OGŁOSZENIA

-

26 maja 2012

Truth or happiness. Never both.


Spencer Hoult Rough

Spencer Aria Lucy Weber Collins Hoult, 27lat, urodzona 27.04 w Murine Town. 
Z wykształcenia behawiorystka oraz interpretatorka mikroekspresji. Sporadycznie wykładająca na uczelni i pracująca w firmie zajmującej się mikroekspresją. Kiedyś zajmowała mieszkanie po dziadkach, które znajduje się w jednej z murinskich kamienic. Aktualnie lokum jest wynajmowane, a Spencer mieszka wraz ze swoim mężem i ich dzieckiem, James'em na obrzeżach Murine w ich wspólnym domu.
~.~
Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tu wróci. Przecież tak nienawidziła tej dziury, jak zwykła ją nazywać. Pamiętała jak bardzo cieszyła się, gdy rodzicie oświadczyli jej, że muszą się przeprowadzić i jak bardzo byli zdziwieni gdy z zadowoleniem pakowała swoje ulubione zabawki do torby. Siedmioletniej dziewczynce nie było szkoda Murine Town, domu, koleżanek i kolegów, których tutaj pozostawiała, bo tak naprawdę nie miała ich zbyt wielu. Niczego nie żałowała. No może było jej przykro, że pozostawia tu dziadków, ale przecież istnieją telefony, prawda? [...] Nie mogła uwierzyć, że mieszka w Londynie. W mieście swoich marzeń! Tutaj miała tyle możliwości! Nie to co tam.. To tutaj Spencer zaznała szczęścia; znalazła prawdziwych przyjaciół, poznała miłość swojego życia, dostała się na wymarzone studia, zdobywała doświadczenie w tym co uwielbiała – interpretowaniu uczuć wyrażanych poprzez mowę ciała.Co więc sprawiło, że powróciła do Murine Town po dwudziestu latach rozłąki? Nie wiesz? Och, to przecież takie oczywiste, że przygnała ją tu przeszłość. To ona spowodowała, że zaszyła się w swoim rodzinnym miasteczku. Ale nie powinno cię to zaskoczyć. Przecież każdy przed czymś ucieka.
~.~
Nie wyróżnia się w tłumie, nie stara się zwracać na siebie uwagi. Jest kobietą mierząc metr sześćdziesiąt o jadowicie zielonych oczach i włosach koloru ciemnej czekolady. Jej sylwetce, poza lekką niedowagą nie można nic zarzucić. Lekko zadarty nosek przyozdabiają delikatne piegi, które dodają jej uroku i na swój sposób odmładzają. To i jeszcze parę innych kwestii jak na przykład nieskazitelna cera jak u niemowlaka, duże oczy, sprawiają, że wiele osób przypisuje jej wiek o wiele młodszy niż w rzeczywistości ma.
Spencer jest osobą wrażliwą, choć zazwyczaj bardzo się z tym afiszuje, nie chcąc wychodzić na postać za bardzo podatną na urazę i zranienie. Skryta, zazwyczaj kłębi w sobie wiele uczuć, by nie dać nikomu satysfakcji z tego, że zadał jej ból.  Zalicza się do ludzi, którzy wyrobili sobie manię robienia wszystkiego jak najlepiej i najdokładniej oraz niesamowitej pracowitości, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że każdy błąd może znacznie zaważyć na jej przyszłości. Gdy wymaga tego sytuacja – niezwykle uparta, konkretna i nieubłagana. Ewidentna delikatność może wielu ludzi zmylić. Dość często przypisuje się jej plakietkę osoby naiwnej i łatwej w obejściu, jednak wrodzona zaradność i inteligencja chroni ją przed takimi osobnikami. Ma na to wpływ również jej wykształcenie, które bardzo łatwo pozwala jej rozszyfrować kłamstwa i niecne zamiary, choć od dzieciństwa miała do tego talent. Potrafi być mściwa i nieprzyjemna, choć na co dzień zalicza się ją do osób otwartych, uśmiechniętych i komunikatywnych, które lubią od czasu do czasu rzucić jakąś złośliwą uwagę. Pomimo tego, że Spencer jest przyjazna, bardzo szybko traci cierpliwość do ludzi przez co bardzo łatwo się irytuje. Trudno narzucić jej własne zdanie, gdyż w zwyczaju ma bronienie własnych racji, poglądów i ideologii do upadłego. Bywa marudna, wręcz nieznośna. Fanatyczka dobrych książek i filmów. Pasjonatka jazdy konnej i malarstwa. Fanka klasycznego rocka i bluesa. 







`Please let me take you
of the darkness and into
the light..`

W związku małżeńskim z Leo Rough'em. 









_________________________________________________
hello.

2 348 komentarzy:

«Najstarsze   ‹Starsze   1001 – 1200 z 2348   Nowsze›   Najnowsze»
Leo Rough pisze...

[ach, no i: TYSIĄC KOMENTARZY! czy mi się tylko wydaje, czy jesteśmy niesamowite/niesamowicie niesamowite/niesamowicie dziwne? xD]

Leo Rough pisze...

[OK, nie ma sprawy, rozumiem ;)) intensywny weekend, co nie? ;p Tobie również miłego poniedziałku, do spisania! :>]

Leo Rough pisze...

[to zależy, jakiego rodzaju dziwną rzecz zrobię. i w jakim sensie to napiszesz - tak bardziej, hm, pieszczotliwie czy czysto złośliwie ;p o złośliwość, oczywiście, Cię nie podejrzewam, ale w sumie - kto wie xD ;p
nie, Aga, nie rób mi tego! ja lubię Cię taką... otwartą! jak się zamkniesz, to już nie będzie literówek xD
no to super, bardzo się cieszę ;)
kulałam, niestety, ale mu powiedziałam, że to zmiana pogody i uwierzył, a co miał nie uwierzyć? ;p jak się robi zimno to zawsze mnie boli ;p / ale nie musiałaś tego podkreślać! -.-
do którego momentu, powiedz mi? bo ja czuję, że jak się skończy druga klasa, to się właśnie to dojrzewanie skończy ;p wiesz, ważne decyzje i te sprawy ;p
trochę Cię znam! ale w sumie nie wiem, domyślam się tylko :D
haha, ale przyznasz, że to było niezłe! nawet moi rodzice z tego zlewają, właśnie im to przeczytałam xD
tak, zdecydowanie! znaczy Ty jesteś, Twój tysiak! :D]

Naprawdę trudno mu było stać przy Spencer, słuchając jej głosu pełnego troski i przyjmując pocieszający dotyk jej rąk. Owszem, w jakimś stopniu pomagało mu to się uspokoić, powstrzymać szaleńczą gonitwę myśli, ale to nie zmieniało faktu, że nogi wręcz rwały mu się do ucieczki, a całe ciało pozostawało spięte, jakby czekało na cios. Bo wiedział, że wszystko do niego wróci, gdy tylko ukochana się odsunie, że ból znów stanie się nie do zniesienia. To właśnie strach przed cierpieniem paraliżował go. Miał jednak świadomość, że nie ma takiej możliwości, by mógł trzymać Spencer w ramionach przez kilka najbliższych godzin, dopóki wreszcie nad sobą nie zapanuje, dlatego gorączkowo szukał innego sposobu. Pamiętał, że zawsze może spróbować się wygadać, ale to była ostateczność. Przyszło mu do głowy coś innego, coś, co pomogło mu już wiele razy.
Odsunął się od brunetki z pewnym ociąganiem, nie chcąc tracić z nią kontaktu, ale nie mając też większego wyboru. Spróbował się uśmiechnąć, by choć trochę ją uspokoić, wiedząc, że martwi się o niego, ale nic z tego nie wyszło. Pochylił się więc i cmoknął czubek jej nosa, z całych sił starając się wyglądać, jakby wszystko już było w porządku. Jasne, Spencer i tak miała wiedzieć swoje, ale zawsze mógł próbować, prawda? Miał tylko nadzieję, że nie odbierze tego jako zagranie, które miało ją skrzywdzić, bo to było ostatnie, czego chciał.
- Pójdę pobiegać. - postanowił, na chwilę spuszczając wzrok, znów nieco zawstydzony swoją słabością, tym, że musiał wychodzić z domu, by poradzić sobie z samym sobą. - Poradzisz sobie sama? - zapytał, przesuwając opuszkami palców po policzku Spencer, a potem odgarniając jej za ucho kosmyk włosów.

[dzisiaj ja będę trochę w kratkę, bo muszę nadrobić to, czego wczoraj nie zrobiłam ;p]

Leo Rough pisze...

[wiem, wiem ;p haha, OK! ;D to ja się będę jednak pilnować... ;p
nie no, daj spokój! nie z Ciebie, tylko z Twoich cudownych literówek, za które Cię uwielbiam! <3 ;))
właśnie ;)) / wykorzystałaś to perfidnie! ;p
czytaj: faceci! ;p jak tak patrzę na mojego starego brata albo na jeszcze starszego szwagra, to zaczynam się zastanawiać, czy zatrzymali się w rozwoju na poziomie podstawówki, czy może, optymistycznie, gimnazjum! ;p
coś tam? więc powiedz mi coś więcej o sobie, już będzie "coś więcej"! xD spaadaj ;p
daj spokój, nie powiedziałam im, że to Ty! poza tym, to była najcudowniejsza pomyłka ever! :D <3
no w sumie :D]

Wiedział, że zawiódł ją, znów znikając w momencie, gdy pojawiał się problem. Zamykał się, pragnąc ją chronić, ale ona nie mogła tego rozumieć - widziała tylko, że odsuwa się od niej, oddala, a to sprawiało jej ból. I Leo miał tego świadomość, ale nijak nie potrafił jej i sobie pomóc. Przełamanie się do mówienia wydawało mu się najtrudniejszą rzeczą pod słońcem, ale nie dlatego, że nie potrafił otworzyć się przed Spencer - on w ogóle nie potrafił się otworzyć. Próbował już kilkakrotnie, za każdym razem odnosząc mniejszy lub większy sukces, ale zawsze potem wszystko wracało do dawnej normy, w której wieczory wypełniało mu mówienie o rzeczach nieważnych, o drobiazgach, które nic nie znaczą. Poważne tematy przerażały go; jego własne uczucia przerażały go. To dla Spencer czasem podejmował jakieś marne próby, bo była jego najlepszą przyjaciółką i jak przyjaciółka mogła mu pomóc. Chciała to robić.
Idąc po schodach na górę, potrafił myśleć tylko o tym, jakim jest kretynem, zatrzymując dla siebie słowa Thomasa. O ile łatwiej byłoby mu teraz, gdyby nie dźwigał ich ciężaru sam! Ale z drugiej strony przecież nie chciał obciążać niepotrzebnie pleców Spencer, przecież miały swój własny bagaż do niesienia. Zostało w nim już jednak to ziarenko egoizmu, gdy raz tylko pomyślał o sobie i swojej wygodzie, swoim spokoju - tym prawdziwym, pełnym. Gdy już zupełnie przygotowany do biegu, w pełni ubrany, a nawet rozgrzany schodził na dół, planując przemknąć przez hall tak, by nie dostrzegła go ukochana, coś w nim pękło. Nogi same poprowadziły go do salonu, choć zatrzymał się z dala od Spencer i śpiącego spokojnie Jamesa. Wahał się tylko chwilę.
- Powiedział, że przypominam mu jego samego z czasów, gdy urodziła się Mara. Że wyglądam na tak samo zagubionego i przerażonego, jak on był wtedy, i że to nie minie nawet po latach. Powiedział, że jestem taki sam, jak on. Że tkwi we mnie ta cholerna cząstka, która, tak jak jego, zmusi mnie do ucieczki. - wyrzucił z siebie, oddychając przy tym ciężko, jakby słowa wychodziły mu z gardła z trudem. Ramiona miał skrzyżowane na piersi, próbując obronić się przed wspomnieniami, bez skrępowania wdzierającymi mu się do głowy. Stał tak bez chwilę, dziwnie rozedrgany, choć nie poruszał się - to tylko jego głos, wibrujący i chropowaty, nadawał jego sylwetce to drżenie.

[o, a czemuż to panienka do szkoły nie idzie? te badania, tak?]

Leo Rough pisze...

[to zabrzmiało jak jakaś groźba! będziesz czyhać na mój błąd, tak? ;p
nie, nie wychodzi na to samo! xD niee, no coś Ty! przecież wiesz :* ;)
och, znikaj! ;p
haha, jak dobrze się rozumiemy! xD też racja ;p w takim razie połowa facetów w mojej rodzinie jest na poziomie podstawówki! bardzo pocieszające ;p
o, dlaczego? ;( nie możemy zagrać w 10 pytań albo coś? ;p / dobra, racja, NIE chciałabym ;p
no dobra, powiedziałam, że to Ty, ale bardzo im się spodobało :D a tamtej nie pamiętam! przypomnisz mi? ;> ładnie, pięknie, słodko proszę! :D
haha, jasne, spanie do późna zawsze spoko ;) dasz znać, jak tam wszystko wyszło?]

Sam nie wiedział z początku, na co liczył, gdy w końcu stanął przed Spencer i zaczął mówić o tym wszystkim, co tak bardzo go zraniło. Były to słowa dość proste, ale ich sens, ich przekaz w ustach ojca niezwykle mocno uderzył w Leo w tamtej chwili, a w miarę upływu czasu ból nie ustawał. Przypominał sobie ciągle na nowo syczący głos, chcący niszczyć, krzywdzić, rozdzierać na strzępy. Taki właśnie się czuł - rozłożony na kawałki, które już nie pasują do siebie, które trzeba będzie najpierw naprawić, jeden po drugim, a dopiero potem złożyć w dawną, harmonijną całość. To ojciec, mężczyzna, który powinien być mu bliski, który powinien go wychowywać, przez całe życie wspierać, zranił go, a to bolało bardziej niż cios z jakichkolwiek innych rąk. I Leo na chwilę znów zatracił w sobie pragnienie do odbudowy, bo zwyczajnie przytłoczyła go świadomość powtarzalności historii. Widział to po Marze, tak podobnej do ich matki, podobnie zdradzonej, podobnie teraz cierpiącej. Tak bardzo bał się, że James powtórzy historię jego życia! Teraz wiedział, że nie byłby w stanie odejść, nie mógłby tego zrobić, bo za bardzo kochał Spencer i ich syna, by tak okrutnie ich skrzywdzić, jednocześnie najboleśniej raniąc też siebie. Ale nie ufał już facetowi, w którego zmienił się w ciągu ostatnich miesięcy. Facetowi, który cierpiał w samotności, który niemal nie istniał dla świata, który usunął się w cień, a potem zapragnął tam zostać. To nie był on. A co, jeśli taki właśnie zostanie?
Nie powiedział jednak ani słowa z tych, które cisnęły mu się na usta. Znów zachował dla siebie swój ból, swoje lęki, bo zrodziła się w nim obawa, że Spencer może je podzielić. Nie wiedział, co mógłby zrobić, gdyby i ona przestała mu ufać! Skoro sam nie potrafił sobie uwierzyć, jak ona miała to robić? A Leo nie mógł stracić jej i Jamesa, to byłby jego koniec, jego klęska. Była taka dobra... Słuchał jej, stopniowo rozluźniając się, ale tylko pozornie, bo tak właśnie działała na niego jej bliskość. Jego ciało, wcześniej spięte, sztywne, teraz odprężyło się, ale jego myśli nie zwolniły swojego biegu, nie uspokoiły się. Wciąż miał w głowie bałagan, szaleństwo. I póki co nawet Spencer i jej cudowne, kojące słowa nie mogły go do końca opanować. Tylko na chwilę stłumiły lęk.
Nie powiedział jej wszystkiego.
Nie powiedział o głosie, ostrym jak brzytwa, przeradzającym się w złowrogi syk. Przemilczał chwilę, w którym szyderczy śmiech mężczyzny wypełnił jego uszy, sprawiając, że zadrżał. Nie wspomniał o triumfie, widocznym w znienawidzonych oczach, o dłoniach uformowanych w szpony, o gryzącym dymie papierosa wydmuchiwanym wprost w jego twarz. Nie powiedział jej o obietnicy Thomasa. Miał wrócić.
- Niedługo będę. - wychrypiał tylko przez gardło ściśnięte emocjami, a potem wyswobodził się z objęć Spencer. Czując na plecach jej spojrzenie, skierował się do drzwi; szedł powoli, ze spuszczoną głową i dłonią ułożoną na palącym, dziwnie obolałym karku. A potem wsunął na nogi buty i już go nie było.

Leo Rough pisze...

[haha, OK! ;p
oj, nie upieraj się! Ty i Twoje literówki to dwie osobne instytucje! zapamiętaj to sobie ;) / no weź, jasne, nie: jaasne! bo to wygląda, jakbyś nie wierzyła! :/
trzeba się przyzwyczaić, tak? no tylko wiesz: czterech facetów w rodzinie, z czego jednego można zaklasyfikować jako w miarę dojrzałego, a jest to mój tata, która właściwie też zachowuje się jak dziecko czasami! xD dobrze, że mam w domu kobiety w przewadze! ;p
nie no, daj spokój, nabijałam się tylko! ;p wiem, że wcale Ci się ten pomysł nie spodobał xD / haha ;p
to takie drobne kłamstewko dla Twojego dobra było, Kochana! wczoraj sama mnie do podobnego namawiałaś ;p a, spoko, sama sobie to jakoś znajdę :D ;p wiem, jestem zła i niedobra, przepraszam :(
OK!
a tak w ogóle, to Twój komentarz prawie zwalił mnie z wypełnionych oparami chemii i rosyjskiego nóg, więc nie odpiszę już dzisiaj - postaram się o to jutro, by dorównać Ci poziomem :D teraz jeszcze siadam do nauki, bo trochę mi tego zostało, więc wyłączam już kompa. postaram się pojawić jutro jak najwcześniej, bo prawdopodobnie wieczorem wychodzę - powinnam być pomiędzy trzecią a piątą/szóstą, a potem koło/po dziesiątej ;)) wybacz, że znów zostawiam Cię bez odpowiedzi, ale raczej nie napisałabym niczego sensownego. 3m się ciepło :*]

Leo Rough pisze...

Nie spodziewał się, że Spencer pobiegnie za nim, próbując go zatrzymać, bo doskonale wiedziała, że Leo potrzebuje chwili samotności, że sam musi przynajmniej spróbować uporać się ze swoimi demonami. Poza tym w kołysce w salonie spał James, mogąc się w każdej chwili obudzić z głośnym krzykiem, którym domagał się będzie jedzenia, przebrania pieluszki lub po prostu odrobiny ciepła, bliskości, a wtedy mama powinna być przy nim. Wiedział, że nie może się ruszyć, ale podświadomie spodziewał się, że przynajmniej zawoła go, próbując zatrzymać, upewnić się, że nie myśli o zrobieniu żadnego głupstwa. Gdy jednak wyszedł z domu w zupełnej ciszy, nie poczuł nic - stłumił tylko nieznacznie ukłucie żalu. A potem, tuż za bramą, rzucił się biegiem w kierunku lasu, planując pokonać swoją ulubioną trasę przez malownicze zakątki Murine. Dobiegł jednak tylko do końca ulicy, wtedy zmienił zdanie i skierował się na łąki, jeszcze w większości szare i pozbawione wyrazu, z kiełkującymi nieśmiało źdźbłami trawy. Biegł po nierównych ścieżkach, potykając się i gubiąc krok, ale czerpiąc tym większą satysfakcję z wysiłku, czym większą trudność mu sprawiał. Ból w płucach, nasilający się przy każdym kolejnym wdechu, niemal odbierał mu zdolność myślenia, ale nie zatrzymywał się. Mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, stopy wydawały się być odłączone od ciała, ale brnął dalej, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że w którymś momencie zboczył z trasy i wbiegł w niską, wilgotną po niedawnym deszczu trawę. Ziemia pod nią była miękka i śliska, woda wlała mu się do butów, ale tym również się nie przejął. Musiał biec, by wyzbyć się lęku, by zmienić ból psychiczny na ten fizyczny, gdy ciało odmawiało mu współpracy. Kończył z rozmazaniem, jak sobie powtarzał, ostatecznie się z nim rozprawiał. Ale w momencie, gdy cierpienie płynące z obtartych stóp i zakwaszonych mięśni niemal zmusiło go do krzyku, woda pod jego stopami stała się głębsza, w jednej chwili stracił równowagę i wpadł w dół wypełniony deszczówką, rozbryzgując wokół siebie błoto, które zalało mu też oczy, wpadło do ust. Zaczął kaszleć i krztusić się, przecierając twarz rękawem bluzy, który jakimś cudem został czysty. Poza tym nie uchował się na nim ani jeden kawałek materiału, który nie byłby poplamiony błotem. Leo jednak zaraz zerwał się i powrócił do biegu, nie przejmując się ogarniającym go zimnem, piekącymi, poobcieranymi stopami ani bólem w piersi. Po prostu parł przed siebie, teraz już nie zważając na przeszkody, przewracając się i potykając jak dziecko, które dopiero uczy się chodzić. Aż w końcu upadł po raz kolejny z rzędu i już nie był w stanie się podnieść, wyczerpany do granic możliwości, z mięśniami drżącymi z wysiłku i płucami, które niemal nie były już zdolne złapać oddechu. Powoli jego organizm wracał do równowagi, ale w tym czasie niebo zdążyło znów zasnuć się chmurami, ciężkimi, granatowymi kłębami, które niosły deszcz. Zanim Leo wstał, otrzepując ubranie z wyschniętego błota i źdźbeł trawy, deszcz zaczął padać. Nie był już w stanie biec, właściwie ledwo szedł, bo upadając za którymś razem zranił ramię, które teraz krwawiło, a czerwona maź przesiąkała przez rękaw bluzy. Ciepło promieniowało od rozbitego łokcia i tylko deszcz przynosił mu cień ulgi.

Leo Rough pisze...

Wszedł do domu, planując wykąpać się w łazience na dole, dzięki czemu nie musiałby przechodzić nawet w pobliżu salonu, gdzie spodziewał się zastać Spencer. Gdy jednak przekroczył próg, do jego uszu nie dotarły żadne dźwięki - znak, że parter był pusty. To nasunęło oczywisty wniosek, że oboje wraz z Jamesem są na górze w jego pokoju, gdzie chłopiec śpi albo jest usypiany. Leo najciszej, jak potrafił, wszedł po schodach na górę, a potem skierował się do sypialni. Nacisnął na klamkę, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że popełnił błąd. Spojrzał na Spencer jedynie przelotnie, ale to mu wystarczyło, by zarejestrować jej zaczerwienione od płaczu oczy i malujące się w nich zmartwienie. Zagryzł wargę i wszedł do pokoju, chowając przed wzrokiem ukochanej zranioną rękę. Wybąkał jakieś ciche, zdawkowe "cześć", a potem przemknął przez sypialnię w stronę łazienki, po drodze zbierając pierwsze lepsze, leżące na wierzchu ubrania.

[nie czytaj ;p
oj, Ty niedobra! ;p naprawdę nie możesz mi po prostu uwierzyć na słowo? Kochanie... :D / wiem, cichaj! okłamuję samą siebie, że miało być inaczej! xD
haha, to się ciesz, nie musisz walczyć z dodatkowym gimnazjalistą czy coś ;p ale rozumiem, o co Ci chodzi ;))
wiem, wiem, pamiętam! ;))
oj no, dobra, nie czepiaj się xD żadnej podpowiedzi? ;> no weź, przeprosiłam już, nie? ;p
ja to ze szczerego serca pisałam, Moja Droga! Twój komentarz jest świetny, na pewno lepszy, niż to coś powyżej (jak zaczynałam, to na klawiaturze literek cyrylicy szukałam, więc sama rozumiesz ;p)! no dobrze, więc ja mam obsuwę i nie odpiszę już teraz na Krakowie, ale wieczorkiem będę wcześniej. może nawet za godzinkę, dwie uda mi się zajrzeć i odpisać, kto wie? ;)) w każdym razie - do spisania jakoś później! ;))]

Leo Rough pisze...

["wyjęła usta w zadowolonym uśmieszku"; "zatocza parkingowa"; "brutalne reale"; "zlękniony wzorek"; wspomniane "niepodłe dni" - tyle znalazłam na pierwszych dwóch stronach ^^ :D tak btw xD
OK! ;p
zdarza mi się ;p właśnie, tak ładnie piszę o Tobie (do Ciebie), a Ty mi mówisz, że tylko teoretycznie mogłabyś mi uwierzyć? ranisz mnie... ;( / spadaj! ;p
haha, no raczej :D
a jaki jest Twój ulubiony film? ;> wiem, właśnie o tym samym pomyślałam, ale w sumie teraz nie wiem, czy dam radę. rodzice coś burzą, że mam dużo nauki i taki wyjazd to nie w normalnym tygodniu mam planować -.- zobaczymy jeszcze, zostało trochę czasu, nie? ;))
patrz wyżej :D hihi ;p sama znalazłam, jestem zajebista! :D / och, no dobra, jak się chcesz na mnie złościć, to proszę bardzo, ale nie pisz potem, że czegoś ode mnie chcesz! :/ ;p
proszę :D no wiesz, ja bardzo krytycznie do tego podchodzę! ;p o, no to świetnie! ja znikam jeszcze. ale jestem padnięta... -.-
mów, jak poszły badania!]

Leo nie spieszył się ani trochę z doprowadzaniem swojego ciała do porządku. Nie widział żadnego powodu, dla którego miałby to robić, bo stojąca pod drzwiami Spencer tylko go zniechęcała. Słysząc jej głos, z którego bez trudu odczytał nie tylko troskę i zmartwienie, ale też złość, miał ochotę zostać w łazience choćby i całą noc, jeśli zajdzie taka potrzeba, bo nie będzie mógł przemknąć obok niej niezauważony. Nie potrzebował więcej zmartwień, a rozmowa z ukochaną nie mogła mu teraz przynieść niczego innego. Swoją ucieczką skrzywdził ją, jak zawsze, więc nie byłby w stanie znieść jej bólu i tego gniewu, skierowanego już tylko w niego. To on jest winny wszystkiemu, co wydarzyło się po wyjeździe ojca, tylko on. I to go dręczyło.
Obtarte, stłuczone ramię dawało o sobie znać, gdy próbował pozbyć się przemoczonych ubrań. Pociemniały błotem i wodą strój do biegania w końcu wylądował na podłodze, a Leo bez wahania wszedł pod prysznic, rozkoszując się oczyszczającym, dodającym sił ciepłem. W jednej chwili ból i zmęczenie odeszły, zniknęły. Liczyła się tylko przyjemność płynąca z dotyku silnego, gorącego strumienia na ciele, z ostrego zapachu mydła, z łatwości, z jaką teraz przychodził mu każdy oddech. Ale ten stan nie mógł trwać wiecznie - w którymś momencie wróciło do niego wszystko to, co uczynił swojemu wycieńczonemu organizmowi. Rana na ramieniu wciąż krwawiła, bawiąc wodę w brodziku na jasną, mdłą czerwień; pęcherze na stopach rosły, nie pozwalając mu ustać dłużej w miejscu, dokuczając mu bardziej, niż mógłby przypuszczać. Całe ciało piekło go i szczypało, jakby miał uczulenie na wodę. W końcu, dziwnie rozdrażniony po tym prysznicu, który miał mu przynieść ulgę, wyszedł na lodowato zimną posadzkę, której chłód przyniósł natychmiastową ulgę obolałym stopom. Szkoda, że nie istniała tak szybka pomoc na jego okaleczoną duszę. Zaczął wycierać się i ubierać, teraz robiąc to najciszej, jak potrafił, by móc nasłuchiwać dźwięków z sypialni. Usłyszał krzątanie się, więc natychmiast spowolnił swoje ruchy, przez dobrych kilka minut wciągając na lekko wilgotne nogi czyste spodnie. Ale w końcu nie było już nic więcej do zrobienia, a gdyby po prostu został w łazience, siedząc bezczynnie na parapecie, czekając na wybawienie, sam czułby się ze sobą źle. Więc zebrał w jeden zgrabny, ciasny pakunek zabłocone ubrania, planując od razu wcisnąć je do pralki, a potem opuścił zaparowaną łazienkę, ciągle boso, bo zakładanie czegokolwiek na tak obolałe stopy było ponad jego siły.

Leo Rough pisze...

[kochasz mnie! :D
;p
w gruncie rzeczy zawsze jestem dobry człowiek, tylko skromnie mówię, że mi się to zdarza ;p wcale nie! pisałabym tak zawsze, gdyby nie to, że pomyślałabyś sobie o mnie, że jestem nawiedzona (dziwna? xD), także się ograniczam do specjalnych okazji ;p nie, nie jesteś! (znaczy pokazuję, że ja jestem ta dobra ;p) / nie wierzę, ale to mi pasuje ;p
serio pytam! ;) / ja się też nastawiałam, Aga, także jeszcze będę z nimi walczyć, nic się nie bój ^^ w końcu obiecałam Ci zapiekankę, nie?! :D
haha ;p / no dobrze, już nie będę tak pisać! to nie jest jakiś mój zwyczajny tekst, tak mi się wymsknęło, wybacz! :* to może tak: złość się, a ja i tak Cię jeszcze przeproszę! może być? ;p
przez całe popołudnie pomagałam siostrze przygotować się do castingu - ćwiczyłyśmy piosenki, fragmenty prozy i wiersze do recytacji, a potem jeszcze robiłyśmy ćwiczenia z oddechem i w ogóle ;p to się wydaje takie super, łatwe i przyjemne, a już szczególnie, że to nie ja się przygotowuję, ale tak mnie głowa boli, że aż mi ją rozsadza, a gardło mam tak zdarte, że nie umiem mówić ;p
o, no to świetnie, że wszystko w porządku. jasne, trzeba kontrolować te Twoje wyjątkowe oczęta, nie? ;)]

Poczucie winy uderzyło w niego gwałtowną falą, niemal zwalając go z nóg, gdy tylko zobaczył twarz Spencer, jej podpuchnięte, pełne smutku oczy, z których z łatwością wyczytał, jak wielką krzywdę jej zrobił. Nie wiedział, czym dokładnie, co ubodło ją najbardziej, ale to nie było ważne. Znów zawalił, znów był winny. Nie do końca jednak rozumiał zachowanie ukochanej, bo nie potrafił znaleźć w sobie nic, co mogło doprowadzić ją do takiego stanu, w którym łzy niemal zmieniły jej twarz. Już nie chodziło o zaczerwienione obwódki oczu ani o podrażnione pocieraniem policzki, ale o widoczny w rysach smutek. Dawno nie widział jej tak przygnębionej, zdołowanej. Zawsze to ona zarażała entuzjazmem, to ona była pełna energii, to ona ratowała sytuację, nawet, gdy Leo nawalał. A właściwie jedynie wtedy, bo jej niemal nie zdarzały się potknięcia, pomyłki.
Teraz jednak nie potrafił myśleć o tym, jak jej pomóc, bo głowę zapełniały mu strzępy wydarzeń z całego dnia. Usiadł na brzegu łóżka, gdy tylko Spencer zniknęła z jego ubraniami, żegnana krótkimi "dziękuję" i "dobrze", a potem schował twarz w dłoniach, nagle nie potrafiąc nawet złapać oddechu. Uspokoił się, gdy tylko usłyszał na schodach kroki, a wtedy znów ogarnęły go palące, gwałtowne wyrzuty sumienia. Stracił rachubę, ale i tak czuł się winny w ten najpaskudniejszy sposób, gdy ciemna dziura ziała w jego piersi, wciągając jakiekolwiek pozostałości optymizmu, nadziei, czegokolwiek dobrego, pozytywnego.
Poddał się zabiegom Spencer z kolejnym cichym "dziękuję" na ustach, gdy zaczęła wyciągać z apteczki małe paczuszki, skrywające gaziki, bandaże, tubki żelu odkażającego, a potem zajęła się otarciem na jego ramieniu. Patrzył na jej dłonie, sprawnie zajmujące się dość głębokim rozcięciem i szeregiem mniejszy ranek, które zniknęły w końcu pod opatrunkiem. Leo nie był pewien, czy to było konieczne, ale nie zamierzał protestować. Znów podziękował, sprawdzając jeszcze, czy nie uszkodził łokcia. Mimowolnie syknął cicho, gdy zgiął rękę, czując przy tym skurcz i promieniujący na całe ciało ból. Nie mógł się jednak skarżyć, bo sam był sobie winien, więc po prostu ułożył rękę luźno wzdłuż boku, wmawiając sobie, że to wszystko minie. A potem spojrzał na Spencer ze smutkiem, otwierając usta, w których jednak nie wydobyło się ani jedno słowo.

[muszę się trochę pouczyć, więc Kraków już sobie odpuszczę, a tu odpiszę, jak coś ogarnę ;)]

Leo Rough pisze...

[OK, ciii :D
no wiesz co?! jak mogłaś?! xD
spodobałoby Ci się, Słońce? :D więc niech będzie, wszędzie będę wpychać słodkości, Myszko, pasuje? ;p / haha ;p o nie, znowu spieprzyłam? -.- ;p / a to dlaczego? co się stało? / dobra, zaplątałam się, już nie wiem, o co chodzi xD
a ja nie mogę na filmy patrzeć! ewentualnie ostatnia część była znośna, ale poprzednie mnie niesamowicie irytują ;p książki to zupełnie inna bajka! :D a co do reszty - rzeczywiście mogłyby coś o Tobie te filmy powiedzieć, wiesz? nie będę się bawić w psychologa, ale jakbym tak siostrę zawołała... xD a ja? ja chyba nie mam ulubionych filmów. milion razy oglądałam Sweet November, lubię Czarnego Łabędzia, Pianistę, ale to chyba tyle ;p / tak, tak! jeszcze kepap i mogę wracać do domu, nie? xD
przepraszam, przepraszam, przepraszam...
no ba! recytowała mi Szymborską i Herberta, i Leśmiana, a ja tylko siedziałam i się rozpływałam, i krzyczałam, że źle mówi! xD chce się dostać do teatru edukacyjnego dla dzieci, coś w tym stylu ;p wiem! dzięki ;))
... ale nie miałaś! :)) w ogóle strasznie to wszystko brzmi, nie? ;p]

Zdecydowanie przesadził, decydując się na tak długi i wyczerpujący bieg, przez który teraz mógł tylko cierpieć. Wysiłek fizyczny tym razem nie pomógł, może jedynie na chwilę zamknął gniew w obolałych mięśniach i piekącej skórze, ale nie pozbył się go na stałe. Był więc bezcelowy, wręcz mógł zaszkodzić Leo i nie tylko jemu. Należała mu się kara za własną głupotę, ale wymierzał ją sobie już sam, zadręczając się wyrzutami sumienia. Najdotkliwiej jednak odczuwał smutek Spencer, bo to on poruszał najważniejsze struny w jego sercu. Wręcz nie mógł na nią patrzeć, ale z drugiej strony chciał dostać tę zasłużoną karę, chciał poczuć jej ból, katował się nim. Tylko dlaczego kosztem jej, niewinnej?
Nie mówiąc znów ani słowa, przyjął od brunetki kubek z gorącą herbatą i po chwili wahania zaczął upijać małe łyczki parzącego napoju, który natychmiast rozgrzał go od środka, rozlewając się po ciele rozkoszną falą. Cisza była wygodna. W ciszy słychać było tylko stukanie deszczu o okienne parapety, szum wiatru, odległe dźwięki domu. W ciszy nie istniały rany, przynajmniej na chwilę. Ale nagle Leo zauważył, że się pomylił, bo ta cisza wcale nie była tak idealna, jak mu się wcześniej wydawało. Dom miał w sobie więcej głosów, niż mógł się spodziewać, ale już nie chodziło tylko o to. Niespodziewanie zaczął słyszeć takie drobiazgi, które nie docierały do niego nigdy wcześniej - cichutki, równy oddech Spencer, szelest jej ubrań, a nawet niemal niesłyszalny odgłos jej palców, sunących po jego skórze, to wszystko bolesne i piękne jednocześnie.
- Nie. - odparł odrobinę zbyt pospiesznie, tuż po tym, jak na pytanie kobiety omal nie zareagował wzruszeniem ramion. Jeszcze bardziej się za to znienawidził, a ukłucie złości uderzyło w jego wnętrzności z nową siłą. Opanował się szybko, wzdychając cicho i spoglądając w końcu w kierunku Spencer.
- A ty? - bezmyślnie odbił pytanie, zaraz krzywiąc się lekko, gdy własne słowa rozbrzmiały mu w uszach. Zabrzmiały strasznie. - Połóż się, ja pójdę do Jamesa. - dodał zaraz, decydując się znów na ucieczkę. Nie był pewien, dlaczego zapytała, ale spodziewał się, że to wszystko - lekki dotyk jej palców, niespodziewana bliskość, cichy głos - to tylko wstęp do poważnej rozmowy, którą planuje. A na nią Leo nie był gotowy. Wolał spędzić trochę czasu z synem, choćby i miał zasnąć na fotelu w jego pokoiku, byle tylko uniknąć rozmowy ze Spencer, która przecież i tak musiała się odbyć prędzej, czy później.

[nic już nie widzę, więc lepiej pójdę spać, bo jeszcze zacznę robić literówki... xD dobranoc, pchły na noc! ;))]

Leo Rough pisze...

[;p
no dobra, wybaczam ;))
nie będę, Myszko :D / -.- / ale dalej mi nie powiedziałaś, co się stało, wiesz? zrozumiałam, że o czymś zapomniałaś. ale skoro ona mówi, że to nic takiego, to pewnie tak właśnie jest, a Ty się niepotrzebnie zadręczasz, Aga! / nie, napisałam, że Ci nie wierzę i to mi pasuje ;p w sensie że wiem, że i tak nie "spadniesz" xD
mogę się w sumie z tym zgodzić. tylko bez lektora! xD oczywista oczywistość, oczywiście! ;p dobra, już dobra, kończę z tą moją wieczną analizą ;p ale w 10 pytań i tak kiedyś zagramy :D ^^ / to o tej kobiecie z rakiem ;p no właśnie, Czarny Łabędź działa na człowieka, nie? ale rozumiem, że może się aż tak bardzo nie podobać ;)) / xD
przepraszam? uff, co za ulga! :D
przekazałam ;))
ale dałaś radę, dumna jestem z Ciebie! :D właśnie ;p
nie ;p no widzisz, czekał już na mnie! ale fajno! ^^ ;)) :*]

Atmosfera pomiędzy nimi znów w jednej chwili zmieniła się zupełnie, jakby ktoś z zewnątrz plątał ich myśli i wzbudzał w sercach niepokój. Leo wyczuł to natychmiast, tak samo szybko orientując się, że to znów jego wina. Bo to on uciekał w chwili, gdy Spencer najwyraźniej przygotowywała się - albo do rozmowy, albo do kolejnych słów pocieszenia, może do czegoś innego. To nie było ważne, on nie był gotowy na nic z tej niekończącej się listy. Dłoń ukochanej zniknęła, a on poczuł, że powinien zareagować inaczej, bo znów zranił ją. A może po prostu przypomniało jej się, że jakiś czas temu była na niego zła. To też nie było zbyt istotne, nie dla wyczerpanego, zdołowanego Leo, który myślał już tylko o odrobinie ciszy, spokoju, o śnie.
Wstał chwilę po tym, jak Spencer podniosła się z łóżka, ale nie ruszył do drzwi. Wyglądało to raczej, jakby chciał ją zatrzymać, przytrzymać przy sobie, objąć, po prostu coś zrobić. Zamiast tego jedynie obracał w dłoniach kubek z resztką herbaty, wpatrując się w swoje palce. Na chwilę tylko podniósł wzrok, gdy usłyszał głos ukochanej, ale tylko skinął głową, nie mogąc się zdobyć nawet na komentarz do drugiej części jej wypowiedzi. Powinien się ucieszyć, zapewnić, że skoro znów udało jej się nakarmić Jamesa, to już wszystko na pewno będzie dobrze. Ale nie potrafił, więc tylko znów pokiwał ponuro głową, a zaraz potem wyszedł, kierując się w stronę pokoiku syna.

[wiem, że strasznie krótko, ale źle spałam tej nocy i muszę to nadrobić - mam w planach drzemkę ;) także nie odpiszę na Krakowie teraz, ale pojawię się tak, jak Ty, koło 18 i wszystko nadrobię ;))]

Leo Rough pisze...

[złapałam wirusa i muszę się nim natychmiast zająć, więc znikam na czas pełnego skanowania komputera, czyli jakieś dwie godziny -.- ja to mam pecha z tym moim Kubą, nie? tyle co wrócił z naprawy, a tu znowu coś -.- porób coś produktywnego, a jak wrócę, to sobie nadrobimy wsjo! :D]

Leo Rough pisze...

[ale nie tylko ja, to mnie trochę pociesza! wiesz co, to skanowanie jeszcze trwa, ale udało mi się zrobić tak, żebym mogła normalnie z internetu korzystać ;p znaczy z siorą żeśmy to wykombinowały, bo w ogóle podziało się tak, że najpierw miała ona tego trojana, a godzinę później - ja! a jakie to cholerstwo złośliwe! -.- może słyszałaś: coś z cyberpolicją, grzywną, już sama nie wiem, co mi tam jeszcze wyskoczyło. a ile się strachu najadłam! -.- ;p
i jak biologia? ;> ja w sumie też mam trochę nauki, ale mi się nie chce ;p
znaj me dobre serce! :D
prawda, Bąbelku? ;> / ! -.- / nie zanudzasz, przecież wiesz! o, doskonale rozumiem, jak się czujesz! jasne, że się tym gryziesz, ale żeby od razu czuć się jak najgorszy człowiek na świecie? nie ma powodu! uważam, że pamięć o urodzinach tak naprawdę o niczym nie świadczy, a życzenia liczą się nawet te spóźnione! wiem, bo jestem na świeżo po swoich i nawet sms, który przyszedł tydzień później sprawił mi ogromną frajdę, nawet większą, niż niektóre życzenia z dnia urodzin ;) a kumpeli odpracujesz to pięknymi życzeniami na święta, na Nowy Rok, na następne urodziny... ;))
no chyba! xD
w sumie ja też nie ;p o, to super :D zapamiętam to, wykorzystam na swoją korzyść... kiedyś :D / no coś takiego ;) a potem była taka piękna scena z szalikiem... <3 ;))
w piątek. przez to towarzyszy mi teraz ciągle "Uciekaj moje serce" i "Ludzie psy" xD
dokładnie ;p ;))
ja nie bywam złośliwa! ;p wiem! :D
w końcu nie zaliczyłam tej drzemki, bo te wirusy nas zaatakowały ;p ucz się, ucz! ;))]

Leo Rough pisze...

James, tak jak przewidziała to jego mama, spał spokojnie, nie potrzebując wcale opieki czy towarzystwa. Niemal nie poruszał się, tylko jego klatka piersiowa unosiła się i opadała rytmicznie pod kołderką, a cichy szum jego oddechu nie przedzierał się przez gwałtowny huk kropel deszczu, uderzających w dach. Leo jednak uznał, że musi usłyszeć ten dźwięk, tak słodki, tak miły dla ucha, więc zajął miejsce tuż przy łóżeczku syna zamiast w wygodnym fotelu stojącym w kącie, dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś wyrysował wraz z Leną kształt siedziska, a ona podpisała go swoim doskonałym, pełnym zawijasów charakterem pisma. Ciągle pamiętał ten napis, słodkie słowa, a także to, jak ze Spencer weszli do tego pokoiku po raz pierwszy. O całej reszcie zapomniał. Teraz jednak zaczął wspominać, a właściwie próbował dojść do tego, jak udało mu się wyprzeć z pamięci mniej przyjemne fragmenty z tych kilku miesięcy, które spędził ze Spencer. Te dawniejsze niemal zupełnie przestały mieć znacznie, ale co miał zrobić z tymi świeżymi? Ciąża, Tony, Thomas - a to tylko te największe plamy, ubarwione jeszcze towarzystwem wielu mniejszych. Nie wiedział, jak zdoła je zmazać lub ukryć.
Siedząc tak na zimnej podłodze przy łóżeczku Jamesa, który ciągle spał spokojnym, mocnym snem, słuchając jego oddechu i widząc drobne, kruche ciałko syna, wreszcie zdołał się uspokoić. Nic wcześniej nie przyniosło mu takiej ulgi, jak tych kilka chwil spędzonych ze śpiącym maluszkiem - ani słowa Spencer, ani bieg, ani gorący prysznic i tłumaczenie sobie, że da się o wszystkim zapomnieć. Dopiero James uratował go przed szaleństwem. Ale gdy Leo, już opanowany i z ukojonymi nerwami, chciał wreszcie wrócić do sypialni, by sprawdzić, czy i z jego ukochaną jest wszystko w porządku, chłopiec obudził się. Przeczuwał, że zostanie sam, co niesamowicie rozbawiło mężczyznę, gdy dostrzegł, że płacz Jamesa ustał dokładnie w momencie, gdy wziął go na ręce. Nie potrzebował zmiany pieluszki, nie był głodny - chciał tylko, by ktoś był przy nim. Więc Leo ukołysał go, nucąc cicho jakąś wymyśloną na poczekaniu, łagodną melodię, a potem położył go do łóżeczka, starannie poprawiając kołderkę. Jeszcze przez chwilę tkwił przy nim, gładząc opuszkami palców meszek na głowie chłopca, a potem wyszedł, zostawiając szeroko otwarte drzwi.
W sypialni zamarł na chwilę, dostrzegając puste łóżko ze skotłowaną pościelą. Najpierw odezwał się w nim irracjonalny lęk, że Spencer odeszła. W panice rozejrzał się po pogrążonym w mroku pomieszczeniu, ale nigdzie nie dostrzegł śladów pospiesznego pakowania, więc na chwilę uspokoił się. Ale zaraz potem znów coś ścisnęło go w dołku, gdy pomyślał, że jego ukochana nie może spać przez niego. Z zagryzioną wargą usiadł na brzegu łóżka, czekając na nią, ale gdy kilka chwil później ciągle jej nie było, postanowił zejść na dół i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Zawahał się jednak, zatrzymując się w progu, bo nagle pomyślał, że Spencer wcale nie chce go widzieć. Wrócił więc na swoje poprzednie miejsce, z zamyśleniem pocierając skronie i przeczesując ciągle wilgotne włosy palcami.

[blee. na Krakowie nie odpisuję na razie, bo trochę rozbita jestem, może się później zbiorę. wybaczysz?]

Leo Rough pisze...

Zaczynał się coraz bardziej niepokoić, gdy mijały kolejne minuty, a Spencer ciągle nie było. Powstrzymywał się jednak przed zejściem na dół, bo nie chciał jej narzucać swojej obecności, nie po tym, co zaszło tego dnia. Albo: nie po tym, co nie zaszło. Z westchnieniem skulił się, chowając twarz w dłoniach, nie potrafiąc przywrócić sobie tego spokoju, który dała mu bliskość synka. Zawsze w ten sposób działała na niego ukochana, kojąc wszystkie lęki, tłumiąc obawy, ale przecież teoria o magii bycia blisko w fizyczny sposób nie dotyczyła tylko ich - sprawdzała się także, jeśli chodziło o Jamesa, a Leo przekonał się o tym najlepiej. Nie było to jednak trwałe, bo przecież sam widok pustego łóżka ożywił w nim chwilowo uśpione wyrzuty sumienia i strach. Miał świadomość, że tylko Spencer może go na stałe wyciągnąć z tego mroku. Pytanie tylko: czy ona wciąż tego chciała?
Z zamyślenia wyrwały go kroki na schodach i cichy, ledwo słyszalny stukot łyżeczki o ściany kubka. Domyślił się, że Spencer nareszcie wracała do sypialni, ale raczej nie była świadoma, że on już na nią czeka. Nie pomylił się - nawet pomimo mroku bez trudu dostrzegł drgnięcie jej ciała i usłyszał nagle przyspieszony oddech. Skrzywił się lekko, żałując, że nie może zobaczyć twarzy ukochanej i dowiedzieć się, co się z nią dzieje. Obawiał się, że nie była zbyt zadowolona, gdy go zobaczyła i chyba nie pomylił się - w tym przekonaniu utwierdziły go jej słowa, z których jakimś cudem odczytał niechęć do niego. Znów skrzywił się, tym razem z bólem, a potem wymruczał ciche przeprosiny w odpowiedzi na skargę Spencer, że ją wystraszył. Chwilę później już stał przy szafie, znów przebierając się, tym razem w wygodne ubrania do spania; miał nadzieję, że w ciemności sypialni brunetka nie dostrzeże, z jaką trudnością porusza teraz ręką. Łokieć miał spuchnięty i już ledwo był w stanie go zgiąć. Nie chciał jednak dodatkowo martwić Spencer, więc postanowił zostawić to dla siebie, decydując, że taki ból może znosić choćby i przez miesiąc, jeśli tylko ten drugi, dużo gorszy, w końcu zniknie.
W następnej chwili już wsuwał się pod chłodną kołdrę obok Spencer, wzdychając cicho, gdy przypomniał sobie, jak poprzedniego wieczora wylądował w tym samym miejscu. Nie mógł przewidzieć, że zaledwie dwadzieścia cztery godziny później atmosfera pomiędzy nimi będzie zupełnie inna, ciężka, duszna od emocji, od tłumionych słów, od niepewności.
- Tak. Śpi. - odparł dopiero po chwili, tak cicho, że własny głos ledwo dotarł do jego uszu, ale i tak wydawało mu się, że zabrzmiał źle, ostro, za ostro. I nagle ogarnęła go fala znużenia, niemal porywając jego ciało. Leo w jednej chwili usiadł prosto, odwracając się tak, by znaleźć się twarzą do Spencer, a potem w milczeniu sięgnął po jej dłoń i zamknął ją w swoich, wpatrując się w nie. I tak nie mogła dostrzec jego oczu, ale zbyt wiele było w nich bólu, by czuł się dobrze, patrząc na ukochaną.
- Przepraszam, Spencer. Za całe to pokręcone popołudnie. Przepraszam. - wyszeptał, znów ledwo wydobywając z siebie dźwięki.

Leo Rough pisze...

[o jeżu, to jakaś masakra była! wyskoczyło mi takie okienko, w którym się pojawił obraz z kamerki, poniżej jakieś paragrafy z kodeksu karnego - dawno się tak nie bałam! tyle tylko, że moja siostra już wiedziała, o co chodzi! TAK, jesteśmy genialne, same sobie poradziłyśmy z trojanem! :D
no to super ^^ haha, ja też tak mam! w sensie z tymi zeszytami, bo z drapaniem to u mnie wręcz przeciwnie xD
;D
właśnie, Misiu :* / ;p / nie no, daj spokój! już niepotrzebnie, Aga, tym bardziej, że solenizantka nie ma Ci tego za złe. wiesz, zawsze mogła się obrazić, focha strzelić czy coś ;p rozumiem, że Ci głupio, ale już nic nie zrobisz. odpuść sobie, kobieto! no właśnie, nie postarasz się, tylko to zrobisz, o! ;))
;p
kiedyś xD / ten szalik <3 :D
;p
wcale xD
o, mi się wczoraj skończyła -.- ;p
a bo dużo się dzieje ostatnio, zmęczona jestem i jakoś tak wyszło ;p sama rozumiesz. no ale nieważne - weekend niedługo :D czyli możemy się umówić na jutro na Kraków? ;>]

Leo Rough pisze...

[bo zapomniałam o nawiasie wcześniej, a potem już mi się nie chciało go dopisywać - jakoś tak wyszło no! ;p nie mogłabym się na Ciebie obrazić i nie mogłabym przestać odpisywać na nawias, oszalałaś czy co?! xD
właśnie! ja to prawie zawału dostałam ;p a teraz będę to przez tydzień przeżywać xD dzięki :*
haha ;p nie no, spoko, różnie to bywa, nie? kiedyś taki drapacz może się przydać xD hahaha :D jasne, idealne rozwiązanie - nie pisać ani słowa ;p
jasne, Pieseczku (? xD) :* / wiem, wiem. ale sama widzisz - naprawdę nie masz się czym przejmować! zapomniałam za to o milionie innych rzeczy, uwierz na słowo, że to było dużo gorsze, niż złożenie życzeń urodzinowych kilka dni po. także przestań się już tym męczyć, bo to naprawdę nie jest nic aż tak strasznego, tym bardziej, że możesz naprawić swój malutki błąd ;) wierzę w Ciebie! ;))
;p / nieważne xD
ironizujesz! -.-
niee, nie muszę ;D jestem sprytna - jak mówię mojemu facetowi, że nie mam w domu kawy, to on mnie po szkole zabiera na taką dobrą, orzechową! już od poniedziałku się zbieramy, żeby w końcu podjechać do jakiegoś sklepu, ale nam nie wychodzi xD zamiast tego lądujemy w kawiarni! ;p
weekendzik! <3 też mam nadzieję, że uda nam się spotkać, ale ciągle nie jestem niczego pewna, niestety ;( / to super ^^]

Znów wystarczył tylko drobiazg, krótki kontakt, kilka słów, by choć odrobinę poprawić atmosferę pomiędzy nimi. Jeszcze nie było idealnie, jeszcze coś wisiało w powietrzu, ale mogli się już rozluźnić, nareszcie odczuwając cień ulgi. Oboje dzięki temu samemu - chwili bliskości, która o tak później porze i przy zapachu mleka nabrała nowego znaczenia. To już nie byli spragnieni siebie kochankowie z poprzedniej nocy ani szukający wsparcia partnerzy. W tamtej chwili obejmowała się dwójka przyjaciół, którzy nie marzą o niczym innym, jak tylko o tym, by jak najszybciej zażegnać spór pomiędzy nimi, choć tego dnia odbył się on bez słów, bez krzyków. Był ból, była ucieczka, były łzy. To i tak zbyt wiele.
Z westchnieniem ulgi przyjął dotyk palców Spencer na swojej skórze. Nie spodziewał się, by chciała go odepchnąć lub zignorować, ale przez to, że nie widział jej twarzy, czuł się zagubiony. W normalnej sytuacji, w ciągu dnia, natychmiast wiedziałby, jaka jest jej reakcja, jak się czuje, a czasem nawet byłby w stanie dojść do tego, o czym myśli. Teraz jednak w ciemności nocy był w stanie dostrzec tylko zarys jej sylwetki, owal twarzy i niemal czarną falę włosów, otaczającą go. Ucieszył się więc jak dziecko, gdy Spencer nie odepchnęła go, choć moment, gdy znalazła się tuż przy nim, wtulona w jego szyję, był dla niego zaskoczeniem. Nie spodziewał się z jej strony tak gwałtownej reakcji, nie po tym wszystkim, ale zaledwie kilka chwil później drżenie jej ciał zapewniło go, że jednak musiała znaleźć się w jego objęciach. Bez wahania oplótł ją ramionami, zdrowym ściskając ją nawet odrobinę zbyt mocno, tym zranionym jedynie gładząc jej plecy, unosząc dłoń do jej włosów, przeczesując je palcami. A potem poczuł, że kobieta uspokaja się, na co znów zareagował cichym westchnieniem ulgi. Nie wiedział, jak duże szkody zrobił. Ale zaraz potem musiał skupić się na chwilę na czymś innym, bo dłonie Spencer właśnie dotarły do zranienia, owiniętego bandażem i sunęły teraz po rozgrzanej skórze na opuchniętym łokciu, niemal jej nie dotykając. Mimowolnie skrzywił się lekko, tym razem dziękując za mrok pokoju.
- To nic. - odparł, znów przyciągając ją do siebie z kolejnym ledwo słyszalnym westchnieniem na ustach. Ale już w następnej chwili uspokoił się, rozluźnił tak, jak Spencer zrobiła to wcześniej, wtulając twarz w jej włosy.
- Przykro mi. - wymruczał jeszcze, a potem zacisnął wargi, nie będąc w stanie się tłumaczyć. Jeszcze nie.

[... a ja już nie jestem w stanie pisać, więc znikam. potrzebuję snu! ;p jutro będę pewnie dość późno, może koło szóstej, choć mam nadzieję, że wcześniej. powodzenia jutro w szkole i dobrej nocy życzę! :*]

Leo Rough pisze...

[właśnie wiedziałam, że się będziesz zastanawiać, co ze mną, a ja po prostu nie miałam jak dać Ci znać, że się nie pojawię. oczywiście, że to znowu moja wina była - zepsułam router. na szczęście problem już zażegnany, Kubuś po wirusie wyczyszczony, wszystko gra i buczy ^^
na razie chciałam tylko napisać, że jestem i nigdzie się dziś nie ruszam, więc cały mój czas należy do Ciebie, ale... trochę później. teraz dopiero weszłam do domu (byłam na koncercie <3 ;D), muszę coś zjeść, ogarnąć się trochę. piszę, cobyś się nie martwiła, że Cię opuściłam czy coś (chociaż mam nadzieję, że nic takiego nie przyszłoby Ci do głowy :>).
tymczasem :)]

Leo Rough pisze...

[obrona przez atak? ;> xD ja bym sobie pomyślała, że zabrakło Ci czasu albo zjadło go, albo jakoś inaczej bym Cię wytłumaczyła ;)) właśnie ;)
haha ;p
no jasne xD wow, nie wierzę! uzupełniłaś zeszyt! jeee... xD o, jak fajno! torcik smaczny był? ;>
mam ich jeszcze mnóstwo, Kotku ;D / koniec tematu powiadasz? OK. koniec czucia się głupio? (wiem, nie po polsku to, ale dupa ;p)
OK! możemy sobie kiedyś obejrzeć razem - znaczy wiesz, odpisując sobie czy coś ;p (robiłam tak z moim przyjacielem, jak wyjechał na wymianę i go nie było pół roku :D)
oczywiście ;p
dokładnie ;D ale już mam kawę w domu, więc mi tylko ciacha przywozi :>
WEEKEND! dotrwałyśmy ^^ :D / właśnie! będzie jeszcze mnóstwo okazji, nie? ;))
i jak zwykle czekała... :D]

Tak, znał ją. Był blisko niej wystarczająco długo, by poznać wszystkie te części Spencer, które chciała mu pokazać, które pozwoliła mu zobaczyć, wierząc, że nie będzie ich oceniał, odrzucał, ranił w jakikolwiek sposób. On tak samo otworzył się przed nią, nie tracąc wiary, że właśnie ona jest tą jedyną, że to z nią chce spędzić resztę życia. Więc pokazywał jej siebie, wpuścił ją do swojego świata, a to było już bardzo dużo. Wciąż jednak musiał mieć dla siebie jakieś miejsce, jakiś fragment, który jest tylko jego, którego nikt nie zna. I chwilami miał wrażenie, że Spencer również ukrywa coś w ten sposób, nie dopuszczając go do pewnych myśli czy uczuć. Nie mógł mieć jej tego za złe, gdy sam postępował w identyczny sposób. Szkoda tylko, że właśnie z tych przemilczanych i schowanych części wynikały potem ich nieporozumienia.
Teraz jednak wszystko dążyło już ku rozkosznej stabilizacji. Leo nie spodziewał się, żeby miała wrócić atmosfera z poprzedniego dnia, gdy uśmiechy nie schodziły im z ust, gdy ciągle było im mało ukochanej osoby, gdy cały świat przestawał istnieć. Ale nie tego chciał - pragnął spokoju. Nudy. Rutyny. Pragnął, by skończyła się niepewność, by zniknął strach, by rozproszyły się cienie. Wisiała nad nim przeszłość: ta niedaleka i ta niemal już zapomniana, ale ciągle czająca się blisko, by zaatakować. Z tym chciał uporać się za pomocą Spencer i kilku spokojnych dni. Mogli tego dokonać, prawda?
Pierwszą oznaką, że wyznaczają dla siebie nowy rytm, nową rutynę, był cichy krzyk ich synka, z trudem przedzierający się przez gwałtowną ulewę. Leo na sekundę spiął się, zaskoczony, że taka rzecz może przerwać magiczną chwilę, ale zaraz później już odsuwał się od Spencer z leciutkim, nieśmiałym uśmiechem na ustach, mówiąc, że pójdzie sprawdzić, co z Jamesem. Tak też zrobił, niechętnie wyswobadzając się z objęć ukochanej, całując przelotnie czubek jej nosa, by już chwilę później pochylać się nad łóżeczkiem syna. Chłopiec wiercił się, zrzucając z siebie kołderkę, a Leo w naturalnym odruchu poprawił ją, zaraz zaczynając gładzić Jamesa po pokrytej meszkiem główce. Było jasne, że maluszek jest głodny, więc po chwili szatyn wyciągnął go z łóżeczka, zamykając pewnie w klatce ramion. Dziwił się, jakie to naturalne: ułożenie rąk, charakterystyczne pochylenie ciała, uspokojenie oddechu. Zaskakujące i jednocześnie piękniejsze, niż można się spodziewać.
- Spencer? - rzucił szeptem w stronę korytarza, spodziewając się, że brunetka będzie nasłuchiwać i bez trudu dotrze do niej jego głos.

[Twoje było świetne, nie miałaś powodów do narzekań! za to tego powyżej nie da się czytać, więc trochę wyrównałam po tamtym rzekomo pięknym akapicie ;p (dziękuję :*)
i jak Twój chorób, wygoniłaś go?]

Leo Rough pisze...

[moja wina... xD serio? w sumie tak właśnie myślałam, że się będziesz martwić, ale od razu głupie myśli? w sensie że zabili mnie i zakopali w lesie? xD ja też się cieszę ;) OK, OK, czekam, odpiszę na Krakowie w tym czasie ;)]

Leo Rough pisze...

[jestem cała! ;)) no ja myślę, że wiesz, że bym tego nie zrobiła! nawet ze słowem! ;p
charytatywny, u mnie w szkole. a jakich fajnych facetów poznałam! uczyli mnie grać na perkusji xD
właśnie ;))
haha, to się liczy ;p nie lubisz marcepanu, tak? ja uwielbiam! :D
właśnie, Stonóżko! (xD) / już ciii ;p (nie przejmuję się! xD)
haha, spooko ;p ;))
;p
właśnie! :D
u, no to rzeczywiście wcześnie. pocieszy Cię, jeśli powiem, że ja też wstaję o siódmej jutro? muszę zrobić zadania na angielski, a dzisiaj już mi się nie chce, przysypiam ;p
;))
boska jesteś! :*
dziękuję :D ale mam teraz radochę, wiesz? znaczy się jaram, że Ci się podobało! i nie napiszę Ci tego samego, bo wiem, że wtedy wydałoby Ci się nieszczere, no i wierzę, że Ty wiesz, jak bardzo uwielbiam Twoje teksty! :D
u, niefajno. wyganiaj go, już!

i najważniejsze pytanie: przesuwamy coś? jakbyś mogła dać znać od razu, to bym zaczęła już pisać. proszę, wymyśl cosik... :D]

Leo Rough pisze...

[o kurde, dobra, już się nie nabijam! przepraszam! ja też bym się zamartwiała, gdybyś Ty się nie pojawiła, nie uprzedzając wcześniej o nieobecności, także siedzę już cicho. wszystko rozumiem. i... dziękuję? tak mi się miło zrobiło, jak to przeczytałam, wiesz? :*
no dobra. ojca na razie zostawiam w spokoju, mam pomysł na coś innego :D ale co robimy z Krakowem? męczy mnie już trochę ten wątek, a w sumie ciągle nie wiem jak ma się ten mój Oskar zachować -.-
;)) bardzo śmieszne! ;p xD ale Ty tak serio? ;p właśnie ^^
nie wiem, nie pamiętam, przemęczona jestem ;p zazwyczaj, czyli nie zawsze xD poza tym - ja mam chłopaka! -.- ;p
haha, spoko, wszystko ogarnęłam xD a fe, ja też nie lubię tych kupnych, bo to zawsze chemią śmierdzi, ble. wolę, jak pieką moje kobiety, mama albo siora, one to robią cuda! :D
mam niemal niewyczerpane pokłady pomysłowości, Płaszczko, przynajmniej w tej kwestii xD / ;p
świetnie ;D i to wcale nie będzie dziwne... ;p
ach, no tak, jasne ;p nie lubisz cierpieć w samotności czy coś, rozumiem xD spoko, jakoś się spiszemy. ja będę koło trzeciej, a potem wieczorkiem to już cały czas, bo muszę biologi się uczyć, także jak Ty będziesz, to pewnie i ja :D
nie przyzwyczajaj się za bardzo, nie? ;p
cieszę się :>> nie zapominasz? ;> haha, tak? ;p ja też lubię mieć ciary... :D
wredny chorób. a herbat i koca nie mogą pomóc? xD]

Leo Rough pisze...

