypracowania <3 ;))]

Zdrada fizyczna nie była w ich wypadku problemem, bo Leo wierzył Spencer, gdy mówiła, że do niczego nie doszło, choć wyobraźnia ciągle podsuwała mu obrazy, w których jego ukochana tonęła w objęciach mężczyzny, zazwyczaj obcego, bo jakoś nie potrafił wyobrazić sobie w tej roli ciepłego, przyjacielsko nastawionego do całego świata Tony'ego. On natomiast pojawiał się w tych wizjach, gdzie brunetka wypłakiwała się w jego ramię, zraniona przez ukochanego, samotna i opuszczona. To potrafił jeszcze zrozumieć - jej potrzebę posiadania kogoś bliskiego, przyjaciela, któremu można się zwierzyć, poprosić o pomoc. Tego też zwykł oczekiwać po swoim szwagrze, bo kiedyś poprosił go wprost, by zaopiekował się Spencer, gdyby on sam nie mógł tego robić. Tony najwyraźniej zbyt mocno wziął to sobie do serca. Najgorszym jednak problemem było to, że Leo czuł się zdradzony, choć przecież do niczego nie doszło. Chodziło o zdradę emocjonalną - myśl, że Spencer mogła pokochać innego, raniła go bardziej, niż cokolwiek innego. Wydawało mu się wręcz, że ten ból staje się niezwykle fizyczny, jakby ktoś zadawał mu głębokie ciosy ostrym narzędziem. A wszystko to działo się tylko w jego głowie, wszystko to sobie ubzdurał, wymyślił. Nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
Jej gwałtowny protest pozwolił mu wrócić na ziemię. Znów był w salonie swojego domu, a obrazy Spencer w silnych, innych od jego własnych, męskich objęciach - zniknęły. Była już tylko zbliżająca się do niego brunetka, jej głośne słowa, w które z miejsca uwierzył. To był jego skarb, jego świat. Nie potrafił się na nią złościć, nie potrafił też jej nie wierzyć. Nawet jeśli kochała go choć w połowie tak bardzo, jak on ją, to jej uczucia były wystarczające. I w następnej chwili już była tuż przy nim, zapewniając go o tym, co on sam wymyślił, do czego doszedł. Z łatwością wyczytał z jej ruchów szczerość, bo ich gwałtowność nie mogła być udawana, ale w jej spojrzeniu dostrzegł też coś, co zmroziło go. Strach. Czyżby bała się jego? Nie potrafił w to uwierzyć, bo przecież wiedziała, że nigdy umyślenie jej nie skrzywdził i nie skrzywdzi. Kochał ją całym sercem - nie był zdolny do zranienia jej! Ale przerażenie w jej oczach było prawdziwe, a Leo nie mógł tego tak zostawić. I już w następnej sekundzie stał na równych nogach, trzymając ją w ramionach, przyciągając ją do siebie zupełnie ciasno, jakby chciał, by już zawsze została tak blisko niego. By nie musieli się rozstawać. Ale zaraz, wbrew woli swojego ciała, które chciało mieć brunetkę tuż przy sobie, odsunął się. Chwycił jej twarz w dłonie w tej sam sposób, w który ona zrobiła to chwilę wcześniej, a potem pocałował ją lekko. Patrząc jej prosto w oczy, wziął głęboki wdech, przygotowując się do słów, które cisnęły mu się na usta od wielu dni.
- Przepraszam. To wszystko moja wina. Gdybym był z tobą szczery, gdybym poprosił cię o pomoc albo przyjął ją, gdy był na to czas, nic by się nie stało. Nie musiałabyś szukać... - urwał, nie będąc w stanie dokończyć tego zdania. I zaraz opuścił dłonie wzdłuż boków, nagle znów zgaszony, ponury, zasępiony. Znów zadręczający się czymś.
- Przepraszam. - powtórzył.

Leo Rough pisze...

[zrób, zrób! :D ^^
całe szczęście :D haha, żeby to stwierdzić, potrzeba lat obserwacji, nie? xD ;p wiem, wiem! ;)) / ;p xD / dzięki ;D
no tak, oczywiście. tylko właśnie tego nie rozumiem - że zupełnie wszystko jest tak, jak w zeszłym roku, poza tym, że kładę się spać trochę później i zamiast bezczynnie siedzieć na fejsie, piszę z Tobą! bzdura kompletna, ale może z nimi pogadam, wytłumaczę. zobaczymy ;) / też się cieszę - wiercili mi tu, stukali, pukali, masakra ;p
;))]

Jej rozedrgany szept bolał go, bo znów wiedział, że to tylko jego wina. To on sprawił, że bała się, denerwowała, niepokoiła, gdy powinna odpoczywać, cieszyć się spokojem i bliskością z ukochaną osobą. Zniszczył im poranek, ale przyświecała mu myśl, że naprawi ich związek, przynajmniej pośrednio - pomagając samemu siebie. Bo tłumiony żal, niepożądane emocje znów mogłyby zalec w nim, a potem, zbyt długo tłumione, wybuchnąć i zniszczyć wszystko wokół albo, co byłoby jeszcze gorsze, wtopić się w niego, złączyć z Leo i znów doprowadzić go do załamania. Nic z tego nie stanowiło jego pragnień. Chciał już tylko, by było dobrze, by wszystko wróciło do dawnego porządku. Potrzebowali tej rozmowy, był tego pewien. Oboje.
Łza na policzku Spencer złagodziła z nim resztki negatywnych emocji. Nie potrafił dłużej skupiać się na swojej złości i na nienawiści, gdy ona potrzebowała go przy sobie czułego i troskliwego, jak zawsze. I taki właśnie się stał zaledwie chwilę później, również spoglądając na ich złączone dłonie, będące tak wyraźnym symbolem tego, co ich łączy. Odetchnął głęboko, uspokajając się już zupełnie. Chciał, by i Spencer zaznała ukojenia.
- Nie winię cię, Spencer. Oczywiście, że ci wybaczam. - odparł niemal natychmiast, bez wahania. Owszem, nie miał tego zapomnieć już nigdy, ale mógł przestać ją o to obwiniać, jak nawet nieświadomie robił to do tej pory. Teraz było to już przeszłością, bo tylko przyszłość miała być dla nich ważna.

[wybacz, że tak krótko, ale - jak mówiłam - mam trochę roboty do szkoły, próbuję to ogarnąć, póki jeszcze wcześnie ;)]

Leo Rough pisze...

[Aga, strasznie Cię przepraszam, że tak wczoraj zniknęłam nagle i bez słowa, i aż do teraz się nie odezwałam, ale miałam pewną nieprzyjemną sytuację z rodzicami. tata się wkurzył i wyłączył mi internet, padło słowo "uzależnienie", bardzo nieprzyjemnie się zrobiło. teraz nie wiem, czego się spodziewać. jestem przerażona, że - tak jak mówiłaś - mogą mi zabronić pisania z Tobą, ale myślę, że to się nie zdarzy jeszcze teraz. przykro mi, ale będę musiała ograniczyć trochę czas spędzany na blogu, chociaż postaram się Cię nie zaniedbać, w żadnym wypadku! jeszcze raz przepraszam za wczoraj, ale to nie była moja wina :(
wiesz, Ty to mi możesz na żywo pokazać i tym też nie pogardzę, ale chciałabym obejrzeć to w jego fenomenalnym wykonaniu! :D
kiedy ja się nie nabijam, nie śmiałabym! ;)) oczywiście, że Cię rozumiem, Kochana! ^^
zobaczymy ;) jasne, że lepsza, no ba! ^^ a właśnie dzisiaj byłam na spotkaniu z Anną Łaciną, mówiła o szkoleniu warsztatu, a jeden z moich tekstów wyląduje na jej stronie internetowej! :D / ;p
a co się stało? kłócicie się?
i odpiszę niedługo, a przynajmniej się postaram - mam nadzieję, że rozumiesz.]

Leo Rough pisze...

[jak mówiłam - moi rodzice są spoko i myślę, że dojdziemy do porozumienia. rozmawiałam z nimi przed chwilą trochę, spróbuję znowu, bo jak dla mnie to wszystko jest zupełnie bez sensu. nie opuszczam się w nauce, to powinno być dla nich najważniejsze, ale ostatnio nie jest. / właśnie chciałam Ci chociaż szybko napisać, że znikam, ale nie zdążyłam -.- a dzisiaj wróciłam do domu bardzo późno, więc też nie miałam jak dać znać, że żyję ;p dzięki :* wiesz, za wyrozumiałość i za pocieszanie mnie ;)
no właśnie :D
oczywiście ^^
serio-serio! jak mi da znać, że go wrzuca, to wyślę Ci link ^^ no zdarza mi się czasem coś zdatnego do przeczytania napisać ;D
może to tylko chwilowy kryzys? mam taką nadzieję, bo szkoda, żebyście się teraz zaczęli kłócić i w ogóle, gdy przez ponad dwa lata wszystko było w porządku. a może stres zaczął zżerać Twoją klasę? daj sobie i im trochę czasu, a nóż wszystko wróci do normy, będzie po staremu ;)
rozumiem. przez tę sytuację z klasą? / btw. idę na imprezę Halloweenową :D w sensie do klubu, z barmanem, ale będziemy się przebierać i w ogóle ^^
;)) cudowna jesteś, wiesz? :*
nie, aż tak źle nie jest! myślę, że jeśli będę znikać odpowiednio wcześnie, czyli tak koło dziesiątej, to wszystko będzie OK. zniesiesz to jakoś? ;> wiem, że tak, bo jesteś po prostu wspaniała! <3

och, jasne, że po cioci! ale fajno! to gratuluję małej, gratuluję cioci ;))]

Leo Rough pisze...

Jej słowa w jakiś sposób sprawiały, że czuł się nieswojo. Wiedział o uczuciach Spencer, nie musiała mu o nich przypominać, bo nie potrzebował ciągłych o nich zapewnień. Wydawało mu się jednak, że to ona ich potrzebuje, że to ona musi mieć stuprocentową pewność, że jest tą jedyną, tą najważniejszą, że zawsze będzie. Leo nie miał co do tego wątpliwości i w skrytości ducha liczył, że ciągłe wyznania nie będą potrzebne. Nie dlatego, że nie chciał mówić o swojej miłości, że się jej wstydził czy osłabła z biegiem czasu. Chodziło raczej o to, że nie potrafił opowiadać o niej tak pięknie, jak Spencer. Wolał pokazywać swoje uczucia w drobnych gestach, w pieszczotach, w nieustannej trosce o ukochaną osobę, w byciu przy niej. Ale to, co robił, było widocznie niewystarczające. Musiał o tym mówić. A dla kogoś takiego, jak on... To na pewno nie było łatwe.
Tym razem też czuł, że musi jakoś odwdzięczyć się Spencer za jej słowa. Mówiła pięknie, jak zwykle, poruszając go i sprawiając, że zakochiwał się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Odwzajemnił jednak pocałunek, nie myśląc o tym, co powie. A potem odsunął się i ciągle nic nie przychodziło mu do głowy, więc szepnął tylko bezradne "kocham cię", stykając się z brunetką czołami i wpatrując w jej oczy. Chyba nie potrzebowali zbyt wielu słów w takiej chwili, a przynajmniej na to liczył.
- Ja też bardzo cię kocham. - powtórzył cicho, znów całując Spencer, tym razem delikatnie i czule; była to dojrzała i pełna spokoju pieszczota, której trudno zaznać.

[tyle ja, na razie - będę potem, jak coś do szkoły zrobię ;)]

Leo Rough pisze...

[kiedyś dojdziemy - najwyżej dopiero, jak się wyprowadzę ;p żartuję, dzięki! :* / czyli musisz się wyspać ;) a stało się coś, że Twój tata leży w szpitalu? oczywiście, nie mów, jeśli nie chcesz, nie możesz ;) / jasne, że tak ;) ale i tak jestem Ci baaardzo wdzięczna! ;))
;p
pochwalę się, a co! ;D czasami, czasami ;p a co się stało, że nie potrafisz? niee, nie może być źle! ;)
jak w podstawówce, co? grupki, obgadywanie - skąd ja to znam?! na pewno chwilowe, nie może być inaczej! zobaczysz, dogadacie się znowu! ;) będzie, jak dawniej, bo przecież nic się tak z dnia na dzień nie zmienia ;) życzę Ci tego!
OK. będą inne okazje, nie? ;) / namawia mnie na jakieś zombie albo wampira, ale ja chyba postawię na klasycznego, seksi kociaka xD
;p <3
oj, uwielbiam Cię! :*
;p ;))]

Chciał, by ta chwila trwała wieki, bo dawno nie czuł się tak wolny i lekki. Zmartwienia i kłopoty nie zniknęły, ale nagle poczuł tak, jak dawniej, że nie jest w tym wszystkim sam, że ma u boku ukochaną osobę, która nigdzie się nie wybiera, która jest gotowa zawsze pomóc, która siedzi w tym samym bagnie. I zaraz przyszło mu do głowy, że ona musi czuć przez to wyrzuty sumienia, zupełnie nieuzasadnione, jak stwierdził. Wiedział, że będzie jej musiał pomóc się z tym uporać, choć z drugiej strony nie chciał poruszać tego tematu. Obawiał się, że zbyt wiele drażliwych spraw poruszą, a to mogło znów doprowadzić do kłótni - choć tak naprawdę ich rozmowa sprzed chwili wcale nie była prawdziwą sprzeczką, jak się spodziewał. Wolał poczekać. Przynajmniej trochę, a jeśli do tego czasu Spencer nie poruszy tego tematu, sam to zrobi. Musieli zamknąć wszystkie sprawy.
W końcu jednak odsunął się, ale zrobił to dopiero, gdy zupełnie stracił oddech, zbyt pochłonięty pieszczotą, by pamiętać o czymś takim, jak branie wdechów. Jednak gdy rozłączył ich usta, wyraźnie niechętnie, nie potrafił cofnąć się. Nie chciał wypuszczać z ramion swojego skarbu; najchętniej nie rozstawałby się z nią, a na pewno tego dnia nie miał zamiaru opuszczać jej na dłużej. Czuł, że muszą się sobą nacieszyć ci nowi ludzie, mieszkający w ich skórach. Ale już kilka minut później - minut wypełnionych milczeniem, drobnymi pieszczotami, spoglądaniem sobie w oczy - musiał zostawić ją na chwilę samą. Szeptem powiedział jej jeszcze kilka ciepłych słów, których znaczenie wcale nie było w tej chwili ważne, a potem zaproponował, by przygotowała śniadanie, gdy on będzie brał prysznic i szykował się do wyjścia do szpitala. Chciał tam być jak najszybciej, wpisać w dokumenty imię syna, więc zrezygnował ze wspólnego szykowania posiłku, wiedząc, że będą mogli powtórzyć gotowanie z poprzedniego dnia wieczorem. Teraz jednak pożegnał się ze Spencer i pobiegł na górę, by ogarnąć się nieco po kilku pokonanych kilometrach.

[masz jakiś pomysł, żeby przewinąć? albo chciałaś coś tam dalej pisać ciekawego? ;)
btw. to chyba moja ostatnia opowiadaniowa odpowiedź dzisiaj... ;(]

Leo Rough pisze...

[;p xD
piszesz "miał", czyli ta radioterapia jest uzupełnieniem leczenia, tak? (zatkało mnie trochę, przepraszam, nie mam pojęcia, co napisać!)
taa. / ale przecież mogłabyś do tego wrócić, prawda? gdybyś tylko chciała, zaparła się, przysiadła trochę... ;)
skąd ja to znam? -.- minie, minie, na pewno! nie przejmuj się, musicie się w końcu dogadać.
;) / stwierdził, że będziemy zombie-parką i zrobimy furorę. ale ja będę kociakiem, mam uszy, zrobię sobie ogon, namaluję wąsy i będzie!
ok, pomyślę nad czymś, ale napiszę dopiero jutro wieczorem, bo teraz idę już, coby się na mnie nie złościli. będę koło siódmej, może nawet później, niestety!
dobrej nocy życzę i przepraszam, że tak to marnie dzisiaj wyglądało! miłego piątku ;)]

Leo Rough pisze...

[to dobrze. znaczy wiesz, o co mi chodzi. i jak się Twój tata czuje? (ja jestem w tych kwestiach jak słoń w składzie porcelany, naprawdę przepraszam!)
o jeżu, tak, brak czasu! -.- o, dokładnie. więc zmuś mnie, żebym Ci odpisała na reszcie blogów, co? znaczy wybierz sobie, gdzie! ^^ e tam, talent to talent (jakie to odkrywcze! ;p)
i co? dzisiaj też było tak źle? nie złość się, kobieto, nie ma czego! przejdzie im, zobaczysz ;)
czyli myślisz, że kociak to zły pomysł? zombie-parka? xD będzie się cieszył, jak dziecko, jeśli się zgodzę... ;p
jestem i nic nie wymyśliłam, kończymy ten wątek, a potem może rzeczywiście zrobimy już te urodziny ;) zaraz odpiszę ;)
kiedy ja i tak mam wyrzuty sumienia...]

Leo Rough pisze...

Okazało się, że rozmowę na jeden z dręczących ich oboje tematów mieli odbyć wcześniej, niż to sobie planowali. Żadne z nich nie chciało robić tego teraz, wiedząc, że poruszyli wystarczająco dużo "ciężkich" spraw jak na jeden dzień, a jeszcze nawet nie było południa! Mieli jednak nie mieć wyboru, ale czy chcieli się bronić? Jeśli skutek miał być taki, jak przy poprzedniej rozmowie, czemu mieliby to robić? Właściwie mogło być już tylko lepiej. Najważniejszy temat był za nimi, może ciągle nie do końca wyczerpany, ale Leo wiedział, że to i tak ogromny krok dla ich relacji. Już mogli wracać do równowagi.
Spieszył się, biorąc prysznic i wciągając na siebie świeże ubrania. Chciał jak najszybciej zejść z powrotem do Spencer, spędzić z nią trochę czasu, by potem móc pojechać do szpitala, do ich synka, czekającego tam na rodziców. Czuł wyrzuty sumienia, że ich maluszek tak długo był sam, ale póki nie lekarze nie pozwolą im zabrać go do domu, wszystkie noce spędzi samotnie. Leo uspokajał się jednak tym, że James miał tak doskonałą opiekę - pielęgniarki z prawdziwym powołaniem i troskliwych lekarzy. Nie było mu tam źle. Ale i tak szatyn potrafił myśleć tylko o tym, by w końcu móc zobaczyć syna w jego własnym łóżeczku, jak śpi słodko, spokojny i bezpieczny.
I chwilę później już był na dole, by pomóc Spencer w dokończeniu śniadania, a potem usiedli razem przy stole. Nie mówili o niczym specjalnym; najwyraźniej oboje myśleli o tym samym, a więc o spotkaniu z synem. Nawet po sobie nie sprzątali - wyszli, zabierając płaszcze, znów objęci tak, jak kiedyś, bez ciążących nad nimi lęków, niedopowiedzeń, żali. Wszystko był w porządku. Prawie.
Gdy dochodzili do samochodu, telefon Leo rozdzwonił się gwałtownie. Szatyn sięgnął po niego, spodziewając się zobaczyć na wyświetlaczu imię szefowej lub kogoś z pracy, ale zamiast tego na ekran wypłynęło trzyliterowe słowo. Kat. Odebrał, nie tłumacząc ukochanej, kto dzwoni. Miał opowiedzieć jej wszystko później. Najwyższa pora.

[wiem, marniutko, ale muszę jeszcze pracę na angielski napisać, zajmę się tym teraz, a potem już będę, a przynajmniej taką mam nadzieję! ;)]

Leo Rough pisze...

[doskonale go rozumiem ;) / ;(
zdecydowanie za mało! ile ja bym dała za kilka dodatkowych! / zobaczę, gdzie mnie natchnie, no i czy dam radę czasowo ;) / dziękuję, dziękuję ;p
ach, no tak, wyleciało mi z głowy. o to, to, dokładnie! ;D
kurczę, o tym nie pomyślałam ;p oj tam, czego się dla przyjaciela/faceta nie robi, nie? ;)
moje wyrzuty sumienia też nie zależą ode mnie! -.-
o jeżu, nie powinnam odpisywać, bo nie ruszyłam tego angielskiego, a już by wypadało -.- ale odpiszę, a potem znikam na trochę, o! ;)]

Przez całą rozmowę z siostrą potrafił myśleć tylko o tym, jaki był głupi, że tak długo nie powiedział nic ukochanej. Gryzło go to niesamowicie, czuł się niemal winny, choć miał wiele argumentów na swoje usprawiedliwienie. Przede wszystkim - nie miał czasu, by z nią porozmawiać o sytuacji z Kat. Wcześniej zabroniła mu obgadywać się, mówiąc, że dowie się o tym szybciej, niż Leo się spodziewa; pozwoliła mu przekazać wieści jego ukochanej dopiero, gdy ta miała wrócić do domu. On jednak nie zrobił tego, ale tylko dlatego, że poprzedniego dnia było zbyt pięknie, by niszczyć atmosferę wypowiadaniem imienia, które mogło pociągnąć za sobą całą lawinę innych imion, wspomnień, a nawet kłótnię. Rano również nie było kiedy wcisnąć wzmianki o Kat. A teraz Leo obwiniał się.
Rozłączył się po niedługim czasie, natychmiast nerwowym ruchem wciskając telefon do kieszeni spodni. Zaraz posłał Spencer niemrawy uśmiech i otworzył przed nią drzwi do samochodu, przepraszając, że musiała czekać, aż skończy rozmowę. I chwilę później już obiegał maskę, by zasiąść za kierownicą i bez słowa ze strony brunetki zacząć swoje wyjaśnienia.
- To była Kat. - zaczął, ale zaraz urwał, nie mając bladego pojęcia, jak kontynuować opowieść. By zająć się czymś, przekręcił w stacyjce kluczyk i chwilę później już ruszał z miejsca, zagryzając niepewnie wargę.

Leo Rough pisze...

[przymusowe wakacje? najważniejsze, żeby już wszystko było w porządku! / nieważne ;)
a tu dupa, nikt Ci swoich nie odda xD / tak, bez spiny ;) / ;p
nawet mi nie mów. ja ostatnio jestem po prostu przemęczona, źle sypiam, mam masę nauki, ledwo zipię! nie nabijaj się ze mnie... / ;))
właśnie, czy coś ;D / rozmawiałam z kumpelą i ona nie przebiera się w ogóle, bo mówi, że nie chce przed swoimi potencjalnymi facetami głupka z siebie robić, ale mi już w sumie nie zależy, nie? xD więc mogę wyglądać jak dziwadło, on i tak nie może zwiać ;p
spróbuję to sobie przetłumaczyć ;) dobrze, że wiesz! ;))
RUSZYŁAM. znaczy napisałam krótszy tekst, jeszcze mi został jeden, dłuższy, ale łatwiejszy ;) piszę!
o, to bardzo się cieszę ;) znaczy nie, że odpocznę, ale że idziesz na imprezę! bo przecież nie muszę od Ciebie odpoczywać :D / o, ale fajno! kiedy? może przyjadę... ;>]

Nie chciał wyglądać na podenerwowanego, bo nie chciał niepotrzebnie martwić ukochanej, ale z drugiej strony nie bardzo się starał, by tak nie wyglądać. Teraz nie miał już nic do ukrycia, a przynajmniej miał niewiele, więc nie musiał jej okłamywać ani udawać, że nic się nie dzieje. Było wręcz przeciwnie, ale nie znaczyło to, że Spencer musiała przeżyć kilka nerwowych minut, gdy on zbierał się do swoich wyjaśnień. Nie chciał tego dla niej. Opamiętał się jednak dopiero, gdy odezwała się, a w jej głosie szatyn z łatwością wyczytał niepokój, którego się obawiał. Zaraz westchnął ciężko i zabębnił palcami o kierownicę, spoglądając przelotnie na brunetkę. Gdy powtórzyła jego imię, znów sapnął niechętnie, a potem skinął do siebie głową, jakby z czymś się zgadzał.
- Nic się nie dzieje. A właściwie dzieje się, ale nic niezwykłego, bo przecież jest już po terminie, najwyższa pora, tylko... - urwał, uświadamiając sobie, że mówi zbyt dużo i zbyt szybko. To nie było do niego podobne, bo zachowywał się tak jedynie w chwilach ogromnego entuzjazmu, ale czasem też, gdy denerwował się, jak teraz.
- Rodzi. - odparł w końcu, spoglądając na ukochaną z nikłym uśmiechem, który zaraz zgasł. Musiał opowiedzieć jej całą historię.
- Wylądowała w szpitalu niedługo po naszej imprezie. Twoi rodzice odwieźli ją do domu i wtedy źle się poczuła. Zabrali ją do szpitala w Carlisle, bo tam chodziła do lekarza i tam teraz leży, modląc się o naturalny poród. - zakończył, znów uśmiechając się nieznacznie, gdy pomyślał o swojej młodszej, upartej siostrzyczce, zmuszonej do leżenia w szpitalnej bieli, która zawsze niezwykle ją irytowała.

Leo Rough pisze...

[mam nadzieję, że niedługo się skończą, tego Tobie i Twojej rodzince życzę :) / po prostu czuję się jak skończony głupek. naprawdę nieważne, Aguś, mam tylko bardzo trudny okres i... wszystko jest nie tak ze mną. ale radzę sobie ;)
ukradnijmy komuś! ;p / ... jutro odpiszę, jutro! xD
to chyba nawet gorzej! ;p / czy ja już mówiłam, że masz ogromne szczęście? gratuluję! ;) / nie, wcale! ;p
podejrzewam, że nie wszyscy będą przebrani, bo wiesz, jak to jest w klubach - paniusie się zdarzają, nudne faceciki w tych swoich białych koszulkach i w ogóle ;p ale ja będę mega wyjątkowa - paskudne zombie ze swoim paskudnym zombie facetem xD
ok, niech będzie... ;)
DZIĘKUJĘ! ;p
hej, żartujesz sobie?! ale fakt, wyśpię się, wyłączę komputer... będą się cieszyć ;p
OK! świetnie ^^ wiesz, nie chciałabym Ci przeszkadzać, ale w sumie mogłybyśmy się spotkać choćby na kawę, na godzinę! dla mnie to nie byłby żaden problem ;) byłoby cudnie! :*]

Znów uśmiechnął się lekko, na pół rozbawiony, na pół rozczulony. Przede wszystkim miał ochotę śmiać się na samą myśl o swojej małej siostrzyczce, której kolana jeszcze nie tak dawno opatrywał, siedząc na ganku ich domu z Londynie, a która teraz wojowała z lekarzami, chcąc urodzić swoje pierwsze dziecko w pełni naturalnie. Ale poza tym cieszyło go to, że teraz mógł się na niej skupić - pojechać do niej, zawieźć kwiaty, pocieszyć bez lęku, że w tym czasie jego własne życie rozsypie się na kawałki. A rozczuliła go w dziwny sposób reakcja Spencer; chyba nie spodziewał się tego po niej po tym wszystkim, przez co przeszła. I zaraz zaczął zapisywać w pamięci jej pytania, choć zgubił się gdzieś w połowie, ciągle pamiętając, by uważać na drogę. Spojrzał na brunetkę dopiero w momencie, gdy zapinała pas. Posłał jej ciepły uśmiech, ale dostrzegł, że unika patrzenia w jego kierunku. Postanowił chwilowo to zignorować, bo przecież chciała wyjaśnień.
- Sam dowiedziałem się późno, a ona od razu zabroniła mi cię tym obarczać. Zgodziłem się z nią, bo przecież miałaś i masz swoje problemy, ale uznałem, że dłużej nie ma sensu tego przed tobą ukrywać. Przepraszam, ale właściwie Kat mnie zaszantażowała! - wyrzucił z siebie, ciągle lekko uśmiechnięty. Już to miało dać Spencer odpowiedź na jej pytania, o samopoczucie młodszej siostry Leo.
- Czuje się dobrze na tyle, na ile to jest możliwe w jej stanie. Na razie nie ma żadnych komplikacji, poza jej zdecydowanym protestem przeciwko jakimkolwiek lekom przeciwbólowym. - odparł, kiwając lekko głową. Mówiąc o tym, zasępił się. Nie pozwolił sobie jednak długo trwać w tym stanie - zaraz znów uśmiechnął się lekko, choć wciąż marszczył brwi.
- Wydaje mi się, że jest sama, ale powiedziała, że nie chce odwiedzin. Właściwie możemy pojechać tam po południu. - dodał, ledwo powstrzymując odruch wzruszenia ramionami, przez co drgnął gwałtownie, podskakując na siedzeniu.

[ups! przeczytałam! i mi się podobało! ;))
w ogóle śnieg u mnie pada! takie wielkie płatki! już dachy białe, trawniki białe... :D]]

Leo Rough pisze...

[muszę już znikać. jak ja tego nie lubię! niestety, nic nie poradzę, ale Ty to rozumiesz, to tylko ja mam z tym pewne problemy ;p w każdym razie - dobrej nocy, słodkich snów i do spisania! ja jutro będę rano na chwilę, a potem pewnie koło drugiej, po angielskim ;) ciao! :*]

Leo Rough pisze...

[naprawdę mam nadzieję, że już wszystko będzie w porządku :) / mam powody właśnie, niestety. wiesz, chciałabym móc o tym napisać właśnie Tobie, bo spojrzałabyś na wszystko obiektywnie, ale nie wydaje mi się, żebym potrafiła to zrobić. mimo wszystko dziękuję Ci bardzo, właśnie za to, że jesteś ;) tak, jestem silna, a przynajmniej przywykłam tak o sobie myśleć, bo zniosłam wiele, ale ostatnio czuję się słaba i bezradna jak małe dziecko.
masz jakiegoś wroga? wtedy nie miałybyśmy wyrzutów sumienia ;p / za dobrze mnie znasz, kobieto xD nie musisz przypominać, nie musisz - odpiszę, kiedy dam radę. już nic nie obiecuję! ;p
właśnie ;p / o, to miałam na myśli! xD / ;p
dokładnie ;) tylko jeszcze muszę sobie ten strój przygotować ;p ciekawe jak! xD
no właśnie! ;p to co mówisz, że mam odpoczywać, hę? xD tak, tak myślę ;)
wiem, wiem, ale w końcu jedziesz tam spędzić czas z kumpelą, nie ze mną ;p wyrwiemy się na godzinkę na zapiekanki, o! obiecane ^^ dobrze, czekam ;D
ja Cię nie słucham, ale przyznaję się bez bicia! ;p
no serio! dzisiaj nie ma już po nim śladu, ale wczoraj wyglądało to bosko ;)
oj, a tu dzisiaj też nie popiszemy, bo jadę teraz do siostry, a potem Ty wychodzisz... nawet nie dam rady teraz odpisać, bo mam obiad do zrobienia, a potem zaraz wychodzę! -.- wybaczysz?
o, kupiłaś? ;> gotowa na zimę? ;p]

Leo Rough pisze...

[ :) / nie, nie martw się! nie ma powodu - nie będę się ciąć ani nic w tym stylu ;p dzięki bardzo, za wszystko :* pomyślę o tym ;) tylko wiesz, ja tę moją bezradność bardzo źle znoszę, ale wierzę, że wszystko wkrótce wróci do normy. jakiejś na pewno.
OK! czyli jesteśmy umówione! teraz trzeba jeszcze dowiedzieć się, jak się komuś zabiera czas... xD / i już nie wiem, czy się cieszyć, czy rozpaczać! ;D Ok ;)
nie będę! xD
ale jemu to łatwiej, bo facet jest! a mi powiedział, że mam sobie coś po babsku wykombinować. a to już w środę! ;p
będę, odpiszę i idę spać! ;))
aa, taki bajer! no to świetnie, już się nie mogę doczekać! :D nie wystraszę się, nie bój żaby, ale wieczór raczej odpada, bo muszę jakoś do domu wrócić, a sama rozumiesz, że tak późno to niezbyt przyjemnie, tym bardziej, że bezpośrednie pociągi to z Katowic mam tylko, a od siebie busiki. no, nieważne - będziemy się dogadywać ;)) pamiętam, pamiętam ;p
oj tak, przepraszam, baaardzo mi przykro! xD
znowu pada! ;p
dzięki :*
o, super! a ja nadal jestem bez zimowego ekwipunku -.-
wróciłam dopiero chwilę przed dziesiątą, więc oczywiście, że się minęłyśmy, a jutro prawdopodobnie będzie tak samo, bo rano mam urodzinowych gości, potem do kościoła, jakiś wypad z moim kochaniem, trochę nauki... obawiam się, że znowu wyjdzie z tego jakiś późny wieczór, więc odpisuję teraz tutaj, a resztę blogów zostawiam na lepszą chwilę ;)
zaliczyłam to Twoje "i w ogóle" xD a Tobie życzę, klasycznie, dobrego samopoczucia rano! ;)) daj znać, jak było ;)
+ lista obecności na Krakowie ;)]

Przewrócił oczami, gdy tylko usłyszał odpowiedź Spencer. Spodziewając się właśnie czegoś takiego, chciał powiedzieć jej o wszystkim już wcześniej, ale przecież Kat kategorycznie mu tego zabroniła. Nie miał wyboru. Poza tym sam był przekonany, że robi dobrze, przynajmniej na początku, gdy jedyne, o czym myślała jego ukochana, to kiedy będzie mogła wstać z łóżka i odwiedzić synka. Nie chciał jej wtedy przeszkadzać, obarczać jej problemami, które tak naprawdę jej nie dotyczyły i którym nie mogłaby zaradzić. Wiedział, że jego mała siostrzyczka poradzi sobie sama, bo... bo nie była sama. Nie mówiła mu o tym, ale on i tak wiedział swoje, miał tę teorię, o której nie mówił nawet Spencer, bo w pewnym stopniu przerażała go. No i, oczywiście, chciał dać Kat trochę czasu na pozbieranie się po tym, co zobaczyła na ich przyjęciu. Dla niej to również był poważny wstrząs.
- Jasne, że się jej nie boję. Po prostu mi nie pozwoliła, sama wiesz, że z ciężarną nie wolno się kłócić. - odparł, uśmiechając się znów z rozbawieniem; spojrzał przy tym kątem oka na ukochaną, by sprawdzić jej reakcję. - Daje sobie radę. - dodał, na chwilę zaciskając szczęki. Coś niezbyt przyjemnego przewinęło mu się przez głowę.
- Oczywiście, że możesz! Musisz! To chyba jasne. - rzucił szybko, słysząc pytanie brunetki, które znów rozbawiło go nieco, ale też dało do myślenia. Bo wiedział, że powinni porozmawiać, ale wcale nie miał na tę kolejną poważną rozmowę ochoty.
Czując na nodze jej dłoń i zauważając nerwowy ruch, którym wyznaczała sobie tylko znane ścieżki, od razu domyślił się, że coś ją dręczy. Czekał jednak cierpliwie, wiedząc, że Spencer sama powie, o co chodzi. I rzeczywiście po chwili poczuł na sobie jej spojrzenie, a gdy sam przeniósł na nią na sekundę wzrok, odczytał z niego z łatwością niepokój. Westchnął cicho, słysząc słowa Spencer. Tak, tego też się spodziewał, ale czy przygotował się na to? Nie wiedział, co odpowiedzieć, jak zamknąć myśli w zdania. Znowu.
- Nie jest na ciebie zła, Spencer. - odparł najpierw, ale zaraz ugryzł się w język. - Może trochę. Że jej nie powiedziałaś. Ale do mnie i do Mary też ma żal, chociaż wini tylko jego. - dodał w ramach wyjaśnienia, ostatnie słowo wymawiając z pogardą, której nie potrafił ukryć. Ale zaraz opanował się, biorąc głębszy wdech.
- Jesteś jej przyjaciółką. Jasne, że się o ciebie martwiła. Jasne, że chce cię widzieć. - rzucił, posyłając Spencer ciepły uśmiech.

[do spisania, miłej niedzieli ;)]

Leo Rough pisze...

[Aguś, przepraszam Cię ogromnie, ale nie dam rady już odpisać, nawet nie jestem w stanie zarejestrować tego, co napisałaś, więc nie próbuję skleić odpowiedzi. mam nadzieję, że wybaczysz mi, gdy odpiszę Ci dopiero jutro, o ile dopisze mi szczęście. dzisiaj miałam straszy dzień, opowiem Ci o wszystkim jutro, ale teraz muszę jeszcze siąść do nauki, a potem idę SPAĆ. mam nadzieję, że się nie gniewasz, bo tego bym nie zniosła, i że miałaś miłą niedzielę, i że dobrze wykorzystałaś czas, który zmarnowałabyś na mnie. i że będziesz miała łaskawy poniedziałek ;) powodzenia, dobrej nocy! ;))]

Leo Rough pisze...

[jestem! :D
może nie relację, bo tym nie chcę Cię zadręczać, ale usprawiedliwienie dla nieobecności. teraz, jak już tak na spokojnie o tym myślę, to wcale nie było tak strasznie, tylko wczoraj, jak zmęczona byłam, to to tak wyglądało ;p norma, nie? w każdym razie głównie chodziło o to, że byłam tak zmęczona tym weekendem, że nie wiedziałam już, jak mam na imię ;p ale zdążyłam się jeszcze pouczyć, pamiętałam o zmyciu makijażu i poszłam spać ;) / niech zostanie, że zmarnowany, ok? ;p och, zazdroszczę! ale cieszę się ^^ odpoczęłaś? ;)

już jest lepiej, więc naprawdę nie masz powodów, żeby się o mnie martwić! nic takiego się nie dzieje, spokojnie ;) będę pamiętać, dziękuję ;) wiem, wiem, dzięki :*
ale sobie poradzimy! potrzebujemy czasu! :D / haha, jasne ;p
oj tam, oj tam! ;p
no to e... dzięki? ;p xD
jasne! grzeczna byłam ^^
muszą ;p / ja też! chciałabym bardzo, bardzo, bardzo! ;)) wiesz, zobaczymy, bo może wezmę ze sobą kumpelę albo faceta, kto wie? w sumie on też ma w Krakowie masę znajomych, zająłby się sobą, a potem tylko wrócilibyśmy razem. bo wiesz, on się pewnie będzie martwił bardziej, niż moi rodzice! ;p no, zobaczymy, jak już się dowiesz, co i jak! ;D
nie, serio już Cię będę słuchać! ;))
o, a dzisiaj jak u mnie sypało! a ja w jesiennej kurteczce! xD
jestem stara ;( i dostałam marne prezenty, ale nieważne ;p
wiedziałam! xD ale Tobie nie wiało za bardzo, co? ;p cieszę się, że się dobrze bawiłaś, a z tą kumpelą rzeczywiście niefajno! :/
pamiętałam! ;) a ja się nie podpisałam, bo mi się jeszcze nie chciało, mam czas ;) ;p
odpiszę trochę później - wiem, wiem, mam straszną obsuwę, ale muszę pozałatwiać swoje sprawy ;)]

Leo Rough pisze...

Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, dlaczego Spencer nie kontynuuje tematu, który najwyraźniej ją dręczy. Spodziewał się z jej strony pytań i kolejnych wątpliwości, które on był gotowy "odeprzeć". Podchodził do tego bardzo poważnie, wiedząc, że wcześniej nie zawsze był dla ukochanej takim wsparciem, jakim powinien być - teraz pragnął to nadrobić, pomagając jej, jak tylko może. Co dziwne, czuł się na siłach. Wiedział, że da radę, jeśli tylko ona będzie czegokolwiek potrzebować. Czy miałaby być to tylko rzeczowa odpowiedź, czy słowa pocieszenia - cokolwiek, by ukoić jej lęki, odpowiedzieć na dręczące pytania. Ona jednak, ku jego zaskoczeniu, wybrała inne wyjście, a obudzony w Leo Holmes natychmiast postanowił odkryć, dlaczego. Czy powiedział coś nie tak? Czy coś dotknęło ją za bardzo? Czy... obraziła się? Ta ostatnia opcja wydawała mu się śmieszna, bo Spencer nie miała w zwyczaju fundować mu cichych dni ani niczego podobnego - inaczej rozwiązywali problemy. Coś jednak mogło się zmienić, a ta myśl w jednej chwili zmroziła go. Chciał, by wszystko pozostało takie, jakie jest. Bał się najdrobniejszych zmian. Ale przecież kiedyś taki nie był! Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo już w następnej chwili Spencer z łatwością uspokoiła go. Musiała czytać w jego myślach, by w odpowiedniej chwili ułożyć dłoń na jego udzie, a potem musnąć leciutko jego policzek. Posłał jej ciepły, swobodny uśmiech, by zaraz odetchnąć z ulgą. Już zadowolony, skupił się na drodze, odrzucając od siebie niepożądane myśli.
A potem, zupełnie nagle, brunetka zadała swoje pytanie. Leo znów na chwilę zamarł, na szczęście nie tracąc skupienia, które musiał poświęcić prowadzeniu samochodu. Podziwiał intuicję swojej ukochanej. Zawsze wiedziała, co zrobić! Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie jest jakimś superbohaterem albo czymś w tym stylu, bo to nie było możliwe, by z taką łatwością wynajdywała. najtrafniejsze pytanie.
- Tak. - odparł po zaledwie kilkusekundowej chwili wahania. Bo to nie było tak, że chciał mieć przed nią więcej sekretów - po prostu nie było kiedy we wszystko ją wtajemniczyć. Miał nadzieję, że Spencer nie będzie na niego zła. I że zechce poczekać jeszcze trochę, aż dowie się wszystkiego. Z tą myślą spojrzał na nią, chcąc telepatycznie przekazać jej, by o nic więcej nie pytała, a by nie martwiła się, dołączył do tego lekki, blady uśmiech. Chwilę później już parkował przed głównym wejściem do szpitala, w którym ciągle leżał ich synek.

[znikam znowu na trochę...]

Leo Rough pisze...

[DZIĘKI, STARA :D - znaczy dziękuję Ci bardzo, Aga, kochana jesteś! :* bardzo, hm, trafne życzenia, wiesz? ;)) uwielbiam Cię, uwielbiam przecież! :* :* ;)) dzięki! <3

no nieważne już, nie ma o czym opowiadać ;) "jeśli nie chcesz..." czyli muszę! ;p tak, tak, wszystko OK, wszystko dobrze ;) / jest! nie dla mnie, ale dla Ciebie, przed maturą - oczywista oczywistość! / wiem, wiem - i zazdroszczę! o, a czemu mieliście wolne? + do lekarza? coś się dzieje?
serio jest lepiej. to chyba był tylko jakiś megatrudny PMS :)
;p
;))
masz nadzieję? znowu tylko nadzieję? a gdzie pewność, że jestem grzeczna i słucham starszej kumpeli? ;p
;p / miałam raczej na myśli to, żeby mi było bezpieczniej, ale to też ;p
dlaczego?! ;p
Aga-bałwanek! xD ;p oj tam, oj tam! ukradłam barmanowi taką gruuubą bluzę z logo Uniwersytetu Wrocławskiego i w niej biegam! :D a jaka dumna z siebie jestem... ;p
cieszę się, cieszę! myszkę dostałam nową, o! taką wielką, niezbyt wygodną, ale... ehm... ładną! xD
całe szczęście ;p / będziesz jej opiekunką na następnej imprezie? xD
podpiszę się, jak będę Tobie na wątek odpisywać ;)
jeżu, z niczym dzisiaj nie zdążam! -.-]

Wcale nie chciał, by Spencer pomyślała, że jej nie ufa. Była przecież jedyną osobą na świecie, której był w stanie powiedzieć o wszystkim, a na pewno chciał to robić, ale nie zawsze był w stanie. Ona była jego najlepszą przyjaciółką, to z nią dzielił się, gdy tylko potrafił, swoimi przeżyciami, myślami. Hej, przecież żyli razem, wiedziała o nim wszystko! O wszystko mogła zapytać, wszystko skrytykować. Ufał jej, jak nikomu innemu. Czasem tylko górę nad wszystkimi innymi myślami przejmowała troska o nią, gdy chciał ją za wszelką cenę chronić przed jakimkolwiek złem.
Teraz nie udało mu się to, do czego zawsze dążył - by Spencer była szczęśliwa i zadowolona. Jego błąd znów sprawił, że cała spięła się, zła na niego, może nawet odrobinę zraniona. Nie chciał tego przecież! Dlatego niemal ze strachem patrzył na nią, gdy wysiadała z samochodu, wyraźnie rozeźlona, a on jakoś nie potrafił zrozumieć, co mogło rozgniewać ją aż tak. Gdy sam opuszczał ciepłe wnętrze samochodu na rzecz chłodnego, majowego poranka, patrzył na nią niepewnie. A gdy niecierpliwie przywołała go do siebie, Leo miał już tylko ochotę roześmiać się w głos. Bo wszystko stało się dla niego jasne.
- Kocham twoje szalone hormony. - wymruczał ciepło wprost do jej ucha, gdy już dotarł do niej i, zamiast chwytać za dłoń, objął w pasie. Zaraz potem pocałował czubek głowy Spencer i pewnym krokiem ruszył w kierunku szpitala, skupiając się na zbliżającym się spotkaniu z małym Jamesem. Nie mógł się już doczekać.

[znowu znikam... -.-]

Leo Rough pisze...

[coś sugerujesz? ;> ;p
dobrze, dobrze, wiem, nic nie mów! ;)) / ;)
dobra, niech będzie ;p / haha, no tak ;p / to dzisiaj mieliście wolne? dziwne to ;p / tak właśnie myślałam. dasz znać, jak tam te Twoje niezidentyfikowane oczyska? ;)
właśnie ;) nie śmiej się, bo znowu doła złapię! xD
dzięki, że we mnie wierzysz/że mi ufasz! ;p
aha, OK ;) będę coś kombinować ;)
no wiem, bo jestem zła i niedobra xD
wcale! ;D ;p / ja też! zbieram teraz te uniwersyteckie, mam już trzy! ;D i tak, biegam, ale tylko dwa razy w tygodniu, bo na więcej nie mam czasu. nie mówiłam Ci - musiałam zrezygnować z kosza, więc nadrabiam. i chyba pójdę na ręczną ;p / zły leniwiec, zły! ale spoko, znam to aż za dobrze :/
nie marudzę, wcale, nigdy! ;p niee, tatuś obiecał, że pojedzie do sklepu i mi wymieni na malutką :D
taki prywatny ochroniarz, co? xD też mam takiego! tylko nie piję mocnego alkoholu, ale wychodzi na to samo ;p / to rzeczywiście trochę się tego uzbierało! ale fajnie! znaczy nie fajnie, że wyjdziesz z kasy (tak się mówi chyba tylko po angielsku, nie? xD), ale że tyle imprez. ja też zapowiadam, że mam jedną w środę, a drugą w piątek, cobyś sobie mogła czas zaplanować ;)
jak coś, to mi przypomnisz ;)
nie umiem! byłam w domu dzisiaj o pierwszej, a ciągle jestem spóźniona! -.-]

Wiedział, że ta burza hormonów u Spencer potrwa jeszcze trochę, ale był w stanie ją znosić, o ile o niej nie zapominał i nie przypisywał zachowań kobiety czemuś innemu. Wtedy szkodził im obojgu, a gdy miał w pamięci, że to tylko odzywa się rozchwianie gospodarki jej organizmu po ciąży i porodzie, od razu gryzł się w język i wszystko było w porządku. Bo niedługo wracała jego ukochana, ciepła, wyrozumiała kobieta, która dbała o wszystkich, tylko nie o siebie. Wtedy pozostałe chwile odchodziły w niepamięć, nie były ważne już więcej. Liczyło się tu i teraz. Carpe diem albo coś w tym stylu.
Lubił ją ożywioną i rozgadaną, bo to w takich chwilach najwyraźniej przypominał sobie dziewczynę, w której zakochał się przed pięcioma [! ;p] laty, a która często wracała do niego. Nie to, żeby nie kochał jej w innych chwilach, ale właśnie wtedy wracały do niego słodkie wspomnienia. W tej chwili jednak jej podekscytowanie miało inny smak i Leo był tego najzupełniej świadomy. Chodziło o ich dziecko, o bezbronne maleństwo, które już do końca będzie ich oczkiem w głowie. To również niesamowicie cieszyło go, bo przecież który facet nie byłby zupełnie uszczęśliwiony na myśl o synu, a co za tym idzie, o przedłużeniu rodu i przekazaniu nazwiska? Tak, to wprawiało go wręcz w zachwyt, ale teraz, w końcu, pojawiło się też przerażenie. Bo James był taki maleńki! Siedział przy jego inkubatorze, gładząc policzek przecięty cienką rurką doprowadzającą tlen, i zastanawiał się, jak to będzie trzymać taką kruszynkę w ramionach. Pamiętał, jak nie tak dawno trzymał na rękach tygodniową Rosie, ale ona była dużo większa od Jamesa, któremu niedługo miał wybić tydzień. I nagle Leo uświadomił sobie, że ich maluszek jest na świecie dopiero siedem dni - siedem dni, które dla niego jednocześnie były jak wieczność i jak mgnienie oka.

[nie mam co pisać. przesuwasz do urodzin? :D]

Leo Rough pisze...

[ach, znikaj, zołzo! ;p
;p
tak, tak! jaasne ;) / będziesz rozpaczać, rozumiem? ;p / o jeżu, ale cuda ;p ogarnęłam! xD / OK, dzięki ;) powodzenia tam jutro!
ta, bo uwierzę xD
dokładnie ;p
ahaaa, już wszystko wiem ;p
no ba! teraz ma mi załatwić z gliwickiej polibudy :D ta, moje krzywe kolana... ;p u mnie w szkole jest taka marniutka drużyna, ledwo grają, ale jest spoko, wystarczy, żeby obudzić ciałko ;) / ;p
ja nie narzekałam, nie martwiłam się - o co Ci chodzi? xD
blee, nie lubię tego zapachu, wolę jakieś piwko albo drinka, nic więcej ;) mówię Ci to! xD / no w sumie ;) / wiem, wiem, takie tylko podsumowanie zrobiłam ;p będę wdzięczna ;)) o, no widzisz! ja też mam takie braki, że ja pierdole... xD
dobrze, że będzie ten weekend! może zacznę wyrabiać ^^
fajno ;) są w naszym roku, 2012, a więc Leoś ma trzydzieste urodziny ;) jest tak, jakby spotkali się rok wcześniej po prostu ;)]

Czuł się co najmniej dziwnie, żyjąc w ciągu dnia w szpitalu, a nocami - w domu. Nie był to podział przypadkowy, bo zawsze chętniej spędzał czas z Jamesem i Spencer, gdy byli razem, niż tylko z ukochaną, gdy ona kładła się spać wcześniej, a on siedział prawie do rana, nadrabiając braki w pracy. Ale ciągle musiał się pilnować, by czegoś nie zawalić, o czymś po drodze nie zapomnieć. Miał dużo na głowie, ale radził sobie, gładko prześlizgując się przez swoje obowiązki. Lubił podobny nawał prac, gdy zmęczenie zamykało mu oczy późną nocą, a otwierał je dopiero świt. Wbrew pozorom, właśnie tak wyczerpany, niedosypiający, ciągle nie potrafiący wrócić do równowagi, czuł się najlepiej. Czuł się... potrzebny. Ale potem nadszedł dzień, gdy w redakcji wcale go nie potrzebowali, dzwoniąc z samego rana, by nie przychodził, choć zaledwie dzień wcześniej potwierdził, że pojawi się na zebraniu. I wtedy nadeszła chwila jego kryzysu. Poczuł się zepchnięty na dalszy tor, odrzucony, a nawet zdradzony przez Val, która tłumaczyła się jego potrzebą odpoczynku, bycia z rodziną. I wtedy zobaczył w lustrze mężczyznę, którego wykreowała jego szefowa - zmęczonego życiem tatuśka, któremu lepiej dać wolne, niż bać się, że zaplami fotele marchewką ze słoiczka. Stanął przed lustrem i przypatrywał się swojej twarzy, przeszukując ją, by znaleźć oznaki... starości. To nie było trudne. Takiego znalazła go Spencer, ale, ku jego uldze, nie powiedziała ani słowa.
Wielkimi krokami zbliżały się jego urodziny, data, która nagle nie sprawiała mu żadnej, najdrobniejszej radości. Nie planował nic specjalnego, uznając, że nie ma czego świętować - trójkę z przodu? Poczuł, że ma już bliżej, niż dalej, a to przerażało go. Wszystko przerażało go, gdy dzień wcześniej kładł się do łóżka, przy śpiącej już na poduszce obok Spencer. W życiu by się do tego nie przyznał, ale nagle te trzy lata różnicy pomiędzy nimi zaczęły mu przeszkadzać. Miała jeszcze tyle czasu, aż zostanie, tak jak on, trzydziestolatką! Myślał o tym też rano, tuż po przebudzeniu, gdy jeszcze wcale nie chciało mu się ruszać z łóżka. W pierwszej chwili uznał, że powinien iść pobiegać, ale szybko rozmyślił się, tłumacząc sobie, że raz może mieć wolne. A potem zaśmiał się z samego siebie, prychając w myślach, że tak to się zaczyna. Za rok będzie szerszy niż wyższy, jeśli będzie tak sobie odpuszczał. Już miał wstać, gdy zupełnie nagle poczuł na sobie ciało Spencer. Spiął się, zaskoczony zarówno jej gwałtownym ruchem, jak i gorącym pocałunkiem, który odwzajemnił odruchowo. I zaraz oplótł ją ramionami w kolejnym automatycznym ruchu, by odpowiedzieć na jej powitanie podobnym pomrukiem. A potem znów drgnął, słysząc jej życzenia, które natychmiast postanowił zignorować. Tak też zrobił, jedynie przyciągając do siebie Spencer i znów całując ją zachłannie.

Leo Rough pisze...

[och, no i znikam już - jutro będę przed czwartą ;) dobrej nocy! :*]

Alisha Ward pisze...

[Mnie chyba też conieco świta. ;)
Dzięki. Masz może chęci na wspólny wątek?]

Leo Rough pisze...

[dzisiaj znowu mam straszną obsuwę, bo musiałam zostać dłużej w szkole i jakoś tak mi się wszystko źle poukładało; jestem teraz, pewnie ze dwie godzinki, potem znikam na trochę, bo siostra wzywa ;)
jak dobrze, że mnie nie słuchasz xD
;p / ja tam nie wiem, sama lubię przesadzać i wyolbrzymiać, także... ;p / to rzeczywiście fajno! u mnie coś takiego by nie przeszło, bo w ogóle mamy bardzo dziwną szkołę, cały czas coś nam wypada, zawsze coś się dzieje po prostu - plakietka szkoły uczącej się i te bzdety ;p ale pomysł świetny ;) no ba, genialna po prosu! :D / czyli wszystko w porządku, tak? dobrze zrozumiałam? muszę się upewnić!
oj tam, oj tam, czepiasz się xD ;p
;p
wrocławskie mam dwie, chcesz? ;p / o, to super! ja to bym się chętnie choćby i do facetów wkręciła... ;p
ahaha xD
ups. wydało się. ale winko się nie liczy! ;p / OK! ;) taa, kiedyś... ;p
se bado: może xD musi! bo inaczej, to ja już nie wiem, kiedy się ogarnę! ;p dzięęęki ;))
przecież mówiłam od razu! xD
odpiszę zaraz - zaliczę jakiś obiad czy coś ;p]

Leo Rough pisze...

[bardzo niefajnie nawet. jestem tak padnięta, że nie wiem, jak mam na imię... ;p / ups. ale spoko, będziemy ćwiczyć przecież! po angielsku dużo trudniej, niż po polsku, ale damy radę! JAKOŚ! ;p / o, no to same plusy ^^
oczywiście! ;))
tak to chyba każdy ;p / ale mamy inne cuda, także wiesz ;) o tak, też bym chciała, najlepiej jutro, coby się nie musieć uczyć! -.- / papuga! xD
oj, biedne te Twoje oczyska. ale dobrze, że Cię badają, bardzo dobrze! to jeszcze masz trochę czasu :)
taka uniwersalna odpowiedź, wiesz ;p
OK, załatwione! pogadam z barmanem, czy się nie rozmyśli i nie będzie chciał ich odzyskać, a potem mogę Ci wysłać ;) / a tak dupa :/
jestem święta, może nie jestem? ;p no weź, jutro idę na imprezę, a nie napiję się ani łyka - to nie święta? xD / ;p skąd ja to znam? xD
MUSI ;p
tak, jak zawsze! ;p
dzięki ;)

Aga, przepraszam, źle się u mnie dzieje, nie odpiszę teraz. nie martw się, tym razem nie chodzi o mnie. miłego wieczorku, powodzenia z historią! :)]

Leo Rough pisze...

[zawsze ;p proszę, przypomnij! xD / oj, no współczuję. nie możesz tego odkręcić? xD ;p / tak, bo w praktyce będzie Ci mnie baaardzo brakować ;p ale nigdzie jednak nie idę, także się nie martw, gdzieś tu będę ;)
właśnie ;p / o jeżu, zazdroszczę! ja mam jakiegoś Friedricha do zrobienia -.- ha, a ja sobie zrobię! będę się uczyć wcześniej i w niedzielę już będę wolna! tak! :D / niee, to mój tekst jest, od zawsze! ;p
... to może ja zostanę okulistą, co? ;p do mnie będziesz chodzić na "macanie oka" xD troszkę ;)
;p
no to jak? decyduj się! ;p / -.-
muszę być grzeczna, przypomnij sobie, z kim idę! xD / ;p
już? xD
;))
i jak mam do Ciebie mówić/pisać, co? to naprawdę, hm, bzdura, ale trochę wytrąciła mnie z równowagi. żeby nie było, że znowu unikam tłumaczeń i tylko ciągle się wykręcam - chodzi o moją siostrę, kłóciła się z rodzicami, więc w domu mam trochę napiętą atmosferę, ale to minie. i właśnie raz nie dotyczy mnie tak bezpośrednio, więc wiesz, będzie OK ;)
pisz, pisz, a ja spróbuję odpisać na wątek, bo mnie to dręczy. miałam sobie iść, ale zostaję, jak wspomniałam wyżej, więc nadrobię braki, mam nadzieję, przynajmniej tutaj ;)]

Leo Rough pisze...