Tamtej nocy odpuścili sobie wszelkie rozmowy, co było dla Leo doskonałą wymówką, by unikać ich też później. Skoro wtedy mogli je przełożyć, dlaczego potem mieliby mieć z tym problem? Spencer nie naciskała, a on nie miał zamiaru odzywać się na drażliwy temat. Tłumaczył sobie, że po prostu teraz nie jest na to gotowy, ale w głębi duszy wiedział, że nigdy nie będzie. To była jego własna, prywatna cząstka, przeznaczona tylko na chwile samotności.
Na szczęście rano opuchlizna na łokciu była już mniejsza, choć głęboka rana nieco powyżej wciąż krwawiła, przesiąkając przez opatrunek. Leo bez oporów zrzucił winę na to, że wiercił się w nocy, a potem sam zmienił bandaż, ten zabarwiony krwią wyrzucając do kosza po kryjomu, zawinięty w inne śmieci. Czuł się jednocześnie jak najgorszy kłamca i najszczęśliwszy z ludzi. Bo choć nie było idealnie, mógł bez problemu udawać, że tak właśnie jest. Nie zwracał uwagi na pulsowanie w łokciu ani na pęcherze na stopach - po prostu uśmiechał się, zabawiał Jamesa w tych krótkich chwilach, gdy nie spał, pomagał Spencer, jak tylko mógł, a potem zagryzał wargi, gdy ból momentami stawał się nie do zniesienia. To trwało jednak zaledwie dzień lub dwa. A potem minęło.
Kolejnym wyznacznikiem normalności miały się stać dla nich wizyty znajomych i przyjaciół. Przez kilka dni po przybyciu Jamesa w naturalnym odruchu chronili go przed obcymi, wiedząc, jak mogłoby się to skończyć. Zostali ostrzeżeni, że przez jakiś czas mają nie zabierać go na spacery ani nie zapraszać gości, a na pewno nie zbyt wielu. Ale w końcu okres ochronny dla ich synka minął i mogli zacząć spędzać czas także z innymi ludźmi. Pierwszym i najbardziej oczywistym wyborem była Kat, której telefony stawały się coraz częstsze i coraz dłuższe. Czuła się samotna i to główne dlatego zdecydowali się spotkać z nią, zamiast zaprosić rodziców Spencer, by przywitali się z wnukiem.
Tego dnia, niecały tydzień po tym, jak przywieźli syna do domu, już od rana przygotowywali się na wspólny obiad z siostrą Leo. Szatyn zabrał się za gotowanie, chcąc odciążyć Spencer, już i tak wystarczająco zajętą opieką nad dzieckiem, ale skończyło się tak, jak zwykle - wspólnymi śmiechami i fruwającymi po kuchni kawałkami jedzenia. Podjadali półprodukty, brudzili sobie nawzajem nosy sosami i mąką, by zaraz potem uciszać się, gdy przypominali sobie o Jamesie, śpiącym spokojnie w kołysce zaledwie kilka metrów dalej. Starali się go przyzwyczajać do spania w hałasie, by nie musieli już zawsze szeptać w jego obecności, ale tak głośny śmiech mógł już go obudzić. Zaraz jednak Leo bez wahania zamknął usta ukochanej pocałunkiem, wiedząc, że to uciszy ją natychmiast. Z uśmiechem pochylił się nad nią, odsuwając z policzka zbłąkany kosmyk włosów.
- Myślisz, że przyjdzie sama? - zapytał, odsuwając się. Była to kwestia, która męczyła go od kilku godzin; zbliżała się pora obiadu, a stół ciągle pozostawał nienakryty, bo Leo nie wiedział, ile talerzy przygotować.

Leo Rough pisze...

[rozumiem! ;p :) to było do przewidzenia, że coś znowu zepsułam! xD / ;))
no dobra, to już jutro pomyślimy. może Łódź później, jak się już będą godzić :D
no przecież mówię! ;p / ja z telefonu korzystam bardzo rzadko, więc nie wiem, czy to ma sens, bo i tak prawie nigdy nie mam komórki przy sobie, ale proszę bardzo, może mi się odmieni kiedyś ;p napiszę Ci za chwilę mejla, OK? wątpię, żeby ktoś tu czegoś szukał, ale tak na wszelką wszelkość ;p
no -.- haha, jasne, że tak właśnie bym zrobiła! w sumie teraz się sprawdziło, był najprzystojniejszy, obiektywnie patrząc xD nie, nie byłby. chyba ;p
jak zawsze ;) no raczej :D
serio, PŁASZCZKO :D http://www.youtube.com/watch?v=O2fn3IORPyA ;p
hah, no możemy ;p ale najpierw spróbujemy po mojemu ;D ^^
xD ;p / ok, nie ma sprawy :))
właśnie ;p
no! :D / <3 ;))
to niedobrze. a próbowałaś groźbą? xD

ja teraz już znikam, bo jestem prawie nieprzytomna. wiem, wiem, miałam siedzieć z Tobą, ale nie daję już rady. postaram się pojawić rano, żeby coś tu na Ciebie czekało, ale nie obiecuję.
miłego dnia życzę, dobrej nocy! ;)]

Leo Rough pisze...

Martwił się o Kat bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, choć ona wydawała się przeżywać najszczęśliwszy okres swojego życia. Ilekroć z nią rozmawiał (nie licząc krótkiej wymiany zdań tuż po wizycie ojca, do której potem nie wracali) niemal ćwierkała do telefonu, jakby ktoś szeptał jej do ucha żarciki. Wróciła jej ta wesołość, którą Leo pamiętał z czasów liceum siostry, gdy co weekend odwiedzała inną europejską stolicę, nocami malowała obrazy w klimatach fowizmu, a w dzień biegała po mieście, robiąc wszystko, poza chodzeniem do szkoły. Wtedy Kat nieustannie promieniała. Biło od niej szczęście w najczystszej postaci. Leo czuł, że teraz jej radość sięga głębiej, że jest to coś więcej niż świadomość posiadania nieograniczonych możliwości. Chciał wierzyć, że to macierzyństwo nastroiło ją w ten sposób, a nie obecność w jej życiu kobiety czy mężczyzny. Partner mógł zniknąć, a wtedy krucha, wrażliwa Kat również miała zniknąć. Tego się obawiał.
Dlatego też słowa Spencer odrobinę podniosły go na duchu. Wiedział, że próbowała wcześniej podpytać jego siostrę o pewną ważną osobę w jej życiu, ale skoro ta nie pisnęła ani słówka, Leo uspokoił się świadomością, że pewnie nikogo takiego nie ma. Nie to, żeby nie chciał dla Kat miłości i szczęścia takiego, jakie sam buduje dla siebie, Spencer i Jamesa, ale wiedział, jak delikatnym stworzeniem jest jego siostra. Za bardzo wszystko przeżywała. Poza tym wydawało mu się, że jego ukochana również powątpiewa w obecność kogoś jeszcze w życiu Kat. To też go pocieszało.
- OK. - odparł tylko, znów na chwilę pochylając się nad brunetką, by skraść z jej ust krótki pocałunek, a potem wyminął ją, ruszając do jadalnianej części domu, gdzie zaraz zabrał się za nakrywanie stołu. Przygotował też rezerwowe nakrycie, które zaniósł z powrotem do kuchni, by móc je bez problemu wyciągnąć i ustawić w ułamku sekundy. Zaczął przy tym nucić cicho, przez chwilę znów pozbawiony zmartwień, znów swobodny. I tylko coś w jego oczach świadczyło o tym, że myślami błądzi daleko od czekającego ich obiadu i trzech nakryć na masywnym stole.

[na nawias odpiszę zaraz, bo teraz nie zdążyłam, a mnie wołają ;p]

Leo Rough pisze...

[haha ;p no nie ;)
właśnie o to mi chodziło! ;p no wiem, że będzie trudno, ale coś wymyśli ^^ mogę dużo przewinąć? ;>
;p / bardzo dobre wykorzystanie telefonu, muszę przyznać Ci rację. nareszcie widzę, że jest przydatny! xD już nie będziesz, chyba że znowu gdzieś zasieję telefon ;p czyli już mamy kontakt w razie kłopotów z dostępem do internetu ^^
haha, Twoja niezawodna intuicja się odzywa, co? ;D chyba, chyba, bo o "normalnych" facetów nie jest zazdrosny, ale wiesz, to byli muzycy... xD
;p
tak, Chomiczku? xD mnie tam dobija fragment o zwieraczach ;p xD
trzymam za słowo! ;p
;))
haha, nauczyłaś się! xD
właśnie! wykorzystaj moją teorię o nastawieniu (dobra, przywłaszczyłam ją sobie, ale niech będzie xD) ;))
wiem, bo Ty dobry człowiek jesteś! :* i jak było na tym egzaminie? kumpela zdała? ;)]

Niespodziewany pocałunek Spencer wydał mu się zaskakująco podejrzany, ale przecież nie mógł narzekać. Jej usta smakowały warzywami, których kawałeczki oboje podjadali prosto spod jej noża, a był to smak słodki, rozkoszny. Kojarzył mu się w cudowny i równie zadziwiający sposób z wakacjami na wsi, jabłkami zjadanymi tuż po zerwaniu z drzewa, gdy gałęzie jabłoni huśtają się ciągle, rozkołysane naszym gwałtem na ich owocach. Może dlatego cienie z jego oczu rozpierzchły się w jednej chwili, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Jego głowa oczyściła się z niepotrzebnych myśli jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a ta różdżka miała na imię Spencer.
Gdy brunetka odsunęła się od niego, niemal jęknął. Nie chciał wypuszczać jej z objęć, w których zamknął ją silnymi ramionami, już niemal zupełnie sprawnymi. Tak było dobrze, zniknęły obawy, zmartwienia. Zniknęła Kat. I już miał zapytać, czy nie mają jeszcze trochę czasu, by pójść na górę, zostawiając Jamesa z elektroniczną nianią, gdy do jego uszu dotarł dźwięk dzwonka. Znów spiął się, ale tylko na chwilę, po zaraz znów pochylił się nad Spencer i pocałował ją krótko, ruszając do drzwi. Gdy zatrzymał się w przedpokoju, poczuł, że zdenerwowanie zaciska mu na żołądku znajomy supeł. Zanim jednak ucisk zdążył zamienić się w ból jak po solidnym uderzeniu prosto w brzuch, otworzył drzwi.
Obrazek, który za nimi zastał, sprawił, że Leo przez kilka sekund stał w progu z otwartymi ze zdziwienia ustami. Kat, która nie miała pojęcia, że coś się dzieje, zdążyła wyrzucić z siebie z milion słów, zanim zorientowała się, że ani jej towarzyszka, ani jej brat nie poruszyli się choćby o milimetr, odkąd otworzyły się drzwi. To było co najmniej podejrzane. A wtedy ocknął się Leo i z lekkim, niepewnym uśmiechem zaprosił do środka dwie kobiety z dziewczynką ulokowaną w nosidełku. Blondynka nie miała czasu zareagować, bo odezwał się jej brat, zamykając jej usta.
- Witaj, Leno. - powiedział cichym, pozornie zupełnie spokojnym głosem. Ale wszystko w środku niego aż się gotowało.

[miałam napisać więcej, ale nie wyszło, wyjaśnię może w następnym komentarzu jakieś szczegóły jeszcze ;p

no wiem :D Twoja zasługa, Kochana! :*]

Leo Rough pisze...

[OK, w porządku, będę tutaj spokojnie na Ciebie czekać ;)) haha, spoko, dostosuję się, prze pani xD
wiesz, nikt do mnie nie dzwoni normalnie, więc to musiałaś być Ty! zapisane w książce z ładnym dopiskiem "Spenc", o który, mam nadzieję, się nie obrazisz? ;> ;))]

Leo Rough pisze...

[Lee dał radę z Andro, więc ten pan też sobie poradzi ^^ OK! do tej pory nie miałam czasu nic napisać, ale już się za to biorę. co myślisz o tym, żeby zaliczyli kilka kolejnych, podobnych randek? to mogę opisać, tylko co potem? ;>
może się przekonam do używania go częściej? ;p ja kiedyś zgudziłam telefon w pociągu, na szczęście w podmiejskim, więc jak przyjechał na moją stację dwie godziny później, komórka na mnie czekała u konduktora xD
pożycz jej trochę, co? ;p oczywiście! w ogóle właśnie mu opowiadałam o tym koncercie, a jego pierwsze pytanie: poznałaś kogoś ciekawego? xD ;p
miało nie być żadnego papucia! -.- / ;p
boisz się, że Ci to wszystko wypomnę kiedyś na raz? ;>
no to super ;))
rzeczywiście to musiała być Twoja zasługa! świetnie ;))
widzę! ;p powiedziałam: może xD
WIEDZIAŁAM xD ;p]

- Leo, nie bądź taki! - syknęła Kat swoim najbardziej przerażającym głosem, który jednak nie mógł zadziałać na jej brata. On wciąż stał w korytarzu, wpatrując się w postać swojej byłej przyjaciółki, której gładko przylizane włosy w kolorze gumy balonowej zasmuciły go. Potrafił myśleć tylko o tym, że to już nie jest Lena, którą znał, Lena, której zawadiacki uśmiech przyciągał wszystkie spojrzenia, Lena śmiejąca się jak szaleniec, Lena, która zasypiała w jego ramionach, udręczona kolejnym lekiem... To była inna kobieta, niż ta, z którą kiedyś czuł więź silniejszą, niż z siostrami, inną, niż ze Spencer. Wiedział to w tej samej chwili, w której zobaczył ją na wycieraczce swojego domu, skuloną u boku Kat, wręcz chowającą się za nią, choć była wyższa i dużo bardziej rzucała się w oczy. Na jej twarzy malowała się niepewność, choć Leo miał ochotę wrócić się do salonu i przyprowadzić ukochaną, by potwierdziła jego przypuszczenia. Ale nie zrobił tego, bo nagle poczuł, że potrzebował czegoś takiego dla nich. Że potrzebował Leny, ale dokładnie na takim, zupełnie neutralnym gruncie.
- Przepraszam. - wymamrotał, a w tej samej chwili usłyszał za sobą kroki Spencer. Odwrócił się do niej z cieniem niezdecydowania w oczach, ale zaraz wczuł się w rolę gospodarza: zaprosił kobiety do środka, wziął od nich płaszcze, a potem podniósł samochodowy fotelik, w którym spała dziewczynka. W jej ubrankach nie mogło być nawet różowego cienia, na co Leo natychmiast, mimowolnie zwrócił uwagę. Za dobrze znał Kat.
- Poznajcie Ninę Anne Rough. - wyszeptała blondynka, zwracając się do brata i jego ukochanej, zupełnie ignorując wszelkie wiszące w powietrzu napięcia. Leo z uśmiechem musiał przyznać, że to cała ona, ale również mimowolnie odwrócił się do Leny, nie wiedząc, czy i ona ma świadomość różnorodności dziwnych zachowań Kat. Najwyraźniej tak, bo po prostu stała odrobinę z boku, trzymając przed sobą duży, płaski pakunek, który dopiero teraz rzucił się mężczyźnie w oczy, a także torbę z rzeczami Niny.

[JAKA SKROMNA! xD ale nie, to rzeczywiście Twoja zasługa, jesteś OSOM :* ;))]

Leo Rough pisze...

[życzysz źle jemu czy mi? ;> ;p / dobra, zobaczymy - twórz tam coś teraz ;) jasne, rozumiem. może po prostu idź już do łóżka, co? mną się nie przejmuj, znajdę sobie zajęcie ;)
haha, wiedziałam xD ale spoko, przecież zazwyczaj mamy bloga, nie? pisanie tutaj nie kosztuje ^^ no widzę, widzę - ale nic jej się nie podziało ;p
o, jaka zołza! ;p nie, nie wybaczę! foch! / jasne, że tak! xD
i żadnego pyzia! nawet się na duże litery nie wysilę, a co! -.-
mmmy? powiedzmy? ;>
;)
raczej! ;))
oj tam, coś opisałam, nie marudź! a co sobie życzysz? ;>
samo Leoś też byłoby spoko, nie? xD
oczywiście :D]

Leo nagle zupełnie stracił rachubę w tym, co się wokół niego działo. Rozentuzjazmowana Kat wraz z Niną, zaskakująco niepewna i zagubiona Lena, znikająca Spencer i James, który nagle zjawił się w jego ramionach, wiercąc się i krzywiąc - to wszystko było dla niego zbyt wiele jak na jeden razy. Gdyby tak jeszcze miał przy sobie ukochaną, gdyby mógł spojrzeć na nią i wiedzieć, że jest obok, by wesprzeć w każdej chwili... Ale nie, uciekła, a Leo musiał okazać się wyrozumiały i po prostu to zaakceptować, dać jej potrzebny czas i przestrzeń. Nie był pewien, czy potrafi, ale przecież musiał próbować, prawda?
Zaprosił kobiety do stołu, zabawiając przede wszystkim siostrę lekką, niezobowiązującą rozmową, do której Lena nie próbowała się wtrącać, idąc pół kroku za nimi ze swoją częścią bagaży. Nina ciągle tkwiła w foteliku, ale gdy tylko kobiety usiadły przy stole, obie pochyliły się nad nią i zaczęły ściągać z maleńkiego ciałka niepotrzebne ubranka. W ruchach przyjaciółki Leo natychmiast dostrzegł duże wyrobienie, jakby robiła to od dawna, co nie powinno go dziwić, ale i tak szczęka opadła mu niemal do podłogi. Nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Potrzebował wyjaśnień, musiał dowiedzieć się co, jak i kiedy, ale przede wszystkim pragnął rozmowy ze Spencer, krzątającej się po kuchni, by uniknąć patrzenia na Lenę. Szatyn wiedział to. Bo o co innego mogłoby chodzić?
Zaraz przeprosił swoich gości, choć kobiety ledwo zwróciły na niego uwagę, debatując nad tym, gdzie postawić fotelik z Niną. Ruszył do kuchni, chyba po raz pierwszy żałując, że nic nie oddziela jej od salonu. James w jego ramionach nie przestawał się wiercić, ale Leo nie mógł zwracać na to zbyt dużej uwagi, jedynie gładząc go uspokajająco po brzuszku i wsuwając palec w maleńką piąstkę.
- Co jest? - zapytał cicho, odwracając się na chwilę w stronę salonu. Obie kobiety ciągle pochylone były nad fotelikiem, ale teraz trzymały się za ręce, najwyraźniej odchodząc już od tematu Niny. Wrócił więc spojrzeniem do Spencer, niespokojnie śledząc jej twarz, którą póki co widział jedynie z profilu.

Leo Rough pisze...

[ja myślę, że żarcik! ;p oj wiem, wiem, jestem na to gotowa! :D o, to by było niezłe! ale ona go spławi i zrobimy jakiś dramat w Krakowie, że się będą musieli pogodzić. wypadek albo coś, pokombinujemy! co Ty na to? ;> ;D / napisałam Ci już... :D pomyślałam, że to spektaklu coś wykombinuję ;)) / to sobie chociaż odpocznij, zrelaksuj się czy coś ;) myślę, że nie tylko dla mnie to był długi tydzień, co? ;) ach, no jasne, musisz czuwać, ale wiesz, komputer nie jest Ci do tego potrzebny ;p
wiem, wiem! nie tłumacz się. ;p ja nie pisuję smsów, raz na ruski rok do mojego faceta, jeśli później kończę lekcje albo coś, także i tak bym nie odpisywała xD oj, biedna... dosłownie! ;p całe szczęście ^^ a co, blog Ci nie wystarcza?
nie! -.- / ... pominęłam tylko, że byli przystojni, ale to taki szczególik xD
weź, bo i ja zacznę, a jak to zrobię, to od razu z grubej rury! :/
nieważne xD
bo w ogóle mi nie pomagasz! nagle mam trzech bohaterów zamiast jednego! ;p e tam, Lena jest spoko ;p
nie no, spodziewałam się tego ;p
;p]

Niemal syknął, gdy usłyszał pierwszą odpowiedź Spencer. To nie pasowało do niej, nie do kobiety, która zaledwie kilka chwil wcześniej uspokajała go ciepłymi słowami, pocałunkiem, bliskością. Teraz nagle wydawała mu się daleka i obca, ale był to tylko przebłysk, który zniknął, gdy tylko ich oczy spotkały się. Z łatwością wyczytał wszystko ze spojrzenia, którym go obdarzyła. Nie mógł powstrzymać ciężkiego westchnienia.
- Spencer... - zaczął, niemal natychmiast urywając, gdy dotarło do niego kilka innych faktów, a wśród nich jeden, oznaczony wielką, czerwoną lampką, która migała ostrzegawczo. Nagle zrozumiał, skąd wzięła się ucieczka jego ukochanej, niechętne spojrzenie, "ona...". Spencer była zazdrosna. W pierwszym odruchu miał ochotę się roześmiać, mówiąc jej, że to bzdura, bo przecież Lena jest z Kat, a to, co było, to już zapomniana przeszłość. Zaraz jednak pojawiła się w nim nieuzasadniona złość. Poczuł się tak, jakby brunetka nie ufała jemu albo jakby to była jego wina, że "różowa panna" pojawiła się w ich domu.
- Tu chodzi o Kat, rozumiesz? Nie o ciebie, o mnie czy o Lenę. - zaczął szeptem, zbliżając się do Spencer z nieodgadnionym wyrazem twarzy. James znieruchomiał w jego objęciach. - Dajmy im się wytłumaczyć. - poprosił, odrobinę łagodniejąc. A potem, nie czekając na odpowiedź brunetki, wrócił do stołu, niosąc czwarte nakrycie, które dyskretnie rozłożył przed sobą, zajmując miejsce naprzeciw Kat. Z uśmiechem zaproponował jeden z najbardziej neutralnych tematów: dzieci.

[chwila przerwy na pościelenie łóżek i takie bzdury ;)]

Leo Rough pisze...

[;p no ba! :D czyli mamy plan, świetnie ;D jaramy się, czy tak mi się tylko wydaje? ;> ;p / ;D :* / haha, fajnie xD ubijanie biszkoptu zawsze spoko! ;p o jeżu, a tu jeszcze nie koniec! -.- nie, coś Ty! jasne, rozumiem, że jesteś zmęczona i w ogóle, ale najchętniej zatrzymałabym Cię tu dziś jak najdłużej. złapałam jakiegoś dziwnego doła i potrzebuję Ciebie, pisania, bloga, L&S. wiesz, o co mi chodzi? czy gadam już od rzeczy? xD
ach, żalisz się! spoko ;p rozumiem, rozumiem (pocieszam znaczy ;p) ;)) no serio ;p serio? ;> xD dosłownie... ;p / haha, to mi pasuje! :D
nie ;p / wcale! xD
tak, Mordko ;D albo coś... ;p
o moje łapanie Cię za słówka chodziło i o to, że wcale Ci to nie przeszkadza ;p i że kiedyś wyciągnę wszystkie te obiecane sprawy na raz, a wtedy będziesz miała problem xD
wiem, zła jestem! ;p jest! albo i nie...
;p]

Nie był na nią zły, bo zwyczajnie nie potrafił być. Nie rozumiał tylko, dlaczego Spencer od początku jest tak negatywnie nastawiona, dlaczego nie potrafi rozdzielić tego, co było, od tego, co jest teraz. W ich przypadku zdołała to zrobić. Gdy spotkali się po dwuletniej przerwie, wszystko przestało się liczyć, była tylko czekająca ich przyszłość, stojąca pod znakiem zapytania, ale przynajmniej wspólna. Potem po każdym upadku rodzili się na nowo - w miłości i niesłabnącym zaufaniu, w czułych objęciach, w bliskości. I wierzył, że potrafi również rozdzielić te dwie Leny, dla Leo już teraz różniące się diametralnie. Dwie kobiety różnych czasów, dostosowane do nich, wpasowane jak w gipsowy odlew. To samo przez lata robił on. Wiedział doskonale, o co chodzi.
Dlatego nie rozumiał, dlaczego tak bardzo unikała spędzenia z nimi choć chwili. Nie dość, że martwił się o nią, nie mogąc po prostu wstać od stołu i porozmawiać na spokojnie, przeprosić i wyjaśnić, to jeszcze Kat zaczynała się niepokoić. Lena od początku czuła się nieswojo, była milcząca i daleka, a gdy widziała postępowanie Spencer, jeszcze bardziej zamykała się w sobie. Atmosfera była przez to nieprzyjemnie napięta, a Leo w żaden sposób nie mógł sobie z nią poradzić. Potrafił tylko podtrzymywać sztywną rozmowę z siostrą, co chwilę spoglądając w kierunku kuchni.
Aż w końcu jego ukochana zajęła miejsce tuż obok, a Leo mógł odetchnąć z ulgą. Dopiero wtedy odważył się wstać od stołu; James jakiś czas wcześniej zasnął w jego ramionach i teraz podniósł się, by zanieść go do kołyski, pozostającej w zasięgu jego wzroku. Gdy wrócił, Kat wyglądała już na dużo spokojniejszą - z uśmiechem opowiadała Spencer te same historyjki o córeczce, które brunetka musiała już słyszeć w kuchni, ale ona chciała koniecznie je powtórzyć. Leo znów odnalazł pod stołem dłoń ukochanej, ściskając ją, by wiedziała, że jest po jej stronie. Zawsze był, zawsze będzie.
Musiał zapytać. Nie mógł czekać ani chwili dłużej. Już otwierał usta, by w końcu zadać najbardziej dręczące go pytanie, gdy ubiegła go Kat, odpowiadając na nie. Jej uśmiech odrobinę przygasł, a Leo wiedział, że to dlatego, że czuje się, jakby musiała składać im wyjaśnienia. Zaraz jednak spojrzała na Lenę i rozluźniła się, przywołując na twarz swój poprzedni, wesoły grymas. I zaczęła mówić: o spotkaniu sprzed kilku miesięcy, o randkach, o niekończących się rozmowach. O tej trudnej, która dotyczyła Leo i Spencer, a która skończyła się wnioskiem, że muszą poczekać, zanim im o sobie powiedzą. Tak też zrobiły, ujawniając się dopiero teraz. Przeprosiła też S., że wcześniej nie powiedziała jej o swoim pociągu do kobiet, ale po prostu wiedziała, że jej braciszek się wygada. To odrobinę rozładowało atmosferę, tylko Leo wstydliwie spuścił wzrok na swój talerz, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że wrócił do podstawówki.

Leo Rough pisze...

[:D jeee xD ;p / piękny biszkopt? ;> xD uff, co za ulga. ja już umieram przed kompem, więc wybacz jakość, ale nie mam zamiaru się nigdzie ruszać ;p dzięki ;)
haha ;p / no ba! :D
to nie ma nic ze sobą wspólnego! ;p / słuchałam tylko ich gry i... yy... no, muzyki słuchałam, to wszystko! xD
masz szczęście, Stokrotko :* (mogą wrócić ładne przezwiska :D)
haha, przeciążeniem? ;p
no dobra, w takim razie: nie myślę ;p / no tego nie mogę obiecać ;p
spoko, ja znowu nie wiem, co zrobić z Oskarem, także mi to jest na rękę ;p]

Leo nie mógł umknąć żaden szczegół, bo ciągle był w nim ten niepokój, wrażenie, że niedługo wydarzy się jakaś katastrofa. Obserwował więc sytuację, kontrolował nastroje kobiet, chwytał ich spojrzenia, rejestrował grymasy i zapisywał w pamięci słowa. Wszystko to niezwykle wyczerpujące, ale, jak mu się wydawało, niezbędne. Doskonale wiedział, że ten obiad jest jak rzucanie się wprost pod pociąg - zginiesz. On miał zginąć z plątaninie kończyn, wśród drapiących szaleńczo paznokci i pisków. Ta wizja jednocześnie bawiła go i wydawała się dziwnie prawdopodobna, prawdziwa. Spór istniał, był realny, wisiał w powietrzu, niszcząc atmosferę. Ale potem wszystko miało się już poprawić, gdy Kat zakończyła swoją historię, mówiąc, że Nina i Lena dogadują się świetnie, że może zamieszkają razem niedługo. Na te słowa Leo niemal zachłysnął się wodą, po którą właśnie sięgnął, dopiero w tej chwili pozwalając sobie na przerwę, na rozluźnienie. Zdołał jednak ukryć kaszel, a przynajmniej tak mu się wydawało. Miał na głowie coś innego - spojrzenie, którym Spencer zlustrowała jego (byłą) przyjaciółkę. Wiedział, o czym myśli, niemal widział trybiki obracające się pod kopułą jej czaszki. Ale Lena nie zamierzała się tłumaczyć; tylko przysunęła się trochę bliżej Kat. Leo wiedział, że pod stołem też trzymają się za ręce, jak on i jego ukochana. To w jakimś stopniu go uspokoiło, przynajmniej na chwilę. Bo potem zapragnął, by to wszystko wreszcie stało się dla niego jasne, by skończyły się niedopowiedzenia. Ale na to nie mógł liczyć - już mówili o czymś innym, o jakichś neutralnych sprawach, nieważnych, zapychających niezręczną ciszę, która bez nich zapanowałaby w domu przy Cynamonowej.

Leo Rough pisze...

[jednak muszę już znikać, chociaż wcale nie mam na to ochoty ;( no ale trudno - spiszemy się później ^^ nie mam pojęcia, o której będę, ale na pewno nie wychodzę nigdzie wieczorem, więc będę cała Twoja, ewentualnie w jakiejś cząstce - biologii ;p dobrej nocy, słodkich snów! ;)]

Leo Rough pisze...

[przepraszam Cię strasznie, nie chciałam, żeby tak wyszło. coś mi wypadło, nie mogłam już siedzieć przy kompie. wybaczysz? ładnie Ci to dzisiaj wynagrodzę, a przynajmniej się postaram :* ;))
;p / a smaczny? ;> nie, dobrze było! ;))
;p
mogę Cię uwielbiać i strzelać fochy z tego uwielbienia właśnie! xD / dobra, zapominam o przystojnych muzykach, OK? mój barman też jest przystojny, też gra (saksofon! <3), także no, koniec xD
tak, Duszyczko? chyba o to mi chodziło, Gwiazdeczko! :D
;p / no dobra, jest fe, ale nam wątek tak mega ożywi! mam już bardzo ambitne plany, więc przyspieszmy trochę z tą Leną. mogą się potem z S. pokłócić znowu czy coś xD
jakiś już tam mam, ale szukam czegoś dużego! zobaczymy, jak to wyjdzie. robię mu pokręconą rodzinkę znowu, wiesz? ;p]

Leo z całych sił starał się wejść w rolę dobrego gospodarza, spełniając zachcianki swoich gości zanim jeszcze zdążyli o nich wspomnieć. Nalał Kat jej ulubionego, białego wina, a w kieliszku Leny zaraz potem znalazł się winogronowy sok. On i Spencer również nie pili alkoholu, ale jego siostrze to nie przeszkadzało - najwyraźniej przyzwyczaiła się, że jest jedyną pijącą osobą w towarzystwie. Próbowała się tłumaczyć tym, że ma kierowcę, ale to nie bardzo uspokajało Leo. Starał się tylko, by niczego im nie brakowało - gdy Nina obudziła się, żądając butelki ciepłego mleka, sam się nią zajął, potem biorąc siostrzenicę na ręce i karmiąc ją w najdalszym kącie salonu, by nie przeszkadzały im hałasy. Potem wyciągnął ukrytą w głębokich zakamarkach paczkę papierosów dla Leny i wyszedł z nią do ogrodu, czując się, jakby ostatni rok nie miał miejsca - z tą różnicą, że on już nie palił. No, przynajmniej nie tak dużo, jak kiedyś, nie przy Spencer. Odrobinę opierał się przed tym wyjściem, nie wiedząc, co takiego planuje jego przyjaciółka i jak zareagują zostające w domu kobiety, ale gdy tylko znaleźli się na tyłach ogrodu, zajmując miejsca w głębokich, wiklinowych fotelach, wszystko zniknęło. Znów było tak, jakby nie istniały wszystkie te ostatnie miesiące, które spędzili osobno, tygodnie, podczas których cierpieli po stracie powiernika, przyjaciela. Do tej pory nie myślał o tym, jak ich "rozstanie" przeżyła Lena, ale po jej wesołym uśmiechu, gdy wreszcie zostali sami i mogła się rozluźnić, poznał, że dotknęło ją to równie mocno, co jego. W jakiś sposób pocieszało go to, tym bardziej, że liczył na ich częstsze spotkania z najbliższym czasie. Byli teraz... rodziną. Szkoda tylko, że w którymś momencie przypomniał mu się Tony, którego przez lata nazywał bratem. Wrócił do domu z wymuszonym uśmiechem, niemal w popłochu szukając kontaktu z ukochaną. Nagle zapragnął powiedzieć jej, że miała rację, co do wszystkiego.

[blee! ale spokojnie, spokojnie, wyrobię się niedługo ;p]

Leo Rough pisze...

[cieszę się :) haha, spoko ;p
no! skoro Ty ubijałaś... :D / ;))
niech będzie, że udawane ;p / ...pomijając to, że jeszcze nigdy go nie słyszałam, bo uważa, że nie umie grać xD
na pewno, Żabciu! c: (nie pamiętam już, co było xD)
niech będzie! ;p nie no, oszalałaś? nie chcesz mieć niespodziewanki? xD Leoś z S., ale tak... naprawdę! z krzykami i w ogóle. nie wiem, co z tego wyjdzie, bo chyba nie umiem czegoś takiego pisać, ale nieważne xD
ta, teraz z górki ;p haha, dokładnie! ;)]

Nie wiedział już, co myśleć, nie miał pojęcia, jak się zachować. Marzyła mu się teraz chwila spokoju z ukochaną i synkiem, kiedy mogliby porozmawiać, przeanalizować wszystko albo, po prostu, ukoić nawzajem swoje lęki. Bo wiedział, że nic nie jest w porządku, nie teraz, gdy w ich domu była Lena, najwyraźniej udając, że żywi do Kat jakieś ciepłe uczucia. Wydawało mu się to podejrzane, choć ciągle miewał chwile, gdy coś przekonywało go, że może jednak kobiety naprawdę kochają się, są razem szczęśliwe. Gdy szedł razem ze Spencer w stronę schodów, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego go ze sobą ciągnie, nie umknęło jego uwadze, że blondynka natychmiast podeszła do swojej partnerki, wtulając się w nią ufnie. To znów pozwoliło mu uznać, że się pomylił, że S. się pomyliła, bo Lena wcale nie ma złych zamiarów. Kat wspomniała przecież, że nie chciała przychodzić, że musiała zaciągnąć ją niemal siłą. A teraz była przy niej, gdy mówiła swojej przyjaciółce, że jest lesbijką, gdy próbowała przekonać ją, że wszystko jest w porządku. Ale ukochana nie dała mu więcej czasu do namysłu - ciągnęła go w górę, mówiąc coś przez cały czas, choć słowa nie docierały do niego. Gdy dotarli na szczyt schodów, niemal wyrwał się z jej uścisku, zmierzając do pokoju syna krok przed nią. Starannie zamknął za nimi drzwi, a potem podszedł do okna, zrzucając całkowicie swoją maskę. Odwrócił się od ściany lasu i pasa zazieleniających się pól, spoglądając na brunetkę z miną zbitego psa.
- Też masz deja vu? - zapytał cichym, ochrypłym od jakichś nieokreślonych emocji głosem. Wyraźnie dławiło go jakieś słowo, jakaś wskazówka dla Spencer, ale nie potrafił znów otworzyć ust. Przez chwilę walczył więc z tym jednym imieniem, które dusiło go, odbierając resztki dobrego humoru, resztki sposkoju.
- Tony. - wyrzucił z siebie w końcu, niemal z trudem przepuszczając to słowo przez gardło. Zostawiło na jego języku nieprzyjemny smak.
- Ta sama historia, inna siostra. - dokończył po chwili, gdy już zdążył uspokoić oddech i wrócić do względnej równowagi. Nie miał pojęcia, dlaczego reaguje aż tak emocjonalnie.

[spokojnie, dobrze było! rozumiem jednak Twój ból ;) ale to powyżej to już jest totalna katastrofa - jak coś z tego zrozumiesz, to będzie dobrze ;p]

Leo Rough pisze...

[dokładnie :D / ;)
tylko Ci się wydaje, że wiesz! ;p / na co Ty mnie namawiasz? ;> xD
wiem, Owadziku :* (nieważne ;p)
xD nie powiem! w sumie pewnie znowu wyjdzie spontanicznie, także wiesz ;p zobaczymy/zobaczysz ;> no właśnie, oczywiście, że przeze mnie ;p
;p
taa... ja sobie po prostu nie radzę, mam za dużo kobiet, za dużo rzeczy, o których muszę pamiętać! -.- ;p zapomniałam, na przykład, o prezencie, który przyniosła Kat xD]

Nagle sam nie wiedział, czy chce mieć Spencer przy sobie, czy woli pobyć chwilę w samotności. Zmusił się jednak do uznania, że potrzebuje ukochanej u swojego boku, potrzebuje jej ciepła i słów pocieszenia, potrzebuje jej troski, miłości, wsparcia. Sam teraz czuł się, jakby był w kompletnej rozsypce, bo już nic nie było takie jak przedtem. Uświadomił to sobie ze zdwojoną mocą, gdy padło imię jego szwagra, byłego brata. Ich związek nie był już taki sam, jak przedtem. Zmienili się, choć udawali, że nic takiego się nie stało. Sam sobie tłumaczył, że wszystko jest tak, jak powinno, ale nie potrafił się okłamywać teraz, gdy w ich domu była Lena i historia mogła się powtórzyć. Tak naprawdę był bliski rzucenia się w jej otwarte ramiona tylko po to, by zrobić Spencer na złość. Zaraz potem udało mu się jednak opamiętać; uderzyły w niego palące wyrzuty sumienia.
- Chodźmy do nich. - wymamrotał tylko, wcześniej pokazując swoją aprobatę dla słów ukochanej krótkim skinieniem głowy. Teraz, gdy wszystko było trochę bardziej jasne, mogli razem udawać, że nic się nie dzieje. I będą musieli to robić - dla Kat i jej szczęścia, dla jej córeczki, na której miały się odbić wszystkie nastroje matki. Nina była na nią skazana, a choć Leo wiedział, że jego siostra sprawdza się w nowej roli, miał również świadomość, że ze złamanym sercem to nie będzie dla niej tak łatwe, jak teraz.
A potem już bez słowa pociągnął Spencer do wyjścia, po drodze biorąc krem, po który przecież przyszli. Zanim doszli do schodów, zaczął mówić o czymś z ożywieniem, choć znów był to jakiś lekki, nieznaczący temat. Ledwo rejestrował wypływające spomiędzy jego warg słowa. I tylko krótki uścisk dłoni, jaki co kilka chwil wymieniał z ukochaną, świadczył o tym, że myśli o czymś zupełnie innym niż miejski festyn i rodzaje spacerówek.

Leo Rough pisze...

[mówię tylko, że nie możesz oceniać focha na odległość, to wszystko! ;p / Tak.
właśnie, Jeżyku ;D (raczej ;p)
niee. nie mogę Ci powiedzieć, bo nie będzie elementu zaskoczenia, tak dla Leośka charakterystycznego! ;p / taa ;p
dobra, mówiłaś to już xD no, tak chciałam zrobić ;p
nie no, daj spokój! nie jest źle ;) nie spinaj się tak ;)) w sumie wiesz, wen mi ucieka, to jest przerażające. chyba muszę znowu opisać jakiś wypadek, chorobę, coś medycznego, żeby wrócił xD]

Nie miał zamiaru dłużej odsuwać w czasie wszystkich tych poważnych rozmów, które nad nimi ciążyły. Tak, to prawda, mieli wiele niezakończonych tematów, z którymi należało wreszcie coś zrobić, bo oboje czuli się tym już zmęczeni, wręcz wyczerpani. I może też właśnie z tego względu do tej pory nie poruszyli pominiętych kiedyś kwestii - brakowało im sił. Podświadomie wiedział, że nie to było głównym powodem, ale nie chciał się przed sobą przyznać, że to on jest wszystkiemu winien. Ich cierpieniom, ich rozterkom, ich niepewności. Wszystkiemu. To mogło sprawić, że znów zakopałby się w swoim świecie, zatonął w nim, nie dając im obojgu czasu na poprawę. Nie mógł więc pamiętać, że wszystko zaczęło się od jego potknięcia, od tramadolu.
Idąc po schodach modlił się, by po powrocie do salonu zastać Kat i Lenę szykujące się do wyjścia. Nic takiego się jednak nie stało, ku niezadowoleniu Leo, ale zmuszony był przywołać na usta uśmiech dobrego gospodarza. Został im już tylko deser, a potem może wreszcie zostaną sami. Na szczęście jego prośby zostały wysłuchane, bo w połowie filiżanki kawy Kat, odezwała się Nina. Jej płacz szybko przeszedł w rozdzierający krzyk, który obudził Jamesa. W takiej atmosferze dalsza rozmowa nie miała sensu, więc siostra Leo wraz z partnerką ubrały się i wyszły, jednocześnie uspokajając małą i dziękując za miło spędzony czas, zapraszając na rewanż do siebie. Mężczyzna uśmiechał się, żegnając je w progu, by jeszcze pomachać im, gdy wyjeżdżały z podjazdu, a potem wrócić do ukochanej i zastawionego brudnymi naczyniami stołu. Nie odezwał się słowem, próbując tylko zatrzymać na ustach choćby lekki uśmiech.

[mam problem z internetem, znikam na trochę ;)]

Leo Rough pisze...

[ach, no tak, zapomniałam! ;p / oczywiście, on zagra, ja zaśpiewam - idealny układ! na pewno się zgodzi! może wytrwa z trzydzieści sekund bez zakrywania uszu rękami, ale potem albo zemdleje, albo ucieknie xD a tak serio, co miałaś na myśli? ;> MÓW.
ja jestem słodkim człowiekiem, Zajączku :D (;p)
no... może. sama jeszcze do końca nie wiem, daj mi spokój! xD / do tego, że moja wina ;p
oj tam, nie czepiaj się mnie, bo się zamknę w sobie ;( wiem ;p
nie zauważyłaś? ;p]

Był wdzięczny Spencer, że nie powróciła od razu do rozmowy, którą tak naprawdę rozpoczęli jeszcze przed pojawieniem się Kat i Leny. Potrzebował chwili na ułożenie sobie wszystkiego w głowie, na pogodzenie się z myślą, że różowowłosa wróciła do jego życia. I że równie łatwo może znów z niego zniknąć, jeśli powinie jej się noga. Oczywiście, nie życzył jej tego - dla niej również chciał tylko tego, co najlepsze, bo znał ją, wiedział, że mimo popełnianych błędów jest dobrym, ciepłym człowiekiem. Pozostawała w nim jednak drzazga, raniąca go do głębi: świadomość, że ulżyłoby mu, gdyby znów odeszła. Nienawidził siebie za to, tak samo jak za myśl, że mógłby zdradzić Spencer. Było to tylko stwierdzenie faktu - nie musiałby się bardzo starać, ot, wystarczyłoby dać Lenie najdrobniejszy sygnał, że może liczyć na coś więcej - ale i tak odczuwał gorące wyrzuty sumienia.
Na jej bezgłośne wyznanie zareagował lekkim, czułym uśmiechem, z którym odwzajemnił uścisk jej palców, a potem powiódł za nią wzrokiem, gdy odchodziła z Jamesem w stronę jego kołyski. Sam zajął się sprzątaniem, starając się nie popadać w znajomy letarg zamyślenia. Skupiał się za to na ukochanej i ich synku, którego płacz powoli cichł, gdy chłopiec uspokajał się. Tak samo Leo ukoił część swoich lęków, tylko na chwilę, ale to już było coś, bo dzięki temu mógł skinąć głową, gdy Spencer jakiś czas później pojawiła się w kuchni i zadała swoje pytanie. Pytanie proste i zwyczajne, ale Leo był wyczulony na jego punkcie i zawsze odpowiadał w ten sam sposób. Teraz nie było to nawet takim wielkim kłamstwem. Zakończył układanie naczyń w zmywarce i podniósł się, włączając odpowiedni program. Zaraz znalazł sobie inne zajęcie: przekładanie do mniejszych misek jedzenia, które zostało po obiedzie, i chowanie go do lodówki.
- Tak mi się wydaje. - odparł, głowiąc się nad tym, gdzie włożyć do połowy opróżnioną butelkę wina. Kątem oka spojrzał na Spencer. - Sam nie wiem. - dodał ciszej, zamykając lodówkę i biorąc się za wycieranie blatów.

Leo Rough pisze...

[nie mam pojęcia! ;p / haha, taa, jasne xD wątpię, ale zawsze można spróbować ;p nie no, weź, uświadom młodszą kumpelę, nie? ;>
cieszę się, Świetliku :*
no mówię przecież, że jeszcze nie ustaliłam wszystkich szczegółów! ;p ale możemy zawrzeć układ - ja coś Ci powiem, jeśli Ty odpowiedz na to powyżej ;> sprawiedliwie, nie? ;D / spadaj! xD
serio tak myślisz?...]

Leo Rough pisze...

[miałam Cię nastraszyć, ale już mi przeszło xD
no to o co pytasz? ;> ;p myślę, czy najpierw namawiać Cię na kłopoty z Jamesem, czy może zrobić coś Oskarowi, ale tam musiałoby to być dopiero później, a nie wiem, czy mój wen dotrzyma :/ ;p
o kurde, rzeczywiście nieciekawie. tak się nie robi! :/ dobrze, że się dopytałaś, bo przynajmniej się zdążysz pouczyć, nie? a nie masz jeszcze NP albo coś?]

Jej szept wyrwał go z tego dziwnego otępienia, w które popadł. Było tak, jakby tylko on się martwił, tylko on troszczył się o Kat. Nagle jednak z całą mocą dotarło do niego, że również Spencer zależy na jego siostrze, bo przecież przyjaźnią się! Wbrew pozorom łączyła je dość specyficzna więź, której Leo do końca nie rozumiał, ale na tym to polegało - przeżyły wiele, znają się, kochają jak siostry. Znów poczuł, że policzki pieką go wyrzutami sumienia i wstydem, że mógł o tym zapomnieć. Zaraz porzucił swoje zajęcie, opłukał nad zlewem ręce, a potem podszedł do ukochanej, wycierając wilgoć z dłoni kraciastą ściereczką. Zatrzymał się pół kroku od Spencer i pochwycił jej brodę z dwa palce, by w końcu na niego spojrzała. Nie rozumiał, dlaczego ucieka wzrokiem, ale mógł się domyślać, że coś ją dręczy. Coś więcej niż sprawa Kat i Leny.
- Hej, spokojnie. Kat wie, że musi być czujna. Poradzi sobie. Zna nasze przejścia z Leną. - wymruczał miękkim, łagodnym tonem, mając nadzieję, że to przyniesie jego ukochanej choć odrobinę ukojenia. On sam uwierzył w te słowa: tak, Kat sobie poradzi. Nie da się omotać, nie da się skrzywdzić. I z tą myślą oraz cichym, odrobinę niepewnym westchnieniem ulgi odrzucił na bok ściereczkę i przyciągnął do siebie Spencer, wtulając twarz w jej włosy.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie skrzywdzi ponownie naszej rodziny. - wymamrotał wprost w jej szyję.

Leo Rough pisze...

[zdarza się ;p / haha, ta xD / o ja pierdole, nie wiedziałam, że to napiszesz! zatkało mnie, jak przeczytałam Twoje "btw" xD ale nie, kobiece sztuczki znam, tylko nie mogłaś tak od razu napisać? ;p "to tu, to tam"? to się nie wiąże z drugą częścią w żaden sposób? ;> ;p (o radę pytam teraz, nie? xD)
o nie, to ja się cieszę, że Ty się cieszysz, że ja się cieszę, Ważko :D
no nie, tamta odpowiedź mi się nie podobała! ale niech będzie: COŚ :D / ;p
gdybym to wcześniej przeczytała, nie wysłałabym reszty! -.-]

Leo Rough pisze...

[zawsze mogę przestać! tak, grożę!
teraz mi zarzucasz, że nie znam się na środkach poetyckich/retorycznych, tak? ;( / no przecież rozmawiałyśmy o tym, a Ty się zgodziłaś! ;p ok, ok, nie muszę, ale cieszę się, że w razie kłopotów z wenem pójdziesz mi na rękę ;D dzięki ;))
no to znikaj, do książek marsz! xD
;p / ja też nie wiem, co miałam na myśli, myśląc, że Ty myślisz... czy coś xD wywiązałam się, Kochanie: napisałam, że COŚ Ci napiszę - napisałam "COŚ" ;p trzeba czytać ze zrozumieniem! ;D ej, ale rady mi odmówisz? ;( no dobra, niech będzie: planuję sobie, żeby Lena coś namieszała, a potem Leo uzna, że potrzebuje więcej przestrzeni/przerwy/czegokolwiek i wyjedzie do tej pracy, co kiedyś o niej rozmawiali. i jak? zadowolona? ;p
możemy to w ten sposób uprosić, Kociaku ;D
nie podpadaj, bo ja się mogę zemścić! -.-]

- Nie. - przytaknął natychmiast, być może niepotrzebnie, ale potrzebował takiego potwierdzenia dla siebie. Potrzebował uwierzyć w to z całego serca i trzymać się tej myśli, by móc przekonać do niej też Spencer, by móc zapewnić ją, że wszystko będzie już po prostu dobrze. Chciał wierzyć, że będzie potrafił ochronić ją i Kat przed wpływem Leny, ale najbardziej miał nadzieję na to, że żaden taki wpływ nie istnieje. Że rzeczywiście chce tylko uszczęśliwić jego siostrę, pomóc jej wychować Ninę, być z nią na dobre i na złe.
Miarowe gładzenie Spencer po plecach, które przez jakiś czas praktykował Leo, nagle zamieniło się w lekkie drgnienia jego dłoni, które w końcu zamarły. Razem z ich bezruchem nastąpiła dziwnie krępując cicha, w której odsunął się od ukochanej, ciągle jednak trzymając ręce na jej biodrach.
- Będzie OK. - powtórzył, uśmiechając się lekko, tym razem prawie zupełnie szczerze. Zaraz potem zagryzł dolną wargę, najwyraźniej zastanawiając się nad tym.
- A może... Może moglibyśmy coś z tym zrobić już teraz, upewnić się, że... nikt nikogo nie krzywdzi? - wyrzucił z siebie, nagle niepewny, niezdecydowany, czy dobrze robi, mówiąc o tym.

Leo Rough pisze...

[tak? no dobra, niech będzie, że już Ci dam spokój ;p
kuźwa, weź, jestem z tego najlepsza w klasie! -.- xD / haha, nie wiedziałaś, że będę o tym pamiętać czy co? xD oj, bardzo się cieszę, że jesteś gotowa się dla mnie poświęcić ^^
no to ucz się, ucz, przecież nie możesz złej oceny zaliczyć, prawda? ja muszę jeszcze polski zrobić, bo mi się wcześniej nie chciało ;p
haha, no w sumie, nieświadomość zawsze spoko! ;D / wiem, wiem, przepraszam! ale powiedziałam Ci w końcu, nie? xD / tak, masz mi doradzić, proszę ;p / ale teraz bym chciała, żeby to było takie... ostre. zobaczymy, co z tego wyjdzie ;p cieszę się ;))
racja, Sarenko :>
ta...]

Od razu dotarło do niego, że Spencer już wie, co chce zaproponować, i że wcale jej się to nie podoba. Ale było to jedyne wyjście, by szybko pozbyć się niepewności, by dowiedzieć się wszystkiego, co jest im potrzebne. Najłatwiejsze wyjście, tak naprawdę, choć nie do końca satysfakcjonujące. Ale Leo czuł, że musi tego właśnie spróbować. Nerwowo zagryzł wargę, zastanawiając się, jak ubrać to w słowa. Za każdym razem, gdy jakieś zdanie przychodziło mu do głowy, wydawało mu się kompletnie beznadziejne. Ale w końcu otworzył usta.
- Pomyślałem, że mógłbym spróbować porozmawiać z Leną. - zaczął, przerywając tylko po to, by wciąż głęboki wdech. - Mógłbym... trochę ją... podpuścić. - zakończył, nagle czując, że robi mu się gorąco. Ale nie cofnął swoich słów, nie powstrzymał tej fali, która nadeszła zaraz potem.
- Umówiłbym się z nią i powiedział, że ty nic o tym nie wiesz. Jeśli rzeczywiście pojawiła się tu, by zniszczyć nasz związek, na pewno wykorzystałaby taką okazję, a jeśli nie - po prostu powspominamy stare czasy i wszystko będzie w porządku. Wszyscy będą szczęśliwi. Kat będzie szczęśliwa. A już na pewno wszystko wreszcie stanie się jasne. - zakończył, niemal z trudem łapiąc oddech. I nagle zapragnął cofnąć się w czasie o tych kilka chwil, by nigdy nie wypowiedzieć słów, które właśnie padły z jego ust. W głowie zapaliła mu się czerwona lampka, z którą już nic nie mógł zrobić.

[niestety, muszę już znikać, bo jutro wstaję bardzo wcześnie, a jeszcze nie mam wszystkich lekcji, nie jestem spakowana ani nic ;p pewnie będę koło czwartej, ale wolę nie obiecywać. dobrej nocy, Karaluszku ;D]

Leo Rough pisze...

[hej, ja naprawdę mogę strzelić porządnego focha! więc tak, wielka łaska! xD
podpadasz, Moja Droga, i to porządnie! -.- / czy coś xD
ja mam taki lajtowy tydzień, że aż mam ochotę wskoczyć do łóżka i z niego nie wychodzić przez całe popołudnia, właśnie dlatego, że mam na to wystarczająco dużo czasu ;p a jak Twój francuski? ;>
to było generalizowanie w czystej postaci, wiesz? i kto tu się nie zna na środkach stylistycznych?! ;p ;)) / właśnie, więc nie marudź ;p / wiem, jak to się robi? a jak myślisz, dlaczego mam samych chłopaków na blogach?! to oni mnie podrywają, więc znam się na ich sztuczkach, sama nie muszę się wysilać ;p i masz rację, lepiej przerwij w tym punkcie, bo on gotów zrobić ze mną nieprzyzwoite rzeczy!
a ja myślałam, że wyjazd mógłby być konsekwencją jakiejś poważnej kłótni, może rozstania, może przez Lenę. albo Leoś mógłby się zdecydować na podjęcie nowej pracy, bo będą potrzebowali pieniędzy na leczenie Dżejmsa? ;>
jak (prawie) zawsze, Kaczuszko :D
tak, tak, przecież mówię xD
a widzisz, jestem wcześniej! urwałam się z mojego francuskiego ;p
btw. w sprawie Krakowa: bardzo mi przykro, ale nie mogę jednak w ten weekend. liczyłam, że uda mi się wyrwać choćby na tych kilka godzin, ale w piątek nie mogę opuścić szkoły, w sobotę mam angielski, a w niedzielę nie może jechać ze mną ani ta moja kumpela, ani barman ;( jeszcze kombinuję, ale to już jest raczej mało prawdopodobne. za to w następny weekend prawie na pewno będę w Krakowie, bo jadę z moim kochaniem na Andrzejki, więc może wtedy mogłybyśmy się spotkać? ;>]

Właśnie ze względu na samopoczucie Spencer nie miał ochoty tego robić. Doskonale wiedział, że będzie to dla niej dużo trudniejsze, niż dla niego, bo znał jej stosunek do Leny. Od początku patrzyła na nią krzywo, a po tym, co wydarzyło się potem, gdy w ostatnim momencie uświadomiła Leo, że dzieje się coś niedobrego, już nie mogło się to zmienić. Nie ufała jej i on to rozumiał. I wcale nie chciał tego pogarszać.
- Tak. - odparł cicho, niechętnie kiwając głową. Bo choć nie chciał tego robić, nie chciał w ten sposób choćby najlżej zranić Spencer, to wiedział, że to najlepsze wyjście. Na pewno lepsze, niż czekanie, aż wszystko się ułoży. W tym czasie wiele mogło się wydarzyć.
Kolejne jej słowa ubodły go, aż miał ochotę cofnąć się, obrażony. Nie spodziewał się, że usłyszy od niej podobne ostrzeżenie, bo stwierdził, że ufa mu na tyle, by po prostu wiedzieć, że nie pozwoli Lenie na choćby najmniejszy, mniej niewinny gest względem siebie. Nawet jej kolejne zapewnienie nie mogło złagodzić gorzkiego smaku w ustach Leo, gdy pomyślał, że to tylko puste słowa. Ufa mu, tak? To może powinna to pokazać, a nie tylko o tym mówić? Zatrzymał jednak dla siebie wszystkie myśli, a jedynie skinął głową, co miało zastąpić krótkie i, tak naprawdę, zupełnie nieważne "obiecuję". Nieważne dla niego, bo nie istniała opcja, w której mógłby pozwolić Lenie zbliżyć się.
A potem pokiwał głową po raz trzeci, krzywiąc się lekko, gdy również przemknęła mu przez myśl scena, w której próbując powiedzieć Kat o swojej próbie. Zaraz odepchnął ją od siebie najdalej, jak potrafił; jej nie miało się to spodobać. Liczył na to, że żadna podobna rozmowa zwyczajnie nie będzie potrzebna, bo Lena okaże się czysta. Tylko dlaczego to wydawało mu się mało prawdopodobne?

Leo Rough pisze...

[myślę, że tak, do wizyty Oskara we Wrocławiu może być ;) tylko nie tak od razu, kilka dni później, nie? ;>]

Leo Rough pisze...

[wolę? OK, wierzę na słowo? ;p
powinno Ci być! ;p
no to super, bo to oznacza... co oznacza? więcej pisania! :D haha xD fajnie się macie! u mnie w sumie z tego samego powodu nie ma żadnych sprawdzianów ;p / jee, jesteś świetna :D
spadaj! / ej, nie żartuj sobie z bogini, nie?! ale nie, serio, raczej umyślnie facetów nigdy nie podrywałam... xD o właśnie, Twoja wina, jak zawsze ;p
to już sama nie wiem. zobaczymy, jak to wyjdzie? a co Tobie się najbardziej podoba? ;> bo to w sumie już niedługo... :D
wiem, Kotusiu! ;p
xD
i bardzo dobrze! na zdrowie? ;> xD
no szkoda, ale spokojnie, będą następne okazje, miliony okazji! :D :*]

Powtarzał sobie, że robi to dla Kat, że chce tylko, by jego siostra wreszcie zaznała prawdziwego szczęścia, a nie jedynie jego namiastki. Chciał dla niej bezpieczeństwa, spokoju i stabilizacji, a wiedział, że i ona ostatnio nie marzy o niczym innym. Zmieniła się, wydoroślała. Dojrzała do poważnych związków, ale Leo nie potrafił pozbyć się wrażenia, że źle wybrała sobie partnera. Po tamtym popołudniu podobne myśli nachodziły go coraz częściej, a wątpliwości wzbudzały w nim niepokój, jakiego nie znał. Było to coś w rodzaju niecierpliwego oczekiwania na jakieś wydarzenie, a przy tym niepewność, jakie konsekwencje będzie ono miało. Czy świat ożywi się kolorami czy pogrąży w pogrzebowej czerni? A może wszystko naraz wybuchnie jasnym płomieniem? Leo nie chciał wnikać w to głębiej, obawiając się odpowiedzi. Obawiając się swoich uczuć.
Na zewnątrz jednak wszystko było tak samo, jak wcześniej. Żyli dalej, na mocy milczącego postanowienia nie rozmawiając więcej o Lenie, jedynie prześlizgując się po temacie Kat i jej nowej rodziny, by nie poruszyć drażliwych kwestii. Leo czekał na odpowiedni moment, by wprowadzić ich plan w życie, ale nie był w stanie o tym rozmawiać. Zbyt wiele kosztowało go już samo myślenie o tym, planowanie; dręczyły go sny z udziałem Leny i Spencer, walczących o niego w głębokim śniegu na tyłach domu. Wbrew pozorom, nie były to wcale koszmary z krwią i wyrywanymi z głowy włosami, a raczej pełne erotyzmu obrazki, po których Leo budził się zlany potem, w pobudzonym ciele.
Pamiętając o uczuciach ukochanej względem całego tego przedsięwzięcia, ukrył przed nią umówioną kawę z Leną. Zaplanował ją w czasie przeznaczonym na pracę w redakcji, więc Spencer miała się nie dowiedzieć. Nie chciał niczego przed nią ukrywać, zamierzał opowiedzieć jej o przebiegu spotkania, o wszystkich najdrobniejszych szczegółach, ale później, po fakcie. Nie mógł przecież pozwolić, by się denerwowała - wystarczał jego niepokój, jego zagubienie. Już nawet miał ochotę się wycofać, ale jednak nie zrobił tego. Po prostu wyszedł z domu, jakby nigdy nic, ale dojeżdżając centrum nie skręcił w stronę redakcji, parkując przy rynku. Z daleka dostrzegł sterczące na wszystkie strony różowe włosy przyjaciółki. I cały niepokój zniknął.

Leo Rough pisze...

[tak? ;p
powiedzmy? przed chwilą mówiłaś, że jest! zmieniasz zdanie? xD
:D ^^ / jak zawsze skromna! ;p
em... wilka złego? xD / taaa. / no widzisz ;p oczywiście, że tak! ;p
o, jak miło! tylko prooszę, bądź łaskawa dla mnie... ;D ach, no i nie zapomnij, żeby tam Martyna odprawiła Oskara, bo ja mu już urazy planuję! zaraz odpiszę ;)
skończyłaś ze zdrobnieniami, Niedźwiadku? ;p
ta ;p
właśnie ;)]

Do domu wracał najbardziej okrężną trasą, jaką zdołał wymyślić. Miał coś, czym mógł zająć się dopiero w samochodzie, bo w pracy nie było ku temu okazji - cały czas ktoś przychodził do niego z nowymi materiałami, a mejle napływały w zatrważającym tempie - więc dopiero w drodze na Cynamonową miał chwilę dla siebie, by pomyśleć, zastanowić się, albo też zwyczajnie uspokoić. Od rozstania z Leną, gdy to jej usta zatrzymały się na jego policzku o ułamek sekundy za długo, nie mógł przestać myśleć o tym, co by było, gdyby nie odsunął się w odpowiednim momencie, udaremniając kobiecie próbę złączenia ich warg w pocałunku. Doskonale wiedział, że postąpił słusznie, a teraz powinien pojechać do domu i odraportować wszystko Spencer, by razem z nią ustalić, co zrobią z nowymi wiadomościami, ale... żałował. Tylko odrobinkę, tylko czując rozkoszne mrowienie w policzku, tylko myśląc o miękkości warg Leny, ale zawsze. I czuł wyrzuty sumienia, i zadręczał się tym, i gryzł, i nie miał dać sobie spokoju, ale ciągle zostawało przy nim to niejasne wrażenie, że coś przegapił. Przegapił Lenę, związek z nią, przegapił jej miłość. Nie to, żeby żałował, że Spencer wróciła do jego życia, że jest z nim, bo przecież mieli teraz cudownego syna, wspaniały dom, życie, o jakim wielu może tylko marzyć, ale z drugiej strony była jego przyjaciółka, której uczucie mogło być zupełnie inne niż to, którym darzyła go S. Wiedział jednak, że nigdy nie przekona się, jakie mogło być, że wcale tego nie chce.
Tak naprawdę nie wiedział, co czuje.
Gdy szedł w stronę drzwi pomiędzy dwiema plamami zieleniejącej się jadowicie trawy, z trudem zdołał przywołać na twarz uśmiech. Wiedział już, że powie o wszystkim ukochanej, ale pamiętał, by nie zdradzić niczym swoich myśli. Miał opowiedzieć jej o faktach, o tym, co się wydarzyło, przeprosić, że nie uprzedził jej o spotkaniu z Leną. Taki był, bardzo optymistyczny, plan. Z lekkim, na pozór zupełnie swobodnym uśmiechem przekroczył próg domu, w pośpiechu zrzucając z siebie ubrania, porzucając marynarkę i krawat w nieładzie na jednym z wieszaków w przedpokoju. Nie kłopotał się niczym więcej: potrzebował mieć przy sobie Spencer.
- Już jestem. - rzucił, zbliżając się do salonu.