[wow, nie wiedziałam! xD btw. wiesz, że chyba pierwszy raz widzę tu moje imię? ;p / haha, no to nieźle! to pisz listy, olej opowiadani! xD / o, zdecydowanie miła! znam te "przerwy" - ostatnio swój referat pisałam chyba z pięć godzin, a powinnam zmieścić się w jednej, także wiesz ;p
zmotywuję Cię, a przynajmniej spróbuję! ;) / tak! ;p
och, OK! ;p
o jeżu, pytam, czy chcesz, czy nie! ;p
właśnie ^^ święta! xD
;p
dobrze, dobrze ;) o, ja też tak miałam, ale nauczyłam się siedzieć cicho. tylko ciśnienie mi tak skoczyło, że aż mnie wszystko boli -.- ale już spoko, przestali ;p]

Wiedział, że tak to się skończy - wielkim świętowaniem niechcianych urodzin. Mógł temu zapobiec, uciekając z łóżka, mógł zaszyć się w redakcji z wyłączonym telefonem, mógł zabronić Spencer, by choćby słowem wspominała o jego trzydziestce, ale teraz było już na to wszystko za późno. Zagapił się, co miało mieć dla niego jedynie przykre konsekwencje w postaci nienaturalnie wygiętych w uśmiechu warg i mechanicznego powtarzania "dziękuję za pamięć", gdy telefon będzie rozdzwaniał się kolejnymi, podobnie brzmiącymi życzeniami. Nie miał na to ochoty, nie miał na to siły. Nawet słowa Spencer, o których wiedział, że są zupełnie szczere, że płyną prosto z serca, wprawiały go w zażenowanie. Wysłuchał jej jednak, starając się uśmiechać, by nie sprawić ukochanej przykrości. Ona pewnie i tak wiedziała, jaki ma stosunek do tej magicznej daty, bo nie krył się z nim, ale mógł trochę poudawać.
- Dziękuję. - odparł tylko, z ulgą odwzajemniając kolejny pocałunek kobiety, który zwalniał go z konieczności mówienia czegokolwiek więcej. Była blisko i to sprawiało mu przyjemność, ale w dziwny sposób inaczej rozumiał te jej czułości, niż być może powinien. Dla niego były tego dnia tylko częścią prezentu, częścią, która - w przecieństwie do całej reszty - była chciana, wręcz pożądana. Bo brakowało mu jej ciepła, jej pachnących cytrusami objęć, jej ciała. Stłumił dreszcz, rozchodzący się z wolna wzdłuż kręgosłupa.
A potem nagle w jego dłoniach znalazła się prostokątna paczka, na której widok miał ochotę jedynie się skrzywić. Wiedział jednak, że takie zachowanie byłoby dziecinne i najpewniej uraziłoby Spencer, więc uśmiechnął się, a potem pociągnął za wstążkę, tym samym pozbywając się jedynego zabezpieczenia prezentu. Ozdobny papier opadł na pościel, a w dłoniach Leo została książka i gustowne pudełeczko z piórem. Teraz jego uśmiech nie był już wymuszony, a ciche "dziękuję" nabrało cieplejszego charakteru. Spoglądał na Spencer z podziwem - o tytule, który teraz obracał w rękach, przeglądając pierwsze strony, wspomniał zaledwie raz czy dwa, a ona zarejestrowała to i znalazła wymarzoną pozycję. Podziękował jej jeszcze raz, siadając na łóżku, gdy ona sama się podniosła, a potem skinął posłusznie głową, gdy znikała za drzwiami sypialni. Pożegnał ją ciepłym uśmiechem, uznając, że zaczyna się robić coraz ciekawiej.
Postanowił wykorzystać chwilę lenistwa na to, co uwielbiał, a więc na wspomniany gorący prysznic. Żałował tylko, że nie może być przy nim Spencer, ale właściwie zdążył się do tego przyzwyczaić przez ostatnie miesiące. Brakowało mu jej w takich chwilach, ale przecież nie miał wyboru. Więc zaraz wszedł pod gorący strumień wody i tkwił tak przez dłuższą chwilę, rozkoszując się niemyśleniem, któremu mógł się oddać.

[wybacz jakość -.-]

Leo Rough pisze...

[bo już wiesz, że nie będę krzyczeć? xD tak, tak było, ale właściwie średnio się to przyjęło w klasie i teraz jestem Karolą albo Lolą, albo jakimiś innymi wariacjami od imienia, które mam w akcie urodzenia ;) / oj, biedna! spróbuj! ;) / hah, no tak ;p super, dumna jestem z Ciebie ;)) jasne, że nie tak długo, jak ja - pisz sobie, pisz, nie zajmie Ci to aż tyle czasu ;)
OK! ;)) / ;p
a nie wiem, nie miałam, nie robiłam (jeszcze! ;D) ;p ale ufam Ci na słowo ;)
oj tam, oj tam! po pierwsze: nie okradasz mnie; po drugie: to w sumie moja bluza już, a po co mi dwie? ale zapytam, cobyśmy obie nie miały wyrzutów sumienia, jakby już ten prezencik dotarł do Ciebie ^^
no dobra, niech zostanie grzeczna ;p
ale można się opanować, nawet takie wybuchowe człowieki, jak Ty, dają radę! mimo wszystko rozumiem Cię. i to, że jesteś jedynym "kozłem ofiarnym" też :/
ta, niech będzie. ale już Ci jej oszczędzę - to moja ostatnia odpowiedź, uprzedzam. potem muszę się powoli już zbierać, niestety -.-]

Stojąc pod silnym strumieniem niemal wrzącej wody, zdążył zapomnieć, co czeka go za drzwiami łazienki. Istniała tylko przyjemność, którą odczuwał, marna namiastka tego prawdziwego, trudnego do określenia spokoju, którego brakowało Leo już od kilku tygodni. Bo dręczyły go ciągle jakieś obawy, jakieś z trudem tłumione lęki, a nocami śnił swoje ciemne, duszne od strachu koszmary, w których - w tych najłagodniejszych - w koszu lądowały zakrwawione dziecięce skarpetki. Nie mówił o tym Spencer, bo przerażające wizje znikały wraz z pierwszym jej słowem każdego ranka, a Leo jakoś sobie z nimi radził. Nie chciał też wyjść na panikarza, bo przecież nic takiego się nie działo - ot, jakiś niefajny sen, a on już biegnie do ukochanej się wyżalić? To nie było w porządku, więc zostawiał dla siebie obrzydliwe obrazy z koszmarów, licząc, że niedługo to wszystko minie, że stopniowo niepokój zniknie zupełnie, pozostawiając go pełnego wiary, zapału, entuzjazmu.
Wychodząc z łazienki uśmiechał się ciepło, w głowie mając zupełną, rozkoszną pustkę, która wypełniła się myślami, gdy tylko zobaczył Spencer. Odrzucił jednak od siebie to, czego nie chciał w tej chwili, pozwalając, by opętał go optymizm ukochanej. Usiadł tuż obok, bez słowa lustrując wzrokiem przygotowane przez nią smakołyki, by zaraz zatonąć na chwilę z zdecydowanie zbyt krótkim i niewystarczającym pocałunku. Nie przestawał się uśmiechać, uznając, że nie może zawieść oczekiwań Spencer. I zaraz przyjął od niej soczystą truskawkę, delektując się jej słodkim, słonecznym smakiem. Sam niemal od razu sięgnął po kolejną, czując się przez chwilę jak mały chłopiec, podkradający cudze owoce.
- Dziękuję. - odparł ochryple, by od razu przysunąć się do brunetki i musnąć wargami splamionymi czerwonym sokiem kącik ust Spencer. Odsunął się z uśmiechem, sięgając po filiżankę kawy.
Jej kolejne słowa uniosły brwi Leo w wyrazie zdziwienia. Bo jak niby dwutygodniowy chłopiec mógł mieć dla ojca niespodziankę? Było jasne, że to mamuśka coś przygotowała, tylko co? Właściwie nie chciał się nad tym zastanawiać, bo nie chciał, by wróciły jakieś niepożądane uczucia, więc wszystkie pytania zachował dla siebie. Nie musiał wiedzieć.

Leo Rough pisze...

[aha, spoko, masz mnie za aż taką zołzę? ;p xD / no serio, nie wiem, skąd im się to bierze! ;p ok, ostatnio bardzo je lubię ;) haha, fajnie, ale wiesz, ja jednak moją Lolę/Lolkę wolę ;p (swoją drogą - ja mam w klasie jeszcze trzy Karoliny, z jedną się przyjaźnię xD) / no! ;)) / JESTEŚ BOSKA <3 ;))
z tym to nie mam problemów, sama sobie dotykam, jak mi coś wpadnie albo coś ;p haha, jasne, od razu Ci wypadnie! xD
ok ;p
;p
mam tak samo, chociaż czasem mi się upiecze i to siostrze dostaje się za mnie ;p tylko że ja znoszę swoje pokornie, a ona się burzy strasznie zawsze i z tego jeszcze większa afera wychodzi. wiesz, co mam na myśli? ;p a w ogóle to dzisiaj poszło o takie trochę poważniejsze rzeczy, więc wolałam się nie wtrącać - teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłam. powtarzałam sobie, że jestem Szwajcarią, ale nie pomagało -.-
no szkoda, ale jestem już nieżywa i idę spać, żeby jutro jakoś przetrwać ;) także pojawię się na chwilę, może nawet na więcej, niż chwilę, ale nie wiem, kiedy. na pewno znikam z domu tak koło piątej - szóstej ;) a tymczasem: dobrej nocy, kolorowych, erotycznych, jakoś tak to było, nie? xD ciao, do spisania! ;))]

Leo Rough pisze...

[nie, odpuszczę Ci! będę dobrym człowiekiem :D / doceniam to ;) haha, no to rzeczywiście nieźle! ;p / I NIESAMOWICIE SKROMNA :>
no to co marudzisz? sama sobie oko macasz, a tak nie możesz? ;p dziwny człowiek ;p
wiesz co? lubię Cię za to, co napisałaś :* / mam nadzieję, że lepiej, że nie spieprzyłam sobie życia! okaże się, jak rodzice wrócą ;)
... mam przykrą dla Ciebie wiadomość - nie odpiszę już dzisiaj :( zaraz muszę wychodzić, a jeszcze mam masę roboty, sama rozumiesz - paznokcie, włosy, strój. przepraszam Cię baaardzo, odpiszę jutro jak tylko wstanę ;) miłego Halloween, Moja Droga, baw się dobrze, nawet, jeśli nigdzie nie wychodzisz! do spisania! :*

Leo Rough pisze...

[dobrze, że się przyznajesz, że jesteś zła! ;p / haha, faaajnie xD a one się nie mylą? ;p / taa xD ;p
no rozumiem ;) ;p e tam! ja to jestem dziwna, wiem, bo mam takie biologiczne zboczenie, nic mnie nie rusza ;p można właśnie! ;p
serio-serio! :)) / tak, będzie ;) dzięki! ;)
byłam taką lekką zombie, miałam tylko makijaż z takimi szramami i podarte rajstopy, ale i tak wyglądałam zajebiście! :D a mój facet jak zajebiście się prezentował! było naprawdę spoko, chociaż kumpela mi się spiła i siedziałam z nią chyba godzinę na dworze, w samej sukience, czekając na jej brata -.- także jak nie będę chora, to będzie dobrze ;p a jak Tobie minął wieczór?
wybacz, jestem jeszcze lekko nieżywa, więc te moje wypociny będą... średnie ;p ale ogarnę się, niedługo! ;)]

Spotkanie z synkiem stało się już rutyną ich nowego, rodzinnego życia, ale Leo nie mógł narzekać, bo lubił to. Jasne, o wiele bardziej wolałby mieć już Jamesa w domu, samemu kłaść go po wieczornej kąpieli do łóżeczka, zakładać na drobniutkie ciałko miniaturowe ubranka, uciszać płacz, błagający o odrobinę ciepła. Ale sama świadomość, że jest na świecie ten maleńki człowieczek, dodawała mężczyźnie sił. Było tak, jakby dostał jakąś super moc, której baterie ładował w szpitalu przy inkubatorze syna. Wiedział jednak, że nic nie będzie mogło równać się z widokiem Jamesa w objęciach mamy albo leżącego we własnym łóżeczku, albo ssącego zapamiętale butelkę z mlekiem gdzieś w ich nowym domu. Miał tyle planów! Myślał o spacerach, na które będą chodzić, zabawkach, które kupi, ćwiczeniach, które będą robić, by maluch rozwijał się prawidłowo. Czekał na to z niecierpliwością.
Leo wiedział, że Spencer cierpi podobnie, od tylu dni widząc swojego syna tylko przez szyby inkubatora, nie mogąc wziąć go na ręce. Miał wrażenie, że pogodziła się z tym, tak jak on, ale ciągle czeka prawie z bólem, by usłyszeć, że James może wrócić z nimi do domu. Nie miał jednak pojęcia, że będzie przed nim ukrywać tak radosną, długo wyczekiwaną wiadomość! Dlatego jego pierwszą myślą, gdy usłyszał, że spełniło się jego największe marzenie, było rozzłoszczone: "dlaczego mi nie powiedziała?!". Rozumiał, że to miała być niespodzianka, że Spencer chciała sprawić mu przyjemność w trzydzieste urodziny, ale jakoś nie potrafił o tym myśleć w tej chwili. Przez kilka sekund potrafił być tylko zły, że dowiedział się tak późno, skoro bruneta wie o tym już od jakiegoś czasu. Udało mu się jednak zachować to dla siebie, zagryzając zęby. A potem ogarnęło go rozkoszne uczucie ogromnej ulgi, gdy wreszcie dotarło do niego, że jutro jest już za kilkanaście godzin! Że wezmą Jamesa na ręce, ułożą wygodnie w foteliku, a potem zawiozą do domu, by pokazać mu jego własne łóżeczko. Przez chwilę jeszcze siedział przy nim, gładząc maleńką rączkę, wpatrując się w uspokojoną twarzyczkę syna, by potem, zupełnie nagle, zerwać się ze swojego miejsca i podejść do Spencer, okrążając inkubator. Objął ją, schylając się, by potem musnąć leciutko jej wargi. Uśmiechał się przy tym ciepło i zupełnie szczerze. Tak wyglądało szczęście w wykonaniu Leo.

[dobra, nie czytaj ;p]

Leo Rough pisze...

[popieram! :D / no w sumie ;p haha, właśnie tak myślałam! ;p
a jak mi coś wpadnie do oka, rzęsa się zawinie albo coś? ;p
;p
oczywiście, że tak! :D właśnie wiem ;p jak tak z nią siedziałam, to o Tobie myślałam, przypomniała mi się Twoja impreza xD tak, w końcu jutro następne party, nie? ;p / o, no to super! ja dzisiaj planuję sobie taki lekki wieczór, zobaczymy, co z tego wyjdzie ;p a o "Jestem Bogiem" się nie wypowiadam ;p
:))]

Pocałunki Spencer miały dla niego ostatnio zupełnie nowy smak, inny niż ten, z którym dotąd kojarzyła mu się burza jej ciemnych włosów. Wcześniej były to najprostsze i jednocześnie najsłodsze pieszczoty, których sobie nie żałowali, nawet, gdy nie zapowiadały dalszego ciągu. W ostatnich miesiącach pozostały im tylko one, nabierając nowego znaczenia. Były już tylko i aż symbolem ich miłości, uczucia, które trwa mimo przeszkód. Ale Leo nie zawsze czuł się z nimi dobrze - z wiadomego powodu. Brakowało mu tej prawdziwej intymności, bliskości, rozkoszy. Czuł się zepchnięty na dalszy tor także z tego powodu: bo jego potrzeby były ignorowane. Owszem, sam na to nalegał, by nie narażać ukochanej na większe niebezpieczeństwa, ale to nie zmieniało faktu, że był spragniony fizycznej bliskości. Nie do tego stopnia, by szukać jej u kogoś innego, ale jednak. I w takich chwilach wracała do niego sprawa z Tonym, mimo że temat był już zamknięty.
Teraz jednak pocałunkom Spencer wróciła dawna drapieżność, co Leo zarejestrował z dziwną mieszaniną uczuć. Z jednej strony podobało mu się to, bo w jego ukochaną na nowo wstępowała kusząca, seksowna kobieta, która na czas ciąży jakby odrobinę przycichła. Z drugiej strony nie wiedział, czy będzie w stanie wytrzymać z takimi pieszczotami bez dalszych rozkoszy. Za bardzo na niego działały. Póki co nie miał jednak zamiaru sobie ich odmawiać, korzystał, skoro mógł. Brał to, na co miał ochotę. Będąc tak wygłodniałym, na nic nie zwracał uwagi.
Szybko jednak okazało się, że tym razem nie chodziło tylko o pieszczotę, o danie upustu radości czy jakimś innym emocjom - Spencer po prostu wykorzystała jego słabość. Zauważył to w ostatnim momencie, ale już nie zdążył zabrać jej kluczyków od mercedesa. Musiał powlec się za nią do wyjścia, krzywiąc się na myśl o tym, że będzie musiał zająć miejsce na fotelu pasażera. I zaraz siedział już w samochodzie, zapinając pas i spogladając tęsknie na kierownicę.
- Skoro już mnie dręczysz, to przynajmniej powiedz, dokąd jedziemy. - rzucił, odrobinę wbrew sobie, bo wcale nie chciał pokazywać swojego zainteresowania.

[zła, zła! ;p weź, nie umiem dziś pisać, jakieś mi to takie bez ładu i składu wychodzi -.-]

Leo Rough pisze...

[;p / haha, faajno xD
dziękuję, łaskawa pani! ;p
dokładnie, nie mogłoby być inaczej ;p / to mi ta ledwo żyła, się nawet bałam, czy ktoś jej czegoś nie dosypał albo coś :/ zdecydowanie się nie da, a ja bardzo tego nie lubię! dlatego też nie piję, a przynajmniej nie dużo, bo nie wyobrażam sobie, żeby ktoś się tak mną musiał zajmować :/ ;p / uprzedzałam :)) o, no to świetnie ^^ / o, dokładnie! ;) / w sensie pomyliłam, oczywiście, widziałam oba xD
Tobie zawsze wychodzi! ;))
WOW! jak to? dlaczemu, po co, jak?! :D
+wybacz, ale nie odpiszę teraz, strasznie trudno mi to idzie dzisiaj -.-]

Leo Rough pisze...

[ja o niej cały czas pamiętam, Kochana! ;))
;p / tragicznie! nie kontaktowała już. też tak myślę, dlatego nigdy nie chodzę sama, zawsze mam jakąś kumpelę albo, jak ostatnio, chłopaka ;) / haha, zaczęłam sobie Ciebie wyobrażać xD nie, mi to nie grozi! naprawdę aż tak nie przepadam za alkoholem, a na imprezy chodzę się bawić, a nie pić, także wiesz... ;p
pewnie znowu byśmy się minęły, bo ze mną prawdopodobnie będzie tak, że wyjdę jutro rano, a wrócę w sobotę wieczorem ;) / oczywiście, jak mogłoby być inaczej? xD mi w sumie tak średnio ;p
nie marudź! ;p
o, no to super! już siadaj do pisania, myśl, planuj, zbieraj materiały! wynocha! :D musisz to wygrać, bo możesz to wygrać! ;)) jasne?! aaale super ^^ ja też uwielbiam te książki, czytam wszystkie przynajmniej raz w roku :D
dzięki ;p wiesz, właśnie się dowiedziałam, że piłam wczoraj drinki! ja byłam pewna, że to sok, chociaż trochę mi dziwnie smakował, ale kumpela mi wmawiała, że to przez gumę do żucia czy coś xD masakra! ;p]

Leo Rough pisze...

[:D
tak, zdecydowanie :) / haha, tak! ;p xD / "tak wyszło" ;p nie, rozumiem, spoko ;) och, no właśnie, co to za radocha? raczej nie chcę tego próbować... ;p
no tak mi się wydaje, bo rano mam się widzieć z barmanem, potem jadę do kumpeli się szykować, a po imprezie u niej śpię i jedziemy na zakupy. ale zobaczę, może u niej wejdę na kompa ^^ / idź, idź! chemia jest suuper :D / czyli nie mam powodów do wstydu? ;p haha :D
aha, niezła logika! ;p
ale wiesz, musi być doskonała! no właśnie, myśl, myśl :D musisz, musisz, życzę Ci tego! / no oczywiście! jestem wręcz uzależniona od czytania całej serii :D
no serio! ;p bo to takie... smaczne było xD nie czułam alkoholu ani nic, no i nic mi nie było, więc wiesz ;p wiem, Karola rulez xD]

Spodziewał się takiej odpowiedzi, ale w głębi duszy liczył,że Spencer uchyli choć rąbka tajemnicy, wspomni o jakimś drobiazgu, który pozwoli mu się na sobie skupić i jakoś przeżyć tę podróż, której zakończenia nie znał. Chyba już nie lubił niespodzianek, a na pewno nie takich, gdy jest uwięziony na fotelu pasażera i jedynym zajęciem, jakie dostaje, to wybranie radiowej stacji. Ale postanowił, że powstrzyma się od narzekania na głos, by nie sprawić ukochanej przykrości. Wyraźnie była bardziej podekscytowana tym wszystkim, niż on, bo jego zainteresowanie było teraz na minimalnym poziomie. Najchętniej tkwiłby teraz przy inkubatorze syna, by James nie czuł się samotny. Zawsze uspokajał się, gdy któreś z rodziców było przy nim, ale to Spencer trudniej było wyciągnąć ze szpitala. Tym razem Leo oddałby wszystko, by móc tam wrócić, gdy ona wiozła go gdzieś.
Nie domyślał się, gdzie zmierzają, dopóki nie wysiedli z samochodu. Wtedy to rozejrzał się, i choć wszystko było już dla niego jasne, milczał, nie pozwlając sobie nawet na uśmiech. Po części też nie był do niego zdolny, zbyt zaskoczony, by w ogóle zarejestrować cokolwiek, co się wokół niego działo. Ale potem znalazła się przed nim Spencer i poczuł na sobie jej ciepłe palce. Po chwili dotarły też do uszu Leo słowa, wypływające spomiędzy jej warg. I nagle na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech, z którym ruszył za brunetką, by zaraz zatrzymać ją i pocałować z całą mocą, na jaką było go stać. Chwycił w dłonie jej twarz i tkwił tak dłuższą chwilę, pieszcząc jej wargi w ramach podziękowania.
- Jesteś niesamowita. - wymruczał, gdy w końcu odsunął się od niej, ciągle szeroko uśmiechnięty, z błyszczącymi oczyma, podekscytowany i zachwycony. I już sam ciągnął ją dalej, doskonale wiedząc, co go czeka, nie mogąc powstrzymać wesołego śmiechu, który po chwili wypłynął spomiędzy jego warg.

[pewnie krótko, ale na więcej mnie nie stać :/]

Leo Rough pisze...

[dokładnie, to jest ponad moje możliwości xD / jestem w stanie to zrozumieć ;) ;p dokładnie ;) zależy komu się zdarza ;p można się upić przez przypadek? xD tak, coś takiego to głupota! bo nie ma imprezy bez dziur w pamięci, nie? -.- / ;p
intensywnie będzie ;D hej, ja jestem w farm-chemie, nie mów, że chemia jest głupia! nie przy mnie xD / oj, bo Ty to jesteś wyjątkowy człek, nie? ;D
;p
:D ;)) / hah! :D
taa ;p dziękuję, dziękuję! ;p]

Kurs minął mu jak mgnienie - ledwo go zarejestrował, choć naprawdę starał się skupić na słowach instruktora, tylko trochę mu to nie wychodziło. Wizja skoku i lotu była zbyt kusząca, zbyt bliska, by Leo mógł myśleć o czymkolwiek innym. Pochłaniała go bez reszty rozkoszna myśl, że właśnie spełnia się jedno z jego marzeń, pozornie tak łatwe do spełnienia, ale... Kiedyś było jakieś "ale", o którym teraz nie pamiętał, choć dziękował za nie z całego serca, bo tylko za jego sprawą mógł przechodzić przez to z ukochaną kobietą. Gdyby wcześniej zdecydował się na skok, teraz nie byłoby go tutaj albo byłby, ale już znudzony, już bez tego rozrywającego go entuzjazmu. Tak Leo sprawiał wrażenie wręcz kipiącego emocjami. Szeroki, potem lekko podenerwowany uśmiech rozświetlał jego twarz, ręce drżały mu z podekscytowania, a głowa chodziła wkoło, by mógł chłonąć wszystkimi zmysłami to, co go otacza. Swoje marzenie.
A potem był lot, zbyt krótki, ale spełniający jego najśmielsze oczekiwania. Wszystko zniknęło - był tylko szum powietrza w uszach, ciało poddane różnym siłom, obrazy, których nie sposób uchwycić. Leo nie wiedział, kiedy znalazł się na ziemi, ale wylądował gładko, nawet nie zaplątując się w opadający za nim spadochron. Zaraz ktoś pomógł mu się wyplątać z niepotrzebnego już sprzętu, a mężczyzna mógł rozejrzeć się za swoją ukochaną. Bez wahania ruszył w jej stronę, w połowie drogi wybuchając głośnym, radosnym śmiechem, którego nie mógł i nie chciał powstrzymać. Nie pamiętał, kiedy ostatnio targała nim aż tak duża wesołość, by śmiać się w ten sposób. Korzystał przez chwilę z tej wolności, by zaraz potem dopaść Spencer, wreszcie tłumiąc rechot. Od razu musiał jej dotknąć, więc oparł dłonie na jej biodrach, uśmiechając się szeroko.
- To było... - zaczął, ale zaraz urwał, bo zabrakło mu określenia dla tego niesamowitego przeżycia, którego doświadczył. Trwało to jednak tylko chwilę, bo zaraz zaczął całą wyliczankę tego, co go zachwyciło, co sprawiło, że ten dzień będzie niezapomniany. A potem zaczął jej dziękować, znów śmiejąc się pomiędzy słowami.

[już dobra, niech będzie ;p / nie wiem, jak wyszło - naprawdę dziwnie mi się dziś pisze. wen śpi smacznie, ciągle! :/]

Leo Rough pisze...

[;p / niee, nie uwierzę w to! przecież czujesz, że jesteś pod wpływem i po prostu stopujesz, nie? przynajmniej rozsądny człowiek jest w stanie tak zrobić. a to, że ktoś ma słabą wolę i potem przez nią przesadza to inna sprawa ;p to i tak dobrze, że był w stanie wrócić! ;p
;p / zależy jak na nią spojrzysz. taka hybrydyzacja - cudo! albo redoksy i równania połówkowe <3 :D albo promieniotwórczość! ;p ;)) / mhm ;)
byłby, bo ja naprawdę lubię soczki ;p
;p
tak, miejmy nadzieję ;)

znowu nie jestem w stanie odpisać. siedzę nad tym prawie godzinę i nic, zupełnie nic nie przychodzi mi do głowy ;( źle mi dzisiaj, wiesz? więc odpuszczę sobie odpisywanie, ewentualnie spróbuję jeszcze raz trochę później, bo posiedzę tu chwilę. wybaczysz?]

Leo Rough pisze...

[zgadzam się, że taka "wpadka" też się może zdarzyć, ale myślę, że to już raczej powinny być pojedyncze przypadki. prawda jest taka, że u nas właściwie nie ma imprezy bez alkoholu, co dla mnie jest kompletną głupotą! i czasem wydaje mi się, że jestem w tym myśleniu osamotniona. ale nieważne, dobrze mi ;) a jak ktoś tego chce, to już w ogóle nie rozumiem, o co chodzi! / raczej ;p
dużo zależy od nastawienia, więc pomyśl sobie, że uwielbiasz redoksy! bo redoksy są suuper! :D
mam nadzieję, że nie, bo tak długo nie odpisywałaś, że zaczęłam się martwić. byłam pewna, że się obraziłaś!]

Leo Rough pisze...

[właśnie! tylko teraz pytanie, od czego to zależy? dorastamy i chcemy pokazać, jacy to jesteśmy dorośli? głupota, jak dla mnie! oczywiście, nie chcę uogólniać, bo to nie o to chodzi, ale tak widzę większość moich znajomych. na szczęście przyjaciół mam normalnych, bo bym chyba oszalała! myślisz, że da się nie pić i nie być, hm, choćby zachęcanym? bo ja po tej wczorajszej imprezie mam mieszane uczucia. ale wiesz, myślałam, że bawię się bez alkoholu, a tu lipton xD / ;p
właśnie widzisz, jak dużo może zdziałać dobre nastawienie! jakbyś sobie tak wmówiła, że Ci się chce... ;D
to dobrze ;) powodzenia z zadaniami! ja już znikam, bo mi się ledwo przespana noc odzywa ;p spróbuję odpisać jutro rano na wątek, a może później u tej kumpeli też coś podziałam ;) Tobie życzę... miłego weekendu? ;) baw się! dobranoc :*]

Leo Rough pisze...

[picie na pokaz to też w sumie niezły powód, nie? ;p mówisz, że zanika? mam nadzieję ;) niee, to nie było tak, ja po prostu nie zapytałam, a oni myśleli, że wiem - not big deal ;) już się z tym pogodziłam xD o, dobrze, asertywność to podstawa! :)
i jak było na chemii? pomogło? ;))
nic mi nie wyszło z tego odpisywania, chociaż próbowałam! w sumie miałyśmy dużo roboty z szykowaniem, coś tam sobie gotowałyśmy i w ogóle. ale impreza była zajebista! w sumie mój facet był współorganizatorem, więc nie mogło być inaczej, nie? a jaki miałam boski strój - tym razem robiłam za wampira ^^
a jak Tobie minęła piątkosobota? ;>
i zaraz odpiszę, tylko się trochę ogarnę ;)]

Leo Rough pisze...

[niestety :/ ;p / a tu - na szczęście :D / och, mogłabym ją usprawiedliwiać, ale mi się nie chce! ;p dawno i nieprawda! ;) / ;p
no to super ;) może jeszcze poprawisz mi trochę humor, mówiąc, że od wczoraj uwielbiasz chemię, hę? :D :>
udała się, udała! a to jakoś tak... spontanicznie wyszło :D nie, on się nie bawił za bardzo, bo miał mnóstwo pracy, także wiesz, nie był przebrany ani nic :)
haha, fajno ;) / o, no dla mnie dobrze, nie? ;p
;)
a wiesz, że ja miałam to już mniej więcej tak zaplanowane? to była ta ostatnia rzecz, o której S. nie wiedziała ;p także może być, tak zrobimy ;)
czyli jedziesz w piątek, a ja pewnie mogłabym przyjechać dopiero w sobotę po angielskim, czyli byłabym w Krakowie koło piątej/szóstej. mogłabym pokombinować tak, żeby odpuścić sobie piątek w szkole albo sobotę w szkole językowej, ale to już musiałabym rozmawiać z rodzicami, więc dam Ci znać... niedługo ;) możesz się upomnieć o to! :D a tak poza tym - cuudnie :D]

Leo Rough pisze...

Po tym niesamowitym przeżyciu, jakim był skok ze spadochronem, wszystko wydawało mu się na przemian to zbyt szare i nijakie, to znów niezwykle wyraziste i wyostrzone. Szybko dostrzegł, że zależy to od jednego czynnika - od Spencer. Gdy jego myśli były blisko niej, gdy poświęcał jej całą swoją uwagę, świat wydawał mu się doskonalszy, zwyczajnie piękny. Gdy zaś oddalał się od niej ze swoimi rozważaniami, oddając się sprawom praktycznym, wszystko na powrót stawało się nudne i monotonne. Ukochana ożywiała go. Przywracała mu radość, dawała szczęście. Była jego małym promyczkiem, a on w takich chwilach widział to niezwykle wyraźnie. Miał ochotę powtarzać jej, jak bardzo ją kocha, jak wiele dla niego znaczy - i tak właśnie robił przy każdej możliwej okazji, wtrącając słówko czy dwa, mrucząc ciepły komplement albo po prostu przyciągając ją do siebie z kolejnym tego dnia namiętnym pocałunkiem, których nie musieli sobie żałować. Było mu z nią cudownie, prawie zapomniał, jak bardzo! Przecież przez ostatnie miesiące nie było jej dla niego, a przynajmniej on tak się czuł. Chciał, by oboje skupili się na niej, na jej ciąży i wierze, że ich niewielkie szanse wcale nie są takie niewielkie. W tym wszystkim on sam przestał zauważać swoją rolę. Teraz to się na nim odbijało, ale Spencer uparcie walczyła, by wszystko wróciło do normy. Doceniał jej starania.
Czas spędzony na spacerach i lekkich, niezobowiązujących rozmowach, minął mu niezwykle szybko, ale rozkaz Spencer, by jechali do szpitala, tak dokładnie pokrywął się z tym, czego sam pragnął, że minął mu cały żal. Nie oglądał się więc za siebie, przyspieszając na znajomych drogach, by jak najszybciej znaleźć się w sali Jamesa, móc opowiedzieć mu, co się właśnie wydarzyło, przypomnieć, że już niedługo będzie w domu. Nie potrafił się z nim pożegnać, ale w końcu opuścili szpital.
I jakiś czas później znaleźli się już w domu. Leo był wyczerpany po dniu pełnym wrażeń i cieszył się teraz, że zdecydowanie odrzucił propozycję Kat, że zorganizuje jego imprezę urodzinową. Czas spędzony ze Spencer był wystarczająco męczący, a na pewno dużo przyjemniejszy. Nie zamieniłby go na nic. A już gdy zobaczył, że niesie tort, stracił najdrobniejsze resztki wątpliwości, że ten dzień mógłby wyglądać lepiej. Zaplanowała wszystko!
- Wystarczyłoby osiemnaście! - rzucił, udając oburzenie na widok trzech dziesiątek świeczek zdobiących tort. Zaraz jednak znów uśmiechnął się ciepło i bez wahania zdmuchnął niewielkie płomienie, by potem z rozkoszą wciągnąć do płuc powietrze przesycone zapachem dymu. Nawet to było dla niego miłe tego dnia.
- Chcesz wiedzieć, o czym pomyślałem? - zapytał, unosząc wysoko brwi. Nagle zestresowany nie potrafił złapać oddechu; wpatrywał się świdrująco w Spencer, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że musi wyglądać jak kompletny świr. Wtedy też opanował się, odetchnął i przywołał znów na twarz uśmiech, patrząc, jak jego ukochana kroi i układa na talerzykach kawałki tortu.

[nie wierzę, że mi się udało COŚ napisać! :D]

Leo Rough pisze...

[fajnie, że odświeżyłam xD ;p
;p / :D ;p / oj no, może po prostu nie wiedziała, że coś jest z moim soczkiem nie tak albo stwierdziła, że mi drink źle smakuje, nie wiem! ;p właśnie, nie ma sprawy! żyję, nie miałam kaca, jest dobrze ;p
oj, szkoda. to czymś innym poproszę! :D
tak, oczywiście ;) koło trzeciej miał już wolne, więc nawet trochę potańczyliśmy i w ogóle. nie było źle ;)
co to było?! czy to nie oczywiste, że mi się chce?! mam takie braki, że szkoda gadać, muszę - i chcę - to nadrobić ;)
niech będzie tak, że jej powiedział, że ojciec się odezwał, OK? jakoś to w wątku wyjaśnię :D
o, no to świetnie! dam Ci znać, jak pogadam z rodzicami ;)))) ^^ ale się jaram! <3 / o odpowiedź się upomnieć, o! ;p / ;)))
spoko, ogarnę coś do szkoły w tym czasie ;)]

Leo Rough pisze...

[ale wiesz, jak u mnie jest z takimi obietnicami xD ;p właśnie ;))
jak musi, to wystarcza... ;p
nom ;))
raczej! :D
ale dlaczego ich znowu chcesz krzywdzić, hę? no ale dobra, niech będzie -.- tylko wiesz, to będzie też trochę jej wina, bo nie zapytała - Leoś skorzysta tylko z okazji! ;p
:D / czy mogę opuścić szkołę/czy jadę! śpisz czy co? xD ;p
mhm ;))]

Mimo że Leo był maniakiem wszystkiego, co słodkie, a gdy widział choćby kostkę czekolady, nie mógł sobie jej odmówić, to tym razem jedzenie tortu nie było jego priorytetem. Bez reszty opętała go jedna myśl, nie mająca niczego wspólnego z brązowym kremem i puszystym biszkoptem. Owszem, przyjął słodki kąsek z palców Spencer, ale raczej dlatego, że nie miał większego wyboru, gdy czekoladowa masa zbliżyła się niebezpiecznie blisko do jego warg. Zaraz też, chcąc zyskać trochę czasu, sam nabrał na palec odrobinę kremu i musnął nim wargi Spencer, zaraz całując ją tak, jakby chciał pożreć nie tylko jej pachnące czekoladą usta, ale ją całą. Gdy osuwał się, oczy błyszczały mu wesoło, choć cień jakiegoś złośliwego niepokoju czaił się w jego oczach, przyspieszając też oddech i sprawiając, że w głowie miał pustkę.
- Mam nadzieję, że właśnie dzięki temu się spełni. - odparł ochrypłym od nadmiaru emocji głosem. Zaraz zaczął próby opanowania się, ale marnie mu to wychodziło, więc zaprzestał jakichkolwiek starań. Spencer i tak już wszystko wiedziała, może nawet domyślała się, co takiego chce powiedzieć.
- Zdmuchując świeczki pomyślałem o tym, że chciałbym, żebyś została moją żoną. - wyrzucił z siebie w końcu, teraz już wstrzymując oddech i nie kryjąc się więcej z targającymi nim uczuciami.

Leo Rough pisze...

[a fe, miało być dłuższe!]

Leo Rough pisze...

[dziękuję, dziękuję! ;)) (ech, moje odświeżanie, nie? xD)
haha, nawet nie zauważyłam! Mistrzyni Literówek powraca? ;> ;p

oj, znikaj! ;p
odpisać mi na Krakowie! :D
;p
haha, WIEDZIAŁAM! xD ;p ale on też nie wiedział, że przyjedzie, o! może tak być? ;> no wiem! bo oni takie słodkie słodziaki są! ;p
nie, bo przecież ich nie było, dopiero wrócili ;p
wiem! ale to tak spontanicznie wyszło w sumie... :D]

Rzeczywiście brak reakcji ze strony Spencer zmartwił go, a nawet odrobinę przeraził. Nagle w jego głowie zaroiło się od najróżniejszych lęków i wątpliwości, w których centrum krzyczała myśl, że popełnił ogromny błąd. Liczył, że jego słowa pociągną za sobą inne konsekwencje, niż pełne napięcia milczenie, po którym pewnie każde z nich zajmie się swoimi sprawami, bo będą zbyt zakłopotani, by choćby na siebie spojrzeć. A już na pewno on miał się tak zachować, bo chyba nigdy w życiu nie został bardziej upokorzony. Poczuł, że zrobił coś dużego, coś niezwykle ważnego, ale jednocześnie miał wrażenie, że kobieta jego życia wymierzyła mu właśnie kopniaka prosto w brzuch. Wyraźnie nie wiedziała, co odpowiedzieć, a Leo mógł to zinterpretować tylko w jeden sposób - nie chce go zranić, odmawiając wprost, więc szuka w głowie jakichś słów, które miałyby mu to odrzucenie osłodzić. Nie chciał tego, nie chciał jej litości, jej współczujących uśmiechów czy czegokolwiek, co sobie planowała. Wciąż jednak nie potrafił odwrócić spojrzenia, choć miał na to ochotę, byle tylko nie pokazać, jak bardzo rani ją jej milczenie. Nie mógł jednak odwrócić głowy, odsunąć - najpierw chciał to usłyszeć. Chciał, by Spencer użyła słów, odrzucając jego oświadczyny. Był pewien, że wie, jaka będzie odpowiedź, ale nie mógł tego tak zostawić.
A potem, zupełnie nagle, brunetka wykonała dość gwałtowny ruch. Jedyne, co przyszło Leo do głowy, to to, że chce uciec, a on nie miał prawa jej zatrzymywać. Zawalił na całej linii. No bo który facet oświadcza się na kanapie, nad kawałkiem tortu, bez pierścionka i pasującej do sytuacji przemowy, nad którą ślęczał całymi nocami?! Oczywiście, że tylko on! Zrozumiał swój błąd zdecydowanie zbyt późno, a teraz nie miał już szans na poprawę. Jedynie spuścił głowę, czekając, aż ciężar ciała Spencer zniknie z jego nóg, gdy będzie uciekała od swojego beznadziejnego faceta. Tak się jednak nie stało, bo już w następnej chwili brunetka była znów tuż przy nim, obejmując go w znajomy sposób. Słowo, które padło z jej ust, niemal do niego nie dotarło, ale miał przecież też ten pocałunek, którym go obdarzyła, a który wyrażał dużo więcej. Jej miłość, jej radość. To mu w zupełności wystarczało. I już sam wręcz drżał od ogarniającego go szczęścia; ledwo mógł usiedzieć na miejscu, niemal nieświadomie wędrując dłońmi po całym ciele ukochanej, by mieć ją jeszcze bliżej siebie. A potem oderwała się od niego; Leo w życiu nie widział niczego piękniejszego niż ona w tamtej chwili, z łzami w oczach i szerokim, uszczęśliwionym uśmiechem.
Zaraz znów zatonęli w pocałunku, który zmazał z ich ust i głów niepewność. A na pewno Leo poczuł się wręcz... uzdrowiony, jakby łyknął jakiegoś magicznego napoju. Może zwyczajnie naćpał się szczęściem, ale przecież nie zamierzał narzekać! Było mu cudownie w ramionach Spencer, o której teraz mógł mówić - moja narzeczona, przyszła żona! Na tę myśl nie mógł powstrzymać wesołego śmiechu, z którym oderwał się od ukochanej, jednocześnie chwytając w obie dłonie jej twarz.
- Kocham cię. Chcę spędzić z tobą resztę życia, o niczym innym nie marzę. Ty i James jesteście całym moim światem. Więc tak, chcę tego. Pragnę tego. Pragnę... - urwał, nie mogąc wydusić ani słowa więcej przez gardło ściśnięte emocjami.

Leo Rough pisze...

[taa ;p xD
mogłaś ;p zdecydowanie tak, "kobito" xD
nie! ;p żartowałam... ;)
możliwe, ale chyba tylko na tych dwóch panów, więc się tak nie ciesz! ;p
no! ;)) właśnie :D
pytałam, zgodzili się, ale teraz muszę to dopasować jakoś do planu tygodnia ;p zobaczę jeszcze, OK? :>
a co z nim było nie tak? ;p wieem! :D]

Sam nie wiedział, jak to się stało, że nagle słowo "żona" wyszło spomiędzy jego warg, a nie mówił wtedy o cudzej małżonce, ale o swojej. Była to póki co dość nieokreślona przyszłość i podświadomie pragnął, by przez jakiś czas tak pozostało, ale cieszył się. Zachwycała go wizja bycia razem w tak poważny, dorosły sposób, którego się po sobie nie spodziewał. Nikt, kto go znał, nie pomyślałby, że Leo kiedykolwiek zapragnie zostać czyimś mężem, on też miał się zawsze za wiecznego singla. Ale to była już przeszłość, bo teraz w jego życiu była Spencer, mieli razem dziecko, a więc wszystko zmierzało ku pełnej stabilizacji, której kiedyś tak bardzo się obawiał. Teraz nic go nie przerażało. Ciągle jednak nie wiedział, co skłoniło go do poproszenia ukochanej o rękę właśnie w tej chwili, ale nie chciał się nad tym zastanawiać. Po raz pierwszy od bardzo dawna było mu tak po prostu, zwyczajnie dobrze. Nareszcie czuł się szczęśliwy.
Łzy Spencer po raz pierwszy nie sprawiały mu bólu, a jedynie potęgowały radość. Ścierał je czułymi palcami, walcząc z sobą, by nie zmiażdżyć jej policzków. Najchętniej w takich chwilach po prostu pozbyłby się ciała, kości i mięśni, by móc być zupełnie blisko niej, by być z nią. Mógłby nawet zamienić się w dym, by wypełnić jej ciało, albo w ciecz, która potem podąży jej żyłami.
Jakieś trudne do określenia uczucia pęczniały w nim, rozrywając wnętrzności, paląc od środka ciało. Nie było to jednak uczucie nieprzyjemne, choć trudno było mu do niego przywyknąć. Zaraz jednak Spencer ukoiła wszystkie sensacje jego organizmu, wtulając się ufnie w niego, tak mocno, jak on sam chciał to zrobić. Wciąż jednak powtrzymywał się przed zaciskaniem ramion, robiąc to po części nieświadomie - ukochana nadal wydawała mu się krucha, zrobiona ze szkła. Zwyczajnie bał się zrobić jej krzywdę. Ograniczył się więc tylko do miarowego gładzenia jej ramion i pleców, do przeczesywania włosów i marnych prób uspokojenia oddechu, by mogło być jej wygodnie w jego objęciach. Nie trwało to jednak długo, bo najwyraźniej taka forma bliskości jej nie wystarczała. Leo bez wahania poddał się jej woli, choć wcale nie spodobał mu się ten lekki, zaczepny pocałunek, którym go obdarzyła. Gdy już wylądował na kanapie, a Spencer znalazła się tuż nad nim, sam przyciągnął ją do siebie, wpijając się w jej wargi. Nie miał pojęcia, co planowała, ale nie myślał o tym - chciał tylko nasycić się nią, tym dniem najlepiej, jak potrafi.

Leo Rough pisze...

[tak, tak ;) przecież mówię ;p
dokładnie :D ^^ teraz Leoś miał nagi tor ;p
ej, no serio! :*
;p
raczej ;)) trochę za szybko i za długo odpisujesz, nie nadążam! ;p przyspieszę teraz trochę z Oskarem, bo tamten wątek za długo się ciągnie ;))
w porządku ;) bez spiny, nie? nasz slogan! ;p
ja myślę! :D ;))]

Miał mieszane uczucia już odkąd wylądował na kanapie, a Spencer znalazła się nad nim, przejmując rolę pana i władcy. Cały ten dzień należał tak naprawdę do niej, a Leo nie miał zamiaru walczyć z nią o to, bo nie widział w podobnych wojnach i przekomarzaniach sensu, ale tym razem nie chodziło o to. Początkowo podejrzewał, że ukochana po prostu będzie chciała położyć się tuż obok, wymienić kilka ciepłych pocałunków, by zwyczajnie pobyć ze sobą, porozmawiać o tym wszystkim, co się wydarzyło, bo było tego naprawdę dużo. Podobała mu się ta wizja, bo lubił takie wieczory, wypełnione najprostszymi przyjemnościami, ale - oczywiście - podświadomie miał nadzieję na coś więcej. Nie uświadamiał sobie tego aż do chwili, w której Spencer zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. To było jak lemoniada w upalny dzień! Leo poczuł, że lepiej być nie może, gdy brunetka nie poprzestała na górnych zapięciach, ale sunęła niżej wraz ze swoimi pocałunkami. Idealne zwieńczenie idealnego dnia!, pomyślał z nagłym drgnieniem podekscytowania. Napięcie w nim rosło w miarę, jak jego ukochana docierała coraz niżej, aż w końcu pokazała swoje zdecydowanie, rozdzierając ostatnie zapięcia. Leo aż zadrżał od nagłego przypływu żądzy, którego nie mógł kontrolować, nie po tylu miesiącach wstrzemięźliwości. Był wygłodniały jak dziki zwierz, nie potrafił myśleć logicznie. Od pewnego czasu nawet zwykłe, niewinne pocałunku budziły w nim pożądanie, a co dopiero tak działający na wyobraźnię rytuał jak rozpinanie guzików! Cały wręcz dygotał, ręce trzęsły mu się tak, jakby czekał go pierwszy raz, gdy otwartymi szeroko oczyma obserwował Spencer, niezwykle kuszącym ruchem zdzierającą z siebie bluzkę, która teraz stała się dla Leo zupełnie niepotrzebnym śmieciem. Tak samo zresztą jak nowy stanik, który miała na sobie, a do którego ramiączka sięgnął, nie mogąc uwierzyć, że go widzi. Od miesięcy unikał patrzenia na Spencer, gdy się przebierała, wchodzenia do łazienki, gdy ona tam była. Odwracał nawet wzrok, gdy się schylała, by nie kusiły go jej wdzięki! A teraz nagle była na wyciągnięcie ręki, cała jego, cała zachwycająca, piękna. Jego!
Dopiero wtedy przyszło olśnienie. Leo patrząc, jak brunetka pochyla się nad nim z włosami zmysłowo okalającymi jej twarz, zrozumiał, że coś jest nie tak, że tak nie powinno być. Nie powinna go kusić, zachęcać, całować w taki sposób. On nie powinien się tak czuć, nie powinien mieć takich trudności z zebraniem myśli, ze skierowaniem dłoni tam, gdzie powinny być, a więc w neutralne miejsca jak obicie kanapy albo strzępki jego własnej koszuli. Gdy jednak w końcu mu się to udało, uświadomił sobie, że teraz usta nie chcąc przestać pieścić ust Spencer. Ale w końcu zdołał ją od siebie odsunąć, choć wszystko w nim aż krzyczało, by tego nie robić. Nie chciał tego robić.
- Spencer. - powiedział tylko, wiedząc, że z samego tonu jego głosu (wyrażającego niezadowolenie i brzmiącego jak reprymenda) i z gniewnego spojrzenia odczyta wszystko, co chciał jej przekazać.

Leo Rough pisze...

[już się zaplątałam, nie wiem, o co chodziło xD ;p
a ja mam milutki wieczór dzięki temu! :*
;))
nie narzekam, uwielbiam Twoje długie komentarz! przecież wiesz o tym! ;)) wiesz też, o co chodzi - ja mam te moje problemy z wenem i Ci zwyczajnie zazdroszczę. a potem mam wyrzuty sumienia... ;( / o, ja też czytam szybko, ale potem mam straszny problem, żeby zacząć ;p / nie, oszalałaś?!
no widzisz, mi się zachciało, ale tak marnie wyszło. musi się tam w końcu coś podziać! :D
:D]

Nie musiała mu dwa razy powtarzać. Tylko czekał na jej słowa, by zaraz przyciągnąć do siebie jej twarz i odnaleźć usta, wciąż wygięte w tym lekkim, figlarnym uśmiechu, który tak uwielbiał. Całował ją zachłannie, z całą mocą, na jaką było go stać, tak gwałtownie, jakby chciał zmiażdżyć jej wargi. Nie przejmował się już niczym, bo jej ostatnie zdanie przejęło nad nim kontrolę, zaczęło żyć własnym życiem, niezależne od czegokolwiek innego. I on sam natychmiast też stał się taki - nieokiełznany, wolny, swobodny. Jednocześnie czuł się spięty, męczyło go jakieś nieokreślone uczucie, ściskające jego ciało jak pięść. Wiedział, że po części odpowiada za to rosnące pożądanie, które niedługo zupełnie zawładnie jego ciałem, tak, że już nie będzie wiedział nawet, jak ma na imię. Podejrzewał też o bycie winnym stres związany ze słowami, które padły zaledwie chwilę wcześniej, a także zmęczenie całym tym niezwykle aktywnym dniem. Ale było w nim coś jeszcze, jakiś ułamek, maleńka cząstka, która mówiła mu, że zawiedzie. Że nie da rady. Że polegnie na całej linii, we wszystkich kwestiach - seksu, miłości, rodziny, pracy, przyjaźni. To był jakiś złośliwy ludzik, który wkradł się do jego głowy i zaczął psuć mu jeden z najpiękniejszych dni jego życia! Na szczęście doskonale wiedział, jak się go pozbyć - po prostu chwycił Spencer w ramiona i obrócił się tak, że to ona była na dole, a on mógł swobodnie zabłądzić ustami w swoje ulubione zakamarki jej ciała. Nie miało ono dla Leo żadnych tajemnic, ale wydawało mu się inne. Nie gorsze przez cienką bliznę w dole brzucha czy ślady po ciąży, po prostu inne. Prawie nowe. Obchodził się z nim początkowo jak z jajkiem, ale wreszcie paląca go żądza wybuchła i pieszczoty jego dłoni oraz ust stały się dzikie, nachalne, drapieżne. Nie żałował sobie i jej rozkoszy, nie ograniczał się, nie pilnował. Przecież Spencer dała mu pozwolenie, prawda?

[wierzę, że ładnie zakończysz tę część ^^]

Leo Rough pisze...

[miało być DŁUGIE, bo pisałam to całe wieki, ale nie wyszło i jestem zła! na Ciebie też trochę, bo mi Martynę z mieszkania Oskara zabrałaś, a ja miałam jakiś dziwny plan, który teraz muszę modyfikować ;p ale spoko, zdolna jestem, dam radę! :D]

Leo Rough pisze...

[a, no to niech będzie, że tamto coś rzeczywiście było dobrze, bo te ostatnie to już masakra była ;p
no tak, racja ;D ale z tą chemią to by było takie specjalnie dla mnie, sama rozumiesz! :D
o, faktycznie! wow! ;p
właśnie, dziękuję! jak to nie ma czego? piszesz, piszesz i piszesz, i nie narzekasz jak ja... zajebista jesteś po prostu :D oj tam, nie umiem inaczej ;(( / chyba racja ;) / haha, fajnie wiedzieć ;p
można... xD no zobacz, dwa takie wątki miałyśmy na raz w sumie! ;p
taa, niech będzie. / nie no spoko, coś wymyślę chyba miałyśmy z tym teatrem pisać, nie? ale może coś do rana wymyślę :D jasne, daj spokój! :)
super jest ;))
a teraz już znikam, bo mi się oczy tak kleją, że nic nie widzę ;p także dobrej nocy życzę, do spisania! :*]

Leo Rough pisze...

[pamiętam, dziękuję, kochana! :D
nie, nie chcę, żebyś kłamała, a fe! widzę, cudowna jesteś, przecież obie to wiemy, nie? ;D
dokładnie, udało Ci się! ;p ;))
całe szczęście, że mnie znosisz! lubisz mnie! ;D hihi xD tak, zdecydowanie ;* mój błąd, nie? powinnam coś z tym zrobić... ;( / tak, tak, wybacz, zawsze masz rację :D no dokładnie. dobrze, że mój wen zebrał dupę i wraca! ;p / ;p
tak, zdarzało się ;p jesteśmy osom! ;D
już się zamykam ;p / niee, nie trzeba. mam już nowy pomysł, ale to napiszę, jak się trochę pozbieram ;D wcześniej chciałam zrobić tak, żeby Oskar porwał ją do Łodzi, a potem poszłoby już samo, ale to możemy zrobić później ;)
ta, średnio mi to odpoczywanie idzie, bo mam gości, więc będę dopiero, jak poogarniam wszystko, ok? czekaj cierpliwie, a najlepiej poucz się, bo potem nie dam Ci spokoju! ;D]

Leo Rough pisze...

[nie bój się, nie zapomnę - mam tak samo! :D kiedy ja lubię... ;p
nieszkodliwe powiadasz? może i racja. no i ja wiedziałabym, że jestem okłamywana, to też inna sprawa ;p no spoko, przeżyję! ;) / ;D
;p
oczywista oczywistość! ;D / ;p / będę próbować, o! ;)) właśnie. / tak myślałam, że będziesz! :D :>
tak! ;p ;d
postaram się, może tak być? ;)) / bo ja przecież zajebista jestem, nie? ;)) no to świetnie, już mamy co pisać ;D
;)) haha, wiedziałam, że się ucieszysz! ;D już masz chemię, religię, ale spoko, rozumiem, że Ci się nie chce. leniwa niedziela czy coś, nie? ;D a ja mam masę roboty do szkoły na ten tydzień, ale wezmę to sobie tak na spokojnie, bez spiny, pewnie jutro trochę bardziej przysiądę ;) no to super - baw się dobrze, dopóki się nie zjawię! ;D teraz mam chwilę, więc zacznę odpisywać, ale pewnie nie zdążę, więc wiesz ;) niech będzie, że znikam!]

Leo Rough pisze...

[no taaak ;p xD haha, no właśnie! ;p
o, może ;D jej, ale fajno, dzięki! ;)) wiem -.- ;p
;p / w sensie nie wierzysz, że się z moimi wyrzutami sumienia uporam, tak? ;> ;p / o, klasyczny błąd, wybacz. wiem! ;p
no, skoro tak musi być... -.- ;p / :D <3
;)) ^^ / no dobra, dobra, nic już nie mówię! ;p / o, zazdroszczę ;p / tego też zazdroszczę! xD
o, mam nadzieję, że smaczne było ;) ja też idę jakieś bombony znaleźć ;)]

Dużo dałby za to, by móc się delektować doznaniami, smakować ich powoli, zapamiętywać wyraźnie obrazy, smaki i dźwięki. Chciał rozkoszować się przeżyciami w ten najdoskonalszy sposób, gdy każde najdrobniejsze wrażenie oddziałuje na człowieka jak potężne trzęsienie ziemi. Szybko jednak okazało się to niemożliwe, bo opętała go bez reszty paląca żądza, w znajomy sposób przyspieszając jego ruszy, nadając im gwałtowności. Był nienasycony, a żadne doznanie nie było wystarczające, bo wciąż potrzebował więcej, bardziej, mocniej. Miał też niezachwianą pewność, że Spencer pragnie tego samego, a upewniały go w tym jej gesty, przepełnione pożądaniem, równie agresywne, co jego. Dzięki temu seks miał jeszcze lepszy smak. Oboje byli spragnieni siebie nawzajem i nic, żaden dotyk, nie potrafił nasycić ich żądz. Leo nie zważał już nawet na urazy, których się nabawił tej nocy, bo czym było kilka siniaków i otarcia w porównaniu do rozkoszy, której doznawał? Właśnie. Liczyła się tylko przyjemność, która mimo wszystko nie mogła trwać wiecznie, choć Leo najchętniej zamknąłby się z ukochaną w sypialni przynajmniej na kilka najbliższych dni. Stęsknił się za nią tak bardzo, że nawet tych kilka godzin, spędzonych na pieszczotach, nie mogło ukoić uczucia tęsknoty, targającego jego sercem. To również złościło go, bo wiedział, że w końcu odwróci się przeciwko niemu, ale postanowił, że nie będzie o tym myślał. Starał się już tylko nasycić tym, co było mu dane, a więc bliskością ukochanej, ciepłem jej nagiego ciała wtulonego w jego bok, słodkim oddechem na skórze, łaskotaniem splątanych włosów. Patrzył, jak śpi, nie mogąc uwierzyć, że ten dzień nie był tylko cudownym snem! Spełniały się jego marzenia, jedno po drugim. Z nadmiaru wrażeń sam nie mógł zasnąć, ale nie przeszkadzało mu nawet bezczynne leżenie w łóżku. Wspominał i planował, nareszcie zupełnie spokojny, nie dręczony żadnymi irracjonalnymi lękami czy niepokojem, do czego się przyzwyczaił. Było mu wręcz nieswojo w sytuacji, gdy nie miał zupełnie żadnego powodu do zmartwień! Ale cieszył się, rozkoszował spokojem, wiedząc, że to prawdopodobnie ostatnia taka noc w ciągu najbliższych miesięcy.