Leo Rough pisze...

[znikam na godzinę ;)]

Leo Rough pisze...

[OK! ;D
aha ;p no więc niech lepiej będzie Ci przykro! xD
uwielbiam to, wiesz? ;D
;p / to Ty nigdy nie żartujesz, nie? zawsze jesteś śmiertelnie poważna! xD / ;p
a wolałabyś zdradę fizyczną? bo zawsze można pozmieniać ;p no weź, ciekawie będzie! obiecuję! ;D / to dobrze ^^
oczywiście, Słońce! jeszcze pytasz? ;p
;)]

Nie mógł zauważyć nic dziwnego w zachowaniu Spencer, bo za bardzo skupiony był na tym, co działo się z nim samym. Jednak gdyby nie to, na pewno zauważyłby te wszystkie drobne sygnały, które może nawet nieświadomie wysyłała, ale w tej sytuacji dotarło do niego tylko, że coś jest nie tak. Zaraz jednak przypisał to dziwnej pustce, do której nie był przyzwyczajony - mianowicie kołyska, stojąca pośrodku salonu, była pusta. Przywykł, że James jest zawsze blisko, śpiąc tuż obok, by w każdym momencie mogli na niego spojrzeć, poprawić zsunięty kocyk, wziąć w ramiona, gdy się obudzi. Ale nie zamierzał narzekać, bo dziecko na górze oznaczało chwilę tylko dla nich. Nie mógł tego zmarnować.
- Jak wam minął dzień? - zapytał, choć najwyraźniej nie oczekiwał odpowiedzi, bo jeszcze zanim opadł na kanapę tuż obok Spencer, zaczął rozpinać guziki swojej koszuli, uśmiechając się zaczepnie. Tylko dzięki temu mógł na chwilę zapomnieć, a przy okazji odwlec w czasie rozmowę, do której wcale mu się nie spieszyło. I zaraz ujął w dłonie twarz ukochanej, całując ją pospiesznie i niecierpliwie, wiedząc, że James może obudzić się w każdej chwili, nawet mimo to, że dopiero poszedł spać. Jego ręce szybko zsunęły się w dół ciała kobiety, odnajdując krągłości jej piersi, miękkie biodra, doskonałe uda. Nie przestając się uśmiechać również z pocałunkami zszedł niżej, muskając szyję ukochanej, kąsając płatek jej ucha, by zaraz potem dobrać się do jej dekoltu.
Już nie pamiętał o tym, co wydarzyło się rano, o czym myślał przez cały dzień.

Leo Rough pisze...

[pasuje ;D
ymhm :D
oczywiście, wiedziałam to od zawsze xD / ;p
nie postanowiłam, sama nie wiem, co chcę zrobić, więc to znowu była prośba o radę, Moja Droga ;p na pewno "spoczi"? bo wiesz, nie chcę Ci podpaść xD
nigdy, Żelku ;D]

Uwielbiał to błogie zapomnienie, gubienie się w doznaniach, w rozkoszy, w drugiej osobie. Ze Spencer nie chodziło tu tylko o fizyczne bycie ze sobą, ale o coś więcej. Szkoda tylko, że tym razem Leo postąpił egoistycznie i chciał zbliżenia tylko po to, by odciągnąć swoje myśli od mniej przyjemnych spraw. Od tego, nad czym nie chciał się zastanawiać nigdy więcej, czego chciał się jak najszybciej pozbyć ze swojej głowy. Wiedział, że chwila z ukochaną, spędzona jedynie na rozkoszy, pomoże mu w tym lepiej niż cokolwiek innego.
Cudownie rozluźniony i uspokojony przyciągał Spencer do swojego boku, nasycając się intensywnym zapachem jej włosów, ciepłem bijącym od jej skóry, noszącej ślady dopiero co przeżytego spełnienia. Ta chwila tuż po była zawsze magiczna, niezależnie od tego, jaka kobieta przy nim była, ale z Nią było to coś wielkiego, potężnego. Jakby za każdym razem dokładali niteczkę do grubego supła ich związku.
Ale, oczywiście, coś musiało przerwać im tę sielankę. Tak proste i oczywiste w tej sytuacji pytanie, którego Leo mógł się spodziewać, ale którego nie chciał, na które nie mógł odpowiedzieć tak, jak by tego chciał. Na usta cisnęło mu się: "nie", ale to słowo nie było na miejscu. Powstrzymując więc niespokojne drgnięcie, ale nie mogąc w żaden sposób rozluźnić zaciśniętych szczęk, skinął lekko głową, spoglądając w oczy Spencer. Skrzywił się.
- Rano widziałem się z Leną. - wychrypiał, w nagłym odruchu przyciągając do siebie ukochaną z całych sił, jakby bał się, że mu uciekanie, odsunie się, coś podejrzewając. A on przecież nie pokazał nic po sobie, nie zdradził się w żaden sposób...

[jeszcze znikam :/]

Leo Rough pisze...

[;p
haha, i znowu ta Twoja zadziwiająca skromność! hej, dziewczyno, jesteś super, pokaż to! ;D
no, udało mi się, jestem OSOM xD
ale nie no, serio: piszemy tę historię razem, więc razem podejmijmy dużą decyzję. ja po prostu potrzebuję ożywienia, dużego kopniaka, więc jeśli masz inne pomysły - mów. i jeśli to Ci się nie podoba ani trochę (albo tylko trochę), to też chciałabym, żebyś mi o tym napisała, bo potem mi wypomnisz, że jakaś katastrofa to tylko moja wina ;p pewnie i tak to będzie moja wina, ale nie muszę tak z góry zakładać, prawda? ;> tak, boję się, że podpadnę, bo poznałam już Twoją pisaną złość czy coś podobnego, wolę nie być znowu na nią skazana ;p
na pewno, Aniele! ;D]

Wiedział, że teraz będzie już musiał wszystko jej wytłumaczyć, nie pomijając żadnego faktu, żadnego istotnego słowa. Ratowało go to, że swoje myśli mógł ciągle ukryć przed Spencer, teraz zakopać je głęboko, a potem zupełnie się ich pozbyć. Nie były szczere, tak samo jak te pragnienia, te uczucia, które na krótką chwilę nim zawładnęły. To wszystko było urojone, teraz to wiedział. Miał obok siebie burzę ciemnych, nie różowych włosów - tak było dobrze, tak smakował spokój, tak wyglądał porządek. Nie chciał Leny. Nie potrzebował jej ani jako przyjaciółki, ani jako kochanki czy kogokolwiek innego, kim ona chciałaby się stać. Leo był szczęśliwy i nic nie miało się zmieniać.
- I mieliśmy rację. - odparł gładko, zaraz obracając się na wąskiej kanapie tak, by znaleźć się twarzą w twarz ze Spencer. Chciał, by wiedziała, że nie okłamuje jej; niepokój ukochanej odczuwał przez skórę. Musiał się upewnić, że i ona niczego przed nim nie ukryje, jakiejś myśli, jakiegoś lęku, który, stłumiony, zacznie gnić i szybko ich zniszczy. Leo już rozprawił się ze swoimi demonami.
- Miałem wrażenie, że gdyby nie to spotkanie, nie zdradziłaby się niczym jeszcze przez długie tygodnie. Teraz też nie powiedziała ani nie zrobiła nic konkretnego, to tylko takie moje subiektywne wrażenie. Ale jestem pewien, że Lenie nie zależy na Kat tak bardzo, jak Kat zależy na niej. - wyjaśnił, mając nadzieję, że powiedział wszystko, że jednocześnie uspokoił Spencer i zaspokoił jej ciekawość. Bo miał nadzieję, że ze wszystkich lęków i wątpliwości, została w niej już tylko chęć dowiedzenia się, jak to wszystko wygląda.

[zakuwam na polski właśnie, więc odpiszę jeszcze tylko na Krakowie i znowu pójdę się uczyć, bo mam jutro zastępstwo z dyrektorką, jak się właśnie dowiedziałam, więc nie mogę nawalić ;)]

Leo Rough pisze...

[haha, dokładnie każdy! nawet moja mama szła przed chwilą i uznała, że masz anielską cierpliwość, Moja Droga, że mnie znosisz przez tyle godzin dziennie xD ale miałaś rację - przecież tylko Ty jesteś ładna, nie?! nie rozumiem, z czego się tak śmiała! ;p haha xD
senk ju ;D
no dobra, więc mam Twoją częściową aprobatę, mogę pisać dalej ^^ tylko nie do końca wiem, jak to zrobić, muszę się trochę zastanowić ;p no zaczęłam, ale zawsze można coś innego wykombinować, nie? ;> / nie mówię, że była skierowana do mnie, choć wydaje mi się, że złe fluidy też kiedyś wyczułam, ale mam raczej na myśli to, co pisałaś do Michała. aż kipiało złością, wiesz? a może po prostu za bardzo wczuwam się w to, co piszesz i coś sobie dopowiedziałam, sama nie wiem ;p
wiem, Promyczku :D (swoją drogą: Bałwanku?! -.-)
nie idzie mi dzisiaj ta nauka, to jest jakaś masakra :/ tak samo pisanie - nie zwracasz już uwagi na moje błędy, nie? ;p]

Przez tyle czasu patrzył na Spencer, ważącą w myślach słowa, że teraz bezbłędnie potrafił określić, kiedy coś ją dręczy, kiedy jakaś sprawa nie daje jej spokoju. Twarz jego ukochanej zmieniała się wtedy w niezwykle subtelny, ale dla niego łatwo dostrzegalny sposób, a jej oczy krzyczały niezrozumiałymi dla niego obawami. Wszystko to było znajome, ale jednocześnie niepokojące, bo wiedział, że to on jest głównie powodem jej lęków, a właściwie jego reakcja. To bolało go, bo oznaczało albo kłamstwa i ochronną bańkę, roztaczaną wokół niego przez Spencer, albo brak zaufania. Albo czysty strach przed nim, ale wiedział już, że ukochana może bać się tylko rozwścieczonego Leo, jego samego ten facet przerażał.
Teraz dokładnie to wahanie dostrzegł w jej oczach i automatycznie spiął się znów, czekając na słowa kobiety, na raniące lub przekłamane zdania. Nie było w nim niecierpliwości; najchętniej znów wpiłby się w jej wargi, by nie wyszło spomiędzy nich ani jedno zdanie, którego mogliby oboje potem żałować. Ale zanim zdążył się choćby poruszyć, słowa już popłynęły urwanym strumieniem, który uderzył w najczulsze miejsca Leo. Nie wiedział, że jeszcze bardziej potrafi spiąć mięśnie, ale to się stało, gdy padły magiczne kwestie, burzące wszystko, całą sielankę, cały jego mur, całą siateczkę kłamstw. I z głośnym sapnięciem zerwał się z kanapy, ze złości ledwo powstrzymując drżenie całego ciała. Odsunął się od Spencer i zaczął zbierać swoje ubrania, zarzucając je na siebie w pośpiechu, rozedrganymi dłońmi.
- To ma być twoje "ufam ci", tak? - wyrzucił z siebie, ledwo powstrzymując gniew. Ale zaraz opanował się, biorąc głęboki wdech. Zaczął powoli dopinać ostatnie guzki koszuli, a potem znów odetchnął i opuścił ręce wzdłuż boków, już rozluźnione.
- Odpowiedziałem raz na to pytanie. Nic się od tamtego czasu nie zmieniło. - odparł zimno, a potem odwrócił się i ruszył w stronę schodów, mówiąc coś o tym, że idzie przywitać się z synem.

[na Krakowie już nie odpiszę, bo się właśnie dowiedziałam, że jeszcze na rosyjski muszę dialog napisać, bo kumpela zgubiła ten, co już miałyśmy -.- mój spokojny wieczór poszedł się... no :/]

Leo Rough pisze...

[haha, no to trafiła idealnie xD / dokładnie, jakaś kompletna masakra! ;p
:D
oczywiście, cokolwiek się nie podzieje, to będzie moja wina! ale wiesz, już się nie mogę doczekać :D będzie OK, pogodzą się, przecież muszą, bo nie miałybyśmy o czym pisać ;p / no teraz Ci nie powiem, ale gdzieś... na początku? i potem w sumie też, ale nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy dokładnie. nieważne ;p tak, właśnie wtedy ;p nie wiem, czy było widać, ja to wyczułam, ale może dlatego, że tyle już razem piszemy, poza tym - ja też mam tak, że piszę bardzo emocjonalnie, więc to się... wie ;) oj tak, pamiętam ;p
ja już i tak się zgubiłam, Płaszczko xD (znikaj -.-)
ach, no jasne, czym się stresić, nie? ;p / co to za wielokropek, hę? kolekcjonujesz je i też mi kiedyś wypomnisz, tak?! -.-
niefajnie, że nie odpiszę na Krakowie czy niefajnie z moim radzieckim? ;p]

Jeszcze nie miał nic na sumieniu, a przynajmniej to sobie wmawiał, ze złością wbiegając po schodach na piętro, gdzie chciał po prostu chwilę odpocząć. Tłumaczył sobie, że to nie jest ucieczka, że to po prostu potrzeba ochłonięcia popchnęła do w stronę pokoju synka, ale słowa Spencer zatrzymały go w pół kroku. Zaraz jednak wypuścił ze świstem powietrze, powtarzając bezgłośnie, że to nie jego winna, że on nie zrobił nic złego, jakby tym samym mógł w to uwierzyć, przyjąć za prawdę. Ale nienawiść do samego siebie rosła w nim z każdą chwilą, z każdym pokonanym stopniem. Zamieniał się w kłamcę, a nawet nie spostrzegł, kiedy to się stało.
Z nagłym przypływem wściekłości obrócił się na pięcie, gdy usłyszał głos Spencer, teraz stojącej tuż przed pierwszym stopniem schodów. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że i w jej głosie buzuje wściekłość, a to na chwilę otrzeźwiło go, uświadamiając mężczyźnie, że źle się dzieje, skoro krzyczą na siebie, ledwo panując nad złością. To się mogło źle skończyć, ale w chwili, gdy dotarło do niego znaczenie słów brunetki, uznał, że ma to gdzieś. Ma wszystkie gdzieś. Zmęczenie i gniew wzięły nad nim górę. Ruszył znów w dół schodów, zatrzymując się w połowie drogi z twarzą wykrzywioną bólem i tłumioną złością.
- Nie możesz tego porównywać. Nie wolni ci, jasne? - wysyczał, nie mogąc uwierzyć, że znów do tego wracają. Owszem, on sam dużo o tym myślał, ale naprawdę się starał, by pozwolić emocjom związanym z tamtym wydarzeniem odejść. Najwidoczniej Spencer ciągle miała do niego żal o tramadol, odtrucie i późniejszą depresję. Auć.
- Rozważałaś odejście z innym mężczyzną, gdy nosiłaś moje dziecko. Chciałaś odejść z moim szwagrem! - wykrzyczał, nie mogąc dłużej tłumić w sobie tych słów.

Leo Rough pisze...

[;p / WŁAŚNIE xD
dzięki -.- teraz już za późno, żeby się wycofać, a potem wszystko będzie na mnie, faaajnie ;p oj, poradzą sobie, nasze stworki, poradzą! prawda? ;> / kuźwa, nie lubię tego -.- jak Cię czymś wkurzam, to po prostu powiedz, a nie mi próbujesz tonem wypowiedzi to przekazać, o ile możemy mówić o tonie wypowiedzi pisemnej xD haha, właśnie, spłynął po najostrzejszym komentarzu! ;p brawo, Mała! ;D
ale to takie pieszczotliwe było, Lewku :* (ta, niech będzie xD ok, znikam z moim "znikaj" ;p)
mhm ;)) / o, nie! ;(
aha, spooko ;p]

Tylko kilka razy w życiu widział Spencer rozzłoszczoną w ten sposób, gdy gniew prawie zmieniał rysy jej twarzy, ale nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek na niego patrzyła tak naelektryzowanym od emocji wzrokiem, by kiedykolwiek mówiła do niego tak pełnym złości głosem. Ale i on nie zachowywał się tak, jak zawsze, również przekroczył dawne granice, tracąc nad sobą całkowicie kontrolę. Już nie wiedział, co wypowiada na głos, a co pozostaje jego myślami; już nie pamiętał o śpiącym na górze Jamesie, o jego spokoju. Liczyły się tylko słowa, niemal wypluwane wraz z goryczą, z gniewem, z tym wszystkim, co przez długi czas oboje tłumili w sobie. Bo Spencer mówiła, że to on uciekał, a tak naprawdę jej też się to zdarzało.
- Jasne. Moja wina. - odparł syczącym, nieprzyjemnym tonem, nie mogąc powstrzymać dźwięczącej w nim wyraźnie urazy. Wiedział, że to wróci, że Spencer kiedyś mu to wypomni, choć doskonale wiedziała, że jest to dla niego jeden z najtrudniejszych tematów do rozmowy, może właśnie ten najgorszy, najbardziej bolesny. Wiedziała, a i tak użyła magicznego słówka. Tramadol. A więc wróciło.
- Nie, Spencer. - rzucił z pobrzmiewającym w jego głosie pobłażaniem, jakby zwracał się do małego dziecka. - Nic nie czuję do Leny, ale nie o to chodzi! Nie ufasz mi, nigdy mi nie ufałaś tak do końca! TO jest problem, a nie moje uczucia do dziewczyny, o którą jesteś zazdrosna! - wykrzyczał, a potem cofnął się, nie mogąc znieść widoku oczu ukochanej kobiety tak zmienionych, tak obcych, tak dzikich. To nie była jego Spencer. Odwrócił wzrok, by w następnej chwili sapnąć ze złością, gdy na górze rozległ się płacz Jamesa. Warknął tylko krótkie "Ja!", by powstrzymać brunetkę przed ruszeniem za nim, a potem zniknął na górze, starając się uspokoić, zanim wejdzie do pokoju syna.

Leo Rough pisze...

[och, już sama nie wiem, co robię. jak się przyzna, będzie masakra przecież, sama dobrze o tym wiesz, a jak tego nie zrobi, to sobie pojedzie, wróci i wszystko znów będzie w porządku. i może tak powinnam zrobić. nie wiem. / kuźwa, za duża presja xD / będę wdzięczna ;) lubię jasne sytuacje, po prostu ;) / ależ nie ma za co! ;D
zupełnie, Motylku :* (;p)
i się cieszy -.-
no jasne, że nie! ;p wiem i jestem Ci za to bardzo wdzięczna ;)]

Starał się z całych sił zapomnieć o tramadolu i o tamtym koszmarze, którego lek był głową, ale nie jedyną przyczyną. O godzinach spędzonych na podłodze łazienki w mieszkaniu z Londynie, o wcale niełatwej rozmowie ze Spencer, o kolejnych, które miały go ratować, a które popchnęły go do depresji. A przede wszystkim właśnie o tych ciemnych, głuchych tygodniach, gdy coś, jakiś wszechogarniający, potężny smutek, zabrało Leo z jego ciała. Zniknął. Rozpłynął się. Na terapii za każdym razem słyszał, że to nie była jego wina, ta depresja, choć wcześniejsze potknięcia należały tylko do niego. Ale za ból nikt nie może go winić. Teraz jednak okazało się, że może, ale do tego była zdolna tylko jedna osoba - ta, której najbardziej ufał, z którą dzielił prędzej czy później każdą rozterkę, każde cierpienie. Ten cios bolał bardziej, niż inne, które dotąd padły.
Wyłączył się, gdy tylko wszedł do pokoju syna. Natychmiast wziął go na ręce i zaczął kołysać uspokajająco, doskonale wiedząc, że malec niczego nie potrzebuje, a jedynie obudził go hałas i krzyki. Szeptem przepraszał go za to, nucąc ulubioną kołysankę Jamesa, starając się uspokoić bicie swojego serca. I gdy to mu się udało, również chłopiec zasnął, choć Leo nie spieszył się z położeniem go z powrotem do łóżeczka. Nie chciał wracać do Spencer, do wrogiej atmosfery, do krzyków i złości. Miał ochotę uciec, ale nie potrafił, nie teraz, gdy padły te wszystkie raniące słowa. Tylko w tej sytuacji mogli wszystko naprawić, ale musieli się za to zabrać natychmiast, by nie została w nich żadna drzazga. Przecież potrafią wykorzystać wszystko tak, by wyszło im na dobre, prawda? Już nieraz tak właśnie robili.
Z westchnieniem położył synka do łóżeczka i starannie okrył kołdrą, a potem wreszcie opuścił jego pokój, zabierając ze sobą elektroniczną nianię i starannie zamykając drzwi, by nie obudziły chłopca kolejne hałasy. Leo nie chciał już dopuścić do awantury, ale nie mógł ręczyć za to, że do niej nie dojdzie. Oboje ze Spencer byli teraz nabuzowani i podminowani. Postanowił więc dać im jeszcze chwilę, ale chciał liczyć na to, że coś się w tym czasie pomiędzy nimi poprawi. Gdy więc dotarł do salonu, usiadł na kanapie blisko Spencer - na tyle blisko, by mogli w każdej chwili się dotknąć, złączyć ręce albo przysunąć odrobinę bliżej, ale też na tyle daleko, by wcale nie musieli mieć ze sobą kontaktu. I to wcale nie było przyjemne.

[uciekam, nie wiem, jak wygląda to powyżej, ale mem nadzieję, że jest jeszcze znośne ;p jutro będę późno, pewnie koło szóstej dopiero, może nawet później. trzymaj się, powodzenia jutro! :* dobrej nocy ;))]

Leo Rough pisze...

[nie, bo Ty mi nigdy niczego nie wypominasz xD wiem, ale już jestem z tego zadowolona, obgadałam wszystko z kumpelą i wiem, mniej więcej, co chcę zrobić ^^ powiedział, powiedział, a teraz zobaczymy, co zrobi S. ;) proszę, powiedz, że choć trochę się cieszysz na dramatyczne wątki, proooszę! :> / haha, wyobraziłam sobie ten tekst: "mam coś do Ciebie!" xD ale przecież wiesz, że ja jestem do bólu szczery człowiek, więc tego problemu nie mam, to Ty lubisz tonem wypowiedzi dawać mi pewne rzeczy do zrozumienia ;p / ;p
nie wiem, jak to przeżyję, Gazelko ;D ;p
no tak, oczywista oczywistość ;p
ale jestem ;p tym bardziej, że i dzisiaj musisz uzbroić się w cierpliwość, bo nie wiem, czy odpiszę na Krakowie. mam trochę rzeczy do szkoły, takich dodatkowych, co sobie wzięłam na ten luźniejszy tydzień ;p
się cieszę ;) no właśnie, jak poszło? ;> nie wiem, czy miałaś ten sam test, co u mnie pisali, ale rozprawka to była podobno katastrofa! jak sobie poradziłaś? ;)
ach, jak ja kocham czekające na mnie odpowiedzi! <3]

btw. ciekawe, ile literówek w moim poprzednim komentarzu wyłapałaś... xD]

Sam nie wiedział, jakim cudem zdołał zejść na dół i tak po prostu zająć miejsce na kanapie, powściągając gniew i tłumiąc cisnące się na usta nieprzyjemne słowa. Może chodziło o to, że przypomniał sobie o obecności Jamesa i nie chciał dłużej skazywać go na słuchanie krzyków rodziców, choć do malca pewnie i tak nic z nich nie docierało. A może po prostu poddał się, wiedząc, że jest na straconej pozycji, że nie wygra tej kłótni, o ile taką sprzeczkę w ogóle można wygrać lub przegrać. Nieważne - Leo wreszcie uspokoił się, przywracając swojemu organizmowi równowagę, wyrównując oddech i zwalniając przed chwilą jeszcze szaleńcze bicie serca. Teraz zostało mu tylko czekać, zastanawiając się, co będzie, rozważając w pośpiechu różne opcje, ale w rezultacie zostawiając kolejne posunięcie Spencer. Skorzystała z tego, a on mógł na chwilę odetchnąć z ulgą. Być może właśnie zakończyli ich pierwszą kłótnię i za jakiś czas będą się z tego śmiali. Uspokojony, chwycił dłoń ukochanej w obie ręce i zaczął gładzić ją, myśląc o tym, że nigdy nie pozwoli jej się odsunąć. Już sama siła, z jaką ją ściskał, mogła świadczyć o tym, że nie będzie chciał wypuścić jej z uścisku.
A potem padło ciche, wręcz ledwo słyszalne pytanie kobiety, poprzedzone słowami tak pełnymi niezrozumiałych dla Leo emocji, że ledwo powstrzymał nieprzyjemny dreszcz, rozchodzący się po ciele. Spojrzał na nią, unosząc wysoko brwi, dziwiąc się, że zaczęła właśnie od tego, ale zaraz zganił się w myślach za swoją głupotę. Przecież od Leny się zaczęło, na niej musi się skoczyć, prawda? Z cichym westchnieniem, które próbował ukryć, wrócił spojrzeniem do ich złączonych dłoni, a potem podciągnął nogi na kanapę, siadając po turecku. Wyglądał przez to jak mały chłopiec, zagubiony Leo, który pragnie tylko, by ktoś go przytulił i powiedział, że tata wróci.
- Nie wiem. - odparł zgodnie z prawdą. Jego głos był ochrypły i nieprzyjemny dla ucha, ale nie miał zamiaru nic z tym robić. Jedynie znów spojrzał przelotnie na Spencer, by natychmiast uciec ze wzrokiem gdzieś w bok, przerażony tym, co mógłby zobaczyć w jej oczach: żalem, zawodem, złością. Wiedział, jak bardzo zraniły ją te słowa, bo przecież nie było innej opcji. Ale też innej odpowiedzi nie mógł jej dać.
- Przepraszam, Spencer. - dodał jeszcze, dużo ciszej, ledwo wydając z siebie dźwięk, ale w tych słowach zawartych było więcej emocji, niż w całej reszcie, która padła z jego ust tego dnia.

Leo Rough pisze...

[w ogóle właśnie zauważyłam, że odpowiedziałam na trochę inny komentarz! xD a tak właściwie, były dwa, teraz mam trochę dalej do dogonienia Cię z tym numerkiem na dole ;p i znikam na chwilę, muszę porobić przelewy ;)]

Leo Rough pisze...

[jasne ;p / no wiem i to mnie gryzie! bo znam Twój stosunek do tego tematu i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to grząski teren jest, ale myślę, że sobie poradzę. poradzimy, razem? ;> tak ładnie proszę :D / tak myślałam ;)
och, oczywiście, Koalo, Skarbie! ;*
;)
to dobrze, że się postarasz ;) wiem i dlatego nie czuję się z tym najlepiej, ale cóż, nic nie poradzę! ;(
dokładnie to pisali ;p e tam, aż tak źle nie będzie! zawsze jakieś punkty zgarniesz ;)]

Leo Rough pisze...

Mógł przewidzieć, że to skończy się w ten sposób. Mógł wiedzieć, że najpierw nastanie długa i ciężka jak ołów cisza, napierająca na nich z ciśnieniem, które może zmiażdżyć, brzęcząca w uszach, zostawiająca na języku obrzydliwy, gorzki posmak. Że potem padną jakieś słowa, może obelgi, może znów ich dom wypełni się krzykami, złością wibrującą w głosach. A później miała być ucieczka, zniknięcie jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Spodziewał się tego, ale nie mógł być przygotowany. Nie miał pojęcia, jak bardzo boli milczenie i jak ranią najprostsze słowa. Nie wiedział, co to znaczy wypuścić z rąk cały swój świat. Ale do tego właśnie dopuścił za sprawą dwóch krótkich wyrazów, za pomocą siedmiu liter. Cały świat runął. Albo inaczej: cały świat odszedł. Zostawił po sobie ciepło swoich rąk i niedokończone zdanie.
Ból, który targnął jego ciałem, bardzo szybko stał się nie do zniesienia. Już gdy odpowiedział na pytanie Spencer, wiedział, że to błąd, że zrobił najgorszą możliwą rzecz. Ale teraz nie mógł już tego cofnąć, a to sprawiło, że prawie zwinął się w kłębek. Wszystkie mięśnie spięły mu się w oczekiwaniu na krzyki, słowa przepełnione złością, gniewem, może na obelgi - spodziewał się wszystkiego. Ale chyba nie był gotowy na jej łzy, na ten rozdzierający smutek, który z nią dzielił, który odczuwał tak samo, jak ona. Bo doskonale wiedział, jak by to były, gdyby ona tych kilka miesięcy temu powiedziała "nie wiem". Też odczułby to jako "tak". A nie istniało nic gorszego, niż świadomość, że jest się jedyną kochaną osobą.
Ale przecież kochał tylko ją! Tylko jej pragnął, tylko z nią chciał być! Wiedział to i wiedział też, że ona jest tego świadoma, ale rozumiał, że w tej sytuacji może już mu nie wierzyć. A on naprawdę nie miał pojęcia, co czuje do Leny - po prostu nie była mu tak zupełnie obojętna, nie potrafił jej przekreślić. Ale to Spencer była jego miłością, całym jego życiem. To ona ratowała go, to ona była obok, gdy potrzebował pomocy, to ona nigdy go nie opuściła. I to dla niej był gotowy na wszelkie poświęcenia, na wszystko. Tylko dla niej i dla ich syna, dla owocu ich miłości, dla ich skarbu. Miał nadzieję, że to będzie jeszcze coś znaczyło.
Przez chwilę wahał się, nie wiedząc, czy powinien za nią biec, czy raczej zostawić ją w spokoju tak długo, jak będzie tego potrzebować. Z początku chciał postawić na tę drugą opcję - poczekać i zobaczyć, czy będzie chciała w ogóle z nim rozmawiać. Pomyślał nawet, że mógłby wyjść, by dać jej odpowiednio dużo przestrzeni, by pozwolić jej pomyśleć, pogodzić się w jakiś sposób z tym, co usłyszała. Ale zaraz zganił się za to w myślach, bo przecież nie mógł jej zostawić samej sobie. Kto wie, co mogło jej w tym czasie przyjść do głowy, do jakich wniosków mogłaby dojść?! Nie, musiał iść do niej, spróbować przeprosić, wytłumaczyć, przebłagać. Cokolwiek, żeby tylko choć odrobinę ulżyć jej w bólu, choć trochę złagodzić jej gniew. Poza tym, to było dla niego fizycznie niemożliwe zostawić ją samą, gdy płakała - całe jego ciało rwało się, by objąć ją, przytulić, pocieszyć, otrzeć z policzków łzy. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo są razem. Tego ostatniego nie był co prawda pewny, bo gdzieś w nim kiełkowała obawa, że Spencer może go odepchnąć. Ale nie myślał o tym. Nie był w stanie.
Szepnął jej imię w ciszę piętra i czekał.

[miałam jeszcze coś napisać o tym tramadolu, ale już mi się nie chce ;p
bo akurat w tym momencie włączyłam komputer, tyle co zdążyłam przeczytać i wychodziłam z domu, a jak wróciłam, było już coś innego xD w ogóle jak to zrobiłaś, że nie wyskoczyło "ten komentarz został usunięty przez autora", hę? ;> tak, w sensie z liczbą komentarzy! ;p mówiłam, że mam kompleksy xD]
+lista obecności na SA, choć nie wiem, czy musimy się podpisywać ;p]

Leo Rough pisze...

[ale naprawdę mi się to podoba, choćby dlatego, że znów mam wystarczająco dużo energii, żeby się rozpisywać! oł, mój wen szaleje! ;D musimy, Kochana! ;)) wiem, wiem, bardzo mi z tego powodu przykro ;(
oczywiście, Dziecinko ;D
odpisałam, widziałaś? ;>
haha, rozumiem ;p
Leniuszek i Uparciuszek, jak na mnie mówi moje kochanie xD
haha ;p o, nie! to nie jest fair -.- wiem, wiem! już i tak Cię ładnie gonię :D ^^
WIEDZIAŁAM xD średnio, raz na jakiś czas, żeby zobaczyć, czy tam jeszcze działają ;p jasne, że tak! uwielbiam Lewka, więc na pewno do niego wrócę, ale potrzebuję mieć na to więcej czasu po prostu ;)]

Nie mógł dłużej zwlekać z odnalezieniem Spencer, choć jej milczenie było wystarczająco wymowne, by dać mu powód do powrotu na dół. Ona nie chciała go przy sobie, ale będąc już na piętrze, nie mógł się cofnąć. Nie mógł myśleć o siedzeniu na kanapie, w miejscu, gdzie zaledwie kilka chwil wcześniej kochali się, nie będąc w stanie nasycić się pieszczotami, bliskością swoich ciał, ich ciepłem, ich rozkosznym drżeniem. To było ponad jego siły. Musiał działać, musiał coś robić, musiał być przy ukochanej, choćby miał tylko stać z boku, katując się jej cierpieniem. Należało mu się, choćby za to, że nie był w stanie dać jej jasnej odpowiedzi, określić się. Bo to niepewność była najgorsza, wiedział to, znał to aż za dobrze. Może nawet z jego "tak" jakoś by się pogodziła, a już na pewno istniałoby jedno słuszne rozwiązanie - rozstanie. "Nie wiem" leżało w innym obszarze, w obszarze pełnym znaków zapytania, wątpliwości i żalu. Tutaj nie było już dobrego wyjścia, łatwej drogi dla nich obojga, choć bał się, że Spencer może myśleć inaczej. Że dla niej niedługo stanie się jasne, że nie chce mieć go dłużej w swoim życiu, bo nie zniesie tego cienia ciepłych uczuć, którymi zaczął obdarzać swoją przyjaciółkę. Wiedział jednak, że zrobi wszystko, by zapewnić ją, że to nie jest rozwiązanie, że poradzą sobie z tym, że on sobie poradzi. Że za jakiś czas jego odpowiedź będzie już brzmiała; "nie", że w jego głosie zabrzęczy pewność i zdecydowanie. Już teraz mógł zapewniać ją o swoich uczuciach innymi słowami, ale to jedno nie przeszłoby mu przez gardło. Nie będzie jej okłamywał.
Niepewnie ruszył w kierunku ich sypialni, choć raczej nie spodziewał się jej tam zastać, sądząc, że będzie z Jamesem. To też mogło dać mu nadzieję, że jednak nie chce go odepchnąć, a jedynie nie mogła odpowiedzieć na jego nawoływania, bo nie chciała obudzić syna. Tak, to na chwilę dodało mu sił, ale był to tylko błysk, bo zaraz dotarło do niego ciche i ledwo słyszalne skrzypnięcie łóżka, a Leo już wiedział, że to w ich pokoju zastanie ukochaną. Zacisnął na klamkę i zajrzał do środka, a gdy nie usłyszał zdecydowanego protestu, odważył się wejść do sypialni. Starannie zamknął za sobą drzwi, by po prostu czymś się zająć, nie mogąc dojść do tego, co powinien zrobić. Wreszcie postanowił zdać się na swoją intuicję, na to, co podpowiadało mu serce. Podszedł do łóżka i do odwróconej do niego plecami Spencer, a potem usiadł na brzegu materaca tuż przy niej, nie zmuszając jej jednak do patrzenia na siebie. Nienawidziła go, to było zrozumiałe. Był draniem, a drani się nienawidzi.
- Tak bardzo mi przykro, że nie mogłem odpowiedzieć inaczej. Że nie mogłem odpowiedzieć tak, jakbyśmy oboje tego chcieli. Przepraszam, Spencer. - wymamrotał, zaciskając z całych sił powieki, by nie widzieć zwiniętego w kłębek ciała ukochanej, by nie widzieć jej bólu. Ale zaraz potem, w najprostszym odruchu, wpakował się na łóżko i przysunął do niej, dopasowując kształt swojego ciała do doskonałego łuku jej pleców, jak robili to co noc, obejmując się do snu. Przez chwilę jeszcze nie miał odwagi jej dotknąć, ale potem jej dłoń zatrzymała się na łokciu kobiety, a ustami musnął skórę nieco powyżej, starając się dostrzec jej twarz, odczytać z niej cokolwiek.
- Przepraszam. - powtórzył szeptem tak cichym, że nie był pewien, czy w ogóle to słowo padło, czy nie było tylko ruchem warg.

[e tam. moje gorsze i pewnie krótsze, znowu -.-]

Leo Rough pisze...

[wolałabym, żebyś i Ty się tak jarała, ale już nic nie zrobię. następny wątek/dramat będzie należał już tylko do Ciebie, ok? :> jasne, że wiem, o co chodzi! nie musisz tłumaczyć ;) powiedzmy? ;(
właśnie, niech mi będzie, Chomiczku ;D
:D ^^
wiem! :D
och, nie mów mi nawet -.- haha, ta? ja tam już zapomniałam o tym ;p
jaasne xD no ja myślę! Lewek rulez :D czyli poczekamy jeszcze, nigdzie nam nie uciekną! ;)
nie! ;p]

Miał ochotę otoczyć ją ciasno ramionami i trzymać tak do końca świata, nie pozwolić jej się odsunąć czy choćby drgnąć. Chciał ochronić ją przed rzeczywistością, odciąć od bólu i zła, które niesie ze sobą. Chciał ochronić ją przed samym sobą, ale to z pewnością by go zabiło. Doskonale wiedział, że bez niej, bez myśli o niej, o jej cieple, cudownym uśmiechu, czułości i trosce, nie przeżyje ani dnia! Była jego tlenem, był od niej uzależniony od dnia, w którym ją poznał! To od zawsze było silniejsze od niego, uczucia brały nad nim górę, zabierały mu wolą wolę i panowanie nad ciałem. Stawał się innym człowiekiem - jego priorytetem było szczęście Spencer. Z początku nie mógł uwierzyć, że można kochać kogoś tak bardzo, by być w stanie oddać za tę osobę życie. Ale on to zrobił. Odrzucił cały swój świat, całą swoją przeszłość, przyjaciół, pracę, a także ją samą, by zapewnić jej spokojne jutro. A przynajmniej wierzył, że to robi, gdy pakował walizki i wyjeżdżał z Londynu trzy lata temu. Robił to, bo kochał tak bardzo, by być w stanie ją zostawić. To, że potem okazało się, że jednak nie mogą żyć bez siebie, to zupełnie inna bajka. Prawdziwa bajka: z wiatrem we włosach, fruwającymi w powietrzu kartkami i spojrzeniem, które mówi wszystko.
Musiał jednak pozwolić jej odsunąć się, a właściwie sam był zmuszony cofnąć się, siadając znów na brzegu łóżka. Być może był do tego zdolny tylko dlatego, że oszołomiły go łzy Spencer, ale nagle poczuł przejmującą pustkę - jakby zabrano mu coś cennego, co dopiero odzyskał. Nie chciał puszczać ukochanej, tracić z nią kontaktu, również dlatego, że z całego serca wierzył w jej magię bliskości. Dotykiem, ciepłem mogli naprawić wszystko, wiedział to. Wychodzili już z różnych kłopotów w ten sposób.
Podświadomie spodziewał się tego pytania od samego początku, choć nie mógł się do tego przyznać. Zabolało. Cholernie zabolało, bo to znaczyło, że Spencer jednak niczego nie rozumie. Cieszył się jednak, że pyta, a nie zostawia to wszystko w sferze domysłów. Mógł z łatwością rozwiać jej wątpliwości, a przynajmniej tak mu się wydawało. To było najprostsze zadanie na świecie, prawda? Przez chwilę jednak milczał, nie mogąc pozbyć się z języka gorzkiego smaku rozczarowania. Wydawało mu się przecież, że jego miłość - ich miłość! - to jedyna rzecz na świecie, której zawsze i w każdej sytuacji mogą być pewni. Oboje. On o tym wiedział, że najwyraźniej Spencer straciła swoją wiarę.
- Jestem pewien swoich uczuć względem ciebie, Spencer. Kocham cię. Kocham cię tak bardzo, że to chwilami boli. Jestem w tobie do szaleństwa zakochany. - odparł wreszcie, starannie dobierając słowa, choć tak naprawdę dyktowało mu je serce. Były szczere, a brzmiało w nich prawdziwe ciepło. Jednak z czułością mieszał się też ból, to cierpienie, które odbierał z jej twarzy, które przenikało do jego ciała, sprawiając, że zaczynało się kurczyć, znikać.
- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza. Oświadczyłem się, bo chcę spędzić z tobą resztę życia. Chcę budzić się obok ciebie co rano i móc myśleć, że tak będzie już zawsze. Chcę już zawsze mówić: my. - dokończył, a na jego ustach zamigotał przez chwilę nikły, blady uśmiech. Zaraz zgasł i Leo ze wstydem spuścił wzrok, nie mogąc uwierzyć, że aż tak pochłonęły go własne słowa, że zapomniał o swoim zadaniu. Był tu dla Spencer. Był tu, by jej pomóc. Ale ciągle nie miał pewności, że ona chce jego pomocy, więc nie ruszał się ze swojego miejsca, jedynie dyskretnie kładąc jedną z dłoni na łóżku pomiędzy nimi, by brunetka mogła w każdej chwili do niej sięgnąć. Tak bardzo, tak rozpaczliwie pragnął, by to zrobiła!

Leo Rough pisze...

[muszę się Tobą przejmować, Kochana! :) tak, więc luz. cieszę się :D och, no tak, poza tym, że Ty po prostu za bardzo lubisz pisać, by się nie rozpisywać ;p ale uwielbiam to, wiesz o tym! chcesz, żeby należał tylko do Ciebie, bo wymyślimy go razem, ale będzie się Tobie tak bardzo, bardzo, bardzo podobał :D a co do wyjazdu Leośka - jeszcze nie wiem. pewnie pojedzie. coś się wymyśli ;p / no, i to mi się podoba ^^
bardzo dobrze, Pierniczku! (xD)
;p
no, bo mi się przykro robi, nie? ;p to była Twoja broszka! a co, miałam się upominać niby? xD
właśnie! ;D nom ^^
;p]

Już niemal odetchnął z ulgą, niemal pozwolił sobie na rozluźnienie, gdy poczuł na wierzchu swojej dłoni dotyk palców Spencer. Przez ułamek sekundy pomyślał, że to już koniec - że uwierzyła mu i odpuści, przynajmniej spróbuje zapomnieć o tym wszystkim, co się wydarzyło, że wybaczyła mu to potknięcie. Jego ukochana była najcudowniejszą osobą na świecie i z tą myślą przez chwilę poczuł się jak największy naiwniak. Nic nie było w porządku. Powiedziały mu to jej oczy, z których czytał bez trudu, jej pobladła twarz, zapuchnięte od łez powieki. Nic nie było w porządku, a ta myśl była jak solidny kopniak prosto w brzuch. Bo jak miał jej wyjaśnić coś, czego sam nie rozumiał, co wydawało mu się dziwne, nienormalne, chore? Ale musiał próbować, jeśli chciał ją odzyskać. Nie mógł i nie chciał się poddać.
- Nie powiedziałem, że coś do niej czuję. Po prostu przypomniałem sobie, jak bardzo była i ciągle jest dla nie ważna. Dobrze wiesz, że nigdy nie byłem mistrzem w nazywaniu uczuć, więc nie wiem, co to jest, ale nie kocham jej. To nie jest to. - wyjaśnił powoli, znów starannie dobierając słowa, ale nie tylko dlatego, żeby nie powiedzieć czegoś, co mogłoby jeszcze bardziej zrazić do niego Spencer, ale też, żeby nie skłamać. Żeby móc oczyścić swoje sumienie świadomością, że powiedział wszystko.
- Rozumiesz więc, dlaczego tak odpowiedziałem na twoje pytanie? - zapytał cicho, niemal niepewnie, nie poruszając się ani o milimetr, jakby nagle bał się, że spłoszy swoją ukochaną najdrobniejszym ruchem, najmniejszym gestem. Tak przecież mogło być, prawda? Bo ciągle czuł przez skórę niechęć Spencer, wiedział, że z trudem podnosi na niego wzrok, a ta dłoń na jego dłoni leży tylko dlatego, by miał złudzenie, że wszystko może wrócić do normy i powiedział wszystko, jak na spowiedzi. I zaraz to on spuścił wzrok, choć nie cofnął się; nie był w stanie.

[OK, ja już i tak znikam, bo muszę znów wcześniej wstać przez te matury. jutro będę pewnie znowu koło szóstej, ale może uda mi się wcześniej, zobaczy się ;) powodzenia na kolejnej części! dobrej nocy :>]

Leo Rough pisze...

[;)) haha, taa xD no właśnie, póki co piszemy tę "zdradę" i "kłótnię", chociaż nie wyszło nam (mi) w sumie ani to, ani to ;p ;) / ;))
sama nie wiem, Pyzo Ty Moja! xD
haha, braawo xD mogłam, ale nie chciałam! ;p
czekała, jak zwykle, cudowna jesteś! szkoda tylko, że ja jestem zła i niedobra i nie odpiszę na wątek, bo zwyczajnie nie mam czasu! wpadłam do domu tylko na chwilę i zaraz wracam do szkoły, bo jutro organizuję kawiarenkę i muszę wszystko przygotować -.- daję tylko znać, że zejdzie mi trochę dłużej, ale koło siódmej powinnaś mieć już odpowiedź przynajmniej tutaj ^^ widzisz, jak się kończą moje luźne tygodnie? nigdy więcej nie pozwól mi w coś takiego uwierzyć! -.-
no i, oczywiście, najważniejsze pytanie - jak poszła matma? ;>]

Leo Rough pisze...

[właśnie! ^^ o tak, z początku szło nam nieźle, ale coś potem popsułyśmy ;p nawet mi wyszła powiadasz? ;> zobaczymy jeszcze, bo masz rację, planowałam to sobie zupełnie inaczej, tylko trochę się pogubiłam ;p a, chciałabyś, żebym się Ciebie bała! ;p
one wszystkie są przesłodkie, Mordeczko, ale Papuć to cios poniżej pasa -.-
OK ;p / mam się bać? ;> ;p
;p nie potwierdziłaś czyli nie jest tak źle! xD jutro mamy wizytę hokeistów i musiałam ogarnąć stoły w sali, przygotować żarcie i w ogóle ;p ale już jestem ^^ tylko nie wiem, jak będzie wyglądać moje pisanie, bo mam trochę nauki, poza tym - właśnie przyszła moja paczka z Witusiem <3 :D
dziękuję ;)
aha, no rozumiem ;) ale katastrofy nie było? ;p]

Leo Rough pisze...

Nie mógł zaprzeczyć słowom Spencer, bo to byłoby oczywiste kłamstwo, ale nie potrafił też potwierdzić ich jakimkolwiek gestem czy choćby najkrótszym słówkiem. Miał wrażenie, że przyznanie tego na głos uczyni wszystko bardziej realnym, prawdziwym, a Leo nie będzie miał już innego wyjścia, jak pogodzić się z tym, że zdradził. W najmniejszym stopniu nie podobało mu się myślenie o sytuacji z Leną w ten sposób, więc odwlekał to w czasie, mimo wszystko wiedząc, że nie uniknie tego słowa. Tego samego, którym w myślach określał epizod z Tonym, tego samego, które przyprawiało go o drżenie serca, tego samego, które wciąż śniło mu się nocami albo prześladowało go, gdy nie mógł spać. Zdrada. Już sam nie wiedział, czy to odpowiednie określenie, ale było jedynym, które choć w najmniejszym stopniu pasowało. Bo tak naprawdę Leo poczuł w końcu, że to właśnie zrobił: zdradził. Tyle tylko, że nie miał na to najmniejszego wpływu, ale Spencer na pewno nie chciała o tym słuchać. Pozwolił jej więc odsunąć dłoń, wiedząc, że jego milczenie jest bardziej wymowne niż cokolwiek innego. Tak, poczuł do Leny coś więcej i już sam nie wiedział, czy był to czysto fizyczny pociąg, czy może zauroczenie lub cokolwiek innego. Ważne było to, że okazał się niewierny, dostrzegł inną kobietę poza tą, z którą dzielił życie.
Z tymi ponurymi rozmyślaniami na chwilę ulotniła się z niego jakakolwiek nadzieja na odratowanie ich związku. Przez jedną sekundę pomyślał, że tak to się skończy - bezsensowną kłótnią o Lenę, kilkoma gorzkimi słowami, marnymi próbami wyjaśnienia sobie wszystkiego. A potem rozejdą się. I zaraz zganił się w myślach za to wszystko, bo przecież doskonale wiedział, że się nie podda, że nie odpuści. Że będzie walczył do upadłego, bo to była jego ukochana, jego największy skarb, jego całe życie. Już otwierał usta, by po raz kolejny ją przeprosić, wyjaśnić, że wcale tego nie chciał, że to uczucie było przecież niezależne od niego, że nie zapanował nad swoim głupim sercem, ale Spencer zamknęła mu usta swoim nagłym ruchem. Naturalnym wydawało mu się, że otworzył szeroko ramiona i przyciągnął ją do siebie z całych sił. Ulga rozlała się po jego ciele oszałamiającą falą, znów przez kilka chwil utrzymując go w pewności, że już wszystko jest w porządku, że to już koniec wątpliwości, złości i żalu. Ale nie, bo jeszcze nigdy nie miał przy sobie Spencer drżącej z bólu, z niepewności, jeszcze nigdy nie widział jej takiej. Poczuł, że grunt usuwa mu się spod stóp, gdy przypominał sobie, że to wszystko przed niego. Nienawiść zalała go wrzącą falą, aż ledwo był w stanie powstrzymać drżenie swojego ciała, ale jakoś zmusił się do opanowania. Na chwilę, bo teraz potrzebowała go ukochana, ufnie szukająca w jego ramionach ukojenia, tak, jak zawsze. A on gładził ją po plecach, muskał ramiona, włosy, całował czubek głowy i milczał uparcie, mając nadzieję, że choć odrobinę jej pomoże, choć w najmniejszym stopniu złagodzi jej ból.
Gdy odsunęła się od niego, musiał zagryźć wargę, by nie jęknąć. Widok jej przepełnionych bólem oczu sprawił, że Leo znów wypełnił gniew, który stłumił pospiesznie, znów skupiając się tylko na pytaniu kobiety, tylko na szczerej odpowiedzi.
- Gdy wyjechała na leczenie do rodziców, miałem taką chwilę, że żałowałem. Ale to minęło, kiedy ty się pojawiłaś. I teraz nie żałuję niczego. - odparł po chwili zastanowienia, mówiąc niemal tak samo cicho, jak Spencer, choć z zupełnie innych powodów: nie chciał, by jego słowa zabrzmiały zbyt ostro, choć przy całej tej czułości i łagodności, która kryła się w jego głosie, to chyba nie było możliwe.

Leo Rough pisze...

[no nie wiem, miało wyjść spontanicznie, ale... inaczej xD nie, nie masz się obawiać ;p / uff, całe szczęście! :D
bo to PAPUĆ, Papuciu! -.-
haha, ok ;p boję się, już!
nic ;p / nom ;) ale we mnie wierzysz, dziękuję! :* Witowski :D
to dobrze ;)
w ogóle wiesz, dostałam dzisiaj szóstkę z wypracowania z Wertera na polskim, w sensie z pracy klasowej ocenianej w systemie maturalnym czy coś w tym stylu ;p no i moja kumpela z takim tekstem: "to przez tego Twojego pieprzonego bloga!" xD także po części też przez (dzięki) tę moją Agę, nie? ;> :*]

Leo Rough pisze...

Gdyby wiedział, że Spencer mogło przyjść do głowy, że jego zachowanie miało jakiekolwiek, choćby bardzo dalekie źródło w jej poczynaniach, od razu gwałtownie zapełniłby ją, że jest wprost przeciwnie. Ona jest dobra, zawsze była, nigdy nie dając mu powodu do zwątpienia w jej uczucia, nie licząc tej historii z Tonym, o której już prawie nie pamiętał. Nie chodziło o nią i wierzył, że zrozumie to, ale potrzebuje tylko trochę więcej czasu. I miał jej go dać dokładnie tyle, ile będzie potrzebowała, choć nie zamierzał się odsuwać, odchodzić. Chyba, że właśnie tego by od niego chciała: by zniknął. A wtedy był gotowy odejść, ale tylko w tej jednej, jedynej sytuacji i tylko mając pewność, że to jest coś, czego potrzebuje, by wrócić do równowagi. Ale w innej sytuacji nie miał nawet zamiaru odstąpić jej na krok, jeśli nie wyrzuci go z pokoju. Jej łzy były dla niego prawdziwą męczarnią i to był drugi powód, dla którego chciał być przy cierpiącej Spencer: by się ukarać. By zakatować się jej bólem tak, jak ona to robiła, najpewniej odtwarzając w głowie raz po raz jego słowa, każde, sprawdzając, czy mówił prawdę, zastanawiając się, czy mu wybaczyć, czy nie...
- To nie jest takie proste. - odparł po chwili wahania, dopiero, gdy zdołał wrócić do siebie po słowach brunetki, po wrażeniu, jakie wywarł na nim jej uśmiech. Nienawidził tego grymasu, w tamtej chwili nienawidził nawet jej ust, bo potrafiły wygiąć się w ten sposób, mówiąc mu więcej, niż wypowiedziały słowami.
Teraz już ledwo oddychał, nie mogąc nabrać do płuc odpowiednio dużo powietrza, by zaspokoić zapotrzebowanie organizmu na tlen. Poczuł, że kręci mu się w głowie, a obraz zamazał mu się przed oczami, choć pierwszą jego myślą było to, że płacze. Płakał w życiu tylko kilka razy, więc wydawało się to wręcz absurdalne, ale przecież znów był blisko utraty Spencer, tak jak kilka tygodni temu, gdy czekał na wieści w szpitalnym korytarzu. Tamten ból, powracający do niego z echem, wzmógł nowe cierpienie, podsycił je minionymi wydarzeniami, sprawiając, że Leo już nie wiedział, co zrobić, by móc normalnie funkcjonować. Nagle znów stwierdził, że zaraz umrze, ale tak samo, jak myśl o łzach, nie spełniło się to, bo jego ciało wcale nie rozpadło się na strzępy, gdy kobieta wysunęła się z jego objęć, a głowa nie eksplodowała od nadmiaru myśli. Nie stało się nic. Nastał tylko chłód, wprawiający go w drżenie, a także ogarnął go strach, że to jest właśnie odejście. Że tak wygląda rozstanie, to prawdziwe, którego, miał nadzieję, nigdy już nie będzie przeżywał.
Znów łzy. Znów te słone kryształki, które prawie czuł na swoich policzkach. Na języku miał smak soli, jakby pragnienie, by zetrzeć pocałunkami łzy Spencer, spełniało się bez ich kontaktu, bez dotykania kobiety, bez zbliżania się do niej. Najwyraźniej nie chciała go. Już go nie potrzebowała albo on nie mógł dać jej więcej ukojenia. Nie chciał o tym myśleć. Jedynie podjął jeszcze jedną próbę, doskonale wiedząc, że nie może się poddać. Wykorzystał to, że Spencer usiadła na łóżku dość blisko niego i przysunął się do niej, niepewnie sięgając najpierw po jej dłoń z zawiniętą między palce chusteczką, a potem zmieniając zdanie i chwytając jej twarz. Tym samym zmusił ją, by obróciła się i spojrzała na niego, by spojrzała mu prosto w oczy. Ich nosy dzieliły zaledwie milimetry, ale nie była to ta pełna napięcia bliskość tuż przed pocałunkiem, choć przestrzeń między nimi wibrowała teraz w podobny sposób. To z Leo biła nowa energia, to jego oczy były pełne blasku, choć miało się wrażenie, że nie jest to zdrowe światło, że to nie oznacza niczego dobrego. Z płonącym spojrzeniem zaczął ścierać kciukami łzy Spencer, wpatrując się w ruchy swoich palców sunących po skórze jej zapuchniętych policzków. Skrzywił się nieznacznie, gdy pomyślał, że już raz tak przez niego płakała, że już raz okazał się draniem, ale nie mogło się to równać z tym, co zrobił teraz.

Leo Rough pisze...

- Chyba wolałem, gdy krzyczałaś, bo wtedy przynajmniej mówiłaś to, co myślisz. Teraz nie wiem... - urwał, bo głos zadrżał mu niebezpiecznie, a potem spuścił wzrok, nie wypuszczając jednak z objęć twarzy ukochanej.

[kuźwa, źle wymierzyłam i mi się nie zmieściło ;p na Krakowie na razie nie odpisuję, bo muszę ogarnąć biologię ;)]

Leo Rough pisze...

[i ja się cieszę ;)) / ;p
nie wierzę Ci tak do końca, Stokroteczko ;p
haha xD boska emota, Diablico! ;D ^^
o ja pierdole, już nie pamiętam! ;p / nie, nie znasz tego? "jest jeden Wituś. Wituś jest..." xD
właśnie! a będziesz mogła zobaczyć arkusz czy tylko wynik dostaniesz? o, to niefajno! ale dobrze, że druga część Ci poszła, znaczy "Lalka", bo wiesz, to zawsze będzie połowa punktów za temat, nie? ;)
dziękuję :* :D jasne, że dzięki Tobie, bo mój talent dalej by sobie spał słodko, gdyby nie blog i Ty! <3 :*
no, nie wiem, jak to przeżyję! ;p odpisałam... :D]

Chciał, by powiedziała mu, co czuje i co myśli. Chciał móc rozwiać wszelkie jej wątpliwości, ukoić najdrobniejsze lęki, wyzbyć się najgorszych obaw. Wierzył, że potrafi to zrobić, że potrafi jej pomóc nawet mimo tego, czego się dopuścił. Nawet mimo jej żalu i jej złości, bo nie tracił swojej pewności, że ich - jego! - miłość pokona wszystko. Skruszy wszelkie mury, zniszczy każdą barierę. To była jego największa stała, rdzeń, który tkwił w nim tak głęboko, że choć był tylko przeszczepem, wydawał się zupełnie naturalny. Leo nie znał innego życia, nie znał już innego siebie jak tego, którym był przy Spencer. Wbrew wszystkiemu lubił tego faceta, bo miał w sobie cząstkę, której brakowało wszystkim innym - miłość. Uczucie niezniszczalne, niezmienne, jednocześnie gorące, gwałtowne oraz stałe, pewne. To była magia w czystej postaci, nie jedyna, w którą wierzył Leo.
Niezbyt chętnie podniósł na ukochaną spojrzenie, bo jej słowa dotknęły go zbyt mocno, by mógł znów patrzeć w jej oczy. Ale zmusiła go do tego, a on nie żałował, bo przez krótką chwilę znów w jego sercu zakołatała nadzieja, że wszystko się ułoży. Jej tęczówki przywróciły mu wiarę, ich zieleń, teraz dziwnie pociemniała, ale wciąż znajoma, tak samo, jak każda rzęsa, każdy pieg na nosie, każda linia twarzy. Słuchał więc jej dalej, dopiero na ostatnie słowa reagując odrobinę gwałtowniej, bo całe jego ciało spięło się w nagłym drgnięciu, jakby był zaskoczony, że z ust Spencer może wydobyć się tak słaby szept. I już w następnej chwili suszył jej policzki pocałunkami lekkimi jak muśnięcia piórka, szepcząc pomiędzy nimi pełne nieokreślonego ciepła "kocham", które wreszcie stało się jego mantrą, powtarzaną nieustannie, nawet wtedy, gdy jego wargi dotykały skóry kobiety. Było w tym tyle emocji, że aż sam się przeraził swojego głosu, swojego zachowania, tego, jak drżały jego dłonie oparte przy twarzy Spencer. Aż w końcu odsunął się, spoglądając na nią spod lekko przymrużonych powiek, bo oczy piekły go w dziwny sposób, którego nie znał i wcale nie chciał poznawać.
- Nie zrobiłaś nic złego, to nie twoja wina. To tylko ja i moja głupota, i... - urwał, ze świstem wciągając powietrze do płuc, znów przybliżając się do ukochanej tak, że ich nosy się stykały. - Nie mogę cię stracić. Jesteś moim światem, bez ciebie nic nie ma dla mnie znaczenia, rozumiesz? Tylko ty się liczysz. I już zawsze tak będzie, mogę ci to obiecać. Obiecuję. - szeptał dalej, znów zaczynając drżeć lekko na całym ciele.

Leo Rough pisze...

[;)
bo to nie brzmiało pieszczotliwie, Króliczku! :/
tylko jej nie nadużywaj, bo straci swoją moc! xD
będziesz mnie uczyć o ładnym wysławianiu się? serio? xD no właśnie, straaaszne problemy z pamięcią, skleroza i coś tam jeszcze, nie pamiętam xD / nieważne, trochę dzieciom z probówki odbijało na chemii ostatnio xD
no to świetnie, przynajmniej zobaczysz, co tam źle zrobiłaś ;)oj tam, ona też się musi klucza trzymać, nie? ;) dokładnie to miałam napisać, oby Ci w maju przypasował temat eseju i będzie! ;D
wiem! ^^ :D dzięki :*
musiałaś przypominać? już tak dobrze mi szło w budowaniu poczucia własnej wartości... ;( / ale jestem przewidywalna, co? ;p uznałam, że będę miała o czym pisać przez miesiąc jeśli nie dłużej z tym złamaniem, także wiesz, idealne rozwiązanie! ;D aha, spooko xD nie no, twarzyczki bym mu nie zniszczyła, Oskar by tego nie przeżył ;p
a teraz muszę Cię przeprosić, ale idę już spać, bo do tej mojej kawiarenki trzeba gnać rano, wcześnie rano -.- postaram się być jak najszybciej, żeby Ci odpisać, ale na pewno nie będę wcześniej, niż Ty, może koło czwartej, przed piątą, nie obiecuję. wiem, że Ci się to nie podoba, ale mi wybaczysz ^^ po raz trzeci: powodzenia jutro! słodkich snów! :*]

Leo Rough pisze...

[nie udało Ci się, Honey -.-
o właśnie :D
no tak, przepraszam, mamo :/ znasz? a nie zapomniałaś czasem? xD / poprawnie ;p
będziesz się kłócić! ;p na pewno wsjo będzie OK ;)) nom ;)
^^
raczej Ci nie wierzę, wiesz? ;p / ach, no tak, zapomniałam ;) właśnie! arr, nie mogę się już doczekać! :D o to, to, to! przecież to mój mały piękniś, prawda? xD
tak, wiem, szczęściaro -.- kurczę, zapomniałam, że już w piątek Cię nie ma! ;( więc jasne, piszemy, piszemy, piszemy :D
i jak, i jak, i jak? (wiem, zacięłam się trochę dzisiaj, ale to już od rana się utrzymuje ;p)]

Cieszyło go już samo to, że reakcją Spencer nie był kolejny potok łez zalewający jej policzki ani kolejne raniące słowa, kolejne wątpliwości. Po prostu skinęła głową w odpowiedzi na jego słowa, a to dało mu nadzieję, że przyjęła je do wiadomości, że znów w nie wierzy. Może już nie bezgranicznie, bo zawiódł ją, jej zaufanie, ale jest gotowa pozwolić mu wszystko odbudować. Bo on chciał się starać, chciał walczyć, chciał zapewniać ją o swoich uczuciach, choćby inne słowo niż "kocham" miało nie wyjść spomiędzy jego warg przez następny rok. Był gotowy naprawdę na wszystko, ale potrzebował świadomości, że Spencer mu na to pozwoli. A ona właśnie dała mu cieniutką niteczkę nadziei, że ze wszystkim sobie poradzą.
Jej dłonie oparte na jego twarzy sprawiły, że miał ochotę się rozpuścić, zniknąć w tych czułych objęciach, zatracić się w delikatnym dotyku. Nie wiedział, że aż tak może odczuwać podobną drobnostkę, szczególnie po tym, co zaledwie kilka chwil wcześniej przeżyli, bo miłosnym uniesieniu, gdy ich ciała były dużo bliżej, gdy dawali sobie nawzajem dużo więcej. Ale tak właśnie było, bo ten nieznaczny gest stał się dla niego ważniejszy, niż cokolwiek wcześniej. Tylko przez chwilę, bo potem Spencer zrobiła coś więcej - potem przysunęła się do niego, a jej usta złączyły się z jego. Świat zadrżał w jednej chwili, rozpadając się znów na cząstki, na kawałeczki tak drobne, że tylko wprawne oko jego ukochanej mogło je pozbierać i złączyć w dawną całość. Bez wahania odwzajemnił jej pocałunek, przesuwając dłonie z policzków na szyję, potem na ramiona, by wreszcie zatrzymać się na talii kobiety i wciągnąć ją znów na swoje kolana, zamknąć w objęciach z myślą, że już nigdy jej nie wypuści. Od smaku jej warg kręciło mu się w głowie, choć nawet nie przypuszczał, że w ich przypadku coś takiego może się jeszcze wydarzyć! Że znów poczuje się tak, jak gdy się poznali i pierwszy raz pochylił się, by ją pocałować - jak zwycięzca, jak triumfator. A jej wargi były najsłodszą nagrodą. W ten sam sposób czuł się teraz, gdy przestrzeń pomiędzy nimi już nie istniała, bo byli jednością w ten rozkoszny sposób, tak prosty i tak piękny jednocześnie. Jakby wygrał swój świat.

[wybacz, że tak marnie, ale musiałam się spieszyć - siostrzenica przychodzi, żebym jej pomogła z pracą domową, więc nie miałam za dużo czasu. teraz znikam, ale tylko na chwilkę, a przynajmniej taką mam nadzieję, potem jestem cała Twoja ^^]

Leo Rough pisze...

[seriously! -.- Darling... ;D
;p
dobrze, BABCIU! -.- haha ;p no, niezła jesteś, trzeba przyznać ;p ja zapomniałam rano do szkoły iść, w sensie zapomniałam, że mam religię xD / mogłabyś mieć traumę potem ;p
oj tam, oj tam, szczegół! czym Ty się w ogóle przejmujesz, kobieto?! ;p
przepraszam ;p / więc widzisz, widzisz, widzisz! (to było echo, ale nieważne xD) ;p
"tylko" dwa wieczory?! chyba sobie kpisz! AŻ dwa! -.- nie no, coś wymyślę ;) jutro pewnie sobie odpuszczę wychodzenie gdziekolwiek, ale w sobotę planuję kino, może pizzę ze znajomymi, może jakieś lotki, piwo, wino, cokolwiek xD trochę ich zaniedbałam, więc muszę to nadrobić ;p
no to super, cieszę się bardzo ;)) e tam, nie masz się czym przejmować, jeśli coś napisałaś to już nie będzie źle! ;) tak, ta ostatnia praca jest najgorsza, bo to już zmęczenie się na mózg rzuca, znam to z zeszłorocznego egzaminu! ;p
to dobrze ;) / haha, wiedziałam, że się ucieszysz ^^]

Czuł, jak Spencer stopniowo traci oddech, ale nie mógł się zmusić do wypuszczenia jej z ramion, by mogła nabrać do płuc powietrza, tak samo jak sam nie oddychał przez cały czas, gdy ich wargi się stykały. Dopiero, gdy ona zdołała się od niego oderwać, wziął głęboki wdech, przez tę sekundę mając okazję do przywołania na twarz nikłego uśmiechu. Nie mógł powstrzymać się przed tym grymasem, choć czuł, że nie jest on do końca na miejscu, że nie pasuje do sytuacji. W końcu ciągle byli w trakcie kłótni, a przynajmniej tak mu się wydawało. Czuł po prostu, że gdy odsuną się od siebie, minie magia, a wraz z nią stracą się ich nadzieje, ich połączenie, którego teraz Leo był świadomy, jak nigdy wcześniej. Samo to, że potrafił odczuwać emocje Spencer, odrzucając swoje, świadczyło i tym, jaki związek tworzyli - oparty przede wszystkim na dbaniu o drugą osobę. To z tą myślą szatyn budził się co rano, z nią zasypiał. Wszystko, by ukochana była szczęśliwa, by czuła się bezpieczna, kochana, spełniona. I choć teraz zniszczył ich sielankę, omal nie niszcząc również ich związku, rodziny, wiedział, że w końcu wrócą do równowagi. Bo to byli oni - Spenc i Leo, Leo i Spenc! Przecież nie mogło przytrafić się im nic, z czym nie poradziliby sobie, prawda?
Pocałunek, który dzielili, wydawał mu się jednym z piękniejszych, jakie kiedykolwiek mieli. Sam nie wiedział, skąd wzięło się to przedziwne wrażenie, ale czuł, że to naprawdę ważna chwila, naprawdę ważny pocałunek. Oddawał się mu, dając z siebie całą czułość i całe ciepło, na jakie było go stać. I już nie myślał - zatracał się, nie walcząc z dłońmi błądzącymi swobodnie po plecach Spencer, z palcami wplątującymi się w jej włosy, z ciałem, które chciało mieć ją bliżej. Niemal miażdżył ją swoimi objęciami, ale póki nie protestowała, nie miał zamiaru poluźniać uścisku. Nienawidził tego, że dzielą ich ubrania, nienawidził też skóry, kości. Wciąż byli za daleko, ale znów musieli się odsunąć, by zaczerpnąć kolejną porcję powietrza. Tym razem jednak Leo nie połączył znów ich ust; dysząc po długim wstrzymywaniu oddechu wtulił usta w zagłębienie szyi Spencer i zaczął obsypywać ją pieszczotami, nie chcąc niczego więcej, poza nasyceniem się jej cudownym zapachem...

Leo Rough pisze...

[dokładnie tak, Perełko ;p
aha, ok, spadaj ;p / wiem, wiem, ja tylko taki wredny człowiek jestem ;p a można :D / a można jeszcze o nim mówić? ;> xD
OK! zapominanie w toku... ;p
;) / xD okeeej! ;p
wiem, jestem Ci za to niezmiernie wdzięczna! ;)) byłoby świetnie, ale bez spiny, baw się tam dobrze i mną się nie przejmuj ani trochę! ;) o, ale fajno, naprawdę Ci zazdroszczę tego wyjazdu! ;p wykorzystam, wykorzystam, o to się nie bój! ;)) a co, dart bez piwa?! oszalałaś?! tym bardziej, że barmana nie będzie w pobliżu... xD
poradziłaś sobie, to się liczy! jestem z Ciebie dumna! :D ;))
no wiem, wiem, wiem... ;p]

On też w którymś momencie zapomniał o tym wszystkim, co się wydarzyło tego dnia, o słowach, które nie powinny paść i o tych, które miały łagodzić ból. Nie pamiętał już krzyków, nie pamiętał cierpienia, nie pamiętał łez, bo teraz istniała tylko Spencer i jej przesłodki zapach, przywodzący na myśl jedynie to, co najlepsze; woń cytrusów, bijąca od jej szyi, nie znała smutku. Leo nagle też nie wiedział o istnieniu czegoś takiego, bo bez reszty zapełniło go poczucie bezpieczeństwa; choć cały jego świat runął, fundamenty nadal stały, niezmienione, pewne. On ciągle istniał, Spencer ciągle była obok. I tylko to się liczyło - jej ciepło, jej ciało tuż przy jego ciele, serce przy sercu. Nadal całował ją, ale pocałunki te wreszcie stały się jedynie ruchem warg po miękkiej skórze, które wyznaczały dla siebie trasę od ucha do obojczyka i z powrotem, i znowu, i tak do znudzenia. Aż zatrzymały się wreszcie na ułamek sekundy, by zmienić swoją drogę, znaleźć nowe zainteresowanie. Od ucha zawędrowały na zarys szczęki kobiety i sunęły teraz tu, omijając kuszące usta, muskając tylko żuchwę najlżejszymi pocałunkami świata. Jego dłonie również odnalazły znów twarz Spencer i uchwyciły ją, by wreszcie ponownie połączyć ich usta. Przyciągnął ją do siebie najbliżej, jak tylko mógł, nie oszczędzając już sił na nic innego, poza tym pełnym emocji pocałunkiem. Nie chciał, by to się kończyło, a z drugiej strony w pewnym stopniu przerażała go myśl, że mogą tak tkwić do końca świata, uzależnieni od siebie, sklejeni w jeden organizm. I zaraz okazało się, że nie spędzą w ten sposób wieczności, nasycając się sobą. Ich magiczna chwila została przerwana cichym dźwiękiem, który dla wyczulonych uszu był aż nazbyt wyraźny. Nic innego nie dotarłoby do Leo, ale krzyk jego syna - zawsze.

Leo Rough pisze...

[idę upiec ciasto w mikrofalówce, więc na Krakowie odpiszę w następnej kolejce ;))]

Leo Rough pisze...

[nie! papuć nie jest okej - Kociak jest okej - papuć NIE! zrozumiano?! :/
e tam, szczegół taki ;p / jestem :D ^^ / haha, OK! ;p
;))
;p
wiem, bo Ty cudny człowiek jesteś! ale masz jechać i odpocząć, wybawić się, nie? a nie myśleć o blogu i Karoli, która w piątkowy wieczór zakatuje się ostatnimi odcinkami swoich ulubionych seriali i angielskim na sobotnie zajęcia! ;p nie, nie, nie! (kurwa, to echo mnie prześladuje! -.-) och, ja wiem, że Ty nie wytrzymasz, ale jestem pewna, że będziesz miała za dużo innych zajęć, by myśleć o odpowiedziach dla mnie! ;p no jasne, że byłby lepszy, a nie tylko mógłby być, ale niestety ;( innym razem, Kochana! ;)) / nie, nie mam na myśli reddsa, dart i redds? niee, nie ma mowy! jakieś inne pyszności się znajdą :D haha, właśnie! ale cii, on się nie dowie! ;p
;))
;p
jakie pyszne wyszło! <3 trochę to czasu mi ukradło, przepraszam!]

Wiedział, że błoga sielanka wkrótce minie, ale nie dopuszczał tego do swoich myśli. Nie potrafiłby wtedy tak zapamiętale całować Spencer, nie mógłby tak mocno trzymać w jej ramionach, nie mógłby tak bardzo uzależniać się od niej, bo to oznaczałoby dla niego niewysłowienie ogromne cierpienie, coś, czego ciało nie potrafi znieść. Gdyby więc myślał o tym, że niedługo będzie musiał wypuścić ją z ramion, już wcześniej zacząłby się do tego przygotowywać. Nieświadomość sprawiła, że z każdą chwilą coraz silniej ją do siebie przyciągał, coraz szczelniej do siebie przylegali, a nie wątpił, że wkrótce zaczęliby łamać sobie kości, obejmując się wzajemnie.
Niestety, mały alarm rozdzwonił się w pokoju obok i wszystko prysło jak bańka. Leo odczuł to tak, jakby ktoś z całej siły kopnął go w brzuch - tak bolesna była dla niego strata Spencer, jej ucieczka z jego ramion. Nie spodziewał się, że ten powrót do rzeczywistości, będzie go kosztował aż tyle cierpienia, ale wręcz nie mógł oddychać, od razu w myślach wyolbrzymiając wszystkie swoje wrażenia. Ukochana opuściła go, odeszła - w jego głowie brzmiało to tak ostatecznie i przerażająco, że aż zadrżał, nie będąc w stanie opanować skurczu mięśni. A potem przyszło ocalenie - dłoń jak ostatnia deska ratunku tuż przed utratą przytomności, przed popadnięciem w obłęd. Bo już zdążył uznać, że zrobił coś nie tak, że zagalopował się, a teraz Spencer nie chce mieć go dłużej przy sobie. Że wykorzysta Jamesa jako usprawiedliwienie, a potem spędzi z nim resztę dnia, wymawiając się jego potrzebami, które przecież zajmowały teraz pierwsze miejsce. I Leo nie mógłby powiedzieć słowa... Ale szybko okazało się, że się pomylił, bo ukochana chciała, by był przy niej. Wątpił, by wyciągnęła do niego dłoń dlatego, że była jej potrzebna pomoc przy synku. Może jedynie wyczuła nastrój szatyna i chciała go uspokoić? W to też nie potrafił uwierzyć, nie tego dnia, bo czuł, że jeszcze będzie chciała go ukarać, może sprawdzić. To nie pasowało do jego Spencer, ale kto wie, do czego mogło dojść teraz, po tej zdradzie Leo?
Zatrzymał się pół kroku za ukochaną, wiedząc, że nie potrzebuje najmniejszej pomocy przy Jamesie. Znów zaczął się zastanawiać, dlaczego wzięła go ze sobą, ale dzielnie odepchnął od siebie znaki zapytania, zbliżając się do niej i tkwiącego w jej ramionach chłopca. Niezbyt pewnie objął Spencer, a potem otulił ramionami również syna, przez chwilę tkwiąc w tej pozycji, tak naturalnej i zwyczajnej, że miał ochotę się roześmiać. Bo tak naprawdę nic innego nie był już zwyczajne, nic nie było normalne.

Leo Rough pisze...

[wszystko! :/ no, dziękuję, Kochaniutka :D
haha, no ;p / ;))
och, zapomniałam o Twojej oszałamiającej skromności! ;p serio? miło :D jak będziesz szamać tę zapiekankę na Kazimierzu? ;> ej, ja nie jem chipsów ani takich świństw! ;p (oj tam, piątek prawie jest, wolno mi ;p) haha, WIEDZIAŁAM! :* ;)) no właśnie, wyczekuj, szukaj terminu, myśl... czy coś ;p / haha ;p właśnie :D nie ma kto! przyjaciół mam lojalnych, a barman znajomych na takim zadupiu nie ma, bo on z innego zadupia jest xD także się nie boję ;p
no takie kakaowe, murzynka na szybko - jak wpiszesz w google "ciasto z mikrofalówki" to wyskoczy mnóstwo przepisów. ja zrobiłam taki bez oleju i bez proszku do pieczenia i był naprawdę niezły ^^ jedziesz rano, tak? czy idziesz jeszcze do szkoły? ;)]

Cała ta sytuacja wydawała mu się ciągle odrobinę niezręczna, bo zwyczajnie nie potrafił się w roli obserwatora, którą w pewnym stopniu musiał teraz objąć. W tym małym misterium się nie liczył, stał z boku, gotowy w każdej chwili pomóc, ale w zasadzie zupełnie niepotrzebny. Olśnienie przyszło późno, przynosząc mu upragnioną świadomość, że Spencer go potrzebuje. Że chce, by był przy niej, bo jego obecność jest pomocna, bo przynosi jej ulgę, bo rozprasza ciemne myśli. Kiedyś było tak przez cały czas, że Leo potrafił ukoić jej nerwy, uspokoić, przywrócić równowagę, ale "kiedyś" skończyło się wraz z jego "nie wiem". Już nie mógł mieć pewności, że choć w najmniejszym stopniu ją ratuje przed niepożądanymi myślami, obrazami. Chciał w to wierzyć, ale nie był tego pewien. Miał nawet ochotę zapytać, ale minęła ona tak szybko, jak się pojawiła, pozostawiając po sobie odrobinę więcej dręczącej go niepewności.
Zaraz cofnął się, w duchu natychmiast ganiąc samego siebie za to, że odetchnął z ulgą, mogąc na chwilę odpuścić. Odsunął się do okna i oparł o parapet, po chwili żałując tego ruchu, bo był zbyt daleko Spencer, na zbyt długo stracił z nią kontakt. Nie mógł już jednak wrócić, choć była to tylko wymówka, bo tak naprawdę nie chciał znów się do nich zbliżać. Bał się... czegoś. Bo ich magiczny moment minął i teraz było już tylko dziwnie i niezręcznie.
- Spencer? - wychrypiał cicho, natychmiast dostrzegając w ukochanej nagłą zmianę. Była teraz dla niego świetnym obiektem do obserwacji, więc nic nie mogło mu umknąć, a już na pewno nie to dziwne drgnięcie, nie zamknięte oczy i obrót na pięcie. Zagryzł niepewnie wargę, a potem wyprostował się, zaraz podchodząc powoli do ukochanej, jakby bał się, że odwróci się do niego z twarzą wykrzywioną gniewem albo jakąś inną zbyt silną i zbyt przerażającą emocją. Zaraz jednak uspokoił się, że na pewno tym razem chodzi o jakiś drobiazg.
- Mam przygotować butelkę? - zapytał cicho, w myślach odmawiając modlitwy, by chodziło właśnie o to, o nakarmienie Jamesa, a nie znów o Lenę i jego niewierność.

[domyśliłaś się, że na Krakowie odpisałam na pierwszą wersję, nie? ;p]

Leo Rough pisze...

[papuć NIE JEST uroczy! Skarb jest uroczy :D Kwiatuszku! :*
haha, ja zawsze trafnie dobieram słowa :D / ja miałam za nią płacić! zrobić Ci przelew? ;> ;p nie lubię, wolę czekoladę :D tak, tylko Ty! xD (oj tam, oj tam, babcia, siedź cicho!) oczywiście :D / dokładnie tak ;p o właśnie, bo przecież Ty też możesz mnie wsypać, pisząc nieodpowiedniego smsa w nieodpowiednim momencie! xD ale ja Ci tego nie powiedziałam! ;p haha, serio? czyli jak się spotkamy, to też tylko soczki, tak? xD
ja robiłam w łyżkach, wyszło idealnie na całą moją rodzinkę, rozpuściłam czekoladę, wyszukałam orzechy i naprawdę było cudne! ;p / och, zazdroszczę -.- to pakuj się, pakuj! ;))
jak zwykle ;p]

Doskonale wiedział, że coś jest nie tak, że coś znów się dzieje, ale przecież nie mógł nic zrobić. Czuł, że nie może naciskać, bo Spencer się przed nim zamknie i już w ogóle nie będzie chciała z nim rozmawiać, nie będzie chciała go słuchać, a to było dla niego najważniejsze. Obchodzenie się z nią jak z jajkiem miało go w końcu zmęczyć, ale przecież chciał się nią opiekować, chciał o nią dbać, chciał zapewnić jej wszystko, czego potrzebowała. I chciał odzyskać jej zaufanie. Stąpał więc niepewnie, budząc do życia dawno uśpione pokłady delikatności. Wiedział, że musi być ostrożny. Jedno słowo, jeden gest, jedno ożywione wspomnienie, a wszystko znów mogło runąć. Zacisnął więc wargi i pokiwał głową, ruszając do drzwi, mając w planach bez słowa zająć się przygotowaniem butelki najszybciej, jak to tylko możliwe. Wiedział, że James się niecierpliwi, ale też nie chciał zostawiać Spencer samej, nie w tym stanie, gdy nie miał pojęcia, co się z nią dzieje. Była nieobecna, a to martwiło go chyba nawet bardziej, niż łzy i otwarta rozpacz. Na szczęście okazało się, że wcale nie ma zamiaru zostać z synkiem w jego sypialni, co Leo przywitał z cichym westchnieniem ulgi. Ruszył po schodach, oglądając się na nich, nie mogąc w żaden sposób pozbyć się spomiędzy brwi zmarszczki zmartwienia. W końcu jednak miał jakieś zajęcie, choć przygotowanie butelki mleka nie wymagało zbyt wiele skupienia. Kilka miarek białego proszku, woda do kreski i gotowe! Żałował, że nie ma w tym większej filozofii, ale z drugiej strony mógł szybciej znów pojawić się przy ukochanej, szybciej dać Jamesowi wyczekiwaną butlę. Dotarły do niego jednak słowa Spencer, na które skinął krótko głową; cieszył się tylko, że nie musiał wylać już przygotowanego mleka. I zaraz ruszył w kierunku salonu, pocierając nerwowo kark, w drugiej dłoni trzymając wymieszany już napój dla chłopca. Postawił butelkę na stoliku, a po chwili wahania usiadł na kanapie tak blisko ukochanej, jak tylko się dało; nie rozumiał, dlaczego wybrała fotel. Poczuł, że to odrobinę dziwne po tym wszystkim, co wydarzyło się tego popołudnia, bo tych chwilach, gdy wydawało się, że nigdy nie będą w stanie się od siebie odsunąć. Najwyraźniej tylko on odczuł to w ten sposób, co wywołało w nim nieokreślony smutek, z którym rozprawił się szybko. Musiał przecież poznać przyczynę tego, dlaczego Spencer odsunęła się od niego, wręcz odcięła, wybierając fotel. Taki drobiazg, a on już wszystko analizował.
- Kochanie - zaczął, sięgając dłonią do jej kolana, które musnął nieuważnie, wiedząc, że musi mieć z nią choć ten minimalny kontakt. - Powiesz mi, co się stało? Co się zmieniło? - zapytał cicho i łagodnie, jeszcze bardziej pochylając się w jej stronę.

[znikam już, Płaszczko (to tak pieszczotliwie, pamiętasz, prawda? :*), chociaż postaram się jeszcze odpisać na Krakowie, coby ostatni komentarz należał do Ciebie :D bezpiecznej podróży Ci życzę i naprawdę zajebistego weekendu, obyś się wybawiła, wyszalała i wróciła cała i zdrowa! i bez kaca! i z możliwą do zaakceptowania listą połączeń wychodzących! ;p i smacznego kebaba, i najlepszego towarzystwa, i najpiękniejszego Krakowa! 3m się cieplutko, do spisania :*]

Leo Rough pisze...

[znam się bardzo dobrze, Słońce, pamiętaj o tych wszystkich słodkościach, które wymyśliłam SAMA :D dziękuję. rozumiem, że to koniec z papuciem?
:D / uff, liczyłam, że to właśnie powiesz :D czyli dochodzimy do tego samego wniosku - czekolada jest dobra na wszystko! :D prosz ;p (ja?! w życiu! xD) / ;p oczywiście, że przypadkiem! xD nie! ;p aha, rozumiem... xD
sama też bym to całe zjadła ;p ;D / ;))
;p
czekało ładnie i jutro też będzie na Ciebie czekać, teraz mi się nie chce pisać - Ciebie nie ma i nie mam motywacji ;p och, no tak, Ty jesteś cudowna z tymi swoimi odpowiedziami! <3 :D
nic nie wyszło tak, jak planowałam, ale to nic. od wczorajszego ranka byłam w domu tylko na noc i jestem teraz, choć nie powinno mnie być xD wczoraj zaliczyłam darta, soczki, dużo soczków xD no i w ogóle się pałętałam po mieście i robiłam dziwne rzeczy, o dziwo wszystkie pamiętam! xD no a dzisiaj byłam na angielskim, na zakupach w trzech różnych miastach (uwielbiam samochód mojego faceta <3), na łyżwach, na meczu rugby, z którego nic nie wiedziałam, znowu na darcie, znowu na soczkach, także nie do końca wiem, co piszę, ale to nic xD będziesz jutro, a wtedy będę już ogarnięta, cudowna i boska, jak zawsze albo prawie zawsze ;p liczę na szczegółową relację... :D
i Płaszczka jest pieszczotliwa! tak samo, jak Chomik Na Patelni xD]

Leo Rough pisze...

[prawie dostałam zawału, bo:
a) przeczytałam swój komentarz z wczoraj i
b) zobaczyłam Twój komentarz :D
znaczy nie to, żebym się nie cieszyła, że nareszcie wiem, co z Tobą i w ogóle, ale mam taki nieogar dzisiaj, że nie potrafiłam dojść do tego, co się podziało, że piszesz... no, nieważne ;p ważne, że żyjesz i wracasz mi do domu <3 :D także czekam na relację, a tę moją wczorajszą pozostawię bez komentarza ;p więc tak, do później ^^]

Dziwny niepokój zacisnął swój pierścień na jego żołądku, gdy usłyszał słowa ukochanej, tak proste, a jednocześnie niepasujące do sytuacji. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że po wszystkim, co zaszło tego popołudnia, Spencer nie odrzuca go, nie odpycha, nie odwdzięcza się krzywdą za krzywdę, choć mogłaby to zrobić najkrótszym: nie, które powiedziałoby mu wiele. Wiedziałby wtedy, że nie chce go przy sobie i nie ma zamiaru mówić mu o tym, co przeżywa, a to byłoby nawet gorsze niż krzyki i kłótnie. Okazało się jednak, że może zranić go jeszcze dotkliwiej, jeszcze głębiej, gdy powie mu o tym, co się z nią dzieje, co czuje. Jej ból odbierał jako swój, ale zwielokrotniony w najokrutniejszy sposób. Jej "potrzebuję cię" było jak jego wyznanie. I to sprawiało, że miał ochotę zwinąć się w kłębek i nie ruszać przez rok, ale nie mógł tego zrobić. Musiał być przy swojej kobiecie, przy swojej narzeczonej, która potrzebowała go przy sobie.
Skinął więc tylko głową, przysuwając się do niej o kolejne centymetry. Odepchnął od siebie wizję Spencer, pakującej walizki, tej Spencer z jego wspomnień, choć zamiast krągłości ciążowego brzuszka, miała przytulonego do piersi Jamesa. Niemal zadrżał, gdy to wróciło do niego - porozrzucane po sypialni ubrania, walizka, woda rozlana na podłodze łazienki... Odetchnął głęboko, wracając myślami do salonu dokładnie w momencie, gdy dotarło do niego westchnienie kobiety.
- Masz rację. Nie było jej w naszej sypialni. - odparł cichym, ochrypłym i dziwnie słabym głosem, jakby jakieś inne słowa go dławiły, jakby chciał powiedzieć coś innego. Ale zdołał się powstrzymać, przełknąć je wszystkie, a przynajmniej odłożyć je na później. Nie mógł sobie teraz pozwolić na kolejne potknięcia, choćby najmniejszy błąd nie miał być nigdy więcej tolerowany. Owszem, był człowiekiem i miał prawo do pomyłek, ale teraz je sobie odebrał. Dla Spencer, dla jej dobra, dla ich wspólnego szczęścia.
- Twój gabinet też urządziłem sam. - przypomniał sobie po chwili, przywołując na twarz nikły uśmiech, którym chciał ukochaną pocieszyć. Doskonale rozumiał, dlaczego o to pytała, wiedział, o co chodzi - a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Kochanie, przecież ten dom jest nasz. Sami wybieraliśmy meble, farby, dywany, wszystko! A tamto... To były tylko napisy na podłodze. Pamiętasz? Kawałki taśmy i kilka napisów. - wymamrotał, starając się nadać swojemu głosowi łagodny, wręcz miękki ton. Nie chciał, by jego ukochana poczuła się znów czymś dotknięta, a nie był pewien, czy odpowiednio dobrał słowa, mógł więc przynajmniej złagodzić je w ten sposób. I zaraz znów zbliżył się do Spencer, zsuwając się z kanapy, by przykucnąć tuż przy fotelu, w którym siedziała. Objął ją odrobinę nieporadnie, bo nie była to zbyt wygodna pozycja, ale cieszył się, że może być blisko, że dała mu na to swoje pozwolenie.

Leo Rough pisze...

[szczegóły? mój powód do dumy, a nie szczegóły! ;p ok, koniec ^^
no tak, oczywiście! :D mhm ;D (jestem ;>) / no właśnie, rozumiemy się ;p ;D
oj, wiem, rozumiem ;p
nie byłam! a przynajmniej nie aż tak! ;p właśnie, przecież mi nie wolno... ;p
;D
trochę muszę ;p
to rzeczywiście fajnie! xD całe szczęście, że to był fałszywy alarm! ja to bym potem cały weekend świrowała, ale to szczegół ;p nie no, rzeczywiście brzmi to wszystko świetnie, cieszę się, że moje życzenia się spełniły i zaliczyłaś... hm, powiedzmy, że szaleństwo zaliczyłaś xD (sory, soczki chyba się jeszcze mnie trzymają ;p) opowiadaj! ^^ :D
no to już znasz mój ból życia na Śląsku -.- ;p
tak, samochód! ;D
jasne, rozumiem, bez spiny, nie? ja też jestem wczorajsza, także spooko ;D / OK, czekam ;)) mam dużo nauki jeszcze, więc ogarniam to w międzyczasie, a potem będę czytać Dziady, pisząc z Tobą. doskonały plan na wieczór, nie? ;D]

Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć, żeby uspokoić ukochaną. Słowa kończyły mu się już, co przerażało go, bo obawiał się, że w którymś momencie, gdy Spencer będzie go potrzebowała, po prostu nie da rady dłużej koić jej obaw. Nie to, żeby planował zaprzestanie swoich starań w pewnym momencie, ale nawet teraz czuł już się zmęczony. Ciągle nie wiedział, o czym brunetka myśli, co się dzieje w jej głowie. To ta niepewność wręcz go zabijała, bo ciągle i mimo wszystko siedział w nim strach, że jego ukochana w którymś momencie zdecyduje, że skrzywdził ją za bardzo, że nie może z kimś takim być. Czuł się jak skończony drań, ale przecież chciał się poprawić! Chciał naprawić swoje błędy, chciał odzyskać zaufanie Spencer. Niczego innego nie pragnął. Liczył, że ona o tym wie. Że w minimalnym choćby stopniu to doceni.
Poddał się jej dłoniom, nie mogąc nasycić się radości, jaką czerpał z jej dotyku, z jej ciepła, z jej bliskości. Sam nie wiedział, jak to rozumieć, ale cieszył się, że choćby w tych drobnych rzeczach Spencer go nie odrzuca. Jeszcze nie? Nie chciał sobie odpowiadać na to pytanie, bo miał wrażenie, że gdy to zrobi, odpowiedź wcale mu się nie spodoba. Intuicyjnie przeczuwał, że jego ukochana tylko teraz ciągle próbuje z nim być, a właściwie wręcz zmusza się do znoszenia jego bliskości, bo nie chce, by jej decyzja o odejściu była pochopna. Tak, to był jego najgorszy lęk - że brunetka nie myśli o niczym innym, jak o opuszczeniu go. Miał wrażenie, że wszystko, co robi, o co pyta, zbliża ją do tego, jakby Leo tylko dodawał jej argumentów. On sam miał wręcz ochotę błagać ją, już teraz, by została, ale był na to zbyt słaby, zbyt zniszczony.
- Przepraszam. - wychrypiał znów, odrobinę wbrew sobie, bo czuł, że już nie powinien się odzywać. Był zbyt nachalny, a przynajmniej tak mu się wydawało - szkoda tylko, że nie znał innej drogi.

Leo Rough pisze...

[OK! ;P
;P (bardzo Ci to przeszkadza? ;p) / właśnie ;D
;p
ej, przestań! -.-
tak? ;p
ale wszystko już przemyślałaś, niezła jesteś! ;p tak, luz ;p / a nie zaliczyłaś? ;> xD (cii ;p) / jesteś genialna, no przecież co w tym nowego? ;> :* to jeszcze dobrze, że się skapnęłyście, ja bym pewnie do końca trasy pojechała! xD ale nie no, trzeba być ładnie zakręconym, wiesz? ;p
a co, myślałaś, że Ślązacy nie umieją polskiego? xD ;p
no co? przecież mnie barman na barana nie nosił po tych wszystkich miastach, nie? ;p
no, jak jesteś nietomna, to już musi być źle! xD / spoko, przeżyję bez Ciebie przecież, nie? ;> odpocznij! ;))]

Jak świat karał go za szczerość? Jak Leo miał za nią zapłacić? Dla niego już nie liczyło się to, że był z ukochaną prawdziwie szczery, że powiedział jej wszystko to, co sam wiedział, a nawet pokusił się o mówienie o swoich uczuciach, co nigdy nie było dla niego łatwe, co przysparzało mu wiele problemów. Teraz potrafił myśleć tylko o tym, że gdyby przez jego usta przeszło samo "nie", wszystko byłoby prostsze. Może nie dla niego, bo uczucie do Leny pozostałoby w nim, nagle ożywione spotkaniem z kobietą, ale wiedział, że poradziłby sobie z tym, niedługo pozbywając się resztek tych ciepłych uczuć, których nie rozumiał w najmniejszym choćby stopniu. Ale gdyby skłamał, Spencer byłaby szczęśliwsza, wiedział to. A kłamstwo pewnie nigdy nie wyszłoby na jaw. Gdy jednak zdecydował się na szczerość, cierpieli oboje, odczuwając nawzajem swój ból, katując się wspomnieniami, nielogicznymi lękami, wszystkim. I to była tylko jego wina, a ta świadomość prawie go zabijała.
Nie odpowiedział na słowa Spencer, jedynie spuszczając na chwilę wzrok. Miała rację - Leo nie mógł panować nad porywami swojego serca. To po prostu do niego przyszło, nie pytając o jego zdanie, nie licząc się z nim w choćby najmniejszym stopniu. Nie rozumiał tego, bo przecież kochał swoją narzeczoną, kochał ją jak szaleniec, jak ślepiec, nie dostrzegając ani kobiet wokół siebie, ani wad Spencer, ani w ogóle niczego! Kiedy coś się zmieniło? Wydawało mu się, że wie, o co chodzi, ale nie pozwalał sobie o tym myśleć. To nie było fair.
Tony.
To imię wypłynęło na powierzchnię jego myśli tak nagle, że aż drgnął, jednocześnie uświadamiając sobie, że Spencer muska go po policzku. Spojrzał w jej oczy, a kolejny skurcz przeszedł przez jego ciało, gdy uświadomił sobie, jak wiele jest w nich smutku. To już nie był tylko ból, który on sam odczuwał, a więc rozumiał go doskonale. Leo ją zawiódł i to właśnie czaiło się w jej oczach, sprawiając, że mężczyzna poczuł się, jakby dostał porządnego kopniaka w brzuch. Wiedział, że zaraz wybuchnie - zrobiło mu się gorąco, a ręce rozedrgały się w znajomy sposób - więc wstał, delikatnym ruchem odsuwając od siebie dłoń Spencer. Przecież nie odpychał jej, prawda? Z cichym westchnieniem położył sobie na ramieniu leżącą na kolanach kobiety pieluszkę, a potem wyciągnął ręce po synka, który wiercił się teraz, wyspany, najedzony, z czystą pieluszką. Leo nie mógł powstrzymać nikłego uśmiechu, który przemknął przez jego twarz na widok oczu Jamesa. Robiły się coraz bardziej zielone.
- Nie zastanawiałem się nad tym. - odparł gładko, przytulając synka do piersi tak, by mogło mu się odbić. Malec ciągle wiercił się, ale w sposób, który sugerował, że jest mu dobrze w ramionach taty, z mamą tuż obok. I Leo znów uśmiechnął się leciutko, zaraz czując palące go w gardle wyrzuty sumienia. Przeniósł spojrzenie na Spencer, kołysząc się na piętach pośrodku salonu z synem w ramionach, pozbywając się z twarzy jakichkolwiek śladów uśmiechu.
- Ona powinna jej powiedzieć. - dodał wreszcie, choć nie planował tego, nie myślał nad słowami, które padły z jego ust, ale gdy to już się stało, uznał, że tak właśnie miało być.

Leo Rough pisze...

[... niestety, to ja się zmywam - mam awarię prądu, a za chwilę padnie mi komputer ;( jeśli później będę miała prąd, to odpiszę, ale póki co, wolę się pożegnać - także dobrej nocy życzę i do spisania jutro! 3m się ^^]

Leo Rough pisze...

[to nie było śmieszne! na moim osiedlu nie działały latarnie i miałam w domu ciemno, jak w du..żej dziurze, a świeczek nie było NIGDZIE, więc nie miałam innego wyboru, jak pójść spać ;p serio nie byłaś w szkole? znowu? ;p ;D też bym tak chciała...
(no nie, nie pisałaś, całe szczęście ;D) / ;p
bo ja naprawdę nie byłam wstawiona!
nie! xD
ach, no tak, wszystko obgadane ;p / jakiego słowa? ;> ;D
e tam, stereotypowe myślenie, wcale nie zaciągamy/zaciągają aż tak ;p ale słówka lubimy wtrącać, to prawda xD
taki tam szczegół ;p
ahaha, ok ;p / ;)]


Dyskretnie odetchnął z ulgą, gdy dostrzegł, jak Spencer kiwa głową w odpowiedzi na jego słowa. Znów liczył, że na tym się skończy, że nie będzie wchodzić w szczegóły, bo on chciał załatwić to sam. Miał już jakiś mglisty pomysł, a choć nie wiedział, czy uda mu się go doprowadzić do końca, wciąż był lepszy niż bezpośrednie starcie z Kat. Inaczej nie można tego nazwać - Leo za dobrze znał swoją siostrę, by nie wiedzieć, jaka będzie jej reakcja. Miała się wściekać, rozpaczać, a potem obwiniać ludzi wokół siebie. Najpierw skieruje swój gniew na niego, był tego pewien, a wtedy nie chciał być w pobliżu. Bardzo kochał swoją siostrę, ale miał za słabe nerwy na te jej problemy; wierzył, że Spencer myśli też o tym, a nie skupia się na tu i teraz. Bo to potem miało być gorzej, miały być łzy, krzyki, pomieszane z płaczem Niny... Tak, Leo przewidywał najczarniejsze scenariusze.
- Załatwię to. - odparł po chwili namysłu, decydując, że tak właśnie będzie najlepiej. Póki co nie mógł sobie wyobrazić Spencer i Kat rozmawiającej na temat jego uczuć do Leny czy też uczuć Leny do niego - to wydawało mu się wręcz nierealne. Wiedział więc, że musi wszystko rozpracować sam. Być może będzie to wymagało spotkania z Leną, ale tym się nie przejmował, bo już wiedział, że więcej nie pozwoli jej się do siebie zbliżyć, choćby chciała wymienić pocałunek w policzek na powitanie. Nie, to była już przeszłość - te dziwne dreszcze, uczucie, że chciałby, by to trwało. Rozprawił się z tym, gdy tylko po policzkach jego ukochanej popłynęły łzy.
Zaraz ruszył za Spencer, choć znów nie był pewien, czy powinien. Sytuacja, jak zwykle, była dla niego niejasna, szczególnie po tym, co zaszło w sypialni. Teraz każdy gest, każdy ruch wydawał mu się sztuczny, wymuszony i nie na miejscu. Odważył się jednak podejść do ukochanej, choć stanął odrobinę obok, nie przestając kołysać w ramionach Jamesa. Na chwilę znów porzucił myśli o jego zieleniejących w rozkoszny sposób oczach, by móc skupić się na brunetce. W jednej chwili poczuł się tak bezradny i słaby, że stracił całą nadzieję na poprawę sytuacji. Było to jednak tylko mgnienie, bo zaraz potem znów pamiętał, że nie może się poddać, że nie chce się poddać.

Leo Rough pisze...

[no wiem! ;( aha... xD nie no, rozumiem, też bym tak zwiała z najbliższego sprawdzianu, gdybym tylko mogła ;p a właśnie miałam pytać, jak wykorzystałaś wolny poranek! ;p o, no tak, zaległości :/ nadrabiaj sobie spokojnie, nadrabiaj, ja też mam maasę roboty, aż nie mogę uwierzyć, że mam takich złych i niedobrych nauczycieli -.-
(;p)
ej! ;(
nie wiem! ;p
;p / haha, dzięki xD
teraz kwestia tego, czy mówisz o zaciąganiu, czy o śpiewaniu, bo to dwie różne rzeczy ;p oczywiście ^^ :D
;p
;)
btw. róbmy coś z tym wątkiem, niech się kłócą znowu albo ciche dni mają, albo coś, ale to już, teraz, bo mi się nudzi ;p]

Teraz miał już pewność, że Spencer zmieniła zdanie i wcale nie chce go przy sobie, a jedynie toleruje jego obecność z musu. Doszedł do wniosku, że musi żałować swoich słów, gdy mówiła, że potrzebuje go obok, bo nagle okazywało się, że tak nie jest. Nie miał już miejsca u jej boku, bo odrzucała go, a przynajmniej Leo odczuwał tak każdy jej gest. Nie był jej już potrzebny do powrotu do równowagi, o ile ciągle jeszcze tego chciała. Może podjęła decyzję, że nie będzie go dłużej znosić, że nie chce więcej słuchać jego tłumaczeń?
Najróżniejsze wątpliwości, wizje i lęki rodziły się w głowie szatyna, a jedyna osoba, która mogła je rozproszyć, była teraz zajęta swoimi sprawami. Nie mógł po prostu podejść do niej i zapytać o wszystkie dręczące go sprawy, tak jak mógłby zrobić to jeszcze poprzedniego ranka, bo teraz wyglądało na to, że stoją po przeciwnych stronach barykady. Może nie można ich nazwać wrogami, ale nie można też powiedzieć o nich: drużyna. A Leo nigdy więcej nie mógł się dziwić Spencer, bo przecież zrobił najgorszą rzecz, jaką tylko mógł - zdradził. Ona tak o tym myślała, a więc on zaczął to tak odczuwać. Poczuł się wręcz skażony, gdy ukochana ledwo prześlizgnęła po nim wzrokiem, bez reszty skupiając się na innych rzeczach. A potem zniknęła, zostawiając go z synem pośrodku kuchni, skąd nie mogli się ruszyć. Leo czuł się jak przyrośnięty do podłogi - przyszyty tak spojrzeniem ukochanej, jego chłodem, a może obojętnością. Nieważne. Teraz istotny był już tylko ból, rozrywający jego serce jeszcze bardziej, niż chwilę wcześniej, na jeszcze mniejsze kawałki. I, tak samo jak Spencer, gorączkowo zaczął szukać dla siebie czegoś do roboty, czegokolwiek. Oczywiście, kuchnia była wysprzątana na błysk, ale przecież zawsze był James, którym trzeba się zaopiekować! Zaraz zaczął nucić synowi kołysanki, a gdy głos w którymś momencie odmówił mu posłuszeństwa, znów tylko kołysał się na piętach, nie odważając się opuszczać kuchni. Co jakiś czas spoglądał jedynie w kierunku ukochanej, a za każdym razem czuł się, jakby ktoś przebijał go na wylot, wypruwając mu wnętrzności. I szybko znów wracał z myślami do chłopca, wiercącego się w jego objęciach, najwyraźniej wyczuwającego nastrój ojca.
- Nie. Pójdę z nim na górę. - odparł, korzystając z okazji na dobrą wymówkę, dlaczego opuszcza swoje więzienie w czterech kątach kuchni. I zaraz ruszył w stronę schodów, szepcząc uspokajająco do Jamesa, że zaraz znajdzie się w swoim pokoju, w swoim łóżeczku.

Leo Rough pisze...

[doskonale zaczęłaś tydzień, prawda? ;D ;p spoko, nie przejmuj się - ja mam do ogarnięcia taki kawał materiału, że na samą myśl mnie boli głowa! ;( no właśnie, dzięki, że to potwierdzasz! ;)
no nie byłam! przecież wszystko pamiętam, wszystko wiem! ja tylko wesoła byłam, o!
oczywiście, dziękuję za komplement! :D
;p
niee, nie o takie śpiewanie chodzi ;p my, na Śląsku, podnosimy głos ku końcowi zdania, trochę trudno to zauważyć, ale wszyscy wiedzą, że tak mówią tylko Ślązacy ;p a zaciąganie to inna sprawa ;p
możemy przesunąć tak ogólnie właśnie z jakimiś cichymi dniami, potem tak pobieżnie opisać sytuację z Leną, a potem Leo mógłby już wyjechać, tylko S. musiałaby mu dać do tego jakiś powód, nie wiem, powiedzieć, że potrzebuje trochę czasu? a on, jak ten borok, by się musiał zgodzić ;p bo w ogóle planuję, żeby Lena zrobiła taki cyrk, że niby ją bezpodstawnie oskarżają, Kat by jej uwierzyła, odsunęła się od naszych potworków... no nie wiem, można coś kombinować ;)]

Leo Rough pisze...

[haha ;p znam ten ból, Kochana! :/ ale spoko, jutro już wtorek, do piątku niedaleko! ;p no przecież mówię ;p
no dobra, nie znam się, ale wiem, że nie byłam wstawiona, a na pewno nie aż tak, żeby się ze mnie nabijać! -.-
haha ;p
nieważne, dla całej Polski to jest po prostu zaciąganie, a Ty teraz wiesz coś więcej ;p
o, dobre z tym Tonym! :D tylko wątek w fajnym miejscu umieść, sama wiesz, jak to zrobić, nie? ;> ;)) tak, tak, Lena przed wyjazdem, Lena w sumie zaraz po tym, co napisałyśmy ;p
ok ;)]

Leo Rough pisze...

[staram się być optymistką, wiesz? ;p inaczej dostałabym na łeb! ;p wspominałam już chyba, że wybieram się do Krakowa w piątek, chociaż teraz nie wiem, czy to wypali. a jak wyglądają Twoje plany? ;>
nie byłam! nie, wcale nic nie mówisz, wcale się nie nabijasz!
;p
o, dokładnie o to mi chodziło ;p
później? serio? ;( a ja się tak napaliłam... ;p ale spoko, piszemy Lenę :D e tam, wygląda to świetnie, nie masz się czym przejmować! ;))]

Rozpacz chwilami odbierała mu oddech i sprawiała, że przez ściśnięte gardło nie mogło przejść najkrótsze słowo, najsłabszy dźwięk. Był to wręcz paraliżujący strach, którego Leo nie chciał doświadczać nigdy więcej, bo znał go już aż za dobrze, a gdyby mógł, ochroniłby przed nim swoich bliskich. Żałował, że to nie jest możliwe, bo ten szczególny rodzaj panicznego lęku był najgorszym, co go w życiu spotkało. Nigdy nie czuł się tak bezradny, tak bezużyteczny, tak beznadziejny w tym, co robi. Zawodził, tak samo, jak zawiódł swoją ukochaną ostatnim razem, gdy walczyła o życie na sali operacyjnej. Tę sytuację odbierał niemal tak samo, jak tamtą, gdy jego życie na kilka godzin skupiło się na stracie, która z całą pewnością miała go spotkać. Los okazał się łaskawy, Spencer i James wrócili bezpiecznie do domy, ale czy i teraz miało tak być? W Leo znów obudziła się ta niezachwiana i równie krzywdząca pewność, że już nigdy nie będzie dobrze, nie tak dobrze, jak bywało pomiędzy nimi. Już nie zaznają specyficznego połączenia dusz, wrażenia, że czytają sobie w myślach, nie zrozumieją, co czuje druga osoba. Wiedział, że jego zdrada jest początkiem ich końca, bo nic już nigdy nie będzie takie samo. Ich miłość nie będzie taka sama. Nie potrafił się jednak z tym pogodzić, bo jego uczucia do Spencer były żywe, gorące, tak silne, że brakowało mu słów, brakowało mu myśli, by to wyrazić. Było tylko specyficzne ciepło w sercu i przemożna chęć, by dać ukochanej wszystko, czego potrzebuje, by zamknąć ją w ramionach i trzymać tak do końca świata, chroniąc przed każdym jego złem. Jego miłość ożywała każdego ranka na nowo, bo gdy dostrzegał na poduszce obok burzę skołtunionych snem ciemnych włosów, budziła się w nim wiara, że jest w raju. W raju, w którym są teraz pewne kłopoty, choć Leo z całych sił pragnął wierzyć, że tylko przejściowe. Szkoda, że to było poza jego zasięgiem.

Leo Rough pisze...

W pewności, że ich związek rozpada się kawałek po kawałku z każdym dniem, utwierdzało go zachowanie Spencer. Jej sprytne uniki, jej uciekający na boki wzrok, jej obce, nietykalne teraz ciało, jej uśmiech, który należał się tylko dziecku. Nie była już taka sama, a Leo łapał się na tym, że jest na nią o to zły. Rodziła się w nim ta drobna iskierka żalu, że nie potrafi wybaczyć mu błędu, a przecież obiecywali sobie, że nic ich nigdy nie zniszczy, że do tego nie dopuszczą. Owszem, zrobił coś strasznego, ale chyba miał prawo do zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy, prawda? Ona jednak nie dawała mu takiej możliwości, zwyczajnie uciekając od niego. Starał się to rozumieć, starał się dobie wytłumaczyć, że jego ukochana po prostu potrzebuje czasu, by to sobie wszystko ułożyć, ale mijały dni, a Leo tracił cierpliwość. W środku, bo na zewnątrz wciąż był kochającym, ciepłym tatą i skruszonym partnerem, który czeka na możliwość odpokutowania swoich win.
Kwestia Kat i Leny ledwo co zaprzątała jego głowę. Dla Leo był to wręcz wątek poboczny, bo liczyła się tylko Spencer i jej wybaczenie, które nie następowało. Dotarło to do niego po dwóch nieprzespanych nocach - właśnie o jego siostrę w tym wszystkim chodziło. I gdy to zrozumiał, podjął odpowiednie kroki, by wszystko naprawić - tak, jak obiecał. Ale potrzebował planu. Przemyślenie wszystkiego zajęło mu kolejny dzień, ale tego popołudnia, gdy miał zaprezentować swoje pomysły przed ukochaną, prosząc ją o swego rodzaju pozwolenie, Spencer uprzedziła go.
Siedział właśnie przy stole, zwrócony twarzą w stronę kobiety i śpiącego w kołysce Jamesa, pochłonięty bez reszty rozłożonymi przed nim dokumentami. Większość z nich stanowiły rachunki, którymi trzeba było się zająć, ale by nie martwić Spencer, Leo chował je pod papierami z pracy - wydrukami artykułów, zdjęciami, notatkami na samoprzylepnych karteczkach. Sponad tego wszystkiego spojrzał na brunetkę, a po chwili wahania podniósł się ze swojego miejsca i przeszedł na kanapę. Westchnął cicho.
- Rozmawiałem z Leną, ale nic z tego nie wyszło. Udaje, że nic się nie dzieje. - wyjaśnił powoli, nie wiedząc, jak Spencer zareaguje na jego słowa. - Myślę, że teraz powinienem się z nią spotkać i zakończyć to wszystko, ale nie chciałem tego robić bez twojej wiedzy.

Leo Rough pisze...

[poprawka: z natury to ja jestem pesymistką, jak się postaram, to ze mnie realistka wychodzi, a jak się bardzo postaram, to nawet coś więcej :D / bo mój facet miał mieć wolne, ale chyba jednak idzie do pracy, a ja bez niego nie chcę. domówkę? ;>
nie byłam!
:D
to mogłyśmy to tak tylko... byle jak opisać ;p / nie no, daj spokój! naprawdę jest świetnie! ;))]

Nie umknął mu ten cień, nie mógłby, ale Leo nie starał się go analizować, nie skupiał się na nim, bo i bez tego wiedział, co on znaczy. Po prostu pominął go, czując przy tym co prawda cień wyrzutów sumienia, że nie przejął się objawem zmartwienia na twarzy ukochanej kobiety, ale gdyby robił to za każdym razem, zwyczajnie oszalałby. Już i tak niewiele mu brakowało - ledwo trzymał się na nogach ze zmęczenia, zmartwienia, strachu. Nie potrzebował kolejnych dziesięciu minut rozmyślań pod tytułem: o co chodzi tym razem? Zawsze chodziło o to samo. O Lenę.
- Taką mam nadzieję. - odparł spokojnie, kiwając przy tym głową z najbardziej neutralnym wyrazem twarzy, na jaki mógł się zdobyć. Wystarczyły im emocje Spencer, tak doskonale słyszalne w jej głosie, tak bardzo raniące Leo, ale w ten sposób, którego potrzebował, by w następnej chwili pochylić się ku niej i ze szczerą troską pogładzić po ramieniu. Na bardziej czuły gest się nie zdobył, nie będąc pewnym, czy go nie odepchnie.
- Wiesz, że tutaj chodzi tylko o Kat, prawda? Za dużo wycierpiała, żeby znieść kolejny cios. Muszę to zrobić dla niej. - wyjaśnił łagodnie, mając nadzieję, że to choć odrobinę uspokoi obawy Spencer, choć na chwilę da jej upragnione ukojenie. Zaraz jednak cofnął się, odsuwając też dłoń, by nie poczuła się w żaden sposób nagabywana. Czuł, że nie ma już żadnych prawd do obejmowania jej, całowania, a nawet dotykania w bardziej neutralny sposób.
- A jeśli to mi nie wyjdzie, porozmawiam z Kat, ale wolałbym najpierw spróbować zrobić to w ten sposób. - dodał jeszcze, niepewnie przesuwając dłonią po włosach.

Leo Rough pisze...

[wow? ;p wiem właśnie, dlatego się staram, nie? ;p / pewnie tak ;) albo oleję go i pójdę z dziewczynami ;p a, ogarniam, mini domówki zawsze spoko! ;D ale wiesz, nie ma dużo czasu - jutro już wtorek! ;D
no nie byłam! -.-
skoro muszę... ;p / nie: powiedzmy, tylko: tak! ;D]

Nie zamierzał narzekać na zasypianie na przeciwnych krańcach łóżka, bo przynajmniej nie wygoniła go z sypialni i nie kazała mu urządzić się w pokoju gościnnym. Nie marudził, gdy rano witali się zwykłym "dzień dobry" zamiast namiętnego pocałunku. Nie odzywał się słowem, gdy wychodząc do pracy dostawał tylko "do zobaczenia" albo równie pozbawione znaczenia "miłego dnia". Wszystkie komentarze i wszystkie swoje niezwykle silne pragnienia chował przed Spencer, bo po prostu starał się zrozumieć jej potrzebę przestrzeni. Nie mógł naruszać jej obszaru, jej bańki wolnej od jego dotyku, bo przecież był skażony, prawda? A ona była zupełnie niewinna. Nie znaczyło to jednak, że tak jak ona nie pragnął, by wreszcie dała mu choćby najdrobniejszy sygnał, że może sobie pozwolić na więcej. Cieszyłby się już choćby z jej spontanicznego ruchu, którym wdrapałaby mu się na kolana, jak robiła to często do tej pory.
Na szczęście Leo mógł już odetchnął, bo swoimi słowami nie wywołał awantury. Chociaż pewnie i z tego by się ucieszył, bo byłaby to jakaś odmiana po dniach spędzonych niemal w zupełnej ciszy i chłodnie, w której głośnym i ciepłym punktem był tylko James. Teraz jednak skinął tylko głową, bo zgoda Spencer oznaczała odrobinę spokoju, przynajmniej dla niego, bo spodziewał się, że ona go nie zazna, zadręczając się wizjami swojego narzeczonego na wspomnianym spotkaniu. Nie pomylił się.
- Oczywiście, o wszystkim się dowiesz. - odparł, znów kiwając głową.
Spotkanie odbyło się dwa dni później, choć Leo jeszcze wtedy wcale nie czuł się na siłach na rozmowę z Leną. Nadarzyła się jednak okazja, a on ją wykorzystał, oczywiście raportując wszystko Spencer tak, jak obiecał, zarówno przed zaplanowanym wyjściem, jak i tuż po nim. Wrócił do domu, wyglądając jak spłoszone zwierzę, choć z całych sił starał się wymazać ze swojej twarzy emocje - ból i złość. Poczuł się oszukany i wykorzystany. Pałał teraz gorącą nienawiścią do Leny, choć, nie wiedzieć czemu, nie chciał, by wiedziała o tym Spencer. Miał podzielić się z nią faktami i to też zrobił, zajmując swoje stałe miejsce na kanapie. Wiedział, że jego ukochana denerwuje się, więc nie zwlekał z wyjaśnieniami.
- Nic z tego. Powiedziałem jej, że wiem, dlaczego jest z Kat, ale nadal udawała głupią. Na szczęście potem się zdradziła, chyba przez przypadek, bo wyglądało na to, że chciała ciągnąć tę swoją gierkę. W każdym razie - powiedziała, że uszczęśliwia Kat, Kat uszczęśliwia ją, nie zamierza tego niszczyć - wyrzucił z siebie pospiesznie, nie będąc jednak w stanie powstrzymywać złości.

Leo Rough pisze...

[będę :D do następnego dołka, nie? ;p / oczywiście, że nie! w sumie to jego wina, że się nie umiał wykręcić od roboty, niech teraz cierpi ;p ale spoko, pójdziemy gdzie w sobotę, znowu zaliczę imprezowy weekend - niedobrze, zaczyna mi się to podobać! ;p haha, wiedziałam! ;D no właśnie, jak szalony! ;p
no nie! właśnie! :/
nie chciałam musieć przewijać! ;p / ale bez POWIEDZMY! ;p]

Zaskoczenie z nagłej bliskości Spencer na chwilę stłumiło jego wzburzenie, ale był to tylko przebłysk spokoju. Dotyk kobiety na jego skórze sprawił, że zdołał zapomnieć o wszystkim, o całym świecie, aż nie liczyło się nic poza ciepłem jej dłoni i łagodnością głosu. Dawno nie słyszał go takiego, bo od dawna nie mieli okazji zamienić się rolami w ten sposób. Ale już w następnej chwili wszystko do niego wróciło, a Leo ledwo powstrzymał się od zerwania z kanapy. Złość buzowała w nim gorącą falą, ale nie chodziło tu już tylko o dzisiejsze spotkanie, ale o tłumione emocje z kilku ostatnich dni. Zdołał jednak stłumić nagłą chęć odsunięcia się od Spencer, bo wątpił, by w najbliższej przyszłości ukochana znów miała być tak blisko niego, jak teraz. Chciał to wykorzystać i nasycić się nią, jak tylko potrafi najlepiej. Szkoda jedynie, że na głowie miał też inne sprawy.
- Tak. - odparł tylko, zniżając głos prawie do szeptu, by ukryć czające się w nim niepożądane emocje. A było ich całe mnóstwo, wszystkie jednocześnie bolesne i złoszczące, aż już sam nie wiedział, co ma robić.
- Ona mnie znienawidzi. - wyrzucił z siebie w końcu to, co go najbardziej dręczyło, a potem, zupełnie wbrew sobie, wysunął dłoń z uścisku Spencer i pochylił się, opierając łokcie na kolanach i wczepiając się palcami we włosy, jakby miał ochotę wydrzeć je z czaszki. I zaraz sapnął ze złością, żałując, że ten ból nie może odwrócić uwagi od innego, wewnętrznego i dużo gorszego.

Leo Rough pisze...

[;p / nie potrafił i tyle! zresztą, nieważne ;p ciiicho, znikaj! wiedziałaś, wiedziałaś, nie wymandrzaj się teraz! xD / mówiłam? ;D zobacz, już prawie wtorek jest! ;p
no nie mówisz właśnie!
no co Ty nie powiesz? xD liczyłam tylko, że jakoś mi się upiecze ;p / TAK! w ogóle wiesz, od tego wątku na Krakowie to mam teraz takie mega ciary! arrr :D <3]

Jej łagodny głos i ciepło bijące od dłoni, sunących niespiesznie po jego plecach w uspokajającym ruchu, znów na chwilę przyniosły mu upragnione ukojenie. Tylko na chwilę, ale to wystarczyło, by zrozumiał, że tak naprawdę nie ma powodów do złości na nikogo, poza samym sobą. To on zawalił, tylko on był winny, a jeśli Kat rzeczywiście miała go znienawidzić, to on nie mógł się jej dziwić. Przecież i ją zranił, prawda? Bo to w nim była zakochana Lena, to on dawał jej jakąś nadzieję, to on był jej celem. Zastanawiał się tylko, czy siostra kiedykolwiek mu wybaczy. Miał taką nadzieję, bo nie chciał jej znów stracić, nie tak nagle, nie na zawsze! Zbyt wiele mu się przydarzyło, by mógł znieść jeszcze to.
Kojące ruchy Spencer po jakimś czasie sprawiły, że Leo wyprostował się i odwrócił w jej stronę, w naturalnym odruchu chwytając jej dłoń w swoje palce. To na niej skupił się teraz, śledząc ruchy, którymi sunął po miękkiej skórze, rysując wymyślne szlaczki. A po chwili podniósł na nią wzrok, tak samo zbolały, jak wcześniej, ale już wolny od złości, którą chciał zniszczyć cały świat. Westchnął.
- Ona będzie mnie obwiniać, przecież wiesz. Ty też mnie winisz. - odparł cichym, prawie słabym głosem, choć ostatnie słowo wypowiedział nadspodziewanie mocno, jakby w ogóle nie wypłynęło z jego gardła. I już w następnej chwili ze skruchą spuścił spojrzenie, ale nie cofnął tego, co powiedział, nie przeprosił. Bo wierzył w to, że Spencer uważa, że to on jest wszystkiemu winny, że nie rozumie wagi porywu serca czy czegokolwiek innego, czego on sam nie ogarniał umysłem, a co zbudziło w nim te dziwne, niezrozumiałe uczucia do Leny. Leo obwiniał się za wiele innych rzeczy, ale nie za uczucie do swojej byłej przyjaciółki. Na to przecież nie miał wpływu.

Leo Rough pisze...

[;p / lubisz? ;> xD / coraz bliżej... ;D
NIE! -.-
wiem właśnie! ;p ale już nie załuję ^^ / no! :D / zdecydowanie... ;)
btw. już się będę zbierać, bo rano muszę wstać na siódmą, więc pewnie jeszcze tylko Kraków ogarnę i znikam ;)]

Już sam nie wiedział, po co to powiedział i dlaczego od razu nie cofnął swoich słów. Przecież nie potrzebował tłumaczeń Spencer, nie chciał jej zapewnień, które pewnie i tak nie miały być do końca szczere. Ostatnie, czego pragnął, to zmuszać ją do wyznań, których sama nie chciała, bo jedyne, o czym marzył teraz, to przywrócić jej dawny spokój, a przynajmniej większą jego część. Więc dlaczego znów wyskoczył z czymś takim?! Powinien wiedzieć, że nie wytrwają przy temacie Kat i Leny, że zejdą z niego na ich prywatne sprawy, ale przecież mogli tego uniknąć. Gdyby tylko był odrobinę uważniejszy!
Już miał powiedzieć, że tak, słyszy i wszystko rozumie; już miał przepraszać, że z tym wyskoczył; już miał objąć Spencer w spontanicznym odruchu, ale ona go ubiegła. Słowa, których chyba nie chciał słyszeć, popłynęły z jej ust, a on poczuł się jak skończony kretyn. Znowu coś spieprzył, znowu zaliczył wpadkę! Ale nagle dotarło do niego to, o czym mówi jego ukochana, a co sprawiło, że zamarł w bezruchu, wstrzymując też oddech. Zaraz powietrze z niego uszło, ale napięcie już nie. Był spięty, zwarty jak zaciśnięta pięść, bo wszystko znów było nie tak, jak powinno. A może nadal? Tak, chyba nadal w ich życiu panował bałagan, tylko teraz znów odkryli go przed sobą nawzajem. Szkoda.
- Ja sam tego nie rozumiem, Spencer. - odparł przepraszającym tonem, znów spuszczając wzrok. Tego, co naprawdę siedziało głęboko w nim, nie mógł powiedzieć na głos, choć wiele dałby za tę odrobinę szczerości. Doskonale jednak, że ona zniszczyłaby wszystko, aż z ich wspólnego życia, z ich związku nie zostałoby nic, poza ich Skarbem, ich Jamesem, dowodem, że kiedykolwiek byli razem, że się kochali.
- Naprawdę chciałbym dać ci jasną odpowiedź, ale nie potrafię. - dodał, chwytając obie jej dłonie, by nie odsunęła się, nie odepchnęła go po raz kolejny. Ledwo zlepione kawałkami taśmy serce znów rozpadłoby się wtedy na kawałki.

[nie wiem, czy wprowadzać już tę kwestię Tony'ego, jak myślisz? bo już mogłybyśmy to pisać, ale nie wiem, czy nie za wcześnie ;p
a teraz uciekam, dobrej nocy życzę! ;)]

Leo Rough pisze...

[haha ;p / ...już jest od prawie 18stu godzin! jej! :D
nie!!!
:D / ;p
nienawidzę wtorków! jestem tak zmęczona, że nie widzę na oczy, bierze mnie choroba, której staram się nie poddać, ale normalnie mi ręce uciekają z odpowiednich klawiszy -.- więc muszę Cię bardzo przeprosić, ale nie odpiszę dziś, a na pewno nie teraz. może wezmę coś przeciwbólowego i mi przejdzie, więc jak coś, to będę potem.
ja coś potem wymyślę w takim razie, nie przejmuj się! ;)]

Leo Rough pisze...

[właśnie :D a potem już tylko czwartek i właściwie weekend ;))
nie.
czyli właściwie zrobiłam dobry uczynek, rezygnując z pisania dzisiaj? chociaż Ty się pouczysz, bo ja też trochę tego mam, ale raczej nie dam rady przysiąść. pewnie będę sobie musiała odpuścić szkołę jutro, chociaż wcale mi się to nie uśmiecha :/ no i nie uśmiecha mi się przerwa w pisaniu, ale skoro tak właściwie to dla Twojego dobra, to mogę się poświęcić ;p no musisz, przykro mi! dziękuję ;) a Tobie powodzenia z nauką! ;))
... ogarnęłam i Twój pomysł jest doskonały, wiesz? ;D tak zrobimy, jak napisałaś! ^^
aż 40?! to rzeczywiście masz prawo być zła. no bo bez przesady, ile będziesz musiała zbierać, żeby to nadrobić? ja tam się nie znam, bo nie mam punktów, ale to nie jest takie proste, mam rację? zła wychowawczyni, zła...]

Leo Rough pisze...