[przeszkadzali mi bardzo, więc wyszło średnio. to nie jest narzekanie, raczej stwierdzenie faktu! ;p]

Leo Rough pisze...

[OK! ;D
wiem, wiem ;p ups! wybacz, nie, nie przeszkadza ani trochę! ;p
haha, no dzięki ;p / właśnie, nauczyłaś się już ;D
;)) ;D
;p / zdecydowanie! ;D
o, jaka miła siostrzyczka ;) / dzięki. białe michałki znalazłam! <3
btw. przypomniało mi się, że Spencer miała złamaną rękę! ;p]

Oczywiście, obudził się wcześniej, niż Spencer, ale ten jeden raz nie przeszkadzało mu to, że tkwi w rozgrzanej pościeli zamiast robić coś pożytecznego. Czas, który zmarnował w łóżku, mógłby przeznaczyć choćby na bieganie, które stanowiło ostatnio ważny element jego życia. Dostrzegł, że przyniosło zamierzony skutek - jego ciało było zwarte i silne, mięśnie znów zarysowały się pod skórą jak dawniej, a sala sylwetka nabrała sprężystości. Poprzedniego wieczora wyraźnie widział w oczach Spencer, że i ona zauważyła w nim tę zmianę, a to znacznie wpłynęło na jego samoocenę. Poczuł się dowartościowany, gdy brunetka z niemym zachwytem sunęła dłońmi po napiętym torsie czy muskularnych ramionach. Takiego go poznała, taki znów był przy niej. Nie było w nim tego idiotycznego skrępowania, które towarzyszyło mu, gdy był chory, ilekroć ukochana zbliżała się do niego z wyraźnie niecnymi zamiarami. Wstydził się tamtego Leo. Teraz mógłby chodzić choćby nago przez cały dzień, więc wizja wspólnego prysznica nie przerażała go, tak jak kiedyś, gdy myślał o narażaniu swojego ciała na ostre światło jarzeniówek. Teraz mógł się z nią kochać choćby i na stole oparacyjnym, oświetlony ze wszystkich stron! Więc na jej pytanie nawet nie odpowiadał, uznając, że nie jest to konieczne - po prostu odrzucił na bok pościel i zerwał się z łóżka, by niespodziewanie wziąć Spencer na ręce, wsuwając je pod jej kolana i ramiona. Ze śmiechem zakręcił się z nią wokół własnej osi, a potem zaniósł do łazienki, po drodze całując te fragmenty jej ciała, których mógł dosięgnąć, a także po chwili łącząc w pieszczocie ich usta, gdy kobieta oplotła ramionami jego szyję. Postawił ją dopiero w kabinie, gdzie odkręcił wodę taką, jaką oboje najbardziej lubili - niemal wrzącą, parzącą skórę - a dopiero potem zamknął za sobą drzwi. I już w następnej chwili przyciskał ją do ściany, całując zapamiętale, nie przejmując się już niczym, nie dbając o nic. Liczyli się tylko oni, ich spragnione siebie ciała, ich przyspieszające oddechy, łapczywe pieszczoty.

[hm, dzięki? ;p xD]

Leo Rough pisze...

[nom ^^ haha, ta ;p
;p xD / oj tam, oj tam, taki drobiazg xD
to ja Cię będę jakoś mobilizować, coś się wymyśli, nie? ;p
haha, raczej ;p moja mnie dzisiaj ugryzła! xD / ja też :D
haha, udane jesteśmy, nie? ;p dobra, nikt nas nie sprawdza, możemy to olać ^^]

Był taki okres w ich życiu razem, gdy wspólne poranne prysznice - i nie tylko! - stały się rytuałem, codziennym, rozkosznym zwyczajem, którego pilnowali jak najważniejszej części dnia. Może czasem tak właśnie było, bo poza tą chwilą spędzoną na pieszczotach, czasem nie mieli już więcej czasu tylko dla siebie, zbyt zajęci pracą, obowiązkami. Potem musieli się powstrzymać najpierw od gorących pryszniców, a później także od seksu. Nie narzekał, ale samotne stanie pod wrzącym strumieniem wody nie było przyjemne ani trochę w tamtych dniach. Teraz wszystko wskazywało na to, że wrócą do dawnego zwyczaju, choć, oczywiście, do Leo wróciły też pewne obawy, które odepchnął od siebie na czas, gdy tkwili pod prysznicem, rozkoszując się czystą przyjemnością, czerpaną z bliskości.
- Ty nienasycona bestio! - zamruczał wprost do jej ucha, lokując się za jej plecami, jednocześnie walcząc z ręcznikiem, który nie chciał utrzymać się na jego biodrach. Zrezygnował z wojny z wilgotnym materiałem, uznając, że przecież jest w swoim domu, więc nie musi przejmować się nagością. Ręcznik opadł na podłogę, a Leo, korzystając z tego, że ma wolne ręce, objął Spencer, jedną dłonią sunąc w górę jej uda, drugą lokując na jej brzuchu. Znów zamruczał ochryple wprost do jej ucha, przygryzając jego płatek, by w następnej chwili zacisnąć palce na jej pośladku w kolejnym tego dnia wymownym geście.
- Mamy jeszcze kilka pokoi i sprzętów do ochrzczenia, wiesz? - szepnął, kąsając jej szyję, odsłonięte ramię, obojczyk. Po chwili zaprzestał tych drobnych pieszczot, znów przybliżając usta do ucha kobiety, jednocześnie spoglądając w lustro, w którym odbijała się jej sylwetka, opleciona jego ramionami. I zaczął malować jej przed oczyma wizję szybkiego numerka na kuchennym blacie albo włączonej na wirowanie, trzęsącej się pralce w ciemnej, mrocznej piwnicy...

[znikam na trochę ;)]

Alisha Ward pisze...

[To chyba najbardziej prawdopodobne ;P
Ja również miewam ten problem. ;)
Właściwie mogłabym zacząć, ale chciałabym wiedzieć czy nasze postacie mają się znać czy dopiero poznać? ;]

Leo Rough pisze...

[haha, no taki już mój urok, niestety! xD ;p
o ile nie zapomnę, to będę próbować, o! ;D
no jasne, że ją sprowokowałam, ale nie aż tak, żeby mieć na ramieniu siniaka z odbiciem jej zębów! ;p / o, zła ja! ;p
wiesz, jak bardzo mi się to podoba? ;D]

- Wiem, że nie będziesz narzekać. - odparł ochrypłym głosem, który jakimś cudem wydobył się z wysuszonego nową, nagłą falą podniecenia gardła. Spencer odrobinę zaskoczyła go, bo spodziewał się po niej raczej odmowy, wymówek, monologu o tym, że powinni przestać zachowywać się jak zwierzęta, że muszą odebrać syna ze szpitala, a potem mają jeszcze masę innych zajęć. Ale nie, ona wyglądała na równie opętaną pożądaniem, co on, a świadczył o tym jej przyspieszony oddech i zduszony głos. Otworzył ze zdziwieniem oczy, jednocześnie uśmiechając się szeroko, uśmiechem triumfującym, pełnym satysfakcji. Z tym grymasem na ustach odwzajemnił pocałunek Spencer, by potem bez słowa dać jej się pociągnąć do wyjścia. Ta odrobina niepewności, gdy nie wiedział, gdzie go poprowadzi, sprawiła, że aż zadrżał, idąc za nią po schodach na nogach jak z waty. Okej, może zaczynali przesadzać, ale dlaczego mieliby się powstrzymywać? Póki co Leo nie potrafił znaleźć żadnego logicznego i dostatecznie istotnego powodu, by mieli przestać uprawiać ten dziki, zwierzęcy seks, skoro sprawiał im tyle frajdy! Szczerzył się więc, uspokojony, depcząc Spencer po piętach, gdy prowadziła go korytarzami ich wspólnego domu.
- Oczywiście. - zamruczał z dużym opóźnieniem, gdy w końcu miał okazję znów objąć ją, przyciągnąć do siebie i pocałować. Zrobił to bez wahania, znów wpijając się gwałtownie w jej wargi, teraz już najpewniej obolałe i obrzmiałe, ale nie obchodziło go to. Ciągle było mu mało, ciągle chciał więcej, choć jakiś rozkoszy rodzaj zmęczenia już ogarniał jego członki. Miał jednak rozprawić się z nim za sprawą żądzy, która rozpaliła jego lędźwie - stało się to bardzo szybko. Znów liczyła się tylko rozkosz, rosnąca przyjemność, dążenie do szczytu, usłane małymi sukcesami. Znów były tylko ich ciała, oświetlone promieniami budzącego się, majowego dnia. I ich spełnienie, gdy zmęczeni objęli się, próbując opanować drżenie ciała, szaleńcze bicie serca, a nawet ból w mięśniach, spiętych w podążaniu w kierunku najwyższej rozkoszy.
A potem Leo w końcu odsunął się od Spencer, całując ją po raz ostatni. Jeszcze tylko podał jej ręcznik, uśmiechając się zaczepnie, by potem sięgnąć do ekspresu, który wypluł już pełny dzbanek kawy. Z kubkiem w dłoni ruszył po schodach na górę, śmiejąc się pod nosem, walcząc z sobą, by nie oglądać się na ukochaną, którą zostawił w kuchni. Najwyższa pora, by się opamiętać! A on tak bardzo tego nie chciał...

[nadal mnie nie ma ;p]

Leo Rough pisze...

[marudzisz czy mi się wydaje? xD ;p
w ogóle we mnie nie wierzysz, no wiesz co?! :/ ;p
dzięki! wcale nie zasłużyłam! ;p / ;p
dokładnie tak samo ^^ ;D
w ogóle to właśnie mi się przypomniało, że na jutro mam lekturę i jak głupia teraz streszczenie czytam -.- bardzo dziwna jestem? ;p]

Czuł się jak naćpany, gdy tak wbiegał nago po schodach, pilnując, by nie zabić się po drodze albo, co gorsza, nie rozlać kawy. Do wszystkiego byłby zdolny, bo obraz miał dziwnie zamazany przed oczyma, wszystko wirowało wokół niego, a mięśnie odmawiały mu współpracy. Jego organizm odreagowywał godziny spędzone na miłosnych uniesieniach; zachowywał się jak po długim biegu, gdy wolno wraca do pełnej równowagi, zostawiając po sobie zakwasy i zapas endorfin, wystarczający na obdzielenie całej ulicy. Tak właśnie się czuł - jakby przebiegł maraton tej nocy. Jednak za każdym razem, gdy przypominał sobie, że robił coś dużo przyjemniejszego, jego usta wyginały się w szerokim, nieco obolałym uśmiechu, bo skórę na nich miał spierzchniętą w znajomy sposób. Pieczenie warg łagodził łykami kawy, po którą sięgał co kilka chwil, starając się jednocześnie ogarnąć sypialnię i łazienkę, ale też ubrać się i doprowadzić do stanu używalności. On też nie chciał spotkać się ze Spencer, kiedy oboje są jeszcze nadzy, bo to mogłoby znów przesunąć moment, w którym w końcu odwiedzą swojego synka, gotowego do opuszczenia szpitala. Starał się skupić na tej myśli, ale jego głowę ciągle zaprzątało coś innego - jakieś urywki z całego poprzedniego dnia, a szczególnie z namiętnej nocy, przeplatane z rozkosznymi doznaniami poranka. Na szczęście opamiętał się zupełnie jeszcze zanim Spencer zjawiła się w sypialni. Zdążył pościelić łóżko, wysprzątać łazienkę i dokończyć poranną toaletę, a gdy brunetka zjawiła się w pomieszczeniu, był już gotowy do wyjścia. Jej słowa odrobinę wybiły go z rytmu, bo wiedział, że wcale nie ma ochoty na śniadanie, a ten czas mogliby wykorzystać na coś zupełnie innego, ale zamiast mówić o tym na głos, kiwnął pokornie głową i wyszedł, zabierając swój pusty kubek, pachnący kawą. Ruszył na dół, bez wahania podchodząc do lodówki i zabierając się za przygotowanie śniadania, choć ciągle rozglądał się wokół siebie, gdy wracały do niego jakieś urywki z tego, co wydarzyło się tu zaledwie chwilę wcześniej. Wypił kilka kolejnych kubków kawy zanim w końcu odrzucił od siebie niepożądane myśli. Śniadanie stało już wtedy na stole, a choć przygotowywał je prawie mechanicznie, wyglądało niezwykle apetycznie. Przyrządził wszystko to, co Spencer lubiła, uwzględniając najdrobniejsze zachcianki, chcąc tym samym podziękować jej za poprzedni dzień - na najpiekniejsze urodziny w jego życiu. Było mu głupio, że nie zrobił tego wcześniej albo nie wymyślił czegoś lepszego, ale ani nie było czasu, ani nie miał do tego głowy.

[;p]

Leo Rough pisze...

[haha, niech będzie ;p
niee, nie rozleniwisz się! twardym trzeba być, nie miętkim, nie? ;D ;p o, zła kobieta! ale spoko, zrobiłam to samo xD
no, chyba masz rację! ugryzła mnie tak sobie, o, dla zabawy! tak było! xD
;p
uff, co za ulga! pieprzony "Giaur" wyżarł mi mózg, chociaż przeczytałam tylko dwustronicowe streszczenie! ;p nie no, ja wiem, że Ty jesteś boska i w ogóle, nie? ;p też tak chcę...
odpisałam na Krakowie, ale tu już nie dam rady, muszę się jeszcze trochę pouczyć. wybaczysz, prawda? :> jutro powinnam być wcześnie, jak na mnie, bo koło pierwszej, ale nie obiecuję, bo nigdy mi potem nie wychodzi ;p dobrej nocy, miłego złego poniedziałku :*]

Leo Rough pisze...

[oczywiście! :>
niestety! można próbować, nie? ;)) / zdecydowanie nie tylko Ty :D ale mi się upiekło, wszystko ogarnęłam! ;p no to jak było z tą Twoją religią? zaspałaś umyślnie/nieumyślnie? xD
szczera prawda, kochanie! ;p siniaka mam! :/
wiem! ale ogarnęłam i dałam radę na polskim, chociaż dzisiaj to już go przeczytam :D / nie, chciałam napisać, że jesteś boska! o Ty zołzo... ;p
;)) no i mam co robić, a widzisz, jestem późno, jak zwykle się moje słowa nie spełniły, ale przyzwyczaiłaś się, nie? ;p jak tam konsultacje? ;>
już odpisuję, już! ;)]

Leo Rough pisze...

Uwielbiał te ich wspólne śniadania, a tego dnia było mu ono szczególnie miłe. W pamięci miał przecież wszystkie wydarzenia poranka, a każdy najdrobniejszy gest Spencer, słodki uśmiech, muśnięcie jej palców na karku dodatkowo przypominało mu o zaznanej rozkoszy. Znów nie mógł skupić się na jedzeniu, prawie krztusząc się kęsami jedzenia, które podsuwała mu ukochana, ale walczył ze sobą, dłonie trzymając sztywne i nieruchome na jej udach, które wcale go nie kusiły, jak próbował sobie wmówić. Na szczęście po pewnym czasie udało mu się opanować i już bez komplikacji dokończył śniadanie, dzieląc się ze Spencer jakimiś drobiazgami, bzdurami, o których koniecznie musiał jej powiedzieć. A potem zamilkł, z uśmiechem dokańczając kawę, by zaraz skinąć głową na pytanie Spencer. Posłusznie jak tresowany szczeniak chwycił jej dłoń i wstał, by w następnej chwili objąć ją i pocałować w uśmiechnięte wargi, gdy tylko spomiędzy nich padło magiczne słowo, chodzące za nim od poprzedniego wieczora.
- Co mówisz? Ach, no tak, zapomniałem! - odparł, teatralnie uderzając się w czoło otwartą dłonią, jakby dopiero teraz przypomniało mu się o oświadczynach. Ciągle było mu z ich powodu trochę głupio, bo nie wyglądały tak, jak powinny, ale planował się poprawić. Teraz jednak nie miał zamiaru o tym myśleć, bo musiał uciekać w obawie przed ciosem, którego spodziewał się ze strony Spencer. Ze śmiechem zniknął na schodach, tłumacząc, że musi jeszcze przynieść i zamontować fotelik. Będąc w pokoju synka zabrał także niewielki, puszysty kocyk, a chwilę później już znów był na dole, udając wystarszonego na myśl o gniewie Spencer. Ale nie wytrzymał długo - ze śmiechem podszedł do niej i objął ją, stawiając fotelik na podłodze. Pocałował krótko wargi kobiety, by również wyszeptać, tak jak ona chwilę wcześniej, słowa o narzeczonej, a potem pociągnął ją zdecydowanie w stronę drzwi, machając przy nodze samochodowym siedziskiem.

Leo Rough pisze...

[;p
właśnie ;D / dzięki ;) wow, jestem z Ciebie dumna ;D no widzisz, to super ;) o ja pierdole, myślałam, że to jakiś głupi żart z tą pracą maturalną z religii! ;p i o czym masz? ;p
w ramię, zołza! ;p
haha, dzięęęki ;p nie chce mi się, ale coś wymyślę ;p / no wiesz co, znowu?! ;p jaasne, niech będzie xD
biedna, szkoda, że musiałaś, nie? ;p o, no to spoko ^^
teraz trochę kombinowania: jestem do piątej, piątej piętnaście, próbuję odpisać i tu, i na Krakowie, ale tam mogę nie zdążyć. wracam po szóstej, znów tylko odpiszę i znikam - tak uprzedzam, bo mam cały plan dnia rozpisany i muszę się zmieścić ;p nie śmiej się! xD]

On się wręcz gryzł tym, że nie padło jedno z tych nienaturalnych pytań, które wypowiadają mężczyźni we wszystkich romansidłach: "Czy wyjdziesz za mnie?" albo "Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?". Nie podobało mu się to, że nie było romantycznej kolacji w drogiej, wykwintnej restauracji, ogromnego bukietu czerwonych róż i skrzącego się jadowicie w wyściełanym aksamitem pudełku pierścionka, który kosztował tyle, co mały samochód. Na coś takiego zasługiwała jego ukochana, nie na kawałek tortu, który wcześniej sama upiekła/kupiła, nie na idiotyczny tekst jak z kiepskiej powieści, nie na puste miejsce na palcu. Chciał dla niej wszystkiego, co najlepsze, a takie prawdziwe, pełne oświadczyny właśnie do tego się w jego mniemaniu zaliczały. Niemal czuł jej rozczarowanie, że nie wysilił się na coś lepszego, niemal dostrzegał jej złość, że nie było kwiatów i wina. Miał z tego powodu wyrzuty sumienia. I to nie miało się zmienić. Chwila, w której mężczyzna prosi ukochaną o rękę, to taki ważny moment w ich wspólnym życiu, a on to schrzanił. Po prostu.
Teraz jednak rzeczywiście skupił się na poprawnym zamontowaniu fotelika na tylnej kanapie mercedesa, dopiero po dokładnym przypięciu go pasami uświadamiając sobie, że pod szpitalem i tak będzie musiał wyciągnąć go, by w nim ulokować Jamesa i przenieść go bezpiecznie z oddziału do samochodu, a potem do domu. Z niezadowolonym sapnięciem zatrzasnął drzwi i ruszył na swoje miejsce za kierownicą. Ruszył z piskiem opon, wiedząc, że wracać będzie, kierując niezwykle ostrożnie. Teraz musiał się wyszaleć, więc brał ostre zakręty i hamował z jękiem opon o wilgotny po ciepłym, majowym deszczu asfalt. Aż w końcu znaleźli się pod szpitalem i niemal biegiem pokonali podjazd. Oczywiście Leo przypomniał sobie o foteliku, gdy byli już przy windzie, więc zmuszony był wrócić do samochodu. Zabrał wszystko, co było im potrzebne, a potem dołączył do czekającej na niego Spencer.
Gdy dotarli do sali ich synka, spojrzeli na siebie w niezwykle wymowny sposób, by potem równo przekroczyć próg pomieszczenia. Czekał na nich pusty, ciemny inkubator i krzątająca się przy nim pielęgniarka, co wywołało ogóle poruszenie. Leo poczuł ogarniającą go panikę na myśl o tym, że Jamesowi mogło coś się stać, ale nie pozwolił, by niepokój wziął nad nim górę. Ścisnął uspokajająco dłoń ukochanej, a potem zapytał kobietę o chłopca. Ta tylko zaśmiała się i odparła, że wszystko w porządku, ale młody tatuś nie mógł jej uwierzyć. Ze strachem malującym się na twarzy wybiegł na korytarz, ciągnąć za sobą Spencer. A wtedy dostrzegł podążającą w ich stronę pielęgniarkę, która prowadziła przed sobą niewielkie, szpitalne łóżeczko, w którym wiercił się niespokojnie ich maleńki James.
- Zrobiliśmy badania, żeby mogli go państwo od razu zabrać. - wyjaśniła, zatrzymując się tuż przed nimi.

[nie mam pojęcia, co to jest ;p]

Leo Rough pisze...

[chcesz! ;p / tak podejrzewałam xD ;p no masakra, to jakaś bzdura kompletna jest! ale nic, temat masz spoko, także wiesz, ogarniesz to w jeden weekend ;D wierzę w Ciebie! ;))
właśnie! ;p xD
zachciewa mi się, zachciewa! ;p już właśnie się nie lenię, pracuję, walczę z lekcjami i w ogóle! ;D / oj tam, oj tam! ;p haha, ups... xD ale wiesz, zawsze mogę je pousuwać! ;p
;p nie dziwota! ;D
zabieraj się, zabieraj, no, już! a może już zrobiłaś, hę? ;> nie no, wcale się nie śmiejesz, małpo! ;p a ja przynajmniej coś robię, nie to, co Ty! (znaczy motywuję, nie wiem, co z tego wychodzi xD ;p)]

Tak, on też nie mógł się doczekać chwili, w której weźmie syna po raz pierwszy na ręce, ale chodziło tu raczej o świadomość, że James jest już "wolny". Że nie otaczają go szklane ściany, nie oplatając rurki i przewody, nie dotykają obce dłonie. Owszem, cieszył się jak głupek na myśl, że będzie mógł go przytulić, poczuć ciepło drobnego ciałka, ale chodziło tylko o jego dobro. Liczyło się bezpieczeństwo chłopca, jego zdrowie i szczęście. To mieli mu zapewnić rodzice, a Leo, widząc Spencer, tulącą Jamesa do siebie, wiedział, że poradzą sobie z każdym, choćby nie wiem jak trudnym zadaniem. Ich dziecko było bezpieczne. Mimo tych wszystkich uczuć, świadomości, że w całym tym rytuale chodzi tylko o ich maluszka, nie potrafił doczekać się momentu, w którym ukochana pozwoli mu potrzymać synka. Nie zamierzał się o to upominać, w końcu to ona nosiła go pod sercem przez siedem miesięcy, a teraz czekała już tyle czasu, by go przytulić. Leo mógł wytrzymać jeszcze chwilę, jedynie stojąc tuż obok, podziwiając grymas na twarzy syna, w którym Spencer dostrzegła uśmiech. Ale potem pozwoliła mu również potrzymać go na rękach. Mężczyzna poczuł, jak przez jego ciało przechodzi rozkoszna fala ciepła, gdy James poruszył się w jego objęciach. Uwielbiał go, kochał z całego serca.
Nie mógł wymarzyć sobie, by wszystko przebiegło sprawniej. Zaledwie kilka chwil później przemierzali już szpitalne korytarze z Jamesem ulokowanym bezpiecznie w odrobinę za dużym jak na takiego maluszka foteliku, przykrytym puszystym kocykiem. Leo nie mógł się nadziwić, jakie to wszystko wydawało mu się naturalne - dziecko, narzeczona, powrót do domu. Nigdy się tego po sobie nie spodziewał. A teraz wszystkie jego plany i marzenia wiązały się tylko z tym! No, była jeszcze praca, ale tymczasowo nie miała miejsca na jego liście priorytetów. Jeszcze przez kilka dni miał zostać w domu z ukochaną i z ich synem, nie przejmując się redakcją i swoimi zadaniami.
- Niczego nie potrzebujemy? - zapytał, jednocześnie zapinając synka razem z fotelikiem na tylnym siedzeniu. Chciał wiedzieć, czy jadą prosto do domu, czy może muszą zatrzymać się gdzieś jeszcze na drobne zakupy. Nie miał zamiaru później ruszać się z domu, jeśli czegoś zabraknie, bo reszta dnia miała należeć do ich rodziny.

Leo Rough pisze...

[no ^^ ;)) / haha ;p jasne, że dasz radę ;) oj tam, oj tam, taki drobiazg! ;p ;))
;p
walczę ;D / wiem, że nie zrobię! ;/ ;p no, nawet tak nie groź!
o, jestem, jestem baaardzo dumna! :>> ja mam jeszcze masę roboty, aż mnie wszystko boli i już się martwię, że nie dam rady... chyba po raz pierwszy w tym roku szkolnym, bo w zeszłym tak często świrowałam. także spinam dupę i robię COŚ, bo chyba rzeczywiście nie zdążę, a jeśli zdążę, to odpiszę, OK? mam nadzieję, że za jakąś godzinkę zrobię sobie przerwę ;) powodzenia z chemią! ;))
(a teraz daję Ci dobry przykład i siadam do książek... ;p)]

Leo Rough pisze...

[zawsze to mówię, to nikt mnie nie słucha! ;p / no przecież w Ciebie nie wątpię, kochana! ;)) dokładnie! ja też bym chętnie weszła głębiej w temat, poszukała informacji i w ogóle, ale tylko, gdybym mogła sprzeciwić się postawie Kościoła w mojej pracy. masz takie pole do popisu? ;) no maluteńki, jasne, że maluteńki! będziesz przepisywać przed komputerem, oczywiście, co jakiś czas odrywając się, by mi odpisać ;D
dzięki :* / no, ja myślę! ;))
:>> / ogarniam powoooli, ale jakoś mi to idzie. matmę zrobiłam, Giaura jednak olewam, została mi jeszcze geografia, w trakcie której jestem, i chemia, ale tego już się uczyłam, więc lajcik. na laborkę powtórzę w szkole, tak samo, jak na biologię. piękny plan, przyznasz mi to, prawda? ;D / kiedy ja potrafiłam tylko o odpisywaniu myśleć! ;p Kraków sobie co prawda odpuszczę, bo muszę wymyślić, co zrobi aktorzyna, ale tutaj jestem ^^ jak Ci idzie? ja się pochwaliłam! ;p
(powinnaś, ale to nic, wierzę, że kiedyś Ci się odmieni. a teraz spadać do książek!)]

Tylko czekał na Spencer, aż powie mu, że mogą wreszcie jechać do domu. Tam już wszystko miało wracać do tej nowej, cudownej normalności, którą jeszcze muszą dopracować. Ciągle nie był pewien, jak odnajdzie się w nowych obowiązkach związanych z dzieckiem, ale nie martwił się. Miał przy sobie ukochaną, miał Kat, która po porodzie stała się ekspertem od butelek i śpioszków, nie miał więc powodów do stresowania się. Teraz jednak zapomniał o tym i jadąc do domu potrafił myśleć tylko o tym, że pewnie Spencer nigdy więcej nie pozwoli mu dotknąć Jamesa, bojąc się, że go upuści, udusi kocykiem albo zrobi coś innego, co zagroziłoby ich skarbowi. On sobie też nie był w stanie zaufać w tamtej chwili, bo obawy, które go ogarnęły, były zbyt silne. Miał nawet ochotę zatrzymać się na poboczu i powiedzieć, by to brunetka poprowadziła samochód, bo on gotów jest doprowadzić do wypadku przez swoją nieuważną i nieostrożną jazdę. A jechał nawet wolniej, niż powinien! Ale w końcu znaleźli się w znajomych uliczkach przedmieść, gdzie ruch był mniejszy, a droga szeroka i gładka. Tam Jamie zasnął, co Spencer oznajmiła mu natychmiast. Zresztą przez całą drogę dzieliła się z nim wszystkimi szczegółami z tego, co robi ich synek, czemu Leo był niezwykle wdzięczny - skoro sam nie mógł go obserwować, słuchał przynajmniej tych dokładnych relacji. A potem gładko zatrzymał się na podjeździe przed domem i odwrócił się w kierunku brunetki, chcąc coś powiedzieć. Słowa jednak zamarły mu w gardle, bo natychmiast dostrzegł, że coś jest nie tak.
- Co się dzieje? - zapytał od razu, opierając dłoń na udzie kobiety, pochylając się w jej stronę. Upewnił się jeszcze, że ich synek nadal śpi słodko w swoim foteliku, a potem już zupełnie skupił się na Spencer, nie chcąc, by cokolwiek popsuło im ten cudowny dzień.