[o, a czemu tak? ;>
nie. (ja też ;p)
oj tam, nie tłumacz się! wiem, że wolisz chemię i biologię od Leo i Oskara ;( ;p musisz przeżyć, powiadasz? módl się, żebym ja przeżyła. mam prawie 40 st. gorączki i nie wiem, jak się nazywam. fajnie, nie? i ja wcale się nie skarżę ani nic, ale mój facet jest teraz w kościele i nie mogę mu napisać, żeby mi przyniósł chusteczki i coś na gardło, więc muszę znaleźć inne ujście dla moich żali. mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza, może nawet przestałaś czytać gdzieś w połowie ;p no, aż tak! w sumie spodziewam się, że jutro będzie już dobrze, ale dzisiaj nie mam jak się uczyć, więc wiesz, odpuszczę sobie ;)
:D
haha, śmiałabym się na głos, gdybym się nie bała, że wybuchnę xD spoko, ja też nie ogarniam, więc nie ogarniajmy sobie razem, co? ;> ;))]

Leo Rough pisze...

[to rzeczywiście nie zapeszaj! ;) trzydniowy weekend zawsze spoko! ;))
nie. (jak Ty mnie dobrze znasz!)
oczywiście! chemia to Twoja największa pasja, zawsze o tym wiedziałam! szkoda tylko, że nie przyznałaś się wcześniej! ;p / nie no, nie mogłabym Cię tak zupełnie zostawić ;D piję herbatę, żrę tablety, a teraz dostanę papkę ryżową. mniam! :/ ;p / oczywiście! wiesz, przyzwyczaiłam się ;p on mi zawsze po moje ulubione do biedronki jeździ ;( dzięki, już mi chyba przeszło ;p za chwilę będzie w domu i zadzwoni ^^ / oby ;) dziękuję :*
nie, wcale! ;p no to świetnie! nieogar: czas, start! ;D]

Leo Rough pisze...

[no! ;D / jasne :>
nie. (:D)
wiedziałam! ale dlaczego nie powiedziałaś o tym wcześniej?! przecież nie ma powodu do wstydu! / wiesz, to zabrzmi źle, ale mam gorączkę i można mi to wybaczyć - lubię się Tobą przejmować ;D no takie świństwo, ale to było jedyne, co zjadłam od rana, więc nie mogę narzekać ;p / te zapachowe zielone, takie z jakimś olejkiem czy coś ;p ale te też mogłyby być niezłe ;D oczywiście! ^^ / ;p
och, no tak, wybacz. już jestem poważna ;) / ej, sama chciałaś! ;p]

Z całego serca chciał jej pomóc i naprawdę starał się nie dokładać jej zmartwień, bo głęboko wierzył, że niedługo wszystko wróci do normy - potrzebują tylko jeszcze kilku dni, by uspokoić się już zupełnie, wcześniej kończąc sprawę z Leną. Wiedział, że potrzebują tego oboje, nie tylko Spencer, bo przecież i on cierpiał, nie mogąc ukoić jej lęków, ulżyć w bólu. To była dla niego najgorsza kara, którą starał się przecierpieć w milczeniu, bo wiedział, że mimo tego, jak bardzo skrzywdził swoją ukochaną, ona wciąż się martwi, wciąż o niego dba, choć ostatnio nie zawsze był świadomy. Po prostu nie zawsze była obok, ale to się nie liczyło. On był pewien jej uczuć, tak samo jak swoich do niej, musiał tylko znaleźć sposób, by mu uwierzyła, by pozbyła się wszelkich wątpliwości.
Wystraszył się, gdy Spencer wysunęła dłoń z jego uścisku, choć jeszcze większym przerażeniem napawało go to, co zobaczył, gdy podniósł na nią spojrzenie. Jej łzy. Widział, że czają się w kącikach jej oczy, ale powstrzymała jej, co natychmiast wzbudziło jego podziw. Nie doceniał jej - była silniejsza, niż kiedykolwiek myślał. To on był słabszym ogniwem ich związku, co wprawiało go w zakłopotanie. Ale nie teraz, bo Spencer nareszcie, po tylu dniach "rozłąki", znalazła się tuż przy nim, a ciepło jej ciała sprawiło, że Leo zadrżał niekontrolowanie, zaraz w naturalnym odruchu oplatając ją ramionami. Zaczął gładzić jej plecy uspokajającym ruchem, choć doskonale wiedział, że to ona w tej chwili bardziej uspokaja jego, niż on ją. Nie mógł się jednak powstrzymać przed wdychaniem głęboko do płuc zapachu jej włosów, jej skóry; na języku czuł smak jej powstrzymywanych łez.
Nie odpowiedział na jej słowa, bo nagle ukłuła go drobna iskierka wyrzutów sumienia. Nie pozwolił sobie na nic więcej, bo to nie była dobra chwila, by znów zacząć się zadręczać tym wszystkim, co rozegrał źle.
- Czy mogę cię prosić, żebyś pomogła mi z Kat? - zapytał szeptem, odrobinę wbrew sobie, bo sam nie był pewien, czy rzeczywiście chce przyjąć od niej tę pomoc. Ale potrzebował świadomości, że nie zamierza zostawić go samego.

[nie mam pojęcia, co to jest, ale... proszę bardzo :D]

Leo Rough pisze...

[to chyba niedobrze, nie? ;p / ;p
nie-e.
ach, rozumiem. OK, nikomu nie powiem ;) / no właśnie :D / a dlaczego? ;> w ogóle, jak Ty piszesz - kePaPów! xD / właśnie, są boskie ;D haha, właśnie ;p
no wiem, wiem ;p / "taa" jest wystarczająco wymowne ;p
... ale to by było na tyle mojego pisania dzisiaj ;( odpisałam tu i na Krakowie i mam już dość, przepraszam! właściwie to już idę, łóżko na mnie czeka, także powodzenia w szkole! ach, no i o której będziesz na blogu? chciałabym odpisać, zanim wrócisz ;)
dobranoc i jeszcze raz: powodzenia ze wszystkim jutro! :*]

Leo Rough pisze...

[przykro mi, Kochanie. ale cieszę się, że się starasz! ;D
nie.
możesz, coby się prawda nie wydała, nie? ;> ;p / ;p / aa, rozumiem - kepapowe przesycenie! ;D wybaczam ;p / ;p
;D / nie, wcale! ;p
dzięki ;) w sumie gorączka mi już dzisiaj spadła, ale idę do lekarza, bo nie umiem powiedzieć słowa ani w ogóle nic, tak mnie gardło i migdały bolą ;( także chyba posiedzę w domu do końca tygodnia, co oznacza nici z andrzejek! ;(( ale może masz rację, wygrzeję się jeszcze trochę i już wszystko będzie OK ;)]

Znów poczuł znajomy dreszcz wyrzutów sumienia, sunący wzdłuż jego kręgosłupa, gdy po raz kolejny przekonał się o niesłychanej dobroci swojej ukochanej. Od zawsze wiedział, że Spencer jest najlepszym, co go w życiu spotkało, ale w takich właśnie chwilach dostrzegał wyraźniej, że nie mógłby być nigdzie indziej, jak tylko przy jej boku. Bo była ciepła, czuła, troskliwa, cierpliwa, a teraz także okazała się bardzo wyrozumiała. Podziwiał w niej wiele innych cech, bo przecież dla zakochanego faceta jego wybranka zawsze jest wcieleniem doskonałości, ale to te jej atuty sprawiły, że zawsze było mu przy niej dobrze. Żałował, że i on nie może jej zapewnić podobnego poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, jaką sam czerpał, ale wierzył, że to się zmieni, że w ich wspólnym życiu nareszcie zapanuje pełna równowaga, tak przez nich wyczekiwana, tak pożądana. A wtedy cała ich trójka będzie wreszcie w pełni szczęśliwa.
Nie mógł jednak na jej słowa zareagować inaczej, jak czułym uśmiechem, tak niepodobnym do uśmiechów, którymi obdarzali się przed zdradą Leo. Było w nim może nawet więcej miłości, niż kiedyś, ale był też smutny, nie rozjaśnił oczu szatyna. On jednak nie chciał się nad tym zastanawiać. Szepnął tylko ciche: wiem, wierząc, że nie musi powtarzać tego samego po Spencer, bo ona doskonale wie, że również może na niego liczyć w każdej sytuacji. Owszem, zawiódł ją, ale przyrzekł, że nie zrobi tego nigdy więcej. Zamierzał się tego trzymać jak najważniejszej zasady, których dotąd nie było zbyt wiele w ich związku.
A potem sam nie wiedział, co go do tego skłoniło - może delikatny dotyk palców brunetki, może jej świeży, cytrusowy zapach albo ciepło bijące od jej ciała, przenikające przez ubrania, przez skórę, przez tkanki, docierające wgłąb serca, gdzie obudziło drzemiące w Leo uczucia - ale chwycił w dłonie twarz ukochanej i pocałował ją. Najpierw lekko, niemal nieśmiało, bojąc się, że go odepchnie, by potem na chwilę odsunąć się i znów naprzeć na jej wargi z pewniejszą, bardziej zachłanną pieszczotą.

Leo Rough pisze...

[;D ;p
nie.
;p / wiedziałam! ;D
nie masz bladego pojęcia! xD
mam anginę ropną, jak zwykle, do piątku biorę antybiotyki, czyli do szkoły idę dopiero w poniedziałek ;( ale spoko, nadrabiam od rana seriale, jest bosko :D a to dlaczego? zapowiadało się nieźle! ;)
OK ;)]

Znów przez chwilę miał Spencer tylko dla siebie w sposób, za którym tęsknił tak bardzo, że to aż bolało. Tęsknił za jej ciepłem, za łagodnością, którą tylko ona posiadała, a którą dzieliła się z nim z taką łatwością, jakby chodziło o największy drobiazg. Dla niego to było dużo, bardzo dużo, bo oznaczało spokój, bezpieczeństwo, równowagę. Tylko przy niej w ten sposób mógł być sobą i nie rozumiał, jak kiedykolwiek mógł choćby z snach myśleć o Lenie i jej pocałunkach! Nic nie równało się z tym, co dawała mu Spencer.
Ale mimo tego, jak dobrze mu było, gdy tak ufnie wtulała się w jego ramiona, gdy niemal nie istniała pomiędzy nimi wolna przestrzeń, w którymś momencie musiał się odsunąć. Doskonale wiedział, że nie powinien pozwalać sobie na więcej, może już przesadził, zezwalając swoim ustom na tak zachłanne i gwałtowne pocałunki - nie chciał przecież, by Spencer znów się od niego odsunęła, by znów zabroniła mu swojej bliskości. Wolał więc zostać przy tym, co udało im się odzyskać. Dla niego to ciągle było mało, ale po tych wszystkich dniach, podczas których jedynie mijali się, prawie unikając swojego towarzystwa, nie mógł oczekiwać więcej. Może później. Może jutro. A może po zniknięciu Leny. Teraz jednak nie myślał o tym, bo jedyne, na czym się skupiał, to oderwanie się od warg brunetki. W końcu mu się to udało, ale nie pozwolił jej odsunąć się od siebie, trącając jej nos swoim, a potem uśmiechając się nikle z cichszym niż szept "kocham cię" na wargach.

[dobra, nie mam o czym pisać, mknij do Tony'ego ^^]

Leo Rough pisze...

[nie sądzę ;D
nie.
;p
wiedziałam ;p
nic nie jadłam od wczorajszej ryżowej papki poza kilkoma łyżeczkami jogurtu, więc tak, wydaje mi się, że gardło mnie nieźle nawala ;p dokładnie ;D / aa, rozumiem. obyś jednak miała tę podwózkę samochodem ^^
;))]

Wystarczyło mu, że ciągle była obok, że już nie znikała, jak robiła to uparcie przez kilka dni. Wiedział, że potrzebowała tego czasu, by uporać się ze swoimi uczuciami, ale z drugiej strony ciągle wierzył, że on też może przynieść jej ukojenie. Tym właśnie się zajął, gdy wreszcie wróciła do niego, inna, zmieniona, ale ciągle jego. Nie potrafił określić, na czym polegała różnica - po prostu coś było inaczej, ale nie mogło mu to przeszkadzać. Kochali się, a to liczyło się najbardziej.
Jedyne, co w pewnym stopniu niszczyło ich sielankę, był konflikt z Kat, który póki co nie miał takiego wymiaru, jakiego spodziewał się Leo, ale ciągle stanowił problem. Lena nie zniknęła z ich życia, a przede wszystkim - nie zostawiła w spokoju jego siostry, na czym najbardziej mu zależało. Wiedział już, że wraz z ukochaną mogą naprawić swoje relacje, ale to działało tylko w czterech ścianach ich domu. Bo w Murine ciągle była kobieta o wściekle różowych włosach, oplatająca sobie bezbronną Kat wokół palca. Oczywiście, Leo próbował ją uświadomić o tym, co się dzieje, ale nie wierzyła mu. Cieszył się tylko, że nie ogarnęła jej ta oczekiwana przez niego wściekłość. Jeszcze nie. Miał jednak nadzieję, że jakoś to wszystko się ułoży. Oby.
Praca zajmowała mu coraz więcej czasu, ale głównie dlatego, że brał wszystkie dodatkowe zlecenia, jakie się tylko pojawiały. Był do tego zmuszony, bo rachunki, które niemal codziennie znajdował w skrzynce, opiewały na zastraszające kwoty. A przecież mieli w domu małe dziecko, które również kosztuje, o czym Leo mógł się przekonać już w pierwszych dniach po przybyciu Jamesa, a z każdym tygodniem wydatki rosły. Nie chciał również, by standard ich życia z dnia na dzień zmalał, więc zaharowywał się, żeby ciągle móc sobie pozwalać na małe zachcianki, jak jedzenie na wynos z dostawą do domu czy drobne prezenty dla Spencer. Na szczęście ona za bardzo się tym nie interesowała, więc sam zajmował się finansami, ciesząc się, że nie musi martwić tym wszystkim ukochanej.
Dlatego też z początku niechętnie, bo nie chciał przerywać pracy, a potem z rosnącym entuzjazmem pozwolił Spencer wyciągnąć się na spacer. Uznał, że przyda mu się ta drobna przerwa, by zebrać siły, ale też by pobyć trochę z rodziną. Szli więc wraz z ukochaną i śpiącym w wózku Jamesem uliczkami przedmieścia w stronę centrum, chcąc przejść się po swoich ulubionych, ale dawno nieodwiedzanych zakątkach. Gawędzili przy tym swobodnie, obejmując się albo przystając, by wymienić krótki pocałunek. Leo zdążył zapomnieć, jak to jest: wyjść na spacer z narzeczoną i synem. Cieszył się tym, dopóki nie dotarli do rynku i przeszli obok jednej z ich ulubionych knajpek. Bo wtedy dostrzegł zbliżającą się do drzwi znajomą sylwetkę, a jego uśmiech zgasł w ułamku sekundy.

[nie wyszło tak, jak chciałam ;p]

Leo Rough pisze...

[muszę pożyczyć tacie komputer, będę za jakieś pół godziny ;)]

Leo Rough pisze...

[no to mamy problem... ;p
nie.
oczywiście ;D
spokojnie, nadrobię to potem! ^^ no właśnie, nawet mi nie przypominaj! -.- już się tego boję, ale spoko - zaraz dostanę na mejla wszystkie zeszyty i będę to sobie powoli nadrabiać ;) / to ja trzymam kciuki, hm? ;)
dzięki :)
;)]

Były na świecie trzy osoby, których twarzy miał już dość, które najchętniej wymazałby ze swojej pamięci, by już nigdy ich obrazy nie mogły go dręczyć w chwilach, gdy najmniej tego potrzebował. Byłoby doskonale, gdyby tylko dało się wykluczyć te postacie całkowicie, zapomnieć, że kiedykolwiek istniały, że krzywdziły. Leo marzyła się jakaś magiczna tabletka, która pomogłaby mu wyrzucić z pamięci Lenę, Thomasa i Tony'ego - trzy osoby, których miał nadzieję już nigdy więcej nie spotkać, każdej z innego powodu. Ale tak naprawdę to jego szwagier napawał go prawdziwym obrzydzeniem, to jego z całego serca nienawidził, to na myśl o nim z jego głowie zaczynał panować kompletny chaos. Miał wrażenie, że jeśli kiedykolwiek go jeszcze spotka, po prostu go zabije - i nigdy nie odczuwał wyrzutów sumienia ze względu na te myśli. Ten mężczyzna niemal zniszczył ich rodzinę, kryjąc się za maską przyjaciela. Wiele rzeczy można wybaczyć, ale czegoś takiego już nie.
Dlatego, gdy za szybą mignęła sylwetka Tony'ego, w Leo zapłonął gniew. Co dziwne, najpierw dotarły do niego pewne szczegóły, których wcale nie chciał rejestrować, jak to, że mężczyzna wyraźnie schudł i chodził teraz dziwnie przygarbiony; dostrzegł także stojący przed restauracją samochód - czerwoną Skodę Mary. Nie mógł się pomylić, to z całą pewnością było auto jego starszej siostry, ale w żaden sposób nie mogło mu się to zgodzić z widokiem jej, jak mu się wydawało, byłego męża. Co on tu robił i co robiła tu Mara? Miał się o tym przekonać już niedługo, bo Tony wychodził właśnie na zewnątrz, a pierwszym, na czym zatrzymał się jego wzrok, była twarz Spencer, wrytej w ziemię tak samo, jak Leo. Szatyn natychmiast spiął się w oczekiwaniu na najgorsze, ale gdy zamiast jakichś słów, niezbyt przyjemnych - na które tamten mógłby sobie spokojnie pozwolić w miejscu publicznym, nie obawiając się ciosu prosto w twarz - dostał jedynie niemal łakome spojrzenie, którym Tony taksował sylwetkę jego ukochanej, ogarnął go jeszcze silniejszy gniew. Jak on śmiał! I już wyrywał się do przodu, by jakoś ochronić przed tym draniem swoją rodzinę, gdy ten ubiegł go, cofając się o krok.
- Co za spotkanie! Jak się masz, Spencer? - zapytał, jakby wcale nie zauważył gniewu Leo, jakby w ogóle go nie zauważył.

[blee]

Leo Rough pisze...

[a Ty myślisz inaczej? ;> ;p
nie, nie, nie.
;D
dzięki -.- ;p / inaczej bym potem nie dała rady, także wiesz, nie mam za bardzo wyboru ;) / trzymam! albo, jak mówi moja wychowawczyni, czymam ;D
OK ;p
no nie wiem, jak chcesz, to możesz przesunąć tak z dwa tygodnie - Oskar będzie jeszcze w szpitalu, ale już w trakcie rehabilitacji, więc będzie siedział, próbował już ćwiczyć poruszanie się na wózku i w ogóle. albo możesz pisać jeszcze coś innego, jeśli masz jakiś pomysł ;)]

Gniew sprawiał, że Leo ledwo widział na oczy, bo obraz zasnuła mu mgła wręcz szaleńczej, niemożliwej do opanowania wściekłości. Nie miał pojęcia, jakim cudem jeszcze stał w miejscu, jeszcze nie rzucił się na tkwiącego przed nimi mężczyznę, choć miał na to nieodpartą ochotę. Wszystko w nim aż rwało się, by wymierzyć choć jeden, celny cios w jego twarz, by zobaczyć płynącą po policzkach krew, by usłyszeć krzyk bólu. Jednocześnie nienawidził się za tak pełne agresji pragnienia i czuł się dzięki nim silniejszy. Jakby mimo wszystko to on miał prowadzenie, jakby wszystko zależało od niego, bo jego mięśnie są teraz silniejsze, niż te, które kryły się pod wiszącym garniturem Tony'ego. Wiedział, że brutalność nie jest wyjściem, ale jak inaczej miał się pozbyć jego i wiążących się z nim uczuć, skoro czas nie zalepił ran? Nie istniał inny sposób.
I zanim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje, Leo już stał przy nim, mierząc mężczyznę spojrzeniem płonącym wściekłością. Nie dotknął go jednak, bo znając swoje szczęście zaraz znalazłby się na komendzie, tłumacząc, dlaczego pobił największego zdrajcę i obłudnika, jakiego znał świat. Dostrzegł jednak w oczach szwagra cień przerażenia, zanim jego spojrzenie znów stało się zupełnie chłodne, gdy domyślił się, że Leo nic mu nie zrobi. Cofnął się jednak o krok, wyraźnie tracąc już pewność siebie.
- Nie waż się. - syknął tylko szatyn, ale jego głos, choć cichy, zabrzmiał tak ostro i przenikliwie, że Tony znów na chwilę zmieszał się. A potem, już wyprostowany dumnie, uchylił nieistniejącego kapelusza przed Spencer i ruszył niespiesznym krokiem w stronę swojego samochodu, nonszalancko wsuwając ręce w kieszenie spodni o kantach ostrych jak brzytwa. Wsiadając do ciemnoczerwonej Skody odwrócił się jeszcze w stronę Leo, posyłając mu złowrogi uśmiech.
- Ładny dzieciak. - rzucił, wskazując na wózek ze śpiącym wciąż spokojnie, niczego nieświadomym Jamesem. - Jesteś pewien, że twój? - zapytał jeszcze. Zanim Leo zdążył zareagować, już odjeżdżał z piskiem opon, a jego śmiech rozbrzmiewał w uszach szatyna jeszcze długo potem.

[nie no, nie umiem już pisać takich scen, to mi w ogóle wyszło jak jakaś marna telenowela xD ale spoko, jakoś przeżyjesz, nie? ;> opisz, jak są już w domu, hm? ;)]

Leo Rough pisze...

[yy... OK, pogubiłam się xD ale spoko ;p
nie.
pewnie tak ;p w sumie już zaczęłam, bo właśnie przyjechał mój tort z urodzin brata! :D / ;) / haha, powinnaś się cieszyć, nie! ;p
;)
spoko, rozumiem, ogarniaj sobie, co tam musisz ;) myślisz, że Ci powiem? a gdzie element zaskoczenia? niepewności? ;> ;D
ej, nie śmiej się ze mnie, tylko ja mogę! xD tak? ;p]

Po raz kolejny poczuł się po prostu przegrany, bo to nie do niego należało ostatnie słowo. Bo to Tony odjeżdżał z uśmiechem zwycięstwa na ustach, zostawiając po sobie bałagan w postaci Leo z bałaganem w głowie i pewnie nie mniej zagubionej w tym wszystkim Spencer. Bo to on osiągnął jakiś swój cel, przypominając im o sobie, choć może nawet tego nie planował. Bo to on znów wprowadzał w ich życie chaos. Przynajmniej tego popołudnia na Cynamonowej nie miało już być spokojnie, nie miało być ciepło i miło. Gniew był silniejszy od wszystkich innych uczuć.
Leo ledwo pamiętał tych kilka chwil tuż po odjeździe szwagra, a cała droga powrotna do domu była obrazem w strzępach. Do jego świadomości docierały tylko pewne sceny, których wcale nie chciał widzieć, a które - jak uświadomił sobie z ogromnym opóźnieniem - wcale nie dzieją się teraz. To tylko wspomnienia, uspokajał się, dla ukojenia odnajdując twarz Spencer. Ale to, co widział w jej oczach, wcale mu nie pomagało, bo nagle dostrzegł, że i ją dotknęło to krótkie spotkanie. Pozornie tak nieważne, tak przelotne, że właściwie powinni móc o nim z łatwością zapomnieć. Ale Leo nie był w stanie tak po prostu zapomnieć o Tonym i o jego zdradzie, o zdradzie Spencer. Wiedział to, ale nie pozwalał sobie o tym myśleć, nie pozwalał, by to zaburzyło jego pragnienia, zniszczyło plany, ale teraz wszystko ożyło - Spenc mówiąca mu, że rozważała odejście, Spenc stojąca w kącie swojego gabinetu tego feralnego wieczora, Spenc leżąca w kałuży wody na podłodze łazienki kilka godzin później. Nagle tak żywe, jakby miało miejsce przed chwilą. Koszmar powrócił, a tylko jedna osoba była temu wszystkiemu winna: Tony. Do tej pory Leo o wszystko obwiniał samego siebie, ale teraz? Teraz opętał go gniew skierowany tylko i wyłącznie w stronę mężczyzny, który chciał zabrać mu rodzinę.
Nie wiedział, jakim cudem znalazł się na swojej kanapie w domu przy Cynamonowej. Droga powrotna była koszmarem, który niemal udało mu się wyprzeć z pamięci, ale który wrócił wraz z cichym głosem Spencer, ze słyszalną w nim troską. Znów zabolało, choć Leo miał już tego dość i był gotowy dać naprawdę wiele, by już minęło, by już było po, by już mógł spokojnie wtulić się w słodki zakątek na szyi ukochanej i wiedzieć, że ma cały świat tylko dla siebie, bo cały świat trzyma w ramionach. Bo nagle kobieta, która siedziała obok niego, wydała mu się obca. Jak mogła tak mówić?!
- On nie, ale ty - jak najbardziej. - odparł, choć w jego głosie nie kryła się oczekiwana po podobnym wyznaniu czułość, ale nowa fala wściekłości, która kazała mu zerwać się z kanapy. W pierwszym odruchu chciał uciec na górę, zniknąć w którymś w pokoi i móc zadręczać się w samotności do późnej nocy, ale zrezygnował z tego. Nie mógł dłużej znikać w ten sposób, nie było mu wolno, więc jedynie podszedł do okna, a potem zaczął obchodzić salon, nie patrząc w kierunku Spencer, jakby bał się, że zrani ją samym swoim gniewnym spojrzeniem.

[dobra, nieważne, nie umiem dziś pisać... wiesz, brak bezpośredniej interakcji z ludźmi mi szkodzi ;p]

Leo Rough pisze...

[znowu znikam na pół godzinki, muszę ogarnąć z siostrą jej rolę (dostała się do tego teatru ;D). wybaczysz? ;>]

Leo Rough pisze...

[to mi wyjaśnij, o co chodziło, ładnie proszę! :>
nie.
właśnie ;D / jakoś nie dajesz mi tego odczuć ;p
o, jaka Ty dobra, Pła... Króliczku ;D czyli mam tam dzisiaj nie odpisywać, bo już nie dostanę odpowiedzi, tak? ;( / ale ja go potrzebuję! muszę budować napięcie i w ogóle... ;p
wiem właśnie, ale cicho! haha, tak? ;> znasz mnie, uwielbiam przerysowane i przesadzone... wszystko ;D ;p
siostra dziękuje ;)]

Czuł, jak wypełnia go gorączka, jakiej nie czuł już od dawna, niemal słyszał jak gniew wypala mu wnętrzności, raniąc go dogłębnie, nie zostawiając w nim ani kawałka zdrowej tkanki, ani jednego zbitka komórek. Była już tylko ta wściekłość i wszystko, co za sobą niosła, a więc również ból, rozpacz i żal. Wszystko, czego tak bardzo nienawidził, bo doskonale pamiętał, jak to jest być na krawędzi, otoczonym przez te trzy zmory, gdy jedynym wyjściem wydaje się skok w ciemną, bezkresną przepaść. A lot wydaje się najsłodszą, najrozkoszniejszą alternatywą...
Na ziemię przywrócił go głos Spencer, choć wcześniej nie spodziewał się, by jakiekolwiek słowa mogły przynieść mu ukojenie czy choćby chwilowy spokój. Głęboko wierzył, że to jest coś, z czym musi radzić sobie sam. I chyba tak właśnie miało być, bo brunetka zdołała jedynie przykuć jego uwagę, na moment odciągnąć ją od innych spraw zaprzątających jego głowę. Byłby jej za to wdzięczny, gdyby nie uczucie, że następny gest sprawi, że rozpadnie się na kawałki. Ale jakimś cudem zdołał się zatrzymać w połowie swojej wędrówki od okna wychodzącego na ogród do kominka. Po prostu stanął jak wryty, by zaraz odwrócić się w stronę Spencer i posłać jej pytające spojrzenie.
- Bo...? - mruknął, gdy po zadziwiająco długiej chwili wreszcie zorientował się, że brunetka na niego nie patrzy. A wtedy ogarnął go wstyd, palący prawie tak samo bardzo, jak gniew; tak podobny, a tak różny.
- Spencer? Nie rozumiesz, że od początku chodziło o niego? Pojawił się i namieszał i teraz znów to robi, to jego popisowy numer. Cholera jasna, wszyscy lubią to robić! - warknął, odrobinę zbyt późno orientując się, że tuż przed nim śpi James. Zaraz pochylił się nad nim, by upewnić się, że nie zbudził syna, a jego twarz na tę krótką chwilę przybrała zwykły, czuły wyraz, z jakim zawsze zbliżał się do chłopca. Ale gdy odsunął się od kołyski, znów szalała w nim wściekłość i znów zaczął przemierzać swoją trasę wzdłuż salonu. Wstyd również z niego wyparował.

[miałam, ale się okazało, że pisanie to dla mnie dzisiaj katastrofa! -.-]

Leo Rough pisze...

[kuźwa, jakiś Twój rekord, 16 minut na odpowiedź! ;D ;p
AŻ tak okropnym nie! ;p
nie.
no właśnie! więc ciesz się z tych moich kciuków, a potem ciesz się z imprezy! jasne? ;D
xD w takim razie sobie odpuszczam, odpiszę ładnie rano ;) / no! RAZ mi się udało! <3 ;p
... ale Ty też lubisz razem ze mną, prawda? ;>
ja się nie męczę! w sensie nie tak bardzo, jak Ty, czytając moje wypociny ;p]

Naprawdę nie chciał reagować w ten sposób, bo dla niego to również było męczące, wręcz wyczerpujące; każda sekunda dłużyła mu się w nieskończoność, gdy tak wędrował od okna do uśpionego kominka, starając się uspokoić myśli. To nic nie dawało, a wrażenie, że bardziej sobie szkodzi, niż pomaga, wzbudzało w nim nieokreślony ból. Bo skoro sam działał na siebie w tak destrukcyjny sposób, jak inni mieli go szanować, jak mieli okazać minimum wyrozumiałości? Nie, nie chciał się nad tym zastanawiać, bo to wszystko było zbyt trudne i zbyt skomplikowane jak na tę chwilę, jak na tę sytuację. Potrzebował spokoju, ale nie za taką cenę.
Zaczynał się zastanawiać, czy Spencer nie straciła głosu albo czy nie uraził jej jakoś swoim wybuchem, swoimi słowami. Już miał ruszyć w jej kierunku, nie przejmując się niczym innym, ale w tej samej chwili padły jej słowa, które w innej sytuacji zmroziłyby go w jednej sekundzie. Teraz jednak nie myślał jasno, nie był sobą, więc nie mógł wywnioskować z jej pytania i tonu głosu, a także spojrzenia i nagle spiętej postaci, że jest w poważnych tarapatach. Bo wszystko się wydało. Ale Leo napędzany gniewem był nieczuły na takie drobiazgi, niczego nie zarejestrował, nie od razu.
- Przecież od niego zaczęły się tak naprawdę nasze kłopoty, prawda? - odparł tylko, dziwnie rozdrażniony, jakby pytanie Spencer przeszkodziło mu w czymś dużo ważniejszym. I gdy uświadomił sobie, jak zabrzmiały jego słowa, w rozpaczliwym geście chwycił się za głowę, a potem usiadł na najbliższym skrawku kanapy, nie mając odwagi podejść do ukochanej.
- Przepraszam. Już spróbuję się ogarnąć. - wymamrotał, nie patrząc na nią, doskonale zdając sobie sprawę, że powinien już powściągnąć swój gniew. Najwyższa pora.

Leo Rough pisze...

[dramat Cię nakręca... ;D
jak dziecko w przedszkolu, no wiesz?! nie będę się tłumaczyć ani nic! ;p
niee.
KIEDY wypali, a nie "o ile" ;D
;)) / haha, OK, więc się cieszę jak szalona, o! ;p xD
faajnie, dzięki za wsparcie, czy coś -.-
o, wiedziałam! :D ja też, ja też! jeżu, jak ja lubię moich chłopców mieć zdołowanych <3 ;p czy to bardzo źle o mnie świadczy? ;p
no jasne, idziesz spać, bo jesteś dobra dziewczynka, nie? ;p o, właśnie! nie mogłam się takiego wąciaka doczekać! ale, klasycznie, odpiszę już jutro, bo musi wyjść... ładnie ;D
dobranoc i dziękuję :* do spisania!]

Leo Rough pisze...

[właśnie zepsułam Ci śliczną liczbę komentarzy ;p]

Był gotowy ostatecznie rozprawić się z pożerającym go gniewem, ale nie znał na to innego sposobu, niż wysiłek fizyczny. Wiedział jednak doskonale, że jego wyjście zostanie odebrane przez Spencer jako ucieczka, ale miał nadzieję, że go zrozumie. Po prostu musiał iść pobiegać, zmęczyć się, poczuć fizyczny ból, by móc zapomnieć o tym dużo gorszym, wewnętrznym, psychicznym. Ostatnim razem, gdy zdecydował się na wypocenie złości, skończyło się to dla niego obitym łokciem i katarem, ale tym razem chciał być mądrzejszy. To mogło być trudne, ale sama myśl, że gdy wróci, wszystko może być już tak, jak przed pechowym spotkaniem, uspokajała go. I już miał wstać i przeprosić Spencer, wyjaśnić jej, że naprawdę musi iść, gdy to ona odezwała się, wyrywając go z tego dziwnego otępienia, które przynajmniej nie było palącym gniewem, który kazał mu wydeptać ścieżkę przez salon. Ale ta złość wróciła, gdy tylko podniósł głowę i dostrzegł wyraz twarzy ukochanej. Uderzyły w niego odbite jego własne słowa i uczucia, które w nim zapłonęły, były już tylko skierowane w niego samego. Poczuł się jak skończony kretyn, zupełny idiota!
- Nic takiego nie powiedziałem. - wtrącił, siląc się na spokój, nie pozwalając swoim słowom zabrzmieć ostro czy nieprzyjemnie. Nie mógł sobie na to pozwolić, gdy Spencer, zazwyczaj tak opanowana, sama traciła kontrolę nad swoim głosem. Doskonale wiedział, że jest w poważnych tarapatach.
- Spencer, proszę cię... - wymamrotał, wstając zaraz po jej kolejnych słowach i ruszając w jej stronę. Nie mógł pozwolić, by teraz obudził się James i przerwał im, gdy mieli sobie tyle do wyjaśnienia!
Wiedział, że wszystko już się wydało, że jego największa tajemnica już nią nie jest, bo popełnił błąd i zdemaskował się. Nie mógł jednak pozwolić, by Spencer uwierzyła, że to prawda - dla jej dobra był gotowy rozsnuć przed ukochaną obraz złożony z samych kłamstw, z iluzji, byle tylko utrzymać ten względny spokój, który zbudowali dla siebie przez kilka ostatnich dni. To mogło go zabić, bo doskonale wiedział, że nie zniesie kolejnych ciosów, kolejnych ran. On, a co dopiero ona?! Przecież to Spencer była najbardziej pokrzywdzona, to ją miał chronić i to chciał robić. Ale musiał użyć do tego środków, których ona wcale nie popierała, których wręcz nienawidziła. I jeśli to się wyda... Leo wolał nawet o tym nie myśleć.
- Spencer, Kochanie, to nie tak. - zaczął, stając tuż przed nim i opierając dłoń na jej ramieniu, tuż przy szyi, którą pogładził kciukiem. Chciał zrobić coś więcej, ale nie był pewien, czy rozgniewana S. go nie odepchnie.
- Zupełnie nie to miałem na myśli. To tylko... To jego wina. Nie twoja. Wiem, że to on cię kusił czy robił cokolwiek innego, żebyś chciała ode mnie odejść. A potem pojawił się na naszej parapetówce i to wszystko, co wydarzyło się potem... To też on. - mówił, choć słowa z trudem przechodziły mu przez gardło, choć nie chciał ich, bo już teraz sprawiały ból, a tak naprawdę nie był pewien, czy nie zrobią czegoś jeszcze gorszego.

Leo Rough pisze...

[znam to ;D
a nie możesz uwierzyć na słowo, że nie jestem tylko zła i niedobra? ;) prooszę! :>
nie.
no ;D
;p ;D
znowu zła ja? :/
to dobrze ;p
dziękuję, już lepiej - jem i w ogóle ^^ ;p a jak było w szkole? ;>
;p
jasne, nie spiesz się ;) no możesz tak napisać, jak musisz - znowu się będę musiała tłumaczyć, nie? ;p ale spoko, dramaty będą, czy coś ;)]

Nie potrafił określić, czy Spencer przejrzała jego kłamstwa, czy raczej po prostu nie chciała słuchać jego tłumaczeń, ale nie przejął się tym zbytnio. Najważniejsze było to, że nie wierzyła mu, a on nie wiedział, jak inaczej, niż kolejną porcją fałszu, mógłby utrzymać ją przy sobie. Bo nagle poczuł, że ją traci, a ta myśl, tak zaskakująca, tak nagle pojawiająca się w jego głowie, jeszcze nie zdążyła go przerazić - na razie jedynie motywowała do działania i do walki. Za wszelką cenę miał sprawić, by Spencer chciała go słuchać, by mu uwierzyła. Jeśli nie da rady, jeśli ukochana nie zaufa jego słowom, to potem nie będzie już w stanie mu wybaczyć, wiedział to. To będzie koniec.
- Nie. - odparł tylko, z całą mocą, na jaką było go stać, gdy Spencer znów zarzuciła go znakami zapytania, za którymi nie nadążał. Tak bardzo pragnął, by jego ukochana znów pokazała, jak bardzo jest silna, i odrzuciła od siebie wszelkie pytania, by mogła po prostu mu zaufać. Ale to miało pozostać już tylko w strefie marzeń, pobożnych życzeń.
Bez wahania ruszył za nią, gdy tylko odsunęła się od niego. Nie mógł teraz tkwić w miejscu, musiał działać, naprawiać, a przede wszystkim - być blisko. Tego wymagała od niego ta chwila, tak istotna, jak chyba żadna wcześniej. Jak nigdy wszystko mogło runąć, niszcząc również te najważniejsze elementy: fundamenty. Ich ogromną, dotąd niesłabnącą miłość. Leo wiedział, że nie zniesie utraty Spencer, nie zniesie rozstania.
- To nie tak, Skarbie. - wymruczał, podchodząc do niej, ale zatrzymując się pół kroku dalej, by nie była zmuszona znosić jego zbyt nachalną bliskość. - Przecież wiesz, że nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Nie mógłbym. - powiedział z mocą, niepewnie opierając dłoń na jej ramieniu. A potem uznał, że to za mało, że nie może znów bać się każdego ruchu, bo teraz chodzi o coś naprawdę ważnego, o coś najważniejszego. O ich rodzinę, ich wspólne życie. Bez tego Leo był nikim. Więc już bez wahania pokonał dzielącą ich odległość i przyciągnął do siebie Spencer, zamykając ją w stalowym uścisku, przyciskając jej plecy do swojego torsu. Stali tak kiedyś w oknie ich sypialni, jeszcze pustej, jeszcze wolnej od wspomnień. Ten obraz ukłuł Leo boleśnie, ale dzięki niemu zdołał wytrwać tak, obejmując ukochaną, szepcząc wprost do ucha kolejne słowa, tak nieważne, jak wszystkie poprzednie.

Leo Rough pisze...

[:D
ale dlaczego?! ;( przecież zazwyczaj jestem dla Ciebie dobra i miła, i cudowna, i w ogóle... :>
nie.
;p
w sumie racja ;p
;p
mhm ;)) / nie lubię Cię za tę cudowną maturalną klasę -.- ;p no i jak ta matura Ci poszła z Twojego ukochanego przedmiotu? ;> ;D a z biolą znowu Ci się upiekło... ;p
spoko ;) nie, u mnie pusto, ale już dobra, pisz, co tam sobie wymyśliłaś, tylko się potem z moich kwestii wyciągniętych z marnej telenoweli nie śmiej! xD
bo to jest trochę bardziej skomplikowane - a on wszystko wyjaśni. chyba. a jak nie, to się o wyjaśnienia upomnisz ;p
btw. mój kochany i cudowny szwagier zepsuł prąd (wiem, wiem, nie śmiej się ;p), a ja siedzę na komputerze siostry, który, nie wiedzieć czemu, nie ma baterii, więc mogę zniknąć bez uprzedzenia, ale nie na długo - walczą z gniazdkami faceci ^^ ;p]

Trzymał ją nadal blisko siebie, mimo że czuł, jak jej ciało spina się i pręży, gotowe do ucieczki, do wyrwania się z uścisku. Ale on nie zamierzał odpuścić, nie w takiej chwili, gdy wszystko wisiało na włosku, gdy całe jego życie mogło w jednej chwili przepaść. Bez Spencer i Jamesa nie mógł sobie poradzić, nie mógł być sobą, nie mógł dalej żyć! Potrzebował ich jak tlenu, byli niezbędni i niezastąpieni. Nie mógł więc wypuścić z ramion ukochanej z obawy, że już nigdy więcej do niego nie wróci, że już nigdy nie poczuje jej tak blisko siebie, nie poczuje jej tak bardzo. Bo jeśli odejdzie, już nie wróci, wiedział to. Owszem, oboje uwierzyli w nowy start, w świeży początek, ale to nie mogło zadziałać drugi raz. Nie, jeśli Spencer rzeczywiście uwierzy, że mógł się na niej zemścić.
Słysząc jej słowa, nie mógł powstrzymać niespokojnego drgnięcia, które i ona musiała poczuć. Za bardzo dotknęło go brzmienie jej głosu, w którym mimo tego, że mówiła niezwykle cicho, słyszał wszystkie emocje. Nie wiedział, czy próbuje je ukryć, czy jedynie pamięta o Jamesie, ale raniło go to, co słyszał. Ból. Cierpienie, które on sam odczuwał, katusze, na które ich skazał. Wystarczyło powiedzieć "nie" zamiast "nie wiem" i wszystko byłoby w porządku.
I w następnej chwili już stał przed Spencer, zasłaniając jej obraz ogrodu, na który i tak nie patrzyła. Pospiesznie złapał jej twarz w dłonie i ścisnął lekko, zaraz zaczynając gładzić policzki kciukami, jakby takim drobnym masażem mógł cokolwiek naprawić. A w jego oczach było ciemno i mroczno; Leo prawie szalał z rozpaczy, ze strachu, ze złości. Nie chciał, by jego ukochana poczuła z tego cokolwiek, ale nie mógł odwrócić głowy, spuścić spojrzenia. Musiała mu uwierzyć.
- To nie tak, że ja cię za to winię, Spencer. Zrozum. - poprosił cicho i łagodnie, wierząc, że w tej jednej kwestii mu zaufa. Bo jeśli miał powiedzieć jej prawdę, jeśli miała dalej pytać i drążyć, musiał upewnić się, że o tej jednej rzeczy nie zapomni. Że już jej wybaczył, zrobił to dawno temu. Że nie uważa jej za winną.

Leo Rough pisze...

[niee, skąd! ;p
nie.
OK, będę pamiętać! ;)
no popatrz, o której jesteś w domu! zazdrosna jestem, ot co! ;p no to bardzo się cieszę ;) oj tam, bądź pozytywnie nastawiona! ;)) / no raczej ;D
po cichutku i po kryjomu ;p no spoko, rozumiem, nie przejmuj się mną czy coś ;p zajmij się, czym tam musisz, skoro masz takiego złego i niedobrego szwagra! w sumie mój gorszy, ale mniejsza ;p
ogarniesz niedługo ;) chyba tak, tak ustaliłyśmy, nie? ;p
oczywiście -.-]

To dla niego również nie była najłatwiejsza rozmowa na świecie i miał nadzieję, że Spencer o tym pamięta. Zawsze powtarzała przecież, że jest tylko człowiekiem i ma prawo do błędów, a nadzieją napawała go myśl, że i teraz będzie kierować się tym przekonaniem. Bo już wiedział, że nie da rady, że złamie się, że przytłoczą go jego własne kłamstwa. Nagle poczuł się jak idiota, bo przecież powinien był to przewidzieć i wszystkiemu zapobiec. Nie udało się i teraz miał cierpieć, choć wcale nie chciał się poddawać - po prostu nie miał już innego wyboru. Spencer i jej rozpacz to już było dla niego zbyt wiele do zniesienia. Zrozumiał, że zawsze był słabszy i niepotrzebnie w ogóle walczył.
I w następnej chwili jego ręce straciły swoją pewność, nagle tak naprawdę podtrzymywane jedynie siłą woli, bo mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa. Nie mógł jednak ich odsunąć, bo to przecież była Spencer, to jej palce zaciskały się na jego nadgarstkach, to ciepło jej policzków czuł. Musiał być przy niej, choć zaraz miała go odepchnąć - ta pewność raniła go tak dogłębnie, że miał ochotę od razu odpuścić, poddać się. Ale po chwili znów obudziła się w nim nadzieja, że wszystko jeszcze może się ułożyć.
- Ja... - zaczął, ale natychmiast urwał, zagubiony, zatracony w niepewności. Bałagan w jego głowie wcale nie pomagał znaleźć odpowiednich słów, wymyślić wiarygodnych tłumaczeń. Sprawiał tylko, że Leo tracił zdolność logicznego myślenia.
- Wybaczyłem ci, ale nie potrafię zapomnieć. Nie obwiniam cię, ale wiem, że od tego wszystko się zaczęło. - wymamrotał w końcu, a jego głos zabrzmiał słabo i niepewnie, choć wcale tego nie chciał. Nie chciał okazywać, że to wszystko działa na niego w ten sposób, bo choć niczego nie pragnął bardziej, jak zatrzymać przy sobie ukochaną, to nie chciał nią manipulować. Miała sama podjąć decyzję - odepchnąć go lub mu wybaczyć.

Leo Rough pisze...

[;p
nie.
wiedziałam ;p
no pewnie tak, ale wolę skupiać się na pozytywach, przynajmniej na razie! wiesz, to budzenie optymizmu czy coś ;p / właśnie widzę ;p / ;p
właśnie ;D spoko, rozumiem! o, jak miło... ale wiesz, o ile nie masz gorączki, to to brzmi dziwnie xD / hej, to był żart! ja na mojego też nie narzekam, bo, heloł, spłodził mojego chrześniaka, nie?! xD ale z drugiej strony - jak może elektryk zepsuć prąd?! ;p
a jak się miał tłumaczyć? bo ja już nie wiem...
:/]

Leo Rough pisze...

[nie.
;p
właśnie! o to mi chodziło, dzięki! ;D / ;p
no, ja myślę ;p / haha, spoooko ;D jee, fajnie, jestem... autorytetem, czy coś! ;p xD
ej, nie chciałam o tym tak myśleć! xD mógłby, mógłby, ale właśnie, Twoja wina! ;p no dokładnie, jak on śmiał?! ;p aaaale fajnie! mój kumpel jest w mundurówce, też strażakiem będzie ^^ olać to, że ja się boję mundurów, strażacy są super ;D
mówiłaś ;p no właśnie dlatego nie odpisałam, bo nie wiedziałam co! ;p ale to weź już jakoś to... zakończ? xD
-.-]

On już sam nie do końca wiedział, jak to powinno wyglądać ani gdzie tak naprawdę popełnił błąd. Gdyby chciał odnaleźć pierwszą przyczynę całego tego bałaganu, to najpewniej dotarłby do tramadolu, ale na to zwykle sobie nie pozwalał, choć odkąd Spencer wspomniała o tym podczas ich kłótni, tkwiła w nim drzazga z napisem "uzależnienie". Pociągnęło ono za sobą te wszystkie przykre konsekwencje, do których oboje nie chcieli wracać - jego depresję, jej zdradę. I, jak się teraz okazywało, również jego zdradę. Zrobiłby wiele, by to wymazać, ale teraz już nic nie mógł zrobić i to sprawiało, że czuł się bezradny, bezużyteczny. Czuł się złym człowiekiem, najgorszym człowiekiem! A Spencer już nie mogła mu pomóc, bo odsunęła się. Leo odczuł to jak opuszczenie w ten najgorszy, emocjonalny sposób.
To było dla niego za wiele. Poczuł się, jakby ktoś wyssał z ich domu całe powietrze - nagle stracił oddech, ale jego serce stanęło, więc już nie musiał chwytać kolejnych wdechów, bo tak naprawdę już go nie było. Zaraz jednak nadeszła fala bólu tak potwornego, że Leo musiał wrócić na ziemię, musiał wrócić do swojego ciała, choć już chyba tego nie chciał. Był na to za słaby, za mały, zbyt bezradny.
- Spencer, ja nie miałem na to wpływu, przecież wiesz. I nie chciałem, żeby tak wyszło. Naprawdę cię nie winię. - tłumaczył się jeszcze, ale po co mu to było, skoro wiedział, że jego ukochana już go osądziła i wydała wyrok? Nie widział większego sensu. Jedynie znów podszedł do niej i chwycił w dwa palce jej brodę, by spojrzała na niego, by mógł zapewnić ją, że jego słowa są szczere.
- Przepraszam. - wychrypiał, kręcąc głową, jakby sam nie rozumiał, dlaczego to wszystko się wydarzyło, jakby sam był zniesmaczony swoim zachowaniem.

Leo Rough pisze...

[nie-e.
super-mega-niebiańskie, nie?! ;D
ha - ha - ha - ale - się - uśmiałam! -.- / hah, chcę ;D
xD bardzo dobrze ;p a kogo innego, hę? ;p no naprawił, chociaż go kopnęło i w ogóle się pokrzywdził xD / no taka moja fobia, nieważne, bo się znowu będziesz śmiała! ;p
nieważne ;p
chyba już mam taką minę! ;p
jeeej, ale fajno! ^^ a co teraz przerabiasz? ;>]

Co dziwne, w tamtej chwili przypomniało mu się inne wydarzenie, zupełnie niezwiązane z tym, co się działo w ich życiu teraz. Mianowicie w jego pamięci odżył dzień, w którym dowiedzieli się, że Leo jest już całkowicie zdrowy. Było to tuż po tym, jak spędzili dwa dni, próbując pogodzić się z myślą, że właściwie nie ma już szans na to, by mógł pokonać białaczkę. Stało się inaczej, choroba zniknęła, a ich pierwszą decyzją podjętą na początku nowego etapu - wolnego od zmartwień życia - była chęć podjęcia starań o dziecko. Teraz Leo przypomniał sobie ten dzień, tę rozmowę, te ich uśmiechy, za sprawą jakiejś tajemniczej magii nagle pozbawione wszystkich cieni, które dotąd na nich ciążyły, osłabiając je. I myślał o Jamesie, ciesząc się, że jest na tyle mały, że kłótnie rodziców jeszcze go nie obchodzą. To, że spał ciągle spokojnie w swojej kołysce, zadziwiało Leo, ale jednocześnie sprawiało mu ulgę, bo płaczący, domagający się chłopiec był teraz ponad jego siły. Zaraz dotknęło go to, jak egoistyczne stały się znów jego myśli, ale w sekundę rozproszył zarówno wyrzuty sumienia, jak i to, co je wywołało.
I już skupiał się tylko na Spencer, tylko na tu i teraz, co wcale nie było przyjemne i miłe. Leo zapragnął wrócić do czasów "przed" - najlepiej tych sprzed białaczki, gdy byli jeszcze tak ufni, tak pełni energii, pełni życia! Potem już nic nie było takie samo, choć starali się i dawali radę, ale teraz znów coś się posypało, coś się zniszczyło. Oni coś zniszczyli. Nie chciał już szukać winnych, odgrzebywać starych spraw - pragnął tylko, by wszystko było już dobrze, by zapanował ład, porządek i spokój. Ale to nie było możliwe, a słowa Spencer rozproszyły jakiekolwiek nadzieje Leo.
- Ja nie... Ja... Spencer, co to znaczy? Nie... Nie rozumiem. - jąkał się, nie potrafiąc ogarnąć myślami tego, co właśnie się wydarzyło. Wciąż jeszcze czuł na wargach smak jej ust, ich ciepło; wciąż miał w pamięci ten jasny promyk wiary, że to oznacza wybaczenie, oznacza koniec ich męczarni. A potem te słowa - coś, czego w ogóle nie rozumiał, bo Spencer mówiła sprzeczne rzeczy. Nic już się nie zgadzało i nic nie było w porządku, a to przerażało go i sprawiało, że miał ochotę zapaść się pod ziemię. To zdecydowanie nie było jego życie.

Leo Rough pisze...

[NIE. BYŁAM. WSTAWIONA.
tak myślałam ;D
spadaj -.- / ha! wiedziałam, że się ze mną zgodzisz! ;D dziękuję :*
haha, dokładnie ;D oczywista oczywistość! ;D / no ;p / ani słowa!
:... ładowanie w toku xD
OK, nic nie ogarnęłam, ale spoko ;p jak Ci idzie? ;> ;))]

Natychmiast spuścił wzrok, gdy tylko spotkał się on ze spojrzeniem Spencer. Czuł się, jakby karciła go już samym tym, jak na niego patrzy, jakby wskazywała na niego palcem i mówiła, że to on jest winien wszystkiemu, bez wyjątku. Sam tak o sobie myślał, bo jak inaczej wyjaśnić to, że właśnie jest świadkiem rozpadu swojego związku, że właśnie rzuciła go kobieta, dla której był gotowy poświęcić własne życie. Nie, nie tylko kobieta, ale też narzeczona - może bez pierścionka na palcu, ale przecież powiedziała, że chce zostać jego żoną. Czy to nie było w jakiś sposób wiążące? Czy to nie powinno czegoś znaczyć? I już Leo rozumiał, dlaczego wcześniej nie naciskała, mimo tego, co mówiły jego siostry - że każda kobieta marzy o pięknym ślubie i dwóch najważniejszych pierścionkach na palcach. Zgodziła się z nim, że nie potrzebują papierka, gdy o tym rozmawiali, bo już wtedy wiedziała, że nie chce, by to było na zawsze. Ta myśl - że Spencer od początku zakładała rozpad ich związku - była tak absurdalna, że miał ochotę roześmiać się w głos, ale jednocześnie czuł, że jest zupełnie prawdziwa. Wiedział, że ma rację, a "przerwa" jest tylko przykrywką dla rozstania. I po chwili go olśniło - ona się go boi. Nie chce mówić, że to ich koniec, bo wie, że zareaguje gwałtownie, że będzie chciał walczyć, kłócić się, że nie zaakceptuje takiego rozwiązania. Bo to przecież nie jest żadne rozwiązanie!
Słowa Spencer sprawiły tylko, że skulił się odrobinę bardziej, przygarbił plecy, a ramiona skrzyżował na piersi, wyraźnie zamykając się na jakiekolwiek kolejne tłumaczenia. Wiedział swoje, a choć z początku zbudziło to z nim gniew i żal do brunetki, po chwili wszystko spłonęło w tak gwałtownych uczuciach. Został tylko smutek tak silny, że zmroził wszystko w szatynie, każdą myśl, każde pragnienie - wszystko. Przez chwilę nie mógł nawet złapać oddechu, ale po chwili zdołał znów wziąć głęboki wdech. Przypomniał sobie o Spencer i o zdaniach, które padły z jej ust dopiero po chwili, a wtedy na moment podniósł na nią spojrzenie.
- James? - wychrypiał tylko, przez ściśnięte gardło nie będąc w stanie wykrztusić nawet pełnego zdania, nie wspominając już o jakichkolwiek protestach, o których myślał wcześniej.

Leo Rough pisze...

[kuwa -.- nie!
xD
-.- / zdarza Ci się ;p
;p ;)) / ani jednego! bo to nie jest śmieszne!
TAK! załadowało się, o - :) - pasuje? :/
niee, no to jest niefajna strona życia maturzysty xD ;p / szybka jesteś! ^^
serio? już? a gdzie najfajniejsze dramaty, hę? teraz się Leoś musi wyprowadzić, a potem powiedzieć, że wyjeżdża, a potem może raz przyjechać, żeby odwiedzić Jamesa, a potem może jeszcze trochę pokłócić ze Spencer, nie wiem o co, ale o coś, a potem dopiero się mogą zacząć godzić :D ^^
noł problem ;)]

Oczywiście, że zostanie z nią. Właściwie nie wiedział, po co w ogóle pytał, bo przecież Spencer karmiła i to byłoby fizycznie niemożliwe, by mógł wziąć ze sobą Jamesa, ale chyba podświadomie liczył, że zaproponuje jakieś wizyty. Tak się chyba robi, prawda? Pozwala się na ojcu na spotkania z dzieckiem i każe się mu płacić za pieluchy i kaszki. A przynajmniej tak wydawało się Leo, choć myślał, że akurat jemu nigdy nie grozi taka sytuacja, gdy będzie z dala od ukochanej i ich syna, i będzie musiał planować odwiedziny u Jamesa. To było poza rejonami, które był w stanie ogarnąć myślami i teraz już też nie mógł dłużej się nad tym zastanawiać, bo bolało za bardzo. Jakoś był w stanie przecierpieć tę rozłąkę, jeśli rzeczywiście było tak, jak mówiła Spencer i to miała być tylko przerwa, ale co jeśli ta przerwa będzie trwała dłużej? Ich syn zacznie w tym czasie gruchać, potem gaworzyć, po raz pierwszy obróci się z brzuszka na plecy albo usiądzie? Nie, nie mógł o tym myśleć, bo świadomość, że czas będzie mijał, a jego nie będzie obok, wręcz go zabijała. Musiał jednak kiwnąć głową i zgodzić się z brunetką - James zostaje z nią.
Kolejne słowa zignorował tak samo, jak poprzednie, znów odbierając je jako puste i pozbawione znaczenia. Nic nie mogło go teraz poruszyć, nic nie mogło do niego dotrzeć. Wiedział już swoje, a choć to przerażało go, nie istniał sposób, by móc jakoś to wszystko cofnąć. Musiał iść dalej, robić to, czego chciała od niego Spencer, choćby nie wiadomo jak niewłaściwe to się wydawało. Z tą myślą bez słowa wyminął ją, już nie będąc w stanie nawet na nią spojrzeć, a potem ruszył w kierunku schodów, zwalniając jedynie przy kołysce syna, choć i jego nie obdarzył choćby przelotnym spojrzeniem. Bał się, że rozpadnie się na kawałki, jeśli choćby na sekundę skupi wzrok na twarzy śpiącego spokojnie syna. Później. Pożegna się później. I już szybkim krokiem wszedł po schodach, nie wahając się ani chwili, wiedząc, że niewiele mu potrzeba, by wybuchnąć, by nie wytrzymać. Pospiesznie zaczął się pakować, wrzucając do walizki jedynie część ubrań z półek, a także najpotrzebniejsze rzeczy. Sam nie wiedział, jakim cudem pamiętał o takich rzeczach, jak ładowarka czy szczoteczka do zębów, ale w rekordowym tempie jego torba była zapakowana i gotowa do zniesienia do samochodu. Sam dziwił się, jak niewiele czasu zabrało mu przygotowanie się do opuszczenia domu, w którym żył kilka ostatnich miesięcy, ale nie pozwolił sobie na takie rozmyślania. Zabrał walizkę i zszedł na dół, by przygotować jeszcze swój komputer i wszystkie dokumenty, a także rachunki, którymi wciąż chciał się zajmować. Przecież nie mógł zostawić takiego wielkiego domu na głowie niepracującej Spencer, prawda?

Leo Rough pisze...

[no zjadłam "r"! i nie!
nie masz spadać, ale się nie ciesz jakoś specjalnie! ;p / o, serio? chcesz się licytować?
ja pierdolę, przecież to nie tak, że jak widzę policjanta, to uciekam albo chowam się w krzakach, nie? :/ a więc nie ma w tym nic aż tak zabawnego, jasne?! ta, ja już wierzę temu Twojemu "serio", już biegnę! -.-
sory, wolisz uśmiech przez łzy? (;) xD
no ja myślę! więc o czym Ty w ogóle mówisz, co? ;p / no nie wiem, ja bym pewnie siedziała tak do... północy? ;p
wiedziałam, jak zwykle wracamy do sielanki, co? ;D ale rozumiem, też bym już chciała... nie, nie ma mowy! więcej dramatów i kropka! ;p no dobra, coś pomyślimy ;)
;)]

Wiele dałby za to, by usłyszeć z ust Spencer choć jedno słowo, które świadczyłoby o tym, że tak naprawdę nie chce tej przerwy, a jedynie wierzy, że to im jakoś pomoże. Owszem, zapewniała go, że to nie jest rozstanie, ale Leo wciąż czuł, że tylko tego pragnie. By odszedł i zostawił ją w spokoju, by już jej nie przeszkadzał. W jej cichym i pozornie słabym głosie usłyszał pewność, że podjęła odpowiednią decyzję, ale on jej nie rozumiał i nie akceptował. Nie miał jednak większego wyboru, bo nie dostał prawa głosu, a teraz nie mógł się już kłócić, nie mógł walczyć. Było już po wszystkim. Pozostało mu tylko pożegnać się i wyjść.
Ale nie potrafił tak po prostu zamknąć za sobą drzwi, zostawiając w domu, który pokochał, całe swoje życie. Doskonale wiedział, że poza Spencer i Jamesem nic innego nie jest dla niego ważne, a jeśli ich nie będzie obok, co pocznie? Czym się zajmie, o czym będzie myślał, co będzie go motywowało? Praca? To był tylko drobiazg, półśrodek potrzebny, by móc cieszyć się szczęściem u boku ukochanej i syna. A teraz to też nie było aż tak ważne, bo nie było jego dwóch najważniejszych skarbów.
Dlatego nie mógł wyjść bez słowa. Nie potrafił się pożegnać, nie wiedząc, kiedy znów ich zobaczy. Nie potrafił wyjść ze świadomością, że tego wieczora nie zaśnie u boku Spencer, że nie obejmie jej i nie szepnie, jak zawsze, że bardzo ją kocha. Że w nocy nie obudzi go krzyk Jamesa i krzątanie ukochanej przy chłopcu, a nad ranem nie dotrze do sypialni zapach kawy. Że brunetka nie pożegna go przed wyjściem do pracy słodkim pocałunkiem, że po powrocie nie będzie na niego czekał obiad i uśmiechający się rozkosznie James. To było ponad jego siły. Zostawił więc walizkę, torbę z laptopem i teksturowe pudełko pełne teczek i dokumentów w przedpokoju, a potem wrócił się do salonu i bez słowa usiadł na kanapie niedaleko Spencer, nie odważając się jednak zająć miejsca tuż obok. Starał się nie patrzeć na nia, bo jej ból był niemal namacalny, a przecież sam cierpiał już wystarczająco. Ale nie potrafił. Jego wzrok, przez dłuższą chwilę skupiony na kołysce Jamesa, powoli przesunął się na twarz brunetki i tam zatrzymał. Leo wyprostował się, wzdychając cicho, a potem posłał przelotne spojrzenie w stronę synka, decydując się, że nie będzie go brał na ręce, by nie zbudzić malca. Wstając, na chwilę pochylił się nad kołyską i zmówił krótką modlitwę, a słowa mieszały mu się w głowie. Panował w niej kompletny chaos, ale przedzierała się przez niego jedna myśl, jedno zdanie, które musiał powiedzieć na głos, by choć odrobinę pomóc Spencer. Może nie potrzebowała go obok, ale on potrzebował świadomości, że wszystko z nią w porządku. Że próbował jej ulżyć. Choćby w tak drobny sposób.
- Ufam ci, Kochanie. Do zobaczenia. - szepnął, pochylając się nad nią. Musnął wargami jej czoło, a potem wyszedł, nie pozwalając sobie na żadne więcej słowo, na obrócenie się. A na kanapie, w miejscu, gdzie siedział, zostały jego klucze klucze do domu.

[no i teraz możesz już napisać, jak przyjeżdża po resztę swoich rzeczy przed wyjazdem. oczywiście, po rozmowie telefonicznej czy coś? ;)]

Leo Rough pisze...

[przepyszne, kuwa, aż zjadłam następne -.- i nie!
ta, już to widzę -.- / nie wygrasz, ale odpuszczę sobie to już dzisiaj ;p
NIE TAK, tyle! i wcale nie było seriowate, serowate już prędzej, chociaż nie mam pojęcia, co to znaczy, po prostu jestem głodna -.-
w sensie dwie minki tam były, a właściwie miały być, ale nie wyszły xD zaakceptuj fakt, że to miał być uśmiech przez łzy, OK? xD
juuż ;D / zazwyczaj nie mam wyboru ;p haha, też racja - ja na szczęście nie miewam za często zajęć tak wcześnie, nie mam tego problemu ;p ;D a jeszcze znając Twój szczególny talent... tak, powinnaś chodzić wcześniej spać ;D
nie no, serio? chociaż... w sumie... ja chyba też! ;D <3 no, najpierw dramaty ;p
e tam, kawał tekstu jak się patrzy! baardzo mi się podobało ;D ja kończę jeszcze odpowiedź na Krakowie, ale tu już zostawię, bo muszę Ci dorównać, nie? ;))
tak, tak, miłego początku weekendu! patrz, już piątek! ;D do spisania ;)]

Leo Rough pisze...

[Ty zaraz będziesz, a ja dopiero wstałam... miło, co? ;D]

Tego wieczora tylko jedna myśl nie dawała mu spać, ale rozprawił się z nią przed północą, zabierając do łóżka butelkę tequili. Godziny wypełniły mu gorzkie stwierdzenia, że potrzebował zaledwie kilkunastu minut, by zapakować walizki i opuścić Spencer, opuścić ich dom, a ona nawet nie zapytała, czy ma gdzie się zatrzymać. Do mieszkania w centrum właśnie wprowadzili się nowi lokatorzy, Kat nie rozmawiała z nim, a do znajomych z pracy nie miał odwagi dzwonić. Wszyscy myśleli, że ich związek jest niezniszczalny; czasem Leo słyszał nawet opinie, że są wzorem do naśladowania - zawsze i pomimo wszystko razem, nierozłączni, zakochani tak, jak na początku. Jak miał teraz powiedzieć Val czy Peterowi, że się rozstali? Nie był w stanie, po prostu nie mógł tego zrobić. Pojechał więc do hotelu, choć walczył z sobą długo, próbując zmusić się do wykonania jednego, szybkiego telefonu do jakiegoś znajomego. Nikt nie odmówiłby mu noclegu, a on zaoszczędziłby pieniądze, którymi teraz nie mógł rozporządzać tak lekko, jak kiedyś. W końcu jednak zauważył ten atut spędzenia nocy w hotelowym pokoju - mógł pić, ile tylko chciał. Łudził się jeszcze, że Spencer zadzwoni, skruszona, prosząc go, by wrócił, ale doskonale wiedział, że tego nie zrobi. Wierzyła, że potrzebują przerwy, więc miała ją wykorzystać. I to tak bardzo go raniło! Przez całe godziny zastanawiał się, co zrobi z jego rzeczami, z listami, które do niego przyjdą, z rachunkami, których nie będzie w stanie zapłacić, z samochodem, jeśli się zepsuje, z odmawiającą współpracy do drugi dzień zmywarką. Dotąd wierzył, że tworzą drużynę, że mogą działać tylko razem, że tylko wspólnymi siłami są w stanie dać sobie radę, ale teraz musiał się pogodzić z myślą, że wcale nie jest swojej rodzinie potrzebny. Że Spencer poradzi sobie sama, bo nie będzie miała innego wyboru. A on? Nie był pewny, czy przeżyje bez niej choć tydzień.
Jakimś cudem czas jednak płynął, choć Leo dałby wszystko, by go powstrzymać, by go cofnąć. Gdy następnego dnia obudził się na kacu w cuchnącym tanim proszkiem pokoju hotelowym, poczuł, że jego życie jest w kompletnej rozsypce. Nie miało tak wyglądać w żadnym punkcie, a on jeszcze wyraźniej dostrzegł, że to tylko jego wina. I dałby wiele, by skasować swoje błędy, a myśl, że już nigdy nie zdoła tego zrobić, wręcz go zabijała. Jakoś jednak zmusił się do wstania z łóżka i robił to codziennie przez kolejne dni, choć jedyne, o czym myślał, to móc wreszcie pogrążyć się we własnej rozpaczy. Bo wszystko straciło sens, a dawne uroki kawalerskiego życia wydawały mu się nagle najgorszą karą. Wymięte koszule i tequila na śniadanie? To już nie było dla niego. I wiedział, że musi coś zrobić, coś zmienić, bo jeśli rzeczywiście mają ze Spencer wrócić do siebie, to musi być w formie. Musi pokazać jej, że dojrzał, cokolwiek to znaczy. Dlatego po kilku dniach wreszcie zapłacił za pranie i prasowanie swoich koszul, starannie zawiązał krawat, choć i tak węzeł nie przypominał tego, który potrafiła wyczarować Spencer, a potem pojechał na lotnisko.
Tego dnia również włożył świeżo wypraną i wyprasowaną koszulę, zdołał nawet przygładzić włosy i zatuszować kostkami lodu ogromne cienie pod oczami. Musiał, bo czuł, że jeśli pokaże się Spencer w wymiętym ubraniu i z poszarzałą ze zmęczenia twarzą, wzbudzi w niej litość albo wyrzuty sumienia, a niczego takiego nie chciał. Kochał ją i jedyne, czego teraz pragnął, to by odzyskała upragniony spokój. On też go teraz potrzebował, bo wiedział, że oboje muszą najpierw wrócić do równowagi, by móc wrócić do siebie.
- Cześć. - rzucił, siląc się na spokojny, lekki ton, by nie pokazać, że wszystko w nim aż drży ze zdenerwowania. Przywołał nawet na twarz lekki uśmiech, choć nie było to łatwe zadanie. Już samo stanie na wycieraczce własnego domu i pukanie do drzwi było dla niego niełatwym zadaniem, nie wspominając już, jak przerażało go prowadzenie normalnej rozmowy ze Spencer, gdy będzie potrafił myśleć tylko o tym, by ją objąć, by ją pocałować...

Leo Rough pisze...

[jestem zbyt piękna, żeby mi zaszkodziło! i nie!
no jakoś średnio. / a mogę? xD
ehem, znikaj? tak, serowate, smaczne bardzo, jadłam o północy kanapki -.- weź, w ogóle dokuczasz mi, a ja nie mam się komu poskarżyć ;(
NO! nareszcie! ;D
aha, no tak, znam to ;p tu jeszcze trzeba Karoli odpisać... ^^ :D ja też bym wolała, ale nie ma tak, niestety -.- jee, gratuluję, raz Ci się udało xD ale fajno! ciesz się z dobrej oceny, a nie marudź znowu ;p
hihi ;D nie czytaj mi już w myślach, co?! ;p
nie no, coś Ty, i tu, i tam było świetnie, wierz mi ;)) ojej, serio? dziękuję :* :D
no jasne, że wybaczę, ogarniaj się tam, ogarniaj ;) smacznego! :> (a co, zazdrosna? ;> xD)]

Leo Rough pisze...

[zastanowię się, czy Ci wybaczę takie niedopatrzenie... ale masz rację, nie wolno mi się złościć. i nie.
taa, oczywiście. / co Ty opowiadasz - to ja jestem jedynym i prawdziwym zwycięzcą, Moja Droga ;p
nie, nie mogłabyś ;p no wiem, ale mi wolno, bo jestem chora ;p / no! jesteś zła i niedobra, ot co! ;(
;D
wiem właśnie ^^ no jak nie została doceniona?! genialny początek mówił za całą pracę, Kochana! :D
tak? a co Ci się najbardziej podoba? ;> ;p
a mogę jednym słowem nawet: ciary :D i to teraz też... wiesz, to prawie jak jakaś pierwsza randka czy coś - jaram się <3 / specjalnie dla Ciebie ;D
;)) (wiedziałam! xD)]

Widok Spencer w progu ich domu sprawił, że przez chwilę nie mógł złapać powietrza, przede wszystkim dlatego, że tęsknota za nią zapiekła go boleśnie, nie pozwalając mu przez chwilę wydusić z siebie choćby słowa, ale również ze względu na to, jak wyglądała jego ukochana. Nie mógł nie zauważyć, jak cudownie wyglądają jej włosy, odbijając padające na nie promienie mocnego, czerwcowego słońca, ani jak pięknie układa się na niej ta bluzka, podkreślając wszystkie atuty kształtnego ciała. W jednej chwili ożywiła się w nim nie tylko chęć trzymania jej w ramionach, ale też całowania, pieszczenia, smakowania - obudziła się w nim żądza tak paląca, że musiał kilkakrotnie przełknąć ślinę, by być w stanie w końcu się odezwać. Zanim jednak zdołał powiedzieć choć słowo, Spencer ubiegła go, za co był jej niezmiernie wdzięczny. On pewnie rzuciłby jakąś grzecznościową formułkę, zbyt spięty, by zmusić się do czegokolwiek innego, a ona wybrnęła gładko, zapraszając go do środka. To, że czuł się dziwnie jako gość we własnym domu, było przerażającym wrażeniem, ale ona potrafiła mu to ułatwić. Zastanawiał się, czy robi to świadomie, już wcześniej wiedząc, jak zakłopotany będzie, czy może przychodzi jej to zupełnie naturalnie. Postawił na drugą opcję, bo przecież sam był świadomy, że dla niej to wszystko też nie jest łatwe. I też chciał jej pomóc.
Nie zapomniał o drobnych upominkach, które do tej pory często towarzyszyły mu, gdy wracał z pracy - jak pudełko ulubionych czekoladek Spencer, tych samych, które przyniósł jej, gdy zaprosiła go do siebie po spotkaniu w hallu uniwersytetu, albo książka, o której rozmawiali, znaleziona w antykwariacie, kupiona za pół ceny. Tym razem czuł się jednak zbyt zakłopotany, by postawić na jakieś osobiste drobiazgi czy kwiaty, więc zdecydował się na niewielką paczuszkę słodyczy z ich ulubionego sklepu. Stawiając ją na szafce w przedpokoju, gdy Spencer nie patrzyła, wsunął pod nią kopertę z kilkoma banknotami, uznając, że tak będzie lepiej, niż gdyby po prostu wręczył pieniądze ukochanej. Prezenty dla Jamesa zabrał jednak ze sobą, ruszając za brunetką do salonu, skąd dobiegało ich już ciche, choćby nieśmiałe gruchanie chłopca. Leo nie mógł się pozbyć wrażenia, że przez ten tydzień, gdy go nie było, jego syn poczynił w kwestii wydawania dźwięków znaczne postępy. I to na chwilę wybiło go z rytmu, wprawiając szatyna w zadumę. Było mu po prostu przykro.
- Na razie nocuję w hotelu. Nie jest najgorzej. - odparł, nie wdając się w szczegóły. Posłał przy tym Spencer lekko zakłopotany uśmiech, bo czuł, że jego rozrzutność nie spodoba jej się. Ale nie miał innego wyboru, prawda? Więc zaraz odetchnął, odrzucając od siebie niepożądane myśli, a potem podszedł do kołyski syna, zostawiając przy kanapie wszystkie pakunki.
- Tak, u mnie wszystko w porządku, dziękuję. - zakończył, znów przywołując na twarz uśmiech, tym razem ciepły, zwyczajny, swobodny. Przecież nie chciał jej już bardziej martwić. - A jak wy sobie radzicie? Niczego wam nie brakuje? - zapytał, jednocześnie chwytając w ramiona syna i odwracając się do Spencer, by to na niej na moment zawiesić wzrok, czekając na odpowiedź.

Leo Rough pisze...

[taka sama cudowna, wspaniała i niezastąpiona dama jak Ty, nie?! więc co się czepiasz? xD już mi przeszło, prawie ;p i nie.
ta, bo Ty się mną przejmujesz ;p / w snach także ;D
bo mnie uwielbiasz, stąd ;D dokładnie! właśnie dostałam torcik malinowy i białą czekoladę na ciepło z pistacjami, a więc wolno mi już naprawdę wszystko :D / co z tego, że Cię uwielbiam, skoro robisz mi krzywdę? to się nazywa toksyczny partner, wiesz? ;( xD
ej, nie powiedzmy tylko tak! ;p
aa, no tak ;D
i co wymyśliłaś? ;> :D no, ja myślę! <3 / :D
(xD)]

Jej przedłużające się milczenie i zagryziona warga wystarczyły Leo, by wysnuć wniosek, że wcale nie jest tak, jak mówi i jednak mają jakieś problemy. Od razu zaczął się zastanawiać, o co może chodzić. O Jamesa? Czy coś jest z nim nie tak? W jego głowie zaczęły mnożyć się najróżniejsze lęki, poczynając od najgorszych scenariuszy, w których ich synek chorował, aż po te trochę bardziej błahe, jak jego problemy ze snem, może brak pokarmu u Spencer. Oczywiście, martwiły go wszystkie, ale liczył, że gdyby chodziło o coś poważnego, dowiedziałby się o tym natychmiast - to przecież był jego syn, o którego miał troszczyć się niezależnie od tego, co działo się pomiędzy nim i jego mamą. Ufał, że powiedziałaby mu o czymś takim od razu, że nie pozwoliłaby mu umierać z niepokoju, czekając na jakiś odpowiedniejszy moment. Ale skoro nie chodziło o Jamesa, to co innego mogło się dziać? I zaraz dopowiedział sobie dziesiątki możliwych powodów do zmartwień, każdy gorszy od poprzedniego.
Ale już w następnej chwili Spencer była tuż obok, a sama ta jej bliskość ukoiła wszystkie jego nerwy. Bo tak naprawdę nic się nie zmieniło, bo ona się nie zmieniła. Owionął go jej zapach, tak rozkosznie znajomy, że miał ochotę roześmiać się w głos i zapytać, co oni tak naprawdę robią! W jaki sposób znaleźli się w tym punkcie? Wierzył, że ona zna odpowiedź na to pytanie, tak samo, jak zawsze znała wszystkie jego myśli. I teraz też wpatrywał się w nią, nawet nie mrugając, wierząc, że wszystko zrozumie, że wszystko stanie się dla niej jasne. Chciał ją przeprosić. Chciał ją objąć. Chciał... Chciał zrobić wiele rzeczy, ale gdy Spencer odsunęła się, po raz ostatni przesuwając dłonią po materiale tetrowej pieluszki, zrozumiał, że żadna z nich nie jest możliwa. Jeszcze nie teraz.
- Jasne, dziękuję. - odparł tylko, nagle dziwnie ochrypłym głosem. Opamiętał się szybko, na chwilę skupiając się tylko na Jamesie i jego pierwszych samogłoskach, wypowiadanych z takim entuzjazmem, jakby recytował najpiękniejsze wiersze. Uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy maluch nagle krzyknął, a potem wygiął usteczka w bezzębnym uśmiechu. Leo zaraz zaczął odpowiadać na jego drobne zaczepki, co wyraźnie podobało się chłopcu - teraz już cały czas mówił coś po swojemu, odpowiadając na pytania ojca, przytulony do jego barku, spokojny i wesolutki.
W tym czasie Spencer zdążyła już wrócić do salonu, ale Leo nie miał jeszcze odwagi usiąść i porozmawiać z nią, więc tkwił przy oknie wychodzącym na ogród, opowiadając Jamesowi o malinach, które już niedługo będą barwić krzaki dojrzałymi owocami i kretach, które wyznaczyły przy płocie mur ze swoich kopczyków. Ale nie mógł bez końca ignorować ukochanej i czekających ich tematów, choć wiele dałby za to, by to popołudnie spędzili na zwyczajnych, błahych rozmowach, które nie wniosłyby niczego nowego. Pożegnaliby się z uczuciem niedosytu po takim spotkaniu, ale nikt nie byłby zraniony. Ze słowami, które cisnęły mu się na wargi, niczego takiego nie mógł być pewien.
- Spencer - zaczął, obracając się w jej stronę z niepewną miną. - Powiedziałabyś mi, gdyby coś się działo, prawda? - zapytał cicho, nie będąc jednak na tyle odważnym, by podejść do niej i usiąść na kanapie tuż obok. Stojąc czuł się dużo pewien, szczególnie, gdy ciągle trzymał w ramionach gruchającego Jamesa.

Leo Rough pisze...

[no, tak właśnie myślałam ;D no... prawie całkiem już, niewiele brakuje ;p i nie.
oczywiste, że się NIE przejmujesz, tak? ;( / o nie, chciałabyś!
e tam, nie będziesz reagować, jak zawsze ;p / niee, nigdy :D o, no widzisz, no to czego zazdrościsz? ;p no tak, zapomniałam -.- a wróżby macie? i życzenia mu od Igi złożysz? ;> ^^ / a nie jesteś? pogódź się z tym, że niszczysz mi psychikę! ;p
ech, straszna jesteś -.- ;p
;p
aaa, OK ;p pewnie masz rację i nic z tych Twoich planów nie wyjdzie, także wiesz ;p / :*
(;p)
spoko, rozumiem ;)]

Choć znów spoglądał na nią tylko kątem oka, bardziej skupiając się na synku, który wyraźnie domagał się większego zainteresowania, nie umknął mu ten dyskretny gest, którym chciała go zachęcić do zajęcia miejsca na kanapie obok niej. Wahał się tylko chwilę, po raz kolejny wypominając chłopcu, że urósł podczas jego nieobecności, a potem ruszył już w stronę Spencer. Nie odważył się jednak usiąść zbyt blisko brunetki, bojąc się, że pokusa będzie zbyt duża. Już przecież przypomniał sobie, jak dobrze mu jest, gdy znajduje się w pobliżu, nie chciał teraz zrobić czegoś głupiego, czegoś, czego mógłby potem żałować. Z drugiej strony nie chciał, by pomyślała, że odsuwa się od niej, że nie chce być obok, więc znalazł dla siebie usprawiedliwienie - sięgnął po prezenty przyniesione dla Jamesa. Najpierw ułożył sobie chłopca na ramieniu, a potem przyciągnął do siebie pakunki, choć przez chwilę tylko bawił się wstążkami. Dopiero potem podniósł spojrzenie na Spencer i uśmiechnął się nikle.
- I zadzwonisz, gdybyście czegoś potrzebowali? - upewnił się jeszcze, ale już nie czekał na jej odpowiedź. Ufał, że nawet jeśli nie ma już na co dzień miejsca w jej życiu, będzie wiedziała, że w każdej chwili może się do niego zwrócić z prośbą o pomoc, a on zrobi wszystko, by niczego jej nie brakowało.
I porzucił już ten temat, znów zajmując się tylko synkiem, zabawiając go grzechotką i łagodnymi łaskotkami, które wyraźnie podobały się chłopcu. Ale chwilę później podniósł się i przekazał malca Spencer, tłumacząc, że chce zamontować do kołyski nową karuzelę z pozytywką - kolorową, z mnóstwem pluszowych zwierzaków, wydających różne dźwięki. Zajęło mu to tylko chwilę, ale z satysfakcją patrzył, jak pluszaki kręcą się nad miejscem, w którym w ciągu dnia śpi James. Zaraz potem chciał znów sięgnąć po syna, ale zawahał się, nie będąc pewnym, jak taki gest zostanie odebrany przez Spencer. Może miała uznać, że już wystarczy tych zabaw? Nie mógł tego zrozumieć, ale spodziewał się takiej reakcji; mimo to przeszedł na kanapę bliżej brunetki i znów wyciągnął ramiona po chłopca.
- Mogę?

Leo Rough pisze...

[i w ogóle co mam pisać na Krakowie? bo Oskar nie zadzwoni, Martyna nie przyjdzie - czyli co, skończyłyśmy wątek? xD]

Leo Rough pisze...

[no bo potem Oskar będzie już cudowny i boski! albo będę się starać, żeby taki był! :D może być? ;> tylko prooooszę, wymyśl coś! ;) / no chyba właśnie nie, bo przecież Leoś ma jej powiedzieć, że wyjeżdża, nie? ale ja właśnie muszę znaleźć odpowiedni moment ;p]

Leo Rough pisze...

[ej, on jest na wózku! chociaż podobałoby mi się to, tylko ciekawe, czy dałoby się to tak zorganizować. co myślisz? bo ja już sama nie wiem ;p
to nie jest takie proste znaleźć ten moment, wiesz? -.-
spooko ;)]

Leo Rough pisze...

[mogłaby do niego przyjść, jeśli zignorujemy fakt, że wcześniej mieszkał na ostatnim piętrze w kamienicy bez windy ;p ale dobra, windę ma teraz, więc Martyna może do niego wpaść ;D jesteś genialna ;))
poszukam, jak mi odpiszesz! ;p]

Leo Rough pisze...

[wymyśliłam coś innego - może się Martyna jeszcze raz poświęcić? bo wtedy zrobiłybyśmy tak, że ona przyszłaby jeszcze raz, ale dopiero za parę dni, taka obrażona, a Oskar siedziałby już wtedy. wiesz, szok i te sprawy podziałałyby na nich (na nią xD) dobrze, a potem on zacząłby przepraszać i dziękować, i hepi end ;D co Ty na to? ^^ ;))]

Leo Rough pisze...

[okej, już, nie krzyw się tak! wiem, Ty masz zawsze bohaterki o silnych charakterach, pamiętam o tym, spokojnie ;) więc mogę napisać, że do niej zadzwonił i wybłagał spotkanie - tak będzie dobrze?
spoko, bez spiny, mam co oglądać ;p]

Leo Rough pisze...

[nie chcę robić tak, jak chcę, chcę robić, jak obie chcemy! bo zgadzam się z Tobą, że Oskar to świnia, ale jakoś trzeba teraz z tego wybrnąć, nie? ;) więc zdecydujmy się na coś w końcu ;p wolisz to z pijaną Martyną? ;>
HIMYM <3]

Leo Rough pisze...

[dobra, piszemy to z pijaną Martyną, koniec tematu ;p przekonałam się ;p
no! zaczęłam właśnie piąty sezon <3 ;D]

Leo Rough pisze...

[lepiej późno, jak wcale, nie? ;p odrobinę... i nie.
nie, nie wiem! ;p / niee, nie masz racji, Kochanie.
ym... tak? ;p / wiem! znaczy już nie ma xD o, a dlaczego? ;( ja nie mam, bo nie miałam z kim zrobić, ale żeby tak rezygnować, jak ludzi się ma? nie rozumiem... ;p xD nieważne, złóż anyway ;D / nie, wiesz, w sumie takie psucie mi nawet pasuje ;p
ta?
wiesz, jak to mówią - nadzieja matką głupich czy coś xD
no wolałabym, żeby wyszło inaczej, bo szkoda mi Oskara, ale już jestem w połowie pisania, więc niech zostanie ;p chyba, że mogłaby taka lekko wstawiona do szpitala przyjść... :D napisz mi od razu, bo muszę wreszcie coś napisać! ;p
no raczej ;D]

Nie miał pewności, czy Spencer jednak nie będzie chciała rozegrać tego wszystkiego inaczej. Coś podpowiadało mu, że raczej pozostaną w przyjacielskich stosunkach, ale nie mógł być tego w stu procentach pewien. Zawsze coś mogło się zmienić, coś mogło się zepsuć. Liczył, że tak nie będzie, ale przewidywał wszystkie opcje. Na szczęście okazało się, że jego obawy się nie spełnią, a na pewno nie te najgorsze, w których tracił Jamesa i ukochaną już na zawsze. Przekonał go o tym taki drobiazg, jak to, że Spencer nie zawahała się ani przez moment, układając mu w ramionach syna. Natychmiast odwzajemnił jej uśmiech, choć jego zawierał też jakąś cząstkę wstydu, że w ogóle pomyślał, iż mogłaby mu zabrać dziecko. Nie była taka, przecież ją znał. Nie mogła zmienić się przez tych kilka dni.
Nie miał głowy do poruszania błahych tematów, a kolejne pytania o to, jak im się wiedzie, wydawały się już nie na miejscu. Postanowił więc, że przejdzie do sedna, bo tak naprawdę nie miał zbyt wiele czasu - zaledwie kilka godzin, a przecież chciał jeszcze posiedzieć trochę z Jamesem, może wziąć go na spacer. Nie mógł jednak tak po prostu wyrzucić z siebie, że wyjeżdża, bo to również nie wydawało się tak do końca fair, ale szybko okazało się, że nie ma innego wyboru. Kawa czy ciasto raczej nie miały mu przejść przez gardło, a więc nie miał czym się zająć, bo przecież James nie mógł być jego jedyną wymówką. W końcu podniósł więc spojrzenie na Spencer uśmiechając się krzywo, z wolną dłonią sunącą po brzuszku syna, jakby chcąc uspokoić siebie ruchem, który maluchowi miał przynieść poczucie bezpieczeństwa i roztaczanego nad nim ciepła.
- Pamiętasz tę posadę, którą odrzuciłem parę miesięcy temu? Tę, w której miałem zajmować się PR tych wszystkich gazet, które wprowadzają swoje wydania internetowe? - zapytał łagodnie, jakby odrobinę niepewnie; nie miał pojęcia, jaka będzie reakcja Spencer. Spodziewał się najgorszego. Kontynuował, gdy przytaknęła.
- Zaproponowano mi ją ponownie i przyjąłem ofertę. Na razie wyjeżdżam na miesiąc na okres próbny. Wyjeżdżam jutro. - wyjaśnił, nie spuszczając spojrzenia z ukochanej. Teraz już nie wiedział, czy dobrze zrobił, przyjmując tę pracę, bo nie miał pojęcia, czy Spencer to poprze. Niczego innego nie pragnął, ale dużo bardziej wolałby móc z nią porozmawiać zanim podjął taką decyzję, niż po fakcie.

Leo Rough pisze...

[no widzisz ;p taką: *, o ;D i nie.
nie mam bladego pojęcia! / haha, a to dobre! xD
grozisz mi? ;( / e, drętwi ;p no jasne, co to za filozofia, nie? xD no to się cieszę :D / i pewnie masz rację xD
bo nie ;p
haha, tak właśnie ;D
ale on jest taki biedny! i mój! już choćby z sympatii do mnie powinnaś mu choć odrobinkę współczuć ;p
;)]

Rzeczywiście bez większego trudu odczytał z twarzy kobiety targające nią emocje, choć po chwili sam nie był pewien, czy dokładnie tego chciał. Zaskoczenie i niedowierzanie malujące się na jej twarzy na jakiś czas sprawiło, że czuł się co najmniej jak skończony idiota, gdy przez kilka ostatnich godzin wierzył, że wbrew wszystkiemu Spencer będzie się cieszyć razem z nim. Wyglądało jednak na to, że ona nie potrafi po prostu mu pogratulować, co od razu przypisał temu, co wcześniej odczytał z jej oczu - teraz był pewien, że ona po prostu nie potrafi uwierzyć, że w ogóle mógł dostać tę pracę. Bo gdyby nie to, pewnie już dopytywałaby o szczegóły albo po prostu zawisłaby mu na szyi, doskonale wiedząc, że Leo niczego innego nie pragnął, jeśli chodziło o jego karierę, niż ta właśnie posada. Ale zamiast tego dostał przedłużające się milczenie i swoje własne zakłopotanie, gdy pomyślał, że jednak jest do niczego, skoro nawet ona w niego nie wierzyła. I już nie wiedział, po co w ogóle zgadzał się przyjąć tę pracę i dlaczego przyszedł z tym do Spencer, skoro tymczasowo nie byli razem. Równie dobrze mógłby zadzwonić do niej z Londynu czy z jakiegokolwiek innego miejsca, w którym wyląduje, stawiając ją przed faktem dokonanym. Ale zaraz przypomniał sobie, dlaczego to zrobił: nie mógł wyjechać bez pożegnania. To, że mieli przerwę, nie znaczyło, że zamknął swoje uczucia do niej w pudełku i ukrył je na dnie serca - było wręcz przeciwnie. Tęsknota wzmagała miłość do niej, a także wyrzuty sumienia, już wcześniej niedające mu spokoju. Teraz to wszystko było już niemożliwe do zniesienia, aż Leo odchodził od zmysłów. Wyjazd wydawał się jedynym rozwiązaniem.
Gdy w końcu otrzymał swoje wyczekiwane gratulacje, nie mógł się cieszyć. Nie brzmiały szczerze i już wiedział, że czekają go problemy, choć wcale nie podobała mu się wizja, w której z trudem wyciągał z ukochanej informacje o tym, jak czuje się z nowinami, co myśli o jego wyjeździe. Ale, ku jego zdziwieniu, niemal natychmiast podzieliła się z nim swoimi obawami. Te akurat mógł rozproszyć bez trudu, bo wszystko dokładnie przemyślał. Spojrzał na Jamesa z nikłym uśmiechem.
- Dla was nic się nie zmieni. Zajmę się wszystkim tak, żebyś nie musiała myśleć o opłatach, rachunkach czy choćby pracach w ogrodzie. Właściwie wszystko jest już zorganizowane. - odparł, znów podnosząc wzrok na Spencer, choć gdy dostrzegł, że unika jego spojrzenia, znów zawiesił je na twarzy syna. Po chwili, uznając, że ukochanej przeszkadza jego bliskość w spokojnym zebraniu myśli, wstał i znów podszedł do okna, kołysząc Jamesa w ramionach.

Leo Rough pisze...

[już prawie znika ;p i nie.
no właśnie zaczyna mi się wydawać, że nie ;( / a mnie boli brzuch od śmiechu! xD
znam już te Twoje ostrzeżenia ;p / ej, tam są też inne fajne wróżby, jakieś karty, taroty, inne bzdury! ;p ale spoko, ogarniam, nie chce się ludziom bawić w takie pierdoły ;p ;)) / nie no, wiesz co, serio?! xD już dobra, dobra, demoralizuj mnie dalej, wyrażam na to zgodę świadomie i biorę... no, pełną odpowiedzialność ;p]

Nie spodziewał się jej znów tak blisko siebie, a na pewno nie tak nagle. Aż zadrżał, choć z całych sił starał się to ukryć, gdy jego oczy spotkały się z jej cudownymi, mimo widocznego w nich smutku wciąż jaśniejącymi oczami. Działała na niego bardziej, niż w ich obecnej sytuacji chciał się do tego przyznawać, bo nagle, wbrew wszystkiemu, w jego żyłach znów zaczęło krążyć pożądanie, paląc go złośliwym, upartym płomieniem. I dlatego musiał odwrócić wzrok, musiał zająć się synem - by nie wybuchnąć i nie rzucić się na Spencer z pocałunkami. Przecież nie mógł tego zrobić!
- Masz rację. Nie bardzo rozumiem, o co pytasz. - odparł z wahaniem, chcąc zyskać sobie trochę czasu. W pierwszym odruchu chciał cofnąć się, uciec w drugi koniec salonu, by mieć trochę więcej przestrzeni, ale zaraz upomniał się w myślach, że przecież wcale tego nie chce. Pragnie Spencer, ale przecież potrafi się opanować i jedynie czerpać z jej bliskości to, co może, choć to tak niewiele! Dzielnie przełknął jednak ślinę, a potem przytknął nos do główki synka, by móc skupić się na tym zapachu zamiast na innym, który rozpraszał go.
- Mamy przerwę, prawda? Więc myślę, że to nic nie znaczy, niczego nie zmienia. - wymamrotał, znów wahając się przez chwilę, bo nie był pewien, czy czymś nie zrani ukochanej, czy czasem źle nie dobrał słów i zaraz nie usłyszy kilku nieprzyjemnych zdań. Miał spodziewać się wszystkiego.

Leo Rough pisze...

[nie ma ;p nie.
nie no, serio? -.- łamiesz moje serce! ;( / naprawdę? myślałam, że mamy podobne poczucie humoru, zazwyczaj ;p
nie chcę się zdziwić właśnie! ;p / haha, spooko xD tak, to by było dziwne ;p / WIEDZIAŁAM ;D
oj, serio? ale racja, jest boski, nie? ;D ^^
uu ;( wzięłaś mnie tak z zaskoczenia dzisiaj, dopiero się rozgrzewałam! xD ale spoko, rozumiem - wypocznij i w ogóle ;) przerzuciłam się teraz na GA ;p ale dzięki ^^ a co do jutra - jedziesz na tę imprezę wieczorem? ;> muszę się nastawić psychicznie, bo czeka mnie jeszcze jeden dzień domowego więzienia ;p
do spisania ;)]

Leo Rough pisze...

[haha, nie wiedział, że się będziesz aż tak cieszyć ;p niee.
no właśnie NIE WIEM. bo... bo o coś chodziło xD / przykro mi, było! ;p
nic już na ten temat nie mów, ok? ;p / jasne, rozumiem ;) / tak napisałam? nie pamiętam...
... oczy by Ci wyszły na wierzch, gdybyś go widziała na żywo! bosz, jakie ciacho! <3 :D ale masz rację, te zdjęcia trafiły mi się boskie ;D
spoko, rozumiem przecież! ;) tak sobie tylko narzekam ;p wiem! ;D ja właśnie czekam na napisy do nowego odcinka, bo podobno jest niesamowity, a ja się boję go sobie zepsuć moim nieuważnym słuchaniem ;p / mimo wszystko życzę Ci, żebyś poszła na tę imprezę - w końcu następna dopiero po Świętach, nie? ;)) ale jeśli jednak będziesz, to ja nie będę narzekać ;D
no właśnie: dobranoc ;D]

Leo Rough pisze...

[haha ^^ nie, nie, nie, nie.
nie wiem ;p / jeszcze mnie brzuch od śmiechu boli xD
bo... no dobra, bo w tej jednej jedynej kwestii wygrałaś, OK? ;p / ;p / nie, nie, już dobra, milczę ;p
teraz się właśnie zgubiłam, ale tak, widziałam go. albo mi się tak tylko zdaje xD nieważne ;p haha, jasne, na pewno zna Piotrusia xD
nie masz powodu mieć wyrzutów sumienia, przecież wiesz ;) dlatego uwielbiam moją anginę - wszystko nadrobiłam ;D / mhm ;)) a po co czekać do sylwestra? ja idę na imprezę po pasterce od razu :D tzn. to jeszcze nie jest pewne, bo tydzień wcześniej mam tę operację i pewnie będę jeszcze wyglądać jak chomik, ale mojemu facetowi to raczej nie będzie przeszkadzać ;p]

Podświadomie czuł, że Spencer dusi w sobie jakieś słowa, nie pozwalając im opuścić więzienia warg. Doskonale wiedział, jakie to dla niej trudne - jeszcze tydzień temu mogłaby powiedzieć mu o wszystkim, wyznać każdy sekret, podzielić się najdrobniejszym wrażeniem albo po prostu poprosić, by był przy niej. Teraz było prawie tak, jakby rozmawiała z obcym, a Leo nienawidził pewności, że dobrze ją rozumie. Sam czuł się, jakby ktoś podmienił jego Spencer na inną kobietę, która co prawda wygląda tak samo, ale już nie jest nią. Jej nie mógł powiedzieć o swoim zagubieniu, o wszechogarniającej tęsknocie, o bólu, którego nie tłumi tequila. Przy niej musiał być silny, bo tego wymagała sytuacja, tak właśnie to powinno wyglądać. Owszem, tymczasowo nie są razem, ale wciąż mogą zachować pozory normalności, prawda? Szkoda tylko, że to nie ma nic wspólnego z ich rutyną, z ich codziennością.
W jakiś pokrętny sposób był dumny z ukochanej, że tak dzielnie walczy z samą sobą, nie pozwalając nieodpowiednim słowom wyjść ze swoich ust. To były zdania, których oboje mogli potem żałować, Leo czuł to, więc nie chciał jej niczego utrudniać. W planach miał już tylko zabranie swoich rzeczy i pożegnanie się; był gotowy zrezygnować nawet z czasu spędzonego z synkiem, choć serce bolało go na myśl, że opuści go na cały miesiąc, ale głęboko wierzył, że dzięki temu ułatwi trochę Spencer jej zadanie. Kolejne rozstanie miało nie być już tak łatwe, jak to poprzednie, które niemal jej nie poruszyło, a przynajmniej Leo odniósł takie wrażenie. Teraz czuł, że coś się zmieniło. I nie pomylił się.

Leo Rough pisze...

Jakimś cudem zdołał powstrzymać niepokojący dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy niespodziewanie Spencer znalazła się blisko, bardzo blisko. Jej gwałtowny ruch zaskoczył go, ale również ucieszył, bo nagle okazało się, że bez niej w jego objęciach oddychało mu się z ogromnym trudem. Właściwie ledwo łapał powietrze, gdy nie unosił się w nim jej zapach - teraz poczuł, co to znaczy oddychać pełną piersią. I niemal uśmiechnął się z ulgą, choć w ostatniej chwili powstrzymał również ten grymas, uznając, że nie jest on na miejscu. Ogarnęła go znajoma gorączka; zapiekły go policzki i zadrżały ręce. Doskonale wiedział, że tak właśnie działa na niego ukochana, ale uparcie próbował sobie wytłumaczyć, że tak nie powinno być. W następnej chwili wszystko minęło - pokój rozpłynął się w nicość i liczyły się już tylko wargi Spencer, doskonale wykrojone w bladej cerze, aż nie mógł odwrócić od nich wzroku. Zahipnotyzowały go jej usta, aż jedyne, o czym myślał, to sięgnąć po nie z taką łatwością, jak robił to zawsze, jakby nigdy nie przestawał.
Powrót na ziemię nie był dla niego łatwy. Przez chwilę nie potrafił złapać powietrza, bo coś ściskało mu boleśnie wnętrzności, jakby zabraniając mu teraz normalnego funkcjonowania. Zdołał wrócić do siebie, gdy James upomniał się znów o jego uwagę, choć już nie potrafił się z nim bawić, mówić do niego tak swobodnie, jak jeszcze kilka chwil wcześniej, więc tylko zakołysał się w roztargnieniu na piętach, zaraz obracając się w kierunku uciekającej przed nim Spencer. Coś znów ukłuło go boleśnie, gdy zrozumiał, że ona po prostu żałuje tego, co przed chwilą zaszło. I choć na usta cisnęły mu się słowa, powstrzymał je.
- O jedenastej. - odparł cichym i spokojnym głosem, jakby nigdy nic. Nie mógł zareagować inaczej.

[kurde, nie umiem napisać tego, co chcę, znowu -.-
btw. odpisuję na Krakowie i idę się uczyć, więc będę miała jakieś tam przerwy w pisaniu potem ;)]

Leo Rough pisze...

[nie. przecież wiem lepiej.
i nie będziesz mnie przekonywać? ;p / hihi ;D
oj tak, Kochanie, jedna jedyna ;D / ja podejmuję same mądre i dojrzałe decyzje ;p
nie wnikaj ;p no, bo Wrocław jest taki malutki, taki, o, i wszyscy wszystkich znają xD
nie złościłam się na Ciebie ani nic, więc daj spokój, co? teraz się tylko zastanawiałam, co się z Tobą podziało, ale spoko, wykorzystałam ten czas najlepiej, jak się dało (albo tylko się okłamuję, że tak było, nieważne ;p) / jeszcze parę tygodni, nie ma się co zastanawiać ;) ja już wiem, bo to taka coroczna tradycja jest, wiesz, koniec postu i te sprawy :D / gorzej, jak mi będzie! ;p
ugh -.-
w porządku, czekam, nie mam nic innego do roboty ;)]

Próbował opanować to wewnętrzne drżenie, które nie pozwalało mu się skupić na niczym, które rozpraszało go w przerażający sposób, bo czuł się, jakby zaraz miał paść na kolana i błagać Spencer, by przyjęła go z powrotem, by mógł już wrócić. Doskonale wiedział, że przede wszystkim ze względu na nią nie powinien tego robić. Chciała i potrzebowała przerwy, więc teraz powinna ją dobrze wykorzystać, co oznaczało, że nie mogła ot tak zgodzić się, by wszystko wróciło do dawnego porządku. To mogłoby zniszczyć ich starania i zranić nawet bardziej, niż kilka tygodni tęsknoty i niepewności. Musieli określić się na nowo, upewnić, że już nic nie będzie ich rozpraszać, gdy w końcu do siebie wrócą. Te argumenty nie zawsze działały na Leo, bo miał chwile, gdy czuł, że już dłużej nie wytrzyma bez swojej rodziny, ale w tej sytuacji musiał przyznać im rację. Nie powinien przedkładać swoich pragnień ponad dobro Spencer i to właśnie starał się robić, uspokajając swój głos i udając, że nic takiego się nie wydarzyło. Skoro ona potrafiła tak po prostu cofnąć się, on też powinien móc nad sobą zapanować.
- Dziękuję, nie będę sprawiać ci kłopotu. Zamówię taksówkę. - odparł gładko, doskonale wiedząc, że było to tylko grzecznościowe pytanie i tak naprawdę brunetka nie chce odwozić go na lotnisko. Za dobrze ją znał, by nie wyczytać z jej spojrzenia, że wprost marzy o jego odmowie. Ale nie mógł mieć jej tego za złe - nie wyobrażał sobie pożegnania na lotnisku ze świadomością, że spotkają się ponownie dopiero za cztery tygodnie, jeśli nie później. Dzisiaj mógł udawać, że wyjeżdża tylko na weekend, a w niedzielny wieczór przywita go w domu ciepły obiad i lampka wina.
- Spencer, ja... - zaczął, gdy znów znalazła się blisko. Ale zapomniał, co chciał powiedzieć. Myślał o przeprosinach. O błaganiach. O czułostkach.
- Powinienem już iść. - zakończył po chwili, wstrzymując oddech, z szeroko otwartymi oczami wpatrzonymi w Spencer.

[nie no, nie idzie mi dziś -.- przyspieszmy trochu ^^]

Leo Rough pisze...

[nie. nie byłam wstawiona, więc rzeczywiście nie ma w tym nic strasznego. ten spór jest straszny. i nie. nie. nie.
a jeśli zapomniałam i teraz zamknę się w sobie z moim poczuciem odrzucenia? ;> / ;p
tak jest, przykro mi ;p / znowu to Twoje "powiedzmy"... nie wierzysz we mnie czy co?! ;p
bardzo dobrze ;p no dobra, dobra, mogą się znać! on chyba teraz nie mieszka już we Wrocławiu, tylko w Warszawie, ale mniejsza o to ;p może go poznasz xD
spoko, nie tłumacz się ;) miało mnie nie być w sumie, ale nie mogłam iść na ten angielski, bo nadal średnio się czuję, także wiesz ;p o, no to suuper :D popchniemy wątki, choć, jak widzisz, mój wen znowu przysypia ;( taa ;p / ;p
dzięęęęki ;D]

Aż tak bardzo nie spieszyło mu się do wyjścia, choć rzeczywiście tego dnia miał jeszcze wiele spraw do załatwienia, kilka zleceń do zamknięcia przed wyjazdem, ale przewidział na wizytę w domu kilka godzin. Przeszkadzała mu jednak atmosfera panująca pomiędzy nim a Spencer, jakaś wzajemna niepewność i obojętność, której nie potrafili się pozbyć, a Leo wiedział, że szybko sobie z nią nie poradzą. Potrzebują do tego czasu i siebie nawzajem, ale ona zabrała im możliwość naprawiania wszystkiego powoli - rozmową i bliskością, codziennym ciepłem, odbudowywaniem zaufania stopniowo. Musieli zebrać się do kupy w samotności, a to dla żadnego z nich nie było łatwe, wiedział to. Więc dlaczego ciągle udawali, że jest inaczej?
Gdzieś w nim tliła się iskierka nadziei, że Spencer będzie odrobinę aktywniej powstrzymywać go przed wyjściem tak szybko - jego kawa stała na stole nieruszona, na ciasto nawet nie zdążył zwrócić uwagi - ale właściwie nie dziwił się, gdy tylko skinęła głową i wzięła w ramiona Jamesa. On bez słowa zabrał z salonu puste pudełka po prezentach, które przyniósł dla syna, a gdy był w kuchni, upychając kartony do kosza, przy okazji na moment zatrzymał się przy zmywarce. Po kilku jego wprawnych ruchach miała znów działać bez zarzutu przez jakiś czas. Później ruszył już prosto do ich sypialni, by spakować resztę swoich ubrań, jakieś osobiste drobiazgi, które chciał mieć przy sobie. Na stercie koszul i wrzuconych byle jak krawatów położył zdjęcie w prostej ramce z jasnego drewna - wywołaną niedawno fotografię przedstawiającą Spencer i Jamesa w kilka dni po przybyciu malca do domu. Leo miał nadzieję, że jego ukochana nie zauważy braku pamiątki, a nawet jeśli, to nie odbierze tego źle. Nie chciał jednak uprzedzać jej o tym, choć sam nie wiedział, dlaczego ma ochotę to ukryć.
I zanim się obejrzał już stał w drzwiach z walizką wypchaną ubraniami, zastanawiając się, co mógłby zrobić, by jeszcze na chwilę wrócić do salonu. Nic jednak nie mogło przyjść mu do głowy - Spencer odprowadziła go do wejścia, a więc nie miał już wymówek. Zastanawiał się, czy może teraz nie powiedzieć jej o swoich uczuciach, o duszącej tęsknocie, o bólu, o strachu... I gdy zatrzymała go, serce zabiło mu w piersi mocniej, bo nagle wiedział już, że pomylił się i Spencer wcale nie jest chłodna i obojętna. Patrzył w milczeniu na jej przymknięte powieki, zastanawiając się, co powie. Rozczarowanie odmalowało się na jego twarzy.
- Jasne. - powiedział tylko, wiedząc, że przy kolejnych słowach głos mógłby go zdradzić. Teraz nie potrafił już jednak obrócić się na pięcie i po prostu wyjść, więc zbliżył się do Spencer i Jamesa. Najpierw pochylił się nad synkiem, całując jego pachnącą oliwką główkę i szepcząc, by zaopiekował się mamą, a potem, zanim którekolwiek z nich zdążyło zarejestrować, co się dzieje, pochwycił w palce brodę ukochanej i na kilka sekund złączył ich wargi, nie pozwalając jednak, by z tego pocałunku wyszło coś więcej.
- Wy też na siebie uważajcie. Kocham was. - wymruczał, odsuwając się tak samo nagle, jak znalazł się przy Spencer. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi, by nie czuć na plecach spojrzenia brunetki, gdy będzie szedł w stronę samochodu.

[nie, weź, protestuję już dzisiaj, nie wychodzi tak, jak powinno! -.-]

Leo Rough pisze...

[po pierwsze: jestem znana z bycia szczerą do bólu, ale to wiesz. po drugie: nie piję alkoholu, ale to też wiesz. po trzecie: jak mogłam być wstawiona, skoro piłam tylko soczki?! więc nie.
miałam 50% szans ;D
e tam ;p / tak ;p ^^
mam ;> nie orientuję się za bardzo, więc już się nie będę wypowiadać ;p o, no widzisz, wygląda na to, że jesteś Grabarczykowi przeznaczona! xD
skoro tak, to proszę bardzo! ;p tak Ci się tylko wydaje... on też ma anginę, coś mi się wydaje ;(
;p]

Jakimś cudem wrócił do hotelu i zdołał trafić do pokoju bez uszkadzania siebie, innych lub budynku. Nie był pijany, ale po spotkaniu z ukochaną tak właśnie się czuł - jakby Spencer upiła go butelką wódki i wyrzuciła za próg, mówiąc, że nienawidzi pijaków. A potem wsiadł do samochodu i nie pamiętał nic z drogi do centrum Murine, bo jego głowę wypełniał tylko opar uzależniającego alkoholu. W myślach miał tylko ostatni pocałunek i te uczucia, które zapłonęły w nim tuż potem, gdy zamykał za sobą drzwi własnego domu i walczył z pokusą, by zawrócić i wziąć ukochaną w ramiona, a potem już więcej jej z nich nie wypuszczać. Wiedział, że bez niej sobie nie poradzi, ale nie miał wyboru. Musiał odejść, wsiąść do samochodu, wyjechać, by potem móc wrócić i... I co?, pytał siebie. Udawać, że tych tygodni wcale nie było?
To nie było rozwiązanie i Leo doskonale o tym wiedział, ale nie było już nic, co mógł zrobić. Wrócił do małego hotelowego pokoiku i zaczął przepakowywać walizki, rezygnując tego wieczora zarówno z rozrywek, jak i snu. Miał pracować, by oderwać swoje myśli od dręczących go tematów i tak właśnie zrobił, choć po kilku godzinach ślęczenia nad komputerem i przepisywania bezmyślnie całych plików dokumentów dziwił się sobie. Nie spodziewał się, że da radę tak po prostu wyłączyć się na jakiś czas, nie zapomnieć, a jedynie odepchnąć ból na krańce świadomości. Szybko jednak przekonał się, jak ogromnym to było błędem - po jakimś czasie obrazy zalały jego głowę ze zdwojoną mocą, nie dając mu już wtedy ani sekundy wytchnienia. Musiał odpuścić sobie dalszą pracę - wysłał zapełnione danymi pliki, a potem wyłączył komputer i wszedł do zimnego łóżka, nie przejmując się tym, że nadal ma na sobie ubranie. Ubranie, które nosiło na sobie ślady Spencer, którego ona dotykała... Wciąż jeszcze pamiętał, jak ociągała się, wygładzając na jego ramieniu tetrową pieluszkę, a także jak szybko uciekła, gdy na chwilę niespodziewanie przylgnęła do niego. To rozpamiętywanie zajęło mu czas prawie do świtu - dopiero wtedy zasnął, wyczerpany wrażeniami, zmęczony do granic możliwości. Nie dane mu było wypocząć, bo budzik zadzwonił zaledwie kilkadziesiąt minut później i Leo, chcąc nie chcąc, musiał zacząć zbierać się do wyjścia. Tego ranka już nie pozwalał sobie na myśli o Spencer i Jamesie, doskonale świadomy, że to nie jest najlepszy pomysł tuż przed wyjazdem. Pozwolił sobie na kolejną porcję rozpaczy już w samolocie, gdy koła machiny oderwały się od ziemi, a dla niego nie było już odwrotu. Leciał do Londynu, nie wiedząc, gdzie będzie następnego dnia, a choć w innej sytuacji cieszyłaby go ta wolność, ta swoboda, perspektywa najlepszej pracy na świecie, teraz żałował, że nie może leżeć w swoim własnym łóżku, przekręcając się na drugi bok, bo James zrobił im niespodziankę i śpi tego dnia trochę dłużej... Zaczął zastanawiać się, co robi teraz jego rodzina - może bawią się, nie pamiętając o ojcu, nie przejmując się nim już w choćby najmniejszym stopniu, spychając go do przeszłości? I choć Leo wiedział, że to nie jest prawda, nie mógł pozbyć się wrażenia, że Spencer jakoś specjalnie nie będzie za nim tęsknić.

[taa, mhm, a ja mam rogi. możesz już pisać o tym Jamesie? pomyślałam, że to mogłoby być tylko jakiś tydzień później, bo mam trochę planów dla nich na koniec wakacji, a już w sumie mają lipiec ;p a co do choroby Małego - nie wiem, jak poważna ma być, ale mogę czegoś jeszcze szukać, jeśli Tobie nic nie przyszło do głowy ;p albo możemy zrobić tak, jak zawsze, czyli pisać to, co nam pasuje xD]

Leo Rough pisze...

[w porządku, wybaczam! ;) em... dobrej zabawy? smacznego? xD
nie mam właśnie! :/ bardzo dobre, będą Ci się podobać po sielankowych wątkach :D
to ja poszukam, mam teraz trochę czasu, jak Ciebie nie ma - zaraz podeślę Ci linki albo coś ;p]

Leo Rough pisze...

[:D
bardzo dobre - niech to Ci wystarczy, OK? xD
wymyśliłam już! "drobna" choroba, czyli mononukleoza albo coś, co bardziej mi się podoba: sepsa, albo zapalenie opon mózgowo rdzeniowych. przy żadnym nie skrzywdziłybyśmy Jamesa za bardzo, bo on jest słodziutki, ale wystraszony Leo już na pewno nie ruszyłby się z domu ;p co myślisz? ;>
jeszcze link: http://mojniemowlak.pl/zdrowie/czym-sa-pneumokoki.html
tu masz te dwa ostatnie, mononukleozę sobie znajdziesz ;p]

Leo Rough pisze...

[no dobre, przecież powiedziałam! ;p
OK :D ^^ uwielbiam szpitalne dramaty, wiesz? ;> :D
;)]

Leo Rough pisze...

[nieprawda! nie byłam! niby jak pisałam, hę? użyłam kilka emotek więcej? no bez przesady -.-
źle strzeliłam ;p
skoro muszę... ;p
a myślisz, że Ci powiem? ;p haha, właśnie xD
zobacz, jaka jestem cudowna! :D / nie wydaje mi się, wybacz ;p
no, no, to właśnie mówię ;p / no właśnie zauważyłam - odświeżyłam trochę za wcześnie i się zastanawiałam, gdzie moja część o Jamesie ;p]

Ta tęsknota, którą odczuwał teraz, spokojnie mogła być porównywana do bólu, który rozrywał serce Leo po rozstaniu ze Spencer. I nie liczyło się to, że tym razem nazwali to przerwą ani świadomość, że przecież w końcu wrócili do siebie - on ciągle pamiętał, do czego samotność doprowadziła go poprzednim razem. Może teraz nie powinien cierpieć aż tak bardzo, a przynajmniej to wmawiała mu Val, która była teraz jedyną osobą, do której mógł zadzwonić i po prostu trochę się wyżalić. Mówiła mu, że wrócą do siebie zanim się obejrzy i wszystko znów będzie po staremu. Ale tu już nie chodziło tylko o Spencer - był jeszcze James, za którym Leo tęsknił tak samo mocno, jak za ukochaną. To myśl o synku głównie go motywowała, gdy tracił wiarę, że może sobie poradzić w nowej pracy. Wmawiał sobie, że jego rodzina będzie z niego dumna, że jeśli kiedyś stanie się w tej branży kimś ważnym, syn będzie chwalił się, że ma takiego ojca. Z drugiej strony ciągle nie był pewien, czy Spencer szczerze gratulowała mu tej wymarzonej posady, czy jedynie nie chciała go ranić, mówiąc to, co naprawdę myśli: że nie powinien wyjeżdżać, bo sobie nie poradzi. Sam nie wiedział, dlaczego robił z niej takiego demona, ale szybko żałował tego i znów rozsnuwał słodkie wizje ich zejścia, gdy już nic ani nikt nie będzie im przeszkadzać w byciu razem.
Dość szybko odnalazł się w nowej rutynie, bo gwarantowała mu wszystko to, co uwielbiał w swojej pracy - nieustanny kontakt z ludźmi i współpracę ze specjalistami. Wystarczyło, że w jego głowie rodził się choćby najbardziej blady, nieśmiały pomysł, a zaledwie godzinę później widział go już na ekranie komputera dokładnie w takiej formie, w jakiej go sobie wymyślił. W tej kwestii wszystko szło wprost idealnie, zupełnie bezproblemowo - nie licząc ciągłego zmęczenia i obolałego od nadmiaru kawy żołądka Leo nie mógł na nic narzekać. Zarówno Londyn, jak i Bristol, w którym znalazł się kilka dni później, był dla niego łaskawy. Dostawał wszystko, czego potrzebował, poza najważniejszą rzeczą - ciepłem ukochanej u swojego boku. Bo wciąż miał gorsze momenty, wciąż tęsknił jak szaleniec, wciąż oddałby wszystko, by zamienić hotel na swoją przytulną sypialnię.

Leo Rough pisze...

Nigdy nie spodziewał się, że jego marzenia spełnią się w ten sposób. Nie chciał tego. W najgorszych koszmarach nie przewidywał takiego scenariusza, ale los znów śmiał mu się w twarz. Myślisz, że gorzej już być nie może? Zakład? Leo miał ochotę krzyczeć, błagać, by to nie było prawdą, ale... już nic nie mógł zrobić. Gdy zadzwonił telefon, był właśnie w trakcie zebrania, po którym miał złapać samolot z powrotem do Londynu, gdzie czekały na niego tego dnia jeszcze dwa zaplanowane spotkania. Najpierw przeprosił swoich współpracowników, że przeszkodził im sygnał niewyciszonej komórki, ale gdy dostrzegł imię na wyświetlaczu, nie mógł nie odebrać. Mamrocząc przeprosiny i rozkazując swojemu asystentowi robienie dokładnych notatek wyszedł na korytarz, gdzie natychmiast przycisnął telefon do ucha. Miał złe przeczucia, bo doskonale wiedział, że Spencer nie dzwoniłaby do niego bez powodu w środku dnia - musiało więc stać się coś poważnego, choć nie pozwalał sobie na myślenie, że któremuś z jego skarbów mogła stać się krzywda. Ale gdy tylko usłyszał głos brunetki, która przecież nie mogła ukryć przed nim swoich łez nawet podczas telefonicznej rozmowy, wiedział już, że spełniają się jego najgorsze koszmary. Zaczął łagodnie prosić ją o wyjaśnienia, jednocześnie próbując ją uspokoić, choć przecież wiedział, że to nic nie da. Mógł próbować. Jednocześnie wywołał z sali swojego asystenta i zaczął półgłosem tłumaczyć mu sytuację, nie wdając się w szczegóły: musi natychmiast wyjechać, potrzebuje bilet na samolot do domu. I gdy chłopak odszedł, a Leo znów został sam z zapłakaną po drugiej stronie telefonu Spencer, szatyn już nie wiedział, co ma robić, co mówić.
- Kochanie... Chodzi o Jamesa, tak? - zapytał, a w jego głosie natychmiast zabrzmiało napięcie i paraliżujący wręcz strach. Nie on. Tylko nie jego dziecko.

Leo Rough pisze...

[nie mam pojęcia, o co Ci chodzi. nie byłam wstawiona!
no tak! ;( ;p
znowu mi grozisz, zła kobieto! xD
niee, bo to by za bardzo przypominało grę w dziesięć pytań. no i musiałabyś odwdzięczyć mi się czymś podobnym, a nie wiem, czy jesteś na to gotowa ;>
no ba! :D / no nie ;(
;p / och, oczywiście! ;D]

Głos Spencer dotykał najwrażliwszych części jego serca, jakby był zaprogramowany, by przy odpowiednich tonach czy rejestrach reagować w konkretny sposób. To było tak naturalne, jak mruganie, wystarczyła mu sekunda, by wiedzieć, że dzieje się coś strasznego. A tak bardzo chciał się mylić! Pragnął, by okazało się, że jego ukochana po prostu przesadziła z czekoladkami i nadmiar cukru wylewa się z niej teraz w wypełnionych żalem słowach. Wiele dałby, żeby zamiast wyjaśnień, z których wynikało, że ich synek nagle zachorował, dostał choćby i awanturę, że ważył się wyjechać i ich zostawić. Chciałby, żeby jej błaganie, by był obok, nie wynikało z jej bezsilności rozpaczy. Ale nic nie mógł zrobić poza pospieszeniem młodego chłopaka, który mu pomagał. I już zaraz trzymał w dłoni karteczkę z zapisanymi danymi jego lotu, z którą pospiesznie zbierał się do wyjścia, ciągle słuchając uważnie tego, co działo się w szpitalu w Murine.
- Będę najszybciej, jak tylko się da. - odpowiadał również szeptem, bo przez ściśnięte z paniki gardło nie mógł wydobyć się teraz żaden głośniejszy dźwięk. On też był zdenerwowany, może nawet bardziej, niż ona, bo nie mógł być na miejscu, nie mógł reagować. A co, jeśli...? Nie pozwolił sobie dokończyć tej myśli, zaraz ganiąc się za nią z całą mocą. I już wyczerpany z niepokoju i rozpaczy wychodził z biura, bez słowa mijając współpracowników, wiedząc, że poradzą sobie bez niego i jego wyjaśnień. Rodzina była najważniejsza - teraz Leo gryzł się, że wcześniej zignorował ten fakt, bo teraz miał za to pokutować. Przecież oszaleje, jeśli przez kilka godzin będzie musiał tkwić w samolocie bez wieści od Spencer! Ale wciąż wsłuchiwał się w to, co działo się po drugiej stronie słuchawki, licząc, że usłyszy coś, co pozwoli mu choć odrobinę uspokoić ukochaną. Musiał zdać się jednak na wyświechtane frazesy i ciągłe powtarzanie, że już jest w drodze, że wszystko na pewno będzie dobrze. Bolało go to, że nie może pomóc jej inaczej, objąć, przytulić, powiedzieć, że nie jest w tym sama, ale na razie musiały jej wystarczyć słowa. Więc nieprzerwanie mamrotał coś do słuchawki, pokonując kolejne korytarze, choć w którymś momencie był już pewien, że się zgubi i nigdy nie wyjdzie z tego budynku, nigdy nie dotrze do Spencer i Jamesa, który... Znów przerwał w połowie, po prostu opadając na najbliższą płaską powierzchnią, którą okazał się schodek prowadzący do jakiejś pracowniczej palarni. Bo już nie miał siły, nie mógł złapać oddechu, nie miał panowania nad swoim ciałem...

[wybacz, teraz moja siostra nie daje mi spokoju - szykuje się na imprezę i potrzebuje koniecznie mojej pomocy ;p]

Leo Rough pisze...

[po prostu nie bywam wstawiona, kropka. wtedy też nie byłam, tyle!
ja Tobie też powiem, że coś tam jest oczywiste, jak będziesz ode mnie to coś chciała! ;p ogarnęłaś? ;> xD
no nie miałam wyboru, nie?! ;p
nie, wcale ;p ale to Ty chciałaś coś wiedzieć, więc pytaj, a w zamian od razu napisz coś od siebie, o ;D
myślisz, że nie wiem? -.-
;))
już sobie poszła, całe szczęście! ;p]

Musieli być razem i Leo wiedział to, ale nagle nie potrafił się zmusić do ruchu. Gdy pomyślał, jak wiele jeszcze go czeka, zanim wreszcie znajdzie się przy Spencer i ich synku, ogarniała go niemoc i niechęć. Już samo opuszczenie budynku wydawało mu się niemożliwym do wykonania zadaniem, nie wspominając już o złapaniu taksówki i podróży do hotelu, by zabrać choćby dokumenty i jakieś najpotrzebniejsze rzeczy. Pakowanie walizki czy zastanawianie się, co musi ze sobą zabrać, wydawało się ponad jego siły, aż miał ochotę zostać na tym schodku, nie ruszać się stamtąd tak długo, aż przyrośnie do lodowato zimnych płytek. Gdy jednak ktoś, przechodząc obok, szturchnął go, Leo zdołał wstać i znów ruszyć na poszukiwania wyjścia z budynku, w którym dotąd nie zdarzyło mu się zgubić. Jednocześnie zaczęła docierać do niego rozmowa Spencer z jakąś kobietą, najpewniej pielęgniarką. Przysłuchując się jej, podążał korytarzami biurowca, coraz szybciej przemierzając kolejne klatki schodowe. Aż w końcu uderzył w niego powiew świeżego powietrza i Leo wreszcie znalazł się przed budynkiem, oddychając głęboko, niemal z ulgą, że nareszcie znalazł wyjście. Teraz od rodziny dzieli go jeden kroczek mniej.Nagle dotarło do niego znaczenie rozmowy, która odbywała się w Murine, setki kilometrów od niego. Spencer mogła zobaczyć ich synka! Mogła sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku! Leo mimowolnie znów wstrzymał powietrze, przerażony tym, co mogło się teraz wydarzyć, bo w jego głowie rodziły się najczarniejsze, najokropniejsze scenariusze. I zaraz nadeszło rozczarowanie, niemal niszcząc mężczyznę swoją gwałtownością, gdy dowiedział się, że choćby w ten pośredni sposób nie będzie teraz przy ukochanej i ich maluszku, choćby przez telefon. Ale musiał przytaknąć, przypomnieć, że wszystko naprawdę będzie dobrze, że jest już w drodze. I rzeczywiście chwilę później tkwił już w taksówce, robiąc w myślach plan na najbliższą godzinę. Jeszcze tak wiele dzieliło od rodziny, ale starał się nad tym nie zastanawiać, skupiając się na najbliższej przyszłości. Tylko dzięki temu nie oszalał, gdy w kolejce do odprawy po raz setny sprawdzał, czy jego telefon się nie zepsuł, bo Spencer nie dzwoniła, nie odzywała się. Tłumaczył to sobie tym, że pewnie jest przy Jamesie, trzyma jego maleńką rączkę i opowiada wszystkie te słodkie bajki, których malec słuchał już w chwili, gdy nazywany był Fasolką. To też powtarzał sobie, gdy zmuszony był wyłączyć komórkę, zajmując swoje miejsce na pokładzie samolotu, a także później, gdy tuż przed lądowaniem niepokój ścisnął go boleśnie w dołku. Był późny wieczór i nie miał śmiałości dzwonić o tej porze do Spencer, wciąż karmiony nadzieją, że jest z Jamesem. Postanowił, że odpuści to sobie, szczególnie teraz, gdy z lotniska jechał do szpitala samochodem, ciągle zastanawiając się, dlaczego mercedes nie chce zwolnić mimo ograniczeń i radarów. Ale nie przejmował się tym. Ostatnie wieści miał kilka godzin temu... Kto wie, co wydarzyło się od tego czasu? Musiał być już przy nich - teraz, zaraz, natychmiast.