Leo Rough pisze...

[cieszę się :D / zawsze! ;)) a, no to spoko ;) strasznie mnie to ciekawi, więc jak będziesz pisać na kompie, to wyślij mi, co? ;> tak, w niektórych sytuacjach, przede wszystkim, jeśli chodzi o gwałt. / prawda, święta prawda! ^^
;p
wiem, dzięki -.- haha, spooko ;D / czyli rozumiesz mój ból! ;p na jutro będzie pomysł i odpowiedź ;D hah, no wiem! no to super, zdolna kobieta jesteś ;) ładne masz tempo, zazdroszczę! ;(
(znajdzie się, na następny test już będziesz miała ^^ spokojnie! :>)]

Czekał cierpliwie, aż Spencer w końcu zdecyduje powiedzieć mu, co takiego ją dręczy, wiedząc, że nie powinien jej poganiać, że wystarczy dać jej trochę czasu, a wtedy zacznie mówić. Przez tych kilka chwil po prostu był obok, czując się trochę idiotycznie, siedząc w samochodzie przed domem, równie dobrze mogąc teraz zajmować miejsce na wygodnej kanapie w salonie, gdzie na pewno byłoby im wygodniej, może nawet Spencer byłoby trochę łatwiej. Leo nie miał pojęcia, o co może chodzić, ale martwił się. Kiedy on się nie martwił? Teraz chodziło jednak o jego ukochaną, narzeczoną, nie mógł się nie przejąć, nawet jeśli miało się okazać, że chodziło o jakąś drobnostkę.
A potem Spencer zaczęła mówić. Leo starał się dodać jej otuchy, gładząc ramię, kiwając głową, mrucząc, że wszystko rozumie. Ale gdy skończyła, rozpoczął swój monolog. Najpierw, oczywiście, objął ją, całując zagięcie w jej szyi, by potem odsunąć się, trzymając jej twarz w dłoniach. Potem już bez wahania zaczął mówić o tym, że zawsze może spróbować. Szybko poprawił się: że oni mogą spróbować naturalnego karmienia, mogą odciągać pokarm, robić ćwiczenia, masaże czy cokolwiek innego, co będzie konieczne, by zmobilizować ciało Spencer do działania. A jeśli się nie uda, nie stanie się tragedia. Mówił o kupowanych w aptece atestowanych mlekach, akcentując pozytywy ich stosowania, by potem gładko przejść do tematu Kat, która również miała problem z pokarmem i swoją córeczkę karmi teraz butelką. Naprawdę starał się, by brzmiało to przekonująco, ale sam był co najmniej przerażony, gdy tak mówił o rzeczach, o których jeszcze przed rokiem nie miał bladego pojęcia. Teraz stawał się podobnym ekspertem, co jego siostra, która była pewna, że nigdy nie będzie mieć dzieci - nagle wiedziała wszystko o kaszkach i mlekach, i Leo uznał, że będzie musiał zorganizować spotkanie jej i Spencer. Bo on nie był w tej kwestii żadną pomocą, o czym pomyślał, odwracając wzrok od ukochanej. Nie czekając na jej odpowiedź, wymruczał jeszcze, by się nie martwiła na zapas, a potem wysiadł z samochodu i sięgnął do tyłu, by wypiąć fotelik Jamesa i w końcu zanieść go do domu.

[muszę już znikać, bo na mnie krzyczą, że zamiast się uczyć, piszę z Tobą ;p ale uczyłam się, więc spoko, ja wiem swoje! ;D
jutro będę późno, pewnie dopiero koło szóstej - siódmej, bo mam poprawę z geografii, a potem trochę spraw do załatwienia na mieście ;) także do spisania wieczorkiem, miłego! :*]

Leo Rough pisze...

[raczej ;D przypomnę, przypomnę ;)) nie no, jasne, spoko! ;p / właśnie się domyśliłam ;p nie, zgadzam się z Tobą w zupełności! uważam, że tylko gwałt albo duże uszkodzenie płodu lub choroba matki może usprawiedliwić aborcję. masz rację, ja też nie rozumiem tych kobiet, które decydują się na skrobankę, bo wpadły. ale nie piszmy już o tym, bo mnie też aż głowa rozbolała ;p nie, dasz radę napisać to na spokojnie, wierzę w Ciebie! ^^ / haha, to było oczywiste! ;p
wiem, ja też :* ;D / i jakie te efekty? ;>
(oj, spadaj! ;p)
no tak trochę, już spokojniej mam ;) nie no, wiedzą, że z Tobą piszę, Leośka nawet znają i w ogóle ;D no właśnie ;p
o, był udany, był! wszystko ogarnęłam, wszystko napisałam, jestem boska! ;D a teraz nie mogę odpisać, bo tata coś chce, potem wychodzę, więc będę tak, jak mówiłam - koło siódmej ;) do spisania! ;))]

Leo Rough pisze...

[OK! ;)) / wiem, zauważyłam to ;p dokładnie! ;)) / właśnie, ma rację kobieta! ja tak sobie już wszystkie prace roczne na tę przerwę zaplanowałam, bo w ferie potem w lutym chcę mieć wolne ^^
:D / no to super, zdolniacho! ;D mówiłam, że dasz radę, nie? ;p
(jak dobrze, że się nie słuchasz ;D)
mhm ;) / no ba! wcześniej moją słodką Lotte to właściwie z mamą i siorą pisałam, pomagały mi wykombinować, jak ma się zachować, co zrobić i w ogóle. teraz o Leośku im mówię czasami ;) a Ty? zostawiasz ten "rejon" tylko dla siebie? ;>
dzięki ;D jak zawsze! / o, jak słodko! to rób, rób, bo ja mam gości teraz, więc mnie nie ma ;p w ogóle szykuje mi się wieczór pełny zajęć, bo mam trochę nauki, a nie wiem, kiedy się rodzinka zbierze -.- także baw się dobrze, na razie beze mnie, ale nic się nie martw - pojawię się ^^]

Leo Rough pisze...

[wydaje mi się, że mam dość uniwersalne w dzisiejszych czasach poglądy, więc raczej nie musisz się bać ;p o ja pierdole :/ no wiesz, ja staram się akceptować poglądy innych, ale coś takiego to już przesada! / haha, u nas jest to samo! dzisiaj mi się oberwało, bo zamiast zeszytu z matmy, wyciągnęłam podręcznik z gegry i powtarzałam na tę kartkówkę xD ;p no niestety, siła wyższa, moja droga! ale wiesz, można z tego zrobić przyjemność - ja na przykład bardzo lubię się uczyć, jak mam więcej wolnego, bo planuję sobie dzień, robię sobie dzbanek kawy albo herbaty, wymyślam lekki obiad i w ogóle ;) znowu moja myśl przewodnia: najważniejsze jest nastawienie! ;D też mam w ostatnim terminie i tak mi się marzy wyjazd w góry na całe dwa tygodnie, ale nie narty, tylko albo na zdobywanie szczytów, jeśli pogoda dopisze, albo na zwiedzanie miasteczek i takich tam ^^
prosz ;))
(;D ;p)
no serio! ;D nie no, oszalałaś?! ja tam dziecko byłam i pierwszą scenę dla dorosłych pisałam po jakichś dwóch latach dopiero xD i wtedy zaznałam traumy, a fe! :/ tak podejrzewałam ;) ja ogólnie jestem bardzo blisko z moją rodzinką i mówię im o wszystkim właściwie, także wiesz ;) ale rozumiem ;))
no! ;D / haha, tak myślałam! ;D]

On również czuł się bezradny, wręcz bezużyteczny, gdy tak słuchał o rozterkach Spencer i z marnym skutkiem próbował ją pocieszyć. Nie dość, że nie bardzo rozumiał, co jest jej problemem, to jeszcze nie potrafił pocieszyć jej choćby zwykłym zapewnieniem, że wszystko jakoś się ułoży, że razem sobie poradzą. Problem karmienia nagle wydał mu się wręcz abstrakcyjny, wzięty z kosmosu - bo co to za różnica, czy James będzie pił mleko mamy, czy to kupione w aptece? W głowie zahuczało mu od argumentów, które na jednym ze spotkań wysunął lekarz, ale na nowo podłamany Leo nie chciał ich słuchać. Nie były ważne.
Teraz skupił się na tym, by bezpiecznie przenieść Jamesa z samochodu do domu. Obawiał się, że Spencer nie będzie mu ufać nawet w tej kwestii, sądząc, że ona sama wszystko zrobi najlepiej, że tylko ona będzie potrafiła zająć się ich synem. Ukochana nie dała mu dotąd powodów, by tak myśleć, ale coś cholernego już w nim siedziało, niszcząc resztki jego pewności, że sobie poradzi. Dziecko zaczęło go przerażać jak nigdy wcześniej. Nawet nie mógłby się dziwić, gdyby brunetka zabroniła mu się choćby zbliżać do Jamesa!
Mimowolnie westchnął cicho, gdy Spencer wymruczała swoje słodkie słówka, ledwo rejestrując wcześniejszy pocałunek. To już straciło dla niego swój urok. Bez słowa szedł w kierunku drzwi, by potem otworzyć je, wyswobadzając dłoń z uścisku kobiety. Gdy znaleźli się już w środku, Leo zdjął jedynie buty, by natychmiast zanieść Jamesa do salonu, gdzie ustawił fotelik ze śpiącym malcem na kanapie, odsuwając kocyk i rozpinając niewygodne pasy. A potem usiadł tuż obok, patrząc na niego w milczeniu, mając nadzieję, że chociaż on nie będzie narzekał na opiekę tatusia.

[przykro mi, ale humorek Leosia, jak zwykle, odzwierciedla mój nastrój ;p]

Leo Rough pisze...

[mhm ;) o, zdecydowanie też bym nie wytrzymała! ale dobrze zrobiłaś, chociaż nie każdy ksiądz tak powie. mój jest jakiś totalnie pokręcony, także wiesz, pewnie zacząłby wypytywać, czy czasem ona nie jest homoseksualna albo ktoś w jej rodzinie, albo coś w tym stylu xD taki pieprzony psycholog :/ haha, bardzo dobrze! ;) / haha, spooko ;D ja mam tych moich trzech rodzynków, to ich zawsze w spokoju zostawiają ;p / masz wyjazd do Poznania, prawda? może Ci się uda ^^ poza tym możesz robić dużo innych rzeczy! mieszkasz w takim miejscu, że nie powinnaś narzekać ;)) no, mam nadzieję ;)
wiedziałam! czasami mam problem z tymi Twoimi żartami, wiesz? xD ;p ujęłaś to bardzo łagodnie! on był wulgarny i co najmniej obrzydliwy! jak jakiś zboczeniec, podpisujący się za nastolatka! :/ blee!
jasne, że wiem! ja w tej sferze utrzymuję przede wszystkim kontakty z kumpelami i chłopakiem, bo owszem, mówię rodzicom, gdzie byłam, co robiłam, ale większość zostaje dla mnie. na przykład całonocne imprezy nie należą dla ich uszu! xD sama rozumiesz ;p
nie przez jego, tylko przez moje, nie obwiniaj biednego Leosia! ;p]

Nie pomylił się - James spał jak suseł, trzymając przy usteczkach dłoń, drugą mając zaciśniętą na jednym z wiszących przy jego brzuszku pasów. Leo niemal z ulgą patrzył na jego spokojną buzię, dziękując mu w myślach za to, że nie obudził się, że nie płacze, nie krzyczy. Wtedy na pewno nie wiedziałby, co zrobić, a Spencer ostatecznie zabroniłaby mu zbliżać się do malucha. On sam nawet siedząc tylko przy Jamesie i obserwując go, jak śpi, czuł, że robi coś nie tak. Miał wrażenie, że nawet w tym jest nieporadny, beznadziejny po prostu. Nie miał pojęcia, skąd biorą się te uczucia, te zżerające go myśli, ale czuł, że przytłaczają go, przyciskają do ziemi. Jeszcze niedawno wszystko było w porządku, teraz wróciły obawy, uderzając w niego z podwójną mocą dokładnie w momencie, gdy był najsłabszy, bo doskonale wiedział, że nie powinien prosić Spencer o pomoc. Co ona by sobie o nim pomyślała? Że ma w domu drugie dziecko, o które musi się zatroszczyć. Dlatego też, gdy tylko usłyszał jej pytanie, przywołał na twarz uśmiech i pokręcił zdecydowanie głową. Nie chciał jej obarczać tymi bzdurami, które toczyły mu głowę.
- Wszystko OK. - odparł gładko, by zaraz potem podnieść się z kanapy. Ściągnął z ramion kurtkę i odniósł ją do przedpokoju, obdarzając Spencer tylko przelotnym, nieuważnym spojrzeniem. Gdy wrócił, skierował się od razu do kuchni, rzucając w jej stronę pytanie o to, czy napije się kawy. To był nadal ich spokojny, szczęśliwy dzień, prawda?

Leo Rough pisze...

[oj, jak patrzę na mojego księcia, to mi się wydaje, że on nie jest człowiekiem xD tylko pozazdrościć! ja miałam w zeszłym roku po prostu niesamowitego księdza, żartował sobie z nami, rozmawiał o wszystkim, matmę nam tłumaczył ;p / to i tak dużo! ;p klasyka w liceum, nie? ;p chociaż moja siostra miała na odwrót, kilka dziewczyn tylko było, a sami faceci ;p jeszcze gorzej! xD / właśnie, o czym my w ogóle rozmawiamy? ;p
uspokoiłaś mnie ^^ oj tam, nie przejmuj się! przynajmniej moim nieogarnięciem, bo ja to dziwny człek jestem, sama wiesz ;p / przeszła mi, przeszła dzięki Tobie! ;D a fe, już mi nie mów nawet! -.-
właśnie :D
oj, grabisz sobie, grabisz xD ale dobrze, wezmę to na siebie, niech będzie ;p + nie odpiszę już na Krakowie, bo nauka wzywa, a już późno ;)]

Musiał wykorzystać tę chwilę samotności, by jakoś się ogarnąć, uspokoić, wytłumaczyć sobie, że rzeczywiście wszystko jest w porządku. Wydawać by się mogło, że widok Spencer i ich synka, śpiącego spokojnie w foteliku mu to ułatwi, ale było wprost przeciwnie, bo to tylko przypominało mu o wszystkich porażkach, które zaliczył i które jeszcze miały go spotkać. Gdy patrzył na Jamesa, przypominał sobie swoją największą chwilę słabości, gdy poddał się pod władanie tramadolu. To od tego zaczęły się ich problemy, z którymi w końcu się uporali, choć nie do końca. Leo ciągle czuł, że wiszą nad nimi jakieś niedokończone sprawy, ale była to tylko jego wina, wiedział to. Przez cały okres ciąży starał się trzymać Spencer pod ochronnym kloszem, nie obarczając jej nawet niewielką częścią swoich zmartwień, zostawiając je tylko dla siebie. To odbijało się na nim odległym, ale zaskakująco silnym echem. Najbardziej źle czuł się z tym, że we wszystko zamieszany był James, że to z nim kojarzyły mu się najgorsze chwile jego życia, gdy czekał na korytarzu na wieści o ukochanej. Nie poszedł wtedy do niego i wciąż gryzło to szatyna, który głównie z tego powodu teraz czuł się jak najgorszy ojciec na świecie, choć nie zdawał sobie sprawy z tego, co jest przyczyną tych jego wątpliwości.
Do salonu wrócił już uspokojony, choć ciągle dręczyły go jakieś wątpliwości. Tłumił je uparcie, nie chcąc, by doszczętnie zniszczyły dzień, który miał być doskonały. Zajął miejsce na kanapie, planując porozmawiać ze Spencer, przeprosić ją za swoje humory, może poruszyć znów temat karmienia, by ustalić, co zrobią, gdy James obudzi się i zażąda posiłku. Ale ona zniknęła, gdy tylko się pojawił, a uwadze Leo nie umknęło to, że wyglądała, jakby miała się rozpłakać. To już poważnie go zmartwiło; czekał na nią, niemal drżąc z niepokoju, wahając się, czy iść za nią, czy jednak zostać z Jamesem. Zdecydował jednak, że nie może spuścić go z oka, a nie chciał przenosić go z miejsca na miejsce, więc czekał, wiercąc się niespokojnie, zapominając zupełnie o kawie, którą sobie przygotował, potrafiąc myśleć tylko o tym, że jest kretynem.
Chwilę po tym, jak Spencer zniknęła z salonu, chłopiec obudził się, jakby wyczuwając, że mama zostawiła go na jakiś czas, że został z nim tylko nieporadny, niepewny, przerażony ojciec. Leo patrzył na niego przez kilka sekund, podziwiając, jak wierci się słodko w ciasnym foteliku, przeciera oczy. Ale potem James krzyknął, żądając odrobiny ciepła, a szatyn w naturalnym odruchu chwycił go na ręce, ostrożnie, by nie zranić drobnego ciałka. Przytulił syna do piersi i wstał, kołysząc się na piętach, by uspokoić płacz malucha. Przez chwilę miał wrażenie, że James nigdy nie przestanie szlochać, ale potem zaczął się uspokajać, spoglądając na ojca spod przymkniętych do połowy powiek.

Leo Rough pisze...

[;p ale przynajmniej rozmawia z wami, a nie dyktuje bezosobowe notatki przez całą lekcję -.- oj, tak! cudny był ;D / ale ogólnie w liceach facetów jest mniej, bo wybierają raczej technika, zawodówki. a z tym mat-infem to też nie zawsze, bo w liceum u mnie w mieście jest taka klasa, w której dziewczyny są w przewadze ;p / haha ;p
aha, spoko. czyli, tak w skrócie, mam się mieć na baczności? ;p / hah,oczywiście ;D o, no to spoko, może coś podziała wreszcie, nie? trzy lata to trochę przesada...
ej no, co robię? humorków nie mogę mieć? ;( / no już padnięta jestem, ledwo paczam na oczy, więc i tutaj sobie odpuszczę. przepraaaszam! jutro będę pewnie koło piątej, więc odpiszę tutaj, a potem znikam na trochę - znów uprzedzam, cobyś nie była zdziwiona, zła czy coś! ;)) dobrej nocy :*]

Leo Rough pisze...

[... czyli wniosek jest jeden - księża-katecheci są dziwni. kropka. ;p / zależy gdzie! u mnie faceci są w zdecydowanej mniejszości, przez co na korytarzach prawie ich nie widać! to też, że mam w szkole gimnazjum, technikum i liceum profilowane, ale to tylko kilka klas, gdzie panów jest więcej, także wiesz. ;p
hah ;p / świetnie! nie no, naprawdę super, że się tym zajmie :)
Leosiowi krzywdy umyślnie nie robię, tylko zauważyłam, że jak łapię doła, to jemu też się gorzej dzieje ;p kiedyś go po prostu zabiję i tyle będzie! przygotuj się, że dzisiaj też jestem zmęczona i zła, i pewnie nie odpiszę na Krakowie, i podręczę Leosia, i będę narzekać. to tyle w tym temacie.]

Nie docierało do niego już nic poza równym, spokojnym oddechem Jamesa, jego powolnymi ruchami, lekkim wierceniem się w objęciach, kilkoma drobnymi skrzywieniami, gdy szukał w rękach ojca wygodnej pozycji. A Leo uparcie wygładzał każdą zmarszczkę na twarzy chłopca, nie przestając się kołysać na piętach, zaczynając też nucić coś cicho i mruczeć słowa, które tak naprawdę nic nie znaczyły. Chyba po raz pierwszy został z nim sam, więc początkowo czuł się dziwnie obco, jakby to nie było jego miejsce. Ale wkrótce to przestało być ważne - zyskał cień swobody, dzięki której mógł cieszyć się tą chwilą z synem, zamiast martwić się, że zrobi coś nie tak, że przez przypadek skrzywdzi go.
Był tak skupiony na zabawieniu Jamesa, że nie dotarł do niego dźwięk otwieranych drzwi łazienki ani kroki Spencer na drewnianym parkiecie. Dopiero jej głos wyrwał go z zamyślenia, w które wpadł; gwałtownie uniósł głowę, orientując się, że brunetka musiała stać w pobliżu już od jakiegoś czasu. Zacisnął wargi w wąską linię, dostrzegając jej zaczerwienione i podpuchnięte oczy; zaraz brwi ściągnęły mu się w znajomym wyrazie zmartwienia, a także na sekundę przestał się kołysać. Na szczęście James nawet nie zdążył krzyknąć, bo Leo niemal natychmiast wznowił swoje uspokajające ruchy. Spojrzał na syna.
- Nie. - odparł tylko, przez chwilę wahając się, co powinien zrobić. Oddać Spencer chłopca? Nie bardzo miał na to ochotę, więc postanowił, że spędzi z synkiem jeszcze chwilę, póki nie śpi, a jego oczka przypominające poziome szparki wodzą ciekawie po otaczającym go świecie. Leo jeszcze nie widział go takiego, bo zazwyczaj spał, gdy odwiedzali go w szpitalu. Chciał się nacieszyć tą chwilą, ale zaraz pomyślał, że brunetka też chciałaby w tym uczestniczyć, więc podszedł do niej, wciąż bez uśmiechu, wciąż lekko zmartwiony. Ale teraz miał liczyć się tylko James. Rozmowy postanowił zostawić na potem.

[nie mam o czym pisać, a ta wizyta ojca jakoś mi się na razie nie uśmiecha... jakieś pomysły?]

Leo Rough pisze...

[xD / no dobrze, zgodziłyśmy się ;p o, integracyjna w sensie? ;>
o, to to to! ;)
nawet nie o to chodzi, bo czasem mam ochotę się pocieszyć szczęściem Leośka, ale nie teraz. odzywa się moja tendencja do unieszczęśliwiania potworów, które tworzę ;p oj no, dobra, dobra, zrozumiałam! ;p / tak, masz się nastawiać psychicznie ;p i tak, nie pisz nic więcej, jeśli to mają być jakieś pocieszenia czy coś, bo ja nie zjadam, ja rozczłonkowuję i porzucam sępom, o!]

Nie chciał, by Spencer czuła się przez niego odpychana; nie wiedział, że coś takiego może się w ogóle stać! To on czuł się zepchnięty na dalszy tor, mniej ważny, pozbawiony własnego zdania. Była to jakaś pozostałość po tych wszystkich miesiącach, gdy liczyło się tylko to, czego chce jego ukochana, gdy w ogóle przestał mówić o sobie, zamknął się przed nią, nie chcąc dokładać jej zmartwień. Czuł się wtedy zwyczajnie odrzucony, niepotrzebny i zupełnie bezradny; tak samo było teraz. Poprzedniego dnia, gdy byli tylko oni i każde wrażenie dzielili, przeżywając je wspólnie, wszystko wydawało się takie zwyczajne, normalne i proste. Nagle pojawił się James i cały świat Leo runął. Nie, nie runął - przewartościował się, a więc zmienił, ale nie zniszczył. Potrzebował chwili, by przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Miał nadzieję, że Spencer to rozumie. On zawsze musiał, taka była jego rola w tym związku, a ona? Czy potrafiła mu się tym odwdzięczyć? Miał nadzieję, że tak. Wiedział, że tak.
Doskonale wiedział, dlaczego brunetka nie patrzy na niego. Miał świadomość tego, że zachowuje się niepoważnie, wręcz dziwnie, ale nic nie mógł na to poradzić. Starał się opanować, ogarnąć, bo wiedział, że łzy Spencer popłynęły z jego winy i nie chciał, by znów zalały jej policzki, ale nie potrafił. W końcu jednak zdołał zapomnieć o tym, co dręczyło jego, a skupił się na problemie ukochanej. Gdy stanęła tuż przy nim, pochylając się nad Jamesem, w naturalnym odruchu objął ją jednym ramieniem, patrząc już tylko na nią. Jasne, najbardziej liczył się ich maluszek, bo skoro nie spał, musieli się nim zająć, ale Leo nie mógł znieść świadomości, że Spencer czymś się zamartwia, że coś ją boli.
- Przepraszam, Kochanie. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. - wymruczał, gładząc ją po plecach, zastanawiając się, czy jakkolwiek zareaguje. Wydawało mu się, że ma zamiar go ignorować.

[znowu moja wina znaczy? że nie dałam znać wcześniej? ;p ale spoko, dzisiaj przeżyjemy na wypełniaczach, pokłócą się może trochę, a jutro się zmotywuję i napiszemy ojca, hm? / o, ja też będę zakuwać biolę, mam makro- i mikroelementy, i witaminy -.-]

Leo Rough pisze...

[no rozumiem, u mnie w mieście w jednym liceum też są takie ;p
;p
nie mów, że aż tak Ci to przeszkadza! ;p oczywiście, że się zgadzam, tak tylko... narzekam? grożę? xD ;p wiem, wiem, nie zrobię Ci tego :* haha, zabraniasz! ;D
no, nieważne ;p o, to tak jak mnie! :/ nie, nie grożę, stwierdzam fakt! ;p]

Leo, jak zwykle, przesadzał. W oczekiwaniu na odpowiedź Spencer niemal nie oddychał, wstrzymując oddech aż do czasu, gdy poczuł, że zaczyna robić mu się podejrzanie gorąco. W chwili, gdy wypuścił z płuc porcję powietrza, usłyszał słowa ukochanej, które sprawiły tylko, że znów zacisnął wargi, zapominając o zrobieniu wdechu. Teraz nie był już tylko zaniepokojony, ale zaczynał też się złościć, bo nagle poczuł z całą mocą, że to nie on zawinił. Nie zrobił nic takiego - jedynie zachował dla siebie jakieś ponure myśli, jakieś niepożądane uczucia. To ona uciekła, to ona teraz znikała. Po chwili jednak te myśli wywołały w nim palące, silne wyrzuty sumienia. Wiedział, że Spencer jest dobra, ciepła, cudowna, że chce dla niego tego, co najlepsze, ale jej priorytetem jest teraz synek. Może Leo miał tego do końca nie rozumieć, tak jak początkowo nie rozumiał jej decyzji o kontynuowaniu ciąży, ale musiał to akceptować. To też postanowił zrobić, przyjmując jej słowa spokojnie, tłumiąc znów swoje emocje. Nie zamierzał się z nią kłócić ani spierać, nie zamierzał niszczyć atmosfery, która już i tak była w rozsypce, ale liczył, że uda im się coś jeszcze zdziałać. Spędzić miły dzień z synkiem, który pewnie i tak przez większość czasu będzie spał. A może potem wrócą do tematu, którego tak naprawdę nie było.
Słysząc, że Spencer zamierza zrobić Jamesowi mleko z proszku, wzdrygnął się lekko. Uświadomił sobie z dużym opóźnieniem, że to też mogło być problemem, więcej nawet - że to było głównym problemem, a jego głupie zachowanie tylko przepełniło czarę. Westchnął cicho i wrócił na swoje poprzednie miejsce przy kanapie, siadając na jej oparciu twarzą w stronę kuchni, by nie tracić choćby tak nikłego, nieistotnego kontaktu z ukochaną. Naprawdę nie chciał, by tak to się skończyło.
- A może spróbujesz go nakarmić? - powiedział nagle, zupełnie wbrew sobie, ale nie próbował już cofnąć ani zakryć swoich słów. Patrzył na Spencer przez dzielącą ich przestrzeć jadalni, kołysząc lekko Jamesa i z zagryzioną wargą czekając na jej odpowiedź. Oczywiście nie miał na myśli karmienia chłopca butelką, bo i tak było jasne, że to ona to zrobi.

[no dobra, czepiam się, przyznaję się do winy, ale błagam, nie dobijaj mnie już dzisiaj, dobrze? dziękuję :* nie, tak mi się teraz odechciało o nim pisać, bo on taki... niefajny będzie ;p no to dobrze, cieszę się ^^ / hah, to miałam/mam teraz ;D]

Leo Rough pisze...

[to rzeczywiście niewiele. u mnie w tej szkole są to właśnie klasy integracyjne, mieszane znaczy, więc ich tam jest po piętnaście - dwadzieścia osób ;)
ok, ok ;p no właśnie, lubiiimy ;D haha, spoko ;p / i sprawia przyjemność, sprawia, także spełnię tę Twoją drobną prośbę, niech będzie ;))
o, biedna! ;p / hah ;p
wiem, wiem, przepraszam, mam zły dzień, wszyscy mi mówią, że jestem niedobra, także już naprawdę się w niedobrego człowieka zamieniam -.- / haha, właśnie ;p / w sumie przed tym, przy składnikach komórek, dopiero potem jest metabolizm, enzymy i fotosynteza, ale ten sprawdzian mi się przepadł wcześniej, teraz dopiero piszemy, jakieś siedem tematów później ;p ale spoko, nic nie umiem, chyba sobie to odpuszczę.]

Leo często tracił zdolność logicznego, racjonalnego myślenia, a łatwo można przewidzieć, że przydarzało mu się to w momentach, gdy najbardziej tych umiejętności potrzebował. Jak teraz, gdy nijak nie potrafił samemu sobie wytłumaczyć, że problemy, którymi się zadręcza, tak naprawdę nie istnieją. Wymyślił je sobie, przesadnie wszystko analizując, rozmyślając, rozkładając na czynniki. Był w tym ekspertem, ale działało to tylko na jego niekorzyść, bo dochodził do szalonych, wręcz niemożliwych wniosków, jak to, że Spencer zaraz zadecyduje, że jednak nie chce spędzić reszty życia z takim beznadziejnym nieudacznikiem jak Leo. Miał wrażenie, po tej chwili wahania, gdy nie odpowiadała mu, i potem, gdy odsunęła się spod jego dotyku, że gdyby tylko mogła cofnąć czas, nie przyjęłaby jego marnych, niepełnych oświadczyn. Ciągle miała przecież ku temu okazję, prawda? Nie było pierścionka, nikt jeszcze o niczym nie wiedział, wszystko można odkręcić. Leo z ogromnym trudem pozbywał się z głowy tych myśli, które z wolna coraz bardziej się w nim zagnieżdżały, trując i niszcząc. Wiedział, że oszaleje, jeśli sobie na nie pozwoli. Że są głupie, nielogiczne, nieracjonalne. Bo Spencer kocha go, wiedział to. Nie mógł jednak nie zauważyć, że wszystko zaczęło się od tych jego nieporadnych oświadczyn. Niby wyglądała na szczęśliwą, ale przecież zapytała, dlaczego to zrobił, a więc od samego początku coś ją dręczyło, czegoś nie była pewna. A potem nie mieli czasu o tym porozmawiać, bo zapełnili sobie wieczór, noc i poranek czymś innym, dużo przyjemniejszym. Teraz Leo odrobinę tego żałował, bo chyba wolałby wiedzieć, na czym stoi. Co prawda usłyszał dziś rano magiczne słowo "narzeczony", które ciągle brzmiało mu dziwnie, ale ono tak naprawdę niewiele teraz znaczyło.
Odetchnął z ulgą, gdy Spencer mimo wszystko skinęła głową w odpowiedzi na jego propozycję, choć znów nie umknęło mu, że zwlekała z tym chwilę. Ale potem to on musiał zgodzić się kiwnięciem na jej słowa o przygotowaniu "awaryjnej" butelki mleka. Jednocześnie wiedząc, że niedługo pojawi się coś do jedzenia dla Jamesa, przeniósł się z nim na drugą stronę kanapy, patrząc, jak zaczyna wiercić się niespokojnie, próbując go bezskutecznie uspokoić. Spencer miała rację - był głodny, tak jak przewidziała. Leo czekał więc na nią, zabawiając synka, a gdy usłyszał za sobą jej kroki, niemal znów zaczął wstrzymywać oddech. Ona jednak nie powiedziała ani słowa; nie wiedział, czy powinien się cieszyć, czy martwić. Ale zaraz zobaczył, jak jej dłonie wędrując do bluzki, którą zaczęła rozpinać. Mimowolnie odwrócił wzrok, czując się odrobinę dziwnie. I zaraz podał jej Jamesa, uśmiechając się lekko, gdy dostrzegł, że malec wyraźnie lgnie do mamy. Podał jej jeszcze jedną z niewielkich poduszek z kanapy, by mogła oprzeć się na niej, trzymając chłopca przy piersi. Przypomniało mu się jeszcze, że może się przydać pieluszka, więc mruknął, że zaraz wróci i pognał na górę. Wrócił najszybciej, jak się dało, bo mimo tego, że czuł się trochę nieswojo, to chciał być obecny, chciał wiedzieć, co się dzieje. Usiadł znów obok Spencer, dając jej jednak trochę przestrzeni, nie wiedząc, czy może jednak nie wolałaby być sama z synem.

Leo Rough pisze...

[rozumiem, skomplikowane to ;p ale spoko, ja ogarnęłam ;)
tak, tak! ;)) / oj tak, cudowna jestem ;D co Ty, serio myślisz, że zabraknie?! ja już teraz mam milion pięćset, także nic się nie bój ^^
;p igieł się boisz? xD
taa, niech będzie ;p / ja też mam z operonu! ;p i makro/mikro są na 12/13 stronie, a fotosynteza zaczyna się gdzieś koło 60 ;p co to, to samo wydawnictwo a inne książki? xD / no mam sprawdzian z witamin i tych makro/mikro, a ciągle nic nie umiem -.- ale to są akurat spoko tematy, polubiłam je, bo wszystko tworzy taki... ciąg ;)]

Z ulgą spostrzegł dłoń Spencer, sunącą w jego stronę, choć siedziała w nim jakaś drobna, cholernie złośliwa cząstka, która mówiła mu, że kobieta robi to tylko po to, by potem powiedzieć, że ma sobie iść, zostawić ją samą z synkiem. Na szczęście nic takiego się nie stało, a Leo zdołał podchwycić nawet jej spojrzenie, na co prawie zareagował westchnieniem ulgi. Powstrzymał się jednak, znów podejrzewając, że dramatyzuje; zamiast tego skupił się na Jamesie, tak samo jak brunetka dziwiąc się temu, co zobaczył. Maluszek wyraźnie miał co jeść, a ssąc pierś matki robił takie miny, że szatyn miał ochotę się roześmiać. Powstrzymał się jednak, widząc na twarzy ukochanej zaskoczenie i pewną niezrozumiałą dla niego powagę, jakby ciągle czymś się martwiła. Za chwilę jednak odgonił od siebie te myśli, skupiając się na świadomości, że jeden problem został właściwie zażegnany - Spencer miała pokarm, mogła karmić swojego syna naturalnie, tak, jak sobie tego życzyła. Co prawda Leo oczekiwał większej radości, ale szybko zrozumiał, że to jednak nie koniec zmartwień. Mleka było mało, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może nie być go już więcej, ale równie dobrze za jakiś czas mogło pojawić się go aż za dużo. Tymczasem jednak postanowił nie przejmować się tym, bo nic więcej nie zrobią; chciał więc też uspokoić Spencer, pamiętając dokładnie, jak bardzo się tym przejmowała. Przysunął się do niej, wodząc spojrzeniem pomiędzy jej twarzą a ciałkiem ich syna, który ssał zapamiętale butelkę. Leo objął ich oboje, jednym ramieniem oplatając ukochaną, a drugie przyciskając do jej ręki, którą przytrzymywała chłopca. Zaraz uśmiechnął się, całując leciutko jej policzek.
- Widzisz? Niepotrzebnie się martwiłaś. - wymruczał prawie wesoło, choć coś ciągle powstrzymywało go przed okazywaniem entuzjazmu. Był to nastrój wprost bijący od postaci Spencer, którego on nie potrafił określić, a który martwił go. Nienawidził nieświadomości i niewiedzy, zapominając, że to samo funduje właśnie ukochanej. Teraz jednak liczyło się tylko to, że musi jej pomóc, a nie ma pojęcia, jak może to zrobić. Stawiał na rozmowę, ale obawiał się jej, nie będąc w stanie odpowiedzieć na pytania, które mogłyby podczas niej paść. Po prostu nie wiedział, co dzieje się z nim samym, nie potrafił tego określić i ująć w słowa. Owszem, mógł powiedzieć, że to jakiś rodzaj niepokoju czy niepewności, ale nie wiedział nawet, czy to byłaby prawda. Wolał więc zaczekać jeszcze chwilę, zobaczyć, jak to wszystko się ułoży. Może Spencer sama zacznie mówić, może zignoruje jego humorki, może... Miała kilka opcji. Kolejny ruch należał do niej.

[końcówka paskudna, ale literki mi się zlewają ;p także znikam już, coby nie zrobić sobie krzywdy (przecież nie mogę zaspać na biologię! ;p). jutro znowu będę późno, ale wieczór raczej będę mieć wolny, bo w piątek chyba nie idę do szkoły, więc będę miała czas na ogarnięcie blogów ^^
dobranoc! ;))]

Leo Rough pisze...

[aha, no spoko ;p Rambo? ;>
oczywiście! ;D nawet więcej mam, co, wątpisz? xD ;p
haha, czyli w skrócie: boisz się bólu? ;> to ja bym się potem chowała w domciu, pod kołdrą, z komputerem xD ;p no i jak było? klepał Cię ktoś? xD
niee, no przecież jasne, że każdy może mieć ten gorszy dzień, ale jak dla mnie, to bardzo źle to brzmi, po prostu ;p / no tak myślałam ;p dostałam pięć mniej! ;D a prawie nic nie umiałam, pisałam, co mi o głowy przyszło. jestem GENIALNA ;D
była, była! teraz też będzie masakra, bo zasypiam na siedząco, ale spoko ;p haha, a właśnie, że zaspałam! na szczęście pierwsza była religia, plan mi się pokręcił, także wiesz, nie było problemu ;D
no właśnie chyba idę, więc i tak będę musiała posiedzieć nad książkami. miał być klasowy bunt, w sensie cała klasa miała iść na wagary, ale to chyba nie wypali, jak zwykle w mojej klasie -.- tak, tak, za niedługo zajmę się Krakowem, muszę się tylko trochę ogarnąć ^^]

Nieznaczny uśmiech na twarzy Spencer naturalnie dodał szatynowi sił. Poczuł, że znów grunt pod jego stopami przestaje drżeć, choć to wrażenie zostało spowodowane zupełnym drobiazgiem, rzeczą niestałą i niepewną, ale potrzebował tego. Nie chciał się dłużej kłócić - o ile to, co się między nimi działo, można nazwać kłótnią - bo wiedział, że to nie przyniesie niczego dobrego. Chodziło przecież o taką bzdurę! Owszem, problem brunetki był ważny, ale wydawało mu się, że teraz mogli już o nim zapomnieć, a na pewno Spencer powinna przestać się tym wręcz obsesyjnie zadręczać. Jemu chodziło przecież tylko jej dobro, o dobro ich dziecka, ale nie mogli skupiać się na jednej kwestii. Na zdrowie Jamesa mogło wpłynąć wiele innych czynników, nie tylko to, jakim mlekiem jest karmiony. Leo uważał ten temat za zakończony, przynajmniej na ten dzień, bo zyskali już tę odrobinę wiedzy co do obecności pokarmu. To mu wystarczało, pytanie tylko, czy wystarczy też Spencer.
Przekonał się o tym zaledwie chwilę później, gdy w swój zwykły sposób zaczęła zachwycać się każdą zmarszczką na jego twarzyczce, każdą miną, każdym grymasem. Ciągle jednak nie wiedział, czy to tylko dlatego, że ma w ramionach Jamesa, czy może po prostu odzyskała swój entuzjazm z poranka. Leo szczerze miał nadzieję na to drugie, bo naprawdę był już zmęczony. Ale gdy ukochana wyswobodziła się z jego objęć, poczuł, że nic nie jest w porządku, choć w następnej sekundzie zdziwił się, bo zamiast odejść z synkiem, Spencer wspięła się na jego kolana, pozwalając mu uczestniczyć w kolejnej rozkosznej chwili. Bez wahania objął ją, spoglądając to na nią, to na śpiącego spokojnie Jamesa, by wreszcie pozwolić sobie na ciepły, prawie wesoły uśmiech. Tak, na chwilę wszystko znów było w porządku.
- Poczekaj chwilę. - Leo powstrzymał brunetkę dokładnie w chwili, gdy podniosła się z jego kolan, najwyraźniej planując zanieść chłopca do jego łóżeczka na górze. Żadne z nich nie chciało tracić go z oczu, ale wydawało się, że nie będą mieć wyboru - nie mogli przecież przyzwyczajać go do spania na rękach ani znów wpakować do niezbyt wygodnego fotelika. Dlatego szatyn miał inny pomysł; z uśmiechem posadził Spencer na wygrzanym miejscu na kanapie, a potem niemal biegiem ruszył po schodach na górę. Wrócił po kilku chwilach, taszcząc dużą, drewnianą kołyskę, którą podarowała im Kat. Leo szedł ostrożnie, by czasem nie upuścić mebla i nie zbudzić Jamesa; zdołał jednak bez trudu donieść ją do salonu, gdzie ustawił kołyskę na dywanie. Uśmiechał się przy tym triumfalnie, zasapany i z obolałym kręgosłupem, ale zadowolony, że będą mogli mieć Jamesa przy sobie.
- Może być? - zapytał cicho, by nie obudzić syna, jednocześnie mając ochotę zaśmiać się, choć sam nie wiedział, skąd mu się to wzięło.

[http://www.duitang.com/people/mblog/19233413/detail/ ;D]

Leo Rough pisze...

[haha, spooko xD nie no, wiesz, moją kumpelę z klasy, co jest przewodniczącą szkoły, zapowiadali jako "szeryfa" ;p
no, różnie to jest. mnie po tym kolanie to już nic nie boli tak, jak wcześniej, także wiesz ;p haha, faajnie xD o, biologia. zakuwam typy fosforylacji -.- czyli miałaś szczęście? ;p / ach, to wiem! bo to jest tak, że miałam tę przeciwtężcową trzy lata temu, a teraz za dwa lata będzie kolejna, uzupełniająca ;p już się podowiadywałam ^^
w sensie pięć minus/minus pięć/-5 xD załapałaś? ;> ;p dzięki :D ;))
nie! maruda jestem zła, niedobra, babska, także wiesz ;p / wiem, po prostu za długo siedziałam wieczorem, tyle ;p nom ;)
moja klasa już była dogadana, wszystko zaplanowaliśmy, a tu nagle dzisiaj - ryp! i po buncie -.- tak, chodziło o to, że w nagrodę za oceny mieliśmy mieć wyjście na jakiś wykład jutro, ale pani dyrektor coś się odwidziało i odwołała nasze wyjście. tyle. / średnio mi idzie... ;p
no właśnie, czepiasz się xD nawet na to nie spojrzałam, bo mi się po prostu spodobała ;p]

Niemal z ulgą objął Spencer, wtuloną znów w jego bok, przez chwilę tylko jego, choć Leo wiedział, jak niepoprawna, wręcz zła jest ta myśl. Było tak, jakby nagle zapragnął wszystko nazwać, podzielić, także ich trójkę na trzy osobne zespoły. Doskonale zdawał sobie sprawę z głupoty takiego myślenia, ale póki co nie potrafił się go pozbyć. Bo ciągle miał wrażenie, że jest bezużyteczny, zupełnie niepotrzebny.
Teraz jednak znów miała zacząć się liczyć czekająca ich rozmowa, która już nie martwiła go tak, jak wcześniej. Wydawało mu się, że nie może stać się nic złego. Przecież nie zaczną na siebie krzyczeć i rzucać przedmiotami, prawda? Nic takiego się nie działo. Dlatego też, zdecydowanie spokojniejszy, przyciągnął do siebie Spencer, oplatając ją na chwilę ramionami, całując czule czubek jej głowy, by zaraz wskazać na kanapę po drugiej stronie salonu.
- Powiesz mi, dlaczego płakałaś? - zapytał miękko, łagodnie, gdy już usiedli, wciąż blisko siebie, wciąż objęci. Leo miał wrażenie, że tego dnia przeszli zaskakująco wiele, tak często zmieniały się ich nastroje, atmosfera. To na pewno nie było zdrowe, ale wierzył, że nie stanie się regułą. Potrafili przecież żyć w spokoju i równowadze, prawda?

[no kuźwa, nie umiem pisać dzisiaj -.- godzina spędzona nad jednym, marnym komentarzem to przesada, nie? ;p]

Anonimowy pisze...

[coś mi się zepsuło w komputerze, po prostu się wyłączył, odmówił posłuszeństwa, więc zostawiam go w spokoju. już zdążyłam zamówić informatyka :D ale teraz nie mam jak siedzieć na blogu, bo siostra okupuje swojego laptopa, jak nigdy, a stacjonarnego nikt już nie włącza od paru miesięcy, więc się boję ;p także muszę Cię przeprosić, ale znikam już, nie wiem też, jak będzie z jutrem. zresztą, i tak nie było ze mnie pożytku dzisiaj, więc mała strata, nie? ;p zajmij się nauką, zajmij ;p a ja spróbuję przebrnąć przez "Konrada Wallenroda", korzystając z wolnego od kompa wieczora ;) 3m się, do spisania! miłego... wszystkiego, no ;))]

Leo Rough pisze...

[nie było pożytku, wiem to, a czuję, że i dzisiaj nie będzie, bo jestem padnięta po tym całym tygodniu :/ hej, ja kiedyś uwielbiałam "Zmierzch", nie nabijaj się z niego! ;p no ale przebrnęłaś? bo ja w sumie nie tknęłam tego Mickiewicza, nie miałam do tego głowy ;p a, no i przygotuj się, że będę teraz rzadziej, bo mój komputer pojechał do naprawy, wróci albo jutro, na co mam nadzieję, albo dopiero w środę lub czwartek -.-

;p
w sensie tak właśnie ;p teraz mnie nic nie rusza! xD / o jeżu, ja mam teraz pisać pracę na jutro na angielski i coś czuję, że zapomnę ją wziąć... xD / no bo to ostatnia dawka jest, ale można wcześniej, jeśli się miało te poprzednie poprzesuwane ^^ ja tam się nigdy na grypę nie szczepiłam, więc nie mam pojęcia, o jakiej kropce mówisz ;p haha, spoko, można i tak xD
o, serio? u mnie tylko z języków są całe oceny, a z matmy mamy procenty, a tak to normalnie, tylko szóstek z minusem nie ma ;p
spadaj! / widzisz, wczoraj mnie wygonił zepsuty komputer, dzisiaj pewnie reklamacja na angielski, także spoko, nie musisz się mną przejmować ani trochę! ;p
no właśnie. ale spoko, było całkiem miło, bo w ogóle mieliśmy dzisiaj obchody Święta Niepodległości i wszyscy byli przebrani w stylu lat 20-tych - nawet sobie nie wyobrażasz, jak to bosko wyglądało! ;D / mówiłam już, żebyś znikała? ;p
spasiba ;p
serio, serio! :/ a dzisiaj nie będzie lepiej, ale spoko, postaram się nie zamulać, nie marudzić i w ogóle... no, odpisuję znaczy! ;p]

Leo Rough pisze...

Wydawało się to naprawdę dziwne, że potrafili przechodzić tak szybko ze skrajności w skrajność. Od zawsze była to jakaś stała ich związku, bo niemal nie miewali dni, gdy wszystko od początku do końca układało im się po prostu dobrze lub po prostu źle. Ich życie było kolorowe, jak o tych częstych wahaniach i zmianach lubił myśleć Leo, choć wiedział, że to problemy z komunikacją i pewne niedokończone sprawy dręczą ich ciągle, nie pozwalając długo utrzymać równowagi. To było wręcz wyczerpujące, niezatrzymująca się huśtawka nastrojów, wahanie od jednego końca, do drugiego. Nic jednak nie potrafili z tym zrobić, a już Leo na pewno czuł się zupełnie bezsilny, bo wiedział, że nie potrafi się zmienić. Próbował, ale to zawsze kończyło się powrotem do punktu wyjścia, Spencer wiedziała o tym bardzo dobrze.
Teraz zdecydowanie ucieszyła go ta zmiana, bo oznaczała spokój z ukochaną przy boku. Ostatnio nie pragnął więcej, bo zbyt dużo się wydarzyło - ciągle czuł, że dochodzi do siebie po koszmarnych przeżyciach sprzed prawie trzech tygodni. Minęło niewiele czasu, ale nadal był rozchwiany, nadal śnił koszmary, nadal czegoś się bał. Póki co wróciła jednak pożądana równowaga, a nawet wesołość, którą Spencer zaraziła go w jednej chwili, w znajomy sposób grając przez chwilę. To zdecydowanie rozładowało napięcie, choć jej późniejszy monolog zdecydowanie nie był dla Leo przyjemny i znów sprawił, że jego ciało zwarło się jak zaciśnięta pięść. Słuchał jednak w milczeniu, nie wtrącając ani słówka, jedynie kiwając głową, by brunetka wiedziała, że nie umyka mu żadne z jej zdań. Nie potrafił jednak zmusić się do uspokojenia, nawet, gdy zakończyła, pytając o to, co działo się z nim. Mógł myśleć tylko o jej słowach, gdy wspomniała o oświadczynach i o tym, że obawiała się, że ich żałował. Ubodło go to bardziej, niż mógł przypuszczać. Zaraz jednak opamiętał się i zaczął mówić coś chaotycznie o tym, że James zjawił się tak nagle, że nie wie, czy da sobie radę. Zamknął to w paru zdaniach, nie kłopocząc się wchodzeniem w szczegóły, bo jego problem nagle wydał mu się zupełnie nieważny, wręcz idiotyczny. Przemilczał całą resztę, uznając ją za niepotrzebną w tej sytuacji. A potem zaciął się, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej, odnieść się do słów Spencer, przeprosić ją - nie mógł zrobić nic, nagle czując się potwornie zmęczonym wszystkim, co wydarzyło się ostatnio w jego życiu. Musiał zacisnął oczy, by powstrzymać drżenie ciała, gdy w jednej chwili wszystko do niego wróciło.

Leo Rough pisze...

[tak, bo ja taki głupotogadający człowiek jestem! jeżu, jakie ja dzisiaj słowotoki zaliczałam, aż mój facet się dziwił, a on jest do nich przyzwyczajony ;D nie, nie, zostaję, przynajmniej jeszcze jakiś czas ^^ ale dzięki za troskę ;) / haha, właśnie! ;p wow... xD
dla mnie super! ;D / dzięki ;) chodziło mi raczej o to, że umyślnie "zapomnę" mojej pracy, ale tak też mi się zdarza ;p teraz mi się nie chce pisać tego listu ;p / haha, spooko ;p no nie byłam, bo to są tylko zalecane, nie? a ja ogólnie jestem wrogiem szczepień, bo się nasłuchałam różnych dziwnych rzeczy i złapałam cykora ;p
właśnie, nie ma różnicy! i tak u mojej babki z bioli prawie w ogóle nie istnieją plusy, bo woli dawać, tak jak mówisz, ładniej wyglądające ocenki z minusami ;) w ogóle spoko babka, dzisiaj mi przez dwadzieścia minut tłumaczyła, gdzie znika w uproszczonej reakcji fotosyntezy woda z fosforyzacji niecyklicznej ;p kobieta ma cierpliwość do mnie! ;D
mhm, spoko ;p
mogę Ci podesłać zdjęcia z korytarzy, jak już ktoś wrzuci na fejsa czy coś ^^ Ty już miałaś swoje wolne, swoje imprezy, więc teraz ja się muszę nacieszyć, nie? ;p jakaś równowaga musi być! xD / mówiłam: znikaj?! xD
e tam, Twoje zawsze jest spoko ;)
zmuś mnie do odpisania na Krakowie, co? nie mam pomysłu na tego mojego Oskara, ale żeby mieć, to muszę ruszyć z wątkiem, a nie umiem -.-]

Jak zwykle dziwnie mu było słuchać tych słów pocieszenia z ust Spencer. Zdecydowanie wolał, gdy role były inne, gdy to on musiał szukać odpowiednich argumentów, czy to racjonalnych, czy to działających na emocje, by uspokoić ją, przekonać, że wszystko będzie w porządku, że nic się nie dzieje. Może nie radził sobie w tym jakoś wyśmienicie, bo często nie wiedział, co ma robić, ale to pasowało mu dużo bardziej, niż bycie pocieszanym. Czuł się wtedy słaby, a czasem nawet budził się w nim niezrozumiały niepokój, jakby ta zamiana zaburzyła porządek świata, a na pewno ich życia. Owszem, były takie chwile, gdy przywykł do tego, że Spencer jest dla niego oparciem, ale wtedy chorował, więc nie miał wyrzutów sumienia, myśląc o tamtym czasie. Ale miesiące ciąży nauczyły go czegoś wręcz przeciwnego - że już nie może być słaby, a nawet jeśli, to powinien sobie z tym radzić sam. Jego ukochana potrzebowała pomocy, a więc on zapominał o sobie. Teraz wciąż tkwiła w nim ta cząstka, odpowiedzialna za myślenie, że nie jest wart uwagi. Właśnie dlatego czuł się tak nieswojo i dziwnie, gdy Spencer zapewniała go, że wszystko rozumie, że jest przy nim. To była jego kwestia. Niemal miał ochotę się odsunąć od jej czułych palców, uciec od zatroskanego spojrzenia, ale uznał, że to tylko by ją zraniło; znów potrafił myśleć jedynie o ukochanej, narzeczonej, jak próbował ją nazywać, choć brzmiało to ciągle dość abstrakcyjnie. Tkwił więc w jej ciepłych objęciach, kiwając głową, czując się, jakby prawiła mu kazanie, a nie pocieszała go. Jakby mówiła mu, oczywiście między wierszami, by przestał się mazać, by wziął się w garść, bo ma dziecko, którym trzeba się zaopiekować, kobietę, czekającą na jego uwagę. Skinął więc tylko głową po raz kolejny, nie odzywając się słowem, przyjmując to wszystko jako największą oczywistość.

Leo Rough pisze...

["POCWAŁOWAŁA GO WOLNO"
dobrze, że nie jestem jedyna ;p / wow, czyli "głupia Aga" = oksymoron xD
ja właściwie też, się moja lektorka musi przyzwyczaić ;p no właaaśnie, piątek, a ja myślę, znowu, tylko o nauce -.- / no tak, skoro nie masz wyboru, to po co się tym zajmować? haha, no w sumie masz rację ;p ale ja zawsze wolę wiedzieć ;p
dobrze, że przepisy są jasne ;) nie no, w sumie spoko system! ;)) tak, tak, załapałam, bo to się aspekt czysto chemiczny okazał ;D
mówiłam - znikaj?! ;p
sama czekam na fotki, także spoko, chyba będę pamiętać ;D dobra, cicho! xD / nie, nic mi się nie odmieniło, ale nie mogę chwilę złej pograć? ;p
znowu zaczynasz marudzić czy mi się tylko wydaje? ;> ;p
no dobra, postaram się ^^]

Leo nie żądał od tego dnia niczego więcej, poza odrobiną spokoju i stabilności. Marzyło mu się nudne popołudnie i leniwy wieczór, przerywane co jakiś czas płaczem Jamesa, zawsze kojonym z ochotą i niesłabnącą czułością. Bo to był ich nowy, maleńki, kochany promyczek, dla którego gotowi byli na wiele. Gotowi byli na wszystko. Teraz jednak szatyn zyskał cień nadziei, że nie tylko ich synek będzie wypełniał życie Spencer, ale także on ciągle będzie zajmował w nim ważne miejsce. W końcu zaczęło to do niego docierać, choć nie było łatwo, a już na pewno nie doszedł do żadnych wniosków świadomie. Po prostu drobne zabiegi brunetki, jej czułe słowa i ogromna cierpliwość w końcu przyniosły rezultat. I już nie miał prawa się złościć, być zazdrosnym, wątpić, że da sobie radę. Wszystko zaczęło wydawać mu się... oczywiste i jasne, i proste, i naturalne. Bardziej, niż mógł się tego kiedykolwiek wcześniej spodziewać.
I już miał zaproponować, by zrobili sobie coś do jedzenia, a potem obejrzeli film, korzystając z chwil snu Jamesa, których stopniowo miało być coraz mniej, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Pierwszym ich odruchem było sprawdzenie, czy niespodziewany dźwięk nie obudził chłopca, ale ten spał twardo, najwyraźniej w ogóle nie rejestrując odległego miarowego stukania. Leo natychmiast zerwał się z kanapy, całując przelotnie Spencer, gdy wyplątywał się z jej objęć, mając nadzieję, że zdąży dobiec do wejścia, zanim niespodziewany gość użyje dzwonka. Nie wiedząc, kto mógł zechcieć ich odwiedzić, szatyn szedł szybko, zaciekawiony i jednocześnie poddenerwowany, bo w jego głowie pojawiła się nagle absurdalna myśl, że może to być Tony. Gdy jednak otworzył drzwi, a na wycieraczce dostrzegł swojego dwa razy starszego klona, poczuł, że to nawet gorzej, niż gdyby pojawił się tu mąż Mary. Ojciec Leo uśmiechał się szeroko, wyraźnie zadowolony, pewny siebie, wręcz tryskający energią, nawet, gdy nie poruszał się ani nie odzywał słowem. Stanowił doskonałe przeciwieństwo swojego syna, stojącego przy drzwiach jak posąg, nieruchomy i zimny, oschły, w idealnie obojętnej masce, którą potrafiłaby przejrzeć tylko Spencer.
- Co tu robisz? - zapytał cichym, lodowatym tonem, ale nie dostał od razu odpowiedzi; mężczyzna najpierw zajrzał mu przez ramię, a potem uniósł brwi.
- Nie zaprosisz mnie do środka? - odparł starszy Rough, niemal od razu przestępując krok w kierunku wejścia, na co Leo zmuszony był odsunąć się, wpuszczając ojca do przedpokoju.
Miał nadzieję, że to tylko koszmarny sen.

Leo Rough pisze...