Leo Rough pisze...

[hahaha, ryly fany -.- nie byłam.
dobra, dobra, widzę, że prawie wyczerpałam Twoją cierpliwość, więc już daję spokój ;p nie pamiętam, o co chodziło, ale okej, wiem ;p no, to była groźba xD
haha, serio? nie wnikam! ;p
wiesz, ilu poznałam we Wrocławiu przystojnych, wysokich brunetów, na widok których miękły mi kolana? szkoda tylko, że byłam wtedy w gimnazjum i tylko ci niżsi zwracali na mnie uwagę xD ale serio, nie ma żadnej historii, po prostu możliwe, że widziałam go na jakiejś imprezie ;p zwalniam Cię z tego obowiązku :D znaj moje dobre serce! ;p
dobra, dobra, wybacz, to ja już milczę ;p
;)]

Z piskiem opon hamował tuż przed wejściem do szpitala, nie przejmując się mandatem, który pewnie dostanie za zatrzymanie się w niedozwolonym miejscu. Po chwili jednak wycofał, uznając, że ta chwila już go nie zbawi, a może wykorzystać ją na uspokojenie się, zanim odnajdzie Spencer. Ona potrzebowała go opanowanego, przecież po to dzwoniła, prawda? Potrzebowała wsparcia i to miał jej zapewnić niezależnie od tego, co działo się między nimi. Próbował więc za wszelką cenę uspokoić szalone bicie serca i przyspieszony oddech, ale po zaledwie kilku sekundach zrezygnował ze starań. Porzucił samochód zaparkowany niemal w poprzek na dwóch miejscach, a potem już biegiem ruszył w stronę wejścia do szpitala. Nikt nie zatrzymywał go, gdy skierował się w stronę wejścia na oddziały. Z sercem podchodzącym mu do gardła wbiegał po schodach, za dobrze znając piętro, na którym spodziewał się zastać ukochaną i synka. Nieuważnie otarł czoło, zroszone kropelkami potu, a potem zerwał wiszący smętnie na szyi krawat, wciskając go do kieszeni marynarki. Ostatnie metry przed wejściem na oddział pokonał biegiem, ale tuż przed drzwiami powstrzymała go jedna z pielęgniarek, mówiąc, że jest już po godzinach odwiedzin. Przerażony Leo zaczął tłumaczyć jej chaotycznie sytuację, ale ona wyglądała, jakby w ogóle nie rozumiała targających nim ogromnych emocji. Uparcie powtarzała, by przyszedł jutro, bo teraz swoimi krzykami obudzi dzieci. A potem zaczęła straszyć go ochroną. Gdyby nie to, że chwilę później Leo prześlizgnął się pod jej ramieniem i wszedł na oddział, pewnie miałby na głowie kilku ochroniarzy, ale pielęgniarka odpuściła. Już nie zatrzymywał się, bo rosła w nim pewność, że się spóźnił, że stracił swoją szansę... A wtedy dostrzegł na końcu korytarza znajomą, ukochaną sylwetkę.

Leo Rough pisze...

[kuźwa, fajnie, że dopiero się skapnęłam, że odpisałam na pół komentarza -.-]

Leo Rough pisze...

[NIENAWIDZĘ TWOJEGO "POWIEDZMY"!!! nie.
taa, znam to ;p wiem, wiem, bo inaczej Ty byś się w sobie zamknęła, potem ja, tak w kółko xD mhm, mhm, taa ;p
niee, skąąd! ;p wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję ;p
ej, o czym Ty znowu myślałaś, hę? bo już się boję... ;p no, więc widzisz ;p ej, to nie jest śmieszne! ;p wysoka jestem, potem mam problem xD PROSZĘ BARDZO! ;p
;p ;))
jak ładnie wybrnęłaś z mojego błędu - przepraszam i dziękuję :)]

Widząc rozgrywającą się przed nim scenę i już z daleka słysząc krzyki Spencer, jeszcze przyspieszył, teraz już pędząc przez korytarz jak burza. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał coś w ustach ani czy pił coś na pokładzie samolotu, ale nie czuł zmęczenia - panika nakręcała go tak, że był gotów przebiec teraz maraton, byle tylko znaleźć się już przy swojej rodzinie. A jego cel był już tak blisko! Ukochana wyraźnie była już na skraju załamania nerwowego, przemęczona i przerażona, dotąd samotna w tym wszystkim. Ale to już miało się zmienić. Już prawie był przy niej.
I znów zanim się obejrzał, trzymał Spencer w ramionach, przyciskając ją do siebie z całych sił, otulając drżące od płaczu plecy i szepcząc słowa otuchy, które teraz, gdy był już przy niej, nawet dla niego nabrały nowego znaczenia. Nie przerywał swoich zabiegów przez kilka chwil, dopiero po pewnym czasie uświadamiając sobie, że i na niego działa to kojąco, choć niepewność, co się dzieje z Jamesem, dokuczała mu ciągle. Coś jednak podpowiadało mu, że mimo wszystko najpierw powinien zająć się ukochaną, a dopiero potem zacząć wyciągać z niej informacje. Bo teraz nie była w stanie mówić.
- Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu, przepraszam, Kochanie. - szeptał dla ukojenia wyrzutów sumienia, że w takiej chwili był daleko, że nie mógł pomóc swojej rodzinie tak, jak powinien. Ale zaraz uspokajał się tym, że już jest z nimi, już nigdzie się nie wybiera. I to powtórzył Spencer, wreszcie odsuwając ją od siebie nieznacznie, by czule zetrzeć z jej policzków ciągle płynące łzy.
- Powiesz mi, co się dzieje? - poprosił cichym, łagodnym głosem, ledwo mogąc złapać oddech z przerażenia, ze znów ogarniającej go paniki. Bał się tego, co mógł usłyszeć od ukochanej; spodziewał się najgorszego. Tłumaczył sobie jednak, że mają tutaj dobrych specjalistów i ich synkowi nie stanie się nic złego. Nie może się stać, bo to ich Skarb, ich kochany maluszek. Mimowolnie znów przyciągnął do siebie Spencer, nie potrafiąc znieść nawet kilku sekund rozłąki, nawet chwili bez jej ciepła. Był w rozsypce, a tylko ona mogła pomóc mu się pozbierać.

Leo Rough pisze...

[po prostu: nie.
tak właśnie ;p haha, już to przerabiałyśmy! xD nie, ja już w nic nie wątpię, nie wolno mi! ;p
wcale ;D no, udało mi się ;p
jak zaczęłaś, to dokończ, nie? nie bądź zołza! ;p / trudno powiedzieć. 170 cm? coś koło tego ;) a czemu pytasz? bo to mi teraz przypomina te wszystkie internetowe czatu i dziwne pytania... xD / NO BA! xD
:* ;))
a teraz muszę "już" znikać, bo się trochę zasiedziałam ;p dobrej nocy życzę i do spisania później ;) będę... hm, rano, pewnie koło dziewiątej, a potem klasycznie po obiedzie, koło trzeciej ;) do spisania!]

Leo Rough pisze...

[to je wyrzuć z siebie, ale nie w moją stronę, OK? bo nie byłam wstawiona, ot cała filozofia. przyznaj mi rację i po kłopocie!
milion? jestem bardzo dosłowna i teraz zaczęłam sobie to wyobrażać ;p haha, taa, mam zakaz ;p
;D
ach, na pewno miałam przygody, ale byłam pewna, że to nie on xD / tak, to było dziwne pytanie, jeśli bierzemy pod uwagę naszą dziwną sytuację ;p o, co za ulga, mogę na nasze spotkanie założyć obcasy! ^^ no, dzięki, jestem! ;p w sensie wystarczająco wysoka, żebym mogła dobrze wyglądać w tych wszystkich optycznie skracających ubraniach i spokojnie mogła nosić niebotyczne szpile :D no takie też znam, powiedzmy, że my jesteśmy tak normalnie wysokie, o! ;p
OK, moje plany się posypały, ale będę czekać ;) pewnie już do wieczora będę przy kompie, bo do kościoła nie idę, w sumie nie wiem, czy jutro już pójdę do szkoły, bo znowu mnie zaczęło rozkładać -.- nieważne - miłej niedzieli życzę ;)]

Nie wiedział, jak przyjąć milczenie Spencer, ale długo nie zaprzątał sobie tym myśli, bo wkrótce dotarło do niego, co oznaczają jej ramiona oplatające go z zadziwiającą siłą, co oznacza jej bliskość. Już rozumiał, że potrzebują siebie nawzajem, że muszą być razem, bo inaczej nie potrafią normalnie funkcjonować. Teraz nie zamierzał odstąpić ukochanej na krok, bo musiał nadrobić czas, gdy nie było go przy niej. Chciał ją przeprosić, a nie znał innego sposobu, jak zdjąć teraz z jej barków część zmartwień. W myślach już obiecywał jej, że się nią zaopiekuje, że wszystkim się zajmie, że da jej upragniony spokój.
Ale po chwili padły słowa, które zmroziły mu krew w żyłach, sprawiając, że na kilka długich sekund zamarł w zupełnym bezruchu. A potem wrócił ból, który zmienił rysy jego twarzy, wyostrzył je nagłą złością, jednocześnie gasząc oczy rozpaczą. To samo dostrzegł w spojrzeniu Spencer, gdy na chwilę oderwała się od niego, a pierwszym odruchu chciał odwrócić wzrok, by nie widzieć jej cierpienia. Ale szybko uznał, że tkwią w tym razem, chodzi o ich dziecko. I choć ból był nie do zniesienia, gdy myślał o tym, co dzieje się z Jamesem za drzwiami jego sali, jakimś cudem zdołał jeszcze na chwilę skupić się na ukochanej, na gładzeniu jej pleców, muskaniu włosów, choć już nie potrafił wydusić z siebie słowa. To otępienie pozostało w nim, gdy nagle brunetka pociągnęła go w stronę pielęgniarki, a także potem, gdy ruszyli w kierunku drzwi do pokoju chłopca. Coś krzyczało w głowie Leo, że nie da rady, że nie może patrzeć na niego w tym stanie, ale Spencer trzymała jego dłoń w silnym uścisku, przeprowadzając go przed próg. Jego wnętrzności zacisnęły się boleśnie, gdy przez szybę dostrzegł ich synka, oplecionego rureczkami i przewodami, prawie ginącego w plątaninie tych wszystkich urządzeń, dręczonego obcymi dłońmi, choć Leo nie potrafił określić, czy pomagają mu, czy go krzywdzą. Nie zwlekał ani chwili dłużej - teraz to on prowadził Spencer, by zaraz znaleźć się przy Jamesie. Chłopiec niemal się nie poruszał, nie licząc unoszącej się i opadającej w szybkim rytmie klatki piersiowej, a po wyglądzie jego wymęczonej buzi Leo natychmiast ocenił, że malec ma gorączką. Spoglądając na ukochaną, podsunął jej taboret, a sam stanął tuż obok, niemal niepewnie sięgając do maleńkiego ciałka syna, decydując się wreszcie tylko na leciutkie muśnięcie rozpalonego czółka. Bał się, że pewniejszym dotykiem mógłby go uszkodzić, skrzywdzić, więc szybko cofnął dłoń, odsuwając się od łóżka Jamesa. Po prostu nie mógł tego robić.

Leo Rough pisze...

[nie no, serio? -.- mogę się złościć z jakiegoś innego powodu, ale w tej jednej kwestii przyznaj mi już rację, co? :/
no wiem przecież! ja tylko tak, jak ścisłowiec do tego podchodzę - milion to milion, tyle xD i nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać ;p
;p
ta, ja już wiem, co Ty tam sobie wyobrażałaś xD / nie o nic, tylko... ostrzegaj, jeśli będzie chodziło o takie rzeczy! ;p ej, nie, nie zgadzam się! nie wiem, jak Ty, ale ja jestem wysoka! ;p to też fakt... ;p
no, pecha mam jakiegoś -.- o, no to super ^^ właśnie, czytaj, czytaj i pisz tę recenzję, bo ja tu już za Ciebie kciuki trzymam! ;))]

Jego własna słabość i niemoc sprawiały, że miał ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć, po prostu się rozpłynąć. Było mu wstyd, że nie może być przy swoim synu, bo przecież niczego innego nie pragnął, ale jakaś blokada tkwiła w nim uparcie jak drzazga, nie pozwalając mu siedzieć przy nim tak wytrwale, jakby sobie tego życzył. W ogóle nie mógł być przy nim, bo czuł, jakby miał zaraz wybuchnąć, choć sam nie wiedział, czy zacznie krzyczeć, czy płakać. I był na siebie zły, i przerażało go to, ale co miał zrobić? Musiał mieć chwilę, by opanować się, szkoda tylko, że działo się to na oczach Spencer. Cofnął się więc dyskretnie, a przynajmniej tak mu się wydawało, by zacząć przemierzać sobie tylko znaną ścieżkę przy oknie, by ukoić skołatane nerwy. Przyciskał do ust dłoń zaciśniętą w pięść, tłumiąc mdłości i wywołujące je wyrzuty sumienia, że okazuje się tak słaby, gdy jego ukochana zachowuje się wręcz przeciwnie: działa. Była twarda i silna, a on nie dawał już rady...
A potem znalazła się przy nim, przez co Leo poczuł się jeszcze gorzej. Musiała pocieszać go, choć to powinno być jego zadanie, to od zawsze miała być jego rola. Nie chciał, by Spencer czuła, że znów jest w tym koszmarze sama i musi radzić sobie ze wszystkim na własną rękę, więc musiał jak najszybciej zebrać się do kupy, opanować, ogarnąć. Ale nie mógł jej też odepchnąć, mówiąc, że musi być sam, więc oplótł ją ramionami, kiwając tylko głową, czując do siebie najprawdziwsze obrzydzenie. Nie tego chciał dla swojej ukochanej, dla ich cierpiącego synka.
- Przepraszam. - szepnął kolejny raz, czule przyciskając wargi do czubka głowy Spencer. Z tym słowem na ustach trzymał ją w ramionach przez chwilę, a potem zacisnął zęby i popchnął ją lekko w stronę Jamesa, mamrocząc coś o tym, że zaraz znów ich wygonią, więc muszą spędzić z synkiem najwięcej czasu, jak tylko się da. I przywołując na twarz jak najbardziej neutralną maskę, by nie pokazać ogromu swojego bólu, zaprowadził ukochaną z powrotem do chłopca. Sam stanął obok, nie mając odwagi usiąść. Oparł jedną dłoń na ramieniu Spencer, a drugą, odrobinę wbrew sobie, odnalazł paluszki syna. I tkwił tak przez chwilę, zagryzając wargę, uparcie milcząc i nie patrząc na ukochaną. Błagał, by już nie zwracała na niego uwagi, by nie pytała o nic.

[a fe, ble, ugh... -.-]

Leo Rough pisze...

[ugh -.- dobra, ja wiem swoje, nie byłam wstawiona.
może być, dużo lepiej! ;p o nie, potrafię, potrafię bardzo dobrze, ale gdy uczę się biologi jest to raczej trudne ;p od tygodnia śnią mi się enzymy z inhibitorami w kształcie kulek i sześcianami aktywatorów -.- ;p
haha, ok, skoro się boisz... xD / no nie wiem, wymyślisz coś! ;p no jak możesz nie pytać, co? umrzesz z ciekawości! ;p no właśnie :D
no właśnie! jak dostałam te skany, to aż mi się w głowie zakręciło ;p wyjdzie na to, że odpuszczę sobie dzisiaj częste odpisywanie, bo muszę to ogarnąć wszystko, nie mam innego wyjścia :/ no, już nie dziękuj, tylko ruchy wykazuj, nie?! coby ta moja bezgraniczna wiara w Ciebie nie okazała się błędem! ;p :D
ta, mhm, pamiętasz o rogach? -.-]

W jego głowie jednocześnie panował niemożliwy do opanowania chaos i kompletna pustka, z której nie przedzierała się żadna myśl. To zmęczenie dawało mu się we znaki, odbierając mu zdolność panowania nad swoim ciałem i tym, co dzieje się w jego głowie, a on już nie walczył. Poddał się panującemu w nim bałaganowi, pozwalając emocjom zalać się wrzącą, bezładną falą, która opętała go bez reszty, sprawiając, że jedyne, co do niego docierało, to ból - stały, pulsujący, wzmagający się przy każdym ruchu, teraz bardziej fizyczny niż duchowy. Bo już nie przyjmował go do świadomości, jedynie jego ciało żyło nim, dręcząc swoje komórki, przeciążając układy. A jednak Leo wiedział, że nie zdoła odpocząć, dopóki z Jamesem nie będzie wszystko w porządku, dopóki do Spencer nie powróci spokój. Zapowiadała się długa noc, a szatyn wiedział, że to nie jedyna taka w zbliżających się dniach. I już czuł się zmęczony. Uznał jednak, że jego priorytetem musi być teraz ukochana - synek ma przecież doskonałą opiekę, tłumek czuwających nad nim ludzi, a rodzice mogą jedynie przynieść mu marną namiastkę spokoju, gdy jest dręczony obcymi dłońmi. Chciał wierzyć, że pomagają Jamesowi choćby w minimalnym stopniu, bo chłopiec śpi spokojnie, ale miał świadomość tego, że prawdopodobnie nawet nie czuje, że ktoś go dotyka, że ktoś jest przy nim. Był przecież na silnych lekach, w tym przeciwbólowych - miał spać. Leo chciał się jeszcze o tym upewnić, zanim zacznie namawiać Spencer, by ona również przespała się kilka godzin, ale nie miał ku temu okazji, bo w połowie jej opowieści pielęgniarka znów wyrzuciła ich z sali syna. Opierali się, jak tylko mogli, mówiąc, że nie ruszą się z miejsca, dopóki nie porozmawia z nimi lekarz, ale kobieta była nieugięta. Pozwoliła im na jeszcze zaledwie chwilę pożegnań, gdy oboje obiecywali chłopcu, że niedługo znów się zjawią, że wszystko będzie dobrze, a potem odprowadziła ich do drzwi, jakby bojąc się, że przeprowadzą protest, że będą się buntować. Leo próbował jednak uspokoić ukochaną, powtarzając, że ich synek jest w dobrych rękach, że tam już nic mu nie grozi, że wyzdrowieje, bo wszyscy roztaczają nad nim najlepszą opiekę, jaką tylko można. Nie miał pojęcia, czy to pomaga, ale trzymał brunetkę ciasno przy sobie, nie przestając szeptać słów otuchy, słów ciepłych i pełnych troski o nią, bo obawiał się, że jest już na skraju wyczerpania. Tak samo zresztą, jak on. Poprowadził ją do najbliższej ławki i tam usadził, ściągając z ramion marynarkę i otulając ją nią ciasno, bo czuł już, jak zimna jest jej skóra, wyziębiona godzinami nerwowych spacerów po szpitalnych korytarzach. A potem usiadł tuż obok i znów objął ją ramieniem, powtarzając, że wszystko będzie dobrze.

Leo Rough pisze...

[kuwa -.- normalnie jestem gotowa poprosić kogoś, żeby za mnie poświadczył, że NIE BYŁAM WSTAWIONA!
no, dostaję na łeb powoli ;p o, też bym tak chciała! a nie odrywające lalkom ręce izomerazy -.- xD
aaaa, w takim razie dziękuję, postaram się to bardziej doceniać ;D / no nie, weź, nie przeżyjesz! ;p
OK, dzięki ;)) no to baw się tam dobrze, jak ja zniknę! ;)) / z tym czytaniem, tak się mówi! ;p
haha, ok ;p]

A jemu na usta ciągle cisnęły się przeprosiny, których było mu mało, które wydawały mu się niewystarczające, bo póki co nie usłyszał z ust Spencer niczego, co mogłoby mu pomóc ukoić wyrzuty sumienia. Wiedział już, że w jakimś stopniu cieszy się z jego obecności, ale rozumiał, że wymusza to sytuacja, w jakiej się znaleźli, więc wolał nie zapeszać stwierdzeniem, że to oznacza, że będą już razem i wszystko między nimi wróci do normy. Niczego nie mógł być teraz tak do końca pewien i miał tego świadomość, gdy przyciągał do siebie Spencer i całował jej czoło, a w jego głowie brzmiała właśnie ta niezachwiana pewność, że wszystko się ułoży. Ich życie było w rozsypce, ale on nie mógł się wahać, nie mógł wątpić. Ukochana potrzebowała go zdecydowanego, opanowanego, pewnego, bo po to był - by ściągnąć z jej barków zmartwienia, by móc podzielić z nią odpowiedzialność. Obiecywał sobie, że nie zobaczy w nim już choćby cienia słabości, bo teraz zadba o nią tak, jak powinien. Żałował tylko, że tak szybko miał ku temu okazję.
- Nie, Kochanie, nie wolno ci tak myśleć! Zrobiłaś wszystko, jak należy, opiekowałaś się nim najlepiej, jak tylko można. Nie obwiniaj się o nic, dobrze? To nie twoja wina. - mówił spokojnym, cichym głosem, gładząc ukochaną po ramionach, by po chwili odsunąć ją od siebie i spojrzeć jej w oczy. Ujął bladą twarz kobiety w dłonie i przesunął palcami po zaczerwienionych, opuchniętych od płaczu policzkach, a potem pocałował czubek jej nosa, nie wiedząc, co więcej mógłby powiedzieć, by ukoić jej wyrzuty sumienia. Uważał, że tylko on jest winny, że gdyby nie wyjechał, nic takiego by się nie wydarzyło, ale przecież nie mógł powiedzieć o tym ukochanej, bo znów ona zaczęłaby pocieszać jego, a do tego nie mógł dopuścić. Więc tylko znów przyciągnął ją do siebie, znów oplatając ciasno ramionami jej drobne ciałko, starając się ogrzać ją trochę, a także uspokoić choćby w minimalnym stopniu.
- Prześpij się chwilę. Ja będę czuwał. - zarządził po jakimś czasie tonem nieznoszącym sprzeciwu, a potem otworzył znów ramiona, proponując, by po prostu usiadła mu na kolanach i z jego ciała zrobiła sobie wygodne legowisko.

Leo Rough pisze...

[świetnie, cudnie po prostu. kochana jesteś, wiesz? (nie byłam.)
dzięki xD tak, boskie -.-
no, no właśnie! ale wiesz, biorąc pod uwagę pierwszą linijkę, coś Ci nie idzie -.- ;p / oczywiście ;D
och, wiedziałam, że znajdziesz sobie coś wprost idealnego do roboty w ten chłodny, niedzielny wieczór... ;p / haha ;p
...także nie ma mnie, na Krakowie nie odpisuję, bo mam tyle roboty, że nie wiem, za co się wziąć w pierwszej kolejności. jestem zła i niedobra, że tak mało zrobiłam wcześniej -.-]

Doskonale wiedział, że o ile Spencer będzie w stanie zasnąć, to tylko w jego ramionach. Z początku obawiał się, że po tych tygodniach rozłąki, po wszystkich kłótniach i sporach coś się zmieniło, ale gdy tylko spojrzała na niego, zrozumiał, że w tej kwestii wszystko pozostało takie samo. Wciąż był w stanie przynieść jej spokój, a przynajmniej jego namiastkę, wciąż mógł ukoić jej lęki i sprawić, by poczuła się bezpieczna. Wciąż potrzebowała jego ramion, a to sprawiło mu niebywałą ulgę, bo obawiał się, że dawne układy już nie będą obowiązywać. Owszem, zdawał sobie sprawę w tego, że to może tak naprawdę nic nie znaczyć, ale wolał się nie zastanawiać nad tym, co będzie później. Teraz było dobrze - Spencer znów znalazła się w jego ramionach, jeszcze bliżej niego, a on mógł ukoić jej lęki, przynieść jej ulgę, jednocześnie uspokajając samego siebie. Kiedy była przy nim, wszystko wydawało się być na swoim miejscu. To mu wystarczyło: poczucie, że nie mógłby być nigdzie indziej, pewność, że to jest jego miejsce na Ziemi. Więc otulił ukochaną ciaśniej, poprawiając owiniętą wokół jej ciała marynarkę, a potem zamarł w bezruchu, wyrównując oddech, licząc, że ten rytm wreszcie uśpi brunetkę. I po chwili jego szyję zaczęło w równych odstępach owiewać ciepłe powietrze, ciało w jego ramionach rozluźniło się, a dłoń, wcześniej gładząca jego kark, zamarła zupełnie. Leo poczuł ulgę, sądząc, że i jego ukochana zazna jej we śnie - wypocznie i nabierze sił, choć na pewno jego kolana nie były najwygodniejszym miejscem do spania. Wiedział jednak, że Spencer obudzi się, jeśli tylko będzie chciał ją gdzieś przenieść, a nawet, jeśli nie, to nie miał gdzie jej ulokować. Nie mogli pojechać do domu - przecież obiecał, że będzie czuwał i obudzi ją, jeśli tylko coś będzie się działo. W końcu przestał się nad tym zastanawiać i sam przymknął powieki, mając nadzieję odpocząć odrobinę przynajmniej w taki sposób. Zaraz jednak przed oczami zmaterializowały mu się obrazy, w których Spencer wyrywała śpiącego, wciąż trawionego gorączką syna spod władzy wszystkich otaczających go urządzeń, a potem uciekała, krzycząc, że Leo jest najgorszym ojcem na świecie. Były to już półsny, z których mężczyzna wyrwał się z trudem, ale zdołał zepchnąć je na najdalszy kraniec swojej świadomości, mając nadzieję, że nigdy nie wrócą. Z cichym westchnieniem wtulił nos we włosy Spencer i tkwił tak przez kilka następnych godzin, do czasu, aż z pokoju ich syna nie rozległo się gwałtowne piszczenie aparatur. Na korytarzu zaroiło się od personelu medycznego, zmierzającego w stronę tej właśnie sali, wszyscy przerażeni, pokrzykujący coś między sobą, obojętni na śpiące za innymi drzwiami dzieci. Leo nie potrzebował większej zachęty, by obudzić ukochaną, choć starał się to zrobić możliwie łagodnie mimo przerażenia, które ściskało mu wnętrzności, wprawiało ciało w nieznośne drżenie. Znów wracał znajomy koszmar.

Leo Rough pisze...

[a przyznasz mi rację czy nie? ;>
tak właśnie! ;D ;p
aa, rozumiem ;p co za dużo to niezdrowo, tak? ;p / no! już, jak zwykle, nie pamiętam, o co chodziło, ale liczy się, że wygrałam! ;D xD
dokładnie! ja mam teraz Dziady i całe mnóstwo notatek do przepisania ;p
weź, mówisz, jakbym była taka zła i niedobra i się w ogóle nie uczyła! ;p]

Chciał wierzyć, że James jest silny i jego organizm wkrótce zwalczy chorobę, by malec mógł już cieszyć się spokojem, by wszystko mogło być w porządku. Niestety wcale nie pomagała mu w tym świadomość, że jego synek urodził się prawie dwa miesiące za wcześnie, więcej nawet - teraz uderzyła w niego ze zdwojoną siłą, przypominając Leo, że dopiero teraz chłopiec powinien pojawić się na świecie. Na koniec czerwca wyznaczono datę porodu, a choć nigdy nie mieli nadziei na to, że Spencer donosi ciążę, był to punkt, o którym myśleli przez te wszystkie miesiące, jako o ich końcu albo o nowym początku. I teraz właściwie tak było - znajdowali się w trudnej sytuacji i wszystko zależało od tego, co wydarzy się za drzwiami sali Jamesa. Bo jeśli jego zabraknie... Leo nie potrafił dokończyć tej myśli, bo rozpacz już dławiła go w gardle, nie pozwalając oddychać, wstrzymując pracę całego organizmu.
Trwało to tylko chwilę, bo zaraz potem już stał za Spencer, przytrzymując jej ramiona w zdecydowanym uścisku, jakby bał się, że zaraz rzuci się w stronę pokoju syna. Nie mógł jej na to pozwolić, a choć po chwili zrozumiał, że niczego takiego nie planuje, już jej nie puścił - wręcz przeciwnie, objął ją mocniej, bez słów próbując przekazać jej, że jest obok i by spróbowała się uspokoić. Wszem, wydawało się to nierealne, ale liczył, że choć trochę jej pomoże, choć odrobinę zapanują nad strachem, który odbierał im możliwość logicznego myślenia. Zresztą, to się nie liczyło - chodziło przecież o ich dziecko.
I nagle zmaterializował się przed nimi lekarz. Przystanął tylko na chwilę, by powiedzieć im to, co już wiedzieli: że nastąpiło pogorszenie stanu Jamesa, a potem zniknął w sali chłopca, wykrzykując polecenia. A Leo już nie wiedział, co ma robić, gubił się, tracił oddech.

Leo Rough pisze...

[nie miałabyś moich koszmarów na sumieniu czy coś ;p
;p
haha, fajnie się dowiedzieć ;p taa, wolę moje xD / oczywiście ;p
ojej, jak słodko xD i jak, skończyłaś już? ;> ;))
ej, to nie jest fair! -.- nie lubię Cię!
proszę bardzo! nie wiem, czy wystarczy, ale przecież też możesz coś przesunąć ;p]

Mijały godziny, a piszczenie maszyn nie ustawało, choć nikt nie był tak łaskawy, by powiedzieć czekającym w korytarzu rodzicom, co się dzieje. Ustał jednak ruch w pokoju chłopca, część personelu ruszyła za innymi sprawami, co mogło być jedynie dobrym znakiem, a przynajmniej Leo z całego serca chciał to tak odbierać. Nie przyjmował już do wiadomości, że z jego synkiem może dziać się coś złego; jakimś cudem zdołał sobie przetłumaczyć, że te piszczące nieustannie maszyny po prostu się zepsuły i nikt nie potrafi ich wyłączyć. Tak było mu dużo łatwiej niż myśleć, że jego Skarbowi rzeczywiście mogło się pogorszyć, że może cierpieć tam sam, bez rodziców zapatrzonych w niego bez reszty. Wmawiał sobie, że James śpi teraz spokojnie, a ta cała opieka to tylko profilaktyka, bo tak naprawdę maluszek przeziębił się jedynie, a lekarze chcą się upewnić, że spadnie gorączka i katar dręczący dziecko zniknie jak ręką odjął. W końcu jednak już nawet sam siebie nie mógł oszukiwać, że jest dobrze - działo się coś strasznego, coś przerażającego. I wreszcie, po kilku godzinach uspokajania Spencer i wmawiania sobie, że to tylko rutynowe procedury, nerwy Leo puściły. Było już nad ranem, gdy zaczął zaczepiać przechodzące pielęgniarki i głośno żądać spotkania z dzieckiem, choćby na chwilę, by już w następnej minucie mówić, że jak już wpuszczą go do sali chłopca, nic ani nikt nie zdoła go stamtąd wyciągnąć. Prawie zapomniał o ukochanej, stojącej gdzieś z tyłu, gdy on uparcie się awanturował, ale wkrótce to jej twarz, widok jej przerażonych i przemęczonych oczu wrócił go na ziemię. Z ciężkim westchnieniem przeprosił ją szczerze za swój wybuch, a potem powtórzył przeprosiny, gdy dosłownie na kilka sekund zniknął, by przynieść im od jednej z zaprzyjaźnionych pielęgniarek kawy i wyciągnąć już na spokojnie jakieś informacje.
- Dowiedziałem się, że bardzo podskoczyła mu gorączka, a za każdym razem, gdy próbują ją zbić, wraca. Ale mówią, że rano zazwyczaj następuje poprawa. - mówił już z daleka, zbliżając się do Spencer z dość dobrą nowiną, jak na sytuację, w której się znaleźli. Podał jej kubek kawy, a potem usadził na ławce i sam zajął miejsce tuż obok, zbyt zmęczony, by myśleć o kolejnych słowach otuchy dla ukochanej.

[musisz mi wybaczyć, ale źle spałam i już odzywa się zmęczenie :/]

Leo Rough pisze...

[to zabrzmiało przerażająco, wiesz? ;p no dobra, to co chcesz mieć z przyznania mi racji, hm?
jasne, że łatwo! ;p e tam, bzdury, prawdziwy twardziel robi wszystko od razu, a nie tam stopniowo! ;p no właśnie ;p / ;)
no tak! ;p jesteś niesamowita... ;D
och, dobra, nie podlizuj się! ;p spoko, odpiszę na Krakowie i zajmę się moimi bzdurami, muszę to w końcu zamknąć i iść spać! ;p]

Leo Rough pisze...

[haha ;p czyli co, dalej się kłócimy? :/
o nie, zła kobieta jesteś! ale dobrze, że jest Ci przynajmniej przykro! ;p
...i skromna, jak zwykle ;p
masz rację, bardzo trudno tego dokonać ;D nie no, idę, nie mam wyboru ;p ach, no i mała poprawka: nie mam "dupska"! xD]

Oczywiście bez trudu odczytał gest Spencer, rozumiejąc, że w ten drobny, ale bardzo wymowny sposób, chce mu podziękować. On jednak uważał, że bardziej przeszkodził niż pomógł, bo ciągle czuł, jakby był dla niej ciężarem, kolejną osobą, o którą trzeba się martwić. Zachował to jednak dla siebie, uznając, że jeszcze zdoła odkupić wszystkie swoje winy, że niedługo pozbędzie się łatki słabeusza i kłopotu. Pamiętał, że kiedyś pokłócili się o to ze Spencer, ale sytuacja była inna - tkwił wtedy przykuty do łóżka po sepsie, tuż przed czekającą go trudną chemioterapią. Szkoda tylko, że potem nic się nie zmieniło...
Starał się nie rozpraszać niepotrzebnymi myślami, bo musiał teraz zachować trzeźwość umysłu, by być w stanie podejmować racjonalne decyzje i odpowiednio opiekować się ukochaną. Nic innego nie mógł teraz zrobić, wszyscy powtarzali mu to, ale bezczynność zabijała Leo z każdą chwilą. Po wybuchu był teraz jakby wypalony, pozbawiony resztek energii, zupełnie zdołowany. Ale trzymał się ciągle, bo Spencer potrzebowała go, choć już nie mógł pocieszać jej tak, jak powinien. Więc jedynie splótł razem ich dłonie, a potem odnalazł jej spojrzenie i tkwił tak przez chwilę, wierząc, że jego wsparcie choć odrobinę się liczy.
Leo tak przyzwyczaił się do ciągłego, monotonnego piszczenia maszyn, że gdy wszystkie wydawane przez najróżniejsze urządzenia dźwięki ucichły, wciąż brzęczało mu w uszach. Głowa bolała go od zmęczenia i ciążyła mu już niesamowicie, ale ból, który przyszedł wraz z ciszą, był inny, głębszy. Zaskoczony mężczyzna zaczął rozglądać się wokół siebie, by wreszcie wrócić spojrzeniem do twarzy ukochanej, a gdy dostrzegł w jej oczach podobne zagubienie jak to, które powoli atakowało znów jego myśli, zerwał się na równe nogi, ciągnąć brunetkę za sobą. Jego nieruszona kawa stała na podłodze przy jego nodze, ale nie przejął się nią - musiał dowiedzieć się, co z Jamesem, czy wszystko z nim w porządku. Bo cisza mogła oznaczać jedną z dwóch rzeczy: poprawę albo... Nie, nawet w myślach Leo nie kończył tej obawy, bo gdyby to zrobił, stałaby się zbyt realna, zbyt prawdziwa, zbyt prawdopodobna! Musiał się dowiedzieć, czy wszystko jest w porządku. Musiało być.

Leo Rough pisze...

[...jednak już uciekam, bo jestem za bardzo padnięta, żeby dłużej pisać ;p niestety, jutro będę późno, pewnie dopiero koło szóstej, o ile wszystko pójdzie po mojej myśli ;) także do spisania wieczorem, miłego początku tygodnia i dobranoc! ;))]

Leo Rough pisze...

[a nie kłócimy się? w sumie wolę tę wersję, wiesz, będziemy mogły potem powiedzieć, że nigdy się o nic nie pokłóciłyśmy :D ale nie, nie przyznam się, przykro mi ;p
tak Ci się tylko wydaje! ;p aha, dobra, udam, że nie wychwyciłam ściemy ;p
haha ;D
nie no, staraj się, staraj, bo ja to doceniam, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo! ;)) no ;( wiesz, jak mi było trudno? miałam naprawdę okropny dzień, nie tylko dlatego, że przyzwyczaiłam się do lenistwa, ale też przywitanie mnie niezbyt miłe czekało - moja mała, zgrana paczka nagle sobie coś ubzdurała i nagle uznali, że Karola jest zła i niedobra i trzeba ją poobgadywać -.- nie mam bladego pojęcia, o co chodzi, ale powiedz, co za ludzie obmawiają innych za plecami?! nie, nigdy tego nie zrozumiem :/
pupę mam, pupę kształtną, piękną, cudowną (moją największą chlubę w sumie :D), a nie jakieś wielkie, bezkształtne dupsko xD nie wiem, jak Ty... ;p
uwielbiam Cię, wiesz? :* jak Tobie mija poniedziałek, popołudnie? ;>]

Gdy tylko Leo wreszcie zdołał skupić swoje spojrzenie na twarzy stojącego przed nim lekarza, ożyła w nim niespodziewana chęć ucieczki z tego miejsca, które przyniosło im tyle bólu, tyle strachu i rozpaczy, że był niemal pewien, że przeżyta trauma odciśnie na nich swoje stałe, niezmazywalne piętno. Już zawsze zostanie w nich cząstka, wspomnienie, odżywające w ich myślach, paraliżujące ich przed kolejnymi ruchami. Leo miał już za sobą takie chwile, tak samo jak Spencer, ale ta miała być inna, bo przeżyta wspólnie. Teraz było im łatwiej z myślą, że mają obok siebie ukochaną osobę, ale potem mogło już nie być tak dobrze. Wszystko miało im przypominać przerażające chwile...
Ale w następnej sekundzie wyzbył się swojego przerażenia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiedział, że musi być silny niezależnie od tego, co usłyszą od lekarza, bo potrzebuje go zarówno Spencer, jak i ich synek. Przygotowywał się na najgorsze, ale liczył na najlepsze - był przy tym rozdarty pomiędzy rozpaczą a nadzieją, ale uparcie tłumił swoje uczucia, zostawiał je na później.
A potem na twarzy lekarza wreszcie odmalował się nikły, bardzo zmęczony uśmiech, który sprawił, że nogi pod Leo niemal się ugięły z wszechogarniającej ulgi, ale zaraz opanował się, przyciskając Spencer do swojego boku. Nie mógł teraz patrzeć na nią, bo był pewien, że puszczą mu nerwy, ale drżąca ręka na jej ramieniu zdradzała jego uczucia natychmiast, nawet mimo uparcie zaciśniętej szczęki i nieruchomego spojrzenia, z którym skupiał się na twarzy pediatry, słuchając jego wyjaśnień - nastąpiła poprawa, ale możliwe, że jest tylko chwilowa, dlatego James pozostaje pod nieustanną opieką. Pierwszym ich pytaniem było, czy mogą zobaczyć syna, a gdy mężczyzna odpowiedział, że tak, Leo podziękował mu drżącym od emocji głosem, a potem przepuścił Spencer w drzwiach, wiedząc, że cała aż rwie się, by zobaczyć swojego maluszka. W tym czasie musiał wysłuchać jeszcze próśb lekarza, by nie spędzali tam zbyt dużo czasu, a raczej odpoczęli, korzystając z dobrego samopoczucia synka. Leo znów podziękował, a potem pognał za ukochaną, by dołączyć do niej przy łóżeczku Jamesa.

[blee, masakra jakaś, ale nieważne ;p odpisuję na Krakowie i znikam, bo mam masę nauki na jutro, ale zajrzę później ;))]

Leo Rough pisze...

[tak, bardzo łagodnie ;p albo coś! xD haha, właaśnie :D no weź, to zakończ to, przyznając mi rację, co? przecież tego sporu nie wygrasz, doskonale o tym wiesz! ;p
jesteś, ale nie powinnaś być tego taka pewna! czy coś ;p nie wiem, niczego nie zauważyłam! ;p
właśnie na taką deklarację liczyłam! ;)) / mam nadzieję, że się z tymi moimi potworami dogadam, bo dzisiaj nie było przyjemnie, a ja po prostu potrzebuję wokół siebie ludzi! wiesz, mam tę moją kumpelę, co na nas mówią już papużki-nierozłączki, ale to nie to samo, co cała ta rozkrzyczana zgraja! ;p ale dziękuję za wsparcie :)
nie, to wcale nie było dziwne, bo to Ty zaczęłaś temat... otoczenia kości guzicznej xD więc ja tylko... uzupełniam fakty? ;> o, no wiesz, mówisz, że się nie wypowiesz, a właśnie to zrobiłaś! ;p ale spoko ;D przecież sama dobrze wiesz, że faceci uwielbiają kobiece okolice kości guzicznej, więc nie możesz się Michałowi dziwić, że coś sobie dopowiedział czy coś ;p xD
za czekającą odpowiedź, oczywiście! i to, że przyszła tak późno, bo przynajmniej nie miałam dużych wyrzutów sumienia, że długo na mnie czekałaś ;) o, to niefajno. ale może pocieszy Cię myśl, że ja mam masę roboty? więc możesz spokojnie się pouczyć, gdy ja będę spokojnie udawać, że robię to samo, w myślach powtarzając, że jest tego za dużo, żebym była w stanie wszystko ogarnąć, tym bardziej, że rano wstaję na dodatkową biologię -.- a właśnie, chwaliłam Ci się, że chodzę z maturzystami na dodatkowe zajęcia? :D jaram się, strasznie się jaram! :))
nie przeczytałam, więc nie mogę odpisać... żartuję - będę za godzinę ^^]

Leo Rough pisze...

[;)) już uwierzę, że jest Ci przykro! ;p no to skoro ja nie wygram i Ty nie wygrasz, to... to co? ;p
och, tak, wybacz xD ;))
;) / dziękuję ;) już mi się udziela to Twoje pozytywne myślenie! ;))
no nie, wcale! ;p ale dobra, niech będzie - w takim razie chciałam się pochwalić! ;p no może rzeczywiście nie wspominałaś, ale nieważne przecież! ;p haha, no właśnie ;p ;))
a, no właśnie, jak tam Ci idzie? w ogóle: ciekawa? bo mam dostać na mikołajki, ale jeszcze nie wiem, czy chcę xD ;p bardzo mądrze ;)) / no, mam nadzieję. dzięki ;)
mhm ^^ ;)) Ty to w ogóle masz dużo tej dodatkowej biologii, także nie ma porównania ;p o, no szkoda, ale przecież możesz iść innym razem, prawda? na pewno się na Ciebie nie obrażą ;)
ech, wen się buntuje... zaraz poodpisuję ;)]

Leo Rough pisze...

Leo na miękkich nogach przechodził przez próg sali, bo ulga, choć w pierwszej chwili dodała mu sił, teraz spotęgowała zmęczenie po wyczerpującej podróży i nieprzespanej nocy. Uparcie trzymał jednak powieki szeroko otwarte, wiedząc, że to jeszcze nie jest dobry moment na odpoczynek, może później, gdy zmusi znów Spencer, by przespała się chwilę, choć wątpił, by dała się teraz oderwać od syna. Po cichu jednak liczył na to, że będzie na tyle rozsądna, by zgodzić się na czuwanie przy Jamesie na zmianę, bo wieczorem mogli znów być potrzebni oboje. Ale przez chwilę nie myślał o tym, jedynie napawając się widokiem ich śpiącego dość spokojnie dziecka i ukochanej, szepczącej do maluszka słowa otuchy, pełne ciepła, które w ciszy rozbrzmiewało nadzwyczaj wyraźnie, a które również Leo przynosiły pewną dozę ulgi, ukojenia. Odzyskując dopiero co utracone siły, podszedł do łóżka chłopca, by stanąć na swoim stałym już miejscu z jedną dłonią splecioną z palcami Spencer, a drugą opartą gdzieś przy ciałku syna, jedynie po to, by czuć jego ciepło. Teraz znów bał się go dotykać, ale uznał, że nie ma potrzeby męczyć maluszka swoim dotykiem, bo przecież dłonie jego mamy pieściły go już wystarczająco. I wbrew wszystkiemu, co się wydarzyło, wbrew wyczerpaniu i wciąż dławiącej go rozpaczy, która nie potrafiła odpuścić, Leo uśmiechnął się, klękając przy taborecie, na którym siedziała jego ukochana. Patrzył na nią, na jej łzy, wiedząc, że teraz nie ma w jej płaczu smutku, ale i tak nie potrafił powstrzymać palców do zawędrowania do jej twarzy, by obetrzeć czule jej policzki. Z westchnieniem opadł na podłogę, nie mając już siły wstać, a potem oparł głowę o kolano Spencer, przymykając na moment powieki.
Nie miał pojęcia, jak długo tak siedział, drzemiąc przy łóżeczku syna z jedną ręką ułożoną tuż przy jego maleńkiej nóżce i drugą w nienaturalnej pozycji opartą na plecach ukochanej. Nie było mu wygodnie, ale zmęczenie nie baczyło na to - szybko zregenerował siły, zrywając się na równe nogi z taką energią, jakby właśnie zażył kilka godzin mocnego, głębokiego snu. Posłał ukochanej ciepły uśmiech i pocałował czule jej czoło, a potem pochylił się nad synkiem, przejmując poprzednie zadanie Spencer - opowiadanie bajek. Zaczął od tej, która już dawno temu stała się dla niego najważniejszą, a opowieść o Brzydkim Kaczątku przez długie minuty wypełniała ciszę sali ochrypłym głosem Leo.

Leo Rough pisze...

[bo nie pozwalasz mi wierzyć! ale dobra, postaram się to zmienić, OK? ;)) / serio? ;p
to dobrze ;p
tak, szkoda tylko, że to czasami wcale nie pomaga :/ ale dobra, nie mogę za dużo myśleć, bo znowu złapię doła, nieważne :))
och, no dobra, masz rację - chwaliłam się, koniec tematu! ;p yyy... czyli wolę nie wiedzieć, o czym rozmawialiście? xD taa, chyba tak! ;p
a, jak taka o, to nie chcę jej - zażyczę sobie "Egzamin z oddychania", podobno boska książka ;) no i ja też spodziewałam się, że tak to będzie, ale myślę, że pewnych nawyków nie da się wyzbyć przy pisaniu i tworzeniu nowych historii. ale mimo wszystko masz rację - to nie jest Harry, nie będę w stanie jej polubić ;p
dużo, dużo! ;p no przecież nie koniecznie w mikołajki musisz, nie? jak to nie wiadomo? w Krakowie! :D
i w ogóle znikam już, bo muszę przysiąść do tych lekcji tak porządnie, inaczej nie zdążę wszystkiego ogarnąć ;p jutro znowu będę pewnie tak, jak dzisiaj, a może nawet później ;)]

Mówienie w jakiś sposób przynosiło mu ulgę, tak potrzebną teraz zarówno wymęczonemu ciału, jak i udręczonej duszy. Nie miał pojęcia, na czym to polega, ale czuł, że działa, choć tak naprawdę nic nie robił - tkwił tylko przy łóżeczku syna, opowiadając mu bajkę, która w którymś momencie stała się jedyną cisnącą mu się na usta. Żadne inne opowieści tak na niego nie działały, tak samo jak wydawało mu się, że ta właśnie historia najbardziej uspokaja Jamesa. Poza tym wiedział, że jest to ulubiona baśń Spencer, a on nie mógł odmówić sobie tej drobnej przyjemności przypominania, że pamięta. I zawsze będzie pamiętał. A choć bajka była dla ich synka, przy ostatnich słowach patrzył na ukochaną, wiedząc, że ze zdań wyczyta to, co chciał jej przekazać - swoją bezgraniczną miłość i podziw do niej. Ograniczył się tylko do tego symbolu, mając nadzieję, że już niedługo będą mieli okazję na spokojnie porozmawiać i wtedy powie jej wszystko wprost - jak bardzo tęsknił, jak jest mu przykro; przeprosi i wybłaga, by przyjęła go z powrotem. Tę chwilę, którą dzielili, jakoś podświadomie uznał za jedynie krótkie zawieszenie broni na czas choroby Jamesa, a potem wszystko pewnie miało wrócić do dawnego porządku, w którym nie byli razem. Obawiał się tego, jak to będzie, ale wiedział już, że nie odpuści. Nigdy więcej nie chciał ich zostawiać, jeśli nie ma takiej potrzeby. Za bardzo cierpiał i cierpi nadal.
Ostatnie słowa opowieści wciąż jeszcze brzmiały echem w sterylnie białej sali ich synka, gdy Leo nieoczekiwanie zaczął kolejną bajkę, ochrypłym już nieco, ale pełnym czułości głosem. Ciasno przyciągał do siebie Spencer, obawiając się, że niedługo ktoś ich wygodni i gdzieś zniknie ta chwila spokoju, zapomną o niej - zapamiętywał więc wszystko, co tylko mógł. Ciepło dwóch ciał jego najbliższych, uczucie ulgi i nieśmiałego szczęścia, dopiero kiełkującego wraz z nadzieją, że koszmar z poprzedniej nocy się nie powtórzy. Zachowywał to w pamięci najstaranniej, jak tylko mógł, ale po chwili zignorował to, uznając, że powinien czerpać jak najwięcej tu i teraz. I tak właśnie robił przez kolejne minuty, które nieuchronnie zbliżały ich do rozstania z synkiem; w jego sali pielęgniarka krzątała się coraz głośniej, co chwilę podchodząc do Jamesa jedynie po to, by zaznaczyć swoją obecność. Próbowała ich dyskretnie wyprosić, ale ani im się śniło ruszać z miejsca. Ich maluszek przecież potrzebował rodziców!

[dobranoc :*]

Leo Rough pisze...

[dobrze, poćwiczymy ;p / tak myślałam xD
pewnie racja, ale niby co mam z tym zrobić? ;p właściwie było już lepiej, ale nieważne.
haha xD tak, zachowaj to dla siebie, czuj się... em, wyróżniona? xD wolę? (a, skoro tak... ;p)
mam nadzieję, że nic nie przekręciłam ;p no właśnie, więc po co w ogóle sięgać po inne książki, co? ;p :D
e tam, opowiadasz! może być jeszcze lepiej! ;)) znowu ta Twoja "nadzieja", co brzmi tak samo, jak "powiedzmy"! -.- proszę się poprawić, młoda damo!
też pisałam dzisiaj angielski - w ogóle, czego ja nie pisałam?! jestem tak padnięta, że prawie umieram, więc odpisuję tutaj i idę się zdrzemnąć, bo oszaleję ;p będę za jakieś dwie godziny ;)]

Ciężar rozluźniającego się powoli ciała ukochanej cieszył go bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Może była to świadomość, że przez chwilę poczuła się bezpieczna i radość płynąca z faktu, że w jakimś stopniu był za to odpowiedzialny, a może jedynie ulga, że wreszcie wypocznie trochę lepiej po całonocnych zmaganiach ze stresem, z rozpaczą i z odbierającym oddech cierpieniem. A może zadziałało poczucie, że teraz jest za nią odpowiedzialny w większym stopniu, niż wcześniej, bo musi zadbać, by odpoczęła, zregenerowała siły. Zamierzał zaopiekować się nią i jej snem najlepiej, jak potrafi. Ale póki jego opowieść trwała i nikt nie wyganiał ich z sali synka, robił to jedynie przez ściszenie głosu i upewnienie się, że Spencer jest tak wygodnie, jak tylko może w z założenia niewygodnej pozycji. Z leciutkim, nieśmiałym uśmiechem gładził teraz synka po pokrytej meszkiem główce, przejmując poprzednie zadanie ukochanej w upewnianiu go, że ma przy sobie zapatrzonych w niego rodziców, że są blisko.
Nie trwało to jednak tak długo, jak by sobie tego życzył, ale nic już nie mógł poradzić - pielęgniarka uprzejmie, acz stanowczo zarządziła, że powinni już iść. Widząc, że Leo ma ochotę walczyć o kilka minut więcej, obiecała, że zaopiekuje się ich synkiem z całą troską, a potem, gdy tylko będzie to możliwe, zaprosi ich z powrotem do chłopca. Leo, chcąc nie chcąc, podniósł się z taboretu, ostatni raz otulając główkę synka dłonią i szepcząc, że niedługo wrócą. Chwytając Spencer w pewnie objęcia, by nie poczuła, że zmieniła pozycję, usłyszał jeszcze, żeby nie spodziewali się wrócić tu wcześniej, niż po obchodzie, a więc dopiero za dwie godziny, ale nie mógł nic zrobić - skinął tylko głową i ruszył do wyjścia, czując, że brunetka poruszyła się w jego ramionach. Mimowolnie ciaśniej przyciągnął ją do siebie, ani myśląc, by teraz wypuszczać ją z objęć. Zwolnił przy drzwiach, wiedząc, że jego ukochana spogląda jeszcze na synka, a potem z westchnieniem wyniósł ją na korytarz, bez wahania ruszając w kierunku, który wskazała mu właśnie mijająca ich pielęgniarka.
- Spokojnie, Kochanie. - szepnął ciepłym, pełnym troski głosem, mając nadzieję, że to choć trochę złagodzi jej niepokój. - Niedługo będziemy mogli tam wrócić. - zapewnił ją gorąco, spoglądając z ukosa na jej twarz, by upewnić się, że jest gotowa mu zaufać i znów zaśnie, gdy tylko jej głowa dotknie poduszki po całym tym czasie, gdy nie było nawet chwili na odpoczynek.

[dobra, nieważne, nie czytaj ;p do spisania później! ;))]

Leo Rough pisze...

[no wiem, ale liczyłam na odrobinę solidarności! ;p / mogłabyś przecież przyznać mi rację... :>
mm?
dzięki, doceniam to! ;p no i poprawnie! wiesz, w blogosferze to w sumie dość rzadkie wyznanie, bo się ludzie zboczeńców boją... xD wolę! ;p
;p tak? a nie, żeby zapchać czymś pustkę po przeczytaniu milion razy Harry'ego? ;> ;p
no dobrze, już nic nie mówię. ok ;p / no weź! ;p
o przyszłym to ja nawet nie chcę myśleć! ale spoko, potem już mam wolne, bo idę siedemnastego na zabieg, o ile wszystko będzie tak, jak powinno, a więc znowu czeka mnie tydzień laby :D już wróciłam - pełna energii nie tylko do pisania, ale też do nauki geografii, ha! ciekawe co będzie, jak wreszcie przestanę udawać, że się uczę, a naprawdę zacznę to robić xD
o, bad, bad, bad girl! ;p]

Spodziewał się jakichś, choćby bardzo słabych protestów ze strony zaspanej Spencer, ale z zadowoleniem przyjął jej milczenie, przypisując tak łatwą zgodę na wszystkie jego poczynania zmęczeniu i przeżytym emocjom. A może po prostu wciąż ufała mu na tyle, by wiedzieć, że chce o nią zadbać, że nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy. Myślał przecież tylko o tym, by zapewnić jej spokój, by przynieść jej choć cień tak wyczekiwanej ulgi, żeby wreszcie mogła prawdziwe odpocząć. Spodziewał się, że tu, w szpitalu, wciąż będzie to trudne, ale może za jakiś czas będzie ją niósł już do ich łóżka w domu na Cynamonowej, a nie do pokoju dla rodziców zostających ze swoimi dziećmi. Wystraszył się, że coś pójdzie nie po jego myśli i Spencer znów nie zazna choćby kilkudziesięciu minut snu, bo coś wytrąci już z równowagi i, wybudzona, nie będzie potrafiła znów rozluźnić się. A gdy drgnęła w jego ramionach, pospieszył z kolejnymi cichszymi od szeptu słowami ukojenia, w myślach modląc się, by po prostu dała mu się sobą zaopiekować. Głęboko wierzył, że tak właśnie powinien się zachowywać - teraz, gdy stan Jamesa był już stabilny i w najbliższych godzinach nic mu nie groziło, a otaczał go tłum medycznego personelu, gotowy spełnić zarówno każdą zachciankę, jak i złagodzić jakiekolwiek cierpienia malca, Leo mógł na trochę skupić się na ukochanej. Ich synek był w dobrych rękach i zaprzątał myśli wielu osób, a Spencer mógł opiekować się tylko on. Gdy uświadomił sobie, że zachowuje się tak samo, jak nocą pierwszego maja, kiedy to urodził się jego syn, poczuł palące wyrzuty sumienia, których nie był w stanie się wyzbyć, ale nie mógł się też wycofać. Z najwyższą ostrożnością wniósł ukochaną do pokoju na końcu korytarza, w którym stało kilka łóżek ustawionych w rzędzie; ułożył ją na najbliższym tak delikatnie, jak tylko potrafił. Przez ułamek sekundy zawahał się, patrząc na Spencer z rozczuleniem, a potem tylko poprawił na jej ramionach swoją marynarkę i przykrył kocem nogi, wcześniej pozbywając się butów. Starannie otulił ją zdecydowanie niewystarczającym skrawkiem materiału, a potem sięgnął po dwa kolejne - jednym z nich nakrył jeszcze ramiona ukochanej, a pod drugim zwinął się, siadając na podłodze przy łóżku. Zaczął troskliwie, ale równie delikatnie gładzić włosy kobiety, po chwili z cichym westchnieniem stwierdzając, że mimo starań, ciągle nawala.

Leo Rough pisze...

[no ja pierdole, kurrrrwa! -.- nie dość, że zjadło mi właśnie napisany komentarz, a ja go nie skopiowałam, to jeszcze skasowali mi karty postaci, też nieskopiowane! wiem, powinnam to zrobić już dawno, ale jakoś wypadło mi z głowy i teraz dupa, wszystko się poszło jebać -.- jeżu, wybacz, ale po prostu nie mogę - cała blogosfera się sypie, aż mam wrażenie, że tylko my dwie zostałyśmy w tym cudownym światku! :/]

Leo Rough pisze...

[no tak ;) / ugh -.- kiedy ja nie mogę, bo mam rację! ;p
powiedz, o co chodzi, bo mnie to będzie gryzło. szczerość czy coś, pamiętasz? ;)
haha, w sumie racja, ale wiesz, lepiej mówić: wyjątkowo! ;p a nie: dziwnie xD jasne ;p
a, no tak, wybacz, zapomniałam ;p
nie: mam nadzieję, a: będę! już proszę się poprawić! ;p
wiem! ^^ to też prawda, ale przynajmniej mam proste zęby i nadzieję, że takie właśnie pozostaną. zniosłam już dla nich bardzo dużo, wytrzymam jeszcze trochę... hm, grzebania ;p / kiedy mi się nie chce! poza tym chyba to przełożą ;p
ale jaka... ożywiająca! za każdym razem :D]

Tak, łóżko było wąskie, ale pokusa zaskakująco silna - by być przy ukochanej kobiecie, otoczyć ją ramionami i zapewnić, że zrobi wszystko, by zapewnić jej i ich dziecku spokój i bezpieczeństwo. Wahał się tylko chwilę; tęsknota sprawiła, że przez moment o niczym innym nie potrafił myśleć, jak o tym, że cudownie byłoby mieć znów Spencer przy sobie tak blisko, by czuć bicie jej serca, słyszeć szmer oddechu, rejestrować każde drgnięcie. Często nocami leżał bezsennie w łóżku, mając przy boku ukochaną, a wspomnienia chwil, gdy jedyne, co wypełniało jego głowę, to nasłuchiwanie rytmu jej oddechu, uspokajały go w dniach, gdy spał samotnie. I teraz, po tygodniach bezczynnego leżenia z zimnej, obcej pościeli, z całą mocą uświadomił sobie, że właśnie tego potrzebuje - ułożyć się obok Spencer i po prostu chłonąć jej obecność. Nawet, gdyby potem mieli udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Nie wahał się już dłużej - ostrożnie, by nie obudzić przysypiającej już Spencer, wsunął się na skrawek materaca, zrzucając eleganckie buty i zakrywając stopy cienkim kocem. Już nic się nie liczyło - istniało tylko ciepłe ciało w jego objęciach, zapach rozkosznie wypełniający nozdrza, słodkie wyznanie wciąż rozbrzmiewające w uszach. Nie odpowiedział i teraz żałował tego, bo Spencer już go nie słyszała, a on czuł w sercu ziejącą pustkę po słowach, które nie padły. Chciał, by wiedziała. Wtulił więc twarz w jej włosy, a potem wyszeptał swoje wyznanie miękkim, przepełnionym emocjami głosem, już nie myśląc o tym, że brunetka nie była tego świadoma. Będzie. Niedługo.
Zasnął tylko na chwilę, ale o ile drzemka w pokoju synka przyniosła mu nowe pokłady sił, o tyle teraz wszystko go bolało i czuł się jeszcze bardziej zmęczony, niż wcześniej. Odrobinę lepiej poczuł się, gdy dostrzegł w swoich objęciach ukochaną - wróciło wspomnienie słodkiego wyznania, które w sekundę ogrzało go i wycisnęło na wargach leciutki, blady uśmiech. Nie miał ochoty się ruszać, ale chciał jeszcze coś zrobić, więc powoli, ostrożnie, by nie obudzić ukochanej wysunął się spod koca, którym znów otulił jej ramiona, pewny, że ciągle marznie. Wkładając przy drzwiach buty patrzy na jej twarz, pozornie spokojną, ale wiedział, jak wiele tłumi pod nią emocji. Wyszedł pospiesznie, chcąc jak najszybciej wrócić.

[haha, rzeczywiście ;p a wiesz, jaka to ulga?! xD
to jest przykre, że tak nas potraktowała, bo to ta Q., oczywiście -.- i jeszcze widziałaś, że nas w ogóle z autorów wypieprzyła?! jakby w ogóle blog nie żył czy coś, a niby jest, że zawieszony. nic z tego nie rozumiem. i źle mi, bo potrzebuję naszego pisania, wiesz? szukamy nowego bloga? czy czekamy na "reaktywację"? chociaż przestałam już w coś takiego wierzyć :/
tyle lat pisania, tworzenia, szukania swojego miejsca, żeby teraz się okazało, że blogi umierają. tylko dlaczego, Aga, dlaczego?! jest mi tak ciężko na sercu, jakbym straciła przyjaciela, wiesz? i nie wiem, co mam teraz robić. pewnie dramatyzuję i pewnie sobie myślisz, że nie jestem normalna, ale to nic. źle mi.
+ nie wiem, co się w końcu dzieje z tym Krakowem -.-]

Leo Rough pisze...

[jeżu, przepraszam Cię strasznie - nie zauważyłam, że nie dodał się mój komentarz, bo coś mi blogger świrował i nie mogłam odświeżyć Twojej karty -.- strasznie mi głupio, że Cię tak zostawiłam, ale nie miałam pojęcia! już zabieram się za odpisywanie, już! :)]

Leo Rough pisze...