[hahahaha xD
;p / kiedy ja mówię samą prawdę, moja droga! :D
o, tak! ^^ / no jasne, że najważniejsze! a nam z tego rozmowa wyszła, ja pierdole xD ;p no właśnie! a paranoja mi nie straszna, już i tak chyba mam, także wiesz ;p
no ale właśnie, można się przyzwyczaić, tym bardziej, jeśli nauczyciele traktują to ciągle jako te połówki. i tak uważam, że najlepszy jest system procentowy, bo ja na macie w tym semestrze na przykład mam same 90% i to jest ta czysta, zgrabna piątka, a jakbym miała oceny, to by były już 4+ ;p / wiesz, chemia <3 xD
hah ;p
OK! ;D / już skończyłam ;p
spoko ;p
nom ^^ ale weź mi trochę ułatw, niech mu uwierzy troszeczkę, potem fajne wątki wyjdą, bo on się czymś zdradzi albo coś, ale wtedy będzie już stracony, w sensie zakochany, sama rozumiesz... ;D

siostra wróciła i mnie wygania z kompa ;( muszę znikać, bo na mnie krzyczy, ale postaram się pojawić rano, jak jeszcze będzie spać, a potem może już będę miała mój komputer (oby!), więc powinnam być koło czwartej ;) miłego weekendu, dobranoc! no i przepraszam, że zostawiam Cię bez odpowiedzi, ale to siła wyższa. do spisania! ;))]

Leo Rough pisze...

[jestem, przyznaję się bez bicia! ;D ale Ty jesteś Mistrzynią Literówek, to przebija wszystko! ;D ;p
właśnie ;)) a nie zyskałam? ;> ^^
haha ;p dokładnie! ;p chyba już bardziej nie zeświruję xD
wiesz, nauczyciele mają jakieś swoje dziwne systemy, czasem tego nie ogarniam ;p no u mnie stopniowo wprowadzają, właśnie teraz jest z matmy, a w przyszłym roku mają być też z innych przedmiotów ścisłych ;) / nie no, aż tak to nie, bo jeszcze jest biologia, matma, rosyjski, angielski, mój Rybka... a, no i mój facet xD
nie znikasz przecież ;p
ale wiesz, zawsze mogę znowu zacząć być złą i niedobrą ;p
oj, no wiem, wiem, że ona głupia nie jest, ale tak się zaczęłam martwić, że ona mi go już teraz przejrzy czy coś ;p właśnie! ;D
tak, niedobra, niedobra! rano też mi kompa nie dała :/ a co robisz/zrobiłaś z włosami? ;> / no zobaczymy, dowiem się po angielskim ;) no właśnie, bo dzisiaj się będziemy w sumie mijać trochę, a to niebezpieczne jest! bo ja potem szaleję... ;p xD w każdym razie - powinnam być przed trzecią z odpowiedzią, bo teraz już nie zdążę. miłego dnia! ;))]

Leo Rough pisze...

[no, ja dobre dziecię jestem ;D / nie, nie zamykaj się w sobie, bo i ja się zamknę! ;p tak, zdecydowanie, dziękuję! :*
o Ty! serio się musisz zastanawiać?! -.-
;p
my też mamy te elektroniczne, Librusa dokładniej używamy :)) także wiem, jak to działa ;p / trochę, a jeszcze by się znalazło! ;D oczywiście, że na końcu, a co, ma się czuć wyróżniony? ;p xD
nie!
hah, dzięki ;p
no i super! ale będziemy mieć wątki! :D <3
;p / o, no to fajno, się zastanawiałam, czy nie kombinujesz coś więcej (wygolony bok? ;D xD), ale spoko, skoro dobrze się czujesz, to świetnie ;) ja też właśnie tylko sobie końcówki teraz zrobię, a za miesiąc dopiero będę wymyślać coś więcej ;p / w sensie dostaję na głowę, tak z lekka ;p ale spoko, dzisiaj jednak też wychodzę, także nie będę miała czasu świrować ;p no właśnie nie mam mojego komputerka, bo coś tam więcej się podziało, ale ten informatyk powiedział, że specjalnie dla mnie spróbuje naprawić to szybciej ^^ teraz wychodzę, ale jak wrócę, to już nie będzie mojej siostry, a jutro też gdzieś wybywa, także nie powinno być źle, nie martw się ;)) / jest udany, jest! jaram się tą sobotą... ;D]

Leo stał ciągle w otwartych na oścież drzwiach, bo szok i niedowierzanie nie pozwoliły mu choćby drgnąć. Wodził tylko spojrzeniem za swoim ojcem, skupiając się tylko na nim i na pytaniu, wypełniającym jego myśli. Co on tu robi?! Obawiał się, że nie dostanie jasnej odpowiedzi, bo będzie ona ukryta między wierszami, stanowiąc jakby jedynie drobiazg w stosunku do celu wizyty, którym się z nimi podzieli. Wciąż doskonale pamiętał, jak pierwszy raz spotkał się z tym mężczyzną, nie wiedząc wtedy jeszcze, że jest jego ojcem. Rozmawiali wtedy o jakichś sprawach związanych z pracą Leo, bo starszy Rough podał się za nowego członka zarządu radia, a pod koniec spotkania rzucił, niby mimochodem, swoje nazwisko. Zabrzmiało to jak: "A tak przy okazji - jestem twoim tatą!". Teraz też spodziewał się po nim czegoś podobnego, zdążył przyzwyczaić się do tego schematu. Był też przerażony, bo miało to być pierwsze spotkanie Spencer z jego ojcem, do czego Leo nie chciał dopuścić, ale teraz nie miał już innego wyjścia. Modlił się tylko, by wszystko spokojnie, choć on sam już wręcz gotował się od wściekłości.
Gdy usłyszał głos Spencer, a potem także jej kroki, cały spiął się w oczekiwaniu na reakcję ojca. Ten jednak najwyraźniej, tak samo jak jego ukochana, czekał, aż zostanie przedstawiony. Leo nie spieszył się; zamknął drzwi, a potem przez chwilę przestępował z nogi na nogę, wpatrując się w podłogę. Nagle zadarł głowę i spojrzał na brunetkę, by bez trudu odczytać z jej twarzy niedowierzanie, tak mu bliskie w tamtej chwili. Nie mogąc zdobyć się na nic innego, wzruszył ramionami, jednocześnie czując do siebie obrzydzenie za ten gest.
- Spencer, to Thomas Rough. - wyrzucił z siebie w końcu ochrypłym od emocji głosem. Na szczęście nikt nie kazał mu mówić niczego więcej, bo do przodu rzucił się jego ojciec, chwytając dłoń Spencer i całując ją szybkim, nagłym ruchem. Prostując się, wyszczerzył zęby w dziwnym, nieco sztucznym uśmiechu.
- A więc to dla ciebie mój syn stracił głowę. - powiedział, wpatrując się brunetce prosto w oczy. - Możesz mówić mi po prostu Thomas. - dodał, dopiero wtedy wypuszczając z uścisku jej dłoń. Obejrzał się na Leo, gdy ten jednak nie zareagował, zajrzał ponad ramieniem Spencer wgłąb domu, najwyraźniej już planując się wprosić.

Leo Rough pisze...

[oj tam, oj tam! o, to, to! :D / Ty nie masz się starać, Ty masz mnie zapewnić, że tak się nie stanie! ;p no, czy coś xD
jak małego? ;> bardzo małego? tylko nie bardzo małego!
haha, skąd wiedziałam, że napiszesz, że mało Cię to interesuje? xD / ;p niee, bo jeszcze się poczuje za pewnie i co wtedy? xD oczywiście żartuję, jest zaraz za chemią, biologią i miłością do medycyny :D
;p
;))
wiem, wiem, tak sobie jaja robię xD dostałam ataku śmiechu, jak sobie pomyślałam, że mogłabyś tak pokarać swoje włosy ;p dokładnie tak ^^ w sumie nie wiem, czy się zdecyduję, ale taki jest plan ;p / hah ;p jeszcze nie wiem, randkę mam :> ale wydaje mi się, że idziemy na łyżwy ;p / to były facet mojej siostry xD / :D]

Rough powiódł wzrokiem za Spencer, wyraźnie zaciekawiony, ciągnięty za nią jakąś niewidzialną, ale potężną siłą. Już miał ruszyć za kobietą, gdy w miejscu zatrzymało go spojrzenie Leo, twarde, pełne złości. Starszy mężczyzna musiał więc stawić mu czoła; zbliżył się o krok, a sztuczny uśmiech, który do tej pory widniał na jego twarzy, zgasł w jednej chwili. Głos, którym się odezwał, był syczący i złowrogi, a choć szatyn próbował nie okazywać żadnych uczuć, to wywołał on w nim wrażenie niepokoju i cień strachu.
- Nie przestawisz mnie swojemu chłopakowi? - zapytał Thomas, unosząc krzaczaste brwi. - Boisz się, że coś mu zrobię? Nie ma takiej potrzeby, chcę tylko poznać tego biedaka. - zakończył, wzruszając ramionami. I Leo już wiedział, dlaczego pałał tak silną nienawiścią do tego gestu, skąd go znał, skąd pamiętał. To ojciec często wzruszał ramionami, zostało to w pamięci zranionego chłopca, a w dorosłym mężczyźnie wciąż siedziało, jak drzazga.
Szatyn nie zrozumiał, o co chodziło, ale nie brzmiało to zachęcająco. W żadnym wypadku nie miał zamiaru dopuścić do spotkania Jamesa z dziadkiem, bo czuł, że musi chronić syna przed tym mężczyzną, przed historią, którą w sobie nosił. Jakby miał zakazić tym świństwem ich rodzinę, jakby miał sprawić, że podzielą jego los. Ojciec jednak nie wyglądał, jakby chciał tłumaczyć, o co mu chodziło, gdy nazwał swojego wnuka "biedakiem", a Leo nie chciał dać mu tej satysfakcji i dopytać. Thomas tylko uśmiechnął się znów, a potem ruszył wgłąb mieszkania tak, jak stał w progu, wciskając dłonie w kieszenie lekkiego, ciemnego płaszcza.
- Mój syn jest chory. - rzucił nagle Leo, tymi słowami zatrzymując ojca w miejscu. Gdy spojrzał na niego, szatyn zmieszał się odrobinę, ale nie zamierzał odwoływać swojego kłamstwa.
- Nie możemy go narażać, więc nie przyjmujemy gości. Musisz już iść. - zakończył, prostując się pewnie, a zdecydowanie zabrzmiało w jego głosie niezwykle wyraźnie.
- Wyjdź ze mną. - odparł na to Thomas, a potem skierował się do wyjścia.

[znaczy dialogi = posypał mi się komentarz -.-]

Leo Rough pisze...

[;p / no, jasne, tak ma być! ;D
dużego chcę!
no w sumie nie musi Cię obchodzić ;p ale wiesz, potem Twoje dzieci będą już na tym chowane, powinnaś wiedzieć, co i jak, przygotowywać się xD / jestem ;p ale nie, tak szczerze, to nie jest na początku, żaden facet nie może mieć pierwszego miejsca w moim życiu, no, nie licząc Rybki, bo w sumie on ma czołową pozycję ;) a potem są jeszcze przyjaciele, reszta rodziny - wiesz, co mam na myśli? a może raczej twierdzisz, że jestem dziwna? ;p
haha, no tak, "jestem skromna niesłychanie..." xD dobra, nieważne, mam jeszcze trochę czasu ;p / ja już się nie mogłam doczekać, bo my rzadko na takie prawdziwe randki chodzimy, brak czasu nam dokucza, ale nie wiem, czy on pamięta, że ja raczej na łyżwy to nie mogę xD zobaczymy :D wiem! / haha, bywa i tak, nie? ;p u mnie było tak, że jak moja siostra była z tym kolesiem, to ja miałam cztery albo pięć lat xD może nawet młodsza byłam, nie wiem, przecież tego nie pamiętam, nie? ;p
tak właśnie myślałam, ale naprawdę nie dałam rady wcześniej ;( trudno się mówi. a co do wątku - Spencer może ich zobaczyć później, jak wyjdą do ogrodu i Leo zacznie szarpać tego swojego tatuśka. możesz opisać to już w następnym komentarzu, a potem najwyżej się Leoś będzie przed S. tłumaczyć, jak już stary R. pojedzie ;p
skoro już znikasz, to ja też będę się zbierać, jeszcze tylko na Krakowie odpiszę i znikam ^^ także baw się dobrze, nie rób głupot (wiem, wiem, Ty nigdy nie robisz głupot, ale muszę podkreślić, że w tym układzie to ja jestem ta starsza, mądrzejsza, bardziej odpowiedzialna... xD), nie miej kaca, opowiedz mi wszystko i... uważaj na siebie, no! ale przede wszystkim to pierwsze, czyli baw się! do spisania, ciao! :*]

Leo Rough pisze...

[;p ;D
chcę dużego, tyle! ;p
hah, no to i tak dużo ;p ach, no dobra, tak sobie pieprzę bez sensu xD pewnie tak ;p / uff, co za ulga! ;p mam nadzieję, że tak się nie stanie! owszem, rodzina, ale żeby tak sam facet? nie, to chyba nie dla mnie ;p
troszkę, minimalnie ;p i tak zapomnę o tym fryzjerze i się będę zastanawiać dzień przed ;p / jeśli mnie będzie asekurował... no wiesz, mogę to wykorzystać na swoją korzyść ^^ :D / tak, osiemnaście lat między mną a najstarszą siostrą ;)
no to super ;) ale wiesz, bez spiny, wyśpij się i w ogóle ;p ja nie wiem, co będzie z moim dostępem do kompa, także wiesz ;p szarpać tylko, bo jednak ojca nie uderzy, no, chyba że obrażałby Spencer, a planuję coś innego tym razem ;p
juuż :D wiem... :> / wiem, wiem ;) ja również dziękuję, nie może być inna, jak tylko udana! :D tak, tak, jeszcze raz - do spisania ;p]

Leo Rough pisze...

[proszę o dużego? ;>
no jasne, masz rację ;) nie, nigdy, wcale! ;p na pewno ;p / uff, całe szczęście! ;p "specyficzna" brzmi całkiem nieźle xD cieszę się, że mnie rozumiesz, jak zwykle ;))
hah, właśnie ;p / jak zawsze! ;p ;d / spoko, ale ja się cieszę ;) to tak optymalnie w sumie, nie? u mnie jeszcze jest brat 17 lat straszy i długa siora, 8 lat różnicy ;)
RANO! xD u, biedulka, ogarniaj, ogarniaj sobie dalej ;) / ;)
byliśmy na łyżwach, byliśmy, jednak mnie intuicja nie zawiodła ;p nic sobie nie połamałam, także jest dobrze! ;p co prawda wróciłam do domu tak zmęczona i obolała od spadania na lód, że od razu poszłam spać, ale było warto! ^^ / świetnie, bardzo się cieszę ;)) i zazdroszczę, oczywiście! ;p ooo, ale fajno! czyli imprezę możesz zaliczyć do udanych :D ;))
no jasne, rozumiem, zajmij się tam swoimi sprawami ;) ja w sumie też będę miała trochę roboty później, bo do szkoły trzeba się ogarnąć, także wiesz ;))
co do tych oczków - jasne, że teraz są niebieskie, ale to chyba oczywiste, że zrobią się zielone, jak mamuśki, nie? ;> Leoś będzie miał radochę :D
spoko, poradzimy sobie ;) jasne, rób, co musisz ;))]

Leo chciał spławić ojca najszybciej, jak się tylko da, nie mając ochoty wysłuchiwać niczego, z czym do niego przyjechał. Nie interesowały go te nader ważne sprawy, które koniecznie musieli przedyskutować, problemy czekające na rozwiązanie, słowa pozornie dotykające istotnych kwestii, a tak naprawdę puste i nieważne, tak samo jak Rough i jego życie. To wszystko stanowiło dla szatyna jedynie odległą przeszłość, może jeszcze nie zamkniętą, ale już tracącą znaczenie. Jeszcze kilka lat wcześniej chciał poznać tego mężczyznę, dowiedzieć się czegoś o nim, zapytać, dlaczego odszedł, ale Leo, który miał własną rodzinę, własne problemy, nie potrzebował już tej wiedzy. Teraz chciał już tylko, by ten obcy, wzbudzający w nim obrzydzenie mężczyzna, zniknął. Dał jemu i jego rodzinie spokój.
Szybko okazało się, że Thomas ma inne plany. Z jego monologu, cuchnącego papierosowym dymem, sztucznego, jak wszystko inne, wyraźnie wynikało, że chce odnowić kontakt z dziećmi. Mówił, ciągle uśmiechając się szeroko, że pragnie, by wszystko było tak, jak dwadzieścia lat temu, gdy byli szczęśliwą rodziną. Leo nie wiedział, kiedy słowa mężczyzny zmieniły swój kierunek, ale zaledwie kilka chwil później jego dłonie zaciskały się na drogiej marynarce starego Rougha, potrząsając nim. Szatyn ledwo panował nad sobą, cedząc z gniewem przez zaciśnięte zęby, by Thomas znikał, zanim dojdzie do czegoś więcej. Mężczyzna już w następnej chwili otrzepywał mankiety, idąc w kierunku swojego samochodu. Dopiero słysząc pożegnanie, które ojciec wymienił ze Spencer, Leo odwrócił się, z opóźnieniem rejestrując obecność kobiety. Popatrzył na nią z lękiem, cofając się o krok. Nie chciał, by widziała go w tym stanie, bo wciąż doskonale pamiętał przerażenie, malujące się na jej twarzy, gdy w amoku rzucił się na Tony'ego, okładając go pięściami. Teraz do niczego nie doszło, ale targały nim podobne emocje, odrysowując swoje znaki na jego twarzy. Ze skruchą spuścił wzrok, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że Spencer jest po stronie Thomasa w tym sporze.
Dopiero, gdy na podjeździe rozległ się głośny, natarczywy chrzęst żwiru pod kołami samochodu, Leo odzyskał względne panowanie nad swoim ciałem. Rozluźnił dotąd zaciśnięte w pięści dłonie, ze świstem wypuścił z płuc powietrze, a potem podniósł spojrzenie na Spencer, gorączkowo szukając jakiegoś neutralnego tematu do rozmowy.
- Zostawiłaś Jamesa samego? - rzucił nagle, marszcząc brwi z niepokojem, choć w środku odczuł ulgę, że ma coś, czym może się zająć. I natychmiast ruszył w kierunku drzwi, powtarzając w myślach modlitwy, by Spencer o nic na razie nie pytała.

[znikam na trochę teraz, ale później będę już cały czas ^^ i wybacz jakoś tego powyżej, ale wiesz, cały czas ktoś się kręci ;p]

Leo Rough pisze...

[no! ^^ :D
;p / haha, wiem, wiem ;p w sumie tylko ja mogę mówić o sobie, że jestem dziwna, jakbyś Ty tak napisała, to pewnie bym się wkurzyła ;p o, właśnie, trzeba się wyróżniać z tłumu :D haha, taa ;p
;p / też mi się tak wydaje ;) ;))
SPADAJ! mam Ci wypomnieć wszystkie Twoje literówki? xD
no to super ;) ja tam jeszcze nie zaczęłam... -.-
niby? jest! ;p no, też tak myślę - siniaki znikną, nie? gorzej, że mnie kolano pobolewa, ale mam nadzieję, że przejdzie do naszego kolejnego spotkania, bo by się tym gryzł potem ;p / suuuper ;D nie no, daj spokój, Ty możesz na łyżwy iść kiedykolwiek, a ja imprezy mam rzadko, bo niepełnoletnia jestem jeszcze! ;(
dasz radę, przecież zdolna kobieta jesteś ;))
no! ;D]

Już gdy poznał, co znaczy patrzeć na Spencer, przerażoną jego zachowaniem, postanowił sobie, że nie pozwoli na taką sytuację nigdy więcej. Nie miała oglądać go rozgniewanego, wręcz opętanego szałem, nieopanowaną złością. To było złe i nie na miejscu, niezależnie od tego, co się działo - Leo wiedział o tym doskonale. Ale tak jak wtedy, gdy usłyszał z ust szwagra kilka słów, budzących cały ocean wściekłości i furii, tak samo teraz przejęły nad nim kontrolę negatywne uczucia, gdy to ojciec wypowiedział kilka niezwykle trafnych stwierdzeń. Bo nie mógł się z nim nie zgodzić. A to sprawiało mu ogromny ból i przerażało jednocześnie.
Nie chciał patrzeć na pogardę ze strony Spencer, której spodziewał się zaraz po fali strachu. Strachu przed nim. W środku niemal zwijał się z bólu, ale starał się zbyt wiele po sobie nie pokazać, bo przecież wszystko było w porządku, prawda? Powtarzał sobie uparcie, że nic się nie dzieje, że muszą tylko wrócić do Jamesa, bo na pewno wyczuwa, że jest sam, bo ich potrzebuje. Tak też zrobił - nie oglądając się na brunetkę przeszedł przez próg domu i zrzucił kurtkę, zsunął buty, by zaraz znaleźć się w salonie. Usiadł tuż przy kołysce syna, tak samo jak kilka godzin wcześniej, znów trapiony jakimiś problemami, znów zmartwiony, zły, podłamany. Zresztą - kiedy w jego życiu wszystko było w porządku? Prawie nigdy. Powinien się przyzwyczaić.
Podniósł na Spencer spojrzenie z pewnym wahaniem, zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Najbardziej prawdopodobna wydawała mu się złość, a nawet nienawiść, choć miał nadzieję, że nic takiego nie zobaczy w swoich ukochanych oczach.

[nie no, dzisiaj mi średnio idzie ;p]

Leo Rough pisze...

[trochę muszę ;D
troszeczkę... ;p tak ;D ;))
no dobra, niech będzie -.- ee, serio? myślałam, że nie jest aż tak źle ;p
ta, ale mi się nie chce! :/ ;p
właśnie ;p no ale zobaczy, że kuleję! coś będę musiała wymyślić, bo było naprawdę cudownie, a on się będzie tylko martwił tym, że się pokrzywdziłam, jak zwykle :/
cały rok! -.- chociaż wiesz, jak chodzę z barmanem, to czasem mnie nawet nie sprawdzają, więc pewnie mogłabym też na normalne imprezy chodzić, ale póki co aż tak mnie to nie kręci ;p
o właśnie! ja też tak mogę spróbować ;p]

Wszechświat spełnił jego prośby, a może to Spencer znów czytała mu w myślach, nieważne. Zalała go fala gorącej, rozluźniającej ulgi, a także wdzięczności, gdy dostrzegł na twarzy ukochanej uśmiech. Ten grymas na chwilę ukoił wszystkie jego lęki, uciszył wyrzuty sumienia, wygonił strach i rozproszył ból. Przez sekundę lub dwie znów było dobrze, nie istniał ktoś taki, jak Thomas Rough, nic złego się nie wydarzyło. Ale potem Spencer usiadła obok niego, a ciepło jej dłoni przywróciło nagle wszystkie tłumione uczucia. Wstrzymał powietrze, nie chcąc, by cokolwiek z nich ujrzało światło dzienne, ale nie potrafił udawać zbyt długo. Jego cierpienie było teraz fizyczne, tak silne, że serce biło mu szybko, chcąc wyrwać się z obolałej piersi. Musiał wyswobodzić się spod dotyku brunetki, by móc pochylić się i schować twarz w dłoniach, tłumiąc nudności. Na szczęście uczucie sensacji w żołądku minęło, ale Leo nie zmienił pozycji, znów nie potrafiąc spojrzeć Spencer w oczy.
- Nie wiem, po co przyjechał. - wymamrotał ochryple, by zaraz po tych słowach spiąć się nagle i wyprostować jak struna.
- Trzeba zadzwonić do Kat, powiedzieć jej, że jest w Murine. - rzucił, sięgając do kieszeni po telefon, ale gdy komórka już znalazła się w jego dłoni, zawahał się. Bez słowa podał ją Spencer, patrząc na ukochaną niemal błagalnie, wiedząc, że zrozumie. Nie miał teraz sił na rozmowę z siostrą, poza tym - nie chciał jej martwić. Na pewno wyczytałaby z jego głosu więcej, niż chciał jej przekazać.

[tylko troszeczkę ;p]

Leo Rough pisze...

[;p
no dobra, nie wkurzam się przecież teraz, nie? ;p
proszę bardzo :D spadaj! xD no właśnie, ale wiesz, Twoje są cudne! z niektórych zrobiłam już nawet takie domowe żarciki (tu chciałam podać przykład, ale nie pamiętam ;p) xD
skąd ja to znam, hę? ;) łączę się z Tobą w bólu! ;)) jedną noc tylko czy dłużej? zresztą nieważne - i tak dasz radę! masz mnie, nie? ;DD
tak, KLUJĘ xD ;p no wiem, wiem, coś wymyślę. w sumie widzimy się już jutro rano, więc żadne wypadki na wuefie nie wchodzą w grę ;p no właśnie, nie mogę mu zrobić krzywdy! + widzisz, nie jestem aż taką złą dziewczyną! xD
straszysz? ;p
tak, tak, ja POCZUĆ się w domu xD ale nie no, nie chce mi się, może jakieś zadania zrobię, ale resztę oleję ;p jutro będę siedzieć ;))
spoko, take your time ;) dobrze, prze pani! ^^]

Nie chciał martwić ani Spencer, ani tym bardziej Kat, tak wrażliwej na sprawy związane z ich ojcem. Przede wszystkim z całego serca pragnął zostawić dla siebie słowa, które padły z ust Thomasa, a które dotknęły go do głębi. Wręcz zmieniły go. Było to co najmniej nieprzyjemne wrażenie, natychmiast znienawidzone przez Leo, szczególnie po tym, gdy uświadomił sobie, że tylko on przeżyje to w ten sposób. Dla całej reszty słowa mężczyzny miały być bez znaczenia, łatwe do zignorowania. Wiedział jednak, że w nim zaczną gnić, rozkładać się, zatruwając go powoli, ale skutecznie. Czuł, że musi powiedzieć komuś o tym, co usłyszał, ale miał świadomość, że nie powinien, że nie chce, że wręcz nie może. Sam już siebie nie rozumiał.
To zagubienie wyraźnie odmalowywało się w jego zachowaniu. Gdy tylko Spencer wybrała numer Kat, Leo znów skulił się, chowając twarz w dłoniach, wplatając palce we włosy, jakby chciał je wyrwać. Kiedy w słuchawce rozległ się głos jego siostry, w zaskakującym nawet dla niego samego odruchu zerwał się z kanapy i zaczął okrążać salon, by w końcu zatrzymać się przy oknie. Z tego miejsca widział wąskie przejście między krzewami dzikiej róży, przez które przedarli się, gdy pierwszy raz przyszli razem do tego domu. Potem rzadko już wybierali tamtą furtkę i ścieżkę przez ogród, ale teraz wspomnienia na chwilę uspokoiły go. Tylko na chwilę, niestety.

Leo Rough pisze...

[nie zamierzam w najbliższej przyszłości, o ile nie powiesz na mnie, że jestem dziwna xD ;p
OK! ;p nie tylko ja się nabijam, ale to już taki szczegół xD ;p
haha, tak, na przykład pisanie ze mną :D o, no to spoko, nie zamęczą Cię! ;p aha, jasne, rozumiem ;)) właśnie ^^
haha xD no, dobra, spadłam ze schodów! ;p dzięki, spadaj ;p
ja się nie chcę starzeć! ;( ;p
e tam ;p możesz mnie zmuszać, szantażować, grozić, ale po prostu nie chcesz tego robić :D
;p]

Z jednej strony wiedział, jak bardzo martwi Spencer swoim stanem, jak bardzo ona to przeżywa, i z całego serca chciał jej tego oszczędzić, jednak jedynym na to sposobem byłaby ucieczka, na którą nie mógł sobie pozwolić. Miał świadomość, że źle by to odebrała, jak zwykle myśląc, że odchodzi od niej, nie: dla niej. Chciał ją chronić, ale powoli zagnieżdżała się na stałe w jego głowie myśl, że to nie jest wyjście, że tylko rani ją jeszcze bardziej, bo niepewność i strach to nic przyjemnego. A z drugiej strony naprawdę potrzebował, by zapewniła go, że żadne ze słów ojca nie jest prawdą, by przypomniała mu o tych rzeczach, które zrobił w życiu dobrze, bo on sam nie potrafił żadnej sobie przypomnieć. Dostrzegał tylko błędy i potknięcia, i braki własnego charakteru - niezdecydowanie, rozmazanie, z którym co prawda walczył, ale to nie było łatwe. Widział wszystko w czarnych barwach i potrzebował swojego promyczka, by przypomniała mu, że przecież ich świat odzyskuje już równowagę. Że wszystko się układa.
Z ulgą więc przyjął jej dotyk, bo jej bliskość w jednej chwili rozproszyła mrok, w którym z wolna się pogrążał. Był to jednak tylko przebłysk, bo zaraz potem wróciły wspomnienia tak świeże i tak bolesne, że aż znów stracił oddech. Skrzywił się, a potem pokręcił lekko głową, spuszczając głowę, nie mogąc zdobyć się na słowa, by odpowiedzieć na pytanie Spencer. A potem padły jej kolejne słowa, dokładnie te, których potrzebował; znów poczuł, że na chwilę świat przestaje drżeć. Odwrócił się od okna i podniósł wzrok na ukochaną, jednocześnie oplatając ją ramionami w talii i przyciągając do siebie. Na jego twarzy niemal nie było teraz emocji, tylko oczy pozostawały pociemniałe smutkiem i cierpieniem.
- Chcę tylko zapomnieć. - odparł cichym, ochrypłym głosem, ledwo powstrzymując się przed dodaniem "Chyba!", bo wtedy już na pewno Spencer nie dałaby mu spokoju.

["I była pewnego jedna..." - mój MISZCZ! xD ;p]

«Najstarsze ‹Starsze   801 – 1000 z 2348   Nowsze› Najnowsze»