[ładnie, pięknie proszę! :D / jak możesz wiedzieć, skoro ja też wiem? przecież jest jedna prawda, nie? ;p
to nie tak, że nie chcę w ogóle pisać, po prostu nie chcę Cię tym wszystkim zamęczać. masz swoje sprawy i nie potrzebujesz jeszcze jęczenia Karoli, a ja od poniedziałku najchętniej robiłabym tylko to. przepraszam, jeśli uraziłam Cię swoim "nieważne" czy czymkolwiek innym. już się ogarnę, obiecuję :)
dziękuję, doceniam to ;p w sumie słowo "zajście" też mi się nie podoba, ale jakoś je zniosę, muszę, nie? ;p / ;p
wiem, jestem okropnym człowiekiem...
no, to mi się już podoba! ^^ tak, o ile coś mi się jeszcze nie odwidzi ;p
dokładnie! to już prawie finisz! :D / uczyłam się tego od najlepszych, nie? ;>
jakbyś zawsze była taka grzeczna, to byłoby krucho, nie? ;p]

Pierwszym miejscem, do którego ruszył po opuszczeniu Spencer, była sala ich synka. Choć nie spodziewał się, że zostanie do niego wpuszczony, szedł do niego z nadzieją, że czegoś się dowie. Liczył, że pomoże mu w tym opanowanie, które wreszcie odzyskał po wielu staraniach, a które teraz mogło przydać się w rozmowach z pielęgniarkami. Zaczepił tę, która jakiś czas wcześniej wyprosiła ich z pokoju Jamesa; zaczął od uprzejmych podziękowań, nie chcąc narzucać się znów ze swoimi pytaniami. Kobieta jednak widziała zbyt wiele, by nie poznać jego prawdziwego celu, więc przerwała mu i wyjaśniła nieco dokładniej, co dzieje się z chłopcem i co może wydarzyć się w najbliższych godzinach. Zaraz potem zniknęła, przepraszając go; na jego gorące podziękowania machnęła jedynie ręką, nie odwracając się nawet w stronę Leo, bo głowę już zaprzątały jej inne sprawy. A mężczyzna niemal biegiem wracał do Spencer, by zaraportować jej o wszystkim, czego się dowiedział. Gdy jednak dotarł pod drzwi i nie usłyszał żadnego krzątania ani skrzypienia łóżka, ruszył dalej, do tej drugiej sprawy, którą sobie zaplanował. Czuł się trochę jak uciekinier, opuszczając oddział, ale szybko stłumił niedorzeczne wyrzuty sumienia, przyspieszając kroku - chciał jak najszybciej wrócić do Spencer, przekazać jej wszystkie dobre i złe informacje, choć przerażała go nieco wizja kolejnych godzin spędzonych bezczynnie w szpitalnym korytarzu. Pocieszał się myślą, że teraz działa - że robi coś, by zadbać o ukochaną. I gdy wracał do pokoju, w którym zostawił ją śpiącą spokojnie, znów uśmiechał się nikle pod nosem, rozpalony nadzieją, że wszystko już wraca do normy. Jego wesoły grymas zgasł jednak natychmiast, gdy otworzył drzwi pomieszczenia i dostrzegł zaraz za nimi podenerwowaną Spencer. Nie było sposobu, by mógł nie zauważyć emocji na jej twarzy, ale nie skomentował tego w żaden sposób, jedynie spokojnie odpowiadając na jej pytania. Jednocześnie wskazał znów za łóżko, tym samym zmuszając ją, by jeszcze na chwilę usiadła, a gdy posłuchała go, wcisnął w jej dłonie zafoliowaną starannie bułkę i butelkę wody mineralnej. Nie przestając opowiadać o lekach, które dostaje teraz ich maluszek, usiadł naprzeciwko kobiety i przez chwilę obracał w dłoniach swoje śniadanie, identyczne jak to, które wcisnął w jej ręce. Chciał, by ona była rozsądna i posiliła się, ale on sam nagle stracił apetyt. Wszystko było nie tak. Zaraz jednak zakończył swoją opowieść kolejnymi słowami otuchy, w których już jednak nie było tak ciepłych emocji, jak wcześniej. A potem, by ukryć swoje nagłe zagubienie, rozpakował bułkę i wgryzł się w nią, choć jedyne, na co miał ochotę, to wyjść na chwilę na parking, by odetchnąć świeżym powietrzem. Albo cofnąć czas, by móc wrócić do łóżka razem z ukochaną.

Leo Rough pisze...

[hah ;p
tym bardziej, że mówiła, że nie usunie bloga -.- no, już nieważne, przesadziłam z reakcją (po angielsku to brzmi lepiej... ;p), ale skoro wszystko jest jasne, to możemy po prostu cierpliwie czekać na powrót bloga, nie? ;) damy radę! ;))
człowieki zaczęły się starzeć - wszyscy, z którymi kiedyś pisałam, są teraz na studiach, mają lepsze rzeczy do roboty. Ty pewnie też zapomnisz o mnie za parę miesięcy, ale chyba taka jest kolej rzeczy, nie? szkoda tylko, że nie ma świeżej krwi w blogosferze i to wszystko nie kręci się dalej! :/
wszystko już jasne - no, przynajmniej prawie wszystko. wciąż mi szkoda tamtej odpowiedzi, ładna była... ;p]

Leo Rough pisze...

[i się nie gniewasz? :>
no! dzięki :* ;D / e tam... ;p
ale chcę. też nie zawsze, przecież wiesz! zakładam, że ludzie są po prostu uprzejmi, zadając takie pytania, ale już rozumiem, zapisuję w pamięci ;) nie no, serio? :/
kiedy ono jest takie nieładne! ;p
dzięki -.- ;p
właśnie :D
;p / nie, wcale! ;> xD
tak! ;p]

Tu już nie chodziło jedynie o jej wyznanie, bo ono samo w sobie zadziałało na Leo jak magiczny lek, na chwilę odbierający strach i niepewność; trzymał te trzy słowa w sercu jak talizman, który miał chronić nie tylko jego, ale również Spencer. Planował pilnować się, by nie dokładać jej zmartwień i wiedział, że dzięki pamięci o jej słodkim wyznaniu dokona tego bez problemu. Ale potem - sam nie wiedział, w którym momencie dokładnie - zrozumiał, że to jednak nie było coś, na co liczył. Dotarło do niego, w jakich okolicznościach padły te słowa, a w tej samej chwili straciły dla niego znaczenia. Brzmiały już bardziej jak podziękowanie za wszystkie te drobne zabiegi, które podjął; za poduszkę pod głową i ciepło koca. I tyle. Nie chciał już doszukiwać się w nich prawdziwych emocji, bo wiedział swoje - te słowa nie były szczere. Nie mogłyby być, wypowiedziane prawie przez sen, zmęczonymi wargami, prawie nieświadomie. Był też niemal pewien, że Spencer nie pamięta tego, a on nie miał zamiaru jej przypominać. A jeśli miał rację, nie zarejestrowała również chwili, w której położył się obok niej i oplótł ją ramionami, w egoistycznym ruchu czerpiąc ukojenie z jej ciepła. Z tą myślą postanowił, że będzie udawał, że nic nie zaszło; zostanie, ale zachowa dystans. Zapomni o wszystkich wydarzeniach poprzedniej nocy i skupi się na Jamesie, nie pozwalając sobie zastanawiać się nad istnieniem swojego związku ze Spencer. To nie było już na miejscu. Owszem, wtedy, gdy pojawił się na oddziale i padli sobie w objęcia, albo gdy brunetka wdrapywała się na jego kolana, wszystko wydawało się jak najbardziej naturalne, ale teraz, w świetle dnia, nic już nie było takie samo, jak wcześniej.
Jemu cisza nie przeszkadzała. Nie myślał o niej - zbyt wiele działo się w jego głowie, by mógł jeszcze zastanawiać się nad jakimś błahym tematem do rozmowy. O tych poważnych starał się sobie nie przypominać. Wciąż jednak, nawet podświadomie, rejestrował wszystko, co dzieje się z brunetką: jej niechęć do jedzenia, spuszczony wzrok, drżące ręce. Z mieszaniną smutku i wyrzutów sumienia uznał, że to przez sytuację z ich synem - znów denerwuje się, myśli już tylko o tym, by być z nim. Leo miał jednak swoje zadanie; wpatrywał się przez chwilę w Spencer, a gdy nie podniosła wzroku, westchnął.
- Jedz. - poprosił cicho, licząc, że nie musi podawać swoich argumentów. By dać jej dobry przykład oderwał kolejny kęs bułki, choć ledwo zwalczył odruch wymiotny; przełknął i popił wodą, zastanawiając się, jak dyskretnie pozbyć się jedzenia i zachęcić Spencer, by sama zrobiła choć kilka gryzów.

[;)
no właśnie ;)) tyle dobrze! szkoda mi jeszcze SA... ;(
tu nie chodzi o zaufanie, przecież wiesz! bo ja jestem pewna, że świadomie mnie nie opuścisz, a na pewno nie zrobisz tego bez słowa, ale kto wie, jak to wyjdzie w praktyce? dużo rzeczy może się wydarzyć. a nawet, jeśli o mnie nie zapomnisz, to właśnie blogi porzucisz, więc razem z nimi - mnie. i nie będę mogła mieć do Ciebie żalu ;) ja też, Płaszczko, ja też ;p / coś się zmieniło w blogosferze, dobrze byłoby wiedzieć, co takiego! ;(
dzięki, że we mnie wierzysz! :D ale już mi brakuje Oskara i Martyny...]

Leo Rough pisze...

[bo to mi jakoś tak... sucho bardzo zabrzmiało. ale dobrze, że nie ;)
:D ;p / chyba sobie kpisz! po prostu wzdycham nad Twoją naiwnością! ;p
poznałam, poznałam, ale Ty też powinnaś wiedzieć, że ja to zawsze zakładam najgorsze scenariusze i w ogóle... ;p o, spryciula - a jak byś to zasugerowała, tak na przyszłość? ;> ;p dzięki? ;) / "taa"?
taa? xD
no niic ;p
wiesz, wiesz i się cieszysz! ;D
;)) ;p]

Zmęczenie odbierało mu zdolność logicznego myślenia, a przynajmniej teraz nie potrafił już dojść do tych samych wniosków, które wysnuł poprzedniej nocy. Ścieżka, którą wtedy podążały jego myśli, teraz pozostawała nieodgadniona, zakryta - była jedynie jakimś niewyraźnym domysłem, niczym pewny. W świetle dnia wszystko miało inne barwy, a każda myśl, każde słowo brzmiało inaczej. Teraz już nie potrafił określić, dlaczego wcześniej uznał, że Spencer rzeczywiście chce go przy sobie, że go potrzebuje, bo po nagle zaczął wyczuwać jej bunt. Ranek przyniósł mu myśl, że tego właśnie powinien się spodziewać, że nie może dziwić się jej złości, ale w pamięci ciągle miał noc. Szkoda tylko, że kobieta, która spała w jego ramionach była już daleko.
Nie mógł jej do niczego zmusić, choć żałował, że przynajmniej w tej jednej kwestii nie ma na nią większego wpływu. Chciałby nakazać jej, by zmusiła się przynajmniej do kilku kolejnych gryzów, zaproponować, że przyniesie jej coś innego, że może nawet pojechać do miasta i przynieść coś z ich ulubionej restauracji, ale nie miał takiego prawa. Więc prosił, głęboko wierząc, że zmusi się do paru kęsów, choćby po to, by go uspokoić. Ale gdy tylko zobaczył, jak unosi do ust bułkę i odrywa kawałek, zaraz potem w wymownym geście zawijając ją z powrotem w folię, zrozumiał, że on już nie może walczyć. Może później. Może za kilka dni. Nie teraz. Szkoda tylko, że ta świadomość nie pomogła mu opanować narastającej złości - wręcz przeciwnie, jeszcze ją zaostrzyła, bo wiedział, że Spencer robi mu na złość. Jego ukochana tak się nie zachowywała. Nie miał więc prawa głosu i postanowił tego się trzymać; zaciskając wargi w wąską linię, by nie odezwać się słowem, skinął głową, a potem podniósł się i cisnął swoje śniadanie na łóżko obok Spencer, gdzie obie bułki wylądowały obok siebie, a butelka wody potoczyła się pod samą ścianę. Ponownie skinął głową, jakby mówiąc, że mogą iść, a potem ruszył do drzwi, otwierając je przed kobietą. Już na korytarzu wcisnął ręce do kieszeni spodni, nie wiedząc, co mógłby innego z nimi zrobić - jeszcze parę godzin temu po prostu objąłby Spencer albo odnalazł jej dłoń. Teraz to już nie miało sensu.

[może go reaktywują, chociaż w to już wątpię. możemy zawsze poszukać zastępstwa, żeby nie wypaść z wprawy ;> wiem, pamiętam, ale nie umiem się zmotywować do odpisania na tamten wątek - zła kobieta ;p
heloł, tutaj pesymistka, pamiętasz? ;p ja tylko rozważam opcje! i właściwie nie do końca chodziło mi o to, co napisałam - powiedzmy, że przemawia przeze mnie gorycz złych doświadczeń. przepraszam, już nie będę, a na pewno się postaram ;) do starości nie, ale jeszcze kilka lat byłoby dobrze... wiem, pewnie jestem uzależniona, ale tu już nie o to chodzi! i tak, wiem, nie musimy tracić kontaktu - hej, przecież w Krakowie będziemy sąsiadkami, nie?! ;p och, założyłam, że znikniesz, gdy zaczniesz studia, a więc wcześniej, niż ja wyjadę na moją medycynę, mam rację? ;) (to nie jest dobre, że w takiej wersji zaczynam lubić papucia, co? xD) / dokładnie! ale może wszystko znów ożyje, jak kiedyś! liczę na to! ;))
wytrzymamy, jakoś! ;p]

Leo Rough pisze...

[jasne, pisz, ja w sumie już tylko na to czekam, bo Leoś mi się znowu brzydko zachowa! ;D kolejny dramat się szykuje... chociaż myślałam, czy jeszcze nie poczekać, ale tak jak mówisz - okazja jest idealna! pisz ^^]

Leo Rough pisze...

[szkoda, że zawsze mi, nie? -.- ;p
to nie był żart, Kochanie. zastanawiam się nawet, czy Ci nie współczuć xD
nie usprawiedliwia? oj, niefajno... ;p niee, daj spokój! :) ej, no raczej, jeszcze pytasz?! xD taa ;p / bo... lubię? ;>
;p
nie dajesz złego, dajesz bardzo dobry - miałam wolny wieczór i mam następny! :D oczywiście!
rozglądamy! :D motywuję... ;))
"niestety" -.- ;p nie, nie zapomniałam, Kocie, pamiętam, ale przecież nie o to chodzi! och, wiem, wiem, ale to już nie będzie to samo. dokładnie - nie możesz nic zakładać, planować, bo to i tak inaczej wyjdzie! ;p serio, byłabyś zazdrosna? ;> właściwie nie powinnam się dziwić, bo jak odkryłam tych Twoich nadprogramowych bohaterów to też byłam ;p wierzysz we mnie znaczy? ;> ;p (nie! xD) / niestety ;p]

Leo Rough pisze...

[przecież zobaczysz ;p poza tym - jak zwykle, po prostu wyjdzie w praniu ;)]

Czuł na plecach jej wzrok, bezbłędnie rozpoznając, że jest wściekła. To zdarzało jej się bardzo rzadko, ale starał się sobie przetłumaczyć, że to nie jego przyjazd był przyczyną, a jedynie wydarzenia poprzedniego dnia i wszystkie zmartwienia nocy; może jego zachowanie w jakimś stopniu również się przyczyniło, ale liczył, że nie był to znaczący wpływ. Znosił wszystko i był gotowy na wszystko - na obojętność i na milczącą nienawiść, na smutek, ale otwarta złość go przerażała. On sam nie potrafił złościć się na nią, zdarzyło mu się to zaledwie dwa razy, a za każdym czuł tak potworne wyrzuty sumienia, jakby ją złamał, skrzywdził, uderzył... Nie, to się nie mogło powtórzyć, bo wiedział, że nie wybaczy sobie wybuchu. Ale jej musiał - musiał i chciał, bo ciągle w skrytości ducha liczył, że niedługo wszystko wróci do dawnej, spokojnej, sielankowej normy. Oczywiście, że jeszcze nie teraz - przecież Spencer go nienawidzi. Ta myśl bolała, ale musiał się z nią pogodzić, tak jak ona musiała znosić jego obecność, dopóki James był w szpitalu.
A potem poczuł zdecydowane smagnięcie, na które zareagował niemal natychmiastowym obrotem w stronę Spencer. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i już miał zapytać, o co jej chodzi, gdy sama wyjaśniła mu swoje zachowanie. Stał, krzyżując ramiona na piersi, jakby chciał obronić się przed jej zarzutami, głosem pełnym złości, płonącym spojrzeniem. Nie spodziewał się, że po tym wszystkim może mieć wciąż w sobie tyle energii. On zacisnął tylko wargi, gdy w głowie zaczęły mnożyć mu się możliwe odpowiedzi, ale żadna nie była odpowiednia. Nie mógł jej zranić, choć ona robiła to jemu. Przypomniał sobie o swoich obowiązkach - miał ją wspierać niezależnie od sytuacji, być obok w razie potrzeby, pocieszyć, jak tylko potrafi. I chciał to robić, ale teraz zrozumiał, że ona wcale go nie potrzebuje. Kiedy się denerwuje - źle, bo ona się o niego martwi. Kiedy jest opanowany - jeszcze gorzej, bo wygląda na to, że nic go nie rusza. I już nie wiedział, jak powinien się zachować. Chyba po prostu... Zniknąć. Wierzył, że tego chce Spencer, ale... Nie mógł. Chodziło o Jamesa. Teraz już tylko o niego.
- Nieważne, Spencer. - odparł spokojnie, choć postarał się, by nie zabrzmiało to chłodno. Nie chciał dostać kolejnych łatek, nie teraz, gdy chciał, by pozwoliła mu zajmować się synkiem razem z nią, nawet, jeśli wcale nie chciała go widzieć.
- Chodźmy już do Jamesa. - dodał i znów odwrócił się, ruszając w stronę sali syna, nie czekając ani nie oglądając się na Spencer.

[pięknie się mijamy ;p]

Leo Rough pisze...

[aaa, odpowiedziałaś u siebie, bosko xD
staram się ;)
nie żartuj sobie, ja rozumiem, że Twoja sytuacja jest poważna... możesz płakać, ja otrę każdą łezkę!
to niedobrze, bo od dawna używam tego jako wymówki na wszystko ;p no, powiedzmy xD / haha, właśnie! ;D
haha, wiedziałam! xD
tylko wiesz, nie naciskaj na mnie, bo się zamknę w sobie... ale może w moim wolnym tygodniu dam radę, ! ;))
taka moja natura, "niestety". ale staram się, czasami! zresztą, to już nie tylko o to chodzi - jak zauważyłaś już (musiałaś! ;p), ja bardzo niepewny człowiek jestem. "niestety" xD / długie miesiące nie brzmią aż tak kusząco, jak długie lata, wiesz... xD mam parę "ale", ale zachowam je dla siebie, tak? uczenie się optymizmu czy coś... ;p także niech będzie - dłuuugie miesiące jeszcze nigdzie się nie wybierasz ^^ / hahaha, wiesz, to brzmi jak usprawiedliwienie zdrady! "one nic nie znaczyły, Kochanie, to były jednorazowe przygody..." xD ale spoko, wierzę Ci ;)) o, serio? ;> ;p / mmm, jaka pewność, to lubię :D (;( niee! ;p) / ;p]

Leo Rough pisze...

[wiem! ;p
milczę :D
;)
o, nie, Kochanie, żadnymi kotami się nie bawię! ja tylko bardzo, bardzo, bardzo Ci współczuję. niewiedzy i w ogóle, wszystkiego.
problem mam czyli? :/ ;p no! ;p / ;)
nie, nie, bardzo dobrze, ale... ja takie złe przykłady doceniam, wierz mi :D
wiem ;) bo Ty jesteś cudowna i cierpliwa, pamiętam! ;))
że hę? ;p / no pewnie nie... ale wiesz, zawsze mogę się nie dostać, a wtedy zostanę starą panną z pięcioma kotami i będę do śmierci pisać na blogach, o! ;p nie, bo znowu objawiłabym mój pesymizm, a tego już nie wolno mi robić, prawda? ;)) ;p / kuźwa, a to to już totalnie! xD ale wiem, wiem, bo przecież mam tak samo, jesteś tego świadoma? ;)) :* bo miałam miłosny wątek? wiem, potem mi było głupio, że tak Cię zostawiłam i cały czas myślałam, jak to odkręcić. ale to już przeszłość, nie? ;) / :D (o, nie... ;p)

bez sensu to zrobiłaś! ;p na odwrót powinny być xD albo mogłaś już zostawić, bo i tak nie ogarniemy już, o co chodziło ;p
spoko, ciekawy film oglądam, więc mogę czekać (Mr. Brooks <3 :D) ;))]

Leo Rough pisze...

[no przecież już widzisz! ;p
ale śmieję się w duchu... ;D
naprawdę mi przykro, wiesz? tak siebie okłamywać... ;p
o, nie! znowu? ;p / ;p
:D bardzo dobrze ;))
haha, wiem ;p to dobrze ;))
tak myślałam ;p / a skąd wiesz, że masz rację? ;p (no, chyba ;p) haha, wiedziałam! nie, koniec tematu już! ;p / haha ;p ej, to nie zabrzmiało przekonująco! :/ wiem, że się nastawiłaś, dlatego kombinowałam potem inaczej, zapomniałaś? ;) ale ja nie chcę mieć takiego prawa! chcę pisać z Tobą i czuć się głupio, odpisując innym, o! :D / (nie! -.-)
no, trudno ;))
boski jest! znaczy pewnie tak mówię, bo dawno nie oglądałam żadnych filmów, ale nieważne ;p]

Teraz to w nim zapłonęła złość, natychmiast stłumiona myślą, że przecież coś sobie obiecywał, że ustalił jakieś zasady. Nie było to łatwe - znów udawać, że jest zupełnie opanowany i spokojny, że nic go nie rusza, ale tak to miało wyglądać. Mieli już na głowie zbyt wiele emocji, zbyt wiele lęków i stresów, by dokładać sobie kolejne. Nie ukrywał, że robił to też, licząc na oddanie Spencer części swojego spokoju, tak jak działo się to kiedyś - wyczuwali swoje nastroje i dzielili je w doskonałej symbiozie. W swojej naiwności zapomniał już, że nic nie jest tak, jak było kiedyś, że oni już nie są tacy sami. Są poranieni, skrzywdzeniu, obcy dla siebie. Przerażało go to, ale... Chciał walczyć. Tylko jeszcze nie teraz.
Słowa Spencer zmroziły go; zaskoczony zatrzymał się w pół kroku, ledwo łapiąc równowagę, gdy chciał jak najszybciej odwrócić się i podejść do kobiety, objąć ją, pocałować, przeprosić i z całego serca błagać o wybaczenie. Wreszcie nie zdobył się nawet na spojrzenie przez ramię, bo to było ponad jego siły, był na to zbyt wyczerpany. Tkwił więc pośrodku korytarza, czekając, aż słowa wybrzmią w ciszy spokojnego oddziału pediatrii. Co dziwne, przyszły mu wtedy do głowy różne stwierdzenia, zupełnie niezwiązane ze sceną, która się właśnie rozgrywała, ale natychmiast odrzucił je od siebie, by obrócić się na pięcie w momencie, gdy Spencer znikała już w pobliskich drzwiach. Wiedział, że to on był powodem jej łez, ale starał się usprawiedliwić je w większym stopniu zmęczeniem i stresem. Tylko... Nie potrafił. Kochał ją, a ona teraz myślała, że jest mu zupełnie obojętna, że ani trochę się nie liczy. A on przecież myślał tylko o niej, teraz także o Jamesie, ale to się nie wykluczało. Przecież ona była jego największą miłością, jego życiem. I chciał, by o tym wiedziała, ale nie mógł robić tego w tej sytuacji, w szpitalnym korytarzu, tak jak ona postanowiła to rozegrać. Skinął więc głową w pustkę, a potem ruszył pospiesznie do Jamesa, by choć na chwilę skupić się tylko na nim.
W jego sali znów krzątała się ta sama pielęgniarka, którą wcześniej zaczepił z pytaniami o stan malca. Teraz to ona zarzuciła go znakami zapytania: gdzie żona, czy na pewno odpoczęli, czy widzieli się z lekarzem. Leo odpowiadał półsłówkami, aż kobieta zamilkła. Ciszę przywitał z ulgą. Chłopiec nie spał - wiercił się wśród rurek i przewodów z zaciśniętymi mocno powiekami. Dopiero po chwili do mężczyzny dotarło, że choć maluszek nie wydaje z siebie krzyku, to płacze; łzy płynęły po jego policzkach, cała twarz chłopca zaczerwieniła się, a ciałko spięło. Przerażony Leo zaczął nieporadnie uspokajać go, gładząc po główce i brzuszku, szepcząc jakieś ciepłe słowa, ale to nie pomagało. Potrzebował Spencer.

Leo Rough pisze...

[i jak Ci się podoba? ;>
oczywiście, musiałam! :D
nie, ale wiem, co Ty robisz: to się nazywa zaprzeczenie ;p
haha ;p
;)
;) / no, jestem mądra i inteligentna, ale pytałam, skąd wiesz! ;p (;p) oj no, chodziło mi tylko albo aż o Twoją maturę - przecież wreszcie zaczniesz zakuwać, nie? ;p a wtedy znowu Cię nie będzie... ;( / nie no, coś Ty! chciałam pisać z Tobą i chciałam mieć mocne powiązanie, interesujący wątek! jak zawsze, Płaszczko! nie było żadnego musu ;) weź, powinnaś to potraktować jako... komplement? ;p / nie! ;p
nie no, daj spokój, jakoś ogarnę ;p
;))]

Gdy usłyszał w korytarzu tuż pod drzwiami kroki, zabronił sobie spoglądać w kierunku wejścia. Spodziewał się zobaczyć zapłakaną i jednocześnie wciąż rozgniewaną Spencer, a ten widok miał złamać mu serce. Kochał ją tak bardzo, że rozłąka z nią bolała go jak smagania batem, szczególnie w takich chwilach, gdy wszystko się sypało. Bo teraz wydawało mu się, że wie, co brunetka sobie ubzdurała, do jakich wniosków doszła - że ich związek właśnie ostatecznie się zakończył. Z całego serca chciał zapewnić ją, że to nie jest prawda, wyprowadzić z błędu, a potem... Potem znów wciągnąć na kolana i rozkoszować się jej ciepłem, zapachem, nią. I znów musiał przypomnieć sobie, że teraz najważniejszy jest James i jego bezpieczeństwo, jego dobro. Zepchnął ponownie swoje uczucia na dalszy tor, wsłuchując się w kroki i głosy, dochodzące od strony drzwi. Zrozumiał, że nie przyszła sama, a gdy obejrzał się ukradkiem, rozpoznał lekarza prowadzącego ich syna. Uważnie wsłuchiwał się w jego słowa, jednocześnie nie przestając uspokajać chłopca, który teraz cały drżał już od łez, od bezgłośnego szlochu. Ze złością pomyślał, że Spencer musi być zupełnie ślepa i głucha, by nie zorientować się, co się dzieje. A Leo nagle nie miał odwagi wołać jej, bo to byłaby prośba o pomoc - zyskałaby argument, by wyrzucić go z sali syna. Był beznadziejnym ojcem. Jak zwykle nawalał. Ale i tak z ulgą przywitał chwilę, w której brunetka wreszcie dostrzegła, co dzieje się z Jamesem. Na niego nie patrzyła, ale i on już nie interesował się ukochaną, niestety, bo teraz chodziło o ich maluszka. Cierpiał, a ich serca łamały się z trzaskiem wraz z każdą kolejną łzą chłopca. Leo posłusznie odsunął się, wiedząc, że matka szybciej zdoła go uspokoić, ale gdy i jej zabiegi nie pomagały, szatyn miał wrażenie, że jego świat zaczął wirować. Jak mieli mu pomóc? A przede wszystkim: dlaczego lekarz nie reagował?! Wściekły na wszystkich i wszystko Leo postanowił wziąć sprawy we własne ręce... Dosłownie. Przez chwilę spróbował podchwycić spojrzenie Spencer, ale gdy ona uparcie nie patrzyła w jego kierunku przez kilka sekund, szepnął, by wzięła Jamesa na ręce. Jednocześnie sam sięgnął po przewody, by unieść je bez uszkadzania, gdy brunetka chwyci w ramiona syna. Ze zdziwieniem zarejestrował, że stojący wciąż przy drzwiach lekarz nie protestował, pozostało więc tylko czekać na pierwszy ruch kobiety...

Leo Rough pisze...

[chciałam jeszcze posiedzieć, ale uciekam, późno jest. jutro będę pewnie koło siódmej dopiero, ale szykuje się luźny wieczór, a może już znowu pojawi się Kraków... wiesz, nadrabianie zaległości ^^ :D w każdym razie - dobrej nocy i do spisania ;))]

Leo Rough pisze...

[to dobrze ;)
oczywiście :D
nie broń się tak, znam prawdę! ;p
;)
no wiesz, nie mogę mieć pewności, że byś się skapnęła, nie? xD dobra, wybacz, masz rację ;p dobrze, że się Ciebie nie pozbędę, bardzo się cieszę, ale wiem też, jak to będzie wyglądać. hej, przerabiałyśmy już majowe poprawianie ocen, nie? ;p a matura jest przecież poważniejsza. / o, nie, Moja Droga, ja nie robię rzeczy, "bo tak wypada", a na pewno nie, jeśli chodzi o znajomych - bo obcy, to co innego. sama nie wiem, dlaczego zaczęłam tamten wątek, chyba po prostu spodobał mi się jej styl pisania, ale wiesz, że wróciłam do Ciebie, mądrzejsza o parę spraw. przede wszystkim: z nikim nie pisze mi się tak dobrze, jak z Tobą. przecież wiesz :> więc OK, możemy to już zostawić ;) / haha, nie ma za co ;p
wybaczam xD]

Leo był pewien, że zdenerwowanie wyraźnie odmalowuje się w każdym jego ruchu i w jakimś stopniu martwiło go to, bo obawiał się, że brunetka znów źle to odbierze. W głowie huczała mu teraz jedna myśl: że jest beznadziejnym ojcem. Sprawiało mu to niewysłowiony ból, było jak cios w brzuch, odbierający oddech, każący zwinąć się w kłębek. Przecież niczego innego nie pragnął, jak tylko bezpieczeństwa dla synka, ale wiedział już, że sama chęć nie wystarcza. Pewnie powinien wiedzieć, co robić i jak się zachować, jak reagować - on jednak ciągle okazywał się w tej kwestii nieumiejętny, co doprowadzało go na sam skraj wytrzymałości. Chciał starać się, chciał się uczyć, ale nie miał na to czasu. James potrzebował go już, teraz! Przeszło mu przez myśl, że może powinien odpuścić, pozwolić działać Spencer; odsunąć się i dać jej przestrzeń. Ale... nie potrafił. Chciał przynajmniej być. Zaraz jednak uznał, że to za mało. A potem podjął decyzję: zrobi wszystko, by się przydać, będzie działał, walczył, chronił swoją rodzinę.
Zaczął od przysunięcia Spencer niezbyt wygodnego taboretu. Nie miał jednak innego wyboru, bo w sali nie znalazł nic innego. Na jego pytające i niezadowolone spojrzenie pielęgniarka zareagowała tylko wzruszeniem ramion, ale zaraz podała mu czystą tetrową pieluszkę, uprzedzając jego kolejne pytanie. Uśmiechnął się nikle, a potem podsunął brunetce kawałek materiału, by mogła ocierać nim usteczka syna, zwilżone mlekiem. Jednocześnie upewnił się, że wszystkie przewody leżą luźno, nie krępując ruchów malca ani trzymającej go mamy; powtórzył to jeszcze kilkakrotnie, pewnie już zupełnie niepotrzebnie, nie mógł się jednak oprzeć. Z prostego powodu - mógł przy tym bez skrępowania, niby przez przypadek dotykać Spencer, choć były to tylko nieznaczne muśnięcia. Ale był blisko, zaznaczał swój teren. To na razie musiało mu wystarczyć. Zanim jednak zdecydował się dać im obojgu spokój, sięgnął jeszcze po koc i przykrył synka, znów pilnując przewodów i rurek. A potem cofnął się, stając odrobinę z boku, wyłamując palce i zagryzając wargę.
- Mogę zrobić coś jeszcze? - zapytał cicho, ale zaraz pożałował swoich słów; znów pokazał, że czegoś nie wie.

[może być ;) ale może coś przewiniesz już, co? bo nie mam o czym pisać ;p]

Leo Rough pisze...

[haha, nie miałaś wyboru ;p
kiedy ja mam moje trzecie, wewnętrzne oko i jestem bardziej świadoma, niż większość ludzi... xD
o, jak mi miło! :D dzięki ;)) prawie zawsze, przykro mi ;p ahaha, ale wiesz, może ma rację! ;p xD / Ty naprawdę jesteś o nią zazdrosna! ;p nie, raczej chodziło mi o KP, ale masz rację, zawiodłam się widząc te odpowiedzi. ubóstwiam Twoje wypracowania, przecież wiesz! pamiętaj, że dzięki nim dostałam tę szóstkę z Wertera... :D nie wróciłam? nie ma mnie tu znaczy? bo nie rozumiem ;p ach, czepiasz się słówek - wiedziałam już wcześniej, oczywiście, że tak! ;) / ;p
:D
myślałam, żeby tylko do wieczora/nocy - mogliby porozmawiać na korytarzu, znowu koczując pod drzwiami. ale to już jak chcesz ;) no jasne, rób, co musisz, ale uprzedzam, że ja też zakuwam więc nie wiem, jak będzie wyglądać moje odpisywanie ;)]

Leo Rough pisze...

[;p :D
kurczę, rozgryzłaś mnie. ale wiesz, przynajmniej analizuję możliwe zagrożenia, przewiduję konsekwencje - to też jakiś rodzaj pogłębionej świadomości, nie? ;p
nie no, właśnie Ty jesteś, nie? ;p :D na pewno? ;> xD / byłabym, była, jestem! o jeżu, skończmy już ten temat, bo czuję się jak Leo... ;p przecież tak naprawdę Cię nie zostawiłam, bo cały czas mamy i wtedy też miałyśmy MT i L&A, prawda? te tylko nasze blogi. a tamto... zapomnijmy już, co? bo czuję, że masz do mnie o to żal, a ja zaczynam się naprawdę źle czuć, bo przecież już nic nie mogę zrobić. ok, ale to nie zmienia faktu, że się czepiasz ;p
bardzo dobrze ;) ale wiesz, rzeczywiście miało być spokojnie - okazuje się, że jest inaczej. przepraszam, ale jednak muszę do tego już przysiąść, bo mam obsuwę, nie dam potem rady wszystkiego ogarnąć. odpiszę, jak tylko zapragnę przerwy ^^]

Leo Rough pisze...

[o, nie! moja przykrywka padła! -.- tak, masz rację, ale to właśnie czyni moje oko praktycznie niezawodnym :D no właśnie ;p
mówię, że przecież Ty jesteś nieomylna, więc tak, powinnaś się ze mną zgodzić :D haha, ok, ok, niech będzie ;p / nie dziwię się już ani trochę ;p no wiesz, serio? miałaś zaprzeczyć! xD wiem, o co Ci chodziło. i już tak nie zrobię, obiecuję! :> to dobrze (wiem! ale ja tak mogę dalej, jeśli tylko chcesz! bo nie dopuszczam możliwości, że mogłabyś się na mnie obrazić i sobie pójść, więc muszę o Ciebie dbać, zapewniać Cię, że jesteś cudowna, a od Twoich wypracowań dostaję dreszczy... mam kontynuować? ;>) że niby ja? ;p
próbuję! ale to jest chemia, historia i polski - najgorsze połączenie świata, chce mi się spać już od samego myślenia o tym! ;p o, no to pisz, pisz; cieszę się, że miałaś zajęcie ^^ bo pewnie już skończyłaś, nie? ;p od razu miałam na nią ochotę, ale w sumie i tak nie zwlekałam długo, nie? ;p]

Starał się, jak tylko mógł, by mimo wszystko nie okazać się kompletnie bezużytecznym. Chciał pomóc, chciał działać, więc szukał dla siebie zadań, choćby chodziło o największe drobiazgi, jak poprawienie kocyka, którym przykryty był ich synek, czy sprawdzanie na monitorze starannie odnotowywanej temperatury jego ciała, by w razie nagłego skoku móc natychmiast wezwać lekarza. Nie zapominał też o uspokajaniu malca, ale teraz było to głównie zadanie Spencer, do którego on nie miał prawa się wtrącać. Mimo to korzystał z okazji, gdy mógł sam szepnąć coś do synka, pogłaskać go, pocałować niemal ciągle rozpalone czółko. Na szczęście nikt nie wyganiał ich z sali Jamesa tego dnia, więc nie musiał specjalnie walczyć o chwile spędzone z chłopcem - niemal cały czas czuwali przy nim, choć on spał przez większość dnia, regenerując siły. Czasem tylko otwierał oczy i spoglądał na rodziców z cichym krzykiem, by zaraz znów pogrążyć się w głębokim, dość spokojnym śnie. To stanowiło kolejny dobry znak, że wszystko zmierza już ku lepszemu.
A potem pojawił się lekarz, który cierpliwie i dokładnie wyjaśnił im, czego mogą spodziewać się teraz. Nie składał żadnych obietnic, ale Leo wyczuwał, że i on wierzy, że nadchodząca noc nie przyniesie im już niczego złego. Był dobrej myśli, a to mogło nastroić pozytywnie wyczerpanych rodziców. I tak w pewnym stopniu się stało - niepokój o Jamesa nie zniknął, ale odrobinę zmalał. Działał też na nich widok synka i ta pewność, że nic mu się nie dzieje, że teraz nie cierpi. A potem pediatra uśmiechnął się, a słysząc jego stwierdzenie, Leo nie mógł nie odwzajemnić tego grymasu. Na chwilę mogli się uspokoić. Szkoda tylko, że cała ta bańka względnego spokoju prysła, gdy tylko zostali zmuszeni do wyjścia. Zbierając się do opuszczenia sali synka, żegnając z nim i obiecując, że zjawią się, gdy tylko będą mogli, oboje czuli tę samą mieszaninę emocji, co w jakiś sposób dało Leo nadzieję, że nie wszystko pomiędzy nimi stracone. Wciąż dzieje się z nimi to samo, zupełnie jakby byli jednym organizmem, więc jak mogliby się kłócić, jak mogliby nie być razem? Nie, wszystko musiało się ułożyć, wszystko musiało być jak dawniej. I gdy zobaczył, jak Spencer opada ciężko na podłogę, jak chowa twarz pomiędzy palcami, zrozumiał, jak bardzo ją skrzywdził. Natychmiast znalazł się przy niej, choć nie odważył się objąć jej, bojąc się odrzucenia; musnął jedynie jej łokieć, by zwrócić na siebie jej uwagę.
- Nie miałem tego na myśli, Spencer. Przykro mi, jeśli tak właśnie to odebrałaś. - wymamrotał cichym, spokojnym głosem, spoglądając na brunetkę. Założył, że wie, o czym mówi, kontynuując tamtą rozmowę, jakby nie było całego tego dnia, jakby dopiero wyszli z pokoju dla rodziców, porzucając za sobą marne godziny snu. Wcześniej przecież nie było czasu na tego typu wyjaśnienia, a musieli kilka spraw przedyskutować. Przede wszystkim tę najważniejszą - czy są razem, czy nie. Bo tego Leo już nie był pewien.

Leo Rough pisze...

[no ba! okropne! ;p ej, prawie przyznałaś mi rację! w tej pierwotnej kwestii też... :D ^^
no właśnie ;p nic a nic? no dobrze, takim gorącym zapewnieniom muszę wierzyć ;p ;)) / oj tam, taki drobiazg xD obiecuję, obiecuję! ;)) nie był, wcale! ;)) ;p (och, OK, nie ma sprawy! hej, ja z Tobą nie wytrzymuję - ja bez Ciebie już nie umiem spędzać wieczorów! i większość Twoich tekstów nie jest aż tak dobijająca, żeby mnie zrazić czy coś ;p także zapamiętaj sobie, choć ja to będę powtarzać - uwielbiam z Tobą pisać wypracowania, notki, reportaże, poematy... cokolwiek sobie zażyczysz, będzie cudne! doskonałe! nasze! :D) że hę? ;p
dzięki ;p chyba sobie już odpuszczę, bo zasypiam... ;p / haha, biedulka! i jak Ty teraz będziesz pisać na klawiaturze?! ;p / haha ;p]

Nie miał pojęcia, jak bardzo jego słowa dotknęły Spencer - owszem, pamiętał wyraz jej twarzy i swoją pewność, że wycisnął z jej oczu łzy, ale chciał wierzyć, że miało to też inne podłoże. Miał nadzieję, że chodziło jej zmęczenie, że była rozdrażniona, zestresowana, przestraszona i reagowała zbyt gwałtownie. Liczył, że mu wybaczy nieprzemyślane słowa i brak reakcji, bo przecież i on przeżył tej nocy horror. Ale przecież w głębi duszy wiedział, jaka jest teraz niepewna, jak dotknęło ją ich rozstanie, przez nią samą nazwane przerwą. Nie musiała mu o tym mówić, on po prostu czuł, że coś jest nie tak, ale nic nie mógł zrobić. Bo i on cierpiał, bo też był niepewny, wystraszony, stęskniony. Musieli tylko wreszcie coś z tym zrobić - porozmawiać, wyjaśnić sobie, przebaczyć. Nagle znów nie był pewien, czy to odpowiedni moment, bo oczy kleiły mu się, a żołądek był jak zaciśnięta pięść, choć nie był pewien, czy z głodu, czy ze stresu. Ale już nie mógł się wycofać, więc znów musnął przelotnie łokieć Spencer, obracając się w jej stronę tak, że ramieniem opierał się o ścianę; gdyby nie to, pewnie zsunąłby się, układając na podłodze i natychmiast zasypiając. Odepchnął od siebie wizję kilku godzin energetycznego snu, skupiając się na słowach brunetki. Kilkakrotnie otwierał usta, ale nie powiedział słowa. Dopiero, gdy zapadła cisza, w której jedynym wyraźnym elementem był zacięty wyraz twarzy Spencer, zdołał przekonać się do powolnego wyjaśniania wszystkiego. Przeczesał dłonią włosy, a potem potarł kark, dziwnie skrępowany i zły na siebie, że nie zrobił tego wcześniej. Bo w następnej chwili po prostu sięgnął do twarzy ukochanej i ujął jej brodę w palce, by zaraz pocałować ją - lekko, tak delikatnie, że właściwie ledwo dotykał jej warg. Odsuwał się z wstrzymanym oddechem, nie wiedząc, czy nie odepchnie go gwałtownie, nie uderzy albo nie ucieknie. Westchnął.
- Kocham cię. - odparł jedynie, na moment spuszczając wzrok zaraz potem, gdy słowa rozbrzmiały w jego uszach. Były... obce. W myślach wypowiadał je przez ostatnie dwa tygodnie tyle razy, na tak wiele sposobów intonował je, ćwiczył tak często, że wreszcie stały się jego mantrą. Ale teraz nie był pewien, czy są odpowiednie, bo wciąż miał w pamięci wnioski, do których doszedł rano - że wszystko, co zaszło pomiędzy nimi, gdy czekali pod drzwiami sali Jamesa, było fikcją. Na pewno nie z jego strony, ale teraz nie był już taki pewny, jak wyglądało to ze strony Spencer. Postanowił zaryzykować.
- Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Najpierw powinniśmy porozmawiać, wyjaśnić sobie kilka spraw, zanim zaczniemy wszystko naprawiać. Dać sobie jeszcze trochę czasu. Przecież nie chcemy powtórki z rozrywki, prawda? - mówił cicho, niemal niepewnie, zastanawiając się, czy właśnie jeszcze bardziej nie zraził do siebie ukochanej. A potem wstrzymał oddech i zamknął oczy, czekając.

Leo Rough pisze...

[haha, no tak, jak zwykle masz rację! :D ;p o nie, znowu to samo - czepiasz się słówek! -.- no weź, skończmy to już! przyjmij do wiadomości, że nie byłam wstawiona i odpuść, co? ;>
oczywiście, przecież nie wątpiłaś, że jestem po Twojej stronie, co? ;p / no tak! ;p / no przecież, że nie! ;p (wiem :D ^^ tak, większość, bo nie mogę powiedzieć, że wszystkie, przykro mi ;p tak, ja wiem, zazwyczaj! ;p o jeżu, kończą mi się pomysły... no a wiesz, że ubóstwiam wszystkie Twoje bohaterki? Spenc, oczywiście, jest mi najbliższa, bo, hm, znam ją najdłużej, ale Andro wykreowałaś po mistrzowsku! a teraz jeszcze Martyna... arrr <3 :D) nie wiem! ;p
nie możesz! w tej kwestii powinnaś mnie akurat motywować ;p / całe szczęście! :D]

Zamarł, wciąż wstrzymując oddech, gdy dotarła do niego odpowiedź Spencer. Chwilę trwało, zanim przetrawił ją, wcześniej powtarzając w myślach to, co jej powiedział. Wszystko mieszało mu się, aż tracił prawdziwy sens zdań, bo na powierzchnię umysłu wypływały mu tylko jakieś niejasne wrażenia, uczucia, których chyba tak naprawdę nie chciał. Ból, który wszystko niszczył, plątał, zabierał dla siebie. Bo nagle zrozumiał, że ta cicha odpowiedź kobiety, powtórzone dwukrotnie słowo, to jedynie zgoda z jego ostatnim zdaniem. Znów musiał na moment skupić się całkowicie na odnalezieniu w zakamarkach umysłu, jak dokładnie ono brzmiało, a gdy dotarło do niego, że Spencer jedynie potwierdziła, że nie potrzebują kolejnych dramatów, cały spiął się w oczekiwaniu na kolejne słowa. Te jednak nie padły, a Leo miał wrażenie, że zaraz wybuchnie, głowa eksploduje mu - i nikt tak naprawdę się tym nie przejmie. Bo teraz spodziewał się już tylko odrzucenia, kolejnych ran, kolejnej porcji cierpienia. Ona zgodziła się, że nie chce, by powtórzyli dawne błędy, a więc automatycznie uznał, że oznacza to również niechęć do próbowania. Przecież nie ma innego sposobu, by więcej się nie mylić, prawda?
A potem ocknął się, przypominając sobie, że sam właśnie poprosił ją, by poczekali ze wszystkimi rozmowami, z poważnymi wyznaniami i jakimikolwiek naprawami, aż wszystko się uspokoić. Na pewno nie mogli rozmawiać o tym teraz, przemęczeni, wciąż przerażeni, dręczeni bolesną niepewnością, bo wszystko posypałoby się, Leo był tego pewien. A więc nie teraz, powtórzył sobie w myślach, by nie powiedzieć znów czegoś głupiego. I zanim zdążył pomyśleć o tym, co mógłby zrobić zamiast mówienia, jak mógłby pomóc, ulżyć Spencer albo chociaż zająć swoje ręce, ona dała mu doskonałą wymówkę. Mógł znów zaopiekować się, teraz trochę pewniejszy, niż jeszcze kilkanaście minut temu. Może i nie chce go już, nie chce być z nim, ale w tej sytuacji właściwie była na niego skazana. Mógł się nią zająć. Bez słowa podniósł się, prostując obolałe plecy tak, by brunetka nie zauważyła, z jakim trudem porusza teraz ramionami. Z cichym westchnieniem wyciągnął do niej dłoń, modląc się, by nie opierała mu się - przecież chciał jej dobra. I zanim wstała, pomagając sobie jego dłonią, posłał jej nikły, słaby uśmiech, który zaraz zgasł.
- Zjemy coś ciepłego, napijemy się kawy i umyjemy zęby, a potem tu wrócimy. Nic się w tym czasie nie wydarzy. - zapewnił ją spokojnym, opanowanym głosem, by nie odkryła, że właśnie tego się bał: że coś złego stanie się pod ich nieobecność. Wiedział, że to zmęczenie podsuwa mu czarne scenariusze, ale już nie potrafił się ich pozbyć.

[a mnie zmęczenie wygania pod prysznic i do łóżka, zostawiając chemię na jutrzejszy poranek. miłego piątku Ci życzę - początek weekendu i te sprawy, korzystaj ^^ ja jutro idę do dzieciaków na korki, więc będę późno, pewnie tak jak dzisiaj, może dopiero koło ósmej, a potem chyba wychodzę, ale to dopiero po jedenastej, więc wieczór mam właściwie wolny ;)) do spisania i dobrej nocy! ;))]

Leo Rough pisze...

[oczywiście :D ;p ta, zwal winę na mnie! ;p nie? ale jesteś pewna? na pewno pewna? ;p
nie, nic takiego nie było, coś Ci się przywidziało... :> / no, wiem! ;p / a dlaczemu? ;p (...podstawa! :D weź, przecież nie o tym pisałam, nie zrozumiałyśmy się ;p ja miałam bardziej na myśli Twoje teksty w nawiasach - czarny humor i te sprawy. a to, że wypracowaniami mnie dobijasz, to inna sprawa - wiesz, nie jestem w stanie znieść tej perfekcji, nienagannego ładu, doskonałości... to dla mnie za dużo. / nie, masz rację, mi się pomysły nigdy nie kończą :D serio-serio! no właśnie, więc o co z ogóle pytasz, hę? ;p haha, dokładnie! aż się dziwiłam, że teraz Martynie tak nie zmieniałaś, jak Andro, ale już wiem, dlaczego ;p) ale że co? :)
haha, dobrze, zapamiętuj ;p / ojej... aż mi zabrakło słów. wzruszyłam się! :D ;p
wybuchłam dzisiaj pracownię. na szczęście nic żrącego czy trującego, więc sobie krzywdy nie zrobiłam, ale będę malować sufit xD a dygestorium to szorowałam chyba z godzinę ;p w sumie zdziałałam dzisiaj dwa doświadczenia i przy obu użyłam za dużo odczynników, no i wyszło, jak wyszło xD także tak, miałam udany piątek... ;p a jak Twój? ;> odpoczywasz, uczysz się, bawisz? ;>
idę lepić bałwana o północy :D pewnie znowu wrócę chora, ale nieważne ;p
muszę iść się trochę ogarnąć, więc na wątek odpiszę niedługo - daj mi pół godziny, godzinę max, a już będę cała Twoja ^^]

Leo Rough pisze...

[zawsze wybierasz najłatwiejszą drogę? ;> ;p niee, nie jesteś! ;p niestety nie mogę, bo kłamałabym wtedy, a brzydko jest kłamać ;p
no właśnie! dokładnie tak :) ;p / o nic mi nie chodzi, nigdy mi o nic nie chodzi ;p / nie no, co Ty, ja się nie umiem podejrzanie uśmiechać ;p (haha, no właśnie, czy coś ;D widzisz, a Ty już byś się na mnie złościła i obrażała ;p co znowu nie było miłe, co? ;p och, jasne, że Cię uwielbiam, ale nie wykorzystuj tego za często! ;p ojej, rumienisz się? tak, ja chcę! :D ale tak właściwie to wiesz, ja samą prawdę powiedziałam, więc tu się nie ma co rumienić, zawstydzać... prędzej ten samozachwyt! :D no bo to wcale nie jest takie łatwe! ;p / wspominałaś? ;p haha, tak? ;D ;p no tak, oczywiście ;) a ja nie zauważyłam?! ;p) dobra, dobra, milczę ;p
nie, aż tak nie musisz xD wystarczy przypomnienie w telefonie... ;p / hihi :D ^^
CZAD?! od dzisiaj mój fartuch jest ŻÓŁTY, a sufit pracowni FIOLETOWY W KROPKI. to nie był czad. znaczy był. było śmiesznie, bo chemiczka zaczęła się drzeć, że chciałam ją zabić... xD no tak, ja wyszłam bez szwanku ^^ dlaczego musisz mieć tak mało lekcji, co?! zazdroszczę Ci piekielnie, bo ja przecież dopiero weszłam do domu, a zaczynałam na ósmą -.- jej, jaki cudowny piąteczek. wiesz, świat Cię kocha :D leniuchuj sobie, leniuchuj, trza kiedyś odsapnąć trochę, nie? ;)) o, no to super, bardzo się cieszę ^^ ;)
dobrze, mamo, będę uważać :D prawda, że fajnie? jeszcze chcieli iść na cmentarz, ale już bez przesady z tą dobrą zabawą... xD
w ogóle co piszemy dalej? mamy jakiś pomysł? :)]

Widział, jak bardzo Spencer jest osłabiona, i pluł sobie w brodę, że nie zareagował już wcześniej. Wiedział przecież, że nic dzisiaj nie jadła, ledwo co napiła się wody, a przez cały dzień była na nogach, doglądając synka, pilnując, by niczego mu nie brakowało. Owszem, podsuwał jej kubki z napojami, ale ona ledwo na nie spoglądała. Powinien naciskać. Powinien być mężczyzną i zaopiekować się swoją rodziną. Ale teraz było już za późno - najwyraźniej znów nawalił. Pocieszała go tylko myśl, że Spencer nie ma mu tego za złe, a zapewniała go o tym siła, z jaką ściskała jego palce: jakby nie chciała pozwolić, by wysunął je z uścisku, by się odsuwał. A on niczego takiego nie planował, jak by mógł? Chciał być blisko, jak najbliżej - najchętniej objąłby ją ramieniem, by mieć ją tuż przy swoim boku, jednocześnie upewniając się, że nie upadnie gdzieś po drodze, wyczerpana do granic możliwości. Nie odważył się jednak na ten ruch, nie będąc pewnym, jak zostanie odebrany; jedynie gładził kciukiem wierzch jej dłoni, patrząc wprost przed siebie, starając się nie myśleć ani o tym, co będzie potem, ani też o tym, co się wydarzyło. Skupiał się na najbliższej przyszłości: ciepłym jedzeniu, chwili odpoczynku. Co prawda na myśl o przemierzeniu całego szpitala, by dotrzeć do bufetu, cały aż się spinał i już czuł się zmęczony, ale mamiła go wizja względnego spokoju, swobody. Może nad kubkiem zupy zdołają ze Spencer chwilę porozmawiać? Wydawało się to nierealne, ale Leo nie mógł odmówić sobie podobnych rozmyślań.

[w sumie nie wiem, po co napisałam to powyżej, jest kompletnie bez sensu, ale nieważne ;p przesuń coś - może być już do wypisu Jamesa, jeśli chcesz ^^]

Leo Rough pisze...

[jeżu, jeszcze takie krótkie... -.- wybacz, jestem już strasznie zmęczona, idę zrobić sobie jakąś kawę czy coś ;p]

Leo Rough pisze...

[całe szczęście, już się zaczęłam obawiać o Ciebie ;p nie jesteś, nie jesteś! ;p haha, chciałabyś! nie, ja jestem dobrą dziewczynką, nie mogę sobie pozwolić na takie ściemy! właśnie, że byłoby, więcej nawet - to byłoby obrzydliwe kłamstwo, obleśne, fu! ;p
ej, weź, bo już się zaczynam bać! ;p nie wykorzystuj tego przeciwko mnie, co? :) / haha, serio? ;p (no nie, ale kto Cię tam wie ;p a coś skłamałam z tym czarnym humorem, hę? więc o co Ci chodzi, bo nie ogarniam? ;p niee, nie rób tego, Kocie! :) haha, OK, zapamiętam sobie ;p Twoja - jak najbardziej, ale mi to ani trochę nie przeszkadza! ^^ a muszę? :/ nie mam pojęcia! ;p) ;p
;D ;p
czy coś... tylko ciekawe, jak ja to pomaluję -.- ;p no, niech będzie ;p niee, wolę nie, bo przynajmniej mogłam to zrobić, a tak by mi w ogóle nie pozwoliła podejść do odczynników xD / ach, no tak, cztery lekcje dziennie, "takie tam" -.- ;p oczywiście, że Cię uwielbia! chyba w to nie wątpisz, co? ;> ;)) właśnie ;)
dobra, nie będę, nawet Ci nie powiem, że jestem chora! ;p haha, nie dla nich... xD
no dobra, niech będzie, pewnie i tak większość wyjdzie w praniu ;p
tak, tak, mhm, pamiętasz o moim rogu? właśnie -.- w sumie chyba w ogóle to odwołam, bo już zasypiam, więc nie wiem, jak dotrwam do północy :/]

Życie w szpitalnym korytarzu, przemieszczanie się pomiędzy salą Jamesa, pokojem dla rodziców i bufetem na parterze budynku, picie rozwodnionej kawy z automatu i mycie zębów w miniaturowej umywalce, a przede wszystkim paniczny strach o zdrowie i życie syna - to w bardzo krótkim czasie odbiło się na Leo, odbierając mu resztki optymizmu i nadziei. Z początku jeszcze się trzymał, starał się wierzyć, że wszystko jakoś się ułoży, ale z każdym kolejnym dniem sytuacja coraz bardziej wymykała mu się spod kontroli. James zdrowiał, nie było już kolejnych krytycznych chwil, z czego cieszył się, bo ciężar na sercu malał z każdym kolejnym spokojnym dniem, ale ciągle coś było nie tak. Oczywiście, że chodziło o Spencer. Oczywiście, że chciał być blisko niej. Oczywiście, że ją kochał. Tylko dlaczego tak bardzo przerażała go wizja przeprowadzania poważnych rozmów, godzenia się, tłumaczenia swoich ruchów, przepraszania? Tłumaczył sobie, że po prostu chce, by wszystko już było normalnie. Wmawiał, że trudno będzie im do tego wszystkiego wracać, że przecież tak naprawdę nie muszą, może nawet nie powinni, bo to będzie tylko rozdrapywanie starych ran. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę, że chodzi o coś innego - nie potrafił tylko odkryć, o co takiego. Wkrótce jednak odpuścił sobie katowanie podobnymi rozmyślaniami, skupiając się na pozytywach, choć to nie było łatwe, gdy ciągle przemęczenie, brak snu i stres wyciskały mu na twarzy głębokie cienie. A jednak cieszyły go wszystkie te drobiazgi, które sugerowały powrót do normalności, jak Spencer wtulająca się w jego ramiona czy jej dłoń leżąca w jego dłoni, tak doskonale do niej pasująca. Mimo to nie czuł się na tyle pewnie, by znów ją pocałować, czule objąć. Nawet gdy wreszcie postanowili spędzić noc w domu, zostawiając Jamesa pod opieką personelu medycznego, wybrał dla siebie łóżko w pokoju gościnnym, choć pożegnał ukochaną ciepłym "dobranoc" i buziakiem w czubek głowy. Spanie razem z nią wydawało się póki co ponad jego siły z kilku powodów, ale żadnego do siebie nie dopuszczał, tłumacząc jedynie, że robi to dla niej - żeby nie czuła skrępowania. Przecież tak naprawdę ciągle nie byli razem, ciągle nie wiedzieli, na czym stoją.

Leo Rough pisze...

Leo z niewysłowioną ulgą chwycił Jamesa w ramiona, obdarzając go tymi samymi czułostkami, co zawsze - trochę łaskotek, kilka drobnych zabaw. Uśmiech na twarzy syna działał na niego jak balsam, natychmiast wygładzając wszelkie zmarszczki na jego twarzy, wypełniając cienie, rozświetlając też wcześniej pokryte rozpaczą serce. Chłopiec był już z nimi i szatyn nie krył ulgi i radości na myśl, że znów będą wszyscy razem. Owszem, wciąż nie miał pewności, jak to wszystko będzie wyglądać, ale skoro James wyzdrowiał i wieźli go do domu, wszystko musiało być już tylko dobrze. Z tą myślą zabrał chłopca do jego pokoju, starannie otulając kołderką, wprawiając w ruch ulubioną pozytywkę, by uśpiła go, gdy obudził się na moment przy przenoszeniu z fotelika do ciepłej pościeli. A potem bezszelestnie wyszedł na korytarz, niosąc elektroniczną nianię, by mogli usłyszeć każdy szmer w pokoju syna, będąc na dole; z jego ust wydobyło się głośne westchnienie ulgi. Ten koszmar się skończył. Pora na zamknięcie kolejnego. Z bladym uśmiechem zszedł do kuchni, bez słowa przyjmując od Spencer filiżankę aromatycznej kawy. Podziękował jej dopiero po chwili, gdy poczuł, jak napój w mgnieniu oka przywraca mu jasność umysłu, ożywia go. Milczał przez dłuższą chwilę, rozkoszując się przyjemnością płynącą z tej spokojnej, niemal sielankowej chwili. Gdyby tylko nie dręczyła go ta jedna rzecz.
- Chciałbym wrócić. - powiedział nagle, bacznie obserwując Spencer. Nieświadomie przysunął się do niej trochę bliżej, wypowiadając te dwa słowa, choć tak naprawdę miał ochotę uciec, bo przerażało go to wszystko bardziej, niż mógłby się spodziewać.

Leo Rough pisze...

[jesteś pewna? ;> ;p tak, zamierzam! ;p nie jesteś! koniec tematu! ;p no wiesz co?! nie mów, że wcześniej nie wiedziałaś ;p ach, obrzydliwe to mało powiedziane! brakuje mi już określeń ;p
jak czytam to Twoje "zobaczę" to dochodzę do innego wniosku -.- ;p / ;p (tylko czasami, także spoko ;p poza tym weź, nie wymandrzaj się tak, co? i nie dokuczaj mi! bo teraz ja się zamknę w sobie! taa, wyrazem sympatii, już to widzę... no jasne, więc pewnie moja!? -.- nie, nie rób tego, po prostu :) NIGDY! ;p nie chcę! / no ba! ;p)
dzięki? ;p myślę, że nie stracę swoich przywilejów, bo ona mnie uwielbia ;p :D / oczywiście, że tak! ;p no tak, jasne... ja myślę! :D
haha, na pewno nie o to? ;> ;p dopsz, powiem, ale też mam nadzieję, że nic takiego się nie podzieje ;p nie, mnie się nie musisz bać :p
dzisiaj? nie ;p
nie pamiętam! o rogach? ;> ;p mam nadzieję... ;p]

Gdy tylko dostrzegł, jak Spencer zamiera w bezruchu na sekundę (choć wydawało mu się, że trwało to co najmniej godzinę), natychmiast zaczął gorączkowo zastanawiać się, czy nie powiedział czegoś nie tak, jak powinien. Może miał zrobić to delikatniej, zacząć od bardziej neutralnych lub praktycznych tematów, by dopiero potem zejść na kwestię ich związku, tymczasowo będącego w kompletnej rozsypce. Może powinien bardziej uściślić, o co mu chodzi - że nie mówi tylko o powrocie do Murine, porzuceniu pracy w Londynie, ale też o ponownym wejściu do życia Spencer i Jamesa, wróceniu na dawne miejsce w ich domy przy Cynamonowej. Że mówi o wracaniu do miejsca w jej sercu i na pustej poduszce w łóżku. A może miał zrobić jeszcze inaczej - zacząć od tłumaczeń i przeprosin, by potem zacząć błagać o możliwość powrotu. Teraz jednak było już za późno, by cokolwiek zmienić, ale Leo nie mógł się pozbyć z głowy tych natrętnych myśli, jednocześnie nie będąc w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Zbierał się jednak do tego; już otwierał usta, gdy padły pierwsze słowa Spencer. Zanim jednak zdążył choćby o nich pomyśleć, zalała go cała fala wyznań, połączona z najróżniejszymi wrażeniami, które odbierał. Nagle zrobiło mu się gorąco i doskonale wiedział, skąd się to wzięło. To była pewność, że stanie się coś dobrego. Coś nawet lepszego...
Z donośnym trzaskiem odstawił na blat swoją filiżankę i natychmiast jednym, dużym krokiem pokonał odległość dzielącą go od Spencer. Jej szeroko otwarte oczy hipnotyzowały go, ale gdy tylko zahaczył spojrzeniem o jej usta, już nie mógł się od nich oderwać. To właśnie na dolnej wardze brunetki spoczął jego kciuk, gdy ujął jej brodę, by nie mogła odwrócić wzroku. Szkoda tylko, że on nie potrafił patrzeć jej w oczy. Ale w końcu uniósł spojrzenie i po prostu uśmiechnął się - nikle, prawie słabo, jakby mięśnie w twarzy odmawiały mu posłuszeństwa, ale on po prostu nie wiedział, czy może sobie na to pozwolić. Przecież nic nie było jasne, ale...
- Spencer - wychrypiał, przybliżając się do niej tak, że ich ciała dzieliły milimetry; patrzył na nią z góry, niemal stykając się z nią nosami. - Ja wiem. Ja wszystko wiem. - wymamrotał jeszcze, nie mogąc zdobyć się na nic więcej, bo w następnej chwili już całował ją leciutko, delikatnie, wciąż jednak trzymając ręce przy sobie. Nie mógł pozwolić sobie na nic więcej, bo przecież jeszcze on musiał się wytłumaczyć! Przynajmniej powinien przeprosić, powiedzieć tak naprawdę cokolwiek, by się usprawiedliwić, ale... teraz nie był do tego zdolny.

[pewnie nie zdążę już więcej odpisać, więc pożegnam się ładnie, uprzedzając, że jutro prawie mnie nie ma (pewnie wpadnę rano, pewnie będę koło trzeciej, pewnie dotrę koło dziewiątej) i życząc dobrego wykorzystania weekendu :)) dobranoc, pchły na noc, a karaluchy na rano! :D]

«Najstarsze ‹Starsze   1001 – 1200 z 2348   Nowsze› Najnowsze»